HomeStandard Blog Whole Post (Page 105)

10 lutego 1940 roku doszło do pierwszej z czterech masowych deportacji przeprowadzonych przez władze sowieckie, podczas których wywieziono na Sybir setki tysięcy obywateli polskich. Chcąc uczcić ofiary wydarzeń sprzed ponad 80 lat Muzeum Pamięci Sybiru i Fundacja Białystok Biega w 2019 roku zorganizowały Bieg Pamięci Sybiru.

Bieg organizowany jest zawsze zimową porą na terenach leśnych na dystansie 5 km. Zapisy na bieg były otwarte 1 grudnia 2022r. W tym roku miała miejsce 5. Edycja Biegu i po raz pierwszy wydarzenie przeprowadzono oprócz Białegostoku w kolejnym mieście, w którym jest liczna społeczność sybiracka – Wrocławiu.

18 lutego wieczorem 264 biegaczy wystartowało w Lesie Osobowickim na dystansie trochę dłuższym, niż   w Białymstoku. Zawodnicy pokonywali odległość 5300 metrów.

Na starcie Biegu

W uroczystym otwarciu Biegu wzięli udział: prezes Związku Sybiraków Oddział Wrocław Ryszard Janosz, prof. Izabela Łapińska – autorka zaprezentowanego na trasie biegu projektu fotograficzno-historycznego pt. „Ślad pamięciowy”, Grzegorz Kuczyński – prezes Fundacji Białystok Biega.

Dr Piotr Popławski z Muzeum Pamięci Sybiru w swoim przemówieniu wytłumaczył, dlaczego właśnie Wrocław został drugim miastem po Białymstoku, w którym Muzeum postanowiło zorganizować Bieg: „Wrocław jest szczególnym miastem. Większość Sybiraków nie mogła wrócić do swoich domów, ponieważ znajdowały się na terenie Związku Radzieckiego – obecnych Białorusi i Ukrainie. Polskim domem dla  wygnańców stały się zatem Ziemie Odzyskane i Wrocław. A Las Osobowicki w czasie II wojny światowej był miejscem niemieckich obozów pracy dla polskich robotników” – opowiadał dr Popławski.

Przemawia dr Piotr Popławski z Muzeum Pamięci Sybiru

Obecni  na otwarciu Biegu uczcili minutą ciszy pamięć przyjaciela Muzeum Pamięci Sybiru, wieloletniego Prezesa Zarządu Głównego Związku Sybiraków, Tadeusza Chwiedzia, który zmarł 8 lutego 2023 roku, na dziesięć dni przed swoimi 88. urodzinami. Na start biegacze wychodzili z odstępem czasowym (robili to grupach startowych wg zadeklarowanego podczas rejestracji czasu). Odstęp między startującymi wynosił  2 minuty. Dzięki temu zawodnicy mogli w szczególny sposób upamiętnić konkretnego Sybiraka, Sybiraczkę czy nawet całą rodzinę Sybiraków, otrzymać numer startowy z imieniem i nazwiskiem wybranych osób. Mógł to być ktoś z bliskich lub rodzina Sybiraków z  listy dostępnej na stronie internetowej Muzeum Sybiru. Są tam opisane historie dwunastu rodzin. Każdy uczestnik biegu dostał pakiet startowy z medalem z miejscem na grawer, zimową opaskę na głowę, numer startowy oraz latarkę czołową.

W sobotę 18 lutego warunki pogodowe we Wrocławiu były wyjątkowo trudne – deszcz, wichura, błoto, ciemność. To tworzyło niesamowitą atmosferę. W kilku miejscach na trasie biegacze mieli możliwość zapoznania się z projektem fotograficzno-historycznym pt. „Ślad pamięciowy”. stanowiącym prezentację losów ludzi, którzy przeżyli piekło.

Projekt „Ślad pamięciowy” na trasie Biegu

Choć głównym celem Biegu było upamiętnienie Sybiraków i ich losów, rywalizacja sportowa także miała dla biegaczy znaczenie.

Wśród pań jako pierwsza zameldowała się na mecie Agnieszka Mroczek. Wśród panów triumfował – Kamil Bukłaha.

Na mecie Biegu na wszystkich czekała ciepła zupa, herbata i woda.

W trakcie Biegu udało się spisać refleksje niektórych jego uczestników, które przytaczamy:

Marek Ziółkowski: – Biegłem dla mamy Bronisławy Chudzio wywiezionej jako dziecko z Medyki. Dziadek nie wrócił, zginął tam przy spływie drewna. Po powrocie mama wraz z resztą rodzeństwa i innymi sierotami została umieszczona w domu dziecka w Szklarskiej Porębie, a potem zamieszkała we Wrocławiu. Zmarła 12 lat temu po ciężkiej chorobie.

Krystyna Tupik: – Bieg bardzo fajnie zorganizowany. Warunki pogodowe i trasa wpisywały się w klimat tamtych czasów. To była walka z żywiołami – deszcz, błoto, ale ciepła zupa i herbatka czekały na mecie. I pięknie uczczona aleją zniczy trasa, niesamowity widok i zaduma.

Sławomir Wnek: – Trudne warunki uświetniły pamięć o wydarzeniach 1940 roku wywózki na Sybir również mojej rodziny.

Andrzej Cichonow: – Jestem niewidomym biegaczem. Dlatego trasa nie była dla mnie najłatwiejsza. Ale miałem mega przewodnika biegowego i bardzo chciałem pokonać tę trasę dla mojego pradziadka Andrzeja. Wiosną 1940 roku cała jego rodzina została zesłana. Łagry radzieckie. Oni to przeżyli. Jestem dumny, że mam ich geny.

Agnieszka Mroczek (1 miejsce wśród kobiet): – Dlaczego biorę udział w tym biegu? Żeby upamiętnić tamtych ludzi. Biegam Bieg Żołnierzy Wyklętych, lubię biegi, które mają przesłanie historyczne. W rodzinie nie było zesłańców, natomiast moja sąsiadka była na Sybiru, dlatego wiem, z czym to się wiąże, i muszę tu być.

Michał Parfieniuk z Fundacji Białystok Biega (organizator Biegu): – Dla mieszkających na wschodzie, w Białymstoku ten temat jest bliższy, bo większość ludzi wywożono na Sybir stamtąd. Chcemy przybliżyć ten temat ludziom, bo to jest tragiczne, a zapomniane. Dla mnie to jest już szósty bieg (licząc bieg w Białymstoku 11 lutego). Nikt nie wie, czy w mojej rodzinie ktoś był zesłany, ale to nie determinuje tego, że warto o tym pamiętać, starczy zobaczyć w telewizji, co teraz się dzieje za wschodnią granicą. Ale wcześniej, w czasach, kiedy oni byli wywożeni, nie było takich mediów, i tylko ci, kto potrafił wrócić, mogli przekazać straszną prawdę o wywózkach.

W Internecie nadal trwa wirtualna edycja biegu, do której można dołączyć do 28 lutego 2023 r. Wystarczy zapisać się na stronie organizatorów i jednorazowo pokonać dystans minimum 5 km. Górnej granicy nie ma. Każdy pokonany kilometr jest zliczany i dodawany do wspólnej puli. Według stanu na 20 lutego  w biegu wirtualnym pokonano dystans 5242 kilometrów.

Marta Tyszkiewicz z Wrocławia, zdjęcia autorki

 

10 lutego 1940 roku doszło do pierwszej z czterech masowych deportacji przeprowadzonych przez władze sowieckie, podczas których wywieziono na Sybir setki tysięcy obywateli polskich. Chcąc uczcić ofiary wydarzeń sprzed ponad 80 lat Muzeum Pamięci Sybiru i Fundacja Białystok Biega w 2019 roku zorganizowały Bieg Pamięci

Szef MSWiA Mariusz Kamiński podjął decyzję o ograniczeniu ruchu dla białoruskich pojazdów towarowych na przejściu granicznym Kukuryki-Kozłowicze od wtorku od godz. 19 – poinformowało w poniedziałek MSWiA. Jak podkreślono, ograniczenie nie dotyczy ruchu osobowego na przejściu granicznym w Terespolu.

„W związku z wprowadzonymi przez białoruskie władze ograniczeniami wobec polskich przewoźników dotyczącymi możliwości przekroczenia granicy na białorusko-litewskich oraz białorusko-łotewskich przejściach granicznych, minister Mariusz Kamiński podjął decyzję o ograniczeniu ruchu dla białoruskich pojazdów towarowych na przejściu granicznym Kukuryki-Kozłowicze” – poinformowało w poniedziałek MSWiA.

Jak podkreślono, ograniczenie nie dotyczy ruchu osobowego na przejściu granicznym w Terespolu. Według komunikatu zawieszenie ruchu obowiązywać będzie od 21 lutego 2023 r. od godz. 19:00, do czasu zniesienia przez białoruskie władze ograniczeń wobec polskich przewoźników. „Jednocześnie białoruscy przewoźnicy mogą kierować się na Białoruś przez Litwę i Łotwę” – podkreślił resort.

MSZ Białorusi ograniczenia dla polskich przewoźników zapowiedziało w piątek w odpowiedzi na zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach. Wskutek tych ograniczeń polscy przewoźnicy mogą wjeżdżać na Białoruś i wyjeżdżać przez dowolne przejścia graniczne dla samochodów ciężarowych, ale tylko „na polsko-białoruskim odcinku granicy”. Nie mogą korzystać z przejść granicznych Białorusi z Litwą i Łotwą.

W piątek do tych zapowiedzi odniósł się minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński. „Jeżeli władze Białorusi zastosują wobec polskich przewoźników zapowiadane restrykcje, reakcja Polski wobec przewoźników białoruskich będzie identyczna” – napisał szef MSWiA na Twitterze.

W sobotę rzeczniczka Straży Granicznej por. Anna Michalska poinformowała PAP, że z powodu ograniczeń wprowadzonych przez Białoruś polscy przewoźnicy nie mogą korzystać z przejść granicznych na odcinku granicy Białorusi z Litwą i Łotwą; są odprawiani tylko w przejściu granicznym Kukuryki-Koroszczyn.

Szef MSWiA Mariusz Kamiński podjął decyzję o ograniczeniu ruchu dla białoruskich pojazdów towarowych na przejściu granicznym Kukuryki-Kozłowicze od wtorku od godz. 19 - poinformowało w poniedziałek MSWiA. Jak podkreślono, ograniczenie nie dotyczy ruchu osobowego na przejściu granicznym w Terespolu. "W związku z wprowadzonymi przez białoruskie władze

Trzej polscy dyplomaci zostali wyrzuceni z Mińska i Grodna przez białoruski reżim. Mają opuścić Białoruś do środy. Informację potwierdził Interii Łukasz Jasina, rzecznik MSZ.

– Białoruś do środy opuścić mają dwaj konsulowie z Grodna oraz łącznik Straży Granicznej – przekazał Interii rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Łukasz Jasina.

Jako pierwszy o wyrzuceniu polskich dyplomatów z Białorusi poinformował portal Onet. Według nieoficjalnych doniesień możliwą odpowiedzią strony polskiej jest wydalenie z kraju białoruskich dyplomatów.

Zamknięcie przejścia granicznego

Od 18 lutego polscy przewoźnicy mogą korzystać tylko z jednego przejścia granicznego, jeśli wybierają się na Białoruś lub z niej wracają – przekazała Straż Graniczna. Jest to spowodowane działaniem Mińska w reakcji na zamknięcie 10 lutego przez Polskę przejścia granicznego w Bobrownikach.

Znadniemna.pl na podst. interia.pl/onet.pl

 

Trzej polscy dyplomaci zostali wyrzuceni z Mińska i Grodna przez białoruski reżim. Mają opuścić Białoruś do środy. Informację potwierdził Interii Łukasz Jasina, rzecznik MSZ. - Białoruś do środy opuścić mają dwaj konsulowie z Grodna oraz łącznik Straży Granicznej - przekazał Interii rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Łukasz

Równo 550 lat temu, 19 lutego 1473 roku, urodził się astronom, o którym się mówi, że „wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię”. Jubileusz wybitnego Polaka jest szeroko obchodzony w polskich społecznościach na całym świecie, a Senat RP postanowił uczcić okrągłe urodziny uczonego, ogłaszając rok 2023 Rokiem Mikołaja Kopernika.

Za portalem Dzieje.pl przybliżamy Państwu sylwetkę wybitnego astronoma:

Mikołaj Kopernik przyszedł na świat w Toruniu 19 lutego 1473 roku w domu przy ul. Św. Anny (obecnie: ul. Kopernika). Był synem kupca krakowskiego, o takim samym imieniu jak słynny astronom – Mikołaj, który w ramach prowadzonego handlu przeniósł się z Krakowa do Torunia. Natomiast matka naukowca, Barbara, pochodziła z rodziny Watzenrode, związanej z Toruniem od dłuższego czasu.

Kopernik został wysłany na studia do Krakowa i na wydziale sztuk wyzwolonych Akademii Krakowskiej studiował od 1491 do 1495 roku. Później kontynuował studia na uczelniach włoskich, w Bolonii (prawo), Padwie (medycyna) i Ferrarze (prawo), przebywał także w Rzymie. Działo się to w latach 1496-1503.

Po powrocie z Włoch przez kilka lat mieszkał w Lidzbarku Warmińskim, gdzie rezydował jego wuj Łukasz Watzenrode, który był biskupem warmińskim. Właśnie w Lidzbarku około 1509 roku opracował pierwsze zarysy swojej teorii heliocentrycznej budowy Układu Słonecznego.

Kolejny etap swojego życia spędził we Fromborku, gdzie mieszkał na wzgórzu katedralnym. Z Fromborkiem był związany do końca życia, z kilkuletnimi przerwami na pobyt w Olsztynie.

Teoria Kopernika

Najsłynniejszym dziełem Kopernika jest „De revolutionibus orbium coelestium” („O obrotach sfer niebieskich”), które zostało opublikowane w 1543 roku. Przedstawił w niej teorię heliocentrycznej budowy Układu Słonecznego, burzącej dotychczasowe poglądy. Według Kopernika to Ziemia i inne planety krążą wokół Słońca, a nie Słońce i planety wokół Ziemi, jak głosił obowiązujący w czasach średniowiecza model wyjaśniający budowę świata.

Mimo, że teoria Kopernika nie została początkowo przyjęta przychylnie, to wpłynęła na sposób patrzenia na miejsce naszej planety i człowieka we Wszechświecie. Zapoczątkowała tzw. rewolucję kopernikańską, szczególnie w naukach ścisłych.

Za czasów Kopernika technika nie pozwalała na dostarczenie przekonujących dowodów obserwacyjnych na słuszność idei polskiego astronoma, ale po zastosowaniu przez Galileusza teleskopu do obserwacji nieba (w 1609 roku), kolejne wieki przyniosły takie dowody. Ostateczne jej potwierdzenie nastąpiło gdy zmierzono paralaksy gwiazd (niewielkie zmiany pozycji gwiazd na niebie w ciągu roku spowodowane ruchem Ziemi po orbicie).

W czasie swojej działalności Kopernik zgromadził spory księgozbiór, który w większości uległ rozproszeniu i częściowo zniszczeniu po śmierci naukowca. Większość książek trafiała do biblioteki kapitulnej we Fromborku, skąd zostały wywiezione do Szwecji przez wojska Gustawa Adolfa i Karola XII. Być może dzięki temu niektóre z tych ksiąg przetrwały do naszych czasów.

Kopernik jako człowiek renesansu

Kopernik był nie tylko astronomem, ale prawdziwym „człowiekiem renesansu”, bowiem działał także jako matematyk, lekarz, prawnik, ekonomista, a także próbował swoich sił w przekładach literatury.

Opracował „Traktat o monetach”. Wygłosił go publicznie na zjeździe stanów Prus Królewskich w Grudziądzu (1522 rok). Kopernik zauważył, że jeżeli na rynku istnieją dwa rodzaje pieniądza, z których jeden jest postrzegany jako „lepszy”, to będzie on gromadzony, a na rynku pozostanie głównie „gorszy”, co można w skrócie opisać regułą: „pieniądz gorszy wypiera lepszy”. To prawo ekonomii znane jest jako prawo Kopernika-Greshama.

W czasie swojej kariery zawodowej Kopernik pełnił funkcje takie jak sekretarz biskupa warmińskiego, lekarz biskupa warmińskiego, administrator dóbr kapituły warmińskiej (m.in. umacniał zamek olsztyński), komisarz Warmii, poseł oraz sporadycznie różne inne funkcje. Brał udział w wielu czynnościach dyplomatycznych i administracyjnych, w zjazdach stanów Prus Królewskich, sejmie krakowskim, reprezentował kapitułę podczas negocjacji z Zakonem Krzyżackim w sprawie zwrotu Braniewa.

Mikołaj Kopernik zmarł we Fromborku 24 maja 1543 roku. Jego teoria heliocentrycznej budowy Układu Słonecznego była rewolucją nie tylko w astronomii, ale dla całego postrzegania miejsca człowieka we Wszechświecie, ze skutkami filozoficznymi, religijnymi, a nawet politycznymi.

Znadniemna.pl za Dzieje.pl/PAP ilustracja – Mikołaj Kopernik na obrazie Jana Matejki, źródło: Wikipedia

Równo 550 lat temu, 19 lutego 1473 roku, urodził się astronom, o którym się mówi, że "wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię". Jubileusz wybitnego Polaka jest szeroko obchodzony w polskich społecznościach na całym świecie, a Senat RP postanowił uczcić okrągłe urodziny uczonego, ogłaszając rok 2023 Rokiem

Prezydent Polski Andrzej Duda, tuż po powrocie z Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, odniósł się do polsko-białoruskich relacji. Pytany o zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach, przekonywał, że w razie „agresywnego” zachowania, sąsiedzi muszą się spodziewać „twardej odpowiedzi”.

Prezydent podczas konferencji prasowej po powrocie z Monachium został zapytany o kwestię zamknięcia przejścia granicznego w Bobrownikach. – My mieliśmy wobec Białorusi zawsze uczciwe zamiary. Myśmy nie prześladowali białoruskiej mniejszości w Polsce. To Polacy mieszkający na Białorusi, obywatele Białorusi, dla których to jest ziemia ojczysta, byli i są tam prześladowani – stwierdził.

Andrzej Duda: „Poczobuta skazano za to, że chciał żyć w wolnym kraju”

Prezydent przypomniał, że białoruski sąd w Grodnie skazał działacza polskiej mniejszości i dziennikarza Andrzeja Poczobuta na kuriozalną karę ośmiu lat kolonii karnej. Zdaniem Dudy, Poczobut został skazany za to, że „chciał żyć w wolnym kraju, być wolnym obywatelem wolnego państwa”.

Prezydent podkreślał, że Polska ma „uczciwe i dobre zamiary, i chce dobrze żyć z sąsiadami”. – Ale jeżeli ktoś jest wobec nas agresywny, to może się spodziewać twardej odpowiedzi z naszej strony – zaznaczył Duda.

„Białoruski reżim pastwi się nad ludźmi i hybrydowo atakuje sąsiadów”

– To po prostu urąga wszelkim standardom. Tak naprawdę, to reżim białoruski prześladuje ludzi, pastwi się nad nimi, niewoli własny naród i atakuje sąsiadów. Mówię z całą odpowiedzialnością, że atakuje sąsiadów, bo to my przeżyliśmy atak hybrydowy na naszą granicę, to zostało udokumentowane na filmach, że to nikt inny, tylko funkcjonariusze służb białoruskich pchali migrantów z Bliskiego Wschodu na linię graniczną między naszymi państwami i wywołali w związku z tym zamieszki – powiedział.

Prezydent, w rozmowie z dziennikarzami, podsumował też samą Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa. – Wszyscy sojusznicy, jak jeden mąż, zgadzają się absolutnie z tym, że musimy wspierać Ukrainę. Tutaj jest absolutna jedność wśród wszystkich rozmówców – mówił.

Znadniemna.pl na podstawie PAP, fot.: PAP/Leszek Szymański

Prezydent Polski Andrzej Duda, tuż po powrocie z Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, odniósł się do polsko-białoruskich relacji. Pytany o zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach, przekonywał, że w razie "agresywnego" zachowania, sąsiedzi muszą się spodziewać "twardej odpowiedzi". Prezydent podczas konferencji prasowej po powrocie z Monachium został zapytany

Rosja i Białoruś tak, jak wcześniej ZSRR, twierdzą, że 17 września 1939 r. nie było żadnej agresji, a jedynie „bratnia pomoc” dla narodu białoruskiego i ukraińskiego. Zapewniają, że jest na to dowód: polskie wojsko się nie broniło. Tymczasem walki trwały. W Wilnie nasi żołnierze zniszczyli kilkanaście czołgów wroga.

Walki o Wilno mają zostać pokazane w filmie, realizowanym przez Fundację Joachima Lelewela przy współpracy z Telewizją Polską. Powstaje godzinny, fabularyzowany dokument o roboczym tytule „Wilno 1939”.

Obrona miasta  nad Wilią miała miejsce 18-19 września. Po stronie polskiej walczyły siły równe trzem pułkom piechoty z kilkunastoma działami oraz pociągiem pancernym; po stronie sowieckiej – trzy brygady pancerne i dwie dywizje kawalerii. Potem polskie oddziały wycofały się na Litwę, a część trafiła do Grodna, które walczyło trzy dni – od 20 do 22 września.

Film pokaże, jakie było Wilno we wrześniu 1939 r., i unaoczni tragedię miasta i stacjonującego w nim Wojska Polskiego, gdy okazało się, że obrona przed dwoma wrogami nie ma szans. Zarazem będzie świadectwem postępowania Litwinów we wrześniu 1939 r. – wbrew naciskom Berlina kraj ten pozostał neutralny, a wszystkie relacje mówią o życzliwym przyjęciu polskich żołnierzy i dobrych warunkach internowania.

Fundacja Joachima Lelewela, dzięki wsparciu rządowego programu „Niepodległa”, zorganizowała we wrześniu ub.r. widowisko historyczne – rekonstrukcję „Wilno 1939 w Suwałkach”. Dała ona przedsmak tego, co pojawi się w filmie. Uczestniczyło w niej 40 rekonstruktorów (także Litwini i Polacy z Litwy), samochód pancerny, samochód „Łazik” i działo. Film będzie realizowany w Polsce i oczywiście też w Wilnie, a partnerem po litewskiej stronie jest polski portal Wilnoteka.

Wciąż brakuje środków, organizatorzy bardzo więc proszą o wpłaty, choćby niewielkie https://zrzutka.pl/uad5za.

Znadniemna.pl na podst. Piotr Kościński/ Idziemy.pl, fot.: producenci filmu „Wilno 1939”

Rosja i Białoruś tak, jak wcześniej ZSRR, twierdzą, że 17 września 1939 r. nie było żadnej agresji, a jedynie „bratnia pomoc” dla narodu białoruskiego i ukraińskiego. Zapewniają, że jest na to dowód: polskie wojsko się nie broniło. Tymczasem walki trwały. W Wilnie nasi żołnierze zniszczyli

MSZ Białorusi poinformowało polskiego chargé d’affaires w Mińsku o odpowiedzi na zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach. Wprowadzone zostaną ograniczenia dla polskich przewoźników; kraj ma opuścić oficer łącznikowy Straży Granicznej.

MSZ poinformowało również w komunikacie, że „liczba pracowników Konsulatu Generalnego Polski w Grodnie powinna zostać zrównana z liczbą pracowników Konsulatu Generalnego Białorusi w Białymstoku”.

Polscy przewoźnicy będą mogli wjeżdżać na Białoruś i wyjeżdżać przez dowolne przejścia graniczne dla samochodów ciężarowych, ale tylko „na polsko-białoruskim odcinku granicy”. Oznacza to, że nie będą oni mogli korzystać z przejść granicznych Białorusi z Litwą i Łotwą.

Białoruskie władze „nie widzą również sensu dalszego przebywania na swoim terytorium oficera łącznikowego Straży Granicznej RP”.

W komunikacie opublikowanym po wezwaniu do MSZ Białorusi polskiego chargé d’affaires Krzysztofa Ożanny napisano, że kroki władz białoruskich zostały „poczynione w odpowiedzi” na działania Polski, a Białoruś „zastrzega sobie prawo do „poważniejszych kroków” w przypadku „destruktywnych działań” ze strony Polski.

9 lutego Polska zapowiedziała zamknięcie „z uwagi na interes bezpieczeństwa państwa” przejścia granicznego w Bobrownikach, ostatniego działającego w obwodzie grodzieńskim. Dzień wcześniej białoruski sąd w Grodnie skazał na 8 lat kolonii karnej działacza polskiej mniejszości i dziennikarza Andrzeja Poczobuta.

Bobrowniki od ponad roku były jedynym w Podlaskiem działającym drogowym przejściem granicznym z Białorusią, gdzie odbywał się ruch towarowy i osobowy. Obecnie w Podlaskiem nie ma już ani jednego czynnego drogowego przejścia granicznego z Białorusią. 9 listopada 2022 r. w związku z kryzysem migracyjnym zamknięto do odwołania największe przejście drogowe z Białorusią – w Kuźnicy. Nieczynne jest też przejście w Połowcach.

Również po stronie białoruskiej, po zamknięciu przejść w Kuźnicy i Bobrownikach, nie ma czynnego przejścia granicznego z Polską. Otwarte dla ruchu osobowego jest przejście Terespol-Brześć. Działa również przejście towarowe Kukuryki-Kozłowicze (obwód brzeski).

 Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP

 

MSZ Białorusi poinformowało polskiego chargé d’affaires w Mińsku o odpowiedzi na zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach. Wprowadzone zostaną ograniczenia dla polskich przewoźników; kraj ma opuścić oficer łącznikowy Straży Granicznej. MSZ poinformowało również w komunikacie, że „liczba pracowników Konsulatu Generalnego Polski w Grodnie powinna zostać zrównana z

Po politycznym wyroku białoruskiego sądu z 8 lutego dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut pozostaje na razie w areszcie w Grodnie. Od daty ogłoszenia wyroku ma dziesięć dni na złożenie odwołania, a decyzja, do której kolonii karnej ma trafić, zapadnie dopiero po rozpatrzeniu apelacji – powiedział Barys Harecki ze zlikwidowanego przez władze Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ).

Rozmówca PAP powiedział, że Andrzej Poczobut po ogłoszeniu wyroku skazującego przebywa w dalszym ciągu w areszcie i ma dziesięć dni na odwołanie się od wyroku. Apelację będzie rozpatrywał Sąd Najwyższy. Cała procedura zajmie prawdopodobnie kilka miesięcy.

– Jeśli sąd odrzuci apelację i utrzyma wyrok niższej instancji, to dokumenty zostaną przekazane do MSW, do departamentu penitencjarnego. To ta struktura podejmuje decyzję, do jakiej kolonii trafia dana osoba – wyjaśnia Barys Harecki.

Jak dodaje, zazwyczaj są to ośrodki karne oddalone od miejsca zamieszkania, od rodziny, chociaż formalnie rodzina ma możliwość zwrócenia się z prośbą, by było to bliżej.

– Andrzej może teoretycznie trafić do kolonii w obwodzie homelskim, mohylewskim, witebskim czy brzeskim, nie ma żadnej reguły dotyczącej takich decyzji – mówi Harecki.

Na Białorusi jest kilkanaście kolonii karnych, zwanych też łagrami.

Poczobut ma odbyć wyrok w kolonii o zaostrzonym rygorze.

– W jednej kolonii mogą przebywać osoby o różnym statusie – z rygorem ogólnym, zaostrzonym. Ich sytuacja różni się uprawnieniami – liczbą możliwych przesyłek, w tym pieniężnych, widzeń, itd. – tłumaczy przedstawiciel BAŻ.

Ogółem za więźniów politycznych organizacje praw człowieka uznały 1438 osób. Część z nich przebywa w aresztach w oczekiwaniu na proces.

Z białoruskich przepisów wynika, że w przypadku „zaostrzonego rygoru” więzień może wydać w ciągu miesiąca (w specjalnym „sklepie”) do 185 rubli białoruskich (ok. 330 zł), odbyć dwa krótkie i dwa długie spotkania w ciągu roku, a także otrzymać trzy paczki do 20 kg i dwie – do 2 kg.

Te „przywileje” mogą zostać ograniczone decyzją władz kolonii, a z informacji obrońców praw człowieka i relacji byłych więźniów politycznych wynika, że takie kary są często stosowane.

– Dziennikarz Radia Swaboda Ałeh Hruzdziłowicz był kilkukrotnie „karany” przez umieszczenie w tzw. izolatorze karnym – mówi Harecki.

Władze więzienia mają też możliwość umieszczania skazanych w karcerze. Różni się on od izolatora.

– Karcer jest lżejszy i on może być w areszcie. A w kolonii – izolator. W karcerze dają ci materac, pościel, śpisz w normalnych warunkach. W dzień to jest zabierane i łóżko jest składane; cały dzień jesteś na nogach. W izolatorze śpi się na gołych deskach, które rozkładane są o godz. 21.00, a składane o 5.00 rano. Trzeba szybko wstać i cały dzień chodzić. Jest tam jeszcze taka ławeczka, ale na niej nie da się spać. Patrzą na ciebie cały czas przez wizjer. Jak zamkniesz oczy, to mogą dodać jeszcze 10 dni – opowiadał sam Hruzdziłowicz.

W białoruskich koloniach karnych więźniowie mają obowiązek pracy. Może to być różna praca – produkcja mebli, prace remontowe, czasem nawet w męskich koloniach są szwalnie (w żeńskich koloniach głównie szyje się mundury i innego rodzaju stroje robocze).

Normą jest, że więźniowie polityczni mają w więzieniach żółte naszywki. Jakoby byli skłonni do ucieczki.

Wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze dla Andrzeja Poczobuta ogłosił 8 lutego sędzia Grodzieńskiego Sądu Obwodowego Dzmitryj Bubieńczyk.

W uznanym za politycznym procesie, który trwał od 16 stycznia, władze zarzuciły Poczobutowi, obywatelowi Białorusi i działaczowi polskiej mniejszości „podżeganie do nienawiści”, a jego działaniom – polegającym na kultywowaniu polskości i publikowaniu artykułów w mediach, przypisano znamiona „rehabilitacji nazizmu”. Poczobut był również oskarżony o wzywanie do działań na szkodę Białorusi. Groziła mu kara do 12 lat więzienia.

Organizacje praw człowieka uznają Poczobuta za więźnia politycznego, a postępowanie wobec niego – za motywowane politycznie. Władze Polski oraz społeczność międzynarodowa apelują do władz Białorusi o uwolnienie aktywisty oraz zaprzestanie represji przedstawicieli mniejszości. MSZ RP twierdzi, że niedemokratyczne władze Białorusi przetrzymują Poczobuta jako „zakładnika relacji polsko-białoruskich”, a wyrok na niego nazwało „haniebnym”. Polska dyplomacja zapewnia, że podejmuje działania – jawne i niepubliczne – na rzecz uwolnienia Poczobuta.

Znadniemna.pl za belsat.eu wg PAP 

Po politycznym wyroku białoruskiego sądu z 8 lutego dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut pozostaje na razie w areszcie w Grodnie. Od daty ogłoszenia wyroku ma dziesięć dni na złożenie odwołania, a decyzja, do której kolonii karnej ma trafić, zapadnie dopiero po rozpatrzeniu apelacji

W zimowy, mroźny dzień, 16 lutego 1939 roku, w niewielkiej białoruskiej wiosce na należącej wtenczas do Polski Grodzieńszczyźnie, urodził się chłopiec, który na stałe zapisał się w historii europejskiej muzyki. Śpiewał i grał przez całe życie. Odszedł na zawsze 17 stycznia 2004 roku w Warszawie.

Czesław Juliusz Wydrzycki, później znany jako Niemen, urodził się we wsi Stare Wasiliszki niedaleko Lidy i Szczuczyna, pobliżu Grodna. Jego ojciec, Antoni, miał, jak twierdzą ludzie jeszcze pamiętający go, przysłowiowe złote ręce. Umiał nastroić fortepian, organy, potrafił naprawić maszynę do pisania, rower czy nawet zegarek. Pan Antoni Wydrzycki był organistą w miejscowym kościele, śpiewał. To właśnie on, żołnierz Armii Krajowej, zaszczepił młodemu Cześkowi zainteresowanie muzyką, które pielęgnowała w nim także matka, Anna z Markiewiczów, śpiewająca w kościelnym chórze.

W domu państwa Wydrzyckich stał fortepian, patefon, stale rozbrzmiewała muzyka. A ich syn pierwsze bardziej profesjonalne kroki stawiał w szkole muzycznej w Grodnie. Później uczył się już w gdańskiej szkole muzycznej w klasie fagotu.

Niedługo po skończeniu 19 lat, w maju 1958 roku, Czesław Wydrzycki ożenił się z Maria Klauzunik z tychże Wasiliszek, z zawodu pielęgniarką. W ramach masowych przesiedleń Polaków z Kresów Wschodnich rodzina Wydrzyckich wyjechała w tym samym roku z Białorusi. Powodem, może nawet głównym, był oczekujący Czesława pobór w szeregi Armii Czerwonej, jak również zaproszenie byłego przywódcy polskich socjalistów Władysława Gomułki do osiedlania się w nowej ojczyźnie.

Młode małżeństwo zamieszkało najpierw w Świebodzinie, a następnie przeniosło się do Białogardu i Kołobrzegu. Wydrzyccy osiedli w Sopocie i tu w 1960 roku przyszła na świat córeczka Maria, którą tata nazywał Misią. Rodzice Misi rozwiedli się jednak w 1971 roku.

Czesław, gdy miał tylko możliwość, odwiedzał rodzinną wieś, choć niezbyt często. Po śmierci pana Antoniego i jego żony Anny, ich dom w Starych Wasiliszkach pozostawał niezamieszkany. Starsza o 13 lat siostra Czesława – Jadwiga, po wyjściu za mąż też wyjechała z rodzinnej miejscowości. Taki stan rzeczy trwał aż do śmierci wielkiego artysty. Dopiero potem lokalna społeczność postanowiła ocalić od zapomnienia ten stary drewniany dom. W miejscowym kościele pojawiła się tablica pamiątkowa ku czci sławnego mieszkańca Wasiliszek.

Na początku 2011 roku w rodzinnym domu Czesława Niemena otworzone zostało niewielkie muzeum. Są tam właściwie tylko trzy małe pomieszczenia. Dwa pokoje i malutka kuchnia. Wystrój wnętrz pozostaje taki, jak wtedy, gdy mieszkali w nich jeszcze rodzice Czesława. Czuje się tam atmosferę lat 60-70. ubiegłego stulecia. A po pomieszczeniach oprowadza i opowiada o nich pan Władimir, emerytowany urzędnik z Nowych Wasiliszek, który osobiście znał autora „Snu o Warszawie”.

Ale przede wszystkim wspomina on tego, z którym, według wielu kochających Niemena, pod względem popularności w tamtych czasach można porównywać tylko zespół „The Beatles”. Na ścianach, na meblach mnóstwo fotografii z różnych okresów życia Niemena i jego bliskich, ale przede wszystkim z czasów jego pobytu jeszcze w Starych Wasiliszkach. Na szafie wysłużony akordeon, na etażerce takaż sama gitara, na których grał Czesiek, na stole patefon z winilowymi płytami. Stół, przy którym siadał, krzesła, jego łóżko, przedmioty codziennego użytku, posłania. No i wszędzie dużo płyt najsłynniejszego mieszkańca Wasiliszek, książek o nim.

W 1963 roku w okresie występów w paryskiej Olympii Czesław Wydrzycki, za radą krytyków muzycznych, zaczął używać artystycznego pseudonimu Niemen, jako bardziej atrakcyjnego marketingowo i łatwiejszego do wymówienia przez cudzoziemców. Po pewnym czasie artysta oficjalnie już zmienił nazwisko na Niemen-Wydrzycki.

– Za każdym razem – wspomina pan Władimir Siniuta – jak tylko Niemen występował w Związku Radzieckim, a później w Rosji – czy to w Moskwie, czy w byłym Leningradzie – zamawiał taksówkę i przyjeżdżał do nas setki kilometrów. Rozmawiał, śpiewał, spacerował po okolicy. Gdy żyła jeszcze jego pierwsza żona, też tu przyjeżdżała wraz z córką. Teraz bywa u nas, choć rzadko, już tylko Misia, czyli Maria Gutowska. Przyjeżdża do dalszej rodziny matki.

– Mamy nadzieję – konkluduje znajomy autora „Pod papugami” – że zawita kiedyś do nas także wnuczka Niemena, Julia Balczunas, która uczy się w tej samej, co i jej dziadek, szkole muzycznej w Gdańsku. Czesiek świetnie znał język rosyjski, a oprócz muzyki, pasjonował się malarstwem, pisał poezje, artykuły krytyczne poświęcone współczesnej muzyce. Grał na wielu instrumentach, a nawet na czymkolwiek, co wcale instrumentu nie przypominało. On do końca był oddany muzyce…

Największym przebojem Czesława Niemena bez wątpienia jest „Dziwny jest ten świat”.

Niemen wystąpił z tą piosenką na 5. KFPP w Opolu. Dostał za nią nagrodę Polskiego Radia. W grudniu 1968 roku odebrał złotą płytę.

Drugim wielkim przebojem Niemena jest „Sen o Warszawie”. Piosenka od 2004 roku jest nieoficjalnym hymnem kibiców Legii Warszawa. Słowa do hitu napisał Marek Gaszyński, niedawno zmarły dziennikarz muzyczny.

W 1975 roku Czesław Niemen poślubił Małgorzatę Krzewińską. Miał dwie córki –  Natalię i Eleonorę. Latem 1976 roku odebrał Złoty Krzyż Zasługi. Z pierwszego małżeństwa z Marią Klauzunik, Niemen miał córkę Marię. W latach 70 przeszedł na wegetarianizm.

Czesław Niemen zmarł 17 stycznia 2004 roku w Warszawie. Miał nowotwór układu chłonnego i długo walczył o życie. Będąc już w szpitalu, przeszedł zapalenie płuc. Został pochowany na cmentarzu Powązkowskim.

Leszek Mikrut

Znadniemna.pl za lublin.naszemiasto.pl/culture.pl

W zimowy, mroźny dzień, 16 lutego 1939 roku, w niewielkiej białoruskiej wiosce na należącej wtenczas do Polski Grodzieńszczyźnie, urodził się chłopiec, który na stałe zapisał się w historii europejskiej muzyki. Śpiewał i grał przez całe życie. Odszedł na zawsze 17 stycznia 2004 roku w Warszawie. Czesław

W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat represji wobec opozycji białoruskiej, w tym Andrzeja Poczobuta. – Białoruś Łukaszenki to podręcznikowa dyktatura. Dysydenci są wrogami państwa, należy ich zniszczyć – mówił litewski eurodeputowany Petras Austrevicius. Europosłanka PiS Anna Fotyga podkreśliła, że „to nie czas na negocjacje z Łukaszenką”. – Trzeba wzmocnić sankcje – dodała.

Deputowana Europejskiej Partii Ludowej Sandra Kalniete przekonywała, że „wszystkie sankcje dotykające Rosję, powinny dotknąć też Białoruś”. – Izolacja polityczna i dyplomatyczna Rosji powinna zostać rozszerzona o Białoruś. Wszelkie dochodzenia i sprawy przeciwko Rosji w trybunałach międzynarodowych powinny też uwzględnić rolę Białorusi – powiedziała Łotyszka.

– Białoruś Łukaszenki to podręcznikowa dyktatura. Dysydenci są wrogami państwa, należy ich zniszczyć. W przeciwnym razie niezależne i krytyczne głosy stają się zagrożeniem dla monopolu władzy – powiedział Petras Austrevicius, litewski deputowany frakcji Renew Europe.

Eurodeputowana Zielonych Viola von Cramon-Taubadel wymieniła białoruskich opozycjonistów, w tym Alesia Bialackiego oraz Andrzeja Poczobuta. – Oni walczą o inną Białoruś, o demokratyczną Białoruś. Każde złe imperium kiedyś upada, a każdy dyktator poniesie konsekwencje tego, co zrobił – dodała.

Anna Fotyga z PiS zaznaczyła, że „społeczeństwo Białorusi kocha pokój, wolność i demokrację”. – To nie czas na negocjacje z Łukaszenką. Trzeba wzmocnić sankcje – dodała.

Dyktatorzy Rosji i Białorusi: Władimir Putin i Aleksander Łukaszenka, fot.: kremlin.ru

– Andrzej Poczobut to wieloletni symbol walki o prawa Polaków na Białorusi, prześladowanych od wielu lat przez reżim. Wolność dla Poczobuta, to walka o przyszłość Europy, dlatego ważne jest, aby presja polityczna i gospodarcza Unii Europejskiej wobec reżimów Łukaszenki i Putina była nieugięta – ocenił europoseł PO Tomasz Frankowski.

Andrzej Poczobut skazany

W środę 8 lutego sąd obwodowy w Grodnie skazał Poczobuta, działacza niezależnego Związku Polaków na Białorusi i dziennikarza, na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Polskie MSZ ten polityczny wyrok nazwało „haniebnym”.

Andrzej Poczobut w czasie sfingowanego procesu sądowego, fot.: belta.by

Zgodnie z białoruską praktyką w przypadku zaskarżenia wyroku, a do niego najpewniej dojdzie, Poczobut pozostanie do czasu rozpatrzenia apelacji w areszcie przy więzieniu nr 1 w Grodnie, swoim rodzinnym mieście. Przebywa tam od października. Wcześniej był przetrzymywany w aresztach w Żodzinie i w Mińsku. Za kratami spędził już niemal dwa lata – od zatrzymania w marcu 2021 roku. Ponieważ proces toczył się przed sądem obwodowym, instancją apelacyjną jest białoruski Sąd Najwyższy.

Przez ponad 660 dni przebywania w areszcie Poczobut ani razu nie miał możliwości spotkania z bliskimi i mógł się spotykać jedynie z adwokatami. 16 stycznia przez kilkanaście minut pierwszej rozprawy (później proces został utajniony) mogła go zobaczyć na sali sądowej najbliższa rodzina – żona Oksana oraz rodzice. Pozostałe osoby, które przyszły do sądu, mogły jedynie zajrzeć do sali przez uchylone na krótko drzwi, gdy ktoś wchodził lub wychodził.

Ogłoszenie wyroku było drugą możliwością zobaczenia Poczobuta. Tym razem na salę sądową wpuszczono żonę i córkę oraz rodziców Andrzeja Poczobuta. Nieliczne miejsca w pomieszczeniu zajęli dziennikarze państwowych mediów. W czasie śledztwa i procesu bliscy aktywisty nie otrzymali ani jednej zgody na widzenie. Teraz, po ogłoszeniu wyroku, sąd powinien wydać zgodę na takie spotkanie, do którego dojdzie na terenie aresztu.

Organizacje praw człowieka uznają Poczobuta za więźnia politycznego, a postępowanie wobec niego za motywowane politycznie. Władze Polski oraz społeczność międzynarodowa apelują do władz Białorusi o uwolnienie aktywisty oraz zaprzestanie represji przedstawicieli mniejszości.

Polski MSZ twierdzi, że niedemokratyczne władze Białorusi przetrzymują Poczobuta jako „zakładnika relacji polsko-białoruskich”. Polski resort dyplomacji zapewnia, że podejmuje działania – jawne i niepubliczne – na rzecz jego uwolnienia.

Znadniemna.pl na podstawie TVN24, PAP

W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat represji wobec opozycji białoruskiej, w tym Andrzeja Poczobuta. - Białoruś Łukaszenki to podręcznikowa dyktatura. Dysydenci są wrogami państwa, należy ich zniszczyć - mówił litewski eurodeputowany Petras Austrevicius. Europosłanka PiS Anna Fotyga podkreśliła, że "to nie czas na

Skip to content