HomeStandard Blog Whole Post (Page 482)

Meble, obrazy i inne przedmioty uważane za zaginione po wywiezieniu ich w 1947 roku z dworku „Milusin” w Sulejówku – domu rodziny Piłsudskich – wracają do dworku i wzbogacają ekspozycję działającego tu Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.

Przekazanie_mebli

Od lewej: Krzysztof Jaraczewski – wnuk Marszałka, dyrektor Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, Jacek Rusiecki, prezes Fundacji Rodziny Józefa Piłsudskiego, Tomasz Siemoniak minister obrony narodowej, podczas uroczystości w „Milusinie”.

20 lutego część rzeczy, pochodzących z wyposażenia salonu i gabinetu Marszałka i uważanych wcześniej za zaginione przekazał muzeum wicepremier, minister obrony narodowej RP Tomasz Semoniak.

meble_w_stylu_ludwika_xvi_0

Meble w stylu Ludwika XVI, fot.:muzeumpilsudski.pl

Rzeczy z wyposażenia dworku w „Milusinie” wywiezione zostały stąd w 1947 roku na rozkaz generała Piotra Jaroszewicza, ówczesnego wiceministra obrony narodowej późniejszego premiera PRL.
Pracownicy Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku odnaleźli w ubiegłym roku, w pałacu w Helenowie – ośrodku reprezentacyjnym Ministerstwa Obrony Narodowej, część mebli i dzieł sztuki z „Milusina”. Wojskowi nie wiedzieli o ich pochodzeniu.

pejzaz_miejski_z_wilna_ostra_brama

Widok Ostrej Bramy pędzla Ignacego Pinkasa, fot.:muzeumpilsudski.pl

pejzaz_miejski_z_wilna

Wilno pędzla Ignacego Pinkasa, fot.:muzeumpilsudski.pl

kazimierz_stabrowski_staw_w_parku_0

Staw w parku pędzla Kazimierza Stabrowskiego, fot.:muzeumpilsudski.pl

Podczas wizyty pracowników muzeum w Helenowie, okazało się, że są tam obrazy z „Milusina”: dwa widoki Wilna, pędzla Ignacego Pinkasa, i „Staw w parku” Kazimierza Stabrowskiego. Był także portret Bronisława Piłsudskiego, brata Marszałka, zesłańca i wybitnego etnografa.

portret_bronislawa_pilsudskiego

Portret Bronisława Piłsudskiego, fot.:muzeumpilsudski.pl

W pałacu odnalazły się również wywiezione z saloniku „Milusina” meble w stylu Ludwika XVI, niewielka rzeźba, dwa świeczniki empirowe, amfora i postument pod lampę lub wazon.
Pracownicy muzeum nadal poszukują mebli z gabinetu Marszałka, jego biblioteki, a także innych elementów wyposażenia dworku. Chodzi bowiem o jak najwierniejsze odtworzenie wnętrz i atmosfery domu, z czasów, gdy mieszkał w nim Józef Piłsudski.

zofia_stabrowska_szaman

Rzeźba szamana, fot.:muzeumpilsudski.pl

Dworek „Milusin” w Sulejówku wybudowany został w 1923 r. Był darem Komitetu Żołnierza Polskiego dla Józefa Piłsudskiego. Marszałek mieszkał w „Milusinie”, wraz z żoną Aleksandrą i córkami: Wandą i Jadwigą, w latach 1923-1926.

swiecznik_empirowy

Świecznik empirowy, fot.:muzeumpilsudski.pl

W Polsce Ludowej, w 1947 r., dworek został zajęty przez władze wojskowe. Od 1956 roku był w posiadaniu władz Sulejówka, które urządziły w nim przedszkole. W 2000 r. władze miasta przekazały „Milusin” Fundacji Rodziny Józefa Piłsudskiego. Jej celem stało się przywrócenie przedwojennego wyglądu wnętrza dworku i wybudowanie kompleksu muzealno-edukacyjnego – Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.

postument

Postument, fot.:muzeumpilsudski.pl

Odnalezione po blisko 70. latach obiekty już można było oglądać w „Milusinie” w miniony weekend. Będą też dostępne dla zwiedzających podczas Nocy Muzeów, 16 maja. Otwarcie zaś kompleksu muzealno-edukacyjnego – Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku jest planowane w 2017 roku.

Tomasz Stańczyk/ Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku specjalnie dla Znadniemna.pl

Meble, obrazy i inne przedmioty uważane za zaginione po wywiezieniu ich w 1947 roku z dworku „Milusin” w Sulejówku – domu rodziny Piłsudskich - wracają do dworku i wzbogacają ekspozycję działającego tu Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. [caption id="attachment_8533" align="alignnone" width="480"] Od lewej: Krzysztof Jaraczewski –

Taki był wspólny apel do studentów wydziału filologii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego ze strony prelegentów międzynarodowego seminarium „Osoba i twórczość Sergiusza Piaseckiego w dialogu kultur i literatur”. Konferencja odbyła się 18 lutego w auditorium im. Wasyla Bykowa największej wyższej uczelni Białorusi.

Czytajcie_Piaseckiego

Uczestników i gości seminarium przywitał w murach audytorium im. Wasyla Bykowa dziekan wydziału filologii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego (BUP) Iwan Rowdo.

Afisz seminarium

Afisz seminarium

W pierwszej części konferencji odbyła się prezentacja książki pt. „Nasz i nie nasz Sergiusz Piasecki”, wydanej w ubiegłym roku przez białoruskich autorów przy wsparciu współorganizatora konferencji – Instytutu Polskiego w Mińsku.
Prowadził konferencję, poświęconą jednemu z najciekawszych polskich pisarzy minionego stulecia, dr filologii Mikołaj Chmielnicki, współautor wspomnianej książki obok obecnych na konferencji Tatiany Korbżyckiej i Piotra Ragojszy.
Prowadzący przypomniał przybyłym tłumnie na konferencję białoruskim studentom podstawowe fakty z biografii polskiego pisarza, publicysty, oficera wywiadu i żołnierza Armii Krajowej. Akcentował uwagę na tym, że Piasecki, pisząc o życiu na pograniczu polsko-sowieckim, tworzył ostrą satyrę, ośmieszającą „ludową demokrację”.

Okładka prezentowanej na cseminarium książki

Okładka prezentowanej na cseminarium książki

Dziekan wydziału filologii Iwan Rowdo przyznał, że „na Białorusi Sergiusz Piasecki jest prawie nie znany”. – Pisał po polsku, ale jego twórczość odzwierciedla motywy białoruskiej, polskiej i ukraińskiej przyrody – próbował uzasadnić konieczność zainteresowania się twórczością pisarza przez Białorusinów.

Powyższy wątek kontynuowała w swoim wystąpieniu dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku Urszula Doroszewska. Zaznaczyła, że „osoba Piaseckiego pomaga w rozumieniu naszej wspólnej historii”.

Przemawia Urszula Doroszewska, dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku

Przemawia Urszula Doroszewska, dyrektor Instytutu Polskiego w Mińsku

– Nasza inicjatywa jest może niewielkim, ale jednak wkładem w rozwój relacji między Polską a Białorusią – przekonywał Mikołaj Chmielnicki. Jego koleżanka i współautorka książki Tatiana Kobrżycka zwróciła uwagę na talent krytycznego postrzegania i satyrycznego opisywania przez pisarza otaczającej go rzeczywistości. – Życzę studentom nie tylko zadowolenia od czytania Piaseckiego, lecz, poprzez jego twórczość, nauczenia się poznawania i rozumienia samych siebie w otaczającym świecie – podkreśliła.
Trzeci autor ksiązki Piotr Ragojsza zwrócił uwagę na sprzeczności, właściwe osobowości Piaseckiego, który z jednej strony kochał sprawiedliwość, prawdę i był wielkim humanistą, ale też – zabił ponad stu ludzi, z jednej strony – piętnował korupcję, a jednocześnie uprawiał przemyt, obracając milionami. – Paradoksem jest, że zmarł w nędzy – dodał białoruski znawca życia i twórczości Piaseckiego.

Licznie przybyli na seminarium studenci wydziału filologii BUP

Licznie przybyli na seminarium studenci wydziału filologii BUP

Podsumował wystąpienia autorów książki „Nasz i nie nasz Sergiusz Piasecki” jej redaktor Wiaczesław Ragojsza. Zwrócił się do obecnych na konferencji studentów z życzeniem, żeby odkrywali dla siebie talent Sergiusza Piaseckiego oraz innych gwiazd pogranicza. – Piasecki jest jednocześnie naszym i nie naszym – mówił redaktor, apelując do zachowania prawdy o otaczającym świecie i doniesienia jej do kolejnych pokoleń, jak robił to Sergiusz Piasecki. – Pokazywał prawdę i tragizm życia w czasach, w których żył sam i jego współcześni. Mam nadzieję, że udało nam się zachęcić was do czytania Piaseckiego – powiedział.
W drugiej części konferencji, poświęconej polskiemu pisarzowi głos zabierali goście – znawcy twórczości Piaseckiego z Białegostoku – prof. dr hab. Jarosław Ławski oraz dr Anna Janicka i z Grodna – profesor Swietłana Musijenko oraz dr Irena Bogdanowicz.

Goście konferencji. W dolnym rzędzie od lewej - prof. Swietłana Musijenko z Grodna

Goście konferencji. W dolnym rzędzie od lewej – prof. Swietłana Musijenko z Grodna

Profesor Ławski, mówiąc o pisarskim talencie Sergiusza Piaseckiego zwrócił uwagę na to, że jego dzieła są bardzo popularne w Polsce, zwłaszcza na współczesnym pograniczu polsko-białoruskim. – Książki Piaseckiego można spotkać w każdej białostockiej księgarni, nie mówiąc już o bibliotekach publicznych i prywatnych. To, że wydawcom chce się je wciąż drukować, świadczy o popycie czytelników na tego pisarza” – mówił Jarosław Ławski.

O zauważalnym ostatnio wzroście zainteresowania twórczością Sergiusza Piaseckiego, zwłaszcza w środowisku białoruskiej inteligencji, świadczy nie tylko seminarium, które odbyło się na wydziale filologii BUP.

Do czytania Piaseckiego nawołuje na portalu budzma.by  także popularny współczesny pisarz białoruski Wiktar Marcinowicz. W swojej recenzji na powieść Piaseckiego „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, białoruski pisarz oznajmia, że „przeczytawszy ten tekst (zaledwie jakieś 200 tys. znaków), w zasadzie można już niczego więcej nie czytać. Całe nasze nędzne XX. stulecie jest w nim opisane przepięknie. Jest tam i o tym czemu nie przetrwała Białoruska Republika Ludowa, i o tym jak oddano Wilno, i jak nas „jednoczyli” w ramach układu Mołotowa-Ribbentropa, i o przyjaźni Hitlera ze Stalinem, i o tym, że każdy prawdziwy patriota sowiecki przed 1941 rokiem miał w domowym ikonostasie podobiznę najlepszego przyjaciela ZSRR Adolfa (a nam się zapomniało!)”.

Swoją recenzję na „Zapiski oficera Armii Czerwonej” pisarz kończy spostrzeżeniem, iż następstwa tego, co opisał w tym utworze autor współczesne pokolenie Białorusinów „rozgrzebuje do dzisiaj”.

„Czytajcie Piaseckiego!” apeluje do swoich czytelników Wiktor Marcinowicz, podobnie jak robili to uczestnicy konferencji na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym .

Ludmiła Burlewicz z Mińska

Taki był wspólny apel do studentów wydziału filologii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego ze strony prelegentów międzynarodowego seminarium „Osoba i twórczość Sergiusza Piaseckiego w dialogu kultur i literatur”. Konferencja odbyła się 18 lutego w auditorium im. Wasyla Bykowa największej wyższej uczelni Białorusi. Uczestników i gości seminarium przywitał w murach

Kolejny „głos rozsądku” pojawił się w białoruskich mediach. Na portalu belaruspartisan.org, niejaki Aleś Czajczyc, zarzuca polskiej mniejszości wrogie nastawienia do Białorusi, publiczne kwestionowanie integralności terytorialnej Białorusi, a panią kapitan Weronikę Sebastianowicz – prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy ZPB nazywa polską szowinistką.

Weronika_Sebastianowicz

Kpt Weronika Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy ZPB

Aleś Czajczyc oskarża wszystkich jak leci. Polaków za ich ekspansywność, ale tęgie lanie dostają białoruskie media niezależne, bierna opozycja i uchodźcy polityczni w Polsce. Oskarżania są o bezczynność, brak reakcji na polską bezczelność.

Niżej publikujemy fragmenty artykułu Czajczyca, którego portal belaruspartisan anonsuje jako libertarianina, zastrzegając, że wpisy na jego blogu to wyłącznie osobiste poglądy autora, ale dodaje, że są one bez wątpienia poprawne.

„Zamiast być samodzielnym graczem posiadającym własne interesy, Białoruś była i pozostaje areną konfrontacji sił zewnętrznych. Ale fakt, że niezależne państwo białoruskie formalnie funkcjonuje już ćwierć wieku, nie szczególnie temu sprzyja, ze względu na charakter tego państwa, które od dwudziestu lat robi wszystko, żeby podzielić społeczeństwo białoruskie. Państwo, które odrzuciło od siebie najbardziej świadomą i patriotyczną część Białorusinów (…).

„Znamiennym przykładem, który niejednokrotnie rzucał się w oczy, i który znów się potwierdził, to grobowe milczenie, jakim białoruskie społeczeństwo reaguje na to, jak znane postacie polskiej mniejszości na Białorusi otwarcie pozwalają sobie na niejednoznaczne wypowiedzi na temat integralności terytorialnej Białorusi, albo kompletne ignorowanie uroczystego pogrzebu z udziałem polskich władz – nacjonalistycznych polskich bandytów, na czele z Romualdem Rajsem „Burym”, który po wojnie przeprowadzał czystki etniczne na Białorusinach Podlasia” – pisze Czajczyc, odnosząc się do uroczystości pogrzebowych ekshumowanych żołnierzy 3. Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, które odbyły się 15 lutego br., w Orłowie w powiecie giżyckim. Był to pierwszy w Polsce pogrzeb Niezłomnych Żołnierzy Wyklętych.

I tu autor zarzuca chłodną kalkulację, bezczynność i kunktatorstwo zarówno białoruskiej dyplomacji w Warszawie, jak i rzeszy białoruskich uchodźców, którzy znaleźli się w Polsce, w większości po wydarzeniach z 19 grudnia 2010 roku.:

„Państwo białoruskie nie jest zainteresowane ochroną interesów narodowych ….bo, białoruska opozycja czy białoruskie kontrelity nie istnieją w krystalicznej formie. Mało tego, Polska finansuje nam Biełsat, Radio Racyja, i pewnie jeszcze wiele innych rzeczy. Polska rozdaje nam na prawo i lewo Karty Polaka. A więc nie ma się co dziwić, gdy niektórzy dziennikarze, pewnych mediów, które mają siedzibę w Polsce, z taką namiętnością wyrażają na facebooku swoje uwielbienie dla czasów, gdy „Zachodnia Białoruś” była częścią Polski, a które to czasy – z pozycji białoruskich interesów – określa się mianem „polska okupacja zachodniej części Białoruskiej Republiki Ludowej”.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Kolejny „głos rozsądku” pojawił się w białoruskich mediach. Na portalu belaruspartisan.org, niejaki Aleś Czajczyc, zarzuca polskiej mniejszości wrogie nastawienia do Białorusi, publiczne kwestionowanie integralności terytorialnej Białorusi, a panią kapitan Weronikę Sebastianowicz – prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy ZPB nazywa polską szowinistką. [caption id="attachment_3379" align="alignnone" width="480"]

Mińska Akademia Teologiczna im. Jana Pawła II – tak nazywa się uczelnia, która powstanie na Białorusi. Konferencja Episkopatu Białorusi otrzymała już zaświadczenie o jej zarejestrowaniu.

Jan_Pawel_II

Oficjalnie nowa uczelnia została zarejestrowana 13 lutego. Akademia będzie kształcić świeckich i duchownych specjalistów z wyższym wykształceniem różnych szczebli, jak również pracowników naukowych w celu prowadzenia działalności religijnej w Kościele katolickim na Białorusi.

Studenci będą pobierać nauki m.in. w dziedzinie teologii, biblistyki, prawa kanonicznego, historii, liturgiki, katechizacji, filozofii i religioznawstwa. Sańko powiedział, że bardziej szczegółowy program nauczania oraz zestaw przedmiotów będzie uzgadniany w Watykanie.
– Akademia będzie się mieścić w budynku mińskiego dobroczynnego towarzystwa katolickiego Caritas w wiosce Lasouka pod Borowlanami. Już jest gotowy skład profesorów i wykładowców akademii – w większości są to katoliccy duchowni ze stopniami naukowymi – powiedział rzecznik Episkopatu Jury Sańko.

Jak dodał, nauczanie będzie „oczywiście odbywać się po białorusku”.

Zaznaczył, że powstanie pierwszej katolickiej akademii na Białorusi ma ogromne znaczenie.

-To bardzo ważne, że będą w niej otrzymywać wyższe wykształcenie nie tylko przyszli duchowni, ale i ludzie świeccy. Otwarcie uczelni wyższej to ważne świadectwo rozwoju Kościoła katolickiego na Białorusi – dodał.

Ksiądz Jury Sańko, rzecznik konferencji Episkopatu Białorusi powiedział Polskiemu Radiu, że pierwsza w niepodległej Białorusi pełnowartościowa wyższa uczelnia katolicka prawdopodobnie rozpocznie działalność już jesienią tego roku. – Jeszcze jest dużo pracy, żeby to wszystko zaczęło funkcjonować. Ale skoro jest rejestracja, to możemy zrobić następny krok – mówi duchowny.

Jan Paweł II nigdy nie był na Białorusi, ale jest w tym kraju bardzo szanowany. W wielu parafiach katolickich postawiono mu pomniki.

Według szacunków metropolity mińsko-mohylewskiego abp. Tadeusza Kondrusiewicza katolicy stanowią około 15 proc. spośród około 9,5 mln mieszkańców Białorusi.

Znadniemna.pl za PAP/IAR/agkm

Mińska Akademia Teologiczna im. Jana Pawła II - tak nazywa się uczelnia, która powstanie na Białorusi. Konferencja Episkopatu Białorusi otrzymała już zaświadczenie o jej zarejestrowaniu. Oficjalnie nowa uczelnia została zarejestrowana 13 lutego. Akademia będzie kształcić świeckich i duchownych specjalistów z wyższym wykształceniem różnych szczebli, jak również

Kolejny bohater naszej akcji – Jan Kozieł, podczas wojny obronnej 1939 roku – ułan 5. Pułku Ułanów Zasławskich, kończący II wojnę światową jako strzelec 326. Rosławlskiej Czerwonego Sztandaru Dywizji Strzelców, walczącej w składzie 2. Armii Uderzeniowej 2. Frontu Białoruskiego.

Jan Kozieł na swoim koniu Polonezie

Jan Kozieł na swoim koniu Polonezie

Wspomnienia o bohaterze oraz publikowane w prasie białoruskiej wspomnienia jego samego z czasów służby w Wojsku Polskim, dostarczyła córka Jana Kozieła Walentyna Papaj, działaczka Oddziału ZPB w Wołkowysku.

A więc zapraszamy do lektury.

JAN KOZIEŁ urodził się 2 października 1916 roku we wsi Pawłowszczyzna koło Nizian (przed wojną – w gminie Izabelin, powiatu wołkowyskiego). Rodzina Jana nie była zamożna, więc udało mu się ukończyć zaledwie cztery klasy szkoły powszechnej, czyli szkołę I stopnia.

Janek Kozieł żałował, że zamiast uczyć się dalej musiał, jako nastolatek, pracować na roli. Zawódu cywilnego Janek nauczył się w Izabelinie od Żyda – kowala.

Jesienią 1937 roku 21-letni kowal otrzymał wezwanie do wojska. Oto jak opisuje ten moment na podstawie wspomnień naszego bohatera wołkowyski krajoznawca Mikołaj Bychowcew:

„Jan Kozieł przyszedł do swojego pracodawcy Grzegorza Szaraja:
– Panie Grzegorzu! Oto wezwanie do wojska. Jakaś walizeczka by mi się przydała!
Pracodawca sam był weteranem I wojny światowej i do służby wojskowej stawił się ze zrozumieniem.
Dał poborowemu 5 złotych i powiedział:
– Za wypłatą przyjdziesz później, a teraz idź do stolarzy i przekaż im, że kazałem zrobić tobie walizkę. Jeśli w wojsku trafisz do kawalerii, to postaraj się dostać na kursy kowali wojskowych – radził Grzegorz Szaraj”.

Janek Kozieł rzeczywiście trafił do kawalerii, a konkretnie do 5. Pułku Ułanów Zasławskich, który dyslokował się w Ostrołęce. Jak wspominał, dowódcą jednostki był pułkownik Stefan Chomicz.

Młodemu ułanowi służba się podobała. Wspominał, że karmili w wojsku do syta, a dowódcy traktowali żołnierzy życzliwie i byli wobec nich sprawiedliwi. Oto jak opisywał jeden dzień służby w 5. Piłku Ułanów Zasławskich ułan Jan Kozieł:
„Rano, po pobudce, brzmiał rozkaz: „Zbiórka na korytarzu!” Pułk ustawiał się w dwa szeregi na długim korytarzu. Służyli z nami także Żydzi. Dla nich wydawany był rozkaz: „Mojżeszowi, wystąp!” Wtedy Żydzi opuszczali szereg i wychodzili z koszar, natomiast katolicy i prawosławni odmawiali modlitwę „Ojcze nasz”, po której śpiewali piosenkę „Kiedy ranne wstają zorze”. Potem szliśmy w szyku do stajni, śpiewając po drodze „Rozkwitały pąki białych róż…” na dobę otrzymywaliśmy paszę dla koni – pięć kilogramów owsa, sześć kilo siana i tyle samo słomy. Kiedy po czyszczeniu koni padała komenda „Do skrzynek!”, wszystkie konie jednocześnie zaczynały rżeć, czując zbliżający się posiłek. Nakarmiwszy koni szliśmy na śniadanie sami. Po śniadaniu – dwie godziny jazdy konnej. Najpierw ćwiczyliśmy na drewnianym koniu. Była taka komenda „Skróconym galopem, marsz!” – Żydzi, nigdy wcześniej nie jeżdżący konno, wylatywali z siodeł. – Łap konia, skurwysynie! – przeklinał wówczas dowódca. Po ćwiczeniach prowadziliśmy zmęczonych, spoconych koni z powrotem do stajni, zdejmowaliśmy ciężkie siodła, czyścili koni. Po obiedzie – dwie godziny musztry z karabinami i znowu do stajni, karmić koni. Wieczorem przed snem – modlitwa i piosenka. W niedziele wkładaliśmy mundury wyjściowe i szliśmy na Mszę do kościoła”.

Ułan Jan Kozieł pamiętając radę pracodawcy Grzegorza Szaraja zgłosił się na kursy kowali wojskowych i został skierowany do szkoły kowali wojskowych w Białymstoku, po której ukończeniu został kowalem pułkowym.

Koń naszego bohatera wabił się Polonez. Właśnie na nim prezentuje się ułan Jan Kozieł na zdjęciu, będącym pamiątką z wojska i wykonanym w Ostrołęce w marcu 1938 roku przez fotografa Franciszka Waltza.

W sierpniu 1939 roku Jan Kozieł otrzymał urlop i pojechał do domu. Trafił akurat na żniwa. Tylko zdążył pomóc ojcowi zebrać owies, jak odwołano go z urlopu i wezwano do jednostki. Do pułku masowo przybywali rezerwiści , więc kowal pułkowy przez całą noc musiał podkuwać koni. Wreszcie pułk ustawił się w szyku na placu, a dowódca płk Stefan Chomicz zwrócił się do żołnierzy:

„Bracia ułani! Na Polskę z zachodu nadciągają czarne chmury! Wyruszamy bronić naszą Ojczyznę! Nie myślcie, że w Polsce jest źle. Nie mamy tak źle, jak u Sowietów, gdzie za głowę kapusty, wyniesionej z pola kołchozowego, wsadzają na pięć lat do łagru”.

Jednostkę naszego bohatera przerzucono pod Różan. Stamtąd pułk wobec przewyższających sił wroga cofał się w kierunku Brześcia, aby ukryć się w Puszczy Białowieskiej. W bojach z Niemcami Jan Kozieł stracił swojego ulubieńca Poloneza. Koń poległ, trafiony niemieckim pociskiem w głowę.

Ułani ukryli się w lesie nad Bugiem. Okrążeni przez Niemców starali się przeszkodzić im sforsowanie rzeki. Zaminowali most przez Bug, który udało się wysadzić w momencie, kiedy na przeprawę wjechały dwa niemieckie czołgi. Po tej akcji ułani dwa dni spędzili w lesie starając się zrozumieć, co się dzieje i co mają począć w sytuacji, kiedy na zachód od nich są Niemcy, a na wschodzie pojawiły się oddziały sowieckie. Jeden z miejscowych chłopów poinformował żołnierzy, że Białystok już „został zajęty przez Niemców i nawet przekazany Ruskim”. W tej sytuacji jeden z poruczników o nazwisku Żyliński ogłosił: – Już! Nie ma Polski! Musimy się rozchodzić, każdy tam, dokąd sam uzna za potrzebne.

Jan Kozieł, wrócił do Wołkowyska, który już został zajęty przez Sowietów. Wkrótce udało mu się trafić do rodzinnego domu.

Ułanowi Janowi Koziełowi udało się przeżyć niemiecką okupację. W 1944 roku, kiedy Sowieci pędzili wojska niemieckie na zachód i Wołkowysk znalazł się pod kolejną okupacją sowiecką, Jana Kozieła zmobilizowano do Armii Czerwonej. Trafił do 326. Rosławlskiej Czerwonego Sztandaru Dywizji Strzelców, która w składzie 2. Armii Uderzeniowej 2. Frontu Białoruskiego doszła aż do Berlina.

Nasz bohater znowu walczył na terenie Polski, między innymi o Warszawę i Gdańsk. Podczas forsowania Odry Jan Kozieł został trafiony odłamkiem pocisku i wywieziony do szpitala w Moskwie, gdzie spotkał zakończenie wojny.

Polski ułan i sowiecki strzelec Jan Kozieł został odznaczony wieloma orderami i medalami za swoje bohaterstwo na polu walki. Od Polski otrzymał medal „Za udział w wojnie obronnej 1939”, a od ZSRR, między innymi: Order Wojny Ojczyźnianej II klasy, Medal Żukowa i medal „Za zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941 – 1945”.

Jan Kozieł, zdjęcie powojenne

Jan Kozieł,  zdjęcie powojenne

Po wyleczeniu kontuzji w moskiewskim szpitalu Jan Kozieł wrócił w rodzinne strony. Założył rodzinę i zamieszkał w Wołkowysku, pracując kowalem w miejscowych zakładach przemysłowych.

Zmarł Jan Kozieł w 2005 roku. Został pochowany na cmentarzu komunalnym w Wołkowysku.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie relacji Walentyny Papaj – córki Jana Kozieła i wspomnień bohatera, spisanych przez Mikołaja Bychowcewa

Kolejny bohater naszej akcji – Jan Kozieł, podczas wojny obronnej 1939 roku - ułan 5. Pułku Ułanów Zasławskich, kończący II wojnę światową jako strzelec 326. Rosławlskiej Czerwonego Sztandaru Dywizji Strzelców, walczącej w składzie 2. Armii Uderzeniowej 2. Frontu Białoruskiego. [caption id="attachment_8505" align="alignnone" width="480"] Jan Kozieł na

Prezentujemy Państwu kolejnego bohatera naszej akcji, dzielnego sapera i marynarza wojennego Adama Pożarskiego. O swoim przodku opowiedziała nam działaczka Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Wołkowysku, córka bohatera – Genowefa Pożarska.

Adam Pożarski

Adam Pożarski

ADAM POŻARSKI urodził się w 1924 roku we wsi Pożarki, gmina Tereszki, powiat Wołkowysk.

Kiedy wybuchła II wojna światowa Adam miał 15 lat, więc oczywiście pozostał w domu, przeżywając okupację najpierw radziecką, a potem niemiecką. W 1944 roku – zmobilizowany do Armii Polskiej w ZSRR. Adam trafił do 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. W jednej z bitew doznał kontuzji i po wyjściu ze szpitala został przydzielony do 1. Warszawskiej Brygady Saperów. W tej jednostce Adam Pożarski otrzymał przydział do 8. Kołobrzeskiego Batalionu Saperów.

Adam Pożarski w mundurze polowym

Adam Pożarski tuż po wcieleniu do wojska

Adam Pożarski odbył wraz z 8. Kołobrzeskim Batalionem Saperów, odznaczonym Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy. cały szlak bojowy, który tak oto opisuje Wikipedia:

„8. Kołobrzeski Batalion Saperów przeszedł cały szlak bojowy 1. Warszawskiej Brygady Saperów przez Smoleńszczyznę, przez Białoruś, od Bugu do Wisły, brał udział w walkach o przyczółki na Wiśle w 1944, forsowaniu Wisły w 1945, walkach na Wale Pomorskim, zdobywaniu i rozminowaniu Kołobrzegu, forsowaniu Odry pod Siekierkami, walkach nad Hawelą. Szlak bojowy wyniósł około 3000 km i zakończył w m. Hennigsdorf nad Hawelą. Batalion w walkach frontowych zabezpieczał marsz oddziałów bojowych, rozminowanie i oczyszczanie dróg przemarszu i rejonów postoju i koncentracji, minowanie obrony, wykonywanie przejść w polach minowych własnych i nieprzyjaciela, forsowanie Wisły, Odry, Haweli i licznych kanałów, budowę promów i mostów. Poległo w czasie walk 70 saperów, 160 żołnierzy batalionu zostało wyróżnionych odznaczeniami bojowymi”.

8.Kołobrzeski Batalion Saperów na defiladzie. Adam Pożarski idzie w centrum w pierwszym szeregu

8.Kołobrzeski Batalion Saperów na defiladzie. Adam Pożarski idzie w centrum w pierwszym szeregu

To samo źródło podaje, że po zakończeniu wojny jednostka, w której walczył nasz bohater, uczestniczyła w rozminowywaniu miast, portów i okolic Gdyni, Gdańska, Oksywia, Babich Dołów, Westerplatte, Obłuża, Łęborka, Półwyspu Helskiego, Rumi, Dziwnowa, Ustki, Międzyzdrojów. To dzięki pracy także naszego bohatera udało się zapobiec zniszczeniu siłowni i podstacji energetycznej w Gdyni. Poza rozbrajaniem niewypałów i min żołnierze z 8. Kołobrzeskiego Batalionu Saperów budowali między innymi molo na Zalewie Kamieńskim oraz szkoły w Kołczewie i Dziwnowie. Odbudowywali także ratusz w Kamieniu Pomorskim. W ramach akcji rozminowywania i oczyszczania jednostka usunęła i zlikwidowała kilkanaście tysięcy min, kilkaset tysięcy różnego rodzaju bomb, pocisków i amunicji, a także zapobiegła zniszczeniu kilkunastu ważnych obiektów.

Adam Pożarski jako saper  52. Batalionu Saperów Marynarki Wojennej

Adam Pożarski jako saper 52. Batalionu Saperów Marynarki Wojennej

Odznaka Grunwaldzka, widoczna na  lewej piersi munduru marynarskiego Adama Pożarskiego - pod medalami, fot.: allegro.pl

Odznaka Grunwaldzka, widoczna na lewej piersi munduru marynarskiego Adama Pożarskiego – pod medalami, fot.: allegro.pl

21 lipca 1946 roku saper Adam Pożarski został marynarzem wojennym, gdyż jego jednostkę wyłączono z 1. Warszawskiej Brygady Saperów, przekazano do dyspozycji Marynarki Wojennej, dyslokowano w Wejherowie i nadano nazwę 52. Batalionu Saperów Marynarki Wojennej.

dyplom_grunwaldzki_str

Dyplom Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego, nadany saperowi Adamowi Pożarskiemu „ŻOŁNIERZOWI DEMOKRACJI za walkę z najeźdźcą niemieckim O POLSKĘ, WOLNOŚĆ I LUD”. Nr dyplomu 357

Za walkę z najeźdźcą niemieckim Adam Pożarski był wielokrotnie odznaczony, zarówno odznaczeniami polskimi, jak i radzieckimi: polskim medalem „Za udział w walkach o Berlin”, „Medalem Zwycięstwa i Wolności”, radzieckim medalem „Za zdobycie Berlina”, odznaką Grunwaldzką, Dyplomem Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego „ŻOŁNIERZOWI DEMOKRACJI za walkę z najeźdźcą niemieckim O POLSKĘ, WOLNOŚĆ I LUD” nr 357, radzieckim orderem Wojny Ojczyźnianej II stopnia oraz wieloma medalami rocznicowymi.

dyplom nadania "Medalu Zwycięstwa i Wolności" saperowi Adamowi Pożarskiemu

Dyplom nadania „Medalu Zwycięstwa i Wolności” saperowi Adamowi Pożarskiemu

Córka naszego bohatera poza zdjęciami taty przechowuje kserokopię wyciągu z księgi kar i pochwał, dotyczący marynarza 1. Kompanii 52. Batalionu Saperów MW Adama Pożarskiego. Czytamy w tym dokumencie o naszym bohaterze, że nie popełnił żadnych wykroczeń i nie był karany. Otrzymywał natomiast pochwały od dowództwa, między innymi „za czystą broń” oraz „za sumienną i pilną pracę”.

W 1947 roku, w wieku 23 lat, Adam Pożarski został zdemobilizowany i wrócił na małą ojczyznę. Osiedlił się w Wołkowysku, tu założył rodzinę, pracując jako stolarz w miejscowych zakładach budowlanych.

Weteran wojny, dzielny saper Adam Pożarski nie dożył do emerytury zaledwie pół roku. Zmarł w 1984 roku, w wieku 59 lat.

Został pochowany na cmentarzu katolickim przy kościele św. Wacława w Wołkowysku.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie wspomnień i materiałów, dostarczonych przez córkę Adama Pożarskiego – Genowefę Pożarską

Prezentujemy Państwu kolejnego bohatera naszej akcji, dzielnego sapera i marynarza wojennego Adama Pożarskiego. O swoim przodku opowiedziała nam działaczka Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Wołkowysku, córka bohatera - Genowefa Pożarska. [caption id="attachment_8492" align="alignnone" width="480"] Adam Pożarski[/caption] ADAM POŻARSKI urodził się w 1924 roku we wsi Pożarki, gmina

Polskim księżom należą się podziękowania za odrodzenie Kościoła katolickiego na Białorusi – a tymczasem pod ich adresem pojawiają się zarzuty. Mówił o tym Ambasador Polski na Białorusi Leszek Szerepka, w wywiadzie dla rozgłośni Radio Svaboda.

Leszek Szerepka, ambasador RP

Leszek Szerepka, ambasador RP

Ambasador Polski nawiązał w ten sposób do zarzutów Leanida Hulaki. Pełnomocnik rządu Białorusi do spraw religii, w ubiegłym miesiącu zarzucił niektórym polskim księżom pracującym na Białorusi, próby uprawiania polityki.

Leszek Szerepka powiedział w wywiadzie, że chciałby dowiedzieć się, w jaki sposób wysokiej rangi białoruski urzędnik państwowy uzasadnia swoją wypowiedź i czy ma on dowody potwierdzające zarzuty wobec polskich księży.

Ambasador przypomniał, że na początku lat 90. ubiegłego wieku Kościół na Białorusi znajdował się w trudnej sytuacji. I wtedy Polska pomogła. Teraz trudno na Białorusi znaleźć parafię w której nie pracowaliby polscy księża. Remontowali, zajmowali się pracą duszpasterską i nauczali zasad wiary gdyż wielu Białorusinów ich nie znało. Jednak – jak podkreśla ambasador – z jednej strony władze deklarują że zależy im na odrodzeniu życia religijnego, z drugiej – nie doceniają wkładu polskich księży i przedstawiają niezrozumiałe zarzuty.

Podkreślił, że w związku z generalnym kryzysem wiary na świecie polscy księża służą w bardzo wielu państwach, w tym nawet we Włoszech i w Watykanie, gdyż brakuje tam miejscowych duchownych katolickich.

”Poważne zarzuty”

W styczniu pełnomocnik rządu Białorusi ds. religii i narodowości Leanid Hulaka zarzucił niektórym księżom z Polski próby uprawiania polityki. Oznajmił, że w takich przypadkach nie jest udzielana zgoda na dalsze przebywanie danego duchownego na Białorusi. „Niektórzy księża z Polski próbują zajmować się polityką. Nie podoba im się nasz kraj, nasze prawa i kierownictwo” – oświadczył. Wspomniał także o wykroczeniach administracyjnych, popełnianych przede wszystkim przez księży z Polski.

Szerepka ocenił, że zarzut zajmowania się przez księży działalnością polityczną jest bardzo poważny. – Chciałbym się dowiedzieć, czym pan Hulaka uzasadnia swoje deklaracje i czy ma dowody na potwierdzenie zarzutów wobec polskich księży – oznajmił Szerepka.

– Słyszę dość często od polskich duchownych, że na Białorusi pracuje się trudniej niż w Afryce. Tu są pod pełną kontrolą władz. Kiedy ksiądz przyjeżdża, żeby budować kościół, dostaje zgodę na pracę na 3 miesiące albo na pół roku. Co on może zbudować w tym czasie? Podejście do tych ludzi, którzy przyjeżdżają z dobrymi intencjami, jest zupełnie niezrozumiałe – zaznaczył Szerepka.

Podkreślił, że w ostatnim czasie polskie władze i przedstawicielstwo dyplomatyczne na Białorusi bardzo wiele zrobiły dla unormowania stosunków między Polską i Białorusią. Kosztowało to wiele wysiłków i zdaniem ambasadora są pewne postępy.

– W związku z tym nie do końca rozumiem wypowiedź pana Hulaki, która zupełnie się nie wpisuje w ten proces – dodał.

Łukaszenko o kazaniach
Także Łukaszenko, wypowiadając pod koniec stycznia na temat stosunków władz z Kościołem powiedział, że „są problemy, ale nie są one katastroficzne i nie do rozwiązania”. – Spokojnie tu rozwiążemy sprawy, w tym także z obywatelami Polski, którzy wygłaszają kazania, pracując w Kościele katolickim – dodał.

Powiedział, że jest niezbyt zadowolony z pracy niektórych polskich księży katolickich, gdyż czasem zajmują się nie tym, czym powinni. Zaznaczył, że w rozmowach z przedstawicielami Stolicy Apostolskiej postulował, by więcej białoruskich duchownych było przygotowywanych do służby w Kościele katolickim.

Podkreślił też, że władze Białorusi mają dobre stosunki zarówno z prawosławnymi, jak i katolikami. – Mamy znakomite stosunki i takie będą – zapewnił.

Według Hulaki w Białorusi służy obecnie ponad 430 księży, z czego 113 to cudzoziemcy, z reguły z Polski.

Według szacunków metropolity mińsko-mohylewskiego abpa Tadeusza Kondrusiewicza katolicy stanowią około 15 proc. spośród około 9,5 mln mieszkańców Białorusi.

Znadniemna.pl za PAP/IAR/agkm

Polskim księżom należą się podziękowania za odrodzenie Kościoła katolickiego na Białorusi – a tymczasem pod ich adresem pojawiają się zarzuty. Mówił o tym Ambasador Polski na Białorusi Leszek Szerepka, w wywiadzie dla rozgłośni Radio Svaboda. [caption id="attachment_678" align="alignnone" width="480"] Leszek Szerepka, ambasador RP[/caption] Ambasador Polski nawiązał w

Wieczór twórczości Heleny Abramowicz, autorki jednego z największych przebojów, powstałych w ostatnich latach w środowisku Polaków na Białorusi – piosenki „Polsko moja”, odbył się 7 lutego w Sali im. Ryhora Szyrmy Białoruskiej Filharmonii Państwowej.

Helena Abramowicz i proboszcz parafii Św. Szymona i Heleny ks. Władysław Zawalniuk

Helena Abramowicz i jej przywódca duchowy proboszcz parafii Św. Szymona i Heleny ks. Władysław Zawalniuk

W koncercie udział wzięli artyści, z którymi współpracuje Helena Abramowicz, a widownię wypełnili jej przyjaciele i bliscy oraz miłośnicy twórczości artystki, między innymi z Wydziału Konsularnego przy Ambasadzie RP w Mińsku na czele z kierownikiem, radcą Markiem Pędzichem.

Goście recitalu

Goście recitalu

Helena Abramowicz jest absolwentką Białoruskiej Państwowej Akademii Muzyki, kierunek dyrygentura chóralna. Jest znana jednak nie tylko, jako zdolna dyrygentka, lecz także wokalistka, organistka, kompozytor w dziedzinie muzyki liturgicznej i poezji śpiewanej. Od 1999 roku artystka kieruje zespołami kościelnymi w kościele Św. Szymona i Heleny w Mińsku. W komponowaniu muzyki Helena Abramowicz spróbowała siebie 10 lat temu. Od 2005 roku w jej dorobku autorskim jest około 50 utworów, wykonywanych w różnych językach i gatunkach muzycznych. Większość utworów dotyczy tematyki religijnej, patriotycznej oraz liryczno-filozoficznej.

Recital artystki w filharmonii zademonstrował dobitnie, iż jest ona twórcą wyjątkowym, zwłaszcza w zakresie pisania piosenek. Wiele z nich zdobyło już szeroką popularność zarówno na Białorusi, jak i w Polsce. Należy zaznaczyć, iż swoje piosenki Helena Abramowicz tworzy najczęściej w języku polskim. Dopiero potem są one tłumaczone na język białoruski.

Śpiewa chór "Sonorus"

Śpiewa chór „Sonorus”

Koncert recitalowy Heleny Abramowicz otworzył chór Kapeli Muzycznej „Sonorus” pod kierownictwem Aleksandra Chumały. Potem na scenie się zjawił jeden z zespołów, którym kieruje bohaterka wieczoru – chór liturgiczny kościoła Św. Szymona i Heleny „Głos Duszy”. W wykonaniu podopiecznych Heleny Abramowicz publiczność wysłuchała kilka utworów z albumu „Pieśni Miłosierdzia”, składającego się z pieśni, skomponowanych przez kompozytorkę do poezji św. Siostry Faustyny Kowalskiej. Znane słuchaczom w wersji polskojęzycznej utwory te po raz pierwszy zabrzmiały po białorusku w tłumaczeniu białoruskiej literatki Krystyny Lalko.

Śpiewa chór "Głos Duszy"

Śpiewa chór „Głos Duszy”

Śpiewa chór "Polonez", soluje - Nadzieja Brońska

Śpiewa chór „Polonez”, soluje – Nadzieja Brońska

W programie wieczoru nie zabrakło także występu zespołu z parafii św. Szymona i Heleny „Biały Ptak”, w którego repertuarze są głównie kompozycje napisane przez kierowniczkę zespołu – Helenę Abramowicz.

Na scenie zespół "Biały Ptak"

Na scenie zespół „Biały Ptak”

Podczas koncertu recitalowego Heleny Abramowicz na scenie pojawiali się artyści zarówno o dużym doświadczeniu i dorobku artystycznym, jak i początkujący, między innymi z Państwowej Szkoły Muzycznej nr19 w Mińsku. Piosenkę pt. „Mama” zadedykowała jej autorce córka bohaterki wieczoru – Anna Abramowicz.

Śpiewa Anna Abramowicz, córka bohaterki wieczoru

Śpiewa Anna Abramowicz, córka bohaterki wieczoru

Śpiewa Maria Smykowicz

Śpiewa Maria Smykowicz

Zakończył się recital Heleny Abramowicz jej przemówieniem, w którym artystka dziękowała Bogu, swojej rodzinie oraz mistrzom, zarówno profesjonalnym – Ludmile Stulskiej i Tamarze Słabodczykowej, jak i duchowym – proboszczowi parafii św. Szymona i Heleny w Mińsku, ks. Władysławowi Zawalniukowi.

Wspólne wykonanie piosenki "Białoruś moja", niałoruskojęzycznej wersji piosenki "Polsko moja"

Wspólne wykonanie piosenki „Białoruś moja”, białoruskojęzycznej wersji piosenki „Polsko moja”

Apoteozą wieczoru stało się wykonanie najpopularniejszego dzieła Heleny Abramowicz – piosenki „Polsko moja”, której białoruską wersję zatytułowaną „Białoruś moja”, wykonali wspólnie wszyscy uczestnicy koncertu.

Wiktor Filatow z Mińska

Wieczór twórczości Heleny Abramowicz, autorki jednego z największych przebojów, powstałych w ostatnich latach w środowisku Polaków na Białorusi – piosenki „Polsko moja”, odbył się 7 lutego w Sali im. Ryhora Szyrmy Białoruskiej Filharmonii Państwowej. [caption id="attachment_8474" align="alignnone" width="480"] Helena Abramowicz i jej przywódca duchowy proboszcz parafii Św.

W niedzielę, 15 lutego, parafianie kościoła Najświętszej Trójcy w Drui mieli okazję modlić się wspólnie z Polakami z Mińska i Grodna oraz wysłuchać koncertu dwóch mińskich, działających przy Związku Polaków na Białorusi, chórów: „Społem” pod kierownictwem Aleksandra Szugajewa i „Polonez” pod kierownictwem Janiny Bryczkowskiej i Natalii Krywoszejewej.

Kościół Najświętszej Trójcy w Drui

Kościół Najświętszej Trójcy w Drui

Występ artystów z Mińska w leżącej tuż nad granicą z Łotwą Drui stał się możliwy dzięki gościnności proboszcza kościoła Najświętszej Trójcy – księdza Sergiusza Surynowicza oraz organizatorskim zdolnościom pełniącej obowiązki prezesa Oddziału ZPB w Brasławiu Swietłany Maculewicz.

Ks. proboszcz Sergiusz Surynowicz

Ks. proboszcz Sergiusz Surynowicz

O tym, jak ważnym wydarzeniem dla miasteczka, rzadko odwiedzanego przez obcych z powodu usytuowania w strefie przygranicznej, jest wizyta dwóch chórów ze stolicy Białorusi oraz delegacji z Grodna na czele z przewodniczącą Rady Naczelnej ZPB Andżeliką Borys, mówił rozpoczynając niedzielne nabożeństwo proboszcz drujskiej parafii.

Śpiewa chór "Społem"

Śpiewa chór „Społem”

Ksiądz Sergiusz zażartował, iż dzięki obecności gości liczba wiernych, uczestniczących w niedzielnej Mszy świętej w miejscowym kościele, zwiększyła się dwukrotnie.

chor_Spolem

Druja, licząca obecnie około półtora tysiąca mieszkańców, czasy świetności ma już za sobą. O tym, jak wielkie znaczenie miała ta miejscowość w przeszłości może świadczyć fakt, iż w XVII – XVIII stuleciach liczyła około 5 tysięcy mieszkańców i było w Drui aż dwa klasztory – Bernardynów i Dominikanów. Budynek tego pierwszego, wraz z będącym częścią klasztornego zespołu architektonicznego kościołem Najświętszej Trójcy, zachował się do dnia dzisiejszego i służy miejscowym parafianom. Klasztor Dominikanów natomiast, po konfiskacie go w XIX wieku przez władze carskiej Rosji i przekazaniu w ręce prawosławnych, popadł w ruinę i został rozebrany na początku minionego stulecia.

chor_Spolem_2

Obecnie skromne możliwości drujskiej wspólnoty parafialnej są niewystarczające, aby utrzymać we wzorowym stanie zespół klasztorny. Ksiądz Sergiusz wierzy jednak, że z pomocą Bożą i dobrych ludzi w zabytek wczesnego baroku, jakim jest zespół kościoła Najświętszej Trójcy i klasztoru Bernardynów, uda się tchnąć nowe życie.

Śpiewa chór "Polonez"

Śpiewa chór „Polonez”

chor_Polonez

chor_Polonez_2

Koncert dwóch chórów stał się dla miejscowych parafian wydarzeniem niezwykłym. Po zakończeniu Mszy świętej żaden z drujan nie opuścił świątyni, w której sklepieniach zabrzmiała, po raz pierwszy od lat, polska pieśń religijna. Prawie godzinny koncert, na który oprócz pieśni religijnych złożyły się także pieśni o miłości do Ojczyzny, jak chociażby niezwykle popularna wśród Polaków mieszkających poza granicami Polski – pieśń „Kraj rodzinny Matki mej”, którą publiczność oklaskiwała na stojąco.

Dla parafian Drui koncert chórów z Mińska był wydarzeniem wyjątkowym

Dla mieszkańców Drui koncert chórów z Mińska był wydarzeniem wyjątkowym

Po koncercie kilkudziesięcioosobowa reprezentacja artystów z Oddziału ZPB w Mińsku miała okazję porozmawiać z przewodniczącą Rady Naczelnej ZPB Andżeliką Borys i podziękować miejscowym Polakom oraz księdzu proboszczowi za możliwość wystąpienia w murach zabytkowej świątyni.

Andżelika Borys przemawia do zgromadzonej w kościele publiczności

Andżelika Borys przemawia do zgromadzonej w kościele publiczności

Ks. Sergiusz Surynowicz dziękuje artystom i działaczom ZPB za koncert

Ks. Sergiusz Surynowicz dziękuje artystom i działaczom ZPB za koncert

Ksiądz Sergiusz Surynowicz dziękował z kolei za to, że artystom z ZPB chciało się odbyć daleką podróż i odwiedzić Druję, w której, jak zapewnił, będą zawsze ciepło i serdecznie przyjmowani. Andżelika Borys wraz z prezes Oddziału ZPB w Mińsku Heleną Marczukiewicz zapewniły proboszcza, iż może liczyć na kolejne wizyty zespołów artystycznych, działających przy Związku Polaków na Białorusi.

Znadniemna.pl

W niedzielę, 15 lutego, parafianie kościoła Najświętszej Trójcy w Drui mieli okazję modlić się wspólnie z Polakami z Mińska i Grodna oraz wysłuchać koncertu dwóch mińskich, działających przy Związku Polaków na Białorusi, chórów: „Społem” pod kierownictwem Aleksandra Szugajewa i „Polonez” pod kierownictwem Janiny Bryczkowskiej i

Taką nazwę ma nosić nowa ulica. Klub PiS w radzie miasta chce w ten sposób przypomnieć o obronie Grodna przed Sowietami w 1939 roku.

Barnardynski_Tadek_Jasinski

Początkowo nazwa miała brzmieć: Obrońców Grodna. Z taką propozycją wystąpiło do magistratu Towarzystwo Przyjaciół Grodna i Wilna. Poparli ich radni PiS.

– Ostatecznie chcemy na przyszłej sesji rady miasta zaproponować nazwę: Orląt Grodzieńskich, by podkreślić udział nastolatków w obronie miasta – mówi Mariusz Gromko z PiS, przewodniczący rady miasta.

Żywa tarcza

Działania zbrojne trwały od 20 września do 22 września 1939 roku podczas radzieckiego ataku na Polskę. Symbolem poświęcenia strony polskiej była historia 13-letniego Tadzia Jasińskiego. Rzucił koktajl Mołotowa na nacierający czołg sowiecki, ale zapomniał go zapalić. Schwytany przez Sowietów, został skatowany i przywiązany jako żywa tarcza do czołgu. Odbity przez Polaków, skonał w rękach matki. W 2009 roku prezydent RP odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Trzy lata wcześniej wrocławska rada miejska zdecydowała nazwać jego imieniem jeden z bulwarów przy miejskiej fosie.

– Również planujemy upamiętnić w podobny sposób tę postać. Szukamy ulicy, której mógłby być patronem – twierdzi Mariusz Gromko.

Na Nowym Mieście

Znana już jest za to proponowana lokalizacja ulicy Orląt Grodzieńskich. To nowy odcinek między ul. Transportową, a Pułaskiego. Na razie nic nie wskazuje na to, by których z klubów radnych był przeciw przyjęciu uchwały.

Znadniemna.pl za poranny.pl

Taką nazwę ma nosić nowa ulica. Klub PiS w radzie miasta chce w ten sposób przypomnieć o obronie Grodna przed Sowietami w 1939 roku. Początkowo nazwa miała brzmieć: Obrońców Grodna. Z taką propozycją wystąpiło do magistratu Towarzystwo Przyjaciół Grodna i Wilna. Poparli ich radni PiS. - Ostatecznie

Skip to content