HomeStandard Blog Whole Post (Page 106)

10 grudnia minęła druga już rocznica śmierci  śp. Włodzimierza Paca, wybitnego polskiego dziennikarza, wieloletniego korespondenta Polskiego Radia na Białorusi i w Rosji, człowieka, którego mieli okazję poznać chyba wszyscy Polacy Mińska, Grodna, Lidy i wielu innych miejscowości.

Za portalem Kresy24.pl pragniemy przypomnieć o Włodzimierzu Pacu, publikując wspomnienie, które napisał jego białoruski przyjaciel, znany grodzieński bard i showman Wiktor Szałkiewicz:

Niedawno oglądałem w TVP film pt. „Reset”. Dużo w nim archiwalnych materiałów z początku XXI wieku było. Na zdjęciu z konferencji prasowej  Radosława Sikorskiego w Moskwie w roku bodaj 2008, zobaczyłem siedzącego z mikrofonem w pierwszym rzędzie korespondenta Polskiego Radia, młodego, rozentuzjazmowanego, zdrowego i żywego Włodzimierza Paca…

Mówią ludzie o niektórych, trochę bardziej przez Pana Boga szczęściem, fortuną,  czy powodzeniem obdarzonych osobnikach ludzkiego rodzaju;

„On to w czepku się urodził”, albo; „w koszuli go matka  na świat wydała”.

Włodzimierz Pac, Włodek, albo Wałodzia, jak  go różnie nazywaliśmy, urodził się chyba z mikrofonem w ręku.

Chociaż wątpię, żeby w jego rodzinnych Knyszewiczach, fajnej cichej wiosce w pobliżu Sokółki, ktoś w latach 70. widział na własne oczy czy  trzymał w ręku prawdziwy profesjonalny mikrofon. Ale może jakiś przypadkowy korespondent PR Białystok  zabłądził w te strony, albo materiał pilnie z życia polskiej prowincji trzeba było nagrać, i stanął na drodze i przechodniów rozpytywał, a mały Włodek, szedłszy do domu, przystanął, zapatrzył się na przybysza i jego instrumentarium, i pomyślał sobie: ”Jak będę duży, to i ja będę w radiu pracował!”.

Poznaliśmy się dawno, nawet okoliczności już nie pamiętam, może w Olsztynie, może w Białymstoku, a może to w podbiałostockim Gródku było, na jakiejś kolejnej białoruskiej albo polskiej młodzieżowej imprezie. Włodek miał już wtedy mikrofon w ręku.

I wyglądał Pac super, taki zawsze pogodny, dobroduszny, pięknolicy, z kupą kędziorów na głowie, ot, początkujący radiowiec.

Podchodził do interesującej go osoby, szeroko się uśmiechał i prosił o parę zdań w tym lub innym temacie. Szczery uśmiech Paca robił swoje – nikt mu odmawiał, godzili się wszyscy. A wtedy  Włodek delikatnie brał „ofiarę”  pod rękę i uprowadzał w jakieś ciche, ustronne miejsce. Za parę godzin Pacowa relacja szybciutko się rozlewała się po falach PR Białystok albo PR Warszawa.

W jaki sposób w epoce przed internetowej przekazywał to do Centrali – zagadka. Lubił swój zawód, i chyba o innym nie myślał. Że był Radiowcem z powołania, widzieli wszyscy, wszak wykonywał swój zawód z sercem.

Tak się stało, że byłem świadkiem budowania przez Włodka jego własnej rodziny. Już w Mińsku, pracując tam jako korespondent PR na Białorusi poznał fajną dziewczynę, Tatianę, i postanowił się z nią ożenić. Ja, nieco już doświadczony fachowiec w weselno-organizacyjnych sprawach, zaoferowałem swoją pomoc.

I wymyśliliśmy nie lada imprezę!

To było na jesieni…

Przekonałem dziewczyny ze studia filmowego „Białoruśfilm”, żeby wypożyczyły Pacowi na ceremonię ślubu autentyczny paradny mundur generalski a’la osiemnaste stulecie. I był, biały, z fałdami, orderami i epoletami. Panna młoda też cała w bieli, w jakiejś cudnej koronkowo-falbankowej misternej sukni. Ślub cerkiewny odbył się w Kołoży, stojącej nad brzegiem siwego ojca-Niemna najstarszej cerkwi prawosławnej w Grodnie, ponoć z XII wieku.

I to trzeba było zobaczyć!!!

Oszołomione babcie około cerkiewne oczom swym nie mogły uwierzyć i po stokroć nas rozpytywały: „A kto to ślub bierze? Jenerał? Może z Moskwy?”

Po ceremonii z Batiuszką Andrzejem, chórem i świecami, para młoda wsiadła do wynajętej za dwadzieścia dolarów motorówki na krótki rejs Niemnem, a profesjonalny operator  Wołodia Andronow, siedząc w łódce z nowożeńcami moment ten filmował.

Następnie pojechaliśmy do Sokółki, żeby zawrzeć w miejskim urzędzie ślub cywilny. Musiała ta cała kawalkada przekroczyć granicę białorusko-polską. Ale żaden był to problem, pomógł ówczesny konsul generalny RP w Grodnie i zarazem fajny człowiek, Mariusz Maszkiewicz. Od opisywania szczegółów się powstrzymam, ale stosunki polsko-białoruskie układały się wtedy jak najlepiej.

Zdumieni białoruscy  pogranicznicy, potem celnicy, patrzyli jak z dip- samochodu wysiada dostojnik w niesamowicie pięknym mundurze i grzecznie podaje rączkę swojej towarzyszce podroży. Słowem, było w Pacu coś szarmanckiego od tych, dawniejszych Paców.

Potem przyszła kolej na zdumienie funkcjonariuszy i celników z polskiej strony. Jakoś gładko to poszło (nie to co teraz), przekroczyliśmy granicę w Kuźnicy i pojechaliśmy do USC w Sokółce, a potem na kolacjo-libację do knajpy w Białymstoku.

Zebrała się w kawiarni wieczorem cała dostojna intelektualna białostocka socjeta, Golińscy, Maksymiukowie, Piekarscy, Wawrzeniukowie, sporo było  toastów za zdrowie młodej pary, za gładką drogę życia, za szczęście, tylko kieliszeczki podano maluteńkie. Takie w dziewiętnastym stuleciu w carskiej Rosji nazywano „mucha” (15 gramów), a człowiek, który używał napoju z niego, chodził „pod muchą”. Siedzieliśmy szczelnie męską zwartą kompaniją przy litrze „wyborowej”, minęła godzina, a nawet pół flaszki nie wypiliśmy!

Z rana – małe poprawiny, i ruszamy z powrotem na Białoruś, do Mińska Litewskiego, gdzie czekają na nas w sali bankietowej rodzice i krewni Tatiany. Znowu triumfalny przejazd  przez granicę, coraz częściej orszak weselny zatrzymuje się na popas przy okazyjnych krzakach i chmieli się, w wyniku czego spóźniamy się strasznie na około dwie godziny. A w Mińsku na Włodka i Tanię oczekuje z bukietem kwiatów sama Pani Ambasador Najjaśniejszej Rzeczypospolitej z Małżonkiem!

Pani Ambasador nieprzyzwyczajona, żeby oczekiwać na prostego dziennikarza, nawet o nazwisku  Pac. I kiedy NARESZCIE przyjechaliśmy, ona sucheńko pogratulowała Włodkowi z okazji udanej żeniaczki i odjechała. Najbardziej na rozczarowanego w tej sytuacji wyglądał jej małżonek… Chłop pewnie marzył, że nareszcie w porządnej kompaniji, uda mu się przy kielichu zapomnieć o dyplomatycznych troskach.

 A potem…

Włodek dużo pracował, nic nie uchodziło jego uwadze, żaden mały ale ważki problem. Fajnie mi było, siedząc we własnym domu we wsi Sałaty, obok najstarszego odcinka kolei „Petersburg- Warszawa”, usłyszeć na falach długich Polskiego Radia jego znajomy głos, relację krótką ale węzłowatą, i zawsze na końcu „Włodzimierz Pac. Polskie Radio. Mińsk”….

Często odwiedzał nasze miłe, stare Grodno, świętował tutaj nawet, w gronie najbliższych przyjaciół swoje pięćdziesiąte urodziny…

Po raz ostatni widzieliśmy się w Mińsku, zimą w jego mieszkaniu przy Komarowskim rynku. Mieszkał sam, żona z dzieckiem byli w Warrszawie. Szybko coś przygotował, nakrył do stołu, ale poprosił: „Wiktor, trzy minuty, ja muszę zrobić małą robotę”.

Usiadł przy komputerze, w mgnieniu oka nagrał jakąś kolejną wiadomość i przesłał ją mailowo do Warszawy.

A potem tylko smutna nowina, że jedenastego grudnia 2021 roku zmarł w Mińsku na zawał serca, przeżywszy lat 54..

Grób Włodzimierza Paca na cmentarzu w Samogrodzie koło Sokółki

Czasem, na jakichś kolejnych spotkaniach, Włodek wznosił toast za ołówek Józefa Stalina, którym Wódz Postępowej Ludzkości  nakreślił granice powojenne europejskie w taki sposób, że wieś Knyszewicze znalazła się na terytorium Polskiej Republiki Ludowej, a nie w Związku Radzieckim.

Święta prawda, stuprocentowa racja!..

Bo nie wiadomo, jak by się los Włodka potoczył, gdyby się urodził w dierewnie Knyszewiczi Sokulskogo rajona Biełostockoj obłasti BSSR.

 Znadniemna.pl za Wiktor Szałkiewicz/Kresy24.pl

10 grudnia minęła druga już rocznica śmierci  śp. Włodzimierza Paca, wybitnego polskiego dziennikarza, wieloletniego korespondenta Polskiego Radia na Białorusi i w Rosji, człowieka, którego mieli okazję poznać chyba wszyscy Polacy Mińska, Grodna, Lidy i wielu innych miejscowości. Za portalem Kresy24.pl pragniemy przypomnieć o Włodzimierzu Pacu,

Cztery lata temu przestało bić serce  generała Tadeusza Bieńkowicza, Polskiego Patrioty, Świadka i Twórcy Historii, Kresowiaka, którego życiorys stał się wzorem do naśladowania dla niejednego młodego Polaka na Kresach, zwłaszcza wywodzącego się ze środowiska polskiej młodzieży patriotycznej Lidy.  

Dzisiaj, w czwartą rocznicę śmierci generała Tadeusza Bieńkowskiego, pragniemy przybliżyć Państwu życiorys Bohatera.

Tadeusz Bieńkowicz urodził się 19 kwietnia 1923 roku w Lidzie w rodzinie Stanisława i Alicji z Balcerów.

Wychowywany w polskiej tradycji patriotycznej, po wybuchu II wojny światowej znalazł się wśród ochotników w baonie frontowym harcerzy w Lidzie. Od 1943 roku służył w Armii Krajowej na terenie Okręgu Nowogródzkiego. Przyjął pseudonim „Rączy”, pełnił funkcję dowódcy plutonu w dowodzonym przez Jana Borysewicza „Krysię” II batalionie 77. Pułku Piechoty AK. Jako zastępca dowódcy grupy szturmowej batalionu wspólnie ze swoim przełożonym Alfredem Fryze „Bezem” dowodził akcją odbicia więźniów w Lidzie, za co obaj dowódcy zostali uhonorowani Krzyżami Srebrnymi Orderu Virtuti Militari.

Tadeusz Bieńkowicz w młodości, fot.: szkaliemnarbutta.pl

Wspominając śp. generała Tadeusza Bieńkowicza wypada przypomnieć szczegóły akcji, za którą został on uhonorowany najwyższym odznaczeniem wojennym.

Akcja odbicia więźniów w Lidzie

Jesienią 1943 roku Armia Krajowa w rejonie Grodzieńszczyzny została znacznie osłabiona przez reżim okupacyjny. Niemcy, wykorzystując sieć donosicieli, dokonali aresztowania wielu żołnierzy podziemia. W więzieniu w Lidzie osadzono siedemdziesięciu z nich. Wśród aresztowanych znaleźli się: podporucznik Kazimierz Krzywicki „Wiesław”, zastępca komendanta „obwodu Lida Armii Krajowej (Bór)”, członkowie sztabu oraz podporucznik Komendy Głównej AK.

Dowództwo AK podjęło decyzję o ich uwolnieniu. Z uwagi na to, że w Lidzie stacjonował silny garnizon niemiecki (szacowany na 10.tys. żołnierzy), próbowano początkowo wykupić Polaków z więzienia, oferując niemieckim strażnikom wysoką łapówkę. Te starania nie przyniosły sukcesu, dlatego też podjęto decyzję o przeprowadzeniu ataku zbrojnego na miejsce odosobnienia. Na dowódcę akcji został wyznaczony ppor. Zenon Batorowicz „Zdzisław”, doświadczony żołnierz podziemia, adiutant komendanta Okręgu Nowogródek AK. Oddziałem szturmowym dowodził Alfred Fryze „Bez”, a jego zastępcą był nasz bohater Tadeusz Bieńkowicz „Rączy”.

Dzięki pozyskaniu do współpracy jednego ze strażników – Stanisława Królaka, akowcy zdobyli wiedzę o rozmieszczeniu pomieszczeń oraz trybie służby wartowników. Doświadczenia wcześniej przeprowadzonych akcji, np. rozbicia więzienia w Pińsku, wskazywały, że napad musi zostać przeprowadzony błyskawicznie i z minimalnym wykorzystaniem broni palnej.

Opracowano szczegółowy plan ataku, który pozwalał uzyskać zaskoczenie przeciwnika i uniknąć interwencji oddziałów niemieckich stacjonujących w pobliżu więzienia. Żołnierze AK dysponowali imienną listą 50 aresztowanych Polaków, znali numery cel, w których ich przetrzymywano oraz mieli do nich dorobione klucze. Niemcy w międzyczasie wycofali polski personel z terenu więzienia, ale Polakom udało się pozyskać do współpracy Białorusina o nazwisku Kruczko.

17 stycznia 1944 roku do Lidy dotarli żołnierze podziemia, którzy mieli stworzyć grupę szturmową. Grupa ta składała się z dziesięciu żołnierzy, w tym trzech z konspiracji lidzkiej, a siedmiu z II batalionu 77 pułku piechoty AK. Dwaj z nich, Alfred Fryze i Tadeusz Bieńkowicz, założyli mundury niemieckie, pozostali przebrali się w uniformy białoruskiej policji.

Przed atakiem postanowiono się posłużyć podstępem – za przekazanie paczki jednemu z więźniów strażnicy otrzymali łapówkę złożoną z piwa i żywności. W piwie znajdował się silny środek nasenny, który miał uśpić strażników na mniej więcej trzy godziny. Około godziny 23:00 pod bramę więzienia podeszli Fryze i Bieńkowicz. Ku ich zdziwieniu strażnicy nie zdradzali oznak senności. Polacy zdecydowali się kontynuować akcję. Wykorzystując fakt, że byli ubrani w niemieckie mundury podchodzili do strażników i kolejno ich obezwładniali. Umożliwiło to wejście na teren więzienia pozostałym członkom grupy, którzy doprowadzili do całkowitego opanowania obiektu. Żołnierze AK przystąpili do otwierania cel oraz rewidowania strażników i ustalania ich personaliów. Zidentyfikowano zastępcę komendanta więzienia Rosjanina Sorokina, który już wcześniej został skazany (za wyjątkowe bestialstwo) przez polski sąd podziemny na karę śmierci. Wyrok został wykonany na miejscu zatrzymania skazanego.

Korzystając z posiadanych kopii kluczy otwarto cele z więzionymi żołnierzami AK, udało się uwolnić 70 osób. Część z nich otrzymała zdobytą broń. Z wyzwolonych towarzyszy sformowana została kolumna marszowa, którą pod eskortą przebranych partyzantów, przeprowadzono ulicami Lidy.

Po drodze kolumnę próbował zatrzymać niemiecki oficer. Został bez namysłu zlikwidowany. Po przejściu ulicami miasta i sforsowaniu rzeczki Lidziejki Polacy znaleźli się poza Lidą. Tu zostali przejęci przez IV batalion 77 pp AK dowodzony przez ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera”.

Niemcy o napadzie na więzienie dowiedzieli się kilka godzin po jego zakończeniu i zniknięciu napastników oraz wyzwolonych więźniów. Za brawurową akcję dowódca i zastępca oddziału szturmowego otrzymali Krzyże Srebrne Virtuti Militari, a pozostali żołnierze zostali odznaczeni Krzyżami Walecznych i awansowani.

Skazany na karę śmierci

Po zakończeniu wojny i przedostaniu na terytorium Polski Tadeusz Bieńkowicz nie ujawnił się i do czerwca 1950 roku działał w konspiracji Ruchu Oporu Armii Krajowej.

Tadeusz Bieńkowicz, rys.: Fundacja „Łączka”

Aresztowany w 1950 roku przez UB w Gdańsku za działalność antykomunistyczną, został poddany wielomiesięcznym przesłuchaniom i torturom, a po procesie skazano go na karę śmierci, zamienioną na dożywocie.

W maju 1956 roku na mocy amnestii akowiec wyszedł na wolność. Zrehabilitowano go dopiero na początku lat 90., zaś torturujący Tadeusza Bieńkowicza funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa dopiero w 2005 roku stanął przed sądem, który wymierzył oprawcy karę dwóch lat więzienia.

W wolnej Polsce

Tadeusz Bieńkowicz doczekał się upadku w Polsce władzy komunistycznej, za walkę z którą był prześladowany. Po 1989 roku zaczął aktywnie działać w organizacjach, zrzeszających byłych akowców oraz ofiary komunistycznej władzy. Był współzałożycielem Polskiego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego i Związku Armii Krajowej w Krakowie (1989 r.), członkiem Rady Honorowej Światowego Związku Żołnierzy AK i Stowarzyszenia Kawalerów Orderu Virtuti Militari. Pełnił obowiązki prezesa Związku Inwalidów Wojennych Oddziału Nowa Huta (lata 2007 – 2019) oraz Polskiego Związku Więźniów Komunizmu (lata 2010-2019), był sekretarzem Małopolskiej Rady Kombatantów i Osób Represjonowanych, członkiem Fundacji Muzeum Historii Armii Krajowej, współpracował z Towarzystwem Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej w Lidzie. Był współautorem publikacji pt. „Akcja na więzienie w Lidzie we wspomnieniach Tadeusza Bieńkowicza i opisie faktów i zdarzeń pokrewnych” ( wyd. Fundacja Muzeum Czynu Zbrojnego, 2009) i fundatorem cmentarza II batalionu 77 PP AK w Naczy na Białorusi.

W 2016 roku za wybitne zasługi w pielęgnowaniu pamięci o najnowszej historii Polski, Tadeusz Bieńkowicz odznaczony został Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

W 2018 roku Prezydent RP Andrzej Duda wręczył mu awans generalski.

2018 rok. Prezydent RP Andrzej Duda wręcza Tadeuszowi Bieńkowiczowi awans na stopień generała brygady, fot.: Jakub Szymczuk/KPRP

Cztery lata temu, 13 grudnia 2019 roku, w wieku 96 lat generał Tadeusz Bieńkowicz odszedł na Wieczną Wartę.

Udział w pogrzebie Bohatera wziął osobiście Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda. On też złożył w mediach społecznościowych publiczne kondolencje z powodu odejścia Patrioty.

Grób gen. Tadeusza Bieńkowicza na cmentarzu wojskowym przy ul. Prandoty w Krakowie, fot.: Wikipedia.org

„Ze smutkiem przyjąłem wiadomość o odejściu na Wieczną Wartę Generała Tadeusza Bieńkowicza. Żołnierz Niezłomny, kawaler Orderu Virtuti Militari. Nie lękał się ani niemieckich, ani sowieckich lanc i dział. Z honorem służył Bogu i Polsce. Cześć Jego Pamięci! RIP” – napisał Prezydent.

Znadniemna.pl na podstawie: Armiakrajowa-lagiernicy.pl. Prezydent.pl, Wikipedia.org

Cztery lata temu przestało bić serce  generała Tadeusza Bieńkowicza, Polskiego Patrioty, Świadka i Twórcy Historii, Kresowiaka, którego życiorys stał się wzorem do naśladowania dla niejednego młodego Polaka na Kresach, zwłaszcza wywodzącego się ze środowiska polskiej młodzieży patriotycznej Lidy.   Dzisiaj, w czwartą rocznicę śmierci generała Tadeusza

Prezydent Andrzej Duda powołał dzisiaj rano w Pałacu Prezydenckim Donalda Tuska na premiera, a także ministrów jego gabinetu.

W Pałacu Prezydenckim odbyła się  dzisiaj, 13 grudnia, uroczystość, podczas której prezydent Andrzej Duda powołał Donalda Tuska na premiera. Zaprzysiężeni zostali także ministrowie nowego rządu.

W skład Rady Ministrów, wybranej przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, powołano:

  • Władysława Kosiniaka–Kamysza – na urzędy Wiceprezesa Rady Ministrów i Ministra Obrony Narodowej
  • Krzysztofa Gawkowskiego – na urzędy Wiceprezesa Rady Ministrów i Ministra Cyfryzacji
  • Macieja Berka – na urząd Ministra – Członka Rady Ministrów
  • Adama Bodnara – na urząd Ministra Sprawiedliwości
  • Agnieszkę Buczyńską – na urzędy Ministra do spraw Społeczeństwa Obywatelskiego i Przewodniczącej Komitetu do spraw Pożytku Publicznego
  • Borysa Budkę – na urząd Ministra Aktywów Państwowych
  • Marzenę Czarnecką – na urząd Ministra Przemysłu
  • Andrzeja Domańskiego – na urząd Ministra Finansów
  • Agnieszkę Dziemianowicz–Bąk – na urząd Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej
  • Jana Grabca – na urząd Ministra – Członka Rady Ministrów
  • Paulinę Hennig–Kloskę – na urząd Ministra Klimatu i Środowiska
  • Krzysztofa Hetmana – na urząd Ministra Rozwoju i Technologii
  • Marcina Kierwińskiego – na urząd Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji
  • Dariusza Klimczaka – na urząd Ministra Infrastruktury
  • Katarzynę Kotulę – na urząd Ministra do spraw Równości
  • Izabelę Leszczynę – na urząd Ministra Zdrowia
  • Sławomira Nitrasa – na urząd Ministra Sportu i Turystyki
  • Barbarę Nowacką – na urząd Ministra Edukacji
  • Marzenę Okłę–Drewnowicz – na urząd Ministra do spraw Polityki Senioralnej
  • Katarzynę Pełczyńską–Nałęcz – na urząd Ministra Funduszy i Polityki Regionalnej
  • Czesława Siekierskiego – na urząd Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi
  • Tomasza Siemoniaka – na urząd Ministra – Członka Rady Ministrów
  • Bartłomieja Sienkiewicza – na urząd Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
  • Radosława Sikorskiego – na urząd Ministra Spraw Zagranicznych
  • Adama Szłapkę – na urząd Ministra do spraw Unii Europejskiej
  • Dariusza Wieczorka – na urząd Ministra Nauki

Podczas uroczystości prezydent wskazał, że to bardzo ważny moment dla Polski ze względu na to, że rząd został wyłoniony przez Sejm.

– Chcę państwu pogratulować przede wszystkim tego, że zwyciężyliście państwo w procesie politycznym. Nie mieliśmy takiej sytuacji od 1989 roku – podkreślił prezydent.

– Przy wspaniałej, wielkiej frekwencji padło rozstrzygnięcie wyborcze, które dało zwycięstwo jednemu ugrupowaniu, ale proces polityczny wynikający z wyborów w istocie dziś zakończył się zwycięstwem innej części sceny politycznej – wskazał Andrzej Duda.

Jak podkreślił, jest to duże osiągnięcie koalicyjnych ugrupowań. „Gratuluję determinacji i zdecydowania, by walczyć w wyborach, osiągnąć jak najlepszy wynik i przede wszystkim wziąć w swoje ręce odpowiedzialność za polskie sprawy” – powiedział prezydent.

– Od dzisiaj tę odpowiedzialność za polskie sprawy dzierżymy wspólnie – zaakcentowała głowa państwa.

Znadniemna.pl na podstawie Prezydent.pl, fot.: Przemysław Keler/KPRP

Prezydent Andrzej Duda powołał dzisiaj rano w Pałacu Prezydenckim Donalda Tuska na premiera, a także ministrów jego gabinetu. W Pałacu Prezydenckim odbyła się  dzisiaj, 13 grudnia, uroczystość, podczas której prezydent Andrzej Duda powołał Donalda Tuska na premiera. Zaprzysiężeni zostali także ministrowie nowego rządu. W skład Rady Ministrów,

Dziś na Białorusi jest 5 tys. więźniów politycznych, wśród nich są Polacy; zostali skazani na podstawie fałszywych dowodów podczas zainscenizowanych procesów. Społeczność międzynarodowa zdecydowanie powinna się temu sprzeciwiać i piętnować te karygodne działania – mówił we wtorek w Szwajcarii prezydent Andrzej Duda.

Podczas szczytu z okazji 75. rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka polski prezydent mówił o sytuacji na Białorusi i zwracał uwagę, że według najnowszych danych jest tam dziś około 5 tys. więźniów politycznych. Wśród nich – wskazywał – jest Polak z pochodzenia, obywatel Białorusi, polsko-białoruski dziennikarz skazany na 8 lat więzienia – Andrzej Poczobut. Jak dodał, pod koniec listopada na Białorusi zostało zatrzymanych dwóch polskich księży: Henryk Okołotowicz i Wiaczesław Pialiniak.

Duda zaznaczył, że Polska używa wszelkich środków dyplomatycznych, aby uwolnić polskich obywateli przetrzymywanych na Białorusi. „Niestety, jak do tej pory, od długiego czasu jest to całkowicie bezskuteczne. Ci, jak i wielu innych, zostali skazani na podstawie fałszywych dowodów, podczas zainscenizowanych procesów, których wynik jest znany jeszcze przed ich rozpoczęciem” – mówił. „Społeczność międzynarodowa zdecydowanie powinna się temu sprzeciwiać i piętnować tego typu karygodne działania” – oświadczył.

„To niewiarygodne, że dzieje się to tak blisko granicy NATO i UE, że nadal w kraju, który jest bezpośrednio za naszymi granicami, istnieją w XXI wieku izby tortur i nie ma kontaktu z ludźmi, którzy są osadzeni w więzieniu, bo tak jest dzisiaj w przypadku Andrzeja Poczobuta. Od długiego czasu nawet jego najbliżsi nie mogą się z nim skontaktować i tak naprawdę nie wiemy, jaki jest w tej chwili jego los. Od kilku miesięcy kontaktu zupełnie nie ma, dziś nie wiemy, czy żyje, czy nie. Liczymy, że tak, liczymy, że uda się go uwolnić” – podkreślił prezydent.

 Znadniemna.pl za PAP, na zdjęciu: Prezydent RP Andrzej Duda przemawia podczas Spotkania Wysokiego Szczebla z okazji 75. rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, fot.: Jakub Szymczak/KPRP

Dziś na Białorusi jest 5 tys. więźniów politycznych, wśród nich są Polacy; zostali skazani na podstawie fałszywych dowodów podczas zainscenizowanych procesów. Społeczność międzynarodowa zdecydowanie powinna się temu sprzeciwiać i piętnować te karygodne działania – mówił we wtorek w Szwajcarii prezydent Andrzej Duda. Podczas szczytu z okazji

Rodzina dziennikarza polskich mediów i działacza polskiej mniejszości na Białorusi Andrzeja Poczobuta poinformowała w mediach społecznościowych o aktualnej sytuacji Polaka, odbywającego karę ośmiu lat więzienia o zaostrzonym rygorze w jednym z najcięższych białoruskich zakładów karnych w Nowopołocku na północy kraju.

Według rodziny komunikacja z Andrzejem jest bardzo nieregularna, a docierające od niego z rzadka wiadomości są „generalnie ponure”.

Wynika z nich między innymi, iż administracja kolonii ostatnio sporządziła na więźnia politycznego dwa protokoły, na mocy których został on ukarany pozbawieniem możliwości otrzymywania paczek oraz zakazem widzeń z rodziną.

Bliscy dziennikarza prognozują, że tendencja ograniczania Andrzeja w prawach, przysługujących innym więźniom, może się utrzymać aż do końca jego odsiadki, która ma potrwać co najmniej do lutego 2028 roku.

Pomimo przykrości, czynionych przez administrację kolonii, bliscy dziennikarza zapewniają, że nie stracił on równowagi oraz spokoju ducha. Piszą, że jak zawsze interesuje się on wszystkimi swoimi przyjaciółmi, a także kolegami i przekazuje im pozdrowienia.

Andrzej Poczobut przebywa w niewoli Łukaszenki od 25 marca 2021 roku. W lutym tego roku skazano go na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze za rzekome „nawoływanie do sankcji” i „podżeganie do wrogości”. W drugiej połowie czerwca Polak przybył w miejsce odbywania kary, czyli do kolonii w Nowopołocku, gdzie już w sierpniu został ukarany półrocznym pobytem w izolatce.

Znadniemna.pl na podstawie Svaboda.org

Rodzina dziennikarza polskich mediów i działacza polskiej mniejszości na Białorusi Andrzeja Poczobuta poinformowała w mediach społecznościowych o aktualnej sytuacji Polaka, odbywającego karę ośmiu lat więzienia o zaostrzonym rygorze w jednym z najcięższych białoruskich zakładów karnych w Nowopołocku na północy kraju. Według rodziny komunikacja z Andrzejem jest

8 grudnia Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął kontrowersyjną decyzję, dopuszczającą sportowców z Białorusi i Rosji do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, jeśli zgodzą się na start w statusie neutralnym i spełnią szereg ważnych warunków. Z postanowieniem MKOl nie zgodził się jednak Zarząd Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych.

Już następnego dnia po ogłoszeniu decyzji MKOl, w sobotę, 9 grudnia, szef Zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych Sebastian Coe na konferencji prasowej poinformował, iż budząca sprzeciw wielu sportowców decyzja nie będzie dotyczyła atletów z Białorusi i Rosji, reprezentujących najbardziej masową dyscyplinę sportową, zwaną potocznie „królową sportu”, czyli Lekką Atletykę.

„Rosyjscy i białoruscy lekkoatleci nie wezmą udziału w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Nasze stanowisko pozostaje niezmienione. Nie mogę nic dodać. Zostało ono zatwierdzone przez Zarząd. Rodzina lekkoatletyczna się z nim zgadza” – powiedział szef stowarzyszenia jednoczącego krajowe federacje Lekkiej Atletyki.

Międzynarodowa rodzina lekkoatletyczna zablokowała udział rosyjskich i białoruskich przedstawicieli tej dyscypliny sportowej w Olimpiadzie między innymi pod wpływem presji  opinii publicznej większości krajów świata, potępiających brutalną wojnę Rosji przeciwko Ukrainie i wspierającej ją w tym niechlubnym akcie agresji Białorusi.

Jednym ze spektakularnych przejawów niezgody z decyzją MKOl stała się publikacja czeskiego wydania Reflex, poprzedzająca oświadczenie Sebastiana Coe. W opublikowanym materiale wskazano między innymi, że wielu Ukraińców nie będzie mogło wziąć udziału w igrzyskach tylko dlatego, że zostali zabici przez rosyjskich okupantów.

Następnie za pomocą sieci neuronowej redakcja publikacji wygenerowała specjalne „krwawe uniformy” dla „neutralnych” Białorusinów i Rosjan i zaproponowała im występ w takich właśnie strojach na igrzyskach w Paryżu.

Znadniemna.pl na podstawie Reflex.cz, East24.info, na zdjęciach: stroje, w których wypadałoby startować na Igrzyskach Olimpijskich białoruskim i rosyjskim atletom według wydania Reflex, fot.: Reflex.cz

8 grudnia Międzynarodowy Komitet Olimpijski podjął kontrowersyjną decyzję, dopuszczającą sportowców z Białorusi i Rosji do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku, jeśli zgodzą się na start w statusie neutralnym i spełnią szereg ważnych warunków. Z postanowieniem MKOl nie zgodził się jednak Zarząd

Katarzyna Beczko z Ukrainy zdobyła Grand Prix 32. Konkursu Recytatorskiego dla Polaków z Zagranicy „Kresy”. Laureatów  recytatorskich zmagań ogłoszono w sobotę, 9 grudnia, podczas uroczystej gali w Białostockim Teatrze Lalek.

Konkurs od lat organizuje podlaski oddział stowarzyszenia Wspólnota Polska. Impreza popularyzuje język polski i literaturę polską wśród Polaków mieszkających za granicą, integruje to środowisko. Wydarzenie nosi imię Adama Mickiewicza.

Na finały do Białegostoku przyjeżdżają co roku w grudniu najlepsi recytatorzy z najstarszej kategorii wiekowej w tym konkursie – powyżej 16. roku życia. W tej edycji było to 21 finalistów z dziewięciu krajów: Litwy, Łotwy, Białorusi, Ukrainy, Kazachstanu, Czech, Rumunii, Mołdawii i Gruzji. Uczestnicy recytacji w Białymstoku to finaliści kilkustopniowych eliminacji, w których rywalizowało łącznie w tych krajach na ponad 2,2 tys. osób.

Pierwszą nagrodę konkursowe jury przyznało Tomaszowi Sidorowiczowi z Litwy, drugą – Donacie Sawanevičiute z Litwy, trzecią dostała Izabela Bolek z Czech. Tomasz Sidorowicz zdobył też nagrodę publiczności.

Specjalną nagrodę za interpretację utworu Adama Mickiewicza zdobyła Nadzieja Romanczuk z Białorusi.

Jury przyznało także trzy wyróżnienia. Dostali je: Robert Duka z Łotwy, Eliza Iedenac z Rumunii i Maria Magdalena Mironczik z Litwy.

Przewodniczący konkursowego jury prof. Piotr Damulewicz powiedział odczytując protokół z wynikami konkursu, że „Kresy” to „wielkie święto polskiego słowa”. Podkreślił, że recytatorzy wybierają repertuar świadomie, prezentują wysokie wartości artystyczne, wykazują szacunek do języka i słowa polskiego.

Repertuar recytatorów jest co roku zróżnicowany. To klasyka polskiej poezji – także współczesnej, fragmenty prozy, ale także – ze względu na sytuację za wschodnią granicą, m.in. wojny w Ukrainie- młodzi ludzie recytowali także utwory o tematyce wojennej. „Takie mamy czasy i +Kresy+ też są odbiciem tych czasów” – mówiła zapowiadając wcześniej finały prezes podlaskiego oddziału stowarzyszenia Wspólnota Polska Anna Kietlińska. W sobotę na gali dodała, że od dwóch lat w konkursie nie mogą brać udziału recytatorzy z Rosji, bo Wspólnota Polska ma zakaz działania w tym kraju.

Wśród twórców, których utwory „Kresowiacy” wybierają do recytacji są obok Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Cypriana Kamila Norwida, także np. Sławomir Mrożek, Wisława Szymborska, Konstanty Ildefons Gałczyński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, ale także Krzysztof Kamil Baczyński czy Władysław Broniewski. Recytatorzy prezentowali też w konkursie utworów lokalnych poetów, którzy są bliscy uczestnikom konkursu. Każdy z finalistów deklamował w konkursie po dwa teksty, w sobotę recytatorzy pokazali widowisko słowno-muzyczne, które wyreżyserował Mateusz Sucharzewski, autorką kompozycji muzycznych do tego widowiska była Agnieszka Glińska.

  1. edycję „Kresów” dofinansowała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów i miasto Białystok, pomagali też sponsorzy.

Wiceprezydent Rafał Rudnicki podkreślił na gali, że obecność uczestników „Kresów” w Białymstoku świadczy o tym, że „kochają polską mowę, a Polskę, swoją ojczyznę, mają w swoich sercach”. Dodał, że patrząc na ich występy można być spokojnym o to, że mieszkając w różnych krajach na świecie, będą w przyszłości doskonałymi ambasadorami polskiej mowy właśnie tam, gdzie żyją – często w trudnych warunkach geopolitycznych.

Finały „Kresów” trwały tydzień. W ich ramach najlepsi kresowi recytatorzy spotykali się z białostocką młodzieżą, oglądali spektakle teatralne, uczestniczyli w warsztatach artystycznych z interpretacji tekstu literackiego, a także  integrowali się na spotkaniu wigilijnym które było okazją do podzielenia się opłatkiem, ubierania choinki i śpiewania kolęd.

 Znadniemna.pl na podstawie wnp.pl/PAP, na zdjęciu: uczestnicy 32. edycji Konkursu Recytatorskiego dla Polaków zza Granicy „Kresy”, fot.:  Dawid Gromadzki/Urząd Miasta Białegostoku/bialystok.pl

Katarzyna Beczko z Ukrainy zdobyła Grand Prix 32. Konkursu Recytatorskiego dla Polaków z Zagranicy "Kresy". Laureatów  recytatorskich zmagań ogłoszono w sobotę, 9 grudnia, podczas uroczystej gali w Białostockim Teatrze Lalek. Konkurs od lat organizuje podlaski oddział stowarzyszenia Wspólnota Polska. Impreza popularyzuje język polski i literaturę polską

Tym razem chodzi o pracę, opartą na dokumentach i opisującą tragiczne powojenne losy mieszkańców okupowanych w 1939 roku przez ZSRR Kresów Wschodnich II RP, czyli – Zachodniej Białorusi.

„Gorzkie lata: Tragedia Zachodniej Białorusi 1944-1954” taki jest tytuł książki autorstwa Aleksandra Tatarenki, którą sąd miasta Baranowicze i rejonu baranowickiego postanowił wpisać na „listę materiałów ekstremistycznych”, korzystanie z których, bądź rozpowszechnianie zawartych w nich treści, grozi na Białorusi prześladowaniem administracyjnym, a nawet karnym.

„Ekstremistyczna” książka została napisana w oparciu o archiwalne dokumenty, dotyczące takich zagadnień, jak: represje, dokonywane w czasie II wojny światowej na terenie Zachodniej Białorusi; działalność NKWD w końcowej fazie wojny i po jej zakończeniu; działające w kraju w 1944 roku i nadzorowane przez NKWD obozy śmierci oraz więzienia NKWD w Baranowiczach, Słonimiu, Nieświeżu, Nowogródku oraz innych miastach. Autor w oparciu o dokumenty archiwalne opisał w swojej książce powojenne życie mieszkańców zachodnich regionów Białorusi, kładąc szczególny akcent na problemy, z jakimi borykali się niepełnosprawni oraz dzieci-sieroty. Ujawnił także proces oraz istotę pojawiania się na terenie Zachodniej Białorusi domów dziecka, w tym placówek o specjalnym rygorze oraz zamkniętych, przeznaczonych dla dzieci represjonowanych Polaków.

Sam autor miał doskonałe rozeznanie na temat funkcjonowania instytucji i formacji represyjnych działających w ZSRR, a potem także w niepodległej Białorusi. Aleksander Tatarenka przed zajęciem się pisarstwem oraz badaniem zbrodni, dokonywanych na współobywatelach przez sowiecką władzę, służył w sowieckim wojsku, a po zwolnieniu się ze służby, od 1992 roku był funkcjonariuszem Komitetu ds. Przestępczości Zorganizowanej przy MSW Białorusi. W tej strukturze były wojskowy odszedł na resortową emeryturę w stopniu podpułkownika. Jego pióru należy ceniona w kręgach miłośników historii i badaczy losów mieszkańców okupowanych przez ZSRR byłych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej książka pod tytułem „Zakazana pamięć. Zachodnia Białoruś w dokumentach i faktach: lata 1921-1954”(wydana w Petersburgu w 2006 roku). Aleksander Tatarenka jest także autorem ponad 90. artykułów historycznych.

Proces walki z literaturą, opowiadającą o zbrodniach sowieckich, stanowiących inspirację dla zbrodni, popełnianych przez panujący na Białorusi jest zjawiskiem, grożącym tym ,że wkrótce w kraju nie pozostanie niezależnych od państwowej cenzury książek z zakresu literatury historycznej, które nie zostałyby ogłoszone „ekstremistycznymi”.

Tylko w grudniu bieżącego roku za „ekstremistyczne” uznano na Białorusi dwanaście pozycji książkowych.

Białoruskie władze walcząc z „myślozbrodniarzami” i efektami ich działalności literackiej oraz wydawniczej dochodzą do absurdu. Niedawno za „ekstremistyczne” uznało zostało dwutomowe wydanie dzieł klasyka białoruskiej literatury Wincentego Dunina-Marcinkiewicza. Prokuraturze Mińska nie spodobały się bowiem zawarte w książkach klasyka wiersze z okresu Powstania Styczniowego, nawołujące do walki z Moskalami i imperialną Rosją.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, fot.: Centrum Praw Człowieka „Wiasna”

Tym razem chodzi o pracę, opartą na dokumentach i opisującą tragiczne powojenne losy mieszkańców okupowanych w 1939 roku przez ZSRR Kresów Wschodnich II RP, czyli - Zachodniej Białorusi. „Gorzkie lata: Tragedia Zachodniej Białorusi 1944-1954” taki jest tytuł książki autorstwa Aleksandra Tatarenki, którą sąd miasta Baranowicze i

Zofia Chomętowska to jedna z najważniejszych i najbardziej aktywnych polskich fotografek dwudziestolecia międzywojennego.

Historyczne i geograficzne Polesie sięgające na wschodzie po Dniepr i Berezynę w 1921 roku przecięła na pół granica ze Związkiem Sowieckim. W granicach II RP pozostało Polesie Zachodnie, kotlina leżąca na wschód od Bugu, ograniczona od północy Wyżyną Nowogródzką, a od południa Wyżyną Wołyńską.

Właśnie tutaj we wsi Porochońsk (dzisiaj agromiasteczko i centrum sielsowietu – odpowiednika gminy – w rejonie pińskim, obwodu brzeskiego na Białorusi) w rodzinie Bronisławy z Buchowieckich i Feliksa Druckiego-Lubeckiego przyszła 121 lat temu na świat wybitna polska fotografka okresu międzywojennego, której zawdzięczamy obszerną fotodokumentację między innymi malowniczych i niedostępnych już dzisiaj terenów Polesia z pierwszej połowy XX wieku oraz wizerunki mieszkających tam ludzi.

Poleszuk z dzieckiem, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

Poleszuk kosi zalaną wodą łąkę, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

W dzieciństwie nasza bohaterka chciała zostać malarką, jak wiele dziewcząt z arystokratycznych rodzin pobierała lekcje rysunku, malarstwa i historii sztuki. Zgodnie z rodzinną legendą dalszej karierze w tym kierunku sprzeciwiła się jej babka – Jadwiga Radziwiłł.

W wieku 10 lat dziewczynka dostała w prezencie swojego pierwszego Kodaka. Był to wtedy bardzo modny prezent. Niemal od początku Chomętowska fotografowała dużo i konsekwentnie.

Kolejnym aparatem artystki była Leica, małoobrazkowy aparat, który zrewolucjonizował ówczesną fotografię, pozwalając robić jedno zdjęcie po drugim, bez konieczności zmiany błony po każdym naciśnięciu migawki.

Za debiut Chomętowskiej uznaje się pokaz na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 roku. W roku 1931 dostała ona nagrodę w konkursie Kodaka, która rozpoczęła serię publikacji jej prac w czasopismach. Dwa lata później uznana już mistrzyni fotografii opublikowała w piśmie „Świat” artykuł pt. „Fotografika”, w którym pisała m.in.:

„Zasady kompozycji rysunkowej w fotografice wymagają od adeptów tak samo studiów i pracy, jak i każdej innej sztuce plastycznej (…) zarówno soczewka jak i pędzel w ręce profana nie dadzą dzieła sztuki”.

Duża część fotografii Chomętowskiej wpisywała się w tzw. nurt piktorialny oraz sformułowane w drugiej połowie lat 30. przez Jana Bułhaka wzorce fotografii ojczystej, wedle których prace fotograficzne miały służyć budowaniu wizerunku Polski idealnej.

Polesie z dzikimi bagnami, malowniczymi rozlewiskami i nietkniętą ręką człowieka przyrodą zdawało się być idealnie stworzone dla tego nurtu. Poleskie zdjęcia Chomętowskiej ukazywały się więc nie tylko w czasopismach i gazetach, ale także w propagandowych materiałach o Polsce przeznaczanych dla cudzoziemców.

Chomętowska fotografowała zatem głównie tereny wokół swoich rodzinnych posiadłości: Porochońsk, Horodyszcze, Dobrosławkę, należące do Radzwiłłów Mankiewicze, zwany sercem Polesia Pińsk, Grodno, Poczajów oraz w mniejszym stopniu – Polesie Wołyńskie. Do jednych z ulubionych tematów autorki należały pracujące Poleszuczki, o których pisała: „Na Polesiu dźwignią wszystkiego jest… baba. Ona to od świtu do późnej nocy, haruje w polu i chacie, sieje, piele, żnie, kopie kartofle, przędzie, pierze, gotuje, karmi swój dobytek, a w międzyczasie dzieci rodzi”.

Poleska wieś, fot.: Zofia Chomętowska/ wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

Panorama Grodna, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

Ratusz miejski i katedra katolicka w Grodnie, fot.: Zofia Chomętowska/Wystawa pt. „Między kadrami”, Dom Spotkań z Historią (Warszawa) 26.06.2012 – 07.10.2012

W artykule znawczyni tematu Karoliny Puchały-Rojek na portalu Culture.pl czytamy, że „mimo arystokratycznego pochodzenia Chomętowska potrafiła wtopić się w środowisko lokalnej ludności i stać się bezstronną obserwatorką poleskich zwyczajów”. Pierwszymi bohaterami jej fotografii byli rybacy, kobiety robiące pranie w jeziorze i inni zajęci codzienną pracą mieszkańcy Polesia. Ujęcia te nie przypominały jednak wystylizowanych wizerunków. Były to raczej portrety, oddające istotę codziennego życia ich bohaterów w środowisku dla nich jak najbardziej naturalnym.

Według znawców tematyki spuścizna fotograficzna Chomętowskiej i pozostawiony przez nią obszerny zbiór negatywów, przedstawiających wielość aspektów życia na Polesiu, jest bez wątpienia najpełniejszą zachowaną dokumentacją tego, nieistniejącego już, świata.

Największa aktywność Chomętowskiej przypadła na lata trzydzieste, kiedy przeprowadziła się do Warszawy. Zdjęcia przedwojennej i powojennej stolicy stanowią spuściznę twórczą artystki, z którą jest kojarzona w stopniu nie mniejszym, niż z jej rodzinnym Polesiem.

Po zamieszkaniu w Warszawie Chomętowska zaczęła utrzymywać się z fotografii. Pracowała jako fotograf dla Ministerstwa Komunikacji, prowadziła własny salon fotograficzny, była dyrektorką artystyczną w miesięczniku „Kobiety w Pracy”. Jako nalężąca do elitarnego grona fotografów, korzystających z aparatu marki „Leica”, publikowała również w czasopiśmie „Leica w Polsce”.

W Warszawie artystka fotografowała m.in. wnętrza pałaców (Kronenberga, Koniecpolskich, Blanka i in.). Jako członkini Polskiego Towarzystwa Fotograficznego debiutowała w stolicy na wystawie w 1932 roku i od tego momentu była uczestniczką najważniejszych krajowych wydarzeń fotograficznych.

Mimo rosnącego zbioru zdjęć warszawskich i wnętrz pałaców do 1939 roku Chomętowska, zarówno na wystawach indywidualnych, jak wspólnych (m.in. z Janem Bułhakiem) pokazywała przede wszystkim zdjęcia z Polesia.

Okupację i Powstanie Warszawskie Chomętowska również spędziła w stolicy. Po powstaniu w drogę do obozu w Pruszkowie artystka zamiast jedzenia wyniosła setki negatywów z poleskim zbiorem.

Po wojnie fotografka wyemigrowała do Anglii. W 1947 roku, sprowadziwszy z kraju córkę Gabrielę i syna Piotra, wyemigrowała do Argentyny, gdzie nie powróciła już do zawodu fotografki, a jej twórczość na długi czas została zapomniana.

Zmarła wybitna polska fotografka, dokumentalistka utraconego przedwojennego Polesia i przedwojennej, zburzonej w czasie wojny oraz powojennej Warszawy na obczyźnie w Buenos Aires 30 maja 1991 roku.

Znadniemna.pl na podstawie dsh.waw.pl, Culture.pl, na zdjęciu tytułowym: Zofia Chomętowska – autoportret, fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe/NAC

Zofia Chomętowska to jedna z najważniejszych i najbardziej aktywnych polskich fotografek dwudziestolecia międzywojennego. Historyczne i geograficzne Polesie sięgające na wschodzie po Dniepr i Berezynę w 1921 roku przecięła na pół granica ze Związkiem Sowieckim. W granicach II RP pozostało Polesie Zachodnie, kotlina leżąca na wschód od

W najbliższy piątek, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, na Jasnej Górze obchodzony będzie niezwykły jubileusz. Minie dokładnie 70 lat od pierwszego Apelu Jasnogórskiego.

W obchodzoną 8 grudnia uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny przypada 70. rocznica Apelu Jasnogórskiego, jednego z najbardziej znanych jasnogórskich nabożeństw. Rocznica Apelu Jasnogórskiego będzie na Jasnej Górze wielkim czasem dziękczynienia. O 20.30 w bazylice rozpocznie się koncert telewizyjny pt. „Modlitwa pokoleń”. Będzie on transmitowany w programie pierwszym Telewizji Polskiej. Tego dnia na Jasnej Górze odbędzie się także prezentacja znaczka Poczty Polskiej upamiętniającego Apel. O godz. 21.00 jubileuszowy Apel Jasnogórski poprowadzi Prymas Polski abp Wojciech Polak. Modlitwa również będzie transmitowana w TVP1 oraz na kanale YouTube Jasnej Góry.

Krótka historia Apelu Jasnogórskiego

Idea Apelu zrodziła się 8 grudnia 1953 roku w Kaplicy Matki Bożej. Modlitwa zaczęła się od małej grupy – paulinów i członkiń Instytutu Prymasa Wyszyńskiego proszących Maryję o Ojczyznę i o uwolnienie uwięzionego przez komunistów kardynała Stefana Wyszyńskiego, który później stał się wielkim propagatorem nabożeństwa. Gdziekolwiek był o godzinie 21.00 jednoczył się z Jasną Górą i błogosławił Polakom.

Sama modlitwa Apelu trwa zwykle około 20 minut, odbywa się w Kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze. Składają się na nią kolejno: odsłonięcie obrazu Matki Bożej Częstochowskiej; fanfary starokrólewskie; staropolski hymn „Bogurodzica”; trzykrotny śpiew hejnału: „Maryjo, Królowo Polski”; rozważanie maryjne; intencja modlitewna i wspólna dziesiątka różańca; modlitwa „Pod Twoją obronę” oraz błogosławieństwo końcowe. Z kolei w niedzielę, 10 grudnia, w bazylice jasnogórskiej zaplanowano koncert „Ave Maria”, czyli najpiękniejsze pieśni maryjne.

Czym jest dla Polaków Apel Jasnogórski?

„Myślę, że jesteśmy świadkami największego rozkwitu Jasnej Góry w historii, a jednocześnie takiego momentu, w którym w naszych rękach naprawdę jest przyszłość. Ten Apel to jest wielkie zadanie i nie można go zmarnować” – powiedział o. Michał Legan, kierownik Redakcji Audycji Katolickich TVP.

Podkreślił, że trzeba będzie odkryć, czy Jasna Góra jest w stanie unieść historyczny ciężar, który na niej spoczywa, to znaczy przenieść Ewangelię w przyszłe pokolenia w przełomowych czasach.

Dodał, że ważne jest, by tego nabożeństwa też „nie zakonserwować”, ale mądrze przenosić w przyszłość, bo istotą Apelu nie jest jego forma, ale nade wszystko jego sens i treść.

Z kolei o. dr Piotr Polek, wykładowca w paulińskim seminarium duchownym na Skałce, zwrócił uwagę na ważny wymiar zawierzenia życia Maryi przez wiernych. To kształtuje naszą codzienność, umacnia w wierze i daje nadzieję także w zmaganiach w niespokojnych czasach.

„Apel Jasnogórski jest dla nas wyzwaniem duszpasterskim, które prowadzi do świadomego uczestnictwa w kulcie Matki Bożej. Nabożeństwo ma wiele wymiarów, modlitewny, uwielbienia, dziękczynienia, ale na pewno jesteśmy nieustannie zaproszeni, żeby w tej godzinie modlitwy narodu polskiego o 21.00, zawierzać się, oddawać się Matce Bożej” – powiedział o. Polek.

Natomiast ks. dr Jarosław Grabowski, redaktor naczelny tygodnika katolickiego „Niedziela” powiedział:

„Apel Jasnogórski to najbardziej rozpoznawalna modlitwa i katecheza maryjna, stąd wielka waga rozważania, które każdorazowo jest przygotowywane przez innego kapłana. Ten fenomen Apelu tkwi, więc w tym, że może to być skuteczna, przekonująca katecheza” – tłumaczył ks. redaktor.

„To, co jest najbardziej charakterystyczne dla tej modlitwy, to wspólne stanięcie przed Matką. Wszyscy się wtedy odnajdujemy jako dzieci, w jednym domu, u jednej Matki” – zauważył o. dr. Grzegorz Prus, dyrektor Jasnogórskiego Instytutu Maryjnego.

Ks. Grzegorz Moj z Telewizji Trwam wskazał na ważny wymiar budowania wspólnoty także poprzez transmisje Apelu.

„My się cały czas uczymy tej wspólnoty, nie tylko narodowej, ale też odpowiedzialności za Kościół i drugiego człowieka” – powiedział redemptorysta.

Według Rafała Porzezińskiego, dziennikarza i prezesa Stowarzyszenia Ocaleni, Apel Jasnogórski przyciąga innych „prawdą spotkania” człowieka z Bogiem.

Znadniemna.pl/episkopat.pl/tysol.pl/ekai.pl

W najbliższy piątek, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, na Jasnej Górze obchodzony będzie niezwykły jubileusz. Minie dokładnie 70 lat od pierwszego Apelu Jasnogórskiego. W obchodzoną 8 grudnia uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny przypada 70. rocznica Apelu Jasnogórskiego, jednego z najbardziej znanych

Przejdź do treści