Szanowni Czytelnicy, otrzymaliśmy niezwykle wzruszający list od naszej czytelniczki Ludmiły Chałki, która latem 1942 roku, jako 2-4 letnie dziecko była wywożona przez Niemców z ZSRR, do zniemczenia bądź na zagładę do Trzeciej Rzeszy.
Stacja kolejowa w Hancewiczach – wygląd współczesny
Panią Ludmiłę w czasie postoju niemieckiego transportu w Hancewiczach (miasto w obwodzie brzeskim na Białorusi) przygarnęła i adoptowała polska rodzina. Dzięki tym dobrym ludziom pani Ludmile udało się przeżyć straszną wojnę, ale przez dziesięciolecia po wojnie nie mogła ustalić – kim jest z pochodzenia. Wciąż nie wie ona nawet, jakiej jest narodowości – Rosjanką, czy też Białorusinką…
Pani Ludmiła zwraca się o pomoc w poszukiwaniu swojej prawdziwej tożsamości do jak najszerszego grona ludzi.
Z ogromną chęcią umożliwiamy to, prosząc was, Szanowni Czytelnicy, o uważne przeczytanie listu, który publikujemy niżej i skontaktowanie się z redakcją w przypadku, jeśli możecie Państwo udzielić jakichkolwiek informacji, dotyczących stawianych w liście pytań.
List Ludmiły Chałki (Eismont):
Szanowni Państwo!
Zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą o pomoc w uzyskaniu jakichkolwiek pomocnych informacji. Szukam swojej tożsamości, którą utraciłam jako 2-4 letnie dziecko podczas II wojny światowej. Latem 1942 roku, jako 2-4 letnie dziecko przybyłam do Hancewicz, niemieckim transportem kolejowym. Czy jechałam do obozu, na zagładę, czy na zachód, do zniemczenia – tego nie wiem.
Niemcy zabrali mnie od babci i wywieźli towarowym transportem na zachód. Z publikacji książkowych wynika, że na terenach okupowanych przez hitlerowców tworzono ośrodki, do których zabierano dzieci przeznaczone do zniemczenia. Być może byłam ofiarą nazistowskiego projektu zniemczania dzieci, gdyż zapamiętane okoliczności zabrania mnie od babci wiele na to wskazują. Wydaje mi się, że pamiętam, jak babcia zaprowadziła mnie do jakiejś sali, gdzie musiałam stanąć na stołeczku, byłam oglądana i badana. Po tym zdarzeniu więcej już babci nie zobaczyłam.
Kiedy pociąg dotarł do miejscowości Hancewicze (Ганцевичи, obecnie Białoruś), wyładowano dzieci z jednego z wagonów (około 40-50 dzieci). Po pewnym czasie miejscowa ludność uznała, że tym dzieciom grozi dalszy wywóz (do obozu bądź do zniemczenia), a nawet śmierć – dzieci zostały zabrane przez ówczesnych mieszkańców Hancewicz. Czy wszystkie dzieci z tego wagonu zostały zabrane, tego nie wiem.
Opiekunką dzieci, według opowiadań ludzi, była Rosjanka. Mnie wzięła rodzina polska, a opiekunka odczytała z listy, że nazywam się Ludmiła Eismont (prawdziwa pisownia nazwiska może być inna). Inna polska rodzina (Państwo Majewscy, wówczas pracujący w miejscowym szpitalu) zabrała nieco starszego ode mnie chłopca, który nazywał się Nikołaj Titow – niestety, nie znam jego powojennych losów. Kiedy opuszczałam Hancewicze latem 1944 roku, Nikołaj, z uwagi na stan zdrowia, został w szpitalu. Być może został w Hancewiczach lub okolicy – jeżeli żyje do dzisiaj, na pewno wniósł by więcej informacji na temat transportu z dziećmi, który dotarł do Hancewicz.
Transport przyjechał ze wschodu, ale do dzisiaj nie ustaliłam z jakiego miasta. Podobno opiekunka dzieci powiedziała, że jadą z Wielikich Łuk, ale jest to informacja nigdzie nie potwierdzona.
Kluczowe dla moich poszukiwań jest ustalenie informacji w następujących kwestiach:
• Dane o transportach niemieckich – wywozach dzieci w 1942 roku. W 1942 roku znalazłam się w takim transporcie jako 2-4 letnie dziecko, tym transportem dotarłam do stacji Hancewicze (obecna Białoruś) – chodzi mi przede wszystkim o możliwość ustalenia spisu dzieci takiego transportu i ustalenie skąd ten transport wyruszył.
• Dane archiwalne z lat 1941-1942 dotyczących lekarzy i służb medycznych z terenów dawnego Związku Radzieckiego (być może z Wielikich Łuk, Smoleńska, Mińska, Charkowa lub innych miast z kierunku Moskwa) – w związku z moimi dziecięcymi wspomnieniami.
• Ustalenie miejsca i daty mojego urodzenia – jakie są możliwości dotarcia do centralnego spisu urodzeń w Rosji (z czasów ZSRR).
Żadnych rezultatów nie przyniosły moje dotychczasowe poszukiwania prowadzone z Polski, głównie ze względu na brak potwierdzonych danych osobowych (prawdziwa data i prawdziwe miejsce urodzenia, imię i nazwisko, imiona rodziców), a także brak dobrej współpracy polskich instytucji i archiwów z ich rosyjskimi odpowiednikami. Przy okazji, zastanawiam się, czy jest to możliwe, żeby po wojnie rodzina nie poszukiwała zaginionego dziecka?
W przypadku zainteresowania moją historią mogę dosłać skrót moich wspomnień oraz skany jedynych dwóch dokumentów (oświadczenia notarialne), świadczących o zabraniu mnie z niemieckiego transportu w 1942 roku w Hancewiczach – opiekunka dzieci podała moje imię i nazwisko: Ludmiła Eismont.
Choć minęło tyle lat – może zachowała się pamięć o tragicznych latach wojennych. Z góry dziękuję za każdą pomoc w moich poszukiwaniach. Do dzisiaj nie znam mojej prawdziwej tożsamości i nie wiem, czy jestem Rosjanką, a może Białorusinką, którą wielka wojna oderwała od rodziców i prawdziwej ojczyzny.
Wyrazy Szacunku i Poważania,
Ludmiła Chałka (Eismont)
Znadniemna.pl
Szanowni Czytelnicy, otrzymaliśmy niezwykle wzruszający list od naszej czytelniczki Ludmiły Chałki, która latem 1942 roku, jako 2-4 letnie dziecko była wywożona przez Niemców z ZSRR, do zniemczenia bądź na zagładę do Trzeciej Rzeszy.
[caption id="attachment_28822" align="alignnone" width="500"] Stacja kolejowa w Hancewiczach - wygląd współczesny[/caption]
Panią Ludmiłę w