HomeStandard Blog Whole Post (Page 483)

Wielkanocna akcja pomocy Polakom na Kresach, organizowana przez Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN, wystartuje w całej Polsce już w najbliższą niedzielę.

Oficjalny plakat, promujący akcję "Rodacy-Bohaterom"

Oficjalny plakat, promujący akcję „Rodacy-Bohaterom”

Akcja potrwa do końca kwietnia, a pomoc zostanie przekazana mieszkającym na Ukrainie, Litwie, Białorusi i w Mołdawii weteranom Armii Krajowej, potrzebującym polskim rodzinom wielodzietnym, osobom samotnym oraz działaczom i rodzinom, wskazanym przez organizacje zrzeszające Polaków w poszczególnych krajach.

Na Białorusi partnerem Stowarzyszenia ODRA-NIEMEN, pomagającym w typowaniu beneficjentów świątecznej pomocy jest Związek Polaków na Białorusi. – Współpraca ze Stowarzyszeniem ODRA-NIEMEN jest niezwykle ważna w zakresie wspierania najbardziej potrzebujących Polaków, zwłaszcza tych starszych, mieszkających na prowincji. Dla wielu z nich otrzymanie paczki z Polski z włożoną do niej kartką świąteczną jest namacalnym zaprzeczeniem błędnego, lecz rozpowszechnionego niestety przekonania, iż Polskę i Polaków w Macierzy nie obchodzą problemy Polaków na Kresach – mówi prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz.

W ramach tegorocznej akcji, odbywającej się pod tradycyjnym hasłem „Rodacy- Bohaterom”, Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN będzie zbierać nie tylko paczki żywnościowe, lecz także przeprowadzi ogólnopolską kwestę na wsparcie kombatantów i polskich środowisk w zakresie pomocy medycznej, sanatoryjnej i organizacyjnej. Środki zgromadzone w ramach zbiórki będą przeznaczane też na ochronę miejsc polskiej pamięci narodowej na dawnych Kresach Wschodnich.

Apelujemy do naszych czytelników w Polsce i na świecie o wsparcie tegorocznej Wielkanocnej akcji pomocy Polakom na Kresach i zapoznanie się z jej szczegółami na stronie Stowarzyszenia ODRA-NIEMEN.

Znadniemna.pl/odraniemen.org

Wielkanocna akcja pomocy Polakom na Kresach, organizowana przez Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN, wystartuje w całej Polsce już w najbliższą niedzielę. [caption id="attachment_3638" align="alignnone" width="480"] Oficjalny plakat, promujący akcję "Rodacy-Bohaterom"[/caption] Akcja potrwa do końca kwietnia, a pomoc zostanie przekazana mieszkającym na Ukrainie, Litwie, Białorusi i w Mołdawii weteranom Armii Krajowej,

Katolicy z nowo wybudowanej dzielnicy Alszanka na obrzeżach Grodna od ponad roku nie mogą uzyskać od władz miasta pozwolenia na budowę świątyni.

Modlitwa przy kapliczce w Alszance, fot.: vgr.by

Modlitwa przy kapliczce w Alszance, fot.: vgr.by

– Wspólnota katolicka parafii pw. Ducha Świętego z Alszanki liczy około dwa i pół tysiąca wiernych, z czego ponad 500 to są dzieci, chcący uczyć się religii – opowiedział gazecie „Wieczernij Grodno” proboszcz parafii ks. Paweł Sołobuda.

Katolicy zmuszeni są gromadzić się na nabożeństwach w niedziele pod otwartym niebem przy niedużej, mieszczącej nie więcej niż dwadzieścia osób kapliczce. Jak pisze grodzieńska gazeta miejska, podczas niedzielnych nabożeństw ołtarz jest wystawiany przed wejściem do kapliczki, gdyż wierni przychodzą tu modlić się o każdej porze roku niezależnie od pogody. „Wszyscy się dziwią: w ciągu wielu lat podczas tych nabożeństw wierni nie trafili pod deszcz, on zawsze przestaje padać, czy też słabnie podczas Mszy świętej” – pisze „Wieczernij Grodno”.

kapliczka

Katolicy z Alszanki modlą się pod otwartym niebem, fot.: vgr.by

Katolicy z Alszanki od ponad roku kierują do władz Grodna prośby o wydanie pozwolenia na budowę świątyni, ale ciągle są zbywani przez urzędników pod różnymi pretekstami. Pod jedną z petycji w sprawie pozwolenia na budowę kościoła, skierowanych w zeszłym roku do władz miasta, podpisało się ponad 400 mieszkańców nowo wybudowanej grodzieńskiej dzielnicy. Władze Grodna jednak ignorują potrzeby religijne mieszkańców Olszanki, a ci w każdą niedzielę modlą się podczas mszy przy kapliczce, żeby ich głos został usłyszany.

Problem wiernych katolickich z Alszanki jest typowy, jeśli chodzi o relacje grodzieńskich katolików i władz Grodna. W październiku zeszłego roku pisaliśmy o identycznych kłopotach wiernych z grodzieńskiej parafii św. Józefa.

Ostatni raz katolikom Grodna udało się wymusić na władzach miasta wydanie pozwolenia na budowę kościoła na grodzieńskim Augustówku w 2006 roku dopiero poprzez ogłoszenie i przeprowadzenie strajku głodowego.

Znadniemna.pl za vgr.by

Katolicy z nowo wybudowanej dzielnicy Alszanka na obrzeżach Grodna od ponad roku nie mogą uzyskać od władz miasta pozwolenia na budowę świątyni. [caption id="attachment_3633" align="alignnone" width="480"] Modlitwa przy kapliczce w Alszance, fot.: vgr.by[/caption] - Wspólnota katolicka parafii pw. Ducha Świętego z Alszanki liczy około dwa i pół

Licząca kilka tysięcy ludzi społeczność polska, zamieszkująca okupowany przez Rosję Krym, apeluje do władz Rzeczypospolitej Polskiej o repatriację do Macierzy. Polacy Krymu opierają się przymusowemu nadaniu im obywatelstwa Rosji.

Józefa Myszkowska, prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie, fot.: opk.at.ua

Józefa Myszkowska, prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie, fot.: opk.at.ua

Podpisany przez prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie Józefę Myszkowską Apel do władz RP ukazał się w Internecie jeszcze w ubiegłym tygodniu. Z treści apelu, który został opublikowany między innymi na portalu DELFI.lt wynika, że zamieszkujący terytorium Krymu Polacy znaleźli się w niebezpieczeństwie i czują się „zakładnikami decyzji i działań samozwańczej władzy Krymu oraz uzbrojonych okupantów Federacji Rosyjskiej”.

Apel Stowarzyszenia Polaków na Krymie w języku rosyjskim, fot.:DELFI.lt

Apel Stowarzyszenia Polaków na Krymie w języku rosyjskim, fot.:DELFI.lt

„Nieprawne władze Krymu wspólnie z władzami Rosji zmuszają nas do przyjęcia obywatelstwa innego państwa albo zrobią to „automatycznie” w ciągu miesiąca” – piszą krymscy Polacy. Podkreślają, iż przymusowe nadanie im rosyjskiego obywatelstwa pozbawia ich przyszłości i perspektywy na pokojową egzystencję. „Jesteśmy zaniepokojeni bezpieczeństwem naszych rodzin i dzieci” – pisze w imieniu polskiej społeczności Krymu prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie Józefa Myszkowska i oświadcza, że „w zaistniałej sytuacji jesteśmy na Krymie zmuszeni do porzucenia swych mieszkań, pracy i szukać miejsca na Ojczyźnie naszych przodków”.

Działaczka polonijna podkreśla, iż z uwagi na zamknięcie na Krymie centrum wizowego i ewakuację z Symferopola polskiego Konsulatu otrzymanie przez miejscowych Polaków polskiej wizy stało się niemożliwe. „Dotarcie do polskiego Konsulatu w Odessie jest problematyczne (a może już niemożliwe) w związku z ochroną wyjazdu z półwyspu przez uzbrojoną „samoobronę” Krymu oraz ogłoszeniem granicy Krymu granicą Federacji Rosyjskiej” – tłumaczy Józefa Myszkowska okoliczności, uniemożliwiające Polakom Krymu dotarcie do innych, działających na Ukrainie, polskich przedstawicielstw dyplomatycznych.

Swój apel do władz Polski Polacy Krymu kończą prośbą o rozpatrzenie przez rząd w Warszawie kwestii zapewnienia wszystkim chętnym przedstawicielom ich społeczności zatrudnienia i zamieszkania na terytorium Polski.

Jak zapewniała niedawno w jednym z wywiadów 76-letnia Józefa Myszkowska, kierowane przez nią Stowarzyszenie Polaków na Krymie z siedzibą w Symferopolu liczy blisko 1000 członków i ich liczba ciągle wzrasta.

Znadniemna.pl za DELFI.lt/ Kresy24.pl/WP.PL

Licząca kilka tysięcy ludzi społeczność polska, zamieszkująca okupowany przez Rosję Krym, apeluje do władz Rzeczypospolitej Polskiej o repatriację do Macierzy. Polacy Krymu opierają się przymusowemu nadaniu im obywatelstwa Rosji. [caption id="attachment_3628" align="alignnone" width="480"] Józefa Myszkowska, prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie, fot.: opk.at.ua[/caption] Podpisany przez prezes Stowarzyszenia Polaków

Na szczątkach ofiar stalinowskiego reżimu totalitarnego na Kuropatach, w miejscu gdzie najprawdopodobniej spoczywają Polacy z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej”, oprócz skompromitowanego już kompleksu rozrywkowego „Bulbasz Hall” powstanie wkrótce centrum wystawowe.

Kuropaty_budowa

Ponad rok temu wokół Kuropat wybuchł skandal z powodu budowy kompleksu hotelowo- rozrywkowego „Bulbasz Hall”. Po kilkunastu miesiącach walki, jaką stoczyli działacze społeczni z władzami miejskimi i inwestorem, zmieniła się tylko nazwa. Okazało się też, że strefa ochrony wokół uroczyska Kuropaty nadal nie jest zatwierdzona, a domki wypoczynkowe należące do kompleksu, jak stały – tak stoją w strefie ochronnej. Tymczasem od strony wschodniej, nieopodal centrum „Expobel”, może pojawić się lada moment kompleks wystawienniczy wraz z parkingiem.

Kuropaty_budowa_01

kuropaty-obrona

„Istnieje już makieta projektowa, na razie jeszcze nie została zatwierdzona, ale wszystko zmierza w tym kierunku. Najpierw powinna zostać zatwierdzona strefa ochronna, a dopiero później można coś projektować. To inicjatywa Izby Przemysłowo – Handlowej, żeby zbudować tam międzynarodowy kompleks wystawienniczy – powiedział Euroradio szef niezależnego Towarzystwa Ochrony Pomników Historycznych i Kulturowych, Anton Astapowicz. Według niego, to właśnie od wschodu uroczyska, granica stefy ochronnej pozostaje otwarta, dlatego nowy kompleks zaprojektowany został właśnie tam.

Kuropaty_budowa_paszport

Astapowicz powiedział, że kierowana przez niego organizacja złożyła zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Skierowano też pismo do mińskiego komitetu wykonawczego z żądaniem zorganizowania dyskusji publicznej na temat projektu.

Kuropaty_budowa_02

Kuropaty_budowa_03

Sytuacja wokół Kuropat związana jest polityką historyczną białoruskich władz, które unikają poruszania tematu represji stalinowskich. Na uroczysku Kuropaty w bezimiennych mogiłach spoczywają tysiące ofiar stalinowskich represji z lat 1937-41. Ich liczba nie jest dokładnie znana. Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny. Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.

makieta1

Kuropaty_budowa_tablica_01

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/euroradio.fm

Na szczątkach ofiar stalinowskiego reżimu totalitarnego na Kuropatach, w miejscu gdzie najprawdopodobniej spoczywają Polacy z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej”, oprócz skompromitowanego już kompleksu rozrywkowego „Bulbasz Hall” powstanie wkrótce centrum wystawowe. Ponad rok temu wokół Kuropat wybuchł skandal z powodu budowy kompleksu hotelowo- rozrywkowego „Bulbasz Hall”. Po

Historię działań 22 oddziałów antykomunistycznej partyzantki po zakończeniu drugiej wojny światowej, walczących o wolną Polskę między innymi na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, opisał w swojej najnowszej książce pt. „ODDZIAŁY WYKLĘTYCH” polski historyk Szymon Nowak. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa „Fronda”.

Okładka książki "ODDZIAŁY WYKLĘTYCH", fot.: wydawnictwofronda.pl

Okładka książki „ODDZIAŁY WYKLĘTYCH”, fot.: wydawnictwofronda.pl

„NIE BYŁO JUŻ SZANS? W miarę umacniania się władzy komunistycznej, do wielu z nich docierała świadomość, że nie ma już żadnych szans na taką Polskę o jaką walczą. Jednak nie rezygnowali. Bo ich wartościami były PATRIOTYZM, GODNOŚĆ I HONOR” – tymi słowami rozpoczyna się opis książki „ODDZIAŁY WYKLĘTYCH”, umieszczony na stronie internetowej wydawnictwa.

Wydawca zaznacza, iż partyzanci podziemia antykomunistycznego ciągle byli zagrożeni tym, że mogą „umrzeć w bitwie, z rąk KBW lub agentów bezpieki”. „Także śmierć na torturach w czerwonej katowni. I bezimienny pochówek w zbiorowej, anonimowej mogile. Oni jednak byli na to przygotowani. Nawet za cenę skazania na zapomnienie i wyklęcie. Bo uważali, że wykonują SWOJĄ POWINNOŚĆ. ŻE MAJĄ DŁUG WOBEC POLSKI” – czytamy na stronie Wydawnictwa „Fronda.

Książka, której premiera odbyła się w pierwszej dekadzie marca, cieszy się dużym zainteresowaniem w polskich kręgach patriotycznych. A związany z tym środowiskiem portal Niezalezna.pl, informując swoich czytelników o wydawniczej nowince, zwraca uwagę na to, że książka przybliża polskiemu czytelnikowi także postać żołnierza wyklętego zza wschodniej granicy Polski, naszego legendarnego ziomka, Anatola Radziwonika ps. „Olech”.

Czytamy o nim, że był z zawodu nauczycielem, a „gdy przyszła wojna został dowódcą placówki konspiracyjnej, a następnie plutonu w 77, Pułku Piechoty Armii Krajowej. Od 1945 do 1949 r. był dowódcą Obwodu AK Szczuczyn – Lida, ostatniej zorganizowanej struktury AK na Kresach. Cieszył się autentycznym poparciem miejscowej ludności. Zwalczał komunistyczną władzę i kolektywizację rolnictwa na Białorusi. Siał postrach wśród sowieckich kolaborantów. Poległ 12 maja 1949 r.”

Niezalezna.pl zamieszcza także fragment książki „ODDZIAŁY WYKLĘTYCH”, zawierający opis walki Anatola Radziwonika „Olecha” i jego oddziału.

Publikujemy ten fragment za Niezalezna.pl:

„W rejonie Szczuczyna, na wschód od Grodna i na zachód od Lidy, działał oddział wiejskiego nauczyciela Anatola Radziwonika ps. „Olech”, „Mruk, „Ojciec, Stary”. Anatol Radziwonik urodził się w 1916 roku w Briańsku w Rosji, jako syn Konstantego i Nadziei z domu Makowieckiej. Po wojnie bolszewickiej rodzina Radziwonika mieszkała w Wołkowysku. Po skończeniu Seminarium Nauczycielskiego w Słonimiu, Anatol pracował jako nauczyciel w wiejskiej szkole w Iszczołnianach. Tuż przed wojną odbył służbę wojskową i ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Jarosławiu. Nie jest pewne, czy brał udział w wojnie obronnej 1939 roku – jeśli tak było, fakt ten Radziwonik zataił w ankiecie dla sowieckich władz podczas pierwszej okupacji w latach 1939–1941. W dokumencie tym napisano także, że Anatol był wyznania prawosławnego (jak jego matka). Pewne jest, że od 1943 roku Anatol dowodził już jedną z konspiracyjnych placówek AK w Obwodzie Szczuczyn o kryptonimie „Łąka”. W czasie służby w AK został awansowany do stopnia podporucznika. Na początku 1944 roku objął dowództwo plutonu w 7. batalionie 77. pp AK. Walczył przeciwko Niemcom m.in. w Możejkowie Małym i Wielkim oraz pod Kowczykami. W czerwcu pluton dowodzony przez „Olecha” brał udział w akcji na niemiecki garnizon w Jewłaszach, w trakcie której zginął por. Jan Piwnik „Ponury”, legendarny partyzant Gór Świętokrzyskich i ziemi nowogrodzkiej.

Anatol Radziwonik ps. "Olech", fot.: podziemiezbrojne.blox.pl

Anatol Radziwonik ps. „Olech”, fot.: podziemiezbrojne.blox.pl

Oddział Radziwonika nie dotarł na czas na koncentrację do akcji „Ostra Brama” i nie wziął udziału w walkach o Wilno. Dzięki temu „Olech” uniknął sowieckiego rozbrojenia i aresztowania, z niewielką grupką udało mu się przedostać w rodzinne strony. Tam włączył się w działania konspiracyjne Obwodu Szczuczyn AK (Obwód nr 49/67), tworząc na przełomie 1944/1945 roku bazę samoobrony. Z niewielkich lokalnych grup oraz rozbitków z oddziału „Ragnera” powstał oddział partyzancki liczący około 70 osób. Jego dowódcą i jednocześnie szefem obwodu został ppor. Anatol Radziwonik „Olech”, zastępcą dowódcy sierż. Paweł Klikiewicz „Irena” (po jego śmierci ppor. Witold Maleńczyk „Cygan”, oficer armii gen. Berlinga, który, zagrożony aresztowaniem, zbiegł do lasu), zaś adiutantem Zygmunt Olechnowicz „Zygma”.

Oddział partyzancki podzielony był na kilka lotnych grup; przy jednej z nich znajdował się najczęściej „Olech”. Grupami dowodzili: Paweł Klikiewicz ps. „Irena” (działała w rejonie Szczuczyna), ppor. Witold Maleńczyk ps. „Cygan” (rejon Wasiliszek), Wacław Szwarobowicz ps. „Kiepura” i Francuz z Alzacji Peter Fic ps. „Francuz”, zwany też Peterem (w rejonie Nowy Dwór–Ostryna). W terenie funkcjonowały jeszcze mniejsze patrole, działające w rejonie Lidy, Werenowa i Ejszyszek. Warto podkreślić różnorodny skład osobowy polskich grup partyzanckich, w których obok siebie walczyli ramię w ramię katolicy i prawosławni, Polacy, Rosjanie i Białorusini. Obok wspomnianego Francuza, wśród żołnierzy „Olecha” był też Ukrainiec, lejtnant Armii Czerwonej o pseudonimie „Zielony”. Zresztą Radziwonik miał swoje wtyki w komunistycznych organach administracji oraz w grodzieńskiej milicji. Oddział uzbrojony był bardzo dobrze w broń maszynową, obok erkaemów (np. czeskiej Zbrojovki) w użyciu najczęściej były automaty PPSz. Takiej pepeszy używał dowódca ppor. Radziwonik. Umundurowanie ludzi „Olecha” składało się z sortów mundurowych Wojska Polskiego lub Armii Czerwonej.

Grupa żołnierzy z oddziału „Olecha” – 1945 r. (ppor. „Olech” siedzi w środku grupy), klęczy z lewej Mikoła „Zielony” (Ukrainiec, lejtnant Armii Czerwonej, antykomunista, który dołączył do polskiej partyzantki), z prawej klęczy: NN "Lis", fot.: podziemiezbrojne.blox.pl

Grupa żołnierzy z oddziału „Olecha” – 1945 r. (ppor. „Olech” siedzi w środku grupy), klęczy z lewej Mikoła „Zielony” (Ukrainiec, lejtnant Armii Czerwonej, antykomunista, który dołączył do polskiej partyzantki), z prawej klęczy: NN „Lis”, fot.: podziemiezbrojne.blox.pl

Obok oddziału leśnego „Olech” dysponował bardzo liczną, dochodzącą do tysiąca osób, siatką konspiratorów. Zorganizowano także wiele leśnych podziemnych schronów ziemianek (tzw. bunkrów) oraz liczne obozy. Konspiracyjna grupa drukowała na powielaczu gazetkę „Świteź” oraz ulotki. „Olech” nie miał żadnych kontaktów z konspiracją polską za linią Curzona, ani za pośrednictwem posłańców, ani za pomocą łączności radiowej. Kontaktował się jedynie sporadycznie z sąsiednimi grupami niepodległościowymi, np. z oddziałem por. „Mena”. Utrzymywano także poprawne stosunki z antysowiecką partyzantką litewską. Działalność oddziału „Olecha” to podtrzymywanie polskiej obecności na Kresach poprzez walkę przeciw nadużyciom i bezprawiu przedstawicieli sowieckich władz oraz samoobrona przed terrorem funkcjonariuszy i agentów NKWD. Myśmy zawsze starali się rozkolportować informację, dlaczego takich Sowietów zabijaliśmy, właśnie tych, a nie innych. Żeby było wiadomo, że my nie polujmy na każdego Sowieta przypadkowego, tylko karzemy konkretnych ludzi za konkretne sprawy. Dlatego ich zabijaliśmy, że oni już nawet te sowieckie prawa, tak surowe dla ludności, łamali – wspominał Józef Berdowski ps. „Mały Ziuk”.

Od początku stycznia 1946 roku NKWD nasiliła swoją działalność wymierzoną przeciwko polskiemu podziemiu antysowieckiemu, a akcje prowadzone były głownie przeciwko partyzantom „Olecha”. Na początku tego miesiąca grupy operacyjne m.in. z 34. zmotoryzowanego pułku strzeleckiego NKWD aresztowały wiele osób należących do AK. Tylko w okresie luty–marzec wojska NKWD z_34. pułku i 262. pułku strzeleckiego zabiły podczas akcji dziewięciu polskich partyzantów i aresztowały kilkaset osób. Podobnie było latem i jesienią. W maju 1947 roku na kwaterujących w Starodworcach partyzantów spadło niespodziewane natarcie żołnierzy NKWD. „Olech” poprowadził swoich ludzi do ataku, aby przebić się przez pierścień okrążenia. Udało im się ujść obławie, ale na placu boju pozostał ciężko ranny w nogi zastępca Radziwonika Paweł Klikiewicz. Nie widząc możliwości ratunku i nie chcąc dostać się w sowieckie ręce, sierż. „Irena” zastrzelił się sam. Nowy 1948 rok to okres największego nasilenia działalności partyzantów „Olecha”. Można szacować, że wówczas liczebność oddziału leśnego wahała się nawet do 120 ludzi. To wtedy przeprowadzono najwięcej akcji wymierzonych w sowiecką administrację, zniszczono wiele powstających kołchozów, zlikwidowano najbardziej aktywnych członków sowieckiego aparatu władzy. Na przykład 7 września w rejonie Nowego Dworu zlikwidowano nowy kołchoz im. Woroszyłowa, 10 września w Wawiórce rozbito urząd pocztowy, zdobywając 24 tys. rubli. W ciągu tylko jednego miesiąca, we wrześniu, zlikwidowano co najmniej 17 informatorów radzieckiej bezpieki i nadgorliwych piewców zbrodniczego systemu.

W październiku 1948 roku w Puszczy Nackiej odbyła się koncentracja wszystkich grup podlegających ppor. „Olechowi”, na którą stawiło się około 100 partyzantów. W listopadzie grupa „Cygana” zniszczyła w Kulbaczynie kołchoz im. Stalina. Także w 1948 roku zniszczono zabudowania kołchozów w Hołdowie, Gudach i Wielkim Siole oraz, ku przestrodze, powieszono na słupach telegraficznych dwóch sowieckich urzędników, którzy odznaczali się wybitnie bezlitosnym stosunkiem do chłopów. Jeszcze zimą zlikwidowano oficerów NKWD Strelnikowa i Noskowa, a patrol „Małego Ziuka” rozbił mleczarnię kontyngentową pod Ostryną.

Nie mogąc znieść „polskich band” na administrowanej przez ZSRR ziemi, od początku 1949 roku rozpoczęły się wielkie obławy prowadzone przez wojska NKWD, poprzedzone akcjami agentury. Znamienne jest, że akcje zaczynały się zimą, kiedy ścigani partyzanci zostawiali wyraźne ślady na śniegu. W lutym w jednej z obław ujęty został ciężko ranny Józef Berdowski „Mały Ziuk”. W marcu w zasadzce zginął ppor. Witold Maleńczyk „Cygan”, a oddział „Francuza” został rozbity pod Nowym Dworem (zginął dowódca Peter Fic i 10 partyzantów). Jeszcze pod koniec kwietnia kilkunastoosobowej grupie wraz z „Olechem” udało się przedrzeć przez sowiecką obławę pod Stankiewiczami. Ale zaraz po ściągnięciu posiłków z Mińska wojska sowieckie, dowodzone przez szefa grodzieńskiej bezpieki Frołowa, ponownie osaczyły partyzantów Radziwonika pod wsią Raczkowszczyzna. Grupa operacyjna NKWD, licząca tylu żołnierzy, co pułk piechoty, otoczyła polskich partyzantów czterema zwartymi pierścieniami wojska. Na nic zdał się desperacki atak Polaków, którzy przebili się przez trzy pierścienie okrążenia, ale ulegli na czwartej przeszkodzie. Zginął „Olech”, który, najprawdopodobniej ciężko ranny, utonął w korycie rzeki Niewiszy. Oprócz niego poległo pięciu partyzantów, a trzech dostało się w ręce Rosjan. Zostaliśmy wydani przez miejscowego chłopa – wspominał Witold Wróblewski ps. Dzięcioł. – Oddział został otoczony trzema pasami wojsk NKWD. Próbowaliśmy się przebić […], jednak nikomu się to nie udało. Przeżyłem ja, moja siostra Genowefa, która była łączniczką oddziału, oraz Zygmunt Olechnowicz.

Zatrzymani partyzanci dostali wyroki po 25 lat łagru. Po klęsce oddziału i śmierci ppor. „Olecha” zorganizowana działalność antysowiecka na Nowogrodczyźnie zakończyła się. Ukrywali się i walczyli jeszcze pojedynczy polscy partyzanci, np. Hryniewicz „Bogdan”, także żołnierz 77. pp AK.”

znadniemna.pl za niezalezna.pl/wydawnictwofronda.pl

Historię działań 22 oddziałów antykomunistycznej partyzantki po zakończeniu drugiej wojny światowej, walczących o wolną Polskę między innymi na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, opisał w swojej najnowszej książce pt. „ODDZIAŁY WYKLĘTYCH” polski historyk Szymon Nowak. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa „Fronda”. [caption id="attachment_3585" align="alignnone" width="480"] Okładka książki "ODDZIAŁY

Warszawska Fundacja Joachima Lelewela, producent filmu inscenizowanego o obronie Grodna przed Armią Czerwoną we wrześniu 1939 roku, uruchomiła stronę internetową, informującą o pracach nad filmem, który ma roboczy tytuł GRODNO 1939. Produkcja filmu jest wspierana przez Związek Polaków na Białorusi.

klubprzyjaciolfilmu

Witryna o filmie nazywa się „Klub Przyjaciół Filmu GRODNO 1939” . Jej twórcy podkreślają, iż „film nie jest przedsięwzięciem komercyjnym, musi więc liczyć na wsparcie społeczne. I to rozmaite: finansowe, aktywność wolontariuszy, życzliwe podejście aktorów”.

Pod tym linkiem znajdziecie państwo szczegółowe informacje o tym, jak można pomóc filmowi.

Przypomnijmy, iż zgodnie z rekomendacją Rady Naczelnej ZPB zbiórkę środków na produkcję filmu o obronie Grodna prowadzą terenowe oddziały ZPB. Na razie nie ujawniamy wysokości uzbieranej przez Związek Polaków kwoty, gdyż mamy nadzieję, iż będzie się zwiększać, bo, jak podkreśla producent, im więcej środków uda się zebrać, tym lepszy uda się nakręcić film. Zaznaczmy tylko, iż poza miejskim oddziałem ZPB w Grodnie aktywnie włączyły się w zbiórkę na rzecz filmu oddziały Związku Polaków w całym obwodzie grodzieńskim.

Dziękując wszystkim darczyńcom za wsparcie, za współautorem scenariusza filmu GRODNO 1939 i prezesem Fundacji Joachima Lelewela Piotrem Kościńskim ujawniamy kilka kluczowych informacji o przyszłym filmie:

„Główną postacią filmu jest młody oficer, podporucznik Stefan Jaworski. Ze swoim oddziałem przybywa do Grodna w przeddzień agresji sowieckiej, przekonany, że będzie go bronić przed Niemcami. Zostaje przydzielony do dowództwa obrony miasta – w ten sposób na bieżąco poznaje zmieniającą się sytuację militarną.

Jaworski pochodzi z Brześcia. W Grodnie spotyka swoją sympatię, Annę – studentkę medycyny, którą wybuch wojny zastał na praktykach studenckich w grodzieńskim szpitalu.

Miasto szykuje się do obrony. Walczyć chcą wszyscy – żołnierze i cywile. Także ci najmłodsi. 13-letni Tadzik Jasiński rwie się do walki, ku przerażeniu jego matki i dziadków. Harcerze przygotowują najprostszą „broń przeciwpancerną”: butelki z benzyną…”

Apelujemy do czytelników o wsparcie produkcji filmu GRODNO 1939, aby mógł powstać jeszcze w tym roku, roku, w którym będziemy obchodzić 75. rocznicę dramatycznych wydarzeń, które stały się jednym z największych przejawów polskiego patriotyzmu na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej po wybuchu II wojny światowej.

znadniemna.pl

Warszawska Fundacja Joachima Lelewela, producent filmu inscenizowanego o obronie Grodna przed Armią Czerwoną we wrześniu 1939 roku, uruchomiła stronę internetową, informującą o pracach nad filmem, który ma roboczy tytuł GRODNO 1939. Produkcja filmu jest wspierana przez Związek Polaków na Białorusi. Witryna o filmie nazywa się „Klub

Indeks Instytutu Filologii Polskiej i Lingwistyki Stosowanej na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach – taka będzie nagroda dla laureatów, startującego w kwietniu konkursu „Mistrz Ortografii” dla młodych Polaków z Białorusi, uczących się języka polskiego.

Andżelika Borys i dr Barbara Stelingowska

Andżelika Borys i dr Barbara Stelingowska opowiadają o konkursie „Mistrz Ortografii”

– Porozumienie o organizacji konkursu zostało osiągnięte między Związkiem Polaków na Białorusi, a uczelnią, którą reprezentuję – poinformowała w niedzielę, podczas odbywających się w Grodnie warsztatów metodycznych dla nauczycieli języka polskiego, dr Barbara Stelingowska z Instytutu Filologii Polskiej i Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach. Pani doktor nie ukrywała, iż pomysł organizacji na Białorusi konkursu ortograficznego został przyjęty przez władze uczelni z dużym zainteresowaniem. – Nie było więc problemów z uzyskaniem zgody na przydzielenie kilku miejsc na uczelni dla laureatów konkursu – dodała.

Przemawia dr Barbara Stelingowska

Przemawia dr Barbara Stelingowska

– Dokładny termin konkursu jest jeszcze do uzgodnienia, ale w ogólnym zarysie mogę powiedzieć, iż w kwietniu nauczyciele języka polskiego na całej Białorusi będą mogli wytypować wśród swoich uczniów najlepszych, którzy przystąpią do zmagań o indeks uczelni wyższej w Siedlcach i podejmą na niej naukę w roku akademickim 2014/2015 – mówi pomysłodawczyni konkursu „Mistrz Ortografii” , przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Andżelika Borys. Według niej konkurs ortograficzny nie jest jakąś zupełnie nowa inicjatywą. – Można powiedzieć, iż odradzamy tradycję przeprowadzania konkursów ortograficznych, które organizowałam wspólnie z białoruskimi kuratoriami oświaty, jako kierownik Działu Oświaty ZPB do 2005 roku – podkreśla Borys. Zaznacza ona, iż z uwagi na nagrody dla laureatów konkursu w postaci indeksów uczelni wyższej w Siedlcach – odradzany konkurs „Mistrz Ortografii” wychodzi na wyższy poziom. – Przecież indeks polskiej uczelni wyższej jest marzeniem wielu młodych Polaków na Białorusi. Trudno o lepszą motywację do doskonalenia przez nich znajomości języka polskiego – uważa Borys.

Na warsztaty metodyczne do Grodna, podczas których zapowiedziany został konkurs „Mistrz Ortografii”, przybyli w niedzielę nauczyciele języka polskiego z różnych miejscowości, między innymi: Grodna, Lidy, Mińska, Borysowa, Radunia, Zabłocia, Brześcia i innych.

znadniemna.pl

Indeks Instytutu Filologii Polskiej i Lingwistyki Stosowanej na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach – taka będzie nagroda dla laureatów, startującego w kwietniu konkursu „Mistrz Ortografii” dla młodych Polaków z Białorusi, uczących się języka polskiego. [caption id="attachment_3573" align="alignnone" width="480"] Andżelika Borys i dr Barbara Stelingowska opowiadają o konkursie

Henryk Sajkowski, prezes grodzieńskiego miejskiego oddziału Związku Polaków na Białorusi w piątek, na posiedzeniu zarządu oddziału, podał się do dymisji. Dymisja została przyjęta, a zarząd wyznaczył przyspieszone wybory prezesa na 22 kwietnia.

Henryk_Sajkowski_slider

Henryk Sajkowski

Uzasadniając chęć opuszczenia stanowiska prezesa największego oddziału ZPB Henryk Sajkowski powołał się na trudności, związane z organizają imprez i przedsięwzięć oddziału zgodnie z planem pracy. Zgłosił pretensje do kierownictwa ZPB o rzekomy brak wsparcia dla jego inicjatyw. Zarząd Oddziału ZPB w Grodnie uznał powyższe pretensje za nieuzasadnione, choć przyznał, że działalność na stanowisku szefa największej struktury ZPB nie jest łatwa.

Przyjmując dymisję prezesa członkowie jego zarządu podziękowali Henrykowi Sajkowskiemu za pracę, którą, mimo rozczarowania, wykonywał. Odpowiedzialną funkcję prezesa grodzieńskiego oddziału ZPB Henryk Sajkowski objął rok temu, po tym jak to stanowisko zostało zwolnione przez Mieczysława Jaśkiewicza, wybranego na VIII zjeździe ZPB w listopadzie 2012 roku na prezesa Związku Polaków na Białorusi.

znadniemna.pl

Henryk Sajkowski, prezes grodzieńskiego miejskiego oddziału Związku Polaków na Białorusi w piątek, na posiedzeniu zarządu oddziału, podał się do dymisji. Dymisja została przyjęta, a zarząd wyznaczył przyspieszone wybory prezesa na 22 kwietnia. [caption id="attachment_932" align="alignnone" width="455"] Henryk Sajkowski[/caption] Uzasadniając chęć opuszczenia stanowiska prezesa największego oddziału ZPB Henryk

Sprzęt piłkarski w postaci piłek nożnych, koszulek, spodenek, dresów, bidonów do picia, getrów, żelów do kąpieli, koszulek znaczników w różnych kolorach oraz dezodorantów sportowych dla Polskiego Klubu Sportowego „Sokół”-Grodno odebrał 5 marca w Warszawie prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz.

Mieczysław Jaśkiewicz odbiera sprzęt sportowy w obecności Artura Kondrata

Mieczysław Jaśkiewicz odbiera sprzęt sportowy w obecności Artura Kondrata

Dar dla polskich sportowców z Grodna został ufundowany przez firmę CREW24, kierowaną przez prezesów Dariusza Trzcińskiego i Davida Dolkiewicza.

Artur Kondrat i fundator sprzętu Dariusz Trzciński z CREW24

Artur Kondrat i fundator sprzętu Dariusz Trzciński z CREW24

Z inicjatywą wsparcia polskich sportowców z Grodna wystąpili wiceprezesi Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy AK w Warszawie Artur Kondrat i Weronika Sebastianowicz jeszcze w listopadzie zeszłego roku. – Podczas konferencji z okazji 25-lecia ZPB w Sejmie RP pan Artur Kondrat zapytał mnie, czy reprezentowane przez niego Stowarzyszenie może w jakiś sposób wesprzeć polską młodzież na Białorusi – wspomina przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Andżelika Borys. Polska działaczka mówi, iż skontaktowała wówczas pana Artura z władzami działającego przy Związku Polaków Klubu Sportowego „Sokół”, gdyż wokół tej struktury istnieje aktywne środowisko polskiej młodzieży na Białorusi.

Wiceprezes KS „Sokół” Marek Zaniewski zgłosił do zarządu Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy AK potrzeby drużyny piłkarskiej „Sokół”-Grodno, a po jakimś czasie Artur Kondrat przy wsparciu Fundacji Wolność i Demokracja znalazł fundatora sprzętu piłkarskiego, w którego charakterze wystąpiła firma CREW24.

– Dla nas możliwość wsparcia młodych sportowców polskiego pochodzenia z Białorusi to przyjemność – zapewnił nas reprezentant CREW24, prezes Dariusz Trzciński. Przedsiębiorca zapewnił, iż w przyszłości jego firma także będzie otwarta na potrzeby Polaków z Białorusi.

– My z kolei, chcemy w wakacje na okoliczność rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, zorganizować w Warszawie turniej patriotyczny, na który zaprosimy polskich sportowców z Białorusi – dzieli się planami na przyszłość Artur Kondrat.

– Dla nas udział w takim turnieju byłby wielkim zaszczytem i przeżyciem nie tylko sportowym, ale także, a może przede wszystkim, patriotycznym – ocenia Marek Zaniewski, dziękując inicjatorom przekazania na Białoruś sprzętu piłkarskiego i jego fundatorom za wspaniały dar.

znadniemna.pl

Sprzęt piłkarski w postaci piłek nożnych, koszulek, spodenek, dresów, bidonów do picia, getrów, żelów do kąpieli, koszulek znaczników w różnych kolorach oraz dezodorantów sportowych dla Polskiego Klubu Sportowego „Sokół”-Grodno odebrał 5 marca w Warszawie prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz. [caption id="attachment_3565" align="alignnone" width="480"] Mieczysław Jaśkiewicz odbiera sprzęt

Warszawskie Liceum Polonijne (Liceum Ogólnokształcące Niepubliczne Kolegium św. Stanisława Kostki), o naborze do którego uczniów ze Wschodu, między innymi z Białorusi, na rok szkolny 2014/2015 pisaliśmy  jest zagrożone likwidacją – wynika z dzisiejszej publikacji „Naszego Dziennika”.

Podczas zakończenia roku szkolnego 2012/2013 w Liceum Ogólnokształcącym Niepublicznym Kolegium św. Stanisława Kostki, fot.: liceumpolonijne.edu.pl

Podczas zakończenia roku szkolnego 2012/2013 w Liceum Ogólnokształcącym Niepublicznym Kolegium św. Stanisława Kostki, fot.: liceumpolonijne.edu.pl

Jak pisze gazeta Liceum Polonijne, zaliczane do 25 najlepszych liceów warszawskich, przyznano w tym roku dotację z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski, nie wystarczającą „nawet na opłacenie wyżywienia uczniów”.

– W naszej uczelni kształci się obecnie 96 uczniów, z czego 50 jest z Ukrainy – mówi „Naszemu Dziennikowi” Ewa Petrykiewicz, dyrektor liceum i prezes Fundacji „Dla Polonii”.

Szefowa placówki akcentuje uwagę na uczniach z Ukrainy, gdyż ten kraj jest obecnie zagrożony wybuchem wojny z Rosją albo wojny domowej. – To absurdalna sytuacja, żebyśmy jako państwo – w sytuacji gdy cała Polska udziela pomocy Ukrainie i jeszcze mobilizuje do tego państwa UE – doprowadzili do tego, że będziemy musieli odesłać ich do kraju, w którym wojna wisi na włosku – denerwuje się Ewa Pietrykiewicz.

Pisząc o problemach Liceum Polonijnego, wynikających z braku dostatecznego finansowania placówki przez Polskę, „Nasz Dziennik ” wytyka rządzącym , że warszawskiemu liceum, w którym kształcą się młodzi Polacy zza wschodniej granicy, grozi likwidacja „w tym samym czasie, gdy politycy koalicji rządzącej mają usta pełne frazesów o pomocy dla Ukrainy”.

Przypomnijmy, że misją Liceum Polonijnego jest umożliwienie młodym Polakom ze Wschodu edukacji w języku polskim, zdanie matury w Ojczyźnie przodków, zapewnienie jak najlepszego wykształcenia licealistom, wychowanie w duchu patriotyzmu, w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi, odbudowanie więzi ich rodzin z Polską oraz wypełnienie zobowiązania moralnego wobec Polaków, którzy musieli pozostać za Bugiem.

znadniemna.pl/za naszdziennik.pl

Warszawskie Liceum Polonijne (Liceum Ogólnokształcące Niepubliczne Kolegium św. Stanisława Kostki), o naborze do którego uczniów ze Wschodu, między innymi z Białorusi, na rok szkolny 2014/2015 pisaliśmy  jest zagrożone likwidacją – wynika z dzisiejszej publikacji „Naszego Dziennika”. [caption id="attachment_3268" align="alignnone" width="480"] Podczas zakończenia roku szkolnego 2012/2013 w

Skip to content