HomeStandard Blog Whole Post (Page 164)

Tablice, upamiętniające żołnierzy Armii Krajowej w kościele p.w. NMP Różańcowej w Sołach zostały usunięte ze świątyni przez władze rejonu smorgońskiego – napisała o tym gazeta „Świetlany szlak”, będąca organem prasowym władz rejonu smorgońskiego.

Uzasadniając prawomocność demontażu upamiętnienia żołnierzy Armii Krajowej, które zdobiło wnętrze kościoła od 1993 roku, czyli od blisko trzydziestu lat, autor artykułu w „Świetlanym szlaku” Natalia Czudakowskaja napisała, że tablice upamiętniające poległych żołnierzy Armii Krajowej „wchodziły w dysonans z obliczem historycznym” zabytkowego kościoła, „nie miały charakteru religijnego i były nieobecne na oficjalnej liście zabytkowych walorów obiektu”.

Zdemontowane przez władze w Smorgoniach, i zawieszone w kościele w Sołach w 1993 roku tablice upamiętniające poległych żołnierzy 9. Oszmiańskiej Brygaby, Armii Krajowej

Na razie nie wiadomo, czy demontowane tablice zostały w sposób należny zabezpieczone i przekazane na przykład Komitetowi Kościelnemu parafii pw. NMP Różańcowej w Sołach, od którego władze już kilka lat z rzędu żądały usunięcia upamiętnienia, ufundowanego w roku 1993 przez polskie środowiska kombatanckie.

Zdemontowane tablice wykonane zostały z drogiego metalu – brązu oraz mosiądzu – i polskie organizacje kombatanckie, kontynuujące działalność fundatorów tablic, mogłyby znaleźć godne miejsce do ich eksponowania poza terenem Białorusi, która prowadzi obecnie bezwzględną walkę z pamięcią o Armii Krajowej, jej żołnierzach i z pamięcią historyczną, pielęgnowaną w środowisku mieszkających na Białorusi Polaków.

Znadniemna.pl

Tablice, upamiętniające żołnierzy Armii Krajowej w kościele p.w. NMP Różańcowej w Sołach zostały usunięte ze świątyni przez władze rejonu smorgońskiego – napisała o tym gazeta „Świetlany szlak”, będąca organem prasowym władz rejonu smorgońskiego. Uzasadniając prawomocność demontażu upamiętnienia żołnierzy Armii Krajowej, które zdobiło wnętrze kościoła od 1993

Sąd odrzucił skargę Andrzeja Poczobuta na bezprawne pozbawienie go wolności. Po miesiącu kwarantanny z powodu zakażenia koronawirusem dziennikarz wrócił do celi ogólnej i ma prawo przesyłać rodzinie listy.

Jak informuje Wiktoria Bieliaszyn w tekście opublikowanym przez „Gazetę Wyborczą”, pod koniec lipca białoruski sąd odrzucił skargę Andrzeja Poczobuta, w której zwracał uwagę na bezprawne pozbawienie go wolności i przetrzymywanie w więzieniu Żodzino. W związku z tym Poczobut, oskarżony o rzekome „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i rehabilitację nazizmu”, pozostanie w więzieniu.

Po niemal miesiącu kwarantanny, którą dziennikarz odbywał z powodu zakażenia koronawirusem, jego bliscy znów zaczęli otrzymywać od niego listy. Żona Poczobuta – Oksana – przekazała „Gazecie Wyborczej”, że z jednego z pierwszych listów, które dostała, wynika, iż dziennikarz cały okres kwarantanny spędził w samotności, a nie, jak informowano wcześniej, w czteroosobowej celi z innymi chorymi. Nie przekazywano mu także listów.

Poczobut w listach do rodziny pisze, że nie odczuwa skutków ubocznych koronawirusa, zapewnia też, że nie traci optymizmu i pogody ducha. W jednym z listów opowiedział o radzeniu sobie z emocjami w więzieniu: „Kiedy już się do tego przyzwyczaisz, wiesz, że czasami musisz być bardzo twardym, a czasami po prostu nie zwracasz uwagi i żyjesz w przekonaniu, że czas mija i nikt nie może tego zatrzymać. Wszystko minie, to też”.

Andrzej Poczobut, współpracownik „Gazety Wyborczej” i członek zarządu Związku Polaków na Białorusi (ZPB), został aresztowany w Grodnie 25 marca br. Wraz z Poczobutem zatrzymano także Ireną Biernacką i Marię Tiszkowską. Poczobut jest przetrzymywany w białoruskim więzieniu od 131 dni. Grozi mu od pięciu do 12 lat więzienia.

 Znadniemna.pl za Press.pl

Sąd odrzucił skargę Andrzeja Poczobuta na bezprawne pozbawienie go wolności. Po miesiącu kwarantanny z powodu zakażenia koronawirusem dziennikarz wrócił do celi ogólnej i ma prawo przesyłać rodzinie listy. Jak informuje Wiktoria Bieliaszyn w tekście opublikowanym przez "Gazetę Wyborczą", pod koniec lipca białoruski sąd odrzucił skargę Andrzeja

Wystawę pt. „Dziadek w polskim mundurze”, będącą pokłosiem akcji o tej samej nazwie, prowadzonej przez dziennikarzy mediów Związku Polaków na Białorusi, otwarto 30 lipca w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie.

Wystawa opowiada o Kresowiakach, walczących o Polskę w różnych formacjach wojskowych, biorących udział w wojnach i konfliktach zbrojnych – począwszy od Powstania Styczniowego, przez wojnę bolszewicką, II wojnę światową aż do dnia dzisiejszego i jest hołdem dla działaczy, walczących o utrzymanie polskości na Białorusi także dzisiaj.

Chodzi o działaczy polskiej mniejszości narodowej na Białorusi – prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelikę Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta – więzionych już ponad cztery miesiące pod absurdalnym zarzutem „rehabilitacji nazizmu” przez reżim dyktatora Aleksandra Łukaszenki.

Polakom utrzymywanym w ciężkim więzieniu śledczym w miejscowości Żodzino jest poświęcona jedna z plansz wystawy, prezentowanej w Muzeum przy Rakowieckiej.

– Kiedy państwo Pisalnikowie zadzwonili do mnie i powiedzieli, że mają do zaprezentowania taką wystawę, to pomyślałem, że nie mogli znaleźć w Warszawie i w Polsce lepszego miejsca, niż Muzeum w którym jesteśmy – mówił podczas wernisażu Jacek Pawłowicz, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. – To są historie tych pięknych Polaków, którzy najpierw wywalczyli sobie niepodległość w okresie II Rzeczypospolitej, budowali swoje małe ojczyzny, m.in. na Kresach Rzeczypospolitej, na których biło serce Polski, a potem musieli walczyć z barbarzyństwem sowieckim, broniąc swej Ojczyzny i muszą to robić do dnia dzisiejszego – dodał dyrektor Pawłowicz.

Obecny na wernisażu Pełnomocnik Rządu do spraw Polonii i Polaków za Granicą minister Jan Dziedziczak podkreślił, że prezentowana ekspozycja jest okazją do okazania solidarności więzionym przez reżim Łukaszenki. Jak dodał, obowiązkiem Polaków jest mówić o tym, co dzieje się na Białorusi i podkreślać, że nie jest to konflikt między Polakami i Białorusinami, lecz między obywatelami tego kraju, a reżimem Aleksandra Łukaszenki, między wolnym światem, a dyktaturą. Nawiązując do bohaterów sprzed lat Jan Dziedziczak dodał, że sytuacja polskiej mniejszości na Białorusi potwierdza, iż także dzisiaj aktualna postawa „nieobojętności na to, co nas otacza, brania odpowiedzialności za sprawy najwyższe”.

Nadzieję na to, że po dwutygodniowym pobycie w Muzeum przy Rakowieckiej wystawa będzie szeroko prezentowana w Polsce wyraził konsul generalny w Grodnie do marca 2021 roku Jarosław Książek. – Kresy to są takie konkrety, jak dziadkowie w polskich mundurach, którzy w czasach Powstania Styczniowego, aż po czasy powojennej partyzantki nosili, mniej lub bardziej kompletny mundur z orzełkiem i mówili, że jeszcze nie zginęła” – wyjaśniał dyplomata istotę kresowego patriotyzmu, którego ilustracją jest prezentowana ekspozycja.

Powstała z inicjatywy dziennikarzy mediów ZPB Iness Todryk-Pisalnik i Andrzeja Pisalnika wystawa będzie prezentowana w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie przez dwa tygodnie, po czym będzie wystawiana w różnych miastach Polski. Autorzy wystawy są już wstępnie umówieni na jej zaprezentowanie mieszkańcom i gościom Trójmiasta. W zamyśle autorów ekspozycja powinna „zawędrować” także do Wrocławia i Białegostoku, a być może też do innego miasta, którego władze zgłoszą zainteresowanie przyjęciem wystawy, opowiadającej o kresowych bohaterach, płacących często najwyższą cenę za przetrwanie polskości na Kresach i robiących to także w dniu dzisiejszym.

Gośćmi wernisażu wystawy „Dziadek w polskim mundurze” w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie obok ministra Jana Dziedziczaka oraz byłego konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka byli przedstawiciele organizacji pozarządowych, współpracujących z Polakami na Kresach: wiceprezes Zarządu Fundacji Wolność i Demokracja Maciej Krzysztof Dancewicz, prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Anna Kietlińska, prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej Artur Kondrat.  Historię swojej rodziny oraz tego, jak doszło do udziału w akcji mediów ZPB „Dziadek w polskim mundurze” opowiedziała obecnym na wernisażu potomkini jednego z bohaterów wystawy Feliksa Czesława Stolle – Danuta Stolle-Grosfeld.

O potrzebie nieustannej walki o wyzwolenie Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta, uwięzionych przez reżim Łukaszenki, mówiły wyzwolone z białoruskiego więzienia przez władze Polski członkinie Zarządu Głównego ZPB Irena Biernacka i Maria Tiszkowska.

Zapraszamy Państwa do obejrzenia fotorelacji z wernisażu wystawy „Dziadek w polskim mundurze” w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie:

W imieniu fundatora wystawy – Fundacji Wolność i Demokracja – przemawia wiceprezes Fundacji WiD Maciej Krzysztof Dancewicz

Przemawia Jacek Pawłowicz, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL

Przemawia Andrzej Pisalnik, współautor wystawy i akcji pt. „Dziadek w polskim mundurze”

Przedstawicielki Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „”Wspólnota Polska. Po prawej – prezes oddziału Anna Kietlińska”

Przedstawiciele środowiska dziennikarskiego: Paweł Reszka, Marta Lau oraz Magdalena Rigamonti

Plansza, poświęcona Polakom współcześnie cierpiącym za przetrwanie polskości na Białorusi

Książka z biogramami bohaterów akcji „Dziadek w polskim mundurze”

Historię swojego udziału w akcji „Dziadek w polskim mundurze” opowiedziała Danuta Stolle-Grosfeld, wnuczka bohatrera akcji Feliksa Czesława Stolle

Danuta Stolle-Grosfeld, wnuczka Feliksa Czesława Stolle, bohatera akcji „Dziadek w polskim mundurze”

Przemawia minister  Jan Dziedziczak, pełnomocnik Rządu RP do spraw Polonii i Polaków za Granicą

Przemawia konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek, współtwórca pierwszej edycji wystawy „Dziadek w polskim mundurze”, pokazywanej na terenie Białorusi. Obok – małżonka dyplomaty Elżbieta Książęk

Wyzwolone przez Polskę z białoruskiego więzienia Irena Biernacka i Maria Tiszkowska

Przemawia współautorka acji i wystawy „”Dziadek w polskim mundurze” Iness Todryk-Pisalnik

Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, działaczki ZPB wyzwolone przez Polskę z białoruskiego więzienia

Maria Tiszkowska

Irena Biernacka

Przemawia Artur Kondrat, prezes Stowarzyszenia Łagierników Żołnierzy Armii Krajowej

 

Znadniemna.pl

Wystawę pt. „Dziadek w polskim mundurze”, będącą pokłosiem akcji o tej samej nazwie, prowadzonej przez dziennikarzy mediów Związku Polaków na Białorusi, otwarto 30 lipca w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie. Wystawa opowiada o Kresowiakach, walczących o Polskę w różnych formacjach wojskowych, biorących

Związek Polaków na Białorusi oraz redaktorzy mediów ZPB Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik zapraszają na otwarcie wystawy pt. „Dziadek w polskim mundurze”, które odbędzie się w dniu 30 lipca 2021 roku o godzinie 16:00 w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie.

Wystawa „Dziadek w polskim mundurze” jest pokłosiem akcji o tym samym tytule, którą redaktorzy mediów ZPB prowadzili w ciągu pięciu lat od roku 2014 do roku 2019, zbierając wśród swoich czytelników historie życia ich przodków, którzy w różnych okresach dziejowych wkładali mundury polskich formacji mundurowych, aby walczyć o Polskę, jej niepodległość i przetrwanie. Wszyscy bohaterzy akcji pochodzili z terenów współczesnych Białorusi,Litwy bądź Ukrainy, na Kresach Wschodnich II RP walczyli, albo byli z Kresami związani w inny sposób.

Ogółem, w ramach akcji, redaktorom mediów ZPB udało się upamiętnić blisko stu kresowych bohaterów. Część z nich trafiło na plansze wystawy, którazostanie zaprezentowana  wMuzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.

Wystawa „Dziadek w polskim mundurze” jest przez jej autorów dedykowana uwięzionym przez reżim dyktatorski Aleksandra Łukaszenki działaczom Związku Polaków na Białorusi, prezes ZPB Andżelice Borys i członkowi Zarządu Głównego ZPB Andrzejowi Poczobutowi.

W związku z tym plansze, opowiadające o bohaterach wystawy „Dziadek w polskim mundurze”, zostały uzupełnione o planszę poświęconą naszym więzionym przez reżim Łukaszenki kolegom.

Redaktorzy mediów ZPB zamieścili na tej specjalnej planszy następujący tekst:

„W «sanatorium», w którym przebywam, aklimatyzuję się tak, jakbym wróciła do czasów sprzed 80 lat” – napisała w jednym z listów z więzienia w białoruskim Żodzinie prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys. W ten sposób działaczka polska dała do zrozumienia, że czuje się podobnie, jak Polacy, masowo prześladowani przez władzę sowiecką na przełomie lat 30. i 40. minionego stulecia.

Przypomnijmy, że w okresie dziejowym, o którym wspomina w liście prezes Andżelika Borys, wybuchła II wojna światowa, a ZSRR w porozumieniu z hitlerowskimi Niemcami zaatakował Polskę, walczącą na zachodzie z niemieckim agresorem. Efektem sowieckiej okupacji, która dla wschodnich terenów II Rzeczypospolitej nastąpiła 17 września 1939 roku, stały się masowe represje na ludności polskiej, której winą było tylko to, że była to właśnie ludność polska, wierna wartościom oraz tradycjom narodowym i wierze katolickiej.

Wiele ofiar represji sprzed 80 lat, do których porównuje swoją obecną sytuację Andżelika Borys, stało się bohaterami akcji „Dziadek w polskim mundurze”. Są to m.in. zesłańcy i skazańcy polscy, którzy opuścili piekło GUŁAG-u, zaciągając się do Polskich Sił Zbrojnych, formowanych na terenie ZSRR w latach 1941-1942 pod dowództwem generała Władysława Andersa.

Winą Polaków, prześladowanych obecnie na Białorusi jest, podobnie jak tych, którzy byli ofiarami represji 80 lat temu to, że są Polakami i pozostają wierni narodowym wartościom oraz tradycjom.”

Znadniemna.pl

Związek Polaków na Białorusi oraz redaktorzy mediów ZPB Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik zapraszają na otwarcie wystawy pt. „Dziadek w polskim mundurze”, które odbędzie się w dniu 30 lipca 2021 roku o godzinie 16:00 w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL przy ul. Rakowieckiej

Dzisiaj, 27 lipca, w 31. rocznicę uchwalenia przez białoruski parlament Deklaracji Niepodległości Białorusi, Białorusini Białegostoku wspólnie z działaczami Związku Polaków na Białorusi (ZPB) pikietowali Konsulat Generalny Białorusi w stolicy Podlasia.

Gościem specjalnym akcji był ukrywający się w Polsce przed prześladowaniem ze strony reżimu Łukaszenki proboszcz katolickiej parafii w Rossonach (obwód witebski) ksiądz Wiaczesław Barok.

Duchowny, znany ze swojej krytycznej postawy względem prześladowania Białorusinów przez dyktatorski reżim, mówił o konieczności postawienia przed sprawiedliwym sądem przedstawicieli reżimu Łukaszenki, czyniących gwałt na współobywatelach.

Liczba uczestników akcji protestacyjnej wyniosła około 30 osób. Działacze ZPB stanowili nieco mniej niż połowę protestujących. Można było ich poznać po trzymanych w rękach portretach więzionych od czterech miesięcy przez Łukaszenkę liderów organizacji – prezes ZPB Andżeliki Borys oraz członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta.

Kolejną antyłukaszenkowską manifestacją Białorusinów i Polaków w Białymstoku będzie przemarsz ulicami miasta od pl. Kościuszki. Ta akcja jest zaplanowana na 8 sierpnia – rocznicę sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborów prezydenckich, po których na całej Białorusi wybuchły masowe protesty przeciwko dyktatorowi.

Znadniemna.pl na podst. Racyja.com, fot. : Racyja.com

Dzisiaj, 27 lipca, w 31. rocznicę uchwalenia przez białoruski parlament Deklaracji Niepodległości Białorusi, Białorusini Białegostoku wspólnie z działaczami Związku Polaków na Białorusi (ZPB) pikietowali Konsulat Generalny Białorusi w stolicy Podlasia. Gościem specjalnym akcji był ukrywający się w Polsce przed prześladowaniem ze strony reżimu Łukaszenki proboszcz katolickiej

Władze oświatowe Grodna upierają się przy pomyśle stworzenia w Polskiej Szkole w Grodnie pierwszej klasy białoruskojęzycznej, która ma powstać kosztem niesformowania dodatkowej pierwszej klasy dla dzieci, pragnących pobierać naukę w języku polskim.

Obecnie dyrekcja Polskiej Szkoły w Grodnie ma do zaakceptowania bądź odrzucenia podania od rodziców 29 dzieci, które w zbliżającym się roku szkolnym chciałyby zostać uczniami tej placówki edukacyjnej i pobierać naukę w języku polskim. Dwadzieścia dziewięć uczniów to liczba, która idealnie pasuje do stworzenia w Polskiej Szkole w Grodnie dodatkowej pierwszej klasy z polskim językiem nauczania, obok dwóch już sformowanych.

Oświatowe władze Grodna upierają się jednak przy wcześniej zgłoszonym pomyśle utworzenia w tym roku w Polskiej Szkole w Grodnie zamiast trzeciej pierwszej klasy z polskim językiem nauczania pierwszej klasy białoruskojęzycznej. Pomysł powołania klasy białoruskojęzycznej w jakiekolwiek szkole średniej Grodna jest pierwszym takim przypadkiem od wielu lat.

Z uwagi na to, że wskutek rusyfikacyjnej polityki władz Białorusi Białorusini utracili de facto znajomość własnego języka ojczystego, niechętnie się nim posługują w codziennym życiu i nie chcą w nim uczyć swoje dzieci, z nowatorskiej oferty edukacyjnej władz grodzieńskich w tej chwili postanowiło skorzystać zaledwie pięć grodzieńskich rodzin. – Tak naprawdę rodzice, którzy napisali podania do białoruskiej klasy, liczą na to, że po rozpoczęciu roku szkolnego klasa ta zostanie zlikwidowana z uwagi na małe zainteresowanie, a ich dzieci będą się uczyć w Polskiej Szkole po polsku – mówi nam przedstawicielka środowiska rodziców, domagających się powołania w Polskiej Szkole w Grodnie dodatkowej pierwszej klasy polskojęzycznej w miejsce niecieszącej się zainteresowaniem klasy białoruskojęzycznej.

Polacy Grodna, domagający się realizowania prawa swoich dzieci do pobierania nauki w języku ojczystym, zwracali się pisemnie do władz oświatowych Grodna, w którym wskazywali na to, że taka inicjatywa, jak utworzenie pierwszej klasy z nauczaniem w języku białoruskim może i powinna zostać zrealizowana w każdej innej szkole Grodna oprócz Polskiej Szkoły. „Ta szkoła powinna, bowiem służyć przede wszystkim interesom mieszkającej w Grodnie polskiej mniejszości narodowej, której przedstawicielami jesteśmy my, rodzice dzieci polskiego pochodzenia” – pisali rodzice.

Władze oświatowe Grodna w odpowiedzi na ich list napisały m.in., że w każdym ze szkolnych roczników, poczynając od klasy 2 i w klasach starszych, co jakiś czas zwalniają się miejsca, gdyż uczniowie z nich odchodzą do innych szkół. Jak ten argument ma się do zainteresowania nauczaniem w szkole ze strony rodziców pierwszoklasistów? – Na to pytanie przedstawicielka władz oświatowych nie potrafiła odpowiedzieć również podczas wizyty delegacji rodziców w Głównym Wydziale Edukacji władz obwodowych Grodna – mówi nam członkini delegacji rodziców, pragnąca zachować anonimowość. Nasza rozmówczyni dodaje, że podczas wizyty u władz oświatowych obwodu grodzieńskiego wice naczelnik Głównego Wydziału Edukacji Galina Kurganskaja poinformowała rodziców, że władze nie cofną swojej decyzji o powołaniu w zbliżającym się roku szkolnym w Polskiej Szkole w Grodnie tylko dwóch klas polskojęzycznych i, mimo braku zainteresowania, założą w tej szkole nauczanie białoruskojęzyczne.

Zainteresowanie nauczaniem dzieci w języku polskim w jedynej w Grodnie i jednej z dwóch istniejących na Białorusi – obok wołkowyskiej – Polskiej Szkole nie słabnie z roku na rok. Każdego roku w pierwszych dniach kampanii rekrutacyjnej rodzice ustawiają się w długich kolejkach, aby złożyć podanie o nauczanie swojego dziecka w pierwszej klasie szkoły z polskim językiem nauczania. Władze konsekwentnie wprowadzają sztuczne ograniczenia w zakresie liczby rekrutowanych do szkoły pierwszoklasistów. Tego lata, przyjmowanie dokumentów od rodziców zakończyło się po tym, jak przyjętych do szkoły zostało 60-ciu dzieciaków. Od pozostałych ponad trzydziestu kandydatów podania przyjęto ze wskazaniem, aby szukali innych szkół, bądź zapisywali się do tworzonej z inicjatywy władz w Polskiej Szkole klasy białoruskojęzycznej. Z tej możliwości skorzystali, jak dotąd rodzice pięciorga dzieci. Dwadzieścia dziewięć podań natomiast wciąż pozostaje bez odpowiedzi. – Jeśli sprawa się nie rozstrzygnie do końca sierpnia, to będę musiała oddać dziecko do pierwszej lepszej szkoły, w której znajdzie się wolne miejsce – skarży się w rozmowie z nami matka Polka z Grodna, pragnąca oddać swoją córkę do Polskiej Szkoły – do klasy z polskim, a nie białoruskim językiem nauczania.

Polska Szkoła w Grodnie, podobnie jak Polska Szkoła w Wołkowysku, została wybudowana za pieniądze polskiego podatnika i w Grodnie ma służyć interesom polskiej mniejszości narodowej. Obydwie placówki działają w białoruskim państwowym systemie edukacji, a ich dyrekcje są zależne od władz i im uległe, nawet jeśli szkodzi to interesom rodziców i narusza status samych placówek edukacyjnych.

 Znadniemna.pl

Władze oświatowe Grodna upierają się przy pomyśle stworzenia w Polskiej Szkole w Grodnie pierwszej klasy białoruskojęzycznej, która ma powstać kosztem niesformowania dodatkowej pierwszej klasy dla dzieci, pragnących pobierać naukę w języku polskim. Obecnie dyrekcja Polskiej Szkoły w Grodnie ma do zaakceptowania bądź odrzucenia podania od rodziców

W niedzielę, 25 lipca, minęły cztery miesiące od uwięzienia przez reżim Łukaszenki prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Z tej okazji z inicjatywy Zarządu Głównego ZPB w Sopocie, Warszawie i Białymstoku odbyły się pikiety z żądaniem uwolnienia członków Związku Polaków na Białorusi. We wszystkich miastach akcje rozpoczęły się o godzinie 14.

Sopot
W Sopocie akcja zgromadziła około pięćdziesięciu osób. Byli wśród nich m.in. członkowie Związku Polaków na Białorusi, którzy musieli uciekać przez represjami łukaszenkowskiego reżimu i w Polsce znaleźli możliwość osiedlenia się w Trójmieście. Ponadto w pikiecie wzięli udział przedstawiciele sopockiego samorządu, parlamentarzyści, reprezentujący Pomorze w obydwu izbach polskiego parlamentu: posłanka na Sejm RP Henryka Krzywonos-Strycharska i wicemarszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz oraz mieszkańcy Trójmiasta, nieobojętni na krzywdę, dziejącą się Polakom na Białorusi.
Uczestnicy akcji trzymali ogromny baner ze zdjęciami Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta na tle białoruskiej, biało-czerwono-białej, flagi narodowej i z hasłem „Siedzą, bo są Polakami”.
Jako pierwszy głos zabrał wiceprezydent Sopotu Marcin Skwierawski.
– Naszym moralnym obowiązkiem jest upominać się o nich, o wolność dla ponad 500 więźniów politycznych, którzy siedzą w białoruskim więzieniu. Reżim Łukaszenki przekracza wszelkie granice. Taką granicą jest wzywanie dzieci z polskich szkół działających na Białorusi do komitetu śledczego na przesłuchania – mówił samorządowiec, przekazując informacje publikowane na portalu Znadniemna.pl. – Dzisiaj rolą Polski jest poruszenie tej sprawy na arenie międzynarodowej – zauważył Marcin Skwierawski.
Kolejnym mówcą, doskonale znającym uwięzionych przez reżim Łukaszenki Polaków i współpracującym z Andżeliką Borys jako Marszałek Senatu RP poczynając od 2005 roku, był piastujący obecnie funkcję wicemarszałka Senatu RP Bogdan Borusewicz.
– Świadomość Białorusinów, ale i Polaków mieszkających na Białorusi, się zmieniła – mówił polityk, podkreślając, że „Związek Polaków na Białorusi zajmuje się przede wszystkim kulturą polską, językiem polskim i powinien mieć możliwość działania”. – Można było się jednak spodziewać, że dojdzie do tego ataku. Niezależnie od tego, co będzie się działo na Białorusi, nie zapomnimy o więźniach politycznych w tym kraju. Będziemy się domagać ich uwolnienia – oświadczył Bogdan Borusewicz.
Słowa wsparcia dla Polaków na Białorusi i ich więzionych liderów brzmiały także w przemówieniach innych uczestników, wśród których znaleźli się m.in. przedstawiciele władz Gdańska, m.in. wiceprezydent Gdańska Piotr Borawski.
Podczas akcji Bożena Grzywaczewska, działaczka opozycji demokratycznej z czasów PRL, wzywała obecnych do pisania i wysyłania listów do Polaków, osadzonych w białoruskim więzieniu.
Pikieta na pl. Przyjaciół Sopotu zakończyła się wspólnym zdjęciem oraz okrzykiem: „Niech żyje Wolna Białoruś!”.

Przemawia Andrzej Pisalnik, sekretarz Zarządu Głównego ZPB, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

Przemawia Marcin Skwierawski, wiceprezydent Sopotu

Przemawia wicemarszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz

Przemawia Bożena Rybicka-Grzywaczewska, prezes Gdańskiej Fundacji Dobroczynności

Wiceprezydent Sopotu Magdalena Czarzyńska-Jachim

Przemawia wiceprezydent Gdańska Piotr Borawski

Białystok

Z dużym banerem: „Siedzą, bo są Polakami”, stanęli pod konsulatem białoruskim w Białymstoku uczestnicy miejscowej pikiety solidarności z więzionymi przez reżim Łukaszenki liderami polskiej mniejszości narodowej na Białorusi – prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliką Borys oraz członkiem Zarządy Głównego ZPB Andrzejem Poczobutem uczestników akcji, wśród których były m.in. deportowane z Białorusi do Polski po dwóch miesiącach więzienia działaczki ZPB Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, skandowało hasła, które musiały być słyszane w białoruskiej placówce konsularnej: „Wolność dla Andżeliki i Andrzeja!”, „Wolność dla Polaków na Białorusi!”, „Wolność dla Białorusinów na Białorusi!”.

Prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Anna Kietlińska

Irena Biernacka, członkini Zarządu Głównego ZPB, prezes Oddziału ZPB w Lidzie

Maria Tiszkowska, członkini Zarządu Głównego ZPB, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku

Maria Żeszko, była prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” z córką Anną i wnukiem

Warszawa
Kilkanaście osób, zarówno Polacy, jak i Białorusini, rodziny z dziećmi i osoby, które w ostatnim roku wyjechały z Białorusi, wyszło pod Ambasadę Białorusi w Warszawę, aby protestować w czwartą miesięcznicę uwięzienia Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta.
W pewnym momencie demonstranci ustawili się na trawniku wzdłuż ulicy Wiertniczej, pokazywali kierowcom transparenty oraz długi baner z wizerunkiem Borys i Poczobuta na biało-czerwono-białym tle i hasłem: „Siedzą, bo są Polakami”. Przejeżdżające samochody trąbiły w geście solidarności.
– To ważne, by protestować nie tylko dzisiaj, ale zawsze – mówiła dziennikarzom Weronika Piłuta, która nie opuszcza żadnych akcji publicznych, organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi. Jej matką jest Irena Biernacka, działaczka oddziału Związku Polaków w białoruskiej Lidzie, która była więziona przez białoruskie władze. Pod koniec maja reżim Łukaszenki uwolnił ją wraz z Marią Tiszkowską i Anną Paniszewą.
Weronika Piuta dodała także: – Przychodzimy po wolność, bo o nią walczymy i odzyskamy ją dla Białorusi. Nie jestem zadowolona z działań społeczności międzynarodowej, my protestujemy od sierpnia 2020 roku, a dopiero niedawno inne kraje zwróciły uwagę na dyktatorską, antyludzką wręcz, istotę reżimu Łukaszenki.

Weronika Piuta (po prawej), córka Ireny Biernackiej

Znadniemna.pl na podst. Wyborcza.pl/ Foto: Władysław Tokarski, Jerzy Bartkowski, Iness Todryk-Pisalnik i Agencja Gazeta

W niedzielę, 25 lipca, minęły cztery miesiące od uwięzienia przez reżim Łukaszenki prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta. Z tej okazji z inicjatywy Zarządu Głównego ZPB w Sopocie, Warszawie i Białymstoku odbyły się pikiety z żądaniem uwolnienia

Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej w Białymstoku we współpracy ze Stowarzyszeniem Edukacji i Dialogu „Fontis et Futura” i Młodzieżowym Domem Kultury w Białymstoku zapraszają do wzięcia udziału w Konkursie fotograficznym „Twarze Kresów”.  Termin nadsyłania prac upływa z dniem 1 września 2021 roku.

Partnerem Konkursu na Białorusi jest Związek Polaków na Białorusi, a sam konkurs jest skierowany do uczniów szkół średnich, studentów studiów stacjonarnych i niestacjonarnych z uczelni publicznych i prywatnych, a także do  wszystkich  osoó zainteresowanych historią dawnej Rzeczypospolitej oraz dziedzictwa polskiego na współczesnej Litwie, Białorusi i Łotwie.

Jak czytamy w materiałach informacyjnych organizatorów Konkursu jego głównym celem jest pokazanie wspólnoty kulturowej i dziedzictwa północno-wschodnich ziem dawnej Rzeczypospolitej.

Organizatorzy Konkursu pragną także stworzyć warunki do współpracy między społeczeństwem polskim, białoruskim i litewskim.

„Zadaniem Uczestników Konkursu jest wykonanie fotografii przedstawiających szeroko rozumianą wspólnotę kulturową oraz dziedzictwo dawnej Rzeczypospolitej. Szczególnie oczekiwane są zdjęcia dokumentujące społeczność i życie mieszkańców kultywujących tradycje wywodzące się ze specyfiki terenów pogranicza i dzisiejszej Białorusi, Litwy, Łatgalii (na Łotwie) i Podlasia (Polska)” – piszą organizatorzy prosząc o nadsyłanie prac i pytań dotyczących konkursu na adres: [email protected]

Konkurs fotograficzny „Twarze Kresów”  przewiduje  nagrody pieniężne dla zdobywców pierwszych trzech miejsc.

Zwycięzca Konkursu może liczyć na nagrodę wysokości nawet 1000 złotych.  Za miejsce II przewidziane jest wynagrodzenie 800 złotych, a za III miejsce wynagrodzenie stanowi 700 złotych.

Ponadto nagrodzone oraz wybrane spośród wszystkich nadesłanych przez uczestników prace zostaną zaprezentowane w postaci wielkoformatowej wystawy w Białymstoku!

Zainteresowani udziałem w w Konkursie fotograficznym „Twarze Kresów” powinni wypełnić Deklarację uczęstnictwa w Konkursie, która jest do pobrania TUTAJ.

Zachęcamy ponadto do zapoznania się z REGULAMINEM KONKURSU.

Znadniemna.pl za rodm-bialystok.pl

Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej w Białymstoku we współpracy ze Stowarzyszeniem Edukacji i Dialogu „Fontis et Futura” i Młodzieżowym Domem Kultury w Białymstoku zapraszają do wzięcia udziału w Konkursie fotograficznym "Twarze Kresów".  Termin nadsyłania prac upływa z dniem 1 września 2021 roku. Partnerem Konkursu na Białorusi

Uwięziony prawie 4 miesiące temu przez reżim działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut, po tygodniach milczenia znów zaczął przysyłać listy do rodziny i przyjaciół.

Pisze w nich, jak się czuje, o swoim nastroju i o tym co robi w ciągu dnia. Trzech anonimowych czytelników Svabody podzieliło się swoimi listami od więźnia Łukaszenki.

Przypomnijmy, że Andrzej zakaził się w więzieniu w Żodzino koronawirusem, bardzo osłabł i źle znosił chorobę. Pod naciskiem mediów został przeniesiony ze zwykłej celi do izby chorych, a gdy doszedł do siebie został skierowany na trzytygodniową kwarantannę, do 8 lipca. W tym czasie nie miał z nim kontaktu ani prawnik, ani rodzina. Musieli zadowolić się lakoniczną informacją o stanie jego zdrowia. Będąc na kwarantannie nie mógł wysyłać ani odbierać listów.

Oto fragmenty listów:

„Nie tracę optymizmu i pogody ducha”

Andrzej przyznaje, że ciężko znosił chorobę, ale na razie nie odczuł skutków ubocznych zakażenia i ma nadzieję, że tak pozostanie;

„Moje serce nadal, dzięki Bogu, pracuje normalnie. Mam nadzieję, że moje zdrowie jest silniejsze niż myślałem”- napisał.

Mimo trudności Poczobut utrzymuje dobry nastrój.

„Chociaż rzeczywistość jest tu w ciemnej tonacji, nie tracę optymizmu i pogody ducha. Wierzę, że ostatecznie i tak wygra prawda i sprawiedliwość”.

Pobyt w więzieniu w porze letniej nazywa piekłem;

„Prawdziwą karą jest tutaj upał, który jest przyjemny na dworze i nad rzeką lub jeziorem. (…) Tak więc w tym roku, jak nigdy dotąd, czekam na koniec lata, a przynajmniej na porę deszczową nad Żodzino. To oczywiście czysty egoizm, ale nawet nie będę tego ukrywał” – pisze Andrzej.

Jednemu z kolegów dziennikarz opowiedział w liście anegdotę o Rokossowskim i Stalinie:

„Kiedy Rokossowski został zwolniony z więzienia w 1940 roku (zdaje się) i spotkał się ze Stalinem, przywódca proletariatu bez mrugnięcia okiem zapytał: „Gdzie byłeś tak długo? Rokossowski odpowiedział: Byłem w więzieniu, towarzyszu Stalin”. „Cóż, znalazłeś czas żeby w więzieniu posiedzieć” – odpowiedział Stalin.

Po kwarantannie więzień powrócił do „tradycyjnego harmonogramu” i codziennych przygotowań do procesu.

„Moja sprawa toczy się powoli, ale nie przejmuję się.  W więzieniu jesteś tylko pasażerem, który podróżuje, a raczej którego wiozą, a twój wpływ na kierunek, w którym się poruszasz, jest bardzo ograniczony”- konstatuje dziennikarz.

Przyznaje, że do takich okoliczności trudno się przyzwyczaić.

„Ale kiedy już się do tego przyzwyczaisz, wiesz, że czasami musisz być bardzo twardym, a czasami po prostu nie zwracasz uwagi i żyjesz w przekonaniu, że czas mija i nikt nie może tego zatrzymać. Wszystko minie, to (więzienie) też – pisze z właściwym sobie dystansem do rzeczywistości Andrzej Poczobut.

Data rozpoczęcia procesu nie została jeszcze wyznaczona.

„Jak dotąd czas leci bardzo szybko. Nie zdążysz się obejrzeć – a już jest wieczór” – pisze.

„Każdy krok – to krok w kierunku Grodna”

Poczobut napisał, że żyje głównie wspomnieniami swojego rodzinnego Grodna, „naszego pięknego Niemna”.

„Bardzo go kocham. Jest tak rozmaity: od wąskiego ruczaju do morskich wręcz szerokości… Uwielbiam też letni las, kiedy tymianek, kiedy inne kwiaty… W ogóle brakuje natury” – cytuje Svaboda słowa Andrzeja.

Pisze, że stara się jak najwięcej ćwiczyć w celi i dużo spacerować.

„Wymyśliłem to tak: każdy krok to krok w kierunku Grodna. To bardzo motywujące”.

W ostatniej celi, w której siedział, miał 4 kroki w jedną stronę, ale chodził kilka godzin dziennie.

„Każdy krok – i jesteś bliżej domu. To motywuje! Wiem, że wywieźli mnie daleko, a zabiorą jeszcze dalej, ale jak się nie poddasz i będziesz kroczyć dalej, prędzej czy później dotrzesz do domu, naszego królewskiego miasta”.

Przypominamy, w najbliższą niedzielę przypada 4 miesięcznica uwięzienia Andrzeja Poczobuta. W Warszawie, Białymstoku i Sopocie odbędą się o godzinie 14.00 pikiety, którego uczestnicy będą się domagać uwolnienia Andrzeja i prezes ZPB Andżeliki Borys.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl, fot.: facebook.com

Uwięziony prawie 4 miesiące temu przez reżim działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut, po tygodniach milczenia znów zaczął przysyłać listy do rodziny i przyjaciół. Pisze w nich, jak się czuje, o swoim nastroju i o tym co robi w ciągu dnia. Trzech anonimowych czytelników Svabody podzieliło się swoimi

„Ubiegłoroczna kampania wyborcza i wynikające z niej sankcje i prześladowania Białorusi wyraźnie pokazały, że nasza strategia polityki zagranicznej wymaga poważnej korekty. Musimy jasno zrozumieć, co się wokół nas dzieje,(…) na ile potrafimy szybko i profesjonalnie dostosować się, odpowiadając na współczesne wyzwania i zagrożenia” – powiedział Aleksander Łukaszenka na naradzie z białoruskimi dyplomatami ws. priorytetów polityki zagranicznej.

Według białoruskiego dyktatora, w tak napiętej sytuacji tylko profesjonalna, a co najważniejsze – oddana swojej pracy i krajowi kadra dyplomatyczna jest w stanie godnie zareagować. Łukaszenka ostrzegł dyplomatów, którzy „nie staną po stronie narodu, kraju i prezydenta”, że takich kadr kraj nie potrzebuje.

Aleksander Łukaszenka postawił przed swoimi dyplomatami zadanie opowiedzenia światu o wojnie, ludobójstwie i „polskiej okupacji”. Lata 1920-39, czyli czas, w którym ziemie należące dziś do Białorusi leżały w granicach II RP, nazwał okupacją.

„Całemu światu należy powiedzieć straszną prawdę o okropnościach wojny, ludobójstwie narodu białoruskiego, polskiej okupacji w okresie międzywojennym i innych niepochlebnych faktach, które wstydziliśmy się pokazać ze względu na naszą przyzwoitość” – cytuje słowa Łukaszenki jego służba prasowa.

Zażądał zdemaskowania wszystkich okupantów i kolaborantów. Przeciwstawił ich potomkom wielkich zwycięzców, którym kraje Europy powinny dziękować, a nie tłamsić sankcjami.

„Nadszedł czas, aby zdemaskować wszystkich okupantów i kolaborantów. W przeciwieństwie do nich, jesteśmy potomkami wielkich zwycięzców, którzy przywrócili pokój narodom Europy i uratowali niejedno pokolenie przed zagładą. Kraje i narody Europy powinny nam podziękować za to, co zrobiło poprzednie pokolenie, ale nie dusić nas sankcjami” – powiedział.

Łukaszenka podkreślił, że dyplomaci powinni mówić o tym codziennie w krajach, w których pracują, zamieszczać wpisy na portalach społecznościowych i występować w mediach. Według niego, należy pokonać wroga jego własną bronią.

„Musisz uderzyć wroga jego własną bronią. Tylko my mamy po swojej stronie prawdę i męstwo naszych przodków. Jeśli chodzi o nich, to nie mają nic poza żałosnymi okrzykami, szantażem i rewanżyzmem” – powiedział.

Białoruski dyktator nazwał to, co dzieje się dziś na świecie wojną, która wymaga dostosowania strategii polityki zagranicznej. Porównywał dyplomatów do wojskowych i groził im surowymi karami w przypadku zdrady. Oprócz tego domagał się walki o każdy traktor i kombajn, i obrony interesów białoruskich przedsiębiorstw.

Znadniemna.pk za Kresy24.pl/reform.by/ belta.by/president.gov.by/fot.: Valery Sharifulin\TASS via Getty Images

„Ubiegłoroczna kampania wyborcza i wynikające z niej sankcje i prześladowania Białorusi wyraźnie pokazały, że nasza strategia polityki zagranicznej wymaga poważnej korekty. Musimy jasno zrozumieć, co się wokół nas dzieje,(…) na ile potrafimy szybko i profesjonalnie dostosować się, odpowiadając na współczesne wyzwania i zagrożenia” – powiedział

Skip to content