HomeStandard Blog Whole Post (Page 41)

W minioną niedzielę zakończyło się VII Światowe Forum Mediów Polonijnych, obradujące w dniach 17-20 października w Warszawie oraz Pułtusku. Wydarzenie zgromadziło prawie 100 dziennikarzy z 30 krajów świata, leżących na sześciu kontynentach i odbywało się pod patronatem Ministra Spraw Zagranicznych, stanowiąc wyjątkową okazję do wymiany doświadczeń i rozwijania kompetencji medialnych wśród Polonii.

Inauguracja  Forum w siedzibie MSZ

Radca Generalny Marcin Wojciechowski z Wydziału ds. programowych Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą MSZ RP wita zebranych

Forum rozpoczęło się w czwartek, 17 października, w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Uczestnicy mieli okazję spotkać się z kluczowymi postaciami życia politycznego i medialnego Polski.

Anna Sochańska, dyrektor Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP

,,Media polonijne są dla nas ważne. Jesteście ambasadorami polskiego słowa i polskiego języka – podkreśliła Anna Sochańska, dyrektor Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą”.

Gościem specjalnym spotkania inaugurującego Forum był także Tomasz Chłoń, dyrektor Departamentu Komunikacji Strategicznej i Zapobiegania Dezinformacji MSZ, który zaprezentował uczestnikom założenia działania nowo powołanej struktury w ministerstwie.

Tomasz Chłoń, dyrektor Departamentu Komunikacji Strategicznej i Zapobiegania Dezinformacji MSZ RP

Nowi uczestnicy i nowe redakcje

Jednym z najważniejszych aspektów tegorocznego Forum była rosnąca liczba nowych uczestników. Teresa Sygnarek prezes organizującego Forum Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych (ŚSMP) zaznaczyła:

Teresa Sygnarek, prezes Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych

,,Cieszę się, że oprócz tradycyjnych mediów polonijnych połowa tegorocznych uczestników to nowe osoby i nowe redakcje. To znak, że media polonijne żyją, mają odbiorców i są potrzebne”.

Prezes ŚSMP podkreśliła, że w Forum biorą udział przedstawiciele z sześciu kontynentów.

„Chciałoby się powiedzieć, że ze wszystkich kontynentów, ale na siódmym – w Antarktydzie – na razie niema mediów polonijnych ” – powiedziała Teresa Sygnarek.

Panel prowadzi Edward Trusewicz, przewodniczący Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych

Maria Pyż, redaktor naczelna Radia Lwów (Ukraina)

Od lewej: Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl (Białoruś), Edward Trusewicz, przewodniczący Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych (Litwa), Anna Sochańska, dyrektor Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP i Waldemar Biniecki, redaktor naczelny „Kuryera Polskiego” w Milwaukee, Wisconsin (USA)

Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

Nowe władze ŚSMP

Uczestnicy Forum przeprowadzili w jego ramach wybory nowych władz Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych (ŚSMP), będącego współorganizatorem wydarzenia wspólnie z Europejską Unią Wspólnot Polonijnych i Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”.

Prezesem ŚSMP na kolejną czteroletnią kadencję wybrana została Teresa Sygnarek (Szwecja). W skład Zarządu organizacji weszli ponadto: Anna Traczewska (Włochy), Tomasz Wolf (Czechy), Edward Trusewicz (Litwa), Ewa Ikwanty (Irlandia), Waldemar Biniecki (USA) oraz Maria Pyż (Ukraina).

Do organów statutowych ŚSMP wybrani zostali także przedstawiciele mediów Polaków na Białorusi.

Dokumenty Forum

VII Światowe Forum Mediów Polonijnych wydało Komunikat końcowy zgromadzenia, zawierający postulaty, dotyczące rozwoju mediów polonijnych. Zostanie on przekazany do instytucji Państwa Polskiego, zajmujących się Polonią i Polakami za Granicą.

Postulaty rozwojowe dla mediów polonijnych:

  1. Media polonijne powinny stanowić zintegrowany system realizacji polskiej racji stanu, przy zachowaniu niezależnej polityki redakcyjnej tych mediów.
  2. Polskie media publiczne powinny mieć ustalony model współpracy z mediami polonijnymi.
  3. Niezbędne jest godne finansowanie pracy dziennikarzy polonijnych.
  4. Występujemy o powołanie Rady Dziennikarzy Polonijnych przy Senacie RP, której skład podaje zarząd ŚSMP.
  5. Podkreślamy konieczność finansowania projektów dotyczących szkoleń młodzieżowych struktur ŚSMP.
  6. Media polonijne powinny być uwzględnione w polskim ustawodawstwie o mediach. Powstanie nowych rozwiązań prawnych powinno odbywać się we współpracy z ŚSMP.

Do Komunikatu końcowego Forum polonijni dziennikarze załączyli ponadto trzy dokumenty:

APEL W SPRAWIE ANDRZEJA POCZOBUTA

My, uczestnicy VII Światowego Forum Mediów Polonijnych, apelujemy do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP oraz innych instytucji realizujących polską politykę zagraniczną o aktywizację działań na każdym możliwym polu w celu uwolnienia Andrzeja Poczobuta i innych więźniów politycznych dyktatorskiego reżimu, panującego obecnie na Białorusi!

W marcu przyszłego roku minie już cztery lata od uwięzienia przez dyktatorski reżim Aleksandra Łukaszenki naszego kolegi – Andrzeja Poczobuta, laureata wielu polskich i białoruskich nagród

dziennikarskich, między innymi – Honorowego Odznaczenia Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych „SŁOWO POLONII – ZA WOLNOŚĆ SŁOWA”, przyznanego mu przez kapitułę naszego Stowarzyszenia w 2021 roku za symbolizowanie swoją postawą podstawowej wartości, bez której niemożliwe jest istnienie prawdziwego dziennikarstwa – wolności słowa.

Z docierających do nas, niezwykle skąpych informacji na temat warunków, w jakich przebywa nasz kolega, odsiadujący niesprawiedliwy wyrok ośmiu lat pozbawienia wolności w kolonii karnej w białoruskim Nowopołocku, wynika, iż jest on celowo izolowany przez administrację kolonii, od świata zewnętrznego.

W naszym przekonaniu utrzymywanie naszego kolegi w izolacji od innych więźniów bądź w karcerze, pozbawianie go możliwości otrzymywania paczek żywnościowych oraz leków, ograniczanie możliwości korespondowania z tysiącami przyjaciół i znajomych z całego świata i przede wszystkim uniemożliwianie korzystania z prawa do widzeń z najbliższymi – żoną, dziećmi oraz z będącymi w sędziwym wieku rodzicami – jest niczym innym jak torturami i ciągłym wywieraniem na więźniu presji psychicznej.

Pomimo niehumanitarnego traktowania, Andrzej Poczobut pozostaje niezłomny w swoich przekonaniach i zachowuje wierność ideałom, nie godząc się na kompromis ze swoimi oprawcami w celu polepszenia swojej sytuacji.

Wobec niezłomnej postawy Andrzeja Poczobuta APELUJEMY do wszystkich polskich instytucji państwowych o aktywizację działań na rzecz uwolnienia naszego kolegi oraz ponad tysiąca innych politycznych oponentów reżimu Łukaszenki z białoruskich zakładów karnych.

Do rozsianych po całym świecie środowisk polonijnych, dziennikarskich i szeroko pojętych inicjatyw obywatelskich, apelujemy o wywieranie presji na rządy ich krajów, posiadające mechanizmy wpływu na reżim białoruski, w celu ratowania niewinnie cierpiących ludzi!

Członkowie VII Światowego Forum Mediów Polonijnych

Warszawa, 17 października 2024 r.

APEL W SPRAWIE DZIENNIKARZY NA UKRAINIE

Sytuacja mediów na Ukrainie jest zróżnicowana ze względu na fakt, że część z nich jest prowadzona na uchodźstwie, czyli z Polski. Pracując w mediach polskich na Ukrainie, trzeba być dziennikarzem, korespondentem wojennym, mierzyć się z brakiem prądu, Internetu, być w pełni multifunkcjonalnym, często bez pomocy w dofinansowaniu działalności.

Media polskie poza granicami kraju są rodzajem nieformalnej dyplomacji, o którą państwo polskie powinno dbać, zabezpieczając nie tylko częściowe pokrycie kosztów drukarni, eteru, wynajmu sal konferencyjnych itp., ale przede wszystkim zapewnić środki na rozwój każdej redakcji oraz w umowach międzypaństwowych podkreślać rolę mediów polskich, działających na terenie konkretnego kraju. Od lat istnieje potrzeba wypracowania stałego wspierania podmiotów medialnych, w szczególności na Ukrainie, m.in. dlatego że pomoc wojenna z Polski wciąż jest dostarczana, ale w mediach w Polsce informacja o tym nie jest szeroko podawana.

Powodem jest brak mechanizmu wielotorowego, tzn. aby mówić przez polskie media na Ukrainie wspólnie z mediami ukraińskimi i mówić przez polskie media na Ukrainie wspólnie z mediami na terenie Polski. Takie podejście ma szansę ukształtowania na lata świadomości obywateli w obydwu państwach i spowoduje, że o Polsce na Ukrainie będzie mówiło się wyłącznie pozytywnie. Kwestia opiniotwórczości jest pierwszorzędnym zadaniem mediów wywodzących się z polskiej mniejszości narodowej, aby władze kraju, w którym dana mniejszość się znajduje, musiały się z nią liczyć. Przykładem niech będzie Polskie Radio Lwów, polska redakcja korzystająca z usług rozgłośni ukraińskiej Radio Nezależnist 106,7 FM. Nadawanie jedynych programów po polsku nie może ulec zawieszeniu, ponieważ ukraińska rozgłośnia straci koncesję na nadawanie w języku polskim.

Polskie Radio Lwów to także 4 duże projekty, które łączy zarejestrowana marka handlowa: eter radiowy, portal https://radiolwow.org, kwartalnik “Antena Radiowa” oraz Studio Młodych Dziennikarzy funkcjonujące w systemie ORPEG.

Warszawa, 17 października 2024 r.

INFORMACJA NA TEMAT SYTUACJI DZIENNIKARZY POLSKICH NA BIAŁORUSI

Jak donoszą nasi koledzy, sytuacja dziennikarzy polskich na Białorusi jest niezwykle trudna i niebezpieczna. Dziennikarze polscy, podobnie jak inni niezależni dziennikarze na Białorusi, narażeni są na zatrzymania, inwigilację, zastraszanie oraz groźby pobicia lub uwięzienia.

Obecnie praca dziennikarzy przypomina działalność konspiracyjną – muszą się ukrywać i zabezpieczać swoje dane, jako że istnieje realne ryzyko aresztowania i uwięzienia za ich aktywność. Możliwości pracy są bardzo ograniczone, a działalność niezależnych mediów jest uznawana przez reżim Łukaszenki za nielegalną lub wręcz ekstremistyczną.

Otrzymujemy informacje, że liczba polskich dziennikarzy aktywnie pracujących na Białorusi jest obecnie bardzo niska, prawdopodobnie ograniczona do pojedynczych przypadków. Według nieoficjalnych źródeł, w ostatnich latach ponad 400 dziennikarzy z różnych krajów opuściło Białoruś. Polska była głównym kierunkiem ucieczki wielu polskich dziennikarzy, ale także Litwa, a nawet Ukraina.

Ze względu na obecną sytuację na Białorusi oraz zagrożenia i trudności związane z wykonywaniem pracy dziennikarskiej, większość polskich mediów relacjonuje wydarzenia spoza jej granic, głównie z Polski.

Można śmiało stwierdzić, że media na Białorusi nie mają wolności słowa, jaką zapewniają naszym mediom inne państwa.

Dlatego też apelujemy do wszystkich mediów polonijnych na świecie o wsparcie i solidarność z dziennikarzami polskimi z Białorusi, niezależnie od tego, z jakiego kraju obecnie prowadzą swoją działalność medialną.

Warszawa, 17 października 2024

Doskonalenie kompetencji w zakresie nowych technologii

W czasie czterodniowych obrad polonijni dziennikarze brali udział w warsztatach prowadzonych przez ekspertów z renomowanych uczelni. Wykładowcy poruszali zagadnienia nowoczesnych technologii, w tym z zakresu wykorzystywania sztucznej inteligencji w pracy dziennikarza.

Tegoroczne Forum skupiło się właśnie na wpływie AI na media. Sztuczna inteligencja stanowiła główny temat warsztatów, w których forumowicze mieli okazję uczestniczyć podczas pobytu w gościnnym Domu Polonii w Pułtusku.

Dr hab. Krzysztof Kowalik i mgr Krzysztof Kępa – „Wsparcie sztucznej inteligencji w pracy dziennikarskiej”

Prof. dr hab. Iwona Hofman – „Jakość i atrakcyjność – dylematy dziennikarstwa XXI wieku”

Dr Elżbieta Pawlak-Hejno – „Cyfrowy storytelling”

 

Dr hab. Maria Łoszewska-Ołowska – „Granica wolności słowa a prawo do prywatności”

Dariusz Łukawski – „Newsy na szybko, wystąpienia medialne, sytuacje kryzysowe”

Jacek Cholewiński – „Język współczesny, neologizmy i feminatywy”

Jarosław Kociszewski – „Nowe opowiadanie o Polonii – warsztaty podcastowania”

Wspólne działania na rzecz Polonii

VII Forum Mediów Polonijnych, organizowane we współpracy z Europejską Unią Wspólnot Polonijnych oraz Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”, miało na celu nie tylko rozwijanie umiejętności dziennikarskich, ale także umacnianie więzi między Polonią a Polską.

Wydarzenie dofinansowano w ramach konkursu „Wsparcie dla Polonii i Polaków za Granicą”.

Znadniemna.pl

 

W minioną niedzielę zakończyło się VII Światowe Forum Mediów Polonijnych, obradujące w dniach 17-20 października w Warszawie oraz Pułtusku. Wydarzenie zgromadziło prawie 100 dziennikarzy z 30 krajów świata, leżących na sześciu kontynentach i odbywało się pod patronatem Ministra Spraw Zagranicznych, stanowiąc wyjątkową okazję do wymiany

Kazimierz Świątek urodził się 21 października 1914 roku w mieście Valga w Estonii w rodzinie polskiej. W 1917 roku została ona zesłana na Syberię. Po zakończeniu I wojny światowej Świątkowie powrócili do Polski, osiedlając się na ówczesnych Kresach. Tam też, w Pińsku 8 września 1933 roku  przyszły hierarcha wstąpił do seminarium duchownego, po którego ukończeniu 8 kwietnia 1939 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk ówczesnego biskupa pińskiego Kazimierza Bukraby.

Do kwietnia 1941 roku pracował w parafii w Prużanach w swej diecezji, po czym władze sowieckie aresztowały go, osadziły w więzieniu w Brześciu, gdzie w ciągu dwóch miesięcy był nieustannie przesłuchiwany, po czym skazano go na karę śmierci. Odzyskał jednak wolność po napaści 22 czerwca 1941 roku Niemiec na ówczesny ZSRR, co spowodowało, że władze sowieckie nie zdążyły wykonać wyroku. Wrócił do pracy duszpasterskiej w swej parafii prużańskiej, ale najeźdźcy również prześladowali go, a nawet skazali na śmierć. Tym razem uratowało mu życie ponowne wkroczenie na te ziemie w 1944 roku wojsk sowieckich. Ale niebawem został znów aresztowany i po 5 miesiącach pobytu w więzieniu w Mińsku skazano go na 10 lat obozu pracy. Wyrok odbył najpierw w Marwińsku we wschodniej Syberii, a następnie w Workucie na Dalekiej Północy.

Wolność odzyskał 16 czerwca 1954 roku, po czym zaraz powrócił na Białoruś i od 1 grudnia tegoż roku był proboszczem katedry w Pińsku. Gdy pod koniec lat osiemdziesiątych w ZSRR rozpoczął się proces stopniowej demokratyzacji i przywracania wolności religijnej, 2 lutego 1988 roku Jan Paweł II mianował go prałatem Jego Świątobliwości a 11 kwietnia 1989 roku, wkrótce po jego 75. urodzinach – wikariuszem generalnym diecezji pińskiej. 13 kwietnia 1991 roku 76-letni wówczas kapłan został arcybiskupem mińsko-mohylewskim i administratorem apostolskim diecezji pińskiej. Sakry w katedrze, którą sam ponad 36 lat zarządzał, udzielił mu abp Tadeusz Kondrusiewicz z Moskwy, a jednym ze współkonsekratorów był bp Władysław Jędruszuk – administrator apostolski diecezji w Drohiczynie, czyli tej części diecezji pińskiej, która po ostatniej wojnie pozostała w granicach Polski. W lutym 1999 roku został pierwszym przewodniczącym pierwszej w dziejach Konferencji Biskupów Katolickich Białorusi. Urząd ten pełnił 7 lat.

Na konsystorzu 26 listopada 1994 roku Jan Paweł II włączył 80-letniego wówczas hierarchę w skład Kolegium Kardynalskiego jako pierwszego w historii obywatela Białorusi w tym gronie. W 10 lat później – 27 września 2004 roku papież odznaczył go nagrodą „Fidei Testis” (Świadek Wiary), przyznaną mu przez Instytut im. Pawła VI. Po dalszych dwóch latach prezydent Francji Jacques Chirac wręczył mu Legię Honorową. 14 czerwca 2006 roku kardynał ustąpił ze stanowisk arcybiskupa metropolity mińsko-mohylewskiego i przewodniczącego episkopatu swego kraju.

Odszedł do Pana w wieku 96 lat, 21 lipca 2011 roku w Pińsku i został pochowany w podziemiach tamtejszej katedry, gdzie znajduje się też grób jego poprzednika Sługi Bożego ks. bp Zygmunta Łozińskiego, także odważnego duszpasterza Polesia i Podlasia, który był dla niego wzorem i oparciem w pełnionej posłudze.

Znadniemna.pl/KAI/Na zdjęcie: Kardynał Kazimierz Świątek podczas uroczystości Bożego Ciała w Witebsku, 11 czerwca 2009 roku/fot.: Serge Serebro, Vitebsk Popular News

Kazimierz Świątek urodził się 21 października 1914 roku w mieście Valga w Estonii w rodzinie polskiej. W 1917 roku została ona zesłana na Syberię. Po zakończeniu I wojny światowej Świątkowie powrócili do Polski, osiedlając się na ówczesnych Kresach. Tam też, w Pińsku 8 września 1933

Polski rząd chce zaostrzyć zasady nabywania obywatelstwa. Jedna z najważniejszych zmian zakłada, że wróci wymóg znajomości języka polskiego. To jeden z elementów nowej strategii migracyjnej rządu Donalda Tuska – pisze „Rzeczpospolita”.

Jak pisze „Rzeczpospolita”, zmiany mają być odpowiedzią na „zgłaszane nadużycia w procesie repatriacji i przyznawania Kart Polaka, w szczególności polegające na posługiwaniu się przez wnioskodawców sfałszowanymi dokumentami na potwierdzenie pochodzenia polskiego”. Wprowadzoną w 2007 roku Kartą Polaka legitymuje się dziś ponad 206 tysięcy osób. Najwięcej takich dokumentów zostało wydanych Białorusinom i Ukraińcom.

Ustawa o Karcie Polaka wymaga, żeby osoba, która się o nią stara, wykazała pochodzenie lub obywatelstwo polskie co najmniej jednego z jej rodziców lub dziadków albo też dwojga pradziadków.

Kartę otrzymywały również osoby, które przez co najmniej trzy lata działały w organizacjach polonijnych. Ten zapis od początku budził zastrzeżenia. Wszystko dlatego, że osoby, które miały takie zaświadczenie, nie musiały wykazywać polskiego pochodzenia.

Z raportu Centrum Badań nad Migracjami z czerwca 2022 roku wynika, że na 162 tysięcy kart (to dane zebrane siedem lat temu) niecałe 7 tysięcy trafiło do osób, które nie legitymowały się polskim pochodzeniem.

Dziennik przypomina, że o przypadkach „kupowania” kart i podrabiania dokumentów poświadczających polskie pochodzenie mówił w 2016 roku w Sejmie europoseł PiS Michał Dworczyk. Teraz jednak podkreślił, że mimo jakichś nieprawidłowości ustawa ta jest potrzebna. „Zabranie działaczom polonijnym możliwości ubiegania się o kartę jest złe. Są osoby, które straciły polskie dokumenty. To wylewanie dziecka z kąpielą” – powiedział Dworczyk gazecie.

Znadniemna.pl/”Rzeczpospolita”

 

Polski rząd chce zaostrzyć zasady nabywania obywatelstwa. Jedna z najważniejszych zmian zakłada, że wróci wymóg znajomości języka polskiego. To jeden z elementów nowej strategii migracyjnej rządu Donalda Tuska - pisze "Rzeczpospolita". Jak pisze „Rzeczpospolita”, zmiany mają być odpowiedzią na „zgłaszane nadużycia w procesie repatriacji i przyznawania

Ojciec Paweł Lemech ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), posługujący w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie, koło Witebska wyemigrował z Białorusi unikając prześladowań politycznych. Wikariusz sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Szumilinie w obwodzie witebskim został aresztowany przez KGB w maju razem z proboszczem tego kościoła ks. Andrzejem Juchniewiczem.

Duchownym przedstawiono zarzuty rzekomej „działalności ekstremistycznej” w internecie, po publikacji wizerunków flagi Ukrainy oraz zakazanej przez reżim Aleksandra Łukaszenki białoruskiej narodowej biało-czerwono-białej flagi. Ojciec Andrzej Juchniewicz do tej pory przebywa w areszcie śledczym w Witebsku. Po odbyciu 10-dniowego aresztu administracyjnego ojcowi Pawłu Lemechowi groziło kolejne aresztowanie.

O. Andrzej Juchniewicz (OMI) i o. Paweł Lemech (OMI)

Ojciec Andrzej Juchniewicz, który przebywa w areszcie od 8 maja 2024 roku, w dalszym ciągu znajduje się pod silną presją łukaszenkowskich oprawców. Teraz duchownemu grożą kolejnym upokorzeniem. Chcą mu postawić fałszywe zarzuty, dotyczące „przestępstw przeciwko integralności seksualnej nieletnich”, czyli – najprościej mówiąc – pedofilii.

W ostatnich czterech latach po zdławieniu przez władze białoruskie powyborczych protestów społecznych do aresztów administracyjnych trafiło 31 księży katolickich.

Znadniemna.pl/IAR

 

Ojciec Paweł Lemech ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI), posługujący w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie, koło Witebska wyemigrował z Białorusi unikając prześladowań politycznych. Wikariusz sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Szumilinie w obwodzie witebskim został aresztowany przez KGB w maju razem z

Odzież i obuwie polskich marek Sinsay, Reserved i House zostały uznane za niebezpieczne i objęte zakazem wwozu na Białoruś oraz sprzedaży na terenie kraju — poinformowała białoruska państwowa agencja Biełta. 

Większość produktów, które trafiły na „czarną listę” to artykuły dziecięce. Za niebezpieczne uznano m.in. swetry, kurtki, bluzki, kamizelki oraz bieliznę dziecięcą. Zakaz wwozu i handlu obejmuje także kobiece elementy garderoby, takie jak spodnie, szorty czy piżamy i męskie koszule.

Zaznaczono, że produkty dla dzieci nie spełniają wymogów technicznego regulaminu Unii Celnej „o bezpieczeństwie produktów przeznaczonych dla dzieci i młodzieży”.

„Chodzi o wskaźniki higroskopijności (zdolność wchłaniania wilgoci) lub przepuszczalności powietrza. W większości przypadków dla produktów dla dorosłych naruszone są wymagania dotyczące wskaźnika bezpieczeństwa 'przepuszczalności powietrza'” – wyjaśnia agencja Biełta.

Według informacji przekazanych przez białoruskie media, ograniczenia sprzedaży polskich produktów obowiązują od 14 października.

Wcześniej, w maju tego roku z Białorusi zniknęła takze inna polska marka – Wojas.

Znadniemna.pl/BiełTa

Odzież i obuwie polskich marek Sinsay, Reserved i House zostały uznane za niebezpieczne i objęte zakazem wwozu na Białoruś oraz sprzedaży na terenie kraju — poinformowała białoruska państwowa agencja Biełta.  Większość produktów, które trafiły na "czarną listę" to artykuły dziecięce. Za niebezpieczne uznano m.in. swetry, kurtki,

Jedna z największych mistyczek w dziejach Kościoła, „mistrzyni pięknej modlitwy”, pierwsza kobieta ogłoszona doktorem Kościoła. 15 października wspominamy św. Teresę od Jezusa (Teresę z Ávili), dziewicę. Jest patronką pisarzy hiszpańskich i cierpiących na bóle głowy.

Teresa urodziła się 28 marca 1515 roku w hiszpańskiej Ávili. Była szóstym z jedenaściorga rodzeństwa. Wychowywała się w rodzinie szlacheckiej, w której panowała atmosfera religijna. Biografowie Teresy odnotowują, że mając zaledwie 7 lat, pod wpływem lektury „Żywotów świętych”, postanowiła uciec z bratem do Afryki, aby dla Jezusa ponieść tam śmierć z rąk niewiernych (zatrzymano ich kilka kilometrów od domu).

Jako dziecko bardzo mocno przeżyła też śmierć matki. „W swoim utrapieniu – napisze po latach – udałam się przed obraz Matki Bożej i rzewnie płacząc, błagałam Ją, aby mi była matką. Prośba ta, choć uczyniona z dziecięcą prostotą, nie była daremną, bo ile razy w potrzebie polecałam się Matce Bożej, zawsze doznawałam jej pomocy”.

Dorastającą córkę ojciec oddał na wychowanie siostrom augustiankom, choć ona sama, jak powie, nie znosiła wówczas życia zakonnego. Z drugiej strony, mimo że wyrastała na wyjątkowo piękną i inteligentną kobietę, nie widziała się też w małżeństwie. Przebywając u augustianek powoli dojrzewa do życia zakonnego, czemu kategorycznie sprzeciwia się ojciec. Po raz drugi ucieka więc z domu. I tym razem pomaga jej jeden z braci (wstąpi później do dominikanów): „Mam jeszcze żywo w pamięci – czytamy w jej wspomnieniach – co działo się we mnie, gdy opuszczałam dom ojca. Doznałam wówczas takiego wewnętrznego rozdarcia, że nie sądzę, iż w godzinie śmierci mogłoby być gorsze. […] Przywiązanie do ojca i rodzeństwa, i rozstanie z nimi tak ciężką we mnie wzbudzało wewnętrzną walkę, że gdyby mi Pan nie pomógł, wbrew najlepszym chęciom, nie starczyłoby mi sił do uczynienia tego kroku”.

Z „Autobiografii” św. Teresy od Jezusa: „Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi mu z pomocą, dodaje sił i nie opuszcza nikogo. […] Bardzo często sama tego doświadczałam. […] Czegóż więcej moglibyśmy pragnąć, niż mieć u boku tak wiernego przyjaciela, który nie opuści nas w trudnościach i utrapieniach, jak zwykli to czynić ziemscy przyjaciele. Szczęśliwy ten, kto miłuje prawdziwie i szczerze, i kto jest z Nim zawsze”.

Wstąpienie do Karmelu w Ávili nie kończyło jej wewnętrznych zmagań. Najpierw jednak musiała się zmierzyć z ciężką chorobą. Podczas jednego z ataków malarii uznano ją za zmarłą i przygotowano grób. Gdy jakimś cudem obudziła się z letargu, opowiadała, że w krytycznym momencie choroby zwróciła się do św. Józefa: „To on sprawił, że podniosłam się z łoża”. Przyjaźń Teresy ze św. Józefem była zdumiewająca. Teologowie opowiadają, że to ona właśnie wydobyła go z „zapomnienia”, z drugiego planu, gdzie dotychczas pokornie egzystował w Kościele. Największą próbę przeszła jednak wtedy, gdy postanowiła zreformować swój zakon, wracając do pierwotnej Reguły Karmelu. Projekt klasztoru, w którym siostry żyłyby z jałmużny, nie opuszczały klauzury i nie posiadały przywilejów, wzbudził gwałtowny opór nie tylko sióstr, ale także władz świeckich i duchownych. Przeciwko Teresie pisano paszkwile i skargi do Rzymu. Nie zrezygnowała jednak z reformy, znosząc dzielnie, przez długie lata, szyderstwa i szykany. W końcu dopięła swego. Do dnia śmierci udało jej się założyć 32 odnowione klasztory.

Pan Bóg doświadczał ją nieustannie: trapiły ją choroby, ale i nie mniej ciężkie cierpienia duchowe: oschłości, skrupuły, osamotnienie. Nie zamknęła się jednak w sobie i nie zgorzkniała pod wpływem tych doświadczeń. Co więcej, umiała cieszyć się życiem, tryskała radością i żartami. W czasie rekreacji potrafiła wziąć bębenek i kastaniety, by śpiewać przy nich i tańczyć. Była człowiekiem „doskonale zintegrowanym”: choć w każdej dziedzinie wyjątkowa, w żadnej nie przesadna. Mistyczka, a zarazem świetna organizatorka, poetka, a zarazem znakomita kucharka (siostry cieszyły się, gdy miała dyżur przy garnkach), ascetka, zadziwiająca umartwieniami, ale i smakosz dobrych potraw (na uwagę jednej z sióstr, że daje tym zły przykład, odpowiedziała wesoło: „Siostro, chwal życzliwość Pana i zapamiętaj: jak pokuta, to pokuta, a jak kuropatwa, to kuropatwa”!).

Na polecenie spowiedników spisała swoje przeżycia duchowe: „Autobiografię”, „Drogę do doskonałości”, „Twierdzę wewnętrzną”, pisma, które stały się podręcznikami modlitwy i życia duchowego (pod ich wpływem nawróciła się m. in. Edyta Stein). W uznaniu dla wartości ascetycznych i literackich tych dzieł, dzięki którym nazywana będzie „mistrzynią pięknej modlitwy”, papież Paweł VI ogłosił św. Teresę od Jezusa (pierwszą kobietę na świecie!), doktorem Kościoła, nadając jej tytuł „doktora mistycznego” (Doctor mysticus) 27 września 1970 roku.

Zmarła 4 października 1582 roku w Alba de Tormes w Hiszpanii w wieku 67 lat. Jej śmierć, podobnie jak całe jej życie, nie była wolna od paradoksów: 4 października 1582 roku, gdy gasło jej życie, dokonano korekty kalendarza, usuwając z niego 10 dni. W wielu biografiach – i nie jest to pomyłka – możemy więc przeczytać, że św. Teresa od Jezusa zmarła w nocy z 4 na 15 października. Na zakładce znalezionej po śmierci w jej brewiarzu, zapisane były słowa, którymi jeszcze dzisiaj modlą się młodzi ludzie, na przykład w Taizé: „Nada te turbe, nada te espante, solo Dios basta” („Niech nic cię nie smuci i nic nie przeraża; gdy wszystko przemija, Bóg jest niezmienny. Jemu zaufaj, nic ci nie grozi, Bóg sam wystarczy”). Beatyfikował ją Paweł V 24 kwietnia 1614 roku, a kanonizował Grzegorz XV 12 marca 1622 roku. Jej relikwie znajdują się w Alba de Tormes w kościele Zwiastowania NMP przy klasztorze karmelitańskim.

Ta, która pod wpływem „Żywotów świętych” chciała umrzeć za wiarę, a pod wpływem „Wyznań” Augustyna, dokonała rewizji swego życia, powiedziała kiedyś, że świętych trudno jest naśladować, ponieważ są dla nas, jakby „o jeden numer za wielcy”, stąd w ich duchowych szatach trudno nam się odnaleźć. W szatach św. Teresy z Ávili, utkanych ze szczerej i zdrowej pobożności („jak pokuta, to pokuta, a jak kuropatwa, to kuropatwa”), wszyscy chyba czulibyśmy się dobrze.

Znadniemna.pl za Vatican News

 

Jedna z największych mistyczek w dziejach Kościoła, „mistrzyni pięknej modlitwy”, pierwsza kobieta ogłoszona doktorem Kościoła. 15 października wspominamy św. Teresę od Jezusa (Teresę z Ávili), dziewicę. Jest patronką pisarzy hiszpańskich i cierpiących na bóle głowy. Teresa urodziła się 28 marca 1515 roku w hiszpańskiej Ávili. Była

Stolica współczesnej Białorusi, zwana w czasach Imperium Rosyjskiego Mińskiem Litewskim, wydała na świat wielu wybitnych uczonych, artystów, literatów i przedstawicieli innych profesji, którzy wobec groźby zajęcia miasta przez bolszewików ratowali się ucieczką na Zachód, zasilając szeregi inteligencji polskiej i swoim dorobkiem wzbogacając polską naukę, literaturę oraz sztukę.

Do grona wybitnych Polaków, urodzonych na Kresach Wschodnich jeszcze I Rzeczypospolitej należy dzisiejszy solenizant, urodzony dokładnie 119 lat temu w Mińsku Litewskim, Włodzimierz Dworzaczek.

„Włodzimierz Dworzaczek – to wielka postać polskiej genealogii. Wybitny historyk i wielki genealog – tak najkrócej można określić Jego pozycję w polskiej kulturze”  – czytamy w artykule poświęconym Włodzimierzowi Dworzaczykowi na stronie internetowej Towarzystwa Heraldyczno-Genealogicznego w Poznaniu.

Autor artykułu Leszek Krajkowski przypomina, że o wielkości Profesora świadczą chociażby „Jego nie wydane za życia wypisy źródłowe, obejmujące ponad 300 tysięcy regestów z ksiąg sądowych, ksiąg metrykalnych, gazet i innych źródeł do genealogii szlachty wielkopolskiej XV-XX wieku”.

Biograf Profesora Dworzaczka wskazuje także na paradoks, polegający na tym, że „człowiek, który skrupulatnie spisywał setki tysięcy metryk, w swoich dokumentach osobistych posiadał błędną datę urodzenia: 15 października 1906 roku”.

Tymczasem w rzeczywistości według metryki chrztu, udzielonego w rzymskokatolickim kościele katedralnym w Mińsku Litewskim dnia 30 kwietnia 1906 roku, data urodzenia ochrzczonego wówczas dziecka, które otrzymało imiona: Włodzimierz Bronisław, to – 15 października 1905 roku.

Genealogia była pasją Włodzimierza Dworzaczka już od lat szkolnych. Wychowany był w patriotycznej atmosferze polskich kresów.

Jego ojciec – też Włodzimierz Dworzaczek – był absolwentem wiedeńskich studiów handlowych, przedstawicielem firmy handlowej w Mińsku, redaktorem i wydawcą patriotycznego polskiego czasopisma „Nad Świsłoczą,” związanego z obozem politycznym Narodowej Demokracji i ukazującego się w Mińsku w latach 1912-1914. Włodzimierz Dworzaczek senior pochodził ze spolonizowanej pod koniec XVIII w. rodziny czeskiej, a jego żona – matka naszego bohatera Maria Dworzaczkowa z Zimięckich – pochodziła z polskiej kresowej rodziny ziemiańskiej.

Syn państwa Dworzaczków nigdy nie uczęszczał do szkoły rosyjskiej. Po otrzymaniu edukacji domowej wstąpił w 1915 roku do otwartego wtedy w Mińsku polskiego gimnazjum.

W lipcu 1920 roku, podczas ofensywy Tuchaczewskiego, Dworzaczkowie pospiesznie opuścili miasto, pozostawiając cały dobytek. Po rocznym pobycie w Łodzi, gdzie przyszły historyk uczęszczał do gimnazjum Stowarzyszenia Kupców, gdyż tam uczono łaciny, przenieśli się do Poznania. Pierwsze kwerendy biblioteczne i archiwalne młody Dworzaczek przeprowadzał jeszcze jako uczeń poznańskiego „Marcinka” (Gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu – red.). Podczas studiów z rekomendacji prof. Adama Skałkowskiego nawiązał kontakt z Arturem Reiskim z Drzewicy, który zapisał mu w testamencie materiały do kontynuacji „Herbarza polskiego” Adama Bonieckiego. Młody uczony pracy nad tym wydawnictwem poświęcił swój czas aż do wojny, kontynuując pracę nawet podczas okupacji w Warszawie. Materiały po Reiskim wzbogacił o około 100 tysięcy regestów z archiwów Poznania i Warszawy oraz z ponad 200 archiwów parafialnych Wielkopolski. W Archiwum Głównym Akt Dawnych sporządził wyciągi z 200 tomów wyroków Trybunału Piotrkowskiego. Wszystkie te materiały, podczas Powstania Warszawskiego przeniesione do Biblioteki Krasińskich, spłonęły wraz ze zbiorami Biblioteki. Ocalał tylko jeden tom wypisów z ksiąg 27-53, z lat 1605-1753. Dziś jest to jedyna pozostałość po spalonych księgach trybunalskich.

Po powstaniu Włodzimierz Dworzaczek wyjechał do Krakowa, gdzie rejestrował straty mienia kulturalnego w dworach małopolskich i ponownie zbierał materiały do kontynuacji herbarza. Jesienią 1945 roku powrócił do Poznania i rozpoczął pracę na uniwersytecie, najpierw jako asystent – wolontariusz w Katedrze Historii, a od 1946 roku jako adiunkt. W listopadzie 1947 roku habilitował się na podstawie rozprawy o hetmanie Janie Tarnowskim, jednak ministerstwo nie zgodziło się na jego docenturę i odmówiło mu prawa wykładu z zakresu historii nowożytnej.

Nasz bohater prowadził zatem seminarium z nauk pomocniczych historii, a potem z historii Polski nowożytnej. W 1951 roku poślubił dr Jolantę Essmanowską, pracownika naukowego w tej samej katedrze. Cztery lata później otrzymał stopień docenta, a w roku akademickim 1957/58 przeniósł się na Wydział Filologiczny, gdzie objął Katedrę (później Zakład) Historii Kultury Polskiej i otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego.

W 1968 roku został profesorem zwyczajnym. Prowadził wykłady z historii Polski dla polonistów. Odczyty te cieszyły się dużą popularnością.

Za bytność profesorem Włodzimierz Dworzaczek wypromował 12 doktorów i 215 magistrów. W 1975 roku przeszedł na emeryturę. W 1985 roku otrzymał członkostwo honorowe Polskiego Towarzystwa Historycznego, a w 1988 roku reaktywowanego Polskiego Towarzystwa Heraldycznego.

Zmarł w Poznaniu 23 września 1988 roku. Został pochowany na Cmentarzu Miłostowskim przy ul. Warszawskiej.

Pamięć o wybitnym uczonym

Włodzimierz Dworzaczek był człowiekiem niezwykle pracowitym. Pracował w poczuciu narodowej i naukowej powinności. Ponadto był uzdolniony plastycznie. Wykonywał karykatury, tablice anatomiczne, drzewa genealogiczne, herby i różnego rodzaju prace zdobnicze. W okresach braku stałego dochodu robił to także zarobkowo. Posiadał wiele zalet towarzyskich. Bywał gościem poznańskiej elity inteligenckiej i ziemiańskiej, cenionym między innymi za umiejętność interesującej rozmowy. Rok 1906, jako rok urodzenia Profesora Dworzaczka, tak się utrwalił w świadomości osób, którym Jego postać i spuścizna naukowa są bliskie, że rzeczywisty rok stulecia Jego urodzin minął bez echa. Dopiero w 2006 r. Biblioteka Kórnicka PAN zorganizowała wieczór poświęcony pamięci Profesora, połączony z promocją Jego książki o Ksawerym Działyńskim. Nasze Towarzystwo w poznańskim kościele Karmelitów Bosych na Wzgórzu św. Wojciecha zamówiło Mszę św. w Jego intencji oraz wystąpiło do Rady Miasta Poznania z inicjatywą nazwania jednej z ulic miasta imieniem Włodzimierza Dworzaczka, a do Rektora UAM zwróciło się z prośbą o upamiętnienie Jego imienia w nazwie jednej z sal uniwersyteckich. Imię Profesora otrzymała sala wykładowa w budynku Collegium Maius przy ul. A. Fredry, gdzie mieści się Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. W 2007 roku nasze Towarzystwo wespół z Archiwum Państwowym ufundowało tablicę poświęconą pamięci prof. Dworzaczka w budynku Archiwum przy ul. 23 Lutego 41/43. Jej odsłonięcie oraz otwarcie wystawy dotyczącej życia i działalności naukowej Profesora odbyło się 15 października 2007 roku. W dniu 16 października 2009 r. Polskie Towarzystwo Historyczne- Oddział w Poznaniu, zorganizowało sesję naukową na temat spuścizny tego wybitnego uczonego. W tymże 2009 roku ukazał się zbiór publikowanych wcześniej w rozproszeniu artykułów Profesora pt. „Studia nad dziejami społeczeństwa, polityki i kultury dawnej Polski w wiekach XVI – XVIII”. 10 czerwca 2014 roku Rada Miasta Poznania na wniosek Towarzystwa Genealogiczno – Heraldycznego nadała imię Włodzimierza Dworzaczka skwerowi ciągnącemu się od dawnej Bramy Wronieckiej wzdłuż murów miejskich.

Skwer Włodzimierza Dworzaczka w Poznaniu, fot.: Wikipedia

Postać Profesora, żyjąca w Jego dziełach i we wdzięcznej pamięci Jego uczniów i współpracowników oraz rzeszy genealogów, zasługuje na to, aby być znaną także w szerszych kręgach społecznych.

Znadniemna.pl na podstawie Gen-her.pl

Stolica współczesnej Białorusi, zwana w czasach Imperium Rosyjskiego Mińskiem Litewskim, wydała na świat wielu wybitnych uczonych, artystów, literatów i przedstawicieli innych profesji, którzy wobec groźby zajęcia miasta przez bolszewików ratowali się ucieczką na Zachód, zasilając szeregi inteligencji polskiej i swoim dorobkiem wzbogacając polską naukę, literaturę

251 lat temu, 14 października 1773 roku, Sejm powołał Komisję Edukacji Narodowej, obok Konstytucji 3 maja największe osiągnięcie polskiego oświecenia. KEN stworzyła program powszechnego nauczania tak rewolucyjny, że stał się podstawą podobnych systemów w całej Europie.

Jej powołanie nie było fanaberią, lecz potrzebą chwili. 21 lipca 1773 r. papież Klemens XIV rozwiązał zakon jezuitów, który prowadził aż sześćdziesiąt sześć z osiemdziesięciu pięciu działających w ówczesnej Polsce szkół niższego i średniego szczebla. Krajowi groziła więc całkiem realnie edukacyjna katastrofa, bo nawet zakładając, że pozostałe szkoły – głównie pijarskie – po reformach Stanisława Konarskiego stały na bardzo wysokim poziomie, było ich po prostu za mało. 14 października 1773 r., podczas obrad Sejmu, przyjęto opracowany przez Hugona Kołłątaja wstępny projekt „Komissyi nad edukacją młodzi szlacheckiej dozór mającej”, choć nie było to określenie precyzyjne, gdyż zakładał on również dostęp do edukacji dla zdolnych przedstawicieli pozostałych stanów.

Obywatel pożyteczny

W skład Komisji król Stanisław August Poniatowski powołał: Ignacego Massalskiego – biskupa wileńskiego, Michała Poniatowskiego – biskupa płockiego, Augusta Sułkowskiego – wojewodę gnieźnieńskiego, Joachima Chreptowicza – podkanclerzego litewskiego, Ignacego Potockiego – pisarza litewskiego, Adama Czartoryskiego – generała ziemi podolskiej, Andrzeja Zamoyskiego – byłego Kanclerza Wielkiego Koronnego i wojewodę inowrocławskiego, oraz Antoniego Ponińskiego – starostę kopanickiego. „Zaprawdę wspaniała ekipa – jak określił ten skład francuski historyk Ambroise Jobert i z pewnością nie mylił się. Jak wynika ze wspomnień, misja zreformowania systemu edukacji w nowoczesnej, zgodnej z duchem oświecenia formie, potraktowana była przez skłóconych zazwyczaj magnatów bardzo poważnie i Komisja od początku działała zgodnie, jednogłośnie i ponad indywidualnymi interesami. Ciekawy na to dowód przetrwał w liście Kołłątaja do Stanisława Małachowskiego:

„Wieleż poróżnienia w rządzie i familiach dało się widzieć, a w KE [Komisji Edukacji – przyp. red.] zawsze spokojna panuje jedność. Gdybyśmy w jakiejś innej magistraturze dostrzec mogli tyle partii, a raczej pierwszych partii szefów, jaka by tam była niezgoda, jaka nieufność? Lecz dzieło tak święte, równe zawsze wmawia we wszystkich poszanowanie. Wszyscy chcą czynić dobrze, a jeden drugiemu bez zazdrości daje się wyprzedzać. Temu raz, innego drugi szczęśliwej okoliczności sprzyjają, lecz wszyscy do jednego zmierzają celu, wszystko dobro edukacji narodowej równie zatrudnia. Czy są razem, czy się na partie dzielą, jednym zawsze rządzą się duchem, gdy o edukację publiczną, o całość jej funduszu i o doskonałość rządu idzie”.

Komisja szybko sformułowała swój podstawowy cel. Zamierzano tak zreformować nauczanie, „aby młódź nabyła na wiek dalszy potrzebne światła, które by ją kierowały w życiu prywatnym i w życiu publicznym do zupełnego wykonania, co powinien człowiek, chrześcijanin i obywatel, aby i sobie u drugim stał się pożytecznym”.

Kluczowe w tym założeniu było ustawienie na pierwszym miejscu człowieka, dopiero zaś na drugim chrześcijanina, a także podkreślenie wagi pożyteczności. Jeśli chodzi o zmniejszenie roli religii w edukacji, to wynikało ono z potrzeby odcięcia się od starego systemu jezuickiego. Kończący szkoły jezuickie nie posiadali żadnych konkretnych umiejętności poza sprawnym pisaniem i czytaniem po łacinie, a także znajomością formuł filozoficznych, w dodatku klasycznych – nowoczesne myśli oświeceniowe w ogóle nie były brane pod uwagę. Jednym z pierwszych posunięć Komisji było radykalne ograniczenie filozofii w programie szkolnym, sprowadzenie jej w zasadzie wyłącznie do logiki; wierzono, że – jak pisał historyk pedagogiki Stanisław Tync – „wraz z matematyką, a w niej algebrą, zwłaszcza zaś geometrią – da młodzieży podstawy prawdziwie naukowego myślenia. Uprzywilejowała nauki ścisłe: fizykę, chemię, historię naturalną i uczyniła je naukami stosowanymi – w rolnictwie, ogrodnictwie, kopalnictwie, rękodziele”.

Stanisław Tync wspomina o naukach stosowanych – to właśnie druga podstawowa zmiana, którą można odnaleźć w cytowanych wyżej założeniach Komisji. Wszyscy zgodnie wyszli z założenia, iż wszystkie nauczane przedmioty mają przede wszystkim mieć zastosowanie w życiu codziennym. Było to ważne do tego stopnia, że rozpoczynając zajęcia, nauczyciel zobowiązany był przedstawić konkretne przykłady możliwości wykorzystania danego tematu w praktyce i dopiero później przejść do jego wyłożenia. Po zakończeniu nauki absolwenci mieli być przede wszystkim użyteczni dla państwa. I absolwentki. Prace Komisji Edukacji Narodowej były rewolucyjne także pod tym względem, że przewidywały możliwość nauki dla dziewcząt. Było jeszcze zbyt wcześnie, by uznać je za równe pod tym względem mężczyznom, ale faktycznie to wówczas dokonał się poważny przełom mentalno-prawny. Kobiety, zdaniem członków Komisji, miały być w pierwszej kolejności dobrymi matkami, następnie żonami, ale – co stwierdzono bodaj po raz pierwszy prawnie – również obywatelkami.

Nauczyć Polaków polskiego

Członkowie KEN doskonale zdawali sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie uda się zmienić systemu nauczania bez opracowania zupełnie nowych podręczników. Po drugie, że nawet nowe podręczniki na niewiele się zdadzą, jeśli nie stworzy się nowej kadry nauczycielskiej. Dla rozwiązania pierwszej kwestii w 1775 r. powołano Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych, którego zadaniem było „układanie, egzaminowanie i wydawanie dla szkół ksiąg elementarnych i ksiąg klasycznych”. Wywiązano się z tego zadania rewelacyjnie. Przez cały okres istnienia Towarzystwo zleciło napisanie około trzydziestu podręczników. Niemal w każdym przypadku były one tak dobre, że używano ich z powodzeniem jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Tak było m.in. z podręcznikiem Jędrzeja Śniadeckiego do chemii, braci Wincentego i Józefa Kajetana Skrzetuskich do historii, a także Onufrego Kopczyńskiego do gramatyki. Szczególnie ważny był ten ostatni, bo właśnie dzięki Komisji Edukacji Narodowej zaczęto w szkołach uczyć po raz pierwszy języka polskiego. Kopczyński zastosował, nawiasem mówiąc, ciekawy wybieg, aby wprowadzić do programu gramatykę polską. Jak pisał:

„Kazano mi pisać gramatykę dla szkół narodowych. W szkołach naszych najprzedniejszy język jest łaciński. Zrozumienie obcego języka najłatwiej zdobywa się przez porównanie go z ojczystym. Porównanie jednego języka z drugim, bez uwag gramatycznych obejść się nie może. Uwagi gramatyczne czynić się nie mogą łatwo i prawdziwie, tylko nad wiadomym językiem; dzieciom polskim żaden język nie jest znajomy, tylko ojczysty. Pisząc tedy gramatykę dla szkół narodowych, poczynam od gramatyki ojczystego języka, a postępować do łacińskiego. Pokazawszy dzieciom jaki jest język polski, łatwo nauczę łaciny pokazując, w czym jest do polszczyzny podobna, a w czym od niej różna”.

Bez większej przesady można powiedzieć, że na gramatyce Kopczyńskiego uczyli się języka polskiego najwybitniejsi pisarze XIX i początku XX stulecia. Ale też że uczyli ich m.in. tego przedmiotu nauczyciele wychowani i wyuczeni w duchu Komisji Edukacji Narodowej.

„Rzecz niewątpliwa, że jacy będą edukujący, takiej należy spodziewać się edukacji” – pisał Kołłątaj i dodawał: „Najlepsze przepisy Komisji i książki elementarne, póty będą rzeczą próżną, obrażającą powszechność narodową, póki nie będzie stanu nauczycielów, stosownie do zamiarów Komisji ustanowiony, w tych samych naukach doskonalony i zupełnie od Komisji z całym swoim losem dependujący. Chcąc takowy stan do wszystkich szkół zaprowadzić, trzeba wpierw pomyśleć o seminarium, do którego by osoby, powołanie nauczycielskie obrać chcące, przyjmowane by być mogły”.

I Kołłątaj, i pozostali członkowie Komisji wiedzieli doskonale, że nauczyciele, którzy uczyli do tej pory, to wciąż jeszcze stara kadra, odziedziczona po jezuitach – niechcąca i nieumiejąca uczyć według nowych założeń. Ich kontroli służyły nieustające wizytacje w szkołach, a ich wymianie poświęcono wiele energii. Aby to osiągnąć, wprowadzono taką strukturę szkolnictwa, w której uniwersytety – wileński i krakowski – oprócz tego, że kształciły nowych nauczycieli, były jednocześnie instytucjami, którym podlegały szkoły niższego szczebla. W efekcie tych działań wykształcono, jak szacował Tync, kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli o nowym spojrzeniu, w praktyce tworząc zupełnie nową grupę zawodową. Pomijając szczegóły i rozwój poszczególnych nauk – w wypracowanym wówczas stylu kształcono praktycznie do wybuchu II wojny światowej.

Komisja Edukacji Międzynarodowej

Komisja Edukacji Narodowej przetrwała do czasu konfederacji targowickiej, w której wyniku spora część jej członków musiała – skazana zaocznie na śmierć – emigrować. Formalnie KEN zawiesiła działalność 19 kwietnia 1792 r. Zwycięstwo sił konserwatywnych początkowo spowodowało naturalną reakcję w postaci wycofywania się z ustaleń Komisji, ale w praktyce było to już niemożliwe – blisko dwadzieścia lat nauczania w opracowanej przez nią formule odcisnęło trwały ślad na mentalności wykształconych roczników. Poza tym prace KEN były niezwykle cenione i popularne w Europie. Przykładowo: autor podręcznika logiki, francuski filozof Étienne Bonnot de Condillac, zrezygnował z honorarium autorskiego, pisząc: „Co do nagrody, jużem ją odebrał: jest nią dla mnie wezwanie prześwietnej Komisji”.

Nie przesadzał ówczesny pedagog, pijar Wojciech Szweykowski, zauważając: „Ze zdumieniem usłyszeli uczeni Europy, iż Polacy, którzy w tylu innych względach innym narodowym dali się wyścignąć, w urządzeniu jednak edukacji jednym podskokiem nagłym wszystkie wyprzedzili. Oni pierwsi w Europie otworzywszy osobną magistraturę szkolną, założyli szkoły narodowe”.

Nic też dziwnego, że kilka lat po Targowicy, przystępując do reformy szkolnictwa w Rosji, Aleksander I korzystał z pomocy Adama Czartoryskiego, Ignacego Potockiego i Hieronima Stroynowskiego – co zdecydowało, że pod wieloma względami reforma ta powielała pomysły Komisji. Również polscy uczeni stanowili trzon założonego wówczas uniwersytetu w Kijowie. Co więcej, kolejny zaborca także korzystał z dorobku Komisji.

„Nauka zmierzała do myślenia za siebie, praktycznego użycia wiadomości i sposobności wyrażenia onychże już na piśmie, już ustnie. Miejskie i wiejskie szkoły miały za cel oświecenie ludu, wykładano mu jego powinności, zatrudnienia i zabawy życia, niższych stanów uczono pisania i czytania, praktycznych wiadomości, dietetyki, krajowego gospodarstwa, sposobów leczenia bydła, dawano wyobrażenie miejskiego przemysłu, usiłowano na koniec hartować ciało, do pracowitości przyzwyczajać” – pisał z entuzjazmem referent do spraw szkolnych południowych Prus, Wilhelm Anton von Klewitz, a jego zachwyt przełożył się bezpośrednio na regulaminy szkół pruskich. Tym bardziej że jego zauroczenie polskim ustawodawstwem szkolnym podzielał też sekretarz Akademii Berlińskiej, Jan Henryk Samuel Formey. Jak pisał do jednego z akademików:

„Atoli mogę szczerze Wmć pana upewnić, że względem nauk, ich układu i porządku, nic nie widziałem doskonalszego nad obwieszczenie Komisji Edukacji o elementarnych książkach do szkół wojewódzkich. Z tego powodu udzieliłem na ostatniej sesji obwieszczenie Akademii naszej berlińskiej. Starać się jeszcze będę, aby kopie onegoż w periodycznych naszych pismach literackich były rozmnożone”.

Takimi właśnie sposobami informacje o pedagogicznym cudzie, jakiego dokonała Komisja Edukacji Narodowej, rozchodziły się po Europie i świecie, stając się podstawą do przeprowadzanych tam stopniowo reform. To właśnie dzięki temu w momencie odzyskiwania niepodległości w Polsce nie musiano odkrywać na nowo metod wypracowanych u schyłku XVIII w. – te metody były już wówczas powszechnie obowiązujące także na ziemiach polskich pod zaborami. Oprócz oczywiście nauki języka polskiego. Ale i tu sukces KEN okazuje się nie do przecenienia. Bo trudno przewidzieć, jak w ogóle przetrwałaby polszczyzna, gdyby w 1773 r. nie zaczęto powszechnie uczyć jej w szkołach.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl, na portrecie: Hugo Kołłątaj, jeden z twórców programu Komisji Edukacji Narodowej, źródło ilustracji: domena publiczna

251 lat temu, 14 października 1773 roku, Sejm powołał Komisję Edukacji Narodowej, obok Konstytucji 3 maja największe osiągnięcie polskiego oświecenia. KEN stworzyła program powszechnego nauczania tak rewolucyjny, że stał się podstawą podobnych systemów w całej Europie. Jej powołanie nie było fanaberią, lecz potrzebą chwili. 21 lipca

W sobotę, 12 października, w pobazyliańskim kościele w Borunach, będącym jednocześnie grodzieńskim diecezjalnym Sanktuarium słynącego cudami obrazu Matki Bożej Boruńskiej Pocieszycielki Strapionych, odbyła się uroczystość koronacji cudownego Wizerunku.

Mszę świętą, w ramach której dokonano koronacji Matki Bożej Boruńskiej i trzymanego przez Nią Dzięciątka Jezus, celebrował Metropolita Mińsko-Mohylewski, arcybiskup Józef Staniewski, a świadkami historycznego wydarzenia byli setki wiernych oraz księży katolickich, którzy zjechali się na uroczystość z całej Białorusi, wypełniając po brzegi boruński kościół.

Wypełnione po brzegi Sanktuarium w Borunach, fot.: Grodnensis.by

Kim była i jest Matka Boża Boruńska – Pocieszycielka Strapionych?

Matka Boża Boruńska z Dzieciątkiem Jezus jeszcze bez koron. 2022 rok, fot.: Catholic.by

Sięgnijmy najpierw do świadectwa Wieszcza Narodowego.

U Adama Mickiewicza Dziewica z Borun pojawia się na przykład w wierszu „Nocleg”, opowiadającym o  zdarzeniu z powstania listopadowego na Litwie:

Wtem błysnęło nad wzgórkiem… Czy piorun?

Piorun u nas nie bije w tę porę:                                   

„O Najświętsza! o Maryjo z Borun!

Ratuj ich… ratuj dzieci… dom gore.”

Boruny to wieś na Białorusi, leżąca blisko granicy z Litwą, w rejonie oszmiańskim. Z tą miejscowością wiążą się nazwiska znane nam z biografii Mickiewicza i historii polskiego romantyzmu: Ignacy Chodźko, Leonard Chodźko, Antoni Edward Odyniec, absolwenci unickiej szkoły przy klasztorze bazylianów w Borunach. Od XVII wieku aż do dziś jest to miejsce maryjnego kultu, znane na Białorusi i Litwie. W kościele należącym do klasztornego kompleksu znajduje się cudowny wizerunek Maryi z Borun.

W latach 60-tych XVII wieku obraz należał do zakonnika z klasztoru bazylianów – ojca Jozafata Brażyca. Legenda mówi, że pobożny zakonnik wizerunkowi zawdzięczał uzdrowienie z ciężkiej choroby. W objawieniu, jakie miał, usłyszał od Matki Bożej:

„Podoba mi się synu gorliwość twoja około dusz krwią Syna mego odkupionych. Nie ustawaj w niej! Otom ci jeszcze życie i dar wyganiania szatanów uprosiła.”

W testamencie pobożny zakonnik przekazał obraz krewniakowi Mikołajowi, który nie dotrzymał danej obietnicy i zamiast czcić obraz modlitwami lub przekazać go do świątyni, schował go w skrzyni. Gdy ciężko zachorował i żegnał się z życiem, ukazała mu się Matka Boża z obrazu; miała do niego przemówić z żalem:

„Czemu nie zadbasz o należyte miejsce dla mojego obrazu, który otrzymałeś od mojego wiernego sługi Brażyca? Pragnę, aby ludzie, którzy proszą mojego Syna o pomoc w życiu, otrzymali ją przy mym obrazie.”

Wtedy obiecał naprawić swój grzech i znów stał się cud – wyzdrowiał. Odtąd codziennie modlił się pod wyciągniętym ze skrzyni obrazem, a cała okolica wolna była od nieszczęść, chorób i klęsk. Mikołaj postanowił wybudować kapliczkę dla cudownego obrazu. Gdy zastanawiał się nad odpowiednim miejscem miał sen, w którym Maryja sama to miejsce wskazała. W 1692 roku u zbiegu dróg do Wilna i Holszan stanął niewielki kościółek, wkrótce wokół niego powstała wioska, której Matka Boska – w objawieniu jakie miał fundator – kazała nadać nazwę Boruny.

„To miejsce zaś masz nazwać BORUNAMI. Tutaj po wiek wieków wielkie łaski okazywane będą moim ludziom, którzy się będą do mnie modlić.”

W 1693 roku grekokatolicki metropolita, odwiedzający Boruny, po przejrzeniu dokumentów i wysłuchaniu świadków cudów i uzdrowień, uznał wizerunek za cudowny. XVII wieczne zapiski potwierdzają, że z łaski Matki Bożej z Borun dokonało się ponad sto cudów. Opis ówczesnych łask Matki Bożej Boruńskiej znajduje się w dziele „Morze łask i szczodrobliwości Boskiej, w Puszczy Boruńskiej płynące, to jest cuda Najświętszej Panny Boruńskiej w Borunach doznane…”, wydanym drukiem w 1712 roku, a napisanym przez biskupa Leona Kiszkę.

Maryja z Borun, tak łaskawie spełniająca błagania wiernego ludu, wkrótce otrzymała przydomek Pocieszycielki Strapionych. Niestety, potomkowie fundatora prowadzili grzeszne życie. Syn Mikołaja Jan ukradł i zbezcześcił wota za co spotkała go ekskomunika, a pieczę nad wizerunkiem i kościółkiem objęli ojcowie bazylianie. Wznieśli piękny, murowany kościół – trójnawową bazylikę w barokowym stylu.

W czasie licznych wojen, jakie trapiły Rzeczypospolitą Obojga Narodów, cudowny wizerunek wspierał wojska hetmana Michała Wiśniowieckiego. Po wojnach na prośbę biskupa kijowskiego Leona Kiszki Matka Boża wróciła do Borun.

Wizerunek dzielił tragiczne losy Rzeczypospolitej, jakie stały się jej udziałem po kolejnych rozbiorach. Gdy w 1832 roku z ukazu cara klasztor bazylianom odebrano, a kościół oddano prawosławnym, ojcowie umieścili w ołtarzu kopię obrazu, a prawdziwy wizerunek ukryli. Obraz przebywał kolejno w Wilnie, Krakowie i Zakopanem. Do Borun wrócił 15 października 1922 roku – 113 lat temu. Dlatego do dziś 15 października jest Świętem Matki Bożej Boruńskiej, w sposób szczególny czczonej na Litwie i na Białorusi.

Obraz namalowany jest na desce, utrzymany w ciemnej tonacji, przedstawia Maryję trzymającą na ręku dzieciątko. Maryja ubrana jest w purpurową szatę ozdobioną przy szyi złotym haftem i ciemnozielony płaszcz, którego kaptur szczelnie okrywa głowę. Twarz Jej jest spokojna, uśmiechnięta, syna przytula z macierzyńską troską, a Jej wzrok jest na nim skupiony. Dzieciątko Jezus ma białą szatkę, owinięte jest w czerwoną tkaninę, prawą rączkę wznosi w geście błogosławieństwa. Głowy obu postaci otaczają promienie, a po lewej i prawej stronie widnieją inicjały zapisane alfabetem cerkiewnym.

Dzisiaj, kiedy na Białorusi wobec niewinnych ludzi, także księży, dzieje się wiele krzywdy,  kierujmy do Matki Bożej Boruńskiej modlitewną prośbę:

Maryjo z Borun, wspieraj walczących o wolność i prawdę.

Daj im moc i łaskę zwycięstwa.

Pociesz strapionych.

Błogosław swym wiernym z Białorusi.

 Znadniemna.pl na podstawie Grodnensis.by i Kurierostrowski.pl

W sobotę, 12 października, w pobazyliańskim kościele w Borunach, będącym jednocześnie grodzieńskim diecezjalnym Sanktuarium słynącego cudami obrazu Matki Bożej Boruńskiej Pocieszycielki Strapionych, odbyła się uroczystość koronacji cudownego Wizerunku. Mszę świętą, w ramach której dokonano koronacji Matki Bożej Boruńskiej i trzymanego przez Nią Dzięciątka Jezus, celebrował Metropolita

Na dzisiaj przypada 145. rocznica urodzin Edwarda Stępniewskiego grodnianina, który zapisał się w historii grodu nad Niemnem, jako znakomity aptekarz i farmaceuta oraz solidny i odpowiedzialny włodarz miasta, piastujący stanowisko prezydenta Grodna w latach 1922 -1927.

W  historii Grodna jest mnóstwo znanych nazwisk. Wśród nich nazwisko Edwarda Stępniewskiego zajmuje miejsce szczególne. Utalentowany prowizor i farmaceuta był nie tylko wybitnym samorządowcem i prezydentem jednego z najważniejszych miast na Kresach II Rzeczypospolitej. Był także ważnym w życiu Grodna działaczem społecznym i kulturalnym. 145-lecie urodzin tego człowieka jest wspaniałą okazją do przypomnienia jego zasług.

Edward Stępniewski urodził się 13 października 1879 roku we wsi Sancygniów w pobliżu Pińczowa, w województwie świętokrzyskim. W Pińczowie ukończył 4 klasy progimnazjum i postanowił zostać farmaceutą, później został uczniem w aptece. W 1899 roku zdał egzaminy na pomocnika aptekarskiego na Uniwersytecie Warszawskim, a w 1904 roku uzyskał dyplom farmaceuty. W międzyczasie pracował w aptekach na terenie Królestwa Polskiego (Lublinie, Zgierzu i Warszawie). W 1905 roku przeniósł się do Grodna, gdzie miał nadzieję na nabycie własnej apteki.

W tych czasach w Grodnie było tylko 4 apteki, trzy z nich znajdowało się w prywatnej własności. Uwagę Stępniewskiego przyciągnęła tzw. apteka jezuicka, była jedną z najstarszych w mieście, gdyż była czynna aż od 1687 roku. W 1881 roku ostatni właściciel apteki I. Adamowicz przekazał ją wspólnocie ewangelicko-luterańskiej. W porozumieniu z rządem i za zgodą wojewódzkich urzędów medycznych, Edwardowi Stępniewskiemu pozwolono ją wydzierżawić. Dzięki jego staraniom w krótkim czasie najstarsza apteka miasta stała się jedną z najlepszych i najczęściej odwiedzanych w grodzie nad Niemnem. Tak za okres lat 1906-1914 liczba przygotowanych i zrealizowanych w niej recept wzrosła półtorakrotnie – z 14425 do 22766. Na początku 1915 roku oprócz Stępniewskiego pracowali w aptece sześcioro farmaceutów i trzej aptekarze.

Jednak w bardzo krótkim czasie Edward Stępniewski zdobył wśród mieszkańców Grodna renomę nie tylko znakomitego farmaceuty, lecz stał się także znanym działaczem społecznym i kulturalnym. Był bowiem  jednym z inicjatorów i założycieli Towarzystwa Dramatu i Muzyki „Muza”, założonego w grodzie nad Niemnem  jeszcze w 1907 roku, czyli dwa lata po przybyciu do miasta naszego bohatera. Za aktywny udział w życiu społecznym miasta został on wybrany do  miejskiego Zarządu Głównego, w którym zasiadał do wybuchu I wojny światowej. Wspólnie z wybitną grodnianką, powieściopisarką Elizą Orzeszkową, był odpowiedzialny między innymi za pracę kółka dramatycznego. Aktywnie uczestniczył w różnych akcjach charytatywnych, co korzystnie wpływało na wzrost szacunku mieszkańców Grodna wobec aptekarza. Wspólnie z Towarzystwem Czerwonego Krzyża Edward Stępniewski był współorganizatorem słowno-muzycznych przedstawień, przy okazji których wśród grodnian i gości miasta zbierano pieniądze na cele charytatywne.

Od lewej: Edward Stępniewski, i jego żona Leokadia Maria z przyjaciółmi, fot.: newgrodno.by

W 1915 roku został zmobilizowany do wojska rosyjskiego i trafił na Kaukaz. Jednak po  zakończeniu I wojny światowej – w 1919 roku – wrócił do Grodna, gdzie stanął na czele redakcji „Ech Grodzieńskich”, pisma konkurencyjnego wobec narodowo-demokratycznego tygodnika „Nowe Życie”. W 1921 roku powierzono Stępniewskiemu funkcję wicestarosty powiatu grodzieńskiego. Piastując to stanowisko nasz bohater został jednym z założycieli i wiceprzewodniczącym Demokratycznego Komitetu Polskiego Grodna.

Dzięki aktywnej działalności społecznej i politycznej Edward Stępniewski w bardzo krótkim czasie zyskał opinię “uczciwego, rzetelnego i solidnego człowieka”. W lutym 1919 roku wystawiał nawet  swoją kandydaturę do Sejmu RP, ale 312 uzyskanych w wyborach głosów nie wystarczyło do  zdobycia mandatu posła. Miesiąc później został jednak wybrany na zastępcę przewodniczącego Rady Miejskiej oraz członka Komisji Magistratu Grodna do Spraw kontroli nad handlem artykułami żywnościowymi.

W czerwcu 1919 roku w swym przemówieniu na Sejmiku powiatu grodzieńskiego Radny Stępniewski podkreślał potrzebę wspierania przyjaznych stosunków między Polakami, Białorusinami i Litwinami, a także dobrych relacji pomiędzy katolikami i prawosławnymi. Będąc tolerancyjnym wobec społeczności polskiej, białoruskiej i litewskiej, znany w mieście farmaceuta i samorządowiec nie darzył zaufaniem tylko jednej grodzieńskiej wspólnoty narodowościowo-religijnej – wspólnoty żydowskiej. Swojej niechęci do Żydów dawał wyraz szczególnie podczas kampanii wyborczych, za co wielokrotnie był krytykowany w prasie.

Reprezentowane przez Stępniewskiego poglądy, były dosyć typowe dla polityków i działaczy pierwszej polowy XX stulecia. Przyczyniły się one do dalszego wzrostu autorytetu i popularności cenionego aptekarza i samorządowca. Efektem tej popularności stało się wybranie Edwarda Stępniewskiego w dniu 17 lipca 1922 roku przez Radę Miejską na urząd prezydenta Grodna na pięcioletnią kadencję. W nowej dla siebie roli nowo wybrany włodarz grodu nad Niemnem miał spełniać obowiązki, polegające na normalizacji życia w mieście oraz eliminowaniu skutków zniszczeń wojennych. Edward Stępniewski dużą uwagę poświęcał  zatem odradzaniu gospodarki miejskiej, dbał o regularne uzupełnianie funduszy zdrowia, edukacji i kultury. Przy jego wsparciu ukazywało się  czasopismo “Przegląd Statystyczny Grodna”, stanowiące swego rodzaju publiczne sprawozdanie władz miasta ze swojej działalności. Prezydent wsparł także stałą działalność w Grodnie teatru oraz Muzeum Historycznego i Muzeum Przyrodniczego. Zasługi  naszego bohatera dla rozwoju kultury zostały docenione na najwyższym szczeblu władzy. Prezydent Polski Stanisław Wojciechowski złożył Edwardowi Stępniewskiemu, jako prezydentowi miasta Grodna, publiczne podziękowania „za propagowanie kultury polskiej”.

W 1923 roku przy bezpośrednim wsparciu Stępniewskiego został utworzony w Grodnie Komitet budowy pomnika Elizy Orzeszkowej. W styczniu 1924 roku prezydent poparł także utworzenie Towarzystwa Przyjaciół Grodna i nawet wszedł w skład jego rady nadzorczej.

Prowadzona przez Stępniewskiego polityka społeczno-gospodarcza, wyróżniała się autonomią i niezależnością. Z tego powodu nie zawsze była akceptowana przez wojewodę białostockiego z którym regularnie dochodziło do konfliktów. W grudniu 1926 roku na posiedzeniu Rady Miejskiej prezydent Grodna poinformował o rezygnacji ze stanowiska. Mówił, że ze względu na zaistniałą sytuację spokojna praca na stanowisku prezydenta  jest niemożliwa.

Większość radnych nie zgodziła się przyjąć dymisji głowy miasta. Po długich dyskusjach i prośbach jeszcze “długo pracować dla dobra i rozwoju miasta”, Stępniewski jednak postawił na swoim i zrezygnował z prezydentury.

Po odejściu z posady wrócił do wyuczonego zawodu i do wybuchu wojny w 1939 roku kontynuował pracę jako dyrektor najstarszej grodzieńskiej apteki.

W gazetach tamtego czasu pisano o nim: “Pan Stępniewski w pamięci mieszkańców miasta pozostawił o sobie wspomnienia jako o człowieku uprzejmym, który pracował dla dobra Grodna. Nie można zarzucić mu i tego, że zajmując stanowisko prezydenta, nigdy nie wykorzystał go do załatwienia interesu prywatnego”.

Jak już wspomnieliśmy głównym zajęciem Edwarda Stępniewskiego po zakończeniu prezydentury, stała się praca w aptece. Ze względu na wysoką kwalifikację, pracowitość i nadzwyczajną  przedsiębiorczość, udało mu się uczynić ze swej apteki najlepszy tego typu lokal w mieście, a być może i w województwie. Od 1923 roku w aptece zaczęła pracować niewielka hala, produkująca napoje gazowane. W 1935 roku apteka wciąż wysoko trzymała markę, przygotowując 16606 własnych receptur. Pracowało tutaj troje farmaceutów, w tym syn Edwarda Stępniewskiego – Zbigniew, który po ukończeniu gimnazjum w Grodnie  w 1934 roku z błogosławieństwa  ojca ukończył Wydział Farmaceutyczny na Uniwersytecie Warszawskim.

Słynny grodzieński aptekarz nie zaniedbał działalności społeczno-politycznej. We wrześniu 1927roku, ponad pół roku po dymisji z posady włodarza miasta, grodnianie zwrócili się do niego z prośbą o ponowne kandydowanie na stanowisko prezydenta Grodna, on jednak nie zgodził się drugi raz „wejść do tej samej rzeki”. Był za to wielokrotnie wybierany na wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej.

Jako samorządowiec Edward Stępniewski zawsze sprzeciwiał się podnoszeniu cen na chleb w sklepach Grodna. Rozumiał, że najbardziej na tym traciliby ludzie biedni i bezrobotni. Dbając o dobro wspólne mieszkańców miasta, starał się między innymi o pozyskanie funduszy na pomoc materialną dla byłych więźniów, wychodzących na wolność. Podkreślał także potrzebę otwarcia miejskiego centrum zdrowia i angażował się w wiele innych prospołecznych inicjatyw.

Skuteczna i wieloaspektowa działalność Edwarda Stępniewskiego w Grodnie trwała do 1939 roku. Po wybuchu II wojny światowej, będąc już w wieku seniorskim, został powołany do Wojska Polskiego. We wrześniu, nie czekając na przybycie wojsk sowieckich, w składzie 3. Szpitala Wojewódzkiego wycofał się z Grodna na Litwę.

Po opkupacji Litwy przez Armię Czerwoną Stępniewskiemu udało się uciec z obozu dla internowanych, ale w ręce NKWD wpadł jego syn. Zbigniew Stępniewski stał się ofiarą Zbrodni Katyńskiej – zamordowano go w obozie Starobelskim na Ukrainie. Natomiast Edward Stępniewski w czasie wojny przebywał na Litwie, ukrywając się najpierw przed Sowietami, a potem przed okupantem niemieckim.

Do Grodna wrócił dopiero na początku 1944 roku i przez krótki czas pracował w swojej aptece, udzielając pomocy w leczeniu polskich i sowieckich partyzantów. Za tę działalność w maju 1944 roku został aresztowany przez władze niemieckie. Za pomoc Armii Krajowej trafił do obozu Stutthof, gdzie jako więzień numer 34519 zmarł nieco ponad tydzień po przybyciu do obozu.

Po wojnie rodzina byłego prezydenta Grodna wyjechała do Polski.

W roku 1996 z inicjatywy naukowo-przemysłowej spółdzielni „Biotest” apteka pojezuicka, w której ponad 40 lat pracował Edward Stępniewski, została odrodzona. Jest obecnie najstarszą, pracującą apteką na Białorusi. Pracuje w niej muzeum, opowiadające o życiu i działalności również byłego prezydenta Grodna, a jednocześnie wybitnego grodzieńskiego aptekarza i farmaceuty.

W 2000 roku Edward Stępniewski został upamiętniony wydaniem okolicznościowej koperty.

Znadniemna.pl, portret Edwarda Stępniewskiego, źródło: S13.ru

Na dzisiaj przypada 145. rocznica urodzin Edwarda Stępniewskiego grodnianina, który zapisał się w historii grodu nad Niemnem, jako znakomity aptekarz i farmaceuta oraz solidny i odpowiedzialny włodarz miasta, piastujący stanowisko prezydenta Grodna w latach 1922 -1927. W  historii Grodna jest mnóstwo znanych nazwisk. Wśród nich nazwisko

Przejdź do treści