HomeStandard Blog Whole Post (Page 313)

Otwarcie roku szkolnego, połączone z inauguracją projektu pt. „Urodziny Biało-Czerwonej”, mającego na celu celebrowanie 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, odbyło się 10 października w działającym przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Stołpcach ośrodku nauczania języka polskiego.

Na uroczystość przybyli liczni goście i partnerzy Oddziału ZPB w Stołpcach oraz działającego przy nim ośrodka nauczania. Byli wśród nich: radca Ambasady RP w Mińsku i kierownik działającego przy niej Wydziału Konsularnego Marek Pędzich wraz z konsul Izabelą Choińską, prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys, dyrektor współpracującej ze stołpcowskim ośrodkiem nauczania języka polskiego Polskiej Szkoły Społecznej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach Eleonora Raczkowska-Jarmolicz wraz z prezes tamtejszego Oddziału ZPB Elżbietą Gołosunową, a także grono nauczycielskie, uczniowie oraz miejscowi działacze ZPB.

Przemawia Marek Pędzich, radca Ambasady RP w Mińsku i kierownik działającego przy niej Wydziału Konsularnego

Przemawia konsul Izabela Choińska

Przemawia prezes ZPB Andżelika Borys

Zwracając się do zgromadzonych prezes Oddziału ZPB w Stołpcach Jana Predka opowiedziała o działalności kierowanego przez nią oddziału ZPB i działającego przy nim ośrodka nauczania języka polskiego. Według niej środowisko aktywnie działających w oddziale miejscowych Polaków liczy ponad sto osób i do oddziału regularnie zgłaszają się nowi kandydaci na członków. Około stu osób pobiera też naukę w prowadzonym przez oddział ośrodku nauczania języka polskiego, który przygotowuje uczniów w wieku przedmaturalnym do egzaminów na studia w Polsce we współpracy z Polską Szkołą Społeczną im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Jana Predka, witając Polaków z Baranowicz, przypomniała, że sama jest absolwentką tamtejszej szkoły społecznej. Opowiadając o działalności Oddziału ZPB w Stołpcach prezes oddziału podkreślała, że dzięki stale powiększającej się liczebności środowiska Polaków w tej miejscowości oddział regularnie organizuje wycieczki krajoznawczo-edukacyjne nie tylko po Białorusi, lecz także do Polski. W przypadku tych drugich wsparcia wizowego Oddziałowi ZPB w Stołpcach udziela Wydział Konsularny Ambasady RP w Mińsku, za co w imieniu stołpeckich Polaków Jana Predka złożyła podziękowanie reprezentantom placówki konsularnej.

Przemawia Jana Predka, prezes Oddziału ZPB w Stołpcach

Dzięki nauczaniu języka polskiego, zorganizowanemu przez Oddział ZPB w Stołpcach, co raz więcej Polaków z tej miejscowości może doskonalić język ojczysty, aby pomyślnie zdać egzamin na Kartę Polaka. Obecnie do rozmowy z konsulem w sprawie przyznania Karty Polaka przygotowuje się w Stołpcach ponad dwudziestu kandydatów do otrzymania dokumentu, potwierdzającego przynależność do Narodu Polskiego.

Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego w Stołpcach stała się także okazją do zaprezentowania projektów edukacyjnych, realizowanych wspólnie z centralą Związku Polaków na Białorusi w Grodnie oraz ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”.
O projektach tych opowiedziała nauczycielka ze Słonimia Julia Aleksandrowicz, będąca obok Jany Predka kandydatką na doradcę i trenera Lokalnego Ośrodka Metodycznego (LOM) na Białorusi przy ZPB, powstającego z inspiracji i we współpracy z Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Poza budowaniem LOM przy ZPB Julia Aleksandrowicz ogłosiła rozpoczęcie projektu edukacyjnego pt. „Urodziny Biało-Czerwonej”, realizowanego we współpracy ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska” i centralą ZPB, dofinansowywanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej RP. W ramach tego projektu zaplanowany jest cykl warsztatów edukacyjnych, które będą się odbywały w ciągu najbliższych dwóch miesięcy na bazie działających przy Oddziałach ZPB ośrodków nauczania języka polskiego.

Warsztaty, w ramach których uczniowie działających przy ZPB placówek edukacyjnych przygotują prezenty artystyczne z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, zainauguruje zaplanowane na 13 października spotkanie na bazie Szkoły Społecznej Języka Polskiego przy Oddziale ZPB w Mińsku. Potem podobne spotkania zostaną zorganizowane w innych znajdujących się na terenie Białorusi polskich okręgach konsularnych, a ich podsumowaniem stanie się zaplanowany na listopad wernisaż wystawy prac uczniowskich, wykonanych dla Niepodległej, który odbędzie się w Grodnie.

Projekt „Urodziny Biało-Czerwonej” jest projektem, który obejmuje 79 szkół i ośrodków nauczania języka polskiego na całym świecie. W szkołach tych w ramach projektu odbywać będą się koncerty, konkursy literackie, recytatorskie i plastyczne, quizy, gry miejskie, wycieczki, festiwale i festyny.

Urodziny Biało- Czerwonej razem z polskimi dziećmi z Białorusi obchodzić będzie ponad 10 000 dzieci z Australii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Hiszpanii, Włoch, Holandii, Francji, Litwy, Hiszpanii, Ukrainy, Białorusi, Czech, Węgier, Norwegii, Belgii, Szwecji, Chorwacji, Austrii, Grecji, Nowej Zelandii.

Znadniemna.pl, zdjęcia Elżbiety Gołosunowej

Otwarcie roku szkolnego, połączone z inauguracją projektu pt. „Urodziny Biało-Czerwonej”, mającego na celu celebrowanie 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, odbyło się 10 października w działającym przy Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Stołpcach ośrodku nauczania języka polskiego. Na uroczystość przybyli liczni goście i partnerzy Oddziału ZPB

11 października 1896 roku w Kozłowie koło Mińska na Białorusi urodził się Stefan Pawlikowski – generał brygady, pilot Wojska Polskiego.

Generał Stefan Pawlikowski

Edukację rozpoczął w Szkole Realnej w Smoleńsku, kontynuował ją w Wilnie. Od 1915 roku uczył się w Szkole Handlowej Zybina w stolicy Imperium Rosyjskiego, tam zdał maturę. We wrześniu 1916 roku został przyjęty do moskiewskiej Wojskowej Szkoły Technicznej. Stosunkowo szybko zrezygnował i 1 listopada jako ochotnik wstąpił do armii rosyjskiej.

Stefan Pawlikowski odbył teoretyczne szkolenie lotnicze na kursie profesora Żukowskiego przy Lotniczej Szkole Technicznej w Moskwie. Pierwszego dnia 1917 roku pomyślnie zdał egzaminy i ukończył kurs. Otrzymał stopień chorążego inżyniera.

Po kursie rozpoczął szkolenie w pilotażu w Wojskowej Szkole Pilotów w Moskwie. 10 lutego wysłano go do Francji, gdzie kontynuował naukę. Od 1 marca do 1 maja 1917 roku znajdował się w Szkole Motorniczych Samolotów w Bron pod Lyonem.

Następnie skierowano go do Szkoły Pilotów w Avord. 12 lipca zdał tam egzaminy stając się pilotem wojskowym. 28 lipca został ranny w wypadku lotniczym, po którym 8 miesięcy spędził w szpitalu. Po rekonwalescencji, 1 lutego 1918 roku trafił do Wyższej Szkole Pilotów w Dijon. Równo po pięciu miesiącach ukończył kurs i w stopniu adiutanta (pierwszy stopień oficerski) znalazł się w składzie eskadry Spa 96 (96. eskadra myśliwska Spadów). 15 listopada został przeniesiony do rezerwy lotnictwa Armii Polskiej we Francji w Pau. Przeszkolił się też w lotach na samolotach dwumiejscowych, służył później w eskadrze Br 59. (59. eskadrze wywiadowczej Bréguetów). 1 lutego 1919 roku awansowano go na podporucznika. 8 maja w składzie tzw. „Błękitnej Armii” przybył na ziemie polskie. Dwa dni później ponownie skierowano go do eskadry Br 59. 15 sierpnia został oblatywaczem w Centralnych Warsztatach Lotniczych. Po kilku miesiącach, 8 kwietnia 1920 roku trafił do linii, został pilotem 19. eskadry myśliwskiej, która uczestniczyła w walkach na Froncie Litewsko-Białoruskim. Służbę w jednostce frontowej zakończył w lipcu 1920 roku. Do tego czasu Pawlikowski wykonał 27 lotów bojowych, w czasie których zestrzelił samolot i dwa balony obserwacyjne. Za wojnę polsko-radziecką otrzymał Virtuti Militari V klasy. 25 lipca 1920 roku został wysłany do Włoch, skąd przyprowadził samolot myśliwski Ansaldo A.1 Balilla.

5 lutego 1921 roku Stefan Pawlikowski został zatwierdzony w stopniu porucznika. 1 marca ponownie objął funkcję pilota-oblatywacza w Centralnych Warsztatach Lotniczych. Po wojnie został pilotem komunikacyjnym na trasie Warszawa-Paryż i w związku z tym bezterminowo urlopowano go z wojska.

15 marca 1922 roku powrócił do czynnej służby, trafił do 18. eskadry myśliwskiej wchodzącej w skład 1. pułku lotniczego w Warszawie. 8 czerwca awansował na kapitana. W tym samym miesiącu rozpoczął czasowe pełnienie obowiązków dowódcy eskadry. 31 sierpnia skierowano go do Wyższej Szkoły Pilotów w Grudziądzu. We wrześniu zwyciężył w I. Locie Okrężnym Dookoła Polski. 11 listopada powrócił do 18. eskadry myśliwskiej.

2 maja 1924 roku został dowódcą 7. eskadry myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki. 6 lipca został wysłany do Francji po odbiór pierwszej partii samolotów wywiadowczych Potez XV (maszyny zostały przyprowadzone drogą powietrzną). Od 1 września do 30 grudnia pełnił obowiązki dowódcy III. dywizjonu myśliwskiego 1. pułku lotniczego, później powrócił na stanowisko dowódcy 7. eskadry myśliwskiej. W kwietniu 1925 roku jako boczny trójki myśliwskiej (Ansaldo A.1 Balilla) uczestniczył w pokazie akrobacji dla przedstawicieli władz wojskowych jugosłowiańskich i rumuńskich. Od 15 czerwca do 14 września uczestniczył w kursie dowódców eskadr organizowanym przez Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie. W międzyczasie, w sierpniu wziął udział w transporcie drogą powietrzną samolotów Potez XV i Bréguet XIX z Francji do Polski.

11 stycznia 1926 roku został skierowany do 22. eskadry lotniczej krakowskiego 2. pułku lotniczego. W Krakowie Pawlikowski był instruktorem i oblatywaczem pułku. 7 czerwca powrócił do Warszawy, by po 4 dniach objąć dowodzenie nad III. dywizjonem myśliwskim 1. pułku lotniczego. W tym samym miesiącu zastrzelił szofera Henryka Stróżyka za obrazę honoru oficera Wojska Polskiego. Wielomiesięczne śledztwo zakończyło się wyrokiem skazującym. Stefan Pawlikowski został wydalony z wojska i utracił wszystkie odznaczenia (w tym Virtuti Militari). Postanowieniem sądu pilot myśliwski został skazany na trzy lata pozbawienia wolności. Ostatecznie jednak wypuszczono go z twierdzy 30 czerwca 1928 roku, a przez okres kary był zaliczony do korpusu oficerów lotnictwa znajdując się w dyspozycji Departamentu IV Lotnictwa Ministerstwa Spraw Wojskowych. 7 lipca trafił do 2. Pułku Lotniczego jako dowódca 122. eskadry myśliwskiej. Przewodniczył komisji odbioru parku lotniczego. 9 października został skierowany na czteromiesięczny kurs dowódców eskadr w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie. 8 marca powrócił do Krakowa, latał w 121. eskadrze myśliwskiej. 12 lipca 1929 roku został przeniesiony do Poznania, gdzie dowodził III. dywizjonem myśliwskim 3. pułku lotniczego.

W 1930 roku awansowano go na majora. W 1933 roku prowadził polską ekipę myśliwską na popisach lotniczych w Bukareszcie. 2 czerwca 1934 roku powrócił z Poznania do Warszawy i objął IV. dywizjon myśliwski 1. Pułku Lotniczego. Jeszcze w tym samym roku mianowano go zastępcą dowódcy 1. Pułku Lotniczego. 1 stycznia 1936 roku otrzymał awans na podpułkownika. W sierpniu 1938 roku przejął z rąk płk. Władysława Hellera dowodzenie nad 1. Pułkiem Lotniczym. 19 marca 1939 otrzymał awans na pułkownika. Po mobilizacji sierpniowej w 1939 roku objął dowodzenie nad utworzoną Brygadą Pościgową. Jego jednostka broniła Warszawy do 7 września, a później przeniosła się na lotniska we wschodniej Polsce, gdzie z braku paliwa znacznie ograniczyła swoje działania.

18 września Pawlikowski przekroczył granicę z Rumunią i udał się do Francji. Od grudnia 1939 roku dowodził Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Bron pod Lyonem. W maju następnego roku otrzymał przydział do lotnictwa francuskiego. Po klęsce Francji, w czerwcu 1940 roku przedostał się do Wielkiej Brytanii. Był tam polskim dowódcą bazy lotniczej w Blackpool. Od 6 listopada 1940 roku był oficerem łącznikowym Polskich Sił Powietrznych przy Fighter Command. Stefan Pawlikowski zginął nad Francją w wyniku walki powietrznej. Leciał na myśliwcu Spitfire Mk. IX 1. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. 1 stycznia 1964 roku Prezydent RP na uchodźstwie August Zaleski awansował go pośmiertnie na generała brygady.

Stefan Pawlikowski to jeden z pilotów, którzy w największym stopniu przyczynili się do powstania tzw. „polskiej szkoły myśliwskiej”. Przez lata służył w oddziałach myśliwskich, współpracował z innymi wybitnymi pilotami – Jerzym Kossowskim, czy Jerzym Bajanem. Spod ręki Pawlikowskiego wyszli znakomici polscy myśliwcy, np. Mieczysław Mümler i Eugeniusz Wyrwicki. Stefan Pawlikowski poszczycić się mógł ogromnym doświadczeniem. W charakterze pilota myśliwskiego latał w pierwszej wojnie światowej, wojnie polsko-bolszewickiej i drugiej wojnie światowej. W okresie pokoju przeszedł od szczebla oficera-pilota aż do szczebla dowódcy pułku. Na imponującej karierze Pawlikowskiego cieniem kładzie się jednak morderstwo jakiego dopuścił się w 1926 roku. Niezbyt długi wymiar kary i szybki powrót po jej odbyciu do wojska wskazują z jednej strony na szczególne miejsce oficerów w strukturach społecznych II Rzeczypospolitej, a z drugiej – na to, że Pawlikowski był potrzebny polskiej armii.

Znadniemna.pl za infolotnicze.pl

11 października 1896 roku w Kozłowie koło Mińska na Białorusi urodził się Stefan Pawlikowski - generał brygady, pilot Wojska Polskiego. [caption id="attachment_33792" align="alignnone" width="480"] Generał Stefan Pawlikowski[/caption] Edukację rozpoczął w Szkole Realnej w Smoleńsku, kontynuował ją w Wilnie. Od 1915 roku uczył się w Szkole Handlowej Zybina

Zabytkowa rezydencja słynnego rodu mieści się we wsi Połoneczka pod Baranowiczami. Zarząd Mienia Komunalnego w Brześciu próbuje sprzedać ją już po raz piąty.

Pałac w Poloneczce – współczesny wygląd

Nabywca musi musi spełnić jeden podstawowy warunek – odnowić pałac. W 2014 roku wydawało się już, że wszystko jest na dobrej drodze: budynek z terenem kupiła prywatna firma. Wkrótce okazało się jednak, że nie jest ona w stanie wyremontować zabytku i urządzić w nim – zgodnie z zamierzeniami – obiektu turystycznego. Nabywca zwrócił więc pałac państwu.

Od tego czasu wszystkie kolejne próby wystawienia go na sprzedaż kończyły się niepowodzeniem. Teraz podjęto kolejną. Cena początkowa pałacu wynosi 19 200 rubli, czyli niespełna 35 000 zł. Wraz z budynkiem nabywca dostanie w dzierżawę na 50 lat działkę o powierzchni 3,5 ha. Aukcja ma się odbyć 4 grudnia.

Pierwsze wiadomości o Połoneczce pochodzą z 1428 roku. Należała ona wówczas do księżnej Juliany Holszańskiej, trzeciej żony wielkiego księcia litewskiego Witolda. W wieku XVI majątek znalazł się w posiadaniu rodu Rudominów-Dusiackich. Jego najbardziej znanym przedstawicielem był kasztelan nowogródzki, Jan Rudomina-Dusiacki, który na czele 720 rycerzy walczył w 1621 roku pod Chocimiem. Pod koniec XVII wieku Połoneczka stała się własnością Radziwiłłów.

Pałac w Poloneczce na rysunku Napoleona Ordy z 1876 roku

Nie wiadomo dokładnie, kiedy wzniesiono samą znajdującą się tam rezydencję. Być może Połoneczka zawdzięcza ją księciu Maciejowi Radziwiłłowi. a może tylko przebudował on w stylu klasycystycznym istniejący już wcześniej pałac.

– W każdym bądź razie za jego w nim bytności zasłynął on „gustem wykwintnym i bogactwem”, co mogli stwierdzić właściciele leżących po sąsiedzku majątków, zapraszani przez księcia na organizowane przez niego towarzyskie imprezy – piszą o pałacu autorzy strony dworypogranicza.pl. – Zaprojektował go nieznany włoski architekt, wzorując się na pałacu usytuowanym w pobliżu miejscowości Bellaggio nad jeziorem Como, a należącym do słynnej we Włoszech arystokratycznej rodziny Trivulzio.

Oprócz pałacu Połoneczka znana jest też z innych zabytków – pochodzącego z XVIII wieku kościoła pw. św. Jerzego oraz ruin młyna z początku XIX wieku.

W r. 2012 Połoneczkę odwiedził Maciej Radziwiłł, brat późniejszego ministra zdrowia – Konstantego i obecny prezes Fundacji Czartoryskich. Przybył na uroczystość poświęcenia ufundowanych przez niego nowych dzwonów przy kościele.
– Ten pałac został wystawiony oficjalnie na sprzedaż przez władze Białorusi, ale myślę, że jest w takim stanie, że nikt już nie będzie w stanie temu zadaniu podołać. Inwestowanie w niego przekracza moje możliwości. Poza tym nie wiem, czy bym tu mieszkał, bo już od trzech pokoleń mieszkamy w Polsce – powiedział wówczas, zapytany czy nie chciałby związać z tą rezydencją własnej przyszłości.
Znadniemna.pl za Belsat.eu

Zabytkowa rezydencja słynnego rodu mieści się we wsi Połoneczka pod Baranowiczami. Zarząd Mienia Komunalnego w Brześciu próbuje sprzedać ją już po raz piąty. [caption id="attachment_33786" align="alignnone" width="500"] Pałac w Poloneczce - współczesny wygląd[/caption] Nabywca musi musi spełnić jeden podstawowy warunek – odnowić pałac. W 2014 roku wydawało

Wystawa fotografii wybitnej polskiej fotograf okresu międzywojennego Zofii Chomętowskiej została otwarta 4 października w Narodowym Muzeum Historycznym w Mińsku. Na oryginalnych zdjęciach widać przede wszystkim mieszkańców i krajobrazy jej rodzinnego Polesia.

Afisz wystawy

Zofia Chomętowska urodziła się w rodzinie arystokratów Druckich-Lubeckich w Porochońsku na Polesiu w okolicach Pińska, dzisiaj znajdującego się na terytorium Białorusi. W okresie międzywojennym Polesie znajdowało się w granicach II RP.

„Z majątkiem w Porochońsku i Polesiu wiąże się bardzo ważna część jej twórczości fotograficznej” – mówiła w czasie wernisażu Anna Hornik z warszawskiej Fundacji Archeologii Fotografii, która udostępniła ze swoich zbiorów oryginały poleskich zdjęć Chomętowskiej.

Na zdjęciach, często bardzo małego formatu (duże fotografie nie zachowały się), artystka uwieczniła przedwojenne Polesie i jego mieszkańców, zarówno z kręgów ziemiańskich, jak i chłopskich. Podczas wernisażu wystawy, zorganizowanej wspólnie przez Instytut Polski w Mińsku, Narodowe Muzeum Historyczne Białorusi i Fundację Archeologii Fotografii, podkreślano, że zdjęcia Chomętowskiej są unikalne.

Tomasz Adamski, p.o. dyrektora Instytutu Polskiego w Mińsku, wskazał, że „artystka pozostawiła niezwykłą dokumentację epoki i życia przedwojennego Polesia”. „Przedstawiają one (zdjęcia) ogromną wartość zarówno dla Polski, jak i dla Białorusi, stąd duże zainteresowanie wystawą w Mińsku” – podkreślił.

Nadzieja Sauczenka z Narodowego Muzeum Historii podkreśliła, że zdjęcia artystki są bardzo wartościowe. „Cieszymy się, że możemy gościć tę wystawę, która ma niezwykłą, cudowną atmosferę. To dla nas także okazja, by nauczyć się od polskich kolegów sposobu prezentacji oryginalnych fotografii” – powiedziała.

Na wystawie prezentowany jest również film dokumentalny zmontowany z nagrań Chomętowskiej „Ja kinuję”.

Chomętowska była wybitną polską fotografką okresu międzywojennego. W latach 30. XX wieku przeniosła się do Warszawy, gdzie rozwijała swoją karierę, była członkinią Polskiego Towarzystwa Fotograficznego, Fotoklubu Polskiego i Warszawskiego. Robiła zdjęcia Warszawy przedwojennej i w czasie wojny (nie zachowały się zdjęcia z tego okresu). Była również współautorką wystawy dokumentującej zniszczoną przez wojnę stolicy „Warszawa oskarża”.

Po wojnie wyemigrowała do Argentyny, gdzie zarzuciła swoją pasję fotograficzną.

Wystawę zorganizowano w ramach obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, a także Mińskiego Miesiąca Fotografii.

Zdjęcia prezentowane w Narodowym Muzeum Historii są na Białorusi po raz pierwszy. Jest to jednak już druga wystawa prac Chomętowskiej w tej placówce – poprzednia odbyła się w 2011 r. podczas polskiej prezydencji w UE.

Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP

Wystawa fotografii wybitnej polskiej fotograf okresu międzywojennego Zofii Chomętowskiej została otwarta 4 października w Narodowym Muzeum Historycznym w Mińsku. Na oryginalnych zdjęciach widać przede wszystkim mieszkańców i krajobrazy jej rodzinnego Polesia. [caption id="attachment_33781" align="alignnone" width="500"] Afisz wystawy[/caption] Zofia Chomętowska urodziła się w rodzinie arystokratów Druckich-Lubeckich w Porochońsku

Zebranie założycielskie nowej struktury terenowej Związku Polaków na Białorusi odbyło się 6 października w Kobryniu w obwodzie brzeskim.

Aleksander Jarmoszuk, prezes Oddziału ZPB w Kobryniu

Nowy oddział liczy 20 członków, a na jego prezesa wybrany został miejscowy Polak Aleksander Jarmoszuk. Zebraniu założycielskiemu Oddziału ZPB w Kobryniu przyglądała się osobiście prezes ZPB Andżelika Borys.

– Pan Aleksander skontaktował się ze mną jeszcze około roku temu. Opowiedział, że mają w Kobryniu środowisko Polaków, którzy opiekują się miejscowym cmentarzem katolickim, spotykają się z okazji świąt  kościelnych, polskich świąt narodowych i chcieliby działać w sposób bardziej zorganizowany, a najlepiej jako struktura Związku Polaków na Białorusi – opowiada nam o inicjatywie kobryńskich Polaków Andżelika Borys. Prezes ZPB podkreśla, że po pierwszym kontakcie z Aleksandrem Jarmoszukiem spotykała się z nim jeszcze kilkakrotnie przy okazji organizowanych przez ZPB objazdów polskich miejsc pamięci w obwodzie brzeskim i przekonała się, że środowisko kobryńskich Polaków rzeczywiście opiekuje się w tym mieście polskimi miejscami pamięci.

Rok po zgłoszeniu przez Polaków Kobrynia chęci założenia przy ZPB oddziału terenowego, stał się swoistym okresem próbnym, który według Andżeliki Borys minął dla kobryńskich Polaków pomyślnie i zasłużyli oni na przystąpienie do organizacji.

Głosowanie podczas wyboru prezesa Oddziału ZPB w Kobryniu

– Podczas zebrania założycielskiego Oddziału ZPB w Kobryniu członkowie nowej struktury omawiali perspektywy rozwoju jej działalności. Zaplanowali m.in. zorganizowanie przy oddziale nauczania języka polskiego. W tym celu będą rozglądać się za osobą, która mogłaby poprowadzić zajęcia zarówno z dorosłymi, jak i z dziećmi – opowiedziała nam Andżelika Borys o przebiegu zebrania założycielskiego nowej struktury związkowej.

 Znadniemna.pl, zdjęcia: facebook.com

Zebranie założycielskie nowej struktury terenowej Związku Polaków na Białorusi odbyło się 6 października w Kobryniu w obwodzie brzeskim. [caption id="attachment_33775" align="alignnone" width="500"] Aleksander Jarmoszuk, prezes Oddziału ZPB w Kobryniu[/caption] Nowy oddział liczy 20 członków, a na jego prezesa wybrany został miejscowy Polak Aleksander Jarmoszuk. Zebraniu założycielskiemu Oddziału

Szanowni Czytelnicy, nasza z Państwem akcja „Dziadek w polskim mundurze” została zauważona przez telewizję!

1947 rok.Mikołaj Buczniew w Szkocji w mundurze sierżanta. Pod paskami baretek, otrzymanych odznaczeń wojennych, w tym – między innymi Gwiazdy Monte Cassino, widzimy odznakę pamiątkową 2. grupy Artylerii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie

Reportaż o akcji ukazał się na antenach TV Belsat i TV Polonia w programie „Nad Niemnem”.

Dla nas i dla Was oznacza to, że pochwalenie się swoimi przodkami, którzy kiedykolwiek przywdzieli jakikolwiek mundur polski ma nie tylko sens osobisty (dla siebie i rodziny), lecz także ma wartość historyczną, jako udokumentowanie  faktu przynależności Waszego przodka do polskiej formacji mundurowej  i udokumentowanie świadectwa Jego wyczynu, dokonanego zgodnie ze złożoną przysięgą.

Zapraszając do obejrzenia poniższego odcinka programu „Nad Niemnem” zachęcamy Państwa do nadsyłania (przynoszenia) do redakcji portalu Znadniemna.pl biogramów, zdjęć i dokumentów Waszych bohaterskich przodków.

Adres e-mailowy redakcji portalu Znadniemna.pl i gazety „Głos znad Niemna na uchodźstwie”: pisalnik@gmail. com.

Napiszmy ( i opublikujmy) historie naszych przodków wspólnie!

Oto odcinek  programu „Nad Niemnem” z reportażem o naszej z Wami wspólnej akcji:

http://belsat.eu/pl/programs/dziadek-w-polskim-mundurze-nad-niemnem/

Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, nasza z Państwem akcja "Dziadek w polskim mundurze" została zauważona przez telewizję! [caption id="attachment_18266" align="alignnone" width="500"] 1947 rok.Mikołaj Buczniew w Szkocji w mundurze sierżanta. Pod paskami baretek, otrzymanych odznaczeń wojennych, w tym - między innymi Gwiazdy Monte Cassino, widzimy odznakę pamiątkową 2. grupy Artylerii Polskich

Zaledwie kilkudziesięciu punktów  zabrakło Polskiemu Klubowi Sportowemu „Sokół”, działającemu przy Związku Polaków na Białorusi, do zdobycia trzeciego miejsca drużynowego w zakończonym 6 października sezonie startów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking.

Reprezentacja PKS „Sokół” na końcowym etapie Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking

O najcenniejsze trofea Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking chodziarze z kijkami z ZPB  rywalizowali na trzech etapach zawodów z reprezentantami 36 klubów sportowych z Białorusi, Polski, Rosji, Ukrainy, a nawet z Francji.

Przed III końcowym etapem  Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking, który odbył się pod Grodnem, w ośrodku rekreacji i wypoczynku „Prival”, PKS „Sokół” brakowało do rywali z baranowickiego Klubu „Lokomotyw”, zajmującego trzecie miejsce drużynowe, nieco ponad trzysta punktów.  Z kolei najbliższemu prześladowcy „Sokoła” – Klubowi „Kroki” z Mołodeczna –  brakowało  do naszej reprezentacji tylko 25 punktów drużynowych.

Zadaniem maksimum dla chodziarzy z ZPB było zatem doścignięcie rywali z Baranowicz, a zadaniem minimum – utrzymanie prestiżowego czwartego miejsca i zachowanie bądź powiększenie  przewagi nad  chodziarzami z Mołodeczna.

Na końcowym etapie zawodów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking rozegrano miejsca na podium na dwóch dystansach – 10 i 5 kilometrów.  Czas kobiet i mężczyzn był mierzony osobno w kilkunastu kategoriach wiekowych i jednej sprawnościowej (inwalidzi). Ogółem rozegrano w ten sposób  kilkadziesiąt kompletów statuetek, którymi premiowane były trzy pierwsze miejsca w każdej kategorii.

Dzięki indywidualnym sukcesom zawodników „Sokoła” w różnych kategoriach na dystansie zarówno 5-ciu, jak 10-ciu kilometrów, naszej drużynie w końcowej klasyfikacji punktowej udało się prawie doścignąć  drużynę „Lokomotyw” z Baranowicz (do trzeciego drużynowego miejsca zabrakło zaledwie  kilkadziesiąt punktów) i odpowiednio zwiększyć do kilkuset punktów przewagę nad „Krokami” z Mołodeczna.

Najwięcej punktów do drużynowej skarbonki przynieśli indywidualni zwycięzcy w swoich kategoriach, zdobywcy miejsc na podium, a także zawodnicy ze zbliżonymi do podium wynikami (wg regulaminu zawodów I miejsce było premiowane 100-ma punktami, a kolejne odpowiednio 80-ma, 70., 60., 50., 45.,40., 35. I tak dalej).

Za najskuteczniejszą i najbardziej korzystną dla drużyny zawodniczkę reprezentacji PKS „Sokół” należy uznać Alesię Gutnik z Brześcia, która w kategorii kobiet w wieku od 30-tu do 39-ciu lat triumfowała zarówno na dystansie 10-ciu, jak i 5-ciu kilometrów, przynosząc drużynie maksymalnie możliwą do zdobycia liczbę punktów – 200.  Drugą pod względem korzyści dla drużyny zawodniczką „ Sokoła”, okazała się reprezentantka z Lidy Weronika Piuta (kategoria wiekowa 30-39 lat). Na dystansie 10 kilometrów wywalczyła ona II miejsce i 80 punktów, a na dystansie 5-ciu kilometrów finiszowała jako ósma, dodając 35 punktów drużynowych i gromadząc ich razem 115.

Na dystansie 10 kilometrów w kategorii wiekowej 30-39 lat II miejsce zajęła Weronika Piuta (pierwsza od lewej) , a I miejsce – Alesia Gutnik (pośrodku)

Wśród mężczyzn najkorzystniejszymi dla drużyny zawodnikami byli chodziarze z Wołkowyska: Walery Stiepaszychin (kategoria wiekowa 30-39 lat) i Jerzy Czupreta (kategoria wiekowa 40-49 lat). Jerzy Czupreta, walcząc na dystansie 10-ciu kilometrów zdobył najniższy stopień podium i położył do drużynowej skarbonki 70 punktów. Natomiast startując na 5 kilometrów Czupreta okazał się, niestety, tuż za podium, ale przyniósł drużynie kolejne 60 punktów, zdobywając ich ogółem 130.  O 10 punktów więcej wywalczył z kolei Walery Stiepaszychin (za II miejsce na 5 kilometrów zdobył 80 punktów, dodając je do 60-ciu punktów zdobytych za IV miejsce na dystansie 10 kilometrów).

Jerzy Czupreta (pierwszy od prawej) – zdobywca III miejsca na dystansie 10 kilometrów

Walery Stiepaszychin (pierwszy od lewej) – zdobywca III miejsca na dystansie 5 kilometrów i największej liczby punktów dla „Sokoła” wśród mężczyzn

Alesia Gutnik, Weronika Piuta, a także Walery Stiepaszychin i Jerzy Czupreta to jedyni reprezentanci „Sokoła”, którzy zgłosili się do startu na obu dystansach, rozgrywanych na III etapie Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking.

Najliczniej obsadzonym przez naszych reprezentantów dystansem okazała się trasa pięciokilometrowa Zawodnicy „Sokoła” świętowali tutaj triumfy w pięciu kategoriach wiekowych, a także wśród osób niepełnosprawnych. Oto imiona naszych triumfatorów:

Karolina Chobian z Grodna (kat. Inwalidzi);

Lilia Gincewicz  z Grodna (kat. lat 60-64);

Helena Sirocz  z Brześcia (kat. 50-54);

Natalia Wojciechowska z Wołkowyska (kat. lat 40-44);

Alesia Gutnik  z Brześcia (kat. lat 30-39);

Tatiana Sirocz z Brześcia (kat. lat 18-29).

Poza tym chodziarzom z kijkami z „Sokoła” na dystansie 5-ciu kilometrów udało się zdobyć  trzy drugie i pięć trzecich miejsc na podium.

Najstarszym zawodnikiem naszej drużyny na zawodach był 82-letni Stefan Fiedosiewicz, który sięgnął po czwarty wynik w kategorii wiekowej 70+ i położył do drużynowej skarbonki 60 punktów.

Ogółem w kategorii seniorów i seniorek  „Sokół” wystawił na zawody cztery osoby – dwie panie i dwóch panów. Była to najliczniejsza drużynowa reprezentacja w najstarszej kategorii chodziarzy z kijkami. Ogółem seniorzy przynieśli drużynie  jedno drugie miejsce – Anna Urbanowicz, oraz dwa miejsca trzecie Weroniki Wołczkiewicz i Kazimierza Łokicia, co – razem z punktami, zdobytymi przez Stefana Fiedosiewicza – przyniosło drużynie PKS „Sokół” 280 punktów.

Marek Zaniewski, prezes PKS „Sokół” i wiceprezes ZPB

O ocenę wyników startu drużyny „Sokoła” w Otwartym Pucharze Białorusi w Nordic Walking  poprosiliśmy prezesa PKS „Sokół” i wiceprezesa ZPB Marka Zaniewskiego. – Z trzech etapów, rozegranych w ramach Pucharu Białorusi, na drugim etapie musieliśmy wystawić mocno okrojony skład reprezentacji, gdyż etap ten przypadł na dni, kiedy odbywały się obchody 30-lecia ZPB, w których organizację byli zaangażowani nasi sportowcy, będący jednocześnie aktywnymi działaczami Związku Polaków. Gdyby nie ten zbieg okoliczności moglibyśmy walczyć o zdobycie w zakończonym sezonie pierwszego bądź drugiego miejsca na drużynowym podium. Trzeci i ostatni etap, według moich szacunków, pozwolił nam do minimum skrócić dystans do trzeciego miejsca i zdobyć dużą, kilkusetpunktową, przewagę nad naszymi prześladowcami. Oznacza to, że w przyszłorocznym sezonie mamy szansę powalczyć o drużynowe mistrzostwo. Indywidualne wyniki naszych reprezentantów pozwalają przypuszczać, iż wśród drużyn i klubów, uprawiających Nordic Walking na Białorusi, PKS „Sokół” przy ZPB  i jego zawodnicy będą traktowani jako faworyci – powiedział Marek Zaniewski.

Znadniemna.pl

Zaledwie kilkudziesięciu punktów  zabrakło Polskiemu Klubowi Sportowemu „Sokół”, działającemu przy Związku Polaków na Białorusi, do zdobycia trzeciego miejsca drużynowego w zakończonym 6 października sezonie startów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking. [caption id="attachment_33760" align="alignnone" width="500"] Reprezentacja PKS "Sokół" na końcowym etapie Otwartego Pucharu Białorusi

Dlaczego z tablicy pamiątkowej w miejscu masowych rozstrzeliwań na Kobylackiej Górze pod Orszą zniknął język polski.

Pomnik na Kobylackiej Górze pod Orszą

Pod koniec września bez zbytniej fety i bez informowania potomków Orszański Rejonowy Komitet Wykonawczy odnowił w jednym z miejsc dokonywanych przez NKWD masowych egzekucji – na Kobylackiej Górze pod Orszą – skradzioną wiele lat temu tablicę pamiątkową. Widnieje na niej napis „Miejsce pamięci i smutku” w czterech językach: rosyjskim, białoruskim, angielskim i hebrajskim.

Tablica wykonana i przytwierdzona do pomnika przez władze rejonu orszańskiego

Potomkowie rozstrzelanych w Orszy obywateli radzieckich mogą mówić o częściowym sukcesie. Z jednej strony udało im się wymusić na władzach uznanie faktu, że Kobylacka Góra była miejscem masowych egzekucji. Z drugiej jednak strony tekst napisu na tablicy pamiątkowej nie jest taki, o jaki oni prosili. Potomkowie ofiar proponowali napisać na tablicy inskrypcję następującej treści: „Pamięci ofiar politycznych represji” – w językach białoruskim, rosyjskim, polskim i hebrajskim. Wynik starań potomków rozczarowuje, gdyż tablica zawiera tekst wypaczony, a na dodatek język polski został na niej zastąpiony językiem angielskim.

Inicjator zmian językowych i treści tekstu na tablicy – były szef rejonowego komitetu wykonawczego Aleksander Pozniak – tłumaczył swoją decyzję tym, że język angielski jest bardziej rozpowszechniony niż język polski, a Polacy, jeśli nawet przyjadą na Kobylacką Górę, i tak zrozumieją, co jest napisane na tablicy. Kierując się logiką Aleksandra Pozniaka z tablicy należałoby usunąć także język hebrajski, który na Białorusi i w świecie jest jeszcze mniej rozpowszechniony, niż język polski.

Potomkowie represjonowanych dysponują danymi personalnymi 1740-tu osób rozstrzelanych w Orszy. To jest minimalny szacunek liczby ofiar. Bardziej prawdopodobne jest, że  prawdziwa liczba rozstrzelanych jest o wiele większa. Najbardziej represjonowaną grupą narodowościową wśród ofiar, których udało się zidentyfikować  – 1129 osób – byli Białorusini. Drudzy pod względem liczby rozstrzelanych są Polacy – 503 zidentyfikowane osoby.  Trzecie miejsce na tym tragicznym „podium” zajmują Żydzi – 38 osób. Od 10 do 15 zidentyfikowanych ofiar zapisanych było Litwinami, Łotyszami, Rosjanami bądź Ukraińcami.

Antoni Korzeniewski – Polak rozstrzelany w Orszy 10 listopada 1937 roku

Stanisław Filipowicz – Polak rozstrzelany w Orszy 17 stycznia 1938 roku

Klim Ciechański – Polak rozstrzelany w Orszy 19 stycznia 1938 roku

 

Antoni Matelski – Polak rozstrzelany w Orszy 28 stycznia 1938 roku

Według historyka Igora Kuzniecowa, odsetek Polaków rozstrzelanych w Orszy (29 proc.) jest znacznie wyższy, niż odsetek Polaków, rozstrzelanych w skali całej Białorusi (22 proc.), a nawet w samym Mińsku (25 proc.). Już tylko ten fakt świadczy o tym, że język polski powinien się znaleźć na tablicy, upamiętniającej ofiary NKWD w Orszy.  – 29 procent ofiar polskiej narodowości urzędnicy po prostu wykreślili z pamięci – uważa historyk Kuzniecow.

Warto przypomnieć, że do roku 1936 oficjalniymi językami w Białoruskiej Socjalistycznej Sowieckiej Republice były: białoruski, rosyjski, polski oraz jidysz. Wygląda na to, że urzędnicy nie znają historii kraju, w którym urzędują. Przy czym na listach rozstrzelanych w Orszy jak dotąd nie udało się zidentyfikować żadnego Anglika. Dlaczego więc zamiast napisu po polsku na tablicy znalazł się napis po angielsku?

Wersja nr 1. Strach przed przełożonym

W 2012 roku, kiedy historycy odnaleźli w rosyjskich archiwach informacje o istnieniu tak zwanej „białoruskiej listy katyńskiej”, prezydent Aleksander Łukaszenko oświadczył bezapelacyjnie, że żaden Polak w tamtych czasach nie został na Białorusi rozstrzelany. – Przeszukaliśmy wszystkie archiwa, nie tylko KGB, ale wszystkich struktur państwowych. Tak, jak obiecałem. U nas na terytorium Białorusi nie został rozstrzelany ani jeden Polak. Były tylko punkty przesyłowe. Polacy, którzy tam trafiali, byli wysyłani głównie do Federacji Rosyjskiej i być może na Ukrainę – powiedział Łukaszenko. – Znaleźliśmy dokumenty, list szefów NKWD, że na terytorium Białorusi nie rozstrzelano ani jednego Polaka – dodał.

Igor Kuzniecow uważa, że urzędnikom w Orszy usunięcie napisu po polsku nakazał instynkt samozachowawczy. Nie chcieli uznać nawet oczywistych świadectw, byleby nie zaprzeczyć stanowisku, zajętemu przez kierownika państwa.

Wersja nr 2. Próba ukrycia śladu „katyńskiego”

Historycy polscy, rosyjscy i białoruscy już od wielu lat próbują odnaleźć na Białorusi miejsca masowych rozstrzeliwań oraz tak zwaną „białoruską listę katyńską” z nazwiskami obywateli polskich – internowanych i wziętych do niewoli oficerów, policjantów i osadników –  którzy zostali masowo zgładzeni przez NKWD w 1940 roku na terenie Białorusi. Jeżeli część listy – 1996 imion i nazwisk z co najmniej 3870-ciu – udało się odnaleźć w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym, to ustalenie miejsc egzekucji wciąż stanowi problem.

Przypuszczalnie większość obywateli przedwojennej Polski, figurujących na „białoruskiej liście katyńskiej”, została rozstrzelana w Mińsku. Czasem historycy natrafiają też na informacje, wskazujące na to, że miejscem rozstrzeliwań polskich oficerów mogła być Kobylacka Góra, a także znajdujące się 30 kilometrów od niej  w rejonie orszańskim zakłady wydobycia i przetwórstwa torfu w miejscowości Osintorf.

Historyk Igor Kuzniecow opowiada, że w Osintorfie znajdował się obóz pracy, w którym pracowali polscy jeńcy wojenni. Według niego dokumentacja z obozu w Osintrorfie niestety się nie zachowała. Udało się zarejestrować jedynie relacje naocznych świadków. Według tych świadectw w Osintorfie ktoś z jeńców umierał  w wyniku choroby, a kogoś rozstrzeliwano. Pytanie – gdzie dokonywane były egzekucje? Czy nie koło Orszy?

W 2001 roku białoruska gazeta „Nasza Niwa” opublikowała list mieszkańca Orszy Alesia Siarożkina. Oświadczył on, że Polaków rozstrzeliwano w okolicach Kobylackiej Góry, niedaleko wsi Osintorf, w której, jak opowiadali mu żyjący w tamtych czasach świadkowie, w latach 1939-1940 pracowali wzięci do niewoli polscy oficerowie.

Siarożkin pisał, że podczas budowy toru kolejowego przez Kobylacką Górę na początku lat 80. minionego stulecia natrafiono na dwa pochówki z dużą ilością ludzkich szczątków. Nieliczni świadkowie, którzy widzieli te szczątki, twierdzili, że były to szczątki wojskowych. W wykrytych dołach szczątki zbierali żołnierze Wojsk Wewnętrznych ZSRR. „Być może tam właśnie pogrzebani byli polscy oficerowie, którzy pracowali w Osintorfie. Przecież to całkiem blisko” – zastanawiał się Siarożkin.

Dziennikarz i badacz represji, dokonywanych na terenie rejonu orszańskiego, Jurek Koptik w swoim czasie zgromadził dużo świadectw o zbrodniach bolszewików, ale o rozstrzeliwaniach polskich oficerów na Kobylackiej Górze i w Osintorfie niczego nie słyszał.

W akcie, sporządzonym przez przedstawicieli sowieckich organów administracyjnych, które badały znalezioną na Kobylackiej Górze mogiłę zbiorową, jest mowa o szczątkach 50-ciu osób, mających charakterystyczny otwór po wystrzale w tył czaszki. W dole śmierci znaleziono wówczas „obuwie w dobrym stanie, w którym można było rozpoznać skórzane buty z cholewami, mające nałożone kalosze, pantofle z nałożonymi na nie kaloszami i inne rodzaje modelowego obuwia, mającego dobrze widoczne pieczęcie producentów – leningradzkiej fabryki obuwia „Czerwony Trójkąt” oraz zakładów, produkujących obuwie gumowe. Na gumiakach zachowały się czytelne stemple z rokiem produkcji – 1936-1937 (biała pieczęć w kształcie trójkąta)”. W dokumencie brak jakichkolwiek wzmianek o wojskowych pasach, czy koalicyjkach. Niestety nie jest nam dostępny wykaz znalezionych w mogile rzeczy. Co się tyczy butów z cholewami, mogli je nosić zarówno cywile, jak i oficerowie Czerwonej Armii, bądź funkcjonariusze NKWD. W ujawnionym przez potomków ofiar spisie rozstrzelanych są zresztą przedstawiciele NKWD.

Jak by nie było, dzisiaj tablica pamiątkowa na Kobylackim głazie-pomniku została odnowiona. Badacz Jurek Koptik jest przekonany, że na niej powinien znaleźć się napis, nie tylko w językach białoruskim, rosyjskim i hebrajskim, lecz także – obowiązkowo – w języku polskim. Przecież w tym miejscu rozstrzelano wielu Polaków, będących obywatelami ZSRR. Rozstrzelano również Litwinów, Łotyszy i Ukraińców, dlatego, przekonuje Koptik, na tablicy powinny pojawić się napisy także w językach tych narodowości.

Cóż, tablicę na pomnik udało się przywrócić. Teraz wypadałoby powalczyć o zamieszczenie na niej odpowiedniej inskrypcji.

Igor Stankiewicz z Orszy

Dlaczego z tablicy pamiątkowej w miejscu masowych rozstrzeliwań na Kobylackiej Górze pod Orszą zniknął język polski. [caption id="attachment_33745" align="alignnone" width="500"] Pomnik na Kobylackiej Górze pod Orszą[/caption] Pod koniec września bez zbytniej fety i bez informowania potomków Orszański Rejonowy Komitet Wykonawczy odnowił w jednym z miejsc dokonywanych przez

W poniedziałek, 1 października, ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę śp. Julianowi Bortko na ręce wnuka odznaczonego Denisa Krawczenki.

Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręcza Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski Denisowi Krawczence, wnukowi odznaczonego śp. Juliana Bortko

Po wręczeniu odznaczenia doszło do krótkiej kurtuazyjnej rozmowy, w czasie której Denis Krawczenko przypomniał losy swojego dziadka, zwłaszcza okres jego służby w Korpusie Ochrony Pogranicza w okolicach Głębokiego oraz udział w kampanii wrześniowej 1939 r.

Więcej o losach Juliana Bortko w odcinku akcji „Dziadek w polskim mundurze” poświęconym Bohaterowi

Znadniemna.pl za minsk.msz.gov.pl/zdjęcia Marcina Wojciechowskiego

W poniedziałek, 1 października, ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę śp. Julianowi Bortko na ręce wnuka odznaczonego Denisa Krawczenki. [caption id="attachment_33733" align="alignnone" width="480"] Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręcza Krzyż Kawalerski Orderu

Trzecia edycja dorocznego Festiwalu Kultury Polskiej odbyła się 29 września w miejscowości Niedźwiedzica w rejonie lachowickim obwodu brzeskiego. Repertuar zespołów i solistów, biorących udział w wydarzeniu, nawiązywał do obchodzonego w tym roku 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości.

„Niepodległościowa” edycja Festiwalu Kultury Polskiej w Niedźwiedzicy ściągnęła do tej miejscowości nie tylko artystów z rejonu lachowickiego i ziemi brzeskiej, przyjechały również zespoły z Lidy oraz z Mińska.

W przeprowadzonym w ramach festiwalu konkursie udział wzięły: chóry „Kraj rodzinny” i „Dlaczego” z Baranowicz, chór „Lidziejka” i zespół „Brawo” z Lidy, chór „Polonez” z Mińska, zespoły „Przyjaciółka” z Niedźwiedzicy i „Credo” z Brześcia oraz zespoły „Srebrny kamerton”, „Majowe kwiaty”, a także „Lachowickie stroje” z Lachowicz.

Na festiwal do Niedźwiedzicy przybyli liczni goście, wśród których byli: Jerzy Grymanowski, konsul w Konsulacie Generalnym RP w Brześciu, Renata Dziemiańczuk, wiceprezes Związku Polaków na Białorusi ds. Kultury oraz liczni kierownicy struktur ZPB z obwodu brzeskiego: Elżbieta Gołosunowa, prezes Oddziału ZPB w Baranowiczach, Eugeniusz Lickiewicz, prezes Oddziału ZPB w Prużanie i członek Rady Naczelnej ZPB, Elita Michajłowa, wiceprezes ds. Kultury Brzeskiego Obwodowego Oddziału ZPB. Zoreganizował festiwal, jak co roku, Oddział ZPB w Lachowiczach, przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Brześciu.

Przed rozpoczęciem festiwalu jego goście i uczestnicy złożyli kwiaty i zapalili zniczy na grobie śp. ks. Wacława Piątkowskiego, byłego proboszcza parafii w Niedźwiedzicy, który, pracując tutaj od 1948 roku, nauczał miejscowe dzieci religii, języka polskiego, a także podstaw polskiej tradycji i kultury. Za „działalność antysowiecką” duchowny został w 1950 roku aresztowany i skazany na 10 lat łagrów. Po odbyciu kary wrócił do swoich parafian i kontynuował nauczanie dzieci, nie tylko w Niedźwiedzicy, lecz także w pobliskich Lachowiczach i okolicznych miejscowościach. Na zajęcia do śp. ks. Piątkowskiego uczęszczała wraz z rodzeństwem m.in. organizatorka festiwalu -prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach Janina Prudnikowa. To ten niezwykle zasłużony dla okolicznej społeczności kapłan w ścisłej tajemnicy przed władzami przygotowywał panią Janinę, jako małą dziewczynkę, a także jej rówieśników do przystąpienia do pierwszej Komunii świętej. Kapłan potajemnie prowadził też zajęcia z młodymi ludźmi, którzy czuli w sobie powołanie do zostania księżmi.

Grób byłego proboszcza w Niedźwiedzicy ks. Wacława Piątkowskiego

Po oddaniu hołdu legendarnemu kapłanowi, o którym pamięć jest wciąż żywa w sercach miejscowych Polaków, goście i uczestnicy festiwalu udali się do kościoła parafialnego w Niedźwiedzicy, w którym odbyła się inaugurująca wydarzenie Msza św., celebrowana przez księdza proboszcza Jerzego Moduszewskiego, księdza dziekana Bogdana Kryńskiego z Baranowicz oraz duchownego z Lachowicz – ks. Stanisława Maleńkiego.

Modlitwa przy grobie ks. Wacława Piątkowskiego

Otwierając program festiwalu jego organizator Janina Prudnikowa powiedziała: „Pragnieniem naszym i głównym celem jest zachowanie polskiej kultury i tożsamości, ducha polskiego w małych ojczyznach, szkółkach i parafiach, możliwość kultywowania tradycji ojców, przekazywanie odwiecznych wartości”. Lokalizację Festiwalu we wsi Niedźwiedzica prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach wytłumaczyła tym, że „Niedźwiedzica jest wsią wyjątkową”. – Zawsze była to wieś opolska, katolicka i niezłomna. O dzielnych mieszkańcach tej wsi, o ich postawach w okresie zaborów i w czasach sowieckich pamiętają do dziś mieszkańcy zarówno pobliskich Lachowicz i sąsiadujących z rejonem lachowickim Baranowicz. Tutaj, niedaleko Niedźwiedzicy, urodziła się Krystyna Krahelska, słynna warszawska „Syrenka” – zaznaczyła Janina Prudnikowa.

Przemawia Janina Prudnikowa, prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach

Po uroczystym otwarciu festiwalu rozpoczął się muzyczny program konkursowy. Nagrody rozdano w dwóch nominacjach – dziecięcej i dorosłej.

W tej pierwszej jurorzy oddali I miejsce lachowickiemu zespołowi dziecięcemu „Srebrny kamerton”. Miejsce II ex aequo podzieliły lachowickie „Majowe kwiaty” oraz chór „Dlaczego” z Baranowicz.

Chór „Srebrny kamerton” z Lachowicz

Zespół „Dlaczego” z Baranowicz

Wśród dorosłych I miejsce przyznano ex aequo chórowi „Kraj rodzinny” z Baranowicz oraz chórowi kościelnemu z Niedźwiedzicy „Przyjaciółka”. Również II miejsce w dorosłej kategorii przypadło od razu dwom zespołom: „Lidziejce” z Lidy oraz zespołowi „Lachowickie stroje” z Lachowicz.

Chór „Kraj rodzinny” z Baranowicz

W ramach festiwalu oprócz konkursu muzycznego odbyła się także wystawa rękodzieła, na którą złożyły się prace twórców ludowych: Natalii Książek, Julii Andrusiewicz, Żanny Sołoniewicz, Katarzyny Chodor, Heleny Macul i Tatiany Nagornej. Gospodynie wiejskie Maria Wojtul i Irena Swirepo, z kolei, zaprosiły uczestników i gości festiwalu do degustacji potraw regionalnych ziemi lachowickiej.

Wystawa rękodzieła

Znadniemna.pl na podstawie Anna Godunowa/Polesie.org

Trzecia edycja dorocznego Festiwalu Kultury Polskiej odbyła się 29 września w miejscowości Niedźwiedzica w rejonie lachowickim obwodu brzeskiego. Repertuar zespołów i solistów, biorących udział w wydarzeniu, nawiązywał do obchodzonego w tym roku 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości. „Niepodległościowa” edycja Festiwalu Kultury Polskiej w Niedźwiedzicy ściągnęła do

Skip to content