HomeStandard Blog Whole Post (Page 176)

76 lat temu, 12 lipca 1945 r., oddziały NKWD i SMIERSZ rozpoczęły na Suwalszczyźnie operację, w której zginęło co najmniej 592 działaczy podziemia niepodległościowego. Operacja zwana Obławą Augustowską jest największą niewyjaśnioną zbrodnią popełnioną na Polakach po II wojnie światowej.

W lipcu 1945 r. na terenie Polski północno-wschodniej (powiaty: suwalski, augustowski i północna część sokólskiego), a także na przyległych do granicy obszarach republik litewskiej i białoruskiej przeprowadzono największą akcję przeciwpartyzancką, nieporównywalną z działaniami podejmowanymi zarówno w latach II wojny światowej, jak i po 1945 r.

W tym czasie dokonywano różnych akcji pacyfikacyjnych, skierowanych przeciwko partyzantce poakowskiej i osobom związanym z konspiracją niepodległościową, ale w odniesieniu do jednej lub kilku miejscowości. Ta obława, nazwana augustowską, bo objęła głównie Puszczę Augustowską i tereny przyległe, dotyczyła obszaru kilku tysięcy km kw., a to, co ją szczególnie różniło od innych, to fakt, że z osób ostatecznie aresztowanych po dokonaniu filtracji, nikt nie powrócił.

Przepadli jak kamień w wodzie. Na podjęcie decyzji o jej przeprowadzeniu wpłynęło szereg różnych czynników. Wiosną 1945 r., po przesunięciu się formacji sowieckich na zachód, nastąpiła niebywała aktywizacja polskiego podziemia, głównie jako reakcja na zachowanie się czerwonoarmistów, którzy dopuszczali się rabunków, gwałtów i morderstw oraz działań władz komunistycznych. Wicewojewoda białostocki Wacław Białkowski w piśmie do ministra spraw zagranicznych, zwracając uwagę na te fakty, podkreślał dalej, że taki stan podkopuje zaufanie do rządu i budzi nienawiść do Armii Czerwonej.

Z pisma wicewojewody Wacława Białkowskiego «Powołując się na poprzednie swoje meldunki o grabieżach, niszczeniu mienia, gwałtach i zabójstwach, dokonywanych przez żołnierzy i całe oddziały Czerwonej Armii na obywatelach polskich, komunikuję, że niedopuszczalne te wybryki ze strony Czerwonej Armii przybrały charakter masowy, przechodzący niejednokrotnie – i coraz częściej – w pogromy i niszczenie równe akcji frontowej w stosunku do nieprzyjaciela».

Uczestnicy obchodów rocznicowych podążają do Krzyża, upamiętniającego ofiary «małego Katynia». Giby. 2010 r
Przez woj. białostockie przebiegały szlaki komunikacyjne, którymi transportowano różne zdobycze z obszaru Niemiec (głównie Prus Wschodnich) na wschód, w tym pędzono stada bydła. Kolumny ze zdobyczami stawały się niekiedy obiektem ataków polskiej partyzantki. Ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSRR Ławrentij Beria meldował 29 maja 1945 r. Józefowi Stalinowi o działaniach, podjętych w celu zapewnienia bezpieczeństwa konwojom stad bydła: zorganizowano specjalne trasy i wzmocniono ich ochronę, pomiędzy posterunkami i placówkami zorganizowano całodobowe patrole, w rejonach niebezpiecznych ze względu na «bandytyzm», na każde 10-15 kilometrów ustawiono placówki w sile do plutonu strzelców

Ławrentij Beria do Józefa Stalina

«W związku z napaściami band akowskich na Grajewo i w rejonie Augustowa na kołchoźników, konwojujących stada bydła na Białoruś, a także w związku z innymi przejawami bandytyzmu, doradca przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego Polski tow. Sieliwanowski, wspólnie z organami bezpieczeństwa publicznego Polski podjął kilka działań w zakresie likwidacji band akowskich w województwie białostockim. W celu wzmożenia walki z bandami akowskimi do dyspozycji tow. Sieliwanowskiego skierowano dodatkowo dwa pułki wojsk NKWD, do posiadanych siedmiu pułków wojsk NKWD i samodzielnego pułku strzelców zmotoryzowanych».

Ponadto miano podjąć inne niezbędne kroki w celu wzmożenia walki przez organy, podległe polskiemu Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, z «bandami» na trasie przepędzania bydła z wykorzystaniem, o ile to konieczne, wojsk NKWD. Równocześnie władze sowieckie uzyska- ły nieprawdziwe, zawyżone dane na temat liczebności oddziałów Armii Krajowej w Puszczy Augustowskiej, które jakoby miały liczyć około ośmiu tysięcy osób i być wyposażone w artylerię oraz 10 czołgów.

W celu rozbicia tych oddziałów i zatrzymania wszystkich współpracowników podziemia niepodległościowego postanowiono przeprowadzić akcję «przeczesania lasów augustowskich». Została ona wykonana głównie siłami 50. armii 3. Frontu Białoruskiego – razem było to 11 dywizji strzeleckich wraz z dywizyjnymi pułkami artylerii, korpus pancerny i inne mniejsze jednostki. Tak więc łącznie mogło to być około 40 tys. żołnierzy, którą to liczbę podważałem w swoich wcześniejszych publikacjach. Niedowierzanie wynikało z faktu, że tych wojsk jeszcze na początku lipca w rejonie Puszczy Augustowskiej nie było.

Zostały one przerzucone z Prus Wschodnich tuż przed rozpoczęciem operacji – większość z nich w ciągu kilku dni dokonała około 200-kilometrowego przemarszu. W operacji uczestniczyły też dwie kompanie wojska polskiego z 1. praskiego pułku piechoty, które zostały wykorzystane marginalnie. Za to bardzo daleko idącą pomoc wykazali funkcjonariusze Urzę- dów Bezpieczeństwa Publicznego i Milicji Obywatelskiej – była to pomoc głównie o charakterze logistycznym: sporządzanie list osób związanych z konspiracją, wskazywanie ich miejsca zamieszkania, pełnienie roli przewodników, czasami także aresztowanie.

12 lipca rozpoczęła się wielka operacja – jak ostatnio udało się ustalić – na północy od linii Zielonka – Wiejsieje – Szadziuny – Lejpuny – Druskienniki (Litewska SRR), skąd działał w kierunku południowo-zachodnim 2. gwardyjski korpus pancerny. Na wschodzie 271. samodzielny specjalny batalion zmotoryzowany zorganizował blokadę na prawym brzegu Niemna na linii: Druskienniki – Przewałka – Łukawica (Białoruska SRR). Na południu linia blokady biegła od Niemnowa wzdłuż Kanału Augustowskiego, przez Brzozówkę, południowo-wschodni brzeg rzeki Wołkuszanka, Lipsk i rzekę Biebrza.

Do 20 lipca zatrzymano, według szyfrogramu szefa «Smiersza» gen. Wiktora Abakumowa, ponad 7 tys. osób, z których po przesłuchaniach aresztowano 592 jako związane z polskim podziemiem, 828 osób nie było jeszcze przesłuchiwanych i jeśli «wydajność» funkcjonariuszy sowieckich była na poziomie wcześniejszym, to powinno być z nich aresztowanych około 10 proc. tj. 80 osób. Wśród zatrzymanych było 1685 Litwinów (w strefie działania 2. gwardyjskiego korpusu pancernego), z których aresztowano 252. Aresztowani Litwini i grupa jeszcze nieprzesłuchanych (262) zostali przekazani do dyspozycji organów NKWD – NKGB Litwy, a resztę zwolniono do domów.

Po 19 lipca była druga fala przeczesywania lasów i aresztowań, będących głównie konsekwencją informacji uzyskanych podczas brutalnych przesłuchań osób wcześniej zatrzymanych – w dniach 20-28 lipca aresztowano dalsze co najmniej 80 osób, które zaginęły. Spośród Polaków zostało zamordowanych zatem około 750 osób. Zbrodnia ta czasami porównywana jest z Katyniem – używane jest nawet określenie «mały Katyń» – ale tak naprawdę była ona mniejsza tylko pod względem ilości ofiar.

Z innych względów była bardziej dramatyczna, bo miała miejsce w kilka tygodni po zakończeniu wojny w Europie, a jej ofiarami były głównie osoby cywilne, w tym co najmniej 27 kobiet i około 15 osób młodocianych (poniżej 18 lat). Szczególnie boleśnie tragedia ta dotknęła niektóre rodziny: zaginęło czterech braci Mieczkowskich z Gruszek, po trzech braci Bobrukiewiczów z Karolina (lat: 22, 24 i 26), Myszczyńskich z Dworczyska, Wasilewskich z Osowych Grądów i Kasperowiczów z Kalet, trzy Łazarskie z Nowinki (matka i dwie córki), trzy osoby z rodziny Wysockich z Białej Wody (ojciec i dwie córki w wieku 22 i 17 lat).

Niektórzy z aresztowanych i zaginionych ledwie wrócili z niewoli niemieckiej lub robót przymusowych, inni – nie zdążyli spotkać się z rodzinami, deportowanymi w czasie okupacji sowieckiej na Syberię, które powróciły dopiero w 1946 r. Nikomu jednak wówczas, w 1945 r., a także w kilku następnych latach, nie przychodziło do głowy, że wszystkie osoby zaginione mogły zostać zamordowane.

Po doświadczeniach ze Zbrodnią Katyńską wydawało się wręcz nieprawdopodobne, że władze sowieckie zdecydują się, kilka tygodni po zakończeniu wojny w Europie, na zgładzenie kilkuset aresztowanych członków polskiego podziemia i osób w jakiś sposób z nim związanych. Rozmawiałem kilkanaście lat temu na ten temat z prof. Natalią Lebiediewą – nie wierzy- ła, że taka zbrodnia mogłaby być dokonana. Nie wydawała się ona realna także Nikicie Pietrowowi – historykowi, związanemu ze Stowarzyszeniem «Memoriał», który w pierwszej połowie lat 90. pracował w powołanej przez prezydenta Borysa Jelcyna komisji, badającej zbrodnie komunistyczne.

To wówczas sporządził on notatki z odnalezionego w archiwum FSB w 1992 r. szyfrogramu gen. Abakumowa do Ławrentija Berii z 21 lipca 1945 r., proszącego o akceptację «zlikwidowania» 592 osób. Sporzą- dzając notatkę, nie przypuszczał, że kilkaset osób, o których pisano w szyfrogramie, faktycznie zostało zgładzonych. Przekonał się o tym dopiero po kilkunastu latach, kiedy dowiedział się od Aleksandra Gurjanowa o polskich badaniach, dotyczących obławy augustowskiej.

Dokumenty, opublikowane przez Pietrowa w ostatnich latach, pokazują z jaką starannością przygotowywano się do popełnienia tej zbrodni. Zgodnie z zaleceniami gen. Abakumowa, w tym celu wydzielono grupę operacyjną i batalion wojsk Zarządu «Smiersza» 3. Frontu Białoruskiego («sprawdzonych w praktyce podczas szeregu akcji kontrwywiadowczych»), a do kierowania akcją wyznaczono dwóch generałów (naczelnika Wydziału I Głównego Zarządu «Smiersza» gen. Iwana Gorgonowa i szefa Zarządu Kontrwywiadu 3. Frontu Białoruskiego gen. Pawła Zielenina).

Pracownicy operacyjni i żołnierze batalionu otrzymali precyzyjne instrukcje, co do trybu likwidacji «bandytów». W trakcie operacji podjęto niezbędne działania, aby nie dopuścić do ucieczki którejkolwiek z aresztowanych osób. W tym celu oprócz przeprowadzenia dokładnego instruktażu dla pracowników operacyjnych i żoł- nierzy, rejony lasu, gdzie została przeprowadzona operacja, zostały okrążone, a następnie przeczesane.

Okrążenie nie mogło jednak trwać wiecznie, dlatego miejsce egzekucji tak było wybrane, żeby także później ludność cywilna nie miała do niego dostępu. Ponieważ takich miejsc nie było w rejonie operacji po polskiej stronie, od dawna wśród historyków panuje przekonanie, że zbrodnia została dokonana po białoruskiej stronie granicy i w bezpośredniej bliskości. Dawniej wskazywano na Naumowicze, ostatnio zaczyna dominować teza, że stało się to w strefie granicznej na wysokości Kalet, w pobliżu leśniczówki Giedź.

Potwierdzają to pośrednio zarówno relacje świadków, jak i badania teledetekcyjne. Ponieważ do tej pory nie udało się odnaleźć jakiegokolwiek śladu ofiar, można stwierdzić, że to swego rodzaju zbrodnia doskonała. Doskonała głównie dlatego, że spadkobiercy państwa, które ją popełniło, nadal ukrywają prawdę. Poszukiwania zaginionych już od pierwszych dni, przy wsparciu lokalnych władz samorządowych, rozpoczęły ich rodziny. Potem pisano do Polskiego Czerwonego Krzyża, Bolesława Bieruta, a nawet Józefa Stalina i ONZ.

Wkrótce jednak przypominanie komunistycznym władzom sprawy zaginionych stało się dla członków rodzin niebezpieczne. Sytuacja zmieniła się dopiero latem 1987 r. od ekshumacji nieznanych szczątków ludzkich w uroczysku pod Gibami, o których myślano, że są to szczątki ofiar obławy, a okazało się, że to kości żołnierzy niemieckich, choć mało kto w to wtedy wierzył. W konsekwencji tego wydarzenia działacze nielegalnej wówczas «Solidarności» utworzyli Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 roku. Doprowadził on w 1989 r., w zmienionej sytuacji politycznej, do powtórnej ekshumacji, która jednak potwierdziła wyniki pierwszej.

Podczas powtórnej ekshumacji grobu w uroczysku Wielki Bór pod Gibami (sierpień 1989 r.), wyłożona była swego rodzaju «Księga pamiątkowa» («Notes pamiątkowy odwiedzających»). Emocje, towarzyszące tej ekshumacji, oddaje treść wpisów. Oto dwa z nich: «Ja, żona Puczyłowskiego Tadeusza przyjechałam zobaczyć tak straszne miejsce z nadzieją zobaczenia szczątków mojego męża zabranego dnia 18 lipca 1945 r., Puczyłowska St.»; «Pamięci ojca Albina i stryja Dominika Wnukowskich, których mogił wciąż szukam. Stanisław Wnukowski».

W ciągu ostatniego ponad ćwierćwiecza było jednak kilka okazji, żeby sprawę obławy podnieść w relacjach polsko-rosyjskich. Pierwsza była na początku lat 90., kiedy to prezydentowi Jelcynowi zależało na ujawnianiu zbrodni komunistycznych. Strona rosyjska przekazała wtedy Polsce część materiałów dotyczących Zbrodni Katyńskiej oraz ujawniła miejsce pochówku polskich oficerów i funkcjonariuszy różnych służb z obozów w Ostaszkowie i Starobielsku.

W Polsce panowało jednak wówczas nieprawdziwe przekonanie, że zbrodnia zostanie wyja- śniona, kiedy tylko «przyciśnie się» dawnych funkcjonariuszy urzędów bezpieczeństwa. Co prawda wystąpiono w tej sprawie na początku 1992 r. o pomoc prawną do Rosji, ale ze względu na brak odpowiedzi bardzo szybko śledztwo zawieszono. Nie wyciągnięto żadnych wniosków nawet z odpowiedzi Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej z 4 stycznia 1995 r., w której informowano, że w wyniku obławy 592 obywateli polskich zostało aresztowanych przez organy «Smiersz» 3. Frontu Białoruskiego».

Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej stwierdzała dalej: «Wymienionym obywatelom polskim nie przedstawiono zarzutów, sprawy karne nie zostały przekazane do sądów, a dalsze losy aresztowanych nie są znane». Władze rosyjskie przyzna- ły więc, że 592 ofiary obławy augustowskiej znalazły się w rękach organów sowieckich, choć nie zdecydowały się, na ujawnienie do końca mechanizmu zbrodni.

Dodam, że był to okres, kiedy jeszcze panował klimat sprzyjający jej wyjaśnieniu – zupełnie niedawno prezydent Rosji Borys Jelcyn klękał przed Krzyżem Katyńskim na Powązkach. Także w latach następnych nie wykorzystano faktu, iż sama Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej potwierdziła fakt, aresztowania kilkuset obywateli polskich, którzy następnie «zaginęli». W minionej dekadzie wielkie nadzieje na wyjaśnienie tajemnicy obławy augustowskiej wiązano z działalnością Polsko-Rosyjskiej Komisji do Spraw Trudnych, niestety w ciągu kilku lat swojej działalności, w zasadzie nie podjęła ona tej sprawy.

Wynika z tego, że polscy członkowie komisji nie zdawali sobie sprawy z kalibru tej zbrodni. Podobnie było z politykami. Od kilkunastu lat przedstawiciele kolejnych prezydentów i premierów z różnych opcji politycznych uczestniczą na początku drugiej połowy lipca w rocznicowych uroczystościach w Gibach: wygłaszają przemówienia, odczytują listy od swoich mocodawców, w których są zapewnienia o pamięci, pomocy i wsparciu.

Na najwyższym szczeblu nie podjęto jednak żadnych działań, poza uznaniem 12 lipca za «Dzień Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej». W ostatnich latach, dzięki współpracy IPN ze Stowarzyszeniem «Memoriał», nastąpił istotny przełom jeśli chodzi o upowszechnienie wiedzy o tej zbrodni – wymienia się ją teraz tuż po Zbrodni Katyńskiej. Poznali- śmy jej wymiar i przebieg od strony wojskowej.

Ale nadal niewiele wiemy o działaniach formacji specjalnych «Smiersza» i NKWD, któ- re odegrały kluczową rolę w realizacji zbrodni. Rodziny ciągle mają nadzieję, że będą mogły zapalić znicz i odmówić modlitwę na miejscu wiecznego spoczynku swoich bliskich. W tym także rodziny zaginionych z terenu obecnej Republiki Białorusi: z Kalet (pisałem o braciach Kasperowiczach), ze wsi Czortek pod Soniczami (aresztowano tamtejszego mieszkańca Kmitę, który ukrywał się w zaroślach 200 m od domu) i innych miejscowości.

 Znadniemna.pl za Jan Jerzy Milewski/Magazyn Polski/Kresy24.pl, na zdjęciu: Giby, 17 września 2018, fot.: ipn.gov.pl

76 lat temu, 12 lipca 1945 r., oddziały NKWD i SMIERSZ rozpoczęły na Suwalszczyźnie operację, w której zginęło co najmniej 592 działaczy podziemia niepodległościowego. Operacja zwana Obławą Augustowską jest największą niewyjaśnioną zbrodnią popełnioną na Polakach po II wojnie światowej. W lipcu 1945 r. na terenie Polski północno-wschodniej (powiaty:

Instytut im. Generała Władysława Andersa zaprasza rodaków z Ukrainy, Białorusi, Litwy i Łotwy oraz członków organizacji pozarządowych z województwa lubelskiego do wzięcia udziału w IV edycji  „Aktywnych dla Polski” – Programu Stypendialnego im. Prezydenta RP na Uchodźstwie Stanisława Ostrowskiego.

Program ma na celu wsparcie młodych osób aktywnie uczestniczących w życiu społeczności lokalnej, poprzez udział w szeregu niezwykle wartościowych spotkań, szkoleń i wizyt studyjnych. Poprzez Program Stypendialny chcemy budować więzi pomiędzy młodym pokoleniem Polaków w kraju i na Wschodzie, dlatego do uczestnictwa i wspólnego podnoszenia kompetencji oraz lepszego poznania polskiej historii i kultury zapraszamy aktywne osoby z Polski, Litwy, Łotwy, Białorusi i Ukrainy.

Program ma formę 10 dniowego kursu dla 22 osób, zakładającego różne formy zajęć podnoszących kompetencje w zakresu kierowania organizacją pozarządową (w tym polonijną), wycieczki i wizyty w instytucjach publicznych i kulturalnych, dyskusje, debaty i spotkania integracyjne odbywające się w Lublinie.

Planowany termin realizacji projektu to 14-23 września 2021 roku. W związku z możliwymi obostrzeniami epidemicznymi termin realizacji może ulec zmianie. Dla osób nie mogących z przyczyn epidemicznych przyjechać do Lublina planujemy realizację programu w wersji hybrydowej.

Dla uczestników spoza Lublina (w szczególności spoza Polski) zapewniamy nocleg i pełne wyżywienie.

Organizatorem Programu Stypendialnego im. Prezydenta RP na Uchodźstwie dra Stanisława Ostrowskiego – „Aktywni dla Polski” jest
Instytut im. Generała Władysława Andersa przy partnerstwie Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Lublinie.

Dokładne zasady przystąpienia do programu dostępne są pod poniższymi linkami:
Aktywni dla Polski 2021 – oferta dla obywateli Litwy, Łotwy, Ukrainy i Białorusi
Aktywni dla Polski 2021 – oferta dla organizacji pozarządowych z woj. lubelskiego

Zachęcamy również do zapoznania się z relacjami z poprzednich edycji programu:
III edycja,
II edycja.

Znadniemna.pl za instytutandersa.org.pl

Instytut im. Generała Władysława Andersa zaprasza rodaków z Ukrainy, Białorusi, Litwy i Łotwy oraz członków organizacji pozarządowych z województwa lubelskiego do wzięcia udziału w IV edycji  „Aktywnych dla Polski” – Programu Stypendialnego im. Prezydenta RP na Uchodźstwie Stanisława Ostrowskiego. Program ma na celu wsparcie młodych osób aktywnie

Szanowni Państwo, 

doceniając  Państwa  trud i zaangażowanie w szerzenie oświaty polskiej na Ukrainie chcemy zaprosić do udziału w Programie dla Doświadczonego Nauczyciela  w ramach projektu “ Nauczyciel PLUS” i zdobyć nagrodę.

  • Jeśli jesteś doświadczonym nauczycielem
  • Pracujesz w Placówce Oświatowej na Białorusi/ Litwie/ Łotwie/ Ukrainie dłużej niż 5 lat
  • Chcesz podzielić się swoją wiedzą
  • Angażujesz się na rzecz szkolnictwa polskiego na Ukrainie, Litwie, Łotwie, Białorusi

Zgłoś się do nas wypełniając poniżej umieszczone zgłoszenie i

zgarnij

NAGRODĘ DLA DOŚWIADCZONEGO NAUCZYCIELA 2021

 w ramach programu  nagrodą finansową zostanie uhonorowanych

17  nauczycieli

Dokumenty do pobrania:

Zgłoszenie do nagrody doświadczonego nauczyciela

PLAKAT_NAGRODA_DOŚWIADCZONY NAUCZYCIEL

REGULAMIN_Programu  Nagroda dla Doświadczonego Nauczyciela FUNDACJI WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA

Uwaga! Warunkiem aplikowania o nagrodę jest dołączenie  2  scenariuszy lekcji, przedsięwzięć szkolnych.

Przesłane materiały edukacyjne zostaną zamieszczone na stronie  Platforma Dobrych Praktyk prowadzonej przez Fundację Wolność i Demokracja.

Wnioski o nagrodę należy złożyć  do dnia 30 września 2021 r. drogą mailową na adres: [email protected] z adnotacją „Nagroda dla Doświadczonego Nauczyciela”. 

Decyzje dotyczące przyznania Nagrody zostaną ogłoszone 16 października 2021 r.

Nagroda dla Doświadczonego Nauczyciela – Program Nagrody finansowej skierowany do nauczycieli doświadczonych realizowany przez Fundację Wolność i Demokracja w celu wspierania rozwoju polskojęzycznego szkolnictwa stacjonarnego i społecznego na Wschodzie. Nagroda dla Doświadczonego Nauczyciela jest realizowana w ramach projektu „Nauczyciel PLUS”. Program wspierania nauczycieli polskich na Wschodzie”.

UWAGA! Jeśli nie jesteś nauczycielem doświadczonym lecz nauczycielem mlodym, to skorzystaj z innego Programu! O szczegółach przeczytaszTUTAJ.

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach zadania publicznego dotyczącego pomocy Polonii i Polakom za granicą.

 Znadniemna.pl za wid.org.pl

 

Szanowni Państwo,  doceniając  Państwa  trud i zaangażowanie w szerzenie oświaty polskiej na Ukrainie chcemy zaprosić do udziału w Programie dla Doświadczonego Nauczyciela  w ramach projektu “ Nauczyciel PLUS” i zdobyć nagrodę. Jeśli jesteś doświadczonym nauczycielem Pracujesz w Placówce Oświatowej na Białorusi/ Litwie/ Łotwie/ Ukrainie dłużej niż 5 lat Chcesz podzielić się

Fundacja Wolność i Demokracja zaprasza

  • młodych nauczycieli polskiego pochodzenia z Ukrainy  Białorusi, Litwy, Łotwy
  •   uczących przedmiotów ojczystych w szkołach z polskim językiem nauczania, szkołach z funkcjonującymi klasami polskimi, w szkołach sobotnio-niedzielnych oraz punktach nauczania języka polskiego i przedmiotów ojczystych działających przy stowarzyszeniach i parafiach,
  •  którzy rozpoczynają pracę zawodową w placówce oświatowej lub pracują w niej nie dłużej niż 5 lat.

do składania wniosków w ramach Programu Stypendialnego Młodego Nauczyciela FUNDACJI WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA.

Więcej informacji na stronie projektu www.wid.org.pl

Wszelkie informacje oraz warunki otrzymania stypendium znajdują się w  Regulaminie Programu Stypendialnego Młodego Nauczyciela

W celu uzyskania Stypendium, należy złożyć kompletny wniosek stypendialny zgodnie z zapisami Regulaminu wypełniony na załączonym formularzu, wyłącznie drogą mailową na adres: [email protected] z adnotacją w tytule: „Stypendium młodego nauczyciela”.

Termin złożenia wniosku: do  30 września 2021 r.

Decyzje dotyczące przyznania Nagrody zostaną ogłoszone 16 października 2021 r.

Dokumenty do pobrania:

WNIOSEK STYPENDIALNY

REGULAMIN Programu Stypendialnego Młodego Nauczyciela

Program Stypendialny Młodego Nauczyciela organizowany przez Fundację Wolność i Demokracja w celu wspierania rozwoju polskojęzycznego szkolnictwa stacjonarnego i społecznego na Wschodzie, realizowany w ramach projektu „Nauczyciel PLUS”. Program wspierania nauczycieli polskich na Wschodzie”. Projekt jest finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach zadania publicznego dotyczącego pomocy Polonii i Polakom za granicą.

 UWAGA! Jeśli jesteś nauczycielem doświadczonym, to skorzystaj z innego Programu! O szczegółach przeczytaszTUTAJ.

Znadniemna.pl za wid.org.pl

Fundacja Wolność i Demokracja zaprasza młodych nauczycieli polskiego pochodzenia z Ukrainy  Białorusi, Litwy, Łotwy   uczących przedmiotów ojczystych w szkołach z polskim językiem nauczania, szkołach z funkcjonującymi klasami polskimi, w szkołach sobotnio-niedzielnych oraz punktach nauczania języka polskiego i przedmiotów ojczystych działających przy stowarzyszeniach i parafiach,  którzy

Litewskie MSZ akredytowało w poniedziałek, 5 lipca, Białoruskie Przedstawicielstwo Demokratyczne, przyznając tym samym oficjalny status zespołowi liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej, która mieszka i pracuje w Wilnie.

„Demokratyczna reprezentacja Białorusi na Litwie jest od dziś akredytowaną instytucją” – oznajmił na konferencji prasowej minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis.

„Uzyskanie oficjalnego statusu oznacza, że naród białoruski jest teraz reprezentowany w Unii Europejskiej” – podkreśliła Swiatłana Cichanouska.

W ocenie litewskiego MSZ, akredytacja jest symbolicznym krokiem w prawnym uznaniu białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego i jego dążeń do wprowadzenia demokratycznych przemian w swoim kraju; dzięki temu posunięciu demokratyczne siły Białorusi będą lepiej słyszane za granicą.

Landsbergis podkreślił, że akredytowanie Przedstawicielstwa pod kierownictwem Swiatłany Cichanouskiej, „jest uznaniem nie państwa, nie organizacji międzynarodowej lecz demokratycznej woli narodu”.

Cichanouska – która startowała w wyborach prezydenckich na Białorusi w sierpniu ubiegłego roku, w których zwycięzcą ogłoszono Alaksandra Łukaszenkę – została zmuszona do opuszczenia swego kraju. Zamieszkała w Wilnie skąd prowadzi swą działalność na rzecz demokratyzacji Białorusi.

 Znadniemna.pl za Wilnoteka.lt, na zdjęciu: Swiatłana Cichanouskaja z litewskim ministrem spraw zagranicznych Gabrieliusem Landsbergisem. Wilno. Fot.: belsat.eu

Litewskie MSZ akredytowało w poniedziałek, 5 lipca, Białoruskie Przedstawicielstwo Demokratyczne, przyznając tym samym oficjalny status zespołowi liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej, która mieszka i pracuje w Wilnie. „Demokratyczna reprezentacja Białorusi na Litwie jest od dziś akredytowaną instytucją” – oznajmił na konferencji prasowej minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis. „Uzyskanie

Białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka grozi katolikom w swoim kraju. Jego gniew wywołało śpiewanie w kościołach pieśni o Bogu Wszechmogącym, która często odśpiewywana jest na demonstracjach przeciwko jego reżimowi.

W sobotę, 3 lipca, przypadał białoruski Dzień Niepodległości. Katoliccy biskupi wezwali wiernych do odśpiewania pieśni Mahutny Boże – Boże Wszechmogący. Wywołało to wściekłość białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki, bo pieśń ta wykonywana jest często podczas demonstracji przeciwko jego władzy.

– Teraz widzicie: oni chcą zawrócić historię, zrehabilitować swoich dziadów i pradziadów i dokończyć dzieło, które rozpoczęli. Dlatego wyszli, aby zniszczyć suwerenne państwo. To jest nie do pomyślenia: ruszyli na święte miejsca naszej państwowości pod sztandarami faszystowskich najemników – policjantów – powiedział Łukaszenka.

– A ostatnio nasze media coraz głośniej donoszą fakty, że w kościołach chcą się modlić »Boże Wszechmogący«! Uważajcie, bo się doigracie – dodał, cytowany przez własne biuro prasowe.

Jak podaje portal Kresy24.pl, 2 lipca abp Tadeusz Kondrusiewicz mówił do wiernych o konieczności budowy nowej Białorusi. – Z Tobą, Maryjo, pójdziemy w nowe jutro! Razem z Tobą odbudujemy świątynię w Budsławiu, poświęconą Tobie! Razem z Tobą zbudujmy nową szczęśliwą Białoruś – stwierdził podczas kazania w Budsławiu.

 Znadniemna.pl za pch24.pl, dorzeczy.pl, kresy24.pl

Białoruski dyktator Aleksander Łukaszenka grozi katolikom w swoim kraju. Jego gniew wywołało śpiewanie w kościołach pieśni o Bogu Wszechmogącym, która często odśpiewywana jest na demonstracjach przeciwko jego reżimowi. W sobotę, 3 lipca, przypadał białoruski Dzień Niepodległości. Katoliccy biskupi wezwali wiernych do odśpiewania pieśni Mahutny Boże –

Szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys, przesłała list zza krat Tadeuszowi Gawinowi, byłemu przewodniczącemu Związku. „Dzisiaj na urodziny otrzymałem prezent – list od Andżeliki Borys. Ponieważ wszyscy o nią martwimy się, postanowiłem go upublicznić” – napisał na Facebooku.

Datowany na 24 czerwca list od przewodniczącej ZBP napisany jest po białorusku – wskazuje Biełsat. „Piszę po białorusku, bo myślę, że po polsku by nie doszedł. Choć moje myśli są oczywiście po polsku” – napisała Andżelika Borys.

Biełsat zwraca uwagę, że list w języku innym rosyjski czy białoruski nie zostałby przepuszczony przez więzienną cenzurę. Prawdopodobnie z tej samej przyczyny jest on lakoniczny i zawiera nieoczywistą metaforę. „W »sanatorium«, w którym przebywam, aklimatyzuję się tak, jakbym wróciła do czasów sprzed 80 lat. Ale i tu również znajdują się ludzie normalni i pozytywni” – napisała Borys, porównując zapewne to, co się dzieje w białoruskim areszcie, do czasów stalinowskiej czystki końca lat 30 ubiegłego wieku.

Uczy polskiego

Uwięziona działaczka polskiej mniejszości pisze też, że przez ostatnie trzy miesiące była woluntariuszem nauczycielem: „Wszędzie gdzie przebywałam, nauczałam dziewczyny języka polskiego i była to dla mnie wielka przyjemność” – wskazała.

Borys pisze też, że otrzymuje dużo listów z różnych zakątków Białorusi, a także nawet z Moskwy i Petersburga. „Większość z tych ludzi to Białorusini i jest to dla mnie bardzo przyjemne, że to właśnie Białorusini piszą słowa wsparcia. Proszę im przekazać ode mnie słowa wielkiego podziękowania” – dodała.

Działaczka polskiej mniejszości uspokaja, jeżeli chodzi o jej stan zdrowia. Wcześniej pojawiły się informację, że uległ on pogorszeniu. „U mnie wszystko dobrze, na ile jest to możliwe. Najważniejsze, że jestem zdrowa” – napisała.

W marcu prezes ZPB Andżelika Borys, członkowie zarządu organizacji Andrzej Poczobut, Maria Tiszkowska i Irena Biernacka oraz dyrektorka polskiej szkoły społecznej w Brześciu Anna Paniszewa zostali aresztowani i oskarżeni o podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i propagowanie nazizmu. Rzekomo mieli to robić poprzez imprezy dla polskiej młodzieży poświęconej polskiemu podziemiu na Grodzieńszczyźnie i Ziemi Brzeskiej. Z artykułu białoruskiego kodeksu karnego grozi im nawet 12 lat kolonii karnej.

Na przełomie maja i czerwca, Paniszewa, Biernacka i Tiszkowska zostały wywiezione do Polski. Propozycję odzyskania wolności w zamian za emigrację odrzucił wówczas Poczobut. Podobną deklarację miała wtedy złożyć Borys.

 Znadniemna.pl za tvp,info i belsat.eu

Szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys, przesłała list zza krat Tadeuszowi Gawinowi, byłemu przewodniczącemu Związku. „Dzisiaj na urodziny otrzymałem prezent – list od Andżeliki Borys. Ponieważ wszyscy o nią martwimy się, postanowiłem go upublicznić” – napisał na Facebooku. Datowany na 24 czerwca list od przewodniczącej

Prezydenci Gdańska, Sopotu i Gdyni w specjalnym liście zaprosili Andżelikę Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi do przyjazdu do Polski. Zadeklarowali wszelkie wsparcie, w tym zapewnienie mieszkania czy opieki lekarskiej.

Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana w Grodnie i od 100 dni przebywa w areszcie. Według nieoficjalnych informacji pogorszył się jej stan zdrowia po przewiezieniu do aresztu w Żodzino pod Mińskiem.

W areszcie od marca przebywa również dziennikarz i aktywista Andrzej Poczobut. Według informacji dyrektorki Biełsatu Agnieszki Romaszewskiej-Guzy w związku z pogorszeniem stanu zdrowia Andżelika Borys jest gotowa zgodzić się na wyjazd do Polski, lecz teraz utrudniają to białoruskie władze, bo wykorzystują sytuację Borys, by nakłonić do opuszczenia Białorusi Andrzeja Poczobuta.

Prezeska Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana 23 marca za organizację imprezy kulturalnej „Jarmarku Kaziuki”, który władze uznały za „nielegalny”. Z aresztu już nie wyszła, bo wszczęto wobec niej i innych działaczy sprawę karną o rzekome „podżeganie do nienawiści”. Prokuratura twierdzi, że doszło do „rehabilitacji nazizmu”. Zarzucane im przestępstwo jest w Białorusi karane 12 latami kolonii karnej.

W związku z zaistniałą sytuacją trójmiejscy włodarze wystosowali do Andżeliki Borys list z zaproszeniem:

Szanowna Pani Prezes,

w związku z informacją o konieczności opuszczenia przez Panią Białorusi oraz niepokojącymi doniesieniami na temat Pani stanu zdrowa, gorąco zapraszamy Panią do przyjazdu do Kraju.

Tak jak wszyscy Polacy, wspólnota samorządów Obszaru Metropolitalnego Gdańsk – Gdynia – Sopot niezmiennie podziwia i wspiera wolny naród białoruski, w tym Polaków na Białorusi, walczący o prawo do demokracji. Wyrazem naszej solidarności jest pomoc uchodźcom przybywającymi do nas w wyniku prześladowań i rażących naruszeń praw człowieka.

Zapraszamy Panią do przyjazdu do Polski – gwarantujemy mieszkanie, opiekę zdrowotną oraz wszelkie wsparcie mając nadzieję, że powróci Pani do pełni zdrowia i sił. Będziemy spokojni wiedząc, że jest Pani u nas bezpieczna.

Za Pani pośrednictwem chcemy również zaprosić rodziny polskie mieszkające na Białorusi, dla których dalszy pobyt w kraju, gdzie stali się celem ataków ze strony wymiaru sprawiedliwości i władz, nie jest możliwy. Aresztowania przedstawicieli organizacji polskich oraz zamykanie polskich placówek edukacyjnych niepokoi, dlatego chcielibyśmy, aby nasi rodacy mieli możliwość przyjazdu do Polski. My ze swojej strony dołożymy starań, aby decyzja o zmianie miejsca zamieszkania była tą najlepszą. Przyjeżdżajcie, czekamy na Was!

Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska
Jacek Karnowski, prezydent Sopotu
Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni

 Znadniemna.pl za Sopot.pl, Na foto: Andżelika Borys w Sopocie w 2014 r., fot.: Fotobank.PL/UMS

 

Prezydenci Gdańska, Sopotu i Gdyni w specjalnym liście zaprosili Andżelikę Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi do przyjazdu do Polski. Zadeklarowali wszelkie wsparcie, w tym zapewnienie mieszkania czy opieki lekarskiej. Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana w Grodnie i od 100 dni przebywa w areszcie. Według nieoficjalnych

28 czerwca, w dniu otwarcia w Białymstoku Centrum Pomocy Polakom z Białorusi zadaliśmy kilka pytań Agnieszce Romaszewskiej-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat, Damie Zaufania ZPB od 2005 roku. Rozmowa dotyczyła więzionej od ponad 100 dni w białoruskim więzieniu w Żodzinie Andżeliki Borys. Agnieszka Romaszewska nie posiadała jeszcze potwierdzonych informacji o pogarszającym się stanie zdrowia prezes Związku Polaków na Białorusi, a także o tym, że Andżelika Borys ostatecznie się zgodziła na opuszczenie więzienia i deportację do Polski.

Znadniemna.pl: Pani dyrektor, kiedy i w jakich okolicznościach poznała Pani Andżelikę Borys?

Agnieszka Romaszewska-Guzy: Akurat był zajmowany Dom Polski w Grodnie w 2005 roku. To był etap przejściowy. Kiedy weszłam, trwało jakieś przejmowanie czegoś, Andżelika z kimś wykłócała się, nie pamiętam z kim, bo wtedy nikogo jeszcze nie znałam. Przyjechałam prosto z granicy i nawet nie miałam jeszcze akredytacji. Andżelika, która z kimś się o coś awanturuje – tak zapamiętałam moment, w którym zobaczyłam ją po raz pierwszy. Tegoż dnia wyjechałam na krótko do Białegostoku, aby przekazać nakręcony materiał. Zrobienie tego przez Internet było jeszcze wówczas niemożliwe. Kiedy wróciłam do Grodna, to Dom Polski był już zajęty przez OMON i byłego prezesa Tadeusza Kruczkowskiego. Od tego momentu spotykałam się z Andżeliką już tylko w jej mieszkaniu przy Szosie Jeziorskiej.

Czy wówczas, gdy poznała Pani Andżelikę, miała Pani odczucie, że jest to postać bohaterska, doświadczona działaczka, która wie, co robi i do czego dąży?

– Powiem tak: Andżelika bardzo szybko się uczyła. Była wtedy bardzo niedoświadczona. Miałam takie poczucie, że wszelką wiedzę ze mnie wysysa. Chodzi o wiedzę nie tyle teoretyczną, co praktyczną, dotyczącą zachowania w sytuacjach ekstremalnych. W związku z jej pragnieniem tej wiedzy, czułam się potrzebna. Doświadczona w tych sprawach to ona na pewno wtedy nie była, wydawała się bardzo świeża. Nie była to żadna posągowa osoba, po prostu zwykła fajna dziewczyna. Bardzo często u niej bywałam, bo przez pewien czas mieszkałam w Grodnie, jako korespondentka i wieczorami nie miałam, co robić, to chodziłam do niej. Ona męża nie miała, ja byłam sama, więc często do niej wpadałam, żeby posiedzieć, pogadać. Nie miałam wrażenia, że spotykam się z jakąś postacią bohaterską. Jedyne, co o niej ówczesnej mogę na pewno powiedzieć, że była osobą szybko się uczącą, szybko chłonącą wiedzę, zwłaszcza praktyczną. Potem były ponad 15 lat znajomości i teraz mogę powiedzieć, że znam Andżelikę bardzo dobrze.

Ale wtedy, to ona wymyśliła, żeby nadać godność Damy Zaufania ZPB właśnie Agnieszce Romaszewskiej. Jak Pani czuje się z tą godnością?

– Dla mnie było to jedną z największych przyjemności i zaszczytów! Zupełnie szczerze to mówię. Zawsze się starałam jak najmocniej nagłaśniać wydarzenia, które odbywały się wokół Związku Polaków, bardzo to wszystko przeżywałam. Wówczas zakończyło się to tym, że na dziesięć lat władze wyrzuciły mnie z Białorusi, deportując z kraju. Ale mimo przykrości spotkał mnie ten gest przyjaźni, który bardzo sobie cenię. Muszę powiedzieć, że do dzisiaj cała nasza trójka, czyli – ja oraz dwóch Mężów Zaufania – Robert Tyszkiewicz i Michał Dworczyk – mimo tego, że działamy na kompletnie różnych płaszczyznach – ktoś jest wysoko w rządzie, ktoś w opozycji, jak najgłębszej… A jednak wciąż wszyscy utrzymujemy kontakt, mając świadomość, że wtedy w 2005 roku wyróżniono nas tym zaufaniem. Utrzymujemy kontakt i dogadujemy się w kwestii Polaków na Białorusi nawet wówczas, kiedy wszyscy gryzą się między sobą.

Według Roberta Tyszkiewicza nadanie godności Damy Zaufania Pani, a Mężów Zaufania jemu oraz Michałowu Dworczykowi, było niezwykle mądrym ruchem, wykonanym przez wówczas niedoświadczoną przecież liderkę ZPB Andżelikę Borys.

– Ależ oczywiście, że był to pomysł wręcz genialny, bo ta decyzja wciąż powoduje, że działamy ponad podziałami, mimo rozmaitych przeciwności i konfliktów politycznych, światopoglądowych i innych, które zdarzają się między środowiskami, które reprezentujemy. To jest w ogóle cud! Ale tak rzeczywiście jest.

Obecnie Polacy na Białorusi przeżywają chyba najcięższy w historii ZPB okres. Andżelika Borys i Andrzej Poczobut przebywają w więzieniu, a ich zdrowie oraz życie są zagrożone. Tym nie mniej obaj odmawiają ratowania ich poprzez deportowanie z Białorusi do Polski.

– Nie wiem do końca, jak to wygląda w przypadku Andżeliki. Czy rzeczywiście nie przyjęła tej możliwości ratunku? Nie wiadomo do końca, jaki jest stan jej zdrowia, bo nie ma na ten temat żadnej oficjalnej informacji. W przypadku Andrzeja, to wiemy, że zachorował na Covid, że ma chore serce, bo jego żona o tym informuje…

Czy odpowiedź odmowna na propozycję deportacji do Polski była ze strony Andrzeja i Andżeliki, gdyby potwierdziło się, że ona również odmówiła, czy to była z ich strony decyzja słuszna?

– Bardzo trudno powiedzieć… Bardzo trudno…

Czy warto, żeby płacili cenę zdrowia, nie daj Boże życia, za stanie się symbolami współczesnej martyrologii Polaków na Białorusi? Może jednak, gdyby znaleźli się na wolności w Polsce, to byłoby to mniej demoralizujące dla zastraszonej i prześladowanej społeczności polskiej na samej Białorusi?

– No tak, ale gdyby wyjechali do Polski to, czym by pomogli polskiej społeczności? Bo tak jak oni, za chwilę wszyscy wyjechaliby do Polski. Czyli, jak by na sytuację nie spojrzeć, to każde rozwiązanie jest złe. Na tym polega obrzydliwość tej sytuacji, którą stworzył reżim Łukaszenki. To jest obrzydliwość tego reżimu, który stosuje terror. Oni, siedzący w tym więzieniu, są bezprawni, a reżim demonstruje, że może z każdym zrobić wszystko, jeśli ktoś piśnie. Ale gdyby wyjechali to, jaki dali by przykład? Że można wyjechać? No to wtedy wszyscy by mogli wyjechać.  Uczciwie mówiąc, moim zdaniem, jest to sytuacja bez wyjścia. Poza tym, że wyjściem jest, aby ten obrzydliwy reżim jednak się skończył.

Rozmawiał Andrzej Pisalnik

 Znadniemna.pl, na zdjęciu: Agnieszka Romaszewska i Andżelika Borys

28 czerwca, w dniu otwarcia w Białymstoku Centrum Pomocy Polakom z Białorusi zadaliśmy kilka pytań Agnieszce Romaszewskiej-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat, Damie Zaufania ZPB od 2005 roku. Rozmowa dotyczyła więzionej od ponad 100 dni w białoruskim więzieniu w Żodzinie Andżeliki Borys. Agnieszka Romaszewska nie posiadała jeszcze

– W więzieniu nie ma możliwości monitorowania serca, nie ma możliwości zrobienia EKG  – zauważa Oksana Poczobut, żona działacza, w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, pytana o stan zdrowia Andrzeja Poczobuta, przetrzymywanego w białoruskim areszcie. Jest bardzo zaniepokojona. Działacz zakaził się w areszcie koronawirusem. Wedle ostatnich informacji Andrzej Poczobut z części medycznej ma trafić z powrotem do dusznej gorącej celi, gdzie nie ma możliwości odpoczynku i musi się co godzinę meldować. Działacz ma tymczasem poważne problemy z sercem, jest osłabiony po chorobie. Powinien odpoczywać.

Więziony na Białorusi dziennikarz i działacz ZPB Andrzej Poczobut może zostać wkrótce przeniesiony do wieloosobowej celi, gdzie jest bardzo gorąco, nie ma możliwości odpoczynku, a on co godzinę musi meldować się jako „ekstremista”. Tymczasem działacz ma problemy z sercem, zwłaszcza podczas upałów, w więzieniu jego stan nie jest monitorowany, choć powinien mieć wykonywane EKG. –  To wszystko bardzo mnie niepokoi – powiedziała Oksana Poczobut, żona działacza portalowi PolskieRadio24.pl.

Oksana Poczobut, żona działacza Związku Polaków na Białorusi i dziennikarza Andrzeja Poczobuta, powiedziała portalowi PolskieRadio24.pl, że wczoraj do więzienia, gdzie przetrzymują jej męża, udał się adwokat. Prawnik rozmawiał z więziennym lekarzem, ale nie miał kontaktu z Andrzejem Poczobutem – na razie nie można go odwiedzać, bo przebywa na trzytygodniowej kwarantannie.

Wedle uzyskanych informacji Andrzej Poczobut miał mieć wykonany powtórny test na obecność koronawirusa i jeśli wynik będzie negatywny, to działacz będzie przeniesiony z oddziału medycznego z powrotem do celi.

– To bardzo mnie niepokoi. W celi jest bardzo gorąco. Jest tam dużo osób. Wrócą problemy z sercem, z zakłóceniami rytmu serca  – powiedziała Oksana Poczobut.

Na razie, jak przekazano prawnikowi, Andrzej Poczobut, przebywał w części medycznej. Nie wykonywano jednak mu zdjęć płuc, wskazywano, że nie ma takiej potrzeby. Nie ma też warunków, by przeprowadzić badanie serca, np. EKG  – By przeprowadzić badanie serca, należałoby przewieźć go do miasta do szpitala  – zauważa Oksana Poczobut. Lekarz nie widział jednak takiej potrzeby.

Nawet jeśli Andrzej Poczobut trafi z powrotem do celi, to i tak prawnik będzie mógł się z nim spotkać dopiero tydzień później, jeszcze do 8 lipca ma pozostawać na kwarantannie.

Przestały przychodzić listy

Na razie nie ma zatem żadnych informacji od samego Andrzeja Poczobuta. Oksana Poczobut zaznacza, że i  listy od niego przestały przychodzić, korespondencja przestała docierać, od tej pory, gdy zachorował na koronawirusa.

– Ostatni list jest z 8 czerwca – zauważa Oksana Poczobut, dodaje, że Andrzej Poczobut pisał w nim, że słabnie, załamuje mu się rytm serca, leży po dwie godziny na pryczy. Potem listy przestały przychodzić.

11 czerwca odwiedził Andrzeja Poczobuta prawnik i wtedy już był on słaby, nie mógł długo siedzieć – zaznaczyła Oksana Poczobut, w związku z tym widzenie trwało krócej, pół godziny, kilka razy krócej niż zwykle. Dodała, że sama również pojechała do zakładu więziennego, mogła jednak skontaktować się tylko z lekarzem i to przez telefon na linii wewnętrznej, medyk udzielił informacji o temperaturze, saturacji krwi tlenem.

Można przesyłać paczki i listy, także z Polski

Paczki dla Andrzeja Poczobuta są przyjmowane, zaznacza jego żona. Dodaje, że docierają zapewne przynajmniej niektóre listy, pocztówki. Paczki i listy należy adresować po rosyjsku. Nie wszystkie z nich cenzura przepuści, ale niektóre zapewne tak.

Co do korespondencji, w poprzednim zakładzie karnym na Wołodarce były kłopoty jeśli chodzi o listy pisane po polsku, przyznaje nasza rozmówczyni. Nie docierały np. listy do syna Andrzeja Poczobuta pisane po polsku. Nie wiadomo, jak będzie teraz w Żodzinie, czy możliwa będzie korespondencja prowadzona polsku. – – Andrzej Poczobut pisał w tej sprawie skargi – zaznacza Oksana Poczobut.

W tej sytuacji wydaje się, że na razie lepszym wyjściem pisanie listów do rosyjsku.

Oksana Poczobut podkreśla, że jest bardzo zaniepokojona tym, że Andrzej Poczobut może trafić z powrotem do celi. W części medycznej więzienia mógł przynajmniej odpoczywać leżąc. W celi jest bardziej gorąco, przebywa tam więcej osób, a Andrzej Poczobut musi się meldować się co godzinę, bo władze więzienne przyznały mu status ekstremisty. Mogą nasilić się problemy z sercem.

– W więzieniu nie ma możliwości monitorowania stanu serca, nie ma możliwości zrobienia EKG  – zauważa Oksana Poczobut, dodając, że mąż w czasie upałów z racji problemów z sercem musiał dużo odpoczywać, a w razie potrzeby była możliwość wezwania karetki i lekarza. W więzieniu można jedynie monitorować puls trzymając palec przy szyi i licząc uderzenia.

Na Andrzeja Poczobuta prawdopodobnie wywierany jest nacisk, by wyjechał z kraju – wnioskują jego bliscy. On sam nie napisał tego wprost, ale w jednych z ostatnich listów Andrzej Poczobut informował, że zawieziono go do Komitetu Śledczego, po czym dano mu odczuć niezadowolenie z rezultatów tego wyjazdu. Przeniesiono go do gorszej celi. Ogłoszono, że będzie musiał się meldować jako „ekstremista”.

Oksana Poczobut kilka razy wnioskowała do śledczych o możliwość widzenia się z mężem, ale za każdym razem jej odmawiano. Nie ma też żadnej możliwości telefonicznego kontaktu z Andrzejem Poczobutem.

***

Adres Andrzeja Poczobuta w więzieniu w Żodzinie:

Почобут Андрей Станиславович

Следственная тюрьма №8. 222163, г. Жодино, ул. Советская, 22А

Республика Беларусь

****

Adres Andżeliki Borys w więzieniu w Żodzinie

Борис Анжелика Чеславовна

Следственная тюрьма №8. 222163, г. Жодино, ул. Советская, 22А

Республика Беларусь

Znadniemna.pl za Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

- W więzieniu nie ma możliwości monitorowania serca, nie ma możliwości zrobienia EKG  – zauważa Oksana Poczobut, żona działacza, w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, pytana o stan zdrowia Andrzeja Poczobuta, przetrzymywanego w białoruskim areszcie. Jest bardzo zaniepokojona. Działacz zakaził się w areszcie koronawirusem. Wedle ostatnich informacji Andrzej Poczobut z części

Przejdź do treści