HomeStandard Blog Whole Post (Page 20)

Bohater dzisiejszej publikacji Mieczysław Pimpicki był wybitnym lekarzem, chirurgiem, pionierem medycyny sportowej, oficerem Armii Krajowej, a od 1995 roku – trzecim honorowym obywatelem Olsztyna, dzisiaj – jednym z kilkudziesięciu, obok między innymi św. Jana Pawła II, któremu tę godność nadano w 2004 roku.

Dzisiaj Mieczysław Pimpicki, czyj los był ściśle związany z Białorusią i Ziemią Oszmiańską, obchodziłby 111. urodziny.

Pragnąc oddać hołd tej nietuzinkowej postaci, przedstawiamy Państwu artykuł Tomasza Klejdo – potomka Kresowian, pochodzących z Ziemi Oszmiańskiej, który biogram  dzisiejszego bohatera opublikował na portalu Kresowy Serwis Informacyjny, jako wotum wdzięczności dla chirurga Mieczysława Pimpickiego, który skutecznie zoperował dziadka autora – Józefa Klejdo, polskiego powojennego ekspatrianta z Oszmianszczyzny do Olsztyna.

Postać Mieczysława Pimpickiego związana była z Oszmiańszczyzną przez praktycznie cały okres II wojny światowej. Niósł pomoc jej mieszkańcom jako lekarz. O niepodległą Polskę walczył w wileńskiej Armii Krajowej. „Nagrodą” były sowieckie łagry w Kałudze i wyrąb podmoskiewskich lasów. Ten znakomity sportowiec przedwojennego wileńskiego AZS-u przetrwał zesłanie i pomagał przeżyć innym. Po wojnie osiadł w Olsztynie, a wdzięczni mieszkańcy za jego służbę nadali mu tytuł honorowego obywatela miasta. Również jedną z ulic nazwali jego imieniem.

Urodził się 10 września 1913 roku w Wilnie. Był synem Stefana i Michaliny z Rymszów. Miał ośmioro rodzeństwa, ale kilkoro zmarło w dzieciństwie. Ojciec był właścicielem piekarni przy ulicy Ponarskiej 30, która funkcjonowała w piwnicy budynku mieszkalnego. Śmierć Stefana Pimpickiego w 1923 roku spowodowała, że zakład przejęła jego żona Michalina. Wspomagana przez dzieci kilka lat prowadziła działalność. Młody Mieczysław nauki początkowe pobierał w domu, a następnie uczył się w renomowanym gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie. Świadectwo dojrzałości uzyskał 16 czerwca 1933 roku. Jego marzeniem była służba wojskowa. Zamierzał wstąpić do szkoły podchorążych kawalerii w Grudziądzu. Nie został jednak przyjęty ze względu na niesubordynację jego klasy gimnazjalnej na zajęciach przysposobienia wojskowego. Jesienią rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. W utrzymaniu oraz edukacji wspomagała go starsza siostra Genowefa, doktor medycyny, absolwentka USB, która po wyjściu za mąż za Jerzego Matusewicza zamieszkała w 1935 roku w miasteczku Hancewicze na Polesiu.

W trakcie kształcenia należał do stowarzyszenia Bratnia Pomoc oraz Koła Medyków Polskiej Młodzieży Akademickiej USB.

W wileńskim AZS

Okres nauki gimnazjalnej oraz studiów wiązał się również z intensywną rywalizacją sportową. Mieczysław Pimpicki uprawiał przede wszystkim dwie dyscypliny: pływanie i narciarstwo. Już jako piętnastolatek zajął trzecie miejsce w pływackich mistrzostwach szkolnych rozgrywanych na dystansie pięciuset metrów w Trokach. W mistrzostwach szkolnych w biegu narciarskim dla początkujących, rozgrywanych na Belmoncie w 1931 roku, zdobył trzecie miejsce na stu trzech startujących. Rok później był już mistrzem szkół średnich Wilna. Po podjęciu studiów trafił do wileńskiego AZS-u, w którym notował sukcesy w pływaniu, przede wszystkim w stylu klasycznym. Największy ogólnopolski uzyskał na Długodystansowych Mistrzostwach Polski rozgrywanych w Trokach w roku 1935. Na dystansie sześciu kilometrów przypadł mu wówczas tytuł wicemistrza. Dwa lata później w Bydgoszczy zdobył ósme miejsce. Największy sukces narciarski zanotował w Worochcie w Akademickich Mistrzostwach Polski. Uzyskał tytuł wicemistrza w zjeździe. Kilkukrotnie brał także udział w biegu patrolowym Zułów–Wilno rozgrywanym od 1936 roku. Zawody rozpoczynały się w miejscu narodzin Józefa Piłsudskiego, kończyły na wileńskiej Rossie, gdzie spoczywa serce marszałka. Zawodnicy wileńskiego AZS-u zajmowali najczęściej drugą pozycję. Już w trakcie wojny w styczniu 1940 roku został zmuszony przez Sowietów do udziału w narciarskich mistrzostwach Białorusi. Zawody rozgrywano w okolicach Mińska. W biegu na dwadzieścia kilometrów znalazł się w siódmej dziesiątce, ale w zjeździe był już najlepszy, zdobywając tytuł mistrza Białorusi. Warto dodać, że w tym okresie zajmowała go przede wszystkim praca lekarska, bardzo często nocne dyżury. Nie trenował, a nawet nie posiadał własnych nart. Znalazł się w kronice filmowej, którą oglądano m.in. w Oszmianie.

Doktor w Oszmianie, Holszanach, żołnierz Armii Krajowej ps. „Biały”

Dyplom lekarski uzyskał 20 czerwca 1939 roku. 1 lipca rozpoczął staż w Szpitalu Wojskowym na Antokolu. Po wybuchu wojny został oddelegowany do kliniki chirurgicznej USB. 4 września do Wilna przywieziono rannych żołnierzy z Bydgoszczy. Wszystkie oddziały szpitala i kliniki przeznaczono dla wojska. Po napaści Związku Sowieckiego na Polskę pozostał w mieście jako asystent prof. Kornela Michejdy. Po zakończeniu stażu 30 września zgłosił się do lekarza wojewódzkiego. Ten zaproponował skierowanie do pracy w szpitalu oszmiańskim, na co Pimpicki, biorąc pod uwagę niedużą odległość od Wilna, przystał. Oszmiana była mu znana, ponieważ przed wojną prowadził tam kursy narciarskie. 1 października pojawił się u dyrektora placówki dr. Bronisława Polionisa, którego po kilku dniach Sowieci aresztowali. W tej sytuacji Pimpickiemu przypadł oddział chirurgiczny. Po pracy w szpitalu wojskowym i klinice chirurgicznej był dość dobrze zapoznany ze złamaniami i małą chirurgią ropną. W przypadkach ciężkich operacji korzystał z rad doświadczonego chirurga dr. Augusta Legera, który cierpiał na rentgenowskie oparzenie rąk. Doświadczony lekarz w coraz większym stopniu posługiwał się w czasie operacji młodszym kolegą. W trakcie pobytu w Oszmianie Mieczysław miał na swoim utrzymaniu siostrę Marię z synem Tadeuszem i córką Danutą, którzy uratowali się ucieczką z Postaw przed zesłaniem do Kazachstanu.

W okresie pierwszej okupacji sowieckiej przebywał dwa miesiące w Ostrowcu. Pięcioosobowa komisja, w której był jedynym Polakiem, przeprowadzała przegląd roczników pod względem przydatności do wojska. Wówczas nauczył się posługiwać biegle językiem rosyjskim. W kwietniu 1941 roku trafił z kolei do obozu więźniów pod Smorgoniami, gdzie budowano lotnisko. Tam zastał go wybuch wojny niemiecko-radzieckiej. Po kilku dniach powrócił do Oszmiany. Współpracownicy obdarzyli go funkcją dyrektora szpitala. Jednak trudna sytuacja materialna powodowała, że nie było czym karmić pacjentów, brakowało leków i środków opatrunkowych. Próbował je pozyskać u nowo tworzących się władz i różnych organizacji. Niekiedy udawało się zdobyć żywność, ale rzeczywistość dla młodego lekarza stawała się nieakceptowalna. W placówce przebywało około stu pacjentów i przeszło czterdzieści osób personelu.

Wobec śmierci w Holszanach lekarza Antoniego Aleksandrowicza Mieczysław Pimpicki zdecydował o rezygnacji ze stanowiska dyrektorskiego w Oszmianie i objął z końcem sierpnia 1941 roku posadę po zmarłym doktorze. Ośrodek zdrowia w Holszanach znajdował się w pobliżu kościoła. Budynek miał kilka skrzydeł. W jednym z nich od frontu funkcjonowało ambulatorium i poczekalnia. Korytarz oddzielał część mieszkalną z kilkoma pokojami.

W okresie holszańskim zamieszkała z nim także matka Michalina, siostra Genowefa z dwójką dzieci, którzy ewakuowali się z Polesia, oraz brat Kazimierz z żoną i córką. Siostra Genowefa pomagała bratu prowadzić ośrodek zdrowia. Zajmowali się wszelkimi formami leczenia. W soboty Mieczysław dojeżdżał na operacje do Oszmiany. Ponad dwudziestokilometrową trasę pokonywał rowerem.

Do konspiracji wstąpił w 1942 roku. Przyjął pseudonim „Biały”. Przysięgę składał na ręce oszmiańskiego lekarza powiatowego Józefa Noniewicza. Od tej pory ośrodek stał się miejscem kontaktu, do którego przybywały łączniczki oraz łącznicy podróżujący z Wilna do Mołodeczna i Mińska. Zaopatrywał oddziały partyzanckie w leki i środki opatrunkowe.

W marcu 1944 roku do ambulatorium trafił postrzelony w podudzie partyzant Oktawiusz Dawidowicz. Doktor umieścił rannego w swoim mieszkaniu i udzielił troskliwej opieki. Niestety u żołnierza wystąpiła martwica stopy i większości podudzia. Po uzyskaniu zgody pacjenta dokonał amputacji kończyny w towarzystwie dr. Michała Holaka „Bonifacy”. Dawidowicz trafił następnie do Oszmiany. Wojnę przeżył.

Znane są także przypadki, gdy doktor wystawiał zaświadczenia lekarskie mieszkańcom Holszan i okolicy, które ratowały od przymusowych prac na rzecz niemieckiego okupanta.

Latem 1944 roku objął stanowisko Szefa Czołówki Sanitarnej nr 3 przy Zgrupowaniu nr 3 mjr. Czesława Dębickiego „Jarema”. Było to zabezpieczenie dla poszkodowanych żołnierzy Armii Krajowej walczących w ramach akcji „Ostra Brama”. Brał udział w walkach o Wilno, a następnie znalazł się w miejscowości Szwajcary, gdzie pracowała czołówka chirurgiczna.

Kaługa

17 lipca akowcy ulokowali się w Puszczy Rudnickiej. Początkowo Pimpicki zgłosił chęć towarzyszenia Czesławowi Dębickiemu w przebijaniu się do Warszawy, ale tego samego dnia wraz z grupą żołnierzy został otoczony przez Sowietów i trafił do niewoli. Razem z tysiącami wileńskich żołnierzy znalazł się w Miednikach. Po kilku dniach Sowieci zachęcali Polaków do wstępowania w szeregi armii Berlinga. Wobec ich gremialnej odmowy już z końcem lipca zapakowali do pociągu na stacji kolejowej Kiena i skierowali na Wschód. W wagonach, w których umieszczono po sześćdziesiąt osób, panowały straszny zaduch i ciasnota. Dopiero w Mińsku otrzymali chleb i słoną rybę. Czasem na mniejszych stacjach uzyskiwali od miejscowych kobiet wrzątek (kipiatok). Droga transportu wiodła przez Smoleńsk. Po tygodniu dotarli do Kaługi. Ze stacji końcowej, po uformowaniu kolumny, przemaszerowali do koszar przylegających do rzeki Oki. Zamieszkali w barakach. Sowiecki oficer poinformował Polaków, że od tej pory będą traktowani jak radzieckie wojsko. Wcielono ich do 361. zapasowego pułku piechoty Armii Czerwonej. Otrzymali mundury i broń, po czym rozpoczęły się ćwiczenia. Mieczysław Pimpicki wraz z grupą lekarzy i studentów medycyny stanowili służbę zdrowia.

Gdy śnieg przykrył ziemię grubą warstwą, dowódca pułku zaproponował, aby jednostka wzięła udział w zawodach narciarskich. Koledzy wysunęli Mieczysława do organizacji przygotowań. Prowadził treningi wybranych do drużyny zawodników. W trakcie samej rywalizacji Pimpicki zajął drugie miejsce. Koledzy liczyli na jego zwycięstwo, ale Sowieci byli lepiej odżywieni.

Przed Bożym Narodzeniem 1944 roku pułk solidarnie odmówił złożenia przysięgi na wierność ZSRR. Polacy opuścili plac ze śpiewem „Marsz, marsz, Polonia”. Odebrano im broń, mundury i ubrano w stare łachmany. Ponownie znaleźli się w bydlęcych wagonach, które ruszyły w nieznane. Zatrzymały się w podmoskiewskich lasach. Zamieszkali w ziemiankach, które sami musieli przygotować. Podzielono ich na cztery bataliony. Pimpicki został lekarzem czwartego. Pracowali przy wyrębie lasów, transportowali i ładowali drzewo do wagonów. Musieli wykonać wysokie narzucone normy. Temperatury spadały nawet poniżej minus trzydziestu stopni, a racje żywnościowe otrzymywali bardzo skąpe.

W każdym batalionie zdarzały się bóle zębów. Z obrzękniętą często szczęką trudno było wypełnić przydziały pracy. Lekarze powiadomili dowódców, że jest na to sposób. W rezultacie doktor Pimpicki, właściciel skrzynki z kleszczami do wyrywania zębów, przemieszczał się na nartach na comiesięczną kontrolę pomiędzy batalionami. Usuwał je bez znieczulenia. Jednocześnie przekazywał wówczas wiadomości z frontu i świata. „Naczalstwo” leśnictwa, na terenie którego pracował czwarty batalion, posiadało radio. Uległo jednak awarii. Wśród polskich zesłańców znalazł się specjalista, który reperował je w taki sposób, aby psuło się częściej. Znał języki obce i podczas majsterkowania słuchał stacji zagranicznych.

Zesłaniec doktor Tadeusz Ginko tak opisał po latach postać byłego zawodnika wileńskiego AZS: „Wspaniałą postacią i nieocenionym w każdych warunkach kolegą był dr Mietek Pimpicki. Tryskał siłą i zarażał optymizmem. Nie tracił nadziei i podtrzymywał ją u innych, jego bronią były: kpina, żart i rubaszny śmiech – bezcenne w tamtych trudnych dniach. Zawsze można było na niego liczyć” (Tadeusz Ginko, Wspomnienia z Kaługi, Biblioteka Wileńskich Rozmaitości, TMWiZW Bydgoszcz 1993, s. 22-23).

Honorowy obywatel Olsztyna

W grudniu 1945 roku Polacy otrzymali wiadomość, że zostają zwolnieni. Znów podjechał, jakże tym razem wyczekiwany, transport. Trasa wiodła przez Moskwę do Kirowa. W tym ostatnim mieście nastąpiła czterotygodniowa przerwa w podróży. Otrzymali angielskie mundury, buty, płaszcze wojskowe i znacznie lepsze wyżywienie. Z Brześcia nad Bugiem dojechali do Białej Podlaskiej. Był styczeń 1946 roku. Urząd Bezpieczeństwa sporządził ewidencję zwolnionych z Kaługi i wydał zaświadczenia umożliwiające powrót do rodzin.

Mieczysław Pimpicki wraz z dr. Janem Rymianem udali się do Fordonu koło Bydgoszczy, dokąd ekspatriowała się z Wilna rodzina pierwszego z nich. Stamtąd, szukając zatrudnienia, pojechali do Gdańska. Na Akademii Lekarskiej, gdzie pracowali prof. Kornel Michejda i Zdzisław Kieturakis, etatu jednak nie otrzymali. Kieturakis poinformował ich, że w Olsztynie jest kolejny z przedwojennych wileńskich lekarzy – dr Jan Janowicz – który otwiera oddział chirurgiczny i brak mu obsady. Ruszyli więc na Warmię. Z końcem stycznia obydwaj podpisali umowy.

Doktor Mieczysław Pimpicki rozpoczął pracę w połowie lutego 1946 roku w Szpitalu Mariańskim (późniejszy Szpital Miejski) jako starszy asystent dr. Janowicza. Następnie był jego zastępcą, specjalistą chirurgiem, zaś w 1948 roku objął po Janowiczu ordynaturę oddziału. Między innymi wprowadził oryginalną metodę leczenia wieloodłamowych złamań kości przy pomocy tzw. gwoździa „L”. W 1946 roku zorganizował w Olsztynie pierwszą w Polsce poradnię sportową. Podobną stworzył w lecznictwie kolejowym. W latach 1947-1948 był lekarzem na obozie polskich sportowców przygotowujących się do igrzysk olimpijskich w Londynie. Przez pierwsze lata mieszkał w szpitalu.

Znany jest przypadek, gdy w drugiej połowie lat 40. przeprowadził operację rannego sowieckiego oficera, którego adiutant przywiózł do doktora Pimpickiego. Ordynans celując broń w stronę lekarza, groził śmiercią. Ten, znając mentalność Sowietów, odpowiedział: „Jak jesteś taki mądry, to sam operuj. Won z oddziału”.

W roku 1949 ożenił się z pielęgniarką oddziału chirurgicznego Janiną Ciunelis, pochodzącą z Nowych Święcian. Ślubu udzielił im w Pieckach ks. Józef Chomski, były proboszcz parafii Holszany. Rok później na świat przyszedł ich jedyny syn Sławomir.

Od 1954 roku przez 33 lata sprawował opiekę medyczną nad studentami olsztyńskiego seminarium duchownego „Hosianum”.

Przez całe życie doktorowi towarzyszył sport. Aktywny był również na emeryturze, na którą przeszedł w 1978 roku. Pływał latem, zimą jeździł na nartach, cały rok na rowerze. Działał w Kolejowym Klubie Sportowym Warmia Olsztyn. Należał do wielu towarzystw i organizacji zawodowych m.in. Polskiego Towarzystwa Lekarskiego oraz Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego. W 1985 roku Towarzystwo Chirurgów Polskich nadało mu godność Członka Honorowego, z czego był niezwykle dumny. W 1989 roku otrzymał order papieski „Pro Ecclesia et Pontifice”. Za działalność w czasie wojny i wieloletnią pracę posiadał także Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyż Armii Krajowej. W 1995 roku Rada Miasta przyznała mu tytuł honorowego obywatela Olsztyna. Wyszkolił wielu olsztyńskich lekarzy.

Miał świadomość, że należy utrwalać historię narodu i własną. Jego wspomnienia dotyczące rywalizacji sportowej Mój wileński AZS ukazały się w książce Ryszarda Wryka Sport akademicki w relacjach i wspomnieniach w roku 2009. Relacja doktora z okresu wojny, działalność w Oszmianie i Holszanach opublikowana została w 1997 roku w książce Wiktora Snastina Inspektorat F. Kilkunastostronicowy maszynopis Wspomnienia o lekarzach i służbie zdrowia w Kałudze przygotował w 2001 roku i przekazał do Ośrodka Karta w Warszawie. Jeden z rozdziałów książki Tadeusza Matulewicza Wileńskie Rodowody wydanej w 2005 roku poświęcony został również Mieczysławowi Pimpickiemu. Podobnie w publikacji Jana Zygmunta Trusewicza Wileńskie tradycje olsztyńskiej chirurgii z 2020 roku. Jest także bohaterem krótkiego filmu przygotowanego przez młodzież Zespołu Szkół w Dobrym Mieście w ramach konkursu „Żołnierze w służbie historii”. Utrzymywał kontakty ze środowiskiem lekarskim wilnian, środowiskami żołnierzy wileńskiej Armii Krajowej. Powracał do miejsca swojego narodzenia i młodości. Podróżował regularnie do grobu ojca na Rossie w ukochanym Wilnie. Kiedy po powrocie z Kaługi dowiedział się, że dr August Leger przebywa w Kamieniu Pomorskim praktycznie bez środków do życia, zorganizował jego przeprowadzkę do Lidzbarka Warmińskiego. Nestor oszmiańskich lekarzy został wówczas zatrudniony w charakterze konsultanta i resztę życia spędził w otoczeniu bliskich mu osób.

W roku 2010 Rada Miasta Olsztyna nadała nazwę jednej z ulic imienia Mieczysława Pimpickiego. W 2023 roku Blokowi Operacyjnemu Miejskiego Szpitala Zespolonego w Olsztynie przy ul. Niepodległości 44 także nadano imię dr. Mieczysława Pimpickiego.

Zmarł 11 marca 2008 roku. Pochowany został na olsztyńskim cmentarzu przy ulicy Poprzecznej, gdzie spoczywa wraz z żoną Janiną oraz matką Michaliną.

Grób rodzinny Pimpickich na cmentarzu w Olsztynie, fot.: screenshot z filmu pt. „Biały – porucznik Mieczysław Pimpicki” na Youtube.com

 Znadniemna.pl za Tomasz Klejdo/Kresowy Serwis Informacyjny, na zdjęciu: Mieczysław Pimpicki, jako student Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, październik 1933 rok, Źródło: kopia ze zbiorów Litewskiego Centralnego Archiwum Państwowego

Bohater dzisiejszej publikacji Mieczysław Pimpicki był wybitnym lekarzem, chirurgiem, pionierem medycyny sportowej, oficerem Armii Krajowej, a od 1995 roku - trzecim honorowym obywatelem Olsztyna, dzisiaj - jednym z kilkudziesięciu, obok między innymi św. Jana Pawła II, któremu tę godność nadano w 2004 roku. Dzisiaj Mieczysław Pimpicki,

The Voice of Polonia – konkurs dla tych, którzy kochają śpiewanie i mieszkają za granicą. Poniżej przekazujemy komunikat organizatorów dotyczący naboru. Termin zgłoszeń upływa 22 września.

Czujesz, że urodziłeś się z mikrofonem w ręce, a nie miałeś jeszcze okazji tego udowodnić? A może przeciwnie, masz już pierwsze sukcesy za sobą i szukasz kolejnych doświadczeń? Zakochałeś się w polskiej piosence na wakacjach? A może-gdy ogarnie Cię nostalgia-wyciągasz z półki swoją ulubioną płytę z czasów młodości, z którą związanych jest tyle wspomnień? Mówisz dobrze po polsku chociaż w Polsce nie mieszkasz? A może tylko fascynuje Cię ten „szeleszczący” język?

Jeśli chociaż na jedno z tych pytań Twoja odpowiedź brzmi „tak”  konkurs wokalny „The Voice of Polonia” www.thevoiceofpolonia.eu jest dla Ciebie. W tym roku ogłaszamy czwartą edycją międzynarodowego konkursu polskiej piosenki.

Do 22 września nadeślij swoje dwa nagrania i wypełnij formularz zgłoszeniowy na naszej stronie https://www.thevoiceofpolonia.eu/karta-zgloszeniowa/ .

Spośród zgłoszonych kandydatur profesjonalne jury wybierze 32 uczestników, którzy zostaną zaproszeni do drugiego etapu konkursu czyli przesłuchań na żywo w Brukseli 13 października. Spośród tych wokalistów jury wyselekcjonuje szczęśliwą ósemkę, która weźmie udział w wielkim finale w Brukseli. W poprzednich edycjach Konkursu w skład jury wchodzili Anna Maria Jopek, Marek Piekarczyk, Maria Sadowska oraz Janusz Radek.

Konkurs wspiera również Stowarzyszenie Artystów Wykonawców SAWP, które funduje osobną nagrodę w wysokości 1000 €. Jest więc o co walczyć. A zatem do usłyszenia…

Znadniemna.pl/gov.pl

 

The Voice of Polonia - konkurs dla tych, którzy kochają śpiewanie i mieszkają za granicą. Poniżej przekazujemy komunikat organizatorów dotyczący naboru. Termin zgłoszeń upływa 22 września. Czujesz, że urodziłeś się z mikrofonem w ręce, a nie miałeś jeszcze okazji tego udowodnić? A może przeciwnie, masz już

10 września br. przypada 50. rocznica śmierci Melchiora Wańkowicza – pisarza z Kresów, publicysty, uznawanego za jednego z najwybitniejszych polskich dziennikarzy w historii, często nazywanego „ojcem polskiego reportażu”. Żył i tworzył w wieku kataklizmów, jakich doświadczyła Polska, ale i w epoce odzyskanej państwowości. Dotykał najważniejszych dla narodu wydarzeń, dawał świadectwo, relacjonował losy narodu.

„Mnie interesuje prawda syntetyczna, a nie dokumentalna, z każdego losu biorę, co w nim jest szczególnego, to wyjątkowe, gęste, mocne inaczej byłoby to szare, nijakie – powiedział w wywiadzie-rzeka pt. „Wańkowicz krzepi” wydanym w 1973 roku.

Był mistrzem szlacheckiej gawędy, klasykiem reportażu oraz autorem takich książek jak chociażby „Na tropach Smętka”, „Bitwa o Monte Cassino”, „Hubalczycy” i „Ziele na kraterze”.

Życie przed literaturą

Urodził się 10 stycznia 1892 roku w rodzinnym majątku Kałużyce, nieopodal Mińska. Uczęszczał do gimnazjum w Warszawie. Do 1905 roku uczył się w języku rosyjskim, dopiero po rewolucji i strajku szkolnym zaborca dopuścił możliwość nauczania w języku polskim. Po zdaniu matury rozpoczął studia w Szkole Nauk Politycznych oraz Uniwersytecie Jagiellońskim (wydział prawa).

Aktywny w konspiracji studenckiej, wstąpił do Polskiego Związku Strzeleckiego, w którym był podoficerem, a potem należał do Organizacji Młodzieży Narodowej „Wolny Strzelec”.

– Sześć razy siedziałem w karcerze za rozmowę po polsku na przerwach – wspominał Wańkowicz na antenie Polskiego Radia w 1972 roku.

W 1916 wziął ślub z Zofią z Małagowskich herbu Nałęcz. Mieli dwie córki, urodzoną w 1919 roku Krystynę i dwa lata młodszą Martę.

Po wybuchu I wojny światowej został zwolniony z rosyjskiego wojska na podstawie sfałszowanego świadectwa zdrowia. Zajmował się pomocą Polakom przebywającym w Rosji, a w 1917 roku wstąpił do I Korpusu Polskiego gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego.

W 1920 roku walczył w wojnie z bolszewikami i za zasługi w walce został odznaczony Krzyżem Walecznych.

Okres międzywojenny w życiu Wańkowicza to m. in. czas pracy dziennikarskiej i literackiej, a także w administracji rządowej. Założył i kierował wydawnictwem „Rój” (aż do 1939 r.), publikował m.in. innymi w „Kurierze Warszawskim”, „Wiadomościach Literackich” i „Kurierze Porannym”

Działalność reporterska

Pierwsze reportaże opublikował w okresie międzywojennym. W 1926 roku wydał zbiór „W kościołach Meksyku”, które powstał na podstawie trzymiesięcznej podróży po Meksyku. Wydał również tom wspomnień z młodości zatytułowany „Szczenięce lata”.

W 1936 roku wydał swój najważniejszy reportaż napisany podczas dwudziestolecia międzywojennego: „Na tropach Smętka”. Był zapisem podróży po Mazurach, którą odbył latem poprzedniego roku. Wańkowicz opisał w nim trudny los polskiej ludności w Prusach Wschodnich.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej wydał „Sztafetę”, która dokumentowała sukcesy niepodległej II Rzeczpospolitej na przykładzie inwestycji w Centralnym Okręgu Przemysłowym.

Był mistrzem opowieści reportażowej, łączącej relację o faktach z fikcją literacką i gawędą. Stworzył także znane do dziś slogany reklamowe: „Cukier krzepi” i „LOT-em bliżej”.

Po wybuchu II wojny światowej wyjechał do Rumunii, następnie przedostał się na południe Europy. Przebywał na Cyprze, potem w Palestynie. Od 1943 roku był korespondentem wojennym przy II Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa. Dwa tygodnie bitwy pod Monte Cassino spędził na pierwszej linii frontu, chcąc osobiście uczestniczyć w przeżyciach walczących żołnierzy. Wydarzenia z maja 1944 roku opisał w swojej najbardziej znanej książce „Bitwa o Monte Cassino”.

Zaraz po wojnie nie wrócił do Polski. Mieszkał w 17 krajach. W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych Melchior Wańkowicz wraz z żoną Zofią odbyli wiele podróży, przemierzając właściwie cały kontynent. Reminiscencje tych wypraw opublikowane zostały w trzech cyklach reportaży: „Atlantyk-Pacyfik”, „Królik i oceany” i „W pępku Ameryki”. Z emigracji wrócił dopiero po 20 latach, w 1958 roku. Na pierwszy odczyt pisarza w Sali Kongresowej w Warszawie zabrakło biletów.

W Polsce Ludowej

W 1964 roku Wańkowicz podpisał „List 34”, adresowany do ówczesnych władz PRL i zawierający protest przeciwko polityce kulturalnej państwa. Po tym zdarzeniu władze rozpoczęły nagonkę na pisarza. Oskarżono go o to, że przekazuje za granicę materiały godzące w Polskę i współpracuje z Radiem Wolna Europa.

– Aresztowanie Melchiora Wańkowicza miało zdyscyplinować pisarzy. Bo jeśli się aresztowało i przetrzymywało w więzieniu pisarza o takim nazwisku, w takim wieku, no to właściwie można powiedzieć, że wszyscy, którzy podjęliby działania podobne, powinni liczyć się z identycznymi reakcjami – mówił historyk prof. Rafał Habielski.

Aresztowanie i proces

W procesie przeciwko pisarzowi zeznawał Kazimierz Koźniewski, niegdyś narzeczony córki Wańkowicza, wieloletni przyjaciel domu i, jak się okazało, współpracownik UB. Pisarz przebywał w areszcie do finału rozprawy (pięć tygodni), która zakończyła się 10 listopada 1964 wyrokiem trzech lat więzienia. Na mocy amnestii kara została zmniejszona o połowę, ale w praktyce, ze względu na wiek i stan zdrowia, Wańkowicz został zwolniony do domu tuż po procesie.

– Nie bardzo było wiadomo, jaki miał być skutek tego procesu, o co właściwie chodziło – mówi prof. Habielski. – To znaczy czy władze rzeczywiście chcą posadzić 73-letniego pisarza do więzienia, zaordynować karę i ją wyegzekwować, czy to ma być ostrzeżenie dla innych młodszych pisarzy, niemających tyle odwagi co Wańkowicz?

Przeciwko akcji UB protestowało wiele osób w kraju i za granicą. Sam pisarz przyjął wyrok, o czym poinformował nawet I sekretarza PZPR Władysława Gomułkę, z którym spotkał się 8 stycznia 1965. Wobec reakcji społeczeństwa władze odstąpiły od wykonania kary, jednak pełna rehabilitacja nastąpiła dużo później. Dopiero w 1990 roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok i pośmiertnie uniewinnił pisarza.

„Ojciec polskiego reportażu”

Nazywany „ojcem polskiego reportażu”, pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką, na którą składa się ponad 40 pozycji – powieści, reportaży, wspomnień i szkiców z teorii publicystyki. Jego najbardziej znanym dziełem jest „Bitwa o Monte Cassino”, trzytomowa monografia poświęcona żołnierzom generała Andersa. Inne książki to m.in. „Tworzywo”, „Na tropach Smętka”, „Ziele na kraterze”, „Hubalczycy”, „Westerplatte” i „Karafka La Fontaine’a”. Melchior Wańkowicz doskonale operował wywodzącym się z dawnej polskiej kultury szlacheckiej stylem opowieści mówionej, gawędą. Jego proza zawiera liczne dygresje i anegdoty. Przez całe życie pozostał pisarzem związanym z Kresami.

Jesień życia

Po śmierci Wańkowicza władze komunistyczne zaproponowały jego córce – Marcie Erdman pochowanie ojca na koszt państwa. Ta jednak odmówiła, zgodnie z wolą pisarza, który przed śmiercią powiedział: „Nie życzę sobie, by oni fotografowali się nad moją trumną”. Pisarz został pochowany na Powązkach.

W uznaniu dla jego zasług Sejm ustanowił rok 2024 Rokiem Melchiora Wańkowicza. „W 50. rocznicę od jego odejścia Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanawia rok 2024 Rokiem Melchiora Wańkowicza — niepokornego, odważnego, wnikliwego dziennikarza, pisarza i reportażysty, będącego wzorem i symbolem polskiego dziennikarstwa” – podkreślili posłowie.

Znadniemna.pl/Polskie Radio/gov.pl

10 września br. przypada 50. rocznica śmierci Melchiora Wańkowicza – pisarza z Kresów, publicysty, uznawanego za jednego z najwybitniejszych polskich dziennikarzy w historii, często nazywanego „ojcem polskiego reportażu”. Żył i tworzył w wieku kataklizmów, jakich doświadczyła Polska, ale i w epoce odzyskanej państwowości. Dotykał najważniejszych

Białorusini, którzy ukończyli już sześćdziesiąty rok życia i chcący przyjechać na zaproszenie swoich dzieci i wnuków, będą mogli złożyć dokumenty na polską wizę w Centrach Wizowych bez wcześniejszej rejestracji. 

Nowe zasady będą obowiązywać już od 9 września br. – podała firma VFS Global, obsługująca Polskie Centra Wizowe na Białorusi.

„Informujemy, że od dnia 9 września 2024 roku o wizę mogą ubiegać się osoby powyżej 60 lat, na zaproszenie dzieci i wnuków poświadczonych w województwie, bez konieczności wcześniejszej rejestracji we wszystkich polskich centrach wizowych” – czytamy w komunikacie VFS Global.

Firma podkreśliła, że dokumenty należy składać w Centrum Wizowym właściwym dla miejsca zameldowania wnioskodawcy na Białorusi.

Znadniemna.pl/visa.vfsglobal.com

Białorusini, którzy ukończyli już sześćdziesiąty rok życia i chcący przyjechać na zaproszenie swoich dzieci i wnuków, będą mogli złożyć dokumenty na polską wizę w Centrach Wizowych bez wcześniejszej rejestracji.  Nowe zasady będą obowiązywać już od 9 września br. – podała firma VFS Global, obsługująca Polskie Centra

9 września 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) powołany pod nadzorem Moskwy przez polskich komunistów, jako organ władzy wykonawczej przyszłej Polskiej Republiki Ludowej, zawarł z rządami sowieckiej Ukrainy i Białorusi układy, dotyczące ewakuacji obywateli polskich z terytorium USRR i BSRR.

Układy były następstwem „Porozumienia między PKWN, a rządem ZSRR o polsko-radzieckiej granicy”. Porozumienie to zostało podpisane 27 lipca 1944 roku w Moskwie przez szefa PKWN Edwarda Osóbkę-Morawskiego i szefa sowieckiej dyplomacji Wiaczesława Mołotowa.

Na mocy podpisanych porozumień z terenów Litwy oraz Zachodnich Białorusi i Ukrainy na tak zwane Ziemie Odzyskane, czyli odebrane Niemcom i przyznane Polsce na mocy powojennych porozumień alianckich, przesiedlano ludność polską, a w granice Socjalistycznych Republik Sowieckich Litwy, Białorusi oraz Ukrainy przesiedlano odpowiednio ludność litewską, ukraińską i białoruską. Przy czym nowe granice Polski, określone w porozumieniu między PKWN, a rządem ZSRR i potwierdzone przez przywódców koalicji antyhitlerowskiej na Konferencji Jałtańskiej nie obejmowały już części Wileńszczyzny, Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę, czyli terenów przedwojennej II RP, które nazywamy Kresami Wschodnimi.

Propagandę komunistycznych władz Polski i ZSRR, proceder wysiedlenia ludności polskiej z Kresów Wschodnich nazywała fałszywie „repatriacją” De facto jednak była to ekspatriacja Polaków z obszarów, zamieszkiwanych przez nich od wielu pokoleń

Ekspatriacja Polaków z Litewskiej SRR

Z terenu Litewskiej SRR w ramach tak zwanej „repatriacji” w latach 1944–1946 wysiedlono 148 tys. Polaków spośród blisko 375 600 zarejestrowanych do wyjazdu. Około 2 tys. naszych rodaków wyjechało wówczas do Polski Ludowej z terenów tzw. Litwy Kowieńskiej. Większość przesiedleńców z Litwy osiadła w woj. na Warmii i Pomorzu, a mniejsze grupki na Dolnym Śląsku.

Ekspatriacja z Ukraińskiej SRR

W okresie pierwszej masowej akcji wysiedleńczej, której kulminacja przypadła na drugą połowę 1945 i pierwsze półrocze 1946, z zachodnich terenów Ukraińskiej SRR (przed wojną południowo-wschodnich terenów II RP) przesiedlono od 778 do 792,7 tys. osób, w tym 752,1 tys. Polaków, 30,3 tys. Żydów i 10,3 tys. przede wszystkim Ukraińców (będących członkami rodzin Polaków zarejestrowanych do wyjazdu) oraz Romów.

Z byłej Galicji Wschodniej przesiedlonych zostało 652 tys. osób, w tym ok. 618,2 tys. Polaków, 24,5 tys. Żydów i ponad 9,2 tys. Ukraińców, z czego z samego Lwowa – wyjechało 104 446 osób, w tym 98 865 Polaków, 3349 Żydów i 2232 przedstawicieli innych narodowości.

Łącznie z przedwojennego województwa stanisławowskiego wyjechało 97 300 Polaków, z woj. lwowskiego 269 500 i z woj. tarnopolskiego 251 500 Polaków. Z województwa wołyńskiego z kolei przesiedlono 140 700 osób, liczba ta obejmuje nie więcej niż 133 900 Polaków, ponad 5,8 tys. Żydów i blisko 1 tys. przedstawicieli innych narodowości. Ponadto z odebranej Rumunii Bukowiny wyjechało do Polski ok. 6 tys. Polaków.

Ludność Polska z terenów Sowieckiej Ukrainy osiadła głównie na zachodzie województwa śląskiego oraz na Dolnym Śląsku.

Ekspatriacja z Białoruskiej SRR

Z Białoruskiej SRR wysiedlono w latach 1944–1946 – 226 300 Polaków spośród 529 200 zarejestrowanych. Wysiedleńcy osiedlali się głównie na Dolnym Śląsku i w zachodniej części Wielkopolski, a także w województwie zachodniopomorskim oraz na Pomorzu.

Wysiedlenia z głębi ZSRR

Na terenie ZSRS, w głębi tego kraju przebywała masa zesłańców, łagierników oraz uchodźców polskich. W czerwcu 1945 roku rozpoczęła się ich ewakuacja. Do czasu planowanego terminu zakończenia akcji przesiedlania polskiej ludności (na koniec 1945 roku), którego nie dotrzymano, do kraju powróciło zaledwie 10 proc. zarejestrowanych  w Sowieckiej Rosji Polaków, czyli 22 tys. osób. Akcja przesiedleńcza znacznie przyspieszyła się w kwietniu i maju 1946 roku – do końca sierpnia przybyło na polskie tereny 248,2 tys. ludzi, z czego 125 tys. to byli Polacy. Przesiedleńcy przybywali także w następnych latach – w 1947 roku  było ich prawie 8 tys. osób, w 1948 roku – 7251 osób, a w 1949 roku do PRL przyjechało 2614 osób. Ponadto, w latach 1951-1952 sowieckie władze ZSRS wyraziły zgodę na to, aby 787 polskich dzieci opuściło sowieckie domy dziecka i trafiły do PRL.

Prawie dwa miliony polskich przesiedleńców

W wyniku powojennych wysiedleń, z byłych polskich Kresów Wschodnich oraz z głębi ZSRR do PRL trafiły prawie 2 mln osób, czyli, wedle różnych szacunków, od 1,77 do 1,84 miliona ludzi.

Znadniemna.pl na podstawie Wikipedia.org, źródło infografiki: Polityka.pl

9 września 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) powołany pod nadzorem Moskwy przez polskich komunistów, jako organ władzy wykonawczej przyszłej Polskiej Republiki Ludowej, zawarł z rządami sowieckiej Ukrainy i Białorusi układy, dotyczące ewakuacji obywateli polskich z terytorium USRR i BSRR. Układy były następstwem „Porozumienia między

7 września o godz. 11.00 w Ogrodzie Saskim w Warszawie Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda wraz z Małżonką Agatą Kornhauser-Dudą w ramach wydarzenia Narodowe Czytanie 2024 wzięli udział w odczycie Kordiana Juliusza Słowackiego.

Prezydent podkreślił, że „Kordian” jest dramatem czynu niepodległościowego.

„Słowacki wzywa niejako Polaków, by aktywnie walczyli o wolność. To już nie jest mesjanizm. Wzywa do walki czynnej, nie tyle poświęcenia, co do tego, by walczyć do samego końca, do zwycięstwa, by dla odbudowania Rzeczpospolitej poświęcić wszystko” – powiedział Andrzej Duda.

Agata Kornhauser–Duda wskazała, że „Kordian” został napisany i opublikowany na emigracji, ale

„jest to utwór arcypolski, przesiąknięty ideą wolnej Polski i duchem patriotyzmu. Jest to poruszająca opowieść o polskim losie”. – Słowacki pisał Kordiana, gdy Polska była pod zaborami. Towarzyszy mu duch wolności i narodowej niezawisłości. O takiej Polsce marzył i taką przepowiadał – dodała.

Prezydent podkreślił, że dramat Słowackiego od pokoleń czytają młodzi Polacy i od pokoleń wywiera wpływ na ich postawy. – Widać to chociażby na przykładzie powstańców warszawskich, którzy wychowali się na „Kordianie”, którzy walczyli o wolną Polskę do samego końca – powiedział.

Dziś, kiedy patrzymy, że za naszą granicą taka walka o wolność się toczy, w sposób realny można spojrzeć na problemy, które Słowacki opisał w „Kordianie”– dodał.

Pierwsza Dama przypomniała, że to już 13. edycja Narodowego Czytania, które odbywa się w ponad pięciu tysiącach miejsc w Polsce i na całym świecie. – Z informacji, które napływają do Kancelarii Prezydenta wynika, że wielu organizatorów już od kilku tygodni przygotowuje się do Narodowego Czytania. Kreatywność organizatorów wzbogaca to wspólne czytanie i udowadnia, że klasyka jest wciąż żywa i tak samo nas porusza – powiedziała Agata Kornhauser–Duda.

Wspólnie z Parą Prezydencką dzieło Słowackiego czytali znakomici aktorzy: Przemysław Wyszyński, Jędrzej Hycnar, Krzysztof Kwiatkowski, Lidia Sadowa, Jarosław Gajewski, Vanessa Aleksander, Szymon Kuśmider, Tomasz Borkowski, Wiesław Komasa, Marcin Przybylski i Andrzej Ferenc.

W tym roku tradycyjnie można było otrzymać pamiątkowy stempel na przyniesionym do Ogrodu Saskiego egzemplarzu „Kordiana”.

„Usłyszeliśmy wspaniałe interpretacje, które jeszcze bardziej wzmocniły przekaz dzieła Słowackiego, a to dzięki aktorom, aktorkom i muzykom” – powiedziała Agata Kornhauser–Duda.

Jak podkreśliła, Narodowe Czytanie ma niezwykły walor międzypokoleniowy. – Nawet ten trudny utwór nie odstraszył przedszkolaków. W tym roku do akcji zgłosiło się ponad 200 przedszkoli i ponad 2 tysiące szkół – wskazała Pierwsza Dama. Dodała, że bardzo wiele kół gospodyń wiejskich i klubów seniora zorganizowało Narodowe Czytanie. Akcja w tym roku odbywa się w 60 krajach, niemal na wszystkich kontynentach.

Andrzej Duda podziękował za wspólnych dziesięć edycji Narodowego Czytania. Zapowiedział, że lekturą przyszłorocznej 14. edycji będzie poezja Jana Kochanowskiego – jego pieśni, fraszki i treny.

Parze Prezydenckiej towarzyszył Minister Wojciech Kolarski.

Juliusz Słowacki napisał „Kordiana” w Szwajcarii. W zamyśle „Kordian” miał być trylogią dotyczącą wydarzeń narodowych z lat 1825–1831. Poeta ukończył jednak tylko pierwszą część – „Spisek koronacyjny”, a dalsze dwie części nigdy nie powstały. Utwór został opublikowany anonimowo w 1834 roku w Paryżu. Autor ukazał w nim obraz epoki i romantyczną wizję losów pokolenia polskich konspiratorów, punktem wyjścia czyniąc spisek podchorążych, związany z przygotowaniami do zamachu na cara Mikołaja I. Główny temat odnosi się jednak wprost do powstania listopadowego, m.in. poprzez analizę przyczyn i skutków klęski wolnościowego zrywu. „Kordian” uważany jest za jedno z najważniejszych i najbardziej znanych dzieł poety.

Znadniemna.pl/prezydent.pl/fot.: Marek Borawski/KPRP

7 września o godz. 11.00 w Ogrodzie Saskim w Warszawie Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda wraz z Małżonką Agatą Kornhauser-Dudą w ramach wydarzenia Narodowe Czytanie 2024 wzięli udział w odczycie Kordiana Juliusza Słowackiego. Prezydent podkreślił, że „Kordian” jest dramatem czynu niepodległościowego. „Słowacki wzywa niejako Polaków, by aktywnie

Wczoraj, 8 września, nieznani sprawcy zniszczyli cmentarz w Chajsach w obwodzie witebskim. Jest to miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, gdzie w masowych grobach pochowani są także Polacy.

„Wandale zniszczyli pomnik ofiar represji stalinowskich” — podał na Telegramie kanał Belamova, dodając, że chodzi o część kompleksu pamięci „Chajsy — Witebskie Kuropaty” w obwodzie witebskim. „Zniszczonych zostało 8 tablic, 26 krzyży i plansze z informacjami o ofiarach represji” — czytamy.

Masowe groby w lesie między wsiami Chajsy i Drykolle odnaleziono w 2014 roku. Miejscowe władze uznały, że są to pochówki z czasów II wojny światowej. Miejscowi aktywiści opozycji oraz mieszkańcy wskazywali jednak, że są to ofiary wielkiego terroru, przywożone z Witebska i rozstrzeliwane przez NKWD w latach 1937–1938.

W 2017 roku nieopodal odkrytych pochówków po raz kolejny odnaleziono ludzkie szczątki. Badacze i historycy również wtedy ocenili, że są to ofiary z lat 1937–1938. Wiele wskazuje na to, że w Chajsach pochowani są także Polacy, ofiary operacji NKWD z lat 1937-38, której ofiarami zostało od 100 do 200 tysięcy Polaków, mieszkających wówczas na terenie ZSRR.

Jak reżim niszczy polskie cmentarze

W ostatnich latach Na Białorusi regularnie dochodzi  do niszczenia polskich cmentarzy i miejsc pamięci. 27 czerwca 2022 roku nieznani sprawcy odsunęli płyty nagrobne i wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły, w której spoczywali dwaj polscy żołnierze, polegli podczas wojny polsko-bolszewickiej oraz zabity 15 lipca 1944 roku żołnierz Armii Krajowej Adam Pacenko. Oba groby znajdowały się  w polu nieopodal miejscowości Jodkiewicze w rejonie brzostowickim przed  ogrodzoną murowaną kapliczką.

Kolejny akt państwowego barbarzyństwa miał miejsce 4 lipca 2022 roku w Mikuliszkach w rejonie oszmiańskim na północnym wschodzie obwodu grodzieńskiego. Wówczas władze z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu zrównały z ziemią kwaterę poległych w 1944 roku żołnierzy III i VI Brygady Armii Krajowej.

8 lipca 2022 roku w obwodzie grodzieńskim, nieopodal miejscowości Rowiny i Kaczyce (około 5 km na południe od Korelicz) władze białoruskie zaorały mogiłę zbiorową około 40 żołnierzy Armii Krajowej Samoobrony Ziemi Wileńskiej z oddziałów rotmistrza Władysława Kitowskiego „Groma” i porucznika Witolda Turonka „Tura”.

22 lipca 2022 roku władze zburzyły pomnik na zbiorowym grobie żołnierzy AK w Stryjówce.

Kolejnym, szczególnie bulwersującym przejawem prowadzonej przez Mińsk polityki dosłownego niszczenia śladów historii na terenach zachodniej Białorusi, było przeprowadzone w dniu 25 sierpnia 2022 roku, w godzinach porannych, barbarzyńskie zniszczenie cmentarza żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach. Spoczywali tam 35 żołnierzy AK wraz z dowódcą podpułkownikiem Maciejem Kalenkiewiczem ps. „Kotwicz”.  Bitwę o Surkonty stoczono 21 sierpnia 1944 roku. Armia Krajowa walczyła z 32. pułkiem wojsk NKWD.

Do aktów wandalizmu dochodziło w ostatnich latach także na innych polskich cmentarzach, zlokalizowanych głównie w obwodzie grodzieńskim m.in. w Iwiu, Bogdanach, Bobrowiczach i Wołkowysku.

Znadniemna.pl/IAR/Belamova

Wczoraj, 8 września, nieznani sprawcy zniszczyli cmentarz w Chajsach w obwodzie witebskim. Jest to miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, gdzie w masowych grobach pochowani są także Polacy. "Wandale zniszczyli pomnik ofiar represji stalinowskich" — podał na Telegramie kanał Belamova, dodając, że chodzi o część kompleksu pamięci

Białoruski portal Nashaniva.com publikuje aktualne dane, dotyczące liczby migrantów z Białorusi na stałe mieszkających na Litwie oraz w Polsce – krajach, które w ostatnich latach stały się drugim domem dla tysięcy obywateli Białorusi, uciekających przed represjami reżimu Łukaszenki i wojną, którą ten reżim wspólnie z putinowską Rosją prowadzi przeciwko Ukrainie.

Litwa

Według danych na 1 lipca 2024 roku z zezwolenia na pobyt w Republice Litewskiej skorzystało 62 535 Białorusinów. Ich przyrost w ciągu ostatniego półrocza znacznie się zmniejszył w porównaniu z poprzednimi latami i wyniósł zaledwie 368 osób.

Za okres pierwszego półrocza2023 roku, na przykład liczba Białorusinów, którzy otrzymali prawo pobytu w Republice Litewskiej, wzrosła o blisko 10 tys., czyli z 48804 do 58347 osób. Ogólny przyrost liczby Białorusinów na Litwie wyniósł w 2023 roku – 13731 osób.

Kim pracują Białorusini na Litwie

Aż 48600 mieszkających na Litwie białoruskich obywateli (78 proc. od ogółu) pracuje na podstawie umów o pracę. Połowa z nich (24 tys.) –  pracują jako kierowcy TIR-ów. To są typowi przedstawiciele migracji zarobkowej, którym legalny pobyt na Litwie jest potrzebny, żeby legalnie tutaj pracować. Przedstawiciele tej grupy zawodowej najczęściej mieszkają w kabinie ciężarówki i nawet niedługie urlopy starają się spędzić na Białorusi.

De facto wielu kierowców z Białorusi, zatrudnionych w litewskich firmach, na terenie Litwy spędzają w ciągu roku zaledwie 10-15 dni.

Około 5 tys. posiadaczy prawa do pobytu na Litwie (8 proc, od ogółu) to osoby niepełnoletnie, bądź emeryci w wieku powyżej 65 lat.

Polska

Jeśli na Litwie liczba Białorusinów, mających prawo na pobyt w tym kraju, odpowiada realnej liczbie obecnych migrantów z Białorusi, to w Polsce kwestia oszacowania realnej liczby przybyszy z Białorusi wydaje się o wiele bardziej skomplikowana.

Tłumaczy się to tym, że Litwa już dawno nie wydaje Białorusinom turystyczne i pracownicze wizy, a więc w tym kraju na podstawie wizy nie można mieszkać dłużej niż rok. Na dodatek od niedawna nawet tymczasowe zatrudnienie można dostać tylko na podstawie Karty Pobytu, wydanej przez litewskie władze.

W przypadku Polski sytuacja jest bardziej złożona. Oszacowanie liczby Kart Pobytu, wydanych Białorusinom, nie przekłada się na ich realną liczbę w kraju nad Wisłą.

Według danych za okres pierwszego półrocza 2024 roku ważne polskie Karty Pobytu posiada 131318 Białorusinów, czyli jest ich tylko dwukrotnie więcej niż posiadaczy litewskich Kart Pobytu. Różnica jest podejrzanie mała. Należy zakładać więc, że znaczna liczba przebywających w Polsce obywateli Białorusi przebywa w kraju na innych podstawach.

Kogo nie uwzględniają statystyki?

W Polsce znaczna część Białorusinów może mieszkać i pracować na podstawie wiz pracowniczych. Ponadto znaczna część białoruskich obywateli może przebywać w kraju i legalnie pracować na podstawie wiz krajowych, przedłużanych co roku na postawie Karty Polaka.

Bardzo dużo migrantów z Białorusi ma status oczekujących na Kartę Pobytu. Jeśli na Litwie procedura ta zajmuje 1-4 miesiące, to w Polsce może się okazać o wiele dłuższa. W Polsce znanych jest wiele przypadków otrzymania Karty Pobytu po roku oczekiwania, a nawet po okresie jeszcze dłuższym. Dokumentem legalizującym w Polsce pobyt oczekujących na Kartę Pobytu jest białoruski paszport z widniejącym w nim stemplem urzędu wojewódzkiego, który przyjął wniosek o wydanie zezwolenia na pobyt w Polsce.

Dane posiadaczy PESEL

Analitycy z portalu Picodi.com, w celu oszacowania liczby mieszkających w Polsce Białorusinów, sięgnęli po dane z Powszechnego Elektronicznego Systemu Ewidencji Ludności (PESEL). Według stanu na 1 stycznia 2024 roku, posiadaczami polskiego numeru PESEL było w Polsce 310 tys. obywateli Białorusi.

Ta liczba wskazuje, że Polska przyjęła nie dwukrotnie, lecz pięciokrotnie więcej Białorusinów niż Litwa.

Kogo jeszcze należy uwzględnić?

Po 2020 roku znaczny odsetek migrantów z Białorusi do Polski mógł już otrzymać polskie obywatelstwo i ludzie ci nie są obecnie uwzględniani w żadnej z opisanych wyżej statystyk. Posiadacza Karty Polaka na przykład mogą liczyć za polskiego obywatela już po 2 – 2,5 latach od momentu zalegalizowania swojego pobytu w kraju. Tylko w 2022 roku polskie paszporty otrzymało około 3 tys. białoruskich obywateli.

Według danych z końca 2023 roku, 38 tys. białoruskich obywateli posiadało polskie Karty Pobytu mając potwierdzone polskie pochodzenie. Po roku zamieszkiwania w Polsce mogli oni złożyć wnioski o uznanie za polskich obywateli.

Jak zmieniała się dynamika migracji z Białorusi

Szczytowy według wzrostu liczby migrantów z Białorusi do Polski okazał się rok 2022 – rok rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę. Z kraju rządzonego przez Łukaszenkę wyemigrowało w tym roku do Polski aż 103448 mieszkańców Białorusi. W kolejnym, 2023 roku, liczba migrantów z Białorusi wzrosła w Polsce o 60 tys. i była już porównywalna z rokiem 2021 – 57454 osób.

Co się tyczy Litwy, przed sfałszowanymi przez Łukaszenkę wyborami prezydenckimi 2020 roku na Litwie mieszkało około 18 tys. obywateli Białorusi. Od tamtego czasu ich liczba w Republice Litewskiej wzrosła 3,5-krotnie. Jednak ostatnio migracja Białorusinów na Litwę zanika i w tym roku przyjechało ich tam tylko 368 osób.

Tego samego nie można powiedzieć jednak o Polsce, która wciąż przyjmuje znaczne liczby białoruskich migrantów. Wielu z nich osiedla się nad Wisłą po tym jak nie udało im się odnaleźć w Gruzji, także dającej po 2020 roku azyl uciekinierom przed represjami Łukaszenki.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, fot.: Frankotravel.pl

Białoruski portal Nashaniva.com publikuje aktualne dane, dotyczące liczby migrantów z Białorusi na stałe mieszkających na Litwie oraz w Polsce – krajach, które w ostatnich latach stały się drugim domem dla tysięcy obywateli Białorusi, uciekających przed represjami reżimu Łukaszenki i wojną, którą ten reżim wspólnie z

Ogromne zwycięstwo wojsk Rzeczpospolitej pod Orszą, które miało miejsce 510 lat temu, na wiele dziesięcioleci zatrzymało ekspansję Moskali, którzy jako agresorzy najeżdżali nasze ziemie i chcieli wyplenić z niej katolicką wiarę. Wspaniała wiktoria polskiego i litewskiego oręża rozbiła również pierwszy w historii sojusz Rosjan i Niemców, który zawiązali oni przeciw Rzeczypospolitej.

Moskwa zaczęła być niebezpieczna dla Rzeczypospolitej, kiedy w roku 1380 jej wojska podczas wielkiej bitwy na Kulikowym Polu pokonały armię mongolsko – tatarską. Wtedy powstało Wielkie Księstwo Moskiewskie i od tego czasu Moskwa rosła w siłę. Z czasem zaczęła rościć sobie prawo do panowania na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pretekstem była obecność tam ludności prawosławnej. Moskale szerzyli propagandę, iż prawosławni są w Rzeczypospolitej uciskani i trzeba ich wyzwolić. Jakże podobne hasła propagandowe głosili Sowieci, którzy zaatakowali Polskę 17 września 1939 roku, mówiąc że wyzwalają Białorusinów i Ukraińców.

Przyczyn dla których stoczono bitwę pod Orszą należy szukać w roku 1492, kiedy to Moskwa po raz pierwszy zaatakowała wschodnie kresy Rzeczypospolitej. Walki trwały aż do roku 1494 i zakończyły się niekorzystnym dla nas pokojem, czyli utratą pewnych ziem na wschodzie. Tak Rzeczypospolita jak Moskwa wiedziały, że na tym się nie skończy, dlatego przygotowania do wojny trwały w obu krajach. Po raz pierwszy obie armie stanęły koło Orszy już w roku 1508, jednak przewaga wojsk Rzeczypospolitej była tak wyraźna, że car Wasyl III wystraszył się i poprosił o pokój.

Był to z jego strony pewien wybieg, nie dążył on do pokoju, chciał tylko zyskać na czasie, żeby wzmocnić swoją armię i pozycję polityczną. W lutym 1514 roku car Wasyl III zawarł w Moskwie sojusz z cesarzem Maksymilianem I Habsburgiem oraz wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego Albrechtem Hohenzollernem. Rosja po raz pierwszy sprzymierzyła się wówczas z Niemcami przeciwko Rzeczypospolitej. Celem tego przymierza było rozdarcie między siebie ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Car Wasyl III znów zaatakował kresy Rzeczpospolitej. Jego armia oblegała Mińsk, Połock, Witebsk i zasadniczy cel tej agresji – Smoleńsk. W roku 1513 Moskale dwa razy oblegali Smoleńsk, jednak bez powodzenia. Udało się im zdobyć to miasto, wówczas należące do Rzeczypospolitej, dopiero w lipcu 1514 roku. Zachęceni tym sukcesem ruszyli w stronę Wilna. Szacuje się, że armia moskiewska była bardzo liczna – około 60 – 80 tysięcy zbrojnych i 300 armat. Władze Rzeczypospolitej nie czekały, aż car stanie ze swoim wojskiem pod murami Wilna. Zmobilizowano w sumie około 45 tysięcy żołnierzy. Na ich czele stanął hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski, doskonały dowódca i strateg wojenny.

Armia Rzeczypospolitej ruszyła w stronę Smoleńska. Nad całością operacji czuwał sam król Zygmunt Stary. Strategię rozprawy z Moskalami opracował Konstanty Ostrogski i on dowodził w bitwie pod Orszą, w okolice której, po długiej drodze, wojska Rzeczypospolitej dotarły 7 września. Litewsko–polskie siły sforsowały rzekę Dźwinę, przy użyciu, ówczesnej nowości militarnej, dwóch mostów pontonowych.

8 września 1514 roku bitwę rozpoczęli Moskale uderzając na obie flanki wojsk Rzeczypospolitej. Hetman Ostrogski nakazał kontrnatarcie, które było tak skuteczne, że atak wojsk moskiewskich zaraz się załamał. Kluczowym momentem bitwy był manewr ataku polskiej jazdy na główne siły nieprzyjaciela. Atak ten miał na celu wciągnięcie wojsk carskich w pułapkę. Dowodzący jazdą Rzeczpospolitej hetman Ostrogski nagle nakazał odwrót. Moskale pewni zwycięstwa rzucili się w pogoń. Wówczas uciekająca jazda rozjechała się na obie strony. Rosjanie wpadli prosto na, na czekającą już na nich w wąwozie artylerię. Armaty zrobiły swoje. W szeregach Rosjan zapanował chaos. Wówczas do ataku centralnie ruszyła piechota Rzeczypospolitej. Zaraz po niej, przegrupowane oddziały jazdy, zaatakowały obie rosyjskie flanki. Szeregi Moskali „pękły z hukiem”. Pomimo liczebnej przewagi zaczęli uciekać w popłochu i ostatecznie ponieśli sromotną klęskę.

Straty Rosjan szacuje się na 30 tysięcy zabitych oraz 3 tysiące wziętych do niewoli, wzięto cały obóz Moskali w tym solidne trofeum wojenne – 300 armat. Wódz carskich wojsk Iwan Czeladin oraz wielu innych ważnych bojarów trafiło do niewoli.

Bitwa pod Orszą była jednym z największych starć militarnych w Europie początków XVI wieku. Zwycięstwo odniesiono we wspaniałym stylu. Historycy określają je jako drugą, po bitwie pod Grunwaldem, największą wiktorię polskiego i litewskiego oręża. Niebezpieczna ze względu na swoją mobilność, moskiewska armia została praktycznie zlikwidowana, a ze Smoleńska musiał uciekać car Wasyl III. Na pół wieku zostało zażegnane niebezpieczeństwo ataków przeprowadzanych na Rzeczpospolitą przez Rosję.

Adam Białous

Do dziedzictwa bitwy pod Orszą odwoływali się również zwolennicy niepodległej Białorusi. To właśnie w czasie tej bitwy po raz pierwszy pojawiły się sztandary świętego Jerzego wykorzystane później jako wzór dla flagi powstałej w 1918 r. Białoruskiej Republiki Ludowej oraz jej władz na uchodźstwie Republiki Białorusi w latach 1991-1995. Dziś barwy te stanowią symbol oporu wobec reżimu w Mińsku oraz dominacji Rosji nad tą częścią dawnej Rzeczypospolitej.

Zdjęcie: Autor nieznany (malarz z kręgu Lukasa Cranacha Starszego), „Bitwa pod Orszą”. Fragment obrazu przedstawiający przemarsz wojsk polskich i litewskich. Źródło: Cyfrowe Muzeum Narodowe

Znadniemna.pl/pch24.pl

Ogromne zwycięstwo wojsk Rzeczpospolitej pod Orszą, które miało miejsce 510 lat temu, na wiele dziesięcioleci zatrzymało ekspansję Moskali, którzy jako agresorzy najeżdżali nasze ziemie i chcieli wyplenić z niej katolicką wiarę. Wspaniała wiktoria polskiego i litewskiego oręża rozbiła również pierwszy w historii sojusz Rosjan i

Honorową funkcję Maria Żodzik otrzymała po raz pierwszy, obok kilkakrotnie honorowanej tym tytułem białostockiej łyżwiarki Natalii Maliszewskiej. Obie sportsmenki podpisały w tej sprawie odpowiednie umowy z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim.

Uroczystość podpisania umów z Ambasadorkami Sportu Białostockiego przez włodarza stolicy Podlasia odbyła się w białostockim Pałacyku Gościnnym Branickich w piątek, 6 września.

Ambasadorki Sportu Białostockiego:  Maria Żodzik (po prawej) i Natalia Maliszewska – pośrodku z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim, fot.: facebook/mzhodzik

– Dzięki temu z jednej strony Białystok otrzymuje wspaniałą promocję, a z drugiej strony sportowcy dostają gratyfikację finansową, aby mogli spokojnie przygotowywać się do zawodów i odnosić na nich sukcesy. Wspaniałe sportsmenki, obie olimpijki. Maria Żodzik po raz pierwszy reprezentowała Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, ale myślę, że jej kariera będzie się dopiero rozwijać – mówił podczas uroczystości prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.

Dla łyżwiarki z toru krótkiego Natalii Maliszewskiej to już kolejna taka umowa ze stolicą Podlasia. Jak podkreśla zawodniczka, reprezentująca na co dzień klub Juvenia Białystok, jest ona zawsze i wszędzie dumna z tego, że jest białostoczanką i ponownie może znaleźć się w gronie najlepszych białostockich sportowców. Jak dodała, to także świetna okazja do promocji rodzinnego miasta oraz siebie w sezonie przedolimpijskim, który zbliża się dużymi krokami.

Z kolei pochodząca z białoruskich Baranowicz (obwód brzeski) Maria Żodzik w Polsce mieszka zaledwie od 2022 roku. Po tym, jak musiała wyemigrować z kraju rządzonego przez dyktatora Aleksandra Łukaszenkę, to właśnie Białystok stał się dla niej drugim domem, a miejscowy Klub Sportowy Podlasie Białystok wziął ją pod swoje skrzydła i pomógł w procesie adaptacji w nowym dla lekkoatletki kraju. Proces ten przebiegał dla Marii na tyle pomyślnie, że już w tym roku mogła ona reprezentować polskie barwy narodowe na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu.

Tytuł Ambasadorki Sportu Białostockiego stał się dla Marii kolejnym wyróżnieniem, za które, jak przyznała podczas ceremonii podpisania umowy z prezydentem Białegostoku, jest bardzo wdzięczna. Lekkoatletka dodała także, iż bardzo dobrze czuje się w Białymstoku i zamierza godnie reprezentować miasto, z wynikami lepszymi niż udało jej się osiągnąć na Igrzyskach w Paryżu, gdzie, niestety, wystąpiła poniżej swoich możliwości, nie kwalifikując się do występu w finale zawodów.

Z tytułu umowy o bycie Ambasadorem Sportu Białostockiego w zamian za promocję miasta sportowcy otrzymują gratyfikację finansową. W przypadku Natalia Maliszewskiej wyniesie ona 30 tysięcy złotych, a nasza krajanka Maria Żodzik otrzyma 20 tysięcy złotych.

Znadniemna.pl na podstawie Radio.bialystok.pl, na zdjęciu: Maria Żodzik i prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski podpisują umowę o promowanie przez Polkę z Baranowicz miasta Białegostoku, fot.: Facebook.com/mzhodik

Honorową funkcję Maria Żodzik otrzymała po raz pierwszy, obok kilkakrotnie honorowanej tym tytułem białostockiej łyżwiarki Natalii Maliszewskiej. Obie sportsmenki podpisały w tej sprawie odpowiednie umowy z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim. Uroczystość podpisania umów z Ambasadorkami Sportu Białostockiego przez włodarza stolicy Podlasia odbyła się w białostockim Pałacyku

Skip to content