HomeStandard Blog Whole Post (Page 455)

Andrzej Dziedziewicz, działacz Polskiego Klubu Sportowego „Sokół” przy ZPB zwyciężył w kategorii wiekowej do 39 lat na kolejnym etapie Pucharu Polski Nordic Walking w Hajnówce. Zawody odbyły się 12 września, a polski działacz sportowy z Grodna wystartował w nich w barwach klubu KGHM METRACO POLKOWICE.

Puchar_Polski_Hajnowka

Na pierwszym stopniu podium – Andrzej Dziedziewicz

Puchar_Polski_Hajnowka_01

Andrzej Dziedziewicz odniósł sukces na najbardziej prestiżowym dystansie półmaratonu, wynoszącym 21, 1 kilometrów. Ten dystans pokonał za 2 godziny 18 minut i 21 sekund. Triumfując w swojej kategorii wiekowej Andrzej Dziedziewicz osiągnął trzeci wynik wśród wszystkich startujących w półmaratonie na etapie Pucharu Polski Nordic Walking w Hajnówce.

Puchar_Polski_Hajnowka_09

Andrzej Dziedziewicz

Lepsi od grodnianina okazali się tylko Wojciech Kolasa z Łodzi (kat. M 40-49) i Jerzy Nalepka z Sanoku (kat. 60+).

Puchar_Polski_Hajnowka_02

Udział w etapach Pucharu Polski Nordic Walking jest otwarty dla obywateli z innych krajów. Spoza granic Polski, oprócz Andrzeja Dziedziewicza, będącego obywatelem Białorusi, w Hajnówce wystartowała także obywatelka Ukrainy – lwowianka Ludmiła Grigoriewa. W kategorii wiekowej 60+ zawodniczka ze Lwowa zdobyła trzecie miejsce.

Puchar_Polski_Hajnowka_03

Razem etap Pucharu Polski Nordic Walking w Hajnówce na dystansie półmaratonu zgromadził 48 zawodników, poza dwoma wyjątkami – obywateli Polski, reprezentujących wszystkie regiony kraju.

Puchar_Polski_Hajnowka_05

Puchar_Polski_Hajnowka_06

Na innych dystansach – 5 kilometrów i 10 kilometrów – poza sportowcami z Polski wystartowali także zawodnicy z Australii i Rosji. W ten sposób tegoroczny etap Pucharu Polski Nordic Walking w Hajnówce ma wymiar międzynarodowy, co dodaje prestiżu zarówno samym zawodom, jak i wynikom zwycięzców, w tym Polaka z Grodna Andrzeja Dziedziewicza, któremu gratulujemy sukcesu!

Puchar_Polski_Hajnowka_08

Znadniemna.pl

Andrzej Dziedziewicz, działacz Polskiego Klubu Sportowego „Sokół” przy ZPB zwyciężył w kategorii wiekowej do 39 lat na kolejnym etapie Pucharu Polski Nordic Walking w Hajnówce. Zawody odbyły się 12 września, a polski działacz sportowy z Grodna wystartował w nich w barwach klubu KGHM METRACO POLKOWICE. [caption

Trzyosobowa reprezentacja Związku Polaków na Białorusi w dniach 12-13 września brała udział w uroczystościach, zorganizowanych przez Towarzystwo Miłośników Kultury Kresowej w Świątnikach koło Sobótki na Dolnym Śląsku z okazji odbywającego się tu V Międzynarodowego Spotkania Miłośników Ziemi Wołyńskiej i Kresów.

Kresowóz, witający uczestników spotkania w Świątnikach

Kresowóz, witający uczestników spotkania w Świątnikach

W spotkaniu Kresowian, które zgromadziło około 500 gości z różnych krajów Europy – Ukrainy, Czech, Niemiec, Polski i Białorusi – ZPB reprezentowali prezesi oddziałów organizacji z Lidy – Irena Biernacka, Wasiliszek – Weronika Arabczyk oraz Szczuczyna – Andrzej Sobol.

Krzysztof_Grzelczyk

Krzysztof Grzelczyk (w centrum) – patron wydarzenia, który zaprosił na nie Polaków z Białorusi

Nasi reprezentanci uczestniczyli we wszystkich wydarzeniach, towarzyszących spotkaniu Kresowian, dzięki zaproszeniu, które otrzymali od jednego z patronów uroczystości w Świątnikach – byłego wojewody dolnośląskiego i przyjaciela ZPB Krzysztofa Grzelczyka.

Abp Józef Kupny - patron V Międzynarodowego Spotkania Miłośników Ziemi Wołyńskiej i Kresów

Abp Józef Kupny – patron V Międzynarodowego Spotkania Miłośników Ziemi Wołyńskiej i Kresów

Spotkanie Kresowian w Świątnikach rozpoczęło się w sobotę, 12 września, od ekumenicznej Mszy świętej, którą poprowadził metropolita wrocławski, arcybiskup Józef Kupny, będący patronem wydarzenia obok wspomnianego Krzysztofa Grzelczyka, Romana Potockiego – starosty powiatu wrocławskiego oraz posła na Sejm RP i przewodniczącego Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów, Kresowian i Dziedzictwa Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej Michała Jarosa.

Prof. Henryk Słowiński, były żołnierz AK, odczytał apel poległych Kresowian

Prof. Henryk Słowiński, były żołnierz AK, odczytał apel poległych Kresowian

Podczas ekumenicznego nabożeństwa Polacy z Kresów i goście uroczystości modlili się za Kresowian i pojednanie oraz za ofiary wojen. Apel poległych odczytał po zakończeniu nabożeństwa były żołnierz Armii Krajowej, profesor Henryk Słowiński.

Krzysztof Grzelczyk z kolei przekazał proboszczowi parafii w Świątnikach ziemię, którą zebrał podczas swojej wizyty w Katyniu.

Krzysztof_Grzelczyk_wdolnymslasku_pl

Krzysztof Grzelczyk przekazał parafii w Świątnikch ziemię z Katynia, fot.: Wdolnymslasku.pl

-W kościele w Świątnikach jest kilka urn z ziemią z różnych ważnych dla Kresowian miejsc. Brakowało do tej pory ziemi katyńskiej i stąd mój pomysł, aby się tam znalazła – powiedział Krzysztof Grzelczyk portalowi Wdolnymslasku.pl. – Na polskim cmentarzu wojennym w Katyniu znajdują się przede wszystkim groby Kresowian, bo to oni dostali się do sowieckiej niewoli i oni byli pierwszymi ofiarami tych zbrodni – wytłumaczył sens gestu były wojewoda dolnośląski.

Występ zespołu z Ukrainy

Występ zespołu z Ukrainy

zespol_z_Ukrainy
W ramach uroczystości w Świątnikach odbywało się wiele prezentacji kultury kresowej w formie występów polskich zespołów i chórów, które najliczniej przybyły z Ukrainy. Otwarto też wystawę pt. „Wołyń i jego narody”, opowiadającą między innymi o tragicznym losie, jaki podczas II wojny światowej spotkał, mieszkających na Wołyniu Polaków.

Gra Orkiestra Reprezentacyjna Straży Granicznej

Uroczystościom towarzyszyła Orkiestra Reprezentacyjna Straży Granicznej

orkiestra_reprezentacyjna_Strazy_Granicznej_1

 ZPB i Polaków na Białorusi podczas konferencji reprezentowała Irena Biernacka

ZPB i Polaków na Białorusi podczas konferencji reprezentowała Irena Biernacka

Z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej w ramach V Międzynarodowego Spotkania Miłośników Ziemi Wołyńskiej i Kresów odbyła się konferencja, mająca na celu przedstawienie wojennych i powojennych doświadczeń, zamieszkujących dawne Kresy Rzeczypospolitej narodów. Podczas konferencji o doświadczeniach narodów, zamieszkujących Białoruś, ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji mniejszości polskiej, opowiedziała Irena Biernacka.

Odsłonięcie Pomnika Narodów

Odsłonięcie Pomnika Narodów

odsloniecie_Pomnika_Narodow_tablica
W niedzielę, 13 września, na zakończenie spotkania Kresowian w kościele pw. Matki Bożej Bolesnej w Świątnikach, w asyście kompanii honorowej Wojska Polskiego oraz Orkiestry Reprezentacyjnej Straży Granicznej, arcybiskup Józef Kupny koncelebrował Mszę święta, która poprzedziła odsłonięcie Pomnika Narodów, postawionego w hołdzie poległym w czasie II wojny światowej żołnierzom Korpusu Ochrony Pogranicza i innych formacji granicznych. Po odsłonięciu pomnika odbyło się uroczyste zamknięcie V Międzynarodowego Spotkania Miłośników Ziemi Wołyńskiej i Kresów.

Irena Biernacka ze Świątnik, zdjęcia Weroniki Arabczyk

Trzyosobowa reprezentacja Związku Polaków na Białorusi w dniach 12-13 września brała udział w uroczystościach, zorganizowanych przez Towarzystwo Miłośników Kultury Kresowej w Świątnikach koło Sobótki na Dolnym Śląsku z okazji odbywającego się tu V Międzynarodowego Spotkania Miłośników Ziemi Wołyńskiej i Kresów. [caption id="attachment_11717" align="alignnone" width="500"] Kresowóz, witający

„Co robić z Tygrysem?” – premierą spektaklu o takiej nazwie na podstawie sztuk Sławomira Mrożka „Męczeństwa Piotra O’Heya” i „Letni dzień” w interpretacji Dariusza Jezierskiego, znanego polskiego reżysera, krytyka i pedagoga, rozpocznie 28 września sezon teatralny Białoruski Niezależny „Teatr Cz”.

Afisz spektaklu

Afisz spektaklu

„Mówi się, że polski dramaturg Sławomir Mrożek jest zawsze adekwatny i w porę. Wyrafinowany humor, a czasem ostra satyra jego sztuk oraz wnikliwe spojrzenie na problemy człowieka i społeczeństwa zawsze zachęcają do scenicznych interpretacji” – czytamy w zapowiedzi premiery spektaklu, którym otwiera sezon „Teatr Cz”.

Białoruscy aktorzy zdają sobie sprawę, że pokusili się na wystawienie spektaklu, wyreżyserowanego na podstawie sztuk polskiego klasyka. Przyznają, że w dramaturgii Mrożka odnaleźli dużo szczególnie zrozumiałego dla siebie. Aktorzy „Teatru Cz” nie odważyli się jednak na samodzielną interpretację dramaturgii Mrożka, dlatego do wyreżyserowania spektaklu zaprosili reżysera z Polski.

„Zapewniamy, że nasz odważny eksperyment twórczy, łączący wydawałoby się nie mające niczego wspólnego sztuki Sławomira Mrożka „Męczeństwa Piotra O’Heya” i „Letni dzień” nie pozostawi was obojętnymi” – piszą białoruscy artyści, dodając, że dla widzów „tragikomedia satyryczna „Co robić z Tygrysem?” w reżyserii Dariusza Jezierskiego i scenografii Michaiła Łaszyckiego stanie się prawdziwą przygodą w morzu absurdu”.

O wyznaczonej na 28 września premierze Sławomira Mrożka w wykonaniu „Teatru Cz” pisze na portalu info-poster.eu także reżyser spektaklu „Co robić z Tygrysem?” Dariusz Jezierski.
„Na pierwszy rzut oka zamysł łączenia tych zupełnie różnych utworów może wydawać się karkołomny. A jednak… jako reżyser spektaklu mogę w tym momencie napisać jedynie, że ta właśnie synteza pozwoli mnie i aktorom na zgłębienie tematu absurdu w naszym życiu, w jego jakże różnych przejawach. A właściwie słuszniejsze będzie wyrażenie „dotknięcie tematu absurdu w naszym życiu”, gdyż jest to medium absolutnie wszechobecne, przejawiające się w przeróżny sposób, nawet w sytuacjach na pozór absolutnie klarownych i czytelnych” – czytamy w autorecenzji reżysera, który nie szczędzi komplementów białoruskim aktorom i kierownikowi „Teatru Cz” Andriejowi Chornemu:

„Udało mi się spotkać w pracy ze znakomitymi białoruskimi aktorami, występującymi na co dzień na różnych scenach. Formuła Teatru „Cz” pozwala bowiem na takie artystyczne peregrynacje i tworzenie całkowicie nowej jakości w nowej przestrzeni. Być może właśnie ta szansa artystycznych poszukiwań, obok codziennych aktorskich zajęć, zachęca świetnych aktorów do udziału w kolejnych projektach teatru stworzonego i prowadzonego przez Andreia Chornego. Wszyscy aktorzy, których publiczność zobaczy w moim spektaklu, spotkali się już w Teatrze „Cz” w przynajmniej jednej spośród dwóch realizacji – „Dziadach” lub „Matuchnie Courage”. Mickiewicz – Brecht – Mrożek. Już tylko te nazwiska dają wyobrażenie o kierunku poszukiwań teatru, będącego czymś zupełnie nowym w realiach Białorusi. Dodać warto, że teatr realizuje spektakle wyłącznie w języku białoruskim i dodatkowym uzyskiem naszego projektu jest to, że obie sztuki Mrożka po raz pierwszy zostały przetłumaczone na język białoruski. Ma to w dodatku miejsce w roku, w którym obchodzimy 250 lecie teatru publicznego w Polsce. Z uwagi na to projekt uzyskał wsparcie Instytutu Polskiego w Mińsku. Pora przedstawić znakomitych białoruskich aktorów, których zobaczymy na scenie” – pisze Dariusz Jezierski.

Oto białoruscy aktorzy, zajęci w spektaklu „Co robić z Tygrysem?”:

Swietłana Anikiej

Swietłana Anikiej

Lena Mozgowa

Lena Mozgowa

Irina Peszkowa

Irina Peszkowa

Gienadź Gatowczyc

Gienadź Gatowczyc

Raman Padalaka

Raman Padalaka

Sergiej Tołstikow

Sergiej Tołstikow

Premiera spektaklu jest zaplanowana na 28 września w Republikańskim Pałacu Kultury Weteranów, mieszczącym się przy ulicy Janki Kupały, 21 w Mińsku na godzinę 19.00.

Cena biletów zaczyna się od 80 tysięcy rubli białoruskich.

Bilety można zamówić telefonicznie, dzwoniąc pod numery:
+ 375 29 120 5555
+375 29 77777 54

Wyreżyserowanie i wystawienie spektaklu „Co robić z Tygrysem?” jest możliwe dzięki wsparciu Instytutu Polskiego w Mińsku i Republikańskiego Pałacu Kultury Weteranów.

Ludmiła Burlewicz z Mińska, zdjęcia Info-poster.eu

„Co robić z Tygrysem?” – premierą spektaklu o takiej nazwie na podstawie sztuk Sławomira Mrożka „Męczeństwa Piotra O’Heya” i „Letni dzień” w interpretacji Dariusza Jezierskiego, znanego polskiego reżysera, krytyka i pedagoga, rozpocznie 28 września sezon teatralny Białoruski Niezależny „Teatr Cz”. [caption id="attachment_11705" align="alignnone" width="500"] Afisz spektaklu[/caption] „Mówi

Chór «Polonez», działający przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Mińsku oraz członkowie oddziału wzięli udział w uroczystościach konsekracyjnych i prymicyjnych księdza Igora Mutruka.

bp_Kasabucki_udziela_swiecenia_2

Bp Jerzy Kosobucki udziela święceń kapłańskich diakonowi Igorowi Mutrukowi

bp_Kasabucki_udziela_swiecenia

Świecenia kapłańskie diakon Igor Mutruk przyjął w sobotę, 12 września, z rąk biskupa pomocniczego Archidiecezji Mińsko-Mohylewskiej Jerzego Kosobuckiego w stołecznym kościele pw. św. Szymona i Heleny.

Na uroczystościach konsekracyjnych młodego księdza obecni byli działacze Oddziału ZPB w Mińsku na czele z prezes Heleną Marczukiewicz, z którymi młody ksiądz współpracuje i się przyjaźni.

Chór "Polonez"

Chór „Polonez”

Na znak przyjaźni i uznania dla przyjaciela, uroczystości konsekracyjne uświetnił śpiewem chór „Polonez”, działający przy stołecznym oddziale ZPB.

Zelwa_kosciol

Kościół Świętej Trójcy w Zelwie

ks_Mutruk_u_progu_rodzinnego_kosciola

Ks. Igor Mutruk przybywa do kościoła pw. Świętej Trójcy w rodzinnej Zelwie

ks_Mutruk_3

Ks. Igor Mutruk odprawia prymicyjne nabożeństwo

Wierni parafii Świętej Trójcy w Zelwie wypełnili kościół po brzegi, przybywając na prymicyjne nabożeństwo nowo wyświęconego księdza

Wierni parafii Świętej Trójcy w Zelwie wypełnili kościół po brzegi, przybywając na prymicyjne nabożeństwo nowo wyświęconego księdza

ks_Mutruk

ks_Mutruk_1

ks_Mutruk_2

ks_Mutruk_Helena_Marczukiewicz

Ks. Igor Mutruk udziela błogosławieństwa Helenie Marczukiewicz

Następnego dnia po wyświęceniu ks. Igor Mutruk udał się do rodzinnej Zelwy, gdzie, w kościele pw. Świętej Trójcy, odbyła się prymicja nowo wyświęconego kapłana, czyli ks. Igor odprawił swoją pierwszą Mszę świętą. Przyjaciele ks. Igora Mutruka ze stołecznego oddziału ZPB byli obecni także na uroczystościach prymicyjnych (potocznie nazywanych weselem młodego księdza – red.).

***
Ksiądz Igor Mutruk pochodzi z obwodu grodzieńskiego (z miasteczka Zelwa). Chociaż został ochrzczony w Kościele Prawosławnym – przeszedł na katolicyzm. Studiował w Wyższym Seminarium w Grodnie oraz w polskim Tarnowie.

W mińskiej parafii św. Szymona i Heleny prymicjant miał praktyki diakońskie.

Ksiądz Igor jest przyjacielem Oddziału ZPB w Mińsku, często uczestniczy w imprezach i przedsięwzięciach, organizowanych przez oddział.

Wszyscy członkowie Mińskiego ZPB na czele z Panią Heleną Marczukiewicz życzą prymicjantowi dużo radości, mocy Ducha Świętego i wszelkich łask Bożych!

Ludmiła Burlewicz z Mińska, zdjęcia autorki i Aleksandra Wasilenki

Chór «Polonez», działający przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Mińsku oraz członkowie oddziału wzięli udział w uroczystościach konsekracyjnych i prymicyjnych księdza Igora Mutruka. [caption id="attachment_11666" align="alignnone" width="500"] Bp Jerzy Kosobucki udziela święceń kapłańskich diakonowi Igorowi Mutrukowi[/caption] Świecenia kapłańskie diakon Igor Mutruk przyjął w sobotę, 12 września,

Kilkunastoosobowa delegacja Związku Polaków na Białorusi uczestniczyła 10 września w otwarciu w Nowym Domu Poselskim na terenie Sejmu RP wystawy pt. „10-lecie działalności ZPB w warunkach nieuznawania przez władze Białorusi”. Po wernisażu wystawy odbył się pokaz filmu „Krew na bruku. Grodno 1939”, którego produkcję po raz pierwszy w historii organizacji wspierał Związek Polaków.

Podczas wernisażu wystawy

Podczas wernisażu wystawy

Uroczystego otwarcia wystawy fotograficznej, obrazującej działalność ZPB od momentu delegalizacji organizacji przez władze Białorusi w 2005 roku i do dnia dzisiejszego, dokonała wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, poseł na Sejm RP Joanna Fabisiak.

Przemawia poseł na Sejm RP Joanna Fabisiak

Przemawia poseł na Sejm RP Joanna Fabisiak

Parlamentarzystka, doskonale znająca realia, w których zmuszona jest działać na Białorusi największa organizacja mniejszości polskiej w tym kraju, nie kryła wzruszenia z powodu tego, że na otwarcie wystawy zjawiła się tak liczna reprezentacja ZPB na czele z przewodniczącą Rady Naczelnej organizacji Andżeliką Borys i prezesem Mieczysławem Jaśkiewiczem. – Jesteście bohaterami – mówiła pani poseł w słowie powitalnym do Polaków z Białorusi, zapraszając do zabrania głosu przedstawiciela współtwórców wystawy po stronie polskiej, wiceprezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Dariusza Bonisławskiego.

Dariusz_Bonislawski_1

Przemawia Dariusz Bonisławski, wiceprezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”

Wiceprezes organizacji, opiekującej się Polakami, rozsianymi po całym świecie i będącej strategicznym partnerem ZPB, zaznaczył, że jest dla niego niezwykłym zaszczytem, znajdując się w sercu polskiego parlamentaryzmu, otwierać wystawę, poświęconą działalności organizacji, która dowiodła, że wolność, niezależność i demokracja są dla niej wartościami, stanowiącymi filary jej działalności.

Andżelika Borys

Przemawia Andżelika Borys

W imieniu ZPB głos zabrała organizator wystawy po stronie białoruskiej Andżelika Borys.

Reprezentantka ZPB przedstawiła obecnym skład delegacji działaczy ZPB, podkreślając wkład w przygotowanie wystawy, która z dużym powodzeniem była już wystawiana między innymi przed Domem Polonii w Warszawie, redaktor naczelnej „Głosu znad Niemna na uchodźstwie” Iness Todryk-Pisalnik oraz szefa portalu Znadniemna.pl Andrzeja Pisalnika.

Głos ma Andrzej Pisalnik

Głos ma Andrzej Pisalnik

Ten ostatni, zabrał głos, aby przedstawić uczestnikom wernisażu koncepcję wystawy, która ma na celu zaprezentować najważniejsze obszary działalności ZPB. – Poza tradycyjnymi, takimi jak: „Edukacja i Wychowanie Patriotyczne”, „Historia i Pamięć” oraz „Walka o Prawa Polaków” znajdziecie państwo na wystawie plansze, poświęcone działalności, świadczącej o szerokich zainteresowaniach Polaków na Białorusi – mówił redaktor Pisalnik. Prezentując rozdział wystawy, poświęcony działalności sportowej ZPB, mówca przypomniał, że w tym roku reprezentacja sportowa Polaków z Białorusi na czele z wiceprezesem, działającego przy Związku Polskiego Klubu Sportowego „Sokół”, Markiem Zaniewskim, odniosła historyczny sukces na tegorocznych Letnich Igrzyskach Polonijnych, zdobywając pierwsze drużynowe miejsce w klasyfikacji medalowej wśród polonijnych sportowców z całego świata.

Goście wernisażu

Goście wernisażu

Kolejnym dowodem na to, że ZPB jest otwarty na współpracę przy inicjatywach najbardziej ambitnych, jest zdaniem Pisalnika odzwierciedlony na wystawie historyczny, pierwszy w historii organizacji udział Związku w produkcji filmu dokumentalnego „Krew na bruku. Grodno 1939”, którego producentem jest Fundacja Joachima Lelewela.

wernisaz_publicznosc_2

wernisaz_prezes

Wystawę oglądają członkowie grupy rekonstrukcji historycznej, zaangażowanej w filmie "Krew na bruku. Grodno 1939"

Wystawę oglądają członkowie grupy rekonstrukcji historycznej, zaangażowanej w filmie „Krew na bruku. Grodno 1939”

Poseł Joanna Fabisiak w kuluarach wernisażu rozmawia z Weroniką Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi

Poseł Joanna Fabisiak w kuluarach wernisażu rozmawia z Weroniką Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi

 

 

wernisaz_publicznosc_3

wernisaz_publicznosc_4

Pokaz tego filmu w Sejmie RP odbył się tuż po zakończeniu wernisażu wystawy fotograficznej. Projekcję poprzedził słowem wstępnym prezes Fundacji Joachima Lelewela Piotr Kościński. Opowiedział o historii powstania filmu, którego pomysł zrodził się podczas rozmów Piotra Kościńskiego z działaczami ZPB. O niezwykłej wartości takich inicjatyw, jakiej podjęła się Fundacja Joachima Lelewela i jej prezes, decydując się na produkcję filmu o obronie Grodna przed Armią Czerwoną we wrześniu 1939 roku, mówił przed projekcją jeden z występujących w filmie historyków, prezes Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB Józef Porzecki. Działacz związkowy przybliżył obecnym dokonania kierowanego przez niego Komitetu, zwracając uwagę na to, że wiele miejsc polskiej pamięci narodowej na Białorusi jest remontowanych i utrzymywanych we wzorowym stanie wysiłkami entuzjastów, ofiarujących własne środki na renowacje polskich pomników i kwater żołnierskich. Z Józefem Porzeckim do Sejmu RP przybyła grupa jego znajomych, którym on, jako prezes Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej zawdzięcza odnowienie i renowację niejednej polskiej nekropolii na terenie Grodzieńszczyzny.

Przed pokazem filmu

Przed pokazem filmu przemawia poseł Joanna Fabisiak, obok niej siedzą Piotr Kościński (po środku) i Józef Porzecki

Józef Porzecki i Piotr Kościński

Józef Porzecki i Piotr Kościński, który opowiada o powstawaniu filmu

Głos ma Józef Porzecki

Głos ma Józef Porzecki

Po obejrzeniu filmu obecni na pokazie mieli okazję zadać pytania Piotrowi Kościńskiemu. Obecna na wernisażu i pokazie filmowym dyrektor Telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy, zwróciła uwagę na to, że mimo niezwykle skromnego (ok. 50 tys. złotych) budżetu filmu, Fundacji Joachima Lelewela udało się stworzyć profesjonalny produkt filmowy, warty pokazania przez największe polskie stacje telewizyjne. O zakończonych niepowodzeniem rozmowach na ten temat z największymi polskimi telewizjami mówił Piotr Kościński, zaznaczając wszakże, że tysiące ludzi w całej Polsce już obejrzało ten film na organizowanych przez Fundację Joachima Lelewela pokazach w różnych miastach kraju.

Początek projekcji filmu

Początek projekcji filmu

Goście pokazu filmowego

Goście pokazu filmowego

Głos w dyskusji po pokazie filmowym zabiera Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat

Głos w dyskusji po pokazie filmowym zabiera Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat

Wrażeniami od filmu dzieli się historyk Kazimierz Krajewski, z Instytutu Pamięci Narodowej

Wrażeniami o filmie dzieli się historyk Kazimierz Krajewski z Instytutu Pamięci Narodowej

Po filmie przemawia prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz

Po filmie przemawia prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz

Prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz, zabierając głos w dyskusji, podkreślił, że Związek też organizuje pokazy filmu na terenie Białorusi. – I zawsze na tych pokazach brakuje wolnych miejsc na widowni – mówił szef Związku Polaków.

Rekonstruktorzy pozują do pamiątkowego zdjęcia z legendarną "Różyczką" - kapitan Wojska Polskiego Weroniką Sebastianowicz

Rekonstruktorzy pozują do pamiątkowego zdjęcia z legendarną „Różyczką” – kapitan Wojska Polskiego Weroniką Sebastianowicz

Wystawa fotograficzna pt. „10-lecie działalności ZPB w warunkach nieuznawania przez władze Białorusi”, podobnie jak film o obronie Grodna, cieszy się niezwykłym zainteresowaniem ze strony różnych organizacji i miast w Polsce. W kuluarach wernisażu i pokazu filmowego w Sejmie RP padła propozycja zademonstrowania wystawy między innymi mieszkańcom Białegostoku. Wystawa i film wkrótce mogą gościć także we Wrocławiu i innych miastach Polski.

Znadniemna.pl

Kilkunastoosobowa delegacja Związku Polaków na Białorusi uczestniczyła 10 września w otwarciu w Nowym Domu Poselskim na terenie Sejmu RP wystawy pt. „10-lecie działalności ZPB w warunkach nieuznawania przez władze Białorusi”. Po wernisażu wystawy odbył się pokaz filmu „Krew na bruku. Grodno 1939”, którego produkcję po

Miło jest nam przedstawić Państwu kolejnego bohatera naszej rubryki, starszego strzelca w 15. Wileńskim Batalionie Strzelców „Wilków” w Armii Andersa, uczestnika Bitwy o Monte Cassino, łagiernika Michała Sićko.

Michał Sićko

Michał Sićko w okresie pełnienia zasadniczej służby wojskowej

Bohatera zgłosił do naszej rubryki jego syn Wiaczesław Sićko, który dostarczył do redakcji dokumenty ojca i opowiedział o losie bohatera, głównie powojennym.

Na podstawie relacji Wiaczesława Sićko i dostarczonych przez niego dokumentów sporządziliśmy poniższy opis życia bohatera:

MICHAŁ SIĆKO urodził się 6 maja 1909 roku w Małej Brzostowicy (przed wojną w powiecie grodzieńskim, województwa białostockiego, obecnie w rejonie brzostowickim, obwodu grodzieńskiego) w rodzinie chłopskiej.

Zasadniczą służbę wojskową Michał Sićko odbył na przełomie lat 20. i 30. minionego stulecia, prawdopodobnie w formacji strzeleckiej.

Michał Sićko (po prawej) z kolegą broni podczas pełnienia zasadniczej służby wojskowej

Michał Sićko (po prawej) z kolegą broni podczas pełnienia zasadniczej służby wojskowej

Po wojsku nasz bohater wrócił do rodzinnej Małej Brzostowicy, gdzie poślubił dziewczynę o imieniu Olga, która była Białorusinką i należała do wyznania prawosławnego. Wyznanie i narodowość żony naszego bohatera okazały się decydujące w procesie wychowania jedynego dziecka małżonków – naszego czytelnika Wiaczesława Sićko.

Pan Wiaczesław mówi, że to jego mama zdecydowała, iż został ochrzczony w cerkwi prawosławnej. Mało tego, wspominając o ojcu, jako o zagorzałym katoliku i polskim patriocie, pan Wiaczesław deklaruje, że sam czuje się Białorusinem.
Ale powróćmy do historii Michała Sićko. Przed wybuchem II wojny światowej został on zmobilizowany do wojska, jak wynika z dokumentów – 24 sierpnia. Niestety nie wiemy, w jakim pułku walczył. Wiemy natomiast, że po klęsce kampanii wrześniowej trafił do niewoli radzieckiej i został zesłany na Syberię.

Kiedy na terenie ZSRR zaczęła się formować Armia generała Władysława Andersa nasz bohater zgłosił akces do tej formacji i 15 listopada został wcielony do 15. Pułku Piechoty „Wilków” w składzie 5. Dywizji Piechoty Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR.

Michał Sićko salutuje dowódcy  podczas pełnienia służby w Armii Andersa

Michał Sićko salutuje dowódcy podczas pełnienia służby w Armii Andersa

Rok później, kiedy Armia Andersa opuściła teren ZSRR, pułk został włączony w skład Armii Polskiej na Wschodzie, po czym rozformowany, a na jego bazie powstały 12. i 15. bataliony strzeleckie, Nasz bohater należał po kolei do obu jednostek, aby ostatecznie zostać w 15. Wileńskim Batalionie Strzelców „Wilków”, którego szlak bojowy jest doskonale znany. Michał Sićko w składzie 15. Baonu Strzelców brał udział we wszystkich najważniejszych bitwach, które stoczyła ta jednostka, w tym – w legendarnej Bitwie o Monte Cassino. W ciągu wojny Michał Sićko tylko przez trzy dni nie mógł uczestniczyć w działaniach bojowych swojego baonu, gdyż w dniach 28 – 30 października musiał leczyć kontuzję w szpitalu wojskowym. Ze szpitala wrócił do jednostki , a za pół roku, 1 marca 1945 roku, awansował do stopnia starszego strzelca.

Michal_Sicko_z_kolega_01

Michał Sićko (po prawej) już jako starszy strzelec 15. Wileńskiego Batalionu Strzelców „Wilków” z kolegą broni

Michał Sićko musiał być dobrym żołnierzem. Z wyciągu o przebiegu Jego służby dowiadujemy się, że po zakończeniu II wojny światowej w Europie znalazł się podobnie, jak cała 5. Wileńska Brygada Piechoty na terenie Anglii, gdzie służył przy Kwaterze Głównej brygady do końca 1946 roku.

Pod koniec 1946 roku rozkazem Szefa Sztabu Głównego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie Michał Sićko został oddany do dyspozycji władz brytyjskich celem wysłania do Polski. Wielką Brytanię opuścił 5 grudnia, żeby znaleźć się w Gdyni dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia.

Zaświadczenie o przebiegu Służby st. strzelca Michała Sićko

Zaświadczenie o przebiegu służby st. strzelca Michała Sićko

 

Zaświadczene o oddaniu st. strzelca Michała Sićko do dyspozycji władz brytyjskich celem odesłania do Polski

Zaświadczene o oddaniu st. strzelca Michała Sićko do dyspozycji władz brytyjskich celem odesłania do Polski

W Polsce nasz bohater mieszkał krótko, ciągle szukając możliwości połączenia się z żoną i synem, którzy mieszkali w, leżącej już na terenie ZSRR, Małej Brzostowicy. Wkrótce Michał Sićko trafił na małą ojczyznę i połączył się z rodziną.

Zaświadczenie o przybyciu Michała Sićko do Polski z Anglii

Zaświadczenie o przybyciu Michała Sićko do Polski z Anglii

Nie zdążył nacieszyć się życiem rodzinnym, jak 2 kwietnia 1951 roku został wraz z żoną i synem schwytany przez NKWD. Uznana za „wrogów ludu” rodzina Sićko w pełym składzie wyruszyła do łagrów syberyjskich, odsiadywać wyroki – 7 lat łagrów dla Michała Sićko i 6 lat łagrów dla zaledwie czternastoletniego Wiaczesława i jego matki.

Pobyt w GUŁAG-u dla rodziny Sićko trwał do 1957 roku. Po wypuszczeniu z łagrów wszyscy razem wrócili do Małej Brzostowicy, gdzie zamieszkali u siostry Michała, gdyż w ich domu mieszkali już obcy ludzie.

Michał z synem Wiaczesławem wybudowali wkrótce nowy dom. Nasz bohater z żoną zatrudnili się jako zwykli robotnicy w miejscowym kołchozie, w którym przepracowali przez resztę życia. Michał Sićko przez władzę radziecką nie był uznawany za uczestnika wojny z hitlerowcami Niemcami i nie miał świadczeń kombatanckich.

Rehabilitacji „wrogów ludu” – Michała, Olgi oraz Wiaczesława Sićko – dokonano dopiero w 1992 roku, na dwa lata przed śmiercią naszego bohatera.

Za zasługi przed Ojczyzną w czasach II wojny światowej Michał Sićko został odznaczony: Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami po raz pierwszy, Medalem Wojska po raz pierwszy, Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino, a 7 października 1992 roku – także Medalem „Za udział w wojnie obronnej1939”. Z brytyjskich odznaczeń wojennych wiemy, że Michał Sićko był kawalerem Gwiazdy Italii.

Wyciag_01

Wyciąg z rozkazu o odznaczeniu Michała Sićko Medalem Wojska

Wyciag

Wyciąg z rozkazu o odznaczeniu Michała Sićko Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami po raz pierwszy

Legitymacja Krzyża Monte Cassino

Legitymacja, uprawniająca Michała Sićko do noszenia Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino

LegitymacjaMichała Sićko o nadaniu mu Medalu "Za udział w wojnie obronnej 1939"

Legitymacja Michała Sićko o nadaniu mu Medalu „Za udział w wojnie obronnej 1939”

Zaswiadczenie_Gwiazda_za_wojne_1939-45_15_Baon_Strzelcow_Wilenskich

Zaświadczenie o odznaczeniu Michała Sićko Gwiazdą Italii

Zmarł starszy strzelec 15. Wileńskiego Batalionu Strzelców „Wilków”, uczestnik Bitwy o Monte Cassino, w Małej Brzostowicy w 1994 roku. Jego szczątki spoczywają na miejscowym cmentarzu.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie wspomnień i materiałów, dostarczonych przez Wiaczesława Sićko, syna bohatera

Miło jest nam przedstawić Państwu kolejnego bohatera naszej rubryki, starszego strzelca w 15. Wileńskim Batalionie Strzelców „Wilków” w Armii Andersa, uczestnika Bitwy o Monte Cassino, łagiernika Michała Sićko. [caption id="attachment_11616" align="alignnone" width="500"] Michał Sićko w okresie pełnienia zasadniczej służby wojskowej[/caption] Bohatera zgłosił do naszej rubryki jego syn Wiaczesław

To prawda, że bohaterowie żyją wśród nas. Czcimy Żołnierzy Wyklętych, a niektórzy z nich jeszcze nie złożyli broni. Dzisiaj już jednak nie biegają po lasach. Walczą o wolność w inny sposób. Poznaj niezwykłą historię kpt. Weroniki Sebastianowicz ps. „Różyczka”, o której nie przeczytasz w żadnym podręczniku szkolnym. Przekaż ją dalej.

Weronika_Sebastianowicz_Slask

Kpt. Weronika Sebastianowicz. Fot.: zespół wdolnyslasku.pl

Jej losy mogłyby się nadawać na scenariusz filmu, który wgniatałby w fotel. I być może kiedyś do tego dojdzie. Na razie Weronika Sebastianowicz, mimo swojego podeszłego wieku, trzyma się doskonale, a w jej sercu wola walki i pragnienie wolności jest większe niż u niejednego młodego człowieka. Przeszła piekło tortur więzienia stalinowskiego i zsyłkę do łagru w Workucie na północy Syberii.

Uczestniczyła w narodowym powstaniu antykomunistycznym po II wojnie światowej. Nie mogła się pogodzić z zajęciem Polski przez Sowietów. To była dla niej kolejna okupacja. Dzisiaj mieszka na Białorusi, w miasteczku Skidel niedaleko Grodna wśród innych Polaków, którzy zostali na wschodnią granicą. Tam dla niej wciąż żyje Polska. Dla władzy jest wrzodem, którego trzeba jak najszybciej usunąć.

Weronika Sebastianowicz komentuje posiedzenie sądu

Weronika Sebastianowicz komentuje posiedzenie sądu

Do dzisiaj walczy o wolność, a w słowie „walczy” nie ma ani krzty przesady czy przenośni. Jako 84-latka piastuje stanowisko przewodniczącej Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi, nieuznawanego przez białoruskie władze. W czerwcu 2014 roku kombatantka była sądzona przed sądem w Grodnie za zbiórkę świątecznych paczek dla AK-owców. Dzisiaj przyznaje bez wahania, że wciąż działa w podziemiu razem ze swoimi ludźmi. Dla nich walka się nie skończyła ani po wojnie, ani po 1989 roku i prawdopodobnie nie skończy się nigdy.

Do dzisiaj słyszę ten trzask kości

Jako 13-latka w 1944 roku złożyła przysięgę i została oficjalnie zaprzysiężona do Armii Krajowej. Otrzymała pseudonim „Różyczka”. Po wojnie kontynuowała walkę z komunistami w Obwodzie AK Wołkowysk jako członek Samoobrony Wołkowyskiej. W 1951 r. odkryli ją w konspiracji i została aresztowana.

-To był straszny czas. Połowę z 5 miesięcy spędziłam w karcerze. Kto dzisiaj wie czym był karcer? Zabierano mnie z celi zawsze wieczorem i do rana trwało przesłuchanie, czyli w praktyce bicie, bo nic nie mówiłam. Torturowano mnie – pani Weronika milczy przez chwilę. – Wkładano mi palce między framugę i drzwi i łamano je silnym pchnięciem drzwi. Do dzisiaj słyszę ten trzask kości. Kazali mi klęczeć i trzymać dwie cegły. Szybko, jako osoba bardzo wyczerpana torturami, traciłam przytomność. A funkcjonariusze NKWD bili mnie do odzyskania przytomności. Wtedy budziłam się z rozbitą czaszką, cała zakrwawiona. Kopano mnie okrutnie, skakano po mnie, gdy leżałam. Nie wiem do dzisiaj, jak ja to przeżyłam. Miałam wtedy 20 lat… – wspomina z trudem „Różyczka”.

Jak stwierdza, chcieli wydobyć od niej informacje o bracie Antonim, który działał w podziemiu AK i poakowskim, o jego położeniu, o oddziałach, którymi jako zastępca komendanta i podporucznik dowodził. Katowali młodą Polkę co noc. Zabierali ją wieczorem, a nad ranem dwóch funkcjonariuszy ciągnęło ją po ziemi za ręce, bo nie mogła iść o własnych siłach. Ok. 2,5 miesiąca spędziła w karcerze: betonowa buda, metr na metr, bez okien, po ścianach leje się woda, biegają szczury, a przez niewielkie okienko dwa razy dziennie dostajesz kubek z wodą. Nie raz prosiła Boga o śmierć. „Żeby już się ta męka skończyła. Niech rozstrzelają” – myślała w samotności.

Weronika_Sebastianowicz_strona

Daleka podróż po cierpienia

Po tragicznym pobycie w więzieniu stalinowskim ogłoszono wyrok: 25 lat łagru w Workucie, na północnej Syberii.

-Głód, chłód i cierpnie. O 6 rano pobudka. Konwój. Psy na około. 5-6 kilometrów marszu do tajgi, a tam nieludzka praca. Ścinanie drzew do zmierzchu. Odmrożenia palców, policzków, nosa to była norma. Panowały proste zasady. Jak wyrabiasz normę (ustaloną na bardzo wysoką), wtedy jesz. Jeśli nie wyrobisz – nie jesz. A latem z kolei męczył nas upał 40-45 st. Celsjusza. Ludzie po prostu padali i od razu umierali. Dokuczały nam owady, muszki gryzły do krwi. Trzeba było pracować. Tereny na Syberii są przesiąknięte ciałami Polaków. Gdyby nastał teraz koniec świata i wszyscy powstaliby z martwych, to tam nie zostałby skrawek ziemi. Ciało na ciele… – wspomina pobyt w łagrze pani Weronika Sebastianowicz.

Udało się przeżyć. Kobiecy organizm, najpierw torturowany, potem poddawany nieludzkiemu wysiłkowi przy pracy w lesie przetrwał. I na dodatek dzisiaj, mimo 84-lat, kpt Weronika Sebastianowicz radzi sobie doskonale. Jest aktywna, działa społecznie. Walczy o prawa Polaków na Białorusi.

Jak to dzisiaj tłumaczy?

-To dzięki woli Bożej. Bez Bożej łaski nie udałoby mi się przeżyć. Sowieci byli potworami. Niemiec mordował, ale zabijał od razu. Też zbrodniarz, ale nie torturował, nie męczył jak ruski. Ich katusze spowodowały, że trzy razy podejmowałam próbę samobójczą. Ostatni raz w tajdze stanęłam przed walącym się na mnie drzewem, ale źle wymierzyłam odległość i dotknęły mnie tylko gałęzie. Nic mi się nie stało. Wtedy przysięgłam przed Matką Bożą, prosząc o wybaczenie, że nigdy więcej już tego nie zrobię. Rozpłakałam się, bo zdałam sobie sprawę, że Bóg nie chce, abym umarła. Mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. I Maryja mnie wysłuchała. Przecież już dziewiąta dziesiątka mi leci jeśli chodzi o wiek, a dalej mogę działać – mówi kombatantka.

Kpt. Weronika Sebastianowicz wśród towarzyszy broni, członków Stowarzyszenia ŻAK przy ZPB

Kpt. Weronika Sebastianowicz wśród towarzyszy broni, członków Stowarzyszenia ŻAK przy ZPB

Na Kresach Wschodnich żyła złota

Nigdy się pogodziła z tym, że tam, gdzie mieszka, jest Białoruś. Chciałaby, żeby wróciła Polska. Jak stwierdza, walka dalej trwa. Białoruskie władze nie zarejestrowały stowarzyszenia, którym kieruje przy Związku Polaków na Białorusi. Polacy jako mniejszość są szykanowani i odbiera im się podstawowe prawa wolnościowe. Pani Weronika może wrócić do ojczyzny, ale nie chce. Nie zostawi ludzi, którym służy. Swoich kombatantów. Grobu rodziców, męża, przodków, kompanów broni. Dla niej ojczyzna jest na Grodzieńszczyźnie, bo tam biją polskie serca.

Kpt. Weronika Sebasianowicz przemawia w Raczkowszczyźnie (rej. szczuczyński), podczas uroczystości poświęcenia krzyża ku czci Anatola Radziwonika ps. "Olech", ostatniego dowódcy połączonych sił AK Lida-Szczuczyn, poległego w 1949 roku. Za postawienie krzyża "Olechowi" pani kapitan została skazana przez sąd w Szczuczynie na dotkliwą karę grzywny

Kpt. Weronika Sebasianowicz przemawia w Raczkowszczyźnie (rej. szczuczyński), podczas uroczystości poświęcenia krzyża ku czci Anatola Radziwonika ps. „Olech”, ostatniego dowódcy połączonych sił AK Lida-Szczuczyn, poległego w 1949 roku. Za postawienie krzyża „Olechowi” pani kapitan została skazana przez sąd w Szczuczynie na dotkliwą karę grzywny

-Na Białorusi ciągle wytykają nas placami: „Polaczki, Polaczki”. Do Polski jak przyjedziemy, mówią: „Ruscy, Ruscy”. Nie rozumieją, że my tam o polskość na co dzień walczymy i żyjemy wielką nadzieją na zmianę. Żebyśmy mogli tam, na swoich ziemiach, egzystować z godnością. Mam wrażenie, że nami nikt już się nie opiekuje. Polskie władze o nas zapomniały, a na białoruskie nawet nie ma co liczyć. Jeden poseł z PO powiedział mi kiedyś na uroczystościach w Polsce: „Pani to tylko o tych Kresach i Kresach, a tam nawet węgla nie ma”. Odpowiedziała mu wtedy: „Węgla nie, ale pełno złota – polskości”. My wciąż toczymy bój, żebyśmy mogli zachowywać polską tradycję, własną wiarę, w której zostaliśmy wychowani – tłumaczy kapitan Wojska Polskiego.

Nie marzy o zmianach jutro, za miesiąc za rok. Może jak już jej nie będzie na świecie, ale chce zrobić wszystko co w jej mocy, do ostatnich swoich dni. A swoje działanie dedykuje wszystko akowcom, którzy ginęli za wolną i niepodległą ojczyznę.

Weronika_Sebastianowicz_slider1

-Ja powtarzam często, że Armia Krajowa to bardzo dziwne wojsko. Tam nikt do niczego nie zmuszał, nikt nic nie dawał, a zawsze byli chętni do walki, nawet po wojnie szli całymi rodzinami. Teraz walczymy o pamięć i honor żołnierzy, naszych braci. Za te krzyże, które nam piłują, za tablice, które nam zrywają. Za prześladowania. I szczerze powiem: nie boję się nikogo ani żadnych konsekwencji. Chciałabym jak najdłużej żyć, żeby przekazywać historię młodzieży i opiekować się kombatantami – mówi Polka.

Po prostu: Bóg, honor, ojczyzna

Gdy ogląda polską telewizję, odczuwa wielki żal, który materializuje się w łzy. W jej ukochanym kraju też niszczy się pamięć o bohaterach i ofiarach totalitaryzmu. Wsparcie rządowe, a raczej jego brak, tłumaczy w prosty sposób. W elitach politycznych Polski tkwią jeszcze dość spore pozostałości po komunizmie w postaci potomków zbrodniarzy. Dlatego wielką nadzieję pokłada w młodym pokoleniu.

Weronika Sebastianowicz odbiera nagrodę, fot.: radiownet.pl

Weronika Sebastianowicz odbiera nagrodę, fot.: radiownet.pl

-A z drugiej strony dochodzi do nas wiele głosów wsparcia, podziękowań, miłych słów wdzięczności, które dodają nam siły. Piszą: „Dzięki wam żyjemy w wolnym kraju”. Nie mamy może tyle, ile wy na stołach, ale cieszymy się z najdrobniejszych datków. Widziałam łzy w oczach za chleb, mleko i ser i kartkę na święta – oświadcza pani Sebastianowicz.

Największa wartość?

-Bóg, który kieruje tym wszystkim. Nigdy nie miałam do Niego pretensji. Ludzie mówią, że pozwolił na tyle okrucieństw. Ja je widziałam na własne oczy i wiem, że to diabeł. Bóg je właśnie zwyciężył. Widocznie te cierpienia były potrzebne. Jezus cierpiał za grzechy całego świata, a nasi rodacy ginęli za kogoś i w imię wspaniałych wartości, za swoją ojczyznę – odpowiada kombatantka, a przy tym apeluje do rodaków, aby kultywowali polskość na różne sposoby i dbali o świadomość historyczną.

Weronika_Sebastianowicz

Wszystko bowiem zależy od nas samych. Idąc za myślą Jana Zamojskiego, hetmana wielkiego koronnego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.

Znadniemna.pl za  Zespół wDolnymŚląsku.pl

 

To prawda, że bohaterowie żyją wśród nas. Czcimy Żołnierzy Wyklętych, a niektórzy z nich jeszcze nie złożyli broni. Dzisiaj już jednak nie biegają po lasach. Walczą o wolność w inny sposób. Poznaj niezwykłą historię kpt. Weroniki Sebastianowicz ps. "Różyczka", o której nie przeczytasz w żadnym

Członkowie Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie i kapelan miejscowego szpitala rejonowego ks. Jerzy Biegański zaprosili 1 września, z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, dzieci niepełnosprawne z lidzkich rodzin polskich na spotkanie w kaplicy szpitalnej.

1_wrzesnia_w_kapicy_Lida_04

Dzieciom, będącym już po uroczystościach „pierwszego dzwonka” w swoich szkołach, członkowie Oddziału ZPB w Lidzie i ksiądz Jerzy złożyli życzenia z okazji rozpoczęcia nauki. Wspólnie z kapelanem wszyscy zgromadzeni pomodlili się za pomyślność dzieciaków w nauce i ich dobre wyniki, a uczniowie otrzymali od ks. Jerzego Biegańskiego błogosławieństwo na rozpoczęty rok szkolny.

1_wrzesnia_w_kapicy_Lida_03

Ks. Jerzy Biegański oraz Weronika i Paweł Rudzi

Na spotkanie z dziećmi specjalnej troski w kaplicy szpitalnej przybyło młode małżeństwo miejscowych lekarzy Weronika i Paweł Rudzi. W trosce o dobro skrzywdzonych przez los dzieciaków, młodzi małżonkowie przekazali im, z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, prezenty, które zebrano podczas uroczystości weselnej młodego małżeństwa.

1_wrzesnia_w_kapicy_Lida_01

Podczas spotkania dzieciaki i dorośli wspólnie omówili plany imprez i przedsięwzięć dla małych inwalidów na rok szkolny 2015-2016.

1_wrzesnia_w_kapicy_Lida

Postanowiono między innymi zorganizować dla dzieci specjalnej troski szkółkę społeczną, w której mogłyby się uczyć języka polskiego i uczęszczać na lekcje religii.

Irena Biernacka z Lidy

Członkowie Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie i kapelan miejscowego szpitala rejonowego ks. Jerzy Biegański zaprosili 1 września, z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, dzieci niepełnosprawne z lidzkich rodzin polskich na spotkanie w kaplicy szpitalnej. Dzieciom, będącym już po uroczystościach „pierwszego dzwonka” w swoich szkołach, członkowie

Tradycją dla członków Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Brześciu stało się doroczne nawiedzanie w sierpniu memoriału „Spadające Krzyże” w samym sercu Puszczy Białowieskiej.

spadajace_krzyze

W tym roku hołd ofiarom masowego mordu dokonanego przez Niemców na mieszkańcach Puszczy Białowieskiej w sierpniu 1941 roku siedemnastoosobowa grupa Polaków z Brześcia oddała w przedostatnim dniu sierpnia.

Niezmienną przewodniczką podczas wyprawy Polaków do pomnika „Spadające Krzyże”, upamiętniającego ponad 130 ofiar (Polaków Białorusinów i Żydów) niemieckich faszystów, jest brzeska krajoznawczyni i przewodniczka po Puszczy Białowieskiej Irena Siz.

spadajace_krzyze_1

Podczas wyprawy do puszczy pani Irena oprowadziła grupę działaczy ZPB po najciekawszych zakątkach Parku Narodowego „Puszcza Białowieska”, opowiadając między innymi o tym, jaki tryb życia w zgodzie ze sobą i naturą prowadzili przed wojną mieszkańcy puszczy, nie zważając na to, czy są wyznania chrześcijańskiego, czy mojżeszowego.

Oddając hołd pamięci niewinnych ofiar faszystowskiej zbrodni członkowie ZPB zapalili przy pomniku znicze i odmówili modlitwę za dusze poległych w masowym mordzie.

Natalia Gołubowska z Brześcia

Tradycją dla członków Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Brześciu stało się doroczne nawiedzanie w sierpniu memoriału „Spadające Krzyże” w samym sercu Puszczy Białowieskiej. W tym roku hołd ofiarom masowego mordu dokonanego przez Niemców na mieszkańcach Puszczy Białowieskiej w sierpniu 1941 roku siedemnastoosobowa grupa Polaków z

Dziesięciodniowy obóz letni dla polskich dzieci z Białorusi, Ukrainy i Litwy zorganizowało nad Bałtykiem w Mikoszewie (województwo pomorskie) w dniach 5 – 16 sierpnia wrocławskie Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN. Białoruś na obozie była reprezentowana przez grupę dzieci z rodzin działaczy Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie, uczących się języka polskiego w szkółkach społecznych przy parafiach.

Dzieciaki z Lidy przed wejściem na plażę

Dzieciaki z Lidy przed wejściem na plażę

Pobyt nad Bałtykiem był okazją do codziennego opalania się nad morzem, zwłaszcza, że pogoda dopisywała i można było się kąpać. Już w drugim dniu grupa dzieciaków z Białorusi wzniosła na plaży sfinksa z piasku. Była to niesamowita zabawa, gdyż morze i morska plaża dla dzieci z Białorusi same w sobie są atrakcją, a wspólna zabawa na plaży jest niezapomnianym przeżyciem, tak samo, jak znalezienie na plaży wyrzuconej przez morze meduzy. O tych stworzeniach morskich dzieciaki wcześniej mogli jedynie przeczytać w książkach i zobaczyć je na obrazkach bądź zdjęciach. O tym, że istnieją naprawdę przekonały się na plaży w trzecim dniu pobytu.

Podczas zwiedzania Gdańska

Podczas zwiedzania Gdańska

Czwarty dzień obozu przypadł na niedzielę, więc obozowicze wraz z opiekunami udali się na niedzielne nabożeństwo do miejscowego kościoła. Po kościele na dzieciaków czekała wycieczka do Gdańska, w którym spędziły resztę dnia, zwiedzając między innymi Narodowe Muzeum Morskie.

gra_z_balonami

Program pobytu na obozie został przez organizatorów sporządzony w taki sposób, że obozowicze, jeśli nie opalali się nad morzem, to mieli zajęcia, pozwalające na lepsze poznanie polskiej kultury, tradycji i języka. W drugiej połowie pobytu na obóz przyjechał znakomity trener, działacz Stowarzyszenia ODRA-NIEMEN Robert Martin. Zajęcia z trenerem trwały przez dwa dni, dzięki czemu dzieciaki poznały między innymi sposoby na ćwiczenie pamięci.

Zajęcia z Robertem Martinem

Zajęcia z Robertem Martinem

Wieczorami, do dyspozycji obozowiczów był basen, a także organizowane były dyskoteki.

W jednym z dni obozowicze odbyły wycieczkę statkiem do Fromborka, który zwiedzały przez cały dzień.

cwiczenie_kamizelki_ratunkowe

Ćwiczenie z korzystania z kamizelek ratunkowych na statku

W przedostatnim dniu pobytu gospodarze obozu zorganizowali grupowe zabawy i konkursy, także nad morzem, gdzie podzieleni na grupy dzieciaki na czas lepiły figurki z piasku.

w_morzu_1

Dzieci z Lidy cieszą się z pobytu nad morzem

Podczas zabaw na plaży

Podczas zabaw na plaży

Przed wyjazdem do domu lidzkie dzieciaki chciały jeszcze raz pójść na plażę, aby pożegnać się z morzem.

Na spotkaniu pożegnalnym, podobnie jak ich rówieśnicy z Ukrainy i Litwy, młodzi lidzianie w sposób artystyczny zaprezentowali kraj swojego zamieszkania – Białoruś i otrzymali od organizatorów prezenty oraz pamiątki z pobytu na obozie.

Pożegnanie z morzem

W ciągu dziesięciodniowego pobytu w Mikoszewie polskie dzieciaki z Lidy nie tylko doskonale wypoczęły, podszlifowały język polski, poznały techniki zapamiętywania, ale także nauczyły się tańca Belgijka i wspólnego śpiewania piosenki Eweliny Lisowskiej pt. „W stronę Słońca”.

Irena Biernacka z Lidy

Dziesięciodniowy obóz letni dla polskich dzieci z Białorusi, Ukrainy i Litwy zorganizowało nad Bałtykiem w Mikoszewie (województwo pomorskie) w dniach 5 – 16 sierpnia wrocławskie Stowarzyszenie ODRA-NIEMEN. Białoruś na obozie była reprezentowana przez grupę dzieci z rodzin działaczy Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie,

Skip to content