Otwarcie sprzeciwiał się represjom carskich władz za co ukarano go zakazem posługi duszpasterskiej. Był spowiednikiem i duchowym mistrzem Maksymiliana Kolbego. Uratował przed rozstrzelaniem 13 strażaków. Pewnemu Żydowi ofiarował buty, które zdjął sobie z nóg, potrafił na ulicach pomóc dźwigać ciężary ubogim kobietom żydowskim. Obecnie trwa proces beatyfikacyjny duchownego. 5 sierpnia mija 161. rocznica urodzin ojca Melchiora Józefa Fordona.
Jaka rodzina taki kapłan
Urodził się 5 sierpnia 1862 w Grodnie nad Niemnem w rodzinie, która miała szlacheckie korzenie jako jedyne dziecko Jakuba, który był architektem i Felicji z domu Łukowicz. Sakrament chrztu przyjął 26 sierpnia tegoż roku w bazylice św. Franciszka Ksawerego w Grodnie, otrzymując imiona Józef, Jakub. Pierwsze nauki pobierał w domu, a jego nauczycielką była matka, od której poznał również zasady i prawdy wiary. Od najmłodszych lat chciał zostać księdzem.
Po ukończeniu szkoły średniej, mimo przeszkód ze strony carskich władz, młody Józef Fordon zdecydował się na wstąpienie do seminarium duchownego w Wilnie. Zapamiętano go tam jako kleryka pilnego w pracy, życzliwego wobec kolegów, a przede wszystkim kochającego modlitwę. Swój dość gwałtowny charakter starał się opanowywać przez różne umartwienia. Czteroletni pobyt w seminarium zakończył się święceniami kapłańskimi, w dniu 2 sierpnia 1887 roku. Młodego kapłana skierowano na pierwszą, wiejską parafię w Strubnicy koło Grodna.
Dla duszy i dla ciała
Franciszkanin Melchior Józef Fordon
Parafianom w Strubnicy młody ksiądz Fordon dał się poznać jako gorliwy i bezinteresowny duszpasterz. Nie przywiązywał zbytniej wagi do warunków, w jakich przyszło mu mieszkać. Dbał za to sumiennie o kościół. Do swych wiernych starał się dotrzeć nie tylko poprzez konfesjonał, ale również głosząc kazania czy katechizując dzieci przed pierwszą Komunią św. Dzięki wyjazdom do chorych i wizytom „po kolędzie” poznawał coraz lepiej codzienne życie parafian. Mógł przyglądać się ich radościom i smutkom, kłopotom i chorobom. W ciągu sześciu lat pracy zżył się z parafianami do tego stopnia, że część spośród nich korzystało z jego kapłańskiej posługi jeszcze przez długi czas po jego odejściu ze Strubnicy.
Znacznie większym polem do popisu stała się dla ks. Fordona kolejna parafia – Dąbrowa Białostocka. Kilkadziesiąt wsi, rozrzuconych na przestrzeni wielu kilometrów, karczmy rozpijające okolicznych chłopów, oraz duże zróżnicowanie pod względem wyznaniowym – tak rysował się zniechęcający obraz nowej placówki ks. Fordona. Ks. Józef rzucił się w wir pracy. Rozpoczął od katechizacji dzieci. Od dorosłych także wymagał znajomości katechizmu. Wprowadził ponadto dobrowolność opłat za chrzty i śluby.
Zainteresował ludzi sprawami ogólnokościelnymi – tym, co działo się poza terenem ich parafii. Pomagał też chorym, ofiarując im za darmo lekarstwa. Chorej córce biedaków udzielił bezzwrotnej pożyczki na dalsze leczenie. Postąpił tak samo względem rodziny, która ucierpiała w wyniku pożaru. Szczególnym wyzwaniem dla ks. Fordona było wybudowanie murowanej, trzynawowej świątyni. W kwietniu 1902 roku, kiedy odbyło się poświęcenie nowego kościoła, młody proboszcz nie krył radości. Działalność ks. Józefa coraz bardziej jednoczyła miejscową wspólnotę. Proboszcz wspomagał swych parafian w potrzebie zarówno materialnie, jak i duchowo. Oni natomiast lubili swego kapłana i nazywali go „świętym”.
Czas krzyża
Praca ks. Fordona coraz bardziej nie podobała się carskim władzom. Proboszcz, mający duży wpływ na wiernych i rozwijający działalność katechetyczną i oświatową, wydawał się im podejrzany. Budowa nowego kościoła w Dąbrowie Białostockiej również była przez władze bardzo źle widziana. Pod ich naciskiem ks. Fordon został przeniesiony na nową placówkę – do kościoła pofranciszkańskiego w Grodnie. Parafianie interweniowali w kurii w obronie swego proboszcza. Tłumaczyli, że ks. Fordon „to dobry, przystępny człowiek, a jeszcze nam kościół wybudował”. Usłyszeli jednak w odpowiedzi: „Pozwólcie, aby i w drugim miejscu zbudował świątynię i był dobry dla innych”.
Pracując w Grodnie, ks. Józef wykorzystywał swoje doświadczenie duszpasterskie. Głosił kazania, spowiadał i prowadził rekolekcje parafialne. Na temat jego działalności charytatywnej zachowało się sporo świadectw. Jedna z mieszkanek Grodna napisała po latach: „Miałam 6 lat, kiedy umarła moja matka. Pogrzeb był bezpłatny. Ks. Fordon odwiedzał sieroty, wspierał biedne dzieci, mnie samą umieścił w sierocińcu przy ul. Orzeszkowej…”. Carskim władzom taka działalność nie podobała się coraz bardziej. Miejscowy gubernator najpierw groził gorliwemu księdzu surowymi karami, a następnie skierował swoje skargi bezpośrednio do dziekana grodzieńskiego. Ostatecznie ks. Józef musiał opuścić Grodno.
Wileńska parafia pw. Wszystkich Świętych zyskała w jego osobie doświadczonego duszpasterza i bardzo dobrego gospodarza. Ks. Fordon wznowił działalność stowarzyszeń religijnych, takich jak „Żywy Różaniec” czy „Bractwo Trzeźwości”. Organizował też pielgrzymki do okolicznych sanktuariów, głosił kazania i udzielał cennych uwag penitentom w konfesjonale. Władze rozwścieczone działalnością ks. Fordona doprowadziły do usunięcia go ze stanowiska proboszcza. Ks. Józef został pozbawiony możliwości pracy duszpasterskiej na terenie całego państwa rosyjskiego i nie mógł już, jak dawniej, pomagać potrzebujących.
O. Melchior – franciszkanin
O. Józef Melchior Fordon OFMConv. Fot.: Archiwum franciszkanów
Nie mogąc pracować duszpastersko, ks. Fordon coraz częściej myślał o wstąpieniu do zakonu. W zaborze rosyjskim klasztory zostały skasowane, dlatego za poradą administratora diecezji ks. Józef udał się do Lwowa – do franciszkanów. 20 września 1910 roku został przyjęty do nowicjatu i otrzymał zakonne imię Melchior. Rok nowicjatu spędził w Krakowie, koncentrując się na duchowej lekturze, dłuższych modlitwach i wewnętrznym skupieniu. Po złożeniu profesji zakonnej 14 lipca 1911 roku wrócił go Grodna, gdzie został wikariuszem przy dawnym kościele franciszkanów.
Podczas I wojny światowej, we wrześniu 1915 roku, uratował od śmierci kilkunastu grodzieńskich strażaków, oskarżonych przez Niemców o szpiegostwo: że tamci z wieży za pomocą światła informowali cofającą się armię rosyjską. O. Fordon wybłagał u niemieckiego dowódcy anulowanie rozkazu rozstrzelania 13 strażaków, którzy nie zajmowali się szpiegostwem, ale gaszeniem pożarów.
Oto jak opisują dalszy bieg wydarzeń sami osądzeni: „Zaprowadzono nas na cmentarz przy klasztorze i ustawiono twarzą do muru. Dwaj niemieccy oficerowie weszli do świątyni, w której wielu chowało się przed bombardowaniem. Wśród zgromadzonych był też o. Melchior Fordon. Niemcy zwrócili się do ludzi, by rozpoznali pomiędzy nami swych znajomych. Nikt z obecnych nie odważył się powiedzieć ani słowa, by nas bronić. Tylko o. Melchior podszedł do oficerów, ucałował im ręce i poprosił, by zamiast strażaków rozstrzelano jego. Fanaberia okupantów nie znała granic! Jednak ojciec nie chciał ustąpić: niemieccy oficerowie musieli siłą odpychać kapłana. O. Melchior wracał, znów prosił i całował im ręce” (fragment ze „Świadectwa Grodzieńskiej Dobrowolnej Straży Pożarnej”).
Cud się odbył – Niemcy zmienili rozkaz. Strażacy wrócili do pracy pewni, że wracają z tamtego świata. Za to mężczyźni z serca dziękowali o. Fordonowi. Na ogólnym zebraniu straży pożarnej ogłosili zakonnika swoim wiecznym honorowym członkiem i kapelanem. A propos, w grodzieńskiej wieży strażackiej do tej pory zachował się portret o. Melchiora, a w ekspozycji muzeum straży pożarnej znajdują się jego rzeczy osobiste.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości franciszkanie wrócili do Grodna. O. Melchior ujawnił wtedy swoją przynależność do zakonu. Przez ostatnie pięć lat życia był w Grodnie gorliwym współpracownikiem św. Maksymiliana, który przeniósł tu z Krakowa wydawnictwo „Rycerza Niepokalanej”. Mimo poważnej choroby (gruźlicy) służył swoimi radami, będąc jednocześnie spowiednikiem o. Maksymiliana i pracujących w wydawnictwie braci. „Jak szczęśliwi jesteście, że Matka Boża powołała was do pomocy w pracy dla Niej i dla chwały Bożej” – mawiał.
Miłosierdzie „Dziwaka” Fordona
O. Melchior był człowiekiem pokornym i empatycznym. O jego bezgranicznym oddaniu Bogu oraz trosce o każdą ludzką duszę świadczy to, że kapłan nikogo nie porzucał w biedzie. Dowiedziawszy się, że pewna kobieta, uprawiająca prostytucję, zachorowała na tyfus i nie ma przy niej ani jednej osoby, która by chciała pomóc, ojciec wziął cierpiącą do siebie, by osobiście się nią zaopiekować. Sprzątał w jej pokoju, karmił, zapewniał potrzebne leki. Dzięki staraniom kapłana kobieta wróciła do zdrowia, zyskując zarazem szansę na lepsze życie.
Na skutek ofiarnej działalności o. Melchiora droga do bardziej godnego istnienia została otworzona przed niejedną osobą. W pamięci ludzi nadal żywa jest historia o nieboraku, który nie mógł przeciwstawić się pokusie, by kraść. Gdy wyszło to na jaw, nikt nie chciał go zatrudnić: obawiano się ponieść straty. O. Fordon jako jedyny zaufał nieszczęsnemu i zaproponował mu miejsce zakrystiana w świątyni. Od tamtej chwili nie słyszano o żadnej kradzieży.
Ci, którzy mieli możliwość spotkania się z ojcem, już za życia uświadamiali sobie głębię i szlachetność jego osoby. Pewne małżeństwo, wybierając imię dla dziecka, postanowiło je ochrzcić Fordonem, na cześć swego proboszcza. Dowiedziawszy się o tym, zakonnik się sprzeciwił: „Przecież to nazwisko! Nie ma takiego imienia! Nie ma takiego świętego!”. „Ależ ojcze – odpowiedzieli parafianie. – Ojciec jest święty!”.
Dużo uwagi o. Fordon poświęcał biednym: postawił w świątyni specjalny kosz, do którego parafianie składali produkty żywnościowe dla potrzebujących, organizował stołówkę domową. Cały swój majątek rozdawał potrzebującym, prowadził życie skromne i wymagające. Dużo pościł: spożywał tylko suchy chleb i prawie nie jadł mięsa. Dla umartwienia ciała nosił szorstką włosiennicę, spał na twardych deskach, a w piątki obwiązywał się żelaznym łańcuchem. Czynił to, by wypraszać przebaczenie u Pana za ludzkie grzechy. „Mam szczęśliwe pocieszenie, że straciłem zdrowie nie dla marnych rzeczy tego świata, lecz pracując dla zbawienia nieśmiertelnych dusz, stojąc zawsze na straży jak żołnierz Chrystusa” – zaznaczył o. Melchior u schyłku życia.
Ofiarował tak wiele
Sarkofag o. Józefa Fordona w grodzieńskim kościele franciszkanów. Fot.: Wikimedia Commons
O. Melchior Fordon zmarł w Grodnie, 27 lutego 1927 roku w opinii świętości. Jego pogrzeb w Środę Popielcową, 2 marca 1927 roku, stał się okazją do zamanifestowania wdzięczności ze strony mieszkańców Grodna, którym ofiarował tak wiele serca. Żegnało się z nim całe miasto: tysiące ludzi w kilkukilometrowej procesji szło za trumną niesioną przez strażaków.
Kapłan został pochowany na grodzieńskim cmentarzu pobernardyńskim. W 2003 roku jego szczątki zostały uroczyście przeniesione do kościoła pw. Matki Bożej Anielskiej, gdzie za życia posługiwał. Od tego czasu w parafii po każdej Mszy św. wybrzmiewa modlitwa o rychłą beatyfikację o. Melchiora Fordona.
Pod koniec 2018 roku papież Franciszek wydał dekret o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego franciszkanina z Grodna. W dokumencie Ojciec Święty przyznał bohaterstwo cnót zakonnika: potwierdził jego zasługi przed Bogiem i ludźmi, przypomniał o niełatwej drodze jego życia i szczególnej misji w Kościele. Zakończeniem procesu beatyfikacji jest włączenie sługi Bożego w poczet błogosławionych.
Świadek tamtych czasów, biskup pomocniczy Kazimierz Michalkiewicz, tak scharakteryzował o. Fordona po jego śmierci: „[…] z Bogiem jednał grzeszników, czy to głosząc Słowo Pańskie z ambony, czy spowiadając i używając wszystkich środków, by ludzi do zbawienia doprowadzić. Był to zaprawdę pobożny proboszcz, pałający o zbawienie dusz ludzkich, odkupionych krwią Chrystusa, a potem zakonnik prawdziwie święty”.
Pamięć o duchownym jest wciąż żywa – jako franciszkaninowi, wrażliwemu na naturę, przypisuje mu się powiedzenie, że „na Sądzie Ostatecznym Pan Bóg odbierze ludziom mowę, a pozwoli mówić zwierzętom, i to one będą świadczyć o nas”.
Znadniemna.pl na podst. o. Franciszek Czarnowski OFMConv/Rycerz Niepokalanej dla Polonii, styczeń 2008 rok/Angielina Marciszewska, slowo.grodnensis.by
Otwarcie sprzeciwiał się represjom carskich władz za co ukarano go zakazem posługi duszpasterskiej. Był spowiednikiem i duchowym mistrzem Maksymiliana Kolbego. Uratował przed rozstrzelaniem 13 strażaków. Pewnemu Żydowi ofiarował buty, które zdjął sobie z nóg, potrafił na ulicach pomóc dźwigać ciężary ubogim kobietom żydowskim. Obecnie trwa