HomeStandard Blog Whole Post (Page 18)

Rodzina dziennikarza polskich mediów i działacza polskiej mniejszości na Białorusi Andrzeja Poczobuta poinformowała w mediach społecznościowych o aktualnej sytuacji Polaka, odbywającego karę ośmiu lat więzienia o zaostrzonym rygorze w jednym z najcięższych białoruskich zakładów karnych w Nowopołocku na północy kraju.

Według rodziny komunikacja z Andrzejem jest bardzo nieregularna, a docierające od niego z rzadka wiadomości są „generalnie ponure”.

Wynika z nich między innymi, iż administracja kolonii ostatnio sporządziła na więźnia politycznego dwa protokoły, na mocy których został on ukarany pozbawieniem możliwości otrzymywania paczek oraz zakazem widzeń z rodziną.

Bliscy dziennikarza prognozują, że tendencja ograniczania Andrzeja w prawach, przysługujących innym więźniom, może się utrzymać aż do końca jego odsiadki, która ma potrwać co najmniej do lutego 2028 roku.

Pomimo przykrości, czynionych przez administrację kolonii, bliscy dziennikarza zapewniają, że nie stracił on równowagi oraz spokoju ducha. Piszą, że jak zawsze interesuje się on wszystkimi swoimi przyjaciółmi, a także kolegami i przekazuje im pozdrowienia.

Andrzej Poczobut przebywa w niewoli Łukaszenki od 25 marca 2021 roku. W lutym tego roku skazano go na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze za rzekome „nawoływanie do sankcji” i „podżeganie do wrogości”. W drugiej połowie czerwca Polak przybył w miejsce odbywania kary, czyli do kolonii w Nowopołocku, gdzie już w sierpniu został ukarany półrocznym pobytem w izolatce.

Znadniemna.pl na podstawie Svaboda.org

Rodzina dziennikarza polskich mediów i działacza polskiej mniejszości na Białorusi Andrzeja Poczobuta poinformowała w mediach społecznościowych o aktualnej sytuacji Polaka, odbywającego karę ośmiu lat więzienia o zaostrzonym rygorze w jednym z najcięższych białoruskich zakładów karnych w Nowopołocku na północy kraju. Według rodziny komunikacja z Andrzejem jest

8 grudnia Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął kontrowersyjną decyzję, dopuszczającą sportowców z Białorusi i Rosji do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, jeśli zgodzą się na start w statusie neutralnym i spełnią szereg ważnych warunków. Z postanowieniem MKOl nie zgodził się jednak Zarząd Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych.

Już następnego dnia po ogłoszeniu decyzji MKOl, w sobotę, 9 grudnia, szef Zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych Sebastian Coe na konferencji prasowej poinformował, iż budząca sprzeciw wielu sportowców decyzja nie będzie dotyczyła atletów z Białorusi i Rosji, reprezentujących najbardziej masową dyscyplinę sportową, zwaną potocznie „królową sportu”, czyli Lekką Atletykę.

„Rosyjscy i białoruscy lekkoatleci nie wezmą udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Nasze stanowisko pozostaje niezmienione. Nie mogę nic dodać. Zostało ono zatwierdzone przez Zarząd. Rodzina lekkoatletyczna się z nim zgadza” – powiedział szef stowarzyszenia jednoczącego krajowe federacje Lekkiej Atletyki.

Międzynarodowa rodzina lekkoatletyczna zablokowała udział rosyjskich i białoruskich przedstawicieli tej dyscypliny sportowej w Olimpiadzie między innymi pod wpływem presji  opinii publicznej większości krajów świata, potępiających brutalną wojnę Rosji przeciwko Ukrainie i wspierającej ją w tym niechlubnym akcie agresji Białorusi.

Jednym ze spektakularnych przejawów niezgody z decyzją MKOl stała się publikacja czeskiego wydania Reflex, poprzedzająca oświadczenie Sebastiana Coe. W opublikowanym materiale wskazano między innymi, że wielu Ukraińców nie będzie mogło wziąć udziału w igrzyskach tylko dlatego, że zostali zabici przez rosyjskich okupantów.

Następnie za pomocą sieci neuronowej redakcja publikacji wygenerowała specjalne „krwawe uniformy” dla „neutralnych” Białorusinów i Rosjan i zaproponowała im występ w takich właśnie strojach na igrzyskach w Paryżu.

Znadniemna.pl na podstawie Reflex.cz, East24.info, na zdjęciach: stroje, w których wypadałoby startować na Igrzyskach Olimpijskich białoruskim i rosyjskim atletom według wydania Reflex, fot.: Reflex.cz

8 grudnia Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął kontrowersyjną decyzję, dopuszczającą sportowców z Białorusi i Rosji do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, jeśli zgodzą się na start w statusie neutralnym i spełnią szereg ważnych warunków. Z postanowieniem MKOl nie zgodził się jednak Zarząd

Katarzyna Beczko z Ukrainy zdobyła Grand Prix 32. Konkursu Recytatorskiego dla Polaków z Zagranicy „Kresy”. Laureatów  recytatorskich zmagań ogłoszono w sobotę, 9 grudnia, podczas uroczystej gali w Białostockim Teatrze Lalek.

Konkurs od lat organizuje podlaski oddział stowarzyszenia Wspólnota Polska. Impreza popularyzuje język polski i literaturę polską wśród Polaków mieszkających za granicą, integruje to środowisko. Wydarzenie nosi imię Adama Mickiewicza.

Na finały do Białegostoku przyjeżdżają co roku w grudniu najlepsi recytatorzy z najstarszej kategorii wiekowej w tym konkursie – powyżej 16. roku życia. W tej edycji było to 21 finalistów z dziewięciu krajów: Litwy, Łotwy, Białorusi, Ukrainy, Kazachstanu, Czech, Rumunii, Mołdawii i Gruzji. Uczestnicy recytacji w Białymstoku to finaliści kilkustopniowych eliminacji, w których rywalizowało łącznie w tych krajach na ponad 2,2 tys. osób.

Pierwszą nagrodę konkursowe jury przyznało Tomaszowi Sidorowiczowi z Litwy, drugą – Donacie Sawanevičiute z Litwy, trzecią dostała Izabela Bolek z Czech. Tomasz Sidorowicz zdobył też nagrodę publiczności.

Specjalną nagrodę za interpretację utworu Adama Mickiewicza zdobyła Nadzieja Romanczuk z Białorusi.

Jury przyznało także trzy wyróżnienia. Dostali je: Robert Duka z Łotwy, Eliza Iedenac z Rumunii i Maria Magdalena Mironczik z Litwy.

Przewodniczący konkursowego jury prof. Piotr Damulewicz powiedział odczytując protokół z wynikami konkursu, że „Kresy” to „wielkie święto polskiego słowa”. Podkreślił, że recytatorzy wybierają repertuar świadomie, prezentują wysokie wartości artystyczne, wykazują szacunek do języka i słowa polskiego.

Repertuar recytatorów jest co roku zróżnicowany. To klasyka polskiej poezji – także współczesnej, fragmenty prozy, ale także – ze względu na sytuację za wschodnią granicą, m.in. wojny w Ukrainie- młodzi ludzie recytowali także utwory o tematyce wojennej. „Takie mamy czasy i +Kresy+ też są odbiciem tych czasów” – mówiła zapowiadając wcześniej finały prezes podlaskiego oddziału stowarzyszenia Wspólnota Polska Anna Kietlińska. W sobotę na gali dodała, że od dwóch lat w konkursie nie mogą brać udziału recytatorzy z Rosji, bo Wspólnota Polska ma zakaz działania w tym kraju.

Wśród twórców, których utwory „Kresowiacy” wybierają do recytacji są obok Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Cypriana Kamila Norwida, także np. Sławomir Mrożek, Wisława Szymborska, Konstanty Ildefons Gałczyński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, ale także Krzysztof Kamil Baczyński czy Władysław Broniewski. Recytatorzy prezentowali też w konkursie utworów lokalnych poetów, którzy są bliscy uczestnikom konkursu. Każdy z finalistów deklamował w konkursie po dwa teksty, w sobotę recytatorzy pokazali widowisko słowno-muzyczne, które wyreżyserował Mateusz Sucharzewski, autorką kompozycji muzycznych do tego widowiska była Agnieszka Glińska.

  1. edycję „Kresów” dofinansowała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów i miasto Białystok, pomagali też sponsorzy.

Wiceprezydent Rafał Rudnicki podkreślił na gali, że obecność uczestników „Kresów” w Białymstoku świadczy o tym, że „kochają polską mowę, a Polskę, swoją ojczyznę, mają w swoich sercach”. Dodał, że patrząc na ich występy można być spokojnym o to, że mieszkając w różnych krajach na świecie, będą w przyszłości doskonałymi ambasadorami polskiej mowy właśnie tam, gdzie żyją – często w trudnych warunkach geopolitycznych.

Finały „Kresów” trwały tydzień. W ich ramach najlepsi kresowi recytatorzy spotykali się z białostocką młodzieżą, oglądali spektakle teatralne, uczestniczyli w warsztatach artystycznych z interpretacji tekstu literackiego, a także  integrowali się na spotkaniu wigilijnym które było okazją do podzielenia się opłatkiem, ubierania choinki i śpiewania kolęd.

 Znadniemna.pl na podstawie wnp.pl/PAP, na zdjęciu: uczestnicy 32. edycji Konkursu Recytatorskiego dla Polaków zza Granicy „Kresy”, fot.:  Dawid Gromadzki/Urząd Miasta Białegostoku/bialystok.pl

Katarzyna Beczko z Ukrainy zdobyła Grand Prix 32. Konkursu Recytatorskiego dla Polaków z Zagranicy "Kresy". Laureatów  recytatorskich zmagań ogłoszono w sobotę, 9 grudnia, podczas uroczystej gali w Białostockim Teatrze Lalek. Konkurs od lat organizuje podlaski oddział stowarzyszenia Wspólnota Polska. Impreza popularyzuje język polski i literaturę polską

Tym razem chodzi o pracę, opartą na dokumentach i opisującą tragiczne powojenne losy mieszkańców okupowanych w 1939 roku przez ZSRR Kresów Wschodnich II RP, czyli – Zachodniej Białorusi.

„Gorzkie lata: Tragedia Zachodniej Białorusi 1944-1954” taki jest tytuł książki autorstwa Aleksandra Tatarenki, którą sąd miasta Baranowicze i rejonu baranowickiego postanowił wpisać na „listę materiałów ekstremistycznych”, korzystanie z których, bądź rozpowszechnianie zawartych w nich treści, grozi na Białorusi prześladowaniem administracyjnym, a nawet karnym.

„Ekstremistyczna” książka została napisana w oparciu o archiwalne dokumenty, dotyczące takich zagadnień, jak: represje, dokonywane w czasie II wojny światowej na terenie Zachodniej Białorusi; działalność NKWD w końcowej fazie wojny i po jej zakończeniu; działające w kraju w 1944 roku i nadzorowane przez NKWD obozy śmierci oraz więzienia NKWD w Baranowiczach, Słonimiu, Nieświeżu, Nowogródku oraz innych miastach. Autor w oparciu o dokumenty archiwalne opisał w swojej książce powojenne życie mieszkańców zachodnich regionów Białorusi, kładąc szczególny akcent na problemy, z jakimi borykali się niepełnosprawni oraz dzieci-sieroty. Ujawnił także proces oraz istotę pojawiania się na terenie Zachodniej Białorusi domów dziecka, w tym placówek o specjalnym rygorze oraz zamkniętych, przeznaczonych dla dzieci represjonowanych Polaków.

Sam autor miał doskonałe rozeznanie na temat funkcjonowania instytucji i formacji represyjnych działających w ZSRR, a potem także w niepodległej Białorusi. Aleksander Tatarenka przed zajęciem się pisarstwem oraz badaniem zbrodni, dokonywanych na współobywatelach przez sowiecką władzę, służył w sowieckim wojsku, a po zwolnieniu się ze służby, od 1992 roku był funkcjonariuszem Komitetu ds. Przestępczości Zorganizowanej przy MSW Białorusi. W tej strukturze były wojskowy odszedł na resortową emeryturę w stopniu podpułkownika. Jego pióru należy ceniona w kręgach miłośników historii i badaczy losów mieszkańców okupowanych przez ZSRR byłych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej książka pod tytułem „Zakazana pamięć. Zachodnia Białoruś w dokumentach i faktach: lata 1921-1954”(wydana w Petersburgu w 2006 roku). Aleksander Tatarenka jest także autorem ponad 90. artykułów historycznych.

Proces walki z literaturą, opowiadającą o zbrodniach sowieckich, stanowiących inspirację dla zbrodni, popełnianych przez panujący na Białorusi jest zjawiskiem, grożącym tym ,że wkrótce w kraju nie pozostanie niezależnych od państwowej cenzury książek z zakresu literatury historycznej, które nie zostałyby ogłoszone „ekstremistycznymi”.

Tylko w grudniu bieżącego roku za „ekstremistyczne” uznano na Białorusi dwanaście pozycji książkowych.

Białoruskie władze walcząc z „myślozbrodniarzami” i efektami ich działalności literackiej oraz wydawniczej dochodzą do absurdu. Niedawno za „ekstremistyczne” uznało zostało dwutomowe wydanie dzieł klasyka białoruskiej literatury Wincentego Dunina-Marcinkiewicza. Prokuraturze Mińska nie spodobały się bowiem zawarte w książkach klasyka wiersze z okresu Powstania Styczniowego, nawołujące do walki z Moskalami i imperialną Rosją.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, fot.: Centrum Praw Człowieka „Wiasna”

Tym razem chodzi o pracę, opartą na dokumentach i opisującą tragiczne powojenne losy mieszkańców okupowanych w 1939 roku przez ZSRR Kresów Wschodnich II RP, czyli - Zachodniej Białorusi. „Gorzkie lata: Tragedia Zachodniej Białorusi 1944-1954” taki jest tytuł książki autorstwa Aleksandra Tatarenki, którą sąd miasta Baranowicze i

Zofia Chomętowska to jedna z najważniejszych i najbardziej aktywnych polskich fotografek dwudziestolecia międzywojennego.

Historyczne i geograficzne Polesie sięgające na wschodzie po Dniepr i Berezynę w 1921 roku przecięła na pół granica ze Związkiem Sowieckim. W granicach II RP pozostało Polesie Zachodnie, kotlina leżąca na wschód od Bugu, ograniczona od północy Wyżyną Nowogródzką, a od południa Wyżyną Wołyńską.

Właśnie tutaj we wsi Porochońsk (dzisiaj agromiasteczko i centrum sielsowietu – odpowiednika gminy – w rejonie pińskim, obwodu brzeskiego na Białorusi) w rodzinie Bronisławy z Buchowieckich i Feliksa Druckiego-Lubeckiego przyszła 121 lat temu na świat wybitna polska fotografka okresu międzywojennego, której zawdzięczamy obszerną fotodokumentację między innymi malowniczych i niedostępnych już dzisiaj terenów Polesia z pierwszej połowy XX wieku oraz wizerunki mieszkających tam ludzi.

Poleszuk z dzieckiem, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

Poleszuk kosi zalaną wodą łąkę, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

W dzieciństwie nasza bohaterka chciała zostać malarką, jak wiele dziewcząt z arystokratycznych rodzin pobierała lekcje rysunku, malarstwa i historii sztuki. Zgodnie z rodzinną legendą dalszej karierze w tym kierunku sprzeciwiła się jej babka – Jadwiga Radziwiłł.

W wieku 10 lat dziewczynka dostała w prezencie swojego pierwszego Kodaka. Był to wtedy bardzo modny prezent. Niemal od początku Chomętowska fotografowała dużo i konsekwentnie.

Kolejnym aparatem artystki była Leica, małoobrazkowy aparat, który zrewolucjonizował ówczesną fotografię, pozwalając robić jedno zdjęcie po drugim, bez konieczności zmiany błony po każdym naciśnięciu migawki.

Za debiut Chomętowskiej uznaje się pokaz na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 roku. W roku 1931 dostała ona nagrodę w konkursie Kodaka, która rozpoczęła serię publikacji jej prac w czasopismach. Dwa lata później uznana już mistrzyni fotografii opublikowała w piśmie „Świat” artykuł pt. „Fotografika”, w którym pisała m.in.:

„Zasady kompozycji rysunkowej w fotografice wymagają od adeptów tak samo studiów i pracy, jak i każdej innej sztuce plastycznej (…) zarówno soczewka jak i pędzel w ręce profana nie dadzą dzieła sztuki”.

Duża część fotografii Chomętowskiej wpisywała się w tzw. nurt piktorialny oraz sformułowane w drugiej połowie lat 30. przez Jana Bułhaka wzorce fotografii ojczystej, wedle których prace fotograficzne miały służyć budowaniu wizerunku Polski idealnej.

Polesie z dzikimi bagnami, malowniczymi rozlewiskami i nietkniętą ręką człowieka przyrodą zdawało się być idealnie stworzone dla tego nurtu. Poleskie zdjęcia Chomętowskiej ukazywały się więc nie tylko w czasopismach i gazetach, ale także w propagandowych materiałach o Polsce przeznaczanych dla cudzoziemców.

Chomętowska fotografowała zatem głównie tereny wokół swoich rodzinnych posiadłości: Porochońsk, Horodyszcze, Dobrosławkę, należące do Radzwiłłów Mankiewicze, zwany sercem Polesia Pińsk, Grodno, Poczajów oraz w mniejszym stopniu – Polesie Wołyńskie. Do jednych z ulubionych tematów autorki należały pracujące Poleszuczki, o których pisała: „Na Polesiu dźwignią wszystkiego jest… baba. Ona to od świtu do późnej nocy, haruje w polu i chacie, sieje, piele, żnie, kopie kartofle, przędzie, pierze, gotuje, karmi swój dobytek, a w międzyczasie dzieci rodzi”.

Poleska wieś, fot.: Zofia Chomętowska/ wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

Panorama Grodna, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

Ratusz miejski i katedra katolicka w Grodnie, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

W artykule znawczyni tematu Karoliny Puchały-Rojek na portalu Culture.pl czytamy, że „mimo arystokratycznego pochodzenia Chomętowska potrafiła wtopić się w środowisko lokalnej ludności i stać się bezstronną obserwatorką poleskich zwyczajów”. Pierwszymi bohaterami jej fotografii byli rybacy, kobiety robiące pranie w jeziorze i inni zajęci codzienną pracą mieszkańcy Polesia. Ujęcia te nie przypominały jednak wystylizowanych wizerunków. Były to raczej portrety, oddające istotę codziennego życia ich bohaterów w środowisku dla nich jak najbardziej naturalnym.

Według znawców tematyki spuścizna fotograficzna Chomętowskiej i pozostawiony przez nią obszerny zbiór negatywów, przedstawiających wielość aspektów życia na Polesiu, jest bez wątpienia najpełniejszą zachowaną dokumentacją tego, nieistniejącego już, świata.

Największa aktywność Chomętowskiej przypadła na lata trzydzieste, kiedy przeprowadziła się do Warszawy. Zdjęcia przedwojennej i powojennej stolicy stanowią spuściznę twórczą artystki, z którą jest kojarzona w stopniu nie mniejszym, niż z jej rodzinnym Polesiem.

Po zamieszkaniu w Warszawie Chomętowska zaczęła utrzymywać się z fotografii. Pracowała jako fotograf dla Ministerstwa Komunikacji, prowadziła własny salon fotograficzny, była dyrektorką artystyczną w miesięczniku „Kobiety w Pracy”. Jako nalężąca do elitarnego grona fotografów, korzystających z aparatu marki „Leica”, publikowała również w czasopiśmie „Leica w Polsce”.

W Warszawie artystka fotografowała m.in. wnętrza pałaców (Kronenberga, Koniecpolskich, Blanka i in.). Jako członkini Polskiego Towarzystwa Fotograficznego debiutowała w stolicy na wystawie w 1932 roku i od tego momentu była uczestniczką najważniejszych krajowych wydarzeń fotograficznych.

Mimo rosnącego zbioru zdjęć warszawskich i wnętrz pałaców do 1939 roku Chomętowska, zarówno na wystawach indywidualnych, jak wspólnych (m.in. z Janem Bułhakiem) pokazywała przede wszystkim zdjęcia z Polesia.

Okupację i Powstanie Warszawskie Chomętowska również spędziła w stolicy. Po powstaniu w drogę do obozu w Pruszkowie artystka zamiast jedzenia wyniosła setki negatywów z poleskim zbiorem.

Po wojnie fotografka wyemigrowała do Anglii. W 1947 roku, sprowadziwszy z kraju córkę Gabrielę i syna Piotra, wyemigrowała do Argentyny, gdzie nie powróciła już do zawodu fotografki, a jej twórczość na długi czas została zapomniana.

Zmarła wybitna polska fotografka, dokumentalistka utraconego przedwojennego Polesia i przedwojennej, zburzonej w czasie wojny oraz powojennej Warszawy na obczyźnie w Buenos Aires 30 maja 1991 roku.

Znadniemna.pl na podstawie dsh.waw.pl, Culture.pl, na zdjęciu tytułowym: Zofia Chomętowska – autoportret, fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe/NAC

Zofia Chomętowska to jedna z najważniejszych i najbardziej aktywnych polskich fotografek dwudziestolecia międzywojennego. Historyczne i geograficzne Polesie sięgające na wschodzie po Dniepr i Berezynę w 1921 roku przecięła na pół granica ze Związkiem Sowieckim. W granicach II RP pozostało Polesie Zachodnie, kotlina leżąca na wschód od

W najbliższy piątek, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, na Jasnej Górze obchodzony będzie niezwykły jubileusz. Minie dokładnie 70 lat od pierwszego Apelu Jasnogórskiego.

W obchodzoną 8 grudnia uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny przypada 70. rocznica Apelu Jasnogórskiego, jednego z najbardziej znanych jasnogórskich nabożeństw. Rocznica Apelu Jasnogórskiego będzie na Jasnej Górze wielkim czasem dziękczynienia. O 20.30 w bazylice rozpocznie się koncert telewizyjny pt. „Modlitwa pokoleń”. Będzie on transmitowany w programie pierwszym Telewizji Polskiej. Tego dnia na Jasnej Górze odbędzie się także prezentacja znaczka Poczty Polskiej upamiętniającego Apel. O godz. 21.00 jubileuszowy Apel Jasnogórski poprowadzi Prymas Polski abp Wojciech Polak. Modlitwa również będzie transmitowana w TVP1 oraz na kanale YouTube Jasnej Góry.

Krótka historia Apelu Jasnogórskiego

Idea Apelu zrodziła się 8 grudnia 1953 roku w Kaplicy Matki Bożej. Modlitwa zaczęła się od małej grupy – paulinów i członkiń Instytutu Prymasa Wyszyńskiego proszących Maryję o Ojczyznę i o uwolnienie uwięzionego przez komunistów kardynała Stefana Wyszyńskiego, który później stał się wielkim propagatorem nabożeństwa. Gdziekolwiek był o godzinie 21.00 jednoczył się z Jasną Górą i błogosławił Polakom.

Sama modlitwa Apelu trwa zwykle około 20 minut, odbywa się w Kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze. Składają się na nią kolejno: odsłonięcie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej; fanfary starokrólewskie; staropolski hymn „Bogurodzica”; trzykrotny śpiew hejnału: „Maryjo, Królowo Polski”; rozważanie maryjne; intencja modlitewna i wspólna dziesiątka różańca; modlitwa „Pod Twoją obronę” oraz błogosławieństwo końcowe. Z kolei w niedzielę, 10 grudnia, w bazylice jasnogórskiej zaplanowano koncert „Ave Maria”, czyli najpiękniejsze pieśni maryjne.

Czym jest dla Polaków Apel Jasnogórski?

„Myślę, że jesteśmy świadkami największego rozkwitu Jasnej Góry w historii, a jednocześnie takiego momentu, w którym w naszych rękach naprawdę jest przyszłość. Ten Apel to jest wielkie zadanie i nie można go zmarnować” – powiedział o. Michał Legan, kierownik Redakcji Audycji Katolickich TVP.

Podkreślił, że trzeba będzie odkryć, czy Jasna Góra jest w stanie unieść historyczny ciężar, który na niej spoczywa, to znaczy przenieść Ewangelię w przyszłe pokolenia w przełomowych czasach.

Dodał, że ważne jest, by tego nabożeństwa też „nie zakonserwować”, ale mądrze przenosić w przyszłość, bo istotą Apelu nie jest jego forma, ale nade wszystko jego sens i treść.

Z kolei o. dr Piotr Polek, wykładowca w paulińskim seminarium duchownym na Skałce, zwrócił uwagę na ważny wymiar zawierzenia życia Maryi przez wiernych. To kształtuje naszą codzienność, umacnia w wierze i daje nadzieję także w zmaganiach w niespokojnych czasach.

„Apel Jasnogórski jest dla nas wyzwaniem duszpasterskim, które prowadzi do świadomego uczestnictwa w kulcie Matki Bożej. Nabożeństwo ma wiele wymiarów, modlitewny, uwielbienia, dziękczynienia, ale na pewno jesteśmy nieustannie zaproszeni, żeby w tej godzinie modlitwy narodu polskiego o 21.00, zawierzać się, oddawać się Matce Bożej” – powiedział o. Polek.

Natomiast ks. dr Jarosław Grabowski, redaktor naczelny tygodnika katolickiego „Niedziela” powiedział:

„Apel Jasnogórski to najbardziej rozpoznawalna modlitwa i katecheza maryjna, stąd wielka waga rozważania, które każdorazowo jest przygotowywane przez innego kapłana. Ten fenomen Apelu tkwi, więc w tym, że może to być skuteczna, przekonująca katecheza” – tłumaczył ks. redaktor.

„To, co jest najbardziej charakterystyczne dla tej modlitwy, to wspólne stanięcie przed Matką. Wszyscy się wtedy odnajdujemy jako dzieci, w jednym domu, u jednej Matki” – zauważył o. dr. Grzegorz Prus, dyrektor Jasnogórskiego Instytutu Maryjnego.

Ks. Grzegorz Moj z Telewizji Trwam wskazał na ważny wymiar budowania wspólnoty także poprzez transmisje Apelu.

„My się cały czas uczymy tej wspólnoty, nie tylko narodowej, ale też odpowiedzialności za Kościół i drugiego człowieka” – powiedział redemptorysta.

Według Rafała Porzezińskiego, dziennikarza i prezesa Stowarzyszenia Ocaleni, Apel Jasnogórski przyciąga innych „prawdą spotkania” człowieka z Bogiem.

Znadniemna.pl/episkopat.pl/tysol.pl/ekai.pl

W najbliższy piątek, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, na Jasnej Górze obchodzony będzie niezwykły jubileusz. Minie dokładnie 70 lat od pierwszego Apelu Jasnogórskiego. W obchodzoną 8 grudnia uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny przypada 70. rocznica Apelu Jasnogórskiego, jednego z najbardziej znanych

Druga niedziela Adwentu – w tym roku przypadająca 10 grudnia – w Kościele katolickim w Polsce tradycyjnie od 2000 r. jest Dniem Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie. Chodzi o duchowe i rzeczowe wspieranie naszych sióstr i braci w wierze na terenie dawnego ZSRR, przede wszystkim tuż za naszą wschodnią granicą, a więc na Białorusi i Ukrainie, gdzie żyją największe skupiska katolików, w większości zresztą pochodzenia polskiego, ale także w Rosji, na Kaukazie i w Azji Środkowej.

Jak co roku przez cały ten Dzień w kościołach katolickich w całym kraju sprawowane są Msze św. w intencji naszych współwyznawców i rodaków za wschodnią granicą, z kazaniami na ten temat, a pieniądze, zebrane w tym czasie na tacę i do specjalnie wystawionych puszek przeznacza się na materialne wsparcie tamtejszego Kościoła. Obejmuje ona pomoc przy odbudowie i remontach istniejących już, ale na ogół bardzo zniszczonych świątyń i przy budowie nowych, zakup i wysyłanie sprzętu liturgicznego (kielichy, monstrancje, pateny itp.), Mszałów i innych ksiąg świętych, szat liturgicznych, a także literatury religijnej. Należy pamiętać, że po całych dziesięcioleciach prowadzonej przez komunistów bezwzględnej walki z wszelkimi przejawami życia religijnego, a także – w wypadku zachodnich regionów ówczesnego ZSRR – z polskością, duchowe potrzeby tamtejszych wiernych są i długo jeszcze będą ogromne.

Dzień ten ma wyjątkowe znaczenie i jest szczególnym wydarzeniem dla wielu Polaków – czy to rodzinnie, czy to historycznie związanych z tamtymi terenami, czy po prostu solidaryzujących się z tymi, którym przyszło żyć i tworzyć wspólnotę Kościoła katolickiego na Wschodzie. Na miarę swoich sił i możliwości na podstawie zebranych ofiar Zespół wspiera posługujących i mieszkających tam duszpasterzy i wiernych.

Obecnie w Kościele za naszą wschodnią granicą pracuje 168 kapłanów diecezjalnych, 364 zakonnych, 213 sióstr i 37 braci zakonnych z Polski oraz osoby świeckie. Do 20 listopada br. Zespół zaspokoił 194 pisemne prośby od diecezji, parafii i zgromadzeń zakonnych pracujących na Wschodzie wartości 3 011 757 zł, w większości na Ukrainie i Białorusi.

Na sumę tę składają się między innymi: dotacje na budowę nowych świątyń, odbudowę i odnowienie kościołów, plebanii i sal katechetycznych (924 968 zł), inicjatywy duszpasterskie, np. wakacyjny wypoczynek połączony z formacją dla dzieci i młodzieży, świetlice i przedszkola, domy dziecka itp. (577 092 zł), działalność charytatywna poszczególnych ośrodków, np. domy seniora, samotnej matki, pomoc potrzebującym, prowadzone przez siostry i braci zakonnych stołówki i kuchnie dla dzieci, starszych i najbiedniejszych (924 968 zł) oraz stypendia dla studentów ze Wschodu (85 500 zł). Zespół pomaga też nieustannie Kościołowi na Wschodzie, wysyłając do konkretnych parafii sprzęt liturgiczny, nagłośnienie dla kaplic i świątyń, księgi liturgiczne, modlitewniki, śpiewniki i wszelkiego rodzaju pomoce katechetyczne (225 912 zł).

W mijającym roku z dofinansowanego przez Zespół wypoczynku letniego skorzystało 350 dzieci i młodzieży. Z inicjatywy Zespołu powstał też Wolontariat Syberyjski, skupiający osoby świeckie, które w czasie swojego urlopu czy wakacji pomagają duszpasterzom i siostrom zakonnym na Wschodzie. W 2023 roku w ramach takiej posługi udało się na Ukrainę i do Kazachstanu 16 osób. W listopadzie br. rozpoczęła formację kolejna już taka grupa.

– Pięć lat temu założyliśmy tzw. Wolontariat Syberyjski. Nazywa się on syberyjski, ponieważ wtedy można było jeszcze na tę Syberię wyjeżdżać i gros naszych wolontariuszy tam jeździło. Obecnie sytuacja się zmieniła, więc póki co Kazachstan jest naszym terenem działalności. W tym roku nasi wolontariusze bardzo pięknie pracowali na terenie Kazachstanu, organizowali spotkania młodych w sanktuarium maryjnym w Oziornem, pomagali w akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. To ciekawa akcja, która ma na celu zabezpieczenie polskich grobów na starych, opuszczonych cmentarzach. Często już tam nie ma Polaków, dobrze, że wolontariusze tam docierają i pracują przy odnowieniu grobów. Mamy też dwoje wolontariuszy, którzy wyjechali na roczny pobyt do Kapszagaju na południu Kazachstanu i tam pomagają polskiemu księdzu, który założył parafialny dom dziecka. Ma już ich sześćdziesięcioro – porzuconych, z rodzin patologicznych, zaniedbanych. Dzieci są tam wychowywane z poszanowaniem ich odrębności wiary, kultury, narodowości. Jestem pod wrażeniem tego domu dziecka, też staramy się go wspierać – powiedział w rozmowie z KAI ks. Leszek Kryża, kierujący Zespołem Pomocy Kościołowi na Wschodzie.

Trwa opracowywanie leksykonu (ze wspomnieniami osobistymi) polskich duchownych, zaangażowanych w odradzanie się katolicyzmu na Wschodzie. Jest to bardzo ważne i ogromne dzieło, które pozwoli ocalić od zapomnienia to, co zrobili kapłani i siostry zakonne z Polski dla Kościoła za naszą wschodnią granicą, szczególnie po tzw. pieriestrojce (koniec lat osiemdziesiątych XX wieku).

Dyrektor Zespołu wyjeżdża regularnie na Wschód, aby na miejscu poznać potrzeby i sprawdzić realizacje projektów, ostatnio odwiedził w ten sposób Litwę, Ukrainę, Mołdawię, Kazachstan i Armenię.

Każda parafia w Polsce i niektóre wspólnoty polonijne otrzymały materiały informujące o zbliżającym się Dniu i zapraszające do włączenia się w modlitwę i zbiórkę ofiar w celu duchowego i materialnego wsparcia dzieł duszpasterskich, ewangelizacyjnych i charytatywnych Kościoła katolickiego na Wschodzie. Ofiary zebrane w tę II niedzielę Adwentu – w tym roku przypadającą 10 grudnia, oraz napływające od stałych darczyńców indywidualnych przez cały rok stanowią bezcenną pomoc dla wiernych we wszystkich tamtejszych diecezjach. Dzień ten obchodzony jest nie tylko w Polsce, gdyż jest to także okazja do łączenia się z Kościołem w naszym kraju i poza jego granicami wiernych z parafii za wschodnią granicą oraz do dziękczynienia Bogu za modlitwę i składane ofiary. Dla nich jest to dzień wdzięczności za tych, którzy pomagają potrzebującym duchowo i materialnie.

Do nadchodzącego XXIV Dnia Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie specjalny list do parafii katolickich w Polsce opublikował Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie, działający przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski . List dostępny jest do pobrania TUTAJ.

Znadniemna.pl za Naszdziennik.pl/KAI

Druga niedziela Adwentu – w tym roku przypadająca 10 grudnia – w Kościele katolickim w Polsce tradycyjnie od 2000 r. jest Dniem Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie. Chodzi o duchowe i rzeczowe wspieranie naszych sióstr i braci w wierze na terenie dawnego ZSRR,

Taniec polonez został wpisany na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO – poinformowało ministerstwo spraw zagranicznych. Międzyrządowy Komitet do spraw Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO podczas odbywającej się w Botswanie 18. sesji zaakceptował wniosek Polski. – Ten taniec jest charakterystycznym elementem polskiej kultury, odzwierciedla wiele naszych cech narodowych – mówi PAP dyrektor Teatru Tańca UW „Warszawianka” Jan Łosakiewicz.

Ogłoszenie wpisu nastąpiło podczas 18. sesji Komitetu Międzyrządowego ds. Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa, która odbywa się w Kasane w Botswanie. – Myśl wpisania poloneza na listę UNESCO towarzyszyła środowiskom tanecznym od lat. Prowadzone były w tym zakresie rozmowy nawet jeszcze przed ratyfikacją przez Polskę Konwencji UNESCO 2003 w sprawie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego – powiedziała PAP radca z Departamentu Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego Joanna Cicha-Kuczyńska.

– Warunkiem koniecznym do ubiegania się o wpis na Listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości jest wpisanie elementu do krajowego rejestru niematerialnego dziedzictwa kulturowego danego kraju. W przypadku Polski rejestr ten nosi nazwę Krajowa lista niematerialnego dziedzictwa kulturowego, prowadzona przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obecnie na tej liście znajduje się 85 elementów. Polonez wraz z innymi polskimi tańcami narodowymi został wpisany do krajowego inwentarza w roku 2015, a jako odrębny element w roku 2019 – wyjaśniła. Dodała, że prace nad wnioskiem do UNESCO trwały dwa lata – został złożony do Sekretariatu Konwencji w roku 2022.

Polonez to taniec grupowy o podniosłym, a jednocześnie radosnym charakterze. Grupa tańcząca poloneza może liczyć od kilku do nawet kilkuset osób. Uczestnicy tańczą w parach, które jedna za drugą maszerują w rytmie, tworząc korowód. Rodowód poloneza sięga XVI wieku – był wówczas zwany „chodzonym”, zaś pod nazwą polonez występuje od wieku XVIII.

Jak zwrócił uwagę Łosakiewicz, przewodniczący Polskiej Sekcji Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej, „polonez jest jednym z polskich tańców narodowych i jednym z najstarszych polskich tańców w ogóle”. – Pochodzenia tego tańca można szukać w dwóch źródłach. Z jednej strony wywodzi się on z regionalnych tańców chodzonych, z drugiej zaś strony nawiązuje do tradycji tańców dworskich – powiedział. – Salonową formułę oraz europejski sznyt otrzymał dzięki baletmistrzom i choreografom, zwłaszcza francuskim – dodał.

Nasze cechy narodowe

– Ten taniec jest charakterystycznym elementem polskiej kultury. Co więcej, odzwierciedla – zarówno w warstwie muzycznej, jak i w ruchu czy zachowaniu tancerzy – wiele naszych cech narodowych – podkreślił Łosakiewicz. – Jest to duma zarówno narodowa, ale także i duma jednostki – wyjaśnił. – Ale polonez oddaje również szarmanckość i opiekuńczość. Tancerz adoruje swoją partnerkę, ale także stara się pokazać ją światu, podzielić z innymi jej pięknem, kunsztem i urodą – powiedział.

Polonez odegrał istotną rolę w czasach, kiedy zachowanie polskości było zagrożone. – W czasie zaborów pozwolił nam przetrwać. Również w późniejszych czasach, już w XX wieku, towarzyszył Polakom niezależnie od sytuacji czy okoliczności. Siłą tego tańca jest to, że przetrwał zawirowania historii. Dzisiaj, głównie dzięki młodzieży, która tańczy go w czasie studniówek, cieszy się coraz większą popularnością – dodał Łosakiewicz.

Cicha-Kuczyńska przypomniała, że Lista reprezentatywna niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości, na którą właśnie został wpisany polonez „to jeden ze środków ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego”. – Lista promuje zjawiska z zakresu niematerialnego dziedzictwa kulturowego, ukazuje bogactwo tradycji poszczególnych krajów i regionów świata. Pozwala na zwiększenie poszanowania dla niematerialnego dziedzictwa kulturowego, do którego zobowiązuje Państwa-Strony Konwencja UNESCO 2003 – wyjaśniła.

Polonez jest szóstą polską tradycją wpisaną na listę UNESCO. W poprzednich latach wpisem wyróżnione zostały: szopkarstwo krakowskie (2018), kultura bartnicza (2020), sokolnictwo (2021), tradycja dywanów kwiatowych na procesje Bożego Ciała (2021) i flisactwo (2022).

Znadniemna.pl/PAP/Fot.: Studniówka 2013 w Baranowiczach

Taniec polonez został wpisany na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO – poinformowało ministerstwo spraw zagranicznych. Międzyrządowy Komitet do spraw Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO podczas odbywającej się w Botswanie 18. sesji zaakceptował wniosek Polski. – Ten taniec jest charakterystycznym elementem polskiej kultury, odzwierciedla

Przemianowanie Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy, noszącego od końca lat 80. minionego stulecia imię przywódcy powstania styczniowego na Litwie Konstantego Kalinowskiego, nastąpiło 1 grudnia bieżącego roku. Właśnie z nadejściem grudnia z nazwy szkoły na jej stronie internetowej zniknęło imię dotychczasowego patrona.

Zamiast imienia Konstantego Kalinowskiego szkoła nosi obecnie imię Paszy Wasilenki, komsomołki, zamordowanej przez Niemców w czasie II wojny światowej za współpracę z sowiecką partyzantką.

Nowa patronka Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy Pasza Wasilenko (po lewej) z przyjaciółką, rok 1940, fot.: Volkovysk.by

Zmiana patrona Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy nastąpiła bez większego rozgłosu. Według informacji niezależnej białoruskiej gazety internetowej „Nasza Niwa” przemianowanie szkoły mogła wymusić na władzach oświatowych Grodzieńszczyzny znana w obwodzie grodzieńskim antybiałoruska i antypolska aktywistka, apologetka „ruskiego miru” Olga Bondariewa.

Kierownictwo gimnazjum tłumaczy potrzebę zmiany patrona tym, że postać Konstantego Kalinowskiego przestała być popularna wśród lokalnych mieszkańców, a na dodatek państwowe dokumenty, regulujące nadawanie szkołom imion znanych osób, oddają priorytet bohaterom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wyborowi na patronkę szkoły zamordowanej przez Niemców komsomołki sprzyjało także to, że krewni Paszy Wasilenki zgodzili się z nadaniem jej imienia szkole w Świsłoczy.

Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy od 1987roku do 1 grudnia 2023 roku było jedyną na Białorusi szkołą, która nosiła imię bohatera, czczonego przez narody Polski, Litwy oraz przez Białorusinów, wciąż walczących o niepodległość swojego kraju od Rosji.

Za swoją, liczącą ponad 200 lat historię, placówka wypuściła wielu wybitnych absolwentów. Oprócz Konstantego Kalinowskiego, który uczył się w Świsłoczy w latach 1847-1852, gimnazjum ukończyli między innymi: artyści malarze Lucjan Kraszewski i Napoleon Orda, a także ostatni dyktator powstania styczniowego, generał Romuald Traugutt.

Do kryzysu, spowodowanego represjami reżimu Łukaszenki przeciwko obywatelom, protestującym przeciwko dyktatorskim rządom, gimnazjum w Świsłoczy było celem wielu wycieczek szkolnych z Polski. Działało tutaj Muzeum, opowiadające o życiu i dokonaniach patrona placówki, a także o powstaniu styczniowym, któremu Kalinowski przewodził.

Obecnie Muzeum Kalinowskiego jest likwidowane, a w jego miejscu powstanie prawdopodobnie upamiętnienie nowej patronki świsłockiej placówki edukacyjnej – Paszy Wasilenki, komsomołki ze wsi Dobrowola koło Świsłoczy, która w czasie okupacji niemieckiej pomagała sowieckim partyzantom i wraz z ojcem oraz braćmi została powieszona przez niemieckich nazistów w centrum rodzinnej wsi.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, Zerkalo.io

Przemianowanie Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy, noszącego od końca lat 80. minionego stulecia imię przywódcy powstania styczniowego na Litwie Konstantego Kalinowskiego, nastąpiło 1 grudnia bieżącego roku. Właśnie z nadejściem grudnia z nazwy szkoły na jej stronie internetowej zniknęło imię dotychczasowego patrona. Zamiast imienia Konstantego Kalinowskiego szkoła

Na dzisiaj, 6 grudnia, przypada 70. rocznica śmierci Janusza Dziewońskiego wybitnego polskiego aktora teatralnego oraz kina niemego czasów międzywojnia, posługującego się pseudonimem scenicznym „Powalski”.

Janusz Dziewoński urodził się 12 sierpnia 1890 roku w Mohylewie, mieście królewskim, które już po pierwszym rozbiorze Polski zostało włączone w skład Imperium Rosyjskiego i stało się stolicą guberni mohylewskiej. Janusz Dziewoński podobnie, jak wielu Polaków, urodzonych w rosyjskim zaborze, starał się zdobyć wykształcenie najlepsze z możliwych w carskiej Rosji.

W wieku 18 lat nasz bohater podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Moskiewiskim. Nie chciał jednak zostać prawnikiem, gdyż marzył o scenie teatralnej. Równolegle z zajęciami na wydziale prawa Janusz Dziewoński pobierał więc lekcje aktorskiego rzemiosła u wybitnych przedstawicieli tego zawodu. Był między innymi uczniem Ryszarda Bolesławskiego, aktora o polskich korzeniach, grającego w Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym, Osipa Prawdina, będącego gwiazdą Imperatorskiego Moskiewskiego Małego Teatru i innych wybitnych postaci rosyjskiej sceny teatralnej.

Zafascynowany sceną student prawa przybrał pseudonim Powalski i wszedł w skład trupy działającego w Moskwie akademickiego teatru „Lutnia”, z którym był związany do odzyskania niepodległości przez Polskę.

Po powrocie do kraju w 1921 roku Janusz Dziewoński podjął współpracy z objazdowymi zespołami teatralnymi. Brał udział między innymi w pracach zespołu eksperymentalnego teatru Reduta oraz uczestniczył w kilku objazdach ze Stefanem Jaraczem. W roku 1924 nasz bohater podjął współpracę z warszawskim teatrem Stańczyk, w sezonie 1925/26 należał do zespołu teatru Rybałt pod kierownictwem Stanisławy Wysockiej. Potem przeniósł się na deski Teatru Miejskiego w Kaliszu, ale bawił tam niedługo i w 1927 roku wrócił do Warszawy, podejmując współpracę z Teatrem Letnim. W kolejnym sezonie wyruszył w objazd ze znanym mu już Stefanem Jaraczem, aż wreszcie podjął współpracę z Teatrem Praskim, po którym na dwa sezony zatrudnił się w Teatrze Polskim.

Kolejny etap kariery naszego bohatera wiąże się z pełnieniem przez niego funkcji współdyrektora (wraz ze Stefanem Jaraczem i Zygmuntem Chmielewskim) w teatrze Ateneum.

Od roku 1932 i do wybuchu II wojny światowej Janusz Dziewoński współpracował z teatrem Reduta i innymi zespołami objazdowymi.

W latach 1939–1941 występował w Teatrze Polskim w Wilnie, przekazanym przez Sowietów Litwinom, a potem okupowanym. W 1942 roku, po agresji Niemiec na ZSRR, Janusz Dziewoński został aresztowany i więziony na Pawiaku oraz w niemieckich obozach koncentracyjnych na Majdanku i Auschwitz-Birkenau.

Z tej opresji udało mu się wyjść żywym.

Po wojnie Janusz Dziewoński zamieszkał w Warszawie. Występował w teatrach Dramatycznym, Powszechnym i Ateneum, oraz reżyserował sztuki teatralne m.in. „Świerszcz za kominem” (1947).

W swojej bogatej karierze aktorskiej Janusz Dziewoński zaliczył także role w kilku filmach , między innymi w takich produkcjach, jak „Huragan” (1928), „Głos Pustyni” (1932), czy „Sprawa do załatwienia” (1953).

Zmarł Janusz Dziewoński w wieku 63 lat, 6 grudnia 1953 roku i został pochowany na Starych Powązkach w Warszawie.

Znadniemna.pl na podstawie Encyklopedia Teatru Polskiego, Wikipedia.org, Na zdjęciu: Janusz Dziewoński jako Lisiewicz w sztuce Fredry „Pan Geldhab”, wystawianej w Teatrze Powszechnym w Warszawie w 1950 roku fot.: Hartwig Edward/Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na dzisiaj, 6 grudnia, przypada 70. rocznica śmierci Janusza Dziewońskiego wybitnego polskiego aktora teatralnego oraz kina niemego czasów międzywojnia, posługującego się pseudonimem scenicznym „Powalski”. Janusz Dziewoński urodził się 12 sierpnia 1890 roku w Mohylewie, mieście królewskim, które już po pierwszym rozbiorze Polski zostało włączone w skład

Skip to content