HomeStandard Blog Whole Post (Page 186)

Ambasada RP w Mińsku przygotowuje się do obchodów stulecia polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. W związku z tym dyplomaci postawili sobie za cel odwiedzenie najważniejszych polskich cmentarzy wojskowych tego okresu na Białorusi.

Cmentarz w Hermanowiczach znajduje się pod obieką Straży Mogił Polskich. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

W środę 8 lipca polska delegacja odwiedziła bratnie mogiły w Łużkach, Hermanowiczach i Jaznie. Kierował nią dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński, a w objeździe wzięli udział pani konsul Maria Kalinowska, przedstawiciel attaszatu wojskowego Cezary Adamus, oficer łącznikowy Straży Granicznej Marek Gierasimiuk, oficer łącznikowy Policji Marcin Chruściel oraz radca ambasady Arkadiusz Kłębek.

Łużki: póki tu żyjemy, pamięć żyć będzie

W Łużkach spoczywa ponad osiemdziesięciu polskich obrońców. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Swoją podróż polska delegacja zaczęła od miasteczka Łużku w rejonie szarkowszczyńskim obwodu witebskiego. Na miejscowym cmentarzu spoczywa ponad osiemdziesięciu żołnierzy Wojska Polskiego, którzy polegli w walkach z bolszewikami od lutego do lipca 1920 roku.

Mogiły przez wiele lat były zaniedbane, zarośniete trawa i krzewami. Ale w 2016 roku, dzięki pracy wolontariuszy z Mińska i mieszkańców udało się je uporządkować. Cmentarz wymaga jednak restauracji, która może odbyć się już niedługo.

Uroczystosci w Łużkach rozpoczęła modlitwa za poległych. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Przedstawicieli sąsiedniego kraju powitała na miejscu Ludmiła Stoma, główna ideolożka władz rejonowych w Szarkowszczyźnie, przewodnicząca rady wiejskiej w Łużkach Tacciana Krasnadubskaja, a także proboszcz parafii w Łużkach ks. Michaił Tatarenka i miejscowi katolicy.

Po modlitwie za poległych, przed ich mogiłami został złożony wieniec, a goście i gospodarze wygłosili krótkie przemówienia. Reprezentujący stronę polską Cezary Karpiński podziękował miejscowym władzom i mieszkańcom za to, że ocalili pamięć o ludziach i nie zapomnieli o ich grobach.

Ksiądz Michaił Tatarenka. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

– Wiemy, że ci żołnierze bronili tej ziemi i oddali swoje życie za ten kraj – odpowiedział ksiądz Tatarenka.

Przewodnicząca rady wiejskiej dodała, że walki w czasach wojny polsko-bolszewickiej są częścią bogatej historii Łużek, jednak miasteczko stopniowo się wyludnia.

– Mamy swoje problemy, jak wszędzie, ale najważniejsza jest pamięć. Chcemy ją przekazywać także młodszemu pokoleniu, a póki tu żyjemy, pamięć żyć będzie.

Wizytę w Łużkach zakończyło pamiątkowe zdjęcie. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Na zakończenie uroczystości na zebrani zapalili znicze na grobach żołnierzy i ustawili się do wspólnego zdjęcia pamiątkowego.

Hermanowicze: Pamięć o polskich żołnierzach żyje i żyć będzie

Po wizycie w Łużkach polscy dyplomaci przejechali do położonych 12 kilometrów dalej Hermanowicz. To niegdysiejsze miasteczko także leży w rejonie szarkowszczyńskim. Najpierw goście odwiedzili kościół parafialny, przy którym pochowano sześciu polskich żołnierzy. Zapalono tam znicze, a oficerowie oddali cześć poległym bohaterom.

Mogiła polskich żołnierzy przy kościele w Hermanowiczach. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Potem delegacja pojechała na cmentarz, gdzie, podobnie jak w Łużkach, spoczywa ponad osiemdziesięciu polskich żołnierzy. Przyjęła ich tam ww. ideolog Ludmiła Stoma, przewodnicząca rady wiejskiej w Hermanowiczach Maja Jakimowicz, proboszcz ks. Jan Puhaczou i mieszkający we wsi Polacy.

Dyplomatów przywitali na cmentarzu miejscowi Polacy. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Cmentarz wojskowy w Hermanowiczach jest wyjątkowo zadbany, chociaż nie był restaurowany. Ksiądz Jan wspomniał, jak dziesięć lat temu, gdy rozpoczął tu swoją posługę, wyglądało to zupełnie inaczej. I oczywiście nie lepiej. Ale dzięki współpracy władz, wiernych i polskiej mniejszości – groby udało się doprowadzić do obecnego stanu.

Na cmentarzu w Hermanowiczach wciąż są oryginalne krzyże. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Po odczytaniu modlitwy i złożeniu kwiatów do zebranych zwrócił się dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Cezary Karpiński.

– Widzimy, że pamięć o polskich żołnierzach żyje i, mamy nadzieję, żyć będzie. Każdy naród ma swoją pamięć historyczną. Dla nas wojna 1920 roku jest ważnym elementem historii, bo obroniliśmy wtedy swoją niepodległość.

Przedstawiciele strony polskiej podziękowali miejscowym władzom i mieszkańcom za kultywowanie pamięci o wydarzeniach sprzed wieku. Na koniec na grobach poległych zapalono znicze.

Jazno: Pamięć o bohaterach jest wieczna

Ostatnim punktem na szlaku dyplomatów było dziś dawne miasteczko Jazno w rejonie miorskim. Delegację powitali pod białoruską flagą państwową przedstawiciele władz, z Walerym Drabą, wiceprzewodniczącym Miorskiego Rejonowego Komitetu Wykonawczego na czele.

Polskich dyplomatów powitano chlebem i solą. Zdjęcie: Leanid Jaryk/belsat.eu

Obecni byli też mieszkańcy, w tym młodzież. Przy czym na katolickim cmentarzu zebrali się zarówno katolicy, jak i prawosławni. Gości z Polski powitano chlebem i solą, a potem odprowadzono aż do samych mogił.

Kwiaty złożyła zarówno strona polska, jak i białoruska. Z koszem Waleryj Draba, wiceprzewodniczący władz rejonu miorskiego. Zdjęcie: Leanid Jaryk/belsat.eu

Kwatery wojskowe w Jaznie przez wiele lat były zaniedbane i zapomniane. Na początku lat 70. zburzono pomniki nagrobne dawnych właścicieli miasteczka, rodu Korsaków. Przy okazji okradziono też zmarłych. Miejscowi komsomolcy nie tylko rozbili nagrobki “panów” – nie oszczędzili też krzyży na grobach polskich żołnierzy, rozbijając każdy. Przed długi czas potem cmentarz stał opuszczony i zarośnięty.

Jak mówi mieszkanka ws i opiekunka cmentarza Salomeja Siniauskaja, władze komunistyczne chciały zniszczyć cmentarz i na jego miejscu postawić jakiś budynek. Ale czasy się zmieniły i miejscowi katolicy wraz z kapłanami mogli przywrócić temu miejscu należny porządek. A dwa lata temu, dzięki pomocy państwa polskiego, zniszczone groby zostały odbudowane.

Rozbite krzyże w 2018 roku zastąpiły jednakowe nagrobki. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Po modlitwie i złożeniu kwiatów do obecnych zwrócił się przedstawiciel władz rejonowych Waleryj Draba.

– Leżą tu ofiary najkrwawszego stulecia w historii ludzkości. Przodkowie wielu z nas służyli także w polskiej armii, a te wydarzenia zostawiła w naszej historii krwawe rany.

Cezary Karpiński. Zdjęcie: Leanid Juryk/belsat.eu

Z kolei Cezary Karpiński podziękował wszystkim mieszkańcom Jazna za zachowanie pamięci o poległych w 1920 roku.

– To dla nas bardzo ważne, że pamiętacie o tych grobach, o tych ludziach i tej historii w całym. To bardzo ważne dla naszej wspólnej pamięci. Pamięć o bohaterach jest wieczna.

Na koniec na grobach żołnierzy, których spoczywa tu ponad czterdziestu, złożono znicze i oddano im cześć minutą ciszy.

Jazno leży osiem kilometrów od dawnej granicy polsko-radzieckiej. Ciała wielu poległych zostały tu przeniesione staraniami stacjonujących w miasteczku żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Przy czym zadbali oni o godny pochówek także żołnierzy carskiej armii i czerwonoarmistów.

Znadniemna.pl za Zmicier Łukacz; zdjęcia Leanid Juryk, pj/belsat.eu

 

Ambasada RP w Mińsku przygotowuje się do obchodów stulecia polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. W związku z tym dyplomaci postawili sobie za cel odwiedzenie najważniejszych polskich cmentarzy wojskowych tego okresu na Białorusi. [caption id="attachment_46888" align="alignnone" width="500"] Cmentarz w Hermanowiczach znajduje się pod obieką Straży Mogił Polskich.

Trzydzieścioro pięcioro małych Polaków z Iwieńca i okolicznych wsi przybyło w dniu 8 lipca do Teresy Sobol, prezes miejscowego oddziału Związku Polaków, od wielu lat uczącej w swoim własnym domu miejscową polską młodzież ojczystego języka. W takiej formie dzieci w Iwieńcu uczą się polskiego od 2010 roku, w którym białoruskie służby specjalne zabrały miejscowej społeczności polskiej siedzibę – Dom Polski i zamieniły go w dom handlowy.

Spotkanie z uczniami Teresy Sobol odbyło się na jej prywatnej posesji. Na zdjęciu: prezes Oddziału ZPB w Iwieńcu Teresa Sobol, prezes ZPB Andżelika Borys, konsul RP Patrycja Woźniak i kierownik Wydziału Konsularnego przy Ambasadzie RP w Mińsku Piotr Apostolidis

Powodem zebrania na posesji Teresy Sobol stało się przybycie na spotkanie z iwienieckimi Polakami prezes ZPB Andżeliki Borys i szefa Wydziału Konsularnego przy Ambasadzie RP w Mińsku Piotra Apostolidisa oraz konsul RP Patrycji Woźniak.

Andżelika Borys, zwracając się do iwienieckich dzieci, wyraziła żal z powodu tego, że w tym roku pandemia koronowirusa uniemożliwiła przeprowadzenie realizowanej co roku przez ZPB akcji wakacyjnej „Lato z Polską”. – Nie mogliśmy tego lata wysłać was na kolonie do Polski, ale pamiętamy, że należy się wam podziękowanie za to, że uczycie się języka polskiego – mówiła prezes ZPB, prosząc polskich dyplomatów z Mińska o pomoc we wręczeniu prezentów uczniom Teresy Sobol.

Piotr Apostolidis, przemawiając do zgromadzonych, wyraził przekonanie, że znajomość języka polskiego przyda się im niezależnie od tego, czy zwiążą swoje życie z Białorusią, czy też wybiorą się na studia do Polski i zdecydują w Polsce zamieszkać.

Po uroczystości z udziałem uczniów, prezes ZPB i polscy dyplomaci z Mińska udali się wraz z Teresą Sobol do kościoła św. Michała Archanioła, przy którym znajduje się mogiła nieznanego polskiego żołnierza, poległego 100 lat temu – wówczas, kiedy wojsko bolszewickie nacierało w kierunku Warszawy w celu opanowania Polski i Europy.  Wysokich gości z Grodna i Mińska witali przy żołnierskim grobie licznie gromadzący się tutaj członkowie Oddziału ZPB w Iwieńcu i księża.

Piotr Apostolidis przypomniał zgromadzonym, że w tym roku Polacy na całym świecie obchodzą ważną rocznicę – stulecie Bitwy Warszawskiej, od której rozstrzygnięcia zależał nie tylko los wolnej i niepodległej Polski, lecz także los Europy i cywilizacji europejskiej.

Po odmówieniu modlitwy „Anioł Pański” goście zapalili znicze na grobie bohatera walk o wolność i niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej.

 Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z wydarzenia:

 

Znadniemna.pl

Trzydzieścioro pięcioro małych Polaków z Iwieńca i okolicznych wsi przybyło w dniu 8 lipca do Teresy Sobol, prezes miejscowego oddziału Związku Polaków, od wielu lat uczącej w swoim własnym domu miejscową polską młodzież ojczystego języka. W takiej formie dzieci w Iwieńcu uczą się polskiego od

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP już odnowiło ponad 1300 grobów i mogił zbiorowych za wschodnią granicą Polski. W tym roku resort zadba o odnowienie kolejnych 17 cmentarzy i kwater. Remont ocalałych grobów wojennych z okresu wojny polsko – bolszewickiej i Bitwy Warszawskiej to hołd złożony polskim żołnierzom, którzy polegli na terenach dzisiejszej Białorusi, Litwy i Łotwy.

Odrestaurowana kwatera żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej na cmentarzu w Głębokiem (obwód witebski)

Resort kierowany przez Piotra Glińskiego od 2017 r. dba o ocalałe kresowe groby wojenne z okresu walk 1919-1920. Prace finansuje Ministerstwo ze swojego budżetu oraz z programu Ministra „Miejsca pamięci narodowej za granicą”.

W 2019 r. odnowiony wygląd zyskało 14 cmentarzach i kwaterach wojennych na Białorusi – w miejscowościach: Brześć-Adamkowo, Dokszyce, Duniłowicze, Jazno, Głębokie, Kobryń, Królewszczyzna, Krzywicze, Kurzeniec, Nowy Świerżeń, Podświle, Użanka, Wołkołata, Zadoroże. W tym samym czasie wyremontowane były 3 miejscach pamięci na Litwie – w Mejszagole i Wilnie (cmentarz Nowa Rossa i cmentarz na Zakrecie). Z kolei w 2019 roku na terenach łotewskiej Łatgalii odzyskało godny wygląd 9 cmentarzy i kwater – w miejscowościach: Józefów, Krasław, Łociki, Peski, Putramiszki, Warnowice, groby przy drodze w okolicy Derwaniszek oraz dwie kwatery w Ławkiesach.

W tym roku Ministerstwo kontynuuje remont mogił na 12 cmentarzach i kwaterach na Białorusi – w Brzozówce, Dołhinowie, Grodnie, Holszanach, Kobryniu, Lidzie, Miadziole, Nieświeżu, Oszmianie, Słonimie, Stołpcach i Wornianach. Na Litwie odnawiane są groby na wileńskim cmentarzu na Zakręcie. Łotewskie miejsca pochówków polskich bohaterów są remontowane w 4 miejscowościach – Bukmujżach, Dyneburgu, Jankiszkach i Wyżkach.

Znadniemna.pl za Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP już odnowiło ponad 1300 grobów i mogił zbiorowych za wschodnią granicą Polski. W tym roku resort zadba o odnowienie kolejnych 17 cmentarzy i kwater. Remont ocalałych grobów wojennych z okresu wojny polsko – bolszewickiej i Bitwy Warszawskiej to hołd

Dzmitry Zawadzki, były kamerzysta Łukaszenki i operator rosyjskiej ORT (obecnie – Pierwszy Kanał) zaginał 7 lipca 2000 roku w Mińsku po drodze z domu na lotnisko.

1999 rok. Dzmitry Zawadzki ze swoim synkiem Jurkiem, fot.: zavadsky.org

Według świadków został zatrzymany przez grupę pięciu lub sześciu uzbrojonych ludzi. W procesie, jaki się potem odbył za szereg zabójstw i porwanie Zawadzkiego skazano na dożywocie żołnierza podległego MSW oddziału antyterrorystycznego „Ałmaz” Maksima Małkę i byłego oficera tej jednostki Walerego Ihnatawicza. Jednak nie udowodniono, że to oni byli sprawcami śmierci dziennikarza.

Białoruscy opozycjoniści, niezależni dziennikarze i obrońcy praw człowieka w swoim raporcie stwierdzili, że porwań i zabójstw dokonywali członkowie „szwadronów śmierci”, którzy w latach 90. z polecenia Łukaszenki najpierw likwidowali białoruskich gangsterów. Osobiście tym faktem chwalił się zresztą kilkakrotnie sam białoruski prezydent.

Z pozasądowymi zabójstwami łączą oni również Wiktara Szejmana, ówczesnego szefa Rady Bezpieczeństwa Białorusi, b. szefów MSW Juryja Siwakowa i Uładzimira Nawumawa, dowódcę jednostki wojskowej 3214 Dzmitryja Pauliczenkę i Mikałaja Wasilczankę – ówczesnego szefa Służby Bezpieczeństwa Prezydenta.

Wnioski śledztwa białoruskich aktywistów zostały potwierdzone w raporcie Christosa Pourgouridesa, deputowanego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, który przeprowadził własne śledztwo. Wśród głównych dowodów przywoływanych przez białoruskich obrońców praw człowieka jest raport Mikałaja Łapacika, naczelnika Milicji Kryminalnej oraz zeznania byłego naczelnika Aresztu Śledczego SIZA-1 Aleha Ałkajewa. W raporcie Łapacika z dn. 21 listopada 2000 r. skierowanego do ministra spraw wewnętrznych Uładzimira Nawumawa napisano, że rozkaz do zabicia Zacharanki wydał Dzmitryjowi Pauliczence Wiktar Szejman. O zabezpieczenie informacyjne akcji miała zadbać Służba Bezpieczeństwa Prezydenta. Porwania i zabójstwa dokonali żołnierze specnazu pod dowództwem Pauliczenki.

Nowe światło na los zaginionych rzuciła ubiegłoroczna spowiedź” Juryja Harauskiego, byłego żołnierza sił specjalnych MSW Białorusi, który w rozmowie z portalem Deutsche Welle przyznał się, że był świadkiem zabijania oponentów Łukaszenki przez kolegów z oddziału. Przyznał też, że niektórzy z nich zostali skremowani. Rozmówca DW.com stwierdził, że skazani w procesie rzekomi porywacze Zawadzkiego w rzeczywistości nie mieli nic z tym wspólnego. Harauski opowiedział o sprawie po tym, gdy wyjechał do Niemiec, gdzie poprosił o azyl.

Imię Dzmitryja Zawadzkiego jest upamiętnione przez wdowę po nim Swietłanę  Zawadzką poprzez założenie  Fundacji imienia Dzmitryja Zawadzkiego, która prowadzi działalność na rzecz wyświetlenia wszystkich okoliczności zaginięcia dziennikarza i wspierania wolności słowa na Białorusi.

W 2001 roku koledzy Dzmitryja Zawadzkiego z Białoruskiego Zrzeszenia Dziennikarzy (BAJ) oraz dyrektor generalny rosyjskiej stacji telewizyjnej Pierwszy Kanał Konstantin Ernst ufundowali Nagrodę im. Dzmitryja Zawadzkiego „Za męstwo i profesjonalizm” dla najlepszych białoruskich dziennikarzy. W 2005 roku, w okresie kiedy Związek Polaków na Białorusi i wydawane przez ZPB media walczyły o swoją niezależność, laureatem Nagrody im. Dzmitryja Zawadzkiego „Za męstwo i profesjonalizm” został ówczesny redaktor naczelny gazety „Głos znad Niemna”, a obecnie redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl – Andrzej Pisalnik.

Znadniemna.pl na podstawie Belsat.eu/inf. wł.

Dzmitry Zawadzki, były kamerzysta Łukaszenki i operator rosyjskiej ORT (obecnie - Pierwszy Kanał) zaginał 7 lipca 2000 roku w Mińsku po drodze z domu na lotnisko. [caption id="attachment_46855" align="alignnone" width="500"] 1999 rok. Dzmitry Zawadzki ze swoim synkiem Jurkiem, fot.: zavadsky.org[/caption] Według świadków został zatrzymany przez grupę pięciu

Uroczystość nadania imienia Orła Białego odbyła się 30 czerwca w Polskiej Szkole Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi w Borysowie, która w tym dniu zakończyła rok szkolny 2019/2020.

Logo Polskiej Szkoły Społecznej im. Orła Białego przy ZPB w Borysowie

 

Za przyjęciem przez szkołę za patrona najbardziej rozpoznawalnego symbolu narodowego Polaków opowiedzieli się uczniowie placówki, ich rodzice oraz nauczyciele.

Dyrektor szkoły Ałła Nicijewska składa podziękowanie najbardziej doświadczonej nauczycielce placówki Janinie Czyrkun

„Uważamy, że symbolem naszej szkoły powinno być coś bliskiego jej uczniom, coś, co sprawdziło się na przestrzeni czasów, coś, z czym nasi wychowankowie mogliby się utożsamiać” – tak uzasadniała wybór na patrona szkoły polskiego symbolu narodowego jej dyrektor Ałła Niciejewska. „Pod skrzydłami twymi wspólny dom!”- zakończyła przemówienie.

Ze względu na złożoną sytuację epidemiczną na Białorusi i w regionie, spowodowaną pandemią koronawirusa, szkolna uroczystość odbyła się w ograniczonym formacie. Przybyli na nią osobiście tylko niektórzy uczniowie i rodzice. Wszyscy zainteresowani mogli uczestniczyć w wydarzeniu zdalnie – za pośrednictwem platformy ZOOM.

Z tej możliwości skorzystali m.in. konsul RP Patrycja Woźniak z Wydziału Konsularnego przy Ambasadzie RP w Mińsku oraz prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys.

Goście uroczystości skierowali do uczniów szkoły, ich rodziców i pedagogów słowa podziwu i wdzięczności za to, że w ostatnich miesiącach szkoła potrafiła zorganizować nauczanie w trybie on-line i z powodzeniem zakończyła rok szkolny. Gratulowali także wyboru patrona, który na przestrzeni wieków jest symbolem łączności Polaków z Polską i ich przynależności do Narodu Polskiego, niezależnie od tego, gdzie mieszkają.

Polska Szkoła Społeczna przy ZPB w Borysowie, już nosząca dumne imię Orła Białego, podobnie, jak inne ośrodki edukacyjne ZPB jest nie tylko miejscem nauczania języka polskiego, lecz także ośrodkiem, w którym młodzi Polacy mogą odkrywać i rozwijać swoje talenty.

Śpiewa szkolny zespół „Słoneczko”

Dowodem tego stała się przygotowana przez uczniów szkoły część artystyczna. Złożyły się na nią występy recytatorskie w wykonaniu uczniów, a także występy działających przy szkole i miejscowym oddziale ZPB zespołów: „Słoneczko”, pod kierownictwem nauczycielki Wiktorii Sierdziukowej oraz laureata wielu konkursów – zespołu „Wszystko w porządku”, będącego artystyczną wizytówką polskiej społeczności Borysowa.

Zdjęcie pamiątkowe uczestników uroczystości w Borysowie

Zakończenie roku szkolnego w Polskiej Szkole Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi w Borysowie i uroczystość nadania szkole imienia Orła Białego stały się okazją do wręczenia przez dyrektor Ałłę Nicijewską uczniom i pedagogom dyplomów oraz nagród za dobre wyniki w nauce, a także aktywny udział w szkolnych konkursach oraz uroczystościach. Uczniowie z kolei podziękowali za przeżyty wspólnie rok szkolny swoim nauczycielom: Janinie Czyrkun, Wiktorii Sierdziukowej i Marii Mikłaszewicz.

Znadniemna.pl na podstawie facebook.com/Dom-Polski-W-Borysowie

Uroczystość nadania imienia Orła Białego odbyła się 30 czerwca w Polskiej Szkole Społecznej przy Związku Polaków na Białorusi w Borysowie, która w tym dniu zakończyła rok szkolny 2019/2020. [caption id="attachment_46846" align="alignnone" width="500"] Logo Polskiej Szkoły Społecznej im. Orła Białego przy ZPB w Borysowie[/caption]   Za przyjęciem przez szkołę

1 lipca 2020 na Białorusi wchodzą w życie zmiany w ustawie o statusie prawnym cudzoziemców i bezpaństwowców.

Zgodnie ze zaktualizowanym prawem, pobyty na Białorusi na okres do dziesięciu dni są zwolnione z obowiązku rejestracji w organach MSW lub MSZ, poinformowała agencja BelTA powołując się na resort spraw wewnętrznych.

Przedstawiciel departamentu obywatelstwa i migracji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zauważa, że wprowadzone zmiany w prawie mają na celu zwiększenie atrakcyjności turystycznej i inwestycyjnej.

„Tak więc od 1 lipca cudzoziemcy, którzy przybyli na Białoruś na okres do dziesięciu dni, są zwolnieni z obowiązku rejestracji w organach spraw wewnętrznych lub w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Oznacza to, że jeśli cudzoziemiec przyjedzie do naszego kraju i osiedli się na prywatny adres na okres nieprzekraczający 10 dni, nie podlega rejestracji jako pobyt tymczasowy”.

Według obowiązujących przepisów, bez rejestracji pobytu można przebywać na Białorusi do 5 dni – z wyjątkiem Rosjan i obywateli niektórych sąsiednich krajów, które zawarły z Białorusią umowy międzyrządowe na dłuższy pobyt bez rejestracji.

MSW poinformowało również, że rozszerzona zostaje lista czynników, na podstawie których można się ubiegać o zezwolenia na pobyt czasowy przez cudzoziemców przybywających na Białoruś w celach edukacyjnych.

Ponadto, jak zauważa Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w przypadku wysoko wykwalifikowanych pracowników zagranicznych, wydawane będzie zezwolenie na pobyt czasowy na okres do dwóch lat. Jednocześnie skraca się z 7 do 3 lat okres tymczasowego pobytu cudzoziemców, wymagany przy ubieganiu się o uzyskanie zezwolenia na pobyt stały. Skrócono również czas pobytu czasowego niezbędny do uzyskania zezwolenia na pobyt na Białorusi przez cudzoziemców z 7 do 5 lat.

Udogodnienia przewidziano też dla cudzoziemców inwestujących na Białorusi, chcących uzyskać zezwolenie na pobyt stały. O ile do tej pory wymagana minimalna kwota inwestycji w walucie obcej wynosiła 150 tys. Euro, to w nowej edycji wskazana jest kwota 15 tys. jednostek podstawowych (dziś 405 tys. białoruskich rubli).

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

1 lipca 2020 na Białorusi wchodzą w życie zmiany w ustawie o statusie prawnym cudzoziemców i bezpaństwowców. Zgodnie ze zaktualizowanym prawem, pobyty na Białorusi na okres do dziesięciu dni są zwolnione z obowiązku rejestracji w organach MSW lub MSZ, poinformowała agencja BelTA powołując się na resort

Karę grzywny wysokości 675 rubli (ok. 1350 złotych) zasądził sąd w Lidzie miejscowemu działaczowi Związku Polaków na Białorusi Aleksandrowi Zachwatowiczowi za solidarność z więźniami politycznymi. Działacze Oddziału ZPB w Lidzie przeprowadzili zbiórkę pieniężną, aby pokryć koledze zasądzoną karę.

Samochodowy rajd solidarności z więźniami politycznymi w Lidzie, fot.: Spring96.org

O incydencie poinformowała na Facebooku prezes ZPB Andżelika Borys. Napisała, że działacz został zatrzymany przez drogówkę za rzekome przekroczenie prędkości. Milicjanci jednak nie wypisali mu mandatu, lecz przeprowadzili do celi, w której Polak spędził noc, a nazajutrz stanął przed sądem, który ukarał go za udział w rajdzie samochodowym na znak solidarności z więzionymi przez reżim Aleksandra Łukaszenki działaczami białoruskiej opozycji.

Jednym z dowodów, który przesądził o winie Aleksandra Zachwatowicza, było znalezienie w jego samochodzie historycznej – biało-czerwono-białej – flagi Białorusi, która powiewała z samochodu podczas rajdu solidarności.

Akcję solidarności z więźniami reżimu Łukaszenki odbywają się w wielu miastach Białorusi. Sądy skazują ich taśmowo na wysokie kary grzywny i pobyt w areszcie.

Znadniemna.pl na podstawie Facebook.com i Spring96.org  

Karę grzywny wysokości 675 rubli (ok. 1350 złotych) zasądził sąd w Lidzie miejscowemu działaczowi Związku Polaków na Białorusi Aleksandrowi Zachwatowiczowi za solidarność z więźniami politycznymi. Działacze Oddziału ZPB w Lidzie przeprowadzili zbiórkę pieniężną, aby pokryć koledze zasądzoną karę. [caption id="attachment_46838" align="alignnone" width="500"] Samochodowy rajd solidarności z

Grand Prix tegorocznego Konkursu Inscenizacji Polskiego Wiersza dla Najmłodszych, wyróżnienia i premiowane miejsca w innych konkursach twórczych, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi, m.in. w Konkursie Polskiej Piosenki Dziecięcej i Młodzieżowej „Kolorowe Nutki” – takie są osiągnięcia wychowanków istniejącej zaledwie od dwóch lat inicjatywy Teatralno-muzyczna Majsternia „Gwiazdeczki”, działającej przy Polskiej Szkole Społecznej im. Edwarda Woyniłłowicza przy ZPB w Mińsku.

Nadzieja Zołotorewicz

O początkach inicjatywy oraz idei, która jej przyświeca rozmawialiśmy z pomysłodawczynią i kierowniczką Teatralno-muzycznej Majsterni „Gwiazdeczki” Nadzieją Zołotorewicz.

Pani Nadziejo, jak pojawiły się „Gwiazdeczki” i skąd wzięła się nazwa Majsternia?

– Od wielu lat marzyłam o stworzeniu zespołu, w którym dzieci przy pomocy dorosłych w sposób swobodny i nieskrępowany mogłyby realizować swoje twórcze wizje, inspiracje i marzenia. W 2018 roku wykrystalizowała się idea, polegająca na tym, żeby koncepcja funkcjonowania takiego zespołu mogła przypominać koncepcję Majsterni, funkcjonującej w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Różnica polega na tym, że Majsternia, działająca w Centrum Nauki Kopernik, rozwija kreatywne i nieszablonowe myślenie młodych ludzi w dziedzinie nauki, a nasza Majsternia ma na celu rozwój u najmłodszych zdolności artystycznych oraz oswajanie ich z językiem polskim, którego uczą się śpiewając, recytując polską poezję i grając w scenkach teatralnych. W lutym 2019 roku napisałam projekt „Polski dla dzieci”, w którego opracowaniu pomogła mi projektant graficzny Diana Akiszyna, a w kwietniu odbyły się pierwsze próby z dziećmi, w wieku od 6 do 12 lat.

Jaki wyglądał debiut pani podopiecznych?

– Podczas Święta Rodziny, 26 maja 2019 roku, przedstawiliśmy na uroczystości w siedzibie ZPB w Mińsku spektakl działającego w ramach Majsterni Teatru Cieni pt. „Jadą misie”. Piosenka dziecięca, którą wykorzystaliśmy do wyreżyserowania przedstawienia, stała się dla małych artystów pierwszym doświadczeniem posługiwania się  językiem polskim.

Profil prowadzonej przez panią Majsterni jest teatralno-muzyczny. Dlaczego?

– Realizowany przez nas program nauczania obejmuje zajęcia, poświęcone rozwijaniu umiejętności artystycznych, poczucia koloru, harmonii, kompozycji. Teatr jest światem, którym kierują określone reguły i zasady. Stosowanie się do nich dla dorosłych jest często trudne, ale dzieci łatwo  je przyswajają i bez oporów uczą się tekstu na pamięć i  chętnie grają w krótkich scenkach teatralnych. Oprócz tego zaangażowani w Majsterni nauczyciele prowadzą z dziećmi zajęcia z muzyki, tańca oraz uczą śpiewu. Dzięki tak zorganizowanej pracy dziecko nie tylko poznaje nowe dla siebie obszary aktywności twórczej, uczy się też rozmawiać. Jednym z naszych celów jest nauczanie języka polskiego w twórczej atmosferze, rozwój mowy i głosu dziecka, koordynacji ruchowej i podstaw choreografii.  Rozwijamy wyobraźnię, myślenie twórcze, słuch muzyczny, poczucie rytmu, koncentrację, a także nawyki improwizacji i sztuki aktorskiej, poprzez inscenizację. Staramy się, aby towarzyszyły temu jaskrawe emocje i nasi podopieczni mieli zawsze pozytywny nastrój. Chcemy odkrywać potencjał każdego dziecka, zanurzać się wraz z nim w świat teatru, powodować, żeby dzieci tworzyły, rozwijały się jako twórcy i rozkwitały emocjonalnie, a przy okazji płynnie rozmawiały po polsku.

Ostatnie przygotowania przed filmowaniem konkursowej inscenizacji wiersza „Przyjście wiosny” Jana Brzechwy

Na planie filmowania inscenizacji

Jak wygląda zespół dorosłych twórców Majsterni?

– Jesteśmy dużą twórczą rodziną. Przynajmniej tak się czujemy.  Swoje pierwsze sukcesy zawdzięczamy w pierwszej kolejności prezes Oddziału ZPB w Mińsku Helenie Marczukiewicz, która wsparła pomysł założenia Majsterni i umożliwiła realizację tej inicjatywy. Od początku współpracujemy z nauczycielka języka polskiego Wiktorią Sołup i z niesamowitym pedagogiem muzycznym – Natalią Krywoszejewą, która prowadzi zajęcia wokalne, rozwoju mowy i jest współautorką wszystkich naszych spektakli. W ubiegłym roku korzystaliśmy z pomocy inżyniera dźwięku Aleksego Stegara. Jego kuzynka Anastazja Szpakowska, jest aktorką filmową i teatralną (Teatr Rosyjski im. M. Gorkiego w Mińsku), piosenkarką, liderką zespołu NAKA, autorką muzyki i tekstów. W ubiegłym roku Anastazja pracowała z naszymi dziećmi i reżyserowała spektakle Teatru Cieni, który założyła Katarzyna Kaznadziej. Operatorem i montażystą filmowym był Aleksy Kaznadziej. Teatr Cieni stał się pierwszym i bardzo ciekawym doświadczeniem. Jestem bardzo wdzięczna tym ludziom za wsparcie i pomoc. Mam nadzieję, że to nie był nasz ostatni wspólny projekt.

W tym roku współautorem spektakli i nauczycielem gry aktorskiej w Majsterni jest Swietłana Maczulska. Pomagają nam: operator kamery i montażystą dźwiękowy Eugeniusz Rolicz (Grand Prix za inscenizację „Przyjścia wiosny” Jana Brzechwy), inżynierowie dźwięku Irena Gricajenko i Włodzimierz Nikołajczyk (III miejsce w Konkursie „Kolorowe Nutki” za nagranie wykonania piosenki „Daj mi rękę tato”).

Na planie zawsze korzystamy z pomocy reżysera i montażysty Artura Leusa oraz operatora kamery Józefiny Leus.

Szczerze dziękuję wszystkim moim przyjaciołom i kolegom, którzy mnie wspierali i wierzyli w sukces naszej Majsterni.

Natalia Krywoszejewa, Nadzieja Zołotorewicz i Józefina Leus

Angażuje pani profesjonalnych ludzi. Czy wymaga to dużych kosztów? Kto finansuje działalność Majsterni?

– Robimy wszystko własnym kosztem, korzystając z bezinteresownej życzliwości przyjaciół, którzy pomagają nam w realizacji nagrań, robieniu scenografii. Wspólnie z przyjaciółmi zaprojektowaliśmy i zrobiliśmy specjalną wielofunkcyjną kotarę. Wszystkie figurki do Teatru Cieni dzieci zrobiły same. Mamy koszulki z logo Majsterni, którego autorką jest Wiktoria Jerkowicz. Teraz zbieramy rekwizyt i kostiumy teatralne, instrumenty muzyczne. W naszej pracy bardzo pomagają rodzice naszych uczniów. To oni zarażają mnie entuzjazmem, bo na zajęcia dzieciaki przychodzą całymi rodzinami. Rodziny naszych aktorów są najwdzięczniejszą publicznością, a najlepszą oceną naszych wysiłków jest usłyszeć od rodziców, że ciągle słyszą od swoich pociech pytanie: „Kiedy znowu pójdziemy do Majsterni?”

Skąd w nazwie wziął się wyraz „Gwiazdeczki”?

– Moja babcia, mówiąca po polsku, często mnie uspokajała  słowami: „Moja ty gwiazdeczko, nie martw się – wszystko będzie w porządku! Kocham Cię!” Jej słowa dodawały mi otuchy, czułam się silna  i zdolna do pokonania wszystkich trudności. Zdolności  pokonywania trudności staramy się uczyć także naszych wychowanków. Stwierdziłam więc, że określenie „Gwiazdeczki” w stosunku do nich będzie odpowiednie.

Babcia, mówiąca po polsku oznacza, że ma pani polskie korzenie?

– Cała moja rodzina ze strony mamy to Polacy. Szukałam ślady moich przodków w archiwach, a w czasie wakacji planuję zająć się ułożeniem drzewa genealogicznego mojej rodziny i spisaniem jej  historii. Mój pradziadek na przykład miał dom w Białymstoku, prababcia Konstancja Gubicka prowadziła Dom Dziecka w miejscowości Gajek pod Radoszkowiczami (przed wojną miejscowość, leżąca w granicach II RP – red.), miała pięcioro swoich dzieci. Jej córka, a moja babcia Regina Emilia Gubicka chciała zostać baletnicą i przez całe życie zajmowała się kostiumem scenicznym w Teatrze Wielkim w Mińsku. Dzięki babci  dorastałam w twórczej atmosferze i obserwowałam prawdziwe teatralne życie. Właśnie od niej uczyłam się rozmawiać po polsku. Potem doskonaliłam język w Polskiej Szkole Społecznej przy ZPB. Bardzo dużo dały mi szkolenia „Lider-Liderka” („Wspólnota Polska”, Pułtusk, 2018) i Kurs języka i kultury polskiej („Wspólnota Polska”, Kraków, 2019).

Od jak dawna działa pani w Związku Polaków na Białorusi?

– Aktywnie się udzielam od 2017 roku. Brałam udział m.in. w zagospodarowaniu nowego lokalu ZPB na Kalwaryjskiej 1. Potem do końca 2018 roku zajmowałam się organizacją związkowych uroczystości i świąt, imprez oświatowych i społecznych. Od 2017 roku i do dnia dzisiejszego moderuję nasze grupy w mediach społecznościowych i komunikatorach w Internecie, m.in. czat „Polonia” w Viber. Wspólnie  ze Stanisławem Bałabańskim prowadzimy stronę naszej Polskiej Szkołe Społecznej im. Edwarda Woyniłłowicza przy ZPB w Mińsku na Facebooku. Tam prowadzę także stronę Majsterni, a kanał  „Gwiazdeczek” na YouTube prowadzi mój syn Gleb.

Czy ma pani doświadczenie pracy w teatrze?

– Grałam w teatrze szkolnym, przez wiele lat tańczyłam w zespołach dziecięcych i młodzieżowych „Multik”, „Rówieśnik”, zajmowałam się łyżwiarstwem figurowym.

Ale nawyki organizatorskie nabyła pani chyba gdzie indziej?

– Ukończyłam Bankowość na Uniwersytecie Ekonomicznym w Mińsku, po czym przez 7 lat pracowałam w banku. Potem przez 15 lat kierowałam francusko-białoruską spółką. Jednak zawsze interesowałam się psychologią dziecięcą, a moją pasją jest reżyseria. Czuję każde dziecko. Uważam, że najważniejszą zdolnością pedagoga jest umiejętność słyszeć i rozumieć dziecko, być z nim na tej samej fali. Podczas naszych zajęć przeżywam z uczniami każdą minutę naszej wspólnej działalności.

Oczekiwała pani, że „Gwiazdeczki” tak szybko zaczną odnosić  sukcesy w konkursach, organizowanych przez ZPB?

– Dla nas tegoroczne sukcesy stały się absolutną niespodzianka! Przecież nigdy nie prowadziliśmy działalności w warunkach kwarantanny. Próby, zajęcia wokalne prowadzone przez internet, nagrania na planie i w studiu, nagranie akompaniamentu do piosenki „Daj mi rękę tato”… Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc ze strony rodzicom naszych uczniów.

„Gwiazdeczki” w trakcie nagrywania występu do Konkursu „Kolorowe Nutki”

20 czerwca, podczas uroczystości przy pomniku Adama Mickiewicza w Mińsku, otrzymaliśmy nagrody z rąk prezes ZPB Andżeliki Borys, wiceprezes ZPB Renaty Dziemiańczuk i konsula RP Kamila Zycha, reprezentującego Wydział Konsularny Ambasady RP w Mińsku.

Występ „Gwiazdeczek” podczas uroczystości przy pomniku Adama Mickiewicza w Mińsku w dniu 20 czerwca

Nasze dzieci w podziękowaniu za wyróżnienie zaśpiewały konkursową piosenkę. Było to dla nich bardzo wzruszające i niezapomniane przeżycie. Serdecznie dziękujemy za cudowne prezenty i za to, że Majsternia została zauważona i oceniona. Byliśmy szczęśliwi!

Zdjęcie pamiątkowe „Gwiazdeczek” i ich pedagogów z konsulem RP Kamilem Zychem i prezes ZPB Andżeliką Borys podczas uroczystości z dnia 20 czerwca w Mińsku

Rozmawiała w Mińsku Paulina Juckiewicz, zdjęcia Ireny Korol, Eugeniusza Rolicza, Swietłany Maczulskiej, autorki, Facebook.com

Grand Prix tegorocznego Konkursu Inscenizacji Polskiego Wiersza dla Najmłodszych, wyróżnienia i premiowane miejsca w innych konkursach twórczych, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi, m.in. w Konkursie Polskiej Piosenki Dziecięcej i Młodzieżowej „Kolorowe Nutki” – takie są osiągnięcia wychowanków istniejącej zaledwie od dwóch lat inicjatywy Teatralno-muzyczna

W dzisiejszym wydaniu akcji „Dziadek w polskim mundurze” pragniemy Państwu przedstawić historię  kaprala  5. Kresowej Dywizji Piechoty w Armii Andersa Jana Wierzbickiego, zesłańca na Syberię, kawalera Krzyża Walecznych, Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino oraz brytyjskich odznaczeń wojennych.

Jan Wierzbicki, jako kapral 5. Kresowej Dywizji Piechoty w Armii generała Władysława Andersa

Swojego bohaterskiego dziadka zgłosiła do akcji nasza czytelniczka – Halina Niekrasowa, prezes Stowarzyszenia Polaków – Ofiar Represji Politycznych, działającego przy Związku Polaków na Białorusi.

Los naszego dzisiejszego bohatera jest podobny do losów wielu jego rówieśników, którzy w czasie II wojny światowej walczyli w szeregach 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem generała Władysława Andersa, a po wojnie postanowili wrócić w rodzinne strony.

Dla nich oznaczało to napiętnowanie mianem „wroga ludu” oraz zesłanie na Syberię nie tylko ich samych, lecz także ich żon, dzieci, a nawet wnuków. Opowiedzmy jednak historię Jana Wierzbickiego od początku.

JAN WIERZBICKI urodził się w 1912 roku we wsi Ogrodniki niedaleko Skidla w chłopskiej rodzinie Antoniego i Anastazji z domu Gorbacz.

Rodzice małego Janka byli Polakami wyznania prawosławnego. Jak podaje Wikipedia: Według Powszechnego Spisu Ludności z 1921 roku Ogrodniki zamieszkiwało 155 osób. zaledwie 11 z nich było wyznania rzymskokatolickiego, natomiast większość – 144 mieszkańców – wyznawała prawosławie. Jednocześnie 16 mieszkańców zadeklarowało podczas spisu ludności polską przynależność narodową, a 119 – uznało, że są Białorusinami.

Rodzina Wierzbickich należała do tych nielicznych wyznawców prawosławia w Ogrodnikach, którzy czuli się Polakami.

Mały Janek od dzieciństwa pomagał ojcu w prowadzeniu dosyć zamożnego gospodarstwa, w którym Wierzbiccy poza uprawą roli, hodowali krowy, świnie i rozmaite ptactwo. Jako dziedzic względnie dużego gospodarstwa Janek cieszył się powodzeniem u miejscowych dziewczyn. Jedną z nich -dziewczynę o imieniu Nina – nasz bohater pokochał tak mocno, że oświadczył się, mając zaledwie 18 lat.

Lata 30. minionego stulecia. Jan Wierzbicki ze swoją żoną Niną

Rodzice Janka wyprawili młodym wesele i zaprosili synową  do zamieszkania pod wspólnym dachem. Wkrótce Nina zaszła w ciążę  i w 1931 roku na świat przyszedł pierwszy syn Jana Wierzbickiego – Konstanty (ojciec naszej czytelniczki Haliny Niekrasowej). Dwa lata później młode małżeństwo doczekało się kolejnego potomka, którego nazwano Władysławem.

Jan Wierzbicki, jako jedyny żywiciel rodziny i ojciec małych dzieci, mający na utrzymaniu starych rodziców, po których odziedziczył gospodarstwo rolne, został prawdopodobnie zwolniony z obowiązku odbycia wojskowej służby zasadniczej.

Nasz bohater nie został żołnierzem w międzywojennej Polsce. Ciężko za to pracował na utrzymanie rodziców, żony i synów, których liczba wkrótce się podwoiła, gdyż Nina urodziła w 1936 roku kolejnego syna Dymitra, a w 1937 roku – Jana.

Jan i Nina Wierzbiccy z synami. Zdjęcie przedwojenne

Spokojne wiejskie życie Niny i Jana Wierzbickich oraz ich potomków przerwał wybuch wojny, którego skutkiem stało się okupowanie wschodnich terenów II RP przez ZSRR.

Z punktu widzenia okupacyjnej bolszewickiej  władzy Wierzbiccy byli zamożnymi „kułakami” , żerującymi na wyzyskiwaniu ubogich białoruskich chłopów. Na dodatek wszyscy w Ogrodnikach wiedzieli, że Jan Wierzbicki uważa się za Polaka. Stanowiło to okoliczność obciążającą go w oczach bolszewików, którzy w 1940 roku w ramach deportacji ludności polskiej w głąb ZSRR wywieźli naszego bohatera na Syberię.

Będąc w obozie pracy przymusowej Jan Wierzbicki dowiedział się o podpisanym 30 lipca 1941 roku układzie Sikorski-Majski, na którego mocy można było opuścić obóz i zaciągnąć się do Armii Andersa. Mimo braku doświadczenia wojskowego nasz bohater skorzystał z  okazji i już 15 września otrzymał przydział do 5. Wileńskiego Pułku Artylerii Lekkiej.

Żołnierze 5. Wileńskiego Pułku Artylerii Lekkiej, w którym służył Jan Wierzbicki

Jan Wierzbicki (stoi trzeci od prawej) z towarzyszami broni

Jan Wierzbicki (po lewej) z kolegą

Wraz ze swoją jednostką, w składzie reorganizowanej 5. Kresowej Dywizji Piechoty, Jan Wierzbicki w sierpniu 1942 roku opuścił teren ZSRR, pokonując w latach 1942-1944 szlak przez Iran, Irak, Palestynę i Egipt, aby w maju 1944 znaleźć się we Włoszech i walczyć w kampanii włoskiej, której największym wypróbowaniem dla Polaków stała się Bitwa o Monte Cassino.

Jan Wierzbicki wykazał się podczas bitwy męstwem i ofiarnością. Został ranny w rękę w przedostatnim dniu jednej z najkrwawszych batalii II wojny światowej – 18 maja 1944 roku. Za męstwo i ofiarność na polu walki został odznaczony przez dowództwo Krzyżem Walecznych.

Po kuracji w szpitalu polowym, 31 sierpnia 1944 roku Jan Wierzbicki otrzymał przydział do 7. Pułku Artylerii Polowej, wchodzącego w skład 7. Dywizji Piechoty.

Ten przydział był ostatnim przydziałem wojennym naszego bohatera.

Kolejnym miejscem, w którym się znalazł  już po zakończeniu wojny, była Wielka Brytania. Podobnie jak większość żołnierzy Armii Andersa Jan Wierzbicki miał możliwość pozostać w Wielkiej Brytanii, albo osiedlić się w jednym z krajów Zachodu.

Zaświadczenie z Ministerstwa Obrony Wielkiej Brytanii o przebiegu służby Jana Wierzbickiego, adresowane wnukowi bohatera Igorowi Wierzbickiemu

W rodzinnych Ogrodnikach pozostawił jednak w 1940 roku żonę Ninę i czterech synów.  Pragnienie połączenia się z rodziną okazało się silniejsze od strachu powrotu do ZSRR.  W maju 1947 roku Jan Wierzbicki został zatem zdemobilizowany z honorami i opuścił Obóz Repatriacyjny nr 94 w brytyjskim Polkemmet, aby skierować się w kierunku polsko-radzieckiej granicy i oddać się w ręce Sowietów.

Weteran wojenny szybko zorientował się, że w sowieckiej rzeczywistości nie jest postrzegany jako  żołnierz, który przybliżał zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami. Jedyne, co cieszyło – wszyscy w rodzinie przeżyli wojnę, a starszy syn Konstanty, któremu pod nieobecność ojca przyszło przejąć obowiązki gospodarza, miał już nawet narzeczoną Marię, z którą wkrótce się pobrał.

Jan Wierzbicki przy pomocy już dorosłych i dorastających synów zajął się gospodarstwem. Jego żona Nina urodziła mu jeszcze córeczkę i syna.

Spokojne rodzinne życie nie potrwało jednak długo. Zimą 1951 roku do domu Wierzbickich zapukali uzbrojeni żołnierze. Byli to żołnierze NKWD. Pokazali postanowienie  Kolegium Specjalnego przy MGB ZSRR, na mocy którego Jan Wierzbicki wraz z żoną i wszystkimi domownikami, w tym – będącą w zaawansowanej ciąży synową Marią, został skazany na zesłanie na Syberię za to, że walczył w szeregach Armii Andersa.

1 kwietnia 1951 roku rodzina Wierzbickich w pełnym składzie przybyła do miejscowości Czeremchowo w obwodzie irkuckim. Jana Wierzbickiego i jego starszego syna Konstantego skierowano do pracy w zakładach produkcji cegły. Maria, żona Konstantego, 15 maja 1951 roku urodziła synka Eugeniusza, pierwszego z wnuków naszego bohatera.

Nasza czytelniczka Halina Niekrasowa opowiada, że jej rodzicom – Marii i Konstantemu Wierzbickim – wkrótce cofnięto zarzuty i anulowano karę zesłania, proponując skorzystanie z repatriacji do Polski. Młode małżeństwo postanowiło jednak pozostać w Czeremchowie  i zaczekać, aż Sowieci wypuszczą resztę rodziny.

Ogółem rodzina Wierzbickich spędziła na zesłaniu w Czeremchowie sześć lat. W tym okresie Marii i Konstantemu urodziło się troje dzieci: Eugeniusz – 1951 r., nasza czytelniczka Halina – 1953 r., Anatol – 1955 r.

W 1957 roku liczna rodzina Wierzbickich wróciła w rodzinne strony. Dom w Ogrodnikach  należał już do innych ludzi.

Jan wraz z żoną Niną oraz nieletnimi dziećmi zamieszkał w Grodnie, trudniąc się najpierw jako robotnik na kolei, a potem w zakładach produkcji przegubów krzyżakowych (obecnie Przedsiębiorstwo „Biełkard” – red.).

Małżeństwo Marii i Konstantego Wierzbickich z trójką wnuków naszego bohatera zamieszkało w Łunnie.

Jan Wierzbicki, mimo wieloletniej wojennej i powojennej tułaczki zdołał przetrwać przy najbliższych i wychować dzieci na porządnych ludzi.  Będąc wielodzietnym ojcem szukał sprawiedliwości w sowieckich, a po upadku ZSRR także białoruskich urzędach. Domagał się przyznania mu statusu weterana i świadczeń kombatanckich za udział w II wojnie światowej. Niestety – bezskutecznie.

W latach  90. minionego stulecia uczestnik Bitwy o Monte Cassino wystąpił o pomoc do Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi. Pomoc od ZPB uzyskał. Była to jedyna organizacja, która uznała go za bohatera.

W roku 1996, w wieku 84 lat, Jan Wierzbicki, kawaler Krzyża Walecznych, Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino oraz brytyjskich odznaczeń wojennych, odszedł na wieczną wartę.

Nasz bohater nigdy nie wyrzekł się prawosławia, podobnie jak nie ukrywał tego, że jest Polakiem. Pochowany został na grodzieńskim cmentarzu komunalnym według obrządku prawosławnego.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie wspomnień i dokumentów, udostępnionych przez wnuczkę Jana Wierzbickiego – Halinę Niekrasową

W dzisiejszym wydaniu akcji „Dziadek w polskim mundurze” pragniemy Państwu przedstawić historię  kaprala  5. Kresowej Dywizji Piechoty w Armii Andersa Jana Wierzbickiego, zesłańca na Syberię, kawalera Krzyża Walecznych, Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino oraz brytyjskich odznaczeń wojennych. [caption id="attachment_46778" align="alignnone" width="500"] Jan Wierzbicki, jako kapral 5. Kresowej

Kolejny transport środków ochrony osobistej trafił na Białoruś. Polska Fundacja Narodowa za pośrednictwem Konsulatu Generalnego RP w Grodnie przekazała na Białoruś 11 tysięcy przyłbic ochronnych. Część z nich trafi do szkół państwowych i społecznych, w których jest wykładany język polski.

Przyłbice ochronne z transportu Polskiej Fundacji Narodowej dla Białorusi. Screenshot z wydania „Obiektywu” w TVP Białystok

Koszt takiej specjalnej przyłbicy z pleksi to kilkanaście złotych – niewiele. Jednak dla naszych rodaków i sąsiadów zza wschodniej granicy, taka pomoc ma dużą wartość. Zwłaszcza, że chorych na koronawirusa jest na Białorusi coraz więcej.

26 czerwca, podczas uroczystości nagradzania najlepszych uczniów Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie („Batorówki”), prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys otrzymała od konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka pudło z przyłbicami od Polskiej Fundacji Narodowej dla pracowników tej placówki edukacyjnej.

Konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek przekazuje prezes ZPB Andżelice Borys pudło z przyłbicami

Przyłbice trafią także do Iwia, Nowogródka, Wołkowyska i Brzostowicy Wielkiej – miejscowości z okolic Grodna, których władze współpracują z Polską Fundacja Narodową. Szczególnie potrzebują ich lekarze, którzy przez częste kontakty z pacjentami są narażeni na zakażenie. Część przyłbic trafi również do nauczycieli, którzy uczą w polskich szkołach na Białorusi.

To nie pierwszy taki transport. Fundacja już kilkakrotnie wysyłała samochody z pomocą medyczną na wschód i planuje kolejne.

Polska Fundacja Narodowa skupia 17 spółek skarbu państwa, które przeznaczają pieniądze na promocje nauki, historii i sztuki polskiej za granicą. W dobie pandemii koronawirusa, fundacja wspiera również potrzebujących pomocy za granicą. Kupuje środki ochrony osobistej i artykuły medyczne, bo wzajemna pomoc w tym trudnym czasie nie powinna mieć granic.

Znadniemna.pl na podstawie bialystok.tvp.pl

Kolejny transport środków ochrony osobistej trafił na Białoruś. Polska Fundacja Narodowa za pośrednictwem Konsulatu Generalnego RP w Grodnie przekazała na Białoruś 11 tysięcy przyłbic ochronnych. Część z nich trafi do szkół państwowych i społecznych, w których jest wykładany język polski. [caption id="attachment_46773" align="alignnone" width="500"] Przyłbice ochronne

Skip to content