HomeStandard Blog Whole Post (Page 42)

Sto siedem lat temu, 24 czerwca 1916 roku, w Rogaczewie (obecnie na Białorusi) przyszła na świat Lidia Wysocka, diwa przedwojennego polskiego kina, powojenna zjawiskowa znakomitość estradowa, której życiorys mógłby posłużyć za scenariusz hollywoodzkiego filmu.

Lidia Ludwika Wysocka urodziła się 24 czerwca 1916 roku w Rogaczewie ( współcześnie – obwód homelski na Białorusi) jako córka Waleriana Wysockiego i Alfredy z Wysockich.

Od najmłodszych lat dziewczynka marzyła o karierze filmowej. Już jako siedemnastolatka zgłosiła się więc do konkursu na królową magazynu filmowego „Kino”. „Nie trzeba być nawet znawcą, żeby dostrzec wyjątkową fotogeniczność panny Li; zwłaszcza oczy wyróżniają się blaskiem i wyrazem” – opisywał młodą piękność z kresów poświęcony kinematografii periodyk. W konkursie „Kina” Wysocka została wyróżniona jako jedna z najpiękniejszych uczestniczek. Utwierdziło to ją w przekonaniu, że powinna zostać aktorką teatralną i filmową.

Kolejnym krokiem w realizacji tego marzenia stało się podjęcie studiów w warszawskim Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej (PIST). Na uczelni szybko zdobyła uznanie wykładowców. A kierownik i założyciel PIST-u, wybitny polski aktor Aleksander Zelwerowicz, zrobił dla niej wyjątek, dając pozwolenie na angaż aktorski w filmie, co było kategorycznie zabraniane studentom pierwszego roku. Dzięki wielkoduszności Zelwerowicza, Lidia Wysocka już jako dziewiętnastolatka zagrała w 1935 roku główną rolę w filmowej komedii muzycznej pt. „Kochaj tylko mnie”, a rok później dołączyła do obsady filmu „Papa się żeni”.

Jako studentka PIST-u Lidia użyczyła głosu głównej bohaterce brytyjskiego filmu „Siostra Marta jest szpiegiem” uczestnicząc w ten sposób w jednym z pierwszych polskich dubbingów. Do wybuchu wojny Lidia Wysocka wystąpiła jeszcze w sześciu produkcjach filmowych, a po ukończeniu PIST-u zaczęła z ogromnym powodzeniem grać na deskach stołecznego Teatru Polskiego.

Kariera młodej aktorki rozwijała się wspaniale. Dostrzegli ją nawet w Hollywood, skąd w 1938 roku dostała propozycję „pół roku próby”. Lidia Wysocka odrzuciła jednak zaoceańską ofertę bo, jak tłumaczyła dziennikarce magazynu „Kino”, tego typu propozycje wcale nie gwarantowały realizację hollywoodzkiego snu. „Po półrocznej próbie siedzenia w zamkniętej willi i nauce angielskiego dano by mi pieniądze na powrót do domu” — wyjaśniała Wysocka.

1 września 1939 roku aktorka była w Warszawie, ale już kilka dni później udała się do matki, mieszkającej w podwarszawskich Chyliczkach. Do Chyliczek w październiku tegoż roku zawitała niemiecka reżyserka Leni Riefenstahl, znana z filmów gloryfikujących hitleryzm. Nazistowska reżyserka dowiedziała się, że nieopodal mieszkają Lidia Wysocka i małżonek Zbigniew Sawan, również zajmujący się filmem. Postanowiła więc ich poznać. To spotkanie opisywała potem siostra Sawana, aktorka Jaga Boryta: „Na parterze szykuje się kolacja. Leni dowiedziawszy się, że w tym domu mieszkają aktorzy, składa im wizytę, zapraszając na przyjęcie. Kiedy Zbyszkowie (Zbigniew Sawan i Lidia Wysocka) odmawiają, Leni z promiennym uśmiechem oznajmia, że przecież już jest koniec wojny i koniec tragedii, na co Lidia bardzo chłodno odpowiada jej, że dla nas tragedia właśnie się zaczyna. Niemka chłodnieje i wychodzi”.

O postawie patriotycznej Lidii Wysockiej świadczy fakt, że odmawiała podjęcia pracy w teatrach koncesjonowanych przez okupanta. Wolała zatrudnić się jako kelnerka w Kawiarni Artystów Filmowych w Warszawie. Tam w 1940 roku z innymi artystami stworzyła kabaret artystyczny „Na Antresoli”, gdzie dostrzegł ją aktor Igo Sym, znany z kolaboracji z nazistami. Zaproponował Wysockiej, że „wkręci” ją w środowisko niemieckiej wytwórni UFA dzięki czemu Polka zostanie gwiazdą kina III Rzeszy. „Zaproponowano mi, że ja pojadę do tej Ufy, że oni mnie będą uczyli języka i będę gwiazdą filmu niemieckiego […]. Oczywiście odmówiłam” – opowiadała po latach Lidia Wysocka.

Ta decyzja wiele ją kosztowała. Według części badaczy historii filmu właśnie odmowa aktorki w zakresie podjęcia współpracy z okupantem przyczyniła się do aresztowania Wysockiej i Sawana w 1941 roku. Aktorka wyszła z Pawiaka po miesiącu, ale jej mąż Zbigniew Sawan trafił do Auschwitz. Wysocka praktycznie od razu podjęła walkę o wyzwolenie ukochanego. Jej działania przyniosły efekt i 25 listopada 1941 roku Zbigniew Sawan opuścił obóz koncentracyjny.

Na początku lat 50. małżonkowie wrócili do Warszawy, a Wysocka podjęła pracę w Teatrze Buffo. Tutaj zagrała w specjalnie dla niej zaadaptowanych przez Juliana Tuwima sztukach teatralnych. W latach 1951–1952 przedwojenna gwiazda kina pracowała jako reżyser w białostockim Teatrze im. Aleksandra Węgierki.

Za wielkie osiągnięcie artystyczne Lidii Wysockiej poczytuje się założenie przez nią kabaretu „Wagabunda”, który współprowadziła przez kolejne 12 lat. Pełniła w kabarecie funkcje kierowniczki artystycznej, reżyserki oraz aktorki. Obok niej występowali w „Wagabundzie” m.in. Wiesław Michnikowski, Maria Koterbska, Jacek Fedorowicz, Zbigniew Cybulski oraz Jeremi Przybora, który pisał o Wysockiej jako o „uroczym, strzelającym dowcipami kumplu”.

„Był to najlepszy kabaret tamtych czasów, który objechał bez żadnych dotacji kawał świata i bawił publiczność na obu półkulach. Po opłaceniu kosztów przynosił jeszcze zyski. Gościł wielokrotnie w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Szkocji, Izraelu i w Czechosłowacji” – wspominał po latach sukcesy kabareciarzy aktor Witold Sadowy.

Z czasem, z powodów politycznych „Wagabundę” zamknięto. Założycielka kabaretu z żalem wspominała o tym, mówiąc: „Znalazłam się na bruku. Od tego czasu błąkam się po świecie własnych myśli.

Na szczęście, ktoś docenił przemyślenia Wysockiej, które ta potrafiła „przelewać” na papier, dzięki czemu dostała posadę felietonistki w radiu. W Polskim Radiu możną ją było usłyszeć czytającą swoje felietony w latach 80. i 90. Ostatecznie aktorka zrezygnowała z tego zajęcia, bo, jak sama mówiła, „teksty były ironiczne i przestały podobać się „odgórnie”, choć publiczność je doceniała”.

„Piszę o tym, co mnie otacza, ale też o ludziach, o których należy pamiętać. Może bierze się to z tego, że sama ulegam zapomnieniu? Nie mam satysfakcji z tego, co zrobiłam w życiu” – oceniała swoje pisanie w jednym z ostatnich wywiadów Lidia Wysocka.

W 1996 roku aktorce przyznano jedno z nielicznych w jej bogatej karierze wyróżnień branżowych – Nagrodę Artystyczną Polskiej Estrady „Prometeusz” za, jak uzasadniła kapituła nagrody, „szczególne osiągnięcia dla sztuki estradowej”.

Lidia Wysocka odeszła z tego świata w zapomnieniu 2 stycznia 2006 roku. Została pochowana na cmentarzu w Piasecznie pod Warszawą.

Oprac. Marta Tyszkiewicz na podst. Kultura.onet.pl, Film.interia.pl, Viva.pl, Encyklopediateatru.pl, zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Sto siedem lat temu, 24 czerwca 1916 roku, w Rogaczewie (obecnie na Białorusi) przyszła na świat Lidia Wysocka, diwa przedwojennego polskiego kina, powojenna zjawiskowa znakomitość estradowa, której życiorys mógłby posłużyć za scenariusz hollywoodzkiego filmu. Lidia Ludwika Wysocka urodziła się 24 czerwca 1916 roku w Rogaczewie (

Na 24 czerwca 2023 roku przypadła 123. rocznica urodzin Rafała Lemkina, naszego krajana rodem spod Wołkowyska, jednego z najwybitniejszych prawników XX wieku, któremu ludzkość zawdzięcza opracowanie koncepcji zbrodni ludobójstwa w prawie międzynarodowym.

To dzięki Rafałowi Lemkinowi w 1948 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło nową Konwencję o Zapobieganiu i Karaniu Zbrodni Ludobójstwa. A jego prace w zakresie prawa karnego i międzynarodowego stały się m.in. podstawą aktu oskarżenia przeciwko nazistom w procesie norymberskim. Za swoje osiągnięcia w zakresie jurysprudencji Rafał Lemkin był siedmiokrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.

Żydowski chłopak spod Zelwy

Rafał Lemkin urodził się 24 czerwca 1900 roku we wsi  Bezwodna w ujeździe wołkowyskim guberni grodzieńskiej Rosyjskiego Imperium (obecnie w rejonie zelweńskim, obwodu grodzieńskiego, Republiki Białorusi).

Rodzicami przyszłego prawnika byli Józef Lemkin oraz Bela z domu Pomeranz, polscy Żydzi, prowadzący wydzierżawione gospodarstwo rolne.

Młodość nasz bohater spędził w Oziorsku (obwód kaliningradzki), gdzie jego ojciec administrował niewielki majątek, a potem w Wołkowysku, do którego przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości przeniosła się cała rodzina Lemkinów.

Już w wolnej Polsce, w roku 1919, Rafał ukończył gimnazjum w Białymstoku. W okresie wojny polsko-bolszewickiej, w latach 1919–1920, służył w jednostkach sanitarnych przy Armii Polskiej w okolicach Wołkowyska.

Będąc sanitariuszem wojennym młody człowiek już w 1919 roku zapisał się na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W Krakowie zabawił niedługo, gdyż Uchwałą Senatu Akademickiego z dnia 8 lipca 1921 roku został relegowany z uczelni z powodu przedłożenia dziekanowi nieprawdziwego i nielegalnego poświadczenia. Relegowanie z Uniwersytetu Jagiellońskiego na szczęście nie pozbawiało studenta możliwości kontynuowania nauki gdzie indziej. Rafał Lemkin przeniósł się więc na Wydział Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Tutaj słuchał m.in. wykładów profesorów: Oswalda Balzera, Leona Pinińskiego, Przemysława Dąbkowskiego, Marcelego Chlamtacza, Kamila Stefki, Ludwika Ehrlicha, Stanisława Starzyńskiego, Juliusza Makarewicza, Romana Longchampsa de Bérier, Aleksandra Dolińskiego, Maurycego Allerhanda, Ignacego Weinfelda, Zbigniewa Pazdry, Leopolda Caro, Jana Piekałkiewicza.

Już jako student Rafał Lemkin najbardziej upodobał sobie prawo karne, na seminaria uczęszczał najdłużej. Na tych właśnie zajęciach, prowadzonych przez profesora Juliusza Makarewicza zdolny student napisał swoje pierwsze prace naukowe. Wspólnie z Tadeuszem Kochanowiczem przetłumaczył też na język polski kodeks karny republik sowieckich z 1922 roku. Przedmowę do polskojęzycznego wydania sowieckiego kodeksu napisał sam prof. Makarewicz.

Rzeź Ormian i początki badań nad kwestią ludobójstwa

Badania nad pojęciem ludobójstwa Rafał Lemkin zaczął prowadzić od razu po ukończeniu Uniwersytetu we Lwowie.

Bodźcem do jego pracy stała się rozpoczęta przez Turków w 1915 roku rzeź Ormian, zamieszkujących imperium osmańskie. Ofiarami rzezi padło 1,5 mln ludzi. Kiedy Lemkin podejmował pierwsze próby zdefiniowania ludobójstwa, to nie mógł przypuszczać, że zbrodnia ta w niezwykle tragiczny sposób dotknie również jego rodzinę. Z pięćdziesięciu żydowskich krewnych prawnika II wojnę światową przeżyło zaledwie czworo. On sam zdążył uciec przed holokaustem do Stanów Zjednoczonych, gdzie wykładał prawo na Uniwersytecie Yale.

Jak zrodziło się pojęcie ludobójstwa

„Odkąd uznałem, że niszczenie grup ludności jest zbrodnią, nie mogłem zaznać spokoju. Nie mogłem też przestać o tym myśleć. Gdy później ukułem termin „genocide”, ludobójstwo, odnalazłem sformułowanie na własny użytek, ale byłem jednocześnie gotowy podjąć energiczne działania, żeby to pojęcie stało się podstawą umowy międzynarodowej” – napisał Rafał Lemkin we wstępie do swojej autobiografii, która ukazała się pt. „Nieoficjalny”.

Tytuł autobiografii Lemkin zaczerpnął z artykułu wstępnego, który ukazał się w „New York Timesie” w 1957 roku. Redakcja zadała we „wstępniaku” pytanie: dlaczego Stany Zjednoczone nie ratyfikowały konwencji o ludobójstwie (uczyniły to dopiero w listopadzie 1988 roku). „Czego można by się było nauczyć od tego nadzwyczaj cierpliwego i całkiem nieoficjalnego człowieka, profesora Rafała Lemkina” – to zdanie zainspirowało naszego bohatera do zatytułowania historii swojego życia i dokonań słowem „Nieoficjalny”.

Tytuł „Nieoficjalny” figuruje na egzemplarzu maszynopisu, przekazanym agentowi autora, dlatego redaktor wydania, Donna-Lee Frieze, postanowiła go zachować. Lemkin rozważał także inne wersje zatytułowania swojej autobiografii – „Całkiem nieoficjalny człowiek” oraz „Nieoficjalny człowiek”.

Autobiografia „Nieoficjalny” przez ponad pięćdziesiąt lat pozostawała jedynie w kilku wersjach maszynopisu przechowywanych w spuściźnie Rafała Lemkina, od 1982 roku w nowojorskiej Bibliotece Publicznej (New York Public Library).

Spisana przez wybitnego prawnika historia życia i dokonań jest świadectwem narodzin konwencji o ludobójstwie, którą Lemkin uważał za dzieło swojego życia.

„Teraz, gdy parlamenty czterdziestu jeden państw przyjęły to prawo, jestem wdzięczny Opatrzności, że wybrała mnie na posłańca tej idei ratującej życie. Miałem trudne zadanie. Musiałem inspirować ludzi do przyjęcia tej idei, co wymagało czasami usilnej moralnej perswazji. Gdy czułem, że nie udaje mi się zainspirować, wycofywałem się w głąb siebie, gdzie mogłem skonfrontować się z własnym sumieniem i zaczerpnąć moralną siłę z medytacji. Człowiek, który chce, by mu się powiodło w relacjach z bliźnim, musi się nauczyć przebywać w całkowitej samotności, we wzniosłym świecie uczuć i wiary. Nauczyłem się kochać przeszkody, czyniąc z nich probierz mojej siły moralnej. W tę siłę moralną żarliwie wierzę. Jest mocniejsza od wszystkich doczesnych potęg. Silniejsza niż technologia i rząd. Jest samym życiem” – napisał w swojej pracy Lemkin.

Upowszechnienie się terminu „ludobójstwo”

„Autobiografia” była ostatnią pracą Rafała Lemkina, ale nie ostatnią.

Po przybyciu w 1941 roku do USA, w latach 1942–1943 napisał swoją najważniejszą książkę poświęconą pojęciu ludobójstwa pt. The Axis Rule in Occupied Europe (rok wydania 1944). Wkrótce po jej ukazaniu się, gazeta „The Washington Post” zamieściła sprzyjający pracy Lemkina artykuł wstępny zatytułowany Genocide, w którym prawdopodobnie po raz pierwszy pojęcie ludobójstwa pojawiło się w powszechnych mediach. Wkrótce praca Lemkina została także doceniona na łamach „The New York Times”, a nowe pojęcie powoli weszło do powszechnego użytku.

Po II wojnie światowej w procesie norymberskim Rafał Lemkin został doradcą Roberta H. Jacksona, głównego oskarżyciela z ramienia USA. Od 1946 był konsultantem Komitetu Prawnego ONZ i razem z prof. Henrim Donnedieu de Vabresem napisał wstępny projekt Konwencji w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa podpisanej 9 grudnia 1948 roku. W latach 1948–1951 nasz bohater wykładał prawo międzynarodowe na Uniwersytecie Yale.

Rafał Lemkin był wielokrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody W 1950 roku został odznaczony kubańskim Krzyżem Wielkim Orderu Carlosa Manuela de Céspedes, a w 1955 Krzyżem Zasługi na Wstędze Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec.

Utrata pracy, bieda, śmierć i pośmiertne wydanie autobiografii

Po sukcesie, jakim było dla Lemkina uchwalenie konwencji o zbrodni ludobójstwa, znalazł się w trudnej sytuacji życiowej. Po ukończeniu kontraktu jako visiting professor na Uniwersytecie Yale w 1951 roku nie udało mu się otrzymać stałej posady uniwersyteckiej. Przez większą część lat 50., pomimo znacznych starań, pozostawał bez stałej pracy i popadł w nędzę. Zmarł na atak serca28 sierpnia 1959 roku. W jego pogrzebie na cmentarzu żydowskim Mount Hebron w Nowym Jorku uczestniczyło tylko siedem osób.

Rafał Lemkin za życia nie doczekał się wydania najważniejszego dzieła – autobiografii „Nieoficjalny”. Dopiero w 2013 roku została ona wydana przez Yale University Press w opracowaniu Donny-Lee Frieze. Ta wersja ukazała się z początkiem grudnia 2018 roku także po polsku, nakładem Instytutu Pileckiego, w przekładzie Hanny Jankowskiej.

Autobiografia „Nieoficjalny” Lemkina w wersji polskiej ukazała się w związku z 70. rocznicą Konwencji Organizacji Narodów Zjednoczonych w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, uchwalonej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 9 grudnia 1948 roku, a oficjalna jej premiera miała miejsce podczas pierwszej konferencji „lemkinologiczej” pod nazwą „Świadek wieku ludobójstwa”, przygotowanej z rozmachem przez Instytut Pileckiego, w której uczestniczyło wielu wybitnych znawców zagadnień związanych z Lemkinem i ludobójstwem. Konferencja obradowała w Warszawie w grudniu 2018 roku.

Znadniemna.pl na podstawie Polskieradio.pl/PAP/Glosprawa.pl/wikipedia.org, na zdjęciu: Rafał Lemkin, fot.: Center for Jewish History, NYC

Na 24 czerwca 2023 roku przypadła 123. rocznica urodzin Rafała Lemkina, naszego krajana rodem spod Wołkowyska, jednego z najwybitniejszych prawników XX wieku, któremu ludzkość zawdzięcza opracowanie koncepcji zbrodni ludobójstwa w prawie międzynarodowym. To dzięki Rafałowi Lemkinowi w 1948 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło nową Konwencję o

Duże jest zainteresowanie pracą w Polsce wśród pracowników medycznych z Ukrainy i Białorusi. Cenią sobie warunki pracy, sposób jej organizacji, ustalanie dyżurów, zakres obowiązków – powiedział PAP kierownik zespołu badawczego, dr hab. Dariusz Wadowski z KUL, odnosząc się do wyników badań socjologicznych.

W rozmowie z PAP kierownik zespołu badawczego, socjolog dr hab. Dariusz Wadowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego odniósł się do najnowszych wyników badań przeprowadzonych przez Fundację Rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie. Chodzi o badania dotyczące zainteresowania personelu medycznego, głównie z Ukrainy i Białorusi, pracą zawodową w Polsce oraz badania na temat potrzeb ukraińskich pacjentów przebywających w Polsce.

„Medycy z krajów Europy Wschodniej zainteresowani pracą w Polsce lub już pracujący, to w większości kobiety, osoby pochodzące z Ukrainy, w wieku do 40 lat. Najczęściej mają wykształcenie lekarskie lub pielęgniarskie i posiadają co najmniej kilkuletni staż pracy” – poinformował kierownik zespołu badawczego.

Jak dodał, wśród przyczyn decyzji o emigracji badani wskazywali przeważnie na sytuację wojny i niebezpieczną sytuację polityczną. Następnie na trudne warunki materialne, niski komfort życia, niższe zarobki. Z badań wynika, że spodziewany przez medyków przeciętny poziom zarobków bezpośrednio po rozpoczęciu pracy zawodowej w Polsce wynosi ponad 6 tys. zł netto miesięcznie, a po 5 latach – ponad 11 tys. zł miesięcznie.

„Zdecydowanie jesteśmy atrakcyjnym krajem dla medyków z Ukrainy i Białorusi. W Polsce zarabiają więcej, niż w kraju ojczystym, ale zazwyczaj mają niższe wynagrodzenie, niż polscy lekarze. Medycy z Ukrainy cenią sobie warunki pracy, sposób organizacji pracy, ustalanie dyżurów, zakres obowiązków. Ważne, że środowiska pracy ich dobrze zazwyczaj przyjmują, tzn. nie spotykają się z dotkliwymi objawami uprzedzeń, stereotypów, czy traktowaniem jako gorszych” – podkreślił dr hab. Wadowski.

Artykuł w całości przeczytasz TUTAJ.

Znadniemna.pl za Naukawpolsce.pl/Gabriela Bogaczyk/ PAP, na zdjęciu: protest grodzieńskich medyków przeciwko przemocy, stosowanej przez reżim Łukaszenki wobec oponentów, fot: Newgrodno.by

Duże jest zainteresowanie pracą w Polsce wśród pracowników medycznych z Ukrainy i Białorusi. Cenią sobie warunki pracy, sposób jej organizacji, ustalanie dyżurów, zakres obowiązków – powiedział PAP kierownik zespołu badawczego, dr hab. Dariusz Wadowski z KUL, odnosząc się do wyników badań socjologicznych. W rozmowie z PAP

Trzy pytania do Teresy Sygnarek, prezes Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych i redaktor naczelnej kwartalnika Polonia Nowa (Szwecja) – laureata Nagrody im. Macieja Płażyńskiego 2023.

Czym jest dla Ciebie i dla kierowanej przez Ciebie redakcji nagroda im. Macieja Płażyńskiego?

– Tak jak dla każdej redakcji, nagroda jest nie tylko uznaniem osiągnięć – w tym przypadku – w roku, poprzedzającym przyznanie nagrody. Jest to uznanie społecznej pracy wszystkich członków zespołu redakcyjnego kwartalnika Polonia Nowa, ale także zachęta do dalszych działań. Uwzględniając to, że patronem przyznanej nam nagrody jest śp. Maciej Płażyński, dla którego sprawy Polonii i Polaków za Granicą były szczególnie ważne, traktujemy to wyróżnienie jako ogromny zaszczyt.

Czy uważasz, że Jury Nagrody, podejmując decyzje o jej przyznaniu kwartalnikowi Polonia Nowa, doceniło Twoją i Twoich kolegów z redakcji aktywność na rzecz nagłośnienia sytuacji Andrzeja Poczobuta? Dlaczego sprawa dziennikarza z Białorusi tak was poruszyła?

– Nie chodzi o to, czy Jury doceniało tę działalność, choć w laudacji była mowa o naszym zaangażowaniu w sprawę Andrzeja Poczobuta. Sprawa Andrzeja poruszyła nie tylko nasze czasopismo, ale przede wszystkim Światowe Stowarzyszenie Mediów Polonijnych, w którym działam i które zaangażowało się w przedsięwzięcia, mające na celu uwolnienie Andrzeja Poczobuta. Jakże mogłoby być inaczej? Stowarzyszenie zrzesza polskich dziennikarzy poza granicami Kraju, a Andrzej jest takim właśnie dziennikarzem. Naszym zadaniem, jest dbanie o interesy dziennikarzy z polskiej diaspory za granicą i stawanie w ich obronie. Wiele apeli, odezw i próśb było przez Stowarzyszenie kierowane do instytucji rządowych na świecie i do polityków w krajach, w których działają nasi członkowie. Dzisiaj wiemy już, że nasze starania nie zostały wzięte pod uwagę przez białoruski reżim, który nie uwolnił Andrzeja, lecz wydał na niego haniebny wyrok. To nie powinno nas jednak powstrzymywać od dalszej walki. Tak długo jak upominamy się o uwolnienie Andrzeja, tak długo nie zostanie on zapomniany.

Dwa lata temu Stowarzyszenie przyznało Andrzejowi nagrodę honorową „Za wolność słowa” i – proszę mi wierzyć – serce boli, kiedy się patrzy na tę statuetkę i nie wiadomo jest kiedy będzie można ją Andrzejowi wręczyć.

Oprócz dramatycznej historii Andrzeja Poczobuta staramy się opisywać także losy Polaków, którzy musieli uciekać z Białorusi. Jako Światowe Stowarzyszenie Mediów Polonijnych głośno mówimy o tym i opisujemy w naszych mediach sytuacje Polaków, mieszkających za granicą, zwłaszcza jeżeli są krzywdzeni.

Reżim na Białorusi, owszem, jest często krytykowany przez społeczność międzynarodową z powodu łamania praw człowieka, ograniczania wolności prasy i działalności opozycji politycznej, ale nadal utrzymuje swoją władzę i stosuje różne represyjne środki wobec swoich rzeczywistych i wyimaginowanych przeciwników. Dlatego tak ważne jest, aby głosy mediów polonijnych w tej sprawie nie zamilkły.

Jako migrantka do Szwecji, czy pamiętasz swoje pierwsze odczucia na obczyźnie? Jakie rady masz dla Polaków, ale nie tylko – również Białorusinów – którzy teraz masowo wyjeżdżają z Białorusi i starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Jaka jest Twoja recepta na zaczynanie życia od nowa?

– Kiedy sięgnę pamięcią czasu mojego przyjazdu do Szwecji, mogę dziś z całą pewnością stwierdzić, że czułam się tak, jak dzisiejsi uciekinierzy z Białorusi, którzy zdają sobie sprawę z tego, że nie mają drogi powrotu, tak długo jak długo reżim Łukaszenki jest u władzy. Mnie komunistyczne władze PRL-u nie pozwalały nawet na odwiedzenie rodziny w Polsce. Moja recepta na zaczynanie życia od nowa jest trochę niecodzienna i nie będzie to radą dla uciekinierów z Białorusi. Dla mnie Szwecja była krajem nieznanym, Polska krajem zakazanym, a więc – rozumiem to teraz – wybrałam trzecią opcję. Do Szwecji przyjechałam po pierwszym roku studiów na wydziale architektury, gdzie poznaliśmy architekturę starożytną, wtedy nie mając szans na wyjazd „na Zachód”, żeby móc zobaczyć to w rzeczywistości. I dlatego mój pierwszy wyjazd ze Szwecji był do Rzymu, miasta niby obcego, ale znając jego historię i jego zabytki poczułam się w nim „jak w domu”. Rzym stał się dla mnie wówczas namiastką utraconej Polski. Chociaż regularnie jeżdżę do Rzymu, to cały czas mam niedosyt tego miasta i odczuwam do niego wdzięczność za to, że wypełniło ono pewną lukę w moim życiu.

Drugim takim antidotum na tęsknotę za Polską było zaangażowanie się w działalność polonijną, co „trwa” do dzisiaj i rozwija się na różnych płaszczyznach.

 Rozmawiali Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik, na zdjęciu: Teresa Sygnarek podczas Gali Nagrody im. Macieja Płażyńskiego 2023, fot.: Press Club Polska

Trzy pytania do Teresy Sygnarek, prezes Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych i redaktor naczelnej kwartalnika Polonia Nowa (Szwecja) – laureata Nagrody im. Macieja Płażyńskiego 2023. Czym jest dla Ciebie i dla kierowanej przez Ciebie redakcji nagroda im. Macieja Płażyńskiego? - Tak jak dla każdej redakcji, nagroda jest nie

Na styku pór roku wśród naszych przodków, szczególnie na Kresach, wzrastało znaczenie magii oraz wiary w opiekę zmarłych, w obliczu nieznanego ludzie powierzali swój los temu co niezwykłe. Jedną z najbardziej tajemniczych, najbardziej niezwykłych nocy jest Noc Świętojańska, zwana Nocą Kupały.

Tak to matki nam podały,

Samy także z drugich miały,

Że na dzień świętego Jana

Zawżdy Sobótka palana.

(Jan Kochanowski „Pieśń świętojańska o Sobótce”)

Wieki przed Chrystusem, Słowianie – jak wszystkie narody rolnicze, kierujące się kalendarzem opartym na cyklu przyrody świętowali Noc Kupały w najkrótszą noc w roku – przypadającą z 21 na 22 czerwca – czyli w tzw. przesilenie czerwcowe. Dziś Noc Kupały obchodzimy 23 czerwca – to wigilia św. Jana.  Ustanowienie dnia św. Jana w tak bliskim sąsiedztwie z prasłowiańskim kalendarzem to efekt próby asymilacji tradycji wywodzącej się  z czasów przed Chrystusem z obrzędowością chrześcijańską. Wtedy pojawiły się nowe nazwy święta – Sobótka, Noc Świętojańska. Nazwa Kupała podobno odnosi się do bóstwa miłości Kupały, choć może wywodzić się z indoeuropejskiego „kump” oznaczającego grupę, zbiorowość, lub od wschodniosłowiańskiego odpowiednika słowa „kąpać”.

 

Noc Kupały to esencja wszystkiego, co w życiu najpiękniejsze – poświęcone pierwotnie żywiołom wody i ognia jest świętem miłości, życia, duchowej witalności. A zarazem owiane tajemnicą, czarowne, uchylające drzwi do świata magii – świata do którego od zarania dziejów próbujemy wejść, a który nadal pozostaje tajemnicą – choć dziś sprowadzoną do roli zabawy i zabobonów. Tego wieczora nie sposób było siedzieć w domu – wskaże każdego, kto brał udział w zabawie, mógł być pewien zdrowia przez cały rok.

A teraz ten wieczór sławny

Święćmy jako zwyczaj dawny:

Niecąc ognie do świtania,

Nie bez pieśni, nie bez grania.

(Jan Kochanowski „Pieśń świętojańska o Sobótce”)

Najważniejszym obrzędem był zwyczaj palenia ogniska i magicznych ziół (stąd nazwa „palinocka”- kolejny z wielu synonimów święta kupały). Skakanie przez ogień oraz tańce wokół niego miały oczyszczać duszę, chronić przed złymi mocami oraz zapewnić urodzaj w zbliżających się żniwach. Przed chorobami i złem miały chronić także kąpiele w wodzie, odbijającej blask księżyca.

Wyobraźnię rozpalały legendy o magicznym kwiecie paproci, zakwitającym właśnie w tę wyjątkową noc. Nazywany był też perunowym kwieciem, od imienia słowiańskiego boga burz Peruna. Ten, kto go odnajdzie (co wcale nie jest takie proste, bowiem kwiat dojrzeć może tylko człowiek prawy, sprawiedliwy, który nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy ponadto pokonać musi demoniczne siły strzegące rośliny), otrzyma od losu moc widzenia wszystkiego co niewidzialne – ukryte w ziemi bogactwa, mądrość, tajemną wiedzę o wszechświecie. O tym kwiecie pisał Adam Mickiewicz w swojej balladzie „Ucieczka”, Józef Ignacy Kraszewski w „Starej baśni”, Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce”, poeci z Kresów Henryk Zbierzchowski („Noc świętojańska”), Wincenty Pol w „Pieśni o domu naszym”, Seweryn Goszczyński w swoim poemacie „Sobótka”, Jan Kasprowicz w dramacie „Baśń nocy świętojańskiej”. W pamięci najstarszych mieszkańców wsi na Kresach wciąż jeszcze tlą się legendy o szczęśliwcach, którzy znaleźli kwiat paproci. Nawet jeśli poszukiwania spełzły na niczym, warto zabrać ze sobą listek paproci – jego bliskość przyciąga pieniądze. W ogóle tej nocy magia roślin była wyjątkowa – to dlatego o poranku szeptuchy wyruszały na poszukiwanie ziół – zerwane tej nocy, jeszcze oprószone kroplami porannej rosy miały mieć największą moc. A zaplecione wianki miały przyciągnąć szczęście i miłość, bo Noc Kupały była przede wszystkim świętem miłości.

Panny puszczały wianki, miały one przepowiedzieć rychłe zamążpójście

Panny puszczały wianki, miały one przepowiedzieć rychłe zamążpójście. Jeśli wianek został wyłowiony przez kawalera oznaczało to szybki ślub, jeśli płynął nie wyłowiony przez żadnego chłopaka – wręcz przeciwnie. Z kolei zatonięcie, spłonięcie wianka lub zaplątanie w sitowiu przepowiadało najgorszą alternatywę – staropanieństwo.

Dawniej na Kresach uważano również, że wigilia św. Jana to także idealny czas do odprawiania obrzędów sprzyjających ochronie gospodarstwa. Popiołem ze świętojańskich ognisk posypywano pola, by zapewnić urodzaj. Domy przystrajano poświęconymi wiankami, mających odpędzić złe moce. Identyczną rolę pełniły wiązanki przyczepione do bydlęcych poroży – mając za „ochroniarzy” magiczne rekwizyty gospodarz mógł być pewnym że żadna czarownica nie ukradnie mu mleka ani nie rzuci uroku. Pamiętać bowiem należy, że w Noc Kupały żywioły białej i czarnej magii intensywnie ścierały się. Na łysych górach zbierać się miały czarownice, zaś w tataraku nad brzegami rzek, jezior i strumyków biesiadowały wodniki, wodnice i świtezianki, czatujące na nieroztropnych imprezowiczów.

Zaplecione wianki miały przyciągnąć szczęście i miłość, bo Noc Kupały była przede wszystkim świętem miłości

Noc Kupały była świętowana nie tylko w krajach zamieszkanych przez ludy słowiańskie, ale również w Skandynawii i krajach bałtyckich. Tradycje z nią związane wyglądały podobnie niezależnie od miejsca. W Czechach szczególnie popularny był zwyczaj skakania przez ogniska, który miał oczyszczającą moc i chronił przed wszelkimi nieszczęściami. W krajach skandynawskich na rozstajach dróg i na brzegach jezior palono ogniska, przy których spędzano czas. Tam również wierzono, że woda nabiera tej nocy niezwykłych właściwości. Zanurzenie się w niej miało zapewniać zdrowie. W Serbii wierzono, że obchodząc zagrody i domostwa z zapalonymi od kupalnych ognisk pochodniami, chroni się je przed złymi mocami i duchami. Na Łotwie wciąż obchodzi się święto Līgo nazywane również Jāņi (Dzień Jana) albo Jāņu naktī (Noc Jana) przypadające na noc z 23 na 24 czerwca. Oba te dni są wolne od pracy. Zyskany czas Łotysze spędzają przy ognisku, śpiewając pieśni obrzędowe i szukając kwiatu paproci.

Niech wszystko będzie ciche i bezgłośne!

Zaczną się noce ciche, świętojańskie…

A na mchach leśnych cudownie się złoci

Zaklęty czarem, złoty kwiat paproci…

(Henryk Zbierzchowski. „Noc świętojańska”)

24 czerwca Białorusini i Polacy z Białorusi spotkają się we wrocławskim Parku Tysiąclecia, żeby razem obchodzić święto: skakać przez ognisko, puszczać wianki, szukać kwiatu paproci. Kto wie – może w tę magiczną noc gdzieś nad polskimi rzekami i jeziorami odnajdziemy legendarny kwiat, który pomoże wszystkim wygnańcom z Kresów wrócić do Ojczyzny.

Opracowała Marta Tyszkiewicz na podstawie powiat.hajnowka.pl, skrivanek.pl/noc-swietojanska/,

Na styku pór roku wśród naszych przodków, szczególnie na Kresach, wzrastało znaczenie magii oraz wiary w opiekę zmarłych, w obliczu nieznanego ludzie powierzali swój los temu co niezwykłe. Jedną z najbardziej tajemniczych, najbardziej niezwykłych nocy jest Noc Świętojańska, zwana Nocą Kupały. Tak to matki nam podały, Samy

Wydział do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, skierował do Sądu Okręgowego w Poznaniu akt oskarżenia przeciwko dwóm obywatelom Białorusi, którym zarzucono prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz białoruskiego wywiadu wojskowego. To już trzeci akt oskarżenia dotyczący przestępstwa z art. 130 kodeksu karnego skierowany w ostatnim czasie.

Gromadzili informacje dotyczące Sił Zbrojnych RP

Podejrzanych zatrzymano w kwietniu 2022 roku. W oparciu o materiały zgromadzone przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego oraz materiał zgromadzony w toku prokuratorskiego śledztwa ustalono, iż pod pozorem podjęcia pracy w Polsce, brali oni udział w działalności białoruskiego wywiadu wojskowego. Mężczyźni pozyskiwali i gromadzili informacje dotyczące Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej oraz obiektów infrastruktury o znaczeniu krytycznym dla obronności kraju.

Zadania rozpoznania infrastruktury transportowej

Podejrzani przybyli do Polski pod pozorem podjęcia pracy zarobkowej w charakterze kierowców. Działalność szpiegowska podejrzanych skoncentrowana była na jednostkach wojskowych oraz obiektach cywilnych zlokalizowanych w zachodniej części Polski, w jej ramach realizowali zadania polegające na rozpoznaniu istotnych elementów Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej oraz cywilnej infrastruktury transportowej.

Tymczasowy areszt

Na wniosek prokuratora Wydziału do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, od czasu zatrzymania wobec podejrzanych stosowany jest środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Mężczyznom grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.

Kolejny akt oskarżenia w sprawie szpiegowskiej

Od czasu wybuchu rosyjskiej wojny napastniczej przeciwko Ukrainie nasiliła się rosyjska i białoruska działalność szpiegowska na terenie Polski, co ma odzwierciedlenie w kolejnych postępowaniach karnych obejmujących przestępstwa dotyczące działalności na rzecz służb wywiadowczych Rosji i Białorusi, wymierzonej przeciwko Polsce.

Prokuratura krajowa, Dział Prasowy  zdjęcie ma charakter ilustracyjny, fot.: Pixabay

Wydział do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, skierował do Sądu Okręgowego w Poznaniu akt oskarżenia przeciwko dwóm obywatelom Białorusi, którym zarzucono prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz białoruskiego wywiadu wojskowego. To już trzeci akt oskarżenia dotyczący przestępstwa z art. 130 kodeksu karnego skierowany w ostatnim

Działacz Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz Andrzej Poczobut trafił do kolonii karnej w Nowopołocku, gdzie będzie odbywał wyrok  8 lat pozbawienia wolności, poinformowała na Facebooku żona więźnia politycznego Oksana Poczobut.

Andrzej Poczobut wyjechał odbywać karę do Nowopołocka. Poinformowali mnie o tym w liście z Witebska, gdzie zatrzymał się podczas etapu w drodze do kolonii nowopołockiej, – napisała małżonka dziennikarza.

Przypomnijmy, Andrzej Poczobut, działacz polskiej mniejszości, jeden z liderów Związku Polaków na Białorusi i ceniony dziennikarz został w lutym 2023 roku skazany w politycznym procesie na 8 lat kolonii karnej. 26 maja Sąd Najwyższy Białorusi w osobie sędziego Igora Lubowickiego rozpatrzył apelację od wyroku, pozostawiając go bez zmian!

Poczobut został zatrzymany 25 marca 2021 r. w nazywanej przez białoruskie media „sprawie polskiej”.

Jego artykuł w mediach o agresji ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 roku, został uznany przez śledczych Łukaszenki za „podżeganie do wrogości narodowej”.

W materiałach sprawy karnej znalazły się także wypowiedzi dziennikarza w obronie mniejszości polskiej na Białorusi, artykuł o stłumieniu białoruskich protestów w 2020 roku oraz tekst z 2006 roku o jednym z dowódców polskiego podziemia antykomunistycznego z Grodzieńszczyzny.

8 lutego sędzia Dmitrij Bubienczyk skazał Andrzeja Poczobuta na 8 lat pozbawienia wolności. Uznano m.in. że „nawoływanie do działań godzących w bezpieczeństwo narodowe” i „podżegał do wrogości na tle narodowościowym, społecznym i innym”.

Jeszcze przed procesem, w październiku 2022 r., Komitet Bezpieczeństwa Państwowego wpisał Andrzeja Poczobuta na listę osób zaangażowanych w „działalność terrorystyczną”, a jego adwokat Aleksander Biriłow został kilka dni temu, po 26 latach praktyki adwokackiej, pozbawiony prawa do wykonywania zawodu, rzekomo na podstawie tego, iż, ma  do niego „niewystarczające kwalifikacje”.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Działacz Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz Andrzej Poczobut trafił do kolonii karnej w Nowopołocku, gdzie będzie odbywał wyrok  8 lat pozbawienia wolności, poinformowała na Facebooku żona więźnia politycznego Oksana Poczobut. Andrzej Poczobut wyjechał odbywać karę do Nowopołocka. Poinformowali mnie o tym w liście z Witebska,

20 czerwca przypada 230. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych komediopisarzy w historii literatury polskiej, a także bajkopisarza, pamiętnikarza, poety oraz żołnierza kampanii napoleońskich – Aleksandra Fredry. W związku z rocznicą urodzin artysty – uznanego przez Sejm RP jednym z patronów roku 2023 – w całym kraju odbywają się liczne wydarzenia kulturalne.

Aleksander Fredro urodził się 20 czerwca 1793 roku w Suchorowie pod Przemyślem w bogatej rodzinie szlacheckiej, niegdyś senatorskiej. Już jako szesnastolatek wstąpił do Armii Księstwa Warszawskiego dowodzonej przez księcia Józefa Poniatowskiego i aż do 1814 roku był oficerem wojsk napoleońskich. Walczył pod Dreznem i Lipskiem, uczestniczył w tragicznej wyprawie pod Moskwę, po czym zbiegł z rosyjskiej niewoli w przebraniu wieśniaka. Za męstwo w walkach został odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, a przez cesarza Napoleona Bonaparte – Orderem Legii Honorowej.

Po powrocie do Ojczyzny Fredro zamieszkał w Beńkowej Wiszni. Był samoukiem. Zaczął tworzyć jako dojrzały mężczyzna, po trzydziestce. Został członkiem Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, był posłem Galicyjskiego Sejmu Krajowego, członkiem Lwowskiej Rady Narodowej i Akademii Umiejętności. Pod koniec życia Fredro objął dowództwo kampanii polskiej w czasie Wiosny Ludów. Jako deputowany do Sejmu Stanowego zajmował się sprawami teatrów i bibliotek Ossolińskich.

Aleksander Fredro zmarł 15 lipca 1876 roku we Lwowie.

Twórczość Aleksandra Fredry

Aleksander Fredro to twórca oryginalnej polskiej komedii. Doskonale znał teatr europejski i jego tradycje, do których świadomie nawiązywał w swojej twórczości. Napisał kilkadziesiąt utworów scenicznych: jednoaktówek i komedii wieloaktowych, fars, grotesek i wodewilów, które szybko trafiały na sceny teatrów: lwowskiego, warszawskiego i krakowskiego.

W 1818 roku Fredro napisał swoją pierwszą komedię pt. „Pan Geldhab”. Jego debiutem scenicznym była jednak jednoaktówka „Intryga naprędce, czyli nie ma złego bez dobrego” – powstała w 1815 roku, a pierwszy raz wystawiona w 1817 roku. Jednym z najbardziej znanych dzieł pisarza są „Śluby panieńskie, czyli Magnetyzm serca”. Pierwsza wersja tej pięcioaktowej komedii wierszem została napisana w 1827 roku, ostateczna – pięć lat później. Jedną z ważnych pozycji w kanonie polskiej literatury jest też „Zemsta”, napisana prawdopodobnie w 1833 roku. W twórczości Fredry ważne miejsce zajmują również „Damy i huzary”, „Pan Jowialski” czy „Dożywocie”.

Aleksander Fredro znany jest także jako twórca bajek i wierszy dla dzieci, takich jak: „Małpa w kąpieli”, „Paweł i Gaweł” oraz „Osiołkowi w żłoby dano”. Jest również autorem pamiętników z epoki napoleońskiej pt. „Trzy po trzy”, uznanych za klasykę literatury wspomnieniowej.

Zestawienia wybranych wydarzeń kulturalnych upamiętniających postać Aleksandra Fredry można znaleźć na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w zakładce pn. „Patroni Roku 2023 – wydarzenia”

Znadniemna.pl/gov.pl

20 czerwca przypada 230. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych komediopisarzy w historii literatury polskiej, a także bajkopisarza, pamiętnikarza, poety oraz żołnierza kampanii napoleońskich – Aleksandra Fredry. W związku z rocznicą urodzin artysty – uznanego przez Sejm RP jednym z patronów roku 2023 – w całym

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda spotkał się w poniedziałek, 19 czerwca, z ambasadorami RP, biorącymi udział w dorocznej naradzie organizowanej przez MSZ. Przemawiając do reprezentantów Polski za granicą głowa państwa już na wstępie podkreśliła, że „dyplomaci są słuchem, mową i wzrokiem Polski poza granicami kraju, a ich narracja jest narracją Polski”.

Przemówienie prezydenta było poświęcone w znacznej mierze prowadzonej przez Rosję bestialskiej wojnie przeciwko Ukrainie oraz związanej z tym konfliktem sytuacji w innych krajach, leżących na wschód od Polski.

Prezydent Duda podkreślał, że „celem naszej polityki zagranicznej w tym aspekcie jest doprowadzenie do sytuacji, w której Rosja poniesie strategiczną porażkę, Ukraina zwycięży, a widmo wojny zostanie trwale odsunięte od naszych granic”.

Reżim Łukaszenki współodpowiedzialny za  agresję

W kontekście wojny na Ukrainie Prezydent Duda odniósł się do kwestii udziału w niej  reżimu Aleksandra Łukaszenki, który pomaga agresorowi. Jak wskazywał, „Białoruś jest państwem nie tylko oficjalnie wspierającym Rosję, ale też jedynym, które de facto przyczyniło się do działań wojennych, udostępniając terytorium w krytycznej fazie wojny do ataku na Ukrainę”.

– Dlatego dopóki Białorusią rządzi Łukaszenka, polska dyplomacja musi traktować ją jako państwo współodpowiedzialne za prowadzenie wojny Putina – mówił.

Dodał, że Polska musi zabiegać na forum międzynarodowym o „nakładanie oraz zwiększanie wszelkich możliwych sankcji na ten kraj”.

Represje na Białorusi

– Jednocześnie nie możemy zapominać o narodzie białoruskim, który w przeciwieństwie do Rosjan nie jest zatruty duchem imperializmu. Ma przyjazny stosunek do Polski i Polaków, a co więcej jest terroryzowany przez autokratę, który nie ma poparcia większości obywateli – podkreślał.

Mówiąc o reżimie Aleksandra Łukaszenki  prezydent wskazywał, że Białoruś jest państwem nie tylko oficjalnie wspierającym Rosję, ale też jedynym, które de facto przyczyniło się do działań wojennych, udostępniając swoje terytorium w krytycznej fazie wojny do ataku na Ukrainę, bezpośrednio od strony północnej.

– Nie możemy zapominać o przeszło tysiącu więźniów politycznych na Białorusi, a także o represjach wymierzonych w Polaków mieszkających w tym kraju. Brutalnym symbolem tych represji stało się bezprawne skazanie Andrzeja Poczobuta, dlatego też będziemy walczyć o uwolnienie wszystkich więźniów politycznych, będziemy walczyć o to na forach międzynarodowych i opowiadamy się za zwiększeniem środków restrykcyjnych nakładanych na Białoruś – mówił.

Wsparcie dla Białorusinów

Prezydent zaznaczył, że cieszy się, iż Polska mocno „angażuje się we wsparcie społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, a także w tworzenie warunków do rozwoju demokracji i dialogu politycznego”.

– W naszym interesie jest promowanie i wzmacnianie białoruskiej diaspory oraz jej niezależnych środowisk politycznych także w innych krajach. Musimy ich wspierać, to jest nasz sąsiedzki, nasz obywatelski obowiązek – powiedział prezydent podczas spotkania z ambasadorami RP.

Znadniemna.pl  za TVP.INFO/PAP, na zdjęciu: Prezydent RP Andrzej Duda przemawia przed Ambasadorami RP, fot.: Marek Borawski/ KPRP

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda spotkał się w poniedziałek, 19 czerwca, z ambasadorami RP, biorącymi udział w dorocznej naradzie organizowanej przez MSZ. Przemawiając do reprezentantów Polski za granicą głowa państwa już na wstępie podkreśliła, że „dyplomaci są słuchem, mową i wzrokiem Polski poza granicami kraju,

69 lat temu, 18 czerwca 1954 roku, zmarł w Grodnie zasłużony dla miasta kapłan, społecznik i pedagog, ks. Antoni Kuryłłowicz, założyciel w Grodnie Macierzy Szkolnej, organizacji, likwidowanej w grodzie nad Niemnem dwukrotnie,  w wieku XX przez Sowietów, a w XXI przez reżim Łukaszenki.

Na kilka lat przed śmiercią, po aresztowaniu 17 lutego 1951 roku i skazaniu na łagry ks. Michała Aronowicza, wikariusza w parafii Znalezienia Krzyża Świętego (kościół pobernardyński),  ks. Antoni Kuryłłowicz był jedynym duszpasterzem dla ponad 50 tys. katolików w grodzie nad Niemnem.

Przyszły zasłużony dla Grodna kapłan urodził się w  1876 roku w miejscowości Rotnica pod Druskiennikami (obecnie  8 kilometrów na północ od granicy z Białorusią po stronie litewskiej).

W wieku dwudziestu lat  Antoni Kuryłłowicz wstąpił do seminarium duchownego w Wilnie i w cztery lata później otrzymał święcenia kapłańskie.

Początkowo pełnił funkcję wikarego w parafii przy kościele św. Rafała na Snipiszkach w Wilnie. Po śmierci dotychczasowego proboszcza spełniał zastępczo jego obowiązki. W tym czasie – do 1904 roku – udało mu się między innymi przeprowadzić gruntowny remont podupadającej już nieco świątyni.

W 1906 roku młody duchowny wyjechał do Paryża na dalsze studia teologiczne i filozoficzne. Tam też w trzy lata później w Akademii Katolickiej kierowanej przez biskupa Baudrillarta złożył pracę poświęconą „Prawu narodów podczas wojny z punktu widzenia moralnego” i otrzymał tytuł doktora filozofii scholastycznej.

Po powrocie w 1909 roku w rodzinne strony objął probostwo w Starych Trokach pod Wilnem, a rok później zaczął posługiwać w Grodnie, w kościele pobernardyńskim.

Pracę duszpasterską  kapłan godził z obowiązkami prefekta w grodzieńskich szkołach średnich. Działał też w Komitecie Obywatelskim, do którego wstąpił w czasie okupacji miasta przez Niemców podczas I wojny światowej. Jako członek Komitetu Obywatelskiego, kapłan starał się wszystkich potrzebujących otaczać opieką nie tylko materialną, ale też moralną.

 Odrestaurowanie budynku byłego klasztoru i założenie w nim szkoły

Za sprawą  księdza Kuryłłowicza odrestaurowany został doszczętne zrujnowany kompleks budynków klasztoru pobernardyńskiego. W mocne jeszcze mury klasztoru wbudowano obiekt, w którym kapłan zorganizował szkołę – ochronkę z oddziałem szewskim, krawieckim, hafciarskim i trykotażowym.

Z czasem dzięki staraniom duchownego odbudowano również sam kościół , a także gruntownie przebudowano plebanię.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w roku 1918, ksiądz Kuryłłowicz założył w Grodnie koło Macierzy Szkolnej, którego został prezesem.

1936 rok. Walny Zjazd Macierzy Szkolnej. W prezydium, pierwszy od prawej przy stole prezydialnym ks. Antoni Kuryłłowicz, fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jednym z celów oświatowej organizacji było zakładanie szkół – powszechnych, średnich, zawodowych, a także prowadzenie różnego rodzaju kursów.

Założenie szkoły oznaczało wówczas zorganizowanie jej od podstaw. Zacząć należało od znalezienia budynku i przystosowania go do potrzeb szkoły. Dopiero potem można było gromadzić wyposażenie, angażować nauczycieli. Nie było to zadanie łatwe, ale i ta działalność kapłanowi – społecznikowi nie wystarczała.

Funkcje proboszcza, prefekta i prezesa koła Macierzy duchowny godził ze stanowiskiem radnego miasta Grodna. „W tej roli odznaczał się zawsze wielką dbałością o dobro miasta i podniesienie kultury, kierując się taktem i umiarem, tak rzadkim na podobnemu stanowisku” – pisała z okazji dwudziestolecia kapłaństwa ks. Kuryłłowicza jedna z grodzieńskich gazet. Z innych przekazów wiadomo, że  kapłan rzeczywiście odznaczał się wielką tolerancją, wyrozumiałością i troską o dobro konkretnego człowieka. Były to cechy niezwykle cenne zwłaszcza w zróżnicowanym społeczeństwie kresowym, które znane było przecież duchownemu od urodzenia.

Ksiądz Antoni Kuryłłowicz ze swoimi wychowankami ze Szkoły Powszechnej nr 3 dla dziewcząt, fot.: „Magazyn Polski na uchodźstwie”

Mieszczącą się w budynku poklasztornym szkolę – ochronkę  jej założyciel przekształcił z czasem w Szkołę Powszechną nr 3 dla dziewcząt. Po transformacji placówki oświatowej duchowny objął w niej funkcję dyrektora. „Na pierwszym piętrze po obu stronach korytarza znajdowały się sale lekcyjne, gabinety dyrektora, lekarski i do nauczania fizyki, pokój nauczycielski, pomieszczenia do przechowywania pomocy naukowych, szatnia” – wspominała jedna z dawnych uczennic szkoły, dodając, że  dla  jej potrzeb przystosowano wówczas także pomieszczenia na parterze. Nie zapomniano także  o tym, by można je było wykorzystać dla potrzeb kulturalno-oświatowych.

Przy wejściu do budynku szkoły znajdowała się sala – podium. W czasie wystawiania spektakli służyła ona jako scena. Dalej leżąca aula pełniła funkcję widowni. Przylegająca do niej sala prac ręcznych z rozsuwaną ścianą zastępowała balkon,  czyli tzw. „galorkę”.  W szkolnym teatrze wystawiano bajki dla dzieci, przedstawienia patriotyczne, a także każdego roku – jasełka. Wszystkie te przedstawienia nadawały szkole wyższą rangę i zapewniały popularność. Małe aktorki, grające swoje role swobodnie, z wyczuciem i dobrą dykcją, budziły podziw nie tylko wśród szkolnych kolegów, ale także innych mieszkańców Grodna, którym poszczęściło się trafić na szkolne przedstawienie. Kostiumy, oświetlenie, muzyka i śpiew dziecięcego chóru dopełniały całości. Nad wszystkim czuwał oczywiście ksiądz dyrektor, a przedstawienia reżyserowała nauczycielka Sylwestra Bochenkówna.

Na szkolnym parterze mieściła się też biblioteka. W podwórzu, w murach dawnej kuźni, powstała sala gimnastyczna. Była ona wyposażona w nowoczesny jak na owe czasy, sprzęt do nauczania wychowania fizycznego.

Ogromny, zaniedbany plac tuż obok zamieniono w boisko. Do murów szkoły przylegał duży ogród warzywno-kwiatowy pielęgnowany przez uczennice.

Program szkolnych prac ręcznych obejmował szycie ręczne i na maszynie, wykonywanie prac z drewna, tektury, papieru, robienia na drutach i szydełkowanie. Lekcje chóru i ćwiczenia śpiewu odbywały się przy pianinie.

Do szkoły, zwanej z powodu lokalizacji „pobernadyńską”, uczęszczały nie tylko katoliczki, ale także dziewczęta wyznania prawosławnego, greko-katolickiego i mojżeszowego.

Ksiądz Kuryłłowicz wraz z podległymi mu nauczycielami starał się stworzyć atmosferę, dzięki której uczennice mogły żyć w prawdziwej zgodzie. Chyba się to udało bo, jak wspominały dawne uczennice szkoly, przy nawiązywaniu sympatii, a później  także długoletnich przyjaźni wyznawana wiara nie odgrywała dla nich najważniejszej roli.

W szkole prowadzonej przez księdza dyrektora pamiętano o dożywianiu dzieci mniej zamożnych. Codziennie wydawano im bezpłatnie mleko lub białą kawę i pieczywo. Wszystkie uczennice objęte też były stałą opieką lekarską.

Z niezwykłą starannością dobierał ksiądz dyrektor grono pedagogiczne. Duży nacisk kładł na to, by w szkole stosowane były nowe metody nauczania. Nauczyciele unikali więc werbalizmu, a pracę z dziećmi starali się opierać na konkretach i doświadczeniach, tworząc przy tym serdeczną, ciepłą i wyzwalającą atmosferę.

Prowadzona przez księdza Antoniego Kuryłłowicza szkoła istniała w Grodnie przez cały okres międzywojenny, a wśród wykładających w niej nauczycielek w pamięci dawnych uczennic zachowały się nazwiska następujących nauczycielek: panny Bochenkówny, pani Kawińskiej, pani Rogowskiej, a także Wandę Bucharewicz, Feliksę Gil-Gilewską, Felicję Hryniewicz, Zofię Olechnowicz, Joannę Szymańską, Marię Szymańską oraz Helenę Wojniczową.

Odznaczenie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i wybuch wojny

W uznaniu zasług księdza Antoniego Kuryłłowicza na polu pracy społecznej 10 listopada 1938 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki odznaczył duchownego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Niespełna rok później wybuchła, druga już w życiu duchownego, wojna światowa.

Lata 1939-1941, kiedy Grodno znalazło się w granicach ZSRR, zarówno kościół, jak i szkoła szczęśliwie przetrwały panowanie ”pierwszych sowietów”. Dla księdza Kuryłłowicza był to jednak czas szczególnie trudny. Jakby nie dość było trudności związanych z wojną, to w 1939 roku diecezja wileńska straciła biskupa. Jego obowiązki, decyzją władz kościelnych, kazano przejąć  właśnie księdzu Kuryłłowiczowi.

W czerwcu 1941 roku do miasta wkroczyli Niemcy.  W toku walk śródmieście, w tym także kościół pobernardyński i przylegająca do niego szkoła, zostały zburzone i spalone. Zniszczeniu uległy m.in. unikalne, bezcenne witraże i organy oraz wartościowe zbiory obrazów olejnych.

Szczęśliwym trafem księdzu Kuryłłowiczowi udało się tuż przed wkroczeniem Niemców kupić i zwieźć do Grodna sporą ilość drewna budowlanego, które przydało się przy odbudowie zburzonych budowli. Do pracy zaangażował m.in. Żydów – bardzo dobrych, wypróbowanych fachowców, którym wtedy Niemcy pozwalali jeszcze pracować poza gettem. Katolicki kapłan płacił im produktami żywnościowymi. Dzięki sumiennej pracy grodnian wyznania mojżeszowego praktycznie wszystkie zniszczenia zostały usunięte i kościół przetrwał.

„Nie wyjadę, dopóki ostatni parafianin nie opuści tej ziemi”

W 1944 roku dawne Kresy Wschodnie, a więc i Grodno, zostały znowu wcielone do ZSRR. Z braku księży ksiądz Antoni Kuryłłowicz pracował  w mieście sam, bez wikariuszy. Władze radzieckie wielokrotnie namawiały go do skorzystania z repatriacji i wyjazdu do Polski. Ksiądz zawsze jednak odmawiał argumentując, że wyjedzie „dopiero wtedy, gdy ostatni parafianin opuści tę ziemię”.

Popiersie ks. Antoniego Kuryłłowicza w Kościele Znalezienia Krzyża Świętego (pobernardyńskim) w Grodnie, fot.: archiwum

Napięte stosunki z władzą spowodowały serię zatrzymań, aresztowań, rewizji i obserwacji. Kiedy siostry Szarytki zostały wyrzucone ze swojego domu, ksiądz Kuryłłowicz wygospodarował dla nich miejsce na plebanii do czasu ich wyjazdu do Polski. Kiedy siostrom Nazaretankom zabrano klasztor i kościół jedyny wówczas grodzieński kapłan przygarnął także je, zapewniając warunki umożliwiające przetrwanie ciężkich czasów aż do chwili odzyskania  przez zakonnice budowli sakralnych.

W 1951 roku Antoni Kuryłłowicz ciężko zachorował i przeżył operację, po której jednak wrócił do pracy. Pomagał mu wtedy ks. Michał Aranowicz, skazany później przez Sowietów na 10 lat łagrów. Całą plebanią zajmowała się bratanica księdza Antoniego – Zofia Kuryłłowicz. Po długiej i ciężkiej chorobie ks. Antoni Kuryłłowicz zmarł w Grodnie w czerwcu 1954 roku.

Niezwykle zasłużony dla katolickiej społeczności  miasta kapłana i nie mniej zasłużony pedagog i wychowawca młodzieży został pochowany w rodzinnym grobie w Rotnicy koło Druskiennik, gdzie spoczywają również jego rodzice oraz rodzeństwo.

Za „drugich sowietów” w budynku dawnej Szkoły Powszechnej nr 3 ulokowano stację epidemiologiczną, natomiast po wybiciu się Białorusi na niepodległość nowe władze zezwoliły na wykonanie gruntownego remontu i umieszczenie w kompleksie szkolnym seminarium duchownego, o powstaniu którego w Grodnie marzył ksiądz kanonik.

Znadniemna.pl na podstawie artykułu Michała Lubaradzkiego

69 lat temu, 18 czerwca 1954 roku, zmarł w Grodnie zasłużony dla miasta kapłan, społecznik i pedagog, ks. Antoni Kuryłłowicz, założyciel w Grodnie Macierzy Szkolnej, organizacji, likwidowanej w grodzie nad Niemnem dwukrotnie,  w wieku XX przez Sowietów, a w XXI przez reżim Łukaszenki. Na kilka lat

Skip to content