HomeStandard Blog Whole Post (Page 223)

Nasz autor Igor Stankiewicz, działacz Związku Polaków na Białorusi oraz inicjatyw, upamiętniających ofiary represji stalinowskich na Białorusi, przegrał w sądzie z Narodowym Archiwum Republiki Białorusi sprawę o dostęp do akt ofiar represji stalinowskich. W sądzie usłyszał, że akta nie są udostępniane, gdyż potomkowie ofiar dowiadują się z nich, że ich przodkowie byli Polakami i wykorzystują tę wiedzę do otrzymywania Karty Polaka.

Igor Stankiewicz, fot. Naviny.by

Na prośbę redakcji Igor Stankiewicz opisał swoje perypetie sądowe specjalnie dla naszych Czytelników:

Z powodu Karty Polaka Narodowe Archiwum Republiki Białorusi (NARB) zamknęło dostęp do bazy „Dane o bezpodstawnie represjonowanych obywatelach Białorusi”, która jest jedynym wiarygodnym źródłem informacji o mieszkańcach Sowieckiej Białorusi, represjonowanych w latach 1920-50. Dowiedziałem się o tym podczas procesu sądowego, który wytoczyłem NARB.

27 lipca Kolegium Sędziowskie Sądu Miejskiego w Mińsku, potwierdziło werdykt Sądu Rejonu Pierwomajskiego Mińska, który oddalił mój pozew przeciwko NARB, który składałem jako potomek represjonowanych, badacz represji stalinowskich w Orszy oraz  koordynator kampanii „Zabici, lecz nie zapomniani”. W swoim pozwie oskarżałem NATB o bezprawną odmowę udostępnienia danych z bazy archiwalnej o moich represjonowanych krewnych.

Akta archiwalne moich pradziadka i prababci rozstrzelanych w Orszy znajdują się w zbiorach Komendy KGB obwodu witebskiego. Żeby zapoznać się z nimi, musiałbym przedstawić dokumenty o moim pokrewieństwie z ofiarami stalinowskiej zbrodni. KGB często żąda dokumentów, których autentyczność jest potwierdzona przez notariusza. Przez długi okres czasu miałem trudności z gromadzeniem dokumentów, które potwierdzałyby cały „łańcuszek” mojego pokrewieństwa z pradziadkami. Uwzględniając to, że po naszych ziemiach przetoczyła się wojna, płonęły domy, archiwa, ludzie się przesiedlali, odtworzenie „łańcuszka” pokrewieństwa jest dosyć skomplikowane i kosztowne.

Narodowe Archiwum RB było jedynym oficjalnie dostępnym źródłem informacji, w którym jeszcze kilka lat temu można było zdobyć dane represjonowanych, nie okazując jakichś dodatkowych dokumentów. Po raz pierwszy otrzymałem takie dane bez żadnych problemów w 2014 roku. Zawierały one nazwiska, daty i miejsca urodzin, adres zamieszkania, daty aresztowania i zapadnięcia wyroku, data oraz miejsce egzekucji, data rehabilitacji, narodowość ofiary. W rubryczce narodowość mojej prababci Anny Chodewcewej (z domu Kamieńskiej) wpisane było „Polka”. W tamtej chwili był to dla mnie ogromny sukces na drodze poszukiwań  informacji o moich represjonowanych przodkach. Oprócz prababci i pradziadka na liście represjonowanych znajdowało się jeszcze około 30 moich krewnych, z których 12 zostało rozstrzelanych.

Przed zamknięciem dostępu do bazy represjonowanych Narodowe Archiwum RB udostępniało zainteresowanym takie informacje o ich przodkach

Pod koniec 2018 roku skierowałem  zapytanie w sprawie innych moich krewnych, ale jedyne, co otrzymałem z NARB, były zaszyfrowane numery zarchiwizowanych akt śledczych oraz rekomendacja, abym zwracał się po nie  do KGB – w miejsce, w którym materiały te są przechowywane. Moje próby wyjaśnienia powodu, dla którego zmienił się tryb pracy archiwum i procedura udostępniania danych nie powiodły się. Z odpowiedzi, które otrzymywałem  rodziło się podejrzenie, że jestem zwodzony, okłamywany i ma miejsce próba zmylenia mnie poprzez wykorzystywanie specjalistycznej terminologii archiwistów. Tym czasem  dostęp do samej  bazy represjonowanych, jak się domyślałem, został z nieznanych mi przyczyn zamknięty.

Po zamknięciu dostępu do bazy represjonowanych |Narodowe Archiwum RB zaczęło odsyłać zainteresowanych do KGB

Na przełomie roku 2019-2020 wraz z kilkoma potomkami skierowaliśmy zapytania do NARB o udostępnienie danych o represjonowanych, ale nie otrzymaliśmy zadawalającej nas informacji. Nasze najgorsze podejrzenia się nasiliły, kiedy archiwum ni z tego ni z owego oświadczyło, że nie posiada informacji o moim pradziadku, o którym przecież poinformowano mnie w 2014 roku. Z tym bulwersującym faktem poszedłem do sądu. Przegrałem w pierwszej instancji. 30 marca Sąd Rejonu Pierwomajskiego Mińska oddalił mój pozew, całkowicie przyjmując stanowisko skarżonej przeze mnie  instytucji państwowej. Sąd Miejski Mińska, jako instancja apelacyjna potwierdził werdykt sądu rejonowego.

„Decyzja instancji apelacyjnej świadczy o tym, że sądy wciąż stoją na straży linii ideologicznej naszego państwa i władzy, gloryfikującej metody totalitaryzmu i stalinizmu, kiedy represje stosowano wbrew prawu” – takie przekonanie wyraził w związku z powyższym reprezentujący mnie w sądzie obrońca praw człowieka z Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Hary Pahaniajła. Według niego państwo nie chce ujawniać historii represji stalinowskich zwłaszcza teraz, kiedy surowe represji wobec obywateli stosuje reżim polityczny Aleksandra Łukaszenki.

Mimo przegranej udało nam się wyjaśnić rzeczywisty powód, który był przez struktury państwowe starannie ukrywany. Okazało się, że jeszcze 4 grudnia 2018 roku dyrekcja archiwum zatwierdziła regulamin korzystania z bazy „Dane o bezpodstawnie represjonowanych…” Na mocy tego dokumentu baza ma być wykorzystywana wyłącznie w celach służbowych i nie jest przeznaczona do sporządzania sprawozdań statystycznych, analiz, a nawet do badań historycznych. Dostęp do bazy mają jedynie niektórzy pracownicy NARB. Oznacza to, że cały ogrom danych, które ponad 20 lat gromadziło archiwum, okazał się niedostępny nawet dla historyków i badaczy. Ciekawe jest, że 19 grudnia 2018 roku pierwsza wicedyrektor Departamentu ds. Archiwów Ministerstwa Sprawiedliwości  O. W. Birukowa oświadczyła: „informujemy także, ze na Bazę danych nie nakładano klauzuli tajności, ani innych ograniczeń”. Po co Ministerstwo Sprawiedliwości oraz NARB ukrywały, że istnieje dokument, ograniczający dostęp do informacji o represjonowanych?

Baza „Dane o bezpodstawnie represjonowanych…” jest jedynym na Białorusi rejestrem państwowym, z którego każdy bez ograniczeń mógł otrzymać dane o każdym z represjonowanych i – co jest bardzo istotne – o każdym zrehabilitowanym bez potwierdzenia pokrewieństwa. Według danych Narodowego Archiwum RB, rejestr ten zawiera dane o 180951 represjonowanych. Pracownicy twierdzą, że niektóre dane się powtarzają. Nawet jeśli jest to prawda, to rejestr zawiera dwukrotnie, a nawet trzykrotnie więcej informacji, niż otwarte bazy rosyjskiego „Memoriału” albo białoruskiej „Kartoteki Stalina”, które zawierają dane o 60-80 tys. represjonowanych mieszkańców BSRR. W istocie samej jest to dokumentalny pomnik z imionami ofiar sowieckiego totalitaryzmu.

„Nie ukrywamy informacji” – twierdzi wicedyrektor NARB Helena Kusznowa.  Według niej, specyfika bazy polega na tym, że opiera się ona na dokumentach, przechowywanych w KGB i MSW. Narodowe Archiwum nie może zweryfikować pochodzących z tych źródeł danych, dlatego od 2018 roku radzi kierować zapytania do instytucji, które je przechowują. Kusznowa tłumaczy, że wówczas, kiedy archiwum udostępniało całokształt informacji, wielu potomków skarżyło się na liczne błędy, zawarte w aktach. „Rzeczywiście udostępnialiśmy informacje z tej bazy danych. Potem otrzymywaliśmy skargi od obywateli, że w dokumentach błędnie podany jest rok urodzin, błędnie wpisana jest narodowość” – tłumaczyła wicedyrektor Narodowego Archiwum.

Najistotniejsze jednak jak się okazało było to, że według pracowników archiwum baza danych była wykorzystywana nieprawidłowo. „Te bazę obywatele wykorzystywali do innych celów – Karta Polaka…  Krewni mówili nam: «Nie jest istotne, że nasz przodek był represjonowany, nie tej informacji szukamy. Potrzebujemy potwierdzenia tego, że był Polakiem». Zdarzało się też tak. Dlatego zajęliśmy się tą bazą. Z uwagi na to, że nie mieliśmy żadnego regulaminu korzystania z niej w 2017 roku zaplanowaliśmy, że w roku  2018 dyrekcja zatwierdzi taki regulamin ” – takie nieoczekiwane oświadczenie wygłosiła w sądzie Helena Kusznowa. Na reszcie intryga została ujawniona!

„To istotna okoliczność. Nie powoływaliśmy się na nią, gdyż o niej nie wiedzieliśmy, jednak okoliczność ta została ujawniona przez pracowników archiwum. Przyznali oni, że dane archiwalne są wykorzystywane przez obywateli Białorusi do otrzymania Karty Polaka. Wygląda więc na to, że przyczyna zamknięcia dostępu do bazy danych jest polityczna” – uważa Hary Pahaniajła.

Gazeta „Rzeczpospolita” informowała, że według stanu na  wrzesień 2019 roku, od 2008 roku, czyli od  momentu, kiedy zaczęto wydawać Kartę Polaka, otrzymało ją ponad 131 tysięcy obywateli  Białorusi. Każdego roku liczba chętnych do otrzymania tego dokumentu nie spada, wręcz rośnie.

„To bardzo niepokojący sygnał dla białoruskiej władzy. Oznacza bowiem, że nie wszystko podoba się na Białorusi jej mieszkańcom. Ludzie sięgają nawet po tak nikłe możliwości, byleby wyjechać z ojczystego kraju i poszukać szczęścia w innym. Zamiast tego, żeby przemienić Białoruś w krainę do życia i zatrzymać strumień migracji, władze starają się takim marnym sposobem ukryć dokumenty archiwalne, schować historię, możliwość poznania prawdy, byleby pozbawić ludzi możliwości wyjazdu z tego kraju. Istnieje jednak wiele innych sposobów, żeby wyemigrować za granicę” – oświadczył obrońca praw człowieka.

Zwalczanie przez władze Białorusi polskiej Ustawy „O Karcie Polaka” nie jest nowością. Białoruski dyktator niejednokrotnie wypowiadał się na ten temat. W 2008 roku mówił: – Nasi wrogowie, niejednokrotnie próbowali wtrącać się w nasze wewnętrzne sprawy, rozgrywając kartę narodowościową, sztucznie rozdmuchując  polską, czy żydowską kwestie. Najnowszy przykład – uchwalenie przez Sejm Polski Ustawy „O Karcie Polaka”. Można przytaczać też inne negatywne wypowiedzi białoruskiej głowy państwa o Karcie Polaka.

W 2011 roku Sąd Konstytucyjny Białorusi uznał szereg paragrafów polskiej Ustawy „O Karcie Polaka” za nieodpowiadające zasadom i normom prawa międzynarodowego. A rok później na Białorusi znowelizowano Ustawę „O służbie państwowej”, która zabroniła białoruskim urzędnikom korzystania z Karty Polaka. Mińsk spróbował zwalczyć polskie prawo i nawet oświadczył, że wprowadzi Kartę Białorusina. Idea umarła jednak w zalążku.

Werdykt sądu, potwierdzający prawomocność zamknięcia dostępu do archiwalnych informacji o osobach represjonowanych w BSRR, będę wraz z obrońcami praw człowieka i innymi zainteresowanymi skarżył do wyższych instancji sądowych, a jeśli będzie trzeba – także na szczeblu międzynarodowym. Stronniczość białoruskiego sądownictwa i jawne upolitycznienie tematu raczej pozbawia nas szans na odniesienie sukcesu. Będziemy jednak kontynuować walkę o to, żeby przywrócić pamięć o ludziach, zniszczonych przez komunistyczny reżim.

Igor Stankiewicz specjalnie dla Znadniemna.pl

Nasz autor Igor Stankiewicz, działacz Związku Polaków na Białorusi oraz inicjatyw, upamiętniających ofiary represji stalinowskich na Białorusi, przegrał w sądzie z Narodowym Archiwum Republiki Białorusi sprawę o dostęp do akt ofiar represji stalinowskich. W sądzie usłyszał, że akta nie są udostępniane, gdyż potomkowie ofiar dowiadują

Dzisiaj zapraszamy Państwa do poznania sylwetki kolejnego Kresowianina z rodziny Achramowiczów – funkcjonariusza Policji Państwowej w okresie międzywojennym i żołnierza Żandarmerii Wojskowej w Armii Andersa Jana Achramowicza.

Jan Achramowicz, jako posterunkowy Policji Państwowej II RP w Wilejce

Jana Achramowicza, podobnie jak bohatera z poprzedniego odcinka Bronisława Achramowicza – młodszego brata naszego dzisiejszego bohatera, zgłosił do akcji „Dziadek w polskim mundurze” nasz czytelnik z Warszawy, wnuk stryjeczny Jana  i Bronisława Achramowiczów – Krzysztof Grygatowicz.

JAN ACHRAMOWICZ urodził się w 1901 roku w Czerniętach (w II RP wieś w powiecie wilejskim województwa wileńskiego, obecnie – chutor w rejonie smorgońskim obwodu grodzieńskiego Republiki Białoruś) w rodzinie Emilii z domu Morozow i Jana Achramowiczów, którzy zmarli, osieracając czworo dzieci, przed wybuchem I wojny światowej. Wraz z rodzeństwem i opiekującą się sierotami rodziną ciotki Janek został ewakuowany do Petersburga z przyfrontowego terenu, który przebiegał w okolicach Czernięt.

W Petersburgu zastało Jana odzyskanie przez Polskę Niepodległości. Jako młody 18-letni mężczyzna Jan Achramowicz postanowił poświęcić życie służbie Ojczyźnie i w okresie wojny polsko-bolszewickiej zgłosił się na ochotnika. Prowadzący rekrutację oficerowie dostrzegli w młodym mężczyźnie cechy, kwalifikujące go do zawodowej służby mundurowej, lecz nie w wojsku, ale w policji. Młody rekrut został więc skierowany na kurs Policji Państwowej do Włocławka. Po powrocie rodzeństwa Jana z Petersburga do rodzinnych Czernięt nasz bohater postanowił przenieść się bliżej domu i kwalifikacje policjanta zdobywał ostatecznie na Kursie Posterunkowych przy Komendzie Policji Państwowej powiatu wilejskiego. Tutaj też, wraz ze starszym bratem Józefem, który także został policjantem, w roku 1921 podjął służbę jako posterunkowy w Komendzie Policji Państwowej w Wilejce.

Jan Achramowicz jako kadet kursu Policji Państwowej we Włocławku. Lata 1919-1920

Komenda Policji Państwowej powiatu wilejskiego

Posterunek Policji Państwowej w Wilejce. Po lewej stoją bracia Jan i Józef Achramowicze

Pogrzeb policjanta w Wilejce – 1938 rok. Jan Achramowicz stoi twarzą do kamery z czapką w ręku

W latach 30. minionego stulecia Jan Achramowicz się ożenił, a na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej zamieszkał z żoną i dziećmi w Smorgoniach.

Jan Achramowicz z żoną i dziećmi. Smorgonie – 1939 rok

Po wybuchu II wojny światowej i agresji ZSRRS na Polskę 17 września 1939 roku, funkcjonariusze Policji Państwowej zostali zmobilizowani do służby w Wojsku Polskim i posterunek, w którym pełnił służbę nasz bohater, został ewakuowany do garnizonu wileńskiego.

Po opanowaniu Wilna przez wojska sowieckie część obrońców wycofała się w kierunku granicy litewskiej. Jan Achramowicz został internowany na Litwie, gdzie przebywał aż do jej zajęcia przez Sowietów w czerwcu 1940 roku.

Okres internowania uratował naszego bohatera przez śmiercią, którą poniósłby jako polski policjant w Katyniu, gdyby wcześniej trafił do sowieckiej niewoli. Do owianego mroczną sławą zbrodni katyńskiej obozu dla polskich jeńców w Kozielsku Jan Achramowicz trafił w czerwcu 1940 roku. Tutaj przebywał do podpisania umowy Sikorski-Majski w 1941 roku. Po ogłoszeniu rekrutacji do formowanej przez generała Władysława Andersa Armii Polskiej Jan Achramowicz zaciągnął się do tej formacji zbrojnej. Jako były policjant otrzymał przydział do Żandarmerii Wojskowej.

Nasz dzisiejszy bohater jest pierwszym żołnierzem Żandarmerii Wojskowej w Armii Andersa opisywanym w ramach akcji „Dziadek w polskim mundurze”. Dlatego proponujemy Państwu zapoznać się z fragmentem opracowania opublikowanego na stronie Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej Wojska Polskiego, poświęconego Żandarmerii Wojskowej w Armii Andersa i II Korpusie Polskim:

„Żandarmerię Wojskową tworzono również w Związku Radzieckim przy armii gen. Władysława Andersa. Nie od razu jednak. Nadesłane przez władze sowieckie wytyczne, według których miała tworzyć się polska armia, nie uwzględniały tego typu formacji. Niemniej jednak konieczność utrzymania dyscypliny w szeregach wojska wymusiła stworzenie żandarmerii. Powoływali ją dowódcy dywizji, mając ustną zgodę dowódcy armii. We wrześniu 1941 r. powstał pierwszy pododdział żandarmerii – kompania bezpieczeństwa, którą powołano do zadań służby ochronnej i wartowniczej. W jej składzie, obok żandarmów, znaleźli się też byli funkcjonariusze Policji Państwowej i Straży Granicznej. W tym czasie szef sztabu już wydał zarządzenie o utworzeniu w armii żandarmerii tymczasowej nazwanej Wojskową Policją Polową (WPP). Przy dywizjach piechoty powstawały plutony WPP podlegające szefom sztabów dywizji bądź szefowi sztabu armii. Żołnierze Wojskowej Policji Polowej pełnili służbę po 12 –  14 godzin, początkowo bez uzbrojenia, w cywilnych ubraniach, a niekiedy mundurach wojskowych z kampanii wrześniowej. Brak żywności i odzieży to tylko nieliczne problemy z jakimi żandarmeria zetknęła się na terenie ZSRR. Pracy nie ułatwiały liczne przestępstwa popełniane nie tylko przez żołnierzy polskich ale też ludność cywilną, która masowo przybywała do miejsc tworzenia jednostek Polskich Sił Zbrojnych.

Po ewakuacji armii Andersa na Bliski Wschód nastąpił stopniowy rozwój żandarmerii, a szczególny nacisk położono na szkolenia, których, z uwagi na trudne warunki zabrakło w Związku Radzieckim. Tym bardziej że wcześniej, w lutym 1941 roku, w polskich siłach zbrojnych na Zachodzie nowy szef tamtejszej żandarmerii, mjr Ignacy Skoczeń, rozpoczął podobne szkolenie służb porządkowych, m. in. na wzór angielski wprowadził ćwiczenia z regulacji ruchu. Dla żandarmerii, stacjonującej w tym czasie m.in. przy Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich, taka wiedza okazała się przydatna podczas walk o Tobruk. Oprócz zadań regulaminowych żandarmi wówczas wykorzystywani byli jako łącznicy oddziałów rozproszonych na pustyni. Ponadto patrolowali przedpola, pilotowali kolumny.

Po utworzeniu we wrześniu 1942 roku Armii Polskiej na Wschodzie – w składzie jednostek ewakuowanych z Rosji i dotychczasowych, m.in. II Korpusu Strzelców – jej dowódca, gen. Władysław Anders, przeorganizował żandarmerię i ustalił jej nowy zakres kompetencji. Stan formacji wynosił wówczas 38 oficerów oraz 628 podoficerów i szeregowych. Żandarmeria miała stać się symbolem bezpieczeństwa i porządku na froncie, a poza jego linią powstrzymywać żołnierzy od popełniania przestępstw, wykroczeń i przewinień niezgodnych z zasadami dyscypliny oraz prawa wojennego.

W 1944 roku 3 karpacki szwadron żandarmerii uczestniczył w bitwie pod Monte Casino, w czasie której regulował ruchem kolumn wojskowych oraz kontrolował ruch pojazdów cywilnych. Miernikiem dobrze spełnionego obowiązku podczas kampanii włoskiej były odznaczenia bojowe żołnierzy żandarmerii, w tym nadane cztery krzyże Virtuti Militari.

W 1946 roku rząd brytyjski przejął na siebie przeprowadzenie demobilizacji Polskich Sił Zbrojnych, tworząc Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia. Utrzymano w nim formacje żandarmerii, które miały pomóc w zapewnieniu ładu, porządku i dyscypliny wśród demobilizowanych żołnierzy. Do PKPiR zapisało się 68 oficerów oraz 700 podoficerów i szeregowych żandarmerii II Korpusu. W marcu 1949 roku rozwiązano PKPiR. Był to tym samym koniec żandarmerii wojskowej II Rzeczypospolitej.”

Wraz z II Korpusem żołnierz Żandarmerii Wojskowej Jan Achramowicz przebył cały szlak Armii Andersa.

Bracia Jan i Bronisław Achramowicze, jako żołnierze Armii Andersa we Włoszech – luty-marzec 1944 roku

Włochy, luty-marzec 1944 roku. Bracia Achramowicze Jan i Bronisław

Po zakończeniu wojny i demobilizacji nasz bohater początkowo przebywał w Anglii, a następnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych.

Do Polski powrócił dopiero w latach siedemdziesiątych minionego stulecia, gdy ówczesne władze komunistyczne nie dokonywały już znaczących represji w stosunku do byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Zmarł posterunkowy Policji Państwowej II RP i żołnierz Żandarmerii Wojskowej w Armii Andersa w 1980 roku w Aleksandrowie Kujawskim.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie opracowania Krzysztofa Grygatowicza z Warszawy, wnuka stryjecznego bohatera

Dzisiaj zapraszamy Państwa do poznania sylwetki kolejnego Kresowianina z rodziny Achramowiczów – funkcjonariusza Policji Państwowej w okresie międzywojennym i żołnierza Żandarmerii Wojskowej w Armii Andersa Jana Achramowicza. [caption id="attachment_47313" align="alignnone" width="500"] Jan Achramowicz, jako posterunkowy Policji Państwowej II RP w Wilejce[/caption] Jana Achramowicza, podobnie jak bohatera z

Sytuacja jest niezwykła, takie obrazy na Białorusi są niespotykane. Patrząc na niektóre nagrania aż ciarki przechodzą. Tysiące ludzi na ulicach, skandują, że chcą zmian, po białorusku śpiewają „Mury” Jacka Kaczmarskiego. Swiatłana Cichanouska, rywalka Aleksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich, dosłownie idzie jak burza. A razem z nią dwie inne kobiety. Całej trójce właśnie udaje się coś nieprawdopodobnego.

Damski Triumwirat, który rzucił wyzwanie Łukaszence: Weronika Cepkało, Swiatłana Cichanouska i Maria Kolesnikowa, fot.: Nasza Niwa/nn.by

Wybory prezydenckie na Białorusi odbędą się 9 sierpnia. Aleksander Łukaszenka już w czerwcu praktycznie wykosił wszystkich potencjalnych kontrkandydatów.Najpier w maju do aresztu trafił popularny bloger i krytyk prezydenta Siarhej Cichanouski – rzekomo za napaść na milicjanta. Zatrzymany został także były bankier Wiktar Babaryka, który pod swoją kandydaturą zebrał aż 450 tys. podpisów, najwięcej w historii Białorusi.

Białoruska prokuratura nie dopuściła też do rejestracji byłego dyplomaty Walerego Cepkały, który zebrał ich ponad 220 tys., a uznano jedynie 75 tys. Gdy Cepkała dowiedział się, że również dla niego władze szykowały areszt, wyjechał z dziećmi do Rosji.

Swiatłana Cichanouska główną rywalką Łukaszenki

Łukaszenka zapewne już mógł poczuć się spokojnie, ale najwyraźniej nie przewidział jednego – że do akcji wkroczą kobiety. Żony wyeliminowanych przez niego kandydatów, które same staną do walki z reżimem, na ich wiece zaczną przychodzić gigantyczne tłumy, a świat z niedowierzaniem będzie obserwował, jak trzy kobiety zjednoczyły się przeciwko Łukaszence. I jaką dają ludziom nadzieję.

„Nieprawdopodobne, co one wyczyniają na Białorusi, jak jednoczą ludzi”, „Trzy kobiety wywracają Białoruś do góry nogami” – komentują internauci za granicą.
– Ludzie już okrzyknęli tę trójkę „Aniołkami Charliego”. Liczebność wieców, które organizują, jest rekordowa dla każdej z miejscowości, do której przyjeżdżają. To świadczy o dużej popularności tych pań, ale też o zmęczeniu obywateli panującym reżimem Łukaszenki i nadziei na zmiany, którą obudziły „Aniołki” – mówi naTemat Andrzej Pisalnik, znany dziennikarz, sekretarz Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi.
Zupełnie przez przypadek i nieoczekiwanie dla wszystkich, główną rywalką Łukaszenki została Swiatłana Cichanouska, żona blogera, który prowadził popularny kanał na YouTube „Kraj do życia”. Zarejestrowała swój komitet, gdy jej mąż został aresztowany. To dlatego przedstawiana jest jako kandydatka zastępcza. – Zgłosiłam się do wyborów z miłości, gdy zostało to uniemożliwione mojemu mężowi – mówi otwarcie.
16 lipca oficjalnie połączyła siły z pozostałymi sztabami, które reprezentują żona Walerego Cepkały, Weronika, oraz szefowa sztabu Barbaryki, Maria Kolesnikowa. – Połączyliśmy wysiłki dla jednego celu. Chcemy z dumą opowiadać naszym dzieciom, że byliśmy w stanie zmienić ten długi dyktatorski reżim – ogłosiła Kolesnikowa.
– Moim zdaniem Cichanouska, a właściwie Damski Triumwirat, bez fałszerstw wygrałaby w cuglach. Historia jej kandydowania to po prostu scenariusz hollywoodzkiego filmu: Żona kandyduje zamiast męża, którego wsadzono za kraty za mówienie prawdy i cały naród jej współczuje, pragnąc ją wesprzeć w walce ze złem – mówi Andrzej Pisalnik.

Na wiecach Cichanouskiej tłumy

W teren ruszyły 19 lipca. I to jak. Na ich wiecach w Homlu, Orszy, Mohylewie, ludzie skandują, że chcą zmian. Niektórzy trzymają ich portrety w dłoniach. W Homlu, rodzinnym mieście jej męża, miało być nawet 10 tys. ludzi.

W Borysowie takiego zgromadzenia politycznego nie widziano od lat. „Razem”, „Możemy”, „Wierzymy” – ludzie pisali na transparentach.  Te kobiety wywołały na Białorusi emocje, które jeszcze niedawno mogły wydawać się tam zupełnie nie do pomyślenia.
A nagranie, jak w nocy tłum śpiewa „Mury” Jacka Kaczmarskiego, może budzić dreszcze. Wywołało też silne reakcje wśród polskich internautów. „Bardzo się wzruszyłam. To początek Waszej drogi! Niech Wam się uda, Bracia i Siostry!” – komentuje jedna z Polek.
Wszystkie trzy namawiają Białorusinów do licznego udziału w wyborach. Nie zamierzają ich bojkotować.
– W historii białoruskich wyborów prezydenckich jest to pierwszy przypadek koalicji antyłukaszenkowskiej, którą zawarły trzy sympatyczne kobiety, nie związane z tradycyjną opozycją polityczną. I to jest najważniejszy atut tej koalicji, gdyż nie odtrąca wyborców o żadnym światopoglądzie – wyjaśnia Andrzej Pisalnik.
Podkreśla, że ważne jest też to, że te kobiety właściwie nie walczą o władzę. Tylko – z wyjątkiem Kolesnikowej – o mężów i swoje dzieci.

Swiatłana Cichanouska chce nowych wyborów

– Swiatłana Cichanouska walczy o męża, który siedzi w areszcie za prowadzenie popularnego bloga. Jej dzieci są z babcią za granicą w obawie przed odebraniem ich przez organa opieki. Weronika Cepkało jest żoną kolejnego niezarejestrowanego kandydata, który z dziećmi musiał wyjechać do Moskwy w obawie przed aresztem i odebraniem temu małżeństwu dzieci. Prokuratura kazała nauczycielom dzieci Cepkałów pisać na rodziców negatywne opinie – opowiada Andrzej Pisalnik.

Andrzej Pisalnik:
W ten sposób każda z pań prowadzi indywidualną wojnę o prawo do zwykłego ludzkiego, czy matczynego szczęścia, co jest bliskie i zrozumiałe dla większości ludzi, niezależnie od wieku i statusu społecznego.
Dzieci Swiatłany Cichanouskiej mają 4 i 10 lat. Ona we wrześniu skończy 38 lat.
– Uwolnienie Siarhieja uszczęśliwiłoby dwie osoby – jego i mnie. Ale milionów ludzi, którzy uwierzyli w niego… Zdradziłabym każdego z nich. Uwierzyli mi, że pójdę po zwycięstwo, do końca – powiedziała teraz.
Właśnie ogłosiła program wyborczy. Zapowiada, że chce zostać prezydentem Białorusi, ale nie dla stanowiska, tylko po to, by przywrócić ludziom prawo wyboru.
Za pół roku chciałaby przeprowadzić powtórne, uczciwe i sprawiedliwe wybory prezydenckie z udziałem wszystkich kandydatów, w tym swojego męża. Chce przywrócenia konstytucji z 1994 roku, zwiększenia roli parlamentu i rozszerzenia kompetencji samorządów.
– „Aniołki” nie chcą władzy i profitów dla siebie osobiście, co sprawia, że wielu im sympatyzuje w tym, co robią. Myślę, że ta kampania wyborcza może okazać się najciekawsza w historii białoruskiej państwowości i po sfałszowaniu przez Łukaszenkę wyników wyborów – ludzie masowo wyjdą z protestami na ulice białoruskich miast – przewiduje nasz rozmówca.

Łukaszenka rządzi od 26 lat

Jak na popularność kandydatki opozycji reagują władze? Takie nagrania z Białorusi mogą mówić same za siebie. Aleksander Łukaszenka rządzi Białorusią od ponad 25 lat i tak łatwo władzy nie odda.

– Moim zdaniem on nie ma dobrej metody zwalczania popularności Triumwiratu, gdyż – kreując się na brutala-macho – nie może skutecznie walczyć z „trzema babami”, nie ośmieszając się. Na razie media państwowe starają się zohydzić i ośmieszyć Cichanouska i jej koleżanki, stosując dosyć prymitywną propagandę, której nikt nie wierzy – mówi Andrzej Pisalnik.
Ale obawia się, że władze mogą zastosować wobec niej bardziej podłe metody. Do wyborów zostały jeszcze dwa tygodnie.

Sytuacja jest niezwykła, takie obrazy na Białorusi są niespotykane. Patrząc na niektóre nagrania aż ciarki przechodzą. Tysiące ludzi na ulicach, skandują, że chcą zmian, po białorusku śpiewają "Mury" Jacka Kaczmarskiego. Swiatłana Cichanouska, rywalka Aleksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich, dosłownie idzie jak burza. A razem z

Ze wszystkich spotkań kandydata Aleksandra Łukaszenki na prezydenta Białorusi, które miałem okazje obserwować, największe odbyło się w 1994 roku właśnie w Homlu. Zadaszony stadion, trzy i pół tysiąca widzów spływających jak lawa z trybun, by móc dotknąć swojego idola, wyciągnąć do niego dziecko, zdobyć autograf.

Najliczniejsze spotkanie kandydatki na prezydenta Swiatłany Cichanouskiej odbyło się również w Homlu. Nie na zadaszonym stadionie, ale na otwartym terenie, co miało niesamowity efekt. Nocne ujęcia ze światłami telefonów komórkowych są oczywiście starą sztuczką, ale to nie zmienia faktu, że widok jest imponujący, a uśmiechy ludzi szczere.

Alaksandr Fiaduta, konsultant polityczny

Jednak nie o to chodzi. Mówię teraz o liczbach.W Homlu, według różnych szacunków, na spotkanie z przedstawicielami „zjednoczonego sztabu” przybyło od ośmiu do dziesięciu tysięcy osób. To dużo czy niewiele?

To dużo. Mniej więcej tyle samo przyszło w Mińsku na pokojowe protesty na placu Bangalore, a wtedy wydawało się, że taka liczba to jakiś cud. Homel jest drugim co do wielkości miastem na Białorusi. Czy to był cud?

Znany w kręgach internetowych i w Wilnie Kirył Atamanczyk skomentował na Facebooku pikietę w Żłobinie, w której wzięły udział tysiące mieszkańców: „Tylu ludzi nie widziałem na żadnym opozycyjnym zgromadzeniu!”. Czy to naprawdę rekord?

Wiec Swiatłany Cichanouskiej w Homlu na wschodzie Białorusi. Fot.: belsat.eu

Swiatłana Cichanouska i jej dwie najbliższe współpracowniczki. Maryja Kalesnkawa i Weraniaka Capkała. Żłobin 26 lipca. Fot.: belsat.eu

W tym momencie warto przypomnieć sobie niekończące się kolejki ludzi z maskami na twarzy i dowodami w ręku, którzy chcieli złożyć podpisy dla: Barbaryki, Capkały i Cichanouskiej. Tych samych, którzy później wyczekiwali momentu, kiedy kandydaci mimo wszystko się zjednoczą. Jak trzech kandydatów na prezydenta, trzech potencjalnych rywali, może się zjednoczyć? Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. Jednak wszyscy tego pragnęli. A Lidzija Jarmoszyna, przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej, spełniła ich życzenie, jednocząc wszystkich wokół Cichanouskiej. Zrobiła to w sposób podły i bezwstydny, ale jednak to dzięki niej doszło do zjednoczenia.

Odpowiedzią na to zjednoczenie było pojawienie się tysięcy ludzi na spotkaniach i pikietach. Zobaczyli nową alternatywę. To już nie opozycjoniści trwający w wiecznej wojnie między sobą, ale trzy kobiety, które mówią tylko o tym, co je połączyło. Nie o różnicach, które należałoby zniwelować, ale wspólnych celach, które jednoczą wszystkich.

O tym, że w kraju nie powinno być więźniów politycznych, a pokojowi demonstranci nie powinni być bici pałkami i siłą zaciągani do radiowozów. O tym, że kraj powinien się rozwijać. O tym, że wybory powinny być uczciwe i przejrzyste, a już na pewno bez użycia siły przez kandydata, który mobilizuje na swoją korzyść cały aparat władzy.

To wszystko niespodziewanie pokrywa się z tym, co wielu Białorusinów myśli i czuje. Wśród nich ci, którzy nie pojawili się na spotkaniach w Mińsku, Homlu, Żłobinie i innych miastach.Powodem ich nieobecności nie było bezwarunkowe poparcie dla obecnego rządu. Przyczyny mogły być różne. I nie chodzi o to, czy przyjdą na następne zgromadzenia i protesty. Pytanie brzmi, czy te głosy wystarczą, aby wygrać uczciwie, nawet jeśli nie będzie sondaży wyborczych. Potem zaś utrzymać zwycięstwo pokojowo. Kolejną niewiadomą jest to, ile właściwie potrzeba głosów, by wygrać, biorąc pod uwagę powszechne fałszowanie wyników na Białorusi co od lat potwierdzają misje OBWE.

Na razie mamy odpowiedź na inne pytanie. Czy Cichanouskaja ma poparcie? Ma. W Żłobinie, w Stołpcach, w Bobrujsku i Pińsku. W Głębokiem i Rohaczowie, a nawet w Grodnie, Witebsku, Mohylewie, Homlu i Mińsku. Byliśmy tego świadkami.

Znadniemna.pl za Alaksandr Fiaduta, belsat.eu

 

Ze wszystkich spotkań kandydata Aleksandra Łukaszenki na prezydenta Białorusi, które miałem okazje obserwować, największe odbyło się w 1994 roku właśnie w Homlu. Zadaszony stadion, trzy i pół tysiąca widzów spływających jak lawa z trybun, by móc dotknąć swojego idola, wyciągnąć do niego dziecko, zdobyć autograf. Najliczniejsze

Sejm przyjął dziś ustawę o przyznaniu świadczeń pieniężnych osobom, które w latach 1939-56 były zesłane lub deportowane do Związku Sowieckiego. Przepisy w tej sprawie zgłosił prezydent Andrzej Duda. Ustawa trafi teraz do Senatu.

Za przyjęciem ustawy głosowało 440 posłów, trzech było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu.

Nowe przepisy przewidują przyznanie jednorazowych świadczeń pieniężnych, które – biorąc pod uwagę średni czas przebywania na zesłaniu – mogą wynieść 13,2 tys. zł. Pieniądze te będą przyznawane w wysokości proporcjonalnej do okresu przebywania danej osoby na zesłaniu lub deportacji w Związku Sowieckim. Za każdy miesiąc okresu podlegania w latach 1939–56 tego rodzaju represji ma przysługiwać 200 zł. Jednorazowe świadczenie nie może wynieść mniej niż 2,4 tys. zł.

Ustawa – jak podkreślano na etapie prac w Sejmie – ma za zadanie zniwelować dotychczasowe nierówności i umożliwić zaspokojenie roszczeń tych obywateli polskich zesłanych lub deportowanych do Związku Sowieckiego w latach 1939-56, którzy do tej pory nie otrzymali rekompensaty za doznane cierpienia.

Zgodnie z propozycją prezydenta świadczenie ma być przyznawane na wniosek osoby zainteresowanej złożonej szefowi Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Z danych UdsKiOR wynika, że świadczenia, które będą finansowane z budżetu państwa, może uzyskać ok. 22 tys. osób.

We wniosku powinno się znaleźć oświadczenie o nieuzyskaniu odszkodowania lub zadośćuczynienia na podstawie ustawy z 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległości Polski. Wypłata zadośćuczynienia będzie wolna od egzekucji i nie będzie podlegać wliczeniu do dochodu uprawniającego do wszelkich świadczeń i dodatków. Świadczenie będzie też zwolnione od podatku dochodowego od osób fizycznych.

W uzasadnieniu projektu podano, że średni czas przebywania na deportacji lub w obozie w Związku Sowieckim w przypadku sybiraków zamieszkujących na terytorium Polski wynosi 66 miesięcy. Tym samym średnia wysokość świadczenia pieniężnego dla jednej osoby może wynosić 13,2 tys. zł. Koszt wypłaty świadczeń oszacowano więc na ok. 290 mln zł.

Znadniemna.pl za belsat.eu/PAP

Sejm przyjął dziś ustawę o przyznaniu świadczeń pieniężnych osobom, które w latach 1939-56 były zesłane lub deportowane do Związku Sowieckiego. Przepisy w tej sprawie zgłosił prezydent Andrzej Duda. Ustawa trafi teraz do Senatu. Za przyjęciem ustawy głosowało 440 posłów, trzech było przeciw, nikt nie wstrzymał się

Solistka z Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Rosi Wiktoria Krywicka powiększyła swoją kolekcję nagród wokalnych, zdobywając Grand Prix 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020”.

Wiktoria Krywicka, zdobywczyni Grand Prix

Koncert Galowy najbardziej prestiżowego konkursu wokalnego, organizowanego przez ZPB, odbył się 25 lipca w trybie on-line na platformie internetowej ZOOM. Wtedy też jurorzy: Stanisław Klawe, autor tekstów piosenek, kompozytor i wykonawca, bard i satyryk, piastujący funkcję sekretarza generalnego Związku Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR, Anna Kowalska, filolog, teatrolog, animator kultury, pracująca na co dzień jako redaktor-konsultant w Mazowieckim Instytucie Kultury oraz Mateusz Prendota, dyrektor Filharmonii Krakowskiej i prezes Stowarzyszenia PASSIONART – ogłosili werdykt, na który złożyły się oceny, wystawione przez nich po przesłuchaniu nagrań występów konkursowych.

Zgodnie z oceną Jury niekwestionowanym faworytem Konkursu i zdobywcą Grand Prix okazała się znana popularyzatorka polskiej piosenki na Białorusi i poza jej granicami, zdobywczyni Grand Prix VII edycji prestiżowego Festiwalu Piosenki Anny German „Eurydyka”,  laureatka I Polonijnego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, Wiktoria Krywicka, córka zasłużonych działaczy ZPB z Rosi Stanisławy Chomczukowej i jej śp. męża Antoniego Chomczukowa. Jurorzy wysoko ocenili w jej wykonaniu piosenkę z repertuaru Nataszy Zylskiej „Kasztany” (muz. Zbigniew Korepta, sł. Krystyna Wodnicka) oraz piosenkę z repertuaru Edyty Górniak „Nie opuszczaj mnie” (muz. Jacques Brel, sł. Jacques Brel w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego).

Nagrania konkursowe Wiktorii Krywickiej:

„Nie opuszczaj mnie” 

 „Kasztany” 

Wśród laureatów 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020” znaleźli się także utalentowani wokalnie wykonawcy:

Wioletta Kolendowicz, I miejsce w kategorii 16-24 lat

W kategorii wiekowej 16-24 lata – I miejsce zdobyła Wioletta Kolendowicz (posłuchaj nagrania konkursowe: pios. „Im więcej ciebie, tym mniej”, pios. „Niech żyje bal”) z Grodna, a Wyróżnienia otrzymali Bożena Worono z Lidy oraz Antoni Szukow z Iwia.

Julia Skurko, I miejsce w kategorii 24 lata i starsi

W kategorii wiekowej 24 lata i starsi I miejsce przyznano wokalistce z Mińska Julii Skurko (posłuchaj nagranie konkursowe: pios. „Dwie różne drogi”), której podczas nagrania konkursowego akompaniował zespół instrumentalny „Ars Longa”. II miejsce w tej kategorii wiekowej nie zostało przyznane, a miejsce III przyznano ex aequo wokalistce z Mińska Oldze Guczek i zespołowi wokalnemu „Wokaliz” z Iwia.  W tej kategorii jurorzy przyznali także dwa Wyróżnienia: Annie Soniec z Iwia oraz Olegowi Kiedzikowi z mińskiego osiedla Sokół.

22. Festiwal Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020” odbywał się w dwa etapy. Do pierwszego – eliminacyjnego zgłosiło się 23 wykonawców z Grodna, Iwia, Oszmian, Brześcia, Mińska, Rosi, Połocka, Stołpc, Borysowa, Baranowicz, Sokoła, Dzierżyńska i Lachowicz. Do etapu finałowego zakwalifikowało się 12 konkursowiczów. To oni walczyli o miejsca, premiowane cennymi nagrodami rzeczowymi, które zostaną rozdane przy najbliższej okazji, prawdopodobnie podczas III Konkursu Wokalnego „Pamiętajmy o Osieckiej”, który jest zaplanowany na jesień bieżącego roku i odbędzie się w Mińsku. Każdy z uczestników Festiwalu otrzyma od organizatorów Dyplom uczestnictwa i płyty z nagraniami największych przebojów polskiej estrady.

Fundatorem nagród 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020” jest Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, a jego organizatorem już od 22 lat jest Związek Polaków na Białorusi.

Znadniemna.pl

Solistka z Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Rosi Wiktoria Krywicka powiększyła swoją kolekcję nagród wokalnych, zdobywając Grand Prix 22. Festiwalu Polskiej Piosenki Estradowej „Malwy 2020”. [caption id="attachment_12033" align="alignnone" width="500"] Wiktoria Krywicka, zdobywczyni Grand Prix[/caption] Koncert Galowy najbardziej prestiżowego konkursu wokalnego, organizowanego przez ZPB, odbył się 25

Zgodnie z wymogiem statutowym i zaleceniem Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi w oddziałach terenowych ZPB toczy się kampania elekcyjna, mająca na celu weryfikację pełnomocnictw kierownictwa struktur terenowych organizacji.

Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Wołkowysku

Obserwacją przebiegu zebrań sprawozdawczo-wyborczych i ich zgodności ze Statutem ZPB zajmują się członkowie Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi na cele z prezes Andżeliką Borys.

W większości oddziałów terenowych, w których wybory nowego składu zarządu i prezesa odbyły się w ostatnim czasie ustępujący prezesi skutecznie starali się o reelekcję na przewidzianą przez Statut ZPB dwuletnią kadencję. W Wołkowysku, na przykład, mandat do kierowania miejscowym oddziałem ZPB przez okres najbliższych dwóch lat zdobyła dotychczasowa prezes oraz członkini Zarządu Głównego ZPB Maria Tiszkowska.

W miniony weekend zebrania sprawozdawczo-wyborcze odbyły się w oddziałach ZPB, działających w trzech centrach rejonowych obwodu grodzieńskiego. Członkowie ZPB na dwa kolejne lata przedłużyli kadencje: prezesowi Oddziału ZPB w Zelwie Mikołajowi Łomako, prezes Oddziału ZPB w Słonimiu Helenie Rak oraz prezes Oddziału ZPB w Nowogródku Marii Łukoszko.

Uczestnicy zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Zelwie

Uczestnicy zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Słonimiu

Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Nowogródku

Aktywizacja procedur demokratycznych w oddziałach ZPB wiąże się m.in. z tym, że rok bieżący jest rokiem, w którym ma odbyć się kolejny X Zjazd największej organizacji polskiej na Białorusi.

Datę i procedurę przeprowadzenia X Zjazdu ZPB na swoim najbliższym posiedzeniu w sierpniu wyznaczy Rada Naczelna Związku Polaków na Białorusi. Rada Naczelna ZPB wyznaczy też kwoty delegatów, którzy będą reprezentować na zjeździe poszczególne struktury związkowe.

Wybierane w oddziałach ZPB kierownictwo powinno być zainteresowane sporządzeniem aktualnej ewidencji członków oddziałów. Im większy liczebnie jest bowiem oddział, tym liczniejszą będzie on miał reprezentację na Zjeździe ZPB.

Znadniemna.pl

Zgodnie z wymogiem statutowym i zaleceniem Rady Naczelnej Związku Polaków na Białorusi w oddziałach terenowych ZPB toczy się kampania elekcyjna, mająca na celu weryfikację pełnomocnictw kierownictwa struktur terenowych organizacji. [caption id="attachment_47232" align="alignnone" width="480"] Podczas zebrania sprawozdawczo-wyborczego w Wołkowysku[/caption] Obserwacją przebiegu zebrań sprawozdawczo-wyborczych i ich zgodności ze Statutem

Zbiorowa wystawa malarzy, zrzeszonych w działającym przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwie Plastyków Polskich pt. „Kolorowe Anioły” jest prezentowana na Dolnym Krużganku Zamkowym w Pułtusku.

Wernisaż miał odbyć się w marcu bieżącego roku, ale w związku z pandemią koronawirusa i wprowadzeniem zakazu imprez masowych, otwarcie wystawy odbyło się dopiero w czerwcu.

 

 

Z uwagi na wciąż obowiązujące ograniczenia sanitarne dla podróżujących do Polski, autorzy wystawianych obrazów nie mogli zaprezentować ich osobiście pułtuskim miłośnikom malarstwa. Jednak sam fakt tego, że wystawa mimo wszystko się odbyła, bardzo ucieszył artystów, o czym poinformowała nas prezes TPP przy ZPB Walentyna Brysacz, udostępniając zdjęcia z wystawy na zamku w Pułtusku przesłane jej przez organizatorów wydarzenia ze Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Przypomnijmy, że po raz pierwszy wystawa „Kolorowe Anioły” z dużym powodzeniem była prezentowana w marcu 2019 roku w grodzieńskiej galerii „Tyzenhaus”. Potem prace polskich artystów z Białorusi przekroczyły granicę, aby zagościć w galeriach różnych miast Polski. Były z dużym sukcesem wystawiane m.in. w Domu Polonii w Krakowie, a także w Płocku – w ramach uroczystości wigilijnej z udziałem władz samorządowych, duchowieństwa oraz mieszkańców miasta.

– Tak naprawdę, już zaczynaliśmy tracić nadzieję na to, że nasze „Kolorowe Anioły” zostaną wystawione – przyznała w rozmowie z nami Walentyna Brysacz. – Dzięki Bogu, sytuacja epidemiczna w Polsce zaczęła się poprawiać, ograniczenia dotyczące imprez masowych zostały poluzowane i obrazy zawisły w galerii – dodała malarka.

Wystawa „Kolorowe Anioły” prezentująca trzydzieści prac autorstwa malarzy, zrzeszonych w Towarzystwie Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi będzie dostępna dla zwiedzających zamek w Pułtusku do końca sierpnia. Miłośnicy sztuki malarskiej mogą na niej nie tylko podziwiać prace polskich malarzy z Kresów, lecz także nabywać je na własność, wspierając w ten sposób zarówno samych artystów, jak i polskie środowisko artystyczne na Białorusi.

Znadniemna.pl

Zbiorowa wystawa malarzy, zrzeszonych w działającym przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwie Plastyków Polskich pt. „Kolorowe Anioły” jest prezentowana na Dolnym Krużganku Zamkowym w Pułtusku. Wernisaż miał odbyć się w marcu bieżącego roku, ale w związku z pandemią koronawirusa i wprowadzeniem zakazu imprez masowych, otwarcie wystawy

Objazdem miejsc pamięci, przypominających o działaniach obronnych I Dywizji Litewsko-Białoruskiej, stawiającej w lipcu 1920 roku zbrojny opór Armii Czerwonej na linii Niemna, kroczącej w kierunku Warszawy, aby rozpalić ogień bolszewickiej rewolucji w Polsce i Europie, uczcił 24 lipca wydarzenia sprzed 100 lat wspólnie z Konsulatem Generalnym RP w Grodnie Związek Polaków na Białorusi.

Delegacja Zarządu Głównego ZPB wspólnie z reprezentantem Konsulatu Generalnego RP w Grodnie, konsulem RP Stanisławem Sadowym odwiedziła upamiętniające wydarzenia sprzed 100 lat groby nieznanych żołnierzy polskich w Łunnie, Wołpie i Piaskach, pomnik w Mostach Lewych, upamiętniający miejsce boju nad Niemnem, stoczonego przez 81. Pułk Strzelców Grodzieńskich, a także grób trzech nieznanych żołnierzy polskich z tamtego okresu w miasteczku Roś, którego istnienie zawdzięczamy działalności śp. harcmistrza Antoniego Chomczukowa, wieloletniego prezesa Oddziału ZPB w Rosi.

W latach 90. minionego stulecia śp. Antoni Chomczukow wywalczył u władz prawo do ekshumacji i godnego pochówku znalezionych przez niego i jego harcerzy szczątków trzech żołnierzy z Dywizji Litewsko-Białoruskiej, poległych podczas wojny 1920 roku.

We wszystkich odwiedzanych miejscach pamięci delegacje Zarządu Głównego ZPB i Konsulatu Generalnego RP w Grodnie witane były przez członków oddziałów ZPB, opiekujących się poszczególnymi żołnierskimi pochówkami.

Członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut przemawiając nad grobami żołnierzy polskich, poległych w obronie Ojczyzny, przypominał, że niosąc straty w ludziach i sprzęcie Wojsko Polskie, stawiając opór inwazji bolszewickiej na linii Niemna znacznie opóźniało pochód Armii Czerwonej w kierunku polskiej stolicy, dając tym samym czas obrońcom Warszawy na lepsze przygotowanie się do odparcia wroga, co też nastąpiło w połowie sierpnia 1920 roku i przeszło do historii pod nazwą Cudu nad Wisłą.

Klęska, poniesiona przez bolszewików pod Warszawą w dużej mierze rodziła się już tutaj nad Niemnem w lipcu 1920 roku, kiedy polskie oddziały zbrojne, stawiając względnie skuteczny opór wielokrotnie przewyższającym ich liczebnością siłom wroga, zdobywały niezbędne doświadczenie bojowe i wiarę w to, że ostatecznie wroga rozbiją i wypędzą ze swojej ziemi.

– Tak też stało się wkrótce po Bitwie Warszawskiej, kiedy to zwycięska już dla Polaków, stoczona we wrześniu 1920 roku znowuż nad Niemnem, ostatnia duża bitwa wojny polsko-bolszewickiej przesądziła o klęsce Sowieckiej Rosji i zawarciu traktatu pokojowego w Rydze – mówił konsul RP Stanisław Sadowy.

Wiceprezes ZPB Marek Zaniewski mówił towarzyszącym objazdowi dziennikarzom, że uczczenie pamięci żołnierzy polskich poległych nad Niemnem w lipcu 1920 roku jest elementem organizowanych przez ZPB w tym roku szerokich obchodów 100-lecia Cudu nad Wisłą i zwycięstwa Polski w wojnie polsko-bolszewickiej.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z objazdu miejsc pamięci z okazji 100-lecia obronnej bitwy nad Niemnem, stoczonej w lipcu 1920 roku:

Łunno

Mosty Lewe

Piaski

Roś

Wołpa

Znadniemna.pl

Objazdem miejsc pamięci, przypominających o działaniach obronnych I Dywizji Litewsko-Białoruskiej, stawiającej w lipcu 1920 roku zbrojny opór Armii Czerwonej na linii Niemna, kroczącej w kierunku Warszawy, aby rozpalić ogień bolszewickiej rewolucji w Polsce i Europie, uczcił 24 lipca wydarzenia sprzed 100 lat wspólnie z Konsulatem

Cieszy nas, że akcja „Dziadek w polskim mundurze” wciąż inspiruje potomków dzielnych Kresowian do opisywania ich losów i zgłaszania swoich przodków, jako bohaterów naszej akcji.

Bronisław Achramowicz w mundurze plutonowego łączności w Armii Andersa. Anglia – 1947 rok

Niniejszym odcinkiem akcji rozpoczynamy cykl publikacji biogramów członków rodzin Achramowiczów i Grygatowiczów, pochodzących z ziemi smorgońskiej. Wszystkich bohaterów niniejszego cyklu biogramów opisał, dostarczając do redakcji ich zdjęcia w mundurach polskich formacji wojskowych i policyjnych, mieszkaniec Warszawy Krzysztof Grygatowicz, praprawnuk powstańca styczniowego z ziemi mińskiej Feliksa Achramowicza i wnuk Stanisławy Grygatowicz z Achramowiczów, od której jednego z braci rozpoczniemy niniejszy cykl upamiętniania członków obu patriotycznych polskich rodzin kresowych.

Na wstępie opublikujemy schlebiające nam słowa Krzysztofa Grygatowicza o tym, jak do opisania losów swoich przodków zainspirowała go akcja „Dziadek w polskim mundurze”.

Krzysztof Grygatowicz pisze:

„Dowiedziałem się o wystawie „Dziadek w polskim mundurze”, będącej podsumowaniem pięciolecia akcji o tej samej nazwie (przed nadejściem pandemii koronawirusa zdążyliśmy pokazać wystawę  w Grodnie, Lidzie oraz w Bialymstoku – red.), prowadzonej przez redaktorów mediów Związku Polaków na Białorusi Iness Todryk-Pisalnik i Andrzeja Pisalnika.

Wystawa, mająca na celu prezentację dziadków w polskich mundurach, była formą upamiętnienia przodków w polskich mundurach wojskowych, biorących udział w walkach o wolność i niepodległość Polski. Temat okazuje się być bardziej rozległy. Też mam „dziadków w polskim mundurze”, którzy przed II wojną zamieszkiwali i odbywali swoją służbę na Wileńszczyźnie. Od dawna już nie żyją, a najbliższa rodzina potomków nie zna ich historii. Ich groby rozsiane są nie tylko w dzisiejszej Polsce. Byli rodzonymi braćmi mojej babci, albo stryjecznymi i bliskimi kuzynami. Wszyscy wywodzili się z miejscowości Czernięta i Smorgonie…”

Od redakcji: Z wdzięcznością przyjmujemy słowa pana Krzysztofa i cieszymy się, że skorzystał on z możliwości udziału w naszej akcji, aby upamiętnić swoich bliskich i opublikować historie ich życia nie tylko w celu rodzinnej edukacji historycznej swoich krewnych, lecz także wszystkich naszych czytelników, śledzących biogramy bohaterów, publikowane w ramach akcji „Dziadek w polskim mundurze”.

Zanim przejdziemy do opisu losów pierwszego z bohatera niniejszego cyklu, przy pomocy naszego Czytelnika przybliżymy Państwu informacje o rodzinie Achramowiczów, która wywodziła się z miejscowości Czernięta (w II RP wieś w powiecie wilejskim województwa wileńskiego, obecnie – chutor w rejonie smorgońskim obwodu grodzieńskiego Republiki Białoruś).

W XIX stuleciu w zaścianku Czernięta mieszkała  i pracowała rodzina Feliksa Achramowicza, powstańca styczniowego, działającego podczas zrywu narodowego na ziemi mińskiej. Jednym z synów Feliksa był pradziadek naszego czytelnika Jan Achramowicz, który ożenił się z Emilią z Morozów. Emilia urodziła Janowi liczne potomstwo: pięciu synów i jedną córeczkę  – Stanisławę, babcię naszego czytelnika.

Liczne potomstwo Emilii i Jana Achramowiczów zostało, niestety, wcześnie osierocone. Obaj rodzice zmarli jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, a opiekę nad dziećmi przejęli ciotki i wujowie.

Podczas I wojny światowej, kiedy front zaczął zbliżać się do Czernięt, wszyscy mieszkańcy wsi zostali ewakuowani. Achramowicze mieli krewnych w Petersburgu, którzy przygarnęli sierot po Emilii i Janie.

Rodzeństwo Achramowiczów: Bronisław, Józef, Jan i Stanisława. Petersburg – 1917 rok

Józef, najstarszy z ich synów, odbywał w tym czasie służbę w carskiej armii i w latach 1916-17 trafił do Petersburga. Tutaj rodzeństwo Achramowiczów zastała rewolucja bolszewicka. Józef trafił gdzieś do niemieckiej niewoli i przebywał w niej do końca wojny. Jego młodsze rodzeństwo pozostało w Petersburgu. Jedyna siostra Stanisława, uchodząc przed bolszewicką rewolucją, znalazła się aż nad Donem i na Kaukazie.

Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej i po traktacie ryskim wszyscy  bracia Achramowicze, z wyjątkiem dwóch, którzy wyemigrowali do Ameryki, oraz Stanisława powrócili do rodzinnych Czernięt.

 

Józef i Janek rozpoczęli służbę w tworzących się jednostkach policji Litwy Środkowej, a młodszy od nich Bronek poszedł do szkoły. Stanisława wyszła za mąż za Jana Grygatowicza i zamieszkała w Smorgoniach.

A teraz opowiedzmy o pierwszym z opisanych przez naszego czytelnika bracie jego babci – Bronisławie Achramowiczu:

BRONISŁAW ACHRAMOWICZ urodził się w Czerniętach w 1907 roku.  Jego rodzice Emilia z Morozów i Jan Achramowicz zmarli jeszcze przed I wojną światową. Ośmioletni Bronek wraz z licznym osieroconym rodzeństwem i opiekującą się sierotami rodziną ciotki został ewakuowany do Petersburga z przyfrontowego terenu, który przebiegał w okolicach Czernięt.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Bronisław razem  z rodzeństwem powrócił do rodzinnej wsi.

Pod opieką starszych braci Józefa i Jana Bronek podjął naukę w dawnym Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza w Wilejce.

Po osiągnięciu wieku poborowego za namową braci Bronisław, jako ochotnik wstąpił do wojska, aby zostać zawodowym żołnierzem. W 1929 roku dowództwo skierowało go do Szkoły Podchorążych Łączności w Zegrzu.

Bronisław Achramowicz, jako kadet Szkoły Podchorążych Łączności w Zegrzu. 1929 rok

Po ukończeniu szkoły młody podoficer odbywał służbę m.in. w sztabie KOP w Wilnie oraz w Pułku KOP „Wilejka” (Stacja Gołębi Pocztowych „Smorgonie” przy batalionie KOP „Krasne” ).

Bronisław Achramowicz jako podoficer w sztabie KOP w Wilnie. 1933 rok

Stacja Gołębi Pocztowych „Smorgonie” przy batalionie KOP „Krasne”. Smorgonie – 1938 rok

Bronisław Achramowicz (w mundurze) w rodzinnych Czerniętach. 1935 rok

W 1939 roku, podczas wojny obronnej, w trakcie wycofywania się do Wilna, jednostka Bronisława Achramowicza toczyła walki z agresorem sowieckim.

Oto jak walki batalionu KOP „Krasne” opisuje Wikipedia:

«W wyniku działań 100. Dywizji Strzeleckiej i 36. Dywizji Kawalerii Armii Czerwonej  batalion KOP „Krasne” we wczesnych godzinach południowych 17 września rozpoczął wycofywanie po osi Krasne – Mołodeczno – Oszmiana w kierunku Wilna. Odwrót baonu osłaniał szwadron KOP „Krasne” rtm. Konstantego Antona przejściowo dowodzony przez por. Ryszarda Cieślińskiego. Posuwał się on po osi Mołodeczno-Bienica. Wkrótce po północy, po przebyciu ok. 55 km, dotarł do Smorgoni gdzie zanocował. W czasie odwrotu po drodze Krasne – Mołodeczno – Oszmiana dowódca straży tylnej baonu KOP „Krasne”, ppor. rez. Wiktor Borucki, niszczył wszystkie mosty i przewody telefoniczne. W godzinach popołudniowych, w rejonie wsi Wilki, natknął się na bolszewickie czołgi. Wobec braku broni przeciwpancernej, baon wycofał się i kontynuował marsz w kierunku Oszmian.

Rano, 18 września, 3 kompania graniczna „Bakszty Małe”, w trakcie próby zniszczenia mostu przez rzekę Berezynę została zaatakowana przez batalion rozpoznawczy sowieckiej 6. Brygady Pancernej. Do niewoli dostało się 9 żołnierzy, w tym 2 oficerów. Około południa gros sił baonu dotarło do Oszmian i połączyło się z innymi pododdziałami pułku „Wilejka”».

Ostatecznie Sowieci wzięli do niewoli około 150 żołnierzy i 3 oficerów baonu „Krasne”, w tym naszego bohatera – Bronisława Achramowicza.

Więziony w obozach sowieckich podoficer KOP Bronisław Achramowicz doczekał się podpisania układu Sikorski-Majski, na mocy którego na terenie ZSRR zaczęła się formować armia polska pod dowództwem gen. Władysława Andersa.

Nasz bohater zaciągnął się do tego wojska i  w składzie II Korpusu przeszedł cały jego szlak od ewakuacji z sowieckiej Rosji do zakończenia kampanii we Włoszech.

Irak 24 stycznia 1943 roku. Bronisław Achramowicz stoi po prawej

Irak 24 stycznia 1943 roku. Bronisław Achramowicz stoi po prawej

Pod dowództwem gen. Władysława Andersa Bronisław Achramowicz służył w Batalionie Łączności w stopniu plutonowego. Był odznaczony Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino i innymi odznaczeniami. Po zakończeniu wojny i demobilizacji, która nastąpiła na terenie Anglii nasz bohater postanowił skorzystać z dobrodziejstwa Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, który pozwalał zdemobilizowanym polskim żołnierzom na zamieszkanie na terenie Wielkiej Brytanii. Tam się ożenił. Bronisław Achramowicz nigdy nie zdecydował się na powrót, ani do Polski, ani na swoją małą ojczyznę. Wraz z żoną wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie się osiedlił. Miał dwoje dzieci, które urodziły się jeszcze w Anglii.

Zmuszony do życia na emigracji  Bronisław Achramowicz do końca życia utrzymywał  kontakt z bliską rodziną i krewnymi, którzy po wojnie repatriowali się z ZSRR do Polski Ludowej. Będąc obywatelem USA Bronisław Achramowicz ciągle korespondował z krewnymi w Polsce i wspierał ich materialnie w ówczesnych warunkach życia w PRL-u.

Weteran II wojny światowej, uczestnik wojny obronnej 1939 roku, więzień sowieckich obozów, żołnierz Armii Andersa, uczestnik Bitwy pod Monte Cassino, zmarł w USA w 1965 roku.

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie opracowania Krzysztofa Grygatowicza z Warszawy, wnuka stryjecznego Bronisława Achramowicza

Cieszy nas, że akcja „Dziadek w polskim mundurze” wciąż inspiruje potomków dzielnych Kresowian do opisywania ich losów i zgłaszania swoich przodków, jako bohaterów naszej akcji. [caption id="attachment_47144" align="alignnone" width="500"] Bronisław Achramowicz w mundurze plutonowego łączności w Armii Andersa. Anglia - 1947 rok[/caption] Niniejszym odcinkiem akcji rozpoczynamy cykl

Skip to content