HomeStandard Blog Whole Post (Page 436)

Koncert z okazji 205. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina w wykonaniu wrocławskiego zespołu instrumentalnego „Małe instrumenty” odbył się w Mińsku w Białoruskiej Państwowej Akademii Muzyki 26 lutego, na trzy dni przed rocznicą urodzin „poety fortepianu”.

Afisz koncertu

Afisz koncertu

Podczas koncertu artyści z Wrocławia zaprezentowali kompozycje wybitnego polskiego kompozytora, pochodzące z ich albumu pt. «Małe instrumenty grają Chopina».

Jak wskazuje nazwa zespołu, instrumenty, na których grają muzycy, różnią się od zwyczajnych przede wszystkim rozmiarem. Są to instrumenty malutkie z kategorii tzw. „toy piano”, przypominające bądź będące dziecięcymi zabawkami: fortepiany, klawesyny i inne.

Na scenie zespół "Małe instrumenty"

Na scenie zespół „Małe instrumenty”

koncert_1_str

Niezwykłe rozmiary instrumentów pozwalają profesjonalnym muzykom je wykorzystującym na odważne brzmieniowe eksperymenty podczas wykonywania znanych bądź mniej znanych utworów muzycznych. – Próbujemy wydobywać nietypowe dźwięki. „Toy piano” potrafi brzmieć całkiem innym dźwiękiem, niż zwykły fortepian – tłumaczył istotę eksperymentowania lider i założyciel zespołu Paweł Romańczuk.

Publiczność podczas koncertu

Publiczność podczas koncertu

W przypadku koncertu, który odbył się w Akademii Muzyki, publiczność miała okazję przekonać się, że odważnie i skutecznie eksperymentować można z każdą muzyką, również wymagającą wybitnej wirtuozerii wykonawcy – nawet z muzyką jednego z największych mistrzów muzyki fortepianowej w dziejach ludzkości, zwanego za życia „poetą fortepianu” – muzyką Fryderyka Chopina.

Zespół „Małe instrumenty” oficjalnie istnieje od 2007 roku. Został założony przez Pawła Romańczuka we Wrocławiu w roku 2006.

Grupa koncertuje w Polsce i za granicą. Nagrywa muzykę do filmów, audycji radiowych, książek mówionych – tzw. audiobooków.

Koncert „Małych instrumentów” w Białoruskiej Państwowej Akademii Muzyki odbył się dzięki wsparciu Instytutu Polskiego w Mińsku

Ludmiła Burlewicz z Mińska

Koncert z okazji 205. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina w wykonaniu wrocławskiego zespołu instrumentalnego „Małe instrumenty” odbył się w Mińsku w Białoruskiej Państwowej Akademii Muzyki 26 lutego, na trzy dni przed rocznicą urodzin „poety fortepianu”. [caption id="attachment_8670" align="alignnone" width="480"] Afisz koncertu[/caption] Podczas koncertu artyści z Wrocławia zaprezentowali kompozycje

Jerzy Krusenstern obrońca polskiego Grodna we wrześniu 1939 roku, żołnierz Armii Krajowej praprawnuk rosyjskiego admirała Adama Johanna Krusensterna, udzielił w styczniu tego roku wywiadu dla Niezależnej Telewizji Internetowej Program7.pl.

Obronca_Grodna_Jerzy_Krusenstern

Hrabia mjr Jerzy von Krusenstern, fot.:dziennikpolski24.pl

91-letni obrońca Grodna dosyć dokładnie opowiedział o dramatycznej obronie grodu nad Niemnem przed Sowietami w dniach 20-22 września 1939 roku.

W swojej relacji, urodzony w 1924 roku w Druskiennikach, Jerzy Krusenstern wspomina, że przed wybuchem wojny był harcerzem w rodzinnych Druskiennikach. Tuż po 1 września, uczestniczył wraz z kolegami harcerzami z Harcerskiej Służby Pomocniczej Korpusu Obrony Granic w organizowaniu punktu obserwacyjnego na granicy polsko-litewskiej, z którego to punktu obserwował z kolegami startujące z terenu Litwy niemieckie samoloty i meldował o nich polskiemu dowództwu wojskowemu.

Jerzy Krusenstern opowiada, że po zniszczeniu przez Niemców punktu obserwacyjnego harcerzy w Druskiennikach jego, wówczas 16-letniego harcerza, i trzech jego kolegów wezwał do Grodna komendant hufca harcerskiego w Grodnie Bruno Hlebowicz. Wytłumaczył, że w Grodnie będą bardziej potrzebni.

Harcerze z Druskiennik wsiedli na rowery i pojechali do Grodna, które szykowało się do obrony. Zostali zakwaterowani w koszarach 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich im. Stefana Batorego, opuszczonych przez żołnierzy, którzy w tym czasie walczyli z Niemcami na zachodzie Polski.

Jerzy Krusenstern w swoim wspomnieniu o obronie Grodna potwierdza wszystkie znane fakty o obronie Grodna, świadczące o bohaterstwie mieszkańców miasta, zwłaszcza – harcerzy. Wspomina między innymi o jedynym działku przeciwlotniczym, które, zanim zostało zniszczone przez Sowietów, zdążyło postrzelić dwa czołgi na moście przez Niemen. Opowiada o tym, jak grodnianie i jego rówieśnicy harcerze niszczyli czołgi za pomocą butelek z mieszanką benzyny i nafty, gdyż taka właśnie mieszanka płynów łatwopalnych była najbardziej skuteczna w podpalaniu silników sowieckich czołgów. Świadek wydarzeń sprzed ponad 75 lat wspomina też o zbrodni Sowietów na trzynastoletnim Tadku Jasińskim, przywiązanym do pancerza czołgu i wożonym po ulicach miasta jako żywa tarcza.

Z relacji Jerzego Krusensterna dowiadujemy się też o sowieckich agentach komunistycznych pochodzenia żydowskiego, którzy, czekając na przyjście Sowietów, strzelali w plecy obrońców Grodna. Jerzy Krusenstern bardzo dokładnie opisuje jak wyglądały egzekucje na obrońcach Grodna po zajęciu miasta przez Sowietów. Mówi, że młodzież łapano na ulicach i na miejscu rozstrzeliwano, gdyż według Sowietów to właśnie młodzi grodnianie stanowili trzon obrońców Grodna. Nie brano do niewoli także nielicznych wówczas polskich żołnierzy. Byli mordowani na miejscu, tak jak generał Józef Olszyna-Wilczyński, który był prawdopodobnie pierwszym najwyższym oficerem polskim, którego Sowieci zamordowali bez śledztwa, sądu i wyroku.

Po zdobyciu Grodna przez Sowietów

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Hrabia mjr Jerzy von Krusenstern, fot.:akrzeszow.pl

Po wydostaniu się z okupowanego przez Sowietów Grodna, jego 16-letni obrońca wrócił do rodzinnych Druskiennik. Tam też urządzono łapankę na młodzież. Jerzemu udało się uniknąć schwytania. Był jednak wciąż zagrożony, jako harcerz i obrońca Grodna. W wigilię Bożego Narodzenia 1939 roku przeszedł więc przez granicę sowiecko-niemiecką w okolicach Małkini i przedostał się do Warszawy.

W Warszawie dzielny obrońca Grodna zaczął działać w polskiej konspiracji. Walczył w 5. Pułku Strzelców Konnych Armii Krajowej.

Po wojnie dla takich jak Jerzy Krusenstern w komunistycznej Polsce nie było miejsca.

Wywodził się bowiem ze starego niemieckiego rodu arystokratycznego. Jego przodkowie zajmowali wiele eksponowanych stanowisk.

Prapradziadek w prostej linii admirał Adam Johann von Krusenstern (1770-1846) był wybitnym podróżnikiem, geografem i odkrywcą na dworze rosyjskiego cara.

Matka Jerzego Krusensterna z rodu O’brain De Lacy pochodziła ze starej irlandzkiej rodziny spokrewnionej z angielskim domem królewskim.

Bohater walk o polskie Grodno i niepodległą Polskę został aresztowany przez UB w 1945 roku w Tarnowie. Urząd Bezpieczeństwa nie wykrył jednak jego działalności w konspiracji i dzięki wstawiennictwu miejscowego urzędnika, z którym współpracował podczas niemieckiej okupacji, Jerzy Krtusenstern został zwolniony z aresztu.

Za namową urzędnika, który go wyzwolił, Jerzy Krtusenstern opuścił Tarnów i wyjechał do Inowrocławia, gdzie zatrudnił się w miejscowej kopalni soli, pracując jako stróż nocny i przygotowując się do studiów. Naukę podjął w Szkole Handlowej w Krakowie. Po jej ukończeniu dostał skierowanie do pracy przy budowie Nowej Huty. Przez okres życia w PRL Jerzy Krusenstern był często nękany przez służby bezpieczeństwa.

Obecnie hrabia mjr Jerzy von Krusenstern mieszka w Krakowie i działa w Okręgu Małopolska Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Pozostaje wierny przysiędze, złożonej wraz z innymi harcerzami grodzieńskimi przed 20 września 1939 roku, której tekst rozpoczynał się słowami: „Mam szczerą wolę służyć Bogu i Ojczyźnie…”

Znadniemna.pl na podstawie materiałów Niezależnej Telewizji Internetowej Program7.pl i web.archive.org

Jerzy Krusenstern obrońca polskiego Grodna we wrześniu 1939 roku, żołnierz Armii Krajowej praprawnuk rosyjskiego admirała Adama Johanna Krusensterna, udzielił w styczniu tego roku wywiadu dla Niezależnej Telewizji Internetowej Program7.pl. [caption id="attachment_8662" align="alignnone" width="480"] Hrabia mjr Jerzy von Krusenstern, fot.:dziennikpolski24.pl[/caption] 91-letni obrońca Grodna dosyć dokładnie opowiedział o dramatycznej

Anatol Radziwonik „Olech” z grupą podkomendnych nie zdecydował się po wojnie ewakuować z Nowogródczyzny, choć teren ten znalazł się w granicach Związku Sowieckiego. Żołnierze liczyli na przywrócenie Polski na Kresach Wschodnich. Jednocześnie polska partyzantka stała się samoobroną miejscowej ludności przed terrorem NKWD.

Olech_02

Los wschodniej połowy państwa polskiego został przesądzony w wyniku teherańskich, a następnie jałtańskich wyroków, które zapadły bez zgody rządu Rzeczypospolitej Polskiej i wbrew zasadom prawa międzynarodowego. W literaturze historycznej dotyczącej II wojny światowej i jej konsekwencji brak jest pozycji, która oddawałaby rzeczywisty dramat mieszkańców polskich Kresów Wschodnich. Mogłoby się wydawać, że obywatele polscy, zwłaszcza Polacy, których kilka milionów nadal mieszkało w chwili zakończenia wojny na tym terenie, przyjęli jałtańskie decyzje z pokorą i biernością. Prawda wygląda jednak zupełnie inaczej. Oderwanie połowy kraju i włączenie jej do innego, wrogiego przecież, państwa spotkało się z zaciekłym oporem mieszkańców – zwłaszcza na terenach północno-wschodnich. Przez wiele lat kontynuowano tutaj polską konspiracyjną działalność niepodległościową i toczyły się zacięte walki partyzanckie poakowskiej samoobrony z Wojskami Wewnętrznymi NKWD.

Jednym z najdłużej trwających na straconych posterunkach polskich przywódców kresowych był ppor. Anatol Radziwonik „Olech” (używał także pseudonimów „Mruk”, „Stary”, „Ojciec”). Pochodził z polskiej rodziny prawosławnej spod Wołkowyska (sam przeszedł jednak na katolicyzm). Jako absolwent seminarium nauczycielskiego pracował w szkole w Iszczołnianach w powiecie szczuczyńskim. Jeszcze przed wojną ukończył podchorążówkę, następnie awansował do stopnia podporucznika rezerwy piechoty.

W Armii Krajowej, występując pod pseudonimem „Mruk”, dowodził jedną z konspiracyjnych placówek Obwodu Szczuczyn (krypt. „Łąka”). Zimą 1944 roku przeszedł do partyzantki, gdzie dowodził plutonem w 2. kompanii w VII batalionie 77 pp AK pod komendą legendarnego por. Jana Piwnika „Ponurego”. W lipcu 1944 roku uczestniczył w marszu na północ z zadaniem udziału w operacji „Ostra Brama”. Jego jednostka nie dotarła jednak pod Wilno i dzięki temu uniknęła rozbrojenia przez wojska sowieckie. Wraz z częścią podkomendnych wymknął się bolszewikom i powrócił w ojczyste strony w powiecie szczuczyńskim. Tu włączył się ponownie do pracy konspiracyjnej AK, prowadzonej pod rozkazami kolejnych komendantów Obwodu „Łąka”: chor. Wacława Ługowskiego „Stojana”, ppor. Józefa Raubo „Zenita” i st. sierż. Anatola Urbanowicza „Lalusia”.

Zimą 1944/1945 roku ppor. „Olech” zorganizował bazę samoobrony, która wchłonęła kilka mniejszych grupek poakowskich, m.in. rozbitków z oddziału ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnara”. Wiosną z sił tych został sformowany silny oddział partyzancki, liczący blisko siedemdziesięciu żołnierzy. Głównym celem oddziału „Olecha” było zapewnienie bezpieczeństwa organizacji i ludności niezorganizowanej – likwidowano agenturę NKWD i szczególnie szkodliwych funkcjonariuszy aparatu okupacyjnego. Żołnierze „Olecha” odnosili sukcesy – rozbili m.in. trzy sowieckie samochody wojskowe oraz posterunek milicji w osadzie Toboła i uwalnili z aresztu kilkunastu więźniów.

Został, żeby walczyć

W okresie zarządzonej przez dowództwo wileńsko-nowogródzkiej AK ewakuacji żołnierzy za jałtańską granicę ppor. Radziwonik przeprowadził częściową demobilizację oddziału, sam jednak w poczuciu odpowiedzialności za ludzi i teren zdecydował się pozostać na Ziemiach Utraconych. Jak określały to dokumenty sowieckie, zamierzał „koordynować dalszą pracę podziemną”. Część jego podkomendnych wyjechała „do Polski” w transportach Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, posługując się dostarczonymi przez organizację sfałszowanymi dokumentami. Przerzut ostatniej grupy żołnierzy w listopadzie 1945 odbył się pod kontrolą operacyjną NKWD (w odjeżdżającym z Lidy pociągu aresztowano dziewięciu akowców, kilkunastu ujęto w punkcie organizacyjnym pod Lidą). Miejsce postoju „Olecha” w chutorze Dajnowszczyzna zostało 11 listopada 1945 roku otoczone przez grupę operacyjną NKWD, Radziwonik jednak zdołał się przebić; stracił przy tym dwóch ludzi, w tym adiutanta.

Podporucznik „Olech”, który po śmierci st. sierż. Anatola Urbanowicza „Lalusia” (22 maja 1945 roku) sprawował funkcję komendanta poakowskiego Obwodu Szczuczyn–Lida, zdecydował się na dalsze kierowanie tą jednostką konspiracyjną. Jego zastępcami byli: sierż. Paweł Klikiewicz „Irena” (do śmierci w walce z MWD w maju 1947 roku), a następnie ppor. Wiktor Maleńczyk „Cygan” (do maja 1949 roku). Ten ostatni, pochodzący spod Wasiliszek, został wywieziony „za pierwszego Sowieta” na Syberię. Nie zdążył do wojsk gen. Władysława Andersa i wcielono go do armii gen. Zygmunta Berlinga. Gdy przyjechał na urlop odwiedzić rodzinę, przyszło po niego NKWD. Nie zamierzał drugi raz trafić na Sybir, stawił opór, zabijając kilku funkcjonariuszy. Pozostał mu już tylko las.

Olech_01

Obwód dzielił się na placówki, nierównomiernie rozrzucone po terenie powiatów lidzkiego i szczuczyńskiego. W kilku przypadkach w skład obwodu weszły całe kompanie terenowe, pozostałe jeszcze po AK. Stan liczebny organizacji kierowanej przez ppor. Radziwonika oceniany był przez NKWD sowieckiej Białorusi w 1945 roku na około ośmiuset ludzi, w większości pozostających w konspiracji. Zapewne struktura zbudowana przez komendanta „Olecha” była jednak jeszcze liczniejsza, niż sądzili czekiści. Współczesny historyk z Białorusi, Andrzej Poczobut, szacuje siły podległe „Olechowi” na tysiąc ludzi, a jego zaplecze, tj. wszystkich współpracujących, choć niezaprzysiężonych – na kilka tysięcy. Niektóre z placówek miały patrole samoobrony, okresowo mobilizowane do działań zbrojnych. Poza siatką terenową obwód dysponował oddziałem (a właściwie zgrupowaniem) partyzanc­kim. Oprócz grupy stale przebywającej u boku komendanta „Olecha”, tworzyły go pododdziały dowodzone przez sierż. „Irenę”, ppor. „Cygana” i „Francuza” (Petera Fitza, Alzatczyka, który wcielony przez Niemców do formacji budowlanych, zbiegł w 1944 roku do lasu i dołączył do oddziałów AK). Każda z tych grup miała przydzielony odrębny rejon działania („Irena” – centralną część powiatu szczuczyńskiego, „Cygan” – rejon Wasiliszek i Wawiórki, „Francuz” – okolice Nowego Dworu i Zabłocia).

Nie tylko Polacy

W szeregach konspiracji i partyzantki dowodzonej przez „Olecha” panował prawdziwie obywatelski duch, wywodzący się z tradycji Armii Krajowej. Służyli tu obok siebie przedwojenni obywatele Rzeczypospolitej bez względu na wyznanie. W oddziałach „Olecha” walczyli także antykomuniści niebędący Polakami – pojedynczy ochotnicy narodowości ukraińskiej lub rosyjskiej. Jeden z nich, lejtnant Armii Sowieckiej o pseudonimie „Zielony” (Ukrainiec), wsławił się ogromną odwagą w walkach z NKWD. Także w pracy na rzecz organizacji siatki terenowej komendant „Olech” wykorzystywał Białorusinów i Rosjan zatrudnionych w różnych sowieckich instytucjach. Pracowało dla niego sporo urzędników sowieckiej administracji terenowej, miał „wtyczki” ponoć nawet w grodzieńskiej milicji i prokuraturze. Motywacje tych ludzi były zapewne złożone, jest jednak jasne, że stając po stronie polskich niepodległościowców, opowiadali się za wolnością – przeciwko systemowi sowieckiemu, będącemu jej zaprzeczeniem. Choć lata okupacji niemieckiej na kresach północno-wschodnich spotęgowały konflikty narodowościowe wśród zamieszkujących je społeczności, umiejętnie rozgrywane przez Sowietów, to jednak ostatni polscy niepodległościowcy okazali się zdolni do odrzucenia tego balastu przeszłości. Już sam udział nie-Polaków w tworzeniu organizacji pokazuje, że żołnierze Radziwonika nie byli, jak twierdziła propaganda bolszewicka, „zaślepionymi polskimi nacjonalistami”. Oddziały „Olecha” stykały się z antykomunistyczną partyzantką litewską, zachowując z nią poprawne stosunki. Polskie obozowisko w uroczysku Horiaczy Bór stało się nawet przez pewien czas schronieniem dla jednego z tych oddziałów.

Olech_03

Tak wspomina codzienne bytowanie oddziału „Olecha” jeden z nielicznych, ocalałych żołnierzy, Witold Wróblewski „Dzięcioł”: „Mieliśmy takie jedno ulubione i względnie bezpieczne miejsce – polanę Horiaczy Bór. Było to trudno dostępne uroczysko, położone w głębi rozległych, nadniemeńskich borów. […] Dzień rozpoczynała pobudka, wkrótce stawaliśmy w szeregach, z bronią w ręku do modlitwy porannej pod krzyżem na polanie. W dalszej kolejności zajmowaliśmy się czyszczeniem broni. Często po obiedzie odbywały się ćwiczenia taktyczne. […] Przez cały czas pełniliśmy służbę wartowniczą. Żołnierze na posterunkach zmieniali się co dwie godziny. Komendant sprawdzał, czy partyzanci pełnią tę służbę z wystarczającą czujnością. Był też czas na odpoczynek. […] Zawsze wymagano od nas odpowiedniej dyscypliny, zachowania spokoju i nadziei w najbardziej krytycznej sytuacji. Każdy dzień kończyła wspólna modlitwa wieczorna na polanie przed krzyżem”.

Organizacja zbudowana przez „Olecha” nie miała żadnego kontaktu z kierownictwem polskiego podziemia niepodległościowego za jałtańską granicą. Utrzymywała natomiast kontakty z poakowskimi ośrodkami konspiracyjnymi w powiatach grodzieńskim i wołkowyskim, a także z kilkoma luźnymi polskimi oddziałami partyzanckimi, głównie z powiatu (według sowieckiego nazewnictwa: rejonu) lidzkiego, dowodzonymi przez Jana Bukatkę i Michała Durysa.

Ukarać Sowietów dla przykładu

Działalność organizacji „Olecha” miała dwa wymiary. W perspektywie spodziewanego konfliktu wolnego świata z blokiem sowieckim wydawało się, że polska zbrojna obecność na Ziemiach Utraconych ma znaczenie zasadnicze. Sam „Olech” w rozmowach z podkomendnymi podkreślał, że nadal są oni wojskiem polskim w konspiracji, że w momencie przełomowym oni będą przywracać tu Polskę. Z drugiej strony partyzantka miała zadania i cele doraźne. Była samoobroną miejscowego społeczeństwa przed terrorem NKWD, nadużyciami i bezprawiem przedstawicieli władz sowieckich. Szczególnie surowo zwalczano pracowników administracji okrutnie odnoszących się do ludności. Konsekwentnie likwidowano agenturę NKWD, której działalność stwarzała sowieckim siłom bezpieczeństwa podstawę do działań represyjnych wobec ludności cywilnej. Zdobywano też środki materialne potrzebne do finansowania pracy organizacji (m.in. podczas akcji na agencje bankowe w Nowym Dworze i Wasiliszkach). Wspomniany „Dzięcioł” tak charakteryzuje działania prowadzone przez oddział: „Organizowaliśmy zamachy na różnych [sowieckich] naganiaczy, agitatorów, funkcjonariuszy partyjnych, którzy zapędzali ludzi do kołchozów. Niszczyliśmy pierwsze urządzenia kołchozowe. Broniliśmy ludzi przed grabieżą ich ojcowizny, przed sowieckim niewolnictwem”. Józef Berdowski „Ziuk” dodaje: „Niestety czasami akcje nasze były bardzo surowe. Trzeba [było] mocno ukarać, czasem dla przykładu, i dla zastraszenia. Ale innej rady nie było. Albo walka, albo nic. Byliśmy w warunkach bardzo trudnych, było nas niewielu. Terror ze strony władz sowieckich był szalony. […] Dzięki naszej samoobronie to się jakoś łagodziło”.

Olech_05
„Olech” starał się także podtrzymywać na duchu mieszkańców powiatów szczuczyńskiego i lidzkiego. W bazie oddziału znajdował się odbiornik radiowy z anteną umocowaną na sośnie. Dzięki niemu partyzanci mieli dostęp do informacji przekazywanych przez polskojęzyczne rozgłośnie funkcjonujące w wolnym świecie. Upowszechniano je wśród członków organizacji i ludności za pośrednictwem gazetki „Świteź”. Ponadto sporządzano okolicznościowe ulotki i proklamacje, pozostawiane w terenie m.in. po wykonanych akcjach. Informowano w nich, dlaczego w stosunku do szczególnie szkodliwych, nieludzkich pracowników sowieckiego aparatu okupacyjnego są podejmowane akcje odwetowe. Z reguły czyniono tak po zlikwidowaniu jakiegoś bolszewickiego „asa”.

Mimo skrajnie trudnych warunków organizacja polska w powiatach szczuczyńskim i lidzkim przez pierwsze cztery lata po wojnie, dzięki poparciu ludności, trzymała się całkiem nieźle. Szef NKWD obwodu grodzieńskiego w jednym z raportów pisał do sekretarza Obwodowego Komitetu Komunistycznej Partii (bolszewików) Białorusi w Grodnie, Sergiusza Prytyckiego: „Członkowie bandy »Olecha« od 1945 r. do czerwca 1946 r. dokonali na terytorium rejonów wołkowyskiego, lidzkiego, żołudzkiego, szczuczyńskiego, wasiliskiego i raduńskiego 115 aktów terrorystycznych, które dotknęły miejscową ludność [donosicieli, agentów i sowieckich współpracowników – przyp. KK] oraz aktyw [sowiecki]”. Andrzej Poczobut ocenia, że „jeszcze w 1948 r. na terenie rejonów lidzkiego i szczuczyńskiego (obłasti grodzieńskiej) faktycznie panowała dwuwładza. W dzień rządzili komuniści, w nocy – partyzanci”.

Witold Wróblewski wspomina: „Kiedy wstępowaliśmy do jakiejś chaty, nie pytaliśmy, czy gospodarz jest Polakiem, Białorusinem czy »tutejszym«, czy rodzina jest katolicka czy prawosławna. Było to dla nas obojętne. Wszyscy mieszkańcy byli gościnni – i przyjmowali nas – jak to się mówi – czym chata bogata. System sowiecki był tak absurdalny i zbrodniczy, że nikt z nas nie wierzył w jego trwałość. Byliśmy przekonani, że prędzej czy później runie cały porządek komunistyczny w Europie, a ziemie kresowe powrócą do wolnej i niepodległej Polski. Co więcej, wierzyła w to znaczna część ludności – katolickiej i prawosławnej. Ciężkie przeżycia wojenne oraz nowe przejawy sowieckiej przemocy jeszcze bardziej utrwalały tę nadzieję”.

Walka z kołchozami

Największe nasilenie wystąpień zbrojnych oddziałów podlegających „Olechowi” przypada na drugą połowę 1948 roku. Podjęły one wówczas szeroko zakrojoną akcję przeciwko kolektywizacji przeprowadzanej przez administrację sowiecką. Zniszczono kilkanaście organizujących się kołchozów, likwidując jednocześnie najbardziej szkodliwych aktywistów sowieckich. Działania te zahamowały pierwszą fazę kolektywizacji na terenie objętym działalnością „Olecha”. Dopiero po całkowitym zlikwidowaniu zorganizowanej polskiej partyzantki udało się władzom sowiec­kim zapędzić ludność do kołchozów, zmuszając ją do tego rujnującymi podatkami i obowiązkowymi dostawami.

10 września 1948 roku grupa „Cygana” rozbiła urząd pocztowy w Wawiórce. Trzy dni wcześniej grupa „Francuza” zlikwidowała nowo utworzony kołchoz im. Klimienta Woroszyłowa (gmina Nowy Dwór), przy czym wykonano wyroki śmierci na szczególnie szkodliwych, znienawidzonych przez ludność, aktywistach sowieckich. Nocą z 10 na 11 listopada grupa „Cygana” spaliła wielki wzorcowy kołchoz im. Stalina w Kulbaczynie, niszcząc budynki, obory z inwentarzem i sterty ze zbiorami. Rozbito piętnastoosobowy posterunek NKWD ochraniający obiekt. 15 grudnia w Papierni (rejon lidzki) zlikwidowano oficera NKWD Iwana Strelnikowa, a 14 lutego 1949 roku – oficera NKWD Iwana Noskowa. Wcześniej, 20 stycznia, partyzancki patrol zniszczył mleczarnię kontyngentową (czyli taką, do której ludzie z odległych nawet wiosek musieli dostarczać mleko według wygórowanych limitów) pod Ostryną i zlikwidował funkcjonariusza administracji za to, że ten źle traktował miejscową ludność. Nie znamy dokładnej daty akcji wykonanej w 1948 roku, polegającej na ujęciu dwóch urzędników sowieckich określanych przez ludność jako „instruktorzy przysłani z Moskwy”, odznaczających się bezlitosnym stosunkiem do chłopów. Powieszono ich na słupach telegraficznych przy drodze do Szczuczyna – na postrach dla innych nadgorliwych pracowników aparatu sowieckiego.

Olech_04

Zimą 1949 roku siły bezpieczeństwa Związku Sowieckiego przystąpiły do ostatecznej rozprawy z oddziałami „Olecha”. Rozpoczęła się seria obław i operacji poprzedzonych pracą agentów. Użyto olbrzymich sił Wojsk Wewnętrznych NKWD. Rejony, w których agentura lokalizowała obecność grup partyzanckich, były otaczane kilkakrotnymi pierścieniami wojsk NKWD i dokładnie penetrowane. Szanse na wydostanie się z takich kotłów były minimalne.

Z 19 na 20 marca 1949 roku w zasadzkę zorganizowaną przez Grupę Operacyjną Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (MGB) sowieckiej Białorusi we wsi Lebiodki (rej. Wasiliszki) wpadł ppor. Witold Maleńczyk „Cygan”. Zginął w czasie walki, a w ręce bolszewików dostał się wówczas partyzant Franciszek Krupowicz „Smok”. Również w marcu grupa operacyjna NKWD i MWD z Grodna zaatakowała bazę oddziału „Olecha” w uroczysku Horiaczy Bór, w której znajdował się wówczas jedynie patrol Petera Fitza „Francuza”. Oprócz niego polegli partyzanci: Mikołaj Jurasow, Anatol Żuk i Aleksander Łebedowicz, a ciężko rannego Antoniego Daszkiewicza „Czaropkę” czekiści wzięli żywcem.

Komendant „Olech” ze swym oddziałem coraz częściej obozował w lasach – nie zachodził do wsi i chutorów, chcąc w ten sposób uchronić ludność od represji sowieckich.

24 kwietnia 1949 roku grupa operacyjna NKWD przeprowadziła operację przeciwko oddziałowi ppor. „Olecha”, kwaterującemu w lesie nad Lebiodą w pobliżu wsi Stankiewicze (której mieszkańcy wspomagali partyzantów). „Olech”, mający wówczas ze sobą siedemnastu żołnierzy, zdołał wyrwać się z okrążenia, tracąc jednego poległego (Wacław Szturma „Doktor” ze wsi Wołoka); ranny Witold Wróblewski „Dzięcioł” zdołał się wycofać. Następnego dnia podczas operacji prowadzonej w Niecieczy czekiści zamordowali Jadwigę Kuczurę, siostrę akowca poległego w jednej z wcześniejszych walk (zastrzelono ją jakoby podczas próby ucieczki).

W kleszczach NKWD

Dwa tygodnie później, 12 maja, w trakcie kolejnej operacji sowieckiej, do której użyto znacznych sił 284. pułku MWD kwaterującego w Grodnie, okrążono oddział „Olecha” obozujący nad Niewiszą pod wsią Raczkowszczyzna. Tym razem oddział został rozbity i zlikwidowany. Podczas desperackiej próby przebicia się przez pierścień obławy blokujący teren operacji poległo kilku partyzantów, wśród nich – ostrzeliwujący się do końca – komendant „Olech” (wraz z nim zginęli też partyzanci „Przybysz” i „Bolek”). W ręce Sowietów wpadli ranni Zygmunt Olechnowicz „Zygma” – adiutant komendanta, Witold Wróblewski „Dzięcioł” i jego siostra, łączniczka Genowefa Wróblewska. Pościg za rozbitym oddziałem był kontynuowany jeszcze przez kilka kolejnych dni. 14 maja 1949 roku podczas starcia w lesie koło Rudy Lipiczańskiej polegli partyzanci „Mściciel” i „Jasiuk”.

Schwytani żołnierze „Olecha” zostali skazani na 25 lat łagru. „Zygma” po zwolnieniu z obozu w 1964 roku powrócił do Lidy, skąd zamierzał wyjechać do rodziny w Polsce. Zniknął jednak bez śladu. Dopiero niedawno wyjaśniło się, że nie pozwolono mu na opuszczenie Związku Sowieckiego i zamknięto go w psychuszce (rodzina poszukiwała go przez lata).

Choć kilku partyzantów zdołało się wyrwać z obławy, sukces NKWD był całkowity – polskiemu podziemiu zadano definitywny cios, pozbawiając go ośrodka dowódczego. Ani oddział partyzancki, ani dowództwo obwodu nie zostały już odbudowane. Z okrążenia pod Raczkowszczyzną wydostał się jeden z dowódców pododdziałów, Wacław Szwarobowicz „Kiepura”. Przez kilka kolejnych miesięcy działał z kilkoma już tylko towarzyszami broni. 29 października 1949 roku NKWD zlokalizował go w jednej z wiosek pod Wasiliszkami. „Kiepura” poległ podczas próby przebicia się – wraz z partyzantem Bronisławem Gławnickim „Lisem” oraz członkiem siatki, Markiewiczem. Podczas starcia zdążył zastrzelić sierżanta Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

27 sierpnia 1949 roku sowiecka grupa operacyjna rozbiła w Łozanach k. Toboły patrol partyzancki dowodzony przez Białowąsa (jego podkomendni mieli na swym koncie spalenie spółdzielni w Tobole i w zastrzelenie w Jamontach kilku osób zachęcających ludzi do zapisania się do kołchozu).

Operacjom przeciwko ostatnim grupkom partyzanckim wywodzącym się z oddziału „Olecha” towarzyszyły masowe aresztowania w polskich wioskach podejrzanych o nastawienie antysowiec­kie i wspomaganie „band”. Sowieckie służby specjalne aresztowały 279 żołnierzy konspiracji Obwodu 49/76, których oskarżono o „terroryzm, rabunki i pomoc partyzantom”. W Stankiewiczach aresztowano np. trzydzieści osób, które oskarżono o udzielanie pomocy „Olechowi”. Tamtejsza placówka AK została rozbita, a jej komendant, Roman Kulesza „Andrzej”, wpadł w ręce NKWD.

Natalia Rybak, badaczka z Białorusi, wymienia także działające na Nowogródczyźnie, zlikwidowane w końcu lat czterdziestych, polskie grupy zbrojne Antoniego Łojki „Bałaja” (rejon żołudzki) i Stanisława Tankiewicza (rejony Wasiliszki i Sobakińce). Zapewne one także były pozostałością po strukturach podlegających komendantowi „Olechowi”.

Sowiecka bezpieka w ciągu 1949 roku złamała zorganizowany polski opór w rejonach szczuczyńskim i lidzkim. Komendy Obwodu Szczuczyn–Lida nie udało się już odbudować, większość placówek rozbiły aresztowania, oddziały partyzanckie wykruszyły się w czasie walk i potyczek. Polski opór tlił się tutaj jeszcze przez kilka lat, lecz nie miał już zorganizowanego charakteru. Działały już tylko kilku-, a nawet kilkunastoosobowe grupki partyzanckie, wybijane przez kolejne obławy i operacje NKWD. Później opór stawiali jeszcze pojedynczy partyzanci, kryjący się z bronią w ręku przez kilka dalszych lat.

Dowodzony przez ppor. Anatola Radziwonika „Olecha” Obwód Szczuczyn–Lida był największą, ale niejedyną polską strukturą niepodległościową na ziemi nowogródzkiej w latach 1945–1949. Działało tam kilkadziesiąt oddziałów i grup leśnych oraz struktur konspiracyjnych, trwających często jeszcze do początku lat pięćdziesiątych. Historia każdej z nich – to świadectwo wierności społeczeństwa kresowego wobec Polski i jego przywiązania do wolności.

dr Kazimierz Krajewski – historyk,
kierownik Referatu Badań Naukowych
Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN
w Warszawie, prezes Nowogródzkiego
Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK

Znadniemna.pl/Artykuł pochodzi z numeru 2/2015 miesięcznika „Pamięć.pl”

Anatol Radziwonik "Olech" z grupą podkomendnych nie zdecydował się po wojnie ewakuować z Nowogródczyzny, choć teren ten znalazł się w granicach Związku Sowieckiego. Żołnierze liczyli na przywrócenie Polski na Kresach Wschodnich. Jednocześnie polska partyzantka stała się samoobroną miejscowej ludności przed terrorem NKWD. Los wschodniej połowy państwa

Przewodnicząca Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys została dzisiaj, 27 lutego, przesłuchana przez śledczego Departamentu Dochodzeń Finansowych Komitetu Kontroli Państwowej Białorusi.

Andżelika Borys po przesłuchaniu udziela informacji dziennikarzom w towarzystwie prezesa ZPB Mieczysława Jaśkiewicza

Andżelika Borys po przesłuchaniu udziela informacji dziennikarzom w towarzystwie prezesa ZPB Mieczysława Jaśkiewicza

Jak powiedziała po przesłuchaniu na konferencji prasowej działaczka ZPB większość pytań śledczego dotyczyła działalności niezależnego ZPB. Śledczy, powołując się na informację z Ministerstwa Sprawiedliwości Białorusi stwierdził, że Andżelika Borys nie może tytułować się przewodniczącą Rady Naczelnej ZPB, a Mieczysław Jaśkiewicz – prezesem ZPB, gdyż na Białorusi istnieje organizacja o takiej nazwie, kierowana przez inne osoby.

Na razie przeciwko Andżelice Borys i Mieczysławowi Jaśkiewiczowi nie zostało wszczęte formalne postępowanie karne bądź administracyjne.

– Komitetowi Kontroli Państwowej zlecono prawdopodobnie zebranie dowodów na to, że niezależny Związek Polaków prowadzi aktywną działalność nie mając do tego prawa, jako organizacja niezarejestrowana w białoruskim Ministerstwie Sprawiedliwości – przypuszcza Andżelika Borys.

To, że zajmuje się tym Komitet Kontroli Państwowej tłumaczy się natomiast tym, że do tej właśnie instytucji zostały przekazane skonfiskowane Andżelice Borys przez białoruskich celników na granicy projekty umów o współpracy ZPB z partnerami w Polsce. – Projekty te nie zostały podpisane, więc nie mogą być dowodem na otrzymanie pomocy finansowej z Polski – tłumaczy Borys. Według niej brak dowodów na to spowodował, że Komitet Kontroli Państwowej zaczął wzywać na przesłuchania nauczycieli języka polskiego, aby te potwierdzili, że pomoc z Polski do niezależnego ZPB jednak płynie.

Trudno powiedzieć jakie będą konsekwencje działań, prowadzonych przez Komitet Kontroli Państwowej Białorusi. – W przypadku najczarniejszego scenariusza może zostać wszczęta sprawa karna za działalność w imieniu niezarejestrowanej organizacji, na dodatek finansowanej zza granicy, przeciwko czołowym działaczom ZPB – przypuszcza Andżelika Borys. Odpowiedzialność za powyższą „zbrodnię” przewiduje nawet pozbawienie wolności do dwóch lat.

Czołowi działacze ZPB to sama przesłuchana, pełniąca funkcję przewodniczącej Rady Naczelnej ZPB, Mieczysław Jaśkiewicz, prezes Zarządu Głównego ZPB, wiceprezes ZG ZPB Helena Dubowska oraz inni aktywni działacze organizacji.

Znadniemna.pl

Przewodnicząca Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys została dzisiaj, 27 lutego, przesłuchana przez śledczego Departamentu Dochodzeń Finansowych Komitetu Kontroli Państwowej Białorusi. [caption id="attachment_8646" align="alignnone" width="480"] Andżelika Borys po przesłuchaniu udziela informacji dziennikarzom w towarzystwie prezesa ZPB Mieczysława Jaśkiewicza[/caption] Jak powiedziała po przesłuchaniu na konferencji prasowej

Medale Pro Patria wręczył w czwartek, 26 lutego, w Grodnie miejscowym kombatantom Armii Krajowej, łagiernikom i Sybirakom minister Jan Stanisław Ciechanowski – szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (UdSKiOR).

medale

Uroczystość wręczenia odznaczeń odbyła się w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie. W sali konsulatu w obecności pracowników placówki dyplomatycznej, którym przewodził konsul RP w Grodnie Zbigniew Pruchniak i kierownictwa Związku Polaków na Białorusi na czele z prezesem Mieczysławem Jaśkiewiczem, szef UdSKiOR – w asyście swoich współpracowników Moniki Lelejko, dyrektor Biura Szefa UdSKiOR i Jana Sroki, naczelnika Wydziału Zagranicznego UdSKiOR – wręczył odznaczenia Pro Patria członkom działających przy ZPB Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej oraz Stowarzyszenia Polaków – Ofiar Represji Politycznych.

Bohaterowie uroczystości

Bohaterowie uroczystości

bohaterowie_uroczystosci_1

Minister Ciechanowski wita bohaterów uroczystości

Minister Ciechanowski wita bohaterów uroczystości

Zwracając się do bohaterów uroczystości minister Ciechanowski dziękował im za wytrwanie w polskości mimo warunków, w których przyszło im dawać świadectwo patriotyzmu – zarówno w najcięższych czasach okupacji niemieckiej i terroru stalinowskiego, jak i w czasach późniejszych, kiedy ich postawa patriotyczna nie mogła być doceniona przez władze ZSRR, ani nie była szanowana przez władze zależnej od Moskwy PRL.

Minister Ciechanowski dekoruje medalem Pro Patria Edmunda Lebiedzia, łagiernika z Hoży

Minister Ciechanowski dekoruje medalem Pro Patria Edmunda Lebiedzia, łagiernika z Hoży

– Wasz patriotyzm, wasza polskość to polskość ze stali i tak ją postrzegamy w kraju. To wy jesteście świadkami walki i męczeństwa narodu polskiego. To wam należą się najgłębsze wyrazy uznania za zachowanie i przekazywanie etosu polskości kolejnym pokoleniom Polaków – mówił Jan Stanisław Ciechanowski.

Jan Stanisław Ciechanowski przemawia do bohaterów uroczystości

Jan Stanisław Ciechanowski przemawia do bohaterów uroczystości

przemawia_minister_1

Spotkanie z szefem UdSKiOR stało się okazją do zgłoszenia uwag i oczekiwań na temat doskonalenia pracy urzędu. Zrobiły to Weronika Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi i Halina Jakołcewicz, szefowa Stowarzyszenia Polaków – Ofiar Represji Politycznych.

Przemawia Weronika Sebastianowicz

Przemawia Weronika Sebastianowicz

Przemawia Halina Jakołcewicz

Przemawia Halina Jakołcewicz

Minister Ciechanowski podziękował za zgłoszone uwagi i zachęcił do bardziej aktywnego korzystania z pomocy, rozdzielanej przez UdSKiOR wśród mieszkających na Białorusi kombatantów i ofiar represji politycznych.

– Proszę pamiętać, że środki, które posiadamy są przeznaczone dla was. Nie traktujcie tej pomocy, nie daj Boże, jako jałmużny. Jest to zaledwie mały ułamek tego, co jesteśmy wam winni i czym możemy was wesprzeć za waszą postawę i wasz wkład w budowanie wolnej, silnej i niepodległej Polski – zaznaczył minister.

Po uroczystości wręczenia odznaczeń Pro Patria w konsulacie minister Ciechanowski pragnął osobiście odwiedzić jednego z nieobecnych na uroczystości ze względu na stan zdrowia – ostatniego z żyjących obrońców polskiego Grodna we wrzesniu 1939 roku, byłego żołnierza Armii Krajowej, 94-letniego Kazimierza Tumińskiego.

Na powitanie bohatera minister Ciechanowski wręcza Kazimierzowi Tumińskiemu statuetkę orła

Na powitanie bohatera minister Ciechanowski wręcza Kazimierzowi Tumińskiemu statuetkę orła

Porucznika Tumińskiego delegacja UdSKiOR zastała w domu. Dzielny obrońca Grodna niestety nie mógł wstać z łóżka. Wykazał się jednak niesamowitą jasnością umysłu, dziękując ministrowi oraz innym przybyłym za pamięć i osobiste odwiedziny. Na prośbę bohatera jego małżonka wyjęła z szafy i zademonstrowała przechowywany, jako najcenniejsza relikwia, polski mundur wojskowy.

Małżonka Kazimierza Tumińskiego na jego prośbę demonstruje polski mundur wojskowy męża

Małżonka Kazimierza Tumińskiego na jego prośbę demonstruje polski mundur wojskowy męża

Minister Ciechanowski gratuluje Kazimierzowi Tumińskiemu odznaczenia i obiecuje, że spotkają się na 95-leciu bohatera

Minister Ciechanowski gratuluje Kazimierzowi Tumińskiemu odznaczenia i obiecuje, że spotkają się na 95-leciu bohatera

Minister Ciechanowski w obecności małżonki Kazimierza Tumińskiego, przedstawicieli Konsulatu Generalnego RP w Grodnie, swoich współpracowników oraz działaczy ZPB osobiście udekorował schorowanego żołnierza medalem Pro Patria i ze szczerym wzruszeniem słuchał słów podziękowania za to, że Polska nie zapomina o Polakach, którym przyszło urodzić się w Polsce, bronić jej z bronią w ręku, aż wreszcie, nie opuszczając ziemi ojczystej, spędzić resztę życia poza granicami Polski.

Wzruszony wizytą Kazimierz Tumiński

Wzruszony wizytą Kazimierz Tumiński

Zakończyła się wizyta szefa UdSKiOR w Grodnie wspólną modlitwą z miejscowymi Polakami w Stryjówce, przy pomniku żołnierzy Armii Krajowej, poległych tu w 1943 roku w boju z Niemcami. Spotkanie przy pomniku stało się okazją do przypomnienia o państwowych uroczystościach, które odbędą się w Warszawie 1 marca, w Narodowym Dniu Pamięci „Żołnierzy Wyklętych ”przy Grobie Nieznanego Żołnierza z udziałem prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Udział w tych uroczystościach weźmie także delegacja żołnierzy Armii Krajowej z Grodzieńszczyzny.

Jan Stanisław Ciechanowski z delegacją UdSKiOR przybył do Stryjówki

Jan Stanisław Ciechanowski z delegacją UdSKiOR przybył do Stryjówki

Wieńiec od UdSKiOR składa pod pomnikiem żołnierzy Armii Krajowej w Stryjówce Jan Sroka, naczelnik Wydziału Zagranicznego UdSKiOR

Wieńiec od UdSKiOR składa pod pomnikiem żołnierzy Armii Krajowej w Stryjówce Jan Sroka, naczelnik Wydziału Zagranicznego UdSKiOR

Wieniec od UdSKiOR składa szef urzędu Jan Stanisław Ciechanowski

Wieniec od UdSKiOR składa szef urzędu Jan Stanisław Ciechanowski

Delegacja UdSKiOR rozmawia w Stryjówce z działaczami ZPB

Delegacja UdSKiOR witana w Stryjówce przez działaczy ZPB

Pomnik żołnierzy Armii Krajowej w Stryjówce udekorowany do Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych"

Pomnik żołnierzy Armii Krajowej w Stryjówce udekorowany do Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”

Zdjęcie pamiątkowe działaczy ZPB  z szefem UdSKiOR. Od lewej: Mieczysław Jaśkiewicz, Jan Stanisław Ciechanowski i Józef Porzecki

Zdjęcie pamiątkowe działaczy ZPB z szefem UdSKiOR. Od lewej: Mieczysław Jaśkiewicz, Jan Stanisław Ciechanowski i Józef Porzecki

Za dusze wszystkich poległych na Kresach „Żołnierzy Wyklętych” zgromadzeni przy pomniku odmówili modlitwę „Anioł Pański”.

Znadniemna.pl

Medale Pro Patria wręczył w czwartek, 26 lutego, w Grodnie miejscowym kombatantom Armii Krajowej, łagiernikom i Sybirakom minister Jan Stanisław Ciechanowski - szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (UdSKiOR). Uroczystość wręczenia odznaczeń odbyła się w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie. W sali konsulatu w

Przewodnicząca Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys oraz wiceprezes organizacji Helena Dubowska mają się stawić w piątek, 27 lutego, na przesłuchanie w Departamencie Dochodzeń Finansowych Komitetu Kontroli Państwowej RB w Grodnie.

Powiestka_str

Wezwanie dostarczone Andżelice Borys

Powiestka__str_01

Funkjonariusz Komitetu dostarczył wezwania działaczkom ZPB do pracy – do firmy „Kresowia”, na której bazie działa Polska Szkoła Społeczna przy ZPB w Grodnie.

Inspektor zaznaczył, iż działaczki oświatowe mogą przyjść na przesłuchanie z adwokatem. Uwaga funkcjonariusza tłumaczy się tym, że wzywanym wcześniej na przesłuchania nauczycielkom z Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB odmawiano korzystania z usług mecenasa.

W wezwaniach, które otrzymały Andżelika Borys i Helena Dubowska, nie jest podane w związku z jakim dochodzeniem są one wzywane. W dokumencie figuruje natomiast miejsce ich zatrudnienia, czyli „Kresowia” sp. z o.o. Jak wynika z naszych informacji tematyka poprzednich przesłuchań nauczycieli z Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB owszem częściowo dotyczyła warunków ich zatrudnienia w firmie „Kresowia”, ale dodatkowo zadawano im pytania o funkcje, pełnione przez Andżelikę Borys, Mieczysława Jaśkiewicza i przez nie same w Związku Polaków na Białorusi.

– Jestem przekonana, że ta, kolejna już, fala przesłuchań współpracujących z ZPB nauczycieli ma na celu zastraszenie pedagogów – mówi Andżelika Borys. Przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB przypuszcza, że spodziewanym przez władze efektem tych zastraszeń ma być rezygnacja nauczycieli ze współpracy ze Związkiem Polaków. – Już niejednokrotnie słyszałam od nauczycieli, że administracja placówek oświatowych, w których wykładają, ostrzegała przed kontaktami ze mną, gdyż, jak mówiono, dla działalności oświatowej jestem na Białorusi „osobą non grata” – zaznacza działaczka ZPB.

Andżelika Borys zapewnia, że stawi się na wezwanie inspektora Departamentu Dochodzeń Finansowych Komitetu Kontroli Państwowej RB w Grodnie. – Oczywiście będę nalegała na umożliwieniu mi korzystania z pomocy adwokata, gdyż mam podstawy podejrzewać, że wezwanie mnie wcale nie ma na celu wyjaśnienie wątpliwości państwa białoruskiego, związanych z działalnością „Kresowii”. Obawiam się, że jest to element kampanii skierowanej przeciwko środowisku Polaków, zrzeszonych w niezależnym Związku Polaków na Białorusi – podkreśla Borys.

Znadniemna.pl

Przewodnicząca Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys oraz wiceprezes organizacji Helena Dubowska mają się stawić w piątek, 27 lutego, na przesłuchanie w Departamencie Dochodzeń Finansowych Komitetu Kontroli Państwowej RB w Grodnie. [caption id="attachment_8612" align="alignnone" width="480"] Wezwanie dostarczone Andżelice Borys[/caption] Funkjonariusz Komitetu dostarczył wezwania działaczkom ZPB

Grodnianie odwiedzający Białystok już wkrótce będą mogli zobaczyć na jednej z ulic stolicy Podlasia tabliczki z nazwą, nawiązującą do bohaterstwa mieszkańców Grodna, broniących swego rodzinnego miasta i polskiej Ojczyzny przed Sowietami we wrześniu 1939 roku.

Ulica_Orlat_Grodzienskich

Fragment ulicy Orląt Grodzieńskich w Białymstoku, fot.: Agencja Gazeta

Decyzję o nadaniu jednej z ulic Białegostoku nazwy Orląt Grodnieńskich uchwaliła 23 lutego Rada Miasta Białystok. Ulica, upamiętniająca obrońców Grodna ze szczególnym uwzględnieniem ofiary złożonej przez najmłodszych mieszkańców grodu nad Niemnem, połączy ulicę Transportową z ulicą Kazimierza Pułaskiego.

„Orląt Grodzieńskich”, to ostateczna zatwierdzona przez radnych Białegostoku redakcja nazwy nowej ulicy w stolicy Podlasia. Pierwotnie proponowano upamiętnić bohaterstwo grodnian w nazwie brzmiącej bardziej ogólnie – „Obrońców Grodna”. Przed decydującym posiedzeniem Rady Miasta Białystok postanowiono jednak szczególnie uwzględnić w nazwie nowej ulicy ofiarę i patriotyzm najmłodszych mieszkańców przedwojennego Grodna.

Tę myśl radni zawarli w uzasadnieniu do podjętej decyzji: „Jednym z najbardziej wzruszających elementów polskiej tradycji patriotycznej jest umiłowanie wolności i bohaterstwo najmłodszych obrońców Ojczyzny. Poczesne miejsce w symbolice narodowej zyskały Orlęta Lwowskie i Mali Powstańcy Warszawscy. W cieniu zapomnienia pozostają jednak ich rówieśnicy, uczestniczący w desperackiej obronie Grodna przed sowieckimi agresorami w roku 1939. Orlęta Grodzieńskie wciąż czekają na godne upamiętnienie swojego poświęcenia”.

Przypomnijmy, że w dniach 20-22 września 1939 roku polskiego Grodna przed sowieckim agresorem bronili obok nielicznych żołnierzy polskich, policjantów i dorosłych cywilów – nieletni grodzieńscy harcerze. To były mający po kilkanaście lat dzieci. Z butelkami z benzyną desperacko atakowały one sowieckie czołgi, które niosły ich rodzinnemu miastu zniszczenia, a bliskim – ból i cierpienia. To te dzieci, jak chociażby trzynastoletniego Tadzika Jasińskiego, sowieccy czołgiści wykorzystywali jako żywą tarczę, przywiązując do pancerza śmiercionośnej maszyny i wożąc po ulicach miasta.

Jako grodnianie, Polacy mieszkający na Białorusi – bądźmy wdzięczni mieszkańcom Białegostoku i reprezentującym ich radnym za pamięć o obrońcach Grodna we wrześniu 1939 roku!

Znadniemna.pl

Grodnianie odwiedzający Białystok już wkrótce będą mogli zobaczyć na jednej z ulic stolicy Podlasia tabliczki z nazwą, nawiązującą do bohaterstwa mieszkańców Grodna, broniących swego rodzinnego miasta i polskiej Ojczyzny przed Sowietami we wrześniu 1939 roku. [caption id="attachment_8608" align="alignnone" width="480"] Fragment ulicy Orląt Grodzieńskich w Białymstoku, fot.:

Rusza III edycja popularnego wśród młodzieży polskiego pochodzenia w Europie Konkursu literackiego im. Marii Danilewicz Zielińskiej „Słowo i tożsamość”. Jak informują organizatorzy konkursu z III Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej we Włocławku, w tym roku chcieliby oni, aby do zmagań literackich przystąpiło jak najwięcej młodych Polaków ze Wschodu, w tym z Białorusi.

konkurs_literacki_str

„Chociaż losy Marii Danilewicz Zielińskiej (polskiej badaczki literatury, bibliotekarki, emigrantki i wybitnej włocławianki – patronki konkursu) związały ją z krajami Europy Zachodniej, zwłaszcza z Anglią i Portugalią, do udziału w konkursie zapraszamy wszystkich, którzy kochają literaturę i język polski bez względu na miejsce zamieszkania” – piszą do redakcji organizatorzy konkursu: dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej (LMK) we Włocławku mgr Aneta Jaworska i jej koledzy, nauczyciele języka polskiego w LMK, mgr Małgorzata Przepiórska oraz dr Miłosz Kłobukowski.

Organizatorzy dodają, że celem konkursu jest popularyzowanie wśród młodzieży polskiego pochodzenia we wszystkich krajach Europy postawy szacunku do słowa pisanego, dzięki któremu można zachować tożsamość w ciągle zmieniającej się, płynnej rzeczywistości czasów ponowoczesnych.

„Poprzez konkurs pragniemy popularyzować czytelnictwo, promować literaturę polską i światową, a nade wszystko uświadamiać młodym ludziom, że łączność z innymi kulturami odbywać się może nie tylko poprzez modne dziś media elektroniczne, ale również za sprawą medium słowa, które przede wszystkim łączy, zbliża, uczy, bawi, czasem prowokuje do dyskusji, ale nie dzieli” – czytamy w liście organizatorów konkursu.

W tegorocznej edycji Konkursu literackiego im. Marii Danilewicz Zielińskiej „Słowo i tożsamość” organizatorzy proponują uczestnikom napisanie krótkiego opowiadania, utrzymanego w konwencji fan fiction (opowiadanie, nazywane potocznie „fanfikiem”, inspirowane przez ulubiony utwór literacki). W charakterze inspiracji do napisania „fanfiku” organizatorzy proponują wykorzystać dzieło literackie, należące do klasyki.

Konkurs adresowany jest do starszej szkolnej młodzieży zarówno z Polski jak i spoza jej granic.

Prace konkursowe należy dosłać organizatorom do końca marca tego roku, czyli do dnia 31 marca 2015r.

Regulamin konkursu oraz formularz zgłoszeniowy są do pobrania w załącznikach:

REGULAMIN KONKURSU LITERACKIEGO IM. MARII DANILEWICZ ZIELIŃSKIEJ SŁOWO I TOŻSAMOŚĆ

Formularz zgłoszeniowy

Znadniemna.pl na podstawie materiałów, dostarczonych przez dyrekcję  III Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej we Włocławku

Rusza III edycja popularnego wśród młodzieży polskiego pochodzenia w Europie Konkursu literackiego im. Marii Danilewicz Zielińskiej „Słowo i tożsamość”. Jak informują organizatorzy konkursu z III Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej we Włocławku, w tym roku chcieliby oni, aby do zmagań literackich przystąpiło jak najwięcej młodych

Z nadejściem wiosennej pogody i z okazji zbliżającego się Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” działacze Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie zaczęli sprzątanie nekropolii Żołnierzy Armii Krajowej, znajdujących się w rejonie lidzkim.

Kwatera_Nieciecz_Lida_01

Nieciecz. Kwatera żołnierzy Armii Krajowej

W miniony weekend grupa lidzkich Polaków z inicjatywy małżeństwa Ludmiły i Jana Supron postanowili posprzątać zeszłoroczne liście w kwaterze żołnierzy Armii Krajowej na cmentarzu parafialnym w Niecieczy.

W tej wojennej nekropolii spoczywają szczątki „ragnerowców”, żołnierzy I i IV batalionu 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej, poległych podczas II wojny światowej.
Powstanie kwatery żołnierzy AK na cmentarzu w Niecieczy datowane jest początkiem czerwca 1943 roku. Według opisu sporządzonego przez prezesa Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB Józefa Porzeckiego dla Katalogu miejsc polskiej pamięci narodowej na Grodzieńszczyźnie w czerwcu 1943 roku pochowano tu pierwszego poległego z oddziału „Ragnera”, sierż. Władysława Miszczuka „Ojca”.

Poległ on w zwycięskim boju z kompanią sowieckiej partyzantki pod Pacukami. W lipcu i sierpniu 1943 r. na cmentarzu spoczęli żołnierze AK, którzy polegli w boju z Niemcami pod Jamontami i Żamojdzią.

Tu również pochowano żołnierzy AK z 1 batalionu 77 pp, którzy polegli w bitwie stoczonej z Niemcami pod wsią Suchary w maju 1944 r.

Kwatera_Nieciecz_Lida

Według źródeł IPN na cmentarzu w Niecieczy spoczywa ok. 40. żołnierzy I i IV batalionu 77 pp poległych w latach 1943 – 1944. Według K. Krajewskiego, z oddziału „Ragnera” spoczywają na cmentarzu m. in. ppor. Kazimierz Popkowski „Michał”, ppor. Niewiarowski „Szpak”, Witold Sokołowski „Witek”, Wacław Brylewski „Zamry”, Aleksander Kuźmiaczenko „Szura”, kpt NN „Piećka”, Franciszek Czarnel „Gajowy”, kpr Feliks Natola „Feliks”, kpr Tadeusz Franczkowski „Ryś”, plut. Stefan Korobacz „Ściopka”, Bronisław Kozioł, Wincenty Łaniewki „Wincek”, Bolesław Olfirowicz, Aleksandra Woźniczko „Ola”, Józef Wodejko „Guzik”, dwóch braci Roczatko. Z I batalionu 77 pp AK spoczęli tu między innymi: Rudolf Budrewicz „Rudolf”, kpr Wiesław Nowocian „Jastrzębiec”, Czesław Rodziewicz „Sokół”, kpr Wojciechowski „Poprawny”, NN „Maćko”, kpr. NN „Powstaniec”, NN „Romus”, NN „Ułan”, NN „Zagłoba”.

W czasie wojny w obrębie kwatery był postawiony przez akowców wysoki drewniany krzyż z napisem:
„DLA CIEBIE POLSKO”.

Dzięki staraniom Polaków Lidy każdy, kto będzie chciał uczcić pamięć żołnierzy AK w najbliższą niedzielę 1 marca – w Narodowym Dniu Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” – na cmentarzu w Niecieczy, zastanie nekropolię we wzorowym stanie.

Irena Biernacka z Lidy

Z nadejściem wiosennej pogody i z okazji zbliżającego się Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" działacze Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie zaczęli sprzątanie nekropolii Żołnierzy Armii Krajowej, znajdujących się w rejonie lidzkim. [caption id="attachment_8590" align="alignnone" width="480"] Nieciecz. Kwatera żołnierzy Armii Krajowej[/caption] W miniony weekend grupa lidzkich

Prezentujemy Państwu kolejnego bohatera naszej rubryki – żołnierza 77. Pułku Piechoty Wacława Trusiło.

O swoim dziadku opowiedział redakcji mieszkający w Lidzie Jerzy Trusiło.

Oto, czego dowiedzieliśmy się na temat bohatera:

Wacław Trusiło, jako żołnierz 77. Pułku Piechoty

Wacław Trusiło jako żołnierz 77. Pułku Piechoty

WACŁAW TRUSIŁO urodził się 1 kwietnia 1908 roku w zaścianku Dylewo (przed wojną w województwie nowogródzkim, powiecie lidzkim, gminie wiejskiej Myto, obecnie – w rejonie lidzkim obwodu grodzieńskiego).

Zasadniczą służbę wojskową Wacław Trusiło odbył w połowie lat 30. minionego stulecia w Nowej Wilejce, gdzie stacjonował 77. Pułk Piechoty, kontynuujący tradycje Kowieńskiego Pułku Strzelców.

Do rodzimej jednostki został też zmobilizowany przed wybuchem II wojny światowej. 77. Pułk Piechoty walczył w kampanii wrześniowej 1939 roku w składzie 19. Dywizji Piechoty, która wchodziła z kolei w skład Armii „Prusy” dowodzonej przez generała Stefana Dąb-Biernackiego.

W starciu z przewyższającymi siłami armii niemieckiej jednostka Wacława Trusiło uległa rozbiciu i wycofała się w kierunku Brześcia. W Brześciu żołnierze polscy wsiedli do wagonów, a skład kolejowy wyruszył na południe w kierunku granicy rumuńskiej. 23 września pod Małorytą pociąg został zatrzymany przez żołnierzy 143. Dywizji Strzelców Armii Czerwonej, którzy, wspierani przez 32. Brygadę Pancerną w tym czasie zajęli miasteczko. Czerwonoarmiści rozbroili wówczas i wzięli do niewoli około 6 tysięcy polskich żołnierzy, a pociąg skierowali na północny wschód.

W ten sposób Wacław Trusiło trafił do niewoli radzieckiej, do obozu dla polskich jeńców wojennych w Ostaszkowie.

Wacławowi Trusiło udało się uniknąć tragicznego losu większości jeńców obozu, rozstrzelanych wiosną 1940 roku w piwnicach więzienia Obwodowego Zarządu NKWD w Kalininie. Władze radzieckie uznały prawdopodobnie, że Wacław Trusiło, jako szeregowy żołnierz nie należy do polskiej elity wojskowej i urzędniczej. Po kilku spędzonych w obozie miesiącach nasz bohater wrócił więc do domu.

Na ziemi lidzkiej tymczasem, po klęsce kampanii wrześniowej pod okupacją sowiecką, organizowała się polska konspiracja. Należał do niej młodszy o 12 lat brat Wacława – Stanisław Trusiło.

Stanisław Trusiło walczył w szeregach Armii Krajowej do końca wojny, a nawet po jej zakończeniu. Ujęty został przez NKWD w rodzinnej wsi Dylewo w 1947 roku i skazany na 10 lat łagrów. Zesłany został do Magadanu, gdzie spędził w łagrach siedem lat. Po śmierci Stalina w ramach amnestii opuścił obóz pracy i chciał wracać do domu. Niestety nie mógł wrócić do rodzinnego Dylewa, gdzie jego starszy brat mieszkał z rodziną – żoną i dziećmi. Stanisław Trusiło, jako niebezpieczny element antyradziecki i były AK-owiec otrzymał zakaz osiedlania się na terytorium Białoruskiej SRR. Na miejsce zamieszkania wybrał więc Ukrainę. Osiedlił się w mieście Tokmak (obwód zaporoski).

Nie wiemy, czy bracia Wacław i Stanisław spotkali się po wojnie. Nie wiemy też, czy zasługi dla Polski żołnierza Armii Krajowej, łagiernika Stanisława Trusiło zostały docenione przez rząd Rzeczypospolitej Polskiej. Z dostępnych nam dokumentów wynika natomiast, że Stanisław Trusiło został zrehabilitowany 29 października 1996 roku przez Urząd Spraw Wewnętrznych obwodu magadańskiego jako bezprawnie osądzona ofiara terroru komunistycznego w ZSRR.

Starszy brat Stanisława – Wacław Trusiło po wojnie prowadził ciche spokojnie życie, mieszkając we wsi Wiewiórka pod Lidą i pracując w Wiewiórskim Leśnictwie.

Wacław Trusiło, zdjęcie z 1996 roku

Wacław Trusiło, zdjęcie z 1996 roku

Na trzy lata przed śmierciąWacław Trusiło otrzymał oficjalne potwierdzenie uznania dla zasług wojennych. 20 czerwca 1996 roku Urządu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych RP wypisał na jego imię zaświadczenie kombatanckie.

Zaświadczenie kombatanckie Wacława Trusiło

Zaświadczenie kombatanckie Wacława Trusiło

Waclaw_Trusilo_zaswiadczenie_kombatanckie_1

Zmarł Wacław Trusiło, żołnierz 77.Pułku Piechoty, 21 listopada 1999 roku. Pochowany został na cmentarzu w Wiewiórce.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie materiałów udostępnionych przez wnuka bohatera Jerzego Trusiło

Prezentujemy Państwu kolejnego bohatera naszej rubryki - żołnierza 77. Pułku Piechoty Wacława Trusiło. O swoim dziadku opowiedział redakcji mieszkający w Lidzie Jerzy Trusiło. Oto, czego dowiedzieliśmy się na temat bohatera: [caption id="attachment_8580" align="alignnone" width="480"] Wacław Trusiło jako żołnierz 77. Pułku Piechoty[/caption] WACŁAW TRUSIŁO urodził się 1 kwietnia 1908 roku

Skip to content