HomeStandard Blog Whole Post (Page 489)

Andrzej Filipowicz, znany grodzieński malarz, członek Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi, otworzył 21 stycznia w Parlamencie Europejskim swoją wystawę „Magia rzeczywistości” – kobieta w twórczości Andrzeja Filipowicza.

Proponujemy państwu zapoznać się z recenzją z wernisażu autorstwa prof. dr hab. Jana Wiktora Sienkiewicza, historyka i krytyka sztuki, kierownika Zakładu Historii Sztuki i Kultury Polskiej na Emigracji w Katedrze Historii Sztuki i Kultury Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Andrzej Filipowicz podczas otwarcia wystawy  w Parlamencie Europejskim

Andrzej Filipowicz podczas otwarcia wystawy w Parlamencie Europejskim, fot.: Łukasz Kobus/eastpoland.eu

Photo by Lukasz Kobus/KobusArt All Rights Reserved ®  lukasz@kobusArt.eu  +32 476.083.996  +48 606.824.608  www.facebook.com/KobusArt  www.kobusArt.eu

fot.: Łukasz Kobus/eastpoland.eu

Photo by Lukasz Kobus/KobusArt All Rights Reserved ®  lukasz@kobusArt.eu  +32 476.083.996  +48 606.824.608  www.facebook.com/KobusArt  www.kobusArt.eu

fot.: Łukasz Kobus/eastpoland.eu

Recenzję opublikowała witryna internetowa Domu Polski Wschodniej w Brukseli, będącego współorganizatorem wystawy polskiego malarza z Grodna:

Malarstwo Andrzeja Filipowicza ma w sobie coś magicznego i bajkowego, na pewno wynika to ze stylu w jakim maluje, ale przede wszystkim z jego osobowości. Artysta wyróżnia się na tle innych, nie tylko swoim urzekającym malarstwem, ale również niebywałą skromnością. Poza tym, że jest niezwykłym malarzem, jest również świetnym obserwatorem życia i dobrym psychologiem. Jego portrety są portretami psychologicznymi, pokazują wnętrze modela, jego osobowość i charakter. Obrazy Andrzeja Filipowicza mają w sobie ponadczasową romantyczność i coś, co przenosi nas w świat marzeń.

Urodzony w 1974 roku w Grodnie Andrzej Filipowicz, swoją edukację artystyczną rozpoczął wraz z podjęciem nauki w grodzieńskim Liceum Sztuk Pięknych na Białorusi, po którego ukończeniu w latach 1990-1994 studiował na Uniwersytecie w Grodnie, na Wydziale Psychologii i Pedagogiki, kierunek Sztuk Pięknych. W roku 1994 został członkiem Towarzystwa Plastyków Polskich na Białorusi. Od 1995 roku jego prace wystawiane były w prezentacjach zbiorowych oraz na wystawach indywidualnych na Białorusi i za granicą, które często były pokłosiem warsztatów malarskich, w których brał udział. Uczestniczył m.in. w międzynarodowych plenerach malarskich, takich jak: plener studencki zorganizowany przez Uniwersytet w Kaliszu; plener Wrocław-Oborniki Śląskie, plener fotograficzny w Gdańsku w 2000 roku i międzynarodowy Plener Integracyjny w Łącku. Dziewięć razy uczestniczył również w Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie. Podczas tych artystycznych wyjazdów i spotkań, Andrzej Filipowicz miał okazję spotkać takich artystów jak Jan Wołek, Franciszek Starowieyski i Edward Dwurnik, których twórczość poznał od strony warsztatowej i studyjnych dyskusji. Artysta ma za sobą również grant na stworzenie strony internetowej o młodych artystach Grodna od IATP w Stanach Zjednoczonych, zaś w 2003 roku, na zaproszenie emira Kataru, wziął udział w Międzynarodowym Karnawale Zimowym.

W wieku dwudziestu sześciu lat Andrzej Filipowicz otrzymał stypendium twórcze w Kunstlerhaus Schloss Wiepersdorf w Niemczech, na zaproszenie Sachsische Kulturstfung w Dreźnie.

Malarskie poszukiwania Andrzeja Filipowicza są pełne dynamiki i świadczą o otwartości artysty dążącej do wypracowania własnej stylistyki i maniery. Artysta w swojej twórczości nie posługuje się kodem tematycznym, który nawiązywać mógłby wprost do aktualnej sytuacji, w dużej mierze izolowanego na wielu poziomach – również artystycznym – kraju, w którym mieszka. Dla Andrzeja Filipowicza malarstwo winno być pozbawione konotacji politycznych, wolne i zwrócone przede wszystkim w kierunku hedonistycznej strony życia. Dzięki temu staje się rodzajem uniwersalnego języka, którym może przemawiać do międzynarodowej publiczności.

W dotychczasowym dorobku malarza, szczególnie w chętnie podejmowanej przez niego tematyce kobiecego portretu, widoczne są coraz to nowe próby odnalezienia się zarówno w obszarze techniki i warsztatu malarskiego, jak i samej stylistyki przedstawień. Głównym tematem akrylowych, olejnych i akwarelowych kompozycji Filipowicza jest motyw kobiety. W ujęciach całopostaciowych, jak i portretowych, sylwetka kobieca dopełniona jest zawsze wieloma bogatymi w symbolikę atrybutami. Przykładem mogą posłużyć wystawiane na obecnej prezentacji kompozycje, takie jak „Wiśniowe spotkanie”, „Klucze”, „Jabłonie”, „Motylkowe marzenia” czy „Magnolia”, w których portretowanej kobiecie towarzyszą, dopowiedziane przez tytuł obrazu, wiśnie, klucze, jabłka, motyle i kwiaty magnolii. Wszystkie płótna białoruskiego artysty pełne są bogatych, żywych barw, napojone ciepłą emocjonalną kolorystyką. Pomimo już blisko dwudziestoletniego dorobku pracy artystycznej, jak w 1999 roku napisał o malarzu z Grodna jeden z krytyków w „Kurierze Porannym”: „od strony technicznej obrazy Andrzeja Filipowicza to pewne i dojrzałe malarstwo, jednocześnie jednak jakby ciągle niezadowolone z siebie, poszukujące”. Niewątpliwie, wypracowanie w pełni jednorodnego, ukształtowanego stylu malarskiego, jest często głównym celem artysty-malarza, a jeszcze bardziej odbiorcy, – który chciałby twórczość klasyfikować, nazywać i wartościować. Malarstwo Andrzeja Filipowicza zdaje się jednak wymykać próbom ścisłej kategoryzacji i łatwego opisu. Już przez sam fakt stosowania wielu technik artystycznych, jak olej, akwarela i akryl, artysta jawi się, jako ciągły eksperymentator, – dla którego nieobce są doświadczenia wielkich mistrzów szczególnie francuskiego malarstwa z przełomu XIX i XX wieku. W dotychczasowym dorobku malarskim Pana Filipowicza daje się wyróżnić trzy zasadnicze serie dzieł. Są to kwiatowe impresje, portrety i akty oraz pejzaże. W wielu kompozycjach autorstwa malarza pojawia się cała szeroka gama bogatej ciepłej ekspresyjnej kolorystyki, która przywodzi na myśl zapatrzenie się młodego twórczy w dzieła Vincenta van Gogha i Paula Gauguina. Ich przeciwwagę tworzy grupa dzieł, komponowanych jakby po przeciwnej stronie palety kolorystycznej. Są to zarówno płótna o tematyce figuratywnej, jak i pejzaże, w których przeważa zimna, z zastosowaniem bieli, kolorystyka przypominająca doświadczenia twórców bliższych geograficzne młodemu artyście – takich jak Julian Fałat czy wileński przedwojenny malarz Ferdynand Ruszczyc.

Mając na uwadze, prezentowane w Brukseli dzieła, można stwierdzić, iż charakterystycznym rysem dotychczasowej maniery artystycznej kompozycji Andrzeja Filipowicza jest jego warsztat i maniera – wyrażająca się kładzioną w dynamiczny sposób – wprost z tuby farbą. Zaś w obszarze stylistycznym w dziełach malarza z Grodna panuje bogata dekoracyjność i nastrojowość, która wykorzystuje całą gamę symboliki i reminiscencji nawiązujących do bogatych tradycji malarstwa europejskiego – poczynając od secesyjnej dekoracyjności, bazującej między innymi na chętnie stosowanej w niej sylwetce kobiecej i dekoracyjnej linii – a na ekspresjonistycznych doświadczeniach kończąc, – w których zasadniczą rolę odgrywa kolor i dynamika kompozycji.

Wszystkie te konotacje i przywołania powodują, iż ostatecznie przedstawienia te, szczególnie portrety kobiece, stają się coraz bardziej portretami-symbolami, niż zatrzymanymi w kadrze wizerunkami konkretnej osoby. W ten sposób kompozycje Filipowicza zmierzają do tego, „co piękne, wzniosłe, doskonałe. Są nierealnie wyidealizowane, dalekie od rzeczywistości. Nie oddają stanu faktycznego, lecz dążenie do tego stanu, jakby artysta chciał za wszelką cenę, poprzez pryzmat swojej wyobraźni, zachować to, co według niego kryje w sobie pojęcie piękna”5. Piękna, które, jak twierdzi malarz, ukształtowało się w nim już w okresie wczesnego dzieciństwa spędzonego na Białorusi. Bo, jak mówi, „dzieciństwo jest magicznym czasem, ale możemy ocalić w sobie to, co było wówczas ważne. Poczuj przyjemność z dotykania piękna, otwórz wewnątrz siebie drzwi na ten stan. Niech wleci jak lekki barwny motyl. Niech z nim pojawi się zapach niczym światło, co cicho wchodzi do duszy i daruje pragnienie, szczęście i wolność. W człowieku bez marzeń nie ma życia. Miejcie marzenia, nie płoszcie ich. Bądźcie marzycielami.”

Prof. dr hab. Jan Wiktor Sienkiewicz

O idei wystawy „Magia rzeczywistości” – kobieta w twórczości Andrzeja Filipowicza, sam autor opowiadał nam pół roku temu .

 

a.pis. za eastpoland.eu

Andrzej Filipowicz, znany grodzieński malarz, członek Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi, otworzył 21 stycznia w Parlamencie Europejskim swoją wystawę „Magia rzeczywistości” – kobieta w twórczości Andrzeja Filipowicza. Proponujemy państwu zapoznać się z recenzją z wernisażu autorstwa prof. dr hab. Jana Wiktora Sienkiewicza, historyka

Wrocławskie Stowarzyszenie Odra-Niemen od czterech lat organizuje akcje wspierania polskich kombatantów, byłych łagierników oraz rodaków, zasłużonych dla przetrwania polskości na Kresach. Paczki z żywnością, gromadzone podczas zbiórek, ogłaszanych w Polsce z okazji świąt Wielkanocnych i Bożonarodzeniowych pod hasłem RODACY-BOHATEROM, trafiają do najbardziej potrzebujących rodzin polskich kombatantów i rodzin ich potomków.

Wyładowywanie paczki dla polskiego bohatera

Wyładowywanie paczki dla polskiego bohatera

W ramach ostatniej Bożonarodzeniowej akcji Stowarzyszeniu Odra-Niemen udało się zgromadzić i przekazać na Litwę, Białoruś, Ukrainę i do Mołdawii około 40 ton darów.

Eugeniusz Gosiewski

Eugeniusz Gosiewski

W miniony weekend delegacja działaczy Stowarzyszenia Odra-Niemen na czele z sekretarzem jej zarządu  Eugeniuszem Gosiewskim odwiedzała z darami polskich bohaterów na Grodzieńszczyźnie.

W domu u Edmunda Lebiedzia (po prawej)

W domu u Edmunda Lebiedzia (po prawej)

Wraz z darczyńcami odwiedziliśmy w minioną sobotę, mieszkającego w podgrodzieńskiej wsi Hoża Edmunda Lebiedzia, byłego więźnia GUŁAG-u. Przy tej okazji porozmawialiśmy z Eugeniuszem Gosiewskim, który w Stowarzyszeniu Odra-Niemen prowadzi projekty związane z realizowanymi przez jego organizację zadaniami w obszarze ŻOŁNIERZE WYKLĘCI oraz RODACY-BOHATEROM.

Rozmowa z polskim bohaterem

Rozmowa z polskim bohaterem

Kiedy i dlaczego zaczęliście pomagać kombatantom na Białorusi?

– To była inicjatywa pani Weroniki Sebastianowicz. W listopadzie 2009 roku spotkaliśmy się z nią w Iwieńcu, kiedy swoje 15-lecie obchodził zespół „Kresowianka” . Wówczas zapytaliśmy panią Weronikę o najbardziej palące potrzeby, jeśli chodzi o członków kierowanego przez nią Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi. Okazało się, że wśród najpilniejszych jest potrzeba dostarczania paczek żywnościowych kombatantom i ich rodzinom, które często żyją w strasznej biedzie. Ustaliliśmy, że będziemy organizować taką pomoc regularnie – na święta Wielkiej Nocy i Bożego Narodzenia.

Jak się rozkręcało zbieranie darów?

– W pierwszej edycji udało nam się uzbierać po skromnym prezencie, właściwie po jednej reklamówce z żywnością, dla każdego kombatanta. Potrafiliśmy to wówczas dostarczyć na Białoruś jednym samochodem osobowym. W pierwszej edycji zbiórki darów pomagała nam tylko jedna szkoła, zaangażowanych w zbiórkę było zaledwie około 30-40 uczniów. Obecnie akcja niesienia pomocy kombatantom na Kresach, których postrzegamy jako bohaterów (stąd hasło RODACY-BOHATEROM) stała się tak popularna w Polsce , że na ostatnie Boże Narodzenie zebraliśmy 40 ton darów, których starczyło już na całe Kresy – Litwę, Białoruś, Ukrainę i Mołdawię.

W zbiórki darów udaje się wam angażować między innymi środowiska kibiców piłkarskich, które w społeczeństwie są postrzegane jako środowiska chuligańskie.

– Stereotyp, że kibic jest chuliganem, to wynik czarnej propagandy. Ale tak jak w każdym środowisku są różne grupy, środowiska kibiców też nie są jednolite. Z nami współpracują kibice, grupujący się wokół środowisk patriotycznych. Dla nich ważne są pewne wartości, w tym polska tradycja i polskie Kresy. Te patriotyczne grupy w środowiskach kibicowskich stają się coraz silniejsze i już potrafią narzucić ogółowi pewien sposób myślenia – myślenia w kategoriach polskiego patriotyzmu. Proszę zauważyć, iż w zbiórce darów dla rodaków na Kresach biorą udział kibice różnych klubów. Robią to ponad podziałami i sympatiami sportowymi. Ale nie tylko kibice chcą nieść pomoc Polakom na Wschodzie. Bardzo chętnie angażują się w to uczniowie szkół średnich, studenci, a więc generalnie – młodzież.

Podobne procesy zachodzą także w polskiej społeczności na Białorusi. Na przykład, w Lidzie, w środowisku kibiców klubu piłkarskiego FK Lida, powstała prężna grupa młodych polskich patriotów. Wzorem waszej i podobnych prowadzonych w Polsce akcji charytatywnych, na święta Bożego Narodzenia ta młodzież zorganizowała własną, oczywiście o wiele skromniejszą, zbiórkę darów dla polskich kombatantów na Grodzieńszczyźnie. Czyli, fenomen, polegający na rosnącej wśród młodzieży polskiej chęci niesienia pomocy potrzebującym rodakom, obserwujemy nie tylko w Polsce, lecz także na Białorusi. Skąd to się bierze? Dlaczego młodzież, często przecież krytykowana przez starsze pokolenie, chce się tym zajmować?

– Młodzież szuka prawdziwych autorytetów. Po latach kreowania w społeczeństwie pseudo autorytetów oraz wątpliwych z punktu widzenia patriotyzmu postaw, młodzież znalazła te autorytety między innymi w żołnierzach Armii Krajowej, nazywanych też Żołnierzami Wyklętymi, ale również w szerzej pojętych obrońcach Kresów, obrońcach Grodna, czy Orlętach Lwowskich. Możliwa w ostatnich latach promocja tych właśnie autorytetów i postaw patriotycznych sprawiła, że patriotyzm zrobił się modny. Bóg, Honor, Ojczyzna – okazały się atrakcyjnym systemem wartości dla młodzieży. Te idee szerzą się coraz bardziej, przenikają do młodzieżowych subkultur i pop-kultury. Nie jest obciachem odwoływanie się do wartości patriotycznych ani w muzyce rockowej, ani, na przykład, w hip-hopie. Coraz więcej młodych ludzi chce się więc identyfikować z wartościami patriotycznymi poprzez udział w akcjach, którym przyświeca pamięć o prawdziwych bohaterach, jak chociażby Żołnierzach Wyklętych, których złożona na ołtarzu Ojczyzny ofiara była skutkiem autentycznego patriotyzmu, wierności tradycji, opartej na prawdziwej, a nie zakłamanej historii. Potrzeba identyfikowania się z prawdziwymi autorytetami i budowania własnej tożsamości na ich przykładzie sprawia, że w Polsce organizowanych jest tak wiele akcji, dotyczących Kresów. W moim więc odczuciu fenomen, polegający na zwracaniu się środowisk młodzieżowych do wartości patriotycznych, bierze się z potrzeby szukania prawdziwych autorytetów, których młodzi ludzie bardzo często odnajdują tu, na Kresach, najczęściej w środowiskach kombatanckich.

Czy można powiedzieć, że w społeczeństwie zaszła zmiana mentalna, bo przecież wiedza o żołnierzach Armii Krajowej, czyli Żołnierzach Wyklętych, o ich losach i bohaterstwie nie była szeroko dostępna przez dziesięciolecia?

– Tak. Wśród młodzieży ta zmiana mentalna jest zauważalna. Już mniej się mówi, że ważna jest kariera i pieniądze. Częściej od młodego człowieka można usłyszeć, że ważna jest Ojczyzna i zasady. Oczywiście, zmienił się też dostęp do wiedzy. Otym, co było przemilczane – na szczęście, w tej chwili można się dowiedzieć z mediów, na koncertach rockowych, a nawet na stadionach…

Jak rozpowszechniacie wiedzę o polskich kombatantach i Polakach na Kresach po powrocie do Polski?

– Przyjeżdżamy tu z bardzo wielu różnych środowisk. Na tym wyjeździe są ze mną koledzy z Poznania, Głogowa i Wrocławia. Każdy w swoim środowisku z pewnością opowie o tym, co tu na Białorusi zobaczył, kogo poznał. Każdy z nas przygotowuje fotorelację z wyjazdu. Zostaną one zresztą opublikowane w Internecie. My, jako organizatorzy akcji, staramy się dbać o to, żeby podczas każdego takiego wyjazdu w składzie delegacji byli ludzie z różnych miast i środowisk. Czasem są to kibice, innym razem – przedstawiciele innych środowisk. Po powrocie każdy z nas opowiada w swoim środowisku o wyjeździe. Przecież ci, którzy pracują i zbierają te paczki, muszą mieć potwierdzenie, że one dotarły do kombatantów. Muszą przekazać darczyńcom wzruszenia i emocję, które towarzyszą każdemu spotkaniu z żywą historią. Dzięki takim sprawozdaniom, w każdej kolejnej akcji z większym zapałem zbieramy i pakujemy paczki.

Eugeniusz Gosiewski na tle flagi polskiej, wiszącej na ścianie w mieszkaniu Edmunda Lebiedzia

Eugeniusz Gosiewski na tle flagi polskiej, wiszącej na ścianie w mieszkaniu Edmunda Lebiedzia

Czy dla kombatanta na Kresach ważniejsza jest pomoc materialna, którą niesiecie, czy bezpośredni kontakt z ludźmi z Polski?

– Myślę, że ważniejsza jest pamięć. Mniej w tym wszystkim chodzi o sprawy materialne. Dostarczona kombatantowi paczka jest potwierdzeniem tego, że nie został zapomniany. Do każdej paczki wkładamy pocztówkę świąteczną, podpisaną przez środowisko, od którego pochodzi. Gdy odwiedzamy kombatantów w ich domach, zdarza się, że widzimy zawieszoną na ścianie pocztówkę z paczki, doręczonej w poprzednich edycjach akcji. Jest to niezwykle wzruszające, bo świadczy o tym, że kombatanci doceniają, iż tak dużo młodych i nie tylko młodych ludzi w Polsce pamięta o nich, o tym, że oni tu na Kresach mieszkają. Staramy się więc robić tak, żeby odwiedzani przez nas bohaterowie mieli świadomość, iż nie tylko pamiętamy o nich, lecz – jesteśmy im wdzięczni. A to, że odwiedzamy ich z paczką – jest wyrazem ogromnego szacunku dla nich. Przecież dzięki tym, mieszkającym tu bohaterom, my cieszymy się wolnością!

Rozmawiał Andrzej Pisalnik

Wrocławskie Stowarzyszenie Odra-Niemen od czterech lat organizuje akcje wspierania polskich kombatantów, byłych łagierników oraz rodaków, zasłużonych dla przetrwania polskości na Kresach. Paczki z żywnością, gromadzone podczas zbiórek, ogłaszanych w Polsce z okazji świąt Wielkanocnych i Bożonarodzeniowych pod hasłem RODACY-BOHATEROM, trafiają do najbardziej potrzebujących rodzin polskich

Kolędy i pastorałki w językach polskim, białoruskim, rosyjskim i ukraińskim brzmiały w minioną niedzielę w Iwiu podczas XI Dekanalnego Festiwalu Kolęd.

konferans

Jak zaznaczył pomysłodawca i organizator wydarzenia religijno-artystycznego, proboszcz iwiejskiego kościoła pw. św. Piotra i Pawła ksiądz dziekan Jan Gawecki: „Celem festiwalu nie jest rywalizacja, lecz przede wszystkim oddanie chwały Bogu za pośrednictwem śpiewu i muzyki”.

wystep

kapelusze

najmlodsi

W tak piękny sposób chwałę Bogu oddawały ze sceny festiwalu dzieci i młodzież z Iwia, Juraciszek, Trab, Ładzun, Gieranion, Subotnik, Lipniszek i innych, należących do dekanatu wiejskiego, parafii. Gościnnie zaśpiewał na festiwalu chór „Cantate Dominum” z Grodna.

Gośćmi honorowymi przeglądu kolęd i pastorałek byli: ks. biskup nominat Józef Staniewski z Grodna, ks. Edmund Druz, dyrektor Centrum Pastoralnego przy Konferencji Katolickich Biskupów na Białorusi z Mińska, ks. Jerzy Martinowicz, dyrektor biura informacji przy Konferencji Katolickich Biskupów na Białorusi z Mińska, konsul w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie Wiesław Romanowski oraz prezes Związku Polaków na Bialorusi Mieczysław Jaśkiewicz.

Goście honorowi festiwalu

Goście honorowi festiwalu

Z Polski przybyła na święto muzyki i wiary delegacja gminy Kłodzko z województwa dolnośląskiego, na czele z wójtem Stanisławem Longawą. Władze rejonu reprezentował Aleksander Romaniuk, wiceprzewodniczący rejonowego komitetu wykonawczego w Iwiu.

Wszyscy młodzi artyści po zakończeniu koncertu otrzymali w prezencie upominki i słodycze, a wójt gminy Kłodzko przekazał na ręce księdza dziekana Jana Gaweckiego zaproszenie na letnie wakacje do Polski dla 30-osobowej grupy dzieci z Iwia.

Pomoc w organizacji letniego pobytu edukacyjnego w Polsce dla miejscowych dzieci, uczących się języka polskiego, zaoferował z kolei prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz.

Andżelika Borys z Iwia

Kolędy i pastorałki w językach polskim, białoruskim, rosyjskim i ukraińskim brzmiały w minioną niedzielę w Iwiu podczas XI Dekanalnego Festiwalu Kolęd. Jak zaznaczył pomysłodawca i organizator wydarzenia religijno-artystycznego, proboszcz iwiejskiego kościoła pw. św. Piotra i Pawła ksiądz dziekan Jan Gawecki: „Celem festiwalu nie jest rywalizacja, lecz

Około stu Polaków z Lidy zebrało się w piątek, 24 stycznia, w kawiarni „Mołodiożnaja”, aby podzielić się opłatkiem.

Spotkanie rozpoczęło się od przedstawienia artystyczno-muzycznego w wykonaniu dzieci, uczących się języka polskiego u miejscowej nauczycielki Swietłany Worono.

Jasełka w wykonaniu dzieci z Lidy

Jasełka w wykonaniu dzieci z Lidy

Młodzi artyści z dużym wdziękiem i serdecznością przypomniały zebranym historię Narodzin Pana Jezusa.

Swietłana Worono, Andżelika Borys, ks. proboszcz Andrzej Znosko

Swietłana Worono, Andżelika Borys, ks. proboszcz Andrzej Znosko

pastuszkowie

trzej_krolowie

koniec_wystepu

– Kiedy dostałem zaproszenie na to spotkanie, zastanawiałem się, jakie ono będzie, kulturalne, religijne, czy inne? Przecież Święta Bożego Narodzenia już minęły… – zwrócił się do zebranych proboszcz miejscowej parafii Bożego Miłosierdzia ks. Andrzej Znosko. – Po obejrzeniu tego niezwykle wzruszającego przedstawienia, proponuję uznać, że jako Polacy mamy dzisiaj Spotkanie Duchowe – obwieścił kapłan, przystępując do modlitwy, aby pobłogosławić opłatki, przygotowane na okazję spotkania w jednym miejscu tak dużej grupy Polaków.

ks. Andrzej Znosko

Ks. Andrzej Znosko

ks. Józef Hańczyc

Przemawia ks. Józef Hańczyc

– Bóg mnie kocha, gdyż sprawił, że urodziłem się Polakiem i rozmawiam w języku polskim – przemówił do zebranych gość spotkania, proboszcz lidzkiej parafii św. Rodziny, ks. Józef Hańczyc. Dziękując dzieciom, ich rodzicom i nauczycielom za piękne przedstawienie, kapłan podkreślił znaczenie nauczania języka ojczystego oraz wychowania młodzieży w duchu polskim dla kształtowania osobowości młodego człowieka. – Przecież, my Polacy, jesteśmy tutaj na swojej ziemi, nie przybyliśmy tu z Uralu – przypomniał ksiądz Hańczyc.

modlitwa

Hanczyc_Borys

O tym, że Związek Polaków na Białorusi wspiera każdą inicjatywę, związaną z szerzeniem wśród polskich społeczności lokalnych na Białorusi nauki języka polskiego i znajduje możliwości zabezpieczenia każdego nauczyciela i jego ucznia w niezbędne materiały dydaktyczne, mówiła obecna na spotkaniu przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Andżelika Borys.

występ zespołu rodzinnego Sachoń z Lidy

Występ zespołu rodzinnego Sachoń z Lidy

zespol_Sachon_1

Andżelika Borys wręcza prezenty najmłodszym artystkom zespołu Sachoń

Andżelika Borys wręcza prezenty najmłodszym artystkom zespołu Sachoń

Podczas uroczystej kolacji, którą uświetnił występ miejscowego folklorystycznego zespołu rodzinnego Sachoń, do towarzystwa lidzkich Polaków dołączyli goście z Polski. Była to delegacja z opiekującego się między innymi polskimi kombatantami na Kresach, wrocławskiego Stowarzyszenia Odra-Niemen, na czele z sekretarzem zarządu tej organizacji Eugeniuszem Gosiewskim. Goście z Polski przybyli w towarzystwie legendy społeczności polskiej na Białorusi, prezes działającego przy ZPB Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej Weroniki Sebastianowicz.

Przybycie gości z Polski w towarzystwie Weroniki Sebastianowicz

Przybycie gości z Polski w towarzystwie Weroniki Sebastianowicz

Biesiadnicy mieli okazję posłuchać i wspólnie pośpiewać polskie kolędy we współczesnej aranżacji, wykonane przez zespół estradowy Henryka Sajkowskiego, prezesa Oddziału ZPB w Grodnie.

Henryk Sajkowski śpiewa kolędę we współczesnej aranżacji

Henryk Sajkowski śpiewa kolędę w nowoczesnej  aranżacji

Andrzej Pisalnik z Lidy

Około stu Polaków z Lidy zebrało się w piątek, 24 stycznia, w kawiarni „Mołodiożnaja”, aby podzielić się opłatkiem. Spotkanie rozpoczęło się od przedstawienia artystyczno-muzycznego w wykonaniu dzieci, uczących się języka polskiego u miejscowej nauczycielki Swietłany Worono. [caption id="attachment_3014" align="alignnone" width="480"] Jasełka w wykonaniu dzieci z Lidy[/caption] Młodzi artyści

Adam Lipiński, przewodniczący Komisji Łączności z Polakami za Granicą w Sejmie RP, 23 stycznia odwiedził grodzieńskich Polaków.

Adam Lipiński, Andżelika Borys, Helena Dubowska

Adam Lipiński, Andżelika Borys, Helena Dubowska

Wizyta wysokiego gościa w Grodnie zbiegła się w czasie ze spotkaniem świąteczno-noworocznym, zorganizowanym przez nauczycieli języka polskiego i uczniów grodzieńskiej Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB.

Na spotkanie z Adamem Lipińskim poza nauczycielami i uczniami przybyło ponad stu grodzieńskich działaczy Związku Polaków.

Występ zespołu "Misterium"

Występ zespołu „Misterium”

Po obejrzeniu i wysłuchaniu programu artystycznego, przygotowanego przez grodzieńskie zespoły dziecięce „Misterium” i „Akwarela, a także przez artystów z reprezentacyjnego chóru ZPB „Głos znad Niemna” Polacy Grodna mieli okazję poobcować z wpływowym polskim parlamentarzystą. Adam Lipiński, składając rodakom w Grodnie życzenia świąteczno-noworoczne, zapewnił zebranych, iż podobnie jak w latach poprzednich, Związek Polaków na Białorusi może liczyć na przychylność i wsparcie zarówno ze strony samego polityka, jak i kierowanej przez niego komisji sejmowej.

Wymiernym efektem troski o rodaków na Wschodzie ze strony członków komisji, kierowanej przez przewodniczącego Adama Lipińskiego, może stać się praca nad nowelizacją Ustawy „O Karcie Polaka”. Wśród planowanych zmian, wysoki gość wymienił wydłużenie terminu działania wiz, wystawianych na podstawie Karty Polaka, z roku do pięciu lat.

Perspektywa dokonania tylko tej zmiany wywołała entuzjastyczne oklaski na sali, wypełnionej po brzegi przez Polaków Grodna.

Andżelika Borys

Adam Lipiński, przewodniczący Komisji Łączności z Polakami za Granicą w Sejmie RP, 23 stycznia odwiedził grodzieńskich Polaków. [caption id="attachment_3008" align="alignnone" width="480"] Adam Lipiński, Andżelika Borys, Helena Dubowska[/caption] Wizyta wysokiego gościa w Grodnie zbiegła się w czasie ze spotkaniem świąteczno-noworocznym, zorganizowanym przez nauczycieli języka polskiego i uczniów grodzieńskiej

Delegacje Związku Polaków na Białorusi i Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi uczestniczyły w czwartek 23 stycznia w uroczystościach odsłonięcia i poświęcenia pomnika ku czci dowódcy Zgrupowania „Północ” Okręgu Nowogródzkiego AK porucznika Jana Borysewicza ps. „Krysia”.

pomnik

Pomnik wzniesiono staraniami Fundacji Wolność i Demokracja we wsi Kowalki (rejon solecznicki), w miejscu gdzie 21 stycznia 1945 roku zginął legendarny dowódca.

Uroczystości rozpoczęła Msza św. w intencji Jana Borysewicza „Krysi”, która odbyła się w kościele w Koleśnikach.

Wśród około stu zgromadzonych w świątyni osób byli między innymi: sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr hab. Andrzej Krzysztof Kunert, przedstawiciele Sejmu RP, Instytutu Pamięci Narodowej, władz samorządowych, organizacji kombatanckich z Polski i Litwy oraz delegacja działającego przy ZPB Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na czele z prezes, kpt. Weroniką Sebastianowicz i delegacja Związku Polaków na Białorusi na czele z prezesem Mieczysławem Jaśkiewiczem.

Proboszcz parafii koleśnickiej ks. Anatol Markowski

Proboszcz parafii koleśnickiej, ks. Anatol Markowski

– Przeczytałem w Internecie, że kapitan Jan Borysewicz zginął tragicznie. Ale to nie prawda. Bohaterowie, tacy jak on, ginęli bohatersko, bo ginęli za Ojczyznę. Nie nazywajmy ich śmierci tragicznymi, bo ginęli jako bohaterowie – mówił, głosząc kazanie, proboszcz parafii koleśnickiej ks. Anatol Markowski. Kapłan przypomniał o okolicznościach śmierci „Krysi”, który zginął w zasadzce NKWD, a jego zwłoki enkawudziści potraktowali jako cenne trofeum, obwożąc je po okolicznych miejscowościach i wystawiając na pokaz.

Przemawia Michał Dworczyk z Fundacji Wolność i Demokracja

Przemawia Michał Dworczyk z Fundacji Wolność i Demokracja

Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa

Andrzej Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa

Po nabożeństwie, zgromadzeni w kościele mieli okazję wysłuchać przemówień organizatora uroczystości Michała Dworczyka z Fundacji Wolność i Demokracja, Andrzeja Kunerta, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która sfinansowała wzniesienie pomnika ku czci Jana Borysewicza „Krysi ” oraz niezwykle mocno zaangażowanego w opiekę nad miejscami polskiej pamięci narodowej w rejonie solecznickim mera tego rejonu – Zdzisława Palewicza.

Zdzisław Palewicz, mer rejonu solecznickiego

Zdzisław Palewicz, mer rejonu solecznickiego

― Chcę podkreślić, że chodzi nie tylko o jedną osobowość, lecz o symbol naszych przodków, mieszkańców tej ziemi. Ta osobowość łączy w sobie trzy ważne cnoty: pamięć narodową, dążenie do prawdy oraz wdzięczność. Dla każdego jest obowiązkiem zachować pamięć narodową. W rejonie solecznickim staramy się, żeby pamięć była żywa, żeby budowała, a nie dzieliła ― mówił mer rejonu solecznickiego.

żołnierz oddziału "Krysi", płk. Tadeusz Bieńkowicz

Żołnierz oddziału „Krysi”, płk. Tadeusz Bieńkowicz

Niezwykle ciepłym wspomnieniem o swoim dowódcy, podzielił się walczący w oddziale „Krysi” jako najmłodszy żołnierz płk. Tadeusz Bieńkowicz. – Dowódca głęboko przeżywał każdą śmierć swojego żołnierza – mówił kombatant, podkreślając, iż Jan Borysewicz planował akcje swojego oddziału w taki sposób, żeby zminimalizować liczbę poległych.

Kombatanci z Białorusi

Kombatanci z Białorusi

Kombatanci_w_kosciele

Operacje oddziału „Krysi” rzeczywiście są wzorem sztuki wojennej w warunkach działań partyzanckich. Wystarczy wspomnieć chociażby spektakularną akcję odbicia około siedemdziesięciu więźniów z więzienia w Lidzie w styczniu 1944 roku, podczas której nie zginął żaden biorący udział w operacji żołnierz oddziału „Krysi”.

płk. Tadeusz Bieńkowicz przy pomniku swojego dowódcy

Płk. Tadeusz Bieńkowicz przy pomniku swojego dowódcy

Jan Borysewicz „Krysia” poległ 21 stycznia 1945 roku pod Kowalkami w zasadzce grupy operacyjnej 105. pułku pogranicznego NKWD. Jego ciało sowieci obwozili po wsiach i miasteczkach gminy ejszyskiej i raduńskiej, wystawiano je na pokaz na rynku w Naczy i w Ejszyszkach. Zwłoki zawieziono nawet do Lidy, by pokazać więzionym w tutejszym więzieniu uczestnikom polskiego ruchu oporu. Miało to złamać ducha walki ludności polskiej.

delegacja działającego przy ZPB Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na czele z prezes, kpt. Weroniką Sebastianowicz

Delegacja działającego przy ZPB Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na czele z prezes, kpt. Weroniką Sebastianowicz

Dotychczas nie wiadomo, gdzie został pochowany dowódca, budzący lęk w sowieckich okupantach i nadzieję na powrót normalnego życia wśród ludności polskiej Wileńszczyzny i Nowogródczyzny. Symboliczna mogiła legendarnego dowódcy AK Jana Borysewicza „Krysi” znajduje się na cmentarzu w Ejszyszkach, a w Kowalkach, gdzie zginął, przypomina o nim pomnik w postaci głazu z wmurowaną granitową tablicą i stojącego obok drewnianego krzyża.

Podobne pomniki staraniami Fundacji Wolność i Demokracja oraz ZPB ustanowiono niedawno na Białorusi w miejscach śmierci dwu innych legendarnych dowódców Armii Krajowej: w Raczkowszczyźnie (rej. szczuczyński) – ku czci Anatola Radziwonika ps. „Olech” i Jeremiewiczach (rej. lidzki) – ku czci Czesława Zajączkowskiego ps. „Ragner”.

Andrzej Pisalnik z Koleśnik i Kowalek

Delegacje Związku Polaków na Białorusi i Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi uczestniczyły w czwartek 23 stycznia w uroczystościach odsłonięcia i poświęcenia pomnika ku czci dowódcy Zgrupowania "Północ" Okręgu Nowogródzkiego AK porucznika Jana Borysewicza ps. "Krysia". Pomnik wzniesiono staraniami Fundacji Wolność i Demokracja we wsi Kowalki

Jutro w leżących na Litwie Kowalkach, nieopodal Dubicz (rejon orański), w miejscu, gdzie poległ legendarny dowódca Zgrupowania „Północ” Okręgu Nowogródzkiego AK por. Jan Borysewicz „Krysia”, odbędzie się uroczystość odsłonięcia pomnika, wzniesionego staraniem Fundacji „Wolność i Demokracja”.

Pomnik w Kowalkach ku czci Jana Borysewicza "Krysi", fot.: wilnoteka.lt

Pomnik w Kowalkach ku czci Jana Borysewicza „Krysi”, fot.: wilnoteka.lt

Jan Borysewicz pochodził z leżącej obecnie na Białorusi miejscowości Dworczany (parafia Wasiliszki). Ukończył seminarium nauczycielskie w Szczuczynie, był oficerem służby stałej Wojska Polskiego. Jeszcze za życia stał się postacią legendarną. Gdy w połowie 1943 roku wyruszał w pole, by podjąć otwartą walkę z Niemcami, towarzyszyło mu zaledwie kilku ochotników. Po roku dowodził już dwoma batalionami partyzanckimi Nowogródzkiego Okręgu AK, liczącymi ponad tysiąc osób. Oddziały „Krysi” wykonywały spektakularne operacje bojowe, odbijając więźniów (między innymi z więzienia w Lidzie) oraz likwidując niemieckie posterunki i garnizony. W poczuciu odpowiedzialności za ludzi i teren por. Jan Borysewicz pozostał na Kresach w warunkach nowej sowieckiej okupacji. Stał się symbolem polskiego oporu wobec obu okupantów. Porucznik Jan Borysewicz „Krysia” cieszył się zaufaniem swoich podwładnych oraz popularnością wśród mieszkańców kresowych wsi i zaścianków.

Jan Borysewicz „Krysia” poległ 21 stycznia 1945 roku pod Kowalkami w zasadzce grupy operacyjnej 105. pułku pogranicznego NKWD. Jego ciało sowieci obwozili po wsiach i miasteczkach gminy ejszyskiej i raduńskiej, wystawiano je na pokaz na rynku w Naczy i w Ejszyszkach. Miało to złamać ducha oporu ludności polskiej.

Dotychczas nie wiadomo, gdzie został pochowany. Symboliczna mogiła legendarnego dowódcy AK Jana Borysewicza „Krysi” znajduje się na cmentarzu w Ejszyszkach.

23 stycznia w Kowalkach, na pograniczu litewsko-białoruskim, w miejscu, gdzie poległ legendarny dowódca AK Jan Borysewicz „Krysia”, „Mściciel”, z inicjatywy Fundacji „Wolność i Demokracja” zostanie odsłonięty pomnik. Budowę pomnika sfinansowała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

W uroczystości w Kowalkach udział wezmą między innymi sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa dr hab. Andrzej Krzysztof Kunert, przedstawiciele Sejmu RP, Instytutu Pamięci Narodowej, władz samorządowych, organizacji kombatanckich z Polski, Litwy i Białorusi, będą obecni kombatanci z oddziałów „Krysi”. Na uroczystość odsłonięcia pomnika wybiera się także delegacja Związku Polaków na Białorusi.

za Kresy24.pl/wilnoteka.lt

Jutro w leżących na Litwie Kowalkach, nieopodal Dubicz (rejon orański), w miejscu, gdzie poległ legendarny dowódca Zgrupowania „Północ” Okręgu Nowogródzkiego AK por. Jan Borysewicz „Krysia”, odbędzie się uroczystość odsłonięcia pomnika, wzniesionego staraniem Fundacji „Wolność i Demokracja”. [caption id="attachment_2992" align="alignnone" width="480"] Pomnik w Kowalkach ku czci Jana

Działające przy Domu Polskim w Baranowiczach chór dziecięco-młodzieżowy „Słoneczka” oraz składający się z dorosłych chór „Kraj Rodzinny” wzięły udział w dorocznym przeglądzie kolęd „Radzyńskie Kolędowanie 2014”. Koncert odbył się w minioną niedzielę w Sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim.

Zaszczyt zapewnienia oprawy muzycznej podczas poprzedzającej koncert kolęd Mszy św. przypadł chórowi „Kraj Rodzinny” z Baranowicz.

Śpiewa chór "Kraj Rodzinny"

Śpiewa chór „Kraj Rodzinny”, fot.: Radzyninfo.pl

– Jestem pełen podziwu. Bóg daje nam takie chwile na umocnienie. – mówił na zakończenie nabożeństwa ks. proboszcz Roman Wiszniewski. – To była uczta ducha – wzniosłe tony, przepiękne myśli, słowa chwytające za serce.

W przeglądzie kolęd, który odbył się po nabożeństwie, wzięło udział pięć chórów z Radzynia. Zaś dwa polskie chóry z Baranowicz były szczególnymi gośćmi koncertu, którego mottem były słowa „Uwielbiajmy Pana, dzień dziś wesoły”.

Występ dziecięco-młodzieżowego chóru "Słoneczka", fot.: Radzyninfo.pl

Występ dziecięco-młodzieżowego chóru „Słoneczka”, fot.: Radzyninfo.pl

Na zakończenie koncertu wszystkie biorące w nim udział zespoły odśpiewały wspólnie kolędę „Bóg się rodzi ”, tworząc jeden wielki chór.

– Cieszę się, że mogliśmy gościć chóry z Baranowicz. Dopełniacie to, czego nam brakuje, zwracacie uwagę na to, czego nie dostrzegamy na co dzień – zwrócił się do gości z Białorusi obecny na przeglądzie poseł na Sejm RP Jerzy Rębek. – Pokazujecie, że łączy nas jedna kultura, jeden język, jedna wiara – możemy się spotykać w świątyni, pod krzyżem – mówił parlamentarzysta. – Nasza Ojczyzna jest tam, gdzie są Polacy, gdzie biją polskie serca – dodał wójt gminy Radzyń Wiesław Mazurek.

Proboszcz parafii MBNP ks. prał. Roman Wiszniewski poprosił gości z Baranowicz o wystąpienie, poza programem przeglądu. Chór „Kraj Rodzinny” zaprezentował repertuar patriotyczny, z wielkim artyzmem wykonując między innymi piosenki „Kraj rodzinny”, „Polesia czar” oraz „Samotny stoję nad Bugiem”. Występ polskich artystów z Białorusi poruszył serca zgromadzonej w świątyni publiczności, która dziękowała im oklaskami na stojąco.

– W chórze śpiewają Polacy i koledzy Polaków, wszystkich łączy wspólna pasja – śpiew i zainteresowanie polską kulturą. – mówiła po koncercie portalowi Radzyninfo.pl dyrygentka chóru z Baranowicz Tatiana Pańko. Zapewniła, że w zespole panuje serdeczna, rodzinna atmosfera, co jej zdaniem przekłada się na brzmienie chóru. Zdaniem dyrygentki panującą w zespole atmosferę zawsze wyczuwają słuchacze, gdyż przyjmują artystów niezwykle entuzjastycznie. – Jeszcze nigdy nie było zimno albo chłodno – jesteśmy zawsze przyjmowani bardzo ciepło, a nawet gorąco – podsumowała Tatiana Pańko.

„Radzyńskie Kolędowanie 2014” i gościnny występ w Radzyniu artystów z Baranowicz odbyły się dzięki staraniom radzyńskiej Parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy oraz wsparciu miejscowych władz gminnych i powiatowych.

 a.pis. na podstawie Iledzisiaj.pl/Podlasie24.pl/Radzyninfo.pl

Działające przy Domu Polskim w Baranowiczach chór dziecięco-młodzieżowy „Słoneczka” oraz składający się z dorosłych chór „Kraj Rodzinny” wzięły udział w dorocznym przeglądzie kolęd „Radzyńskie Kolędowanie 2014”. Koncert odbył się w minioną niedzielę w Sanktuarium Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim. Zaszczyt zapewnienia oprawy muzycznej podczas

Białorusinom i Polakom udało by się uniknąć wielu nieporozumień i konfliktów we wzajemnych relacjach, gdyby jedni i drudzy lepiej znali i rozumieli wspólną historię obu narodów – uważa publicysta Aleksander Szycht. Jego artykuł, opublikowany na portalu Kresy24.pl chętnie udostępniamy na naszej witrynie i zachęcamy czytelników do aktywnego komentowania prezentowanych przez autora tez i koncepcji.

Obraz z 1861 r. upamiętniający Unię w Krewie, ilustracja: Kresy24.pl

Obraz z 1861 r. upamiętniający Unię w Krewie, ilustracja: Kresy24.pl

Białorusini – prawdziwi, historyczni Litwini

Polaków i Białorusinów łączy więcej niż mogliby się spodziewać. I jedni i drudzy w swojej masie zazwyczaj nie rozumieją swojej pięknej wspólnej historii, która powinna przepełniać ich dumą. Kto w Polakach widzi okupantów, polonizatorów, a w Białorusinach wyłącznie obywateli zacofanego kraiku, targanego reżimem – grzeszy nieznajomością dziejów swoich przodków. Zaprzecza też wartości własnego dziedzictwa kulturowego, które Polska i Białoruś ma wspólne.

Białoruska tradycja jest tak naprawdę tradycją litewską, a Białoruś – Litwą historyczną. To właściwie oczywistość, ale dzisiaj pamiętają o tym głównie historycy. Niestety, ta prawda została odgrodzona murem od rzeczywistości politycznej i nie może się nijak przebić do masowej świadomości. Gdyby to się udało, skutecznie przytemperowany zostałby nacjonalizm i szowinizm straszący dziś w Republice Litewskiej. A przecież dziedzictwo Wielkiego Księstwa Litewskiego należy się przede wszystkim Białorusi. Nie tylko jej obecne ziemie stanowiły centrum Księstwa, również jej język dominował na tym obszarze, współistniejąc z językiem polskim.

Jednak poskromienie megalomanii bałtyckiej Litwy to tylko uboczna korzyść z odrodzenia dziedzictwa Wielkiego Księstwa Litewskiego. Najważniejsza jest taka, że Białorusini mogą czerpać z niego pełną garścią i budować na nim swoją tożsamość, wyrzucając do kosza sowiecką ideologię i pseudo-tożsamość odziedziczoną po ZSRR, którą reżim Łukaszenki tak usilnie stara się im narzucić. Białorusini, czyli prawdziwi historyczni Litwini, w odróżnieniu od tych bałtyckich, rządzonych przez zakompleksione władze, mają też nieporównanie większą od nich historyczną podstawę, by uważać Wilno za swoją stolicę. Białoruś jako Litwa historyczna ciążyłaby też o wiele silniej ku Polsce i Zachodowi. Niestety, dzisiaj mało kto w Europie o tym myśli.

W kampanii promującej wstąpienie Polski do Unii Europejskiej posługiwano się wyjątkowo paskudnym i głupim hasłem: „Jeśli nie Europa to Białoruś?”. Mechanicznie postawiono znak równości między Białorusią, a białoruskim reżimem. A przecież Litwa historyczna, czyli Białoruś, to także nasza dawna ojczyzna, tak jak jest nią dzisiejsza Polska. Sprowadzanie historii Rzeczypospolitej wyłącznie do historii obecnej Polski, bez prawdziwych Litwinów stojących obok niej i razem z nią – to również sztuczność.

Dzisiejsze ziemie białoruskie to ojczyzna Mickiewicza, Moniuszki, Orzeszkowej, Kościuszki, Traugutta i wielu innych naszych twórców i bohaterów. Zdeformowana Białoruś postsowiecka kompletnie ignoruje te postacie. Dopóki Białoruś oparta jest na sztucznie uszytej i pocerowanej historii, łapczywie wymyślając własnych bohaterów i podkreślając swoją „ruskość” na styl moskiewski, dopóty mówienie o tych wielkich ludziach jako bohaterach białoruskich będzie miało charakter sztuczny, a nawet humorystyczny, podobnie jak zabawnie brzmi teza o „białoruskim zwycięstwie pod Grunwaldem”. W tym przypadku nie chodzi bynajmniej o złośliwość Polaków czy bałtyckich Litwinów wobec Białorusinów tylko o fakt, że bolszewizm uciął kontynuację tradycji tych ziem, która była dla niego niekorzystna, tworząc w jej miejsce tradycję kompletnie sztuczną.

Bez ponownego odwołania się do tradycji WKL i Rzeczypospolitej Białoruś jest skazana na bycie państwem małym i ubogim w każdym tego słowa znaczeniu, łatwym do wykorzystania i manipulowania przez Moskwę. W równym stopniu odnosi się to zresztą do współczesnej Polski czy Republiki Litewskiej. Dawna Rzeczpospolita podzielona na małe kraje, z których każdy czuje się pod jakimś względem gorszy niż inni, nie jest już poważnym partnerem do prowadzenia polityki.

Jeśli piszę, że Białorusini powinni odkryć w sobie Litwinów, to mam na myśli zupełnie co innego, niż durna odmiana podobnego hasła eksponowana przez szowinistów litewskich, pragnących uczynić ze wszystkich ludzi Bałtów. Chodzi o coś odwrotnego – o to by Białorusini, którzy są naszymi przyjaciółmi, odebrali w końcu „szaulisom” monopol na litewskość. By zrobili to, co my Polacy „schrzaniliśmy”, godząc się na taką uzurpację tradycji przez Litwę Kowieńską, bezpodstawnie pretendującą do całego dziedzictwa WKL.

Odrodzenie w Białorusinach poczucia, że są Litwinami historycznymi byłoby dla nich o wiele korzystniejsze i bardziej atrakcyjne niż szczątkowa tożsamość oferowana im w przeszłości przez Niemców i sowiety. Nawiązywanie do białoruskich formacji w ramach niemieckich czy sowieckich to sprawa historyczno i moralnie kompletnie nieopłacalna. Jedynie Polacy są na tyle sentymentalni, że chociażby dla strof Mickiewicza zawsze traktowaliby białoruskich Litwinów jako równych i byliby gotowi stać na straży ich odrodzenia.

Z kolei język polski funkcjonujący jako coś scalającego, nie jest i nigdy nie był dla Białorusi żadnym zagrożeniem. To przekonanie wpoili narodom dawnej Rzeczypospolitej zaborcy, głównie Rosjanie. Wspólna tożsamość, która się ukształtowała, zaczęła zwać się „polską” na drodze wymieniania się obyczajami kulturowymi, a dzisiejsi Polacy czerpali również pełnymi garściami ze Wschodu, czego śladów jest dziś całe mnóstwo w polskim języku, kulturze i obyczajach. Tak więc nikt nikogo siłą do Rzeczypospolitej nie przyłączał i nie polonizował w tym państwie, które po 1795 roku upadło. Jeśli już koniecznie chcemy mówić o jakimś „przyłączeniu” to z przymrużeniem oka można stwierdzić, że to raczej większe i bardziej zróżnicowane kulturowo Wielkie Księstwo Litewskie przyłączyło małą, choć znacznie lepiej zagospodarowaną Koronę.

Wrogowie Rzeczypospolitej zawsze obawiali się jej potęgi. Nie wystarczyło więc im potem zwykłe podzielenie na dwie części Unii, która stanowiła o naszej wspólnej wielkości. Również sama Litwa została rozerwana na Litwę bałtycką i Białoruś. Preambuła unii podpisanej w 1501 roku w Mielniku, gdzie Litwę reprezentowali wyłącznie „Białorusini”, brzmi wyraźnie: „Nos Lithuani’” – My Litwini. Jeszcze przed Unią Lubelską w 1569 roku szlachta litewska i polska czytała utwory tych samych autorów i była wystarczająco zintegrowana na bazie kultury polskiej, ale z dużymi wpływami naszych pobratymców. Jednocześnie fakt przejęcia części kultury polskiej nie oznaczał wcale bliźniaczego „skopiowania” tożsamości polskiej, która funkcjonowała nad Wisłą. Polska kultura była dla Rzeczypospolitej jak kultura grecka dla starożytnego Rzymu. Dominowała, ale wcale nie stanowiła bliźniaczej kopii.

Kształtująca się tożsamość kieruje się własnymi prawami. Dziś nikt nie odmawia już Amerykanom tożsamości, a posługują się oni przecież, mimo kulturowego tygla, językiem angielskim, przy czym w poszczególnych grupach etnicznych funkcjonują normalnie także inne języki. Niezależnie od tego wszyscy uważają się za Amerykanów. Ich tożsamość powstała w pewnym procesie, tak jak powstała ona w Rzeczypospolitej. Nikt dziś nie rozlicza Stanów Zjednoczonych za „amerykanizację”, czy wtłaczanie języka angielskiego. Nikt bowiem nie jest w stanie zagrozić ich potędze ani podzielić ich tak, jak nas podzielono i dzieli się do dziś, podsycając kompleksy naszych narodów. Najbardziej żałosna jest sytuacja kiedy Polacy i białoruscy Litwini robią to sobie nawzajem, kłócąc się o kulturowe dziedzictwo. Nie musimy o to walczyć – to jest nasze wspólne. Bez zrozumienia tego będziemy ciągle w ślepej uliczce.

Po upadku powstań narodowych represje, takie jak likwidacja Uniwersytetu Wileńskiego, zakaz nauczania w języku polskim, zakładanie szkół rosyjskich, czy likwidacja cerkwi unickiej, uderzały we wszystkich mieszkańców Rzeczypospolitej. Rosjanie nie bez przyczyny zrabowali kilkaset kolekcji książek i dokumentów w zbiorach szlacheckich oraz klasztornych. Nie była to tylko kradzież cennych księgozbiorów, ale także chęć zatarcia historii tych ziem oraz śladów historycznego polsko-litewskiego mocarstwa. Podstawowym jego elementem byli zawsze Koroniarze, czyli Polacy i Litwini, czyli w większości Białorusini.

Nasi bałtyccy bracia – Litwini, których zaborcom udało się przeistoczyć w rezydentów małego nietolerancyjnego dla innej tożsamości kraju, byli tylko niedużą, choć nie znaczy, że nieistotną częścią dawnego wielkiego narodu. Białorusinom odebrano z kolei alfabet łaciński i tożsamość historycznych Litwinów. Dziś jednak powinniśmy sobie to wszystko ponownie uświadomić i to Polacy podchodzą z największym sercem do trudnej sytuacji swoich pobratymców ze wschodu. Nie chodzi nam przy tym – w odróżnieniu od innych sąsiadów – o zdobycie rynku zbytu na Białorusi, czy skapitalizowanie jej majątku. To nie jest dla Polaków motywacja. Po prostu my – Polacy mamy jeszcze w większości sentymenty, których inni się już pozbyli. Mają je nawet ci z nas, którzy grzeszą niezbyt pokaźną wiedzą historyczną. W nich także drzemią gdzieś głęboko mickiewiczowskie ideały, nawet jeśli nie do końca sobie to uświadamiają.

Oby ta pamięć odżyła też w Białorusinach – historycznych Litwinach.

Aleksander Szycht, Kresy24.pl

Białorusinom i Polakom udało by się uniknąć wielu nieporozumień i konfliktów we wzajemnych relacjach, gdyby jedni i drudzy lepiej znali i rozumieli wspólną historię obu narodów – uważa publicysta Aleksander Szycht. Jego artykuł, opublikowany na portalu Kresy24.pl chętnie udostępniamy na naszej witrynie i zachęcamy czytelników

Tańce, kolędy i piosenki ludowe w wykonaniu Polonijnego Zespółu Pieśni i Tańca „Karolinka” z Brześcia mieli okazję podziwiać mieszkańcy i goście miasta nad Bugiem w minioną niedzielę. Koncert odbył się w miejscowym Domu Kultury Kolejarzy.

Na scenie - najmłodszy skład zespołu

Na scenie – najmłodsi tancerze

Jan Trzeciak, kierownik działającego już ponad dwadzieścia lat zespołu, witając wypełnioną po brzegi salę, zachęcał publiczność do wspólnego śpiewania znanych i lubianych kolęd oraz piosenek ludowych, które artyści przygotowali na pierwszą część koncertu.

Karolinka_dzieci_1

Sporą część publiczności stanowili brzescy Polacy. To oni wraz z zespołem najchętniej śpiewali kolędy i piosenki, wykonywane po polsku. Dzięki bogatemu repertuarowi artystów z „Karolinki” nie poczuli się dyskryminowani obecni na koncercie Białorusini. Również mieli bowiem okazję zaśpiewać wraz z artystami kolędy i piosenki w swoim ojczystym języku.

Karolinka_chor

Po wspólnym śpiewaniu w dwóch językach przyszła kolej na zaprezentowanie przez artystów umiejętności tanecznych. Pod względem różnorodności narodowościowej ta część koncertu okazała się bogatsza od śpiewanej. Tancerze zademonstrowali bowiem nie tylko polskie i białoruskie tańce ludowe, lecz także tańce rosyjskie.

Młodzieżowy skład taneczny zespołu

Koncert stał się okazją, do zaprezentowania publiczności zarówno najmłodszego składu, zaangażowanych w „Karolince” artystów, jak i związanych z „Karolinką” od początków jej istnienia weteranów zespołu.

Zespół „Karolinka” powstał w 1991 roku z inicjatywy państwa Walentyny i Jana Trzeciaków, znanych w Brześciu entuzjastów polskiej ludowej tradycji i folkloru.

Walentyna i Jan Trzeciakowie dziękują publiczności i artystom

Walentyna i Jan Trzeciakowie dziękują publiczności i artystom

Bliżej zakończenia koncertu Walentyna i Jan Trzeciakowie serdecznie dziękowali rodzicom zaangażowanych w zespole najmłodszych artystów oraz wszystkim, kto przez dziesięciolecia istnienia „Karolinki” włożył w zespół duszę i serce.

Przyjmowany entuzjastycznie występ polskiego zespołu zakończył się wspólnym z publicznością wykonaniem jednej z najbardziej znanych i lubianych pieśni „Hej, Sokoły”.

Anna Adamczyk z Brześcia

Tańce, kolędy i piosenki ludowe w wykonaniu Polonijnego Zespółu Pieśni i Tańca „Karolinka” z Brześcia mieli okazję podziwiać mieszkańcy i goście miasta nad Bugiem w minioną niedzielę. Koncert odbył się w miejscowym Domu Kultury Kolejarzy. [caption id="attachment_2972" align="alignnone" width="480"] Na scenie - najmłodsi tancerze[/caption] Jan Trzeciak, kierownik

Skip to content