HomeStandard Blog Whole Post (Page 361)

Czytelnik Znadniemna.pl Jan Sokołowski  odpowiada Wasylowi  Gerasimczykowi w sprawie jego polemiki z profesorem Zdzisławem Julianem Winnickim.

 

Pomnik powstańców styczniowych w Miniewiczach

Szanowny Panie Wasylu, odnosząc się do opublikowanej na portalu Znadniemna.pl pańskiej  polemiki z profesorem Zdzisławem Julianem Winnickim na temat tego, że Białorusini mogą (a według pana nawet powinni) traktować powstanie styczniowe 1863-1864 jako białoruski zryw narodowy, pragnę podzielić się  z Panem i Czytelnikami kilkoma sceptycznymi uwagami na temat, przytaczanych przez pana argumentów.

Zacznijmy od tego, że  fakt, iż nazwy „Białoruś i Litwa” występują w dokumentach powstańców oznacza tyle, że te prowincje dawnej Rzeczypospolitej Polskiej (czyli – Polski) traktowane były regionalnie jak, na przykład, Mazowsze czy Małopolska albo Wielkopolska. W swojej polemice nie odniósł się pan Gerasimczyk do faktu, że powstanie styczniowe objęło swoim zasięgiem nie tylko ziemie białoruskie, lecz  także ukraińskie. Czy powstańcy na Ukrainie walczyli o narodowe, niezależnie państwo ukraińskie?

Kalinowski w swych odezwach pisze o rządzie polskim, a  w cytowanej pieśni jest mowa o „świętej Polsce”. Używanie przez przywódców powstania języka białoruskiego, o czym wspomina pan polemista, było po prostu zastosowaniem miejscowej gwary (tzw. języka „prostego”), zrozumiałej dla większości mieszkańców kraju, jako mowy potocznej. Absolutnie nie może to jednak świadczyć o tym, że w czasie powstania walczono o państwowość białoruską. O taką nie zabiegali nawet „homonowcy” petersburscy, proponując co najwyżej autonomię w ramach Rosji.

Uwaga, że znaczna większość chłopów w centralnej Polsce nie posiadała świadomości narodowej jest prawdziwa, ale należy też przyznać, że tym bardziej białoruskiej świadomości narodowej nie posiadali chłopi na ziemiach „litewsko-ruskich” dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, zwłaszcza na Grodzieńszczyźnie.

Załączona w polemice pana Gerasimczyka odezwa Rządu Narodowego wzywa: „…Za nią więc Narodzie Polski” – nie wspomina ona jednak ani słowem o narodowości, czy państwowości białoruskiej. Eksponowany w polemice  sztandar z hasłem  „Za naszą i waszą wolność” (po polsku) skierowane były do „Narodu Moskiewskiego”, a na pewno nie do białoruskiego czy ukraińskiego, bo takich wówczas nie było.

Przytoczony zaś „Prykaz Rądu Polskaho nad całym Krajem Litouskim i Biełaruskim”, napisany łacinką w tzw. języku prostym, skierowany jest do ludności „Krajów”, czyli części wspólnej Rzeczypospolitej, rozumianej tutaj jako całość, czyli jako Polska, a „Kraje” – jako jej części o swoistej odrębności etno-kulturowej. W żadnym razie nie ma w „Prykazie” mowy o państwowości litewskiej czy białoruskiej, rozumianych jako odrębne byty narodowo-państwowe.

Hasło Kalinowskiego o tym, kto kogo „lubi” – również ma charakter regionalny, a nie narodowo-państwowy. Wyciąganie z użycia tego hasła wniosku, iż Kalinowski dążył do budowy państwa narodowo-białoruskiego nie jest zatem uprawnione.

Wspominana przez pana polemistę aktywność pro-powstańcza części chłopów prawosławnych na Grodzieńszczyźnie związana jest z faktem, że w większości byli to zapędzeni do prawosławia unici. Sam Kalinowski domagał się dla nich sprawiedliwości,  a cerkiew prawosławną uznawał za część rusyfikatorskiej władzy moskiewskiej. Dlatego m.in., o czym pisze pan Gerasimczyk, „straże chłopskie” na Grodzieńszczyźnie w przeciwieństwie do, na przykład,  ziemi mińskiej, nie zdały się na wiele Moskalom, gdyż na Grodzieńszczyźnie chłopi pamiętali o swym unityzmie, a zatem o przynależności do katolicyzmu w wersji greko-katolickiej.

„Daszcz na jeje Polsz swiataja” … „hu – ha wierniem Polszcze. Niechaj ceły świet paznaje: jakie dzietki Polszcza maje …” cytuje pan Gierasimczyk i uzasadnia, że „Polsz” to dawna Rzeczpospolita. Tak, ale „rzeczpospolita”  jest pojęciem odnoszącym się do ustroju republikańskiego, zaś państwo, we wszystkich odezwach władz Powstania oznacza „Polska”, to samo oznacza wyraz „Polsz”.

Rzecz w tym, że Powstanie Styczniowe było ostatnim akordem romantycznego zrywu o Polskę w rozumieniu „Rzeczpospolita”. Po Powstaniu drogi „ludów – narodów Rzeczypospolitej” całkowicie się rozeszły.

Litwini zaczęli jako pierwsi walkę o narodową tożsamość i  państwowość, Ukraińcy zdecydowanie nie myśleli o jakiejkolwiek Rzeczypospolitej, a na Białej Rusi  stopniowo zaczęła się tworzyć grupa budzicieli nowoczesnej świadomości narodowo-białoruskiej. Odtąd poza niezrealizowanymi pomysłami politycznymi – raczej sojuszami – nie było już mowy o „naszej i waszej wolności” wspólnej. A późniejsze próby federalizacji  Polski – Litwy – Białorusi i sojuszu z Ukrainą, o jakiej marzył Józef Piłsudski, skazane były na fiasko. Polski, jako Rzeczypospolitej, na Litwie, Białorusi i Ukrainie nikt już nie chciał. Z kolei, poza ówczesną Litwą, większość Białorusinów i Ukraińców wsparła bolszewików, a nie proklamowane, niezależne przecież: Ukraińską i Białoruską Republiki Ludowe.

Co do pomników powstańców styczniowych – szanujmy je i opisujmy zgodnie z duchem tamtych czasów. Nie są bowiem znane przypadki, aby na przykład w dwudziestoleciu międzywojennym prawosławni Białorusini i prawosławni, bądź uniccy, Ukraińcy uznawali ustawione wówczas upamiętnienia Powstania Styczniowego za znaki pamięci walk o wolną Białoruś czy Ukrainę.

Jan Sokołowski specjalnie dla Znadniemna.pl

Czytelnik Znadniemna.pl Jan Sokołowski  odpowiada Wasylowi  Gerasimczykowi w sprawie jego polemiki z profesorem Zdzisławem Julianem Winnickim.   [caption id="attachment_26280" align="alignnone" width="500"] Pomnik powstańców styczniowych w Miniewiczach[/caption] Szanowny Panie Wasylu, odnosząc się do opublikowanej na portalu Znadniemna.pl pańskiej  polemiki z profesorem Zdzisławem Julianem Winnickim na temat tego, że Białorusini

75 lat temu, 12 października 1943 r., nieopodal wsi Lenino, na Białorusi rozpoczęła się krwawa bitwa pomiędzy polską 1 Dywizją Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w składzie sowieckiej 33. Armii a Wehrmachtem. W walkach, których rocznica obchodzona była w PRL jako Dzień Ludowego Wojska Polskiego, straty polskie stanowiły około 20 proc. stanu dywizji.

Żołnierze 1 Dywizji Piechoty im. T. Kosciuszki. Fot. CAW

Po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki w 1941 roku wznowione zostały kontakty dyplomatyczne pomiędzy Związkiem Sowieckim a rządem polskim na uchodźstwie. Dzięki zawartemu 30 lipca 1941 roku układowi Sikorski-Majski, możliwe stało się utworzenie armii polskiej w ZSRS. Jej szeregi wypełnili Polacy uwolnieni z więzień i łagrów sowieckich. Armia tworzona przez gen. Władysława Andersa, licząca 78 tys. żołnierzy, napotykała wiele trudności ze strony władz sowieckich i została między sierpniem a listopadem 1942 roku ewakuowana do Iranu.

Założony przez komunistów Związek Patriotów Polskich w kwietniu 1943 roku, za zgodą władz sowieckich, ogłosił komunikat o tworzeniu 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Zaczęła ona powstawać w Sielcach nad Oką, a jej dowódcą został ppłk Zygmunt Berling, który odmówił opuszczenia Związku Sowieckiego w szeregach armii Andersa. Rozkaz o tworzeniu dywizji wydał 14 maja 1943 roku. Strukturę dywizji oparto na wzorcach sowieckich gwardyjskich dywizji piechoty uzupełnionych o oddziały czołgowe.

Do ośrodka tworzenia dywizji w Sielcach przybywali przede wszystkim Polacy, którzy w latach 1939-1941 zostali deportowani z okupowanych przez ZSRS województw wschodnich Rzeczpospolitej oraz zwolnieni z więzień i łagrów. Ludzie ci z różnych przyczyn, głównie z powodu stawianych im przez urzędników i pracodawców przeszkód, nie dotarli do ośrodków formującej się w latach 1941-1942 armii Andersa. Ponadto, w szeregach dywizji im. Kościuszki znaleźli się Polacy zmobilizowani do Armii Czerwonej, którzy po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zostali skierowani do batalionów budowlanych.

Powstająca dywizja cierpiała na braki kadrowe. Znakomita większość polskich oficerów została bowiem albo zamordowana w Katyniu i Charkowie w 1940 roku albo opuściła ZSRS w szeregach armii Andersa. Do dywizji skierowano więc oficerów z Armii Czerwonej, na ogół nie znających języka polskiego. Część spośród tych oficerów miała pochodzenie polskie. Tworzenie 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki zakończyło się w lipcu 1943 roku. Liczyła wówczas 16 tys. żołnierzy.

Podczas bitwy pod Lenino Niemcy stracili blisko 1,4 tys. żołnierzy, a ponad 320 dostało się do niewoli. Straty 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki to 510 zabitych, 1776 rannych, 652 zaginionych ( w większości dostali się do niewoli). Straty te stanowiło około 20 proc. stanu dywizji.

Żołnierze 1 Dywizji Piechoty im. T. Kosciuszki. Fot. CAW

Po porażce wojsk niemieckich w bitwie pancernej na Łuku Kurskim, Hitler zarządził odwrót ku pozycjom na linii Lenino-Drybin-Sławgorod, które były ostatnią linią obronną przed Dnieprem. W przełamywaniu zajętych tam przez Niemców pozycji Armię Czerwoną miała wspierać 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.

Dywizja, wchodząca w skład 33 Armii, miała za zadanie przełamać niemiecką obronę na odcinku od wsi Sysojewo do wsi Lenino, rozbić nieprzyjaciela w okolicy wsi Połzuchy i Trygubowa oraz przygotować przeprawę na Dnieprze w pobliżu Orszy. Atak polskiej dywizji miały wspierać radzieckie oddziały – 42 Dywizja Piechoty na prawym i 290 Dywizja Piechoty na lewym skrzydle oraz 67 brygada artylerii haubic.

Położenie było korzystniejsze dla Niemców. Chroniły ich rzeka Miereja, bagna wokół niej, a także gęste zalesienie. Główne stanowiska obronne oparli na wzgórzach 215,5 oraz 217,6.

Plan opracowany przez generała Zygmunta Berlinga (stopień generalski nadały mu władze sowieckie) zakładał, że bitwę rozpoczną 1 i 2 pułk piechoty, zaś trzeci ruszy w drugim natarciu. Atak miał poprzedzić ostrzał artyleryjski, a zadaniem oddziałów saperskich było przygotowanie na rzece przeprawy dla czołgów, które stanowiły rezerwę wraz z kompanią rusznic przeciwpancernych i CKM-ów.

Atak rozpoczął się 12 października o godz. 6.00. 1 batalion przeszedł przez rzekę do pierwszych okopów nieprzyjaciela, który powitał go silnym ogniem, co spowodowało odwrót. O godz. 9.20 rozpoczął się kolejny atak, który spotkał się z dużym odporem Niemców. Atakujący po dotarciu do pierwszej linii okopów odpalili race sygnalizując przeniesienie ostrzału artyleryjskiego dalej. Po przegrupowaniu podjęto udany szturm na niemieckie okopy. Jednak Niemcy nadal zachowali przewagę liczebną. Następnie 2 batalion podszedł pod silnie bronioną wieś Połzuchy, którą zdobyto dzięki ostrzałowi artylerii i manewrowi okrążającemu.

Żołnierze 1 Dywizji Piechoty im. T. Kosciuszki. Fot. CAW

Wywalczona przez Polaków pozycja pozostała jednak odsłonięta w związku z zatrzymaniem się oddziałów sowieckich, znajdujących się na skrzydłach, na pierwszych niemieckich liniach obrony. Zwłaszcza ostrzał niemiecki prowadzony ze wsi Trygubowa dawał się Polakom we znaki, dlatego musieli temu przeciwdziałać. Wieś została zdobyta, jednak Niemcy podjęli udany kontratak. Później wieś raz jeszcze dostała się w ręce polskie, ale stałe ataki ze strony Wehrmachtu po raz kolejny odrzuciły polskie oddziały na 350 metrów od wsi.

Niemcy starali się wówczas odsunąć Polaków jeszcze dalej, by odbudować swoją linię obrony, jednak artyleria sowiecka uratowała osłabione polskie oddziały, wymuszając odwrót wroga. Kolejne dwa ataki Wehrmachtu w rejonie wsi Połzuchy ponownie zostały odparte.

Po zapadnięciu zmroku Niemcy ponawiali ataki, jednak bezskutecznie. Sukces odniósł natomiast polski zwiad, który zaatakował sztab na tyłach nieprzyjaciela i zdobył mapy z planami niemieckich linii obronnych. Resztę nocy strony wykorzystały na umocnienie swoich pozycji, uzupełnienie zapasów i ewakuację rannych.

Plan na drugi dzień bitwy zakładał ostrzał artyleryjski i atak piechoty wspieranej czołgami. Pomimo początkowych sukcesów sił polsko-sowieckich, powietrzne ataki niemieckich bombowców Ju-87 i Ju-88 unieruchomiły większość czołgów, żołnierzy zaś zmusiły do zaprzestania natarcia. Dowódca dywizji zarządził wówczas przejście do obrony i umacnianie osiągniętych pozycji. Pod wieczór Polacy podjęli jeszcze raz próbę zdobycia Połzuch i po ciężkiej potyczce udało im się zająć i okopać na stanowiskach w rejonie wsi.

2 i 3 pułk został w nocy zastąpiony przez siły sowieckie, które niebawem rozpoczęły atak, jednak udało im jedynie zdobyć wzgórze 217,6. Podczas kolejnych dni natarcie kontynuowano, jednak brak rezultatów skłonił 33 Armię do skupienia się na umacnianiu zdobytych pozycji. Ten fragment frontu nie zmienił się aż do czerwca 1944 roku, kiedy na Białorusi rozpoczęła się nowa sowiecka ofensywa.

Podczas bitwy pod Lenino Niemcy stracili blisko 1,4 tys. żołnierzy, a ponad 320 dostało się do niewoli. Straty 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki to 510 zabitych, 1776 rannych, 652 zaginionych (w większości dostali się do niewoli). Straty te stanowiły około 20 proc. stanu dywizji. Na taki rozmiar strat wpłynęło nieostateczne wyszkolenie, nieumiejętne dowodzenie, decyzja o rozpoznaniu bojem, skrócenie przez dowódcę armii, w skład której wchodziła dywizja, przygotowania artyleryjskiego.

Komunistyczna propaganda uczyniła z bitwy pod Lenino wielki triumf. Polityka historyczna PRL przekuła ją w mit założycielski Ludowego Wojska Polskiego i wplotła w antyniemiecką opowieść o polskich zwycięstwach nad prącymi na wschód Germanami. Dlatego bitwę pod Lenino zestawiano z takimi zwycięstwami polskiego oręża, jak Grunwald, czy Cedynia.

12 października, rocznica rozpoczęcia bitwy, był w PRL Dniem Ludowego Wojska Polskiego.

Znadniemna.pl za PAP

75 lat temu, 12 października 1943 r., nieopodal wsi Lenino, na Białorusi rozpoczęła się krwawa bitwa pomiędzy polską 1 Dywizją Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w składzie sowieckiej 33. Armii a Wehrmachtem. W walkach, których rocznica obchodzona była w PRL jako Dzień Ludowego Wojska Polskiego, straty

Jesteś uczniem szkoły polskiej, działającej poza granicami Polski, mieszkasz na Kresach Wschodnich, bądź z Kresami jest związana historia Twojej rodziny? To znaczy, że masz szansę na wygraną  w międzynarodowym konkursie pt. „Polska we wspomnieniach, rodzinie i tradycji. Kresy Wschodnie”, ogłoszonym przez  Zespół Szkół Plastycznych w Gdyni!

„Konkurs zawiera w sobie cele patriotyczne i rodzinne, ale przede wszystkim zależy nam na zebraniu, opracowaniu i utrwaleniu wspomnień, związanych z życiem na Kresach Wschodnich na przestrzeni 100 lat (1918-2018)” – piszą w materiałach promocyjnych konkursu jego organizatorzy.

Uważają oni, że dzisiejsza świadomość młodzieży w Polsce na temat Kresów Wschodnich jest zbyt mała.  „I bardzo chcielibyśmy to zmienić” – dodają.

Apelując o zachowanie pamięci o Polakach, którzy na skutek zawieruchy dziejowej znaleźli się poza granicami Polski organizatorzy konkursu zaznaczają, że chcą usłyszeć opowieść samych mieszkających poza Polską Polaków. Ich zdaniem najlepiej by było, gdyby była to opowieść  napisana przez przedstawicieli młodego pokolenia, czyli młodych Polaków w wieku od 13 do 19 lat, pobierających naukę języka polskiego w ośrodkach nauczania, funkcjonujących poza granicami Polski i mieszkających na Kresach Wschodnich.

Zgodnie z regulaminem konkursu (jest do pobrania niżej) zdobywcy pierwszych trzech miejsc i ich opiekunowie zostaną nagrodzeni przez organizatorów 4-dniową wycieczką do Trójmiasta.

Do udziału w konkursie  w osobnej kategorii zostaną dopuszczeni także uczniowie  Zespołu Szkół Plastycznych w Gdyni, których historia rodzinna związana jest z Kresami Wschodnimi. Nagrodą dla nich będzie z kolei ufundowana przez organizatorów 4-dniowa wyprawa z opiekunem na Kresy Wschodnie.

Zainteresowani udziałem w konkursie pt. „Polska we wspomnieniach, rodzinie i tradycji. Kresy Wschodnie” powinni jak najszybciej zapoznać się z jego regulaminem i przystąpić do przygotowania prac konkursowych. Termin ich składania upływa bowiem z dniem 9 listopada 2018 roku!

 Do pobrania:

 Regulamin Konkursu

 Zgłoszenie uczestnika Konkursu

 Formularz uczestnika Konkursu

Znadniemna.pl na podstawie zsplast.gdynia.pl 

Jesteś uczniem szkoły polskiej, działającej poza granicami Polski, mieszkasz na Kresach Wschodnich, bądź z Kresami jest związana historia Twojej rodziny? To znaczy, że masz szansę na wygraną  w międzynarodowym konkursie pt. „Polska we wspomnieniach, rodzinie i tradycji. Kresy Wschodnie”, ogłoszonym przez  Zespół Szkół Plastycznych w

Otwarcie roku szkolnego, połączone z inauguracją projektu pt. „Urodziny Biało-Czerwonej”, mającego na celu celebrowanie 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, odbyło się 10 października w działającym przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Stołpcach ośrodku nauczania języka polskiego.

Na uroczystość przybyli liczni goście i partnerzy Oddziału ZPB w Stołpcach oraz działającego przy nim ośrodka nauczania. Byli wśród nich: radca Ambasady RP w Mińsku i kierownik działającego przy niej Wydziału Konsularnego Marek Pędzich wraz z konsul Izabelą Choińską, prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys, dyrektor współpracującej ze stołpcowskim ośrodkiem nauczania języka polskiego Polskiej Szkoły Społecznej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach Eleonora Raczkowska-Jarmolicz wraz z prezes tamtejszego Oddziału ZPB Elżbietą Gołosunową, a także grono nauczycielskie, uczniowie oraz miejscowi działacze ZPB.

Przemawia Marek Pędzich, radca Ambasady RP w Mińsku i kierownik działającego przy niej Wydziału Konsularnego

Przemawia konsul Izabela Choińska

Przemawia prezes ZPB Andżelika Borys

Zwracając się do zgromadzonych prezes Oddziału ZPB w Stołpcach Jana Predka opowiedziała o działalności kierowanego przez nią oddziału ZPB i działającego przy nim ośrodka nauczania języka polskiego. Według niej środowisko aktywnie działających w oddziale miejscowych Polaków liczy ponad sto osób i do oddziału regularnie zgłaszają się nowi kandydaci na członków. Około stu osób pobiera też naukę w prowadzonym przez oddział ośrodku nauczania języka polskiego, który przygotowuje uczniów w wieku przedmaturalnym do egzaminów na studia w Polsce we współpracy z Polską Szkołą Społeczną im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Jana Predka, witając Polaków z Baranowicz, przypomniała, że sama jest absolwentką tamtejszej szkoły społecznej. Opowiadając o działalności Oddziału ZPB w Stołpcach prezes oddziału podkreślała, że dzięki stale powiększającej się liczebności środowiska Polaków w tej miejscowości oddział regularnie organizuje wycieczki krajoznawczo-edukacyjne nie tylko po Białorusi, lecz także do Polski. W przypadku tych drugich wsparcia wizowego Oddziałowi ZPB w Stołpcach udziela Wydział Konsularny Ambasady RP w Mińsku, za co w imieniu stołpeckich Polaków Jana Predka złożyła podziękowanie reprezentantom placówki konsularnej.

Przemawia Jana Predka, prezes Oddziału ZPB w Stołpcach

Dzięki nauczaniu języka polskiego, zorganizowanemu przez Oddział ZPB w Stołpcach, co raz więcej Polaków z tej miejscowości może doskonalić język ojczysty, aby pomyślnie zdać egzamin na Kartę Polaka. Obecnie do rozmowy z konsulem w sprawie przyznania Karty Polaka przygotowuje się w Stołpcach ponad dwudziestu kandydatów do otrzymania dokumentu, potwierdzającego przynależność do Narodu Polskiego.

Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego w Stołpcach stała się także okazją do zaprezentowania projektów edukacyjnych, realizowanych wspólnie z centralą Związku Polaków na Białorusi w Grodnie oraz ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”.
O projektach tych opowiedziała nauczycielka ze Słonimia Julia Aleksandrowicz, będąca obok Jany Predka kandydatką na doradcę i trenera Lokalnego Ośrodka Metodycznego (LOM) na Białorusi przy ZPB, powstającego z inspiracji i we współpracy z Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Poza budowaniem LOM przy ZPB Julia Aleksandrowicz ogłosiła rozpoczęcie projektu edukacyjnego pt. „Urodziny Biało-Czerwonej”, realizowanego we współpracy ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska” i centralą ZPB, dofinansowywanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej RP. W ramach tego projektu zaplanowany jest cykl warsztatów edukacyjnych, które będą się odbywały w ciągu najbliższych dwóch miesięcy na bazie działających przy Oddziałach ZPB ośrodków nauczania języka polskiego.

Warsztaty, w ramach których uczniowie działających przy ZPB placówek edukacyjnych przygotują prezenty artystyczne z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, zainauguruje zaplanowane na 13 października spotkanie na bazie Szkoły Społecznej Języka Polskiego przy Oddziale ZPB w Mińsku. Potem podobne spotkania zostaną zorganizowane w innych znajdujących się na terenie Białorusi polskich okręgach konsularnych, a ich podsumowaniem stanie się zaplanowany na listopad wernisaż wystawy prac uczniowskich, wykonanych dla Niepodległej, który odbędzie się w Grodnie.

Projekt „Urodziny Biało-Czerwonej” jest projektem, który obejmuje 79 szkół i ośrodków nauczania języka polskiego na całym świecie. W szkołach tych w ramach projektu odbywać będą się koncerty, konkursy literackie, recytatorskie i plastyczne, quizy, gry miejskie, wycieczki, festiwale i festyny.

Urodziny Biało- Czerwonej razem z polskimi dziećmi z Białorusi obchodzić będzie ponad 10 000 dzieci z Australii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Hiszpanii, Włoch, Holandii, Francji, Litwy, Hiszpanii, Ukrainy, Białorusi, Czech, Węgier, Norwegii, Belgii, Szwecji, Chorwacji, Austrii, Grecji, Nowej Zelandii.

Znadniemna.pl, zdjęcia Elżbiety Gołosunowej

Otwarcie roku szkolnego, połączone z inauguracją projektu pt. „Urodziny Biało-Czerwonej”, mającego na celu celebrowanie 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, odbyło się 10 października w działającym przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Stołpcach ośrodku nauczania języka polskiego. Na uroczystość przybyli liczni goście i partnerzy Oddziału ZPB

11 października 1896 roku w Kozłowie koło Mińska na Białorusi urodził się Stefan Pawlikowski – generał brygady, pilot Wojska Polskiego.

Generał Stefan Pawlikowski

Edukację rozpoczął w Szkole Realnej w Smoleńsku, kontynuował ją w Wilnie. Od 1915 roku uczył się w Szkole Handlowej Zybina w stolicy Imperium Rosyjskiego, tam zdał maturę. We wrześniu 1916 roku został przyjęty do moskiewskiej Wojskowej Szkoły Technicznej. Stosunkowo szybko zrezygnował i 1 listopada jako ochotnik wstąpił do armii rosyjskiej.

Stefan Pawlikowski odbył teoretyczne szkolenie lotnicze na kursie profesora Żukowskiego przy Lotniczej Szkole Technicznej w Moskwie. Pierwszego dnia 1917 roku pomyślnie zdał egzaminy i ukończył kurs. Otrzymał stopień chorążego inżyniera.

Po kursie rozpoczął szkolenie w pilotażu w Wojskowej Szkole Pilotów w Moskwie. 10 lutego wysłano go do Francji, gdzie kontynuował naukę. Od 1 marca do 1 maja 1917 roku znajdował się w Szkole Motorniczych Samolotów w Bron pod Lyonem.

Następnie skierowano go do Szkoły Pilotów w Avord. 12 lipca zdał tam egzaminy stając się pilotem wojskowym. 28 lipca został ranny w wypadku lotniczym, po którym 8 miesięcy spędził w szpitalu. Po rekonwalescencji, 1 lutego 1918 roku trafił do Wyższej Szkole Pilotów w Dijon. Równo po pięciu miesiącach ukończył kurs i w stopniu adiutanta (pierwszy stopień oficerski) znalazł się w składzie eskadry Spa 96 (96. eskadra myśliwska Spadów). 15 listopada został przeniesiony do rezerwy lotnictwa Armii Polskiej we Francji w Pau. Przeszkolił się też w lotach na samolotach dwumiejscowych, służył później w eskadrze Br 59. (59. eskadrze wywiadowczej Bréguetów). 1 lutego 1919 roku awansowano go na podporucznika. 8 maja w składzie tzw. „Błękitnej Armii” przybył na ziemie polskie. Dwa dni później ponownie skierowano go do eskadry Br 59. 15 sierpnia został oblatywaczem w Centralnych Warsztatach Lotniczych. Po kilku miesiącach, 8 kwietnia 1920 roku trafił do linii, został pilotem 19. eskadry myśliwskiej, która uczestniczyła w walkach na Froncie Litewsko-Białoruskim. Służbę w jednostce frontowej zakończył w lipcu 1920 roku. Do tego czasu Pawlikowski wykonał 27 lotów bojowych, w czasie których zestrzelił samolot i dwa balony obserwacyjne. Za wojnę polsko-radziecką otrzymał Virtuti Militari V klasy. 25 lipca 1920 roku został wysłany do Włoch, skąd przyprowadził samolot myśliwski Ansaldo A.1 Balilla.

5 lutego 1921 roku Stefan Pawlikowski został zatwierdzony w stopniu porucznika. 1 marca ponownie objął funkcję pilota-oblatywacza w Centralnych Warsztatach Lotniczych. Po wojnie został pilotem komunikacyjnym na trasie Warszawa-Paryż i w związku z tym bezterminowo urlopowano go z wojska.

15 marca 1922 roku powrócił do czynnej służby, trafił do 18. eskadry myśliwskiej wchodzącej w skład 1. pułku lotniczego w Warszawie. 8 czerwca awansował na kapitana. W tym samym miesiącu rozpoczął czasowe pełnienie obowiązków dowódcy eskadry. 31 sierpnia skierowano go do Wyższej Szkoły Pilotów w Grudziądzu. We wrześniu zwyciężył w I. Locie Okrężnym Dookoła Polski. 11 listopada powrócił do 18. eskadry myśliwskiej.

2 maja 1924 roku został dowódcą 7. eskadry myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki. 6 lipca został wysłany do Francji po odbiór pierwszej partii samolotów wywiadowczych Potez XV (maszyny zostały przyprowadzone drogą powietrzną). Od 1 września do 30 grudnia pełnił obowiązki dowódcy III. dywizjonu myśliwskiego 1. pułku lotniczego, później powrócił na stanowisko dowódcy 7. eskadry myśliwskiej. W kwietniu 1925 roku jako boczny trójki myśliwskiej (Ansaldo A.1 Balilla) uczestniczył w pokazie akrobacji dla przedstawicieli władz wojskowych jugosłowiańskich i rumuńskich. Od 15 czerwca do 14 września uczestniczył w kursie dowódców eskadr organizowanym przez Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie. W międzyczasie, w sierpniu wziął udział w transporcie drogą powietrzną samolotów Potez XV i Bréguet XIX z Francji do Polski.

11 stycznia 1926 roku został skierowany do 22. eskadry lotniczej krakowskiego 2. pułku lotniczego. W Krakowie Pawlikowski był instruktorem i oblatywaczem pułku. 7 czerwca powrócił do Warszawy, by po 4 dniach objąć dowodzenie nad III. dywizjonem myśliwskim 1. pułku lotniczego. W tym samym miesiącu zastrzelił szofera Henryka Stróżyka za obrazę honoru oficera Wojska Polskiego. Wielomiesięczne śledztwo zakończyło się wyrokiem skazującym. Stefan Pawlikowski został wydalony z wojska i utracił wszystkie odznaczenia (w tym Virtuti Militari). Postanowieniem sądu pilot myśliwski został skazany na trzy lata pozbawienia wolności. Ostatecznie jednak wypuszczono go z twierdzy 30 czerwca 1928 roku, a przez okres kary był zaliczony do korpusu oficerów lotnictwa znajdując się w dyspozycji Departamentu IV Lotnictwa Ministerstwa Spraw Wojskowych. 7 lipca trafił do 2. Pułku Lotniczego jako dowódca 122. eskadry myśliwskiej. Przewodniczył komisji odbioru parku lotniczego. 9 października został skierowany na czteromiesięczny kurs dowódców eskadr w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. 8 marca powrócił do Krakowa, latał w 121. eskadrze myśliwskiej. 12 lipca 1929 roku został przeniesiony do Poznania, gdzie dowodził III. dywizjonem myśliwskim 3. pułku lotniczego.

W 1930 roku awansowano go na majora. W 1933 roku prowadził polską ekipę myśliwską na popisach lotniczych w Bukareszcie. 2 czerwca 1934 roku powrócił z Poznania do Warszawy i objął IV. dywizjon myśliwski 1. Pułku Lotniczego. Jeszcze w tym samym roku mianowano go zastępcą dowódcy 1. Pułku Lotniczego. 1 stycznia 1936 roku otrzymał awans na podpułkownika. W sierpniu 1938 roku przejął z rąk płk. Władysława Hellera dowodzenie nad 1. Pułkiem Lotniczym. 19 marca 1939 otrzymał awans na pułkownika. Po mobilizacji sierpniowej w 1939 roku objął dowodzenie nad utworzoną Brygadą Pościgową. Jego jednostka broniła Warszawy do 7 września, a później przeniosła się na lotniska we wschodniej Polsce, gdzie z braku paliwa znacznie ograniczyła swoje działania.

18 września Pawlikowski przekroczył granicę z Rumunią i udał się do Francji. Od grudnia 1939 roku dowodził Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Bron pod Lyonem. W maju następnego roku otrzymał przydział do lotnictwa francuskiego. Po klęsce Francji, w czerwcu 1940 roku przedostał się do Wielkiej Brytanii. Był tam polskim dowódcą bazy lotniczej w Blackpool. Od 6 listopada 1940 roku był oficerem łącznikowym Polskich Sił Powietrznych przy Fighter Command. Stefan Pawlikowski zginął nad Francją w wyniku walki powietrznej. Leciał na myśliwcu Spitfire Mk. IX 1. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. 1 stycznia 1964 roku Prezydent RP na uchodźstwie August Zaleski awansował go pośmiertnie na generała brygady.

Stefan Pawlikowski to jeden z pilotów, którzy w największym stopniu przyczynili się do powstania tzw. „polskiej szkoły myśliwskiej”. Przez lata służył w oddziałach myśliwskich, współpracował z innymi wybitnymi pilotami – Jerzym Kossowskim, czy Jerzym Bajanem. Spod ręki Pawlikowskiego wyszli znakomici polscy myśliwcy, np. Mieczysław Mümler i Eugeniusz Wyrwicki. Stefan Pawlikowski poszczycić się mógł ogromnym doświadczeniem. W charakterze pilota myśliwskiego latał w pierwszej wojnie światowej, wojnie polsko-bolszewickiej i drugiej wojnie światowej. W okresie pokoju przeszedł od szczebla oficera-pilota aż do szczebla dowódcy pułku. Na imponującej karierze Pawlikowskiego cieniem kładzie się jednak morderstwo jakiego dopuścił się w 1926 roku. Niezbyt długi wymiar kary i szybki powrót po jej odbyciu do wojska wskazują z jednej strony na szczególne miejsce oficerów w strukturach społecznych II Rzeczypospolitej, a z drugiej – na to, że Pawlikowski był potrzebny polskiej armii.

Znadniemna.pl za infolotnicze.pl

11 października 1896 roku w Kozłowie koło Mińska na Białorusi urodził się Stefan Pawlikowski - generał brygady, pilot Wojska Polskiego. [caption id="attachment_33792" align="alignnone" width="480"] Generał Stefan Pawlikowski[/caption] Edukację rozpoczął w Szkole Realnej w Smoleńsku, kontynuował ją w Wilnie. Od 1915 roku uczył się w Szkole Handlowej Zybina

Zabytkowa rezydencja słynnego rodu mieści się we wsi Połoneczka pod Baranowiczami. Zarząd Mienia Komunalnego w Brześciu próbuje sprzedać ją już po raz piąty.

Pałac w Poloneczce – współczesny wygląd

Nabywca musi musi spełnić jeden podstawowy warunek – odnowić pałac. W 2014 roku wydawało się już, że wszystko jest na dobrej drodze: budynek z terenem kupiła prywatna firma. Wkrótce okazało się jednak, że nie jest ona w stanie wyremontować zabytku i urządzić w nim – zgodnie z zamierzeniami – obiektu turystycznego. Nabywca zwrócił więc pałac państwu.

Od tego czasu wszystkie kolejne próby wystawienia go na sprzedaż kończyły się niepowodzeniem. Teraz podjęto kolejną. Cena początkowa pałacu wynosi 19 200 rubli, czyli niespełna 35 000 zł. Wraz z budynkiem nabywca dostanie w dzierżawę na 50 lat działkę o powierzchni 3,5 ha. Aukcja ma się odbyć 4 grudnia.

Pierwsze wiadomości o Połoneczce pochodzą z 1428 roku. Należała ona wówczas do księżnej Juliany Holszańskiej, trzeciej żony wielkiego księcia litewskiego Witolda. W wieku XVI majątek znalazł się w posiadaniu rodu Rudominów-Dusiackich. Jego najbardziej znanym przedstawicielem był kasztelan nowogródzki, Jan Rudomina-Dusiacki, który na czele 720 rycerzy walczył w 1621 roku pod Chocimiem. Pod koniec XVII wieku Połoneczka stała się własnością Radziwiłłów.

Pałac w Poloneczce na rysunku Napoleona Ordy z 1876 roku

Nie wiadomo dokładnie, kiedy wzniesiono samą znajdującą się tam rezydencję. Być może Połoneczka zawdzięcza ją księciu Maciejowi Radziwiłłowi. a może tylko przebudował on w stylu klasycystycznym istniejący już wcześniej pałac.

– W każdym bądź razie za jego w nim bytności zasłynął on „gustem wykwintnym i bogactwem”, co mogli stwierdzić właściciele leżących po sąsiedzku majątków, zapraszani przez księcia na organizowane przez niego towarzyskie imprezy – piszą o pałacu autorzy strony dworypogranicza.pl. – Zaprojektował go nieznany włoski architekt, wzorując się na pałacu usytuowanym w pobliżu miejscowości Bellaggio nad jeziorem Como, a należącym do słynnej we Włoszech arystokratycznej rodziny Trivulzio.

Oprócz pałacu Połoneczka znana jest też z innych zabytków – pochodzącego z XVIII wieku kościoła pw. św. Jerzego oraz ruin młyna z początku XIX wieku.

W r. 2012 Połoneczkę odwiedził Maciej Radziwiłł, brat późniejszego ministra zdrowia – Konstantego i obecny prezes Fundacji Czartoryskich. Przybył na uroczystość poświęcenia ufundowanych przez niego nowych dzwonów przy kościele.
– Ten pałac został wystawiony oficjalnie na sprzedaż przez władze Białorusi, ale myślę, że jest w takim stanie, że nikt już nie będzie w stanie temu zadaniu podołać. Inwestowanie w niego przekracza moje możliwości. Poza tym nie wiem, czy bym tu mieszkał, bo już od trzech pokoleń mieszkamy w Polsce – powiedział wówczas, zapytany czy nie chciałby związać z tą rezydencją własnej przyszłości.
Znadniemna.pl za Belsat.eu

Zabytkowa rezydencja słynnego rodu mieści się we wsi Połoneczka pod Baranowiczami. Zarząd Mienia Komunalnego w Brześciu próbuje sprzedać ją już po raz piąty. [caption id="attachment_33786" align="alignnone" width="500"] Pałac w Poloneczce - współczesny wygląd[/caption] Nabywca musi musi spełnić jeden podstawowy warunek – odnowić pałac. W 2014 roku wydawało

Wystawa fotografii wybitnej polskiej fotograf okresu międzywojennego Zofii Chomętowskiej została otwarta 4 października w Narodowym Muzeum Historycznym w Mińsku. Na oryginalnych zdjęciach widać przede wszystkim mieszkańców i krajobrazy jej rodzinnego Polesia.

Afisz wystawy

Zofia Chomętowska urodziła się w rodzinie arystokratów Druckich-Lubeckich w Porochońsku na Polesiu w okolicach Pińska, dzisiaj znajdującego się na terytorium Białorusi. W okresie międzywojennym Polesie znajdowało się w granicach II RP.

„Z majątkiem w Porochońsku i Polesiu wiąże się bardzo ważna część jej twórczości fotograficznej” – mówiła w czasie wernisażu Anna Hornik z warszawskiej Fundacji Archeologii Fotografii, która udostępniła ze swoich zbiorów oryginały poleskich zdjęć Chomętowskiej.

Na zdjęciach, często bardzo małego formatu (duże fotografie nie zachowały się), artystka uwieczniła przedwojenne Polesie i jego mieszkańców, zarówno z kręgów ziemiańskich, jak i chłopskich. Podczas wernisażu wystawy, zorganizowanej wspólnie przez Instytut Polski w Mińsku, Narodowe Muzeum Historyczne Białorusi i Fundację Archeologii Fotografii, podkreślano, że zdjęcia Chomętowskiej są unikalne.

Tomasz Adamski, p.o. dyrektora Instytutu Polskiego w Mińsku, wskazał, że „artystka pozostawiła niezwykłą dokumentację epoki i życia przedwojennego Polesia”. „Przedstawiają one (zdjęcia) ogromną wartość zarówno dla Polski, jak i dla Białorusi, stąd duże zainteresowanie wystawą w Mińsku” – podkreślił.

Nadzieja Sauczenka z Narodowego Muzeum Historii podkreśliła, że zdjęcia artystki są bardzo wartościowe. „Cieszymy się, że możemy gościć tę wystawę, która ma niezwykłą, cudowną atmosferę. To dla nas także okazja, by nauczyć się od polskich kolegów sposobu prezentacji oryginalnych fotografii” – powiedziała.

Na wystawie prezentowany jest również film dokumentalny zmontowany z nagrań Chomętowskiej „Ja kinuję”.

Chomętowska była wybitną polską fotografką okresu międzywojennego. W latach 30. XX wieku przeniosła się do Warszawy, gdzie rozwijała swoją karierę, była członkinią Polskiego Towarzystwa Fotograficznego, Fotoklubu Polskiego i Warszawskiego. Robiła zdjęcia Warszawy przedwojennej i w czasie wojny (nie zachowały się zdjęcia z tego okresu). Była również współautorką wystawy dokumentującej zniszczoną przez wojnę stolicy „Warszawa oskarża”.

Po wojnie wyemigrowała do Argentyny, gdzie zarzuciła swoją pasję fotograficzną.

Wystawę zorganizowano w ramach obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, a także Mińskiego Miesiąca Fotografii.

Zdjęcia prezentowane w Narodowym Muzeum Historii są na Białorusi po raz pierwszy. Jest to jednak już druga wystawa prac Chomętowskiej w tej placówce – poprzednia odbyła się w 2011 r. podczas polskiej prezydencji w UE.

Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP

Wystawa fotografii wybitnej polskiej fotograf okresu międzywojennego Zofii Chomętowskiej została otwarta 4 października w Narodowym Muzeum Historycznym w Mińsku. Na oryginalnych zdjęciach widać przede wszystkim mieszkańców i krajobrazy jej rodzinnego Polesia. [caption id="attachment_33781" align="alignnone" width="500"] Afisz wystawy[/caption] Zofia Chomętowska urodziła się w rodzinie arystokratów Druckich-Lubeckich w Porochońsku

Zebranie założycielskie nowej struktury terenowej Związku Polaków na Białorusi odbyło się 6 października w Kobryniu w obwodzie brzeskim.

Aleksander Jarmoszuk, prezes Oddziału ZPB w Kobryniu

Nowy oddział liczy 20 członków, a na jego prezesa wybrany został miejscowy Polak Aleksander Jarmoszuk. Zebraniu założycielskiemu Oddziału ZPB w Kobryniu przyglądała się osobiście prezes ZPB Andżelika Borys.

– Pan Aleksander skontaktował się ze mną jeszcze około roku temu. Opowiedział, że mają w Kobryniu środowisko Polaków, którzy opiekują się miejscowym cmentarzem katolickim, spotykają się z okazji świąt  kościelnych, polskich świąt narodowych i chcieliby działać w sposób bardziej zorganizowany, a najlepiej jako struktura Związku Polaków na Białorusi – opowiada nam o inicjatywie kobryńskich Polaków Andżelika Borys. Prezes ZPB podkreśla, że po pierwszym kontakcie z Aleksandrem Jarmoszukiem spotykała się z nim jeszcze kilkakrotnie przy okazji organizowanych przez ZPB objazdów polskich miejsc pamięci w obwodzie brzeskim i przekonała się, że środowisko kobryńskich Polaków rzeczywiście opiekuje się w tym mieście polskimi miejscami pamięci.

Rok po zgłoszeniu przez Polaków Kobrynia chęci założenia przy ZPB oddziału terenowego, stał się swoistym okresem próbnym, który według Andżeliki Borys minął dla kobryńskich Polaków pomyślnie i zasłużyli oni na przystąpienie do organizacji.

Głosowanie podczas wyboru prezesa Oddziału ZPB w Kobryniu

– Podczas zebrania założycielskiego Oddziału ZPB w Kobryniu członkowie nowej struktury omawiali perspektywy rozwoju jej działalności. Zaplanowali m.in. zorganizowanie przy oddziale nauczania języka polskiego. W tym celu będą rozglądać się za osobą, która mogłaby poprowadzić zajęcia zarówno z dorosłymi, jak i z dziećmi – opowiedziała nam Andżelika Borys o przebiegu zebrania założycielskiego nowej struktury związkowej.

 Znadniemna.pl, zdjęcia: facebook.com

Zebranie założycielskie nowej struktury terenowej Związku Polaków na Białorusi odbyło się 6 października w Kobryniu w obwodzie brzeskim. [caption id="attachment_33775" align="alignnone" width="500"] Aleksander Jarmoszuk, prezes Oddziału ZPB w Kobryniu[/caption] Nowy oddział liczy 20 członków, a na jego prezesa wybrany został miejscowy Polak Aleksander Jarmoszuk. Zebraniu założycielskiemu Oddziału

Szanowni Czytelnicy, nasza z Państwem akcja „Dziadek w polskim mundurze” została zauważona przez telewizję!

1947 rok.Mikołaj Buczniew w Szkocji w mundurze sierżanta. Pod paskami baretek, otrzymanych odznaczeń wojennych, w tym – między innymi Gwiazdy Monte Cassino, widzimy odznakę pamiątkową 2. grupy Artylerii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie

Reportaż o akcji ukazał się na antenach TV Belsat i TV Polonia w programie „Nad Niemnem”.

Dla nas i dla Was oznacza to, że pochwalenie się swoimi przodkami, którzy kiedykolwiek przywdzieli jakikolwiek mundur polski ma nie tylko sens osobisty (dla siebie i rodziny), lecz także ma wartość historyczną, jako udokumentowanie  faktu przynależności Waszego przodka do polskiej formacji mundurowej  i udokumentowanie świadectwa Jego wyczynu, dokonanego zgodnie ze złożoną przysięgą.

Zapraszając do obejrzenia poniższego odcinka programu „Nad Niemnem” zachęcamy Państwa do nadsyłania (przynoszenia) do redakcji portalu Znadniemna.pl biogramów, zdjęć i dokumentów Waszych bohaterskich przodków.

Adres e-mailowy redakcji portalu Znadniemna.pl i gazety „Głos znad Niemna na uchodźstwie”: pisalnik@gmail. com.

Napiszmy ( i opublikujmy) historie naszych przodków wspólnie!

Oto odcinek  programu „Nad Niemnem” z reportażem o naszej z Wami wspólnej akcji:

http://belsat.eu/pl/programs/dziadek-w-polskim-mundurze-nad-niemnem/

Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, nasza z Państwem akcja "Dziadek w polskim mundurze" została zauważona przez telewizję! [caption id="attachment_18266" align="alignnone" width="500"] 1947 rok.Mikołaj Buczniew w Szkocji w mundurze sierżanta. Pod paskami baretek, otrzymanych odznaczeń wojennych, w tym - między innymi Gwiazdy Monte Cassino, widzimy odznakę pamiątkową 2. grupy Artylerii Polskich

Zaledwie kilkudziesięciu punktów  zabrakło Polskiemu Klubowi Sportowemu „Sokół”, działającemu przy Związku Polaków na Białorusi, do zdobycia trzeciego miejsca drużynowego w zakończonym 6 października sezonie startów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking.

Reprezentacja PKS „Sokół” na końcowym etapie Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking

O najcenniejsze trofea Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking chodziarze z kijkami z ZPB  rywalizowali na trzech etapach zawodów z reprezentantami 36 klubów sportowych z Białorusi, Polski, Rosji, Ukrainy, a nawet z Francji.

Przed III końcowym etapem  Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking, który odbył się pod Grodnem, w ośrodku rekreacji i wypoczynku „Prival”, PKS „Sokół” brakowało do rywali z baranowickiego Klubu „Lokomotyw”, zajmującego trzecie miejsce drużynowe, nieco ponad trzysta punktów.  Z kolei najbliższemu prześladowcy „Sokoła” – Klubowi „Kroki” z Mołodeczna –  brakowało  do naszej reprezentacji tylko 25 punktów drużynowych.

Zadaniem maksimum dla chodziarzy z ZPB było zatem doścignięcie rywali z Baranowicz, a zadaniem minimum – utrzymanie prestiżowego czwartego miejsca i zachowanie bądź powiększenie  przewagi nad  chodziarzami z Mołodeczna.

Na końcowym etapie zawodów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking rozegrano miejsca na podium na dwóch dystansach – 10 i 5 kilometrów.  Czas kobiet i mężczyzn był mierzony osobno w kilkunastu kategoriach wiekowych i jednej sprawnościowej (inwalidzi). Ogółem rozegrano w ten sposób  kilkadziesiąt kompletów statuetek, którymi premiowane były trzy pierwsze miejsca w każdej kategorii.

Dzięki indywidualnym sukcesom zawodników „Sokoła” w różnych kategoriach na dystansie zarówno 5-ciu, jak 10-ciu kilometrów, naszej drużynie w końcowej klasyfikacji punktowej udało się prawie doścignąć  drużynę „Lokomotyw” z Baranowicz (do trzeciego drużynowego miejsca zabrakło zaledwie  kilkadziesiąt punktów) i odpowiednio zwiększyć do kilkuset punktów przewagę nad „Krokami” z Mołodeczna.

Najwięcej punktów do drużynowej skarbonki przynieśli indywidualni zwycięzcy w swoich kategoriach, zdobywcy miejsc na podium, a także zawodnicy ze zbliżonymi do podium wynikami (wg regulaminu zawodów I miejsce było premiowane 100-ma punktami, a kolejne odpowiednio 80-ma, 70., 60., 50., 45.,40., 35. I tak dalej).

Za najskuteczniejszą i najbardziej korzystną dla drużyny zawodniczkę reprezentacji PKS „Sokół” należy uznać Alesię Gutnik z Brześcia, która w kategorii kobiet w wieku od 30-tu do 39-ciu lat triumfowała zarówno na dystansie 10-ciu, jak i 5-ciu kilometrów, przynosząc drużynie maksymalnie możliwą do zdobycia liczbę punktów – 200.  Drugą pod względem korzyści dla drużyny zawodniczką „ Sokoła”, okazała się reprezentantka z Lidy Weronika Piuta (kategoria wiekowa 30-39 lat). Na dystansie 10 kilometrów wywalczyła ona II miejsce i 80 punktów, a na dystansie 5-ciu kilometrów finiszowała jako ósma, dodając 35 punktów drużynowych i gromadząc ich razem 115.

Na dystansie 10 kilometrów w kategorii wiekowej 30-39 lat II miejsce zajęła Weronika Piuta (pierwsza od lewej) , a I miejsce – Alesia Gutnik (pośrodku)

Wśród mężczyzn najkorzystniejszymi dla drużyny zawodnikami byli chodziarze z Wołkowyska: Walery Stiepaszychin (kategoria wiekowa 30-39 lat) i Jerzy Czupreta (kategoria wiekowa 40-49 lat). Jerzy Czupreta, walcząc na dystansie 10-ciu kilometrów zdobył najniższy stopień podium i położył do drużynowej skarbonki 70 punktów. Natomiast startując na 5 kilometrów Czupreta okazał się, niestety, tuż za podium, ale przyniósł drużynie kolejne 60 punktów, zdobywając ich ogółem 130.  O 10 punktów więcej wywalczył z kolei Walery Stiepaszychin (za II miejsce na 5 kilometrów zdobył 80 punktów, dodając je do 60-ciu punktów zdobytych za IV miejsce na dystansie 10 kilometrów).

Jerzy Czupreta (pierwszy od prawej) – zdobywca III miejsca na dystansie 10 kilometrów

Walery Stiepaszychin (pierwszy od lewej) – zdobywca III miejsca na dystansie 5 kilometrów i największej liczby punktów dla „Sokoła” wśród mężczyzn

Alesia Gutnik, Weronika Piuta, a także Walery Stiepaszychin i Jerzy Czupreta to jedyni reprezentanci „Sokoła”, którzy zgłosili się do startu na obu dystansach, rozgrywanych na III etapie Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking.

Najliczniej obsadzonym przez naszych reprezentantów dystansem okazała się trasa pięciokilometrowa Zawodnicy „Sokoła” świętowali tutaj triumfy w pięciu kategoriach wiekowych, a także wśród osób niepełnosprawnych. Oto imiona naszych triumfatorów:

Karolina Chobian z Grodna (kat. Inwalidzi);

Lilia Gincewicz  z Grodna (kat. lat 60-64);

Helena Sirocz  z Brześcia (kat. 50-54);

Natalia Wojciechowska z Wołkowyska (kat. lat 40-44);

Alesia Gutnik  z Brześcia (kat. lat 30-39);

Tatiana Sirocz z Brześcia (kat. lat 18-29).

Poza tym chodziarzom z kijkami z „Sokoła” na dystansie 5-ciu kilometrów udało się zdobyć  trzy drugie i pięć trzecich miejsc na podium.

Najstarszym zawodnikiem naszej drużyny na zawodach był 82-letni Stefan Fiedosiewicz, który sięgnął po czwarty wynik w kategorii wiekowej 70+ i położył do drużynowej skarbonki 60 punktów.

Ogółem w kategorii seniorów i seniorek  „Sokół” wystawił na zawody cztery osoby – dwie panie i dwóch panów. Była to najliczniejsza drużynowa reprezentacja w najstarszej kategorii chodziarzy z kijkami. Ogółem seniorzy przynieśli drużynie  jedno drugie miejsce – Anna Urbanowicz, oraz dwa miejsca trzecie Weroniki Wołczkiewicz i Kazimierza Łokicia, co – razem z punktami, zdobytymi przez Stefana Fiedosiewicza – przyniosło drużynie PKS „Sokół” 280 punktów.

Marek Zaniewski, prezes PKS „Sokół” i wiceprezes ZPB

O ocenę wyników startu drużyny „Sokoła” w Otwartym Pucharze Białorusi w Nordic Walking  poprosiliśmy prezesa PKS „Sokół” i wiceprezesa ZPB Marka Zaniewskiego. – Z trzech etapów, rozegranych w ramach Pucharu Białorusi, na drugim etapie musieliśmy wystawić mocno okrojony skład reprezentacji, gdyż etap ten przypadł na dni, kiedy odbywały się obchody 30-lecia ZPB, w których organizację byli zaangażowani nasi sportowcy, będący jednocześnie aktywnymi działaczami Związku Polaków. Gdyby nie ten zbieg okoliczności moglibyśmy walczyć o zdobycie w zakończonym sezonie pierwszego bądź drugiego miejsca na drużynowym podium. Trzeci i ostatni etap, według moich szacunków, pozwolił nam do minimum skrócić dystans do trzeciego miejsca i zdobyć dużą, kilkusetpunktową, przewagę nad naszymi prześladowcami. Oznacza to, że w przyszłorocznym sezonie mamy szansę powalczyć o drużynowe mistrzostwo. Indywidualne wyniki naszych reprezentantów pozwalają przypuszczać, iż wśród drużyn i klubów, uprawiających Nordic Walking na Białorusi, PKS „Sokół” przy ZPB  i jego zawodnicy będą traktowani jako faworyci – powiedział Marek Zaniewski.

Znadniemna.pl

Zaledwie kilkudziesięciu punktów  zabrakło Polskiemu Klubowi Sportowemu „Sokół”, działającemu przy Związku Polaków na Białorusi, do zdobycia trzeciego miejsca drużynowego w zakończonym 6 października sezonie startów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking. [caption id="attachment_33760" align="alignnone" width="500"] Reprezentacja PKS "Sokół" na końcowym etapie Otwartego Pucharu Białorusi

Przejdź do treści