HomeStandard Blog Whole Post (Page 79)

Trzy pytania do Teresy Sygnarek, prezes Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych i redaktor naczelnej kwartalnika Polonia Nowa (Szwecja) – laureata Nagrody im. Macieja Płażyńskiego 2023.

Czym jest dla Ciebie i dla kierowanej przez Ciebie redakcji nagroda im. Macieja Płażyńskiego?

– Tak jak dla każdej redakcji, nagroda jest nie tylko uznaniem osiągnięć – w tym przypadku – w roku, poprzedzającym przyznanie nagrody. Jest to uznanie społecznej pracy wszystkich członków zespołu redakcyjnego kwartalnika Polonia Nowa, ale także zachęta do dalszych działań. Uwzględniając to, że patronem przyznanej nam nagrody jest śp. Maciej Płażyński, dla którego sprawy Polonii i Polaków za Granicą były szczególnie ważne, traktujemy to wyróżnienie jako ogromny zaszczyt.

Czy uważasz, że Jury Nagrody, podejmując decyzje o jej przyznaniu kwartalnikowi Polonia Nowa, doceniło Twoją i Twoich kolegów z redakcji aktywność na rzecz nagłośnienia sytuacji Andrzeja Poczobuta? Dlaczego sprawa dziennikarza z Białorusi tak was poruszyła?

– Nie chodzi o to, czy Jury doceniało tę działalność, choć w laudacji była mowa o naszym zaangażowaniu w sprawę Andrzeja Poczobuta. Sprawa Andrzeja poruszyła nie tylko nasze czasopismo, ale przede wszystkim Światowe Stowarzyszenie Mediów Polonijnych, w którym działam i które zaangażowało się w przedsięwzięcia, mające na celu uwolnienie Andrzeja Poczobuta. Jakże mogłoby być inaczej? Stowarzyszenie zrzesza polskich dziennikarzy poza granicami Kraju, a Andrzej jest takim właśnie dziennikarzem. Naszym zadaniem, jest dbanie o interesy dziennikarzy z polskiej diaspory za granicą i stawanie w ich obronie. Wiele apeli, odezw i próśb było przez Stowarzyszenie kierowane do instytucji rządowych na świecie i do polityków w krajach, w których działają nasi członkowie. Dzisiaj wiemy już, że nasze starania nie zostały wzięte pod uwagę przez białoruski reżim, który nie uwolnił Andrzeja, lecz wydał na niego haniebny wyrok. To nie powinno nas jednak powstrzymywać od dalszej walki. Tak długo jak upominamy się o uwolnienie Andrzeja, tak długo nie zostanie on zapomniany.

Dwa lata temu Stowarzyszenie przyznało Andrzejowi nagrodę honorową „Za wolność słowa” i – proszę mi wierzyć – serce boli, kiedy się patrzy na tę statuetkę i nie wiadomo jest kiedy będzie można ją Andrzejowi wręczyć.

Oprócz dramatycznej historii Andrzeja Poczobuta staramy się opisywać także losy Polaków, którzy musieli uciekać z Białorusi. Jako Światowe Stowarzyszenie Mediów Polonijnych głośno mówimy o tym i opisujemy w naszych mediach sytuacje Polaków, mieszkających za granicą, zwłaszcza jeżeli są krzywdzeni.

Reżim na Białorusi, owszem, jest często krytykowany przez społeczność międzynarodową z powodu łamania praw człowieka, ograniczania wolności prasy i działalności opozycji politycznej, ale nadal utrzymuje swoją władzę i stosuje różne represyjne środki wobec swoich rzeczywistych i wyimaginowanych przeciwników. Dlatego tak ważne jest, aby głosy mediów polonijnych w tej sprawie nie zamilkły.

Jako migrantka do Szwecji, czy pamiętasz swoje pierwsze odczucia na obczyźnie? Jakie rady masz dla Polaków, ale nie tylko – również Białorusinów – którzy teraz masowo wyjeżdżają z Białorusi i starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Jaka jest Twoja recepta na zaczynanie życia od nowa?

– Kiedy sięgnę pamięcią czasu mojego przyjazdu do Szwecji, mogę dziś z całą pewnością stwierdzić, że czułam się tak, jak dzisiejsi uciekinierzy z Białorusi, którzy zdają sobie sprawę z tego, że nie mają drogi powrotu, tak długo jak długo reżim Łukaszenki jest u władzy. Mnie komunistyczne władze PRL-u nie pozwalały nawet na odwiedzenie rodziny w Polsce. Moja recepta na zaczynanie życia od nowa jest trochę niecodzienna i nie będzie to radą dla uciekinierów z Białorusi. Dla mnie Szwecja była krajem nieznanym, Polska krajem zakazanym, a więc – rozumiem to teraz – wybrałam trzecią opcję. Do Szwecji przyjechałam po pierwszym roku studiów na wydziale architektury, gdzie poznaliśmy architekturę starożytną, wtedy nie mając szans na wyjazd „na Zachód”, żeby móc zobaczyć to w rzeczywistości. I dlatego mój pierwszy wyjazd ze Szwecji był do Rzymu, miasta niby obcego, ale znając jego historię i jego zabytki poczułam się w nim „jak w domu”. Rzym stał się dla mnie wówczas namiastką utraconej Polski. Chociaż regularnie jeżdżę do Rzymu, to cały czas mam niedosyt tego miasta i odczuwam do niego wdzięczność za to, że wypełniło ono pewną lukę w moim życiu.

Drugim takim antidotum na tęsknotę za Polską było zaangażowanie się w działalność polonijną, co „trwa” do dzisiaj i rozwija się na różnych płaszczyznach.

 Rozmawiali Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik, na zdjęciu: Teresa Sygnarek podczas Gali Nagrody im. Macieja Płażyńskiego 2023, fot.: Press Club Polska

Trzy pytania do Teresy Sygnarek, prezes Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych i redaktor naczelnej kwartalnika Polonia Nowa (Szwecja) – laureata Nagrody im. Macieja Płażyńskiego 2023. Czym jest dla Ciebie i dla kierowanej przez Ciebie redakcji nagroda im. Macieja Płażyńskiego? - Tak jak dla każdej redakcji, nagroda jest nie

Na styku pór roku wśród naszych przodków, szczególnie na Kresach, wzrastało znaczenie magii oraz wiary w opiekę zmarłych, w obliczu nieznanego ludzie powierzali swój los temu co niezwykłe. Jedną z najbardziej tajemniczych, najbardziej niezwykłych nocy jest Noc Świętojańska, zwana Nocą Kupały.

Tak to matki nam podały,

Samy także z drugich miały,

Że na dzień świętego Jana

Zawżdy Sobótka palana.

(Jan Kochanowski „Pieśń świętojańska o Sobótce”)

Wieki przed Chrystusem, Słowianie – jak wszystkie narody rolnicze, kierujące się kalendarzem opartym na cyklu przyrody świętowali Noc Kupały w najkrótszą noc w roku – przypadającą z 21 na 22 czerwca – czyli w tzw. przesilenie czerwcowe. Dziś Noc Kupały obchodzimy 23 czerwca – to wigilia św. Jana.  Ustanowienie dnia św. Jana w tak bliskim sąsiedztwie z prasłowiańskim kalendarzem to efekt próby asymilacji tradycji wywodzącej się  z czasów przed Chrystusem z obrzędowością chrześcijańską. Wtedy pojawiły się nowe nazwy święta – Sobótka, Noc Świętojańska. Nazwa Kupała podobno odnosi się do bóstwa miłości Kupały, choć może wywodzić się z indoeuropejskiego „kump” oznaczającego grupę, zbiorowość, lub od wschodniosłowiańskiego odpowiednika słowa „kąpać”.

 

Noc Kupały to esencja wszystkiego, co w życiu najpiękniejsze – poświęcone pierwotnie żywiołom wody i ognia jest świętem miłości, życia, duchowej witalności. A zarazem owiane tajemnicą, czarowne, uchylające drzwi do świata magii – świata do którego od zarania dziejów próbujemy wejść, a który nadal pozostaje tajemnicą – choć dziś sprowadzoną do roli zabawy i zabobonów. Tego wieczora nie sposób było siedzieć w domu – wskaże każdego, kto brał udział w zabawie, mógł być pewien zdrowia przez cały rok.

A teraz ten wieczór sławny

Święćmy jako zwyczaj dawny:

Niecąc ognie do świtania,

Nie bez pieśni, nie bez grania.

(Jan Kochanowski „Pieśń świętojańska o Sobótce”)

Najważniejszym obrzędem był zwyczaj palenia ogniska i magicznych ziół (stąd nazwa „palinocka”- kolejny z wielu synonimów święta kupały). Skakanie przez ogień oraz tańce wokół niego miały oczyszczać duszę, chronić przed złymi mocami oraz zapewnić urodzaj w zbliżających się żniwach. Przed chorobami i złem miały chronić także kąpiele w wodzie, odbijającej blask księżyca.

Wyobraźnię rozpalały legendy o magicznym kwiecie paproci, zakwitającym właśnie w tę wyjątkową noc. Nazywany był też perunowym kwieciem, od imienia słowiańskiego boga burz Peruna. Ten, kto go odnajdzie (co wcale nie jest takie proste, bowiem kwiat dojrzeć może tylko człowiek prawy, sprawiedliwy, który nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy ponadto pokonać musi demoniczne siły strzegące rośliny), otrzyma od losu moc widzenia wszystkiego co niewidzialne – ukryte w ziemi bogactwa, mądrość, tajemną wiedzę o wszechświecie. O tym kwiecie pisał Adam Mickiewicz w swojej balladzie „Ucieczka”, Józef Ignacy Kraszewski w „Starej baśni”, Jan Kochanowski w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce”, poeci z Kresów Henryk Zbierzchowski („Noc świętojańska”), Wincenty Pol w „Pieśni o domu naszym”, Seweryn Goszczyński w swoim poemacie „Sobótka”, Jan Kasprowicz w dramacie „Baśń nocy świętojańskiej”. W pamięci najstarszych mieszkańców wsi na Kresach wciąż jeszcze tlą się legendy o szczęśliwcach, którzy znaleźli kwiat paproci. Nawet jeśli poszukiwania spełzły na niczym, warto zabrać ze sobą listek paproci – jego bliskość przyciąga pieniądze. W ogóle tej nocy magia roślin była wyjątkowa – to dlatego o poranku szeptuchy wyruszały na poszukiwanie ziół – zerwane tej nocy, jeszcze oprószone kroplami porannej rosy miały mieć największą moc. A zaplecione wianki miały przyciągnąć szczęście i miłość, bo Noc Kupały była przede wszystkim świętem miłości.

Panny puszczały wianki, miały one przepowiedzieć rychłe zamążpójście

Panny puszczały wianki, miały one przepowiedzieć rychłe zamążpójście. Jeśli wianek został wyłowiony przez kawalera oznaczało to szybki ślub, jeśli płynął nie wyłowiony przez żadnego chłopaka – wręcz przeciwnie. Z kolei zatonięcie, spłonięcie wianka lub zaplątanie w sitowiu przepowiadało najgorszą alternatywę – staropanieństwo.

Dawniej na Kresach uważano również, że wigilia św. Jana to także idealny czas do odprawiania obrzędów sprzyjających ochronie gospodarstwa. Popiołem ze świętojańskich ognisk posypywano pola, by zapewnić urodzaj. Domy przystrajano poświęconymi wiankami, mających odpędzić złe moce. Identyczną rolę pełniły wiązanki przyczepione do bydlęcych poroży – mając za „ochroniarzy” magiczne rekwizyty gospodarz mógł być pewnym że żadna czarownica nie ukradnie mu mleka ani nie rzuci uroku. Pamiętać bowiem należy, że w Noc Kupały żywioły białej i czarnej magii intensywnie ścierały się. Na łysych górach zbierać się miały czarownice, zaś w tataraku nad brzegami rzek, jezior i strumyków biesiadowały wodniki, wodnice i świtezianki, czatujące na nieroztropnych imprezowiczów.

Zaplecione wianki miały przyciągnąć szczęście i miłość, bo Noc Kupały była przede wszystkim świętem miłości

Noc Kupały była świętowana nie tylko w krajach zamieszkanych przez ludy słowiańskie, ale również w Skandynawii i krajach bałtyckich. Tradycje z nią związane wyglądały podobnie niezależnie od miejsca. W Czechach szczególnie popularny był zwyczaj skakania przez ogniska, który miał oczyszczającą moc i chronił przed wszelkimi nieszczęściami. W krajach skandynawskich na rozstajach dróg i na brzegach jezior palono ogniska, przy których spędzano czas. Tam również wierzono, że woda nabiera tej nocy niezwykłych właściwości. Zanurzenie się w niej miało zapewniać zdrowie. W Serbii wierzono, że obchodząc zagrody i domostwa z zapalonymi od kupalnych ognisk pochodniami, chroni się je przed złymi mocami i duchami. Na Łotwie wciąż obchodzi się święto Līgo nazywane również Jāņi (Dzień Jana) albo Jāņu naktī (Noc Jana) przypadające na noc z 23 na 24 czerwca. Oba te dni są wolne od pracy. Zyskany czas Łotysze spędzają przy ognisku, śpiewając pieśni obrzędowe i szukając kwiatu paproci.

Niech wszystko będzie ciche i bezgłośne!

Zaczną się noce ciche, świętojańskie…

A na mchach leśnych cudownie się złoci

Zaklęty czarem, złoty kwiat paproci…

(Henryk Zbierzchowski. „Noc świętojańska”)

24 czerwca Białorusini i Polacy z Białorusi spotkają się we wrocławskim Parku Tysiąclecia, żeby razem obchodzić święto: skakać przez ognisko, puszczać wianki, szukać kwiatu paproci. Kto wie – może w tę magiczną noc gdzieś nad polskimi rzekami i jeziorami odnajdziemy legendarny kwiat, który pomoże wszystkim wygnańcom z Kresów wrócić do Ojczyzny.

Opracowała Marta Tyszkiewicz na podstawie powiat.hajnowka.pl, skrivanek.pl/noc-swietojanska/,

Na styku pór roku wśród naszych przodków, szczególnie na Kresach, wzrastało znaczenie magii oraz wiary w opiekę zmarłych, w obliczu nieznanego ludzie powierzali swój los temu co niezwykłe. Jedną z najbardziej tajemniczych, najbardziej niezwykłych nocy jest Noc Świętojańska, zwana Nocą Kupały. Tak to matki nam podały, Samy

Wydział do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, skierował do Sądu Okręgowego w Poznaniu akt oskarżenia przeciwko dwóm obywatelom Białorusi, którym zarzucono prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz białoruskiego wywiadu wojskowego. To już trzeci akt oskarżenia dotyczący przestępstwa z art. 130 kodeksu karnego skierowany w ostatnim czasie.

Gromadzili informacje dotyczące Sił Zbrojnych RP

Podejrzanych zatrzymano w kwietniu 2022 roku. W oparciu o materiały zgromadzone przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego oraz materiał zgromadzony w toku prokuratorskiego śledztwa ustalono, iż pod pozorem podjęcia pracy w Polsce, brali oni udział w działalności białoruskiego wywiadu wojskowego. Mężczyźni pozyskiwali i gromadzili informacje dotyczące Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej oraz obiektów infrastruktury o znaczeniu krytycznym dla obronności kraju.

Zadania rozpoznania infrastruktury transportowej

Podejrzani przybyli do Polski pod pozorem podjęcia pracy zarobkowej w charakterze kierowców. Działalność szpiegowska podejrzanych skoncentrowana była na jednostkach wojskowych oraz obiektach cywilnych zlokalizowanych w zachodniej części Polski, w jej ramach realizowali zadania polegające na rozpoznaniu istotnych elementów Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej oraz cywilnej infrastruktury transportowej.

Tymczasowy areszt

Na wniosek prokuratora Wydziału do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, od czasu zatrzymania wobec podejrzanych stosowany jest środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Mężczyznom grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.

Kolejny akt oskarżenia w sprawie szpiegowskiej

Od czasu wybuchu rosyjskiej wojny napastniczej przeciwko Ukrainie nasiliła się rosyjska i białoruska działalność szpiegowska na terenie Polski, co ma odzwierciedlenie w kolejnych postępowaniach karnych obejmujących przestępstwa dotyczące działalności na rzecz służb wywiadowczych Rosji i Białorusi, wymierzonej przeciwko Polsce.

Prokuratura krajowa, Dział Prasowy  zdjęcie ma charakter ilustracyjny, fot.: Pixabay

Wydział do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, skierował do Sądu Okręgowego w Poznaniu akt oskarżenia przeciwko dwóm obywatelom Białorusi, którym zarzucono prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz białoruskiego wywiadu wojskowego. To już trzeci akt oskarżenia dotyczący przestępstwa z art. 130 kodeksu karnego skierowany w ostatnim

Działacz Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz Andrzej Poczobut trafił do kolonii karnej w Nowopołocku, gdzie będzie odbywał wyrok  8 lat pozbawienia wolności, poinformowała na Facebooku żona więźnia politycznego Oksana Poczobut.

Andrzej Poczobut wyjechał odbywać karę do Nowopołocka. Poinformowali mnie o tym w liście z Witebska, gdzie zatrzymał się podczas etapu w drodze do kolonii nowopołockiej, – napisała małżonka dziennikarza.

Przypomnijmy, Andrzej Poczobut, działacz polskiej mniejszości, jeden z liderów Związku Polaków na Białorusi i ceniony dziennikarz został w lutym 2023 roku skazany w politycznym procesie na 8 lat kolonii karnej. 26 maja Sąd Najwyższy Białorusi w osobie sędziego Igora Lubowickiego rozpatrzył apelację od wyroku, pozostawiając go bez zmian!

Poczobut został zatrzymany 25 marca 2021 r. w nazywanej przez białoruskie media „sprawie polskiej”.

Jego artykuł w mediach o agresji ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 roku, został uznany przez śledczych Łukaszenki za „podżeganie do wrogości narodowej”.

W materiałach sprawy karnej znalazły się także wypowiedzi dziennikarza w obronie mniejszości polskiej na Białorusi, artykuł o stłumieniu białoruskich protestów w 2020 roku oraz tekst z 2006 roku o jednym z dowódców polskiego podziemia antykomunistycznego z Grodzieńszczyzny.

8 lutego sędzia Dmitrij Bubienczyk skazał Andrzeja Poczobuta na 8 lat pozbawienia wolności. Uznano m.in. że „nawoływanie do działań godzących w bezpieczeństwo narodowe” i „podżegał do wrogości na tle narodowościowym, społecznym i innym”.

Jeszcze przed procesem, w październiku 2022 r., Komitet Bezpieczeństwa Państwowego wpisał Andrzeja Poczobuta na listę osób zaangażowanych w „działalność terrorystyczną”, a jego adwokat Aleksander Biriłow został kilka dni temu, po 26 latach praktyki adwokackiej, pozbawiony prawa do wykonywania zawodu, rzekomo na podstawie tego, iż, ma  do niego „niewystarczające kwalifikacje”.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Działacz Związku Polaków na Białorusi i dziennikarz Andrzej Poczobut trafił do kolonii karnej w Nowopołocku, gdzie będzie odbywał wyrok  8 lat pozbawienia wolności, poinformowała na Facebooku żona więźnia politycznego Oksana Poczobut. Andrzej Poczobut wyjechał odbywać karę do Nowopołocka. Poinformowali mnie o tym w liście z Witebska,

20 czerwca przypada 230. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych komediopisarzy w historii literatury polskiej, a także bajkopisarza, pamiętnikarza, poety oraz żołnierza kampanii napoleońskich – Aleksandra Fredry. W związku z rocznicą urodzin artysty – uznanego przez Sejm RP jednym z patronów roku 2023 – w całym kraju odbywają się liczne wydarzenia kulturalne.

Aleksander Fredro urodził się 20 czerwca 1793 roku w Suchorowie pod Przemyślem w bogatej rodzinie szlacheckiej, niegdyś senatorskiej. Już jako szesnastolatek wstąpił do Armii Księstwa Warszawskiego dowodzonej przez księcia Józefa Poniatowskiego i aż do 1814 roku był oficerem wojsk napoleońskich. Walczył pod Dreznem i Lipskiem, uczestniczył w tragicznej wyprawie pod Moskwę, po czym zbiegł z rosyjskiej niewoli w przebraniu wieśniaka. Za męstwo w walkach został odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, a przez cesarza Napoleona Bonaparte – Orderem Legii Honorowej.

Po powrocie do Ojczyzny Fredro zamieszkał w Beńkowej Wiszni. Był samoukiem. Zaczął tworzyć jako dojrzały mężczyzna, po trzydziestce. Został członkiem Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, był posłem Galicyjskiego Sejmu Krajowego, członkiem Lwowskiej Rady Narodowej i Akademii Umiejętności. Pod koniec życia Fredro objął dowództwo kampanii polskiej w czasie Wiosny Ludów. Jako deputowany do Sejmu Stanowego zajmował się sprawami teatrów i bibliotek Ossolińskich.

Aleksander Fredro zmarł 15 lipca 1876 roku we Lwowie.

Twórczość Aleksandra Fredry

Aleksander Fredro to twórca oryginalnej polskiej komedii. Doskonale znał teatr europejski i jego tradycje, do których świadomie nawiązywał w swojej twórczości. Napisał kilkadziesiąt utworów scenicznych: jednoaktówek i komedii wieloaktowych, fars, grotesek i wodewilów, które szybko trafiały na sceny teatrów: lwowskiego, warszawskiego i krakowskiego.

W 1818 roku Fredro napisał swoją pierwszą komedię pt. „Pan Geldhab”. Jego debiutem scenicznym była jednak jednoaktówka „Intryga naprędce, czyli nie ma złego bez dobrego” – powstała w 1815 roku, a pierwszy raz wystawiona w 1817 roku. Jednym z najbardziej znanych dzieł pisarza są „Śluby panieńskie, czyli Magnetyzm serca”. Pierwsza wersja tej pięcioaktowej komedii wierszem została napisana w 1827 roku, ostateczna – pięć lat później. Jedną z ważnych pozycji w kanonie polskiej literatury jest też „Zemsta”, napisana prawdopodobnie w 1833 roku. W twórczości Fredry ważne miejsce zajmują również „Damy i huzary”, „Pan Jowialski” czy „Dożywocie”.

Aleksander Fredro znany jest także jako twórca bajek i wierszy dla dzieci, takich jak: „Małpa w kąpieli”, „Paweł i Gaweł” oraz „Osiołkowi w żłoby dano”. Jest również autorem pamiętników z epoki napoleońskiej pt. „Trzy po trzy”, uznanych za klasykę literatury wspomnieniowej.

Zestawienia wybranych wydarzeń kulturalnych upamiętniających postać Aleksandra Fredry można znaleźć na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w zakładce pn. „Patroni Roku 2023 – wydarzenia”

Znadniemna.pl/gov.pl

20 czerwca przypada 230. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych komediopisarzy w historii literatury polskiej, a także bajkopisarza, pamiętnikarza, poety oraz żołnierza kampanii napoleońskich – Aleksandra Fredry. W związku z rocznicą urodzin artysty – uznanego przez Sejm RP jednym z patronów roku 2023 – w całym

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda spotkał się w poniedziałek, 19 czerwca, z ambasadorami RP, biorącymi udział w dorocznej naradzie organizowanej przez MSZ. Przemawiając do reprezentantów Polski za granicą głowa państwa już na wstępie podkreśliła, że „dyplomaci są słuchem, mową i wzrokiem Polski poza granicami kraju, a ich narracja jest narracją Polski”.

Przemówienie prezydenta było poświęcone w znacznej mierze prowadzonej przez Rosję bestialskiej wojnie przeciwko Ukrainie oraz związanej z tym konfliktem sytuacji w innych krajach, leżących na wschód od Polski.

Prezydent Duda podkreślał, że „celem naszej polityki zagranicznej w tym aspekcie jest doprowadzenie do sytuacji, w której Rosja poniesie strategiczną porażkę, Ukraina zwycięży, a widmo wojny zostanie trwale odsunięte od naszych granic”.

Reżim Łukaszenki współodpowiedzialny za  agresję

W kontekście wojny na Ukrainie Prezydent Duda odniósł się do kwestii udziału w niej  reżimu Aleksandra Łukaszenki, który pomaga agresorowi. Jak wskazywał, „Białoruś jest państwem nie tylko oficjalnie wspierającym Rosję, ale też jedynym, które de facto przyczyniło się do działań wojennych, udostępniając terytorium w krytycznej fazie wojny do ataku na Ukrainę”.

– Dlatego dopóki Białorusią rządzi Łukaszenka, polska dyplomacja musi traktować ją jako państwo współodpowiedzialne za prowadzenie wojny Putina – mówił.

Dodał, że Polska musi zabiegać na forum międzynarodowym o „nakładanie oraz zwiększanie wszelkich możliwych sankcji na ten kraj”.

Represje na Białorusi

– Jednocześnie nie możemy zapominać o narodzie białoruskim, który w przeciwieństwie do Rosjan nie jest zatruty duchem imperializmu. Ma przyjazny stosunek do Polski i Polaków, a co więcej jest terroryzowany przez autokratę, który nie ma poparcia większości obywateli – podkreślał.

Mówiąc o reżimie Aleksandra Łukaszenki  prezydent wskazywał, że Białoruś jest państwem nie tylko oficjalnie wspierającym Rosję, ale też jedynym, które de facto przyczyniło się do działań wojennych, udostępniając swoje terytorium w krytycznej fazie wojny do ataku na Ukrainę, bezpośrednio od strony północnej.

– Nie możemy zapominać o przeszło tysiącu więźniów politycznych na Białorusi, a także o represjach wymierzonych w Polaków mieszkających w tym kraju. Brutalnym symbolem tych represji stało się bezprawne skazanie Andrzeja Poczobuta, dlatego też będziemy walczyć o uwolnienie wszystkich więźniów politycznych, będziemy walczyć o to na forach międzynarodowych i opowiadamy się za zwiększeniem środków restrykcyjnych nakładanych na Białoruś – mówił.

Wsparcie dla Białorusinów

Prezydent zaznaczył, że cieszy się, iż Polska mocno „angażuje się we wsparcie społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, a także w tworzenie warunków do rozwoju demokracji i dialogu politycznego”.

– W naszym interesie jest promowanie i wzmacnianie białoruskiej diaspory oraz jej niezależnych środowisk politycznych także w innych krajach. Musimy ich wspierać, to jest nasz sąsiedzki, nasz obywatelski obowiązek – powiedział prezydent podczas spotkania z ambasadorami RP.

Znadniemna.pl  za TVP.INFO/PAP, na zdjęciu: Prezydent RP Andrzej Duda przemawia przed Ambasadorami RP, fot.: Marek Borawski/ KPRP

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda spotkał się w poniedziałek, 19 czerwca, z ambasadorami RP, biorącymi udział w dorocznej naradzie organizowanej przez MSZ. Przemawiając do reprezentantów Polski za granicą głowa państwa już na wstępie podkreśliła, że „dyplomaci są słuchem, mową i wzrokiem Polski poza granicami kraju,

69 lat temu, 18 czerwca 1954 roku, zmarł w Grodnie zasłużony dla miasta kapłan, społecznik i pedagog, ks. Antoni Kuryłłowicz, założyciel w Grodnie Macierzy Szkolnej, organizacji, likwidowanej w grodzie nad Niemnem dwukrotnie,  w wieku XX przez Sowietów, a w XXI przez reżim Łukaszenki.

Na kilka lat przed śmiercią, po aresztowaniu 17 lutego 1951 roku i skazaniu na łagry ks. Michała Aronowicza, wikariusza w parafii Znalezienia Krzyża Świętego (kościół pobernardyński),  ks. Antoni Kuryłłowicz był jedynym duszpasterzem dla ponad 50 tys. katolików w grodzie nad Niemnem.

Przyszły zasłużony dla Grodna kapłan urodził się w  1876 roku w miejscowości Rotnica pod Druskiennikami (obecnie  8 kilometrów na północ od granicy z Białorusią po stronie litewskiej).

W wieku dwudziestu lat  Antoni Kuryłłowicz wstąpił do seminarium duchownego w Wilnie i w cztery lata później otrzymał święcenia kapłańskie.

Początkowo pełnił funkcję wikarego w parafii przy kościele św. Rafała na Snipiszkach w Wilnie. Po śmierci dotychczasowego proboszcza spełniał zastępczo jego obowiązki. W tym czasie – do 1904 roku – udało mu się między innymi przeprowadzić gruntowny remont podupadającej już nieco świątyni.

W 1906 roku młody duchowny wyjechał do Paryża na dalsze studia teologiczne i filozoficzne. Tam też w trzy lata później w Akademii Katolickiej kierowanej przez biskupa Baudrillarta złożył pracę poświęconą „Prawu narodów podczas wojny z punktu widzenia moralnego” i otrzymał tytuł doktora filozofii scholastycznej.

Po powrocie w 1909 roku w rodzinne strony objął probostwo w Starych Trokach pod Wilnem, a rok później zaczął posługiwać w Grodnie, w kościele pobernardyńskim.

Pracę duszpasterską  kapłan godził z obowiązkami prefekta w grodzieńskich szkołach średnich. Działał też w Komitecie Obywatelskim, do którego wstąpił w czasie okupacji miasta przez Niemców podczas I wojny światowej. Jako członek Komitetu Obywatelskiego, kapłan starał się wszystkich potrzebujących otaczać opieką nie tylko materialną, ale też moralną.

 Odrestaurowanie budynku byłego klasztoru i założenie w nim szkoły

Za sprawą  księdza Kuryłłowicza odrestaurowany został doszczętne zrujnowany kompleks budynków klasztoru pobernardyńskiego. W mocne jeszcze mury klasztoru wbudowano obiekt, w którym kapłan zorganizował szkołę – ochronkę z oddziałem szewskim, krawieckim, hafciarskim i trykotażowym.

Z czasem dzięki staraniom duchownego odbudowano również sam kościół , a także gruntownie przebudowano plebanię.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w roku 1918, ksiądz Kuryłłowicz założył w Grodnie koło Macierzy Szkolnej, którego został prezesem.

1936 rok. Walny Zjazd Macierzy Szkolnej. W prezydium, pierwszy od prawej przy stole prezydialnym ks. Antoni Kuryłłowicz, fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jednym z celów oświatowej organizacji było zakładanie szkół – powszechnych, średnich, zawodowych, a także prowadzenie różnego rodzaju kursów.

Założenie szkoły oznaczało wówczas zorganizowanie jej od podstaw. Zacząć należało od znalezienia budynku i przystosowania go do potrzeb szkoły. Dopiero potem można było gromadzić wyposażenie, angażować nauczycieli. Nie było to zadanie łatwe, ale i ta działalność kapłanowi – społecznikowi nie wystarczała.

Funkcje proboszcza, prefekta i prezesa koła Macierzy duchowny godził ze stanowiskiem radnego miasta Grodna. „W tej roli odznaczał się zawsze wielką dbałością o dobro miasta i podniesienie kultury, kierując się taktem i umiarem, tak rzadkim na podobnemu stanowisku” – pisała z okazji dwudziestolecia kapłaństwa ks. Kuryłłowicza jedna z grodzieńskich gazet. Z innych przekazów wiadomo, że  kapłan rzeczywiście odznaczał się wielką tolerancją, wyrozumiałością i troską o dobro konkretnego człowieka. Były to cechy niezwykle cenne zwłaszcza w zróżnicowanym społeczeństwie kresowym, które znane było przecież duchownemu od urodzenia.

Ksiądz Antoni Kuryłłowicz ze swoimi wychowankami ze Szkoły Powszechnej nr 3 dla dziewcząt, fot.: „Magazyn Polski na uchodźstwie”

Mieszczącą się w budynku poklasztornym szkolę – ochronkę  jej założyciel przekształcił z czasem w Szkołę Powszechną nr 3 dla dziewcząt. Po transformacji placówki oświatowej duchowny objął w niej funkcję dyrektora. „Na pierwszym piętrze po obu stronach korytarza znajdowały się sale lekcyjne, gabinety dyrektora, lekarski i do nauczania fizyki, pokój nauczycielski, pomieszczenia do przechowywania pomocy naukowych, szatnia” – wspominała jedna z dawnych uczennic szkoły, dodając, że  dla  jej potrzeb przystosowano wówczas także pomieszczenia na parterze. Nie zapomniano także  o tym, by można je było wykorzystać dla potrzeb kulturalno-oświatowych.

Przy wejściu do budynku szkoły znajdowała się sala – podium. W czasie wystawiania spektakli służyła ona jako scena. Dalej leżąca aula pełniła funkcję widowni. Przylegająca do niej sala prac ręcznych z rozsuwaną ścianą zastępowała balkon,  czyli tzw. „galorkę”.  W szkolnym teatrze wystawiano bajki dla dzieci, przedstawienia patriotyczne, a także każdego roku – jasełka. Wszystkie te przedstawienia nadawały szkole wyższą rangę i zapewniały popularność. Małe aktorki, grające swoje role swobodnie, z wyczuciem i dobrą dykcją, budziły podziw nie tylko wśród szkolnych kolegów, ale także innych mieszkańców Grodna, którym poszczęściło się trafić na szkolne przedstawienie. Kostiumy, oświetlenie, muzyka i śpiew dziecięcego chóru dopełniały całości. Nad wszystkim czuwał oczywiście ksiądz dyrektor, a przedstawienia reżyserowała nauczycielka Sylwestra Bochenkówna.

Na szkolnym parterze mieściła się też biblioteka. W podwórzu, w murach dawnej kuźni, powstała sala gimnastyczna. Była ona wyposażona w nowoczesny jak na owe czasy, sprzęt do nauczania wychowania fizycznego.

Ogromny, zaniedbany plac tuż obok zamieniono w boisko. Do murów szkoły przylegał duży ogród warzywno-kwiatowy pielęgnowany przez uczennice.

Program szkolnych prac ręcznych obejmował szycie ręczne i na maszynie, wykonywanie prac z drewna, tektury, papieru, robienia na drutach i szydełkowanie. Lekcje chóru i ćwiczenia śpiewu odbywały się przy pianinie.

Do szkoły, zwanej z powodu lokalizacji „pobernadyńską”, uczęszczały nie tylko katoliczki, ale także dziewczęta wyznania prawosławnego, greko-katolickiego i mojżeszowego.

Ksiądz Kuryłłowicz wraz z podległymi mu nauczycielami starał się stworzyć atmosferę, dzięki której uczennice mogły żyć w prawdziwej zgodzie. Chyba się to udało bo, jak wspominały dawne uczennice szkoly, przy nawiązywaniu sympatii, a później  także długoletnich przyjaźni wyznawana wiara nie odgrywała dla nich najważniejszej roli.

W szkole prowadzonej przez księdza dyrektora pamiętano o dożywianiu dzieci mniej zamożnych. Codziennie wydawano im bezpłatnie mleko lub białą kawę i pieczywo. Wszystkie uczennice objęte też były stałą opieką lekarską.

Z niezwykłą starannością dobierał ksiądz dyrektor grono pedagogiczne. Duży nacisk kładł na to, by w szkole stosowane były nowe metody nauczania. Nauczyciele unikali więc werbalizmu, a pracę z dziećmi starali się opierać na konkretach i doświadczeniach, tworząc przy tym serdeczną, ciepłą i wyzwalającą atmosferę.

Prowadzona przez księdza Antoniego Kuryłłowicza szkoła istniała w Grodnie przez cały okres międzywojenny, a wśród wykładających w niej nauczycielek w pamięci dawnych uczennic zachowały się nazwiska następujących nauczycielek: panny Bochenkówny, pani Kawińskiej, pani Rogowskiej, a także Wandę Bucharewicz, Feliksę Gil-Gilewską, Felicję Hryniewicz, Zofię Olechnowicz, Joannę Szymańską, Marię Szymańską oraz Helenę Wojniczową.

Odznaczenie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i wybuch wojny

W uznaniu zasług księdza Antoniego Kuryłłowicza na polu pracy społecznej 10 listopada 1938 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki odznaczył duchownego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Niespełna rok później wybuchła, druga już w życiu duchownego, wojna światowa.

Lata 1939-1941, kiedy Grodno znalazło się w granicach ZSRR, zarówno kościół, jak i szkoła szczęśliwie przetrwały panowanie ”pierwszych sowietów”. Dla księdza Kuryłłowicza był to jednak czas szczególnie trudny. Jakby nie dość było trudności związanych z wojną, to w 1939 roku diecezja wileńska straciła biskupa. Jego obowiązki, decyzją władz kościelnych, kazano przejąć  właśnie księdzu Kuryłłowiczowi.

W czerwcu 1941 roku do miasta wkroczyli Niemcy.  W toku walk śródmieście, w tym także kościół pobernardyński i przylegająca do niego szkoła, zostały zburzone i spalone. Zniszczeniu uległy m.in. unikalne, bezcenne witraże i organy oraz wartościowe zbiory obrazów olejnych.

Szczęśliwym trafem księdzu Kuryłłowiczowi udało się tuż przed wkroczeniem Niemców kupić i zwieźć do Grodna sporą ilość drewna budowlanego, które przydało się przy odbudowie zburzonych budowli. Do pracy zaangażował m.in. Żydów – bardzo dobrych, wypróbowanych fachowców, którym wtedy Niemcy pozwalali jeszcze pracować poza gettem. Katolicki kapłan płacił im produktami żywnościowymi. Dzięki sumiennej pracy grodnian wyznania mojżeszowego praktycznie wszystkie zniszczenia zostały usunięte i kościół przetrwał.

„Nie wyjadę, dopóki ostatni parafianin nie opuści tej ziemi”

W 1944 roku dawne Kresy Wschodnie, a więc i Grodno, zostały znowu wcielone do ZSRR. Z braku księży ksiądz Antoni Kuryłłowicz pracował  w mieście sam, bez wikariuszy. Władze radzieckie wielokrotnie namawiały go do skorzystania z repatriacji i wyjazdu do Polski. Ksiądz zawsze jednak odmawiał argumentując, że wyjedzie „dopiero wtedy, gdy ostatni parafianin opuści tę ziemię”.

Popiersie ks. Antoniego Kuryłłowicza w Kościele Znalezienia Krzyża Świętego (pobernardyńskim) w Grodnie, fot.: archiwum

Napięte stosunki z władzą spowodowały serię zatrzymań, aresztowań, rewizji i obserwacji. Kiedy siostry Szarytki zostały wyrzucone ze swojego domu, ksiądz Kuryłłowicz wygospodarował dla nich miejsce na plebanii do czasu ich wyjazdu do Polski. Kiedy siostrom Nazaretankom zabrano klasztor i kościół jedyny wówczas grodzieński kapłan przygarnął także je, zapewniając warunki umożliwiające przetrwanie ciężkich czasów aż do chwili odzyskania  przez zakonnice budowli sakralnych.

W 1951 roku Antoni Kuryłłowicz ciężko zachorował i przeżył operację, po której jednak wrócił do pracy. Pomagał mu wtedy ks. Michał Aranowicz, skazany później przez Sowietów na 10 lat łagrów. Całą plebanią zajmowała się bratanica księdza Antoniego – Zofia Kuryłłowicz. Po długiej i ciężkiej chorobie ks. Antoni Kuryłłowicz zmarł w Grodnie w czerwcu 1954 roku.

Niezwykle zasłużony dla katolickiej społeczności  miasta kapłana i nie mniej zasłużony pedagog i wychowawca młodzieży został pochowany w rodzinnym grobie w Rotnicy koło Druskiennik, gdzie spoczywają również jego rodzice oraz rodzeństwo.

Za „drugich sowietów” w budynku dawnej Szkoły Powszechnej nr 3 ulokowano stację epidemiologiczną, natomiast po wybiciu się Białorusi na niepodległość nowe władze zezwoliły na wykonanie gruntownego remontu i umieszczenie w kompleksie szkolnym seminarium duchownego, o powstaniu którego w Grodnie marzył ksiądz kanonik.

Znadniemna.pl na podstawie artykułu Michała Lubaradzkiego

69 lat temu, 18 czerwca 1954 roku, zmarł w Grodnie zasłużony dla miasta kapłan, społecznik i pedagog, ks. Antoni Kuryłłowicz, założyciel w Grodnie Macierzy Szkolnej, organizacji, likwidowanej w grodzie nad Niemnem dwukrotnie,  w wieku XX przez Sowietów, a w XXI przez reżim Łukaszenki. Na kilka lat

W sobotę, 17 czerwca, na Starym Zamku w Grodnie otwarto dla zwiedzających Salę Alabastrową. W ten sposób oficjalnie zakończono pierwszy etap rekonstrukcji zabytku, do którego odbudowy przystąpiono w 2017 roku.

Po raz pierwszy Sala Alabastrowa została wymieniona w inwentarzu zamkowym, datowanym 1650 roku. Jest  to najstarsza znaną naukowcom wzmianka o pomieszczeniu, w którym lubił odpoczywać  często przebywający w Grodnie monarcha Stefan Batory.

Wnętrze Sali Alabastrowej reprezentuje styl renesansowy – bardzo popularny w latach 80-tych XVI wieku, gdy Stefan Batory przebudowywał zamek.

To, co od razu rzuca się w oczy podczas wizyty w odrestaurowanym pomieszczeniu, to kominek z wielopostaciową kompozycją i elementami heraldycznymi.

Sufit zwraca  na siebie uwagę bogatą dekoracją reliefową, a wzdłuż ścian zwiedzających „witają” kariatydy i popiersia starożytnych postaci.

Duże wrażenie na zwiedzających robi też to, że na tym tle, na każdej ze ścian, z okien Sali Alabastrowej prezentowana jest szykowna panorama XVI-wiecznego Grodna.

Otwarcie Sali Alabastrowej zakończyło pierwszy etap odbudowy Starego Zamku.

Na etapie drugim odrestaurowany zostanie królewski pałac i oficyna.

Potem rozpocznie się trzeci etap, czyli budowa wieży narożnej, budynków gospodarczych i konserwacja Dolnego Kościoła.

 Znadniemna.pl na podstawie Grodnonews.by

W sobotę, 17 czerwca, na Starym Zamku w Grodnie otwarto dla zwiedzających Salę Alabastrową. W ten sposób oficjalnie zakończono pierwszy etap rekonstrukcji zabytku, do którego odbudowy przystąpiono w 2017 roku. Po raz pierwszy Sala Alabastrowa została wymieniona w inwentarzu zamkowym, datowanym 1650 roku. Jest  to najstarsza

Już po raz dziewiąty odbył się w Polsce cykl koncertów, w których wzięli udział laureaci i przyjaciele Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”, który do roku 2020 był odbywał się w stolicy Białorusi – Mińsku i uważany był za jeden z najbardziej prestiżowych konkursów wokalnych w tym kraju.

Festiwal „Eurydyka” przybliżał postać i twórczość wybitnej polskiej piosenkarki Anny German, a także promował młodych, utalentowanych muzycznie, ludzi, wywodzących się ze środowisk polskich na Białorusi. Dla wielu zdobycie tytułu laureata Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”, stało się odskocznią w rozpoczęciu kariery piosenkarskiej. W skład Jury konkursu w różnych latach wchodzili: wybitny polski kompozytor i pianista, urodzony lidzianin Jerzy Derfel, znany aktor Stanisław Górka, znakomity polski piosenkarz Marek Ravski, gwiazda białoruskiej opery Natalia Akinina (obecnie – Kalada) oraz inni wybitni przedstawiciele świata kultury z Polski i Białorusi

Tradycją Festiwalu „Eurydyka” stało się, że jego laureaci każdej kolejnej jego edycji wyruszali w trasę koncertową po miastach Polski.

„Solidarni z Ukrainą”

Tradycja ta przetrwała samo istnienie festiwalu na Białorusi i związani z nim artyści wyruszyli w tym roku w kolejną trasę koncertową, z programem zatytułowanym „Planeta Anna”. Koncerty odbyły się: we Wrocławiu, Legnicy, Mińsku Mazowieckim, Szczawnie-Zdroju, Zielonej Górze, Malczycach i innych miastach. Na repertuar koncertów złożyły się występy laureatów festiwalu z różnych lat i jego przyjaciół, reprezentujących różne kraje. Ze względu na wojnę, która już drugi rok toczy się na Ukrainie, wszystkie koncerty odbywały się pod hasłem „Solidarni z Ukrainą”.

We Wrocławiu jednym z głównym organizatorów koncertów wystąpił Klub Muzyki i Literatury, który zawsze wspierał polskich artystów z Białorusi. Podczas koncertu w Klubie jego dyrektor Ryszard Sławczyński – animator kultury, publicysta, podróżnik, popularyzator kultury Kresów Wschodnich, który zwrócił się do publiczności ze słowami:

– Ten koncert jest dedykowany walczącej Ukrainie. To jest walka wolności z imperialną polityką Rosji. Wiele osób na tej sali przyjechało do Polski, bo kochają wolność. Niektórzy wyjechali ze swojej ojczyzny, aby szukać dla siebie nową ojczyznę tutaj, w Polsce. Mam nadzieję, że wielu już przekonało się, że Polacy są narodem bardzo gościnnym. Skoro mówimy o Białorusi, nie mogę nie powiedzieć o trwających tam represjach wobec Polaków, o zniszczonym w zeszłym roku przez władze białoruskie polskim cmentarzu wojennym w Surkontach. Pamiętajmy, że już pierwszej nocy po zniszczeniu nekropolii ktoś postawił na miejscu zrównanych z ziemią grobów brzozowy krzyż – był to znak, symbolizujący szacunek do Polski i Polaków, który mimo represji zachowała miejscowa ludność.

Podczas koncertu w Klubie Muzyki i Literatury we Wrocławiu

Podczas koncertu w Klubie Muzyki i Literatury we Wrocławiu przemawia dyrektor klubu Ryszard Sławczyński

Autorskie interpretacje piosenek Anny German

W koncertach odbywających się pod wspólną nazwą „Planeta Anna” brali udział: Grażyna Komincz, utalentowana piosenkarka z Lidy, obecnie mieszkająca we Wrocławiu; Paweł Kozicz, mieszkający w Poznaniu zdobywca I miejsca w Konkursie VI Festiwalu Piosenki Anny German «Eurydyka», który odbywał się jeszcze w Mińsku. Paweł Kozich zdobył ostatnio wiele prestiżowych polskich nagród piosenkarskich, m.in.:  – Grand Prix Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Tarnowo Podgórne 2022, II miejsce w II Konkursie wokalnym im. Zbigniewa Wodeckiego „Sobą być”, II miejsce w XIII Konkursie Piosenki „Agnieszka i inni”, a także wyróżnienie w konkursie telewizyjnym „Szansa na sukces. Opole 2023”; Natalia Kalada, mieszkająca w Warszawie była solistka Teatru Opery i Baletu w Mińsku, ciesząca się opinią posiadaczki najlepszego mezzo-sopranu Białorusi.

Natalia Kalada, śpiewaczka operowa z Mińska (Białoruś)

Do artystów z Białorusi, promujących dziedzictwo artystyczne Anny German, dołączyli ich koledzy z innych krajów, podzielający idee upamiętnienia wybitnej polskiej artystki poprzez popularyzowanie jej twórczości. Znalazły się wśród nich m.in.: Katarzyna Czekanowska, znakomita śpiewaczka operowa z Tarnopola (Ukraina), będąca laureatką I nagrody międzynarodowego konkursu Cambridge 2023; Paulina Raczkowska(USA), zdobywczyni nagrody Prezydenta Miasta Opola na III Polonijnym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu oraz wyróżnienia za piosenkę autorską w IV Polonijnym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, a także laureatka II festiwalu Ireny Jarockiej w Gdańsku (2022).

Śpiewaczka operowa z Tarnopola (Ukraina) Katarzyna Czekanowska

Akompaniował artystom założony we Wrocławiu przez profesjonalnych muzyków-wirtuozów z Mińska zespół Alba Music Trio oraz znakomity akompaniator-pianista Witali Oleszkiewicz, będący laureatem międzynarodowych festiwali oraz dyrektorem artystycznym Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”.

Alba Music Trio

Grażynie Komincz i Pawłowi Koziczowi akompaniuje Witali Oleszkiewicz

Pomysłodawcą Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka” scenarzystą i reżyserem koncertów, zarówno tych, odbywających się kiedyś na Białorusi, jak i tych, organizowanych współcześnie Polsce, jest laureatka międzynarodowych festiwali muzycznych Marina Towarnicka. Może się ona poszczycić tym, że bywała w domu Anny German, zna osobiście jej męża i syna, o czym chętnie opowiada podczas organizowanych przez siebie wydarzeń poświęconych wybitnej piosenkarce.

Koncerty, odbywające się pod wspólnym tytułem „Planeta Anna”, stały się pokazem autorskiej interpretacji oraz aranżacji utworów z repertuaru Anny German. Występom artystów towarzyszyła niesamowita atmosfera, a wykonanie utworów zostało bardzo wysoko ocenione przez publiczność.

Na wszystkich trzynastu koncertach z cyklu „Planeta Anna” sale były wypełnione po brzegi. We wrocławskim Klubie Muzyki i Literatury nawet zabrakło miejsc dla wszystkich chętnych i część publiczności musiała słuchać występów w holu oraz w innej sali przed ekranem transmitującym wydarzenie na żywo.

Na wszystkich trzynastu koncertach z cyklu „Planeta Anna”, sale były wypełnione po brzegi

Oprócz powszechnie znanych piosenek Anny German, takich, jak „Tańczące Eurydyki” czy „Człowieczy los”, podczas koncertów zabrzmiały już prawie zapomniane utwory, takie jak: „Wspomnienia, więcej nic”, „Wiosenna humoreska”, „Podwarszawskie sosny”, „Czekasz na mnie, mamo”, czy „Andaluzyjski romans”.

Nazwa koncertów – „Planeta Anna” – nawiązywała do odkrytej 2 listopada 1975 roku i nazwanej na cześć „białego anioła polskiej piosenki” planetoidy oraz poświęconej Annie German piosenki Krzysztofa Cwynara, która brzmiała podczas koncertów.

Większość spotkań z twórczością Anny German w wykonaniu międzynarodowego składu artystów, nieprzypadkowo odbywała się na Dolnym Śląsku. Patronka wydarzenia po repatriacji z ZSRR mieszkała w dolnośląskiej Nowej Rudzie, a potem we Wrocławiu. Tu ukończyła Instytut Nauk Geologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Debiutowała w 1959 r. w Studenckim Teatrze Kalambur.

Na domu przy ul. Trzebnickiej 5, w którym Anna German mieszkała w latach 1949–1967, w lutym 2012 r. umieszczono tablicę pamiątkową. Legenda polskiej piosenki ma też we Wrocławiu na placu św. Macieja swoje drzewo – magnolię – oraz tablicę pamiątkową.

Gwiazda Anny German na Alei Gwiazd Polskiej Piosenki w Opolu.

W tym roku o Annie German wspominano podczas 60-lecia Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, w którego drugiej edycji w 1964 roku repatriantka z ZSRR zdobyła II nagrodę za piosenkę „Tańczące Eurydyki”. W późniejszych latach jeszcze kilka razy zdobywała nagrody tego festiwalu, aż w 2013 roku upamiętniono ją gwiazdą na Alei Gwiazd Polskiej Piosenki w Opolu.

Anna German a Białoruś

W swojej obfitej pod względem geograficznym karierze artystycznej Anna German zaśpiewała kilka koncertów w Mińsku na Białorusi. Dla mnie, autorki tego artykułu ,najbardziej wzruszającym był koncert z dnia 7 sierpnia 1975 roku, który odbył się w pomieszczeniu mińskiego cyrku. Na ten koncert zabrał mnie ojciec i ja, siedmioletnia wówczas dziewczynka, zapamiętałam go na cale życie.

W latach sowieckich w Brześciu mieszkała siostra matki Anny German Irmy Martens. To ją zawsze odwiedzała Anna, kiedy miała koncerty w Związku Radzieckim.

Na koncertach, upamiętniających Annę German w Mińsku już w XXI stuleciu, kilkakrotnie pojawił się wdowiec po wybitnej piosenkarce Zbigniew Tucholski.

Marta Tyszkiewicz, zdjęcia autorki, na zdjęciu pod nagłówkiem: Anna German w ekspozycji  Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu

Już po raz dziewiąty odbył się w Polsce cykl koncertów, w których wzięli udział laureaci i przyjaciele Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”, który do roku 2020 był odbywał się w stolicy Białorusi – Mińsku i uważany był za jeden z najbardziej prestiżowych konkursów wokalnych w

W piątek, 16 czerwca, władze cofnęły licencję adwokacką Aleksandrowi Birilowowi, grodzieńskiemu mecenasowi, który zasłynął z tego, że jako jeden z niewielu, brał się za obronę oponentów reżimu Aleksandra Łukaszenki.

Aleksander Birilow bronił między innymi dziennikarza i działacza Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta, skazanego na 8 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Szykował się także do procesu dziennikarza i działacza społecznego Pawła Mażejki, oczekującego obecnie na rozprawę w areszcie śledczym Grodna.

W ciągu 26-letniej praktyki adwokackiej obrońca grodzieńskich opozycjonistów zdobył bogate doświadczenie reprezentowania krytyków reżimu Łukaszenki w sądzie. Jeszcze w latach 2001-2002 był obrońcą dziennikarzy najstarszej niezależnej grodzieńskiej gazety „Pahonia” Mikoły Markiewicza i Pawła Mażejki. W 2004 roku Biriłow bronił ówczesnego więźnia politycznego i szefa komitetu strajkowego grodzieńskich przedsiębiorców Walerego Lewoniewskiego, którego sądzono za rzekome publiczne znieważenie białoruskiego dyktatora. Nasz kolega Andrzej Poczobut był klientem Aleksandra Biriłowa podczas procesu o znieważenie Łukaszenki w 2011 roku. A w 2021 roku mecenas był obrońcą Igora Bancera, grodzieńskiego muzyka rockowego i byłego redaktora mediów Związku Polaków na Białorusi.

Formalnym powodem odebrania Aleksandrowi Birilowowi prawa do uprawiania zawodu adwokata stały się „niewystarczające kwalifikacje zawodowe” prawnika, uprawiającego czynnie zawód od ponad ćwierćwiecza. „Niewystarczające kwalifikacje zawodowe” zarzuciła mecenasowi Birilowowi państwowa, tak zwana „komisja atestacyjną” (rodzaj komisji weryfikacyjnej, rzekomo sprawdzającej poziom posiadanych kwalifikacji – red.).

Wskutek działalności na Białorusi „komisji atestacyjnej” w ciągu ostatnich trzech lat liczba adwokatów w tym kraju skurczyła się o 550 osób, co stanowi 25 procent składu osobowego białoruskiej adwokatury. Komisja najczęściej pozbawia licencji adwokackich mecenasów, broniących w sądach oponentów białoruskiego dyktatora i jego reżimu.

Znadniemna.pl na podstawie Svaboda.org, na zdjęciu: Aleksander Biriłow, fot.: facebook.com/albirilov

W piątek, 16 czerwca, władze cofnęły licencję adwokacką Aleksandrowi Birilowowi, grodzieńskiemu mecenasowi, który zasłynął z tego, że jako jeden z niewielu, brał się za obronę oponentów reżimu Aleksandra Łukaszenki. Aleksander Birilow bronił między innymi dziennikarza i działacza Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta, skazanego na 8

Skip to content