HomeStandard Blog Whole Post (Page 77)

Dzisiaj przypada rocznica urodzin Zbigniewa Chmielewskiego, który przyszedł na świat 1 grudnia 1926 roku w miejscowości Słonim (dzisiejsza Białoruś). Jako nastolatek został wywieziony do Norylska w Krasnojarskim Kraju, był więźniem łagrów NKWD. Absolwent Wydziału Reżyserii Łódzkiej Filmówki, terminował u najlepszych – był drugim reżyserem przy filmach Kazimierza Kutza i Tadeusza Konwickiego. Przede wszystkim jednak znalazł swoje miejsce w telewizji jako reżyser kilku znanych, bardzo popularnych w latach 70. i 80. seriali, m.in. „Dyrektorów”, „Daleko od szosy”, „Śladu na ziemi”, „Blisko, coraz bliżej”, które zdobywały nagrody na festiwalach twórczości telewizyjnej i zwyciężały w plebiscytach widzów.

W 1956 r. ukończył studia na wydziale reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Najbardziej znanymi filmami, które wyreżyserował są seriale: „Daleko od szosy” (1976) oraz „Blisko, coraz bliżej” (1983).

Karierę filmową rozpoczął pracą drugiego reżysera na planach filmów Kazimierza Kutza „Krzyż Walecznych” (1958), „Nikt nie woła” (1960), „Ludzie z pociągu” (1961), „Milczenie” (1963) i „Upał” (1964). Był także drugim reżyserem m.in. u Tadeusza Konwickiego, przy jego filmie „Zaduszki” (1961).

„Był niesłychanie skromnym człowiekiem, pracowitym, lojalnym i niekonfliktowym, pozbawionym próżności. Nie nadawał się do zgiełku, nigdy nie pchał się na pierwszy plan. Starał się być właściwie niewidocznym zza kamery. To stanowiło o jego wartości i wdzięku. Bardzo go lubiłem” – mówi o Chmielewski Kazimierz Kutz.

Jako samodzielny reżyser Zbigniew Chmielewski zadebiutował w 1967 r. filmem telewizyjnym „Piękny był pogrzeb, ludzie płakali” z Barbarą Ludwiżanką i Edmundem Fettingiem w obsadzie.

W reżyserskim dorobku Chmielewski miał też m.in. filmy „Tabliczka marzenia” (1968) – wg powieści Haliny Snopkiewicz, „Twarz anioła” (1970) – w którym opowiedział o gehennie dzieci więzionych w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Łodzi, oraz „Operacja Himmler” (1979).

Zrealizował też kilka znanych seriali, m.in.: „Dyrektorzy” (1975), którego akcja rozgrywa się w latach 1957-1972 w zakładzie produkcyjnym Fabel; niezapomniany, wzruszający i kultowy już dziś serial „Daleko od szosy” (1976) z Krzysztofem Stroińskim w głównej roli Leszka Góreckiego, gdzie tematami przewodnimi była migracja ze wsi do miasta, awans społeczny młodego chłopaka i wielka miłość; „Ślad na ziemi” (1978) – o ludziach zatrudnionych na budowie wielkiego zakładu przemysłowego; „Blisko, coraz bliżej” (1983) – sagę rodzinną obejmującą losy śląskiej rodziny na przestrzeni lat 1863-1922, zamieszkałej w małej wiosce pod zaborem pruskim, w miejscu gdzie stykają się granice trzech mocarstw (tzw. trójkąt trzech cesarzy), która mimo postępującej germanizacji potrafi zachować swą tozsamość narodową.

Starał się być niewidoczny zza kamery i to stanowiło o jego wartości i wdzięku – mówi Kazimierz Kutz o zmarłym reżyserze Zbigniewie Chmielewskim.

Był rzadko spotykanym typem reżysera, zaprzeczeniem wielu jakby oczywistych cech reżyserskich, nie pchał się na pierwszy plan, nie lubił zgiełku, był skromny, niekonfliktowy – dodał Kutz.

„Można powiedzieć, że on wyszedł spod mojej ręki, ponieważ u mnie zaczynał. Potem, gdy już się usamodzielnił, radziłem mu, żeby – biorąc pod uwagę jego typ osobowości – nie starał się wchodzić do reżyserii kinowej, lecz żeby zajął się serialami. Uważałem, że w serialach lepiej ujawnią się jego temperament i osobowość. I tak też się stało” – opowiadał Kutz.

W pamięci Kutza Chmielewski zapisał się też jako człowiek, który niezwykle mało mówił innym o swoim życiu osobistym. „Właściwie bardzo trudno było dowiedzieć się, gdzie on żyje, jak żyje, czy jest mu dobrze, czy źle. Zawsze był jakby oddalony, wyciszony” – opowiadał reżyser. „Bardzo go lubiłem” – powiedział Kutz.

Uczciwy, rzetelny i wzbudzający szacunek – mówią o zmarłym reżyserze Zbigniewie Chmielewskim aktorzy, którzy zagrali w jego słynnym serialu „Daleko od szosy”, Krzysztof Stroiński i Andrzej Wichrowski.

Jerzy Woźniak – były, wieloletni rektor łódzkiej „filmówki” – wspomina natomiast niesłychaną skromność Chmielewskiego.

Krzysztof Stroiński, aktor Teatru Powszechnego w Warszawie, odtwórca głównej roli – Leszka Góreckiego – w wyreżyserowanym przez Chmielewskiego serialu „Daleko od szosy”, powiedział, że bardzo wiele zawdzięcza reżyserowi. Dodał, że zawsze był i jest pełen szacunku dla niego.

Z kolei Andrzej Wichrowski, aktor Teatru Jaracza w Łodzi, który w „Daleko od szosy” zagrał brata Leszka – Włodka, wspomina Chmielewskiego jako konkretnego, rzetelnego i uczciwego człowieka. „Praca na planie odbywała się bez zbędnych napięć” – powiedział Wichrowski.

Jerzy Woźniak podkreślił że Zbigniew Chmielewski cieszył się ogromnym szacunkiem kolegów. „Był niesłychanie skromnym człowiekiem, w środowisku specjalnie się nie wyróżniał, bo taka była jego dewiza życiowa” – powiedział. Według Woźniaka, Chmielewski „nie należał do tych artystów, którzy niewiele w życiu zawodowym zdziałali, natomiast potrafili wiele o tym mówić”.

Grób reżysera Zbigniewa Chmielewskiego na Starym Cmentarzu w Łodzi/fot.:wikipedia.org

Zbigniew Chmielewski zmarł 25 lutego 2009 w Łodzi.

Filmografia

* 1988  RODZINA KANDERÓW – reżyseria,
* 1982-1986  BLISKO, CORAZ BLIŻEJ – reżyseria,
* 1979  OPERACJA HIMMLER – reżyseria,
* 1978  ŚLAD NA ZIEMI – reżyseria,
* 1976  DALEKO OD SZOSY – reżyseria oraz scenariusz,
* 1975  DYREKTORZY – reżyseria,
* 1973  PROFESOR NA DRODZE – reżyseria oraz scenariusz,
* 1972  OGŁOSZENIE MATRYMONIALNE – reżyseria oraz scenariusz,
* 1970  TWARZ ANIOŁA – reżyseria oraz scenariusz,
* 1968  TABLICZKA MARZENIA – reżyseria,
* 1967  PIĘKNY BYŁ POGRZEB, LUDZIE PŁAKALI – reżyseria oraz scenariusz,
* 1966  CIERPKIE GŁOGI – drugi reżyser,
* 1965  GORĄCA LINIA – drugi reżyser,
* 1964  UPAŁ drugi – reżyser,
* 1964  OBOK PRAWDY – drugi reżyser,
* 1963  MILCZENIE – drugi reżyser,
* 1962  CZERWONE BERETY – drugi reżyser,
* 1961  ZADUSZKI – drugi reżyser,
* 1961  LUDZIE Z POCIĄGU – drugi reżyser,
* 1960  NIKT NIE WOŁA – drugi reżyser,
* 1958  KRZYŻ WALECZNYCH – drugi reżyser,
* 1958  HISTORIA JEDNEGO MYŚLIWCA – współpraca reżyserska,
* 1958  BAZA LUDZI UMARŁYCH – współpraca reżyserska

Znadniemna.pl za emazury.com/sybiracy/Foto: TVP

Dzisiaj przypada rocznica urodzin Zbigniewa Chmielewskiego, który przyszedł na świat 1 grudnia 1926 roku w miejscowości Słonim (dzisiejsza Białoruś). Jako nastolatek został wywieziony do Norylska w Krasnojarskim Kraju, był więźniem łagrów NKWD. Absolwent Wydziału Reżyserii Łódzkiej Filmówki, terminował u najlepszych – był drugim reżyserem przy

Sto rubli, czyli równowartość 178 złotych – tyle kosztowało biznesmena z Rosji nabycie dawnego pałacu Radziwiłłów w białoruskim Zdzięciole w obwodzie grodzieńskim.

Nieruchomość została sprzedana po licytacji, zorganizowanej przez władze obwodu grodzieńskiego, które od wielu lat poszukiwały nabywcę niszczejącego pałacu. Żadna  poprzednich licytacji nie kończyła się sukcesem, więc podczas ostatniej, do której doszło 29 listopada, cenę wywoławczą ustanowiono na trzy  tak zwane jednostki bazowe, co wynosi 96 rubli białoruskich.

Do licytacji pałacu Radziwiłłów nie zgłosił się żaden kandydat oprócz biznesmena z Rosji, który, aby formalności stało się zadość, podbił cenę wywoławczą za pałac o 4 rubli i zapłacił za wybudowany 270 lat temu obiekt architektoniczny dokładnie 100 rubli białoruskich.

Nabyty przez rosyjskiego biznesmena pałac był własnością rejonu zdzięciolskiego. Całkowita powierzchnia dwukondygnacyjnego budynku w stylu barokowym wynosi 1527 metrów kwadratowych. Główny budynek kompleksu architektonicznego jest podpiwniczony i posiada cztery budynki gospodarcze. Powierzchnia samej działki wokół obiektu wynosi 41 arów. Nabywca pałacu wydzierżawił tę ziemię na 50 lat.

Nabywca pałacu – to biznesmen z Rosji. On sam nie mógł uczestniczyć w aukcji, więc jego interesy reprezentowała Białorusinka Swietłana. Jak powiedziała mediom, jej klient nie urodził się na Białorusi ani nigdy tam nie mieszkał, ale kilkakrotnie odwiedzał ten kraj w celach turystycznych. Podobno ceni sobie historię i „pragnie zachować dziedzictwo kulturowe dla obecnych pokoleń”.

– To, co dokładnie tam się pojawi po renowacji, jest obecnie ustalane i dyskutowane. Jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, że pałac będzie miał wyłącznie charakter społeczny, nie ma mowy o komercjalizacji obiektu. Skoro kiedyś był tam szpital, być może powstanie ośrodek rehabilitacyjny lub inna instytucja pomagająca ludziom – zaznaczyła Swietłana.

Według niej, mimo tego że budynek stał pusty przez ostatnie sześć lat, zachował się w przyzwoitym stanie.

Znadniemna.pl na podstawie Kresy24.pl/nashaniva.com, fot.: 34travel.me

Sto rubli, czyli równowartość 178 złotych - tyle kosztowało biznesmena z Rosji nabycie dawnego pałacu Radziwiłłów w białoruskim Zdzięciole w obwodzie grodzieńskim. Nieruchomość została sprzedana po licytacji, zorganizowanej przez władze obwodu grodzieńskiego, które od wielu lat poszukiwały nabywcę niszczejącego pałacu. Żadna  poprzednich licytacji nie kończyła się

Białoruska prokuratura przekazała sprawę noblisty Alesia Bialackiego do sądu. Przebywającemu za kratami słynnemu obrońcy praw człowieka grozi do 12 lat więzienia. Białoruska opozycja nie ma złudzeń, że sprawa jest kolejną odsłoną politycznych represji reżimu Łukaszenki.

Alesiowi Bialackiemu i dwóm innym białoruskim obrońcom praw człowieka Walancinowi Stefanowiczowi i Uładzimirowi Łabkowiczowi, reżimowa prokuratura zarzuca rzekome działania naruszające porządek publiczny. Mieli się tego dopuścić m.in. organizując pomoc osobom represjonowanym. Data rozprawy nie jest jeszcze znana.

O tym, że Bialacki i jego koledzy, podobnie jak tysiące białoruskich więźniów politycznych nie ma szansy na sprawiedliwy proces jest przekonana Natalia Radzina – białoruska dziennikarka, redaktor naczelna portalu Charter’97. W rozmowie z Polskim Radiem zaznacza, że odpowiedź Zachodu może być tylko jedna – sankcje, bo nic innego nie może wpłynąć na białoruski reżim.

Jak dodaje, należy domagać się uwolnienia zarówno Alesia Bialackiego, ale też wszystkich białoruskich więźniów politycznych, a jest ich około pięć tysięcy. Natalia Radzina podkreśla, że jednocześnie należy pamiętać, iż Łukaszenka to tak naprawdę rosyjska marionetka i dlatego sankcje wobec Rosji ze strony Unii Europejskiej i USA powinny być zsynchronizowane z sankcjami wobec białoruskiego reżimu.

Aleś Bialacki przebywa w areszcie od lipca 2021 roku. Za kratami dowiedział się o przyznanej mu tegorocznej pokojowej Nagrodzie Nobla, którą otrzymał wspólnie z rosyjskim Centrum Obrony Praw Człowieka „Memoriał” oraz ukraińskim Centrum Wolności Obywatelskich.

 Znadniemna.pl za Polskieradio24.pl,na zdjęciach: Aleś Bialacki, Walancin Stefanowicz i Uładzimir Łabkowicz, fot.: hpravy.org

Białoruska prokuratura przekazała sprawę noblisty Alesia Bialackiego do sądu. Przebywającemu za kratami słynnemu obrońcy praw człowieka grozi do 12 lat więzienia. Białoruska opozycja nie ma złudzeń, że sprawa jest kolejną odsłoną politycznych represji reżimu Łukaszenki. Alesiowi Bialackiemu i dwóm innym białoruskim obrońcom praw człowieka Walancinowi Stefanowiczowi

Już trzy miesiące minęły od chwili uwięzienia w mińskim areszcie Akrescina prawosławnego księdza Władysława Bogomolnikowa, który zgodnie z sumieniem chrześcijańskim spełnił swój kapłański obowiązek i odprawił nabożeństwo żałobne za duszę jednej z ofiar łukaszenkowskiej dyktatury – Ramana Bandarenki, zamordowanego 11 listopada 2020 roku.

Ojciec Władysław modlitwą i czynem wspierał także innych prześladowanych na Białorusi opozycjonistów. Prowadził na przykład strajk głodowy na znak solidarności z białoruskim więźniem politycznym Iharem Łosikiem.

31 sierpnia 2022 roku reżim łukaszenkowski postanowił rozprawić się z prawosławnym duchownym i wrzucił ojca Władysława Bogomolnikowa za kraty w areszcie Akrescina. Kapłanowi co 15 dni w sfingowanych posiedzeniach sądowych przedłużają pobyt w areszcie, w którym ojciec Władysław przebywa bez normalnego jedzenia i dostępu do leków oraz opieki medycznej, pokutując od warunków antysanitaryjnych oraz szykan ze strony administracji aresztu i ochroniarzy.

W jednej celi z ojcem Władysławem przebywał przez pewien czas znany białoruski naukowiec Siarhiej Garanin.

Po wyjściu na wolność uczony zaczął bić na alarm, dając świadectwo nieludzkiemu traktowaniu prawosławnego księdza przez łukaszenkowskich oprawców. Według Siarhieja Garanina stan zdrowotny ojca Władysława Bogomolnikowa jest stanem skrajnego wycieńczenia.

„Władysław jest człowiekiem odważnym i trzyma się z godnością, mocno. Wspiera innych.

ONI nie mogą mu niczego zrobić. Nie mogą o nic oskarżyć. To, że odprawił nabożeństwo za Ramana Bandarenkę jest jego obowiązkiem duszpasterskim…

Dlatego ONI GO UNICESTWIAJĄ. Fizycznie.

Zrozumiałem to i napisałem.

Zacząłem krzyczeć z przerażenia i bólu!” – takimi słowami sytuację księdza prawosławnego Władysława Bogomolnikowa opisał na facebooku były współwięzień duchownego Siarhiej Garanin, dodając dla tych, kto mógłby mieć wątpliwości co do sensu jego świadectwa:

„Prawosławnego duchownego Władysława Bogomolnikowa mordują na Akrescina. Jestem tego świadkiem! Słyszycie? Poświadczam to!” – dopisał Siarhiej Garanin, zwracając się do zwierzchnictwa Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej i całego prawosławnego duchowieństwa i apelując o ratowanie ojca Władysława, gdyż każdy, również prawosławny metropolita Beniamin, może za chwilę znaleźć się na jego miejscu.

Znadniemna.pl na podstawie facebook.com

Już trzy miesiące minęły od chwili uwięzienia w mińskim areszcie Akrescina prawosławnego księdza Władysława Bogomolnikowa, który zgodnie z sumieniem chrześcijańskim spełnił swój kapłański obowiązek i odprawił nabożeństwo żałobne za duszę jednej z ofiar łukaszenkowskiej dyktatury – Ramana Bandarenki, zamordowanego 11 listopada 2020 roku. Ojciec Władysław modlitwą

Wschodnie tereny I Rzeczypospolitej, w wyniku rozbiorów wcielone do Imperium Rosyjskiego, określane jako ziemie zabrane, brały udział w kolejnych polskich narodowych powstaniach przeciwko państwu carów. Tak było i w czasie Powstania Listopadowego w latach 1830–1831. Szczególne znaczenie dla jego przebiegu miały działania na Litwie, będącej główną arterią komunikacyjną między Petersburgiem i Królestwem Polskim. Na dzisiejszy dzień przypada 192. rocznica zrywu narodowego.

Dodajmy, że pod pojęciem Litwy rozumiemy obszar przedrozbiorowego Wielkiego Księstwa Litewskiego Rzeczypospolitej Obojga Narodów, połączonego z Polską w jeden mechanizm państwowy Konstytucją 3 maja 1791 r. Jest więc tu Litwa pojęciem szerokim, obejmującym także Wileńszczyznę i dzisiejszą Białoruś.

Vernet Horacy – Polski Prometeusz 1831, Wikimedia Commons

Władze powstania, czyli dyktator gen. Józef Chłopicki i Rada Administracyjna, początkowo nie zamierzały rozszerzać ruchu powstańczego na ziemie zabrane. Dopiero w styczniu 1831 r. wysłano z Warszawy jako emisariusza pochodzącego z Litwy Jakuba Grotkowskiego (uczestnika wojen napoleońskich) z zadaniem porozumienia się z godnymi zaufania obywatelami i przekazania im instrukcji dla Litwy. W swej najważniejszej części brzmiała ona następująco: „Zapewnić osoby, któreby mogły przewodniczyć zbrojnemu działaniu, podzielić kraj na okręgi, te na mniejsze części, naznaczyć wszędzie organizatorów, obliczyć siły i środki, ułożyć wcześniej listę urzędów rewolucyjnych; słowem w trzech guberniach: wileńskiej, grodzieńskiej, mińskiej i przynajmniej w połowie guberni witebskiej, tak przygotować cały dramat zbrojnego powstania, aby w dobrym czasie pozostawało tylko odkryć zasłonę”.

Misja Grotkowskiego zbiegła się z inicjatywami podejmowanymi przez kresowe elity, które – jak się okazało – przeceniały możliwości ośrodka decyzyjnego w Warszawie i sądziły, że wkrótce wojska powstańcze wejdą na Litwę, by przepędzić z niej Moskali. Już na początku lutego 1831 r. zawiązał się w Wilnie tajny związek obejmujący patriotycznie nastawioną szlachtę, elity miejskie i środowisko wileńskich akademików (był wśród nich młody prof. Wincenty Pol, późniejszy poeta i literat). Wspomniana grupa spiskowców sformowała tajny Komitet Główny, który miał kierować ruchem niepodległościowym na Litwie.

Poruszenie na Litwie

Polskie przygotowania do wystąpienia zbrojnego przeciwko Rosji trafiły na podatny grunt, gdyż katolicki lud litewski i znaczna część unickiej ludności dzisiejszej Białorusi także okazywały przychylność dla sprawy polskiej. Składało się na to wiele czynników. W grę wchodziło przywiązanie do idei państwa polskiego, jak też okoliczność, że system władzy carskiej okazał się niezwykle uciążliwy. Co więcej, na koniec marca 1831 r. zapowiedziano pobór rekruta do wojska rosyjskiego. Mieszkańców Litwy ogarnęło gorączkowe oczekiwanie. Wierzono, że walka rozpoczęta w Królestwie Polskim zakończy się zwycięstwem. Powszechne stawało się przekonanie, że „co Polak zaczął – dokończą Litwini”. Nikt poważnie myślący nie zakładał jednak, że Litwa może podjąć samodzielną akcję zbrojną, bez uprzedniego wkroczenia na jej teren wojsk polskich. Śmiała koncepcja płk. Wojciecha Chrzanowskiego, który proponował szybkie uderzenie przez Białystok na rosyjski Korpus Litewski, co w konsekwencji mogło przenieść działania powstańcze za Niemen, została jednak odrzucona przez dyktatora powstania – gen. Chłopickiego.

W pierwszych miesiącach polskiego powstania władze rosyjskie zaprowadziły na Litwie stan wojenny; wielu co znaczniejszych obywateli wywieziono w głąb imperium pod zarzutem podejrzenia o udział w spisku. Na ludność wiejską spadł ciężar wyżywienia i obsługi wojsk rosyjskich przewalających się przez Litwę do Królestwa Polskiego. Mieszkańcom odbierano wszelką broń, nawet myśliwską. Prowokacja przeprowadzona przez Nikołaja Nowosilcowa, kuratora wileńskiego okręgu szkolnego, doprowadziła do zdekonspirowania spisku w Wilnie (spiskowcy wraz z prowokatorem Wincentym Kudrewiczem zostali ujęci i straceni). Zdarzenie to nie przerwało jednak rozszerzania się sieci organizacji podziemnej.

Do pierwszego wystąpienia doszło w lutym 1831 r. w powiecie telszewskim, gdzie wieśniacy prowadzeni przez szlachcica Borysewicza i włościanina Giedryma powstali zbrojnie przeciwko Rosjanom. To nieprzygotowane i przedwczesne wystąpienie musiało zakończyć się porażką. Powstańców zaatakowały rosyjskie siły wojskowo-policyjne, które wyparły ich do Prus, gdzie zostali rozbrojeni i przekazani władzom carskim.

„Dla otrzymania swobody”

Datę wybuchu powstania na Litwie zdeterminował wspomniany już pobór do armii rosyjskiej, wywołujący wrzenie wśród włościan. Nie bez znaczenia było to, że większość sił rosyjskich została przesunięta do Królestwa Polskiego. Silny, kilkutysięczny garnizon znajdował się tylko w Wilnie, załogi w miastach powiatowych były stosunkowo słabe.

Cezary Plater, wódz powstańców żmudzkich

Pierwsza powstała Żmudź. W trzeciej dekadzie marca 1831 r. powstanie wybuchło w pięciu powiatach żmudzkich i szybko rozszerzyło się na inne tereny. Powstańcy opanowali Rosienie 26 marca i zdobyli transport broni pod Janiszkami, 28 marca wkroczyli do Telszy, Szawli i Poniewieża, 2 kwietnia – do Janowa Trockiego i Upity. Wincenty Matuszewicz na czele uzbrojonych chłopów zdobył Troki 3 kwietnia, a 7 kwietnia w rękach powstańców znalazł się Wiłkomierz. Opanowali oni też Bejsagołę. Pierwsze uderzenie powstańcze na Połągę zostało odparte przez Rosjan, ale już 5 kwietnia to ważne nadmorskie miasto zostało zdobyte – tyle że przejściowo. Wszędzie rozbrajano rosyjskie garnizony. W Dusiatach koło Jeziorosów sztandar powstania podniosła Emilia Plater, skupiając wokół siebie licznych ochotników (później stała się zmitologizowanym symbolem powstania na Litwie).

Emilia Plater

4 kwietnia 1831 r. powstał powiat oszmiański – garstka spiskowców po krótkim starciu przełamała opór garnizonu rosyjskiego w Oszmianie (zdobyto trzysta karabinów). Na początku kwietnia do powstania przystąpił powiat wileński; zdobyto tu prawie wszystkie miasteczka. 11 kwietnia ruszył do boju powiat święciański – zdobyto Święciany (podczas walki poległ ks. Onufry Łabuć, kapelan powstańczy). W tym też czasie podniósł się do boju powiat brasławski. Powstanie rozpoczęło się również w guberni mińskiej, gdzie 15 kwietnia zdobyto Wilejkę, a w kilka dni później Mołodeczno i Radoszkowice, 25 kwietnia zaś – Głębokie.

Tak początek ruchu powstańczego charakteryzował rosyjski historyk wojskowości, Aleksandr Puzyrewski: „Przykład Rosień znalazł naśladowców w innych miejscowościach Żmudzi, a powstanie niebawem szerzyć się zaczęło z powiatu do powiatu, dopóki na koniec nie owładnęło Litwą. Wszędzie uwalniano rekrutów i więźniów, urzędników ruskich brano do niewoli, niektórych pozbawiano życia, zabierano broń i kasy, pojawiły się kokardy trójkolorowe, proklamacye itp. […]
Do rozwoju powstania przyczynił się nadto błąd administracji miejscowej [rosyjskiej], która nie rozumiała jego znaczenia, nie przedsięwziąwszy żadnych środków zapobiegawczych, zabrała się od razu do srogości, upatrując jedynie w niej ratunek i nie wprowadzając odpowiedniego zarządu w powiatach”.

Przystąpiono do intensywnych prac organizacyjnych. Na Żmudzi utworzono lokalny rząd powstańczy kierowany przez Włodzimierza Gadona, weterana Powstania Kościuszkowskiego. Funkcję naczelnika żmudzkich sił zbrojnych powierzono Onufremu Jacewiczowi. Zarządzono pobór (jeden piechur z dwóch dymów, kawalerzysta – z dziesięciu dymów). Jednak znaczną część powstańczego wojska stanowili ochotnicy. Oficerowie powstańczy wspominali później, że liczni włościanie wstępujący w szeregi powstańcze domagali się, by w wykazach odnotowano, że do powstania przystąpili dobrowolnie (w grę mogły wchodzić tu zarówno odczucia patriotyczne, jak i słuszne przekonanie, że ochotnicy otrzymają na własność ziemię od władz polskich po zwycięskim zakończeniu walk). W krótkim czasie przez szeregi powstańcze przewinęło się ponad 20 tys. ludzi, dla których brakowało jednak broni.

Znaczna część uczestników ruchu powstańczego szła do boju jedynie z pikami lub kosami osadzonymi na sztorc. W wyposażeniu strzelców przeważała broń myśliwska. Brakło jednolitej organizacji zmobilizowanych sił i umundurowania. Dzisiejszych badaczy ekscytują specyficzne mundury różnych elitarnych grupek w rodzaju „Desperatów”, „Huzarów Kupścia”, „Złotej Chorągwi” czy „Gerylasów”, jednak większość powstańców była umundurowana w swe codzienne, cywilne – samodziałowe i lniane stroje, kożuchy, sukmany itp. W miarę rozwoju działań zastępowano je niekiedy zdobycznymi mundurami rosyjskimi.

Tak rozwój ruchu powstańczego, o dziwo – na ogół zgodnie z rzeczywistością – opisał historyk rosyjski: „[…] oddziały tworzyły się zwykle u obywateli, w ich majątkach; ksiądz występował z mową, w której wzywał parafian do zbrojenia się przeciw Moskalom – słuchacze zaś, po większej części posiadacze ziemscy, wraz z dworskimi swymi chwytali broń i tym sposobem wytwarzało się jądro partyi, do której następnie przyłączali się i wieśniacy, bądź dobrowolnie, bądź pod przymusem [sic!], a udział tego wiejskiego żywiołu w litewskim powstaniu czynił je poważniejszym i obszerniejszym, niż powstania na Wołyniu i Podolu, których uczestnikiem była wyłącznie prawie szlachta z niewielkim mieszczaństwa współudziałem”.

Idee przyświecające powstańczym dowódcom i panujące wśród nich nastroje oddają wytworzone wówczas podstawowe dokumenty i proklamacje. Nader charakterystyczna w tym względzie jest Uchwała powiatu rosieńskiego:

W imię Boga Wszechmogącego, Amen.

My obywatele i wszyscy Mieszkańcy Powiatu Rosieńskiego ciemiężeni, równie z dalszymi współrodakami, jarzmem niewoli niesprawiedliwego i wiarołomnego rządu imperatorsko-rosyjskiego, jęliśmy się oręża w duchu jedności z Królestwem Polskim. – Po stoczeniu walk wielokrotnych z napastniczemi zastępami samowładcy, chcąc utrzymać porządek i bezpieczeństwo wewnętrzne, i działaniom dalszej obrony skuteczniejszy nadać kierunek, oświadczamy i stanowimy co następuje:

Nie mamy żadnej nienawiści do Rosjan, których i owszem znając pałających, tak jako i My, żądzą wolności, kochamy jako jednoplemienne z nami pokolenie i osiągnięcia tejże wolności im życzymy.

Walczymy i walczyć do upadłego będziemy przeciwko samowładztwu Rosji, jedynie dla skruszenia kajdan niewoli Naszej, i dla otrzymania swobody żyć i umierać pod panowaniem prawa i sprawiedliwości, służących dla wszystkich Stanów, Wyznań i Mieszkańców ziemi Naszej.

Walcząc w duchu zupełnej jedności życzeń i zamiarów ze Współbraćmi Królestwa Polskiego, rząd tegoż Królestwa, jaki istnieje od czasu Jego powołania, uznajemy za wspólny dla Nas i temuż Rządowi całkowitą oświadczamy uległość.

W połowie kwietnia 1831 r. ruch powstańczy na Litwie objął dziesięć powiatów guberni wileńskiej i dwa mińskiej – aż pod Witebsk. Powstańcy przerwali komunikację między Petersburgiem i Berlinem. Powstanie na Litwie wstrzymało dowóz zaopatrzenia dla walczącej w Królestwie armii Iwana Dybicza i związało znaczne siły rosyjskie (prawie 40 tys. żołnierzy). W kwietniu i maju Rosjanie nie byli w stanie przesunąć do Królestwa ani jednego batalionu „zablokowanego” na Litwie. W ten sposób powstanie litewskie, jak oceniali to niektórzy historycy, stawało się groźniejsze dla carskiego imperium aniżeli działania na głównym teatrze wojny w Królestwie. Największe skupiska sił powstańczych znajdowały się na Żmudzi (Onufry Jacewicz, Ezechiel Staniewicz, Włodzimierz Gadon), w Kowieńskiem (Karol Załuski, Gabriel Ogiński, Maurycy Prozor, Hipolit Łabanowski), na lewym brzegu Niemna na południe od Kowna (Karol Szon i Antoni Puszet), w rejonie Trok (Wincenty Matuszewicz, akademicy wileńscy Gerarda Gronostajskiego), w Oszmiańskiem (Karol Przeździecki), Dzisneńskiem (Walenty Brochocki) i Mińskiem (Stanisław Radziszewski).

Ezechiel Staniewicz, wódz powstańców rosieńskich

Przesilenie

Po chwilowym zaskoczeniu Rosjanie wprowadzali do walki nowe siły. Powstańcy – przepełnieni duchem bojowym, lecz niewyszkoleni i słabo uzbrojeni – mieli szanse na zwycięstwa jedynie w działaniach typowo partyzanckich. Natomiast w otwartej konfrontacji w polu ulegali regularnej armii rosyjskiej. Pierwsze porażki poniosły siły powiatu rosieńskiego już 30 marca 1831 r. pod Ejragołą i 8 kwietnia pod Widuklami (w pierwszej z wymienionych walk o ich klęsce przesądził ogień artylerii rosyjskiej już na początku bitwy). Więcej szczęścia miały siły powiatu rosieńskiego liczące ok. 2 tys. ludzi, odbijając 10 kwietnia ponownie Rosienie z rąk Rosjan, i 13 kwietnia, gdy pod Poświęciem pokonały oddział znanego z brutalności płk. Bartholomey i wyparły go za granicę z Prusami.

Niepomyślnie potoczyła się natomiast walka 5 kwietnia 1831 r. nad Szyrwintą w Wiłkomierskiem, skąd licząca półtora tysiąca bagnetów rosyjska kolumna zdołała przedrzeć się do Wilna (polski dowódca, wspomniany Łabanowski, zawierzywszy Moskalom podczas pertraktacji, wpadł w ich ręce i został stracony w Wilnie). Następnego dnia atak na Kowno kilku tysięcy powstańców – podzielonych na trzy kolumny dowodzone przez księcia Ogińskiego, Maurycego Prozora, Karola Szona i Antoniego Puszeta – przeprowadzony w sposób nieskoordynowany i chaotyczny, zakończył się całkowitą porażką i odwrotem. Taki sam finał miały działania Szona i Puszeta na południowym brzegu Niemna, którzy, choć początkowo odnosili drobne sukcesy, zostali rozbici. Atak ich oddziałów, liczących 4 tys. ludzi, podjęty 22 kwietnia 1831 r. na Mariampol, zakończył się klęską (ranny Szon dostał się w ręce Rosjan i wraz z dwoma swymi oficerami został stracony).

Przesilenie na niekorzyść strony polskiej nastąpiło w drugiej połowie kwietnia 1831 r. Kolejna operacja znacznych sił powstańczych pod komendą Prozora, mająca na celu opanowanie Kowna, zakończyła się klęską w boju pod Korniałowem. 16 kwietnia wysłana z Wilna kolumna płk. Werzylina po krótkiej utarczce z powstańczą strażą tylną zajęła Oszmianę, w której oddziały kaukaskie i kozackie dokonały rzezi ludności cywilnej, mordując nawet wiernych zgromadzonych w kościele. Historyk rosyjski tak opisał owo tragiczne zdarzenie: „Krwawy bój nie trwał długo i w godzin kilka bunt w Oszmianie był uśmierzony. W szale bojowym rzadko kto oszczędzonym został; spokój osiągnięto kosztem 350 trupów powstańczych [sic!], wszelako przywódcy, rzuciwszy wszystko na pastwę, sami się uratowali. Szczątki powstańców, rozbiegłszy się po kraju, szerzyły wszędzie popłoch i trwogę; odtąd wyraz »czerkies« wywierał przerażający wpływ na wichrzycieli”.

Rzeczywiście, siły powiatu oszmiańskiego, liczące 2,5 tys. ludzi, po części uległy rozproszeniu lub zostały rozpuszczone do domów przez dowódcę – Karola Przeździeckiego. Pozostałą w polu część sił oszmiańskich rozgromił płk Owsianienko pod Wiszniewem. Tylko część oszmiańczyków przedarła się do Puszczy Nalibockiej, gdzie połączyła się z oddziałami mińskimi. W kwietniu 1831 r. walczono też, na ogół bez specjalnego szczęścia, w wielu innych miejscach. Oddziały powstańcze ścierały się m.in. pod Wilejką, Mariampolem, Rumem, Burbiszkami i Ejszyszkami.

Karol Załuski, naczelnik powstania litewskiego

Niepowodzeniem skończyła się najpoważniejsza operacja powstańcza, mająca na celu opanowanie Wilna. Zamiast spodziewanych 30 tys. ludzi, zgromadzono 17 kwietnia 1831 r. zaledwie 7 tys. żołnierzy, nad którymi komendę objął Karol Załuski, wybrany na naczelnika całego powstania litewskiego (stawiły się m.in. oddziały Ogińskiego, Matuszewicza i Franciszka Bilewicza). W koncentracji tej nie wzięły udziału oddziały żmudzkie i zgromadzone siły okazały się zbyt słabe dla zmierzenia się ze wzmocnionym garnizonem Wilna. Nowemu wodzowi zbrakło też zdolności i determinacji niezbędnych dla realizacji powierzonej mu misji. Doszło jedynie do pomniejszych walk pod Owsianiszkami i Lipówką. Nie osiągnąwszy żadnych sukcesów, zgrupowanie Załuskiego zostało rozbite 4 maja 1831 r. pod Prestowiczami przez korpus gen. Mikołaja Sulimy. Tego samego dnia gen. Safianow pokonał powstańców pod Wilejką. Niepomyślny przebieg miały też majowe starcia pod Kruszanami, Janiszkami i Worniami. Do nielicznych sukcesów odniesionych w tym czasie można zaliczyć bój pod Dzisną, stoczony przez oddział Brochockiego.

Włodzimierz Gadon, wódz powstanie telszewskiego

Najsprawniej zorganizowały się siły powstania żmudzkiego. Zgromadzone tu oddziały liczyły do 6 tys. ludzi. W powiecie telszewskim w Worniach uruchomiono ludwisarnię, w Retowie wytwórnię prochu, a w Telszach wytwórnię oporządzenia. Zorganizowano kursy oficerskie i podoficerskie. Powstańcy żmudzcy bili się m.in. w Dorbianach (miasteczko zostało spalone przez Rosjan), pod Kretyngą i Kiejdanami. Ciężkie walki o ponownie zajętą przez Rosjan Połągę toczyły się od 10 do 13 maja 1831 r. Jej zdobycie i utrzymanie miało poważne znaczenie dla planów strony polskiej, w tym nadmorskim mieście miano bowiem oczekiwać na spodziewaną morską wyprawę z zapasami broni, wysłaną z Anglii przez emisariuszy władz powstańczych. Onufry Jacewicz, jeden z najzdolniejszych dowódców powstania na Litwie, stojący na czele oddziałów liczących ok. 4 tys. ludzi, musiał jednak po czterech dniach zarządzić odwrót spod Połągi, zagrożony przez nowe siły rosyjskie pod wodzą gen. Piotra Pahlena.

W maju 1831 r. siły powstańcze na Litwie znalazły się w defensywie, inicjatywę operacyjną uzyskały zaś wojska rosyjskie. Plan rosyjski zakładał zgromadzenie znacznych sił w Wilnie, oczyszczenie traktu petersburskiego i działanie ruchomymi kolumnami wysyłanymi przeciwko siłom poszczególnych powiatów powstańczych. Powstańcy ponieśli wiele dotkliwych porażek. W toku działań siły rosyjskie zdołały oczyścić trakt petersburski z powstańców i wznowić komunikację między Petersburgiem i wojskami w Królestwie Polskim. Reakcją carską na powstanie było wydanie srogich ukazów przeciwko „buntownikom”. Dowódcy powstańczy byli niezwłocznie rozstrzeliwani, uczestnicy powstania ujęci z bronią także byli karani śmiercią, ich rodziny poddawano represjom (dzieci oddawano do kolonii wojskowych), chłopów oraz nieszlachtę chłostano i wysyłano w głąb imperium do batalionów kaukaskich i syberyjskich. Majątki „buntowników” rząd carski konfiskował. W czasie działań wojska rosyjskie stosowały zbiorowe represje wobec ludności, mordując bez sądu cywilów, paląc dwory i wsie sprzyjające powstaniu.

W końcu maja 1831 r. powstanie w Oszmiańskiem i Kowieńskiem upadło niemal całkowicie. Partie powstańcze utrzymały się w rejonie Upity, Wiłkomierza i Dzisny. Walczyły także oddziały powstańcze pod komendą Radziszewskiego w Mińszczyźnie, choć 13 tego miesiąca poniosły dotkliwą porażkę w rejonie Głębokiego. Schroniły się w Puszczy Nalibockiej, gdzie zasilili je rozbitkowie powstania oszmiańskiego. Po klęsce pod Mariampolem powstanie na lewym brzegu Niemna, w Augustowskiem, utraciło dynamikę. Kolejna klęska Puszeta połączonego z oddziałem Prozora 28 maja 1831 r. nad Białą Hańczą pod Lejpunami stała się poważnym ciosem dla powstania litewskiego na lewym brzegu Niemna.

Oddziały dzisneńskie pod naporem moskiewskim opuściły swój macierzysty teren i połączyły się z powstaniem wiłkomierskim. Anonimowemu pamiętnikarzowi zawdzięczamy opis wyglądu dzisneńskich powstańców przed ich połączeniem się z regularnymi wojskami polskimi wysłanymi na Litwę: „W obozie nie było już owej wesołości hałaśliwej, jaka oznaczała pierwsze chwile powstania, tylko wytrwałość, tylko rezygnacja dawała się spostrzegać w jednostajnych, cichych ruchach całej różnokolorowej masy. Kilkunastu podchorążych dyneburskich utrzymywało szczególniej porządek militarny. W krótkich, szarych, z grubego sukna ubiorach, z pistoletami za pasem, okryci z tegoż sukna szerokimi kołnierzami, pod gołym niebem dzieląc z poczciwym chłopstwem prosty pokarm i wszystkie niewygody, spędzali oni cały dzień na przeglądach posterunków i ćwiczeniu niezgrabnego żołnierza. Wieczorem, skoro z wieży odezwał się głos dzwonów zwołujący na pacierze, poruszały się od ognisk obozowych tłumy i ciągnęły do kościoła. […] w ogóle te parę tysięcy z dworów, chatek i miasteczek nagle jakby czarodziejską laską wywołanych wojowników, przedstawiało oku dziwnie pstrą i różnokształtną gromadę. Harcowali jeźdźcy na dzielnych spasłych koniach i tuż obok sunęli się na wychudłych szkapach albo domagali kłusem na drobnych chłopskich konikach. Każdy był ubrany i uzbrojony jak mógł, jak przypadek zdarzył lub jak fantazja doradziła. W surdutach, we frakach, w kapotach, w kurtkach, w czamarach, w mundurach swojego pomysłu, w togach pąsowych, w butach i bez butów, przy ostrogach i w łapciach, ruszało razem bractwo powstańców. Ten obwieszał się dwiema parami pistoletów i zatknął jeszcze krócicę za pas, ów ledwo zdobył się na kusą szabelkę. Jedni mieli stare karabele i rapiery, inni tureckie, francuskie pałasze, lance, piki, kordelasy itd. Dopieroż ciągnęła się kolumna piesza z karabinami, dubeltówkami, muszkietami i biedna hołota niosąca na ramieniu kosy, siekiery, rydle, motyki. Kto tego nie widział, nie potrafi pojąć, jak wielkie było poświęcenie się przy tak nędznych środkach”.

Obiektem operacji rosyjskich stały się też oddziały żmudzkie, dowodzone przez Jacewicza. Rosjanie skoncentrowali w Szawlach ok. 8 tys. żołnierzy, co pozwoliło im na odzyskanie kolejnych miast powiatowych i podjęcie wypraw przeciwko lokalnym ośrodkom oporu. Większość sił powstańczych osaczona w bagnach nad rzeką Szunią utrzymała się wprawdzie w polu, tendencje kapitulanckie pojawiające się wśród ich kadry dowódczej skutecznie powstrzymał bowiem znany nam już Włodzimierz Gadon. Zgrupowanie podzielono jednak na mniejsze oddziałki, zdolne jedynie do prowadzenia lokalnych działań partyzanckich. Oddziały rosieńskie odparły atak rosyjski pod Zadwojnią, poniosły jednak dotkliwą klęskę pod Jurborkiem.

Odosobnionym przebłyskiem gasnącego powstania na terenach Białej Rusi było zdobycie 20 maja 1831 r. miasteczka Lepel (na południe od Połocka) przez partię braci Odachowskich. Jednak już kilka dni później oddział ten został zniesiony przez Rosjan. Partie Wincentego Bortkiewicza, Brochockiego i Radziszewskiego liczące 1,2 tys. ludzi wyparły Rosjan z Koczergiszek pod Święcianami, pomyślny przebieg miały też starcia w Korcianach i Lepławkach.

Waleczny Chłapowski, nieudolny Giełgud

Tymczasem na litewskiej scenie działań wojennych pojawiły się wreszcie oczekiwane od dawna oddziały Wojska Polskiego. 18 maja 1831 r. ówczesny naczelny wódz, gen. Jan Skrzynecki, ulegając naciskowi opinii publicznej, zdecydował się na wysłanie na Litwę oddziału pod wodzą gen. Dezyderego Chłapowskiego, liczącego zaledwie osiemset szabel i bagnetów (zadanie tej grupy polegało na dostarczeniu instruktorów dla litewskiego powstania). W trzeciej dekadzie maja 1831 r. Chłapowski przekroczył granicę Królestwa Polskiego. Idąc na wschód, rozbroił rosyjskie garnizony w Brańsku i Bielsku Podlaskim, a w okolicach Hajnówki rozbił silny oddział gen. Aleksandra Lindena. Połączywszy się z oddziałami powstańczymi z Puszczy Białowieskiej, ruszył dalej na Litwę, pokonując po drodze kolejne rosyjskie oddziały pod Hrynkami i po przekroczeniu Niemna – pod Lidą. Wkrótce osiągnął rejon Trok, gdzie dołączyły do niego oddziały Matuszewicza i Józefa Zaliwskiego liczące blisko 2 tys. ludzi. Chłapowski, który jeszcze w trakcie marszu na Litwę przystąpił do formowania nowych pułków z miejscowych ochotników, kontynuował to przedsięwzięcie podczas pobytu w rejonie Trok, przeznaczając do tego 2 tys. karabinów zdobytych we wcześniejszych walkach z Moskalami. Ochotników nie brakło, sformowano dwa nowe pułki piechoty i cztery kawalerii. Siły korpusu Chłapowskiego szybko wzrosły do 5 tys. żołnierzy. Po dwóch tygodniach swego litewskiego rajdu, opromieniony sławą zwycięzcy, był on postrzegany przez miejscowych powstańców jako przyszły wódz wszystkich sił insurekcyjnych na Litwie.

Stało się jednak inaczej. W pierwszych dniach czerwca 1831 r. Niemen przekroczył silny korpus polski dowodzony przez gen. Antoniego Giełguda, liczący 12 tys. szabel i bagnetów. Jego ruch na Litwę nie wynikał jednak z przemyślanych planów operacyjnych strony polskiej, lecz z niemożności dołączenia do sił głównych po przegranej batalii ostrołęckiej. W efekcie Skrzynecki wysłał wspomniany korpus z zadaniem wsparcia powstania litewskiego. Giełgud, wyznaczony przez naczelnego wodza na dowódcę wszystkich sił polskich na Litwie, traktował swą misję jako istny dopust boży. 7 czerwca 1831 r. oba zgrupowania, Chłapowskiego i Giełguda, połączyły się w Żejmach w powiecie kowieńskim z miejscowymi oddziałami powstańczymi – akademikami wileńskimi pod wodzą prof. Gronostajskiego i partią księcia Ogińskiego. Wkrótce potem w rejonie Kiejdan dołączyły oddziały Prozora, Załuskiego, Leona Potockiego, Brochockiego i Bortkiewicza, liczące kilka tysięcy ludzi uzbrojonych w kosy i strzelby myśliwskie. W Kiejdanach sformowano rząd dla Litwy i Żmudzi, na czele którego stanął hr. Józef Tyszkiewicz.

Chłapowski starał się zachęcić Giełguda do podjęcia jak najszybszej operacji mającej na celu zdobycie Wilna. Ten jednak, powolny w decyzjach, do tego fizycznie ociężały i wygodnicki, zupełnie nie miał predyspozycji na wodza dźwigającego odpowiedzialność za losy całej kampanii. Do tego od samego początku wyprawy na Litwę zniechęcił do siebie żołnierzy i oficerów, wśród których zupełnie nie miał autorytetu. Czas naglił, słabe dotychczas siły rosyjskie w Wilnie zostały znacząco wzmocnione. 12 czerwca do miasta wszedł korpus gen. Fabiana Sackena, tego samego, którego Giełgud zdołał pokonać we wcześniejszej bitwie pod Rajgrodem. Od południa maszerował w stronę Wilna gen. Dymitr Kuruta, od północy z Dyneburga gen. Piotr Tołstoj, a od wschodu, od Smoleńska – gen. Jarema Sawoini. Gdy wreszcie Giełgud zdecydował się na podjęcie działań, uczynił to tak nieudolnie, że powodzenie akcji stało się problematyczne. Mając do dyspozycji 20 tys. wojska, w tym blisko połowę niewyszkolonych powstańców litewskich, rozdrobnił swe siły, wydzielając oddziały dla różnych nie najpilniejszych misji w taki sposób, że zostało mu zaledwie 11 tys. ludzi, w tym tylko 6 tys. regularnego wojska i 27 dział. Tymczasem Rosjanie zgromadzili w Wilnie 24 tys. żołnierzy i 72 działa. Dysproporcja sił sprawiała, że otwarta konfrontacja stawała się lekkomyślnością. Giełgud jednak zdecydował się na zaatakowanie Wilna. Bitwa, mająca zacięty charakter, rozegrała się 19 czerwca 1831 r. na Wzgórzach Ponarskich. Atak polski, prowadzony bez ładu i składu przez nieudolnego Giełguda, przyniósł straty sięgające 2 tys. ludzi i w końcu się załamał. Odwrót polski o mało nie zamienił się w całkowitą klęskę, gdy Rosjanie rzucili w pościg 35 świeżych szwadronów kawalerii. Ruch ten został powstrzymany przez polskich ułanów pod komendą Chłapowskiego. Dowodzący wojskami rosyjskimi gen. Sacken został panem placu boju i powetował sobie niedawną klęskę rajgrodzką, zadaną przez Giełguda.

Po przegranej batalii wileńskiej Giełgud znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji, wymagającej błyskawicznych decyzji. Mógł albo podjąć próbę ratowania swych sił polegającą na wycofaniu się do Królestwa, albo, podzieliwszy korpus na kilka silnych grup, starać się podtrzymywać powstanie litewskie, osłaniając działania na głównym teatrze wojny – za Niemnem i Bugiem. To ostatnie rozwiązanie proponował mu gen. Chłapowski. Giełgud jednak odrzucił jego plan i postanowił działać całym korpusem, ruszyć na Żmudź, żeby tam organizować powstanie i w dalszej perspektywie zdobyć Połągę, by w niej oczekiwać na iluzoryczną wyprawę morską z pomocą z Anglii. Statek z bronią pojawił się jednak już po klęsce Giełguda. Kilkanaście walk i potyczek stoczonych w czerwcu 1831 r. przez lokalne siły powstańcze nie miało znaczenia dla rozwoju ogólnej sytuacji wojennej. Wlokące się za korpusem Giełguda olbrzymie polskie tabory zostały zagarnięte przez kozaków. W szeregach powstańczych dominował pojawiający się już od dawna pesymizm. Oficerowie chcieli złożyć z dowództwa Giełguda i przekazać komendę Chłapowskiemu. Ten jednak, zasłaniając się dyscypliną wojskową, odmówił przyjęcia funkcji powierzanej w tak szczególnych warunkach. Nie tylko oficerów, lecz i litewskich rekrutów ogarnęło poczucie nieuchronnej klęski. Tak wspominał panujące wśród nich nastroje oficer 1. pułku ułanów: „[…] miasto tego życia gwarnego, wojacko-junackiego, miasto owych wesołych śpiewek, konceptów, i tej nieustającej gawędy ogniskowej, w czem nasz polski wiarus jest niezrównanym – gdyś zaszedł do baraku Litwinów, toś ich zastał albo leżących pokotem w głębokiej zadumie, albo skrzętnie ale milcząco warzących sobie jadło, lub wreszcie, co najczęściej, siedzących kupkami z różańcami w ręku i śpiewających po litewsku grobowo-ponurym głosem jakąś pieśń pobożną albo litanię”.

Przesunąwszy się na Żmudź, gen. Giełgud postanowił 8 lipca 1831 r. zdobyć Szawle. Rosyjski garnizon liczący 4 tys. żołnierzy piechoty, 300 jazdy i 8 dział, dowodzony przez gen. Kriukowa, odparł jednak po zaciętej walce polskie ataki, zadając powstańcom straty sięgające tysiąca ludzi. Po stronie polskiej właściwie nikt nie dowodził. Kolejne dramatyczne narady przyniosły podział głównych sił polskich na trzy części. Generał Henryk Dembiński miał ruszyć do Kurlandii, Chłapowski miał pójść w kierunku Jurborka, Giełgud zaś miał kontynuować ruch do Połągi. Ten plan mógł przedłużyć powstanie litewskie, jednak Giełgud samowolnie zmienił jego realizację. Poszedł za oddziałami Chłapowskiego. Ruch w bezpośredniej bliskości pruskiej granicy tak znacznych sił polskich ściągnął na nie kontrakcję rosyjską. Oddziały Chłapowskiego i Giełguda zostały przyparte do granicy. Dowódcy polscy nie zdecydowali się na przyjęcie bitwy i w dniach 13–15 lipca 1831 r. kolejne oddziały przechodziły do Prus, składając broń na żądanie miejscowych władz. Giełgud zginął wówczas z ręki jednego z rozgoryczonych oficerów. Jak wspominał Ignacy Radziejowski: „Grupa złożona z naszych generałów, oficerów wyższych i sztabowych, pruskiego generała i adiutantów stała radząc, gdy wtem wciska się pomiędzy nich konno z pistoletem w ręku kapitan [Stefan] Skulski, adiutant 7. pułku, wzywa o zrobienie mu miejsca dla pomówienia z generałem Giełgudem. Krótko coś przemówił, strzelił z pistoletu i Giełgud padł na ziemię. Skulski groził pistoletem generałowi Chłapowskiemu, jako szefowi sztabu Giełguda”. Z innych opisów poczynionych przez współczesnych, m.in. Ignacego Domejkę, wiadomo, że Skulski zarzucił Giełgudowi zdradę.

Spośród trzech polskich wodzów wysłanych na Litwę – Giełguda, Dembińskiego i Chłapowskiego – tylko ten ostatni wykazał się zdolnościami potrzebnymi dowódcy powstania na tym terenie, lecz to nie jemu powierzono komendę. Generał Dembiński miał wprawdzie chwilę triumfu, zdołał bowiem wraz z powierzonymi sobie siłami, liczącymi niespełna 4 tys. żołnierzy, przedrzeć się na teren Królestwa Polskiego. Wielokrotnie bił Rosjan, rozbrajając napotykane po drodze mniejsze załogi (w Meszkuciach, Poniewieżu, Podbrodziu i Dereczynie) i próbujące zatrzymać go siły przeciwnika (pod Malatami, Iwjem, Zbójskiem i Słonimiem). Okazał się świetnym partyzantem, lecz wcześniejsze wydarzenia wykazały, że jako doradca gen. Giełguda, bo taką pełnił funkcję, zupełnie się nie sprawdził. Na początku sierpnia był już za Bugiem, na lewobrzeżnym Podlasiu. Wejście korpusu Dembińskiego do Warszawy wywołało entuzjazm wśród ludności i wojska, tak jakby jego przybycie do stolicy wiązało się ze zwycięstwem, a nie z klęską.

A był to rzeczywisty koniec powstania na Litwie. Jakieś niedobitki snuły się wprawdzie jeszcze po Żmudzi i trzymały się w polu oddziały w Puszczy Białowieskiej i Nalibockiej, ale także one podjęły w końcu odwrót do Królestwa. Oddziały nalibockie pod komendą Michała Giedroycia dotarły tam już po kapitulacji Warszawy i dołączyły do garnizonu Modlina, kapitulując wraz z nim. Niewiele wiemy o ostatnich chwilach dopalającego się powstania na Litwie. „Wprawdzie te drobne poczynania nie miały żywszego wpływu na ogólny bieg wydarzeń, ale też zainteresowanie, jakie budzą, oparte jest przede wszystkim na pobudkach natury uczuciowej; nie chodzi tu już o rezultaty czynów, lecz jedynie o uchylenie rąbka tajemnicy ducha tych śmiałków, którzy Ojczyźnie kładli swe życie w ofierze, chociaż nie mogli mieć żadnej nadziei na zwycięstwo. Co dziać się musiało w ich duszach, zbytecznem byłoby tłumaczyć czytelnikowi polskiemu” – pisał jeden z autorów.

Bilans zrywu

Powstanie 1831 r. na Litwie stało się świadectwem jedności i całości przedrozbiorowych ziem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Powstańcy litewscy walczyli nie o niepodległość Litwy jako odrębnego tworu państwowego, lecz o wolność i całość Rzeczypospolitej w jej przedrozbiorowym kształcie. Co więcej, mieli do tego poparcie wszystkich mieszkańców tego terenu, nie tylko Polaków, ale też Litwinów oraz rusińskich unitów (dzisiejszych Białorusinów, zmuszonych przez rząd carski do przejścia na prawosławie). Dopiero powstałe na przełomie XIX i XX w. nacjonalizmy przekreśliły ten charakterystyczny dla opisywanej epoki sposób myślenia i działania.

Klęska powstania zniweczyła dotychczasowe zdobycze społeczności polskiej na ziemiach zabranych. Spadły na nią srogie represje władz carskich. Przekreślony został dorobek miejscowych władz samorządowych, zniszczone zostało szkolnictwo. Wielu wybitnych mieszkańców tych ziem poległo w walkach lub znalazło się na emigracji. Organizatorom i uczestnikom ruchu niepodległościowego konfiskowano majątki, stawiano ich przed komisjami śledczymi. Na rzecz rządu carskiego na ziemiach zabranych skonfiskowano majątek 2899 osób, w tym 353 dobra ziemskie. Zapadały srogie wyroki – śmierci, zsyłki, wcielenia do rot aresztanckich itp. Polski stan posiadania, zarówno materialny, jak i duchowy, uległ ogromnemu osłabieniu.

W 113 lat po opisywanych wydarzeniach prawnukowie wileńskich powstańców podjęli, w szeregach brygad i batalionów AK, próbę wyzwolenia Wilna z rąk niemieckich w operacji „Ostra Brama”. Potomkowie partyzantów nalibockich w sile tysiąca ludzi, dowodzeni przez cichociemnego por. Adolfa Pilcha „Górę”, „Dolinę” – przybyli do Puszczy Kampinoskiej i w sierpniowe oraz wrześniowe dni powstania 1944 r. ginęli w podwarszawskich lasach i na ulicach stolicy. W kresowych dziejach nie brak tego rodzaju symboli. Włodzimierz Gadon spowodował, że opór powstańców żmudzkich w czerwcu 1831 r. nie wygasł i trwał nadal. Po latach, gdy kresy północno-wschodnie II RP zostały anektowane przez ZSRS, wśród polskich oddziałów samoobrony stawiających opór zaborcy była Joanna Gadon-Lelewska „Rusałka” (zginęła z rąk NKWD w 1946 r.). Dziś bohaterowie walk o wolność i całość Rzeczypospolitej – ci ze zrywu 1831 r. i ci, którzy walczyli w 1944 r. i w latach późniejszych – są niemal zupełnie zapomniani.

„Biuletyn IPN” nr 11 (144), 2017 r.

Znadniemna.pl za Kazimierz Krajewski ipn.gov.pl/„Biuletyn IPN” nr 11 (144), 2017 r.

Wschodnie tereny I Rzeczypospolitej, w wyniku rozbiorów wcielone do Imperium Rosyjskiego, określane jako ziemie zabrane, brały udział w kolejnych polskich narodowych powstaniach przeciwko państwu carów. Tak było i w czasie Powstania Listopadowego w latach 1830–1831. Szczególne znaczenie dla jego przebiegu miały działania na Litwie, będącej

Edward Trusewicz, dotychczasowy sekretarz generalny Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych (EUWP) oraz wiceprezes Związku Polaków na Litwie (ZPL), został nowym szefem EUWP – zadecydował w sobotę, 26 listopada, XI Zjazd Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych, który obradował w Pułtusku. Dotychczas stanowisko to pełnił Tadeusz Piłat ze Szwecji.

Edward Trusewicz powiedział, że stawia sobie za cel m.in. przyjęcie w polskim parlamencie ustawy o Polonii i Polakach za granicą. „Oprócz realizacji bieżących działań i zadań, które stoją przed naszą organizacją, widzę potrzebę przyjęcia ustawy o Polonii i Polakach za granicą” – powiedział Trusewicz. Jego zdaniem uchwalenie takiego dokumentu prawnego „umiejscowiłoby ruch polonijny oraz określiłoby możliwości wykorzystania potencjału Polaków za granicą na rzecz polskości i Polski”.

Trusewicz poinformował, że poza wyborem nowych władz organizacji delegaci Zjazdu „wymienili zdania na temat dalszych działań w celu promowania Polski i jej dobrego imienia za granicą”. Zwrócił też uwagę na potrzebę „ciągłego monitorowania sytuacji mniejszości polskiej na Starym Kontynencie”. Określone zostały też zadania organizacji na przyszły rok, gdy EUWP będzie obchodzić 30-lecie swojej działalności. Europejska Unia Wspólnot Polonijnych jest związkiem centralnych i ogólnokrajowych organizacji polskich i polonijnych z 27 krajów europejskich.

Trusewicz jest drugim działaczem polskim na Litwie, który w ciągu ostatnich kilku miesięcy objął kierowniczą funkcję w organizacji zrzeszającej związki polonijne. We wrześniu tego roku Jarosław Narkiewicz, wiceprzewodniczący partii „Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin” (AWPL-ZChR) oraz wiceprezes społecznego Związku Polaków na Litwie (ZPL) został przewodniczącym Rady Polonii Świata (RPŚ).

Znadniemna.pl/wilnoteka.lt

Edward Trusewicz, dotychczasowy sekretarz generalny Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych (EUWP) oraz wiceprezes Związku Polaków na Litwie (ZPL), został nowym szefem EUWP – zadecydował w sobotę, 26 listopada, XI Zjazd Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych, który obradował w Pułtusku. Dotychczas stanowisko to pełnił Tadeusz Piłat ze Szwecji. Edward

W niedzielę, 27 listopada, w Kościele katolickim rozpoczyna się Adwent. Jest to okres przygotowania do uroczystości Bożego Narodzenia. W czasie całego Adwentu, poza niedzielami, codziennie odprawiane są roraty – msze św. poświęcone Matce Bożej, którą symbolizuje specjalna biała świeca zapalona podczas liturgii.

Pierwsza niedziela Adwentu w tym roku przypada 27 listopada, a ostatnim dniem tego okresu jest zawsze Wigilia Bożego Narodzenia – 24 grudnia.

Adwent pochodzi od łacińskiego słowa: adventus i według myśli biblijnej oznacza przyjście lub objawienie się Tego, „który ma przyjść”, lub Tego, którego Bóg obiecał ludziom jako Zbawcę.

Adwent – to bogaty w symbolikę, czterotygodniowy okres przygotowania do Bożego Narodzenia oraz wzmożonego oczekiwania na koniec czasów i ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa.

Adwent odnosi się zarówno do duchowego przygotowania na przyjście Boga w ludzkim ciele, jak i na Jego ostateczne przyjście w Jezusie na dzień Sądu nad światem.

Najbardziej charakterystycznym zwyczajem adwentowym są Roraty. Jest to Msza św. sprawowana ku czci Najświętszej Maryi Panny. Wierni, często w ciemnościach przenikniętych jedynie blaskiem trzymanych w ręku świec, wraz z Maryją czekają na wybawienie jakie światu przyniosły narodziny Zbawiciela.

Z Roratami związany jest zwyczaj zapalania specjalnej świecy ozdobionej mirtem, nazywanej roratką. Symbolizuje ona Maryję, która jako jutrzenka zapowiada przyjście pełnego światła – Chrystusa.

Adwent dzieli się na dwa podokresy, z których każdy ma odrębne cechy, wyrażone w dwóch różnych prefacjach adwentowych.

Pierwszy podokres obejmuje czas od pierwszej niedzieli Adwentu do 16 grudnia, gdy czytane są teksty biblijne zapowiadające powtórne przyjście Zbawiciela na końcu świata i przygotowujące do spotkania z Chrystusem Sędzią. Drugi okres Adwentu, od 17 do 24 grudnia, to bezpośrednie przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia. W tym okresie w dni powszednie można obchodzić jedynie święta i uroczystości.

Znadniemna.pl/ekai.pl

W niedzielę, 27 listopada, w Kościele katolickim rozpoczyna się Adwent. Jest to okres przygotowania do uroczystości Bożego Narodzenia. W czasie całego Adwentu, poza niedzielami, codziennie odprawiane są roraty – msze św. poświęcone Matce Bożej, którą symbolizuje specjalna biała świeca zapalona podczas liturgii. Pierwsza niedziela Adwentu w

Zdjęcia proboszcza kościoła św. Szymona i św. Heleny księdza Władysława Zawalniuka, sprzątającego śnieg wokół świątyni, pojawiły się 27 listopada na stronie internetowej mińskiej  parafii katolickiej chyrvony.by.  

„Nasz proboszcz teraz przeżywa nie tylko „czarne” dni, lecz też i „białe” – napisali wierni, których władze dwa miesiące temu pozbawiły możliwości spotykania się w świątyni, a proboszcza parafii – możliwości celebrowania w niej nabożeństw.

Według doniesień mediów białoruskich , między innymi portalu Nashaniva.com, proboszcz Zawalniuk został oficjalnym dozorcą odebranej katolikom świątyni.

Proboszcz Czerwonego kościoła ks. Władysław Zawalniuk pełni przy świątyni obowiązki dozorcy, fot.: chyrvony.by

W dniu 21 listopada na stronie parafii pojawił się komunikat o tym, że komitet kościelny otrzymał od księdza Władysława Zawalniuka wniosek następującej treści:

„W związku z tym, że od momentu incydentu w zakrystii kościoła św. Szymona i św. Heleny minęły dwa miesiące, kościół jest zamknięty, działalność parafii zawieszona, to ja jako proboszcz nie mam możliwości celebrować msze. Dlatego, żeby być przydatnym dla kościoła, proszę o pozwolenie od 21 listopada 2022 roku pełnić obowiązki dozorcy i sprzątać teren wokół kościoła, który obecnie nie jest sprzątany”. Wtedy komitet miał zamiar zaakceptować prośbę proboszcza i podjąć w tej sprawie stanowczą decyzję, „ponieważ teren wokół kościoła wymaga sprzątania”.

Powyższy wniosek  został złożony dokładnie w 112 rocznicę poświęcenia kościoła św. Szymona i Heleny, której nie można było, niestety obchodzić w świątyni. W związku z brakiem dostępu na jej teren komitet kościelny zwrócił się do wiernych z prośbą modlić się do fundatora kościoła Edwarda Woyniłłowicza, który marzył o tym, żeby kościół zawsze był otwarty dla wiernych, żeby tam modlili się w intencji jego za wcześnie zmarłych dzieci. Przypomniano też o dniu św. Cecylii, patronki kościelnych organistów i chórzystów, którzy pozostali bez świątyni, w której okres adwentu i Świąt Bożego Narodzenia był czasem najpiękniejszych koncertów muzyki nie tylko katolickiej, lecz także prawosławnej i ludowej. W tym okresie Czerwony kościół był miejscem organizowania festiwali międzynarodowych, wystaw i najpiekniejszych spotkań opłatkowych dla dzieci, młodzieży, nauczycieli, pszczelarzy, wiernych z innych parafii, ludzi w różnym wieku i z różnych środowisk.

Było to miejsce, które zawsze tętniło życiem, a teraz jest wypełnione ciszą. Martwą ciszą. Po raz pierwszy w ciągu ostatnich trzydziestu lat dzieci nie zapaliły pierwszej świeczki na wianku adwentowym. I prawdopodobnie nie zapalą kolejnych. A wierni, którzy często przychodzili do kościoła nie tylko na pasterkę, święto Trzech Króli, ale i po to, żeby spędzić noc sylwestrową, nadal mają zakaz modlić się na ulicy pod murami kościoła. Dla wielu z wiernych jest to prawdziwa tragedia, skali której nie da się ocenić. Lecz władza ocenia to jako „chwilowe niedogodności” i uważa, że dla wiernych w Mińsku „wystarczy 11 innych kościołów”. Oficjalną odpowiedź o takiej treści otrzymała  na swoje zapytanie do władz  jedna z parafianek Czerwonego kościoła. Parafianie masowo piszą do instytucji urzędowych w sprawie zwrotu świątyni wiernym i nieustannie modlą się w tej intencji.

Oto odpowiedź, otrzymana przez jedną z wiernych od pełnomocnika rządu Białorusi ds. religii i narodowości:

Marta Tyszkiewicz, zdjęcia ze strony chyrvony.by

Zdjęcia proboszcza kościoła św. Szymona i św. Heleny księdza Władysława Zawalniuka, sprzątającego śnieg wokół świątyni, pojawiły się 27 listopada na stronie internetowej mińskiej  parafii katolickiej chyrvony.by.   „Nasz proboszcz teraz przeżywa nie tylko „czarne” dni, lecz też i „białe” – napisali wierni, których władze dwa miesiące

Polonia i Polacy za granica to obszar badań jakie przeprowadzili naukowcy, archiwiści i przedstawiciele instytucji muzealnych. W Toruniu odbył się II Ogólnopolski Zjazd Badaczy Polonii, podczas którego podsumowano dotychczas zebraną wiedzę.

– Polonia to jest znacząca część naszej wspólnoty narodowej. 1/3 Polaków na świecie mieszka poza granicami Polski. Nasi rodacy mogą i są często wielkim kapitałem naszej Ojczyzny. Mogą być propolskimi lobbystami, mogą być obrońcami dobrego imienia Polski. Bardzo ważne jest także to, aby nasi rodacy mieszkający za granicą, ta 20-milionowa grupa, przekazywała polskość następnym pokoleniom – swoim dzieciom, wnukom. Nasi badacze, przedstawiciele świata akademickiego z całej Polski, zajmującego się Polonią, właśnie te elementy badają i dzisiaj, w trakcie II Zjazdu Badaczy Polonijnych, mamy możliwość prezentacji tych badań. Mamy taką akademicką burzę mózgów, co państwo polskie, co my wszyscy możemy zrobić, żeby skutecznie współpracować dla dobra Polski z naszymi rodakami za granicą – mówi Jan Dziedziczak, minister rządu ds. Polonii i Polaków za granicą.

– Rozmawiamy o bardzo wielu rzeczach. Od takich kwestii jak budować sprawną, silną grupę naszych rodaków za granicą, jak bronić dobrego imienia Polski, jak promować dobre imię Polski. Przed nami okrągła rocznica urodzin Mikołaja Kopernika. Bardzo ważne jest to, żebyśmy na całym świecie, także wspólnie z rodakami za granicą, pokazali tą postać, jako wielkiego, polskiego astronoma. Ważne jest to, jak choćby przeciwdziałać niesłusznym, kłamliwym stereotypom antypolskim, jak choćby słynne „polskie obozy śmierci”, jak te 20 mln naszych rodaków może się włączyć w tą walkę. Istotne jest także to choćby, jak namawiać naszych rodaków na przyjazd do Polski, na studia w Polsce i jak prowadzić nauczanie języka polskiego za granicą – dodaje minister Jan Dziedziczak.

 Znadniemna.pl za bydgoszcz.tvp.pl

Polonia i Polacy za granica to obszar badań jakie przeprowadzili naukowcy, archiwiści i przedstawiciele instytucji muzealnych. W Toruniu odbył się II Ogólnopolski Zjazd Badaczy Polonii, podczas którego podsumowano dotychczas zebraną wiedzę. - Polonia to jest znacząca część naszej wspólnoty narodowej. 1/3 Polaków na świecie mieszka poza

W sobotę media poinformowały o nagłej śmierci ministra spraw zagranicznych Białorusi Uładzimira Makieja. Państwowa agencja BiełTA powołała się na rzecznika MSZ Anatola Hłaza, który w jednej z wypowiedzi wskazał, że „jeszcze w piątek Uładzimir Makiej omawiał robocze plany na tydzień” i nic nie zapowiadało jego śmierci.

O „nagłej śmierci” 64-letniego ministra powiadomił w sobotę państwową agencję BiełTA rzecznik białoruskiego MSZ Anatol Hłaz. Oficjalnych informacji na temat przyczyn śmierci Uładzimira Makieja, który od dziesięciu lat pełnił funkcję szefa MSZ Białorusi, jak dotąd nie podano. Rzecznik MSZ powiedział, że informacja ta była dla wszystkich zaskoczeniem.

Media przypominają, że w piątek Uładzimir Makiej spotkał się z nuncjuszem apostolskim w Mińsku, a wcześniej był w Armenii, gdzie uczestniczył w sesji poradzieckiej Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.

Media oficjalne informują o kondolencjach napływających od różnych państwowych instytucji. Krótko o przekazaniu wyrazów współczucia rodzinie przez Alaksandra Łukaszenkę powiadomiła na Telegramie jego służba prasowa w kanale Puł Pierwogo.

Znadniemna.pl za PAP/IAR

W sobotę media poinformowały o nagłej śmierci ministra spraw zagranicznych Białorusi Uładzimira Makieja. Państwowa agencja BiełTA powołała się na rzecznika MSZ Anatola Hłaza, który w jednej z wypowiedzi wskazał, że "jeszcze w piątek Uładzimir Makiej omawiał robocze plany na tydzień" i nic nie zapowiadało jego

Skip to content