HomeStandard Blog Whole Post (Page 38)

Mija 82. rocznica urodzin Eugeniusza Get-Stankiewicza, wszechstronnego artysty, grafika, scenografa, projektanta teatralnych lalek, twórcy medali, szyldów, kameralnych rzeźb, nauczyciela akademickiego.

Polska krytyczka sztuki Monika Małkowska nazwała go „kresowiakiem z ostatniego rzutu”.

Mały Eugeniusz z mamą Anną Stankiewicz. Oszmiana, 1943

Eugeniusz Get-Stankiewicz rzeczywiście był z pochodzenia kresowiakiem. Urodził się 14 maja 1942 roku w Oszmianie (obecnie centrum rejonowe na Białorusi w obwodzie grodzieńskim). Pod koniec wojny, w 1945 roku rodzice małego Gienia, Józef i Anna Stankiewiczowie, repatriowali się z dziećmi z Oszmiany, która po wojnie znalazła się w granicach ZSRR, na Ziemie Odzyskane do Polski.

Bracia – Janusz i Eugeniusz Stankiewiczowie w lutym 2011 roku

Oto jak wędrówkę tę wspominał młodszy brat naszego bohatera Janusz Stankiewicz:

„ Z Oszmiany do Wschowy (centrum powiatu w województwie lubuskim -red.) jechaliśmy przez wiele dni pociągiem, na odkrytych platformach. Mama trzymała mnie przy piersi, Genia tuż obok, zawiniętego w kożuch. Musiało być zimno – wyruszyliśmy w lutym, do Wschowy przybyliśmy 3 maja 1945 roku. Ojciec jechał w innym wagonie, z krową Maliną, która w tej podróży ratowała nam życie. Poza tym mieliśmy worek sucharów, kawał słoniny i choinkowe ozdoby. Kolejne suchary potem mama latami suszyła we Wschowie. Bo przecież w każdej chwili mogło się coś zmienić.”

Wschowa okazała się dla przyszłego artysty miastem, w którym musiał ukończyć szkołę i zdać maturę. Studia podjął już we Wrocławiu – na wydziale architektury Politechniki Wrocławskiej, następnie przeniósł się do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Dyplom obronił już w wieku trzydzieści lat – w 1972 roku, ze specjalnością w plakacie (u Macieja Urbańca) i grafiki warsztatowej (u Stanisława Dawskiego). W latach 80. i pod koniec 90. prowadził Pracownię Grafiki Warsztatowej na wrocławskiej ASP, był też kierownikiem artystycznym Wydawnictwa Ossolineum.

Eugeniusz Get-Stankiewicz prawie nie pamiętał rodzinnej Oszmiany. Jego bliski przyjaciel Marek Stanielewicz wspominał, że Mistrz jednak odczuwał niewytłumaczalną więź z małą ojczyzną. Wybrał się do Oszmiany jeszcze w czasach głębokiej komuny, no i… się rozczarował.

W pamięci miał bowiem sielską miejscowość, przyjaznych ludzi, swojskie widoki, swojskie smaki, które pielęgnowała i potem jego mama. Za sowietów nic z tego tam nie zostało…

Niestety miasteczko w czasach Związku Radzieckiego straciło swój urok. Oszmiana sowiecka to nie była sielanka. W samym centrum postawiono paskudne bloczysko Domu Partii. Całe miasto zbrzydło. Jednak najgorsze były zmiany zachowania ludzi.

Wszyscy nieufni, skryci, z obawą patrzący na obcych, a nawet rodzina zestresowana, bo przecież źle widziane było okazywanie swoich polskich korzeni. Wszyscy się bali i wizyta Geta-Stankiewicza w małej ojczyźnie przebiegała w dość nerwowej atmosferze.

– Nie ma się co dziwić- to nie było i nadal nie jest państwo demokratyczne…- tłumaczył rozczarowanie artysty krainą dzieciństwa Marek Stanielewicz.

Get wrócił z Oszmiany rozczarowany, ale nie stłumił w sobie kresowych korzeni i tęsknoty za ziemią rodzinną. Stworzył na przykład autorską odmianę dziwnego collage’u z poszarpanymi brzegami, którą nazwał „oszmiańską szkołą passe-partout”. Niektóre prace artysty miały pieczątki „ Muzeum w Oszmianie”… Był to tylko żart, a raczej – niespełnione pragnienie.

Marek Stanielewicz znając te tęsknoty Geta sam pojechał do Oszmiany z myślą o zaplanowaniu i zorganizowaniu tam plenerowej wystawy plakatów Eugeniusza Stankiewicza- syna tej ziemi.

W Oszmianie pan Marek próbował dogadać się w tej sprawie w miejscowym regionalnym muzeum. Pani dyrektor placówki chętnie podjęła temat i wystawa miała być realizowana. Marek Stanielewicz nie chciał jednak sztywnej ekspozycji w salach muzeum. Miał wizje sztuki Geta, która wychodzi do ludzi.

Plakaty Stankiewicza miały być rozwieszone w różnych miejscach w pobliżu muzeum, ludzie mieli je spotykać na płotach, na murach i w całej przestrzeni. Mieli natknąć się na artystę, który stamtąd pochodził. To był ciekawy pomysł i zaakceptowany przez dyrektorkę. Pan Marek z radością przygotowywał wydruki plakatów i czekał na wystawę.

Niestety w ostatniej chwili dostał informacje, że wystawa nie może się odbyć i została odwołana. Nie odbyła się bo pomysł promowania polskiego artysty, niech nawet urodzonego w Oszmianie, nie spodobał się białoruskim władzom

Później panu Stanielewiczowi udało się zorganizować wystawę prac Eugeniusza Stankiewicza w Mińsku. W białoruskiej stolicy ekspozycja cieszyła się dużym uznaniem i obejrzało ją wielu miłośników sztuki. Wydano nawet katalog prac Geta w języku białoruskim.

Wrocławski artysta z Oszmiany zasłynął jako utalentowany plakacista. Robił plakaty – teatralne, okolicznościowe, muzyczne. Kiedy we Wrocławiu organizowane były koncerty „Jazz nad Odrą”, stał się jednym z głównych „oprawiaczy” imprezy. Zasłynął także plakatami dla „Solidarności” i „Solidarności Rolników Indywidualnych”. Wykonywał ilustracje, exlibrisy, dyplomy, a nawet – laurki. Żonglował swą nieprawdopodobną manualną sprawnością. Czasem celowo tworzył karykaturalne postacie, przerabiał je w groteskę, doprawiał żartem.

Najbardziej typowy element, pojawiający się we wszelkich kompozycjach artysty, to autoportret Stankiewicza, nazywany przez niego samego „łbem”.

Ze swej podobizny uczynił znak markowy. Wzorem Stańczyka, robił z siebie – w rysunkach – błazna, żeby skłonić innych do zadumy nad sobą. Gry i zabawy z profilowym (głównie) ujęciem własnej fizjonomii wyrażały jego sceptyczny stosunek do rzeczywistości.

Eugeniusz Get-Stankiewicz przy pracy

Get-Stankiewicz sprzeciwiał się socjalizmowi ironią, żartem oraz… perfekcyjną robotą. Taką w niegdysiejszym stylu. Umiał narysować wszystko z naturalistyczną wiernością; każdy szkic potrafił przerzucić na blachę miedziorytniczą. Prowadził z PRL-owską cenzurą grę „na bystrość” – zauważą czy przegapią nieprawomyślny detal? – wspomina Monika Małkowska i dodaje, że „wszystko to łączył z twórczością niezależną, niekomercyjną”. Według krytyczki sztuki Mistrz „przez całe życie zachował niezawisłość intelektualną oraz moralną”.

Domek Miedziorytnika we Wrocawiu. Artysta wydzierżawił od miasta ten domek, tam mieszkał, tam była jego pracownia, tam kształcił studentów, tam odbywały się artystyczne spotkania i dyskusje

W 2007 roku, na przykład, z własnej woli poddał się lustracji i to potrójnej: odręcznie wypisał oświadczenie lustracyjne (w trzech formatach, największy na folii syntetycznej, naklejonej na płótno wielkości 3×5 m). Ten gest uzasadnił tak: „Wykorzystałem oficjalny dokument. Ponieważ był brzydki, poprawiłem jego estetykę. Pracownicy IPN powinni mieć też kontakt ze sztuką”.

Płaskorzeźba Eugeniusza Geta-Stankiewicza „Zrób to sam-do it yourself”

Na pozór dobroduszny i serdeczny w międzyludzkich kontaktach, Eugeniusz Get-Stankiewicz był daleki od optymizmu. Nie miał złudzeń co do bliźnich, czego dowodem jest jego praca pt. „Zrób to sam”. Skrzynka jak dla małego majsterklepki; w niej – elementy do montażu: krzyż, figurka ukrzyżowanego Chrystusa, cztery gwoździe i młotek.

Oto kolejny pomysł Eugeniusza Get-Stankiewicza – „Tablica Ku Czci Prostych Działań 1+1=2”

Monika Małkowska wspominała, że Eugeniusz Get-Stankiewicz nie znosił „galeryjnego” konceptualizmu. „Uwielbiał za to konceptualne żarty w przestrzeni miejskiej, przeznaczone dla przypadkowych przechodniów”. Przykładem takiego żartu jest wykonana przez Mistrza „Tablica ku czci prostych działań”, informująca, że „1 + 1 = 2”.

Jego plakat do „Wesela” Wyspiańskiego znalazł się nawet na znaczku pocztowym

Twarz Eugeniusza Get-Stankiewicza na plakacie

Twarz Eugeniusza Get-Stankiewicza na kamieniczce

Eugeniusz Get-Stankiewicz, który za życia stał się artystyczną legendą Wrocławia zmarł 10 kwietnia 2011 roku.

Pośmiertnie odznaczony w 2011 roku przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W 2012 roku, również pośmiertnie otrzymał honorowe obywatelstwo Wrocławia „Civitate Wratislaviensis Donatus” i Wschowy, w której mieszkał po repatriacji na Ziemie Odzyskane z utraconej przez Polskę Oszmiany.

Grób Eugeniusza Get-Stankiewicza

Pochowany został we Wrocławiu na Cmentarzu Osobowickim.

Znadniemna.pl na podstawie Kresowianie.info/Rzeczpospolita/Wikipedia.org

Mija 82. rocznica urodzin Eugeniusza Get-Stankiewicza, wszechstronnego artysty, grafika, scenografa, projektanta teatralnych lalek, twórcy medali, szyldów, kameralnych rzeźb, nauczyciela akademickiego. Polska krytyczka sztuki Monika Małkowska nazwała go „kresowiakiem z ostatniego rzutu”. [caption id="attachment_64611" align="alignnone" width="480"] Mały Eugeniusz z mamą Anną Stankiewicz. Oszmiana, 1943[/caption] Eugeniusz Get-Stankiewicz rzeczywiście był z

Ryngraf podarowany przez rotmistrza Witolda Pileckiego swojej żonie po powrocie z Włoch można obejrzeć na wystawie w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie. Pamiątka jest prezentowana w ramach wystawy z cyklu „Historia jednego przedmiotu” w 123 rocznicę urodzin rotmistrza – ochotnika z Auschwitz, jednego z najdzielniejszych polskich oficerów.

Aleksandra Kaiper-Miszułowicz – kierownik wystaw Muzeum – mówi Polskiemu Radiu, że ryngraf – pożyczony Muzeum przez córkę rotmistrza Zofię Pilecką – jej ojciec podarował matce 7 kwietnia 1947 roku. Było to zaraz po powrocie z Włoch, gdzie służył w II Korpusie Generała Andersa.

Widnieje na nim inskrypcja od Witolda dla Marii: „Symbol błogosławieństwa na szczęśliwą walką, kochanej Marysieńce w dowód uznania jej walki o szczęście rodziny”.

Jak dodaje Aleksandra Kaiper- Miszułowicz, ryngraf jest bardzo ważną rodzinną pamiątką i jednocześnie symbolem walki wielu innych niedocenionych kobiet, które w czasie wojny bohatersko walczyły.

Mijająca wczoraj 123. rocznica urodzin Witolda Pileckiego przypomina o losach rodziny Pileckich. Aleksandra Kaiper-Miszułowicz dodaje, że Witold Pilecki był bardzo związany z majątkiem w Sukurczach koło Lidy, w którym chciał pracować, prowadzić gospodarstwo, wychowywać swoje dzieci. Niestety II wojna światowa przekreśliła te plany.

„Jak w 39 roku jak wyjeżdżał na wojnę mówił, że to będzie krótka wojna, żegnał się na chwilę, okazało się wiele czasu minęło zanim spotkał się z rodziną, która pozostała po drugiej stronie granicy paktu Ribbentrop-Mołotow” – mówi Kaiper-Miszułowicz. Zaznacza, że Maria Pilecka z niezwykłym bohaterstwem przechodziła przez zieloną granicę, by spotkać się z mężem.

Ryngraf będzie prezentowany w Muzeum Żołnierzy Wyklętych do 25 maja, do obchodów 76. rocznicy śmierci rotmistrza Pileckiego.

Witold Pilecki urodził się 13 maja 1901 roku w Ołońcu. Jego przodkowie osiedli w Starojelni nieopodal Lidy na Wileńszczyźnie. Po upadku Powstania Styczniowego dziadek Witolda, Józef, został zesłany w głąb Rosji. Dobra rodziny skonfiskowano. Przed konfiskatą ocalał majątek w Sukurczach, który po latach modernizował Witold Pilecki. Pracę przerwał jego udział w Bitwie Warszawskiej, a następnie w Legionach Piłsudskiego. Witold Pilecki był także bohaterem II wojny światowej, który z własnej woli dostał się do Auschwitz, by organizować tam ruch oporu. Później walczył w Powstaniu Warszawskim. Zginął od strzału w tył głowy w stalinowskim więzieniu na warszawskim Mokotowie. Wyrok śmierci został wykonany 25 maja 1948 roku.

Znadniemna.pl za IAR

Ryngraf podarowany przez rotmistrza Witolda Pileckiego swojej żonie po powrocie z Włoch można obejrzeć na wystawie w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie. Pamiątka jest prezentowana w ramach wystawy z cyklu „Historia jednego przedmiotu” w 123 rocznicę urodzin rotmistrza - ochotnika z

O dalszą modlitwę w intencji dwóch misjonarzy oblatów zatrzymanych przez władze białoruskie oraz wiernych, którzy zostali pozbawieni opieki duszpasterskiej proszą ich współbracia zakonni. „Obaj oblaci są obywatelami Białorusi. W związku z powyższym prosimy dziennikarzy i agencje prasowe o roztropność w przekazywaniu informacji na ich temat” – pisze w wydanym 12 maja wieczorem komunikacie o. Paweł Gomulak OMI, rzecznik Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

W związku z zatrzymaniem przez władze białoruskie dwóch misjonarzy oblatów posługujących w diecezji witebskiej na Białorusi misjonarze oblaci wyrażają wdzięczność za wszelkie wyrazy wsparcia i solidarności oraz modlitwy w intencji ojców Andrzeja i Pawła.

O. Gomulak poinformował, że obaj zakonnicy nadal przebywają w areszcie. Zaznacza, że w miarę możliwości prawnych związanych z uzyskiwaniem dostępu do oficjalnych informacji o ich bieżącej sytuacji, zakon przykłada ogromną wagę do sprawdzania rzetelności informacji docierających z różnych źródeł.

Białoruski portal Katolik.life podał 10 maja, że proces księży zatrzymanych w Witebsku odbył się zdalnie. Według wiernych, na których powołuje się białoruski portal, zatrzymani duchowni nie zostali postawieni przed sądem, a ich sprawa administracyjna była rozpatrywana przez „Skype”. O wyniku procesu nie poinformowano wiernych i duchownych, ale wiadomo, że zakonnicy pozostają w areszcie, co oznacza, że skazano ich na areszt administracyjny.

W najnowszym komunikacie rzecznika Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej czytamy, że najbliższe informacje związane z losem zatrzymanych zostaną podane przez misjonarzy oblatów najprawdopodobniej w okolicach środy (czyli 15 maja br). Oficjalny komunikat zostanie opublikowany na witrynie Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej – oblaci.pl

„Prosimy o dalszą modlitwę w intencji naszych Współbraci na Białorusi oraz wiernych, którzy zostali pozbawieni opieki duszpasterskiej. Polska Prowincja deklaruje wszelką potrzebną pomoc w rozwiązaniu tej sytuacji” – napisał na zakończenie komunikatu o. Paweł Gomulak OMI.

Znadniemna.pl za Oblaci.pl/KAI/Katolik.life

O dalszą modlitwę w intencji dwóch misjonarzy oblatów zatrzymanych przez władze białoruskie oraz wiernych, którzy zostali pozbawieni opieki duszpasterskiej proszą ich współbracia zakonni. „Obaj oblaci są obywatelami Białorusi. W związku z powyższym prosimy dziennikarzy i agencje prasowe o roztropność w przekazywaniu informacji na ich temat”

13 maja mijają 43 lata od zamachu na Jana Pawła II. W zbiorach Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie znajduje się „niemy świadek” tych wydarzeń.

Obraz Matki Bożej – „niemy świadek” zamachu i cudu. Fot.: Monika Stojowska/KUL

To wykonany metodą słomkową, z ziaren pszenicy, gorczycy i kukurydzy obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Do Rzymu – jako dar dla Ojca Świętego – przywieźli go pielgrzymi z wielkopolskich Kościan, którzy byli świadkami zamachu na papieża Polaka.

To wyjątkowy eksponat. – Był w tym bardzo ważnym i tragicznym momencie na placu Św. Piotra, miał być też darem dla papieża – mówi Izabela Górnicka z Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie, działającego w strukturach Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II.

Na obrazie widnieją litery SOS znane marynarzom jako wzywanie pomocy. Na odwrocie napis: „Wspieraj Maryjo Ojca Świętego”. Będą one symboliczne w tej historii.

Oczekiwanie

13 maja 1981 roku był ciepłym dniem. Na placu św. Piotra czekali pielgrzymi z Kościan ubrani w tradycyjne stroje ludowe. Papamobile z Janem Pawłem II pojawiło się kilka minut po 17-tej. Słyszalne były owacje i okrzyki pielgrzymów. Ojciec święty błogosławił zebranych. Kiedy schylił się, aby objąć półtoraroczną dziewczynkę, wówczas 23-letni Mehmet Ali Agca wyjął pistolet i oddał z bliskiej odległości strzały w Jana Pawła II. – Padły dwa strzały, większość przebywających na placu wpadła w dezorientację, popłoch – przytacza historię tragicznego dnia Izabela Górnicka z Ośrodka Badan i Studium Pontyfikatu JP2 w Rzymie.

S.O.S. do nieba

Z relacji świadków zdarzenia wynika, że w pewnym momencie w niebo wzbiły się spłoszone gołębie. Wśród modlących się był także ojciec Kazimierz Przydatek (Radio Watykańskie) – to on stanął przed mikrofonem i zakomunikował, że papież został ranny – mówi Izabela Górnicka.

Jedna z kul przeszła przez brzuch, ale ominęła aortę. Druga zraniła dłoń i ramię papieża. Pielgrzymi modlili się, był płacz i łzy. Ojciec święty trafił do kliniki Gemelli, gdzie lekarze operowali go przez 6 godzin. Ale wierni pozostali na placu. – W pewnym momencie pielgrzymi z Kościan zwrócili uwagę na pusty tron, na którym miał zasiąść papież. Postanowili umieścić na nim obraz Matki Boskiej. Napis S.O.S. – czyli wołanie o pomoc – był w tej sytuacji bardzo wymowny. Wokół polskich pielgrzymów gromadzą się pielgrzymi z całego świata krzycząc „Polacco! Polacco!”. Wszystkim towarzyszyły silne emocje, płacz, wzruszenie i modlitwa – opowiada Górnicka.

Obraz jak ołtarz

Wieczorem, tego samego dnia wydarzyła się kolejna nietypowa sytuacja. Podmuch wiosennego wiatru zrzucił kościański obraz, a zebrani dostrzegli napis na jego odwrocie „Wspieraj Maryjo Ojca Świętego”. – Jedna z pielgrzymujących pomyślała wtedy, że to dobry znak. Po północy pielgrzymi usłyszeli, że zakończyła się operacja i stan Jana Pawła II jest stabilny, jest nadzieja na ocalenie. Dopiero wówczas plac św. Piotra zaczął pustoszeć, a jednymi z ostatnich którzy go opuścili byli właśnie pielgrzymi z Kościan – mówi Izabela Górnicka. – To była dla nich niedokończona pielgrzymka, bo już nie mieli ochoty zwiedzać Rzymu, czuli wielki smutek. To były lata 80-te XX wieku, czasy PRL i zdobycie środków na taki wyjazd było nie lada wyzwaniem – dodaje.

Powrót świadków

Po dwóch latach pielgrzymi – po zbiórce pieniędzy – wrócili do Rzymu. – W sali Klemeńtynskiej na Watykanie 20 listopada 1983 roku wręczyli Ojcu Świętemu album upamiętniający ową przerwaną audiencję. Padły wówczas słowa „byliśmy w czasie zamachu”, a papież odpowiedział „Naprawdę musieliście się za mnie bardzo gorąco modlić, skoro po raz kolejny możemy się spotkać” – opowiada Górnicka.

Ta wzruszająca historia ma jeszcze jeden wątek. Do ramy obrazu, w dolnej części, dołączono tarczę z wymodelowanym ze słomki Białym Orłem w koronie. – Korona została doklejona dopiero po przekroczeniu polskiej granicy. Pielgrzymi obawiali się, że orzeł w koronie nie zostanie przepuszczony – mówi Górnicka.

Korona nie zachowała się w muzealnych zbiorach. Można jednak oglądać wykonany przez anonimowych artystów obraz z Kościan. Obraz, który był świadkiem tragicznych wydarzeń z 13 maja 1981 roku. Obraz, którego przesłanie okazało się być symboliczne, a nawet może uchodzić za element cudu.

Zamachowiec

13 maja 1981 roku na placu św. Piotra strzelał zbiegły z więzienia turecki terrorysta Mehmet Ali Agca. Schwytany przez wiernych został oddany w ręce policji. Ağca urodził się nieopodal Malatyi w Turcji. Związany był z Ruchem Wyzwolenia Narodu Tureckiego (RWNT) – lewicową organizacją terrorystyczną, która miała powiązania z bułgarską i sowiecką bezpieką. Historycy wskazują, że po zamachu komunistyczne służby próbowały zacierać ślady. Zaangażowane w ten proceder były służby bułgarskie, wschodnioniemieckie i sowieckie. Proces Mehmeta Alego Agcy rozpoczął się w Rzymie 20 lipca 1981 roku. Został skazany na dożywocie. 27 grudnia 1983 roku Agcę odwiedził w więzieniu w Rzymie Jan Paweł II, wybaczając mu.

W czerwcu 2000 roku zamachowiec został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Włoch Carlo Azeglio Ciampiego. Został przekazany Turcji, gdzie odbywał karę za zabójstwo dziennikarza.

Na zdjęciu: O godzinie 17.17 Agca wyjął pistolet i z niewielkiej odległości oddał strzały do Jana Pawła II. Fot.: ANSA FILES/EPA

Znadniemna.pl/Opr.Marcin Bugaj/KAI

13 maja mijają 43 lata od zamachu na Jana Pawła II. W zbiorach Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie znajduje się "niemy świadek" tych wydarzeń. [caption id="attachment_64600" align="alignnone" width="480"] Obraz Matki Bożej – „niemy świadek” zamachu i cudu. Fot.: Monika Stojowska/KUL[/caption] To wykonany metodą słomkową, z ziaren pszenicy, gorczycy i kukurydzy

Jak już informowaliśmy – 8 maja białoruska milicja zatrzymała ojca Andrzeja Juchniewicza i ojca Pawła Lemekha ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), którzy posługują w diecezjalnym sanktuarium w Szumilinie, w dekanacie witebskim diecezji witebskiej.

Wczoraj, 9 maja, oficjalny Komunikat w sprawie  incydentu opublikował rzecznik Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI) ojciec Paweł Gomulak. Za oficjalną stroną  internetową Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej przytaczamy treść Komunikatu:

Komunikat w sprawie zatrzymania dwóch oblatów na Białorusi

Prosimy o modlitwę w intencji naszych Współbraci.
9 maja 2024 roku

Polska Prowincja Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, do której jurysdykcji należy oblacka Misja na Białorusi, potwierdza informacje o zatrzymaniu przez białoruskie władze dwóch misjonarzy oblatów w diecezji witebskiej. Ojcowie Andrzej Juchniewicz OMI i Paweł Lemekh OMI posługują w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie. Obecnie zakonnicy czekają na rozprawę i przebywają w białoruskim areszcie. Według naszych informacji, podstawą zatrzymania miała być rzekoma dywersyjna działalność na szkodę białoruskiego państwa.

Na początku inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę o. Andrzej Juchniewicz OMI, przełożony oblackiej Misji na Białorusi, publicznie wyraził solidarność z narodem ukraińskim, prosząc o modlitwę w intencji jak najszybszego zakończenia wojny.

W maju 2022 roku ojciec Juchniewicz został przewodniczącym Wyższych Przełożonych, Delegatów i Przedstawicieli Męskich i Żeńskich Instytutów oraz Stowarzyszeń Życia Apostolskiego na Białorusi.

W związku z sytuacją na Białorusi prosimy o modlitwę w ich intencji.

o. Paweł Gomulak OMI, koordynator Medialny Polskiej Prowincji (rzecznik)

 Przypomnijmy, że do aresztowania duchownych doszło po spotkaniu księży i zakonników diecezji witebskiej.

„Kiedy wszyscy wyszli, pod kościół podjechały trzy samochody z policją, wszyscy w cywilnych ubraniach. Sprawdzili pomieszczenia i zabrali ojca Pawła. W tym samym czasie ksiądz Andrzej został zatrzymany na drodze – był w drodze na spotkanie” – tak na podstawie świadectw naocznych świadków incydentu opisuje zatrzymanie braci oblatów portal Katolik.life.

Według katolickiego medium obydwaj duchowni zostali przewiezieni do aresztu śledczego w Witebsku, a ich proces ma  się odbyć jeszcze dzisiaj – 10 maja. Oznacza to, że są oni oskarżeni z artykułu administracyjnego. W harmonogramie posiedzeń sądowych nie ma jeszcze sprawy księży, zatem stawiane im zarzuty wciąż nie są znane.

Katolik.life przypuszcza wszakże, że może chodzić o działania w Internecie, za które Białorusini są masowo sądzeni w ostatnich latach: subskrypcje publikacji uznanych za ekstremistyczne, odpowiedzi, komentarze, symbole na awatarach.

„Zazwyczaj oskarżeni z takich artykułów są przetrzymywani w szczególnie trudnych warunkach: bez materaca, w przepełnionych celach, otrzymując skromne jedzenie” – przypomina Katolik.life.

Jeśli sprawdzi się prognoza, iż aresztowanym postawione zostaną jedynie zarzuty administracyjne, to grozić  im może kara aresztu administracyjnego na okres do kilkunastu  dni lub wysoka grzywna.

 Znadniemna.pl na podst. Oblaci.pl oraz Katolik.life, na zdjęciu: aresztowani ojcowie Andrzej Juchniewicz OMI oraz Paweł Lemekh OMI, fot.: Oblaci.pl

 

 

 

Jak już informowaliśmy - 8 maja białoruska milicja zatrzymała ojca Andrzeja Juchniewicza i ojca Pawła Lemekha ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), którzy posługują w diecezjalnym sanktuarium w Szumilinie, w dekanacie witebskim diecezji witebskiej. Wczoraj, 9 maja, oficjalny Komunikat w sprawie  incydentu opublikował rzecznik Zgromadzenia

W obwodzie witebskim zatrzymano dwóch katolickich duchownych – ojców Andrzeja Juchniewicza i Pawła Lemeсha, należących do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej – OMI. Powody zatrzymania na razie nie są znane – donosi na Telegramie Inicjatywa “Chrześcijańska Wizja”.

Duchowni zostali zatrzymani 8 maja po spotkaniu księży i osób konsekrowanych diecezji witebskiej w miejscowości Szumilino, w której jeden z zatrzymanych – o. Andrzej Juchniewicz OMI – jest proboszczem i kustoszem sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej.

Ojciec Andrzej Juchniewicz  jest ponadto nowo wybranym (wybory odbyły się 5 maja br. – red.) przewodniczącym Rady Grupy Koordynacyjnej Wyższych Przełożonych, Delegatów i Przedstawicieli Męskich i Żeńskich Instytutów oraz Stowarzyszeń Życia Apostolskiego na Białorusi. Jest to organ ustanowiony przez Stolicę Apostolską. Jego przewodniczący odpowiada za koordynację współpracę między wspólnotami zakonnymi, a także reprezentuje je przed Watykanem oraz przed Konferencją Katolickich Biskupów Białorusi.

Znadniemna.pl za Inicjatywa „Chrześcijańska Wizja” , na zdjęciu: ojcowie Andrzej Juchniewicz OMI i Paweł Lemech OMI, fot.: Catholicnews.by

W obwodzie witebskim zatrzymano dwóch katolickich duchownych – ojców Andrzeja Juchniewicza i Pawła Lemeсha, należących do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej - OMI. Powody zatrzymania na razie nie są znane - donosi na Telegramie Inicjatywa “Chrześcijańska Wizja”. Duchowni zostali zatrzymani 8 maja po spotkaniu księży i

W Senacie Rzeczypospolitej Polskiej  8 maja otwarto wystawę, poświęconą białoruskiemu obrońcy praw człowieka Alesiowi Bialackiemu, laureatowi Pokojowej Nagrody Nobla z 2022 roku, a także założycielowi i przewodniczącemu Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”. Aleś Bialacki odsiaduje wyrok 10-ciu lat więzienia w kolonii nr 9 w Horkach w obwodzie mohylewskim. Jest jednym z 1375 osób uznanych aktualnie na Białorusi za więźniów politycznych.

Wystawa opowiada o życiu i działalności społecznej Bialackiego od lat 80. XX wieku, a także o powstaniu w 1996 roku Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”, do którego przyczynił się bohater wydarzenia.

– Wystawa ta opisuje trudną, ale konsekwentną walkę białoruskiego obrońcy praw człowieka o wartości demokratyczne – od udziału w ruchu studenckim po Pokojową Nagrodę Nobla – czytamy w opisie wystawy.

Marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska nazwała bohatera wystawy „bohaterem całej Europy, a nawet całego świata”.

– To nie tylko bohater Białorusi, to bohater całej Europy, czy można powiedzieć, całego świata, bo swoim życiem pokazuje, jak ważne mogą być wartości, o które się walczy – powiedziała pani Marszałek, przemawiając na wernisażu wystawy.

Przypomniała, że ​​Aleś Bialacki wcześniej osobiście odwiedzał Senat RP, w którym odebrał nagrodę Rzecznika Praw Obywatelskich i medal Senatu.

Przemawia marszałek Senatu RP Małgorzata Kidawa-Błońska, fot.: Tomasz Paczos/Senat RP

 

– Teraz, niestety, można go poznać jedynie dzięki zdjęciom znajdującym się na wystawie – zauważyła, dodając, że Aleś Bialacki został skazany za to, że chciał wolnej, demokratycznej Białorusi.

– Dla niego zawsze najważniejsze były prawa ludzi, godność człowieka. Nigdy nie zabiegał o żadne ważne funkcje. Chciał po prostu, aby jego kraj był krajem, gdzie każdy może czuć się bezpiecznie, gdzie każdy może się realizować. Chciał, aby Białorusini mogli być bezpieczni w swojej ojczyźnie – przypomniała Małgorzata Kidawa-Błońska.

– Mimo nagrody Nobla reżim Łukaszenki wtrącił go do więzienia, nie licząc się z żadnymi konsekwencjami. Mam wrażenie, że Białoruś stała się teraz więzieniem dla Białorusinów, a jednocześnie – azylem dla rosyjskich agentów – mówiła marszałek, przypominając, że Polacy ciągle odczuwają zagrożenie dla wolności i demokracji ze strony wschodnich dyktatur. – Czujemy to coraz bardziej, szczególnie w obliczu wojny na Ukrainie  – dodała, po czym,parafrazując, wyniesione w nazwę wstawy słowa Alesia Bialackiego, oznajmiła:

– My się nie boimy – niech oni się boją!

Małgorzata Kidawa-Błońska apelowała do Polaków i Białorusinów, aby dbali o to, żeby być zjednoczonymi, silnie osadzonymi w Europie, bo wtedy można walczyć ze złem i czuć się bezpiecznie.

– Pamiętam jego głos i pamiętam jego determinację. Jest symbolem wolnej Białorusi. Jest tęsknotą za wolnością, przyzwoitością. Nigdy nie zajmował się tak naprawdę polityką. Zawsze był po stronie słabszych. Zawsze pomagał represjonowanym. Walczył o prawa obywatelskie, o prawa człowieka, o zwyczajną ludzką przyzwoitość, o wolność, o to, co najważniejsze – powiedział o Alesiu Bialackim – senator Grzegorz Schetyna, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i inicjator otwarcia wystawy w Senacie.

Przemawia senator Grzegorz Schetyna, fot. Tomasz Paczos/ Senat RP

Senator zapewnił, że „zawsze będziemy o tym mówić, zawsze będziemy wspierać opozycję na Białorusi, zawsze będziemy wspierać tych, którzy walczą o prawa obywatelskie, o prawa człowieka”. Dodał, że jest to wystawa „o naszych czasach”, o pokoleniu, które w latach 80. właśnie tak jak Aleś Białacki walczyło o podobne wartości.

– Nie było nas wtedy wielu, ale walczyliśmy o to, co najważniejsze, dlatego nam się udało i dzisiaj w wolnym Senacie, w wolnej Polsce, możemy mówić o wolności i możemy jej doświadczać. To nie jest dane Białorusinom i Białorusi. Dlatego wspierając tych wszystkich, którzy są tutaj dzisiaj z nami, tych, którzy pamiętają, którzy dają wsparcie, którzy ciągle są odważni i walczą o to, co najważniejsze, chcemy powiedzieć: zawsze będziemy z wami i zawsze będziemy o tym głośno mówić – oświadczył senator.

W otwarciu wystawy uczestniczyli także wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat, senatorowie i posłowie na Sejm RP, wiceszef Zjednoczonego Gabinetu Przejściowego Białorusi będący też szefem Ludowego Biura Antykryzysowego Paweł Łatuszka, szef Domu Białoruskiego w Warszawie Aleś Zarembiuk, przywódca ruchu „Wolna Białoruś” Zianon Paźniak, a także specjalny przedstawiciel Ministra Spraw Zagranicznych RP ds. współpracy z siłami demokratycznymi Białorusi Artur Michalski oraz akredytowani w Polsce dyplomaci krajów europejskich.

Uczestnicy wernisażu wystawy, fot.: Tomasz Paczos/Senat RP

Szef Domu Białoruskiego w Warszawie Aleś Zarembiuk, przemawiając do zgromadzonych – serdecznie podziękował polskiemu rządowi i wszystkim Polakom za zorganizowanie wystawy i okazanie wsparcia tysiącom Białorusinów, którzy dzięki znaleźli schronienie w Polsce i dzięki temu uniknęli więzień oraz tortur.

Przemawia szef Domu Białoruskiego w Warszawie Aleś Zarembiuk, fot.: Tomasz Paczos/Senat RP

– To Aleś Bialacki jest osobą, która nas jednoczy – zaznaczył w swoim przemówieniu Zarembiuk.

Więzienie za obronę praw człowieka

Bialacki trafił do więzienia już kolejny raz. Przedtem w latach 2011-2014 dosiadywał wyrok za rzekome ukrywanie dochodów, które były zagranicznymi grantami, przeznaczanymi na działalność na rzecz praw człowieka na Białorusi. Założone przez Bialackiego Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” zostało zdelegalizowane przez władze jeszcze w 2012 roku i od tego czasu nie mogło legalnie otrzymywać środków zza granicy.

Obrońca praw człowieka został zatrzymany 14 lipca 2021 roku na fali represji po sfałszowanych przez reżim wyborach prezydenckich i masowych protestach Białorusinów. Władze białoruskie uznały go m.in. za winnego finansowania „działań grupowych, rażąco naruszających porządek publiczny”. Tymczasem Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” zapewniało pomoc prawną osobom represjonowanym oraz ofiarom przemocy stosowanej przez białoruskie władze. Od momentu zatrzymania Aleś Bialacki Bialacki przebywa za kratami. Po sfingowanym procesie i niesprawiedliwym wyroku odsiaduje karę 10-ciu lat pozbawienia wolności w kolonii karnej nr 9 w Horkach w obwodzie mohylewskim.

Znadniemna.pl za Belsat.eu, fot.: Facebook.com/SenatRP

W Senacie Rzeczypospolitej Polskiej  8 maja otwarto wystawę, poświęconą białoruskiemu obrońcy praw człowieka Alesiowi Bialackiemu, laureatowi Pokojowej Nagrody Nobla z 2022 roku, a także założycielowi i przewodniczącemu Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”. Aleś Bialacki odsiaduje wyrok 10-ciu lat więzienia w kolonii nr 9 w Horkach

Podczas 91. Nadzwyczajnej Sesji Plenarnej Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi, która odbyła się 7 maja w Mińsku, nowym przewodniczącym episkopatu został wybrany metropolita mińsko-mohylewski arcybiskup Józef Staniewski – poinformował portal catholic.by.

W związku z wygaśnięciem kadencji dotychczasowego przewodniczącego, biskupa witebskiego Olega Butkiewicza nowym przewodniczącym Konferencji Biskupów Katolickich  Białorusi został wybrany metropolita mińsko-mohylewski abp Józef Staniewski. Natomiast wiceprzewodniczącym — biskup witebski Oleg Butkiewicz. Sekretarzem Generalnym jest biskup Jerzy Kosobucki. Od dziesięciu lat jest on biskupem pomocniczym archidiecezji mińsko-mohylewskiej.

Podczas spotkania poruszono także inne aktualne kwestie z życia Kościoła na Białorusi. Spotkanie zakończyło się wspólną modlitwą – czytamy w komunikacie opublikowanym w Mińsku.

Józef Staniewski urodził się 4 kwietnia 1969 roku we wsi Zaniewicze pod Grodnem w polskiej rodzinie Romualda i Heleny Staniewskich. W 1986 roku poszedł do szkoły wojskowo-technicznej, w latach 1987-1989 służył w armii.

W 1990 roku został jednym z pierwszych kleryków katolickiego seminarium duchownego w Grodnie. Święcenia diakońskie przyjął 8 grudnia 1994 roku, a prezbiterskie 17 czerwca 1995 roku z rąk biskupa grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza. Został skierowany do pracy duszpasterskiej w parafii św. Wacława w Wołkowysku, gdzie w latach 1995-1996 był wikarym.

Od 1996 do 1999 roku ks. Józef Staniewski studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie zdobył tytuł magistra prawa kanonicznego. W 1999 roku został prefektem i wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie. W 2000 roku został sędzią sądu biskupiego w Grodnie, a w kwietniu 2005 roku wiceoficjałem tegoż sądu.

W 2001 roku duchowny został członkiem Rady Kapłańskiej diecezji grodzieńskiej. W czerwcu 2005 roku objął kierownictwo Wyższym Seminarium Duchownym w Grodnie. W latach 2007-2013 był odpowiedzialny za przysposobienie duszpasterskie młodych kapłanów na Grodzieńszczyźnie. 12 marca 2012 roku papież Benedykt XVI podniósł go do rangi prałata.

29 listopada 2013 roku papież Franciszek wybrał księdza prałata Józefa Staniewskiego na biskupa pomocniczego diecezji grodzieńskiej i biskupa tytularnego Tabaikary. Święcenia biskupie przyjął 1 lutego 2014 roku. 3 czerwca 2015 roku Konferencja Katolickich Biskupów Białorusi wybrała go na swojego sekretarza generalnego.

14 września 2021 roku papież Franciszek wybrał biskupa Józefa Staniewskiego na arcybiskupa, metropolitę mińsko-mohylewskiego.

Znadniemna.pl/catholic.by/fot.: catholic.by

Podczas 91. Nadzwyczajnej Sesji Plenarnej Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi, która odbyła się 7 maja w Mińsku, nowym przewodniczącym episkopatu został wybrany metropolita mińsko-mohylewski arcybiskup Józef Staniewski – poinformował portal catholic.by. W związku z wygaśnięciem kadencji dotychczasowego przewodniczącego, biskupa witebskiego Olega Butkiewicza nowym przewodniczącym Konferencji Biskupów Katolickich 

8 maja obchodzimy 79. rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie i Dzień Zwycięstwa. Święto to zostało ustanowione w 2015 r. dla upamiętnienia zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Jednocześnie zostało zniesione Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności, nazywane Dniem Zwycięstwa. Obchodzone było 9 maja zgodnie z dekretem komunistycznych władz z 1945 r.

II wojna światowa zakończyła się  w Europie podpisaniem aktu bezwarunkowej kapitulacji Niemiec 8 maja 1945 r. o 22:43 czasu środkowo-europejskiego w dzielnicy Karlshorst w Berlinie. Akt wszedł w życie o 23:01 i wtedy nastąpiło przerwanie działań wojennych. Dzień wcześniej, 7 maja 1945 r., w kwaterze głównej Alianckich Sił Ekspedycyjnych gen. Dwighta Eisenhowera w Reims we Francji, podpisano pierwszą kapitulację nazwaną później wstępnym protokołem kapitulacyjnym.

Kapitulacja III Rzeszy oznaczała oficjalny koniec wojny w Europie, nadal toczyły się jednak walki z Japonią. Dopiero jej kapitulacja 2 września 1945 r. zakończyła ostatecznie II wojnę światową. Uczestniczyły w niej 72 państwa, w ciągu 6 lat zginęło, według niektórych szacunków, ponad 75 mln osób. Polska straciła ponad 6 mln obywateli, w tym około 3 mln pochodzenia żydowskiego. Polskie Siły Zbrojne uczestniczyły w większości kampanii wojennych i bitew II wojny światowej: w zachodniej i południowej Europie, Afryce Północnej, a od końca 1943 r. również na froncie wschodnim.

W lipcu i sierpniu 1945 r. w Poczdamie przywódcy Stanów Zjednoczonych, ZSSR i Wielkiej Brytanii ustalili zasady polityki wobec Niemiec. Kapitulacja położyła kres rządom niemieckiej narodowo-socjalistycznej ideologii. W wyniku ustaleń poczdamskich Polska znalazła się w sowieckiej strefie wpływów, a na odzyskanie niepodległości musiała czekać aż do 1989 r.

Senat dwukrotnie podejmował uchwały upamiętniające zakończenie II wojny światowej, składając w ten sposób hołd „żołnierzom wszystkich armii alianckich i Polakom – żołnierzom, uczestnikom ruchu oporu, członkom Polskiego Państwa Podziemnego, ludności cywilnej – ofiarom II wojny światowej”.

Senatorowie podkreślali, że wojna ta przyniosła nie tylko śmierć i zniszczenie, ale także spustoszenie duchowe, zwątpienie w człowieczeństwo i jego podstawowe wartości. W uchwale z okazji 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej senatorowie podkreślili jednak, że „tych blisko sześć tragicznych lat było także wielką i zwycięską próbą ludzi i ich charakterów w walce o wolność, godność, solidarność, o wierność zasadom i o narodowy honor”.

W uchwałach przypominano, że Polska była jedynym krajem okupowanym przez III Rzeszę, w którym nie utworzono kolaboracyjnych struktur władz państwowych, politycznych i wojskowych, istniał zaś największy i najsilniejszy ruch oporu w Europie, z ewenementem na skalę światową – Polskim Państwem Podziemnym i jego konspiracyjnymi siłami zbrojnymi – Armią Krajową. Polska była też jednym z nielicznych krajów okupowanej Europy, w którym za pomoc Żydom groziła kara śmierci, a pomimo tego to Polaków jest najwięcej wśród osób, którym przyznano odznaczenie „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” za ratowanie Żydów.

W ocenie Senatu podjęty w tych niezwykle trudnych warunkach wojenny wysiłek żołnierza i społeczeństwa polskiego w znaczący sposób przyczynił się do pokonania III Rzeszy. Rozgromienie Niemiec nie zwróciło jednak Polakom wolności. „Jałtańska umowa wielkich mocarstw pozostawiła Polskę w sowieckiej strefie wpływów i odebrała Polakom prawo suwerennego decydowania o własnym losie. Polacy nie poddali się i wywalczyli rzeczywistą niepodległość po 1989 r.” – czytamy w uchwale z 2020 r.

 Znadniemna.pl za Senat.gov.pl

8 maja obchodzimy 79. rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie i Dzień Zwycięstwa. Święto to zostało ustanowione w 2015 r. dla upamiętnienia zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Jednocześnie zostało zniesione Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności, nazywane Dniem Zwycięstwa. Obchodzone było 9 maja zgodnie z dekretem

Minęła 97. rocznica urodzin wybitnego grodnianina Feliksa Zandmana, znakomitego fizyka i wynalazcy, założyciela i współwłaściciela Vishay Intertechnology, jednego z największych światowych producentów podzespołów elektronicznych.

Feliks Zandman urodził się 7 maja 1927 roku w rodzinie Aarona Zandmana i Gieni z Freidowiczów w Grodnie. Jego ojciec, absolwent Uniwersytetu Wiedeńskiego, był doktorem  nauk ścisłych i socjalistycznym syjonistą, wyznającym idee sprawiedliwości społecznej. Feliksa wysłano zdobywać wykształcenie do żydowskiego gimnazjum Tarbut, w którym podstawowe przedmioty wykładano w języku hebrajskim, aby wpoić gimnazjalistom idee syjonizmu.

W wieku 14 lat, po napaści Niemiec na ZSRR, w październiku 1941 roku, Feliks wraz z rodzicami, siostrami, dziadkami i innymi bliskimi trafił do getta w Grodnie. Rok późnej  rodzinę przeniesiono do obozu przejściowego w podgrodzieńskiej wsi Kielbasino. Stąd istniała tylko jedna droga – do obozu zagłady, w którym czekała gwarantowana śmierć. Wszyscy krewni Feliksa rzeczywiście później zginęli w Holokauście. On sam natomiast kilkakrotnie podejmował próby ucieczki z getta. Któregoś dnia mu się to udało i chłopiec opuścił miasto.

Po pomoc zwracał się do wielu znanych mu Polaków, ale ci najczęściej nawet nie wpuszczali go na próg. Przeżył dzięki Annie i Janowi Puchalskim, polskiemu katolickiemu małżeństwu, mieszkającemu z pięciorgiem dzieci we wsi Wielka Łososna na obrzeżach Grodna. Anna Puchalska przed wojną pracowała jako dozorczyni na daczy rodziny Freidowiczów, z których pochodziła matka Feliksa. Jedną ze swoich córek Anna urodziła w szpitalu żydowskim, pobyt w którym na własny koszt zapewniła jej   babcia Feliksa – Tema Freidowicz. W lutym 1943 roku, ryzykując życiem, Anna spełniła dług wdzięczności wobec babci Feliksa – Temy. Ukryła go w jej wiejskim domu, w którym mieszkała sama z rodziną. Anna wpuściła chłopca do domu ze słowami: „Będę cię ukrywała, dopóki będzie trwać wojna. To mój obowiązek wobec twojej babci. Była dla mnie bardzo dobra i pomogła mi w kłopotach. Zostałeś mi zesłany przez Boga, gdyż mam okazję odwdzięczyć się twojej babci”.

Puchalscy byli gorliwymi katolikami, ale nie ufali miejscowemu wikariuszowi. Przez cały okres okupacji niemieckiej, udzielali schronienia Żydom, regularnie łamiąc obowiązek szczerej spowiedzi i milcząc na temat ratowanych przez siebie Żydów.

„Ona jest aniołem – wspominał swoją zbawczynię Annę Puchalską Zandman. „Ludzie tak się nie zachowują” – dodawał. Oprócz Feliksa Puchalscy uratowali bowiem jego wuja Sendera Freidowicza i trzech innych Żydów.

 Pięcioro w dole o powierzchni dwa metry kwadratowe

Miejscem, w którym ukrywani spędzili 17 miesięcy, a dokładnie 500 dni, był dół, wykopany wedle projektu wujka Sendera, będącego inżynierem. Był to schron o długości 170 cm, szerokości 150 cm i głębokości 120 cm, czyli zajmujący  powierzchnię nieco ponad 2 metry kwadratowe pod sypialnią gospodarzy. „Mieściliśmy się tam (kiedy było nas pięciu) w sposób następujący – troje leżało na podłodze po tej samej stronie, jeden kucał, i jeszcze jeden schylony siedział na wiadrze. Co dwie godziny zmienialiśmy pozycje. Raz dziennie Anna przynosiła nam jedzenie i wynosiła wiadro ze wydalinami” – wspominał w jednym z wywiadów Feliks Zandman. Chowający się w schronie jak szprotki w puszce ludzie mogli oddychać  w nim powietrzem dzięki zaprojektowanej przez wuja Sendera i wyprowadzonej na zewnątrz rurze.

Pomimo trudnych warunków  – siedemnastu miesięcy w ciemności, wilgoci i bez ruchu, stosując się do wprowadzonych przez wuja Sendera rygorystycznych zasad, ocaleni potrafili utrzymać ze sobą dobry kontakt, wyszli z dołu pozostając przyjaciółmi i zachowując przyjazne relację do końca życia.

Feliks wspominał ,że siedząc w dole, ciągle odtwarzał w myślach wiersze  – m.in. Puszkina i Lermontowa. Wujek Sender z kolei odtwarzał z pamięci podręczniki z nauk ścisłych.  W ten sposób nauczył Feliksa algebry, geometrii, trygonometrii i fizyki. Dla ćwiczącego pamięć chłopca nauka w ciemnościach nie sprawiała na szczęście szczególnych trudności. Wszystkiego uczył się bowiem na pamięć. Już wtedy wujek Sender zrozumiał, że ma do czynienia ze zdolnym uczniem. Matematyka, fizyka – wszystko dawało się chłopcu łatwo. Pozwoliło to Feliksowi po wojnie w ciągu trzech lat zaliczyć po trzy klasy średniej szkoły i ukończyć 10-letnią szkołę w Gdańsku. Jak później wspominał  sam Feliks, wszystkie jego patenty, odkrycia i pomysły na napisanie przyszłych podręczników zaczęły się w dole pod sypialnią państwa Puchalskich

W połowie 1944 roku armia radziecka przepędziła z Polski Niemców. Feliks wraz z wujem przeniósł się na polskie Pomorze – do Gdańska. Tutaj Feliks zdał maturę. Obawiając się wciąż zdarzających się w Polsce antysemickich pogromów, Feliks wraz z wujem wyemigrowali do Francji.

Pierwsze sukcesy we Francji

Feliks Zandman, nie znający przed emigracją języka francuskiego, wstąpił i znakomicie ukończył Uniwersytet w Nancy, jeden z najstarszych uniwersytetów we Francji. W 1949 roku, uhonorowano go tytułem „studenta stulecia” i wypuszczono z uczelni z dyplomem z fizyki i technologii oraz dyplomem z Inżynierii mechanicznej.

W tym samym czasie żydowski młodzian rodem z Grodna studiował na Politechnice Grande école d’ingénieurs, a  w 1953 roku obronił  doktorat z fizyki na Uniwersytecie w Sorbonie z zakresu „deformacyjnych zachowań tworzyw sztucznych” i opracował „nową metodę oraz unikalną technologię pomiaru naprężeń w metalowych konstrukcjach.

Był to początek etapu wynalazczości w karierze zdolnego uczonego. Feliks wpadł na błyskotliwy pomysł wykorzystywania fotosprężystości do pomiaru naprężeń w konstrukcjach mechanicznych. Pomysł polegał na przyklejeniu do metalu przezroczystego plastiku albo pokrycia nim metalowej konstrukcji. Cienka powłoka z tworzywa sztucznego rozciąga się, kurczy lub zgina się w taki sam sposób jak metal, do którego została przymocowana. Zwija się również w sposób identyczny do tego jak robi to powierzchnia metalu, umożliwiając tym samym fiksację zmian w  samym metalu.

Część tych badań została już opisana w obronionej przez Feliksa  rozprawie doktorskiej. Ponieważ nie mógł znaleźć materiałów plastikowych, dokładnie spełniających jego wymagania, zaczął je przyrządzać samodzielnie. Ponadto musiał opracować odpowiednie przyrządy pomiarowe i podstawę matematyczną swojego systemu. Z biegiem czasu Feliks zauważył, że tak naprawdę opracowuje nie jeden wynalazek, lecz zupełnie niespotykaną dotąd technologię, dla której wymyślił nazwę handlową PhotoStress.

Kiedy amerykańskie firmy zaczęły przechodzić na aluminiowe bloki w silnikach, przez dwa lata nic im nie wychodziło. Bloki te rozpadły się na autostradach i po testach w laboratoriach. Amerykanie nie dawali sobie rady z tym problemem przez dwa lata. Zandman rozwiązał go w dwa dni. Jego nazwisko stawało się sławne. Został uhonorowany najwyższym odznaczeniem Francji, stając się Kawalerem Legii Hoym norowej. Ale jego główne odkrycie było dopiero przed nim.

W latach 1950-1953 Zandman piastuje stanowisko sekretarza ds. badań we francuskim Narodowym Centrum Badań Naukowych (CNRS). W latach 1953-1955 – kieruje Laboratorium Analiz Naprężeń i jest kierownikiem Działu Badań w SNECMA (fabryka silników odrzutowych).

W latach 1954-1957 nasz bohater wykładał we francuskiej szkole inżynierii lotniczej Ecole de l’Air, a następnie przez kilka lat pracował we francuskim przemyśle lotniczym. Stał się odnoszącym sukcesy badaczem, cieszącym się zasłużonym autorytetem wśród naukowców i inżynierów.

 Oferta zatrudnienia w USA

W 1956 roku, będąc u szczytu swoich sukcesów we Francji, młody naukowiec przyjął ofertę wyjazdu do Stanów Zjednoczonych w celu podjęcia pracy. Propozycja ta otwierała przed nim o wiele większe możliwości, niż te, które miał we Francji. Feliks Zandman  zrealizował swoje „amerykańskie marzenie” w pełni. Jego sukces w USA okazał się kilkadziesiąt razy większy niż osiągnięcia, których dokonał we Francji. W USA Zandman otrzymał stanowisko Dyrektora Badań Podstawowych w Tatnall Measuring Systems Co., będącej oddziałem koncernu Budd, w którym Zandman opracował swoją metodę „fotostresu” i wpadł na pomysł stworzenia miniaturowych i wytrzymałych rezystorów (czyli – wymyślił, jak można zwiększyć wartość rezystancji bez zwiększania rozmiaru).

Feliks, jak wielu geniuszy, swój genialny pomysł dotyczący zwiększenia oporu, spisał na serwetce, a teraz serwetka ta stała się eksponatem i jest przechowywana pod szkłem w muzeum Smithsonian Institution w Nowym Jorku. Jej wartość szacuje się na 350 milionów dolarów. Świadczy to o tym, jak wysoko branża doceniła wynalazek Zandmana.

Jednak koncern Budd nie uważał tego biznesu za obiecujący. Po opracowaniu całkowicie nowej konstrukcji precyzyjnych rezystorów Zandman zwrócił się do szefa koncernu z propozycją uruchomienia ich produkcji. Pan Budd, zauważył jednak, że najpierw trzeba zbadać, czy będzie na rynku popyt na te produkty i przydzielił do tego dwóch specjalistów ds. marketingu, którzy szybko doszli do wniosku, że na rezystory Zandmana rynku brak. Zandman próbował jeszcze udowadniać, że należy stworzyć dla nich rynek, że jakość tych produktów z nawiązką pokryje ich wyższą cenę. Ale pan Budd odmówił finansowania tego projektu.

W tej sytuacji Zandmanowi  nie pozostawało nic innego, jak tylko stworzyć niezależną od Budda firmę i samemu zostać biznesmenem.

Pracując nad stworzeniem firmy, w latach 1958-1966 Zandman wykładał analizę stresu na różnych uniwersytetach (MIT, UCLA, Wayne State University).

 Własna firma

22 lutego 1962 roku Feliksowi  Zandmanowi wreszcie się udało – stworzył własną firmę Vishay Intertechnology (Malvern, Pensylwania, USA), która zaczęła produkować jego rewolucyjny wynalazek w dziedzinie elektroniki – ultraprecyzyjny rezystor cienkowarstwowy.

Na początku lat 70. Vishay zbudowała swoją pierwszą fabrykę w Izraelu, a w połowie lat 80-tych stała się jednym z największych na świecie dostawców precyzyjnych dyskretnych urządzeń półprzewodnikowych i pasywnych komponentów elektronicznych. Jednocześnie firma rozpoczęła przejmowanie powiązanych przedsiębiorstw w celu rozszerzenia produkcji w swojej branży i wejścia w powiązane nisze rynkowe. Wśród nich znalazły się tak duże firmy, jak Dale Electronics (USA), Draloric (Niemcy) i Sfernice (Francja).

W wyniku tych przejęć pod koniec lat 80. Vishay przejął kontrolę nad jedną trzecią amerykańskiego i około 40procent europejskiego rynku rezystorów. W 1993 roku firma Vishay znalazła się na sporządzanej przez magazyn Fortune liście 500 największych firm w Stanach Zjednoczonych, pod względem przychodów. Później nastąpiło przejęcie działalności w zakresie produkcji półprzewodników od firmy Temic (kontrolującej Telefunken i większość Siliconix).  W 2001 roku przejęcie biznesu IK-optoelektroniki od Infineon oraz produkcji dyskretnych półprzewodników od General Semiconductor umożliwiło firmie Vishay wejść na rynek dyskretnych półprzewodników, przełączników analogowych oraz rynek optoelektroniki.

W październiku 2009 roku firma Vishay ogłosiła utworzenie spółki zależnej Vishay Precision Group, specjalizującej się w technologii produkcji i zastosowaniu precyzyjnych komponentów cienkowarstwowych w takich obszarach, jak mikropomiary, czujniki, proces ważenia i inne.

 Zemsta za Holokaust

Za zwieńczenie swojej błyskotliwej kariery Zandman uważał zakup przedsiębiorstwa, będącego symbolem hitlerowskich Niemiec i potęgi technicznej III Rzeszy – firmy Telefunken, która w czasie wojny zapewniała łączność dla całej niemieckiej machiny wojenej.

Zakup Telefunkena stał się dla żydowskiego chłopaka rodem z Grodna symbolem zemsty.

On, który z winy Niemców stracił całą rodzinę, teraz dawał pracę ich potomkom, od jego woli zależało ich chleb powszedni. Feliks wraz ze swoim kompanem – kuzynem Alfredem P. Slanerem, nazwali firmę Vishay na pamiątkę babci Feliksa, która urodziła się w małym miasteczku Veisiejai na Litwie (mówiący w jidysz Żydzi nazywali Veisiejai na swój sposób – Visha) i zmarła tragicznie wraz z innymi bliskimi Feliksa i Alfreda w Holokauście.

Pod kierunkiem Zandmana firma Vishay stała się globalną korporacją, zatrudniającą ponad 29 000 pracowników i posiadającą zakłady produkcyjne w 23 krajach świata – w obu Amerykach, Azji, Europie i Izraelu, a także mająca autoryzowane biura sprzedaży na całym świecie.

Dr Zandman był dyrektorem generalnym firmy od chwili jej powstania do 2004 roku, a w latach  1962-1998  piastował  w niej funkcję prezesa zarządu.

 Udoskonalenie Merkavy

Feliks Zandman na prośbę Israela Tala, głównego projektanta izraelskiego czołgu Merkava, bezpłatnie zmodernizował działo czołgu, co radykalnie zwiększyło jego celność strzelania i sprawiło, iż ta  maszyna bojowa stała się jednym z najlepszych czołgów świata. Wieża działa Merkavy wygina się pod wpływem różnicy temperatur pomiędzy jej górną i dolną częścią. Zandman wpadł na pomysł rękawa termicznego, który przenosi ciepło z góry lufy działa na jego dół. To świetny przykład nieszablonowego myślenia: zamiast izolować wieżę, wykorzystuje się  ją jako przewodnika ciepła. Wieża wyposażona jest w tuleję termiczną, która umożliwia rozprowadzenie ciepła słonecznego po całej jej powierzchni, co znacznie zmniejsza ugięcie wieży i zwiększa jej celność.  Swój wynalazek Zandman podarował państwu Izrael.

Dr Zandman posiadał 71 patentów – amerykańskich i w innych krajach – na wynalazki z zakresu fotoelastyczności, rezystorów naprężeniowych, rezystorów, potencjometrów i półprzewodników. Opublikował liczne prace naukowe, trzy podręczniki i autobiografię  pt. „Nigdy nie byłem. Ostatnia podróż”.

Jego podręczniki do fizyki są używane na wielu uniwersytetach i nawet zostały przetłumaczone na język chiński.

W oparciu o pomysły Zandmana stworzono precyzyjny rezystor cienkowarstwowy i miniaturowe kondensatory, bez których nie sposób dziś wyobrazić sobie działanie telefonów komórkowych, komputerów personalnych oraz systemów elektronicznych, w które wyposażone są samoloty i rakiety…

Każdy współczesny telefon komórkowy zawiera części, stworzone w fabrykach Zandmana lub przy wykorzystaniu wynalezionej przez niego technologii.

Feliks Zandman był nie tylko genialnym inżynierem i wynalazcą. Był także poliglotą – mówił biegle sześcioma językami: jidysz, hebrajskim, polskim, francuskim, angielskim i rosyjskim. W 1994 roku będąc obywatelem Stanów Zjednoczonych (a wcześniej – Polski i Francji) przyjął obywatelstwo Izraela.

W nowej ojczyźnie przyjął między innymi stanowisko członka Rady Opiekuńczej Uniwersytetu w Tel Awiwie.  A w 2004 roku na uniwersytecie otwarto Zandman-Slaner School of Graduate Studies in Engineering, w której postawiono pomnik Holokaustu, autorstwa rzeźbiarki Vardy Göran, podarowany uniwersytetowi przez małżeństwo Zandmanów – Rutę i Feliksa.

 Nauki babci Temy

Feliks, jako biznesmen, starał się przestrzegać rodzinne tradycje w zakresie działalności charytatywnej, dobroczynności i sprawiedliwości społecznej.  W jego firmie wyznawano między innymi zasadę, że ludzie nie powinni kłamać. Każde naruszenie tej zasady karane było zwolnieniem. Wielką wagę przywiązywał Feliks Zandman do działalności charytatywnej. W tej kwestii trzymał się lekcji swojej babci: „Jedyne, co do nas należy, to to, co daliśmy innym. I to wszystko, co posiadamy” – mówiła. „Jeśli pomogłeś komuś, jeśli zrobiłeś to z serca, jest to coś, czego nikt nie może ci odebrać”.

To właśnie Feliks razem z żoną Rutą sfinansowali renowację synagogi w Grodnie. Urodzony nad Niemnem w grodzie nad Niemnem żydowski chłopak stał się jednym z tych naukowców, którzy wnieśli nieoceniony wkład w nowoczesną technologię, inżynierię i fizykę teoretyczną.

Już będąc odnoszącym sukcesy biznesmenem  ze łzami w oczach wspominał swoje dzieciństwo, zmarłych rodziców, okropności wojny, strach, że wraz z kuzynami i wujkiem zostaną odkryci przez nazistów; studiowanie matematyki w zamknięciu ciemnej otchłani, a po wojnie – pasję do fizyki i wynalazków z zakresu elektroniki.

Feliks Zandman zmarł 4 czerwca 2011 roku w Filadelfii w wieku 83 lat.

Pochowany został w Izraelu. Za osiągnięcia naukowo-techniczne został odznaczony Orderem Zasługi w Dziedzinie Badań i Wynalazczości (Francja, 1960), a w roku 1962 – Medalem Edwarda Longstretha (Instytut Franklina) za opracowanie metody analizy fotosprężystej;

Ponadto był honorowany licznymi nagrodami i tytułami środowiska naukowe oraz branżowe

Pani Ruta Zandman, żona zmarłego doktora Feliksa Zandmana, pracowała dla firmy Vishay jako specjalista ds. public relations od 1993 roku do maja 2011 roku i stale towarzyszyła doktorowi Zandmanowi jako przedstawiciel firmy Vishay.

Ruta Zandman jest prywatnym udziałowcem i dyrektorem spółki od 2001 roku. Syn śp. doktora Felixa Zandmana, Mark Zandman, jest prezesem wykonawczym rady dyrektorów, dyrektorem ds. rozwoju biznesu i prezesem Vishay Israel Ltd., a także dyrektorem ds. rozwoju biznesu w Vishay Intertechnology Inc.

26 czerwca  1986 roku zbawiciele Feliksa Zandmana z Holokaustu  – Anna i Jan Puchalski – zostali uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a 19 października 1987 roku za sprawiedliwe zostały uznane ich córki: Irena, Krystyna i Sabina. Syn państwa Puchalskich przez wiele lat pracował na stanowisku wiceprezesa Vishay Corporation.

Znadniemna.pl na podstawie Białoruska Biblioteka Naukowo-Techniczna, na zdjęciu: wspomnienie o założycielu i mentorze, opublikowane w 10 rocznicę śmierci Feliksa Zandmana na Twitterze Vishay Precision Group, firmy założonej przez bohatera publikacji, fot.: Vishay Precision Group

 

Minęła 97. rocznica urodzin wybitnego grodnianina Feliksa Zandmana, znakomitego fizyka i wynalazcy, założyciela i współwłaściciela Vishay Intertechnology, jednego z największych światowych producentów podzespołów elektronicznych. Feliks Zandman urodził się 7 maja 1927 roku w rodzinie Aarona Zandmana i Gieni z Freidowiczów w Grodnie. Jego ojciec, absolwent Uniwersytetu

Skip to content