HomeStandard Blog Whole Post (Page 499)

Polacy z Lidy przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Grodnie dokonali renowacji cmentarza wojennego, na którym spoczywają szczątki żołnierzy, poległych w wojnie polsko-bolszewickiej oraz lotnicy ze stacjonującego w Lidzie w okresie międzywojennym 5 Pułku Lotniczego.

Cmentarz_Lotnikow_w_Lidzie

Przepięknie pomalowany obelisk, zwieńczony pomalowanym na biało obejmującym krzyż orłem, nawiązującym kształtem do orła z odznaki pilota wojskowego, wprowadzonej do użytku w polskim lotnictwie wojskowym w lutym 1919 roku oraz pomalowane na biało krzyże i nagrobki na mogiłach żołnierzy. Wszystko to na tle starannie wykoszonej trawy. Tak wygląda nekropolia lidzka, zwana Cmentarzem Lotników, po renowacji, dokonanej przez działaczy Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie, którą wsparł Konsulat Generalny RP w Grodnie.

Cmentarz_Lotnikow_w_Lidzie_01

Na odnowionym obelisku zawisła nowa tablica, przypominająca o polskich żołnierzach, których szczątki spoczywają w nekropolii.

O renowacji Cmentarza Lotników w Lidzie miejscowi Polacy marzyli od dłuższego czasu. Starali się utrzymywać cmentarz we wzorowym porządku, sprzątając liście i kosząc trawę kilka razy w roku. Z własnej inicjatywy pomalowali ogrodzenie wokół cmentarza. Szukali też sponsora renowacji obelisku z orłem i grobów żołnierzy. I taki sponsor na szczęście się znalazł. Została nim polska placówka konsularna w Grodnie.

– Pragniemy serdecznie podziękować Konsulatowi Generalnemu RP w Grodnie za pomoc w renowacji pomnika i cmentarza – mówią lidzcy Polacy.

Irena Biernacka z Lidy

Polacy z Lidy przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Grodnie dokonali renowacji cmentarza wojennego, na którym spoczywają szczątki żołnierzy, poległych w wojnie polsko-bolszewickiej oraz lotnicy ze stacjonującego w Lidzie w okresie międzywojennym 5 Pułku Lotniczego. Przepięknie pomalowany obelisk, zwieńczony pomalowanym na biało obejmującym krzyż orłem, nawiązującym

Nagrodę „Pierścień Niepodległości”, przyznawaną przez organizatorów festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci, otrzymała 3 września, podczas warszawskiej premiery filmu dokumentalnego „Dzieci kwatery Ł” w reżyserii Arkadiusza Gołębiewskiego, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi kapitan Weronika Sebastianowicz.

Weronika Sebastianowicz odbiera nagrodę, fot.: radiownet.pl

Weronika Sebastianowicz odbiera nagrodę, fot.: radiownet.pl

Premiera filmu Arkadiusza Gołębiewskiego, opowiadającego o losach potomków Żołnierzy Niezłomnych – ofiar komunizmu – odbyła się w warszawskim Kinie Atlantic. Weronika Sebastianowicz była obecna na premierze filmu jako gośc honorowy. Zapowiedź, iż otrzyma nagrodę festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci, którego VI już edycja startuje dzisiaj w Gdyni, wywołała owację na stojąco zgromadzonej na sali kinowej publiczności.

Weronika Sebastianowicz odbiera nagrodę, fot.: radiownet.pl

Weronika Sebastianowicz z nagrodą podczas warszawskiej premiery filmu „Dzieci kwatery Ł”, fot.: radiownet.pl

Weronika Sebastianowicz na sali kinowej, fot.: radiownet.pl

Weronika Sebastianowicz na sali kinowej, fot.: radiownet.pl

Pani kapitan, dziękując za wyróżnienie, powiedziała, że Białoruś potrzebuje takich ludzi, jak profesor Krzysztof Szwagrzyk, jeden z bohaterów filmu „Dzieci kwatery Ł” i niestrudzony badacz i popularyzator losów Żołnierzy Niezłomnych.

Weronika Sebastianowicz z nagrodą w swoim domu, w Skidlu

Weronika Sebastianowicz z nagrodą w swoim domu w Skidlu

Nagroda festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci

Nagroda festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci

Film dokumentalny „Dzieci kwatery Ł” to wzruszająca opowieść o ludziach, którzy przez cały okres PRL-u czuli się zaszczuci. Opowieść o nich przeplata się ze zdjęciami reżysera, który towarzyszył ekipie profesora Krzysztofa Szwagrzyka i rodzinom zmarłych podczas kolejnych etapów prac ekshumacyjnych na powązkowskiej „Łączce”. Razem z nimi dowiaduje się o kolejnych zidentyfikowanych nazwiskach, pokazuje szczątki pomordowanych bohaterów. Równocześnie przedstawia losy rodzin, ich osamotnienie w prl-owskiej rzeczywistości i zmaganie z brakiem ojców.

Zrealizowany przez Arkadiusza Gołębiewskiego dokument stanowi kontynuację słynnej Kwatery Ł.

Wśród bohaterów filmu są zarówno dzieci, jak i wnuki zabitych. Niektórzy pamiętają zmarłych, lecz w filmie jest również poruszająca opowieść pani urodzonej już po śmierci swojego ojca.

Znadniemna.pl na podstawie Radiownet.pl

Nagrodę „Pierścień Niepodległości”, przyznawaną przez organizatorów festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci, otrzymała 3 września, podczas warszawskiej premiery filmu dokumentalnego "Dzieci kwatery Ł" w reżyserii Arkadiusza Gołębiewskiego, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi kapitan Weronika Sebastianowicz. [caption id="attachment_5877" align="alignnone" width="480"] Weronika Sebastianowicz odbiera nagrodę, fot.: radiownet.pl[/caption] Premiera filmu

Prezentujemy kolejnego bohatera naszej akcji Jana Mieczkowskiego, przedwojennego strażaka z Oddziału nr 1 Straży Pożarnej w Grodnie. Historię Jana Mieczkowskiego opisał dla nas jego wnuk, mieszkający obecnie we wsi Jeziory pod Grodnem Aleksander Mieczkowski.

Jan_Mieczkowski

Jan Mieczkowski

Pan Aleksander przekazał nam zdjęcie swojego dziadka w mundurze strażackim, w którym Jan Mieczkowski, jako rezerwista został zmobilizowany we wrześniu 1939 roku do wojska, aby bronić Ojczyzny.

Jan_Mieczkowski_z_Jezior

Jan Mieczkowski ze swoją żoną Nadzieją i córeczkami Heleną oraz Czesławą.

A oto opis tego, co z Janem Mieczkowskim zdarzyło się po wybuchu wojny:

JAN MIECZKOWSKI, urodził się 9 kwietnia 1904 roku we wsi Kościuki, gmina Święciany, powiątu święciańskiego. Jak już wspomnieliśmy służył strażakiem w Oddziale nr 1 Straży Pożarnej w Grodnie (obecnie tam na ul. Zamkowej, także znajduje się remiza strażacka z zabytkową wieżą pożarową). Na kilka dni przed wybuchem wojny Jan Mieczkowski miał kilkudniową przepustkę do domu wtedy też wykonano prezentowane zdjęcie, na którym Jan Mieczkowski jest utrwalony ze swoją żoną Nadzieją i córeczkami Heleną oraz Czesławą.

Po powrocie z przepustki Jan Mieczkowski został zmobilizowany i trafił do Sokółki (był tam duży ośrodek mobilizacyjny taborów, służby weterynaryjnej oraz służby zdrowia). Jan Mieczkowski prawdopodobnie nie zdążył wziąć udziału w działaniach zbrojnych podczas kampanii wrześniowej, gdyż po uderzeniu na Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej Armii Czerwonej jego jednostka została otoczona. Ze wspomnień spisanych przez wnuka Jana Mieczkowskiego – Aleksandra – wynika, że dowództwo wypuszczało żołnierzy z miejsca dyslokacji jednostki po zaopatrzenie w wodę i żywność do okolicznych wsi, ostrzegając, żeby trzymali broń przy sobie i nie szli dużą grupą. Jan Mieczkowski wraz z grupą kolegów został jednak wzięty do niewoli przez bolszewików. Jak wspominał, po rozbrojeniu przez czerwonoarmistów jego wraz z innymi żołnierzami polskimi wsadzono do bydlęcych wagonów i powieźli do Rosji. „Było wśród nas dużo młodziutkich wychowanych kulturalnych oficerów polskich” – wspominał Jan Mieczkowski. Mówił, że nikt nie wiedział, dokąd jadą. Prze kilka dni podróży nie dostawali ani jedzenia ani wody. Wreszcie na jednej ze stacji przez szczeliny w wagonie bolszewicy zaczęli wrzucać polskim jeńcom suszoną płotkę kaspijską (wobłę). „Oficerowie nie brali tej ryby, bo się krępowali” – wspominał Jan Mieczkowski. Według niego suszona ryba i nieduże ilości wody – takie było menu jeńców przez całą dalszą drogę, aż do momentu, gdy skład pociągu zatrzymał się na dłużej na jednej ze stacji. Wtedy też ochrona zaproponowała jeńcom żeby zebrali pieniądze na normalne produkty. Mimo tego, że pieniądze zebrano, nikt uwięzionym w wagonach żołnierzom nie przyniósł żadnego jedzenia. Z wagonów żołnierzy wypuszczono dopiero gdzieś na Północy Rosji. Stamtąd, po oddzieleniu oficerów od szeregowych, jeńców powieźli do Moskwy. Jana Mieczkowskiego, mimo tego, że był szeregowym, najpierw zidentyfikowano, jako oficera. „Dlatego, że miałem wzorowo wyczyszczone buty i guziki na mundurze” – wspominał.

Strazacy_Grodno_1939

Strażacy grodzieńscy przed II wojną światową

W Moskwie oficerów powieźli gdzieś jeszcze, zdaniem Jana Mieczkowskiego – do Katynia. A szeregowi wracali w rodzinne strony, jak kto potrafił. Jan Mieczkowski wracał do podgrodzieńskich Jezior, gdzie mieszkały jego siostry Salomea i Stefania (jeszcze jedna Maria mieszkała w Łyntupach) oraz żona z dziećmi. Jako że nie przyjął obywatelstwa radzieckiego Jan Mieczkowski nie został zaciągnięty do Armii Czerwonej i wojnę spędził w Jeziorach. Po wojnie siostry Jana Mieczkowskiego repatriowały się do Polski i zamieszkały w Gorzowie Wielkopolskim (obecnie żyją tam ich dzieci i wnuki, noszący nazwiska: Klip, Domejko oraz Grygianiec).

Po wojnie Jan Mieczkowski zatrudnił się w jeziorskim tartaku, jako cieśla. Dorabiał też na innych robotach. Żona Jana Mieczkowskiego Nadzieja, choć była z pochodzenia Białorusinką, przeszła na wiarę katolicką i wychowała wraz z mężem dzieci – dwie córki i syna Janusza – na gorliwych katolików i polskich patriotów.

Jan Mieczkowski zmarł 25 marca 1987 roku, a jego żona Nadzieja Mieczkowska – 15 października 1991 roku.

Cześć Ich Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie relacji Aleksandra Mieczkowskiego

Prezentujemy kolejnego bohatera naszej akcji Jana Mieczkowskiego, przedwojennego strażaka z Oddziału nr 1 Straży Pożarnej w Grodnie. Historię Jana Mieczkowskiego opisał dla nas jego wnuk, mieszkający obecnie we wsi Jeziory pod Grodnem Aleksander Mieczkowski. [caption id="attachment_5866" align="alignnone" width="480"] Jan Mieczkowski[/caption] Pan Aleksander przekazał nam zdjęcie swojego dziadka

Niestety, mniejszość polska we wszystkich krajach na Wschodzie ma problemy ze swoim szkolnictwem.

Jerzy Haszczyński, fot.:rp.pl

Jerzy Haszczyński, fot.:rp.pl

Majstrowanie przy ustawach edukacyjnych odbywa się i na Litwie, i na Ukrainie, i na Białorusi. Wszędzie są pomysły ograniczenia nauczania w języku polskim. Zazwyczaj zaczyna się od zmniejszania liczby przedmiotów prowadzonych po polsku czy łączenia klas polskojęzycznych z innymi, także rosyjskojęzycznymi. Potem jest próba zepchnięcia polskiego do roli języka obcego jak angielskiego. Na końcu może być całkowite wynarodowienie Polaków na terenach, na których mieszkają od pokoleń. A na terytorium tych trzech krajów jest ich około 650 tysięcy, nieoficjalnie znacznie więcej.

Teraz taką próbę podjęły władze Białorusi, kraju, w którym mniejszość polska jest najliczniejsza, ale ma najmniej szkół prowadzących prawie w całości naukę po polsku – zaledwie dwie. I to ufundowane przez Polskę. Atak na to skromniutkie szkolnictwo polskie odbywa się w momencie, gdy władze w Mińsku – przestraszone zaborczością Moskwy odbudowującej rosyjskojęzyczne imperium – wróciły do gry na dwa fronty. Zachodowi są skłonne dać świeczkę, a diabłu ze Wschodu pozostawić w rękach ogarek. W tym wypadku ogarek jest znacznie ważniejszy niż świeczka, oznacza bliską współpracę wojskową i polityczną. Ale ta świeczka nie jest bez znaczenia, może oznaczać spokój i stabilizację na sporym odcinku wschodniej granicy.

Na fali kolejnego ocieplenia ze świeczką dwa tygodnie temu pojawił się w Polsce szef białoruskiej dyplomacji. Trudno sobie wyobrazić, żeby coś u nas uzyskał dla swojego obłożonego sankcjami Zachodu prezydenta Aleksandra Łukaszenki, gdyby nie wiązało się to z poprawą doli mniejszości polskiej na Białorusi.

Jak zawsze w odniesieniu do Polaków na Wschodzie sprawa jest jednak niezwykle delikatna. Na przykładzie Litwy widać, że nie wystarcza dobra wola Polski wobec większości, by mniejszości, naszym rodakom, wiodło się lepiej. Ale walczyć o nich trzeba, nie mogą zniknąć z głównych zadań polskiej polityki wschodniej.

Jerzy Haszczyński, Rzeczpospolita

Niestety, mniejszość polska we wszystkich krajach na Wschodzie ma problemy ze swoim szkolnictwem. [caption id="attachment_4771" align="alignnone" width="480"] Jerzy Haszczyński, fot.:rp.pl[/caption] Majstrowanie przy ustawach edukacyjnych odbywa się i na Litwie, i na Ukrainie, i na Białorusi. Wszędzie są pomysły ograniczenia nauczania w języku polskim. Zazwyczaj zaczyna się od

Około 150 podpisów pod listem do ministra edukacji Republiki Białoruś Siarhieja Maskiewicza zebrał w ciągu niecałej doby tylko w Grodnie Związek Polaków na Białorusi.

Prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz informuje grodzieńskich Polaków o zagrożeniu, jakie niesie inicjatywa ministerstwa edukacji polskiemu szkolnictwu na Białorusi

Prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz informuje grodzieńskich Polaków o zagrożeniu, jakie niesie inicjatywa białoruskiego ministerstwa edukacji polskiemu szkolnictwu na Białorusi

Najwięcej – 85 podpisów – udało się zebrać wczoraj wieczorem podczas tradycyjnego wtorkowego zebrania Oddziału ZPB w Grodnie. Od dzisiaj rano do podpisania listu zgłosiło się kilkudziesięciu kolejnych, zaniepokojonych groźbą zniszczenia szkolnictwa polskiego na Białorusi, grodnian polskiego pochodzenia. Razem na obecny moment pod listem do ministra Maskiewicza widnieje blisko 150 podpisów grodzieńskich Polaków.

Kolejka do złożenia podpisu pod listem do ministra edukacji

Kolejka do złożenia podpisu pod listem do ministra edukacji

W sporządzonym przez ZPB i proponowanym do podpisywania liście do ministra obywatele Białorusi polskiego pochodzenia protestują przeciwko proponowanej przez Ministerstwo Edukacji Republiki Białoruś nowelizacji Kodeksu RB „O edukacji” w części, dotyczącej szkół, w których nauczanie odbywa się w języku mniejszości narodowej. A mianowicie – zmiany języka wykładowego z polskiego na rosyjski bądź białoruski w przypadku szeregu dyscyplin humanistycznych.

Składanie podpisu pod listem w obronie polskiego szkolnictwa na Białorusi

Składanie podpisu pod listem w obronie polskiego szkolnictwa na Białorusi

Głębokie oburzenie Polaków wywołuje zapisana w projekcie nowelizacji możliwość poszerzenia listy dyscyplin szkolnych, które mają być wykładane po rosyjsku bądź białorusku, między innymi na życzenie władz lokalnych.

podpisy_3

„ Uważamy, że zmiany proponowane do Kodeksu Republiki Białoruś „O edukacji” łamią nasze prawa, jako przedstawicieli polskiej mniejszości narodowej, zagwarantowane przez Konstytucję Republiki Białoruś oraz międzynarodowe akty prawne, których sygnatariuszem jest Republika Białoruś” – czytamy w liście do ministra Maskiewicza.

podpisy

W związku z powyższym Polacy proszą o wycofanie z projektu nowelizacji Kodeksu Republiki Białoruś „O edukacji”, łamiących ich prawa zapisów i nawołują, aby w przyszłości białoruski resort edukacji konsultował z mieszkającymi na Białorusi Polakami zmiany ustawodawcze, dotyczące ich interesów.

podpisy_2

Zainicjowana przez Związek Polaków na Białorusi zbiórka podpisów pod listem do ministra edukacji RB będzie się odbywała we wszystkich strukturach terenowych ZPB. Jak wynika z naszej informacji projekt nowelizacji Kodeksu Republiki Białoruś „O edukacji” powinien wpłynąć do parlamentu białoruskiego w grudniu tego roku.

Znadniemna.pl

Około 150 podpisów pod listem do ministra edukacji Republiki Białoruś Siarhieja Maskiewicza zebrał w ciągu niecałej doby tylko w Grodnie Związek Polaków na Białorusi. [caption id="attachment_5853" align="alignnone" width="480"] Prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz informuje grodzieńskich Polaków o zagrożeniu, jakie niesie inicjatywa białoruskiego ministerstwa edukacji polskiemu szkolnictwu na

Szanowni czytelnicy! Pragniemy zaprezentować Państwu twórczość Grażyny Łuszczyk, młodej utalentowanej grodnianki, studentki 5 roku dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.

Młoda poetka wysłała do redakcji swój wiersz pt. „Grodno”, który wydał nam się niezwykle ciekawy, dowodzący tego, że grodnianie, gdzie by się nie znaleźli, kochają swoje rodzinne miasto, pozostają mu wierni i nie łatwo ustępują zajęte przez Grodno miejsce w swoim sercu innym miejscowościom, nawet powszechnie uznawanym za najatrakcyjniejsze miejsca na Ziemi.

Z podziękowaniem dla młodej poetki i przyszłej dziennikarki za rymowane wyznanie miłości do Grodna zamieszczamy poniżej nadesłany do redakcji wiersz:

Grodno

Stary zegar na białej Farze

Odlicza grodnianom czas.

Moje miasto jest takim miastem,

Gdzie się wraca niejeden raz.

 

Moje miasto nie kusi luksusem

I przepychem atrakcji też,

Jednak staje się istną pokusą

Dla spragnionych spokoju serc.

 

Moje miasto wśród dzwonów cerkiewnych

I kościołów wznoszących się wież,

Wśród żydowskich z bóżnicy śpiewów,

W cieniu kirchy stojącej u drzew.

 

Moje miasto jest czasem ciche,

Zamyślone, wpatrzone w chmury …

Były czasy, gdy sam król Batory

Stał u jego potężnych murów.

 

Wizytówką mojego miasta

Nie jest pałac ze złota czy szkła,

Jednak cóż to za szczęście – podziwiać,

Jak nad Niemen nadciąga mgła…

 

Gdy tłumy turystów wędrują

Z przewodnikiem po Rzymie gdzieś,

Moje miasto nie prosi o podziw,

Bo w nim i duma i skromność jest.

O autorce:

Grażyna Łuszczyk, fot.: facebook.com

Grażyna Łuszczyk, fot.: facebook.com

Grażyna Łuszczyk, urodziła się w Grodnie w 1991 roku. Pochodzi z rodziny mieszanej: ojciec – Białorusin, matka – Polka. Przyznaje, że styczność z językiem i kulturą polską miała w rodzinie od wczesnego dzieciństwa. Polskie korzenie „skierowały” Grażynę do Liceum Społecznego im. Elizy Orzeszkowej przy Polskiej Macierzy Szkolnej. Po ukończeniu liceum Grażyna dostała się na studia do Polski i obecnie studiuje na ostatnim roku magisterskich studiów dziennikarskich na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Grażyna pisze wiersze od wczesnych lat dzieciństwa. Próbuje tworzyć nie tylko po polsku, lecz także po rosyjsku i białorusku, a nawet po angielsku. Oprócz poezji Grażyna interesuje się nauką języków obcych, tańcem orientalnym i lubi podróżować.

Znadniemna.pl

Szanowni czytelnicy! Pragniemy zaprezentować Państwu twórczość Grażyny Łuszczyk, młodej utalentowanej grodnianki, studentki 5 roku dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Młoda poetka wysłała do redakcji swój wiersz pt. „Grodno”, który wydał nam się niezwykle ciekawy, dowodzący tego, że grodnianie, gdzie by się nie znaleźli, kochają swoje rodzinne miasto,

Misjami parafialnymi, sztafetą sportową i innymi przedsięwzięciami zaczęli przygotowania do obchodów 100-letniej rocznicy wzniesienia w Widzach kościoła Narodzin Najświętszej Maryi Panny miejscowi parafianie.

Stuletni kościół w Widzach

Stuletni kościół w Widzach

Kościół w Widzach (rej. Brasławski, obw. witebski) jest drugą pod względem wysokości wież (59 metrów) świątynią katolicką na Białorusi. Został wzniesiony w 1914 roku, był uszkodzony w okresie II wojny światowej, w okresie radzieckim zaś był wykorzystywany jako magazyn lnu, a później – jako hala sportowa.

Wieże kościoła w Widzach wznoszą się 59 metrów nad ziemią

Wieże kościoła w Widzach wznoszą się 59 metrów nad ziemią

Wiernym niszczejąca świątynia została zwrócona u schyłku istnienia ZSRR w roku 1989. Od roku 2000, kiedy proboszczem parafii w Widzach został ks. Alfred Piechota, siłami proboszcza i parafian świątyni zostaje przywracane pierwotne piękno, teren wokół niej jest porządkowany i upiększany, a sama parafia wypełnia się życiem duchowym. W ramach przygotowań do stuletniego jubileuszu świątyni, odbywają się w niej prowadzone przez księży redemptorystów z Grodna parafialne misje duchowe: poprzez modlitwę, konferencje oraz spowiedź wierni mają okazję rozważać nad własnym życiem i zmieniać je na lepsze.

Podczas nabożeństwa

Podczas nabożeństwa

nabozenstwo_1

W parafii regularnie odbywają się rodzinne święta, sportowe zawody, koncerty a nawet loterie, w których można wygrać cenne nagrody, na przykład rower, czy wycieczkę do Rzymu. Wśród wypróbowujących los nie ma zresztą przegranych, gdyż każdy uczestnik otrzymuje choćby drobny upominek.

Wygrany na loterii rower i jego szczęśliwa właścicielka

Wygrany na loterii rower i jego szczęśliwa właścicielka

Na zakończenie misji parafialnych Msza Święta w kościele w Widzach została odprawiona w języku polskim. Starsi ludzie w miasteczku, mimo dziesięcioleci rusyfikacji, wciąż często rozmawiają między sobą po polsku.

Nie brakuje atrakcji także dla młodych mieszkańców Widz. W sztafecie „100 kilometrów dobrych spraw” udział wzięło czterdziestu młodych parafian, z których najmłodszy ma zaledwie 9 lat.

Ksiądz proboszcz Alfred Piechota wraz z parafianami zapraszają wszystkich chętnych na uroczyste obchody stulecia kościoła w Widzach, które odbędą się za miesiąc – 5 października.

Ludmiła Burlewicz z Widz

Misjami parafialnymi, sztafetą sportową i innymi przedsięwzięciami zaczęli przygotowania do obchodów 100-letniej rocznicy wzniesienia w Widzach kościoła Narodzin Najświętszej Maryi Panny miejscowi parafianie. [caption id="attachment_5836" align="alignnone" width="480"] Stuletni kościół w Widzach[/caption] Kościół w Widzach (rej. Brasławski, obw. witebski) jest drugą pod względem wysokości wież (59 metrów) świątynią

Historia 72-letniej kobiety, utrwalona w filmie pt. „Córka Prypeci” białoruskiego reżysera Ihara Byszniowa, zdobyła najwyższą ocenę jury Międzynarodowego Katolickiego Festiwalu Filmów i Programów Telewizyjnych „Magnificat-2014”.

Afisz festiwalu "Magnificat-2014", fot.: signis.by

Afisz festiwalu „Magnificat-2014”, fot.: signis.by

„Przy wielkiej poleskiej rzece Prypeci mieszka sędziwa kobieta. Doznała wielu prób i miała niełatwe życie, ale to ono jest dla niej najważniejsze. To jego trzeba bronić, umacniać, oświecać i wypełniać wiarą” – taki opis zwycięskiego filmu znajdujemy na stronie internetowej festiwalu Signis.by.

Historia życia kobiety z białoruskiego Polesia zwyciężyła w rywalizacji z ponad 40. filmami i programami telewizyjnymi, zgłoszonymi do konkursu festiwalu z 16 krajów świata.

Tradycyjnie podczas tegorocznego „Magnificatu” sukces odnieśli także polscy filmowcy. Zdobyli dwie nagrody. „Za ujawnienie nowych kart w historii tragedii Katyńskiej” nagrodzony został obraz Telewizji Religia sp. z o.o. pt. „Śmierć ich połączyła”. Najlepszym reżyserem festiwalu została Joanna Frydrych, reżyserka i autorka scenariusza do filmu pt. „Uwolnić motyla” (prod. Telewizja Polska SA).

Tegoroczny „Magnificat” to już dziesiąta – jubileuszowa – edycja, odbywającego się na Białorusi wydarzenia religijno-filmowego, cieszącego się co raz większym prestiżem wśród filmowców na całym świecie.

Ludmiła Burlewicz z Mińska

Historia 72-letniej kobiety, utrwalona w filmie pt. „Córka Prypeci” białoruskiego reżysera Ihara Byszniowa, zdobyła najwyższą ocenę jury Międzynarodowego Katolickiego Festiwalu Filmów i Programów Telewizyjnych „Magnificat-2014”. [caption id="attachment_5832" align="alignnone" width="480"] Afisz festiwalu "Magnificat-2014", fot.: signis.by[/caption] „Przy wielkiej poleskiej rzece Prypeci mieszka sędziwa kobieta. Doznała wielu prób i miała

Renowacji pomnika z 1933 roku, upamiętniającego piętnastolecie odzyskania przez Polskę niepodległości, dokonali w Miadziołu członkowie Oddziału ZPB w Mińsku.

Prace przy pomniku i w kwaterze żołnierzy 1920 roku

Prace przy pomniku i w kwaterze żołnierzy 1920 roku

Odnaleziony jeszcze w 2005 roku pomnik jest cennym świadectwem przedwojennego patriotyzmu społeczności Miadzioła, czego dowodzi wyryty na postumencie napis: „Dnia 11.XI.!933r. jako w piętnastoletnią rocznicę odzyskania niepodległości Państwa Polskiego wzniosło ten pomnik poległym Bohaterom wdzięczne społeczeństwo gminy miadzielskiej”.

Napis na postumencie pomnika

Napis na postumencie pomnika

Polacy z Mińska, dowiedziawszy się o istnieniu artefaktu polskości ziemi miadziołskiej, postanowili odnowić pomnik i w 2012 roku wybrali się do Miadzioła, aby ocenić stan zabytku. Wtedy też dowiedzieli się, że pomnik stał w niedużej (na pięć grobów) kwaterze żołnierzy, poległych w wojnie polsko-bolszewickiej. Stał, niestety, niedługo, bo zaledwie przez sześć lat. Po wybuchu II wojny światowej i okupacji przez ZSRR wschodnich terenów Polski, w latach 1939-1940 komuniści wysadzili pomnik w powietrze. Nie udało im się jednak zniszczyć go ostatecznie. Pomnik spadł z postumentu, ale zachował się we względnie dobrym stanie, leżąc przy pięciu nagrobkach bohaterów walk o niepodległą Polskę.

Grupa działaczy ZPB z Mińska, pracujących przy renowacji pomnika i kwatery

Grupa działaczy ZPB z Mińska, pracujących przy renowacji pomnika i kwatery

15 sierpnia w Święto Wojska Polskiego Polacy Mińska odwiedzili pomnik i kwaterę wraz z konsulem Adamem Kaczyńskim. Wtedy też podjęli ostateczną decyzję, aby przywrócić świetność pamiątce po czasach, gdy Miadzioł leżał w granicach wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej.

Pomnik i kwatera po renowacji

Pomnik i kwatera po renowacji

Zawdzięczając umiejętnościom mińskiego działacza ZPB Edwarda Kaczana oraz wysiłkowi członków stołecznego oddziału organizacji 23 sierpnia odnowiony, przepiękny pomnik piętnastolecia niepodległości Polski wrócił na swoje miejsce w kwaterze żołnierzy 1920 roku, a w ciągu kolejnych dni Polacy uporządkowali terytorium wokół pomnika, wysadzając przy nim kwiaty i sprzątając kwaterę żołnierzy, ku czci których społeczność Miadzioła 81 lat temu ufundowała i wzniosła pomnik.

Kwatera _po_renowacji_1

Kwatera _po_renowacji_2

Pomnik, choć już stoi na postumencie, wymaga dalszej pielęgnacji i renowacji. Prawie niewidoczny jest umieszczony na nim napis: „Tu spoczywają zwłoki nieznanych żołnierzy polskich poległych w walkach w obronie ojczyzny w czerwcu 1920 r. z bolszewikami pod Miadziołem”.

Fragment napisu wymagającego odtworzenia na wyremontowanym pomniku

Widoczny przed renowacją fragment napisu, wymagającego odtworzenia na wyremontowanym pomniku

Polacy z Mińska cieszą się, że udało im się przywrócić do względnie normalnego stanu jedno z miejsc polskiej pamięci narodowej na ziemi miadziołskiej. Zapewniają, że będą regularnie odwiedzać kwaterę żołnierzy 1920 roku, pielęgnować pamięć o nich i utrzymywać we wzorowym stanie samą nekropolię.

Helena Marczukiewicz z Miadzioła

Renowacji pomnika z 1933 roku, upamiętniającego piętnastolecie odzyskania przez Polskę niepodległości, dokonali w Miadziołu członkowie Oddziału ZPB w Mińsku. [caption id="attachment_5822" align="alignnone" width="480"] Prace przy pomniku i w kwaterze żołnierzy 1920 roku[/caption] Odnaleziony jeszcze w 2005 roku pomnik jest cennym świadectwem przedwojennego patriotyzmu społeczności Miadzioła, czego dowodzi

Cieszymy się, że nie słabnie zainteresowanie naszą akcją wśród Rodaków w Polsce. Prezentujemy kolejnego obrońcę Wolnej Polski z Kresów, Franciszka Bubnowicza, dziadka Wojciecha Bubnowicza, mieszkającego w Poznaniu .

Pan Wojciech sam opisał historię życia swojego dziadka. Zrobił to bardzo dokładnie, można by powiedzieć – wzorowo, za co Jemu serdecznie dziękujemy i zamieszczamy tę relację poniżej.

FRANCISZEK BUBNOWICZ (10.10.1910 – 29.06.1973), syn Jana Bubnowicz (1873-1917) i Marii Bubnowicz z domu Malczewskiej (zm. 19.10.1942), córki Tadeusza Malczewskiego.

Franciszek Bubnowicz w 1931 roku

Franciszek Bubnowicz w 1931 roku

Franciszek urodził się w majątku Mazurkowszczyzna (przed wojną – w powiecie wołkowyskim wojewłdztwa białostockiego II Rzeczypospolitej, obecnie – w rejonie wołkowyskim obwodu grodzieńskiego). Po osiągnięciu pełnoletniości Franciszek zarządzał drewnianym młynem wodnym w miejscowości Piaski, który otrzymał w spadku od swojego ojca. Młyn wybudował jego ojciec Jan ok. 1900 roku.

Miejsca zamieszkania:

– do 1945 r. Piaski nad rz. Zelwianka – obecnie Białoruś, obwód grodzieński, rejon mostowski.

– od 1945 do 1949 – Ośno Lubuskie

– od 1949 – Koszalin

Franciszek Bubnowicz w 1933 roku

Franciszek Bubnowicz w 1933 roku

Wyszkolenie:

– kawalerzysta – 1 Pułku Szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie do 1933 r.

– w czasie służby Franciszek był adiutantem Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego (inf. rodzinna).

|Warszawa 1931r. -Franciszek Bubnowicz (z lewej) z kolegami

Warszawa 1931r. -Franciszek Bubnowicz (z lewej) z kolegami

Szlak bojowy w 1939r.:

– po 1 września zmobilizowany do 110 Rezerwowego Pułku Ułanów w Wołkowysku.

– prawdopodobnie w okresie 4 – 25 września szlak bojowy związany z III szwadronem 110 pułku pod dowództwem rtm. Wiktora Macieja Moczulskiego.

10 września dowództwo obejmuje ppłk w stanie spoczynku Jerzy Dąbrowski.

12 września (data prawdopodobna) Pułk osiągnął stan etatowy i zdolność bojową. Gorzej sprawa wyglądała z uzbrojeniem i wyposażeniem.

14 września pułk został włączony w skład Rezerwowej Brygady Kawalerii „Wołkowysk” pod dowództwem płk. Edmunda Heldut-Tarnasiewicza.

15 września (?) pułk przeszedł w okolice Izabelina z zadaniem ubezpieczenia i rozpoznania przedpola Wołkowyska,

16 września (?) pułk przechodzi na północ w rejon miejscowości Piaski i Mosty. Stamtąd udał się z kolei na zachód w rejon Ejsmont i Olekszyc.

17 września (?) po otrzymaniu rozkazu marszu w kierunku na Wilno przez Mosty – Wasiliszki – Lidę, pułk wraz z resztą Brygady udał się w tamten obszar.

18 września (?) w sytuacji agresji Rosji Sowieckiej i po otrzymaniu fałszywej wiadomości o kapitulacji Wilna, zmieniono kierunek marszu na Grodno. Pułk spełniał zadanie straży przedniej Brygady. Wykonywał on wówczas zadanie tłumienia komunistycznych rozruchów i dywersji we wsiach i miasteczkach na trasie przemarszu Brygady. W rejonie Grodna ppłk J. Dąbrowski podjął decyzję odłączenia się od reszty Brygady. Część badaczy uważa, że była to samowolna decyzja.

W nocy z 20 na 21 września Pułk przeprawił się na zachodni brzeg Niemna w rejonie miejscowości Hoża. Tam skierował się w stronę Puszczy Augustowskiej.

22 września pułk zatrzymał się na odpoczynek w Podchamarcach i Małowistem. Wówczas część oficerów na czele z rtm. Napoleonem Kostaneckim i ppor. Janem Magrowiczem zgłosiła się do ppłk. J. Dąbrowskiego z propozycją przejścia na Litwę lub rozwiązania oddziału. Otrzymali oni zgodę na to. Z drugiej strony do Pułku dołączyła grupa złożona z kilku oficerów i podoficerów ze 102 Rezerwowego Pułku Ułanów na czele z rtm. Stanisławem Sołtykiewiczem, którzy zawrócili znad granicy litewskiej, aby walczyć dalej. Podjęta została wówczas decyzja marszu na pomoc oblężonej Warszawie. Ruszono więc na południe do Biebrzy.

23 września, wieczorem, pułk przeszedł linię kolejową Augustów-Grodno, osiągając Krasnybór. Na odpoczynek zatrzymano się we wsi Mogilnice. W tym czasie do polskich pozycji zbliżyła się sowiecka kolumna zmotoryzowana i kilka czołgów, które rozpoczęły ostrzał wsi. Poległ jeden polski oficer i prawdopodobnie wszyscy żołnierze plutonu kolarzy, a konie Pułku rozbiegły się po okolicy. Po tym ataku, który doprowadził do rozproszenia jednego szwadronu i zamieszanie w pozostałych, Pułk pomaszerował nadbiebrzańskimi lasami w kierunku południowo-wschodnim.

24 września pułk dotarł w rejon Dolistowa. Tam został zaskoczony i rozbity przez sowiecką 20 Brygadę Zmotoryzowaną.

– przed dostaniem się do niewoli Franciszek zatopił w okolicznych bagnach samochód wraz z dokumentami (inf. rodzinna).

Okres okupacji sowieckiej:

– wywieziony wraz z innymi jeńcami do obozu w głębi Rosji (gdzieś pod Moskwę)

– w obozie jenieckim spędził kilkanaście dni

– Któregoś dnia Sowieci podzielili jeńców na dwie grupy. W jednej z nich był Franciszek a w drugiej jeden z jego znajomych z rodzinnej miejscowości. Franciszek opuścił swoją grupę i przedarł się do znajomego. Przekazał mu rzeczy osobiste (dokumenty, listy, fotografie, odznaczenia itp), aby przekazał je rodzinie, w razie gdyby Franciszek nie wrócił do domu i skierował się na powrót do swojej grupy. Został jednak spostrzeżony przez jednego z pilnujących ich żołnierzy sowieckich, który słowami „nie lzia, nie pajdiosz” zawrócił go do grupy znajomego. Cała grupa znajomego, wraz z Franciszkiem została wywieziona wagonami na zachód – czyli w stronę domu. O pozostałych ślad zaginął. Domyślać się jedynie można, że trafili do Katynia, Miednoje i innych miejsc straceń.

– Franciszek po kilku dniach podróży wrócił do domu. Śmiertelnie wycieńczony, przez kilkadziesiąt dni wracał do zdrowia.

– Wolnością i spokojem nie cieszył się zbyt długo. NKWD szybko zorientowało się, że był „piłsudczykiem” i regularnie go prześladowało.

– Po zakończeniu wojny w 1945 aby chronić rodzinę, w obawie przed NKWD i ponownym aresztowaniem, spakował dobytek na furmanki i w nocy wyjechał wraz z rodziną na zachód.

– Rankiem przyszli po niego funkcjonariusze NKWD. Zastali jednak pusty dom. Wg jednego ze świadków, któryś z funkcjonariuszy stwierdził „piłsudczyk uszoł”… (inf. rodzinna)

– Franciszek wraz z rodziną dołączył do grupy repatriantów.

Okres PRL-u:

– Wraz z repatriantami Franciszek z rodzina dotarł na ziemie odzyskane. Osiedlił się w miejscowości Ośno Lubuskie, gdzie zagospodarował, opuszczony przez Niemców młyn wodny.

– Spokój nie trwał jednak zbyt długo. Przyszła nacjonalizacja i młyn przeszedł na skarb państwa a Franciszek został zarządcą (dyrektorem?) młyna. Franciszek nie mogąc się pogodzić z niesprawiedliwością i nowymi warunkami, w 1949 roku wraz z rodziną wyjechał na Pomorze i osiedlił się w Koszalinie.

– Niestety Franciszek nie uwolnił się od „duchów z przeszłości”. W obawie o bezpieczeństwo rodziny Franciszek ukrywał swoją przeszłość – zwłaszcza, przed skojarzeniem z działającym wcześniej na Pomorzu „Łupaszce” (aresztowanym 30 czerwca 1948 roku). Wtedy też nie wiedział o tym, że nie był to jeden z jego dowódców (ppłk. Jerzy Dąbrowski), a major kawalerii Zygmunt Szendzielarz.

– Chronienie rodziny, po przez ukrywanie przeszłości spowodowało, że jego dzieci niewiele słyszały i z czasem, w warunkach PRL-u, zatraciły znaczną wiedzę o historii i pochodzeniu ich rodu. Prowadzone prze niego rozmowy historyczne i polityczne odbywały się wyłącznie za zamkniętymi drzwiami, tak aby jego dzieci nic nie mogły powtórzyć.

– Względny spokój polityczny w krótkim czasie zamienił się na niepokój rodzinny. Jego żona Weronika Bubnowicz z domu Nosel zapadła na nieuleczalną chorobę. Franciszek, próbując ją ratować na wszelkie sposoby, sprzedał rodowe srebra, aby opłacić jej leczenie. Niestety bezskutecznie. Weronika zmarła 24.02.1953 roku. Pochowana została na cmentarzu komunalnym w Koszalinie.

– Po kilku latach samotny ojciec czwórki dzieci ożenił się po raz wtóry z Leontyną Maksymowicz (ur. 16.07.1918 r.)

– Franciszek swój żywot zakończył 29.06.1973 r. w wieku 63 lat. Pochowany został ze swoją pierwszą żoną na cmentarzu komunalnym w Koszalinie.

– Leontyna Bubnowicz z domu Maksymowicz zmarła 16.10.1983 r. Pochowana jest na cmentarzu komunalnym w Koszalinie.

Cześć Pamięci Franciszka Bubnowicza!

Znadniemna.pl/ Wojciech Bubnowicz z Poznania

Cieszymy się, że nie słabnie zainteresowanie naszą akcją wśród Rodaków w Polsce. Prezentujemy kolejnego obrońcę Wolnej Polski z Kresów, Franciszka Bubnowicza, dziadka Wojciecha Bubnowicza, mieszkającego w Poznaniu . Pan Wojciech sam opisał historię życia swojego dziadka. Zrobił to bardzo dokładnie, można by powiedzieć - wzorowo, za

Skip to content