HomeStandard Blog Whole Post (Page 80)

Tadeusz Korzon (czyt. Kor-zon) był pionierem, wybitnym polskim historykiem. Wytyczył nowe drogi dla badań historycznych – jako pierwszy zaczął uwzględniać warunki administracyjne, ekonomiczne, finansowe i ludnościowe. Był jednym z twórców warszawskiej szkoły historycznej. Uczestniczył w powstaniu styczniowym. Współredagował Wielką Encyklopedię Powszechną. Jest autorem „Dziejów wojen i wojskowości w Polsce”, „Historia starożytna”. Obok wielu zalet pióra,  miał talent plastyczny.

Urodził się 9 listopada w Mińsku, był synem Adama sekretarza gubernialnego i Henriety z Łowaszyńskich. Gimnazjum ukończył w miejscu urodzenia, dodatkowo kształcił się na kółkach samokształceniowych, a następnie rozpoczął studia wyższe w Moskwie, gdzie studiował prawo, w latach 1855-1859.

Po studiach osiadł w Kownie, odrzucając złożoną mu propozycję pozostania w Moskwie i dalszego kształcenia w kierunku prawniczym. Podjął pracę jako nauczyciel gimnazjalny.

W tym czasie Polacy na Litwie, idąc śladami rodaków z Warszawy, organizowali patriotyczne manifestacje, na których domagano się poszerzenia swobód narodowych. Korzon zwrócił na siebie uwagę miejscowej żandarmerii. W 1861 r. podczas rewizji w jego mieszkaniu carscy żandarmi odnaleźli „politycznie wywrotowy” projekt natychmiastowego uwłaszczenia chłopów. W procesie przed miejscowym sądem wojskowym na Korzona wydano niezwykle surowy wyrok. Pozbawiono go szlachectwa i skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie. W wyniku odwołania wyrok zamieniono na zesłanie. W Ufie i Orenburgu wraz z poślubioną w 1862 r. żoną Jadwigą z Kulwieciów, spędził sześć lat zarabiając jako nauczyciel i pracownik zakładu fotograficznego, zajmując się kolorowaniem portretów. W tym czasie rozpoczął pracę nad podręcznikiem dziejów średniowiecza, który opublikował tuż po powrocie na ziemie polskie.

Korzon przyjechał do Warszawy, gdzie wielką popularność zdobywały idee pracy organicznej i filozofia pozytywizmu. Krytykowano romantyzm i mesjanizm narodowy obarczając je winą za klęskę Powstania Styczniowego. Tadeusz Korzon stał się umiarkowanym zwolennikiem większości idei pozytywistycznych. Zdecydowanie odrzucał propagowaną przez część jego przedstawicieli ideę wyrzeczenia się nadziei na odbudowanie Polski.

Podobnie jak niemal wszyscy intelektualiści był pod wrażeniem niezwykłego rozwoju nauk przyrodniczych. Uznawano, że są one doskonałą metodą docierania do prawdy o rzeczywistości i jej rozumienia. Zdaniem historyków, którymi inspirował się Korzon, nauka o przeszłości powinna wyraźnie odciąć się od wszelkich wpływów politycznych. Jej jedynym celem miało być, jak stwierdzał jeden z ojców nowoczesnej historiografii Leopold von Ranke, pokazanie przeszłością taką jaką była. Droga do spełnienia tego postulatu wiodła poprzez krytyczną analizę wszelkich dostępnych źródeł. Tym samym historiografia pióra Korzona i innych historyków jego epoki przestawała być wyłącznie opowieścią o czynach największych ludzi dawnych epok. W jednym z listów Korzon stwierdzał, że historia musi również dotknąć „bezimienne trudy urzędnika, sędziego, nauczyciela, fabrykanta, rzemieślnika przy warsztacie i wieśniaka za pługiem, z tej bowiem tak pospolitej, tak powszechnej pracy, niewidzialnie a przecież niezawodnie, uściela się i urasta pomyślność lub nędza, szczęście lub niedola narodu”.

Historycy jego pokolenia zdecydowanie odrzucili liczącą sobie dwa tysiące lat maksymę o traktowaniu historii jako nauczycielki życia. Wielu wierzyło, że poprzez badanie „procesów historycznych” odkryją mechanizmy rządzące historią. Korzon i inni historycy zgodnie z tymi założeniami postanowili wykorzystywać do badania historii również metody do tej pory zarezerwowane i rozwijane przez ekonomię i rodzące się nauki społeczne. Szczególne miejsce w ich metodzie badawczej miała statystyka. W oparciu o analizy produkcji, zmian demograficznych i handlu Korzon i inni historycy szkoły warszawskiej starali się ocenić stan Rzeczypospolitej w okresie stanisławowskim. Pod koniec życia Korzon uzasadniał swoje zainteresowanie tym okresem pragnieniem stworzenia własnego „sądu o przyczynach i istocie upadku państwa polskiego”.

Efektem jego badań była, uznawana za jedną z najbardziej doniosłych prac polskiej historiografii tamtej epoki, rozprawa „Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta, 1764–94, badania historyczne ze stanowiska ekonomicznego i administracyjnego”. Dzieło Korzona zostało wydane w pięciu tomach nakładem jednego z wydawnictw krakowskich w początkach lat 80. XIX wieku. Warto wspomnieć, że pracując nad tym wielkim dziełem Korzon nie był historykiem zatrudnionym na rosyjskim uniwersytecie w Warszawie, lecz wykładowcą Szkoły Handlowej Leopolda Kronenberga. Rodzinę utrzymywał również z udzielania lekcji prywatnych, publikowania w najważniejszych czasopismach Królestwa Polskiego  „Tygodniku Ilustrowanym”, „Kłosach”, „Ateneum”, „Bibliotece Warszawskiej” i opracowywania popularnych broszur przybliżających dzieje Polski.

W 1894 r., w stulecie Insurekcji na zlecenie Muzeum Narodowego Polskiego w Raperswilu Korzon opracował jedną z pierwszych poważnych biografii Tadeusza Kościuszki zatytułowaną „Kościuszko. Biografia z dokumentów wysnuta”. W dziełach poświęconych upadkowi Rzeczypospolitej Korzon sformułował tezę o „odrodzeniu w upadku”. „Polska stanisławowska własnym trudem dźwigała się z upadku i dzięki tej pracy jako naród przetrwała cały wiek prześladowań” – streszczał myśl Korzona Władysław Konopczyński, autor jego biografii na łamach „Polskiego Słownika Biograficznego”.

Korzon określał instytucje polityczne państwa polsko-litewskiego budowane od XV w. jako „mądre, sympatyczne i dobroczynne”, lecz nieprzystające do wyzwań epoki agresywnych imperiów XVIII w. Jednocześnie odrzucał krytykę szlachty, która „pomimo ciemnoty żywiła w sercu iskrę miłości ojczyzny i gotowość do poświęceń”. Surowo oceniał odsunięcie od wpływu na losy państwa mieszczaństwa oraz poddaństwo chłopów. Krytycznie odnosił się do intryg politycznych w okresach wolnych elekcji. Kulminacją wszystkich tych wad ustroju Rzeczypospolitej był I rozbiór. Szok spowodowany klęską roku 1772 sprawił, że Polacy zdobyli się na wysiłek podjęcia reform. Jako ich uwieńczenie postrzegał dorobek Sejmu Wielkiego. Za niepowodzenie w ich wprowadzaniu obarczał króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który jego zdaniem w trakcie wojny z Rosją popełnił „największe zbrodnie, jakie na tym stanowisku człowiek i król dopełnić może”.

II rozbiór zdaniem Korzona nie przekreślił dzieła odradzania się Rzeczypospolitej. Zdaniem historyka Tadeusz Kościuszko był pierwszym od ponad stu lat „człowiekiem czynu”, który mógł podjąć walkę o niepodległość. Rozpoczęte przez niego powstanie nie mogło uratować Polski, lecz zdaniem Korzona stworzyło nowoczesny naród Polski, odległy od stanowych podziałów wciąż obecnych w myśleniu epoki stanisławowskiej. „Nie finis Poloniae, lecz resurge, o Polonia [odrodzenia Polski – PAP] była ostatnim rezultatem znojów Kościuszki” – pisał w biografii Naczelnika. Kościuszko, mimo deklarowanego przez Korzona dążenia do obiektywizmu był dla niego największym ideałem „obywatela, żołnierza, wodza, polityka, człowieka”. Historycy analizujący jego dorobek podkreślali, że okres fascynacji Kościuszką był dla Korzona swoistym powrotem do czasów jego romantycznej młodości przed Powstaniem Styczniowym.

Na początku XX wieku jego warszawskie mieszkanie przy ulicy Żabiej (dziś nieistniejącej) było salonem naukowym, w którym gorąco spierano się o polską historię. Dyskutowano również o polityce. Korzon był zdecydowanym zwolennikiem orientacji prorosyjskiej, a tym samym narodowej demokracji Romana Dmowskiego. Jego wielkie nadzieje wzbudził przełom roku 1905, który pozwolił na ożywienie polskiego życia naukowego. W 1906 r. Korzon został jednym z założycieli Towarzystwa Kursów Naukowych oraz Warszawskiego Towarzystwa Miłośników Historii. Krytycznie odnosił się do strajków szkolnych i innych wystąpień politycznych które jego zdaniem mogły zaprzepaścić cenne dla polskiej nauki i edukacji ustępstwa władz rosyjskich. Na jego niewielką aktywność w okresie rewolucji 1905 r. wpłynęła śmierć żony w maju tego roku.

Symbolem wyjątkowej pozycji Korzona w środowisku polskich historyków był obchodzony w 1912 r. jubileusz 50-lecia jego pracy naukowej. Nazywano go wówczas „nauczycielem narodu”. Uniwersytet Lwowski nadał mu tytuł doctora honoris causa.

W 1914 r. wybuch wojny zaskoczył go podczas urlopu nad Bałtykiem. Przez Danię i Szwecję dotarł do Piotrogrodu, a stamtąd do Warszawy. Entuzjastycznie zareagował na odezwę naczelnego wodza wojsk rosyjskich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, która zapowiadała odrodzenie autonomicznej Polski pod berłem carów. Ostatnie wydane za jego życia dzieła, takie jak zbiór „Listów otwartych, mów, rozpraw, rozbiorów”  nosiły w sobie ślady ingerencji dwóch cenzorów – rosyjskiego i niemieckiego.

Tadeusz Korzon zmarł 18 marca 1918 r., u progu niepodległości Polski, a jednocześnie w momencie najgłębszego kryzysu wiary w jej odzyskanie, kilka tygodni po podpisaniu traktatów brzeskich. Pochowany został na warszawskich Powązkach.

Pomimo traktowania historii jako nauki obiektywnej Korzon i inni historycy XIX wieku posługiwali się językiem pełnym emocji. Ich sposób argumentacji był znacznie bardziej żywy i literacki, niż ten znany nam z większości współczesnych monografii i syntez. Pomimo wielkiego rozwoju metod badań historycznych wciąż wiele fragmentów dzieł Korzona i innych historyków może stanowić inspirację dla współczesnych badaczy historii w dążeniu do znakomitego posługiwania się językiem polskim i pragnieniu poznania „tego jak było”. We wstępie do „Wewnętrznych dziejów Polski” pisał: „Szczerze, gorliwie szukaliśmy tylko prawdy i nic prócz prawdy, bez względu na to, czy komuś wyda się ona miłą czy gorzką, chlubną czy sromotną. […] W każdym badaniu punktem wyjścia dla mnie było zawsze powątpiewanie, nawet podejrzliwość, którą rozproszyć mogły tylko rzeczywiste, namacalne, niezawodne zjawiska. Nikomu nie schlebiam, ani ludziom, ani stanom, ani narodom, ani nawet zasadom; nikogo też nie czernię. Dla rodaka i dla cudzoziemca, a chociażby nawet dla wroga, mam jedną mowę: Oto jest prawda, o ile ją pochwycić i wyrozumieć zdołałem!’”.

Znadniemna.pl/PAP

 

 

 

Tadeusz Korzon (czyt. Kor-zon) był pionierem, wybitnym polskim historykiem. Wytyczył nowe drogi dla badań historycznych – jako pierwszy zaczął uwzględniać warunki administracyjne, ekonomiczne, finansowe i ludnościowe. Był jednym z twórców warszawskiej szkoły historycznej. Uczestniczył w powstaniu styczniowym. Współredagował Wielką Encyklopedię Powszechną. Jest autorem "Dziejów wojen

Niepokojące wieści dotarły do nas z Lidy. Według naszych tamtejszych Czytelników władze miasta przygotowują się do likwidacji Historycznego Cmentarza w Lidzie, zwanego przez miejscowych mieszkańców „starym cmentarzem katolickim”. Wraz z nekropolią, założoną w 1797 roku może zniknąć także utrzymywana we wzorowym stanie przez miejscowych Polaków polska kwatera wojenna, zwana Cmentarzem Lotników.

Powodem do niepokoju o los polskich zabytkowych nekropolii w Lidzie stało się zniknięcie z muru otaczającego Historyczny Cmentarz w Lidzie tablicy, informującej o zabytkowej nekropolii oraz o podejmowanych ostatnio próbach jej renowacji.

– Zniknięcie tablicy może oznaczać, że wkrótce cmentarz zostanie zrównany z ziemią – niepokoi się w rozmowie z nami Czytelnik, proszący o anonimowość. Według niego kilku jego znajomych, opiekujących się Cmentarzem Lotników, będącym fragmentem zabytkowej nekropolii słyszało od władz komunalnych miasta o istnieniu planów likwidacji Historycznego Cmentarza w Lidzie i zamienienia jego terenu w park.

Zagrożony likwidacją jako fragment większej nekropolii Cmentarz Lotników, jest kwaterą wojenną, będącą miejscem ostatniego spoczynku żołnierzy polskich z okresu wojny polsko-bolszewickiej, II wojny światowej, a także polskich partyzantów. Znajduje się tutaj między innymi symboliczny grób dowódcy kompanii w IV batalionie 77. pułku piechoty Armii Krajowej por. Jerzego Bokłażca „Pazurkiewicza”, którego płyta nagrobna została w sposób barbarzyński ocenzurowana przez sługusów reżimu dyktatorskiego Aleksandra Łukaszenki. Z wyrytej na grobie bohatera inskrypcji przy pomocy szlifierki usunięto informację o przynależności upamiętnionego żołnierza do Armii Krajowej.

Tablica informująca o zabytkowym charakterze szykowanej do likwidacji nekropolii została ufundowana przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Lidzkiej z siedzibą w Gdańsku. Ta organizacja zrzeszająca urodzonych w Lidzie mieszkańców Trójmiasta oraz ich potomków kilka lat temu podejmowała starania mające na celu renowację nekropolii, o czym napisali na usuniętej, niestety tablicy sporządzonej w językach białoruskich oraz polskim.

Pragnąć udokumentować przesłanie fundatorów tablicy, której treść nie spodobała się władzom Lidy, wykonującym wszystkie zachcianki białoruskiego dyktatora w zwalczaniu śladów polskości na zachodnich terenach Białorusi, publikujemy polskojęzyczną wersję treści usuniętej z cmentarza tablicy:

Historyczny Cmentarz w Lidzie

Cmentarz w Lidzie został utworzony na gruncie zamkowym w r. 1797. Pierwotnie, jako jedyny w mieście, był cmentarzem komunalnym. Od r. 1865 stał się cmentarzem katolickim. W 1800 r. została zbudowana drewniana kaplica Św. Barbary, a obecna murowana w 1930 r. W latach 1900 – 03 cmentarz został otoczony murem do dziś istniejącym. Ostatni pochówek miał miejsce w r. 1960. W latach 70-tych władze zdecydowały o likwidacji cmentarza. Opór mieszkańców spowodował, że władze zrezygnowały z realizacji tej decyzji. Jednak nagrobki były niszczone, a kaplica uległa dewastacji. W 1988 r. Klub Miłośników Kultury Polskiej imienia Adama Mickiewicza w Lidzie, pierwsza polska organizacja w d. ZSRR, zorganizował czyny społeczne w celu porządkowania kwatery wojskowej. Od tego czasu kwatera wojskowa była pod stałą opieką Polaków w Lidzie. W latach 2000 – 2003, staraniem parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, została odtworzona kaplica.

W latach 1990 – 92 przeprowadzono inwentaryzację 2700 grobów. W 2017 r. Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Lidzkiej w Gdańsku opracowało projekt renowacji zabytkowego cmentarza przy współfinansowaniu przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i uzyskało zgodę Mera Lidy na realizację zaplanowanych prac.

W latach 2018-2020 przeprowadzono prace renowacyjne przy współfinansowaniu przez MKiDN RP, Kancelarię Senatu RP, Fundację Gdańską, Pawła Adamowicza oraz sponsorów prywatnych.

Ostatnio gruntownej renowacji Cmentarza Lotników podjęła się z zamiarem odnowienia w przyszłości całej zabytkowej nekropolii, Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie. – Nawet przystąpiliśmy z przedstawicielami Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie do wstępnej oceny rozmiarów prac renowacyjnych – opowiada Irena Biernacka, prezes Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie i członkini Zarządu Głównego ZPB.

Ta ostatnia próba renowacji cmentarza, podobnie jak poprzednia – opisana w z treści usuniętej tablicy – niestety się nie powiodła, gdyż reżim Łukaszenki po sfałszowanych wyborach prezydenckich 2020 roku ogłosił Polskę i Polaków wrogami Białorusi.

Oznacza to, że zabytkowy cmentarz w Lidzie, stanowiący rodzaj kroniki historycznej z okresu ostatnich dwustu lat historii miasta, stracił czy nie ostatnią szansę na gruntowną renowację i pozostanie zabytkiem, z którego posiadania byłaby dumna władza każdego cywilizowanego kraju.

Władza łukaszenkowska jest jednak władzą mankurtów (mankurt – termin pochodzący w mitologii Kirgistanu, odnoszący się do bezwolnego, otępiałego, posłusznego niewolnika, niemającego pojęcia o swoim pochodzeniu).

Wszystko wskazuje zatem na to, że Historyczny Cmentarz w Lidzie już wkrótce ulegnie likwidacji. A razem z nim może zniknąć jego integralna część – polska wojenna nekropolia, zwana przez miejscowych Cmentarzem Lotników, na którym Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie udało się rozpocząć prace renowacyjne i zamrozić je w zaawansowanym stadium ze względu nieprzychylność miejscowych władz.

Znadniemna.pl

Niepokojące wieści dotarły do nas z Lidy. Według naszych tamtejszych Czytelników władze miasta przygotowują się do likwidacji Historycznego Cmentarza w Lidzie, zwanego przez miejscowych mieszkańców „starym cmentarzem katolickim”. Wraz z nekropolią, założoną w 1797 roku może zniknąć także utrzymywana we wzorowym stanie przez miejscowych Polaków

Tegoroczna, szósta już, edycja forum naukowców odbywała się w dniach 3-5 listopada w Białymstoku i była poświęcona Kościołowi Katolickiemu na Białorusi.

Poprzednie edycje konferencji, skupiającej badaczy zainteresowanych losami Polaków na Białorusi, odbywały się od 2017 roku w Grodnie. Z uwagi na stan stosunków polsko-białoruskich w 2021 r. przeprowadzono ją w Wilnie, a w tym roku forum znalazło przyjazną przestrzeń w Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku.

W czasie uroczystej inauguracji spotkania wystąpili: Jarosław Książek – były Konsul Generalny RP w Grodnie, ksiądz arcybiskup dr Józef Guzdek – Metropolita Białostocki, prof. Wojciech Śleszyński – dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru, prof. Jan Malicki – dyrektor Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, Marek Zaniewski – reprezentant Związku Polaków na Białorusi oraz Anna Kietlińska – prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

W ciągu trzech dni naukowcy prezentowali stan badań oraz dyskutowali na takie tematy jak „polityka władz carskich wobec Kościoła Katolickiego”, „strategia sowieckich represji antykatolickich”, czy „Kościół Katolicki w polityce władz współczesnej Białorusi”. Nie zabrakło także prezentacji sylwetek zasłużonych duchownych katolickich oraz referatów opowiadających o poszczególnych parafiach katolickich  i ich losach.

Z konferencją powiązane jest wydanie publikacji „Polacy na Białorusi od Powstania Styczniowego do XXI w. Tom VI”, która ukazała się w ramach serii wydawniczej Bibliotheca Europae Orientalis.

Wydarzenie zorganizowali: Studium Europy Wschodniej UW, Związek Polaków na Białorusi oraz Muzeum Pamięci Sybiru.

Znadniemna.pl na podstawie podlaskie24.pl, fot.: facebook.com

Tegoroczna, szósta już, edycja forum naukowców odbywała się w dniach 3-5 listopada w Białymstoku i była poświęcona Kościołowi Katolickiemu na Białorusi. Poprzednie edycje konferencji, skupiającej badaczy zainteresowanych losami Polaków na Białorusi, odbywały się od 2017 roku w Grodnie. Z uwagi na stan stosunków polsko-białoruskich w 2021

Z przykrością informujemy Państwa, że w Dniu Zadusznym, czyli 2 listopada 2022 roku, w wieku 91 lat, opuścił ziemski padół Stanisław Uszakiewicz, wieloletni działacz Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej, autor licznych publikacji historycznych, krajoznawczych i autobiograficznych, jeden z mentorów społeczności polskiej Lidy.

Śp. Stanisław Uszakiewicz urodził się w maju 1931 roku w Juraciszkach. We wrześniu 1939 roku, gdy wybuchła II wojna światowa, miał pójść do 2 klasy szkoły podstawowej. Do szkoły jednak nie poszedł, gdyż nauczyciel, który miał prowadzić zajęcia został zmobilizowany na wojnę z Niemcami, a zastępstwa dla niego nie wysłano. Potem był 17 września, przyjście Sowietów i likwidacja polskiego szkolnictwa.

Panu Stanisławowi wystarczyło jednej klasy polskiej szkoły, aby opanować niemal do perfekcji język ojczysty zarówno w mowie, jak i w piśmie. Po upadku ZSRR Stanisław Uszakiewicz był jednym z niewielu lidzian umiejących pisać po polsku. W 1990 roku podejmuje współpracę z czasopismem „Ziemia Lidzka” – tytułem, który aspirował do tego, żeby stać się odrodzonym czasopismem o tej nazwie, które ukazywało się w Lidzie w latach 1936- 1939.

Stanisław Uszakiewicz stał się jednym z kluczowych autorów odrodzonej „Ziemi Lidzkiej”. Publikował tutaj niezwykle ciekawe i treściwe wspomnienia z lat dzieciństwa, artykuły krajoznawcze, opowiadające o wybitnych postaciach związanych z Ziemią Lidzką, a także opracowania historyczne traktujące o najważniejszych faktach z historii Polski.

Aktywność Stanisława Uszakiewicza nie ograniczała się do działalności publicystycznej i krajoznawczo-historycznej. Na początku lat 90. minionego stulecia Stanisław Uszakiewicz wraz z Wiktorem Nosowiczem założył w Lidzie Koło Żołnierzy Armii Krajowej, na bazie którego sformowane zostały prężnie działające przez dziesięciolecia przy Związku Polaków na Białorusi struktury Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi oraz Stowarzyszenia Polaków – Ofiar Represji Politycznych (Sybiraków).

Dzięki doskonałej znajomości języka polskiego i umiejętności pisania po polsku Stanisław Uszakiewicz pomógł w wyrobieniu dokumentów kombatanckich ponad stu osobom – żołnierzom Armii Krajowej, berlingowcom, andersowcom oraz uczestnikom wojny obronnej 1939 roku.

Za swoje zasługi dla odrodzenia polskości na byłych Wschodnich Kresach Stanisław Uszakiewicz otrzymał kilka odznaczeń. Był honorowany między innymi Dyplomami wdzięczności przez Związek Polaków na Białorusi, a w roku 2019 Stowarzyszenie Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej z siedzibą w Warszawie odznaczyło polskiego patriotę z Lidy Złotym Kresowym Krzyżem Pamięci.

Dzisiaj w lidzkim Kościele Podwyższenia Krzyża Świętego (Farnym) odbyła się Msza święta pogrzebowa w intencji śp. Stanisława Uszakiewicza.

Cześć Jego Pamięci!

 

Znadniemna.pl

Z przykrością informujemy Państwa, że w Dniu Zadusznym, czyli 2 listopada 2022 roku, w wieku 91 lat, opuścił ziemski padół Stanisław Uszakiewicz, wieloletni działacz Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej, autor licznych publikacji historycznych, krajoznawczych i autobiograficznych, jeden z mentorów społeczności polskiej Lidy. Śp. Stanisław Uszakiewicz urodził

Zapraszamy wszystkie szkoły, przedszkola i placówki oświatowe, a także placówki polonijne do udziału w kolejnej edycji akcji Ministerstwa Edukacji i Nauki „Szkoła do hymnu”. Podobnie jak w ubiegłych latach proponujemy wspólne odśpiewanie hymnu narodowego w ostatni dzień roboczy przed Narodowym Świętem Niepodległości o symbolicznej godzinie 11:11. W tym roku będzie to czwartek, 10 listopada.

Zgłoszenia do akcji „Szkoła do hymnu”

Aby wziąć udział w akcji, dyrektor szkoły/przedszkola/placówki oświatowej lub inna uprawniona przez niego osoba wypełnia ankietę zgłoszeniową widoczną w Strefie Pracownika w Systemie Informacji Oświatowej (zakładka „Ankiety”). Na zgłoszenia czekamy do środy, 9 listopada br. do godz. 23:59.

Każda placówka, która weźmie udział w akcji, otrzyma pamiątkowy dyplom.

Zgłoszenia – szkoły polonijne

Do udziału w przedsięwzięciu jak zawsze zapraszamy także szkoły polonijne i polskie szkoły za granicą. Placówki zainteresowane włączeniem się do akcji „Szkoła do hymnu” prosimy o wypełnienie ankiety dostępnej na stronie Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą.

W zgłoszeniu powinny znaleźć się następujące informacje:

  • kraj, w którym znajduje się przedszkole/szkoła/placówka oświatowa,
  • nazwa przedszkola/szkoły/placówki oświatowej,
  • typ przedszkola/szkoły/placówki oświatowej,
  • liczba uczniów przedszkola/szkoły/ placówki oświatowej,
  • adres e-mail przedszkola/szkoły/placówki oświatowej.

Placówki polonijne także otrzymają pamiątkowe dyplomy.

Znadniemna.pl za Ministerstwo Edukacji i Nauki RP

Zapraszamy wszystkie szkoły, przedszkola i placówki oświatowe, a także placówki polonijne do udziału w kolejnej edycji akcji Ministerstwa Edukacji i Nauki „Szkoła do hymnu”. Podobnie jak w ubiegłych latach proponujemy wspólne odśpiewanie hymnu narodowego w ostatni dzień roboczy przed Narodowym Świętem Niepodległości o symbolicznej godzinie

Ten dom jest symbolem wychowania całego pokolenia – „Kolumbów” i Żołnierzy Niezłomnych. Takie właśnie domy jak ten stały w całej Polsce – powiedział dzisiaj, 2 listopada, na otwarciu Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej prezydent Andrzej Duda.

Od prawej: Prezydent RP Andrzej Duda, siostrzeniec rotmistrza Witolda Pileckiego Andrzej Marek Ostrowski i syn rotmistrza Witolda Pileckiego – Andrzej Pilecki na otwarciu Muzeum – Domu Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/R. Pietruszka

Nowy punkt na kulturalnej mapie Polski znajduje się dokładnie w połowie drogi między Warszawą a Białymstokiem. Muzeum mieści się w oryginalnie zachowanym domu rodzinnym Marii Pileckiej.

Prezydent Andrzej Duda wskazał, że poprzez życie Witolda Pileckiego, symbolu, jakim był, muzea Żołnierzy Wyklętych, na Rakowieckiej w Warszawie i tu – w Ostrowi Mazowieckiej – „pokazują drogę życia patriotów, pokazują drogę życia polskich żołnierzy”.

Foto: Muzeum Dom Rodziny Pileckich

Foto: Muzeum Dom Rodziny Pileckich

„Ten dom jest symbolem wychowania całego pokolenia – +Kolumbów+ i Żołnierzy Niezłomnych. Takie właśnie domy, jak ten, stały w całej Polsce” – podkreślił.

Przemawia Prezydent RP Andrzej Duda. Foto: Marek Borawski/KPRP

Ocenił, że Muzeum jest „autentyczne, piękne i wymowne”. „Tak, jak każdy rodzinny dom, zawierające w sobie dwa elementy, z jednej strony normalnego życia, zwykłego, rodzinnego Marii, jej dzieci, jej rodziców, rodziny Ostrowskich, rodziny Witolda Pileckiego, a zarazem to jego Muzeum, jego walki, jego świadectwa, jego niezłomności, jego postawy, człowieka z pomnika, człowieka, symbolu, ale zarazem ojca, syna, męża, Polaka, żołnierza” – mówił prezydent.

Prezydent RP Andrzej Duda wita się z Andrzejem Pileckim, synem Witolda Pileckiego. Foto: Marek Borawski/KPRP

Dodał, że muzeum pokazuje także „historię Marii Pileckiej, która przecież nie była wielkim żołnierzem, konspiratorem, nie była wielce przebiegłym wywiadowcą, jakim był jej mąż, w każdym calu, rtm. Witold Pilecki, ale nie ma cienia wątpliwości, że była wielką patriotką, jako osoba, żona, matka, polska kobieta”. „Od samego początku do samego końca” – zaznaczył.

W trakcie uroczystości sekretarz stanu w MKiDN Jarosław Sellin odczytał list od wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego.

Foto: Marek Borawski/KPRP

Szef MKiDN podkreślił, że „otwierana dziś dla publiczności nowa instytucja kultury wpisuje się w konsekwentnie realizowaną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego politykę budowania sieci nowoczesnych muzeów”. „To już ponad 300 projektów realizowanych w całej Polsce, a także poza jej granicami, na które zasługuje i oczekuje polskie społeczeństwo” – przypomniał.

Wskazał, że „takie placówki jak ta (Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej – przyp. PAP) są bowiem fundamentem dla świadomego swojej historii społeczeństwa, a tym samym świadczą o jego wartości”.

„Ostrowieckie muzeum to przede wszystkim przywracanie należytej pamięci cichym bohaterom walk o wolną Polskę i dowód na to, że zamysł władz komunistycznych, aby wymazać ich ze zbiorowej świadomości nie powiódł się” – podkreślił. „Tacy bohaterowie jak rotmistrz Witold Pilecki są dziś i będą wzorami dla kolejnych pokoleń młodych Polaków, a muzeum jako instytucja długiego trwania ma bardzo odpowiedzialne zadanie w tym zakresie” – zaznaczył.

Jak napisał, „znajdujemy się w wyjątkowym miejscu, w dawnym domu rodzinnym Marii Ostrowskiej, żony Witolda Pileckiego”. „Nie sposób wyobrazić sobie lepszej przestrzeni do opowiedzenia losów rodziny Pileckich niż mury tego historycznego obiektu, niemego świadka tamtych wydarzeń” – podkreślił Piotr Gliński w liście.

Dyrektor Muzeum Karol Madaj przypomniał, że „w pierwszych dniach listopada chrześcijanie różnych wyznań wspominają swoich zmarłych, to taki bardzo rodzinny czas”. „To dobrze, że dzisiaj spotykamy się przed domem rodzinnym Marii Pileckiej z domu Ostrowskiej na otwarciu Muzeum, które upamiętnia nie tylko Witolda Pileckiego, jego rodzinę, ale także setki niewinnych ofiar wojny” – mówił.

Foto: Marek Borawski/KPRP

Zapraszał także do „zanurzenia się w tym wspomnieniu i wspólnym odkrywaniu źródeł bohaterstwa rtm. Pileckiego, postaci, która wciąż nas inspiruje do dobra”.

Burmistrz Ostrowi Mazowieckiej Jerzy Bauer zwrócił uwagę, że „jeszcze 10 lat temu to miejsce dla szerszej opinii publicznej, w tym również lokalnej opinii publicznej, było miejscem anonimowym, było prywatnym domem, w którym po prostu mieszkali ludzie”. „Po wyborach samorządowych 2014 r. uznaliśmy, że to wielkie dziedzictwo pozostające właśnie jako miejsce, dla szerokiej opinii publicznej, anonimowe takim nie może pozostać. Podjęliśmy działania konsekwentnie, aby ten stan zmienić. I tak się stało” – mówił burmistrz. Dziękował wszystkim osobom zaangażowanym w powstanie Muzeum.

Podkreślił, że to „wielki dzień dla Ostrowi”.

Foto: Marek Borawski/KPRP

W uroczystości otwarcia wzięli udział przedstawiciele rodziny Pileckich i Ostrowskich – syn Marii i Witolda Pileckich – Andrzej oraz siostrzeniec Marii Pileckiej – Andrzej Marek Ostrowski.

Andrzej Pilecki wspominał swoją matkę. „Dzisiaj, możemy spokojnie rozmawiać o mojej matce, o której się trochę przez te wiele lat zapominało. Na Wileńszczyźnie spotykam osoby, które są w moim wieku i mówią: +była dobra, była piękna, ale była sprawiedliwa+, jako nauczycielka i jako wychowawczyni, rozumiała tą biedę, która tam panowała” – opowiadał.

Jak mówił, matka uratowała ich także od wywózki na Syberię. „W momencie, kiedy był jeden dzień tylko, żeby podjąć decyzję i zniknąć. Tak zrobiliśmy i stamtąd zrobiliśmy +skok+ do Ostrowi. Tutaj była nie tylko opiekunką swoich dzieci, ale także dzieci swojej siostry” – podkreślił.

W trakcie gali pokazano także film o powstaniu Muzeum oraz wręczono statuetki jego dobroczyńcom.

Zaprezentowana została również wystawa stała „O Marii i Witoldzie Pileckich”. Ekspozycja zaaranżowana została na trzech poziomach historycznego domu, wybudowanego w 1901 roku przez Konstantego Ostrowskiego – ojca Marii Pileckiej. Na parterze i poddaszu autorzy przedstawili historię Marii, także w okresie po śmierci jej męża. Pokazali również jej najbliższą rodzinę i miasto.

Postać rotmistrza na różnych etapach jego życia została zaprezentowana w ośmiu salach podziemnej części. Zaprojektowana ekspozycja muzealna oddziałuje obrazem, światłem i dźwiękiem, łącząc tradycyjne środki wystawiennicze z nowoczesnymi rozwiązaniami multimedialnymi. Na szczególną uwagę zasługuje część opowieści o tragicznej śmierci Pileckiego. Przedstawiona w filmowej, fabularnej formie, historia śledztwa, rozprawy i wykonania wyroku śmierci może stać się dla widzów wręcz immersyjnym przeżyciem.

Kurator wystawy stałej Aleksandra Kaiper-Miszułowicz powiedziała, że wystawa „jest portretem podwójnym i raczej formą przestrzennego eseju, niż taką klasyczną ekspozycją”. „Pamiątek po naszym ukochanym bohaterze – Witoldzie pozostało bardzo niewiele, mamy szczęście ich kilka prezentować i one nas wiodą przez wystawę, ale nie są one najważniejszym elementem” – zaznaczyła.

„To, co w Witoldzie Pileckim jest dla mnie najważniejsze i dające nam wszystkim nadzieję to to, że on był zupełnie zwykły. On był zwykłym człowiekiem, tylko, że przez to, że kierował się swoimi wartościami, ważnymi wartościami i był totalnie wewnętrznie suwerenny, podejmował każdego dnia te decyzje, które go zaprowadziły do tego, że stał się bohaterem narodowym i jednym z najodważniejszych ludzi Europy XX wieku” – wskazał kurator.

Wernisaż wystawy stałej odbędzie się 2 listopada o godz. 18. Placówka otwarta będzie w dni robocze w godzinach 10—18, a w weekendy 11—17.

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wystawa „O Marii i Witoldzie Pileckich” z okazji otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wydarzenie otwarcia Muzeum Dom Rodziny Pileckich zostało objęte Patronatem Narodowym Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy w Stulecie Odzyskania Niepodległości. Muzeum jest współprowadzone przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Miasto Ostrów Mazowiecka.

Znadniemna.pl za PAP

 

 

Ten dom jest symbolem wychowania całego pokolenia – "Kolumbów" i Żołnierzy Niezłomnych. Takie właśnie domy jak ten stały w całej Polsce – powiedział dzisiaj, 2 listopada, na otwarciu Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej prezydent Andrzej Duda. [caption id="attachment_58723" align="alignnone" width="480"] Od prawej: Prezydent RP

Ulicami Warszawy przeszedł 1 listopada marsz niezależnych środowisk białoruskich z okazji święta Dziadów.

Uczestnicy przemarszu, wśród których była członkini Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi Irena Biernacka, podkreślali, że pamięć o przodkach, w tym właśnie tradycyjne obchody Dziadów, pomagały zarówno Białorusinom jak też Polakom przetrwać mroczny okres ZSRR i ideologii komunistycznej, zachowując dzięki wielowiekowej tradycji czczenia przodków swoją tożsamość i wiedzę o swoim pochodzeniu.

Dziady obchodzono publicznie w Mińsku po raz pierwszy pod koniec lat 80-tych – tuż przed upadkiem ZSRR. W tym roku organizacja przemarszu z okazji Dziadów była na Białorusi niemożliwa.

Natalia Radzina, szefowa niezależnego portalu Karta’97, była więźniarka polityczna, wspominała zamordowanych przeciwników Aleksandra Łukaszenki i swoich przyjaciół, którzy stracili życie w wyniku represji i podczas wojny na Ukrainie. Jak mówiła, niektórzy widzą w dziejach białoruskich powtarzający się, zamknięty cykl represji. – Sądzę jednak, że teraz mamy szansę wyjść z tego błędnego koła, ale trzeba pamiętać o więźniach politycznych, wspomagać żołnierzy pułku Kalinouskiego- mówiła.

Wiaczesław Siwczyk z Ruchu Solidarności Razem wspomniał podczas uroczystości, że mija 35 lat od czasu pierwszych publicznie organizowanych na Białorusi Dziadów, a miały one miejsce pod koniec istnienia ZSRR, przy mińskim skwerze Janki Kupały. Dodał, że w więzieniu jest obecnie współorganizator ówczesnych Dziadów Aleś Bialacki, podobnie uwięzieni są i inni ich uczestnicy: malarz Aleś Puszkin, Hiennadź Drazdou. Za kratami są także działacze, którzy współorganizowali przemarsze z okazji Dziadów w późniejszych latach: Ryhor Kastusiau, Mikoła Statkiewicz, dręczona przez reżim białoruski Palina Szarenda-Panasiuk.

Działacz wspomniał także, że historia Białorusi to wiele ważnych dat i warto o nich pamiętać. Na przykład niedawno obchodzono rocznicę urodzin Jauhiena Kulika, gospodarza słynnej pracowni artystycznej „Na Poddaszku”, który zaprojektował m.in. wzór herbu Pogoni, który obowiązywał w latach 1991-1995 przed wprowadzeniem przez Aleksandra Łukaszenkę symboli państwowych wzorowanych na sowieckich. – Nie trzeba zapominać, jak wielka jest historia Białorusinów – mówił Wiaczesław Siwczyk. Zapowiedział, że 27 listopada Białorusini w Warszawie będą świętować rocznicę powstania słuckiego – o godzinie 16.00 przed pomnikiem Tadeusza Kościuszki.

Działacz mówił, że kiedyś Białoruś będzie wolna. Jak podkreślił, pamięć o przodkach, w tym właśnie obchody Dziadów, pomagały Białorusinom przetrwać czas komunizmu i zachować swoją tożsamość.  – Oby przodkowie pomogli,  tak by Białorusini mogli powrócić do wolnego kraju – powiedział Wiaczesław Siwczyk.

Na demonstracji była obecna także Irena Biernacka, członkini Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, która specjalnie przyjechała na obchody Dziadów z Białegostoku. Działaczka była wcześniej więziona przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Podkreśliła ona, że Białorusini i Polacy powinni działać w jedności oraz że potrzebna nam jest mądrość przodków, którzy przez lata pielęgnowali to, co najważniejsze: język, kulturę, szacunek do innych.

Przemawia Irena Biernacka członkini Zarządu Głównego ZPB

Publikujemy nagranie przemówienia  Ireny Biernackiej podczas białoruskich obchodów święta Dziady w Warszawie:

Znadniemna.pl na podstawie polskieradio24.pl

Ulicami Warszawy przeszedł 1 listopada marsz niezależnych środowisk białoruskich z okazji święta Dziadów. Uczestnicy przemarszu, wśród których była członkini Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi Irena Biernacka, podkreślali, że pamięć o przodkach, w tym właśnie tradycyjne obchody Dziadów, pomagały zarówno Białorusinom jak też Polakom przetrwać mroczny

W uroczystość Wszystkich Świętych a także z okazji Dnia Zadusznego polscy dyplomaci na Białorusi odwiedzają polskie groby w różnych częściach kraju.

Charge d’affaires RP w Mińsku Marcin Wojciechowski na Cmentarzu Kalwaryjskim w Mińsku

Niektóre z wizyt na polskich nekropoliach wojennych, pojedynczych grobach poległych żołnierzy oraz zasłużonych cywilów, współpracownicy dyplomaci dokumentują w resortowych mediach społecznościowych.

Dyplomaci państw zachodnich, w tym polski chargé d’affaires Marcin Wojciechowski, uczcili pamięć ofiar represji stalinowskich w Kuropatach pod Mińskiem

W ich opinii pielęgnowanie w obcym kraju polskiej tradycji, związanej z Dniem Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym, jest możliwe dzięki współpracy z miejscowymi Polakami.

Potwierdzają to słowa charge d’affaires RP w Mińsku Marcina Wojciechowskiego, który złożył podziękowania miejscowej ludności za pomoc w dbaniu o miejsca polskiej pamięci narodowej na Białorusi.

„Dziękujemy wszystkim, którzy nam pomagają, by pamięć o przeszłości nie umarła. Dopóki pamiętamy o zmarłych, oni żyją w naszych sercach!” – napisał dyplomata na Twitterze.

Znadniemna.pl na podstawie twitter.com/plinbelarus

W uroczystość Wszystkich Świętych a także z okazji Dnia Zadusznego polscy dyplomaci na Białorusi odwiedzają polskie groby w różnych częściach kraju. [caption id="attachment_58700" align="alignnone" width="480"] Charge d’affaires RP w Mińsku Marcin Wojciechowski na Cmentarzu Kalwaryjskim w Mińsku[/caption] Niektóre z wizyt na polskich nekropoliach wojennych, pojedynczych grobach poległych

Manifestowanie przywiązania do polskiej tradycji szanowania pamięci przodków i rodaków poległych w walce z sowieckim okupantem może na Białorusi obrócić się poważnymi nieprzyjemnościami. Polacy na Białorusi pozostają jednak wierni tradycji i z okazji Dnia Wszystkich Świętych oraz Dnia Zadusznego palą znicze nie tylko na grobach swoich bliskich, lecz także na grobach żołnierzy, którzy polegli w walce z bezbożnym okupantem i wiarą w to, że ofiarują życie w imię lepszego jutra dla potomnych.

Pragnąć dać świadectwo tego, że Polacy i polskość na Białorusi wciąż trwają, nasi Czytelnicy dostarczają do redakcji zdjęcia zniczy zapalonych przez nich na rozsianych po różnych zakątkach Grodzieńszczyzny grobach polskich żołnierzy i patriotów.

Lida, Cmentarz Lotników

Lida, Kamień, upamiętniający księdza Adama Falkowskiego, proboszcza z Iszczołny – patrioty i męczennika, rozstrzelanego przez carskie wojsko za odczytanie z ambony kościoła w Iszczołnie manifestu Rządu Narodowego, wzywającego ludność do udziału w Powstaniu Styczniowym.

Feliksowo. Uszkodzona niedawno przez łukaszenkowskich wandali zbiorowa mogiła strzelców 1. Brygady 1.Dywizji Litewsko-Białoruskiej, poległych w boju z bolszewikami, będącym fragmentem Bitwy Niemeńskiej, która przypieczętowała zwycięstwo Polski nad bolszewicką Rosją w wojnie polsko-bolszewickiej.

Żyrmuny. Groby żołnierzy Armii Krajowej na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Nieciecz. Kwatera żołnierzy I i IV Batalionów 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej

Wawiórka. Kwatera żołnierzy VII Batalionu 77 Pułku Piechoty Armii Krajowej i symboliczny grób dowódcy VII Batalionu, który zginął ze swoimi żołnierzami majora Jana Piwnika „Ponurego”.

Piaskowce. Krzyż, upamiętniający pomordowanych w 1945 roku przez funkcjonariuszy NKWD żołnierzy Armii Krajowej. Tablicę pod krzyżem zniszczyli ideowi spadkobiercy oprawców z NKWD, obecnie wiernie służący reżimowi Łukaszenki

Traby. Pomnik na grobie żołnierzy Wojska Polskiego, poległych w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku.

Dyndyliszki. Zbezczeszczona przez łukaszenkowców, będących duchowymi spadkobiercami zabójców Polaków zbiorowa mogiła ośmiu żołnierzy Armii Krajowej. Polegli pod Dyndyliszkami 24 czerwca 1944 roku po boju, stoczonym z oddziałami niemieckimi, stacjonującymi w pobliskim Iwju.

Subotniki. Pomnik polskim żołnierzom poległym za Ojczyznę w 1920 roku a także w czasie II wojny światowej.

Krupowo. Symboliczne upamiętnienie rtm. Witolda Pileckiego i groby członków rodziny Pileckich, krewnych bohatera.

Bielica. Indywidualne groby żołnierzy Armii Krajowej na miejscowym cmentarzu

Nowosiółki. Mogiła trzech oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza, rozstrzelanych przez sowietów po 17 września 1939 roku.

Ostryna. Zbiorowa mogiła  siedmiu żołnierzy Armii Krajowej, zamordowanych przez Gestapo w 1943 roku.

Nowy Dwór. Groby Stefana i Jana Iłkiewiczów. Obaj byli polskimi patriotami i takimi zostali zapamiętani przez potomnych. Stefan Iłkiewicz zginął śmiercią bohatera z rąk okupantów sowieckich w 1939 roku, a Jana Iłkiewicza cztery lata później w 1943 roku zamordowali okupanci niemieccy.

Jeziory. Mogiła powstańców 1863 roku, poległych w różnych okresach Powstania Styczniowego w walkach z caratem rosyjskim.

Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny obchodzą Polacy nie tylko na Grodzieńszczyźnie. Także na Ziemi Brzeskiej, a konkretnie  w Baranowiczach, miejscowi patrioci polscy przeprowadzili tej okazji akcję porządkowania grobów.

Baranowicze. Cmentarz Katolicki.

Cześć i Chwała Bohaterom! Cześć Ich Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie relacji Czytelników

Manifestowanie przywiązania do polskiej tradycji szanowania pamięci przodków i rodaków poległych w walce z sowieckim okupantem może na Białorusi obrócić się poważnymi nieprzyjemnościami. Polacy na Białorusi pozostają jednak wierni tradycji i z okazji Dnia Wszystkich Świętych oraz Dnia Zadusznego palą znicze nie tylko na grobach

Ferdynand Ruszczyc zaliczany jest do najwybitniejszych młodopolskich malarzy. Jego ekspresyjne pejzaże wcześnie zyskały uznanie krytyków, a on sam był powszechnie znany i szanowany jako profesor. Najlepiej czuł się na prowincji, w rodzinnym domu, zaś malowanie porzucił w wieku niespełna 40 lat, całkowicie poświęcając się innym dziedzinom.

Bohdanów

Ferdynand Ruszczyc urodził się 10 grudnia 1870 r. w Bohdanowie (dzisiejsza Białoruś), a zmarł 30 października w 1936 roku tamże. Był najmłodszym z piątki dzieci i zarazem jedynym synem Alwiny i Edwarda Ruszczyców. Ojciec przyszłego artysty wywodził się ze starego, ziemiańskiego rodu, zaś matka była z pochodzenia Dunką. Chociażby z tego powodu w rodzinie panowała atmosfera otwartości i tolerancji, wyrażająca się m.in. stosunkiem do religii. Otóż Alwina Ruszczyc była protestantką i w tym wyznaniu wychowywała córki, podczas gdy syn – tak jak ojciec – został ochrzczony w kościele katolickim.

Bohdanów leży przy trakcie Wilno – Oszmiana – Wołożyn, w odległości 80 km od Wilna. Początkowo majętność ta wchodziła w skład klucza holszańskiego, dziedzictwa Sapiehów. W 1836 r. okrojony ośrodek nabył z licytacji Ferdynand Ruszczyc h. Lis (1786–1848), adwokat, rejent ziemi kobryńskiej, żonaty z Anną z Czechowiczów (1800–1874). Dwór Ruszczyców przed 1939 r.

Po powstaniu styczniowym Ruszczycowie musieli na pewien czas oddać Bohdanów w dzierżawę. Sami przenieśli się do Lipawy, a potem do Mińska Litewskiego, gdzie Ferdynand został uczniem gimnazjum, które ukończył z doskonałymi wynikami i za radą ojca rozpoczął studia prawnicze w Petersburgu.

Zainteresowania młodego Ruszczyca podążały jednak w inną stronę. Będąc gimnazjalistą uczył się rysunku pod okiem Kuźmy Jakowlewicza Jermakowa, a już po zapisaniu się na studia zaczął uczęszczać na petersburską Akademię Sztuk Pięknych jako wolny słuchacz. W 1892 r. zdecydował się zrezygnować z kariery prawnika i przenieść się na tę uczelnię. Początkowo studiował w pracowni Iwana Szyszkina, a po jego odejściu z Akademii przeniósł się do Archipa Kuindżiego – autora ekspresyjnych pejzaży, w których widoczne były wpływy sztuki skandynawskiej. Zwłaszcza romantyczny stosunek profesora do przyrody znalazł odbicie w późniejszej twórczości Ruszczyca.

W trakcie studiów Ruszczyc regularnie podróżował. Najbardziej fascynowało go morze. Podczas wypraw na Krym oraz na Rugię, do Szwecji i na Bornholm wykonywał studia fal i nieba.

Ferdynand Ruszczyc, Krym – brzeg morza, 1895, Muzeum Pałac Herbsta – Oddział Muzeum Sztuki w Łodzi

W październiku 1897 r. Ruszczyc ukończył Akademię. To okres pierwszych sukcesów: udało mu się sprzedać dwa obrazy: Wiosna i Młyn zimą. Oba namalowane zostały w rodzinnym Bohdanowie – miejscu, które już na zawsze pozostało największą inspiracją artysty. Dzięki zarobionym pieniądzom mógł wybrać się w dłuższą podróż artystyczną po Europie. Taka wyprawa zwyczajowo była zwieńczeniem i uzupełnieniem edukacji. Według notatek w dzienniku najbardziej zachwyciła go wystawa Moneta, którą obejrzał w Paryżu.

Ferdynand Ruszczyc, Młyn nocą, 1898, Muzeum Narodowe w Krakowie

Maminsynek?

Kolejne lata Ruszczyc spędził głównie w Bohdanowie, gdzie stworzył wyjątkowo dużo obrazów. Być może dlatego, że w domu, w otoczeniu rodziny czuł się najbardziej komfortowo. Sądził wręcz, że tylko bliscy w pełni go rozumieją i wspierają w podejmowanych decyzjach. Szczególnie silna więź łączyła go z matką, którą uważał za najwnikliwszego krytyka swojej twórczości.

Ferdynand Ruszczyc, Stary dom,1903, Muzeum Narodowe w Warszawie

Ruszczyc inspiracji najchętniej szukał w najbliższym otoczeniu. Według jego własnych słów: „Piękno jest wszędzie, gnieździ się w najbliższym i najprostszym, trzeba je tylko dostrzec. Fragmenty, które każdy może odnaleźć, bo nie są zmienione ani upiększone, proste a tak wyszukane, jak motyw japoński.”

Ferdynand Ruszczyc, Bajka zimowa, 1904, Muzeum Narodowe w Krakowie

Naturę traktował niczym romantycy, widząc w niej autonomiczny byt przepełniony duchem. W swoich obrazach starał się uchwycić jej mistycyzm, uważnie obserwując dynamikę zachodzących w przyrodzie zjawisk. Gdy więc patrzymy na obraz Stare jabłonie, trudno potraktować go wyłącznie jako realistyczne przedstawienie drzew i nie kierować myśli ku treściom symbolicznym: przemijaniu, ale także przeczuciu życia skrycie pulsującego w bezlistnych gałęziach.

Ferdynand Ruszczyc, Stare jabłonie, 1900, Muzeum Narodowe w Warszawie

Prawdopodobnie najsłynniejszym obrazem Ruszczyca z okresu bohdanowskiego jest Ziemia. Do pracy nad nią zabrał się tuż po powrocie z europejskiej podróży, we wrześniu 1898 r. Jak zwykle wiele razy zmieniał koncepcję, był niezadowolony z kolejnych elementów, co odnotowywał w dzienniku. „Stosunek mój do obrazu zmienia się co chwila. Na przemian przeważają zalety i błędy” – pisał blisko miesiąc po rozpoczęciu tworzenia.

Ferdynand Ruszczyc, Ziemia, 1898, Muzeum Narodowe w Warszawie

Obraz przedstawia orkę – motyw dość popularny wśród ówczesnych polskich malarzy. Płótno Ruszczyca wyróżnia się jednak na tle prac Chełmońskiego czy Wyczółkowskiego. Pozornie realistyczną scenę artysta przekształcił w monumentalny symbol. Sylwetka oracza i kroczące przed nim woły ukazane zostały z oddalenia i celowo pozbawione szczegółów. Wydają się bardzo drobne w zestawieniu z dwoma żywiołami – ciężką ziemią i dynamicznie pędzącymi po niebie chmurami. Opierający się wiatrowi, z trudem orzący ziemię człowiek, zdaje się być uniwersalnym symbolem odwiecznych zmagań człowieka z nieokiełznaną potęgą przyrody.

Ruszczyc bardzo chętnie malował dom, a w zasadzie dwa domy stojące w rodzinnym majątku: modrzewiowy dworek z końca XVII w. oraz budynek przebudowany w połowie XIX w. z murowanego skarbca, nazywany „Murem”. Oba domy artysta najczęściej ukazywał w dramatycznym otoczeniu: pod pochmurnym, burzowym niebem, smagane mocnym wiatrem. Pośród złowieszczych żywiołów wydają się one bezpiecznym schronieniem, zdolnym przetrwać każdy kataklizm. Dom, nazywany nieraz przez Ruszczyca „gniazdem”, pełnił w jego życiu właśnie taką funkcję – spokojnego portu, w którym można skryć się przed życiowymi zawirowaniami.

Ferdynand Ruszczyc, Pustka (Stare gniazdo),1901, Litewskie Muzeum Sztuki w Wilnie

Malarskie wyobrażenia wnętrza domu z Bohdanowa są z reguły bardziej nastrojowe. Pozbawione ludzkiej obecności pokoje wydają się żyć własnym życiem – tajemniczym, a zarazem przepojonym nostalgią.

Ferdynand Ruszczyc, Wnętrze salonu w Bohdanowie – Malwy,1905, Muzeum Narodowe w Warszawie

Warszawa i Kraków

Po ukończeniu studiów Ruszczyc utrzymywał ścisłe kontakty ze środowiskiem petersburskim, biorąc udział w wystawach Akademii oraz czasopisma „Mir iskusstwa”. Z czasem te relacje rozluźniały się, a malarz więcej wystawiał w Wilnie, Warszawie czy Krakowie. Jego dzieła szybko zyskały uznanie kraytyki i nabywców, sam Ruszczyc zaś nawiązywał kolejne znajomości z polskimi artystami. W 1900 r. dołączyła do powstałego w Krakowie Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka” (w 1907 r. został jego prezesem), które łączyło najwybitniejszych twórców tego okresu.

Na przełomie 1903 i 1904 roku Ruszczyc brał udział w organizacji warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, a gdy uczelnia została oficjalnie otwarta, został jednym z jej profesorów. Prowadził zajęcia plenerowe w Łazienkach i nad Wisłą, wyjeżdżał ze studentami do Łowicza, Nieborowa i Arkadii oraz Kazimierza Dolnego. Był lubiany przez uczniów, nie czuł się jednak dobrze w Warszawie, a w zasadzie w tamtejszym środowisku. Stosunki między warszawskimi artystami były w owym czasie napięte, nie brakowało „spraw honorowych”, a nawet pojedynków. Czarę goryczy przelała sprawa malarza Wacława Pawliszaka zastrzelonego przez rzeźbiarza Xawerego Dunikowskiego.

Warszawski okres nie był tak płodny artystycznie, jednak powstało w nim jedno z najważniejszych dzieł Ruszczyca: Nec mergitur. Ukazany na nim został fantastyczny żaglowiec płynący po wzburzonym morzu pod nocnym niebem. „Chciałbym cały obraz utrzymać nierealnie, jak kaskadę brylantów” – pisał malarz. Artysta kolejny raz powraca tu do wątku zmagań człowieka z przyrodą. Bezkresne, rozgwieżdżone niebo w tym kontekście staje się symbolem kosmicznego absolutu.

Ferdynand Ruszczyc, Nec mergitur, 1904-1905, Litewskie Muzeum Sztuki w Wilnie

Nec mergitur należy jednak interpretować na jeszcze innym poziomie, bezpośrednio związanym z sytuacją Polski pod zaborami. Obraz początkowo zwany był przez autora Legendą żeglarską, co sugeruje związek z nowelą Henryka Sienkiewicza pod tym samym tytułem. Jest to historia okrętu, którego losy są alegoryczną opowieścią o upadku Rzeczpospolitej. „W obrazie Ruszczyca widzimy korwetę – Polonię unoszoną przez żywioł historii utożsamiony z boskim planem, a karminowe refleksy na falach sugerują, że krwawi ona jak powracający z wygnania zesłaniec. O jej minionej świetności przypominają królewskie żagle, podarte jak powstańcze sztandary”. Ten okręt – zgodnie z tytułem obrazu – „nie utonie”. Choć pokiereszowany, dotrze wkrótce do bezpiecznej przystani. Nec mergitur jest więc wyrazem nadziei, którą w 1904 r. obudziły w Polakach wydarzenia wojny rosyjsko-japońskiej i narastanie rewolucyjnych nastrojów w Królestwie Polskim.

Ruszczyc nie wytrzymał długo w Warszawie. Gdy w 1907 r. zmarł Jan Stanisławski, to właśnie jemu zaproponowano objęcie katedry pejzażu na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Przyjęcie oferty było próbą ucieczki z męczącego środowiska – jak się wkrótce okazało, zupełnie nieudaną.  Wyraźnie zniechęcony malarz pisał: „Już po pierwszych czterech miesiącach w Krakowie czuję się tak, jak po warszawskich trzech latach”. Powtórka sytuacji z Warszawy, czyli intrygi, spory, a nawet pojedynki pomiędzy artystami, zniechęciły go na tyle, że w 1908 r. postanowił wrócić tam, gdzie zawsze czuł się dobrze – do domu.

Wilno

Osiadł w Wilnie, oddalonym o zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Bohdanowa. W tym czasie, w wieku zaledwie 38 lat stworzył ostatni duży obraz olejny zatytułowany Gniazdo i przedstawiający fragment ogrodu w Bohdanowie pod burzowym niebem.

Ferdynand Ruszczyc, Gniazdo, 1908, fot. Polswissart

Nie wiadomo czemu tak popularny i ceniony artysta w zasadzie całkowicie porzucił malarstwo sztalugowe. Być może przyczyną było skierowanie twórczej energii na inne tory: szeroko pojętą działalność kulturalną w – bądź co bądź prowincjonalnym – Wilnie.

Ruszczyc z wielką pasją zaangażował się w pracę teatralną i parateatralną. W Wilnie inscenizował m.in. widowiska dobroczynne, takie jak żywe obrazy według dzieł prerafaelitów czy przeznaczony dla dzieci bazar Wśród bajek i zabawek, który cieszył się ogromną popularnością. Jego współpracę z wileńską sceną zainaugurowała świetnie przyjęta inscenizacja Lilli Wenedy Juliusza Słowackiego, która premierę miała w maju 1909 r. w Teatrze Polskim (Letnim) Nuny Młodziejowskiej.

Działalność na tym polu przyniosła Ruszczycowi uznanie sięgające poza granice Wilna. W 1914 r. został zaproszony do stworzenia inscenizacji Balladyny w Teatrze Polskim w Warszawie. Spektakl okazał się wielkim sukcesem. „Twórcą tych kartonów dekoracyjnych, tych wzorów do szat, ubrań, zbroi i innych akcesorii jest Ferdynand Ruszczyc, którego lotna, nastrojowa wyobraźnia, ukochanie i dar odtwarzania swojskiego krajobrazu, przy znajomości średniowiecza, łączy się z kultem dla nieporównanego malarza słowa, jakim był Słowacki i wniknięcia w arkana jego fantazji. (…) Malarska oprawa Balladyny pomysłu Ruszczyca, jest godną artystyczną oprawą dla tej mieniącej się w stubarwnym blasku perły naszej poezji dramatycznej” – pisał jeden z recenzentów.

Inną dziedziną, której Ruszczyc poświęcał wiele uwagi stało się projektowanie graficzne. Tworzył plakaty, afisze oraz okładki, wnosząc w nie swoją estetyczną wrażliwość oraz znajomość europejskich osiągnięć na polu grafiki użytkowej. Zwłaszcza książki jego projektu znacznie podniosły poziom wileńskiego edytorstwa.

Okres po osiedleniu się w Wilnie to czas dużych zmian w życiu prywatnym Ruszczyca. W 1910 r. zmarł jego ojciec, więc artysta samodzielnie musiał zająć się administrowaniem bohdanowskim majątkiem. Trzy lata później ożenił się z o ponad dwadzieścia lat młodszą Reginą (Giną) Rouckówną.

Ferdynand Ruszczyc, Portret żony z dziećmi, Janeczką i Edziem, 1916, Muzeum Narodowe w Warszawie

Wybuch I wojny światowej nie przerwał kulturalnej działalności Ruszczyca. Zilustrował wówczas między innymi dwa numery „Przyjaciela” i „Jutrzenki” – czasopism poświęconych Polsce. Po zajęciu miasta przez Niemców w 1915 r. przeniósł się do Bohdanowa, gdzie mieszkał aż do 1919 r. Warunki w tym okresie były trudne. Front przebiegał niedaleko, a w domu ulokował się sztab korpusu. Rodzina wraz ze służbą miała do dyspozycji tylko dwa pokoje i kuchnię na parterze „Muru”. Sytuacji na pewno nie ułatwiał fakt, że w czasie wojny malarzowi urodziło się troje dzieci.

Wielkim dniem dla Ruszczyca okazał się 19 kwietnia 1919 r., kiedy to – nieco przypadkowo – stał się świadkiem wyzwolenia Wilna przez polską armię. To wydarzenie zapoczątkowało kolejny, bardzo intensywny okres jego działalności w odradzającym się mieście. Dzienniki Ruszczyca to odtąd głównie lakoniczne notatki: spisy licznych spotkań i zadań, które wypełniały cały czas artysty. Już w maju został członkiem Komitetu Odbudowy Uniwersytetu Wileńskiego, gdzie wkrótce zorganizował Wydział Sztuk Pięknych. Oddawał się tej pracy bez reszty. Zaprojektował niektóre z uniwersyteckich wnętrz, a także wszelkie insygnia, togi, tablice pamiątkowe, pieczęcie, zaproszenia i programy. W dniu otwarcia uczelni zainscenizował w Teatrze Polskim uroczysty wieczór z fragmentami dramatów Wyspiańskiego. Z Uniwersytetem Stefana Batorego był odtąd związany na stałe, z krótką przerwą po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej, kiedy uczelnia zawiesiła działalność. Ruszczycowie opuścili wówczas Bohdanów, gdzie było zbyt niebezpiecznie, a sam malarz wstąpił do armii ochotniczej.

W kolejnych latach artysta uczestniczył we wszystkich kulturalnych inicjatywach w Wilnie. Przez lata pracował w Radzie Miejskiej, zainicjował stworzenie Towarzystwa Miłośników Wilna, był członkiem rozmaitych komitetów. Gdy w 1931 r. odkryto w katedrze groby królewskie, zaangażował się w wykonywanie rysunkowej dokumentacji. Nade wszystko jednak stał się wielkim propagatorem Wilna i jego zabytków: przemawiał, wykładał, pisał i z wielkim entuzjazmem oprowadzał po mieście niezliczone delegacje i wycieczki.

Mimo wielu obowiązków nie zarzucił projektowania graficznego. Był autorem okładek, zaproszeń, programów, afiszy, znaczków pocztowych, medali, pieczęci, sztandarów… Odradzające się miasto i jego instytucje wykazywały ogromne zapotrzebowanie na tego typu projekty. Nadal żywo interesował się teatrem. W 1924 r. wystawił Cyda, a w 1930 r. rocznicowy spektakl Noc listopadowa Wyspiańskiego. Nie stronił także od bardziej rozrywkowych inicjatyw, na przykład parateatralnych widowisk otwierających akademickie bale.

Jako uznanego malarza i profesora zapraszano go do udziału w przedsięwzięciach o większym zasięgu. Jednym z najważniejszych była pierwsza wystawa sztuki polskiej, której przygotowanie w 1921 r. powierzono jemu oraz Edwardowi Wittigowi. Ekspozycja okazała się dużym sukcesem, a Ruszczyc został za jej zaaranżowanie wyróżniony odznaką kawalerską Legii Honorowej.

Nietrudno się domyślić, że w nawale obowiązków niewiele czasu zostawało na sprawy prywatne. Ruszczyc na co dzień mieszkał w Wilnie – najpierw sam, później z najstarszymi dziećmi, które uczęszczały w mieście do szkoły. Tymczasem Gina z młodszymi dziećmi (w latach 20. rodzina powiększyła się o kolejną trójkę) mieszkała w Bohdanowie, gdzie doglądała majątku, a nawet prowadziła letnisko. Mimo tęsknoty wyrażanej w czułych listach do żony, artysta nie zamierzał rezygnować z intensywnej pracy. Notoryczne przemęczenie i lekceważenie własnego zdrowia doprowadziły w październiku 1932 r. do tragedii – utraty mowy i częściowego paraliżu. Pod troskliwą opieką żony i najstarszej córki malarz częściowo wrócił do zdrowia, choć nigdy nie odzyskał władzy w prawej ręce. Wycofał się w tym czasie z obowiązków służbowych, a w 1935 r. powrócił do Bohdanowa, gdzie oddał się porządkowaniu swoich ogromnych zbiorów. Z ostatniego okresu pozostały po nim rysunki wykonywane lewą ręką. Zmarł 30 października 1936 r. Został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Epilog

Smutne były dalsze losy ukochanego przez artystę Bohdanowa. Podczas II wojny światowej Armia Czerwona wywiozła wszystkie zbiory malarza, a w 1944 r., dom znalazł się na linii frontu. Niemal wszystkie zabudowania zostały wówczas spalone. Wkrótce rozebrano resztki budynków i wycięto park. Z dawnego majątku ocalał tylko cmentarz i groby rodziny Ruszczyców.

PRZY GROBIE FERDYNANDA RUSZCZYCA NA RODZINNYM CMENTARZU RUSZCZYCÓW W BOHDANOWIE

Znadniemna.pl za Joanna Jaśkiewicz/niezlasztuka.net

Ferdynand Ruszczyc zaliczany jest do najwybitniejszych młodopolskich malarzy. Jego ekspresyjne pejzaże wcześnie zyskały uznanie krytyków, a on sam był powszechnie znany i szanowany jako profesor. Najlepiej czuł się na prowincji, w rodzinnym domu, zaś malowanie porzucił w wieku niespełna 40 lat, całkowicie poświęcając się innym

Skip to content