HomeStandard Blog Whole Post (Page 62)

Niedopuszczalnym z punktu widzenia Ustawy „O językach w Republice Białorusi” nazwała wykorzystywanie języka polskiego jako liturgicznego podczas nabożeństw odprawianych w kościołach katolickich kraju Olga Borko, szefowa sektora pracy ideologicznej władz rejonu iwiejskiego na Grodzieńszczyźnie.

Opinię dyskryminującą wykorzystywanie języka polskiego w kościołach katolickich białoruska urzędniczka ds. ideologii  wygłosiła podczas spotkania  kierownictwa rejonu iwiejskiego z przedstawicuelami obecnych w rejonie wyznań religijnych. Tematem spotkania był „rozwój sfery etnokonfesjonalnej”.

Temat wykorzystania języka polskiego w kościele katolickim został podniesiony przez szefową sektora ideologii rejonu, jako jeden z najbardziej aktualnych problemów.

Przemawia Olga Borko, szefowa sektora ideologii rejonu iwiejskiego, fot.: ivyenews.by

„Problemem pozostaje wykorzystywanie języka polskiego podczas nabożeństw w świątyniach katolickich naszego rejonu” – oświadczyła Wolha Barko, dodając, że praktyka ta jest niedopuszczalna z punktu widzenia białoruskiego ustawodawstwa „o językach”.

Informacja o pretensjach głównej ideologii rejonu iwiejskiego  do katolików została opublikowana w miejscowej gazecie, będącej organem prasowym władz rejonu iwiejskiego. Na skandaliczne oświadczenie Wolhi Barko zwrócił uwagę  portal białoruskich katolików Katolik.life.

Komentując kontrowersyjne wystąpienie urzędniczki dziennikarze Katolik.life zwrócili uwagę na to, że odprawianie nabożeństw w języku polskim jest wieloletnią tradycją w parafiach katolickich na Białorusi, zwłaszcza na zachodzie kraju. „W kościołach nabożeństwa odbywają się zarówno w języku białoruskim, jak też po polsku – dla przedstawicieli polskiej społeczności parafialne oraz dla tych, kto się przyzwyczaił modlić po polsku z lat dzieciństwa” – napisał Katolik.life.  Rzecz w tym, że w czasach sowieckich, kiedy komuniści zwalczali religię, wierni katoliccy na Białorusi niezależnie od narodowości znali tylko jeden język liturgii. Był to język polski.

Językowe pretensje do kościoła katolickiego ze strony urzędniczki ds. ideologii wydają się absurdalne, gdyż w kościele iwiejskim, na przykład,  w niedziele odprawiane są dwie Msze święte. Jedna, wcześniejsza, odprawiana jest po polsku, gdyż przychodzi na nią głownie starsze pokolenie miejscowych parafian. Msza odprawiana w godzinach południowych odprawiana jest już po białorusku, gdyż podczas niej w kościele pojawia się młodzież i młode rodziny z dziećmi.

Walka reżimu Łukaszenki z przejawami polskości we wszystkich sferach życia białoruskich obywateli pozwala przypuszczać, że w impecie walki z Polakami i polskością sługusy dyktatorskiego reżimu mogą posunąć się do najbardziej absurdalnych rozwiązań. Dlatego nie warto wykluczać, iż już wkrótce księża zostaną zmuszeni do rezygnowania z języka polskiego w liturgii, nawet jeśli będzie to sprzeczne z oczekiwaniami wiernych.

Znadniemna.pl

Niedopuszczalnym z punktu widzenia Ustawy „O językach w Republice Białorusi” nazwała wykorzystywanie języka polskiego jako liturgicznego podczas nabożeństw odprawianych w kościołach katolickich kraju Olga Borko, szefowa sektora pracy ideologicznej władz rejonu iwiejskiego na Grodzieńszczyźnie. Opinię dyskryminującą wykorzystywanie języka polskiego w kościołach katolickich białoruska urzędniczka ds. ideologii

1 marca – w rocznicę rozstrzelania przywódców IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” – obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Powojenna konspiracja niepodległościowa była – aż do powstania „Solidarności” – najliczniejszą formą zorganizowanego oporu społeczeństwa polskiego wobec narzuconej władzy.

Po rozwiązaniu przez gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” Armii Krajowej 19 stycznia 1945 r. jej rolę miała przejąć organizacja „NIE”. Gdy w marcu tego roku Okulicki został aresztowany przez NKWD, „NIE” uznano za strukturę zdekonspirowaną i rozkazem p.o. Naczelnego Wodza gen. Władysława Andersa zlikwidowano 7 maja 1945 r. Jeszcze tego samego dnia Anders powołał Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj z płk. Janem Rzepeckim na czele. Przejął on struktury „NIE” oraz zlikwidowanej AK. Kiedy w czerwcu 1945 r. powstał w Moskwie uznany przez mocarstwa zachodnie Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, na wniosek płk. Rzepeckiego doszło do likwidacji DSZ.

Największą zakonspirowaną organizacją niepodległościową po wojnie było Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, które powstało 2 września 1945 r. Jego pierwszym prezesem był płk Rzepecki. Jak szacują historycy, przez szeregi „WiN” przeszło ok. 30 tys. działaczy i żołnierzy. Łącznie, przez ponad pięć lat działalności, funkcjonowały cztery zarządy główne organizacji. Zrzeszenie stało się najważniejszym celem do zwalczenia dla komunistycznych służb bezpieczeństwa.

„Żołnierze Wyklęci to przede wszystkim ludzie kontynuujący walkę o niepodległość Polski, którzy zaczynali ją toczyć bardzo często na początku II wojny światowej. Stwierdzenia, że mówimy o drugiej konspiracji albo konspiracji powojennej, są określeniami ahistorycznymi i nienaukowymi. Konspiracja, którą określamy mianem Żołnierzy Wyklętych, to konspiracja niepodległościowa o obliczu antykomunistycznym, która wcale nie zaczęła się po zakończeniu II wojny, tylko w sposób płynny zmieniła swoje oblicze z oblicza antyniemieckiego właśnie na antykomunistyczne. W mojej opinii stało się to w połowie 1943 r., po zerwaniu stosunków dyplomatycznych przez sowiecką Rosję z rządem polskim na uchodźstwie. Jeżeli mamy w przestrzeni publicznej próby przeciwstawiania etosu żołnierzy Armii Krajowej etosowi Żołnierzy Wyklętych, to jest to również całkowicie nienaukowe stwierdzenie, bo mówimy tak naprawdę o jednym i tym samym środowisku” – powiedział w rozmowie z PAP dr Tomasz Łabuszewski, szef Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie.

Powojenna konspiracja niepodległościowa była – aż do powstania „Solidarności” – najliczniejszą formą zorganizowanego oporu społeczeństwa polskiego wobec narzuconej władzy. Według niepewnych danych MSW z lat siedemdziesiątych w okresie 1945-1955 śmierć z bronią w ręku poniosło ok. 9 tys. członków konspiracji. Szacunki te są jednak niepełne, a opór był z pewnością liczbowo znacznie wyższy.

Walcząc z siłami nowego agresora, żołnierze niepodległościowi musieli się zmierzyć z ogromną, wymierzoną w nich propagandą Polski Ludowej, która nazywała ich „bandami reakcyjnego podziemia”. Natomiast osoby działające w antykomunistycznych organizacjach i oddziałach zbrojnych, które znalazły się w kartotekach aparatu bezpieczeństwa, określono mianem „wrogów ludu”.

Sformułowanie „Żołnierze Wyklęci” powstało w 1993 r., kiedy po raz pierwszy użyto go w tytule wystawy „Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.”, zorganizowanej przez Ligę Republikańską na Uniwersytecie Warszawskim. Jego autorem był Leszek Żebrowski. Stanowi ono bezpośrednie odwołanie do listu otrzymanego przez wdowę po jednym z żołnierzy podziemia, w którym, zawiadamiając o wykonaniu wyroku śmierci na jej mężu, dowódca jednostki wojskowej pisze o nim: „Wieczna hańba i nienawiść naszych żołnierzy i oficerów towarzyszy mu i poza grób. Każdy, kto czuje w sobie polską krew, przeklina go – niech więc wyrzeknie się go własna jego żona i dziecko”. Wyrażenie „żołnierze wyklęci” upowszechnił Jerzy Ślaski (1926-2002), publikując w 1996 r. książkę pod takim właśnie tytułem.

Przełom, jaki przyniósł rok 1989, nie od razu przyczynił się do przywrócenia społecznej pamięci o postaciach antykomunistycznego, niepodległościowego podziemia. Przez lata pozostawały bez odpowiedzi starania środowisk kombatanckich, organizacji patriotycznych, stowarzyszeń naukowych, przyjaciół rodzin tych, którzy byli członkami antykomunistycznego podziemia.

Apele środowisk kombatanckich zaczęły zyskiwać coraz większe poparcie w drugiej połowie pierwszej dekady XXI w. Janusz Kurtyka, ówczesny prezes IPN, pod koniec 2005 r. nadał tym staraniom silny impuls.

19 listopada 2008 r., podczas spotkania w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego, z udziałem wiceprezydenta Opola Arkadiusza Karbowiaka i pełnomocnika wojewody opolskiego ds. kombatantów i osób represjonowanych Bogdana Bocheńskiego, postanowiono w Opolu zorganizować 1 marca 2009 r. Dzień Żołnierza Antykomunistycznego. W liście do prezydenta Opola Ryszarda Zembaczyńskiego Janusz Kurtyka pisał: „Uroczystość oddania hołdu członkom zbrojnych organizacji niepodległościowych, walczących po II wojnie światowej z organami komunistycznego państwa, powinna wpisać się na stałe do kalendarza uroczystości państwowych”.

28 lutego 2009 r. z inicjatywy prezesa Janusza Kurtyki i Jerzego Szmida na I Walnym Zgromadzeniu Stowarzyszenia NZS 1980 została podjęta uchwała popierająca inicjatywę Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, aby 1 marca ustanowić dniem Żołnierzy Wyklętych.

Zdecydowanego poparcia idei Dnia Pamięci udzielał prezydent Lech Kaczyński. To on ostatecznie skierował w lutym 2010 r. do Sejmu projekt ustawy w tej sprawie. „Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ma być wyrazem hołdu dla żołnierzy drugiej konspiracji za świadectwo męstwa, niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji niepodległościowych, za krew przelaną w obronie ojczyzny” – napisał. 3 lutego 2011 r. Sejm uchwalił ustawę o ustanowieniu 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. „W hołdzie Żołnierzom Wyklętym – bohaterom antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawiali się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu” – głosiło uzasadnienie ustawy.

Data 1 marca nie jest przypadkowa. Tego dnia w 1951 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie, po pokazowym procesie, między godziną 20.00 a 20.45 strzałem w tył głowy zostali rozstrzelani przywódcy IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” – prezes WiN ppłk Łukasz Ciepliński („Pług”, „Ludwik”) i jego najbliżsi współpracownicy. Ciał zamordowanych nie wydano rodzinom. Pogrzebano je w nieznanym do dziś miejscu. Śmierć ponieśli: Łukasz Ciepliński, Adam Lazarowicz, Mieczysław Kawalec, Józef Rzepka, Franciszek Błażej, Józef Batory i Karol Chmiel.

W 1992 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyrok Sądu Rejonowego w Warszawie z 14 października 1950 r. 3 maja 2007 r. prezydent Lech Kaczyński nadał Łukaszowi Cieplińskiemu Order Orła Białego w uznaniu znamienitych zasług dla Rzeczypospolitej.

Data 1 marca 1951 r. symbolicznie zamyka dzieje konspiracji niepodległościowej, zapoczątkowanej 27 września 1939 r., w przededniu kapitulacji oblężonej przez Niemców Warszawy, kiedy to grupa oficerów WP na czele z gen. Michałem Tokarzewskim-Karaszewiczem zawiązała Służbę Zwycięstwu Polski (później przekształcaną kolejno w Związek Walki Zbrojnej i Armię Krajową, w 1945 r. zaś w Delegaturę Sił Zbrojnych, na bazie której w tym samym roku utworzono WiN).

Członkowie podziemia niepodległościowego działali do 1956 r. Ostatni „leśny” żołnierz ZWZ-AK, a później WiN – Józef Franczak „Lalek” – zginął w czasie obławy przeprowadzonej przez SB i MO w podlubelskim Majdanie Kozic Górnych 21 października 1963 r. Śmierć Franczaka zakończyła kartę zbrojnego oporu antykomunistycznego.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat udało się odnaleźć miejsca ukrycia ciał setek żołnierzy powojennego podziemia antykomunistycznego. Wciąż jednak nieznane są liczne miejsca ukrycia śladów zbrodni dokonanych na wielu wybitnych żołnierzach i oficerach walczących z sowiecką okupacją. Wśród nich jest m.in. zamordowany 1 marca 1951 r. Łukasz Ciepliński.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP

1 marca – w rocznicę rozstrzelania przywódców IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” – obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Powojenna konspiracja niepodległościowa była – aż do powstania „Solidarności” – najliczniejszą formą zorganizowanego oporu społeczeństwa polskiego wobec narzuconej władzy. Po rozwiązaniu przez gen. Leopolda

Potępiamy niszczenie polskiego dziedzictwa kulturowego na Białorusi przez łukaszenkowski reżim; dziedzictwo to stanowi integralną część historii Białorusi – podkreślił we wtorek rzecznik MSZ Łukasz Jasina, odnosząc się do zamalowania fresku „Cud nad Wisłą”.

Rzecznik MSZ odniósł się do sprawy w mediach społecznościowych. „Potępiamy niszczenie polskiego dziedzictwa kulturowego na Białorusi przez łukaszenkowski reżim. Dziedzictwo to stanowi integralną część historii Białorusi. Jego niszczenie jest niegodne i niezgodne z zasadami cywilizowanego świata” – napisał na Twitterze rzecznik MSZ.

O barbarzyńskim akcie świętokradztwa, do którego doszło w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Sołach na Grodzieńszczyźnie, informowaliśmy we wtorek 28 lutego na podstawie wpisu na facebooku użytkownika z Białorusi Witka Korybuta-Daszkiewicza.

W komentarzach do wpisu internauta wytłumaczył, że opublikowane przez niego fotografie aktu świętokradztwa w Solach pochodzą od miejscowych parafian.

Zamalowany już drugi raz w historii świątyni w Sołach fresk powstał  w latach 20. ubiegłego stulecia i przedstawia scenę rozgromienia bolszewików przez Wojsko Polskie pod Ossowem 15 sierpnia 1920 roku. W centrum kompozycji jest przedstawiona postać księdza Ignacego Skorupki, który poległ w tej bitwie. Po II wojnie światowej, kiedy Soły znalazły się w granicach komunistycznej Białorusi fresk został zamalowany. Po upadku Związku Sowieckiego z inicjatywy miejscowej wspólnoty katolickiej obraz odrestaurowano i poświęcono ponownie. Fakt poświęcenia fresku „Cud nad Wisłą” stanowiło argument miejscowego proboszcza  księdza Leonarda Stankowskiego w dyskusjach z przedstawicielami propagandy łukaszenkowskiej, domagających się usunięcia obrazu ze świątyni.  „Poświęcony obraz jest świętością, więc ja się zwyczajnie boję go ruszać i wam nie radzę tego robić” – miał mówić ksiądz Stankowski atakującym go propagandystom Łukaszenki.

Scena „Cudu nad Wisłą” w kościele w Sołach zwróciła na siebie uwagę łukaszenkowskich bezbożników w związku z prowadzoną na Białorusi kampanią niszczenia śladów polskości i polskiego dziedzictwa. Białoruska telewizja państwowa w propagandowych reportażach twierdziła, że  umieszczony na ścianie świątyni w Sołach obraz „nawołuje do podżegania do nienawiści narodowej i religijnej”, a obecność takiego fresku w kościele sugeruje, że „poszczególnym duchownym nie zależy na ratowaniu duszy, ale na zwróceniu zachodniej części Białorusi Polsce”.

Fresk „Cud nad Wisłą” stanowił ważne świadectwo polskiego patriotyzmu mieszkańców Sół w okresie międzywojennym, kiedy ta miejscowość znajdowała się w granicach II Rzeczypospolitej. To, że  obraz był odtwarzany po próbach niszczenia  go przez powojenne władze komunistyczne, świadczy o tym, że  nawet stalinowscy oprawcy z NKWD nie potrafili do końca zniszczyć polskiego ducha wśród miejscowej ludności. Mieszkańcy Sół doczekali się bowiem upadku komunistycznej władzy i  w latach 90. minionego stulecia przywrócili fresk na ścianę świątyni.

Widocznie zgodnie z zasadą „do trzech razy sztuka” należy doczekać się upadku antypolskiego reżimu Łukaszenki, aby historyczny fresk, przypominający o zwycięstwie chrześcijańskiego narodu nad bezbożnymi hordami bolszewików, mógł zostać trzeci raz poświęcony na ścianie świątyni w Solach i pozostać w niej na zawsze.

Znadniemna.pl na podst. twitter.com

Potępiamy niszczenie polskiego dziedzictwa kulturowego na Białorusi przez łukaszenkowski reżim; dziedzictwo to stanowi integralną część historii Białorusi – podkreślił we wtorek rzecznik MSZ Łukasz Jasina, odnosząc się do zamalowania fresku „Cud nad Wisłą”. Rzecznik MSZ odniósł się do sprawy w mediach społecznościowych. "Potępiamy niszczenie polskiego dziedzictwa

Fresk „Cud nad Wisłą”, który  w latach 20. minionego stulecia namalowano w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Sołach na Grodzieńszczyźnie, został zamalowany na rozkaz łukaszenkowskich ideologów. Zdjęcia barbażyńskiej  akcji niszczenia zdobiącego świątynię obrazu zamieścił na Facebooku użytkownik z Białorusi Witek Korybut-Daszkiewicz.

„W Sołach, w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej, tak samo jak za komunistów, znowu zamalowano słynny fresk na cześć Cudu nad Wisłą”  – tymi słowami skomentował internauta opublikowane zdjęcia barbarzyńskiej akcji niszczenia obrazu.

Zamalowany już drugi raz w historii świątyni w Sołach fresk powstał  w latach 20. ubiegłego stulecia i przedstawia scenę rozgromienia bolszewików przez Wojsko Polskie pod Ossowem 15 sierpnia 1920 roku. W centrum kompozycji jest przedstawiona postać księdza Ignacego Skorupki, który poległ w tej bitwie. Po II wojnie światowej, kiedy Soły znalazły się w granicach komunistycznej Białorusi fresk został zamalowany. Po upadku Związku Sowieckiego z inicjatywy miejscowej wspólnoty katolickiej obraz odrestaurowano i poświęcono.

Scena „Cudu nad Wisłą”  w kościele w Sołach zwróciła na siebie uwagę łukaszenkowskich bezbożników w związku z prowadzoną na Białorusi kampanią niszczenia śladów polskości i polskiego dziedzictwa. Białoruska telewizja państwowa w propagandowych reportażach twierdziła, że  umieszczony na ścianie świątyni w Sołach obraz „nawołuje do podżegania do nienawiści narodowej i religijnej”, a obecność takiego fresku w kościele sugeruje, że „poszczególnym duchownym nie zależy na ratowaniu duszy, ale na zwróceniu zachodniej części Białorusi Polsce”.

Kuriozalność zarzutów pozwalała mieć nadzieję na to, że nikt przy zdrowych zmysłach nie odważy się podnieść ręki na obraz, zdobiący wnętrze świątyni. Jak widać na zdjęciach, znaleźli się jednak „śmiałkowie”, którzy na rozkaz bezbożnej władzy fresk zamalowali.

Dwaj „śmiałkowie” szykują się do popełnienia aktu świętokradztwa

Współcześni barbarzyńcy na rozkaz władz zamalowują fresk „Cud nad Wisłą” w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Sołach

Tak wygląda wnętrze kościoła w Sołach po barbarzyńskiej akcji łukaszenkowców

 Znadniemna.pl na podst. facebook.com

Fresk „Cud nad Wisłą”, który  w latach 20. minionego stulecia namalowano w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Sołach na Grodzieńszczyźnie, został zamalowany na rozkaz łukaszenkowskich ideologów. Zdjęcia barbażyńskiej  akcji niszczenia zdobiącego świątynię obrazu zamieścił na Facebooku użytkownik z Białorusi Witek Korybut-Daszkiewicz. "W Sołach, w kościele

Radni Białegostoku oraz mieszkańcy stolicy Podlasia w poniedziałek, 27 lutego, potępili wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, wydany przez dyktatorski reżim Łukaszenki  na Andrzeja Poczobuta, już od 23 miesięcy przebywającego w łukaszenkowskich więzieniach i aresztach.

Białostoccy radni uchwalili Stanowisko, w którym potępili „bezprawne skazanie” na 8 lat więzienia działacza mniejszości polskiej na Białorusi i dziennikarza, podkreślając przy tym, że  jest to ewidentny przykład łamania praw człowieka i praw polskiej mniejszości na Białorusi.

„Domagamy się niezwłocznego uwolnienia Andrzeja Poczobuta i wszystkich więźniów politycznych na Białorusi oraz wzywamy władze białoruskie do zaprzestania antypolskiej kampanii w tym kraju” – głosi przyjęte jednogłośnie stanowisko, którego inicjatorami byli radni Koalicji Obywatelskiej.

Rada Miasta Białegostoku wyraziła też solidarność z bliskimi i przyjaciółmi skazanego i zapewniła o wsparciu dla Polaków na Białorusi, dotkniętych represjami. Radni potępili również takie działania ze strony władz łukaszenkowskich, jak likwidacja polskich szkół, szykanowanie działaczy Związku Polaków na Białorusi czy profanacja i niszczenie polskich miejsc pamięci. Uznali te działania za „wrogie wobec Polski i łamiące reguły prawa międzynarodowego oraz umowy dwustronne między Polską i Białorusią”.

Radni Białegostoku zaapelowali też o sankcje personalne Polski i UE wobec osób, które brały udział w prześladowaniach Andrzeja Poczobuta i innych Polaków na Białorusi. „Każdy akt prześladowania niewinnych ludzi przez państwo białoruskie musi spotkać się ze stanowczą reakcją Polski i demokratycznego świata, zaś wykonawcy tych bezprawnych działań winni ponieść zasłużoną karę” – głosi Stanowisko.

Poniedziałkowym wieczorem Stanowisko białostockich radnych było w centrum uwagi uczestników comiesięcznej akcji solidarności z prześladowanymi na Białorusi Polakami  oraz z więźniami politycznymi reżimu, których liczba w kraju rządzonym przez Łukaszenkę wynosi blisko półtora tysiąca.

Oprócz Andrzeja Poczobuta uczestnicy akcji solidaryzowali się między innymi z laureatem pokojowej Nagrody Nobla, obrońcą praw człowieka Alesiem Bialackim i jego kolegami z Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”, których proces toczy się obecnie przed reżimowym białoruskim sądem.

Znadniemna.pl na podst. Polskie Radio Białystok/PAP, Na zdjęciu: Poniedziałkowa akcja solidarności z Andrzejem Poczobutem i innymi więźniami Łukaszenki, fot.: Joanna Sikora

Radni Białegostoku oraz mieszkańcy stolicy Podlasia w poniedziałek, 27 lutego, potępili wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, wydany przez dyktatorski reżim Łukaszenki  na Andrzeja Poczobuta, już od 23 miesięcy przebywającego w łukaszenkowskich więzieniach i aresztach. Białostoccy radni uchwalili Stanowisko, w którym potępili "bezprawne skazanie"

 153 lata temu, 27 lutego 1870 roku, urodził się generał Bronisław Bohaterewicz, jeden z założycieli Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej, która broniła Ziem Wschodnich zarówno przed Niemcami, jak i Sowietami. Jako uczestnik wojny polsko-bolszewickiej dowodził oddziałami podczas ofensywy wileńskiej i w Bitwie Warszawskiej.  Po przejściu w stan spoczynku  emerytowany generał zajmował się działalnością kombatancką. Aresztowany i internowany przez Sowietów po agresji ZSRS 17 września 1939 roku. Został przewieziony do obozu w Kozielsku i osadzony z innymi generałami, m.in. Henrykiem Minkiewiczem i Mieczysławem Smorawińskim. Zginął prawdopodobnie 9 kwietnia 1940 roku. Był najstarszym polskim generałem, którego rozstrzelano w Katyniu.

Tatarska krew

WASYL MARTYŃCZUK/PORTRET BRONISŁAWA BOHATYREWICZA

Bronisław Bohaterewicz (tak podpisywał się na oficjalnych dokumentach) urodził się 27 lutego 1870 roku w Grandziczach niedaleko Grodna jako syn Kazimierza Bohatyrewicza i Marianny z d. Kowalickiej. Ojciec Bronisława, urodzony 3 maja 1834 roku, należał do starego grodzieńskiego, a przede wszystkim tatarskiego rodu szlacheckiego herbu Ostoja lub Pomian. Jak przystało na bitnych Tatarów, których liczbę w guberni grodzieńskiej w 1861 roku oszacowano na prawie tysiąc osób, przedstawiciele tego rodu często uczestniczyli w działaniach prowadzonych przez wojsko polskie. Bronisław miał pięciu braci oraz jedną siostrę.

W interesujący sposób o pierwszych latach życia Bronisław pisał w krótkim życiorysie:

Pochodzę z rodu Bohaterewiczów vel Bohatyrewiczów, ziemian polskich z osady Bohaterewicze nad Niemnem. […] W latach 1831 i 1863 Bohaterewicze walczyli o niepodległość Polski. Za te powstania
odebrano im ziemie, rozproszono i prześladowano. Eliza Orzeszkowa opisała ród Bohatyrewiczów w powieści Nad Niemnem. Ojciec mój po ciężkiej tułaczce zakorzenił się we wsi Grandzicze powiatu
grodzieńskiego, nabył stopniowo około 20 ha ziemi i osiedlił się na stałe. Mając 8 lat, byłem oddany na wychowanie i kształcenie śp. Zawadzkiemu Waleremu, obywatelowi znad Wołkowyska zamieszkałemu w Grodnie. Pod kierownictwem wielkiego patrioty powstańca uczyłem się i byłem wychowany w duchu patriotycznym i w nadziei o niepodległość Polski. 

Zanim przejdziemy do czynów, jakich dokonał Bronisław już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, wspomnijmy o tym, jak do tego doszło, że mógł w przyszłości dowodzić oddziałami polskimi w obronie swojego kraju.

Filolog z żołnierską duszą

Bronisław rozpoczął naukę w gimnazjum filologicznym w Grodnie. Był to okres, kiedy w szkołach uczono wyłącznie w języku rosyjskim. Celem było zrusyfikowanie dzieci i młodzieży oraz zatarcie wszelkich śladów kultury polskiej na tych terenach. Bohaterewicz wspominał po latach, że był represjonowany przez władze rosyjskie za nieuczestniczenie w nabożeństwach w cerkwi. W związku z działalnością patriotyczną oraz aktywnością w organizacjach niepodległościowych ukończył jedynie sześć klas gimnazjum. Dlatego tak ważne były nauki wpajane przez rodzinę w domu. Bronisław bardzo lubił czytać książki, zwłaszcza pochłaniały go wielkie dzieła pisarzy polskich. To wszystko miało wpływ na jego umiejętności pisarskie, o czym świadczą chociażby artykuły z okresu międzywojennego.

Za niesubordynację i sprzeciw wobec władzy carskiej Bronisławowi wydano takie świadectwo, które umożliwiało jedynie wstąpienie do wojska. Nie obyło się jednak bez problemów. Władze rosyjskie za wszelką cenę utrudniały mu karierę żołnierską. Pierwsze próby dołączenia do Cesarskiej Armii Rosyjskiej Bronisław podjął już w 1887 roku. Dopiero po dwóch latach udało mu się zrealizować plan, gdyż w 1889 roku rozpoczął służbę w armii rosyjskiej. Służył w 103. Pietrozawodskim Pułku Piechoty (informacja ta nie pojawiła się w żadnym z dotychczas opublikowanych biogramów Bohaterewicza). W 1893 roku ukończył Wileńską Szkołę Junkrów Piechoty i wrócił do macierzystego oddziału. Duże umiejętności pozwoliły mu awansować w korpusie oficerskim do stopnia kapitana. Bronisław, wspominając ten okres życia, pisał: „będąc oficerem rosyjskim w mundurze, bywałem na patriotycznych odczytach u Elizy Orzeszkowej, Aliny Wróblewskiej i [w] wielu domach patriotów polskich”. Z pewnością wykazywał się dużą odwagą, gdyż za udział w spotkaniach patriotycznych mógł zostać wydalony z wojska i postawiony przed sądem.

W pierwszych latach XX wieku ożenił się z Heleną Pokubiatą, z którą miał dwóch synów. Wiktor urodził się 10 maja 1904 roku. Razem z bratem uczył się w Gimnazjum Państwowym im. Władysława Giżyckiego w Warszawie. W latach 1931–1932 ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Piechoty w Śremie w stopniu podchorążego rezerwy. Odbył służbę w 6. Pułku Piechoty Legionów. W 1934 roku został awansowany do stopnia podporucznika rezerwy. Ukończył następnie Szkołę Główną Handlową w Warszawie. 20 września 1939 roku dostał się do niewoli sowieckiej na terenie Litwy. Od lipca 1940 roku przebywał w obozie w Kozielsku, natomiast od lipca do września 1941 roku – w obozie w Griazowcu. Razem z armią gen. Andersa ruszył szlakiem Polskich Sił Zbrojnych.

W 1949 roku wyjechał do Buenos Aires. Młodszy z synów – Kazimierz – urodził się 23 lutego 1906 roku. W latach 1932–1933 ukończył Dywizyjną Szkołę Podchorążych Rezerwy w Grodnie w stopniu podchorążego rezerwy. Podobnie jak ojciec służbę odbywał w 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego. W 1936 roku został awansowany na stopień podporucznika rezerwy. Studiował na Politechnice Warszawskiej na wydziale chemii. Do 1939 roku pracował w przemyśle zbrojeniowym, a po II wojnie światowej był zatrudniony jako ekspert przy budowie fabryki penicyliny w Tarchominie. W latach 1947–1949 pełnił funkcję kierownika Biura Technicznego Budowy Fabryki Penicyliny. Był inwigilowany przez władze komunistyczne ze względu na podejrzenie prowadzenia wrogiej propagandy. Zmarł w 1967 roku.

W lipcu 1914 roku Bronisław został awansowany na stopień majora. Na początku wojny dowodził kompanią, a następnie batalionem. Brał udział m.in. w walkach pod Mariampolem i Górą Kalwarią. W sierpniu 1914 roku został raniony szrapnelem, natomiast 6 listopada 1914 roku pod Złakowem Borowym ugodzono go bagnetem w lewą nogę. Tego samego dnia dostał się do niewoli niemieckiej i przebywał w niej do 1 listopada 1918 roku. W czasie służby w wojsku rosyjskim odznaczono go Orderem Świętego Stanisława III i IV klasy oraz Orderem Świętej Anny III klasy.

Natychmiast po odzyskaniu wolności podjął się ciężkiego zadania organizacji Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej. Związek Wojskowych Polaków w regionie Grodna, który był podstawą SZG, został powołany do życia 12 listopada 1918 roku. W jego składzie znaleźli się Polacy z byłej armii rosyjskiej oraz byli żołnierze Korpusów Wschodnich. Tego samego dnia utworzono również Radę Wojskową Ziemi Grodzieńskiej. Warto odnotować, że na pamiątkę tego wydarzenia w okresie międzywojennym Dzień Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej obchodzono właśnie 12 listopada. Na temat okoliczności powstania tej organizacji interesująco pisał mjr Jerzy Dąbrowski w Zarysie historii wojennej 81-go Pułku Strzelców Grodzieńskich:

Wieść o tym [powstaniu POW] przedostała się lotem błyskawicy na Kresy Wschodnie dawnej Rzeczypospolitej i żywym echem odbiła się też w zawsze wiernej Polsce ziemi grodzieńskiej. Serca i dłonie goręcej czujących obywateli tej ziemi porwały się do czynu. […] Z jednej bowiem strony Niemcy frymarczyły tą polską ziemią na rzecz Litwy, z drugiej zaś Rosja sowiecka wyciągała po nią swe chciwe ręce, tworząc w tym celu specjalne oddziały, np. „dywizję zachodnią”. Niebezpieczeństwo potęgował jeszcze fakt wejścia Niemców w porozumienie z dowództwem sowieckim, a mianowicie Niemcy w miarę wycofywania swych oddziałów okupacyjnych miały oddawać polskie tereny kresowe w ręce czerwonej armii rosyjskiej. 

Zagrożenie pojawiało się więc z trzech stron, dlatego tak ważne było powołanie do życia takiej organizacji jak Samoobrona Ziemi Grodzieńskiej. Początkowo mjr Bohaterewicz został prezesem Rady Wojskowej Ziemi Grodzieńskiej. Jednak nieuchronnie zbliżający się konflikt z bolszewikami oraz chęć działania po kilkuletniej bezczynności spowodowały, że Bronisław zaczął myśleć o zmianie zakresu swojej aktywności. W związku z tym zrezygnował ze stanowiska prezesa Rady Wojskowej, aby zostać oficerem liniowym. Oprócz tego zajął się również organizowaniem nowych oddziałów oraz szkoleniem bojowym zgłaszających się poborowych z ziemi grodzieńskiej. Przywiązywał do tego bardzo dużą wagę, o czym może świadczyć fakt, że czynności każdego dnia były rozpisane z tygodniowym wyprzedzeniem, co
w tamtym okresie stanowiło rzadkość. Ćwiczono m.in. musztrę na wzór polski czy poruszanie się w szyku. Ze względu na brak amunicji skupiano się jedynie na teorii strzelectwa. Jak się później miało okazać, troska mjr. Bohaterewicza o te aspekty żołnierskiego życia przyniosła wiele korzyści.

Bronisław dowodził jednym z czternastu oddziałów Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej. Jego komendantura znajdowała się w Kopciówce. Często podkreślano zaangażowanie Bohaterewicza w rekrutację oraz szkolenie nowych członków Samoobrony. W tym okresie była znaczna liczba chętnych do wstąpienia w szeregi SZG, jednak brak możliwości porządnego wyekwipowania żołnierza wpłynął na to, że część rekrutów trzeba było odesłać. Dowództwo bardzo tego żałowało, gdyż ochotnicy w tamtym okresie byli niezwykle cenni. Ostatecznie formacja, która przyjęła nazwę I Pułku Strzelców Grodzieńskich, składała się z 700 żołnierzy, w tym 30 konnych.

Na przełomie 1918 i 1919 roku mjr Bohaterewicz został oddelegowany do objęcia dowództwa I batalionu. Niedługo potem część pułku została skoncentrowana w koszarach w Kopciówce. Sztab kwestię organizacyjną tego przedsięwzięcia zlecił Bronisławowi. Major, jak przewidywano, wywiązał się ze swoich zadań wzorcowo pomimo wielu trudności.

Kopciówka

Jednym z pierwszych zbrojnych kontaktów SZG z Niemcami była noc z 15 na 16 stycznia 1919 roku. W obawie o połączenie się Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej z oddziałem Samoobrony Wileńskiej pod dowództwem rtm. Jerzego Dąmbrowskiego Niemcy zmusili strzelców grodzieńskich do rozproszenia się, wcześniej jednak ich rozbroili. Tydzień później aresztowani zostali gen. Mikołaj Sulewski oraz mjr Jan
Jackiewicz, pierwszy dowódca I Pułku Strzelców Grodzieńskich. Dzięki aktywności Bohaterewicza w ciągu dziesięciu dni udało się zebrać żołnierzy pułku. Batalion, który został zorganizowany 4 lutego 1919 roku, złożył uroczystą przysięgę na wierność ojczyźnie.

Zgodnie z rozkazem Józefa Piłsudskiego wydanym 26 listopada 1918 roku powstała Dywizja Litewsko-Białoruska. W skład II Brygady miał wchodzić m.in. Pułk Strzelców Grodzieńskich. Czas naglił, dlatego podjęto decyzję o rozpoczęciu działań, mimo że dywizja nie była w pełni sformowana. Natomiast Pułku Strzelców Grodzieńskich nawet nie zaczęto jeszcze tworzyć. Na początku 1919 roku Dywizja Litewsko-Białoruska stoczyła kilka walk z oddziałami bolszewickimi. Niedługo potem strzelcy z Bohaterewiczem na czele wyruszyli do Wołkowyska, dokąd dotarli 7 marca 1919 roku. Tam dowództwo pułku objął płk Franciszek Ksawery Ostrowski. W kadrze dowódczej dywizji zabrakło jednak miejsca dla mjr. Bronisława Bohaterewicza, który został dowódcą I batalionu Pułku Strzelców Grodzieńskich. W tamtym czasie pułk liczył 17 oficerów oraz około 250 szeregowych, w tym około dwie trzecie stanowili wojskowi z Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej. W związku z tym zasługa majora dla działania Dywizji Litewsko-Białoruskiej była znacząca.

Odznaka Dywizji Litewsko-Białoruskiej

Na wojennym szlaku

Jednym z pierwszych poważnych sprawdzianów bojowych dla pułku był bój pod Stołowiczami w ramach działań operacji wileńskiej. Również przy tej okazji swoje zdolności taktyczne oraz dowódczem ujawnił mjr Bohaterewicz. W nocy 19 kwietnia 1919 roku część dywizji podeszła pod Stołowicze. Zdobycie tej miejscowości wymagało od żołnierzy sprawności oraz wysiłku. To zadanie powierzono oddziałowi Bronisława, w którym służyło wielu młodych, mało doświadczonych wojskowych. Po ustawieniu strzelców grodzieńskich na odpowiednich pozycjach wojskowi czekali na znak do ataku na bolszewików stacjonujących w pobliskich zabudowaniach. Major wierzył w umiejętności swoich żołnierzy. Można to wywnioskować ze słów kpt. Jerzego Dąbrowskiego, który pisał:

Niespokojnie biły serca starych wiarusów – dowódców: „Czy też te dzieci wytrzymają pierwszy ogień. Czy nie ulegną nocnej panice? Przecież to zaledwie rekruci”… Lecz wierzy w nich ślepo mjr Bohaterewicz, nie od dziś już zna ich patriotyzm i poświęcenie.

Ludzie Bohaterewicza, gdy otrzymali znak, pierwsi ruszyli do ataku i odnieśli dość łatwe zwycięstwo. Z każdą kolejną godziną Polacy posuwali się do przodu i spychali Sowietów w kierunku rzeki. Działania te zakończyły się około godz. 4.30 i pozwoliły zdobyć Baranowicze, istotne miejsce z punktu widzenia armii polskiej, gdyż stąd można było kontynuować operację wileńską w tym regionie.

Po tym boju przyszedł czas na dłuższy odpoczynek od starć z bolszewikami. Nie oznaczało to jednak, że mjr Bohaterewicz oraz jego podkomendni bezczynnie stacjonowali w okolicy zdobytych w kwietniu Baranowicz i Stołowicz. Bronisław kładł duży nacisk na szkolenie, szczególnie rekrutów oraz młodszych żołnierzy batalionu. Wymagał dużo od innych, lecz wiele dawał też od siebie. Ukończenie w 1919 roku kursu oficerów wyższych w Rembertowie było dowodem, że mimo dojrzałego wieku wciąż chciał się rozwijać w sztuce wojennej. Bohaterewicz miał posłuch, poszanowanie oraz ogromne zaufanie w gronie
wojskowych. Żołnierze byli gotowi dla niego do największych poświęceń. W związku z tym panowała opinia, że I batalion jest jednym z najlepszych w całej Dywizji Litewsko-Białoruskiej.

5 czerwca 1919 roku Bohaterewicz został zatwierdzony w stopniu majora oraz przyjęty do Wojska Polskiego. W związku z tym, że był już doświadczonym, prawie pięćdziesięcioletnim żołnierzem, został zaliczony do I rezerwy armii. Jednak w czasie trwających już zmagań o granice odrodzonej Polski nie można było pozwolić sobie na stratę tak wprawnego wojskowego. Dlatego też powołano Bohaterewicza do czynnej służby. Po trzydziestu latach służby mógł spełnić swoje marzenie: oficjalnie został żołnierzem kraju, który po 123 latach ponownie zaczął decydować o sobie. Pomimo zaszczytu, jakiego dostąpił, w jego codziennej pracy nic się nie zmieniło, gdyż zawsze wykonywał swoje zadania jak najstaranniej oraz w całości poświęcał się służbie Polsce.

W okresie jesiennym I batalion został przetransportowany pod Berezynę. 11 października 1919 roku oddział w kontrataku odrzucił batalion sowiecki. Tylko zdecydowanie dowódcy przy tym manewrze pozwoliło osiągnąć sukces. Do połowy listopada batalion toczył ciężkie walki, m.in. o Lepel, który miał niebagatelne znaczenie strategiczne dla późniejszych działań. Ostatecznie udało się obronić pozycje, a żołnierze wsławili się swoją wytrwałością.

6 grudnia 1919 roku mjr. Bohaterewicza spotkał kolejny zaszczyt. W końcu został dowódcą Pułku Strzelców Grodzieńskich. Miało to duże znaczenie, gdyż dzięki temu mógł w pełni pokazać swoje umiejętności dowódcze. Kilkanaście dni później po raz pierwszy w swojej historii cały pułk wziął udział w wypadzie na Kamień. Akcja ta zakończyła się sukcesem. Pierwsze miesiące roku upływały Bronisławowi na działaniach zaczepnych oraz na szkoleniu żołnierzy.

Warto zaznaczyć, że mjr Bronisław Bohaterewicz potrafił otoczyć podkomendnych wręcz ojcowską opieką oraz docenić ich ofiarną służbę. Po jednym z działań zaczepnych na Wołosowicze, pod konieck wietnia 1920 roku w rozkazie pochwalnym dowódca Pułku Strzelców Grodzieńskich wyróżnił mniej doświadczony II batalion, gdyż stwierdził, że „jest on już na równi z I batalionem”. Z pewnością chciał w ten sposób podnieść morale, które u niektórych żołnierzy mogło podupaść z powodu ciężkich walk oraz licznych niedogodności.

Preludium Bitwy Warszawskiej

Majowa ofensywa sowieckiej 15. Armii spowodowała, że Pułk Strzelców Grodzieńskich stanął przed niełatwym zadaniem, jakim była obrona okolicy Zabojenia przed zdecydowanie większymi siłami wroga. Polacy zostali zmuszeni do wycofania się w okolice Horodca. Dowódca Dywizji Litewsko-Białoruskiej gen. Jan Rządkowski wydał rozkaz kontrataku, jednak pomimo całodniowych walk nie udało się osiągnąć zakładanego celu i dywizja zmuszona była do odwrotu w okolice Górnej Berezyny. Tam pułk również poniósł porażkę, a w walkach rannych lub zabitych zostało około 200 żołnierzy. Heroiczny wyczyn oraz wysiłek podkomendnych mjr. Bohaterewicza zauważył Naczelny Wódz. Wystosował on pochwałę m.in. do II Brygady Litewsko-Białoruskiej, w której skład wchodził Pułk Strzelców Grodzieńskich. Ofensywa 1. Armii spowodowała, że pułk stanął w rejonie Dokrzyc, gdzie miał być oddziałem odwodowym dywizji.

Dekretem Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego 11 czerwca 1920 roku mjr Bronisław Bohaterewicz otrzymał awans na stopień podpułkownika z dniem 1 kwietnia 1920 roku.

Kolejnymi działaniami, w których wyróżnił się już ppłk Bohaterewicz, były ciężkie i zacięte walki toczone pod Wielką Czernicą pod koniec czerwca 1920 roku. Jedna z relacji następująco przedstawiała te
wydarzenia:

Dnia 24 VI 1920 roku pod naporem całej 21. Dywizji [Strzeleckiej] na odcinek II Brygady [Piechoty] od jez[iora] Meżuzol do rzeki Berezyny, obsadzony przez Nowogródzki P[ułk Piechoty], linie nasze poczęły
się cofać. Dla przywrócenia utraconej pozycji na pomoc Nowogr[ódzkiemu] P[ułkowi Piechoty] skierowane zostały dwa baony Grodz[ieńskiego] P[ułku] Strz[elców], pod dowództwem d[owód]cy pułku majora Bronisława Bohaterewicza z zadaniem kontrataku o godz. 15 w kierunku na Trościanicę i Bol. Czernicę. Osobiście kierowane przez mjr. Bohaterewicza oddziały w błyskawicznym kontrataku, przełamując prawe skrzydło nieprzyjaciela, zbiły całą brygadę sowiecką i zajęły Trościanicę. Zbliżająca się noc zatrzymała pułk przed Bol. Czernicą. Nie dając w ciągu nocy ciągłymi wypadami, podczas których wieś dwa razy była zajmowana przez nasze kompanie, chwili wytchnienia wrogowi i dzielnie odbijając kilkakrotnie ataki jego, przed południem dnia 25 VI 1920 r. uderzeniem wręcz opanowuje wieś Bol. Czernicę, odzyskując utraconą dnia poprzedniego przez Nowogr[ódzki] P[ułk Piechoty] linię. Umiejętnemu kierownictwu i osobistemu męstwu majora Bohaterewicza Grodzieński Pułk [Strzelców] zawdzięcza sukces tej akcji.

Generał Jan Rządkowski, dowódca Dywizji Litewsko-Białoruskiej

Do niewoli wzięto wtedy ponad stu jeńców oraz zabito dwustu żołnierzy Armii Czerwonej. Pułk również poniósł ciężkie straty, gdyż zginął oficer, dwóch zostało okaleczonych, około 120 szeregowych było rannych lub poległo. W czasie tych działań wojskowych podpułkownik odegrał istotną rolę, o czym świadczy fakt, że za walki z 24 i 25 czerwca pod Wielką Czernicą za rzeką Berezyną otrzymał order Virtuti Militari. We wniosku do odznaczenia Bohaterewicza można przeczytać:

Nadzwyczajny – służbę wojskową zna doskonale. Posiada wielkie doświadczenie bojowe. Bardzo oddany obowiązkom służbowym, które spełnia w najwyższym stopniu sumiennie. Dzielny d[owód]ca pułku – cieszy się szacunkiem i uznaniem podwładnych.

W Bitwie Warszawskiej

Jedną z najważniejszych bitew, w której brał udział Bronisław, była ta pod Radzyminem. Stanowiła ona część działań nazywanych BitwąWarszawską. W numerze „Ochotnika” (1938 r.), czyli jednodniówce Związku Byłych Ochotników Armii Polskiej, Uczestników Walk o Niepodległość, pojawił się artykuł Bohaterewicza na temat bitwy. Podpułkownik tak pisał:

Plan rosyjskiego dowództwa, który obecnie jest nam dokładnie znany, polegał przede wszystkim na opanowaniu Warszawy. To stanowiło zarówno strategiczny, jak i polityczny cel całej wojny. Toteż główną uwagę bolszewicy zwrócili na tereny położone na wschód od Pragi. Tu schodziły się linie komunikacyjne od wschodu […]. I to tu należało się z ich strony spodziewać najsilniejszego natarcia.

12 sierpnia 1920 roku pułk rozlokował się na odpoczynek. Następnego dnia w szeregach oddziału pojawiły się niepokój i podenerwowanie, słychać było bowiem odgłosy toczonych niedaleko Radzymina walk. 14 sierpnia 1920 roku Pułk Strzelców Grodzieńskich w okolicach Pustelnik spotkał dezerterów, którzy negatywnie wpływali na morale podkomendnych Bohaterewicza. Jako dowódca przemówił do nich wówczas tymi słowami:

Żołnierze! 46. pp wycofał się na drugą linię obronną. Radzymin zdobyli bolszewicy. Wy musicie odebrać Radzymin! Pamiętajcie, że to bitwa o Warszawę, stolicę i serce Ojczyzny! Dalej! Nie ma odwrotu! Pójdźmy naprzód!

Zadanie, jakie postawiono 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej, było trudne, gdyż polecono odbić Radzymin. Pułk Strzelców Grodzieńskich po szybkim i zdecydowanym natarciu zdobył Słupno. Dalej napotkał opór nieprzyjaciela, jednak dzięki energicznemu atakowi zajął Cegielnię. Stamtąd Polacy uderzyli na Aleksandrów, w którym przejęli karabiny maszynowe i wzięli kilku żołnierzy bolszewickich do niewoli. Między innymi dzięki tym działaniom Wileński Pułk Strzelców mógł około południa opanować Radzymin. Kontruderzenie znacznie silniejszych oddziałów bolszewików na pozycje pułków wileńskiego oraz grodzieńskiego wyparło żołnierzy polskich z Radzymina i Aleksandrowa. Upór oraz poświęcenie II Brygady spowodowały, że udało się zapobiec dalszemu marszowi na Warszawę, mimo że nie powiodło się odebranie Radzymina.

W nocy z 14 na 15 sierpnia 1920 roku sowiecka 81. Brygada Strzelców zaatakowała pozycje zajmowane przez Pułk Strzelców Grodzieńskich. Decyzja, jaką podjął Bohaterewicz, pozwoliła na odepchnięcie wrogich wojsk. Nad ranem II Brygada działająca w ramach 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej z pomocą czołgów ponownie zdobyła Radzymin, który został obsadzony przez Wileński Pułk Strzelców. Po południu nastąpiło uderzenie Sowietów, którzy znów zdobyli miasto. Pomimo wielkiego wysiłku, jaki włożono we wcześniejsze działania, wieczorem zapadła decyzja o kontruderzeniu Polaków na miasto. Ostrzał miasta przez artylerię wzbudził entuzjazm oraz zmotywował żołnierzy polskich, którzy ostatkiem sił poszli naprzód na Radzymin. W ten sposób znowu udało się zdobyć miasto oraz wziąć do niewoli  dziesiątki jeńców. Po paru godzinach pułk ponownie wyruszył, tym razem na Kraszew. Tam po walkach z oddziałami bolszewickimi udało się zdobyć miejscowość.

Opatrywanie rannego żołnierza po bitwie pod Radzyminem

Przemarsz jeńców sowieckich przez Radzymin

16 sierpnia 1920 roku to kolejny dzień zmagań z Sowietami. Również i tym razem ppłk Bohaterewicz wykazał się zmysłem taktycznym, gdyż m.in. jego rozkazy dały możliwość odsunięcia bolszewików w kierunku znajdujących się za nimi okopów. Dzięki przytomności oraz zdecydowaniu III batalionu z Pułku Strzelców Grodzieńskich oraz dwóch kompanii z 30. pp kontruderzenie Sowietów się nie udało. Po południu ppłk Bronisław Bohaterewicz, gdy prowadził obserwację, dostrzegł oddziały nieprzyjaciela. Szybko wydał rozkaz o ostrzelaniu pozycji w rejonie Dybowa. Ostatnim etapem walk było natarcie jednostki pod dowództwem Bohaterewicza na formacje bolszewickie. W ten sposób zakończyły się działania Pułku Strzelców Grodzieńskich pod Radzyminem. Najlepiej je podsumował sam bohater:

W taki sposób bitwa o Warszawę została wygrana na całej linii. Po zaciętych walkach [z] l4 [na] 15 sierpnia o zdobycie Radzymina bolszewicy byli już tak wyczerpani, że natarcia 16 sierpnia nie miały już tego rozpędu, a siła uderzeń była bardzo słaba. Zwycięstwo swoje w bitwie o Warszawę pułk grodzieński opłacił krwią przeszło stu zabitych i rannych. Pułk grodzieński za bój radzymiński otrzymał 10 orderów Virtuti Militari i 27 Krzyżów Walecznych. Po zakończonej wojnie Wielki Marszałek Józef Piłsudski osobiście udekorował sztandar Pułku Strzelców Grodzieńskich orderem Virtuti Militari. Ja jako dowódca pułku zostałem przedstawiony do awansu na pułkownika, albowiem order Virtuti Militari już otrzymałem za bój [z] 24 [na] 25 czerwca. W dniu 28 października 1928 r. dla uczczenia poległych została wmurowana w bramie cmentarza radzymińskiego biała tablica marmurowa, ufundowana przez korpus oficerski 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich, taką bowiem nazwę nosi obecnie dowodzony wtedy przeze mnie pułk.

Żołnierski los

2 października 1920 roku Bronisław po raz kolejny został uhonorowany za służbę państwu polskiemu. Marszałek Polski Józef Piłsudski podczas przeglądu 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej w Lidzie osobiście udekorował ppłk. Bohaterewicza krzyżem Virtuti Militari V klasy. Nie było jednak czasu na długie świętowanie, gdyż w tym okresie, czyli na przełomie września i października, wyznaczono Pułkowi Strzelców Grodzieńskich nowe zadanie. Pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego 1. Dywizja Litewsko-Białoruska dostała rozkaz zdobycia Wilna, które było w rękach litewskich. Pułk Strzelców Grodzieńskich z wielkim zapałem i poświęceniem wziął udział w szturmie na miasto, które zajęto 9 października 1920 roku. Była to ostatnia walka ppłk. Bohaterewicza na stanowisku dowódcy pułku grodzieńskiego. 12 października 1920 roku gen. Żeligowski proklamował powstanie Litwy Środkowej.

Sześć dni później Bronisław objął dowództwo Brygady Zapasowej w Wilnie. Tam jednak służył niespełna pół roku, gdyż brygada została zlikwidowana 1 marca 1921 roku. Jeszcze tego samego dnia ppłk Bohaterewicz w zastępstwie przejął zwierzchnictwo nad 2. Dywizją Litewsko-Białoruską. W tym roku ukończył też kurs nauk polonistycznych w Wilnie. Zgodnie z zapisem z 26 stycznia 1922 roku w dzienniku personalnym został mianowany członkiem Oficerskiego Trybunału Orzekającego. Zajmował się wówczas sprawami oficerów, którzy zostali oskarżeni o nieprzyznawanie się do narodowości polskiej jeszcze przed wstąpieniem do Wojska Polskiego.

Niebawem spotkało go kolejne wyróżnienie. Zgodnie z listą starszeństwa oficerów zawodowych Wojska Polskiego, zatwierdzoną dekretem Naczelnika Państwa z 3 maja 1922 roku, został awansowany do stopnia pułkownika ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 r. Generał Adam Mokrzecki wystawił Bohaterewiczowi następującą opinię:

Jako człowiek o silnym charakterze i woli, z inteligencją głęboką i wszechstronną, posiadając niezwykle rozwinięte poczucie obowiązku, jest doskonałym wychowawcą Korpusu Oficerskiego, cieszącym się poważaniem i pełnym uznaniem u przełożonych, prawdziwym szacunkiem swych podwładnych. Dobry Polak obywatel, pełen inicjatywy, czego dowodem [jest] sformowany przez niego Pułk Strzelców Grodzieńskich i szwadron tychże ułanów.

Również w maju 1922 roku objął stanowisko zastępcy dowódcy 20. Dywizji Piechoty, której kwatera znajdowała się w Słonimie. W 1923 roku ukończył kurs dowódców dywizji w Warszawie. Zgodnie z rozporządzeniem ministra spraw wojskowych z 18 września 1924 roku został przeniesiony z 78. pp do 81. pp bez zmiany dotychczasowego stanowiska. W kolejnym roku objął analogiczne stanowisko zastępcy
dowódcy w 18. Dywizji Piechoty. W związku z tym płk Bohaterewicz został oddelegowany do Łomży, gdzie stacjonowało dowództwo dywizji. W pełni się tam angażował. W każdym oddziale, którym dowodził, zwracał szczególną uwagę na wyszkolenie podkomendnych i rozwój osobisty żołnierzy, co w tamtych latach było rzadkością. Miał świadomość, że będzie to miało dla nich znaczenie już po zakończeniu służby.

14 października 1926 roku płk Bohaterewicz został zwolniony ze stanowiska zastępcy dowódcy 18. DP i oddelegowany do Dowództwa Okręgu Korpusu nr 1, które znajdowało się w Warszawie. Miał tam oczekiwać na dyspozycje dowódcy. Niecałe pół roku później, 18 lutego, zgodnie z rozporządzeniem ministra spraw wojskowych płk Bohaterewicz został przeniesiony w stan spoczynku z dniem 31 kwietnia 1927 roku. Otrzymał wówczas ostatni awans. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki nadał Bronisławowi Bohaterewiczowi stopień generała brygady wyłącznie z prawem do tytułu.

W stanie spoczynku

Przeniesienie w stan spoczynku gen. Bronisława Bohaterewicza nie oznaczało jednak, że zakończył on swoją działalność. Stronił od polityki, stał się aktywny w organizacjach społecznych. Wciąż jednak bliskie mu było środowisko wojskowych, dlatego włączył się w życie związków kombatanckich, m.in. był komendantem Okręgu Rezerwistów i Emerytów przy DOK III w Grodnie.

Podobnie jak ponad 10 tys. innych wojskowych za zasługi w walce oraz obronie państwa polskiego Bronisław Bohaterewicz (zapisany jako Bohatorewicz) otrzymał przydział ziemi. Jeszcze jako pułkownik miał zostać osadnikiem w Piłsudach (wcześniej miejscowość nosiła nazwę Kiełbasin) w powiecie grodzieńskim. Przydział wynosił 16 ha oraz dwa budynki. Według generała pomimo zainwestowania 12 tys. zł w ciągu 10 lat nie udało się doprowadzić gospodarstwa do takiego stanu, aby czerpać z niego zyski pozwalające na utrzymanie. Poza tym Bohaterewicz zdecydowanie wolał mieszkać w mieście, gdyż miał większe możliwości udzielania się w organizacjach kombatanckich lub społecznych. Dlatego przed wojną przebywał w Warszawie, gdzie zastał go wybuch wojny.

W 1933 roku  założono Związek Byłych Ochotników Armii Polskiej, Uczestników Walk o Niepodległość 1914–1921, w którego działalność nasz bohater się zaangażował. W 1938 roku został nawet prezesem związku. Bronisław mocno identyfikował się z ideami, którym hołdowała organizacja. Duży nacisk położono na edukację młodszych pokoleń i udzielanie pomocy materialnej i prawnej ochotnikom wojennym oraz ich rodzinom. Starano się również organizować kursy i szkolenia, które miały zwiększać umiejętności w zakresie wojskowości. Nie zapominano także o utrzymywaniu kontaktu z wojskiem, aby zachować gotowość do walki w obronie Polski. Generał Bohaterewicz miał duże doświadczenie w tej sferze, gdyż w czynnej służbie często zajmował się wyszkoleniem żołnierzy. To właśnie w czasie jego prezesury odbyła się niezwykle ważna uroczystość poświęcenia sztandaru Związku.

Przez pewien czas Bohaterewicz mieszkał w Druskiennikach. Odwiedzał wówczas Józefa Piłsudskiego, który tam wypoczywał. Mieczysław Wierzbowski, urodzony w 1921 roku, w czasie wojny żołnierz Armii
Krajowej, wspominał zabawną historię:

Tam [w Druskiennikach] spotkałem szereg ciekawych osób, jak na przykład generała Bohaterewicza, który mnie, takiego pędraka, zaczepił. „Co robisz?”. „A zbieram ślimaki, panie generale”. „A wiesz co, nazbieraj, to sobie zjemy, bo we Francji je się ślimaki”. No więc następnego dnia rano ja zbiory miałem, spotykam pana generała. „Panie generale, melduję się, ślimaki są”. „Kochany, ale ja już jestem po śniadaniu”.

Generał Bronisław Bohatyrewicz (idzie przed szeregiem) podczas uroczystości. Widoczni m.in. przedstawiciele władz, poczty sztandarowe, delegacja z wieńcem

Fotografia grupowa: w mundurze generała Bronisław Bohaterewicz

A więc wojna!

1 września 1939 roku gen. Bronisław Bohaterewicz przebywał w Druskiennikach na kuracji. Tam 17 września został zatrzymany, a następnie internowany. Był to z pewnością akt zemsty za długoletnią działalność, w szczególności za organizację Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej, gdyż to doprowadziło do przyłączenia Grodzieńszczyzny do II Rzeczypospolitej.

Na podstawie relacji żołnierzy, którzy również znaleźli się w niewoli sowieckiej, można odtworzyć drogę generała do obozu kozielskiego. Bronisław najpierw trafił do Łucka, skąd wraz z innymi jeńcami został przetransportowany przez Hrubieszów do Włodzimierza. Kolejnym ważnym przystankiem był obóz putywelski, do którego dotarł na początku października. Miejsce zakwaterowania, czyli były klasztor safroniewski, było położone około 12 km od stacji Tiotkino. Generał Bohaterewicz wraz z innymi wysokimi rangą jeńcami trafił do tzw. I uczastka. Warunki były tragiczne, ponieważ wciąż brakowało wody i pożywienia. Stanisław Swianiewicz, gdy wspominał pobyt w obozie w Putywlu, tak pisał o gen. Bohaterewiczu: „staruszek cierpiał na częste ataki serca, lecz trzymał się dobrze, był stale w dobrym humorze i usiłował robić wrażenie jak najbardziej rześkiego”. Dopiero pod koniec października Rosjanie zdecydowali o przetransportowaniu jeńców do kolejnych obozów. W Starobielsku zostawiono część niższych rangą wojskowych. Natomiast gen. Bohaterewicz został osadzony w Kozielsku, m.in. z gen. dyw. Henrykiem Minkiewiczem, gen. bryg. Mieczysławem Smorawińskim oraz gen. bryg. Jerzym Wołkowickim (jednym z dwóch generałów, którzy ocaleli ze zbrodni katyńskiej). Tam przebywał do marca 1940 roku. Generałowie często się spotykali w swoich barakach i dyskutowali o wielu sprawach, m.in. jak podnieść na duchu żołnierzy polskich będących z nimi w odosobnieniu. W tym miejscu warto przywołać historię Janiny Lewandowskiej, córki gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Dostała się do niewoli sowieckiej razem z innymi lotnikami z poznańskiego pułku lotniczego. Generał Bohaterewicz pozwolił jej nosić mundur oficerski, który otrzymała na początku września 1939 roku. W ten sposób uniknęła szykan ze strony sowieckiej straży obozowej. Janina Lewandowska była jedyną kobietą, która zginęła w Katyniu.

Na początku 1940 roku najwyższe władze ZSRS podjęły decyzję o eksterminacji oficerów polskich. W marcu 1940 roku sporządzona przez Ławrientija Berię tajna notatka traktowała „o rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR”, w których przetrzymywani byli jeńcy polscy. Pierwsze transporty do miejsc kaźni ruszyły na początku kwietnia. Generał Bronisław Bohaterewicz został umieszczony na liście wywózkowej NKWD nr 015/2 z 6 kwietnia 1940 roku. W pamiętniku Stefana Pieńkowskiego, znalezionym przy nim w trakcie ekshumacji, pod datą 7 kwietnia widnieje wpis: „Dalsza partia: poszło z pokoju 2 generałów [Bohaterewicz i Smorawiński]. Dziwnie samotnie”. Tragizm tych wydarzeń jest spotęgowany cynizmem Sowietów. Według relacji jednego z dwustu ocalałych jeńców, płk. dypl. Jerzego Grobickiego, generałom zorganizowano „pożegnalną stypę” z kawiorem i winem. Ocalony z obozu w Kozielsku wspominał, że jeden z enkawudzistów podsumował przyjęcie tymi słowami: „żegnają się i żegnają, a przecież i tak wszyscy do jednego miejsca trafią”. Generał został zastrzelony prawdopodobnie 9 kwietnia 1940 roku. W sumie w Katyniu zginęło około 4400 jeńców wojennych z obozu kozielskiego. Zamordowano ich strzałem z pistoletu w tył głowy.

Agresja Niemiec na ZSRS w czerwcu 1941 roku pozwoliła na wznowienie stosunków dyplomatycznych między rządem polskim na uchodźstwie a Związkiem Sowieckim. Doprowadziło to do podpisania układu Sikorski–Majski, który zapowiadał poprawę stosunków między oboma krajami. Wtedy też władze polskie na uchodźstwie intensywniej zaczęły się interesować losem aresztowanych oficerów. Masakrę dokonaną przez Sowietów w 1940 roku ujawniono na początku 1943 roku, kiedy na podstawie relacji okolicznych mieszkańców Niemcy znaleźli masowe groby zgładzonych obywateli polskich. Pierwszy komunikat radia niemieckiego w Berlinie dotyczący zbrodni wydano 13 kwietnia 1943 roku.

Prace ekshumacyjne w Katyniu rozpoczęły się w kwietniu 1943 roku. Były prowadzone przez Międzynarodową Komisję Lekarską powołaną przez rząd niemiecki z prof. Gerhardem Buhtzem na czele. Oprócz niej pracowała również Komisja Techniczna Polskiego Czerwonego Krzyża, w której skład weszli m.in. Kazimierz Skarżyński i dr Marian Wodziński. Dzięki wytężonej pracy udało się wydobyć około 4400 ciał, ostatecznie zidentyfikowano 2800 zabitych, m.in. trzech generałów: Bronisława Bohaterewicza, Mieczysława Smorawińskiego i Henryka Minkiewicza.

Generała Bohaterewicza rozpoznano dzięki dokumentom, które potwierdzały adres zamieszkania w Warszawie, oraz odznaczeniu Virtuti Militari, które miał przy sobie. Odnaleziono przy nim również list napisany w Kozielsku oraz dwie fotografie. Lampasy na mundurze gen. Bohaterewicza były widoczne, lecz zupełnie wypłowiałe. Wraz z gen. Mieczysławem Smorawińskim zostali pochowani w oddzielnych trumnach 29 kwietnia 1943 roku.

Fernand de Brinon (stoi w środku w białym prochowcu) na czele delegacji francusko-niemieckiej przy grobie gen. Bronisława Bohaterewicza, 1943 rok

Upamiętnienie

Groby generałów Smorawińskiego i Bohaterewicza w Katyniu

Generał Bronisław Bohaterewicz był wielokrotnie wyróżniany, w tym najwyższym odznaczeniem Rzeczypospolitej Polskiej, jakim jest Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari V klasy, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, który otrzymał w 1938 roku za działalność społeczną. Ponadto czterokrotnie był dekorowany Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi w 1939 roku, Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Zasługi Wojsk Litwy Środkowej, medalem pamiątkowym za wojnę 1918–1921 „Polska Swemu Obrońcy” oraz Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości w 1928 roku.

Pomimo rozpowszechniania kłamstwa katyńskiego przez władze PRL udało się m.in. dzięki inicjatywom Kościoła w Polsce upamiętnić gen. Mieczysława Smorawińskiego. W 1985 roku w kościele pw. Matki Bożej Zwycięskiej w Lublinie została odsłonięta tablica ku czci generała. Wysiłek wielu ludzi sprawił, że pamięć o przemilczanej zbrodni katyńskiej nie znikła w społeczeństwie polskim. Dopiero po upadku komunizmu w Polsce i Związku Sowieckim kwestia uwiecznienia przez państwo ofiar zbrodni katyńskiej mogła zostać podniesiona. Mimo to przez kilkanaście lat władze państwowe nie zdołały uwiecznić bohatera wojny polsko-bolszewickiej, który swoim heroizmem oraz poświęceniem przyczynił się do powstania Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej. Dopiero w 2007 roku Bronisław Bohaterewicz został awansowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego do stopnia generała dywizji. Ponadto uhonorowano generała w ramach akcji „Katyń… Ocalić od zapomnienia”. Bronisławowi Bohaterewiczowi poświęcone jest jedno z drzew zasadzonych przez Starostwo Powiatowe w Myśliborzu.

Nazwisko generała zobowiązywało do wielkich czynów. Stał się prawdziwym bohaterem Polski, która po 123 latach odrodziła się jako wolne państwo. Choć jego dokonania w okresie PRL przemilczano, to prawda o niezłomności oraz postawie patriotycznej tego żołnierza przetrwała dziesiątki lat komunistycznego zniewolenia.

Znadniemna.pl za Instytut Pamięci Narodowej/BOHATEROWIE NIEPODLEGŁEJ

 153 lata temu, 27 lutego 1870 roku, urodził się generał Bronisław Bohaterewicz, jeden z założycieli Samoobrony Ziemi Grodzieńskiej, która broniła Ziem Wschodnich zarówno przed Niemcami, jak i Sowietami. Jako uczestnik wojny polsko-bolszewickiej dowodził oddziałami podczas ofensywy wileńskiej i w Bitwie Warszawskiej.  Po przejściu w stan

Właściwie Henryk Homel. Aktor, reżyser teatralny, pedagog. Urodził się 27 lutego 1903 roku w Homlu (obecnie Białoruś). Syn Maksymiliana Majera Szletyńskiego-Cukier i Zofii Babinowicz. Zmarł 15 września 1996 roku w Konstancinie pod Warszawą.

Studiował polonistykę i historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim; oba kierunki ukończył w 1925 roku. Jednocześnie uczył się aktorstwa, był słuchaczem Oddziału Dramatycznego przy Konserwatorium Muzycznym w Warszawie – aktorski dyplom uzyskał w 1923 roku. Studiował tam przede wszystkim pod kierunkiem Stanisławy Wysockiej, jego profesorami byli również Karol Frycz, Wilam Horzyca, Juliusz Osterwa i Aleksander Zelwerowicz. Niemal dziesięć lat później, w 1932 roku, zdał eksternistyczny egzamin reżyserski. Był zapalonym teatromanem, podziwiał aktorstwo Wincentego Rapackiego i Mieczysława Frenkla, oglądał na scenie wielkiego tragika Bolesława Leszczyńskiego – aktorów debiutujących w drugiej połowie XIX wieku.

Przed wojną Szletyński występował w teatrach warszawskich, a także w Kaliszu, Łodzi, Wilnie i Lwowie. Był członkiem zespołów wędrownych kierowanych przez Stanisławę Wysocką, Karola Adwentowicza i Wandę Siemaszkową. W latach 1930-1931 był aktorem i kierownikiem literackim w Teatrze Ateneum Stefana Jaracza. Okupację przeżył w Warszawie, pracował jako inkasent w zakładach farmaceutycznych, a potem jako konduktor w kolejach EKD.

Po wojnie, w 1945 roku, prowadził Teatr Miejski w Łodzi, który niebawem stał się siedzibą Teatru Wojska Polskiego pod kierownictwem Leona Schillera. Szletyński pracował w tym teatrze, jako aktor i reżyser, do 1949 roku.

Drugim wielkim autorytetem w dziedzinie teatru był dla niego Konstanty Stanisławski, twórca słynnej metody kształcenia aktorów. Szletyński napisał wstęp do wydanych w 1954 roku „Pism” rosyjskiego reformatora sceny. W Łodzi Szletyński wyreżyserował m.in. Pana Jowialskiego Aleksandra Fredry, sam zagrał w tym przedstawieniu rolę tytułową (1945), i Oświadczyny Antoniego Czechowa, wystąpił w nich w roli Łomowa, (1947), a także Ożenek Mikołaja Gogola (1947) i Otella Williama Szekspira (1948).

W 1949 został pełnomocnikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki ds. Teatrów Dolnośląskich we Wrocławiu, a następnie ich dyrektorem. W latach 1951-1955 sprawował dyrekcję Teatrów Dramatycznych w Krakowie. Promował repertuar antymieszczański, za jego dyrekcji w Krakowie powstawały duże realistyczne widowiska.

W sezonie 1955/1956 kierował warszawskim Teatrem Powszechnym. Nadal grał i reżyserował na warszawskich scenach – w Teatrze Powszechnym i Teatrze Polskim. Od 1959 do 1973 roku, kiedy przeszedł na emeryturę, był związany z Teatrem Narodowym.

W latach 50. realizował sztuki produkcyjne, przygotował Moskiewski charakter Anatola Sofronowa w Teatrze Wielkim we Wrocławiu (1949) i Tysiąc walecznych Jana Rojewskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1951). Sięgał po klasykę rosyjską – w Teatrze im. Słowackiego wyreżyserował spektakle na dobrym, akademickim poziomie – Talenty i wielbiciele Aleksandra Ostrowskiego (1951) i Jegora Bułyczowa i innych Maksyma Gorkiego (1953).

Najważniejszym przedstawieniem tego okresu stał się Fantazy Juliusza Słowackiego ze scenografią Andrzeja Pronaszki. Szletyńskiemu udało się w tym widowisku uchwycić i wydobyć dwa splatające się nierozerwalnie w dramacie Słowackiego żywioły – komiczny i tragiczny.

W drugiej połowie lat 50. grał i reżyserował w Teatrze Polskim i Powszechnym w Warszawie. Współpracował wówczas z Ireną Babel, która powierzyła mu role Napoleona w Wojnie i pokoju wg Lwa Tołstoja (1957, Teatr Powszechny) i Poloniusza w Hamlecie Szekspira (1959, Teatr Powszechny). Szletyński wyreżyserował w tym czasie m.in. Elżbietę królową Anglii Ferdynanda Brucknera (1958, Teatr Powszechny) i Port Royal Henri de Montherlanta (1959, Teatr Polski).

Od 1959 roku reżyser był związany przede wszystkim z Teatrem Narodowym. Przygotował tu m.in. Wilki w nocy Tadeusza Rittnera, zagrał w tym spektaklu Prezydenta sądu (1962), Króla Ryszarda II Szekspira (1964) i Mizantropa Moliera z Gustawem Holoubkiem w roli Alcesta (1967). W 1963 roku pracował w Teatrze Polskim nad Borysem Godunowem Aleksandra Puszkina. Powstał historyczny, widowiskowy fresk wykorzystujący konwencję dramatyczną i operową. Na scenie Narodowego Szletyńskiego jako aktora można było ponadto oglądać w roli Malwolia w Wieczorze Trzech Króli Szekspira w reżyserii Józefa Wyszomirskiego (1960), Wilkosza w Uciekła mi przepióreczka Stefana Żeromskiego w reżyserii Jerzego Golińskiego (1964), Courcellesa w Świętej Joannie George’a Bernarda Shaw w reżyserii Adama Hanuszkiewicza (1969) i w przedstawieniach Kazimierza Dejmka jako Annasza/Tomasza w Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim Mikołaja z Wilkowiecka (1962), Charona/Eurypidesa w Żabach Arystofanesa (1963), Literata w Dziadach Adama Mickiewicza (1967), Giętkowskiego w Ciężkich czasach Michała Bałuckiego (1968).

Szletyński zajmował się również działalnością pedagogiczną, którą rozpoczął jeszcze przed wojną. Wykładał m.in. w Szkole Dramatycznej H. J. Hryniewieckiej. Po wojnie, w latach 1947-1948, był dziekanem Wydziału Aktorskiego Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie z siedzibą w Łodzi, a w latach 1948-1949 prodziekanem Wydziału Reżyserskiego tej uczelni. Potem uczył w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, w 1956 roku został jej profesorem. Równolegle rozwijała się jego kariera naukowa. W latach 1955-1961 kierował Zakładem Historii i Teorii Teatru, był też członkiem Rady Naukowej Instytutu Sztuki PAN. Opublikował wiele szkiców, artykułów, esejów i książek z dziedziny teatru. Jest autorem m.in. zbiorów wspomnień „Siedem gawęd z czasów młodości” (Warszawa 1979), „Sylwety i wspominki” (Kraków 1984), a także „Szkiców o aktorach” (Warszawa 1975), „Szkiców o teatrze” (Warszawa 1979) i książki „Kształtowanie się nowoczesnej sztuki aktorskiej w Polsce” (Kraków 1981). Wydał również „Stefana Jaracza wzloty i zbłądzenia” (Warszawa 1984) i „Opowieść o Leonie Schillerze (w setną rocznicę urodzin)”{C} (Kraków 1988).

W latach 1959-1961 i 1963-1965 był prezesem SPATIFu-ZASPu, od roku 1980 przewodniczącym Kapituły Członków Zasłużonych. W 1983 roku, w czasie aktorskiego bojkotu, objął ponownie stanowisko prezesa tym razem już „nowego” ZASP-u powstałego po rozwiązaniu przez władze w czasie stanu wojennego dotychczasowej organizacji aktorskiej. Funkcję prezesa pełnił do 1985 roku. Ugoda z komunistami spotkała się z ostrym sprzeciwem dużej części środowiska aktorskiego. Po latach Szletyński tak mówił o powziętej wówczas decyzji:

„Uważałem, że dla życia teatralnego, dla kultury narodowej ZASP musi być, i na tym polega godność aktorska i obrona tej godności (…) Mówiąc najprostszymi słowy uważałem, że istnienie ZASP-u jest niezbędne, i znalazłem wybitnych kolegów, którzy się przyłączyli!” („Wiadomości Kulturalne” 1995, nr 14).

Kilkakrotnie reżyserował w Teatrze Telewizji. Jest autorem m.in. telewizyjnych Ślubów panieńskich Aleksandra Fredry (1960), Scen dramatycznych na motywach Marii Stuart Juliusza Słowackiego, Mozarta i Salieriego Aleksandra Puszkina (1961) i Rosmersholmu Henryka Ibsena (1964). Na małym ekranie wystąpił m.in. w dwóch spektaklach Ludwika René – zagrał w Mieć i nie mieć Ernesta Hemingwaya (1960) i Panu Pickwicku w tarapatach na motywach powieści Karola Dickensa (1961). Wystąpił również w głównej roli w Człowieku, który zaślubił niemowę Anatola France’a w reżyserii Lucyny Tychowej (1962), wcielił się w głównego protagonistę – Balta w Fortepianie Jerzego Szaniawskiego, spektaklu przygotowanym przez Ignacego Gogolewskiego (1977) i Doktora w Dziadach części III Adama Mickiewicza w inscenizacji Jana Kulczyńskiego (1981).

Sporadycznie występował w filmie w rolach drugoplanowych i epizodycznych. Zagrał m.in. w sensacyjno-przygodowej Opowieści atlantyckiej Wandy Jakubowskiej (1956). W dramacie psychologicznym o rozliczeniach po II wojnie – Czasie przeszłym Leonarda Buczkowskiego wcielił się w postać sędziego (1961). U Buczkowskiego zagrał także Wybickiego w Marysi i Napoleonie (1966).

Znadniemna.pl za culture.pl

 

Właściwie Henryk Homel. Aktor, reżyser teatralny, pedagog. Urodził się 27 lutego 1903 roku w Homlu (obecnie Białoruś). Syn Maksymiliana Majera Szletyńskiego-Cukier i Zofii Babinowicz. Zmarł 15 września 1996 roku w Konstancinie pod Warszawą. Studiował polonistykę i historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim; oba kierunki ukończył w 1925

Australijskie organizacje Dział Szkolny Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, Polskie Towarzystwo Edukacyjne w Wiktorii i Polskie Biuro Opieki Społecznej „PolCare” zapraszają dzieci (5–11 lat) i młodzież (11–18 lat) polskiego pochodzenia,  mieszkających poza granicami Polski, do udziału w konkursie „Paweł Edmund Strzelecki – podróżnik, badacz, filantrop”.

Konkurs organizowany jest w trzech kategoriach: literackiej, plastycznej i multimedialnej. Jego celem jest popularyzacja wiedzy o postaci i dokonaniach Pawła Edmunda Strzeleckiego. Rozwijanie zainteresowania historią Polski i innych krajów, które Strzelecki odwiedzał lub w których mieszkał. Rozbudzanie ciekawości poznawczej i twórczego działania dzieci i młodzieży oraz umiejętności prezentowania przez nich posiadanej wiedzy i refleksji.

Szczegóły organizacyjne zawarte są w regulaminie konkursu, który wraz z kartą zgłoszeniową oraz literaturą źródłową znajdziecie Państwo w załącznikach do niniejszej publikacji.

Informacje o konkursie dostępne są także na Portalu Polonii w Wiktorii w zakładce „Konkursy”.

Termin nadsyłania prac mija 14 sierpnia 2023.

Załączniki do pobrania:

Regulamin Konkursu (pdf)

Karta zgłoszenia Uczestnika (word)

Literatura źródłowa (pdf)

Justyna Tarnowska, Community Engagement Officer at Polish Community Care Services Inc. ‘Portal Polonii w Wiktorii’ , Editor

Australijskie organizacje Dział Szkolny Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, Polskie Towarzystwo Edukacyjne w Wiktorii i Polskie Biuro Opieki Społecznej „PolCare” zapraszają dzieci (5–11 lat) i młodzież (11–18 lat) polskiego pochodzenia,  mieszkających poza granicami Polski, do udziału w konkursie „Paweł Edmund Strzelecki – podróżnik, badacz, filantrop”. Konkurs

Wielu zarzucało jej perfidię z dążeniu do celu, jakim było osiągnięcie pozycji jednej z najbogatszych osób na świecie. Jednak historia Barbary Piaseckiej-Johnson to przede wszystkim opowieść o kobiecie, która wiedziała, czego chce od życia – i w pełni wykorzystała szanse, jakie napotkała na swojej drodze.

Barbara Piasecka urodziła się 25 lutego 1937 roku w Staniewiczach w powiecie grodzieńskim na terenie dzisiejszej Białorusi. Była czwartym, najmłodszym dzieckiem Wojciecha i Pelagii Piaseckich, niezamożnych rolników. Tam zastała ich II wojna światowa. „Ustawili nas pod ścianą – całą moją rodzinę. Skierowali na nas karabiny maszynowe, jakby mieli do nas strzelać. Staliśmy tak przez długie godziny” – tak wspomnienia małej Basi opisuje Ewa Winnicka, autorka książki „Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej Johnson”.

Zawirowania powojenne oraz zmiana granic spowodowały, że rodzina Piaseckich podzieliła los innych repatriantów z ZSRR i przeniosła się na tzw. Ziemie Odzyskane. Ojciec Barbary objął wówczas niewielkie gospodarstwo w Zacharzycach pod Wrocławiem, pracując jednocześnie w miejskim zakładzie komunikacji. Matka z kolei cierpiała na problemy psychiczne, a napady paranoi i furii często kierowała pod adresem córki. Trudna sytuacja materialna rodziny skłoniła Barbarę, by szukać lepszego życia gdzie indziej.

Emigracja ważniejsza niż studia

Szkołę podstawową i średnią ukończyła we Wrocławiu, które to miasto, jak się później okazało, otworzyło przed nią drzwi do „wielkiego świata”. Zanim to jednak nastąpiło, postanowiła kontynuować naukę, wybierając jako kierunek studiów historię sztuki i filozofię. Rozpoczęła też pracę w miejscowym oddziale Muzeum Narodowego, co pozwoliło jej na bliskie obcowanie ze sztuką. Wybór studiów okazał się trafny, ponieważ jej praca magisterska zebrała same pozytywne opinie recenzentów.

Była bardzo ambitna i choć przyjęto ją na studia doktoranckie, zdecydowała się zrezygnować i w wieku 29 lat, ponoć dzięki starszemu narzeczonemu, opuściła kraj. Wybór padł na Włochy, a konkretnie na Rzym. Jeszcze przed wyjazdem miała powiedzieć znajomym, że „pewnego dnia powróci rolls-roycem z szoferem”. Według krążących legend Polskę miała opuszczać ze stoma dolarami w kieszeni.

Barbara Piasecka była bardzo ambitna i nie chciała klepać biedy (fot. mat. pras.)

Praca u Johnsonów

Robert Wood Johnson, jeden z założycieli firmy Johnson & Johnson. Fot.: wikimedia.org

We Włoszech nie zagrzała długo miejsca, mimo że swoim pięknym uśmiechem miała rozkochać w sobie tamtejszego arystokratę. Postawiła wszystko na jedną kartę i zdecydowała się, nie znając angielskiego, latem 1968 roku wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Tam nawiązała znajomość z Zofią Kowerdan, która załatwiła jej pracę kucharki u swoich pracodawców, czyli w rezydencji państwa Johnsonów.

W ten sposób Barbara trafiła pod dach współwłaściciela wielkiego koncernu farmaceutycznego Johna Sewarda Johnsona i jego drugiej żony Esther Underwood. Pan domu od dawna cieszył się reputacją kobieciarza i od razu zwrócił uwagę na urodziwą blondynkę z Polski. Nową pracownicę miał powitać słowami: „moja żona powiedziała, że mamy piękną kucharkę, mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa”.

Sławomir Koper, autor książki „Najbogatsze” na podstawie dokumentów IPN dowiódł, że odziedziczyła ona spadek po wujku w Brazylii. Wyjazdy, najpierw do Włoch, a potem do USA miały pomóc jej zarobić na podróż do Ameryki Południowej i prawników, którzy mieli jej pomóc w uzyskaniu spadku w wysokości nawet 300 tysięcy ówczesnych dolarów.

Zbliżyła ich sztuka

Chociaż nie umiała dobrze gotować i nie sprawdziła się w roli kucharki, zaproponowano jej stanowisko pokojówki. W ten sposób przepracowała u Johnsonów niespełna rok, odkładając pieniądze na studia. Po wyprowadzce podjęła je na Uniwersytecie Nowojorskim. Niewykluczone, że już wcześniej Barbara i Seward zostali kochankami, zwłaszcza że on wcześniej miewał liczne romanse.

Po zawieszeniu studiów, wróciła do rezydencji jako kurator zbiorów sztuki. Johnson marzył o stworzeniu własnej kolekcji, a Barbara, zgodnie ze swoim wykształceniem, miała mu w tym pomóc. Oprócz zamiłowania do sztuki, odbywali wspólne rejsy po Morzu Karaibskim i spotykali się w jego nadmorskiej posiadłości na Florydzie, gdzie on czekał na nią z bukietem róż. Całkowicie stracił dla niej głowę, a ona po latach mówiła, że „był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie”.

Ślub kolejnym kaprysem

Barbara Piasecka i Seward Johnson, lata 70. XX wieku. Fot.: Laski Diffusion/EastNews

Winnicka w swojej książce przedstawia kilka opowieści na to, czym zauroczyła go biedna dziewczyna z Polski, ale szczególnie lubi jedną. – Miała powiedzieć mu, że w jej kraju mężczyzna, jeśli chce bliżej poznać kobietę, powinien się z nią ożenić. I ten zrobił to, spełniając swój kolejny kaprys – zauważa autorka. Wyprowadził się tym samym z domu, zamieszkał u Barbary, a jego prawnicy rozpoczęli postępowanie rozwodowe po ponad 30 latach małżeństwa.

Sama Piasecka opowiadała z kolei, że Seward na odchodne z rezydencji wręczył jej swój prywatny numer telefonu. Skoro nie skorzystała, to wysłał po nią samochód z kierowcą, by przywiózł ją do jego biura. Tam wyznał jej miłość, a ślub odbył się 6 listopada 1971 roku. „Pan młody” wniósł w to małżeństwo nie tylko 330 milionów dolarów, jacht i kilka domów, ale także dwie byłe żony, z którymi miał sześcioro dzieci. Żadne z nich nie zjawiło się na ich weselu.

Barbara Piasecka i Seward Johnson w latach 70. XX wieku. Fot.: Laski Diffusion/EastNews

Barbara Piasecka-Johnson wraz z mężem ufundowali nagrodę młodemu Krystianowi Zimermanowi. Fot.: Laski Diffusion/EastNews

John Seward Johnson I i Barbara Piasecka Johnson, 1973 rok. Fot.: Marek Czasnojc/Forum

John Seward Johnson I i Barbara Piasecka Johnson, 1973 rok. Fot.: Marek Czasnojc/Forum

O ceremonii nie było nawet wzmianki w kronikach towarzyskich New Jersey, a nowojorski „Daily News” za zdjęcie nowej pani Johnson był skłonny zapłacić nawet 500 dolarów. Barbara wznosząc toast miała powiedzieć: „za mężczyznę, który dał mi wszystko i da mi wszystko, jeśli będzie trzeba”.

Dom z 36 łazienkami i parkiem

Historyk sztuki, przedsiebiorca, filantropka i kolekcjonerka Barbara Piasecka-Johnson. Fot.: PAP/Cezary Slominski

Po ślubie nadal dużo podróżowali, szczególnie do Włoch, gdzie Seward miał dom w Toskanii. Była to też okazja do wizyt w galeriach i muzeach, po których wzbogacili swoją kolekcję o dzieła Tintoretta, Rembrandta, El Greca i Tycjana, a także Witkacego, Moneta, Gauguina i wielu innych. Prym w tych zakupach wiodła Barbara, ale ich wspólne inwestycje nie ograniczały się tylko do rynku sztuki.

Obraz Caravaggia z kolekcji Barbary Piaseckiej-Johnson

Krótko po ślubie Piasecka-Johnson rozpoczęła budowę luksusowego kompleksu Jasna Polana w Princeton. „Fontanna na dziedzińcu, kuta brama przed wjazdem do rezydencji, rekordowa liczba 36 toalet i park pocięty precyzyjną siatką ścieżek” – opisuje Winnicka. Prace nad budową rezydencji trwały siedem lat, a ich koszt szacuje się na 30 milionów dolarów. – Zbudowała ​bajkowy pałac, do którego wyposażenie zwoziła z europejskich zamków – dodaje autorka książki. Stała się ich główną siedzibą, w której bywali znakomici goście, jak tenor Placido Domingo czy tenisista Wojciech Fibak.

Rezydencję Jasna Polana w Princeton zbudowała od podstaw. Fot.: Wikipedia/Ekem

Barbara Piasecka-Johnson, 21.09.2002, Jasna Polana, Princeton. Fot.: Cz. Czapliński

Książe Albert i Barbara Piasecka-Johnson, 21.09.2002, Jasna Polana. Fot.: Cz. Czapliński

Łączyły ich pieniądze i fascynacja

Ich związek od początku budził kontrowersje, nie tylko ze względu na wiek i dzielące ich ponad 40 lat. Z całą pewnością trzymały ich przy sobie pieniądze, ale i obopólna fascynacja. – Dodałabym jeszcze wdzięczność i przywiązanie, ale było to dość burzliwe małżeństwo, bo Barbara była osobą trudną – przyznaje Winnicka. W 1981 roku u Johnsona zdiagnozowano nowotwór, którego pomimo wysiłków lekarzy nie udało się powstrzymać. W maju 1983 roku milioner zmarł w wieku 87 lat.

Barbara Piasecka-Johnson już po jego śmieci, rok 1986. Fot.: AP Photo/Jack Kanthal/East News

Wydziedziczył dzieci

Pozostawił po sobie majątek wart blisko pół miliarda dolarów, który w testamencie, zmienionym po raz ostatni kilka tygodni przed śmiercią (łącznie dokonał 30 zmian, z czego 22 w trakcie małżeństwa), w całości zapisał trzeciej żonie. Spośród dzieci wyróżnił tylko syna Sewarda Juniora, któremu zostawił przystań jachtową i milion dolarów.

Sądowa walka o spadek

Takie rozstrzygnięcie wywołało burzę, którą rodzina przeniosła na salę sądową. W trakcie trwającego 17 tygodni procesu, który ze względu na zainteresowanie mediów zelektryzował całą Amerykę, wyszły na jaw pikantne szczegóły z życia rodziny Johnsonów. Dzieci i ich świadkowie (łącznie 75 osób) próbowali udowodnić, że była służbistką, która nie kochała męża, a jej linia obrony opierała się na tym, że potomkowie nie interesowali się nim przed śmiercią. – Do tej pory opinia publiczna nie miała do czynienia z procesem, który dotyczyłby życia prywatnego bardzo bogatych Amerykanów – wyjaśnia autorka książki.

Ostatecznie strony doszły do porozumienia i zawarły ugodę, na mocy której Barbara zatrzymała blisko 350 milionów dolarów, a dzieci 42,5 mln do podziału. Był to dość nieoczekiwany zwrot akcji, ponieważ „nie była osobą skłonną do kompromisów i nie musiała liczyć się ze zdaniem innych”. Proces okazał się kosztowny, a honoraria adwokatów wyniosły 24 mln dolarów. Później Piasecka-Johnson poświęciła się sztuce, tworząc tym samym jeden z najważniejszych prywatnych zbiorów na świecie.

Miała głowę do interesów

Barbara Piasecka-Johnson na spotkanie z ówczesną ministrem kultury i sztuki Izabellą Cywińską. Fot.: PAP/Cezary Słomiński

Organizowała również liczne wystawy, wypożyczała swoje dzieła różnym muzeom, w tym Zamkowi Królewskiemu w Warszawie (wystawa Opus Sacrum w 1990 r. – przyp. red.). Na sztuce umiała też zarabiać, a rezydencję w Jasnej Polanie w 1998 roku przebudowała na luksusowy klub golfowy. Jej decyzje biznesowe sprawiły, że odziedziczony majątek powiększyła niemal dziesięciokrotnie.

Działalność charytatywna i pomoc opozycji

Choć robiła interesy na całym świecie, to nigdy nie zapomniała o Polsce. Miała bliskie kontakty z „Solidarnością”, a po upadku komunizmu chciała nawet ratować Stocznię Gdańską, ale do transakcji nie doszło. – Gdy w Polsce zaczęły się przemiany demokratyczne, pani Barbara chciała mieć wpływ na to, co dzieje się w kraju – tłumaczy ten pomysł Winnicka. Już w 1974 roku założyła „The Barbara Piasecka Johnson Foundation”, która fundowała stypendia dla naukowców i artystów.

Po rozczarowaniu Ameryką w 1995 roku przeprowadziła się do Monte Carlo, gdzie kupiła dom. Zaczęła coraz mocniej obnosić się z wiarą, co spowodowało przenosiny do włoskiego Asyżu, miejsca związanego ze św. Franciszkiem. Tam w ciszy i spokoju żyła przez kilka lat.

Pomnożyła otrzymaną fortunę, trafiając w 2001 roku na listę najbogatszych kobiet świata magazynu „Forbes”. W 2011 roku zajęła w rankingu tego czasopisma 393. miejsce wśród najbogatszych ludzi na Ziemi.

Ostatnie lata życia spędziła na działalności filantropijnej, fundując oraz wspierając m.in. Dom Matki i Dziecka w Gnieźnie, gdański Instytut Wspomagania Rozwoju Dziecka oraz legnicki ośrodek diagnostyki onkologicznej.

Barbara Piasecka-Johnson, mulimilionerka, spoczywa na cmentarzu przy ul. Bujwida we Wrocławiu. Fot.: Tomasz Wysocki

W 2009 roku zachorowała na raka, a ostatnie lata życia spędziła w Sobotce pod Wrocławiem, gdzie zmarła 1 kwietnia 2013 roku w wieku 76 lat. Nie miała dzieci, a część majątku zapisała fundacji swojego imienia, którą zarządzają jej bratankowie. W testamencie także przekazała część zebranych dzieł sztuki Zamkowi Królewskiemu.

Nieprzychylni mówili, że Barbara Piasecka-Johnson była osobą trudną. Fot.: PAP/Roman Jocher

Znadniemna.pl/tvp.info/twojahistoria.pl/Fot: K.Mikuła/Wprost/East News

Wielu zarzucało jej perfidię z dążeniu do celu, jakim było osiągnięcie pozycji jednej z najbogatszych osób na świecie. Jednak historia Barbary Piaseckiej-Johnson to przede wszystkim opowieść o kobiecie, która wiedziała, czego chce od życia – i w pełni wykorzystała szanse, jakie napotkała na swojej drodze. Barbara

Rada Polonii Świata wydała Oświadczenie z okazji rocznicy zbrodniczej napaści Rosji na Ukrainę.

Publikujemy  dokument, w którym Polonia światowa solidaryzuje się z walczącym o wolność i niepodległość Narodem Ukrainy i wyraża przekonanie, że Ukraińcy, wspierani przez narody wolnego i demokratycznego świata, odniosą zwycięstwo nad zbrodniczym reżimem Putina.

OŚWIADCZENIE W ROCZNICĘ NAPAŚCI ROSJI NA UKRAINĘ

Dziś mija rok od niesprowokowanej napaści armii Rosyjskiej na niepodległą Ukrainę. W chwili obecnej Rosja toczy największą i najokrutniejszą wojnę w Europie od zakończenia II Wojny Światowej, a kłamliwa rosyjska propaganda nazywa to „operacją specjalną”. To wojna zbrodnicza, niszczone są elektrownie i wodociągi, terroryzowane jest ukraińskie społeczeństwo nalotami na obiekty cywilne: domy mieszkalne, szpitale, szkoły i przedszkola, teatry i obiekty muzealne. Po raz kolejny Rada Polonii Świata, z całą stanowczością potępia rosyjski akt agresji skierowany przeciw Ukrainie.

Na okupowanych terenach ludzie stawiający opór najeźdźcom, są mordowani i poddawani torturom. Rosyjscy żołnierze oraz oddziały zwerbowane ze zwolnionych z więzienia przestępców gwałcą i rabują. Te haniebne czyny ukazały moralny upadek rosyjskiej armii, której zbrodnie wojenne powinny zostać osądzone przez międzynarodowy trybunał, przed którym winni stanąć nie tylko bezpośredni przestępcy, ale również ich wojskowi dowódcy i polityczni sprawcy tej wojny. Dyktatorski rosyjski reżim przeliczył się, planując zajęcie sąsiedniego kraju w kilkudniowym blixtkrigu, a dziś wojna obronna Ukrainy toczy się już cały rok i obnażyła nie tylko niskie morale rosyjskiej armii, ale również jej słabe dowodzenie, wyszkolenie i zaopatrzenie.

Rada Polonii Świata wyraża najwyższe uznanie dla bohaterskiego narodu ukraińskiego, który w heroicznej walce pod przywództwem Prezydenta broni niepodległości swojego kraju, dążąc ofiarnie do zwycięstwa. Broni tym samym czerwonej linii, dzielącej demokratyczną część Europy od dyktatury, której terytorialny apetyt rośnie od wielu lat.

Wyrażamy podziw i uznanie dla Polski, która w zaistniałej sytuacji zajęła pozycję szczególną wśród narodów Europy i świata, jesteśmy dumni z naszej Ojczyzny. Ten podziw dzielą z nami społeczności krajów naszego zamieszkania. Wyrażamy uznanie dla polskiego społeczeństwa, które otworzyło swe domy i szkoły dla wojennych uchodźców z bratniej Ukrainy, dla samorządów, instytucji, organizacji społecznych i religijnych organizujących pomoc dla nich i dla pozostałych w strefie wojny mieszkańców Ukrainy. W Polsce, miliony uchodźców otrzymało schronienie, najczęściej też pracę, a dzieci szkołę.

Wyrażamy uznanie dla polskich władz, które otworzyły granice państwa dla milionów uchodźców z Ukrainy i zabezpieczyły niezbędne dla nich środki finansowe. Wzywamy Unię Europejską i pozostałe państwa Europy do solidarnego, finansowego wsparcia Polski, proporcjonalnego do ogromnych humanitarnych kosztów, jakie Polska poniosła.

Rada Polonii Świata pragnie wyrazić uznanie i podziękowanie dla Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i innych organizacji, które objęły szczególną opieką dotkniętych działaniami wojennymi naszych Rodaków na Ukrainie. Pragniemy również podziękować licznym organizacjom polonijnym, które podjęły niezliczone, spontaniczne akcje pomocy dla Ukrainy i dla naszych Rodaków tam mieszkających.

Wyrażamy uznanie dla krajów wolnego świata, które pod przywództwem Stanów Zjednoczonych wspierają Ukrainę sprzętem wojskowym, niezbędnym do obrony przed najeźdźcą – to jedyna droga do zwycięstwa. Dziękujemy również za bezwarunkową gwarancję bezpieczeństwa i wsparcie udzielane przez Stany Zjednoczone Polsce, odgrywającej w zaistniałej sytuacji międzynarodowej ogromną i szczególną rolę.

Rada Polonii Świata, w ramach organizacyjnych możliwości, będzie nadal wspierać wszelką pomoc humanitarną dla ludzi dotkniętych wojną oraz wszelkie dalsze działania na rzecz wyzwolenia przez Ukrainę jej okupowanych terenów. W tej wojnie siła moralna jest po stronie Ukrainy i państw ją wspierających.

Zwycięstwo Ukrainy i sprawiedliwy pokój będą zwycięstwem wolnego świata nad dyktaturą i przemocą.

W imieniu Prezydium

Jarosław Narkiewicz
Przewodniczący Rady Polonii Świata

Litwa, Wilno – 24 lutego 2023 r.

Znadniemna.pl za rada-polonii-swiata.org

Rada Polonii Świata wydała Oświadczenie z okazji rocznicy zbrodniczej napaści Rosji na Ukrainę. Publikujemy  dokument, w którym Polonia światowa solidaryzuje się z walczącym o wolność i niepodległość Narodem Ukrainy i wyraża przekonanie, że Ukraińcy, wspierani przez narody wolnego i demokratycznego świata, odniosą zwycięstwo nad zbrodniczym

Skip to content