HomeStandard Blog Whole Post (Page 458)

Publikujemy pierwszą część wspomnień Alfredy Olszyna-Wilczyńskiej, żony dowódcy DOK III Grodno, gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, zamordowanego przez Sowietów. Duży zbiór relacji z obrony Kresów ukaże się wkrótce w książce „Sowiecki najazd na Polskę w 1939 r. w relacjach”. Ten materiał ukazuje się dzięki uprzejmości prof. Czesława Grzelaka.

jozef_olszyna_wilczynski1

Generał Józef Olszyna-Wilczyński

W pierwszych dniach września utworzyłam Komitet Obywatelski „Obywatele Miasta Grodna swoim obrońcom” przy pomocy pp. Oczesalskiej i Nostitz-Jackowskiej. Komitet ten miał za zadanie zbieranie darów w postaci słodyczy, owoców, papierosów i drobnej galanterii. Dary przyjmowano w naturze lub w pieniądzach. Następnie robiłam zakupy i rozwoziłam je na punkty obronne Grodna. Pracowało oczywiście wiele pań, lecz były to prace dorywcze i pomocnicze, jak dyżury itp. Każdy nasz przyjazd (jeździłam z p. Oczesalską) żołnierze witali radosnym uśmiechem, a na moje serdeczne przemówienia w imieniu obywateli Grodna odpowiadali okrzykami i ściskając nasze ręce dziękowali za pamięć.

Żołnierzom nie potrzebuję tłumaczyć, czym jest kontakt z zapleczem. Z tego zaś, co ja zaobserwowałam, wiem, że ma on wielkie znaczenie moralne.

Na terenie Grodna punktów obronnych było czternaście artylerii przeciwlotniczej i tyleż cekaemów. Obrona działała znakomicie, tak że do 19 września, tj. do wkroczenia wojsk sowieckich, mosty, koszary i dworzec były nienaruszone, mimo że z owych dwudziestu ośmiu punktów obronnych pozostało tylko dwa działa przeciwlotnicze i kilkanaście cekaemów, a reszta poszła na front zachodni i południowy. Choć więc na terenie Grodna nie pozostało nic, co by można nazwać obroną, to jednak pociągi z Wilna do Białegostoku chodziły do 21 września, tzn. nawet podczas walk z bolszewikami w Grodnie.

general_wilczynski2

Jubileusz dwudziestopięciolecia 1. Dywizji Piechoty Legionów w Wilnie i piętnastolecia 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich we Lwowie. W pierwszym szeregu od prawej: gen. Stefan Dąb-Biernacki, gen. Mieczysław Norwid-Neugebauer, gen. Aleksander Litwinowicz, gen. Józef Olszyna-Wilczyński, NN, gen. Józef Kwaciszewski, gen. Orlik-Ruckemann. Widoczny także płk Józef Kobyłecki (w 3. rzędzie, 1. z prawej, bez czapki)

Właściwie Grodno zniszczone było tylko pierwszego dnia wojny przez niespodziewany nalot niemiecki. Zbombardowana wtedy została prochownia, uszkodzony kościół farny i wiele domów prywatnych. Było około dwudziestu osób zabitych i wiele rannych. Kilka dni później w czasie jednego z nalotów uszkodzony został budynek koszarowy.

Muszę zaznaczyć, że na terenie Grodna Niemcy mieli zadanie bardzo ułatwione, gdyż p. O’Brian de Lassy (wdowa po pułkowniku rosyjskim, a bratowa pułkownika polskiego) gościła u siebie bardzo często szefa wywiadu niemieckiego. Pani ta na początku wojny została aresztowana wraz z dr. Ruppem.

Mąż mój miał za zadanie przeprowadzenie mobilizacji DOK III. Szły więc transporty dzień i noc. Początkowo wprost na Warszawę, a po przerwaniu linii kolejowej między Warszawą i Białymstokiem były kierowane na Suwałki.

14 września odeszły ostatnie transporty. Nocą ewakuowano DOK i szpital do Wilna. Jeszcze tej nocy pojechaliśmy na punkt sanitarny z dzbanami gorącej herbaty i papierosami dla rannych żołnierzy. Nie upadaliśmy na duchu i nie poddawaliśmy się zwątpieniu – wierzyliśmy bowiem, że sprawiedliwości stanie się zadość i wróg będzie z naszej ziemi przy pomocy aliantów przepędzony.

14 września. Mąż mój otrzymał rozkaz od Naczelnego Dowództwa, by po ewakuacji DOK wyjechał do Pińska i tam czekał dalszych rozkazów. Gdy się o tym dowiedziałam, prosiłam męża, by mi pozwolił jechać razem na najdalej wysuniętą placówkę sanitarną, gospodarczą lub jakąkolwiek inną pracę pomocniczą na froncie.­

general_wilczynski1

Cmentarz na Rossie, Wilno, grób matki Piłsudskiego. Drugi od prawej gen. Olszyna-Wilczyński

Gdy tylko uzyskałam jego zgodę, zabrałam apteczkę i zapas prowiantów celem utworzenia choćby prowizorycznej kantyny, gdyż nie wiedziałam dokąd jedziemy ani jakie będą warunki, w których miałam rozpocząć pracę. Mąż gniewał się trochę za ten balast w samochodzie, lecz wkrótce okazało się, że prowianty te bardzo się przydały, ponieważ już w Pińsku gotowałam żołnierzom herbatę i bigos w żydowskim domu, gdyż panie tamtejsze nie chciały ani żołnierzom, ani nam zagotować nawet wody na herbatę.

[…] 15 września o godz. 4.00 wyjechaliśmy z Grodna. Do Pińska przybyliśmy około godz. 19. Mąż do późnej nocy czekał w komendzie na jakieś wiadomości z Naczelnego Dowództwa. Niestety, nadaremnie. Następnego dnia również nie było żadnych wiadomości, i znów przeszła noc, i znów nie było nic. W sobotę rano zostały zbombardowane stacje radiowe Baranowicze i Wilno, wobec czego połączenia z Pińskiem nie można było uzyskać żadną drogą, nawet przez „Hughesa”. Wiem, że mąż wysyłał gońców na zachód i południe, ale bezskutecznie. W kilka godzin później gen. Kleeberg powiadomił męża, że wojska sowieckie przekroczyły granicę Polski. Mąż został bez wojska, bez przydziału, w zupełnej bezczynności. Czym to było dla byłego kapitana Olszyny zrozumie łatwo ten, kto go zna, innym zaś daremnie starałabym się o tym opowiedzieć. Faktem jest, że od tego momentu aż do śmierci zjadł tylko talerz zupy, i to na gorące moje prośby, poza tym nie przyjmował żadnych pokarmów prócz herbaty.

general_wilczynski

W marcu 1938 roku w Wilnie uczestnicy biegu narciarskiego Zułów-Wilno na mecie – gratulacje składa generał Wojska Polskiego Józef Olszyna-Wilczyński

Po odebraniu tej wiadomości mąż zdecydował się wyjechać z Pińska do Grodna lub może do Wilna. W dwie godziny później ruszyliśmy w drogę powrotną. Jechaliśmy może półtorej, dwie godziny, spotykając po drodze polskie placówki wojskowe aż do skrzyżowania dróg (nie pamiętam ich nazwy), z których jedna prowadziła na Wilno a druga na Słonim. Pojechaliśmy na Słonim. Aż do wsi Gnojno nic nie zapowiadało zmiany sytuacji. Dopiero na mostku przy wjeździe do Gnojna zobaczyliśmy zatknięty czerwony sztandar i grupę chłopów stojących obok. Mąż kazał się zatrzymać, aby dowiedzieć się, co to znaczy. Chłopi odpowiedzieli, że nie wiedzą, że tak kazała policja. Wobec tego mąż kazał jechać na posterunek policji. Ledwo jednak wjechaliśmy do wsi posypały się na nas strzały z karabinów i grupa młodych chłopów z czerwonymi opaskami na rękawach, jadąca na rowerach, usiłowała nas otoczyć i zatrzymać. Mąż począł się ostrzeliwać (zabrał ze sobą karabin i nagant, a adiutant, niestety, w ogóle nie miał broni); szofer zwiększył szybkość. Dzięki temu odjechaliśmy poza zasięg strzałów. W pewnym momencie, patrząc przez tylne okno samochodu, zobaczyłam jadący za nami samochód szefa sztabu, na który napadła ta sama banda i znów wywiązała się strzelanina, na skutek czego samochód się zatrzymał. Mąż zaniepokojony o los jadących w nim oficerów kazał zwolnić biegu. W tejże chwili otoczył nas zwarty tłum mężczyzn, kobiet i dzieci, tak że z trudem posuwaliśmy się naprzód (bo cofnąć się już nie było można) aż do wylotu wsi. Tam nagle stanęliśmy przed barykadą, ułożoną z pali na całą szerokość drogi. Za nami wciąż jeszcze słychać było strzały, lecz nas na razie nie atakowano. Dopiero gdy na rozkaz męża szofer chciał przejechać w bok przez tłum, wystąpiło kilkudziesięciu młodych wieśniaków z krzykiem: „Stój, stój, ani kroku dalej”. Na zapytanie męża, co to ma znaczyć, dlaczego nie pozwalają jechać, odpowiedzieli: „Stój”. Tu ja zabrałam głos, pytając, co właściwie robią, czemu zatrzymują wojsko polskie, wszak chyba są Polakami?! Odpowiedzieli mi, że to nic nie znaczy: „Stój i ani kroku dalej”… Trudno przewidzieć, jakby się to wszystko skończyło, lecz w tym momencie usłyszeliśmy odgłos zbliżających się strzałów. Przez tylną szybę samochodu zobaczyłam zbliżający się nasz drugi wóz. Jechali par force przez tłum i strzelali. Na drodze leżały już trupy. Jeden z napastników padł z roweru w moich oczach. Krzyknęłam odruchowo: „Nasi, nasi jadą z odsieczą”. Tłum rozpierzchł się momentalnie i za chwilę drugi wóz potoczył się za nami. Wszyscy mężczyźni wyskoczyli z wozów i jedni, jak mój mąż, szef sztabu DOK III, płk Chłusewicz, i żołnierz pomocnik szofera drugiego wozu ostrzeliwali się – reszta zaś odwalała pale z drogi. Ja z szoferem Baloskiem siedziałam w samochodzie, przygotowywałam naboje i podawałam strzelającym. Tamci strzelali do nas w dalszym ciągu zza węgłów i z okien domów. Jedna kula przebiła samochód, przeszła przez moje futro, walizkę i utkwiła w poprzecznej ściance samochodu, co uratowało życie szoferowi, a w rezultacie nam wszystkim. Wreszcie, po odwaleniu zapory, ruszyliśmy dalej bez strat.

Dalsza jazda była już, oczywiście, pod silnym wrażeniem dopiero co przeżytych chwil i oczekiwaniu czegoś, co lada chwila może się stać. Pozbawieni wszelkich wiadomości z frontu nastawialiśmy radio, lecz żadnej stacji nie można już było złapać, tylko bolszewickie. Sowiety zaś zapowiadały o przekroczeniu granic Polski na skutek prośby posła RP w Moskwie (twierdzili, że idą z pomocą Ukraińcom i Białorusinom, a także, żeby stworzyć warunki spokojnego życia Polakom na polskiej ziemi). Nie wiedzieliśmy zupełnie, co o tym myśleć. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu zupełnie zdezorientowani. Mąż jednak patrzył na całą sprawę raczej sceptycznie i przewidywał najgorsze, sądząc po wypadku w Gnojnie.

general_wilczynski3

Generał Wojska Polskiego Józef Olszyna-Wilczyński

Do Słonimia przybyliśmy wieczorem, gdzie zastaliśmy moc taborów, z których jedne jechały na Wilno, inne zaś w przeciwnym kierunku. Poza tym było około dziesięciu wozów osobowych, kilkunastu oficerów różnych broni, z gen. Przeździeckim na czele. Władz cywilnych ani policji nie było.

Mąż poszedł do komendy placu, gdzie powiadomił o zajściu w Gnojnie kolumnę samochodową, która ze względu na naloty niemieckie miała wyjechać ze Słonimia wieczorem w nasze ślady. Była to kolumna samochodowa DOK III, ta sama, która mnie później przewiozła na Litwę.

W Słonimie staliśmy całą noc. Dopiero około godz. 4 18 września ruszyliśmy bocznymi drogami na Mosty, gdyż szosą szły już czołgi bolszewickie na Wilno, a bandy miejscowych komunistów urządzały zasadzki.

W tym miejscu muszę nadmienić, że ani w Słonimie, ani w Mostach nie było już nikogo w starostwie i w komendzie policji. Obowiązki Straży Obywatelskiej pełniła ludność cywilna, w tym wielu Żydów, którzy później obrócili broń przeciw Polakom.

Do Mostów przyjechaliśmy w poniedziałek (18 IX) około godz. 8. Mąż poszedł do starostwa, by się połączyć telefonicznie z Wilnem i Grodnem. Rezultatem tych rozmów była decyzja jazdy na Grodno. Generał Przeździecki początkowo zgodził się na projekt męża, jednakże po naszym odjeździe zmienił plan i – jak mi mówiono – dosiadł konia i poprowadził kawalerię na Wilno. Mąż więc znów został sam z szefem sztabu, jego zastępcą i adiutantem.

Gdyśmy przejeżdżali przez Skidel banda komunistów zastąpiła nam drogę, lecz szofer w czas się zorientował, zwiększył szybkość i przejechaliśmy bez wypadku.­

Do Grodna przyjechaliśmy o godz. 11.30. Widok miasta był bardzo smutny. W koszarach 76. pp rozdawano ludności węgiel, więc wielki tłum zalegał dziedziniec koszarowy i przyległe ulice. Węgiel ładowano do koszów, worków, a nawet na wozy, co robiło wrażenie rabunku. Co chwila rozlegały się strzały karabinowe, lecz nikt nie wiedział kto do kogo strzela.

Mąż pojechał do komendy placu. Przy wysiadaniu powiedział mi, że zostawi mnie w Grodnie, lecz ja go błagałam, by zabrał mnie ze sobą gdziekolwiek pojedzie, gdyż w Grodnie nie zostanę pod żadnym warunkiem. Ostatecznie zgodził się mnie zabrać. Przez pół godziny siedziałam w samochodzie i rozmawiałam z wielu osobami ze społeczeństwa grodzieńskiego, szczególnie zaś z młodzieżą, która zapewniała mnie, że będzie walczyć do ostatnich możliwości i do końca życia o wyzwolenie Ojczyzny od najazdu wroga. Nastrój ludności polskiej w tych stronach był wysoce patriotyczny, dawała ona zawsze dowody odwagi, a nierzadko i bohaterstwa.

Pojechaliśmy wraz z mężem na chwilę do naszego mieszkania, po czym wróciliśmy znów do komendy placu, pozostawiając dom, niestety, na zawsze.

Około godziny czekałam przed komendą placu i ze smutkiem patrzyłam na wszystko, co się wokoło działo. Widok miasta był z godziny na godzinę bardziej smutny. Ludzie snuli się po ulicach zatroskani z koszykami na węgiel, kartofle, mąkę itd. Jakieś ciemne typy o niesamowitym wprost wyglądzie zapełniały ulice i place, jakby oczekiwali momentu, gdy będą mogli rzucić się na żer. Żołnierze szli pojedynczo lub grupami w pełnym rynsztunku, lecz bez karabinów. Pułkownik Adamowicz (komendant placu) wydał rozkaz, by żołnierze rozbrajali się i wracali do domów. Rozkaz ten został wykonany tak dokładnie, że w samym Grodnie pozostawili żołnierze czternaście karabinów maszynowych na stanowiskach – sami uciekli. Gdy powrócił, cofnął ten rozkaz i nakazał zatrzymywać żołnierzy i z powrotem uzbrajać się. Poza tym mąż wydał zarządzenie, by wszystkie luźne oddziały, znajdujące się na terenie DOK III grupowały się i, o ile możności, kierowały na Grodno. Jakie miał plany, tego oczywiście nie wiem. Widziałam tylko, że około godz. 14 tegoż dnia wyruszyło z Grodna dziesiątki samochodów ciężarowych, wszelkiego rodzaju oddziały zmotoryzowane i konne, a także żandarmeria, policja i urzędnicy.

O godz. 14.30 wyjechaliśmy i my w ślad za oddziałami w kierunku na Sopoćkinie, oddalone o osiemnaście kilometrów od Grodna. Tam zatrzymał się sztab i zainstalował w szkole, gdzie mimo wojny zajęcia szkolne odbywały się normalnie. Miejscowe nauczycielki urządziły kuchnie dla wojska i po bardzo niskich cenach wydawały śniadania, obiady i kolacje oficerom i żołnierzom. W ogóle społeczeństwo odnosiło się do wojska bardzo serdecznie, np. 20 września przysłano z pobliskiego majątku kilka beczek żywych złotych karpi dla żołnierzy.

Całymi dniami i nocami przechodziły przez Sopoćkinie różne oddziały wojskowe i wiele ludności cywilnej. Szli w kierunku na Kalety lub Augustów. Któregoś dnia rozeszła się wieść, że gen. Sosnkowski idzie na Białystok, że Włochy wypowiedziały Niemcom wojnę i przez Alpy idą nam z pomocą. W Sopoćkiniach zawrzało. Sztab zdecydował iść na Białystok, by połączyć się z gen. Sosnkowskim. Niestety, kilka godzin później sprawa się wyjaśniła i kwestia połączenia się z gen. Sosnkowskim upadła.

Oficerowie stale doradzali mężowi, by uchodził na Litwę, lecz on jeszcze odkładał decyzję. Tak samo nie zwracał uwagi na moje prośby, gdyż od przyjazdu do Sopoćkiń po prostu wiedziałam, że grozi mu śmierć. Na moje prośby odpowiadał stale: „Daj spokój, jeżeli odejdę, to dopiero wtedy, gdy już nic nie będzie do zrobienia”. Milkłam wtedy, bo i cóż mogłam mu odpowiedzieć? Cały naród krwawił, wróg niszczył nasze ziemie, a on nie mógł nawet walczyć. Czyż mogłam mu powiedzieć: „Uchodź i zostaw wszystkich”? Nie! Nie posłuchałby mnie zresztą. Milczałam więc połykając łzy i z rezygnacją czekałam nieuniknionego.

[…] Grodno broniło się cztery dni, tj. od poniedziałku do czwartku. W środę rozbito w Grodnie osiem czołgów bolszewickich, przy czym jeden rozbiła szesnastoletnia dziewczyna. Z załóg tych ośmiu czołgów ocalało tylko dwóch żołnierzy, którzy oddając się w ręce polskich żołnierzy prosili, by ich nie oddawać Sowietom. Gdy zaś żołnierze nasi przekraczali granicę litewską, bolszewicy ci błagali, by ich nasi żołnierze zabrali ze sobą i w rezultacie znaleźli się razem z nimi w obozie. Taki był stosunek polskiego żołnierza do najeźdźcy. Natomiast żołnierze sowieccy rannym polskim żołnierzom wybijali oczy lufami karabinów. Podałam to jako szczegół charakterystyczny. To samo zresztą robili z Polakami Żydzi i Białorusini. Napadali po drogach, rabowali i mordowali bez litości. Tak np. było w Skidlu, przez który przejeżdżaliśmy w poniedziałek rano. Tegoż dnia zatrzymano osiemnastu oficerów z płk. Szafranowskim na czele. Pobito ich kolbami, poczęto nad nimi sprawować sądy. Na szczęście dano o tym znać mężowi, który wysłał natychmiast z odsieczą oddział kawalerii z karabinami maszynowymi. Oddział ten nie tylko spełnił swoją misję, lecz również zdemolował połowę miasta. Ułani wystrzelali napastników prawie do nogi. Wszyscy uratowani oficerowie przeszli później na Litwę, o czym mówił mi płk Szafranowski, z którym widziałam się w Olicie (Litwa).

W środę przybył do Grodna gen. Przeździecki z kawalerią; do Wilna nie doszedł i na nic się nie przydała brawura. Stracił dwa dni na włóczęgę, zmęczył ludzi i konie, by potem pójść na Litwę do obozu. Ilu ułanów zginęło, tego nie wiem. Opowiadano mi wiele okropnych rzeczy na ten temat, których, jako niesprawdzonych, nie podaję. Pod Grodnem pozostała kawaleria całą dobę, a w czwartek wieczorem odeszła w kierunku Litwy. Kiedy przekroczyli granicę litewską, nie wiem.

21 września, w czwartek, po południu mąż powiedział mi po raz pierwszy, że sytuacja jest tak smutna, że nie pozostaje nic… jak tylko zginąć. Nie odpowiedziałam nic, bo nie było na to odpowiedzi. Przed wieczorem znów ponowiłam prośbę wyjazdu z Sopoćkiń. Argumentowałam i uzasadniałam potrzebę tego kroku z rozmaitych punktów widzenia. Mąż długo milczał, jakby coś ważył, wreszcie powiedział mi: „Dobrze – odjedziemy dziś o 18” i wyszedł.

O oznaczonej godzinie 21 września siedziałam w samochodzie i czekałam na męża. Czekałam dość długo, może pół godziny, może więcej. Wreszcie przyszedł i zamiast wsiąść do samochodu powiedział: „Dziś tu jeszcze nocujemy”. Zdrętwiałam, ale bez słowa wysiadłam i poszłam do pokoju. To był nie tylko mój mąż, to był przede wszystkim oficer, generał, dla którego życie osobiste nie istniało. I sądzę, że gdybym wtedy powiedziała choć jedno słowo, byłby mnie znienawidził, co byłoby dla mnie tysiąc razy gorsze od śmierci.

Byłam zrezygnowana. Wiedziałam, że sprawa jest już przesądzona.

Na temat przejścia na Litwę nie mówiliśmy już zupełnie. Ja siedziałam bez ruchu i bez słowa. Mąż zamknął się w drugim pokoju i tylko od czasu do czasu wychodził do oficerów lub przyjmował meldunki.

Późnym wieczorem przyszedł się położyć i powiedział mi, że jutro rano jedziemy dalej, lecz powiedział to z taką goryczą, że serce we mnie zamarło. Rozumiałam jego ból i walkę wewnętrzną, lecz wiedziałam także, że sprawa jest przegrana, ale chciałam go ocalić, bo wiedziałam, że gdy wpadnie w ręce wroga, to zamordują go na pewno.

Przez cała noc z czwartku na piątek przechodziły przez Sopoćkinie w stronę Augustowa i Kalet oddziały wojskowe, przeważnie tabory konne lub zmotoryzowane. Piechoty nie widziałam. Wiem tylko, że ppłk Osmola miał dwie kompanie (kwaterował z nami w Sopoćkiniach) piechoty, które rozstawił w okolicznym lesie, lecz – czy to przez pomyłkę, czy z innych powodów – nie wystawił warty przed sztabem.

Około godz. 6.30 zapukał do naszego pokoju adiutant męża meldując, że trzeba już jechać. Spaliśmy w ubraniu, więc w pięć minut, może nawet mniej, byliśmy już przed domem i wsiadaliśmy do samochodu. Wychodząc przed dom, zdziwiłam się, że nie ma już ani jednego samochodu, ani osobowego, ani ciężarowego. Oglądając się niespokojnie dookoła, zapytałam męża, czy znów jedziemy tylko sami, na co mąż odpowiedział mi krótko: „Tak się złożyło”.

Jechaliśmy może pięć minut, gdy zamajaczyły przed nami dwa czołgi sowieckie. Posypały się strzały karabinowe z tyłu i z przodu. Odwrotu nie było. Droga była bardzo zła, rozmokła po kilkudniowych ulewnych deszczach, samochód ciężki i długi (Buick). Zanim szofer zdążył przełożyć biegi obskoczyli nas żołnierze sowieccy z granatami i karabinami gotowymi do strzału z okrzykiem: Stój, wylezaj, a to ubijem na miestie. Opierać się, czy wyjść – rezultat ten sam, bo wszystko stało się tak błyskawicznie, że obrona z samochodu była niemożliwa. Pierwszy wysiadł kapitan, za nim ja, a w końcu mąż, szofer i pomocnik. Zostaliśmy od razu otoczeni. Przed każdym z nas stał jeden bandyta z granatem przy twarzy, a drugi z wycelowanym karabinem, zaś dwaj komisarze poczęli nas rewidować, przede wszystkim mnie, potem kapitana i męża. Zabrali nam wszystko: ubranie, pieniądze, wszelkie drobiazgi, a nawet zepsutą zapalniczkę kapitana.

Po ograbieniu nas zapytywali kilkakrotnie męża, kim jest i czym dowodzi. Odpowiedział, że jest oficerem i dowodzi wojskiem. Następnie pytali, czy dużo wojska jest w pobliżu. Odpowiedzi na to już nie otrzymali. Wobec tego mężowi i kapitanowi kazali iść na lewo pod czołgi, a mnie na prawo do stodoły. Nie chciałam odejść od męża, prosiłam obu komisarzy, by mnie z nim nie rozłączali, twierdząc, że poszłam z nim na front i chcę dzielić jego los, wszystko jedno, jaki będzie.­

Powtarzałam to kilka razy, chwytając nawet za rękę jednego z bandytów, lecz oni na to się nie zgodzili twierdząc, że nie ma mowy, bym tu została. Kazali mi iść do stodoły, przy czym jeden z nich dodał, że są tam już uciekinierzy. Na to mąż zwrócił się do komisarza, by mnie nie odsyłano daleko, lecz pozostawiono w pobliżu. Były to ostatnie słowa męża, jakie słyszałam. Moskal wtedy odpowiedział: Ładno, ładno, pani męża swego zobaczy, a nachyliwszy się ku mnie popatrzył mi w oczy i powiedział: Ispugałas pani. Odparłam na to, że się nie boję, bo mam do czynienia z żołnierzami, a nie z bandytami. Na te słowa odwrócił głowę, jakby zawstydzony, i krzyknął do żołnierza, żeby mnie zaprowadził do stodoły. Ja jednak podbiegłam jeszcze pod czołgi do męża, uścisnęłam go i ucałowałam, a nie chcąc zaostrzać sytuacji swym uporem, odeszłam do stodoły popędzana przez żołnierza, który szedł za mną z karabinem gotowym do strzału.

Po kilku minutach „zagrały” karabiny maszynowe, rozpoczęła się strzelanina, następnie wszystko ucichło. W tym momencie żołnierz sowiecki przyniósł mi do stodoły walizkę męża związaną sznurem generalskim. Na moje zapytanie, gdzie są moje walizki, odpowiedział perfidnie, że w samochodzie i się oddalił. Strzelanina znów się rozpoczęła. Chciałam wyjść, by zobaczyć, co się dzieje, lecz uciekinierzy znajdujący się w stodole (było piętnastu mężczyzn i trzy kobiety) nie pozwolili mi wyjść, twierdząc, że zabronili im wychodzić ze stodoły pod groźbą śmierci aż się rozwidni. Wobec tego, by nie narażać nikogo, pozostałam w stodole. Gdy w pewnym momencie jednak chciałam wyjść, zagrodzili mi drogę i zatrzymali w stodole.

Walka trwała około pół godziny. Padały pociski tuż obok stodoły, nie wybuchając jednak (był to zdaje się nasz oddział, który miał dwie dwucalówki, jedyne, które pozostały na terenie DOK III). W międzyczasie przyszedł do stodoły miejscowy wieśniak i powiedział, że dwóch już tam leży. Boże! – krzyknęłam – tam był mój mąż. Puśćcie mnie!! Oni jednak nie pozwolili mi wyjść. Wtedy półprzytomna chwyciłam walizkę, zaczęłam ją rozwiązywać i przerzucać rzeczy męża, które pomieszane były z rzeczami adiutanta. Na pudełku od papierosów i neseserze męża były krwawe plamy. Zdrętwiałam oniemiała.

Walka trwała dalej. Ale na mnie to już nie robiło wrażenia. Chodziłam po stodole załamując ręce, prosiłam tych ludzi, by mnie wypuścili, lecz bez skutku. Nagle wszystko ucichło, tylko z daleka dochodził szum odjeżdżających czołgów. Wybiegłam ze stodoły mimo protestów i gróźb i już z daleka zobaczyłam dwie ciemne plamy na polu pod krzakami. Biegłam szybko przez mokradła, a za mną wybiegł jeden z mężczyzn ze stodoły.

Wiedziałam już, że tam leży mój mąż i jego adiutant, lecz miałam jeszcze nadzieję, że może żyją, może są tylko ranni. Niestety, widok, który się ukazał moim oczom był tak okropny, że nie miałam sił iść dalej. W oczach mi wszystko tańczyło.

W tym momencie mężczyzna, który szedł za mną, chciał mnie zawrócić, a pozostali wołali z daleka, żeby nie zbliżać się do leżących, bo bolszewicy mogą nas za to rozstrzelać. To mi dodało sił i energii do opanowania nerwów. Nie, nie – krzyknęłam – jak go muszę zobaczyć, muszę podejść blisko, bo go tak nie zostawię tutaj! Wyrwawszy się z rąk trzymającego mnie pobiegłam naprzód, lecz siły znów mnie opuściły. Nie mogłam znieść tego widoku.

Mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w poprzek z karabinu maszynowego. Tuż obok leżał kapitan z czaszką rozłupaną na dwoje, a zawartość czaszki leżała obok, wylana jako jedna krwawa masa. Na czerepie sterczały zmierzwione, oblepione krwią włosy.

Głowa męża była nienaruszona, lecz bałam się odwrócić go twarzą do góry, obawiając się, że twarz będzie tak samo zmasakrowana jak kapitana. Poprosiłam więc owego mężczyznę, żeby on najpierw zobaczył jak mąż wygląda, ja stanęłam z boku i ukradkiem podpatrywałam, chcąc się przekonać, czy będę mogła znieść ten widok. Na szczęście głowa męża była cała, tylko oczy i nos stanowiły krwawą masę, a mózg wyciekał uchem. Ten mózg, tak pełen wiedzy i mądrości, wylewał się teraz jako ciecz obojętna na ból i cierpienia ludzkie. Widok był potworny. Podeszłam bliżej, zbadałam serce i puls, choć wiedziałam, że to jest daremne. Był jeszcze ciepły, lecz nie żył.

Zginął, a wraz z nim wyniki dwudziestokilkuletniej pracy, tam w Grodnie, w mieszkaniu wraz z dwutysięczną biblioteką i wszystkim, czym żył przez lat czterdzieści dziewięć. Nic po nim nie pozostało prócz pamięci i rozpaczy w moim sercu.

Znadniemna.pl za grodno1939.pl

 

Publikujemy pierwszą część wspomnień Alfredy Olszyna-Wilczyńskiej, żony dowódcy DOK III Grodno, gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, zamordowanego przez Sowietów. Duży zbiór relacji z obrony Kresów ukaże się wkrótce w książce „Sowiecki najazd na Polskę w 1939 r. w relacjach”. Ten materiał ukazuje się dzięki uprzejmości prof. Czesława

Nauczyciele z Litwy, Łotwy, Ukrainy i Białorusi uczestniczyli w dniach 2 – 7 listopada w kolejnym stażu, zorganizowanym przez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli „Wspólnota Polska” w Ostródzie.

warsztaty_1

Jeden z dni stażu poświęcony był warsztatom plastycznym, które poprowadził dla nauczycieli działacz działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich, ceniony grodzieński malarz Andrzej Filipowicz.

warsztaty_2

Podczas zajęć mistrz z Grodna uczył nauczycieli technik malarstwa olejnego.

warsztaty_7

Środowisko nauczycieli Białorusi było reprezentowane na stażu Ostródzie przez pedagogów z Lidy i Brześcia.

warsztaty_5

warsztaty_4

Irena Biernacka

Nauczyciele z Litwy, Łotwy, Ukrainy i Białorusi uczestniczyli w dniach 2 – 7 listopada w kolejnym stażu, zorganizowanym przez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli „Wspólnota Polska” w Ostródzie. Jeden z dni stażu poświęcony był warsztatom plastycznym, które poprowadził dla nauczycieli działacz działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa

Turniej Niepodległości w piłce nożnej halowej odbył się w Grodnie 12 listopada z okazji 98. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Zawody przy wsparciu finansowym Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie zorganizował Związek Polaków na Białorusi i Uczniowski Klub Sportowy Żagle Warszawa.

turniej_niepodleglosci_6

turniej_niepodleglosci_11

turniej_niepodleglosci_12

turniej_niepodleglosci_13

Turniej piłkarski dla chłopaków, uczących się języka polskiego na terenie Białorusi, jest organizowany w Grodnie z okazji Święta Niepodległości Polski już trzeci rok z rzędu. Pomysłodawcą i organizatorem turnieju jest działacz Związku Polaków na Białorusi Marek Zaniewski.

turniej_niepodleglosci_1

turniej_niepodleglosci_2

turniej_niepodleglosci_3

W tym roku do organizacji zawodów w Grodnie przyłączył się Uczniowski Klub Sportowy (UKS) Żagle Warszawa, którego reprezentant Mateusz Nagórski przybył do Grodna, aby ocenić poziom piłkarskiej rywalizacji i zaprosić zwycięzców grodzieńskiego Turnieju Niepodległości do udziału w organizowanym przez UKS Żagle Warszawa piłkarskim Turnieju Solidarności, który zostanie rozegrany w stolicy Polski w grudniu.

turniej_niepodleglosci_5

turniej_niepodleglosci_7

O prawo przystąpienia do piłkarskiej rywalizacji z rówieśnikami z Warszawy zagrało w Grodnie osiem drużyn, w składzie których mogli grać chłopaki w wieku do 16 lat.

turniej_niepodleglosci_9

Grodno wystawiło do udziału w turnieju aż dwie ekipy – „Sokół” Grodno oraz Grodno-Wiszniowiec. Żadna z drużyn gospodarzy nie zakwalifikowała się jednak do meczów, rozstrzygających o zwycięstwie. Mecz o pierwsze miejsce rozegrali między sobą młodzi piłkarze z Lidy i Postaw. Po prowadzonej w duchu fair play walce, z wynikiem 4:1 wiktorię odnieśli młodzi lidzianie, zdobywając tym samym zaproszenie do udziału w Turnieju Solidarności w Warszawie.

turniej_niepodleglosci_14

Trzecie miejsce na podium zdobyła natomiast drużyna z Werenowa.

turniej_niepodleglosci_17

Po zakończeniu rozgrywek wszyscy młodzi piłkarze ustawili się do dekoracji. Poza wyjazdem do Warszawy drużyna zwycięska otrzymała puchar, a każdy z zawodników – złoty medal i dyplom uczestnika. Srebrne i brązowe medale oraz dyplomy uczestnika organizatorzy wręczyli także piłkarzom drużyn, które uplasowały się odpowiednio na drugim i trzecim stopniu podium.

turniej_niepodleglosci_18

Dyplom uczestnika otrzymał każdy młody piłkarz, który tego dnia wychodził na parkiet w składzie swojej drużyny, niezależnie od miejsca, które zajęła ona w ostatecznej klasyfikacji.

turniej_niepodleglosci_21

turniej_niepodleglosci_20

turniej_niepodleglosci_19

turniej_niepodleglosci_10

Wśród trofeów Turnieju Niepodległości nie zabrakło nagród indywidualnych. Najlepszym strzelcem zawodów z szesnastoma zdobytymi bramkami został Roman Pasewicz z Postaw. Statuetkę najlepszego zawodnika zdobył Aleksy Kuźma z Lidy. Jego kolega z drużyny Nikita Jakimiec został uznany za najlepszego bramkarza, a za najlepszego obrońcę sędziowie uznali Andrzeja Suckiela z Werenowa.

Znadniemna.pl

Turniej Niepodległości w piłce nożnej halowej odbył się w Grodnie 12 listopada z okazji 98. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Zawody przy wsparciu finansowym Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie zorganizował Związek Polaków na Białorusi i Uczniowski Klub Sportowy Żagle Warszawa. Turniej piłkarski dla chłopaków, uczących się

Msze święte, akademie, koncerty, składanie zniczy na grobach polskich bohaterów – obchody Święta Niepodległości w oddziałach ZPB w tym roku miały różne formy.

Zarząd Główny ZPB tradycyjnie zamówił na 11 listopada Mszę świętą za Ojczyznę, która została odprawiona w kościele Pobernardyńskim w Grodnie.
Akademią i świątecznym koncertem uczcili 98. rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości uczniowie Polskiej Szkoły w Grodnie.

Najbardziej masowe obchody Święta Niepodległości odbyły się w Lidzie, gdzie na Msze świętą za Ojczyznę, zamówioną przez miejscowy oddział ZPB, przybyło ponad stu miejscowych Polaków.

dzien_niepodleglosci_lida8

dzien_niepodleglosci_lida12

dzien_niepodleglosci_lida13

Po nabożeństwie lidzkie dzieci, uczące się języka polskiego w miejscowych szkółkach parafialnych, zaprezentowały zgromadzonym krótkie przedstawienie artystyczne.

dzien_niepodleglosci_lida9

dzien_niepodleglosci_lida11

dzien_niepodleglosci_lida14

Zakończyły się lidzkie obchody Święta Niepodległości wspólnym pochodem po miejscach pamięci narodowej. Lidzianie zapalili znicze na grobach powstańców styczniowych na miejscowym cmentarzu i oddali hołd poległym za Ojczyznę lotnikom z 5. Pułku Lotniczego, stacjonującego przed wojną w Lidzie.

dzien_niepodleglosci_lida2

dzien_niepodleglosci_lida1

dzien_niepodleglosci_lida

Przy Krzyżu Katyńskim, upamiętniającym ofiary zbrodni NKWD, dokonanej na polskich oficerach w 1940 roku, odbył się improwizowany wiec. Głos zabrał między innymi wieloletni zasłużony działacz ZPB Aleksander Siemionow. Opowiedział on zgromadzonym o licznych w Lidzie i na Ziemi Lidzkiej miejscach polskiej pamięci narodowej i polskich nekropoliach, którymi trzeba stale się opiekować jak robią to członkowie miejscowego oddziału ZPB.

dzien_niepodleglosci_lida3

W tym roku, miejscowi Polacy na kilka dni przed Świętem Zmarłych i Zaduszkami podzielili się na grupy posprzątali na znajdujących się w okolicy Lidy cmentarzach wojennych. Wiersze patriotyczne recytował przy Krzyżu Katyńskim znany ze zdolności artystycznych i lubiany przez miejscowych Polaków Zenon Bieńko.

dzien_niepodleglosci_lida4

Wiec przy Krzyżu Katyńskim zakończył się wspólną modlitwą i odśpiewaniem „Roty”, po czym część działaczy miejscowego oddziału ZPB udała się do kamienia, upamiętniającego ks. Adama Falkowskiego, aby zapalić znicze i odmówić modlitwę za duszę księdza – męczennika i patrioty.

dzien_niepodleglosci_lida6

dzien_niepodleglosci_lida7

Cmentarz garnizonowy w Wołkowysku stał się miejscem obchodów Święta Niepodległości dla miejscowych Polaków. Działacze miejscowego oddziału ZPB zgromadzili się tutaj, aby oddać hołd żołnierzom, którzy Niepodległości Polski bronili ceną własnego życia w latach 1918-1920.

dzien_niepodleglosci_wolkowysk10

dzien_niepodleglosci_wolkowysk9

dzien_niepodleglosci_wolkowysk8

dzien_niepodleglosci_wolkowysk7

Na cmentarzu doszło do spotkania miejscowych Polaków z rodakami z Polski – przyjaciółmi ze Stowarzyszenia ODRA-NIEMEN z Wrocławia, którzy kilkunastoosobową grupą przebywali w tym dniu na Grodzieńsczyźnie, odwiedzając najważniejsze miejsca polskiej pamięci narodowej.

dzien_niepodleglosci_wolkowysk6

dzien_niepodleglosci_wolkowysk5

dzien_niepodleglosci_wolkowysk4

dzien_niepodleglosci_wolkowysk3

dzien_niepodleglosci_wolkowysk2

Ze względu na to, że w składzie delegacji z Wrocławia byli młodzi ludzi, którzy do Wołkowyska trafili pierwszy raz w życiu – miejscowi Polacy pokazali im także inne miejsca pamięci, którymi stale opiekują się wołkowyscy Polacy – miejsca masowego mordu wołkowyskich harcerzy i inteligencji z okresu II wojny światowej.

dzien_niepodleglosci_wolkowysk1

dzien_niepodleglosci_wolkowysk

Zakończyło się spotkanie w Wołkowysku tym, że miejscowi Polacy umówili się z przyjaciółmi ze Stowarzyszenia ODRA-NIEMEN, że w przyszłym roku przeprowadzą szereg wspólnych przedsięwzięć patriotycznych.

Znadniemna.pl, Irena Biernacka z Lidy, Maria Tiszkowska z Wołkowyska

Msze święte, akademie, koncerty, składanie zniczy na grobach polskich bohaterów – obchody Święta Niepodległości w oddziałach ZPB w tym roku miały różne formy. Zarząd Główny ZPB tradycyjnie zamówił na 11 listopada Mszę świętą za Ojczyznę, która została odprawiona w kościele Pobernardyńskim w Grodnie. Akademią i świątecznym koncertem

Tegoroczny XXIII Międzynarodowy Miński Festiwal Filmowy „Listopad” jest pełen polskich akcentów filmowych.

wystawa_plakatow_wajdy4

Nie dość, że wydarzeniem wieńczącym Festiwal będzie pokaz 11 listopada w kinie „Moskwa” ostatniego filmu wybitnego polskiego reżysera filmowego śp. Andrzeja Wajdy pt. „Powidoki”.

wystawa_plakatow_wajdy2

W ramach festiwalu odbywa się także wystawa „Filmy Andrzeja Wajdy w światowym plakacie filmowym”. Jest również prezentowany międzynarodowy projekt Instytutu Adama Mickiewicza w Warszawie pt. „Kino przemian”, w ramach którego odbywają się pokazy filmów dokumentalnych i warsztaty.

wystawa_plakatow_wajdy3

wystawa_plakatow_wajdy1

Na otwarciu wystawy „Filmy Andrzeja Wajdy w światowym plakacie filmowym”, przygotowanej przez Muzeum Kinematografii w Łodzi i sprowadzonej do stolicy Białorusi przez Instytut Polski w Mińsku, dyrektor tej ostatniej instytucji Mateusz Adamski zaznaczył, iż prezentowana wystawa była prezentem na 90. urodziny wielkiego twórcy filmowego. – Niestety, niedawno wielki Mistrz odszedł z tego świata, więc nie jest to już wystawa urodzinowa, lecz wystawa poświęcona pamięci Andrzeja Wajdy i Jego twórczości – mówił dyrektor Instytutu Polskiego.

wystawa_plakatow_wajdy5

Obecna na wernisażu wystawy wicedyrektor Muzeum Kinematografii w Łodzi Barbara Kurowska opowiadała, że Andrzej Wajda osobiście brał udział w otwarciu tej wystawy na warszawskim Wilanowie. Według niej wystawa bardzo mu się podobała.

wystawa_plakatow_wajdy6

– Andrzej Wajda towarzyszył Muzeum Kinematografii od początku, a to już 30 lat – zaznaczyła Barbara Kurowska. – W tym okresie muzeum zrobiło jedenaście wystaw poświęconych jego twórczości. Prezentowana w Mińsku wystawa plakatu jest najmłodszą, choć wystawiano ją już w różnych krajach Europy i w Polsce. Bardzo się cieszę, że pierwsza prezentacja tej wystawy za wschodnią granica Polski odbywa się w Mińsku – dodała dyrektor Muzeum Kinematografii.

wystawa_plakatow_wajdy

Wystawa „Filmy Andrzeja Wajdy w światowym plakacie filmowym” została otwarta w mińskiej galerii Michała Sawickiego i będzie dostępna dla zwiedzających do ostatniego dnia Festiwalu „Listopad”, czyli do 11 listopada.

wystawa_plakatow_wajdy7

Ludmiła Burlewicz i Julia Baryło z Mińska

Tegoroczny XXIII Międzynarodowy Miński Festiwal Filmowy „Listopad” jest pełen polskich akcentów filmowych. Nie dość, że wydarzeniem wieńczącym Festiwal będzie pokaz 11 listopada w kinie „Moskwa” ostatniego filmu wybitnego polskiego reżysera filmowego śp. Andrzeja Wajdy pt. „Powidoki”. W ramach festiwalu odbywa się także wystawa „Filmy Andrzeja Wajdy w

W dniach 4-6 listopada w Polskiej Szkole Społecznej im. Tadeusza Reytana w Baranowiczach odbyły się warsztaty instruktorskie dla przedstawicieli RSZ Harcerstwo, przeprowadzone przez instruktorów Hufca ZHP Warszawa Praga-Północ.

warsztaty_harcerze7

W szkoleniu wzięli udział harcerze i harcerki z Brześcia, Baranowicz i Grodna, którzy szykują się lub już pełnią funkcje instruktorskie i prowadzą własne drużyny harcerskie czy gromady zuchowe.

Warsztaty instruktorskie współorganizowane przez Konsulat Generalny RP w Brześciu trwały 3 dni, w ich program włączono m.in. zagadnienia: pracy z obrzędowością, systemu małych grup, planowania, rozpisywania i realizacji projektów, metodyki wędrowniczej, form pracy charakterystycznych dla konkretnej grupy wiekowej. Uczestnikom udało się podczas szkolenia zaplanować kilka wspólnych przedsięwzięć do zrealizowania w przyszłym roku, a także poznać miasto oraz nawiązać przyjaźnie. Mamy nadzieję, że zdobyta wiedza i nowe więzi zostaną należycie wykorzystane w pracy śródrocznej w jednostkach macierzystych. Zachęcamy do obejrzenia krótkiej fotorelacji z wydarzenia.

warsztaty_harcerze

warsztaty_harcerze1

warsztaty_harcerze2

warsztaty_harcerze3

warsztaty_harcerze4

warsztaty_harcerze5

warsztaty_harcerze8

warsztaty_harcerze6

warsztaty_harcerze10

warsztaty_harcerze9

Znadniemna.pl za brzesc.msz.gov.pl

W dniach 4-6 listopada w Polskiej Szkole Społecznej im. Tadeusza Reytana w Baranowiczach odbyły się warsztaty instruktorskie dla przedstawicieli RSZ Harcerstwo, przeprowadzone przez instruktorów Hufca ZHP Warszawa Praga-Północ. W szkoleniu wzięli udział harcerze i harcerki z Brześcia, Baranowicz i Grodna, którzy szykują się lub już pełnią

Zrób sobie zdjęcie z biało-czerwoną flagą, lub w miejscu kojarzącym się z Polską. 11 listopada, w Narodowe Święto Niepodległości, opublikuj je w mediach społecznościowych z hashtagiem #MyPolska i świętuj 98. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości!

11_listopada

W akcji #MyPolska może wziąć udział każdy, na całym świecie. Wystarczy aparat fotograficzny lub smartfon, rekwizyt narodowy czy też miejsce kojarzące się z Polską. Gdy zrobisz sobie niepodległościowe selfie, opublikuj je na Twitterze, Facebooku czy Instagramie z #MyPolska.

Zasady akcji #MyPolska

Pokaż swoją Polskę, niezależnie od tego, w którym zakątku świata jesteś: przy pomniku niedźwiedzia Wojtka w Edynburgu czy Krakowie. Sfotografuj się z wymalowanymi barwami narodowymi na policzku, w biało-czerwonym stroju, z flagą w ręku. Lista miejsc i symboli jest otwarta i zależy od Twojej inicjatywy. Zdjęcie opublikuj w mediach społecznościowych z #MyPolska.

Na zdjęciu możesz być z rodziną lub przyjaciółmi. Zaproś do udziału w akcji swoich znajomych spoza Polski i ciesz się niepodległością.

Pomysłodawcą akcji #MyPolska jest Ambasada RP w Londynie. Do godnego i radosnego świętowania rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę zachęca Ministerstwo Spraw Zagranicznych wraz z polskimi dyplomatami.

Biuro Rzecznika Prasowego
Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Zrób sobie zdjęcie z biało-czerwoną flagą, lub w miejscu kojarzącym się z Polską. 11 listopada, w Narodowe Święto Niepodległości, opublikuj je w mediach społecznościowych z hashtagiem #MyPolska i świętuj 98. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości! W akcji #MyPolska może wziąć udział każdy, na całym świecie. Wystarczy

Teatralizowane przedstawienie w oparciu o powieść „Znachor” autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza zainaugurowało 3 listopada w Mińsku „Miesiąc polskiej literatury”.

miesiac_kultury_polskiej1

Zagrane przez aktorów Narodowego Teatru im. Janki Kupały Romana Padalakę i Alesia Małczanawa w języku białoruskim sceny ze „Znachora” uświetniły prezentację białoruskiego wydania powieści polskiego pisarza, tłumaczonej na język białoruski aż przez cztery tłumaczki: Marię Puszkinę, Marynę Szodę, Marynę Kozłowską oraz Hannę Jankutę.

miesiac_kultury_polskiej4

Przemawia Konrad Pawlik, ambasador RP na Białorusi

Na prezentacji literackiego bestsellera Dołęgi-Mostowicza z 1937 roku obecny był Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Białorusi Konrad Pawlik. Witając zgromadzonych na inauguracji „Miesiąca polskiej literatury” dyplomata przypomniał biografię Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, urodzonego w folwarku Okuniewo, niedaleko Głębokiego, leżącego w granicach współczesnej Białorusi. Konrad Pawlik wyraził nadzieję na to, że czytanie „Znachora” w języku białoruskim okaże się dla czytelników nie tylko przyjemnością, lecz także zgłębi wiedzę białoruskiego czytelnika o przedwojennej Polsce.

„Miesiąc polskiej literatury” w stolicy Białorusi to wspólne, organizowane co roku, przedsięwzięcie Instytutu Polskiego w Mińsku i Domu Literackiego „Lohvinau” . Obecny na prezentacji „Znachora” dyrektor Instytutu Polskiego Mateusz Adamski wyraził radość z powodu tego, że pięć lat temu zrodził się pomysł organizowania każdego roku na jesieni w stolicy Białorusi „Miesiąca polskiej literatury”, na który się składają prezentacje książkowe, spotkania z autorami oraz literackie czytania. Mateusz Adamski nie krył satysfakcji z powodu tego, iż środowisko białoruskich literatów oraz miłośników literatury aktywnie uczestniczy w spotkaniach, odbywających się w ramach „Miesiąca polskiej literatury”.

miesiac_kultury_polskiej3

„Znachor” w języku białoruskim został wydany przez wydawnictwo „Lohvinau” w wersji elektronicznej oraz książkowej. Na prezentacji białoruskojęzycznej wersji powieści obecni byli: koordynator międzynarodowych projektów wydawnictwa „Lohvinau” Paweł Kościukiewicz oraz wszystkie cztery tłumaczki, pracujące nad tłumaczeniem „Znachora” z języka polskiego na białoruski.

miesiac_kultury_polskiej2

Spotkanie prowadzi Andrej Chadanowicz, prezes białoruskiego PEN-Centrum

Prowadził spotkanie, znany białoruski poeta, prezes białoruskiego PEN-Centrum Andrej Chadanowicz.

Powieść „Znachor” autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza początkowo powstała jako scenariusz filmowy. Dopiero po odrzuceniu scenariusza autor przerobił go na powieść, którą wydał w 1937 roku. Powieść opowiada historię renomowanego warszawskiego chirurga, profesora Rafała Wilczura, który pewnego dnia dowiaduje się, że jego ukochana żona odeszła z kochankiem. Zrozpaczony włóczy się po mieście i pada ofiarą bandytów. Ciężko pobity doznaje amnezji. Nie wiedząc kim jest, tuła się po wioskach chwytając się dorywczych prac. W końcu przyjmuje go pod swój dach wiejski gospodarz i Wilczur, już jako Antoni Kosiba, rozpoczyna swoją znachorską działalność. Po udanej operacji kalekiego syna gospodarza zyskuje sławę wielkiego uzdrowiciela. Miejscowy lekarz, zazdrosny o sukces, grozi mu sądem za nielegalne wykonywanie praktyki lekarskiej… Powieść „Znachor” doczekała się dwóch ekranizacji w Polsce. W 1937 roku ukazała się jej filmowa adaptacja w reżyserii Michała Waszyńskiego, a w 1982 roku swoją wersję „Znachora” nakręcił Jerzy Hoffman.

miesiac_kultury_polskiej

Kolejne spotkanie w ramach tegorocznego „Miesiąca polskiej literatury” w Mińsku odbędzie się 10 listopada w mińskim barze „Ў”. Na tym spotkaniu zostanie zaprezentowany tom wybranych wierszy polskiej poetki Haliny Poświatowskiej pt. „Bałwochwalca” w tłumaczeniu na język białoruski.

Ludmiła Burlewicz, Eugeniusz Szurmiej, zdjęcia Eugeniusza Szurmieja

Teatralizowane przedstawienie w oparciu o powieść „Znachor” autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza zainaugurowało 3 listopada w Mińsku „Miesiąc polskiej literatury”. Zagrane przez aktorów Narodowego Teatru im. Janki Kupały Romana Padalakę i Alesia Małczanawa w języku białoruskim sceny ze „Znachora” uświetniły prezentację białoruskiego wydania powieści polskiego pisarza, tłumaczonej na

Od 17 grudnia na trasie Moskwa – Mińsk – Berlin pojawią się nowe pociągi, – poinformował operator rosyjskiej sieci kolejowej Rossijskije żeleznyje dorogi (RŻD). Ale uwaga, tabor wyprodukowany przez hiszpańską firmę, wyposażony jest w system automatycznej zmiany rozstawu kół.

pociag_str

Jak informuje RŻD, takie rozwiązanie pozwoli zminimalizować czas potrzebny na dopasowanie rozstawu podwozia z obowiązującego w Rosji (1520 mm) do standardu europejskiego (1435 mm). Zmiana będzie dokonywana jak dotychczas – w Brześciu, ale już nie będzie tak uciążliwa dla pasażerów. Ze zdających się trwać nieskończenie dwóch godzin, zmiana potrwa tylko 20 minut. Rosyjskie koleje chwalą się, że jest to pierwszy pociąg pasażerski z takim systemem.

Lokomotywy i wagony wyprodukowała hiszpańska firma Talgo. Pociągi będą jeździły z Moskwy do Berlina dwa razy w tygodniu. Po drodze będą zatrzymywać się w Smoleńsku, Orszy, Mińsku, Brześciu, Terespolu, Warszawie, Poznaniu, Rzepinie i Frankfurcie nad Odrą. Każdy zestaw będzie się składał z 20 wagonów.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Od 17 grudnia na trasie Moskwa – Mińsk – Berlin pojawią się nowe pociągi, – poinformował operator rosyjskiej sieci kolejowej Rossijskije żeleznyje dorogi (RŻD). Ale uwaga, tabor wyprodukowany przez hiszpańską firmę, wyposażony jest w system automatycznej zmiany rozstawu kół. Jak informuje RŻD, takie rozwiązanie pozwoli zminimalizować

Legalizacja nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi zależy od woli politycznej Łukaszenki – mówi w rozmowie z Biełsatem szefowa Rady Naczelnej ZPB Andżelika Borys. – Skoro mają wolę zbliżenia z Zachodem, to nie powinno być tu problemów. Jednak trudno powiedzieć na ile jest to realny zwrot, czy tylko gra pozorów. Nie ma jednak żadnych zapowiedzi, czy jaskółek, że sytuacja z naszym związkiem miałaby się zmienić.

Grodno_Zakonczenie_Roku_Borys_01

Andżelika Borys

Działaczka za szkodliwy uważa pomysł zjednoczenia dwóch związków oficjalnego i nieoficjalnego. – W 2005 r. gdy naszą organizację rozbito mieliśmy do czynienia z szantażem, próbami zmuszenia członków niezależnego ZPB do podpisywania lojalek. Po co do tego wracać? Wtedy i teraz walczymy o bycie niezależną organizacją, która realnie reprezentuje interesy mniejszości. A tak dojdzie do podporządkowania całego ruchu polskiego białoruskiej władzy – mówi Borys.

Nauka polskiego na Białorusi cieszy się większą popularnością – czy dotyczy to szkół państwowych?

– W wyniku wejścia w życie ustawy o Karcie Polaka coraz więcej obywateli Białorusi uczy się polskiego, jednak dotyczy to jedynie kursów komercyjnych. Nie obserwuje się wzrostu ilości uczących w systemie państwowym. Lekcję polskiego są zamieniane na zajęcia fakultatywne, czy kółka zainteresowań. W efekcie ilość zajęć zmniejsza się z czterech godzin tygodniowo do jednej. Sprawa nauki języka polskiego jest traktowana jako sprawa polityczna. W zeszłym roku zaangażowaliśmy się w zbieranie podpisów do ministra edukacji w sprawie otwarcia nowych klas z językiem polskim. Nic to nie dało – nadal wywierana jest również presja dla nauczycieli – zakazuje im się brania udziału w szkoleniach, wyjazdach do Polski.

Dlaczego jest to sprawa polityczna?

– Nauczyciele polskiego są traktowani jako podejrzani. Muszą się tłumaczyć i zdawać relacje przed przez swoimi szefami i pracownikami ds. ideologii dokąd pojechali na szkolenia do Polski, i co się w czasie nich odbywało, jakby Bóg wie co miało się tam dziać. Tymczasem tysiące razy podkreślałam, że nie tworzymy żadnej partii politycznej, nie angażowaliśmy się w żadną kampanię wyborczą. Nie wspieraliśmy żadnego kandydata podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Działamy na rzecz upowszechniania języka polskiego, i gdy występowała presja na naszych działaczy – nagłaśnialiśmy to. Jest to bowiem nasz obowiązek bronić interesów polskiej mniejszości. A jest to odbierane jako działalność polityczna. I tu trzeba białoruskie władze powinny zmienić podejście, a czy tak będzie – wątpię.

Rozmawiał Jakub Biernat

Znadniemna.pl za Biełsat

Legalizacja nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi zależy od woli politycznej Łukaszenki – mówi w rozmowie z Biełsatem szefowa Rady Naczelnej ZPB Andżelika Borys. – Skoro mają wolę zbliżenia z Zachodem, to nie powinno być tu problemów. Jednak trudno powiedzieć na ile

Przejdź do treści