Zeznania rtm. Narcyza Łopianowskiego z dnia 13 października 1942 roku, spisane przez kpt. Narcyza Giedronowicza w kancelarii Oddziału II-go, Dowództwa I-go Korpusu Pancerno-Motorowego /Referat Wywiadu Obronnego/ w Londynie.
Rtm. Narcyz Łopianowski w Armii Andersa. Grudzień 1941r.
Szanowni Czytelnicy,
dzięki uprzejmości naszego czytelnika z Kanady – Narcyza Marka Łopianowskiego, będącego synem legendarnego zwycięzcy bitwy pod Kodziowcami we wrześniu 1939 roku – rotmistrza Narcyza Łopianowskiego, mamy możliwość zapoznać Państwa, z treścią niezwykle ciekawego dokumentu, świadczącego o niezłomnej postawie patriotycznej legendarnego dowódcy szwadronu 101. Pułku Ułanów w składzie Brygady Rezerwowej Kawalerii Wołkowysk, który po klęsce wojny obronnej 1939 roku trafił w ręce NKWD i razem z innymi oficerami polskimi był nakłaniany do złamania przysięgi i zdrady Ojczyzny.
O tym, jak zachował się, przebywając w bolszewickiej niewoli, jak opierał się kuszącym propozycjom współpracy z wrogami Polski, ale także o tym, jak tym propozycjom ulegali inni polscy oficerowie, sam rtm. Narcyz Łopianowski opowiedział po tym, jak z Armią Andersa opuścił terytorium ZSRR. Został przesłuchany przez oficera polskiego wywiadu kpt. Narcyza Giedronowicza w Londynie.
Protokół sporządzony przez kpt. Narcyza Giedronowicza po rozmowie z rtm. Narcyzem Łopianowskim, był objęty klauzulą „tajnego”, a jego oryginał, przechowywany w archiwum Londynie, niestety, zaginął.
Na szczęście Marek Łopianowski, syn legendarnego rotmistrza, odnalazł w zbiorach dokumentów wojennych ojca dosyć nikły – jak pisze – duplikat maszynowy zaginionego protokołu. Duplikat, spisany na cienkim, słabej jakości, papierze (każda kartka którego jest podpisana własnoręcznie przez rtm. Łopianowskiego, a na końcu – przez kpt. Giedronowicza) po skanowaniu okazał się słabo czytelny.
Wobec słabej jakości kopii protokołu Marek Łopianowski wraz z małżonką Ewą sporządzili jego odpis komputerowy, który uprzejmie udostępnili redakcji Znadniemna.pl.
Z wdzięcznością korzystamy z możliwości zapoznania naszych Szanownych Czytelników z treścią tego wielostronicowego (ale wartego przeczytania w całości), sporządzonego 73 lata temu, dokumentu.
Podobnie jak państwo Ewa i Marek Łopianowscy w korespondencji do redakcji, poprzedzimy publikację protokołu skanami dokumentów sztabowych, związanych z przekazaniem protokołu do „Sztabu Głównego Na Wygnaniu” w Londynie, Anglia. Zamieszczamy też wydany rtm. Narcyzowi Łopianowskiemu przez generała Wacława Przeździeckiego rozkaz złożenia zeznań, zawartych w protokole.
Raporty sztabowe
Odpis wydanego przez gen. W. Przeździeckiego rtm. N. Łopianowskiemu rozkazu złożenia meldunku
PROTOKÓŁ
(Przepisany dosłownie z oryginału, bez poprawek ortograficznych oprócz wyczyszczenia nieznacznych oczywistych znaczków.)
Spisany dnia 13. października 1942 w kancelarii O.II Dtwa I.Korpusu Panc.-Mot. /Referat Wywiadu Obronnego/ przez kpt.GIEDRONOWICZA Narcyza z rtm.ŁOPIANOWSKI Narcyza w sprawie „Małachówki”.
Rtm.ŁOPIANOWSKI Narcyz, ur.29.X.1898 w maj.Stoki pow.Wilno, syn Ignacego i Marii z d. Woronków, wyzn.Rzym.-kat., oficer sł.st.zeznaje:
Wybuch wojny polsko – niemieckiej zastał mnie w Augustowie w 1 p.uł.krechowieckich. W składzie tego pułkuwziąłem udział w walkach lotniczych, jako d-ca obrony p-lot., a następnie zgodnie z planem mobilizacyjnym odszedłem do 101 p.uł., któryrozpoczął się organizować w Białymstoku. Dnia 6.IX.1939 w walkach z lotnikami niemieckimi pod miejscowością Starosielce strąciłem Me 109 i jeden samolot uszkodziłem ze zdobycznego karabinu niemieckiego wzór 34. W nocy z 6 na 7-go w składzie pułku odszedłem do Wołkowyska, gdzie zostaliśmy wcieleni do grupy „Wołkowysk” gen.PRZEŹDZIECKIEGO.
Dnia 20.IX.1939 miała miejsce pierwsza potyczka z bolszewikami pod m.Dziębrowo. Piechota bolszewicka została zniszczona i jeńcy rozstrzelani. Czołgi wyszłybez szwanku. Była to szarża kawaleryjska. Dnia 21.IX.39 w nocy nastąpiłozajęcie Grodna przez nasze oddziały po uprzednim wyparciu bolszewików. Walki na przedmieściu Grodna trwały do południa dnia 21.9.39. W dniu 22.IX.39 miały miejsce walki z bolszewikami pod m.Kodziowce. Ze strony bolszewickiej brało udział 40 czołgów, z tego na polu walki zostało 17 i piechota została zniszczona. W walce tej brał udział cały 101 p.uł. Zginął d-ca pułku mjr.ŻUCHOWSKI Stanisław, dwóch d-ców szwadronu, jeden d-ca plutonu. Straty szwadronu 2-go którym ja dowodziłem – wynosiły 50% ludzi, 75% koni. W walce tej dowodziłem dywizjonem. Drugim dywizjonem dowodził d-ca pułku. Walka była rozstrzygnięta na nasza korzyść. Straty po stronie bolszewickiej wynosiły ok.800 ludzi. Pomimo mojego przeciwdziałania rannych i jeńców ulani wymordowali.
Dnia 23.IX. o godz.20-ej nastąpiło przekroczenie granicy litewskiej w ramach pułku na rozkaz d-cy grupy gen.Przeździeckiego. Przy przekraczaniu granicy nie posiadaliśmy prawie zupełnie amunicji. Na Litwie zostaliśmy osadzeni w obozach Rakiszki i Kalwaria.
Dnia 11.VI.1940 na skutek okupacji sowieckiej zostaliśmy przewiezieni do m.Kozielsk na Ukrainie do obozujeńców wojennych. 9.X.1940 na czele z gen.Przeździeckim w liczbie 21 osób zostałem przewieziony do więzienia „Butyrki” w Moskwie. W skład tej grupy m.in.wchodzili:
1. gen.PRZEŹDZIECKI,
2. ppłk.KOŃCZYC,
3. mjr.ZAORSKI Kazimierz
4. mjr.GUDAKOWSKI /obecnie ppłk./
5. mjr.STOCZKOWSKI,
6. kpt.art. ŚWIĘCICKI,
7. kpt.ZIOBROWSKI /obecnie mjr./
8. rtm.PRUSZYŃSKI Andrzej / brat Ksawerego/
9. por. TACIK,
10. „ SIEWIERSKI,
11. „ TOMALA,
12. „ SZUMIGALSKI.
Pozostałych nazwisk nie przypominam sobie.
Początkowo zostaliśmy umieszczeni w celi nr.94, następnie po krótkim przesłuchaniu gen.Przeździecki wraz z 10-cioma oficerami zostali przewiezieni na Łubiankę. Przesłuchiwał mnie jak się później dowiedziałem – szef sztabu N.K.W.D. ppłk.JEGOROW. Był to osobnik ok. lat 40, wzrostu wyżej średniego, dobrze zbudowany, jasny blondyn, twarz pociągła, bez zarostu. Ubrany elegancko w mundurze wojskowym N.K.W.D. Po krótkim zapytaniu o moje zdrowie i stan psychiczny interesował się o moja rodzinę, skądpochodzę, czy jestem żonaty, czy mam dzieci, czy jestem oficerem sł.st. i czy zaniechałem myśli o walce z Niemcami. Rozmowa trwała ok.10 – 15 min. W nocy, pomiędzy godz. 12 – 1. Wróciłem z powrotem do celi.
Po upływie dwóch dni zostaliśmy przeniesieni na Łubiankęj.w. i umieszczeni w celi nr. 62 b.małej, ciemnej, wiecznie oświetlonej jedną lampka elektryczną zawieszoną u góry. Po załatwieniu wstępnych formalności, jak sprawdzaniedanych personalnych, fotografowanie w różnych pozach i zjedzeniu kolacji udaliśmy się wszyscy na spoczynek. O godz. 24-ej generał Przeździecki został wezwany na przesłuchanie. Po upływie 10 minut ja też z kolei zostałem wezwany i w towarzystwie podpułkownika N.K.W.D. i dwóch strażników przechodząc przez różne korytarze doszedłem do żelaznych drzwi w ścianie. Było to przejście łączące więzienie Łubianki z N.K.W.D. Za tymi drzwiami znaleźliśmy się na szerokim korytarzu zasłanym dywanem kokosowym, w drugim końcu tego korytarza była tablica z napisem „IV piętro – wejście główne” oraz marmurowa tablica z napisem „Enkawudzisto bierz przykład z Czekistów jak należy tępićwrogów ludu”. Na dole nazwiska tych, którzy zginęli w walce „o wolność”. Na pierwszym miejscu złotymi literami nazwisko „Feliks Dzierżyński”. Po przejściu całego szeregu korytarzy i schodówstanęliśmy przed drzwiami nr. 523. Towarzyszący mi podpułkownikzdjąłczapkę przed tymi drzwiami i usiłował zajrzeć przez dziurkę od klucza. Następnie otworzył drzwi i wszedł sam. Za chwile kazał mi wejść. Wszedłem do pokoju b. dużego, o szarym obiciu, o luksusowym urządzeniu biurowym. Na prawo tuż przy wejściuzauważyłem jasną jesionowa szafę anormalnej wysokości. Szafa ta wyraźnie odbijała się na tle szarego obicia. Na słowa kancelistki „Można” – podpułkownik otworzył kluczykiem te szafę i zniknął we wnętrzu. W tej chwili strażnicy kazali mi się odwrócićtwarzą do ściany. Po pewnym czasie usłyszałem głos zapraszający mnie do wejścia do tej szafy. Wszedłem, zauważyłem przed sobą drzwi i ciemno czerwonąkotarę, odsunąłem ją i wszedłem do sąsiedniego pokoju. Podpułkownik sowiecki pozostał w pierwszym pokoju. Za biurkiem spostrzegłem podpułkownika JEGOROWA siedzącego w fotelu, z lewej strony obok niego stal mężczyznaw cywilnym ubraniu o martwym zupełnie wyrazie twarzy. Drugi mężczyzna w szarym ubraniu cywilnym szybkim krokiem spacerował po pokoju mającręcezałożone z tylu./ po czterech miesiącach na fotografii zobaczyłem tych dwóch ludzi i dowiedziałem się, ze człowiek „o martwej twarzy” nazywał się MERKUŁOW i był komisarzem bezpieczeństwa, a drugi nazywał się BERIA, komisarz N.K.W.D./ Na życzenie ppłk.JEGOROWA siadłem w jednym fotelu, który stal przed biurkiem. Po wstępnych pytaniach o zdrowie i tp. zapytał, dlaczego w 1939r. tak szybko ulegliśmy Niemcom. Odpowiedziałem, że nie tylko Niemcom, ale i bolszewikom,którzy nam wbili nóż w plecy. Czy walczyłem w 1939r. z bolszewikami? – Tak -. „Gdzie?” – na to odpowiedzi nie dałem, mówiąc, że jestem oficerem i na to pytanie odpowiedzieć nie mogę. Więcej o tym mowy nie było. „Co ja myślę o obecnej sytuacji?” – odpowiedziałem, że nic dotychczas się nie zmieniło, Polska jest w stanie wojny z bolszewikami. „Skąd ja o tym wiem?” – odpowiedziałem, że w październiku 1939 RządSikorskiego takądeklaracjęzłożył. Odpowiedź ppłk. Jegorowa: „Rząd Sikorskiego jest samozwańczy, nie ma nic do gadania o sprawach Polski. Rząd polski zostanie utworzony przez Naród Polski” I zapytał: „A jak mi się podoba ustrój sowiecki zaprowadzony na terenach przez Sowiety?” Odpowiedziałem, że rozumiem ich postepowanie w stosunku do żołnierzy i mężczyzn, którzy mogą walczyć z bolszewikami, lecz cóż wam zawiniły te niewinne dzieci i nieszczęśliwe kobiety, które wywozicie na Syberię i na północ żeby zginęły z głodu i zimna. Płk. Jegorow odpowiedział, że zmusimy im być za to wdzięczni, gdyż dzieci i kobiety sąwywożone dlatego, by ustrzec je przed zemstą ludności miejscowej.
MERKUŁOW tylko jedno pytanie mi zadał: „dlaczego ja jestem taki głupi, jestem dzielnym oficerem, a nie mogę zrozumieć wielkich rzeczy”.
Na tym przesłuchanie w pierwszym dniu zostało ukończone. Po powrocie do celi opowiedziałem gen.Przeździeckiemu i zgromadzonym kolegom o co byłem pytany i w jakiej formie. Gen.Przeździeckipoinformował nas, że do niego były skierowane podobne pytania z tąróżnicą, że zapytywany był na jakich warunkach zgodziłby się na tworzenie polskich jednostek w Związku Radzieckim. General odpowiedział, że jeśli otrzyma rozkaz z Londynu, to rozkaz ten wykona.
Nadmieniam jeszcze, że byłem zapytywany przez płk. Jegorowa czy mógłbymwspółpracować przy organizacji W.P. na terenie Z.S.R.R. odpowiedziałem, że jestem oficerem i na rozkaz Nacz. Wodza zawsze to zrobię. Usłyszałem ironiczny śmiech i następne pytanie: „A na rozkaz ktoregośkolwiek z generałów czy bym to zrobił” – odpowiedziałem, że rozkaz każdego człowieka, który będzie miał upoważnienie Rządu z Londynu wykonam.
Badania te powtarzały się często i trwałyaż do drugiej połowy grudnia 1940. Wszystkie przeprowadzone badania były mniej więcej w tym samym rodzaju.
W listopadzie wyłoniła się sprawa mojej żony i dwojga małych dzieci: 3 i 6 lat. Gdy na zapytanie płk.Jegorowa odpowiedziałem, że moja żona jest w Warszawie, otrzymałem odpowiedź, że „to są kpiny z mojej strony”/Moja żona wraz z dziećmi była w rękach N.K.W.D. od 6-ciu miesięcy i w pierwszych dniach maja 1940 uciekła z dziećmi do Warszawy przy pomocy moich ułanów/. Po upływie 2-ch tygodni zostałem wezwany ponownie i otrzymałem zezwolenie napisania listu do Warszawy do żony, przy tej okazji płk.Jegorow powiedział, że moja żona „gdzieśznikła”, że to jest prawda to comówiłem, tylko prosił żeby go poinformować, w jaki sposób mojażona potrafiła uciec. Odpowiedziałem, że b. jestem wdzięczny władzom N.K.W.D. za ułatwienie ucieczki mojej żonie, gdyż nie wierzę, żeby słaba kobieta z dwojgiem małych dzieci potrafiła uciec i na granicy przejść przez dwa rzędydrutów kolczastych i rowy – na stronęniemiecką. Około 20. grudnia 1940 gen. Przeździecki poraz już nie wiem któryponowił swoje żądanie, by nam dali większą cele, bo w tej małej celce 11 osób kompletnie dusiło się. Po większej awanturze generał został odprowadzony do szefa sztabu N.K.W.D. iwrócił z zapewnieniem, że będziemy pomieszczeni w lepszych warunkach. I rzeczywiście dnia 24.XII.1940 generał i 5-ciu innych oficerów zostali zabrani z celi. W celi pozostali: rtm.ŁOPIANOWSKI, por. SIEWIERSKI, por. SZUMIGALSKI, por. TOMALA i por. TACIK. Wieczorem złożyliśmy sobie wzajemne życzenia wigilijne. Około godz. 20-ejotworzyły się nagle drzwi celi i ujrzeliśmy wchodzącego pułkownika w mundurze polskim. Towarzyszył mu pan po cywilnemu. Pułkownik podał swoje nazwisko GORCZYŃSKI. Pan po cywilnemu przedstawiłsię jakoppłk.dypl.BERLING. Obaj byli bez płaszczy i bez czapek. Po krótkim powitaniu płk. Berling usiłowałzawiązaćpogawędkę wyłącznie na tematy polityczne. Nie chcąc rozmawiać z ludźmi nieznanymi odpowiadaliśmyb.niechętnie. W międzyczasie na żądanie płk.Berlinga została przyniesiona kolacja z restauracji dla 2-ch osób. Płk.Berling proponował, czy byśmy nie zjedli z nim razem kolacji restauracyjnej, która może być dostarczona na jego rozkaz. To pogłębiło jeszcze bardziej nasze podejrzenie, że nie są to więźniowie tak, jak my, lecz ludzie, którzy maja specjalne cele. Tymbardziej, że płk.Berling nie potrafił nam wyjaśnić, dlaczego oni tak dobrze wyglądają jeżelisą w więzieniu. Do dyskusji dał się wciągnąć por. TACIK, który w b.gorącysposóbzareagował na oskarżenie Polski i Narodu Polskiego wyrażone przez płk. Berlinga. Wizyta trwała około 2-ch godzin. Na pukanie płk. Berlinga drzwi celi zostały otwarte i goście nas opuścili z zapewnieniem, że jutro zobaczymy się. Następnego dnia, t.j.25.XII.40 zostałem wezwany poraz pierwszy w godzinach rannych na przesłuchanie. Płk.Jegorow doręczył mi list od mojej żony. List był zapieczętowany, lecz biorąc list z ręki pułkownika zauważyłem tłumaczenie listu na język rosyjski. List ten musiałem przeczytać w obecności płk. Jegorowa i jakiegoś osobnika w szarym ubraniu siedzącego na fotelu w cieniu tak, że twarzy jego widzieć nie mogłem. Ja zaś siedziałem na jednym fotelu przed biurkiem Jegorowa, twarzą do światła./Pokoj nr. 507/. Płk. Jegorowzadał mi pytanie oderwane: „Dlaczego ja walczyłem w 1939 przeciwko armii czerwonej”. Odpowiedziałem, że jestem oficerem, byłem d-cą i to był mój obowiązek. Pułkownik w brutalnej formie mi powiedział, że „zginęło w tej bitwie dużo dobrych żołnierzy sowieckich i jak ja ośmieliłem się to zrobić, zmuszając swoich ułanów do walki z bolszewikami”. Chciał się dowiedzieć, jakie metody stosowałem, żeby zmusićżołnierzy do tak zaciekłej walki. Odpowiedziałem, że to walczył polski żołnierz, spełniającswój obowiązek i broniąc swojego honoru.
Osobnik siedzący na fotelu powiedział cicho do pułkownikaJegorowa: „Zostawcie go, on spełnił swój obowiązek”.
Po powrocie do celi otrzymaliśmy rozkaz szybkiego zjedzenia obiadu i przygotowania się do wyjazdu. Około godz.2-giej tegoż dnia przyszedł do celi znany mi już podpułkownik / ten, który prowadził przedwstępne badania/ i kazał nam iść za sobą. Udaliśmy się za nim, nie dziwiąc się nawet, że idziemy bez strażników. Na dole w ogrodzonym podwórzu czekały dwa samochody osobowe. Do jednego wsiedliśmy w towarzystwie tego podpułkownika, do drugiego zostały położone nasze rzeczy. Ruszyliśmy wzdłuż rzeki Moskwy pułkownikpokazał nam wybudowane mosty na rzece, pokazał nam teatr i Kreml z daleka. Nie mogłem się zorientować, w którym kierunku jedziemy. Dopiero po przejechaniu ok. 30 klm. przejechaliśmy most nad torem kolejowym gdzie przy rozwidleniu szos był napis, że szosa, którą jedziemy prowadzi do Razania. Po przejechani ok.40 klm. licząc od Łubianki skręciliśmy na leśnądróżkę w rozkopanym śniegu. Dojechaliśmy do jakiegoś płotu. Bramęotworzyłżołnierz sowiecki. Samochódzatrzymał się przed willą. Na nasze spotkanie wyszła gromadka ludzi ubranych różnie: jedni w mundurach oficerów polskich, drudzy po cywilnemu, a niektórzy w stroju mieszanym. Ujrzałem tam płk.GORCZYŃSKIEGO. Płk.BERLING powitałnas jako oczekiwanych gości i zaprowadził do pokoju jadalnego na podwieczorek. Następnie wskazał nam pokój o 7-u łóżkach. W pokoju tym oprócz nas mieszkałpodch. KUKULIŃSKI i miał zamieszkaćppor.rez.SZCZYPIORSKI.
Krótka charakterystyka willi: była to willa urządzona nowocześnie, z centralnym ogrzewaniem, łazienką, z woda ciepłą i zimna o każdej porze. Składała się z 7 pokoi i kuchni. Jeden pokój był przeznaczony na jadalnię, gdzie teżodbywały się rozmaite odczyty i były wygłaszane referaty. Urządzenie pokoi mieszkalnychwydawało mi się wtedy luksusowe. Łóżkasprężynowe z materacami, kołdry watowne, poduszki puchowe, kanapy i nawet fotele miękkie. Obsługażeńska: dwie pokojówki młode, jedna kucharka o arystokratycznym wyglądzie i kucharz nazwiskiem FOMICZ /z Kremla/, stróż do froterowania podłóg i rąbania drzewa i paru żołnierzy sowieckich.
Regulamin: swoboda poruszania się w obrębie ogrodzenia była nieograniczona od godz.8 rano do godz. 9 wieczorem. W nocy nie można było wychodzić poza dom pod pozorem, że sązłe psy i mogą nas pokaleczyć. Jednego wieczoru chcąc sprawdzić wyszedłem i znalazłem jednego żołnierza sowieckiego siedzącego na drutach przeciągniętych pomiędzy dwoma drzwiami. Żołnierz ten spał, będączwróconytwarzą w kierunku naszych drzwi.
Dnia 31.XII.1940 przyjechałpłk. JEGOROW i złożyłżyczenia noworoczne na ręce płk.BERLINGA i zapowiedział nam, że zgodnie ze zwyczajem panującym w Polsce pragnie urządzić nam wieczór sylwestrowy. Szczegóły zostały ustalone z płk. Berlingiem i płk. Jegorowem. Do pokoju jadalnego nie wolno było wchodzić do godz.23-ej. O godz.23-ej na zaproszenie płk. Berlinga weszliśmy do pokoju jadalnego, gdzie stały już stoły nakryte białymi obrusami, na stołach tych różne owoce południowe, koniak, wino czerwone i białe, przekąski zimne mięsaitp. Usługa była kobieca. Po zakończeniu przygotowańsłużbaopuściła willę po wypiciu jednego kieliszka koniaku.
O godz. 24-ej przez radio rozległy się dźwiękiMiędzynarodówki. Na baczność stanęli polscy oficerowie, z małymi wyjątkami. Pierwszy, który stał na baczność to ppłk.dypl.TYSZYŃKI. Gdy zamilkłydźwiękiMiędzynarodówki ppor.SZCZYPIORSKI wzniósł okrzyk „Niechżyje partia komunistyczna!”.Kieliszek trzymany w ręku ja zgniotłem i wyszedłem z pokoju jadalnego. Za mną wyszli zaraz ci oficerowie, którzy ze mną przyjechali. Następnego dnia w godzinach rannych płk.BERLING miał dłuższą przemowę do nas /półtorej godziny/pragnąc nam złagodzić wczorajszy incydent i wyjaśnić, że to są wybryki komunistów i że on sam komunistą nie jest i nigdy nim nie będzie, jednakże musimy zrozumieć dużo rzeczy i po dłuższym pobycie na pewno je zrozumiemy. Pogadanka ta odbywała się w naszym pokoju i tylko dla nas. Nikt z dawnych mieszkańców willi nie był obecny.
Po 15.II.1941 płk.BERLING wystąpił z propozycja, by poprosić władze sowieckie o przysłanie portretu ludzi rządzącychZwiązkiem Sowieckim celem umieszczenia tych portretów w willi zajmowanej przez nas. Popatrzyłem na niego jak na wariata, twierdząc, że to jest niemożliwe, żeby on oficer polski znajdujący się w więzieniumógł wnieść takąprośbę do swoich wrogów. Kpt.ROSEN-ZAWADZKI zwrócił się do mnie z zapytaniem: „Jak ja to rozumiem? Nie jestem przecież w więzieniu teraz”. Odpowiedziałem, żewięzienie na Butyrkach, czy też na Łubiance, albo w tej willi jestem więźniem. Tutaj w lepszych trochę warunkach. Kpt. Rosen odpowiedział z rezygnacją: „Wobec tego trudno z panem gadać”. Płk.BERLING zapowiedział głosowanie nie pozwalając na żadną dyskusję na ten temat. Głosowanie miało się odbyć w ten sposób, że każdy miał się udać do pokoju płk. Berlinga, na kartce napisać „plus” t.zn. tak, „minus” t.zn.nie. ikartkę tęzwiniętąpołożyć na talerzyku stojącym na stole obok płk.BUKOJEMSKIEGO. Na żądanie płk. Berlinga wziąłemkartkęleżącą na stole, ostrym ołówkiemprzeciągnąłem robiąc dziurę na środku. Miało to oznaczaćminus. Kartkę tęnie zwiniętązłożyłem na talerzu. Sadziłem, że głosowanie tajne wykażewiększość, która rozumie, że zwracanie się z tego rodzaju prośbą jest hańbą nie tylko dla oficerów, lecz dla każdego Polaka. Sądziłem, że tak postąpią ci czterej, którzy ze mną przyjechali: podch.KUKULIŃSKI, liczyłem trochę na mjr.LISA, płk.GORCZYŃSKIEGO i na paru innych. Po przeliczeniu głosów przez płk. Berlinga i Bukojemskiego okazało się, żegłosów „za” było 12, dwa głosy przeciw t.zn. „minus” i jedna kartka czysta. Dowiedziałem się potem, żekartkę ze znakiem minus oddał mjr. LIS,a kartkę czystąpodch. KUKULIŃSKI. Reszta głosowała za wnioskiem. Portrety zostały wywieszone. Wieszając portret nad moim łóżkiem z wizerunkiem KAGANOWICZA płk. BERLING powiedział z przekąsem „Niech Pan Rotmistrz nie odrętwieje”. Odpowiedziałem, że to dla mnie nie ma znaczenia. Portretami może sobie wytapetować tę willę z chwilą, gdy oficer polski zwrócił się do władz sowieckich z tak hańbiącaprośbą.
W drugiej połowie marca 1941płk. Berling podczas obiaduzwrócił się do obecnych oficerów z żądaniem poparcia wniosku ppłk. DUDZIŃSKIEGO o wysłanie „deklaracji” treści następującej: „My, niżej podpisani oficerowie Armii Polskiej stwierdzamy, że Naród Polski dotychczas był oszukiwany i wyzyskiwany przez klasęposiadającą. Dopiero Związek Sowiecki wskazałwłaściwądrogę do uszczęśliwienia wszystkich ludzi!” Deklaracja ta została zakończonazwrotem: „Z dobrodziejstw konstytucjistalińskiej korzysta już znaczna część Narodu Polskiego. Oby jak najprędzej pozostałaczęśćweszław skład szczęśliwych narodówZwiązkuRadzieckiego”. Treść tej deklaracji podaję w krótkim streszczeniu, gdyż dokładnie odtworzyć jej nie mogę. Podana treść jest skromnym odzwierciedleniem tego, co było w niej zawarte i w niczym nie zmienia jej sensu jako adresu hołdowniczego i deklaracji wiernopoddańczej.
Płk. Berling powiedział, że to jest wniosek płk. Dudzińskiego, jego projekt i jego opracowanie i żeby natychmiast przystąpić do głosowania. Pamiętając smutne doświadczenie z portretami nie chciałem dopuścić do głosowania. Trzymałem się kurczowo obiema rękami za żelaznąwazę/prawdopodobnie z dawnychdomów arystokratycznych/, opanowałem się, żeby nie rzucić jej na głowępłk. Berlinga. Zażądałem, by głosowanie nad tym projektem zostało zaniechane przynajmniej w tej chwili. Płk. Berling odpowiedział: „A dlaczegóż to?” Moje wzburzenie zauważył ppor. IMACH zapytując mnie, „Czy ja nie jestem chory?” – odpowiedziałem „Ja nie – panowie prawdopodobnie”. Ppor. Imachpoparł mnie jednakże i zwrócił się do płk. Berlinga, że to jest b. ważna sprawa i dobrze byłoby zaczekać parę godzin z głosowaniem. Płk. Berling zgodził się i opuściłpokój. Udałem się za nim do jego pokoju prosząc o chwilę rozmowy. Następnie zapytałem się „czy Pan Pułkownik naprawdę zamierza przeprowadzić głosowanie nad tego rodzaju wnioskiem”. Odpowiedział, że tak. Próbowałem przekonać płk. Berlinga, że nic już gorszego być już nie może, jeżeli powstał taki projekt, że lepiej było przejść nad nim do porządku dziennego, gdyż już sama myśl o nim jest hańbą dla oficera polskiego. Płk. Berling starał się mnie przekonać, że podpisanie i wysłanie tego listu zwiększy zaufanie władz sowieckich do nas, o to nam najbardziej chodzi. Odpowiedziałem, że nie rozumiem tego i jak można starać się o zyskanie zaufania tych ludzi, którzy nam tyle złego zrobili i my jesteśmy w stanie wojny z nimi. Płk. Berlinguniósł się i powiedział, że ja nie rozumiem „wielkich rzeczy, a zresztą żebympowiedział co mi przeszkadza podpisać tego rodzaju papierek”. Odpowiedziałem, że nie chcę mieć nic wspólnego z katami Narodu Polskiego i nie chcęzdobywać ich zaufania. Płk. Berling jednak zapytał się mnie z gniewem: że nie wierzy mi, że te motywy nie pozwalają mi tego podpisaćżebym powiedział prawdę, jakie cele chcęosiągnąć. Odpowiedziałem, że za taką zniewagę on powinien mi zapłacić swoja krwią. Nie mam możności w tej chwili tak postąpić, jak powinienem wiec ograniczę się na opuszczeniu jego pokoju z prośbą o natychmiastowe wyjednanie u władz sowieckich, by mnie jak najprędzej stąd zabrali. Opuściłempokój. Dostałem silnego wstrząsu nerwowego i wieczorem gorączkiokoło 40֠, wieczorem odbyło się głosowanie nad wnioskiem płk. DUDZIŃSKIEGO. Przed rozpoczęciem dalszego głosowania płk. Berling wyjaśnił, że w głosowaniu nie biorą udziału płk. GORCZYŃSKI – boboi się represji ze strony władz niemieckich w stosunku do jego rodziny znajdującej się pod zaborem niemieckim. Rtm. ŁOPIANOWSKI – dlatego, że nie ufa Sowietom,
Muszę nadmienić, że płk. Gorczyńskizastrzegł się wcześniej, żegłosować nie będzie z wyż. podanych powodów. Głosowanie odbyło się. Wniosek przyjęto jednogłośnie. Dwa dni leżałem w łóżku z silnągorączką. Drugiego dnia/była to niedziela/ wyszedłem z willi przed godz.8-ą żeby się przejść. Zobaczył to mjr. LIS, podszedł do mnie i powiedział mi, że b.dobrze zrobiłem piętnującpostępowanie Berlinga i in. oficerów, on podziela moje zdanie i sam też nie podpisze tej deklaracji. Przed południem deklaracja ta została podpisana przez wszystkichwłącznie z mjr. Lisem.
Płk. Berling i kpt.ZAWADZKI, ppłk.BUKOJEMSKI – kilkakrotnie przychodzili do mnie do łóżka, nalegając bym zmienił swoje zdanie i tę deklaracjępodpisał. Mieszkańcy mojego pokoju też się zwracali do mnie, bym podpisał tędeklarację, podając motyw, że ja jako najstarszy z tej grupy, jeśli ich opuszczę, to nie będzie można przeciwdziałać reakcyjnemu postepowaniu dawnych mieszkańców willi. Gdy byłem w pokoju sam, na łóżku, odwiedził mnie Berling z kpt. Zawadzkim poraz ostatni dn.24.III.41 starając się dowieść, że to jest moim obowiązkiem, rysując obrazy świetnejprzyszłości jako d-cypułku stacjonowanego w Warszawie, który swój urlop spędza na Kaukazie lub gdzieindziej na polowaniu.
Pragnącskończyć te wszystkie rozmowy, poprosiłempłk. Berlinga, by wyświadczył mi wielkąprzysługę, t.j. wyjednał u władz sowieckich, aby ci mnie rozstrzelali tu, przed tą willą, a wtedy oni może się opamiętają. Płk. Berling odpowiedział, że „nie ma o czymgadać – w takim razie”. Była to ostatnia rozmowa. Deklaracja ta w pierwotnym brzmieniu nie została wysłana, gdyż cenzura „trzech komunistów” /kpt. Zawadzki ppor. Imach i ppor. Szczypiorski/ orzekła, że władze sowieckie mogą być dotknięte zwrotem „My niżej podpisani oficerowie Armii Polskiej”, winno być inaczej „My niżej podpisani oficerowie byłej Armii Polskiej”. Poprawka została uskuteczniona, lecz deklaracjęnależałoprzepisać. Zrobił to por. SZUMIGALSKI. Na tym nowym egzemplarzu podpisów nie złożyli: płk. GORCZYŃSKI, rtm. ŁOPIANOWSKIi mjr. LIS. Początkowo odmówił podpisania tej deklaracji por. SIEWIERSKI, lecz w niewytłumaczony dla mnie sposób został zmuszony do podpisania. Deklaracja została doręczonapłk. JEGOROWOWI, który po naradzie z płk. BERLINGIEM wezwał nas wszystkich do pokoju jadalnego i złożyłtakieoświadczenie:
„Niektórzy z was oskarżająZwiązek Radziecki, że źle się obchodzi z wywiezionymi kobietami i dziećmi. Oficjalnie oświadczam przeto, że wszystkie polskie rodziny żyją w b. dobrych warunkach, każda rodzina ma jeden pokój, a większe rodziny maja dwa pokoje. Czy to wystarczy?”
Ostatnie pytanie było zwrócone do mnie. Odpowiedziałem, że nie wierzę.
26.III.41 około godz.12-ej zajechałsamochód. Mjr. LIS i ja otrzymaliśmy rozkaz zajęcia miejsc w samochodzie obok strażnika. Przywieziono nas do N.K.W.D. i wprowadzono do pokoju nr. 523 przez znane już nam drzwi w szafie. Dwóch strażników na rozkaz płk. JEGOROWA siedzącego za biurkiemopuściłopokój. Płk. Jegorow tonem podniesionymzacząłmówić, że jesteśmy niewdzięczni, że nie potrafiliśmy ocenić dobroci rządu sowieckiego. Zwrócił się do mnie: „Wy, Łopianowski, kto wy jesteście. Wy taki, dzielny, bojowy oficer. Wasze imięmogłoby być w historię zapisane. Chcecie być bardziej mądrym, bardziej zasłużonymniźli Berling i Wanda WASILEWSKA”. Odpowiedziałem, że jestem oficerem. Płk. Jegorow długo mówił na ten temat. Nic nie odpowiadałem, więc zwrócił się do mnie: „Wy nic nie mówicie. Patrzcie, abyście nie zamilkli na wieki”. Odpowiedziałem wtedy: „Ponawiam swoja prośbę a mianowicie, żebyście mnie rozstrzelali. Płk. Jegorow zwrócił się jeszcze do mjr. Lisa z paroma słowami, powtarzając, że jesteśmy niewdzięczni. Na zakończenie wstał i stojąc na baczność powiedział, że decyzją naczelnego komisarza zostaniemy zamknięci w Butyrskimwięzieniu. Po naciśnięciu dzwonka weszło dwóch stróży i zostaliśmy odwiezieni do więzienia w Butyrkach do celi nr. 95. Zastaliśmy tam płk. dypl. KÜNSTLERA Stanisława, ppłk.dypl. w.st.sp. MORAWSKIEGO i por. TACIKA, którego z takąradością powitałem, gdyż to była jedyna osoba, którą znałem. Natychmiast opowiedziałem obecnym, zwracając się specjalnie do płk. Künstlera – historięMałachówki. Obawiałem się, żepłk. Künstler mi nie uwierzy, jednakże stało się inaczej i do końca starał się na mnie wpływać, bym jak najszybciej wrócił do równowagi. Jemu też zawdzięczam, że stan mój dość szybko poprawił się. Unikałem tylko ppłk. Morawskiego, o którym już słyszałem w willi, żezłożyłmemoriał o utworzenieRządu Polskiego i formowanie polskich strzelców czerwonych pod jego kierunkiem.
Dn.28.III.1941 około godz.15-ej zostałem wezwany na przesłuchanie. Wychodząc z mokrej, zimnej celi więziennej, znalazłem się na ogrzanym korytarzu, a następnie przez żelazne drzwi wszedłem do dużej sali, na której było dość dużo kobiet, które chodziły i paliły papierosy. Przez tę salę przeszedłem do ścianyprzeciwległej. Otrzymałem rozkaz zwrócenia się twarzą do ściany. Ściana w tym miejscu rozsunęła się na dwie strony, zostałem wepchnięty do studni okrągłej, o średnicy 3i pół kroku, zamkniętej kopułą o kształcie owalnym. Barwa ścian koloru stalowego, światłowydobywało się z głównej części tej studni, pozwalając rozróżnić co się wewnątrz znajdowało. Światło było koloru zielonkawego. Na środku tej studni stało wiedeńskie krzesło. Przy dokładniejszym oglądaniu zauważyłem, że oparcie krzesła musiało być często używane, gdyż farba w wielu miejscach była pościerana.
Spróbowałem krzesło poruszyć z miejsca. Było lekkie i nie przymocowane niczym do podłogi. Jednakże wahałem się, czy mam na nie usiąść. Po pewnym czasie pod wpływem ciepłaogarnęła mnie senność, usiadłem na krześle i zasnąłem. Zbudził mnie głos jakiś. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą otwarte drzwi zawieszone kotarą i usłyszałem głos zapraszający do wejścia. Gdy wszedłem do pokoju dużego, z za biurkapodniósł się kapitan N.K.W.D. witając mnie i pytając o zdrowie. Wyciągniętej do powitania ręki nie przyjąłem. Poprosił mnie usiąść w jednym fotelu przy biurku. Po dłuższej rozmowie bez bliżej określonego celu, wyjaśnił mi, że jest wysłańcempłk. Jegorowa i zapytuje, czy nie zmieniłem zdania i czy nie mam nic do powiedzenia płk. Jegorowowi. Odpowiedziałem, że wszystko to, co miałem powiedzieć – powiedziałem już dawno, więcej nic dodać nie mogę. Pytanie to ponawiałtrzykrotnie, przeplatając rozmowągrzecznościową. Gdy na trzecie pytanie odpowiedziałem, że proszę podziękować za życzliwość, kapitan wstał, podszedł do mnie i powiedział: „Szkoda, szkoda, wy uczciwy człowiek” i wyciągnąłrękę do mnie. Podałem mu rękę i wyszedłem. Była to ostatnia rozmowa z przedstawicielem N.K.W.D.
Nadmieniam, że mjr. LIS w połowie lutego w ostrej bardzo formie zwrócił uwagę na wymazanie Polski z mapy sowieckiej, a pozostawienie Abisynii /nowe wydanie mapy/. Pokazałem mjr. Lisowi to przed tym na tej mapie. Płk. BERLING zareagował b. porywczo „Psiakrew Lis, zamilknąć”. Następnie miała miejsce burzliwa rozmowa w pokoju płk. Berlinga.
Dn.1.IV.1941 otrzymaliśmy rozkaz przygotowania się do wyjazdu. Od godz. 0.6 rano trwał przegląd i rewizje. Po południu zostaliśmy przerzuceni do dużej poczekalni. Drzwi się otworzyły i zobaczyłem wchodzącego gen. PRZEŹDZIECKIEGO i in. oficerów, którychpożegnałem w celi nr. 94 na Butyrkach. Po krótkim powitaniu i ponownej rewizji zostaliśmy wszyscy zapakowani do samochodów więziennych i zawiezieni na dworzec kolejowy do wagonu więziennego. Przywieziono nas pociągiem na st.kol.Putywel. Po wyładowaniu pojechaliśmy samochodami ciężarowymi do dawnego klasztoru prawosławnego zamienionego obecnie na obózizolacyjny. Nazwy tego klasztoru nie znam. Położony jest nad rzeka Sejm, niedaleko stacji kol. Werba na Ukrainie. Odzyskaliśmy tam utracone siły, gdyż warunki bytowania były dość dobre i korzystanie ze świeżego powietrza prawie nieograniczone w dzień. Naturalnie na przestrzeni otoczonej drutem kolczastym i strzeżonej przez wartowników.
Dnia 15.VI.1941 ponownie załadowano nas do wagonu więziennego na stacji kol.Putywel i przewieziono drogą przez Moskwę do st. kol.Grazowieckoło Wołogdy. Podczas podroży obserwowaliśmy przygotowania wojenne i cieszyliśmy się, że niedługo na pewno oczekiwana wojna rozpocznie się.
Dnia 22.VI.41 na stacji po przejechaniu Wołgi zatrzymani zostaliśmy na małej stacji kolejowej. Gen. Przeździecki stojąc przy oknie okratowanym usłyszał, jak jeden kolejarz drugiemu opowiadał, że Niemcy uderzyły na Rosję, została zajętaŁomża, Kolno, bombardowany był Leningrad i Sebastopol. Była to godzina 10 rano. Radości naszej nie było końca. W wagonie podniósł się krzyk, zbiegli się nasi wartownicy na czele z d-cą, który zjawił się w koszuli, zapytując się, „co to jest – bunt?” Stojąc najbliżej niego odpowiedziałem „Cieszymy się. Hitler złapał Stalina za gardło. Wojna.” Odpowiedział mi, że zwariowałem. W międzyczasie zaczęło się tworzyć zbiegowisko robotników. Pokazałemręką. D-ca konwoju pobiegł w koszuli do nich. Gdy wrócił, wogólewartowników już potem nie widzieliśmy. Stali spokojnie przy drzwiach. Zamiast rybek solonych dostaliśmykiełbasę. W godzinach popołudniowych zatrzymaliśmy się na st. kol. Grazowiec. Spotkał nas tam podpułkownik N.K.W.D. w towarzystwie lekarza kobiety. Pierwsze jego słowa były, „czy jest tutaj Pan General?” Odpowiedź była tak. Pułkownik powiedział, że chce mówić z generałem. General odpowiedział, „jeżeli pułkownik chce mówić ze mną, to niech przyjdzie do mnie”. Pierwsze pytanie pułkownika było, jak się czujemy, jak zdrowie, czy jakich życzeń nie mamy. Bardzo przeprasza, że nie jest w stanie zapewnić nam wygód, lecz zawiadomienie o naszym przyjeździe dopiero otrzymał. Zaraz przyjdą samochody. Zostaniemy odwiezieni na miejsce przeznaczenia. Po wyjściu z wagonu wsiedliśmy do dwóch samochodów ciężarowych i w towarzystwie licznego konwoju przywieziono nas do obozu jeńcówtejże nazwy. Zostaliśmy osadzeni w klatce zrobionej z drutu kolczastego obok tego obozu. W środku tej klatki był domek. Miejsce do spaceru było 8 kroków szerokości, długość tak, jak domek. Drzewo opałowe, wodę i żywność przynosili bolszewicy. Strawę przygotowaliśmy sami.
Dn.30.VII.1941 wpuszczono nas po długich oczekiwaniach do ogólnego obozu jeńców.
Dn.27.VIII.1941 przyjechał gen.ANDERS i gen.SZYSZKO-BOHUSZ i dokonali przejęcia obozu jeńców, wcielając jednocześnie do Armii Polskiej wszystkich oficerów i szeregowych, którzy pragnęli służyć w wojsku polskim. Tegoż dnia zostałem wezwany do gen. Andersa celem zdania sprawy z tego wszystkiego, co się działo w willi Małachówka. O tej willi gen. Anders wiedział od gen.Przeździeckiego, który mu o tym mówił. Gen. Przeździeckiemu opowiedziałem wszystkie szczegóły zaraz pierwszego dnia po spotkaniu, gdyż spotkanie to uważałem za przypadkowe, a pragnąłem, żeby pamięć o tej willi nie zaginęła razem ze mną. Jako podkomendny gen. Przeździeckiego miałem obowiązek meldować mu o wszystkich szczegółach. Gen. Anders odpowiedział mi, że wszystko to przyjmuje do wiadomości, lecz obecnie koniunktura polityczna jest tego rodzaju, że wszystkich ludzi, musi pociągnąćdo pracy nad organizacją armii, wobec tego rozkazuje mi, żeby tego tematu więcej nie poruszać. O tej sprawie z nikim więcej nie mówiłem wykonując powyższy rozkaz. Jednakże z chwilą opuszczenia granic Z.S.R.R. czułem się zwolniony od tego obowiązku milczenia.
Dn.7.IX.1941 wszedłem w skład V Dywizji Piech. Otrzymałemprzydział do Sztabu Dywizji; na stanowisko szefa oddziału operacyjnego zabrałem ze sobą por. sł. st. CHOMIŃSKIEGO. Zameldowałem się u płk. dypl. GROBICKIEGO, z-cy D-cy Dywizji. Podczas składania meldunku zjawił się płk. dypl. BERLING. Nastąpiłamała konsternacja. Po wyjściupłk. Berlinga, płk. Grobickiwprowadził mnie do swojego pokoju i zapytał: „Czy ja płk. Berlinga nigdzie nie spotykałem?” Odpowiedziałempytaniem: „Na jakiej podstawie Pan Pułkownikwnioskuje, że ja go znam”. Płk. Grobicki odpowiedział, że nie przypomina sobie, żeby widział kiedy człowieka tak przerażonego jak płk. Berlinga, który wpatrywał się we mnie, gdy ja stojąc tyłem do drzwi rozmawiałem z z-cą D-cy Dywizji. Odpowiedziałem, żespotykałemPłk. Berlinga w Moskwie dość często i łączą nas przykre wspomnienia. Po upływie dwóch dni zostałem usunięty ze sztabu Dywizji. Tego dnia noc spędzałem na werandzie razem z por. Chomińskim. Okna pokoju płk. Berlinga wychodziły na nasza werandę. Kładliśmy się do snu. Przez oświetlone okna widać było, żepłk. Berling jest już w łóżku. Nagle wchodzi D-ca Dywizji gen. BORUTA-SPIECHOWICZ i wydaje płk. Berlingowi jakieś rozkazy lub czyni uwagi, które są nie w smak szefowi sztabu Dywizji. D-ca Dywizji wychodzi szybko, drzwi się zamykają za nim. Płk. Berling siedzi na łóżku i wygraża pięściami za odchodzącym D-cą Dywizji. Por. Chomiński z twarząprzerażoną zwraca się do mnie: „Panie Rotmistrzu i to z takim człowiekiem mamy iść na wojnę? Który własnemu dowódcy Dywizji wygraża pięściami?” Odpowiedziałem, żeby był spokojny, ja wiem o tym, więc on nie ma obowiązku nikomu więcej o tym mówić. O tym wypadku wie szef O.II V Dyw. Piech. Kpt. WILCZEWSKI.
Dn.9.IX.1941 spotkałem ppor. IMACHA. Podszedł do mnie i powiedział: „No i cóż Panie Rotmistrzu. Co Pan na tym zyskał? Jesteśmy razem w polskiej armii, ale niech Pan nie myśli, żeśmy zaniechali naszej roboty”. Odpowiedziałemmu: „Jeżeli chce ze mną rozmawiać, niech przyjmie postawę, niech nie wymachuje mi ręką przed twarzą, wtedy mu odpowiem”. Wyrzekłem to głosem podniesionym. Ppor. Imachmój rozkaz wykonał. Wtedy powiedziałem: „Czy Pan myśli, że jakieśkolwiek państwo pozwoli, by w nim rządzili anarchiści, a Naród Polski dla takich ludzi będzie miał szubienice”. Ppor. Imach odpowiedział mi: „Chyba, że naród”. Więcej z nim nie rozmawiałem.
Około połowy września spotkałem poraz pierwszy kpt. ROSEN-ZAWADZKIEGO, który mi powiedział: „Widzi Pan. Jesteśmy razem. Najjaśniejsza Rzeczpospolita nam wybaczyła. Będziemy pracowali razem. Nie trzeba było robić tych awantur. Nikt by o tym nie wiedział”. Nie pamiętam co mu na to odpowiedziałem.
W końcu października przyszedł do mnie mjr. CHOROSZEWSKI mówiąc, że w osobie szefa sztabu ppłk. Berlinga mam wielkiego przyjaciela. Zapytałemsię dlaczego. Mjr. Choroszewski odpowiedział, że była rozpatrywana sprawa awansówkapitanów na majorów i wyżej. Ppłk. Berling b. szybko wysunął moja kandydaturę. Przykro mi bardzo, że mnie uprzedził. Odpowiedziałem, że jeżeli mnie ten awans ma spotykać przy pomocy ppłk. Berlinga, to bardzo za to dziękuję, gdyż nic nie chce od niego przyjmować. Mjr. Choroszewski powiedział: „Dziwny z Pana człowiek. W Polsce będzie Pan miał trudności. Będzie Pan musiałukończyć szkołę w Rembertowie itd.” Powiedziałem: „Wiem o tym dobrze, lecz z rąk ppłk. Berlinga nic przyjąć nie mogę”.
Dn. 6.XI.1941 płk. GROBICKI, ppłk.BUKOJEMSKI, por. SZYMANOWSKI /Korwin/, rtm. ŁOPIANOWSKI i jeszcze jeden oficer wyjechaliśmy jakozawiązki dywizji piechoty mającej się formować w Taszkiencie. Zameldowaliśmy się w Sztabie Armii w Buzułuku 14.XI.41 czekając na rozkaz wyjazdu na oznaczone miejsce. Wyjazd nastąpił dopiero 13.I.1942. W Sztabie Armii spotkałem płk. KORCZYŃSKIEGO, ppłk. TYSZYŃSKIEGO, którzy powitali mnie jak starego znajomego. Podczas pobytu w Buzułuku ppłk. BUKOJEMSKI starał się mnie dyskredytować i co mu się częściowo udało. Dawni koledzy, przyjaciele zaczęli się odsuwać odemnie. Gdy przychodziłem, robiła się pustka. Początkowo nie mogłem się zorientować, co się dzieje. Dopiero jeden z oficerówO.II zadając mi pytanie, czy ja byłem razem z płk. Bukojemskim, zorientował, że to jest sprawa ppłk. Bukojemskiego. Obserwując go w dalszym ciągu doszedłem też do przekonania, że rzeczywiście moje przypuszczenie jest słuszne. Stan ten wstrząsnąłmną psychicznie. Zwróciłem się z tą sprawa do ludzi wtajemniczonych, t.j. do gen. Przeździeckiego i płk. Künstlera, lecz nie było wyjścia. Doszedłem do wielkiego wyczerpania tak, że 6.I.1942 będąc na sali reprezentacyjnej sztabu podczas przedstawienia straciłem przytomność i zostałem wyniesiony z sali. Jednakże obserwacja płk. Bukojemskiego dała wyniki nieoczekiwane. Działał on w dalszym ciągu na szkodę naszej armii. Zeznanie przyjaciółki ppłk. Bukojemskiego /nazwisko zna płk. Künstler/: „Cóż to za armia marionetkowa. Ona musi się rozpaść. Dopiero my komuniści stworzymy armię silną. W takim sztabie jak ten nic niema – tylko chaos. Z jakąprzyjemnością odwiedzam kasyno lotników. Tam wszystko jest, wszystko można dostać, dla mnie zawsze otwarte.”
Dn.13.I.1942 wyjechałem jako zawiązek 8 Dyw. Piech. pod dtwem gen. RAKOWSKIEGO do m.p. nowej dywizji.
W maju 1942r. zostałem wezwany do O.II w Teheranie przez rtm. CUMPFTA z zadaniem złożenia szczegółowego oświadczenia w powyższej sprawie. Oświadczenie to potrzebne jest do przesłania do Londynu. Wykonałem to, składając moje oświadczenie własnoręcznym pismem na 16 stronach papieru kancelaryjnego. Przy sposobności rtm. Cumpft mnie zawiadomił, żepłk. BUKOJEMSKI za swoje sprawy w Buzułuku został skazany na półtoraroku więzienia, co równa się degradacji. Został on przekazany władzom sowieckim jako szpieg niemiecki.
Podczas pobytu w 5 Dyw.Piech. w Taciszczewie moje rzeczy w namiocie były dwukrotnie poddawane rewizji. Nie wiem przez kogo i kto to mógłrobić. Drugi raz przegląd moich rzeczy był robiony podczas biegu myśliwskiego prowadzonego przeze mnie i mjr. CHOROSZEWSKIEGO.
Charakterystyka osób wszystkich, które były w willi Małachówka i niektórych, jakie występują w powyższym protokole.
Willa Małachówka.
1. Ppłk. BERLING
Człowiek o wygórowanej ambicji osobistej. Zdolny, rzutki, pozbawiony wszelkich skrupułów. Dla dogodzenia własnej fantazji poświęciwszystko co posiada. W swoich planach razem z kpt. ZAWADZKIM bez zmrużenia oka wskazywał na wywiezienie w głąb Rosji całąpolską inteligencję, nie wyłączając dzieci i kobiet. Dotyczyło to tego obszaru, który był okupowany przez Niemców, a miał wejść w skład ZwiązkuRadzieckiego jako 17-ta republika. Może być wykorzystany, jeżeli będzie miał złudzenie całkowitej samodzielności. W przeciwnym wypadku jego brutalność i bezwzględność nie pozwala mu ulegaćkomuś innemu.
2. Ppłk.GORCZYŃSKI
Człowiek bezwzględnie uczciwy, o słabej woli, pragnący zachować siebie dla własnej rodziny. W normalnych warunkach mógłby pracować pożytecznie. Nie podpisał „listu hołdowniczego”.
3. Ppłk. BUKOJEMSKI
Usposobienie gwałtowne, nieopanowane, za wódkę i kobiety poświęci wszystko. Poza tym odważny, uparty, zdecydowany na wszystko, mściwy. W Buzułuku powiedział mi: „Do Pana nie mam pretensji. Pan przyszedł do nas od razu jakowróg. I takim pozostał do końca. Natomiast mjr. LIS wkradł się do nas jako kolega Berlinga, potem poszedł za Panem. Po opuszczeniu granic Z.S.R.R. zastrzelę go. Pan przez cały czas milczy, a on rozsiewa nieprawdziwe pogłoski. Ponawiam swoje zapewnienie, że go zastrzelę jak tylko będziemy zagranicą”. Słowa te wypowiadał kilkakrotnie i o tym O.II Szt. Armii w Z.S.R.R. wie.
4. Ppłk. TYSZYŃSKI
Człowiek zdolny, inteligentny, umiejący pracować. Do przesady dbały o własne wygody. Chorobliwie bał się, by zamienić dobrobyt na nędzęwięzienia. Polak tylko z nazwiska.
Uwaga: Wszyscy czterej tworzyli komitet wyznaczony przez władze N.K.W.D. do regulowania spraw wewnętrznych kolektywu. Prezesem był ppłk. Berling.
5. Mjr. LIS
Człowiek sprytny, ruchliwy, nerwowy, lubił wszędzie zajrzeć, wydawał mi się postacią zagadkową. Odnosiłem się do niego podejrzliwie, gdyż w naszym pokoju wygłaszał mowy patriotyczne gdyśmy byli sami. Z chwilą gdy wszyscy oficerowie byli zgromadzeni razem – stawał się innym człowiekiem. Pierwsze wydanie deklaracji podpisał pomimo zapewnienia, że tego nie zrobi. Drugiego wydania nie podpisał. I poszedł za mną. Opracowałszczegółowo na podstawie źródeł sowieckich zaludnienie Z.S.R.R., rozmieszczenie poszczególnych narodowości i rozwój przemysłu sowieckiego, szczególnie przemysłu ciężkiego. Jego opracowanie ocalało pomimo rewizji.
6. Ppłk. DUDZIŃSKI
Umysł ograniczony, z dużym tupetem, ślepo idący za wskazaniami ppłk. Berlinga. Używany przez niego tam, gdzie trzeba było wystąpić w roli inicjatora. Poza tym odważny i zdecydowany na wszystko, bez żadnychkompromisówuzasadniał konieczność pozbycia się całej inteligencji z przyszłej 17-ej republiki radzieckiej.
7. Kpt. ROSEN-ZAWADZKI
Człowiek bezwzględnie zdolny, świadomiezdążający do swojego celu. Sprawował obowiązki „szefa sztabu” ppłk. Berlinga. Z jego inicjatywy odbywały się referaty na tematy komunistyczne, gloryfikując ideologię leninizmu i marksizmu oraz konstytucję Stalina. Wiedząc o tym, żewalczyłem z bolszewikami w 1939r. przytoczył przykład swój własny, gdzie będąc d-cą batalionu wyjechał na spotkanie bolszewików, by zameldować, że jego batalion nie będzie strzelał do armii czerwonej. Razem z ppor. IMACHEM, ppor. SZCZYPIORSKIM i dokooptowanym ppor. WICHERKIEWICZEM tworzyli grupę komunistyczną, która wyrokowała co można zrobić, czego nie można, a co wypada, lub też nie, zgodnie z nauka Engelsa i Marxa. Stale wygłaszali referaty z dziedziny komunistycznej radząc, by wszyscy wiedzieli o tym, co najmniej tyle, co i oni.
8. Ppor. WICHERKIEWICZ
Człowiek, który własnym pomysłem nic zrobić nie potrafi. Umysł ograniczony, chorobliwa mania dorównania trzem kolegom „komunistom”. Wygłosił jeden referat b. długi na temat powstania rodziny. Referat ten nadawałby się do najbardziej pornograficznego pisemka.
9. Por. SIEWIERSKI
Człowiek młody, śmiały, o gwałtownym usposobieniu, dbały o własne wygody. Twierdził wciąż, że gdy znajdzie się z batalionem w Polsce i zobaczy wojsko polskie, to od razu ucieknie od Sowietów. Odmówił podpisania drugiej edycji „deklaracji hołdowniczej”, lecz po długich targach został zmuszony do podpisania.
10. Por. SZUMIGALSKI
Człowiek spokojny, zrównoważony i rozsądny. Pragnący zachować swoje siły „dla Polski”.
11. Por. TOMALA
Umysł ograniczony, myślał tylko o własnych wygodach i dobrobycie, nie orientujący się, gdzie się rozpoczyna droga hańby.
12. Podch. KUKULIŃSKI
Człowiek uczciwy, patriota, wykształcenie otrzymał w seminarium duchownym. Podkomendny ppłk. Berlinga z Polski wykonujący jego rozkazy. Wychowanie domowe żadne. Nie orientował się gdzie się kończy dobro, a rozpoczyna zło. Odważny.
U w a g a: Wymienieni od 9/ – 12/ w normalnych warunkach byliby dobrymi oficerami i spełnialiby swoje obowiązki dobrze, lecz w tych warunkach, gdy przyszłowybierać pomiędzy dobrobytem a nędząwięzienia – wybrali dobrobyt.
13. Por./ppor./IMACH.
Człowiek pracujący dla idei komunistycznej. Prace swoja rozpoczął jeszcze w Polsce i jej nie porzucił do ostatnich czasów. Wierzy, że ludzkość będzie szczęśliwa tyko wtedy, gdy komunizm będzie rządziłświatem. Ideowy pracownik komunistyczny.
14. Ppor. SZCZYPIORSKI
Czynny socjalista polski. Gorliwy współpracownik Berlinga i całej grupy komunistycznej. Człowiek gwałtowny, bez żadnychzasad etyki, skazujący bez zmrużenia oka na wygnanie polską inteligencję, nie wyłączając kobiet i dzieci z przyszłej 17-ej republiki radzieckiej.
Uwagi ogólne.
Powyższe wydarzenia miały miejsce w okresie najbardziej krytycznym podczas obecnej wojny. Koniec roku 1940 i początek 1941 nie pozwalał przypuszczać, by jakaśkolwiek siłapotrafiła w przyszłości zmusićZwiązek Radziecki do zwolnienia z obozów koncentracyjnych, więzieńmieszczących tam Polaków. Wszyscy wierzyli w zwycięstwo nad Niemcami i odbudowę Polski. W tym okresie potęgaZwiązkuRadzieckiego wciąż wzrastałamającspełnić zadanie opanowania Polski i całej Europy zachodniej. Kierownicy Związku Sowieckiego twierdzą, że z chwilą upadku Niemiec armia czerwona wkroczy na tereny Polskie na czele czerwonej armii będą szły polskie czerwone oddziały, więc wszyscy będą witani kwiatami, jako ci, którzy przynoszą wyzwolenie. Wkroczenie armii sowieckiej do Niemiec wg. Programu III-ej Międzynarodówki miało być połączone z wielkimi uroczystościami w Niemczech. Na moją uwagę, że Niemcy nawet pokonane będą miały dość broni i amunicji żeby skutecznie przeciwstawić się armii sowieckiej, płk. JEGOROW odpowiedział: że jestem bardzo naiwny, jeżeli tak myślę. W Niemczech jest bardzo dużo komunistów, którzy to powitanie już należycie przygotują. Obecnie największym wrogiem Związku Sowieckiego jest Anglia.
Ludzie przewidujący zaczęliszukać innych drógwejścia, nie bacząc na to, że wchodzą na drogęhańby. Dzisiaj przypominam słowa ppłk. BERLINGA, w których nakłaniając mnie do podpisania znanej już deklaracji, użył wyrażenia, że gdyby jakimś cudem Polska powstała, to będzie amnestia, gdyż takich jak my, to będą tysiące, a wszystkich skazać nie będzie można. Myślałem wtedy, że to jest bardzo przewidujący sposób mówienia. Po tej rozmowie, gdy mieszkańcy mojego pokoju usiłowaliwpłynąć na zmianę moich poglądów, odpowiedziałem, że nie chcę, by mój syn, albo moja żona mogła powiedzieć, żeojciec, albo teżmąż był zdrajcą. W owym czasie nie miałem złudzeńżadnych co do szczęśliwego zakończenia tej sprawy. To, co się stało wygląda jak bajka z „Tysiąca i jednej nocy”, byłem bowiem pewny, żewolności nigdy nie odzyskam.
Na zakończenie charakterystyka osób, które żadnego związku z willąMałachówką nie mają:
Ppłk.dypl.MORAWSKI.
Człowiek pragnący być wielkim. Lubi pic wódkę. Wyróżnił się złożeniem dwóch memoriałów do N.K.W.D. z propozycją utworzenia rządu polskiego i tworzenia „strzelców czerwonych” pod jego kierownictwem. Był d-cąOśrodka Zapas. V.Dyw.Piech.w Taciszczewie. Przez parę dni był w willi Małachówka w październiku 1940, lecz został usunięty, prawdopodobnie przez płk. Berlinga.
Ppłk.GUDAKOWSKI.
Starał się być usłużnym dla wszystkich bez wyjątku przedstawicieli władz sowieckich. Kiedyśwyraził się, że woli być „traktorzystą sowieckim, niźli polskim oficerem”. Sprawę te zna dobrze gen.PRZEŹDZIECKI.
Nadmieniam, że najlepsze naświetlenie tych wszystkich spraw może przeprowadzić gen. PRZEŹDZIECKI Wacław, który stale czuwał nad wszystkimi oficerami i interesował się ich życiem, mając odpowiednie środki, bo organizacja, która na wszystko zwracała uwagę.
Odnośnieppłk.dypl.MORAWSKIEGO szczegółowe dane dotyczące złożonychmemoriałów mogą daćpłk.dypl.KÜNSTLER Stanisław i mjr. LIS Józef.
Całyzespól/kolektyw/w Małachówce był przewidywany i urabiany tak przez władze N.K.W.D. /płk. JEGOROWA/ jak i ppłk.BERLINGA z grupą „komunistów” znajdujących się w tej willi, do spełnienia wielkich zadań przy budowie Polski czerwonej jako 17 republiki radzieckiej.
Z członków tego zespołu miał powstać zawiązek przyszłego rządu czerwonej Polski i Armii, która maszerowała by na czele wojsk radzieckichułatwiając im zadanie opanowania Polski okupowanej przez Niemców.
O celach tych jawnie wspominałpłk. BERLING z grupą swoich współpracowników. Niedwuznacznie o tym wspominał i ppłk. N.K.W.D. JEGOROW.
Nadmieniam, że w tej samej willi urabiany był rząd czerwony fiński, który na początku 1940 r. zjawił się w Finlandii. Ustaliliśmy to znajdując ustniki od papierosów i gazety pochodzenia fińskiego/z fińskimi napisami/, oraz w rozmowie z nasząobsługążeńską. Wspominał i o tem kpt. ROSEN-ZAWADZKI.
Co to są Kodziowce:
Kodziowce jest to wioskaodległa około 7 klm. nazachód od m. Sopockinie. Obok tej wsi znajduje się folwark tej samej nazwy. W walce dnia 22.IX.1939.r. z bolszewikami brał udział jeden tylko 101 p.uł. wzmocniony 1 plut. pionierów i szwadr. łączności. Broni p-panc. nie było. W poczcie D-cypułku był jeden kb. p-panc. z 4-ma nabojami.
Bolszewicy posiadali dwa zgrupowania czołgów z piechotą na samochodach. Każde zgrupowanie składało się z 18 czołgów ciężkich/średn.Krestianów/ plus dwa czołgi lekkie. Razem udział brało w tej akcji 40 czołgów bolszewickich. O godz.20-tej dnia 21.IX.1939.r. wysunięte patrole nasze stwierdziły obecność czołgów. Wysłałem patrol oficerski a sam udałem się do D-cypułku do folwarku. Po półgodzinnej rozmowie z D-ca pułkuwróciłem do wsi by wykonać jego rozkazy. O godz. 01,20 siedem wozównplaprzejechało nasze linie ubezpieczeń i rozdzieliło folwark z wsią. Noc była ciemna, mżył deszcz. Łączność z D-cąpułku była utrzymana. O godz. 3-ej D-ca pułku, z-cą d-cypułku i adiutant zjawili się na moim stanowisku. D-ca pułkuzapytał jaki jest stan moralny ludzi, a gdy odpowiedziałem że bez zastrzeżeń powiedział „Co będziemy robili walka czy wycofanie się”. Nie czekając na moją odpowiedź dodał „wiem co mi Pan odpowie, więc będziemy się bili”. Pod moimi rozkazami we wsi pozostał mój szwadron 2-gi, szwadron 1-szy, pluton pionierów i półszwadronukarabinów maszynowych z d-cąszwadronu – jako dywizjon kawalerii. Drugim dywizjonem opartym of folwark dowodził d-ca pułku. Łączność była tylko ogniowa po rozpoczęciu akcji. Mieliśmy rozpocząć akcję zaczepną o godz. 04,00 uderzeniem na piechotę npla, która zatrzymała się bez ubezpieczenia. O godz. oznaczonej uderzenie d-cypułkuwyszło o tej zaś samej godzinie bolszewicy uderzyli na wieśwprowadzając do akcji 12 czołgów z piechotą. Dwanaście razy bolszewicy nacierali na wieś, przyczym unieruchomionych zostało za pomocą butelek z benzyną 11 czołgów. Z punktu obserwacyjnego widziałem 6 czołgów unieruchomionych przez dywizjon d-cypułku – razem 17 czołgów. Walka zakończyła się dla nas pomyślnie o godz. 8.20. Straty ponieśliśmy duże. Drugi szwadron, który wytrzymałgłówne uderzenie stracił 50 procent stanu ludzi i 70 procent stanu koni. Żołnierze zachowywali się jak bohaterowie, m.inn. kpr. CHOROSZUCHA, uł. POŁOCZANIN wskoczyli na czołgi i kolbą własnego karabinu uszkodzili karabiny maszynowe na czołgach, tłukąc kolbą lufy karabinów maszynowych.
W walce tej zginął d-ca pułku, dwóch dowódców szwadronu, jeden dowódca plutonu;dowódca 2-go szwadronu ranny i kontuzjowany, dowódca plutonu pionierów ranny.
Straty bolszewików wg źródeł sowieckich 12 czołgów i około 800 ludzi.
Według danych posiadanych przez dowódcę grupy /Wołkowysk/ zostało zniszczonych 22 czołgi. Grupądowodził Pan gen. PRZEŹDZIECKI Wacław.
Powyższe dane złożone w niniejszym protokole zostały podane tak, jak one miały miejsce w rzeczywistości nie są przejaskrawione, raczej są umiarkowane i zgodne z prawdą, co własnoręcznym podpisem stwierdzam.
Rtm.
– podpis –
/LOPIANOWSKI Narcyz/
Przesłuchiwał:
– podpis –
/Giedronowicz Narcyz/,kpt,
Za zgodność odpisu:
Specjalnie dla Znadniemna.pl – Narcyz Marek Łopianowski, syn płk./rtm./ ŁOPIANOWSKI Narcyza
Zeznania rtm. Narcyza Łopianowskiego z dnia 13 października 1942 roku, spisane przez kpt. Narcyza Giedronowicza w kancelarii Oddziału II-go, Dowództwa I-go Korpusu Pancerno-Motorowego /Referat Wywiadu Obronnego/ w Londynie.
[caption id="attachment_10673" align="alignnone" width="480"] Rtm. Narcyz Łopianowski w Armii Andersa. Grudzień 1941r.[/caption]
Szanowni Czytelnicy,
dzięki uprzejmości naszego czytelnika z