HomeStandard Blog Whole Post (Page 509)

W procesie prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi kpt. Weroniki Sebastianowicz o rzekomy przemyt żywności, grodzieński sąd odesłał w piątek, 20 czerwca, do Urzędu Celnego przedstawiony przez ten urząd protokół.

Sad_Weroniki_Sebastianowicz_03

Prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi kpt. Weronika Sebastianowicz uważa odesłanie protokołu do Urzędu Celnego w Grodnie jako „małe zwycięstwo”.

2 kwietnia funkcjonariusze Urzędu Celnego w Grodnie skonfiskowali około 70 paczek z podstawowymi produktami, jak: mąka, cukier, makarony, kaszy, czekolada, kawa, herbata, olej roślinny i temu podobne, w domu Weroniki Sebastianowicz w Skidlu.

Żywność ta została zebrana w ramach wielkanocnej akcji charytatywnej „Rodacy Bohaterom”, organizowanej od kilku lat dwa razy do roku na Wielkanoc i Boże Narodzenie przez wrocławskie Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN w celu niesienia pomocy potrzebującym, żyjącym na Kresach – w tym na Białorusi, żołnierzom Armii Krajowej i ich rodzinom.

Podczas procesu sędzia Tatiana Giergiel pogubiła się w materiałach sprawy, gdyż różne dokumenty, dostarczone do sądu przez Urząd Celny, poświadczające rzekome przewożenie transportem konsularnym paczek z żywnością przez granicę, wskazywały na różne daty.

Giergiel także zwróciła uwagę na fakt, że według materiałów sprawy, decyzja nakazu rywizji u Weroniki Sebastianowicz została przyjęta 27 marca. Lecz sami celnicy nie mogli wyjasnić podczas procesu, czy dostali nakaz rewizji w tym samym dniu, czy dopiero 2 kwietnia.

Według wersji Urzędu Celnego niezidentyfikowana osoba z Polski nabyła i rozdawała niezidentyfikowanym osobom w Polsce partię produktów żywności i upominków, ocenionych przez celników na łączną kwotę równowartości blisko 4 tys. złotych. Potem ta, najpierw rozproszona wśród niezidentyfikowanych osób i przemycana drobnymi partiami na Białoruś, partia towaru znalazła się w domu Weroniki Sebastianowicz w Skidlu.

Zdaniem Urzędu Celnego Sebastianowicz miała koordynować cały ten przemyt, popełniając wykroczenie administracyjne, zagrożone karą grzywny wysokości od 5 do 30 tzw. stawek bazowych (od ok. 250 do 1400 złotych) w przypadku osoby fizycznej.

Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz przyznał, że „trudno powiedzieć, jakie będzie dalsze postępowanie Urzędu Celnego w Grodnie, ale wygląda na to, że chyba sprawa zostanie zakończona”.

– Proces pokazał, że paczki zostały dostarczone przez Konsulat Generalny RP w Grodnie, nie zaś przez jakąś zorganizowaną grupę przestępczą. A więc ten zarzut został, jak rozumiem, podważony” – zaznaczył Andrzej Chodkiewicz.

Sąd nie wyznaczył daty następnej rozprawy i nie okreslił, w jakim czasie Urząd Celny w Grodnie ma zweryfikować odesłany protokół.

Sędzia Tatiana Giergel zaznaczyła pod koniec rozprawy, że Stowarzyszenie Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi, którego przewodniczącą jest kpt. Weronika Sebastianowicz nie jest zarejestrowane na terenie Białorusi. Natomiast Weronika Sebastianowicz poinformowała ją, że organizacja została zarejestrowana jeszcze w 1993 roku.

Znadniemna.pl

W procesie prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi kpt. Weroniki Sebastianowicz o rzekomy przemyt żywności, grodzieński sąd odesłał w piątek, 20 czerwca, do Urzędu Celnego przedstawiony przez ten urząd protokół. [caption id="attachment_4837" align="alignnone" width="480"] Prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi kpt. Weronika Sebastianowicz uważa

Członkowie oddziałów Związku Polaków na Białorusi z podgrodzieńskich Weircieliszek i Jezior wspólnymi siłami postrzątali na początku czerwca kwaterę żołnierzy Armii Krajowej, poległych we wrześniu 1943 roku w boju z Niemcami pod wsią Stryjówka.

Gennadiusz Picko (stoi) podczas wycinania grożącej nekropolii uszkodzeniem roślinności

Gennadiusz Picko (stoi) pomaga wycinać grożącą nekropolii uszkodzeniem roślinność

– Dla Polaków, mieszkających w Jeziorach, Wiercieliszkach i okolicznych wsiach ta nekropolia jest bardzo ważna. Staramy się nią opiekować i utrzymywać w dobrym stanie, gdyż kwatera ta jest symbolem polskiej walki z faszyzmem niemieckim na tej ziemi. Jest to pomnik, będący jednym z fundamentów, na którym opiera się polska tożsamość okolicznych mieszkańców oraz ich poczucie lokalnego patriotyzmu – mówi prezes oddziału ZPB w Wiercieliszkach Gennadiusz Picko. Polski działacz mówi, że ostatnio w kwaterze i wokół niej zaczęła bujnie rosnąć różnoraka roślinność, co groziło uszkodzeniem ogrodzenia nekropolii i pomnika, upamiętniającego poległych żołnierzy.

Picko_krzaki

Wobec zagrożenia ze strony sił natury Polacy z Wiercieliszek i Jezior postanowili poświęcić jeden z wolnych od pracy dni czerwcowych na doprowadzenie kwatery poległych obrońców Ojczyzny do porządku. – Byłoby wstyd, gdyby w czasie objazdu grobów AK-owskich z okazji zbliżającej się 70. rocznicy operacji „Ostra Brama”, delegacje Konsulatu Generalnego RP w Grodnie i gości z Polski zastały tę kwaterę w zaniedbanym stanie – podkreśla Gennadiusz Picko. Działacz mówi, że wraz z kolegami ze swojego oraz jeziorskiego oddziału ZPB uzbroili się w pilarki benzynowe, topory, łopaty, miotły, pędzle oraz inny sprzęt i wycięli zarosty, grożące nekropolii uszkodzeniem. Krzyż wieńczący pomnik został pofarbowany, tak samo jak otaczające nekropolię betonowe słupki i zawieszony na nich łańcuch.

Picko_krzyz

farbowanie

sprzatanie

Kwatera w Stryjówce jest zbiorową mogiłą 32 partyzantów z oddziału podchorążego Zbigniewa Czarnockiego „Czarnego”. Byli żołnierzami VIII Uderzeniowego Batalionu Kadrowego (UBK) warszawskiej organizacji konspiracyjnej Konfederacja Narodu, scalonej jesienią 1943 roku z Armią Krajową. W składzie batalionu walczyli żołnierze AK, między innymi z okolic Białegostoku i Sokółki.

Podczas przemarszu oddziałów UBK z białostocczyzny na nowogródczyznę na przełomie lata i jesieni 1943 roku, dochodziło do częstych bitew i potyczek z oddziałami niemieckimi. 20 września 1943 roku, żołnierze z oddziału pchor. Zbigniewa Czarnockiego „Czarnego”, zostali – na skutek donosu – otoczeni przez Niemców we wsi Stryjówka. W walce poległo 32 żołnierzy, ocalało jedynie 3 partyzantów.

Znadniemna.pl

Członkowie oddziałów Związku Polaków na Białorusi z podgrodzieńskich Weircieliszek i Jezior wspólnymi siłami postrzątali na początku czerwca kwaterę żołnierzy Armii Krajowej, poległych we wrześniu 1943 roku w boju z Niemcami pod wsią Stryjówka. [caption id="attachment_4826" align="alignnone" width="480"] Gennadiusz Picko (stoi) pomaga wycinać grożącą nekropolii uszkodzeniem roślinność[/caption] -

Grodzieński Urząd Celny wnioskował o przesłuchanie chronionego immunitetem konsula generalnego RP w Grodnie w rozpoczętym dzisiaj  procesie o rzekomy przemyt żywności przeciwko kapitan Weronice Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi . Sąd wniosek oddalił, powołując się na brak uprawnień.

Weronika Sebastianowicz komentuje posiedzenie sądu

Weronika Sebastianowicz komentuje posiedzenie sądu

W rozpoczętym dzisiaj w Grodnie procesie przeciwko 83-letniej kapitan Weronice Sebastianowicz ps. „Różyczka”, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy Związku Polaków na Białorusi, o współudział w organizacji kanału przemytu żywności z Polski na Białoruś została ogłoszona przerwa do piątku 20 czerwca.

W toku dzisiejszego posiedzenia sąd przesłuchał kilku świadków: funkcjonariusza Urzędu Celnego w Grodnie, który 2 kwietnia dokonywał konfiskaty paczek z żywnością w domu Weroniki Sebastianowicz w Skidlu, dwóch świadków tej czynności, jednego z sąsiadów oskarżonej oraz kierowcy Konsulatu Generalnego RP w Grodnie, który do domu pani kapitan paczki z żywnością dostarczył.

Na sali sądowej

Na sali sądowej

Z zeznań przesłuchanych świadków wynika, iż nie ma pewności, jeśli chodzi o los i jakość, a więc także wartość,  skonfiskowanej 2 kwietnia żywności. Urząd Celny w Grodnie twierdzi, bowiem, iż część skonfiskowanych produktów miała przekroczony termin przydatności do spożycia. – Czy pani chciała rozdawać ludziom przeterminowaną żywność? – zapytała Weronikę Sebastianowicz sędzia Tatiana Giergiel. – Nie prawda, że produkty były przeterminowane. Niektóre miały termin spożycia do końca tego roku, a niektóre do końca roku 2015, a nawet 2016 roku – odparła zarzut prezes Stowarzyszenia ŻAK, tłumacząc, iż produkty zostały zebrane przez mieszkańców Polski w tym roku w ramach wielkanocnej akcji charytatywnej, mającej na celu wsparcie mieszkających na Białorusi w trudnych warunkach i potrzebujących pomocy kombatantów Armii Krajowej i ich rodzin.

Faktu należytego zabezpieczenia i opieczętowania skonfiskowanej żywności nie potrafili w sądzie jednoznacznie potwierdzić ani, przesłuchiwany przez obrończynię kombatantki AK Julię Jurgielewicz, celnik, ani inni świadkowie. Wiadomo tylko, że znalezione w domu Weroniki Sebastianowicz paczki zostały rozpakowane, wyjęte z nich produkty posortowane wedle rodzajów, złożone do pudeł i wywiezione z domu Weroniki Sebastianowicz samochodem Urzędu Celnego.

Poza prawidłowością procedury konfiskaty paczek, w sądzie próbowano ustalić, w jaki sposób i w jakim stopniu oskarżona była zaangażowana w proceder przemytu żywności z Polski na Białoruś. W tej kwestii sędzia oraz reprezentujący w sądzie Urząd Celny inspektor wydziału dochodzeń Wadim Dmitrijew bardzo szczegółowo przesłuchali kierowcę w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie, który 2 kwietnia dostarczył pojazdem konsularnym świąteczne paczki z żywnością do Skidla, do domu Weroniki Sebastianowicz. Odpowiadając na niektóre pytania, świadek zasłaniał się tym, że nie może ujawniać szczegółów, dotyczących pełnienia obowiązków służbowych w zagranicznej placówce dyplomatycznej. Sąd konfrontował zeznania kierowcy z danymi z kamer wideo, rejestrującymi czas przekraczania przez niego autem konsularnym przejścia granicznego między Polską, a Białorusią w dniu, w którym miał nastąpić przemyt paczek z żywnością dla kombatantów Armii Krajowej.

W wyniku szczegółowych dociekań sędzia pogubił się jednak w materiałach sprawy, gdyż różne dokumenty, dostarczone do sądu przez Urząd Celny, poświadczające rzekome przewożenie transportem konsularnym paczek z żywnością przez granicę, wskazywały na różne daty.

Wobec rozbieżności w datach, sędzia Tatiana Giergiel zdecydowała zażądać od celników dostarczenia danych z wideo monitoringu przejścia granicznego po stronie białoruskiej za okres kilku dni. Sędzia zdecydowała się też wezwać dodatkowo na świadka celnika, którego zeznania chciałaby skonfrontować z zeznaniami kierowcy konsulatu i który miałby poświadczyć, iż procedury konfiskaty paczek w domu Weroniki Sebastianowicz dokonano zgodnie z przepisami.

Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz

Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz

Obawiający się najwyraźniej tego, że zarzut postawiony prezes Stowarzyszenia ŻAK o jej współudział w organizacji kanału przemytu paczek z żywnością z Polski na Białoruś okaże się mało przekonujący dla sądu inspektor Wadim Dmitrijew wnioskował o przesłuchanie w procesie w charakterze świadka konsula generalnego RP w Grodnie Andrzeja Chodkiewicza. Zdaniem reprezentanta Urzędu Celnego polski dyplomata mógłby opowiedzieć, jakie polecenia wydawał pracującemu w kierowanej przez niego placówce kierowcy. Sędzia oddaliła wniosek, powołując się na to, iż polski konsul jest chroniony immunitetem dyplomatycznym i nie może zostać wezwany na świadka. Sam Andrzej Chodkiewicz ocenił, iż kierowca kierowanej przez niego placówki zeznawał w sądzie rozsądnie i w stopniu dopuszczalnie wyczerpującym zadowolił ciekawość  sądu.

Termin kolejnego posiedzenia w procesie przeciwko Weronice Sebastianowicz sąd wyznaczył na najbliższy piątek 20 czerwca na godzinę 12.00.

– Może sztucznie rozciągają w czasie ten proces, żeby niektórym ze skonfiskowanych produktów rzeczywiście skończył się termin ważności? – zastanawiała się po zakończeniu posiedzenia sądu Weronika Sebastianowicz. Pani kapitan nie ma złudzeń co do tego, iż skonfiskowane paczki da się odzyskać. Obawia się jednak o swoje dobre imię, gdyż zarzucono jej, iż mogłaby rozdawać potrzebującym kolegom ze Stowarzyszenia ŻAK zepsute produkty.

Przypomnijmy, iż Urząd Celny w Grodnie 2 kwietnia skonfiskował w domu Weroniki Sebastianowicz w Skidlu około 70 paczek z podstawowymi produktami, jak: mąka, cukier, kaszy, czekolada, kawa, herbata, olej roślinny i temu podobne. Żywność ta została zebrana w ramach wielkanocnej akcji charytatywnej „Rodacy Bohaterom”, organizowanej od kilku lat dwa razy do roku na Wielkanoc i Boże Narodzenie przez wrocławskie Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN w celu niesienia pomocy potrzebującym, żyjącym na Kresach – w tym na Białorusi, żołnierzom Armii Krajowej i ich rodzinom.

Postawienie przed sądem Weroniki Sebastianowicz za rzekomą koordynację przemytu tych paczek na Białoruś jest zdaniem niej samej przejawem niechęci państwa białoruskiego do Armii Krajowej, której żołnierze nie mają na Białorusi statusu weteranów drugiej wojny światowej, nie otrzymują z tego tytułu żadnej pomocy, a przez propagandę oficjalną nazywani są bandytami.

Weronice Sebastianowicz za rzekomo popełnione wykroczenie administracyjne grozi kara grzywny równowartości do 1400 złotych.

Znadniemna.pl

Grodzieński Urząd Celny wnioskował o przesłuchanie chronionego immunitetem konsula generalnego RP w Grodnie w rozpoczętym dzisiaj  procesie o rzekomy przemyt żywności przeciwko kapitan Weronice Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi . Sąd wniosek oddalił, powołując się na brak uprawnień. [caption id="attachment_4818" align="alignnone" width="480"] Weronika Sebastianowicz

„Przegraliśmy kolejną rozprawę sądową w Kijowie o zwrot kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie. Tak Ukraińcy podziękowali Polakom, którzy często narażając dobro własnego kraju, zaangażowali się w pomoc w walce o lepsze jutro Ukrainy” – pisze Halina Makowska w tekście opublikowanym przez „Kurier Galicyjski”.

Kosciol_we_Lwowie

Kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie

„Nam, obywatelom Ukrainy, mieszkańcom miasta, parafianom kościoła, należy się zagwarantowany przez konstytucję Ukrainy zwrot świątyni. Ale w naszym mieście prawa obywateli, niestety, nie są równe. Trzeba też jasno powiedzieć, że jest to policzek wymierzony nie tylko nam, ale i wielu polskim politykom, którzy starali się nam pomóc. W Kijowie, na Majdanie, za wolność Ukrainy ginęli zwykli ludzie chcąc zmienić rzeczywistość i walcząc o lepsze jutro dla swoich dzieci, a ci u władzy, w tym samym czasie stawiali rusztowanie na kościele Marii Magdaleny. I tak rusztowania stoją już od kilku miesięcy, nietrudno się domyślić dlaczego.

Dziwię się, że ktoś w ogóle chce przychodzić do tego kościoła na koncerty. Już któryś rok z rzędu kościół obciągnięty jest sznurkiem z napisem „spadają kamienie”. W przedsionku kościoła – wątpliwej jakości zdjęcia na wygiętych ramkach z patyczków, nieco dalej, wgłębi wnęki, zobaczymy przyklejony do ściany plastrem portret kardynała Josypa Slipyja. Kardynał miał na swoim koncie wiele lat lagrów sowieckich za wiarę i przekonania, a teraz powieszony przez dyrektora „sali organowej” pilnuje chyba, żeby katolikom nie oddali kościoła?

W środku, w kościele jest scena, która blokuje główne wejście do kościoła, w prawej nawie – przedpotopowa gaśnica pomalowana na czerwono z wiadrem i piaskiem, na organach wisi sztandar, a pod nim portret Szewczenki. Na samej scenie sztuczne kwiaty i regał z reklamą.

W takiej scenerii, tyłem do ołtarza, słuchają muzyki organowej miłośnicy muzyki poważnej – komentarz jest w tym miejscu zbędny. Zresztą, rzadko kto przychodzić tu dobrowolnie – dzieci na ogół są spędzane ze szkół. Natomiast chętnie przychodzą tu księża greckokatoliccy z klerykami – śpiewają ładnie, ale stoją tyłem do ołtarza i wtedy Najświętszy Sakrament trzeba wynieść do pancernej szafy w pokoiku o wielkości 8 m2. Stajenka w Betlejem była większa, w naszej nawet osiołek by się nie zmieścił.

Zwykle jest tak, jak powiada mądrość ludowa: zrobisz komuś dobrze, to kara cię nie minie. Więc nieuchronnie nasuwa się myśl, że w taki sposób odpłacają nam z nawiązką za pomoc w czasach komunistycznych prześladowań kościoła greckokatolickiego. Wówczas i duchowni, i wierni prześladowanej cerkwi znaleźli wsparcie w kościele rzymskokatolickim.

Wydawałoby się, że jesteśmy przegrani

Ale chcę w tym miejscu przytoczyć urywek z kazania, wygłoszonego w niedzielę wielkanocną przez naszego proboszcza, o. Pawła Tomysa: „W powieści Quo Vadis Henryk Sienkiewicz opisuje taką wzruszającą scenę: przygotowano arenę by stracić chrześcijan. Wpuszczono dzikie zwierzęta pantery, lwy i tygrysy. Kilka dni nie dawano im jeść, aby były jeszcze bardziej agresywne. Więźniów ogarnęła trwoga. Ci natomiast, którzy byli wolni, zbierali się potajemnie. Był wśród nich Piotr. Zewsząd słyszało się wiele skarg i narzekań. Było słychać płacz dzieci i kobiet. Wtedy apostoł Piotr, aby pocieszyć wszystkich zebranych, zwrócił się do nich takimi słowami: nawet jakby piasek w Rzymie wypił całą waszą krew, nawet, gdyby kamienie byłe mokre od waszych łez, nawet gdyby cała ziemia była pokryta waszymi ciałami, nie martwcie się jesteście zwycięzcami”.

Mimo wszystko, cały czas mamy nadzieję…

W ciągu 10 dni musimy złożyć apelację od wyroku sądowego, koszt opłat budżetowych wynosi 38 tys. hrywien. Trudno nam będzie w tak krótkim czasie uzbierać potrzebna sumę. Prosimy o pomoc. Wpłaty można dokonać na konto parafii:

РЕЛІГІЙНА ГРОМАДА РИМСЬКО-КАТОЛИЦЬКОЇ ЦЕРКВИ СВЯТОЇ МАРІЇ МАГДАЛЕНИ

Україна, 79013 м. Львів, вул. С. Бандери 8

Розрахунковий рахунок 26001053815707

ПриватБанк

ОКПО (ЗКПО) 26094889

МФО 325321

Halina Makowska, Kurier Galicyjski

O walce polskiej społeczności o kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie pisaliśmy m.in. tu: „Polacy ze Lwowa walczą o kościół św. Marii Magdaleny„.

Znadniemna.pl

„Przegraliśmy kolejną rozprawę sądową w Kijowie o zwrot kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie. Tak Ukraińcy podziękowali Polakom, którzy często narażając dobro własnego kraju, zaangażowali się w pomoc w walce o lepsze jutro Ukrainy” – pisze Halina Makowska w tekście opublikowanym przez „Kurier Galicyjski”. [caption id="attachment_4812"

16 czerwca 1944 r. w Jewłaszach nad Niemnem w walce z Niemcami zginął Jan Piwnik „Ponury” – cichociemny, szef Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK; legendarny dowódca partyzanckich zgrupowań w Górach Świętokrzyskich i oddziału dywersyjnego na Nowogródczyźnie.

Ponury

Jan Piwnik „Ponury”

W opinii Wojciecha Koenigsberga, autora książki „Droga „Ponurego”. Rys biograficzny majora Jana Piwnika”, legendarny partyzant był jedną z najbarwniejszych postaci polskiego podziemia niepodległościowego w czasie II wojny światowej.

„Osoba „Ponurego” już za życia otoczona została nimbem legendy porównywalnej z Hubalową. Dla społeczeństwa Kielecczyzny oraz Nowogródczyzny stała się symbolem niestrudzonej walki ze znienawidzonym okupantem” – pisał o „Ponurym” Koenigsberg.

Jan Piwnik urodził 31 sierpnia 1912 r. w rodzinie chłopskiej w Janowicach niedaleko Opatowa. Po maturze wstąpił do Szkoły Podchorążych Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Ukończył ją w 1933 r. W latach 1935-1939 był funkcjonariuszem policji. Skończył Szkołę Oficerów Policji Państwowej w Mostach Wielkich.

W wojnie obronnej 1939 r. uczestniczył jako dowódca kompanii w zmotoryzowanym batalionie polowym policji.

Internowany na Węgrzech, zdołał uciec i dotrzeć do Francji, gdzie w 1940 r. służył w 4. Pułku Artylerii Ciężkiej. Po klęsce Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii. W listopadzie 1941 r., jako jeden z pierwszych cichociemnych, został zrzucony do kraju. Początkowo otrzymał przydział do V Oddziału Komendy Głównej AK, zajmującego się zrzutami lotniczymi.

Od maja 1942 r. wchodził w skład „Wachlarza” – elitarnej organizacji ZWZ-AK działającej głównie na terenach położonych poza wschodnią granicą Rzeczypospolitej, która zajmowała się wywiadem i dywersją. W czerwcu 1942 roku objął w niej dowództwo II odcinka w Równem. Aresztowany przez Niemców w Zwiahlu, zdołał uciec z więzienia i przedostać się do Warszawy. 18 stycznia 1943 r. wsławił się brawurową akcją rozbicia więzienia w Pińsku, skąd uwolnił m.in. cichociemnego – Alfreda Paczkowskiego „Wanię”.

Od czerwca 1943 r. pełnił funkcję szefa Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK, gdzie został dowódcą Zgrupowań Partyzanckich, które przybrały jego pseudonim „Ponury”. To właśnie on założył partyzanckie obozowisko na Wykusie w Górach Świętokrzyskich. Dowodzone przez niego zgrupowanie było wówczas największą zwartą jednostką Armii Krajowej.

Ponury_02

Stoją od lewej: drugi (w głębi) ppor. Bojomir Tworzyański ps. „Ostoja”, trzeci ppłk Jan Szulc vel Janusz Szlaski ps. „Prawdzic”, piąty (z mapnikiem) por. Jan Piwnik ps. „Ponury”. 

W lutym 1944 r. „Ponury” został przeniesiony na obszar Nowogródzkiego Okręgu AK, gdzie w maju 1944 r. powierzono mu dowództwo VII batalionu 77 pułku piechoty AK. Poległ 16 czerwca 1944 r. pod Jewłaszami nad Niemnem w ataku na niemieckie bunkry. Został pochowany na wiejskim cmentarzu we wsi Wawiórka. Jego mogiłą opiekowała się miejscowa ludność polska.

O „Ponurym” nie można było mówić i pisać przez wiele lat po wojnie. Nawet po 1956 r. nie brakowało takich, którzy starali się nie dopuścić do popularyzacji tej postaci. Byli żołnierze „Ponurego” przez długi czas daremnie zabiegali o sprowadzenie jego prochów z Białorusi do kraju i godne ich pochowanie na ojczystej ziemi. Udało się to dopiero w 1987 r. Prochy „Ponurego” ekshumowano z cmentarza w Wawiórce i złożono w klasztorze w Wąchocku.

Uroczysty pogrzeb jednego z najsłynniejszych polskich partyzantów odbył się między 10 a 12 czerwca 1988 r. Urna z jego prochami została najpierw przewieziona z klasztoru w Wąchocku do rodzinnej wioski Janowice. Potem trafiła do wioski Michniów, która w latach wojny była bazą oddziałów partyzanckich. Za pomoc udzielaną żołnierzom „Ponurego” Niemcy doszczętnie ją spalili, a ponad 200 jej mieszkańców zamordowali (12-13 lipca 1943 r.).

W pogrzebie prochów „Ponurego” uczestniczyli jego dawni podkomendni, a także byli żołnierze Armii Krajowej z innych części Rzeczypospolitej. Stawiło się wtedy 70 pocztów sztandarowych różnych formacji AK. Urna ze szczątkami legendarnego dowódcy, umieszczona została na chłopskim wozie wymoszczonym jedliną, przykryta czerwono-czarną tradycyjną zapaską świętokrzyską i przewieziona na Wykus, w samo serce Puszczy Jodłowej, gdzie znajduje się sanktuarium partyzanckich oddziałów Armii Krajowej.

12 czerwca 1988 r. umieszczono prochy Jana Piwnika w murach średniowiecznego klasztoru cystersów w Wąchocku. Jan Piwnik „Ponury” odznaczony był Orderem Virtuti Militari kl. V oraz dwukrotnie Krzyżem Walecznych.

Ponury_03

Skan dokumentu pochodzi z archiwum londyńskiego Studium Polski Podziemnej

W 2012 r., w związku z obchodami 100-lecia urodzin „Ponurego” minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak awansował go do stopnia pułkownika. Z tej samej okazji prezydent Bronisław Komorowski nadał pośmiertnie legendarnemu partyzantowi Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski.

PAP

16 czerwca 1944 r. w Jewłaszach nad Niemnem w walce z Niemcami zginął Jan Piwnik "Ponury" - cichociemny, szef Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK; legendarny dowódca partyzanckich zgrupowań w Górach Świętokrzyskich i oddziału dywersyjnego na Nowogródczyźnie. [caption id="attachment_4807" align="alignnone" width="480"] Jan Piwnik "Ponury"[/caption] W opinii Wojciecha Koenigsberga, autora

Nadniemeńska Grodzieńszczyzna, Ziemia Dobrych Ludzi zapewne ukształtowała tutejsze charaktery nie tylko swymi niezwykłymi dziejami, ale także pięknem krajobrazu. Magiczny Niemen, lidzkie bory, dolina Czarnej Hańczy, Marychy i Mołczadki, cudne północne niebo i przestrzenie pól zawsze inspirowały twórczo dusze tutejszych Artystów.

Winnicki_Julian

Autor artykułu prof. Zdzisław Julian Winnicki podczas konferencji naukowej w Grodnie w 2002 roku

Miałem i mam to szczęście, że z kilkoma z Nich się zaprzyjaźniłem. Gdzieś około roku 1994-95, gdy rankiem zdawałem klucze od pokoju w hotelu Turist, recepcjonistka przekazała: «K Wam zwanili, Was żdut na Sowietskoj tri!». Nie trzeba było pytać o to, Kto dzwonił. Na Dominikańskiej 3 w pracowni Mistrza Stanisława czekali On sam oraz nieodłączni Rysio Dalkiewicz i Wacek Danowski. Do Grodna przybyłem wraz z kolegami późną nocą, a Oni już z samego rana wiedzieli i zapraszali!

U Stasia w uporządkowanej pracowni pełnej większych i mniejszych obrazów, grafik, szkiców, pędzli, farb, kartonów i bristoli siedzieli Trzej Wspaniali Muszkieterowie Pędzla i jeszcze dwu innych grodzieńskich Artystów członków Towarzystwa Polskich Plastyków na Białorusi. Było piękne lato, Dominikańska już żyła, na niebie płynęły wspaniałe grodzieńskie cumulusy, jakby wprost z obrazów Ferdynanda Ruszczyca. Po serdecznym powitaniu Staszek poprosił o chwilę ciszy, a mnie usadził na jednym z solidniejszych krzeseł swojej artystycznej kwatery. Znaliśmy się już nieco ponad dwa lata i dotąd takiej ceremonii nie pamiętałem? Staszek z Ryśkiem, który wtedy prezesował Towarzystwu, wstali i wygłosili laudację … dla mnie!

artysci

Ryszard Dalkiewicz, Wasyl Martyńczuk i Stanisław Kiczko

W kilku poważnych (na Nich!) słowach – zawsze żartowali, śmiali się i w ogóle mieli świetny nastrój, oświadczyli, iż doceniają moją pracę oświatową na rzecz polskich środowisk Grodzieńszczyzny, teksty w «Głosie znad Niemna» i «Magazynie Polskim», zaś nade wszystko działalność «Straży Mogił Polskich» – na Wschodzie i wręczyli mi: legitymację nr 3 (!!! Nr 1. Tadeusz Gawin, nr 2. docent Paweł Zworski mąż, ojciec i teść znakomitych Artystów z Wrocławia, z którego żartowaliśmy, że jest najlepszym inżynierem wśród Artystów i najlepszym Artystą wśród inżynierów) Honorowego Członka TPPnB, a w chwilę po tym … mój portret, namalowany przez Mistrza Dalkiewicza.

Na portrecie, mimo iż wówczas byłem skromnym doktorem nauk, widniałem w purpurze i w rektorskich gronostajach z berłem dumnie spoglądając w Przyszłość… oświadczyli przy tym czytając napis na odwrocie obrazu, że w uznaniu zasług oświatowych oraz kierowania upamiętnieniami polskiej martyrologii na Grodzieńszczyźnie i Nowogródczyźnie – mianują mnie Rektorem Akademii Kresowej! Kochani Koledzy, zamurowało mnie, wzruszyło, a później było tylko wesoło. Jak zawsze na Dominikańskiej 3. Legitymację do dzisiaj przechowuję z pietyzmem (i podaję jako wyróżnienie w różnych ankietach zawodowych), zaś portret «rektorski » wisi na honorowym miejscu w moim profesorskim gabinecie na Uniwersytecie Wrocławskim.

Obok portretu dwie Rysiowe wizje, rapsodie niemeńskie, a w domu galeria Staszkowych grafik świątyń Grodzieńszczyzny i jeszcze trzy niemeńskie dalkiewicze. Nie mam tylko akwarel Wacława. Porozbierano mi je we Wrocławiu. Miałem nadzieję na kolejne, ale kochany dobry Wacek tak szybko odszedł…

artysci_01

Wacław Danowski (drugi z lewej) podczas posiedzenia założycielskiego Towarzystwa Plastyków Polskich na Białorusi w 1992 roku. Fot.: Jarosław Waniukiewicz

Wybiegając nieco naprzód w tej krótkiej opowieści – obrazy niemeńskie i świątynie Grodzieńskie otrzymałem od obu Przyjaciół także wiele lat później, gdy po tragicznym wypadku, jakiego doznałem, Obaj – Staszek i Rysio specjalnie przyjechali do mnie do szpitala w tak dalekim Wrocławiu i podarowali mi wizerunki tego czego jak sądziłem, już nie zobaczę. Staszek, nieco strapiony sytuacją, ale mimo wszystko z tym swoim nieodłącznym przyjaznym uśmiechem, powiedział: «Nie bój się, my Polacy mamy szczególne względy u Pana Boga» (i dodał ciszej: «Przecież wiadomo, że Pan Bóg jest… Polakiem! »). Trochę racji miał, ale nie całkiem. Odwiedzili mnie wówczas także zacny ks. Stanisław Pacyno z Lidy i niezawodny Tadek Gawin, no i oczywiście Tereska Sobol z Iwieńca. Tadzio Malewicz (też Artysta, bo rzeźbi w drewnie!) przysłał serdeczny list (Pani Bronia z Nieświeża – zioła, a ciocia Albina ze Starzynek – zaświadczenie o Mszy świętej).

Tacy tutaj Ludzie, a wśród Nich Staszek Kiczko i Rysio Dalkiewicz. W każdym razie z trudem, ale Grodno i ukochany Niemen oraz Świteź znowu zobaczyłem! Lidę, Wołkowysk, Nowogródek, Rubieżewicze, Nowogródek, Iwieniec i Mińsk także. Teraz znów nie mogę, ale to nie sprawa zdrowia lecz … i tu znów dygresja: gdy nie mogąc nawiedzać i badać naukowo umiłowanych zakątków Grodzieńszczyzny, Nowogródczyzny i Mińszczyzny, przeniosłem swoje peregrynacje za miedzę, na litewską Wileńszczyznę, Staszek i Rysiek szybko mnie namierzyli i odnaleźli w … Solecznikach, gdzie sami artystycznie od lat współpracują z Grażyną Zaborowską dyrektorką Rejonowego Centrum Kultury.

Wynajęli auto, znaleźli kierowcę jechali prawie dwieście kilometrów przez granicę i mnie odnaleźli! Prawda Mickiewiczowskiego poematu spod Oszmiany – «przysłowia niedźwiedziego», o tym, że prawdziwych «Przyjaciół poznajemy w biedzie», okazała się w pełni prawdziwa. Wspaniała Stasiowa pracowania zawsze mi imponowała. Lubiłem oglądać, dotykać dzieł skończonych i zaczętych, wypytywać o tematy i techniki sztuki. Wiele dzieł Staszka ma żółtawy odcień albo tło – żartowałem, że zapewne w tej pracowni krąży duch Marca Chagalla (też żółte tła), gdyż Staszek ukończył Akademię Sztuk Pięknych właśnie w chagallowskim Witebsku. Dopiero po co najmniej trzeciej wizycie nauczyłem się pytać, ale nie zachwycać obrazami bo każdy, którym szczególnie się cieszyłem, Stanisław (przecież Polak, nie Gruzin!) natychmiast zdejmował z ściany i z uśmiechem wręczał mi w podarunku! Tak niechcący zostałem obdarowany miniaturką – obrazkiem Fary Grodzieńskiej, obrazkiem niewielkim, ale wyraźnie dla Mistrza Staszka wiele znaczącym. Podobnie było z grafi ką Zamku Stanisławowskiego. Niech mi to Staszek wybaczy – a wybaczy jak Go znam na pewno, bo to mój szczery Przyjaciel. Rysio z kolei wręczał mi swoje oleje z Rzeką i krajobrazami bohatyrowickimi. Od tamtego czasu aż do roku 2005, ilekroć byłem w Grodnie, raczej przejazdem, zawsze nawiedzałem tę małą świątyńkę sztuki, która była domem wszystkich polskich Artystów Grodna. Nie tylko Ich, bo Staszek zawsze serdecznie przyjmował wszelkich innych gości zwłaszcza z Polski – Korony. W pewnym momencie miał gościa niezwykle interesującego, bo warszawianina, urodzonego w Grodnie na… Dominikańskiej 3 – w Jego Pracowni!

Pracownia na pierwszym piętrze (po sowiecku – drugim) zajmowała jasny pokój z balkonikiem od ulicy, przedpokój i pomieszczenie – składzik na farby, płótna, stelaże i jakieś butelki. Wchodziło się po schodach, których nie remontowano zapewne od 17 września 1939 roku. Obok mieszkali dziwni ludzie. Stan budynku odpowiadał ówczesnej nazwie ulicy: sowietskaja, ale w Pracowni, zawsze byliśmy na Dominikańskiej! Zwłaszcza do czasu, gdy uliczne krawężniki odznaczały się półkolistym wytłoczonym napisem Magistrat Miasta Grodna. Położone w historycznym centrum miasta obiekty wraz z urynkowieniem stały się cenne. Podniesiono czynsze, na które Staszka nie było stać. Kto dzisiaj użytkuje lokal przy Dominikańskiej 3? – nie wiem. Wiem jednak, że wspomnienia o tym miejscu nie tylko w mojej pamięci pozostaną bardzo długo. Zapewne na zawsze.

Jak wspomniałem Staszek przyjeżdżał (niestety rzadko) do Wrocławia i Obornik Śląskich gdzie jako Oddział «Wspólnoty Polskiej» organizowaliśmy Plenery Polonijne. Ryszard z kolei w Obornikach prawie się rozpanoszył! Widywałem Ich obu na kolejnych Zjazdach ZPB. Objeżdżaliśmy naszą starą nyską Straży Mogił Polskich okolice Kanału Augustowskiego. Wraz z Ryśkiem i Wackiem aranżował nasze wystawy w ramach akcji Wszechnica Polska na Wschodzie. Ale przede wszystkim każdy z Nich zawsze był przemiłym Kompanem, Kolegą, Przyjacielem. Staszka cechowała niezwykła skromność, a to przecież Artysta, którego obrazy znają wszystkie ośrodki polonijne na świecie z skarbcem prywatnym, dziś świętego Jana Pawła II na czele, któremu dar od Polaków z Białorusi wręczał osobiście. Zawsze też pamiętał, Kim jest: POLAKIEM.

Ryś jest inny, ale … taki sam! Nie ma, niestety, Wacka – ciepłego Człowieka o sercu gołębia. Często o Nim myślę – jak tylko nieco wyzdrowiałem, odwiedziłem Go na cmentarzyku w Łunnie. Obaj moi Przyjaciele obchodzili niedawno swe Jubileusze. Nie byłem na nich, ale widziałem fotografie w polskiej prasie grodzieńskiej. Ich uśmiechnięte twarze gdy stali otoczeni Przyjaciółmi i znajomymi. Byli/są w świetnej kondycji. Będą nadal żyli dla Piękna, które odtwarzają i tworzą. Są częścią polskiej Grodzieńszczyzny. Bez Nich też byłaby piękna, ale z Nimi jest piękniejsza. PS. Rysiu, Staszku, we wrześniu znów będę w Solecznikach…

Zdzisław Julian Winnicki/”Magazyn Polski”

Nadniemeńska Grodzieńszczyzna, Ziemia Dobrych Ludzi zapewne ukształtowała tutejsze charaktery nie tylko swymi niezwykłymi dziejami, ale także pięknem krajobrazu. Magiczny Niemen, lidzkie bory, dolina Czarnej Hańczy, Marychy i Mołczadki, cudne północne niebo i przestrzenie pól zawsze inspirowały twórczo dusze tutejszych Artystów. [caption id="attachment_4798" align="alignnone" width="480"] Autor artykułu

Niedawno w galerii Kryga odbyła się prezentacja pocztówek «Grodzieńska architektura drewniana», wydanych z inicjatywy portali harodnia.com i «Twoj styl» oraz Warsztatu Idei. Autorką rysunków jest Natalia Klimowicz z Towarzystwa Plastyków Polskich na Białorusi. Organizatorzy akcji w ten sposób chcą zwrócić uwagę społeczności na stan ginącej na naszych oczach ważnej części spuścizny miasta.

Nowy_Swiat_1

Jedna z perełek Nowego Świata – dom przy ul. Juliusza Słowackiego 19. Rys.: Natalii Klimowicz

Na pocztówkach można zobaczyć fragment dzielnicy Nowy Świat: drewniane domy, drzwi, okna z okiennicami, inne zdobienia. Nowy Świat to dzielnica Grodna w samym centrum miasta, cały kwartał zwartej drewnianej zabudowy pomiędzy ulicami Gorkiego, Mickiewicza, 17 września i 1 maja. Na Nowym Świecie są przedwojenne modernistyczne wille, zielone ogródki, a nawet pozostałości po przedwojennych szpalerach z drzew, urocze uliczki i drewniane domki z rzeźbionymi zdobieniami. Przed wojną mieszkała tu miejska inteligencja. Większość domów jest mocno zniszczona, m.in. przez przebudowania, które prowadzą obecni właściciele, przez co domki tracą swoją autentyczność i styl.

O zachowanie zabytków drewnianej architektury niejednokrotnie apelowali nasi Autorzy na łamach «Magazynu Polskiego». Niestety, czas nie jest naszym sprzymierzeńcem – wkrótce może się stać, że już niczego nie pozostanie do uratowania. Architektura drewniana, oczywiście, nie jest tak trwała jak budowle z cegły czy kamienia, ale w Grodnie powodem do wyburzenia nie jest jej stan. To władze miejskie podejmują decyzje o usunięciu, zamiast o nie dbać. Zresztą, zdaniem historyka Andreja Waszkiewicza, zły stan zabytku nie może być powodem do jego wyburzenia, bo zabytek to zabytek i trzeba go chronić.

Podczas prezentacji pocztówek Andrej Waszkiewicz opowiedział o problemach, które są z zachowaniem drewnianych zabytków w Grodnie i na Białorusi. Jego zdaniem, zachować je trzeba w tych miejscach, gdzie one są ciekawe pod względem ich stylowości architektonicznej i mogą stać się atrakcją turystyczną.

Nowy_Swiat

Dom na Kolonii Nauczycielskiej. Rys.: Natalii Klimowicz

– Od roku 2006 dużo zrobiono, żeby zachować drewnianą architekturę. Szczególnie to dotyczy dzielnicy Nowy Świat, przygotowano dokumentację na nadanie wielu budynkom statusu zabytku. Razem z entuzjastami zachowania tej dzielnicy urządziliśmy plener fotograficzny, organizowaliśmy wycieczki po Nowym Świecie – mówi Andrej Waszkiewicz. – Nawet utworzono komisję przy Urzędzie miasta ds. Nowego Świata, posiedzenie odbyło się w 2012 roku i, niestety, na tym działalność komisji się zakończyła. A mieszkańcy dalej zamieniają okna oraz drzwi na plastykowe i nikogo to nie obchodzi. Trzeba coś im zaproponować w zamian, by tego nie robili. Nie warto przecież zamieniać zabytkowych drewnianych drzwi tylko po to, by zamontować domofony. Z tym problemem można poradzić, w Grodnie są przykłady, gdy do starych drzwi wstawiano domofony. Co miasto mogłoby zrobić dla uratowania Nowego Świata? Na przykład, przyjąć takie rozwiązanie: mieszkańcy starych domów otrzymują mieszkania w blokach, a chętni za symboliczną kwotę nabywają zabytkowe drewniane domy. W zamian zobowiązują się zachować oryginalną architekturę i zdobienia domków, wewnątrz mogą dostosowywać dom do nowoczesnych wymogów i swoich potrzeb mieszkalnych lub biznesowych. W ten sposób perełka Grodna zyskuje drugie życie stając się modną dzielnicą z uroczymi kafejkami i sklepikami, miejscem spotkań i pracy artystów. Miejscem, do którego lubią przychodzić grodnianie i turyści. O podobnym scenariuszu nie raz się mówiło w środowisku historyków i krajoznawców.

To jak najbardziej realna wizja do zrealizowania będąca w gestii władz miejskich. Jako przykład Andrej Waszkiewicz podaje Tomsk, miasto na Syberii. Swoim Brandem miasto uczyniło drewnianą architekturę i to się udało zrobić na początku XXI wieku, zawdzięczając determinacji społeczności w walce o zabytki. Zyskali na tym wszyscy, a odnowione drewniane domy kupców niby magnes przyciągają turystów.

Obecnie władze grodzieńskie nie chcą słyszeć o uratowaniu Nowego Świata i jedyne co robią, to burzą kolejne zabytki i wyrażają zgodę na różne dobudowania, które zniekształcają stare domy. Dla władz to zbyt uciążliwe dziedzictwo, a ziemia w centrum miasta, jak wiadomo, jest na wagę złota.

Najstarszym zabytkiem architektury drewnianej w Grodnie jest lamus klasztoru brygidek, ma on status zabytku. Ostatnio, co prawda odmłodzony o sto lat przez profesor Marię Kałamajską, która znalazła temu potwierdzenie w dokumentach archiwalnych. Oficjalny status zabytków, dzięki staraniom historyka Igora Trusowa, mają otrzymać wkrótce trzy drewniane domy przy ul. Miodowej. Decyzja w tej sprawie została przyjęta przez białoruskie Ministerstwo Kultury, teraz kolej na uchwałę Rady Ministrów RB. To przykład, że dobrze przygotowane, z naukowego punktu widzenia, działania skutkują!

Podczas prezentacji w galerii Kryga historyk Tatiana Kasataja przedstawiła model-składankę ratuszu grodzieńskiego, autorstwa architekta z Mińska Andreja Szułajewa. To już druga z kolei składanka nieistniejącego ważnego zabytku Grodna, pierwszą była Fara Witoldowa. W taki sposób zostaną wykonane wszystkie zabytki na rynku grodzieńskim. Przynajmniej w ten sposób pozostaną w świadomości grodnian. Co ważne – młodych mieszkańców miasta.

A co z Nowym Światem? Czy wydane pocztówki i wysiłki części historyków i krajoznawców nic nie zmienią i już czas na requiem? Usiłuję znaleźć światełko na końcu tunelu. Na razie go brak…

Irena Waluś/”Magazyn Polski” 

Niedawno w galerii Kryga odbyła się prezentacja pocztówek «Grodzieńska architektura drewniana», wydanych z inicjatywy portali harodnia.com i «Twoj styl» oraz Warsztatu Idei. Autorką rysunków jest Natalia Klimowicz z Towarzystwa Plastyków Polskich na Białorusi. Organizatorzy akcji w ten sposób chcą zwrócić uwagę społeczności na stan ginącej

Porozumienie między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej i Rządem Republiki Białoruś o współpracy w dziedzinie edukacji zostało parafowane przez ambasadora Republiki Białoruś w Warszawie Aleksandra Averyanova oraz dyrektora Departamentu Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ RP Tomasza Szeraticsa.

Ambasador RB w Warszawie Aleksander Averyanov,  wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Elena Kupczyna, podsekretarz stanu w MSZ RP Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz oraz dyrektor Departamentu Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ RP Tomasz Szeratics, fot.:mfa.gov.by

Ambasador RB w Warszawie Aleksander Averyanov, wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Elena Kupczyna, podsekretarz stanu w MSZ RP Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz oraz dyrektor Departamentu Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ RP Tomasz Szeratics, fot.:mfa.gov.by

Dokument, regulujący m.in. zasady kierowania na Białoruś nauczycieli języka polskiego był negocjowany od kilku lat i został parafowany na marginesie polsko-białoruskich konsultacji politycznych, które przeprowadziły w Warszawie podsekretarz stanu w MSZ RP Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz i wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Elena Kupczyna.

„Podczas spotkania omówiono relacje pomiędzy Unią Europejską a Białorusią oraz stosunki dwustronne. Rozmowy dotyczyły m.in. dialogu historycznego. Ponadto rozmówcy poruszyli kwestię sytuacji mniejszości polskiej na Białorusi” – czytamy w komunikacie Biura Rzecznika Prasowego MSZ RP.

Fakt rozmów na temat sytuacji mniejszości polskiej na Białorusi oraz mniejszości białoruskiej w Polsce potwierdza komunikat MSZ Białorusi na temat konsultacji. Z niego dowiadujemy się jednak, że główny temat rozmów dotyczył współpracy gospodarczej i transgranicznej.

Podczas parafowania porozumienia o współpracy w dziedzinie edukacji, fot.:mfa.gov.by

Podczas parafowania porozumienia o współpracy w dziedzinie edukacji, fot.:mfa.gov.by

– Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie istotnie przybliży nas do rozwiązania naszych dwustronnych problemów, tym bardziej, że w ostatnich miesiącach odnotowujemy pozytywną dynamikę naszych relacji. Odnosimy wrażenie, że Białoruś jest gotowa do bardziej konstruktywnej współpracy i dialogu również w odniesieniu do najtrudniejszych i bolesnych tematów – podkreśliła wiceszefowa polskiej dyplomacji Katarzyna Pełczyńska Nałęcz.

Znadniemna.pl na podstawie msz.gov.pl i mfa.gov.by

Porozumienie między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej i Rządem Republiki Białoruś o współpracy w dziedzinie edukacji zostało parafowane przez ambasadora Republiki Białoruś w Warszawie Aleksandra Averyanova oraz dyrektora Departamentu Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ RP Tomasza Szeraticsa. [caption id="attachment_4782" align="alignnone" width="480"] Ambasador RB w Warszawie Aleksander Averyanov, wiceminister

„Zmiana w nastawieniu do Mińska musi się wiązać ze zmianą nastawienia Mińska do białoruskich Polaków, w tym do symbolicznej dla nich postaci – Weroniki Sebastianowicz” – pisze w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” publicysta, komentator spraw międzynarodowych Jerzy Haszczyński.

Zamieszczamy pełną treść komentarza znanego dziennikarza:

Jerzy Haszczyński, fot.:rp.pl

Jerzy Haszczyński, fot.:rp.pl

Sędziwi wrogowie białoruskiego reżimu

To, jakich wrogów wyznaczają sobie reżimy i dyktatury, wiele mówi o nich samych.

Ak-owcy z Białorusi składają wieniec przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, 1 marca 2014 roku

Ak-owcy z Białorusi składają wieniec przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, 1 marca 2014 roku

O Białorusi Aleksandra Łukaszenki wiele mówi więc wyznaczenie na wroga 83-letniej szefowej Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej Weroniki Sebastianowicz i garstki jeszcze bardziej sędziwych kombatantów AK.

Na celowniku wszechwładnego Łukaszenki jest skromna kobieta, której oręż to wspaniały, bohaterski życiorys. Łączniczka Armii Krajowej, która złożyła przysięgę w wieku 13 lat, potem sybiraczka, więźniarka sowieckich łagrów w Workucie i Kraju Krasnojarskim, a w czasach Łukaszenki – obrończyni polskości i pamięci polskich ofiar sowieckich represji.

Weronika Sebastianowicz, żyjąca legenda i wzór dla Polaków na Białorusi, po raz kolejny jest nękana przez władze. Tym razem zarzuca się jej szmugiel żywności, czyli darów od polskiej organizacji dla rodzin weteranów Armii Krajowej na Białorusi. Jeżeli chodzi o prześladowania Polaków, to pomysłowość białoruskich urzędników jest nieograniczona: w przeszłości wiekowym kombatantom zarzucano już przemyt narkotyków.

AK_dziekuje_za_paczki

Dlaczego reżim wyznacza sobie na wrogów takich ludzi jak Weronika Sebastianowicz? Bo jest ona symbolem Armii Krajowej, polskości, zachodnich wpływów. A to nie pasuje do polityki historycznej Łukaszenki, w której główną rolę odgrywa upudrowana wizja Związku Radzieckiego.

Na początku lat 50. Weronikę Sebastianowicz sowiecki sąd skazał na zesłanie do łagru za utrzymywanie „przestępczego kontaktu z nacjonalistyczną bandą tak zwanej Armii Krajowej”. Ocena AK w dzisiejszej Białorusi niewiele od tego odbiega.

Ostatnio (nie po raz pierwszy) Aleksander Łukaszenko wydaje się skłonny do jakiegoś porozumienia z Zachodem. Przestraszył się agresywnych działań Kremla na Ukrainie i zapowiadanej ochrony Rosjan i rosyjskojęzycznych niezależnie od tego, gdzie mieszkają. A w kraju Łukaszenki ich nie brakuje.

Polska też wydaje się skłonna do zmiany polityki izolacji Białorusi. Jeżeli miałaby rzeczywiście nastąpić zmiana w nastawieniu do Mińska, to musi się wiązać ze zmianą nastawienia Mińska do białoruskich Polaków. W tym do symbolicznej dla nich postaci – Weroniki Sebastianowicz.

Znadniemna.pl za Jerzy Haszczyński/„Rzeczpospolita”

„Zmiana w nastawieniu do Mińska musi się wiązać ze zmianą nastawienia Mińska do białoruskich Polaków, w tym do symbolicznej dla nich postaci – Weroniki Sebastianowicz” – pisze w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” publicysta, komentator spraw międzynarodowych Jerzy Haszczyński. Zamieszczamy pełną treść komentarza znanego dziennikarza: [caption id="attachment_4771" align="alignnone" width="480"]

Minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej nie wykluczył podpisania porozumienia o ułatwieniach wizowych z Unią Europejską podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Rydze w 2015 r.

Makiej

Uładzimir Makiej

„Nie chciałbym teraz podawać konkretnego terminu. Będziemy spokojnie pracować nad tym, żeby uzyskać korzystne dla obu stron pod względem treści i formy porozumienie dotyczące odpowiednich umów o ułatwieniach wizowych i readmisji z Unią Europejską. Ale jako jeden z możliwych terminów orientacyjnych możemy podać tę datę (szczytu PW pod koniec 2015 r.)” – powiedział Makiej w wywiadzie dla agencji BiełaPAN, opublikowanym w środę w niezależnej gazecie „Biełorusskije Nowosti”.

Dodał, że to bardzo ważne, iż doszło do zadeklarowania obustronnego zainteresowania rozmowami w tej sprawie, zaznaczył jednak, że jest to proces długotrwały, w trakcie którego może dojść do natrafienia na „podwodne rafy i trudności”.

Białoruś i Unia Europejska rozpoczęły negocjacje w sprawie porozumień o ułatwieniach wizowych i readmisji pod koniec stycznia. Mają się one skoncentrować na uproszczeniu procedur wydawania wiz krótkoterminowych oraz readmisji nielegalnych imigrantów. Prace nad porozumieniami będą toczyć się osobno, ale umowy muszą wejść w życie równocześnie.

Makiej podkreślił, że Białorusi zależy na „normalnych, równoprawnych stosunkach politycznych, handlowo-gospodarczych i innych ze wszystkimi państwami UE”.

Jak zaznaczył, Unia jest drugim co do wielkości partnerem handlowo-gospodarczym Białorusi po Rosji. Ze względów m.in. geograficznych Białoruś rozwija aktywniejszą współpracę z państwami sąsiednimi: Litwą i Łotwą. Zaznaczył jednak, że „w ostatnim czasie dały się zauważyć pozytywne postępy w stosunkach z Polską”.

Podkreślił, że Białoruś uważa program Partnerstwa Wschodniego za „bardzo ważne narzędzie normalizacji stosunków z Unią Europejską”. „Dopóki ta inicjatywa odpowiada naszym interesom narodowym, będziemy uczestniczyć w tym projekcie bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie” – podkreślił.

Dodał jednak, że po 5 latach istnienia tego programu dojrzała konieczność jego udoskonalenia. Według niego partnerzy zbyt często ograniczają się do omawiania kwestii technicznych i organizacyjnych bez zastanowienia nad tym, „co ta inicjatywa powinna dawać państwom-uczestnikom PW i UE ze strategicznego punktu widzenia”.

Najważniejsze – jego zdaniem – to „utrzymać niezależność terytorialną i suwerenność państw-uczestników tej inicjatywy, ich bliskość do Europy i Unii Europejskiej”. Ważne jest także, jak dodał, podtrzymywanie gospodarczej i ekonomicznej stabilności w regionie.

Według Makieja więcej uwagi należy poświęcić „kwestiom bezpieczeństwa z uwzględnieniem ostatnich wydarzeń w regionie, problemom dobrobytu mieszkańców, niedyskryminowania żadnych państw uczestniczących w PW” oraz ich równorzędności.

Zaznaczył przy tym, że Partnerstwo Wschodnie nie powinno być traktowane jako alternatywa udziału w innych strukturach integracyjnych i nie należy stawiać jego uczestników przed wyborem: PW albo Unia Celna Białorusi, Rosji i Kazachstanu.

Wyraził też przekonanie, że „wizerunek Białorusi jest demonizowany w opinii publicznej na Zachodzie”, a podobne sytuacje są opisywanie inaczej zależnie od tego, czy mają miejsce na Białorusi, czy też w którymś z państw unijnych.

Odnosząc się do podpisania 29 maja porozumienia o utworzeniu 1 stycznia 2015 r. Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej na bazie Unii Celnej, oznajmił, że Białoruś nie popada w euforię z tego powodu, gdyż „porozumienie w tej postaci, w jakim zostało podpisane, nie odpowiada temu, o którym wszystkie strony mówiły wcześniej”.

Dodał, że w porozumieniu nie przewidziano wspólnego rynku gospodarczego. „Na razie mowa o osobnych rynkach trzech państw z odpowiednimi wyjątkami i ograniczeniami” – zaznaczył.

Tłumacząc, dlaczego Białoruś podpisała to porozumienie, chociaż nie była z niego zadowolona, odparł, że było to ważne, „bo oznaczało kontynuację dalszych procesów integracyjnych”.

Małgorzata Wyrzykowska (PAP)

Minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej nie wykluczył podpisania porozumienia o ułatwieniach wizowych z Unią Europejską podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Rydze w 2015 r. [caption id="attachment_4765" align="alignnone" width="464"] Uładzimir Makiej[/caption] „Nie chciałbym teraz podawać konkretnego terminu. Będziemy spokojnie pracować nad tym, żeby uzyskać korzystne dla obu

Skip to content