O duszpasterstwie w Grodnie, odradzaniu się Kościoła na Białorusi, a także początkach katechizacji w wileńskiej szkole na Krupniczej i działalności parafii pw. Ducha Świętego w Wilnie na przełomie lat 80 i 90 oraz o „Jaruzelskim”, który służył do mszy św. opowiada bp. Aleksander Kaszkiewicz.
Aleksander Kaszkiewicz, pasterz diecezji grodzieńskiej, którą można byłoby nazwać młodszą siostrą archidiecezji wileńskiej, z okazji święta Matki Bożej Królowej Pokoju odwiedził Gród nad Wilią. Celebrował Mszę św. odpustową w Nowej Wilejce. Powrót do rodzinnych stron zawsze jest okazją do wspomnień i refleksji, a także spotkania się z dawnymi znajomymi. Wielu wiernych, uczestniczących w odpuście w Nowej Wilejce, pamięta księdza biskupa, gdy jeszcze pracował w parafii Ducha Świętego w Wilnie, w latach 1981-1991.
Nasz redakcyjny kolega Jan Lewicki, który wraz z bratem Robertem posługiwał do Mszy św., bardzo ciepło wspomina tamte lata. Opowiada, że ks. proboszcz Aleksander Kaszkiewicz zorganizował wtedy w świątyni prężnie działające duszpasterstwo dla ministrantów, do którego należało wielu chłopców. Kościół Ducha Świętego był wtedy ostoją duchowości i polskości, swoistym skarbcem tradycji rodaków Wileńszczyzny. Podczas tego dziesięciolecia świątynia doczekała się konserwacji. Wiernym polskiej narodowości tzw. kościół dominikański służył jako miejsce spotkań ludzi o podobnych poglądach, żyjących według tych samych wartości, krzewiących rodzime tradycje (dla niejednej pary stał się miejscem randek).
A ksiądz proboszcz zapraszał na rekolekcje i Msze św. kapłanów z Polski, odbyły się też wtedy w parafii Misje św. To on pierwszy przywiózł na Litwę ks. Wojciecha Górlickiego, obecnego proboszcza i dziekana nowowilejskiego. Za jego probostwa przybyli do parafii bracia dominikanie – o. Witold Słabig i Dariusz Kantypowicz. Wtedy też odbyły się pierwsze kursy katechetyczne, które przygotowały grono specjalistów do nauczania dzieci i młodzieży religii w szkole. Wcześniej, jeszcze w roku 1986, w tajemniczych okolicznościach w bocznym ołtarzu kościoła znalazł się – sprowadzony z Nowej Rudy na Białorusi – oryginał obrazu Jezusa Miłosiernego, autorstwa Eugeniusza Kazimirowskiego. I choć źródła podają, że obraz, wisząc w bocznym ołtarzu kościoła Ducha Świętego, przez wiele lat nie wzbudzał żadnego zainteresowania, wierni doskonale pamiętają, że to właśnie ówczesny proboszcz zorganizował pierwsze nabożeństwa ku czci Miłosierdzia Bożego.
W roku 1991 roku euforia, towarzysząca odradzaniu się wolności w każdej sferze życia społecznego i religijnego, stała się tym większa, gdy lud Wileńszczyzny dowiedział się, że Ojciec Święty mianował biskupem nowo utworzonej diecezji grodzieńskiej proboszcza parafii Ducha Świętego w Wilnie. Nowo wyświęconego biskupa poproszono wówczas, by udzielił sakramentu bierzmowania młodzieży w parafii, w której był dotychczas proboszczem. Sakrament dojrzałości chrześcijańskiej przyjęło wówczas około pół tysiąca młodzieży i dorosłych.
Teresa Worobiej: Diecezja grodzieńska jest u progu srebrnego jubileuszu, którego obchody są zaplanowane na następny rok. Proszę opowiedzieć o tej ewangelicznej winnicy, do której Chrystus powołał Księdza Biskupa, jako swego robotnika.
Bp. Aleksander Kaszkiewicz: Na Białorusi są cztery diecezje: trzy suragalne – Grodno, Piński i Witebsk oraz jedna archidiecezja: mińsko-mohylewska. Grodzieńską diecezję erygował 13 kwietnia 1991 roku św. Jan Paweł II. Po rozpadzie Związku Radzieckiego dawna archidiecezja wileńska znalazła się w granicach trzech państw, dlatego zaistniała naturalna potrzeba na nowo ustalenia granic. Chociaż kiedyś w prywatnej rozmowie Ojciec Święty przypomniał, że utworzenie tej diecezji zaplanowano jeszcze przed wojną, były nawet przygotowane dokumenty, ale wydarzenia historyczne pokrzyżowały plany na tak wiele lat. Diecezja zajmuje obszar obecnego województwa (tzw. obłast’) grodzieńskiego (25 tys. km2); 16 dekanatów, 188 parafii, w których pracuje około 200 kapłanów. Diecezja liczy 1 mln 100 tys. mieszkańców, z nich około 500 tysięcy – to są ci, którzy mieli jakiś kontakt z Kościołem katolickim. Dane statystyczne są niedokładne, bowiem na Białorusi jest bardzo dużo rodzin mieszanych: katolicko-prawosławnych.
Ksiądz został wyświęcony na biskupa do nowopowstałej diecezji. Należało więc od nowa zająć się tworzeniem Kościoła grodzieńskiego: z jednej strony – struktur nowych parafii, dekanatów, powołaniem instytutów i seminarium; z innej – po latach prześladowania komunistycznego – odnową duchowości wśród wiernych. Jak Ksiądz Biskup wspomina tamte lata?
– Gdy przyszedłem tworzyć nową diecezję, było na czym budować. Co by nie mówić, wiara w sercach ludzi przetrwała. Należało ją tylko odrodzić. W diecezji pracowało zaledwie 60 księży. Kościoły były zaniedbane (właściwie były to szkielety budynków) i należało je odbudowywać od początku.
Grodzieńszczyznę i Wileńszczyznę łączy jedna Matka, bo przed wojną był jeden Kościół wileński. Z tej metropolii mamy trzy nowe diecezje i każda znajduje się w i innym państwie – Białystok (Polska), Wilno (Litwa), Grodno (Białoruś). Ale wszystkie mają tę samą tradycję, wyrosły z jednego korzenia. Pomimo dziesięcioleci ateizacji Kościoła, to jednak Grodzieńszczyzna jest najbardziej mocna na Białorusi, jeśli chodzi o wiarę. Dziękować ojcom i praojcom, którzy wytrwali i w katolickiej wierze wychowali swoje dzieci. Bowiem w okolicach Homla, Mohylewa (archidiecezja mińsko-mohylewska), Kościół był niszczony już po rewolucji październikowej. W okresie Związku Radzieckiego ludzie zamieszkujący bliżej Wilna i Białegostoku mieli większą możliwość przybycia na Litwę, czy do Polski. Żartuję, że połowa Grodna jest ochrzczona w Druskienikach, bowiem te miasta dzieli zaledwie 40-kilometrowa odległość. Z opowiadań wiernych wiem, jak często nocą wyjeżdżali do kościołów na Litwie, aby ochrzcić dziecko, czy zawrzeć sakrament małżeństwa, przystąpić do sakramentu pojednania lub eucharystii. W czasach radzieckich Kościół na Litwie był prześladowany, zaś na Białorusi kompletnie niszczony.
Z kościołów, które zachowały się w grodzieńskim dekanacie, działała wyłącznie fara nowogródzka. Reszta była zniszczona albo zamieniona na magazyny. Katedra grodzieńska, która w tym roku przeżywa jubileusz 310-lecia konsekracji, też przeszła swoją gehennę. Przez dwadzieścia osiem lat nie zezwalano, aby ktokolwiek z księży odprawił tam Mszę św. Ludzie pełnili dyżury dniem i nocą i obronili kościół przed zamknięciem i przeznaczeniem go na skład. Niedzielami gromadzili się na nabożeństwie bez kapłana. Kładli na ołtarzu mszał, rozkładali na krześle ornat. Wynosili z procesją chorągwie i baldachim, pod którym nie było Pana Jezusa. Kościelny czytał modlitwy, chór śpiewał pieśni liturgiczne. Zbierali datki, żeby zapłacić czynsz za budynek. Taką wiarę tylko podziwiać, a przetrwała ona właśnie dzięki niewzruszonej postawie wiernych. Dzięki nim katedra nie została zajęta na magazyny. Trudne są te karty historii, ale one zahartowały ludzi.
25 lat – to spory okres czasu, w który zostało wpisanych zapewne niemało dokonań zarówno na tle duszpasterskim jak i organizacyjnym…
– Życie religijne diecezji powoli się rozwija, dużo jeszcze wyzwań przed nami. Problemy są zapewne podobne jak i na Wileńszczyźnie, bo dzieli nas tylko granica a mentalność wiernych jest podobna. Na Litwie nieco łatwiej, bo państwo jest bardziej przychylne. Na Białorusi katolicy są mniejszością.
W przyszłym roku będziemy obchodzili srebrny jubileusz diecezji. Za ten okres Seminarium Duchowne w Grodnie, które jest starsze niż diecezja, bo działa od 1990 roku, a założył je obecny arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, przygotowało ponad 200 kapłanów. Kościół grodzieński jest misyjny, bowiem wśród absolwentów seminarium niektórzy pracują w Rosji, Kazachstanie, kilku jest na Litwie, Ukrainie. Owszem nam też brakuje kapłanów do posługi w parafiach i dziękujemy episkopatowi Polski, że przysyła kapłanów do pracy na Białorusi. Odczuwalny jest ostatnio spadek powołań, bowiem, tak jak w całej Europie, rodzina przeżywa kryzys. Rodziny są bezdzietne, ewentualnie wychowują jedno dziecko… Z innej strony, kształtowaniu się duchowości nie sprzyja współczesny światopogląd. W seminarium w Grodnie naukę obecnie pobiera 30 studentów, w tym roku studia rozpocznie 6 alumnów.
Dla nauczania religii w diecezji są przygotowywani katecheci świeccy lub zakonnicy, którzy kończą odpowiednie studium w Instytucie Katechetycznym. Niestety, ale nie ma w szkołach lekcji religii, a odbywają się one wyłącznie przy kościołach. Katechizacja w szkołach byłaby wielkim plusem, bo można byłoby dotrzeć do większej liczby młodzieży.
W konstytucji duszpasterskiej „Gaudium et Spes” Sobór Watykański II mówił o ewangelicznym rozpoznawaniu znaków czasu w Kościele. Jakie widzi Ksiądz Biskup wyzwania, problemy, czy też tendencje pozytywne w duszpasterstwie na Grodzieńszczyźnie?
– Praca duszpasterska w poszczególnych parafiach zależy przede wszystkim od tego, jak ją zorganizuje proboszcz. Przy parafiach powstają nowe ruchy, wspólnoty, grupy młodzieżowe. Zbudowano wiele nowych kościołów, w wielu z nich pracują kapłani ze zgromadzeń zakonnych, m.in. redemptoryści, franciszkanie, salezjanie.
Ostatnio bardzo się ożywił ruch pielgrzymkowy. Sanktuarium w Trokielach gromadzi na odpust do dwudziestu tysięcy wiernych. W większości – to młodzież, która bardzo lubi pielgrzymować. Podobnie maryjne sanktuaria – Matki Bożej Szkaplerznej w Gudogajach, czy też Matki Bożej Pocieszycielki Strapionych w Borunach – cieszą się popularnością. W parafii Roś mamy sanktuarium, w którym szczególnym kultem wierni otaczają Jezusa Frasobliwego. Cudowna figurka Jezusa od ponad dwustu lat słynie łaskami.
Na początku maja organizujemy diecezjalne dni młodzieży, w których uczestniczy do 2 tys. młodych osób. W czerwcu, też na skalę diecezji, organizujemy Dzień Dziecka. Odbywają się spotkania ministrantów, rekolekcje powołaniowe. Bardzo ważne, aby ministrantów otoczyć odpowiednią opieką, bowiem to w ich gronie najczęściej się rodzą nowe powołania.
W latach 90 był zryw, doświadczyliśmy wiosny Kościoła. Nawet ci, którzy byli obojętni religijnie, nabrali werwy, budowali, pracowali, pomagali, często społecznie. Dzisiaj skończył się czas euforii i dlatego potrzebna jest stabilna praca u podstaw. Wiele też w ciągu ostatnich dekad się zmieniło: przed młodymi ludźmi cały świat stoi otworem, technologie w wielkiej mierze ułatwiły życie, także materialnie ludzie są w lepszej sytuacji. Z innej strony, dzisiaj materializm zajmuje pierwszorzędne miejsce w życiu i działalności człowieka, który dąży do tego, aby coraz więcej mieć i zapomina o stronie duchowej. Dużym wyzwaniem są też rodziny mieszane. Bardzo często dzieci są wychowane areligijnie i nie wiedzą do końca, czy są katolikami, czy też prawosławnymi.
Nie mogę uogólniać, bowiem jest wiele bardzo dobrych rodzin, które, mimo tego, że zło jest bardzo krzykliwe i wprowadza zamęt, potrafią mu się oprzeć. Dzisiaj potrzebne jest właśnie takie świadectwo: nie tyle słowem, ile życiem. Potrzeba nam nie tyle nauczycieli, co świadków wiary.
Każdy powrót na ojczyzny łono daje okazję do refleksji, wspomnień i spotkań. W odpuście w Nowej Wilejce uczestniczyli wierni, którzy pamiętają posługę Księdza Biskupa jeszcze jako proboszcza w kościele Ducha Świętego. Kształtowali wtedy swoje fundamenty wiary, a dzisiaj bardzo ciepło wspominają tamten czas…
– Zawsze się cieszę z powrotów na Wileńszczyznę. Sam pochodzę z parafii ejszyskiej, po święceniach kapłańskim pracowałem kilka lat w Poniewieżu. Dziesięć lat pracy kapłańskiej spędziłem w kościele pw. Ducha Świętego w Wilnie i często wracam wspomnieniami do tamtego czasu. Zapewne owe lata odbiły się na mojej późniejszej pracy biskupa, gdyż tam kształtowało się moje kapłaństwo.
Należy przyznać, że mieliśmy wówczas grono wspaniałych ludzi, którzy współpracowali ze sobą i z którymi wiele się udało zdziałać. Np. siostry eucharystki pomagały w pracy duszpasterskiej, prowadzeniu procesji, katechez przygotowujących do sakramentów. Na kursy katechetyczne śp. Maria Maciejewska sprowadziła z Lublina kilku profesorów, z którymi ułożyliśmy przyspieszony program.
Pamiętam, że gdy w roku 90 zezwolono na katechizację w szkole, to i ja poszedłem do pracy katechetycznej w szkole na Krupniczej (obecnie Gimnazjum im. Adama Mickiewicza). Wtedy religia nie była wniesiona do planu lekcji, odbywała się jako tzw. zajęcia fakultatywne. Niestety obowiązki na parafii nie pozwoliły na to, żebym całkowicie się poświęcił pracy w szkole. Zaprosiłem więc uczniów najstarszych klas – 9, 10, 11, aby przychodzili na katechezę do salki parafialnej. Do dzisiaj podziwiam postawę ówczesnej młodzieży, która codziennie licznie się gromadziła w kościele, przed rozpoczęciem nauki w szkole, na godzinę 7.30. Wśród ministrantów pamiętam Witolda Domańskiego (zaprosiłem go, żeby pracował jako zakrystian w kościele i do dzisiaj pełni tę posługę), braci – Roberta i Jana Lewickich.
Pracował wtedy też w kościele śp. ks. Józef Juodagalvis, z racji na swój dobry charakter, nazywany przez wiernych „Aniołeczkiem”. On też nazywał waszego redakcyjnego kolegę Janka kapitanem, majorem, pułkownikiem, a w końcu Jaruzelskim. A to dlatego, że nosił ciemne okulary. Bardzo się cieszę, że miałem okazję uczestniczyć w tak pięknym odpuście w Nowej Wilejce. Za pośrednictwem gazety pragnę przekazać, że serdecznie wszystkich pozdrawiam i modlę się za nich. Zapraszam do Grodna, szczególnie na przyszłoroczne obchody jubileuszu.
Rozmawiała Teresa Worobiej
Znadniemna.pl za Tygodnik Wileńszczyzny
O duszpasterstwie w Grodnie, odradzaniu się Kościoła na Białorusi, a także początkach katechizacji w wileńskiej szkole na Krupniczej i działalności parafii pw. Ducha Świętego w Wilnie na przełomie lat 80 i 90 oraz o "Jaruzelskim", który służył do mszy św. opowiada bp. Aleksander Kaszkiewicz.
Aleksander Kaszkiewicz,