HomeStandard Blog Whole Post (Page 272)

15 czerwca już drugi rok z rzędu w stolicy Białorusi zorganizowany został Dzień Polski, będący obszerną prezentacją polskiej kultury, tradycji, folkloru, muzyki i kuchni.

Lajkonik stał się jedną z najbardziej zauważalnych atrakcji Dnia Polski w Mińsku

Wydarzenie zainaugurowało otwarcie ulicznej wystawy pt. „Lajkonik Krakowski” oraz przejście ulicami białoruskiej stolicy samego Lajkonika. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Krakowa – brodaty jeździec w pseudoorientalnym stroju, ważącym około 30 kilogramów, podróżujący na przytwierdzonej do pasa atrapie konia –  podążał ulicami Mińska w asyście kapeli Mlaskotów i orszaku włóczków, ubranych w stroje krakowskie oraz tatarskie.

Pochód Lajkonika ulicą Mińska

Podążając ulicami białoruskiej stolicy Lajkonik uderzał swoją drewnianą buławą przechodniów, tym samym zapewniając im – zgodnie z legendą – szczęście na cały rok. Zabawa ta w 2014 roku została wpisana do Polskiej Krajowej Listy Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. W rolę Lajkonika od 1988 roku wciela się Zbigniew Glonek, a towarzyszącą mu kapelę Mlaskotów tworzą ludowi muzycy. Wieloletni kierownik tej kapeli Albin Mazur, przejął tę funkcję od swojego ojca – Stanisława Mazura, grając w kapeli nieprzerwanie od 1936 do 2007 roku. Obecnie kapeli przewodzi wnuk Stanisława i syn Albina – Andrzej Mazur.

W obchodzonym w Mińsku Dniu Polski pochód Lajkonika i towarzyszących mu postaci odbył się dwukrotnie. Lajkonik otwierał i kończył festyn, który trwał od rana do wieczora na mińskiej starówce w tzw. Górnym Mieście.

Mijająca Lajkonika pani dziękuje mu za uderzenie bulawą na szczęście

W ramach Dnia Polski w galerii „Mińsk” zostały zorganizowane dwie wystawy informacyjne. Jedna nazywała się „15 lat Polski w Unii Europejskiej”, a druga opowiadała o atrakcjach turystycznych Polski.

W galerii „Uniwersytet Kultury” z okazji zbliżających się II Igrzysk Europejskich w Mińsku odbył się wernisaż wystawy pt. „Sport w plakacie polskim”. Wystawione plakaty o tematyce sportowej pochodzą ze zbiorów Dydo Poster Collection (Kraków).

Polskie piosenki i tańce ludowe przedstawiły mińskiej publiczności działające m.in. przy Związku Polaków na Białorusi zespoły artystyczne. Na scenie  festynu Dzień Polski w Mińsku zaprezentował się m.in. zespół taneczny „Białe Skrzydła” z Mołodeczna pod kierownictwem Wiktora Baranowicza. W ramach programu muzycznego nie obeszło się bez akcentów związanych z 80. rocznicą urodzin legendy polskiej sceny muzycznej – Czesława Niemena. Jego najbardziej znane utwory brzmiały w wykonaniu artystów ze Szczuczyna.

Pamiątkowe zdjęcie zespołu „Białe Skrzydła” z ambasadorem RP na Białorusi Arturem Michalskim (w białej koszulce z logo festynu Dzień Polski w Mińsku)

Podobnie jak rok temu, podczas pierwszej edycji Dnia Polski w Mińsku, białoruski producent zabawek – fabryka „Polesie” zorganizowała dla najmłodszych plac zabaw. Dzieci w wieku szkolnym natomiast zaprosił projekt „Kolorowy Cyrk”.

Wśród projektów, realizowanych w ramach Dnia Polski w Mińsku, jednym z najpopularniejszych stał się kiermasz językowo-edukacyjny, na którym można było nabyć podręczniki, za pomocą których samodzielnie, bądź pod opieką nauczyciela można uczyć się języka polskiego.

Szeroki wybór literatury polskiej przetłumaczonej na języki rosyjski bądź białoruski zaprezentowały mińskie wydawnictwo i księgarnia „Akademkniga”. Wśród proponowanych do kupienia pozycji książkowych można było spotkać książki napisane przez obecnego na Dniu Polski w Mińsku pisarza Janusza Leona Wiśniewskiego. Spotkanie ze znanym współczesnym polskim literatem poprowadziła dla zainteresowanych białoruska literatka i dziennikarka Waleryna Kustowa.

Spotkanie z pisarzem Januszem Leonem Wiśniewskim prowadzi białoruska literatka Waleryna Kustowa

Autor ponad 20-tu książek Janusz Leon Wiśniewski, już trzeci raz odwiedził stolicę Białorusi.

W trakcie niezwykle ciekawej i – mimo upału – długiej rozmowy z Waleryną Kustową pisarz, będący naukowcem, posiadającym m.in. tytuły doktora informatyki oraz  doktora habilitowanego w dziedzinie chemii, opowiedział o początkach swojej fascynacji literackiej: o planach tłumaczenia jednej ze swoich książek, będącej kontynuacją bestsellera „Samotność w sieci”, na język białoruski, o powieści „Bikini”, opowiadającej o miłości w czasach II wojny światowej, a także o książkach białoruskiej noblistki Swietłany Aleksijewicz. Każdy z obecnych na spotkaniu z pisarzem miał okazję do zadawania pytań:

Czy chciałby Pan dostać Nagrodę Nobla?

– Tak! Z chemii… (śmieje się)

Gdyby Pan musiał wybrać tylko jedno ze swoich zajęć, które by Pan wybrał?

– Wybrałbym rodzinę. Kiedyś tak mocno chciałem robić karierę, żeby żona i córki były szczęśliwe… To była jednak pomyłka. One potrzebowały nie mojej kariery, lecz mnie. Za mało czytałem bajek swoim córkom.

Janusz Leon Wiśniewski podpisuje książkę dla swojej najmłodszej czytelniczki

Jakie są Pana ulubione książki?

– Przynajmniej raz w roku czytam Remarka. Lubię też rosyjską klasykę, Dostojewskiego, Czechowa, który, moim zdaniem, jest lepszym psychologiem, niż Freud. Staram się czytać nowości literackie, ale generalnie czytam literaturę naukową, w mojej specjalizacji naukowej ciągle coś się zmienia, więc  muszę być w temacie.

A ze swoich?

– Nie czytam swoich książek.

Jak Pan ocenia tłumaczenia swoich książek na język rosyjski?

– Nie mogę ich oceniać. Nie znam tak dobrze rosyjskiego (choć autor biegle mówi po rosyjsku – aut.). Piszę prace naukowe po angielsku i niemiecku, a powieści tylko po polsku, bo emocji nie potrafię przekazać w innym języku.

Autograf pisarza zdobył także nasz portal

Czy spodobał się Panu film „Samotność w sieci”?

– Film jest bardzo piękny, z piękną muzyką, cudownymi aktorami, ale absolutnie pozbawiony uczuć, które są w powieści. Może dlatego, że reżyser w okresie kręcenia filmu nie był zakochany (śmieje się). Ale istnieje świetna adaptacja teatralna tej powieści, której premiera odbyła się w 2009 roku w Petersburgu i juz od dziesięciu lat cieszy się popularnością, właśnie dzisiaj jest wystawiany ten spektakl. Grają go 2-3 razy w miesiącu.

Jakie kobiety Panu się podobają?

– Mądre. I piękne. Jak tu u was. Macie wyjątkowo dużo pięknych kobiet!

Co jeszcze spodobało się Panu w Mińsku?

– Wczoraj szedłem na Pocztę Główną, bo zwykle z każdego miasta wysyłam pocztówki dla rodziny – i podziwiałem wasze szerokie ulicy, brak korków (w sobotę w Mińsku tak się czasem zdarza – aut.).

Czego Pan życzy młodzieży?

– Uczyć się. Tylko edukacja daje prawdziwą wolność. Mój tata mówił kiedyś: „ Jeśli nie będziesz się uczył, zostaniesz politykiem” (śmieje się). Wtedy nie rozumiałem tego, a teraz wydaje mi się to niezwykle mądre.

Sesja rozdawania autografów przez Janusza Leona Wiśniewskiego trwała ponad godzinę.

W ramach Dnia Polski w białoruskiej stolicy na mieście funkcjonowały stoiska informacyjne Instytutu Polskiego w Mińsku, Polskiej Organizacji Turystycznej, Narodowych Instytutów Kultury UE (EUNIC) oraz stoiska z potrawami tradycyjnej kuchni polskiej.

Na jednym z placów ze spektaklem plenerowym wystąpił Krakowski Teatr Uliczny „Scena Kalejdoskop”. Aktorzy na szczudłach przedstawili publiczności spektakl „Serce Don Juana”, który był wystawiany w ponad dwustu miastach Polski, Europy, a nawet w Chinach.

Występ Krakowskiego Teatru Ulicznego „Scena Kalejdoskop”

Z okazji 200. rocznicy urodzin Stanisława Moniuszki z programem koncertowym wystąpiła przed mińską publicznością orkiestra symfoniczna „Capella Academia” współpracująca z Państwowym Chórem Kameralnym, solistów Wielkiego Teatru Republiki Białorusi.

Zakończyło się święto Polski w Mińsku koncertem legendarnego polskiego zespołu rockowego „GOLDEN LIFE” który zagrał swoje  największe przeboje. W ubiegłym roku zespół „GOLDEN LIFE”  obchodził trzydziestolecie istnienia W swoim dorobku artystycznym muzycy mają występy na jednej scenie z Radiohead”, Joe Cockerem і zespołem Rammstein”. Nagrali i wydali 12 albumów.

Na scenie zespół „GOLDEN LIFE”

Frontman zespołu „GOLDEN LIFE” Adam Wolski

Dzień Polski w stolicy Białorusi  został zorganizowany przez Ambasadę RP oraz Instytut Polski w Mińsku. W charakterze wolontariuszy w imprezę zaangażowanych było wielu członków Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Mińsku.

Paulina Juckiewicz z Mińska, zdjęcia autorki i Olgi Dubik

15 czerwca już drugi rok z rzędu w stolicy Białorusi zorganizowany został Dzień Polski, będący obszerną prezentacją polskiej kultury, tradycji, folkloru, muzyki i kuchni. [caption id="attachment_39799" align="alignnone" width="500"] Lajkonik stał się jedną z najbardziej zauważalnych atrakcji Dnia Polski w Mińsku[/caption] Wydarzenie zainaugurowało otwarcie ulicznej wystawy pt. „Lajkonik

85 lat temu, 17 czerwca 1934 r., rozporządzeniem prezydenta Ignacego Mościckiego powołano obóz w Berezie Kartuskiej. Do dziś to jeden z najbardziej kontrowersyjnych momentów w dziejach międzywojennej Polski. Trafiali tam nie tylko przeciwnicy istnienia państwa polskiego z nielegalnej Komunistycznej Partii Polski i ukraińscy terroryści, lecz również krytycy rządów sanacji.

Budynki obozu w Berezie Kartuskiej. Źródło: AAN

W okresie międzywojennym tworzenie miejsc odosobnienia przeznaczonych dla radykalnych przeciwników funkcjonujących systemów politycznych lub aktualnie rządzących było postrzegane jako rozwiązanie brutalne, ale mieszczące się w ramach dopuszczalnych sposobów zapewnienia stabilności państwa. Radykalizacja autorytaryzmów w latach trzydziestych sprawiała, że tego rodzaju metody stosowano w wielu krajach Europy. Częstym pretekstem do ich zalegalizowania były nadzwyczajne wypadki, m.in. akty terroru politycznego.

15 czerwca 1934 r. przy ul. Foksal w Warszawie w zamachu zginął wicepremier, minister spraw wewnętrznych gen. Bronisław Pieracki. Wykonawcą zbrodni okazał się działacz OUN (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów) Hryhorij Maciejko. Jej bezpośrednim zleceniodawcą był przywódca tej formacji, ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Stepan Bandera. Jednoznacznym celem było wprowadzenie działań destabilizujących sytuację polityczną i społeczną w południowo-wschodnich województwach RP.

Rząd premiera Leona Kozłowskiego postanowił wykorzystać zamach do wprowadzenia przepisów powołujących „miejsce odosobnienia” dla działaczy ekstremalnych sił politycznych, m.in. Ukraińców, aktywistów ruchu narodowego i komunistów. Już dwa dni później na posiedzeniu Rady Ministrów uzgodniono treść dekretu, który miał zostać przedstawiony do zatwierdzenia prezydentowi Ignacemu Mościckiemu.

Nowe przepisy przyznawały niezwykle szerokie uprawnienia władzom administracyjnym. Bez formalnego postępowania policji i wyroku sądowego możliwe stawało się bezterminowe odizolowanie podejrzanego o działalność wymierzoną w stabilność państwa.

„Osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przytrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscu odosobnienia, nieprzeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw” – czytamy w artykule pierwszym rozporządzenia prezydenta. Decyzję o internowaniu podejmował na wniosek starosty lub wojewody sędzia śledczy wyznaczony przez kolegium administracyjne danego sądu okręgowego. Przysługiwało mu również prawo przedłużania internowania o kolejne trzy miesiące. Co bardzo istotne, od decyzji sędziego nie istniała droga odwoławcza. Podstawą wniosku władz lokalnych był raport o działalności podejrzanego, sporządzany przez miejscową policję.

Cztery dni po ukazaniu się rozporządzenia, 21 czerwca 1934 r., wydano instrukcję, która w województwie poleskim tworzyła Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Obóz umieszczono w dawnych koszarach im. Waleriana Łukasińskiego. Umieszczenie go w jednym z najmniej rozwiniętych gospodarczo i izolowanych województw wschodniej Polski (dziś Bereza znajduje się na obszarze Białorusi) było podyktowane dążeniem do ograniczenia kontaktów więźniów ze ich środowiskami politycznymi. Rząd mógł także liczyć na wsparcie tamtejszego wojewody, Wacława Kostka-Biernackiego, który już w czasie służby w Legionach dał się poznać jako bezwzględny strażnik dyscypliny. Jedną z jego pierwszych decyzji po powstaniu obozu było wprowadzenie całkowitego zakazu fotografowania i zbliżania się do niego przez przybywających na miejsce dziennikarzy i okolicznych mieszkańców. Komendantem „miejsca odosobnienia” został nominowany zastępca komendanta Policji Państwowej w województwie poznańskim, podinspektor Bolesław Greffner. Już po kilku miesiącach został odwołany, prawdopodobnie z powodu stosowania wobec zatrzymanych nadmiernie brutalnych metod.

Powołanie Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej spotkało się z oburzeniem legalnej i nielegalnej opozycji. „Kompartia [Komunistyczna Partia Polski] lansuje pogląd, że obozy te przygotowane są w pierwszym rzędzie dla działaczy komunistycznych, których +faszyzm+ zamierza w ten sposób w działalności sparaliżować” – pisano w jednym z raportów o nielegalnej aktywności komunistycznej, przygotowanych przez urząd wojewódzki w Kielcach.

Decyzję władz wyjaśniała prasa związana z obozem sanacji.

„Zarządzenie ustanawiające obozy izolacyjne nie należy do aktów radosnych. W ciągu lat, które minęły od chwili zamachu majowego, kolejne Rządy unikały posunięć i decyzji tego rodzaju – posługując się zazwyczaj normalnymi środkami utrzymania porządku publicznego. […] Dlaczego więc zmieniamy metody? – dlatego, że nie metoda jest istotą sprawy, lecz cel. Jeśli chodzi o stosunki wewnętrzne Polski, to celem naszym, którego nie kryjemy od początku, jest wprowadzenie i utrwalenie wewnętrznego ładu” – podkreślała „Gazeta Polska” w artykule z 19 czerwca 1934 r. W dalszych fragmentach dziennikarze zapowiadali koniec „rządów w białych rękawiczkach”.

Pierwsi internowani przybyli do Berezy Kartuskiej już 8 lipca. Byli to działacze nielegalnych organizacji ukraińskich oraz Obozu Narodowo-Radykalnego. Do „miejsca odosobnienia” docierali w eskorcie policji. Przekazanie funkcjonariuszom następowało w kancelarii mieszczącej się poza właściwym terenem obozu. Po przestąpieniu jego bram zatrzymani bardzo szybko stawali się obiektem szykan.

„Ciosy sypią się ze wszystkich stron. [Więźniowie] biegną, potykając się, padają i podnoszą się pod ciosami, znów padają, gubiąc swe tłumoki i węzełki. Biegną między zasiekami z drutu kolczastego — i wszędzie napotykają policjantów, którzy wyskakują naprzeciw swych ofiar, ustawiają się jak futboliści na lecącą piłkę i strasznym zamachem pałki walą ludzi z nóg” – wspominał jeden z osadzonych. Zatrzymanym odbierano niemal wszystkie rzeczy osobiste. W zamian przekazywano drelich więzienny z naszytym numerem identyfikacyjnym. Następnie więźniowie trafiali do pozbawionej wszelkich sprzętów więziennych „sali przyjęć”, gdzie oczekiwali na przydzielenie celi. Mogli tam spędzić nawet dwa lub trzy tygodnie. Był to czas przeznaczony na nauczenie się regulaminu miejsca odosobnienia: „Każdy więzień obowiązany jest ślepo słuchać wszelkich rozkazów i wypełniać je szybko i ochoczo. W razie nieposłuszeństwa stosuje się siłę fizyczną, a także kary aresztu i karceru. Więzień winien zwracać się do każdego policjanta nie inaczej jak przez +panie komendancie+, +melduję posłusznie+, +proszę posłusznie+. Na terenie miejsca odosobnienia każdy rozkaz musi być wykonany biegiem. W Berezie wszyscy winni przestrzegać bezwzględnie milczenia. Przy próbie najmniejszego oporu użyta będzie broń”.

Poza biciem metodą dyscyplinowania więźniów było symulowanie egzekucji. „Wyprowadzono mnie do piwnicy i wprowadzono do lochu, gdzie leżała słoma. Podoficer policji wprowadził mnie do wnęki i kazał uklęknąć z podniesionymi rękami. Po chwili weszło dwóch policjantów, którym kazał załadować broń, miało to stworzyć pozory, iż szykują się do egzekucji. Po parominutowej ciszy ten sam podoficer oświadczył mi, że jeżeli będę usiłował uciekać, to mnie zastrzeli” – wspominał jeden z pierwszych zatrzymanych.

Kompleks obozowy w Berezie Kartuskiej składał się z dwóch części przedzielonych ulicą. Po jednej stronie, w dawnym kasynie garnizonowym, umieszczono kancelarię oraz mieszkanie komendanta. Za gmachem kasyna znajdowały się trzy budynki z mieszkaniami przeznaczonymi dla podoficerów policji pracujących w „miejscu odosobnienia” i ich rodzin. Po drugiej stronie ulicy w dwóch budynkach z czerwonej cegły mieściła się właściwa część obozu. Jeden z gmachów zajmowali policjanci pełniący funkcję strażników. W drugim, dwupiętrowym, przebywali osadzeni. Jedynym wyposażeniem cel mieszczących od dwudziestu do czterdziestu więźniów były prycze. Do cel docierało bardzo niewiele światła. Okna zamalowano wapnem, a w późniejszym okresie działania obozu zabito deskami, pozostawiając tylko mały wywietrznik. Jedna z sal była przeznaczona nawet dla piętnastu więźniów i pełniła funkcję karceru.

Przygotowany przez Kostkę-Biernackiego regulamin „miejsca odosobnienia” przypominał przepisy wojskowe. Obowiązywał ścisły porządek dnia: godz. 4.00 — pobudka, 4.00—5.00 — ubieranie się, mycie się, sprzątanie, 5.00—5.30 — śniadanie, mycie naczyń, 5.30—6.30 — apel, raport, kontrola sal, 6.30—11.30 — praca, ćwiczenia, 11.30—13.00 — obiad, mycie naczyń, odpoczynek, 13.00—17.00 — praca, ćwiczenia, 17.00—18.00 — powrót na teren obozu, apel, 18.00—19.00 — kolacja, mycie naczyń, 19.00—19.15 — przygotowanie się do snu, 19.15 — cisza nocna. Dodatkowym obostrzeniem był zakaz palenia tytoniu i otrzymywania paczek od rodziny. Pozwalano jedynie na wysyłanie listów o ściśle kontrolowanej treści.

Korzystanie z toalet było dozwolone jedynie po posiłkach, a czas na załatwienie swoich potrzeb liczono w sekundach. Kąpiele urządzano w soboty i podobnie jak większość innych czynności odbywały się one w zawrotnym tempie. „Przed łaźnią na dworze należało złożyć swoje ubranie. Następnie biegiem należało przebiec pod wrzącą wodą, na boku należało się namydlić, a potem znowu biegiem jeden za drugim przebiec pod prysznicem dla spłukania mydła. Ponieważ ruch regulowali policjanci z pałkami, którzy z upodobaniem walili w mokre ciała, jako że guma wówczas dobrze się lepiła, pośpiech był taki, że rzadko udawało się zmyć mydliny” – wspominał jeden z więźniów.

Niemal wszyscy osadzeni pracowali fizycznie. Najbardziej ceniono przydział do prac wymagających specjalnego przygotowania. Więcej szczęścia mieli więc krawcy, szewcy, kowale, kucharze. Uprzywilejowani byli również więźniowie sprzątający mieszkania policjantów. Do tych prac kierowano najbardziej wycieńczonych lub donosicieli, cieszących się względami strażników. Znacznie ciężej pracowali przydzieleni do wyrobu betonowych kostek brukowych lub prac nad brukowaniem drogi. Zdecydowanie najgorszym przydziałem było zaś sprzątanie toalet lub wywożenie nieczystości. Z powodu braku jakichkolwiek narzędzi czynności te wykonywano rękami. Ci, dla których nie wystarczyło jakichkolwiek zajęć, przez wiele godzin na dziedzińcu „miejsca odosobnienia” wykonywali ciężkie ćwiczenia fizyczne. „Często zdarzały się wypadki, że komendant upatrzył sobie ofiarę i wywołując ją, mówił: +Dlaczego to aresztowany wykonuje pracę niechętnie?+. Zaraz 25 pał i znowu biegiem do parkanu i z powrotem tak długo, aż więzień całkowicie wyczerpany nie mógł już nogami powłóczyć. Wtenczas ręce z łopatą do góry, przysiad, czołganie się, potem znowu do pracy” – opowiadał działacz ludowy Władysław Ryncarz.

Dniem wolnym od pracy była niedziela. Wówczas więźniowie mieli prawo siedzieć na pryczach, a po złożeniu pisemnego wniosku brać udział w mszach rzymskokatolickich i greckokatolickich odbywających się na dziedzińcu obozu. W 1938 r. zrezygnowano z organizowania mszy ze względu na ryzyko przekazywania przez księży informacji od rodzin internowanych. Zakazano też siedzenia na pryczach. Od tej pory osadzeni mogli jedynie stać przy pryczach z twarzami zwróconymi do ściany.

Przez cały okres istnienia obozu została podjęta tylko jedna próba ucieczki. Sztuka ta udała się kryminaliście, a nie więźniowi politycznemu. Nigdy nie został ujęty. „Miejsce odosobnienia” opuszczali także ciężko chorzy. Komendant zgadzał się na ich przedwczesne zwolnienie, aby nie pogarszać statystyki liczby zgonów. Z kolei sposobem na zwolnienie lub przeniesienie do zwyczajnego więzienia mogło być podjęcie współpracy z władzami lub rozpoczęcie zwyczajnego procesu sądowego. Zdecydowana większość osadzonych w Berezie odbywała jednak całą „zasądzoną” lub przedłużaną karę. „Rekordzista”, jeden z komunistów żydowskiego pochodzenia, przebywał obozie przez prawie trzy i pół roku – od 20 kwietnia 1936 do 18 września 1939 r.

Liczba osadzonych znacząco wzrosła w ostatnich miesiącach funkcjonowania „miejsca odosobnienia”. Do Berezy trafiali wówczas nie tylko działacze nielegalnych organizacji politycznych, lecz również dziennikarze i publicyści krytyczni wobec polityki władz. Wśród nich był m.in. redaktor naczelny wileńskiego „Słowa” Stanisław Cat-Mackiewicz. 23 marca 1939 r. został zatrzymany za „systematyczną krytykę rządu, za pomocą sztucznie dobieranych argumentów, i podrywanie zaufania narodowego do Naczelnego Wodza”.

W czasie pięciu lat istnienia obozu zmarło trzynastu więźniów. Zdecydowana większość w szpitalu w nieodległym Kobryniu. Jeden z działaczy komunistycznych odebrał sobie życie, podrzynając gardło. Samobójstwo popełniło też co najmniej trzech policjantów służących w Berezie.

Ogromną niewiadomą pozostaje to, jak wiele osób przewinęło się przez obóz. Prawdopodobnie było to kilka tysięcy. Z dużą dokładnością możemy mówić o liczbie uwięzionych w poszczególnych momentach istnienia „miejsca odosobnienia”. W październiku 1934 r. przebywało w nim 390 osób. Rok później było ich zaledwie 99. W 1937 r. liczba zaczęła rosnąć. W kwietniu 1938 było ich aż 800. W sierpniu 1939 r. około 500. Nie wiemy, jak wielu przebywało w Berezie ostatniego dnia istnienia obozu – 18 września 1939 r. Więźniowie opuścili wówczas niepilnowany już teren.

Funkcjonowanie Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej do dziś budzi ogromne kontrowersje. Bez wątpienia działalność obozu była złamaniem zasad praworządności.

„Wszystko to byli ludzie, którym wina nie była udowodniona, którzy dostali się tutaj, a nie do normalnego, humanitarnego więzienia, tylko dlatego, że policja nie mogła im winy udowodnić” – oceniał Stanisław Cat-Mackiewicz. Jego internowanie jest jednym z najbardziej jaskrawych przypadków prześladowania z powodu wyrażanych poglądów, a nie jakiejkolwiek aktywności wymierzonej w rząd RP. Cat-Mackiewicz stanął przed powołaną przez gabinet Władysława Sikorskiego komisją do spraw działalności obozu. 26 września 1941 r. decyzją rządu RP dekret o powołaniu Miejsca Odosobnienia został uchylony. W okresie PRL „obóz koncentracyjny” w Berezie Kartuskiej był jednym z najważniejszych argumentów przeciwko „faszystowskim rządom sanacji”.

Cytaty ze wspomnień na podstawie: W. Śleszyński, „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934–1939”, Białystok 2003

Michał Szuk

Znadniemna.pl za PAP

85 lat temu, 17 czerwca 1934 r., rozporządzeniem prezydenta Ignacego Mościckiego powołano obóz w Berezie Kartuskiej. Do dziś to jeden z najbardziej kontrowersyjnych momentów w dziejach międzywojennej Polski. Trafiali tam nie tylko przeciwnicy istnienia państwa polskiego z nielegalnej Komunistycznej Partii Polski i ukraińscy terroryści, lecz

Zarobki na Białorusi są cztery razy mniejsze niż w Polsce, a koszty życia na podobnym poziomie. Nic dziwnego, że tysięcy Białorusinów emigruje za pracą. Dokąd? Do Polski. Zjawisko przyśpiesza.

Eksodus Białorusinów do pracy w Polsce rozpoczął się dwa lata temu. Wtedy z obwodu brzeskiego za pracą do sąsiada wyjechało sześć razy więcej ludzi aniżeli rok wcześniej. Zjawisko zarobkowej emigracji na Zachód narasta od trzech lat, ale w tym roku wyraźnie przyśpieszyło. Koszty życia na Białorusi są porównywalne z Polską, ale średnie zarobki cztery razy niższe.

W ostatnich 2-3 latach liczba firm pośrednictwa pracy, które dostały licencję MSZ Białorusi na rekrutację do pracy w Polsce, zwiększyła się kilkakrotnie. Obecnie zarejestrowanych jest ponad 50 takich firm działających na terenie całej Białorusi i rekrutujących pracowników dla polskich pracodawców.

Corocznie do Polski za pracą wyjeżdża kilka tysięcy Białorusinów. O ile w 2017 roku wciąż największym krajem białoruskiej emigracji zarobkowej była Rosja, to dziś jest nim Polska. Przede wszystkim dzięki wyższym płacom.W tym roku nowym zjawiskiem jest rosnąca emigracja zarobkowa dobrze wykształconych Białorusinów – lekarzy, nauczycieli akademickich czy naukowców.

Potrzebuje ich i Polska, i republiki nadbałtyckie – Litwa, Łotwa, Estonia. Polska jest dla białoruskich specjalistów atrakcyjniejsza nie tylko ze względu na duży rynek pracy, ale też podobny język. Białorusini szybko uczą się polskiego, zdają egzaminy i nierzadko pracują w swoich zawodach. Są też gotowi na każde zatrudnienie, byle by lepiej płatne.

Wielu zakłada też własne małe biznesy, korzystając z prostszej procedury, w porównaniu z białoruską, która uchodzi za jedną z najbardziej zbiurokratyzowanych na świecie.

W minionym roku Amerykański Instytut Frasera opublikował ranking wolności gospodarczej (Economic Freedom of the World 2018). Zestawienie oceniło 162 państwa według indeksu wolności gospodarczej liczonego na podstawie kilkunastu kryteriów, m.in. wielkości państwa w gospodarce w tym obciążeń podatkowych, udziału własności państwowej w gospodarce, decyzji regulujących rynki; system prawny w gospodarce, prawo własności, wolność handlu.

Białoruś zajęła 128 miejsce.

Znadniemna.pl za Rzeczpospolita

Zarobki na Białorusi są cztery razy mniejsze niż w Polsce, a koszty życia na podobnym poziomie. Nic dziwnego, że tysięcy Białorusinów emigruje za pracą. Dokąd? Do Polski. Zjawisko przyśpiesza. Eksodus Białorusinów do pracy w Polsce rozpoczął się dwa lata temu. Wtedy z obwodu brzeskiego za pracą

W dniu 15 czerwca uroczystym koncertem pt. „Uczucia w dźwięki i słowa ubrane” uczcili pamięć założyciela Polskiego Zespołu „Grodzieńskie Słowiki” śp. Andrzeja Binerta z okazji piątej rocznicy jego śmierci, przypadającej na 5 lipca, wychowankowie jednego z najstarszych w Grodnie polskich zespołów muzycznych. Uroczystość odbyła się w grodzieńskim kościele ewangelickim, którego parafianinem był Andrzej Binert.

Alicja Binert i Polski Zespół „Grodzieńskie Słowiki”

Wspomnieniem o śp. Andrzeju Binercie przed rozpoczęciem koncertu podzielił się ze zgromadzoną w grodzieńskim kościele ewangelickim publicznością pastor wspólnoty luterańskiej Grodna Władimir Tatarnikow.

Pastor wspólnoty luterańskiej Grodna Władimir Tatarnikow

Duchowny przypomniał, że śp. Andrzej Binert był nie tylko wybitną postacią grodzieńskiego środowiska kulturalnego i muzycznego, lecz także założycielem i aktywnym działaczem luterańskiej wspólnoty Grodna.

Koncert  „Grodzieńskich Słowików” ku czci swojego założyciela był poświęcony także innym, nieżyjącym już niestety, osobom związanym z zespołem: śp. Helenie Lantuchowej-Łukaszejko, śp. Józefowi Łukaszejko oraz śp. Halinie Popowej.

W programie upamiętniającym śp. Andrzeja Binerta i działaczy Polskiego Zespołu „Grodzieńskie Słowiki” wystąpili jego wychowankowie, którzy robią wspaniałe kariery artystyczne, jako muzycy i mają w swoim dorobku tytuły laureatów konkursów  międzynarodowych. Byli to: pianista Aleksy Pietrow, skrzypaczka Anastazja Pietrowa oraz solistki, władające pięknym sopranem Olga Kononkowa i Maria Rajdziuk.

Wystąpił także obecny skład grupy wokalnej „Grodzieńskich Słowików” i śpiewający z zespołem soliści Władysława Cichanowicz oraz Sergiusz Kozłowski.

Organizatorką uroczystości, upamiętniającej śp. Andrzeja Binerta, była wdowa po nim, niezmienna kierowniczka Polskiego Zespołu „Grodzieńskie Słowiki” od momentu jego powstania Alicja Binert.

Polski Zespół „Grodzieńskie Słowiki” został założony w 1990 roku przez pedagogów Grodzieńskiej Szkoły Muzycznej Alicję i śp. Andrzeja Binertów. Obecnie kierownikiem muzycznym zespołu jest Alicja Binert.

W repertuarze zespołu są liczne pieśni polskie o tematyce patriotycznej, wojennej, religijnej i utwory muzyki klasycznej m.in. Chopina, Moniuszki, Haydna, Beethovena oraz pieśni w językach różnych narodowości, zamieszkujących Grodzieńszczyznę (białoruskie, rosyjskie, niemieckie, jidysz). Aranżacje wszystkich utworów, wykonywanych przez zespół, napisał śp Andrzej Binert, który był kierownikiem artystycznym „Grodzieńskich Słowików”.

Wśród wychowanków zespołu „Grodzieńskie Słowiki” jest dużo laureatów konkursów muzycznych, także międzynarodowych. Są wśród nich artyści, zatrudnieni w prestiżowych instytucjach kultury Białorusi, Polski i innych krajów.

O poziomie „Grodzieńskich Słowików” i talencie pedagogiczno-muzycznym Alicji Binert i jej śp. męża Andrzeja Binerta świadczą jednak nie tylko sukcesy wychowanków zespołu, lecz także fakt, iż z „Grodzieńskimi Słowikami” chętnie współpracują profesjonalni artyści. W wykonywanej przez zespół kantacie „Widma” zajęci są soliści Teatru Wielkiego i Opery Narodowej w Warszawie, a bas operowy Robert Dymowski poza tym, że wciela się we wspólnym przedstawieniu w rolę Guślarza, jest także autorem inscenizacji wykonywanej przez „Grodzieńskie Słowiki” kantaty Stanisława Moniuszki.

W ciągu 29 lat swojej działalności „Grodzieńskie Słowiki” brały udział w ważnych przedsięwzięciach kulturalnych, organizowanych przez Konsulat Generalny RP w Grodnie, Związek Polaków na Białorusi, Polską Macierz Szkolną, as także uświetniał śpiewem uroczystość kościelne.

W 1997 roku zespół organizował w Polsce koncerty charytatywne na rzecz powodzian.

„Grodzieńskie Słowiki” mają na swoim koncie artystycznym wiele koncertów nie tylko na Białorusi i w Polsce, ale także w Niemczech oraz Wielkiej Brytanii.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z koncertu „Grodzieńskich Słowików”:

Na uroczystości obecna była konsul w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie Monika Hoffa

Wychowanek „Grodzieńskich Słowików” Aleksy Pietrow gra na organach

Wychowankowie „Grodzieńskich Słowików”: pianista Aleksy Pietrow i śpiewająca sopranem solistka Olga Kononkowa

Wychowanka „Grodzieńskich Słowików” Maria Rajdziuk – sopran

Wychowankowie „Grodzieńskich Słowików”: solistka Maria Rajdziuk i pianista Aleksy Pietrow

Wychowankowie „Grodzieńskich Słowików”: skrzypaczka Anastazja Pietrowa i pianista Aleksy Pietrow

Skrzypaczka Anastazja Pietrowa, wychowanka „Grodzieńskich Słowików”

Alicja Binert ze swoją wychowanką Anastazją Pietrową

Przy fortepianie Aleksy Pietrow

Aktualny skład „Grodzieńskich Słowików” i soliści zespołu: Władysława Cichanowicz oraz Sergiusz Kozłowski

Założycielka i niezmienna kierowniczka Polskiego Zespołu „Grodzieńskie Słowiki” Alicja Binert

Znadniemna.pl, zdjęcia Ireny Waluś

W dniu 15 czerwca uroczystym koncertem pt. „Uczucia w dźwięki i słowa ubrane” uczcili pamięć założyciela Polskiego Zespołu „Grodzieńskie Słowiki” śp. Andrzeja Binerta z okazji piątej rocznicy jego śmierci, przypadającej na 5 lipca, wychowankowie jednego z najstarszych w Grodnie polskich zespołów muzycznych. Uroczystość odbyła się

Kilka ważnych decyzji podjęła 15 czerwca na swoim drugim posiedzeniu w tym roku Rada Naczelna Związku Polaków na Białorusi.

Posiedzenie prowadzi przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo

W posiedzeniu, które odbyło się w poszerzonym składzie, czyli z udziałem prezesów oddziałów terenowych ZPB, wzięło udział dwudziestu siedmiu członków Rady Naczelnej, czyli większość, pozwalająca na podejmowanie wiążących decyzji.

Posiedzenie zaczęło się od sprawozdania prezes ZPB Andżeliki Borys o działalności organizacji w pierwszym półroczu. Za okres niespełna sześciu miesięcy bieżącego roku Związek Polaków na Białorusi zorganizował 52 przedsięwzięcia w skali kraju.

Prezes ZPB Andżelika Borys

Były to imprezy edukacyjne, kulturalne oraz związane z opieką nad miejscami pamięci narodowej. Ogółem w inicjatywach realizowanych przez ZPB wzięło udział ponad 4 tysięcy członków organizacji. Powstały nowe społeczne ośrodki nauczania języka polskiego m.in. w Mozyrzu, Juszkiewiczach oraz na osiedlu „Sokół” w stolicy Białorusi.

Według danych Andżeliki Borys w chwili obecnej Zarząd Główny ZPB wspiera działalność 130 ośrodków nauczania języka polskiego w skali Białorusi. Wspieranie to polega na zabezpieczaniu pracujących w tych ośrodkach nauczycieli w pomoce dydaktyczne, na wspieraniu materialnym samych pedagogów, organizacji wyjazdów edukacyjnych i wycieczek krajoznawczych dla uczących się języka polskiego dzieci oraz młodzieży. Wedle statystyki ujawnionej przez Andżelikę Borys we wspieranych przez ZPB ośrodkach nauczania języka polskiego naukę pobiera około 12 tysięcy uczniów, a liczba uczących ich nauczycieli wynosi 212. Żeby ocenić skalę działalności oświatowej, prowadzonej przez ZPB wystarczy powiedzieć, że ogółem na Białorusi działa ponad 190 ośrodków nauczania języka polskiego, z których większość, czyli 130 ośrodków otrzymuje regularne wsparcie od Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi. Andżelika Borys podkreśliła, że wspieranie społecznych form nauczania języka polskiego na Białorusi jest jedną z najważniejszych form szerzenia oświaty polskiej w kraju, gdyż liczba polskich dzieci, uczących się języka ojczystego w białoruskim systemie oświaty państwowej konsekwentnie się kurczy, co jest związane z polityką oświatową władz Białorusi, nieprzychylną dla mniejszości polskiej.

Związek Polaków na Białorusi według Andżeliki Borys, jako największa organizacja polskiej mniejszości na Białorusi, mająca 105 struktur we wszystkich regionach kraju, jako jedyna potrafi skutecznie przeciwstawiać się opresyjnej polityce władz wobec mieszkających na Białorusi Polaków.

Mówiąc o problemach, z którymi się boryka ZPB Andżelika Borys poinformowała członków Rady Naczelnej, że organizacji wciąż próbują szkodzić jej byli kierownicy, którzy nie potrafili się pogodzić z demokratycznym wyborem delegatów ostatniego zjazdu ZPB, który odebrał im władzę w organizacji. Jest to środowisko byłego prezesa Związku Polaków Mieczysława Jaśkiewicza i jego zastępczyni Heleny Dubowskiej. Ludzie ci, po tym, jak okradli ZPB, przyswajając sobie mienie organizacji i zdeponowane na koncie pieniądze, piszą paszkwile przeciwko ZPB i współpracującym ze Związkiem Polaków polskim dyplomatom, rozsyłając nieprawdziwe, oczerniające działalność ZPB informacje do różnych urzędów państwowych w Polsce oraz do organizacji społecznych.

Mieczysław Jaśkiewicz, Helena Dubowska i Józef Porzecki

Jak się okazało pod paszkwilami, rozsyłanymi przez środowisko Jaśkiewicza, widnieją podpisy nie tylko złodziei związkowego mienia, lecz także członka Rady Naczelnej ZPB, nieobecnego na posiedzeniu Rady Naczelnej, Józefa Porzeckiego.

Ujawnienie informacji o tym , że Józef Porzecki prowadzi działalność szkodzącą ZPB spowodowało oburzenie uczestników posiedzenia, którzy postanowili zawiesić swojego kolegę w prawach członka Rady Naczelnej ZPB. Wniosek o zawieszeniu Józefa Porzeckiego w prawach członka Rady Naczelnej został poparty przez wszystkich obecnych na posiedzeniu członków Rady.

Przemawia Tadeusz Malewicz, prezes Komitetu Ochrony Zabytków i Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB

Z uwagi na destrukcyjną działalność środowiska Jaśkiewicza i Dubowskiej członkowie Rady Naczelnej uchwalili także Oświadczenie, w którym potępili złodziejską i korupcyjną działalność poprzednich kierowników ZPB. W Oświadczeniu członkowie Rady Naczelnej ZPB zaapelowali do polskich instytucji rządowych i pozarządowych o unikanie kontaktów ze złodziejami, którzy prowadzą swoją działalność w oparciu o skradzione u ZPB mienie i pieniądze. Oświadczenie zostało podtrzymane przez większość członków Rady Naczelnej przy braku głosów sprzeciwu i jednym głosie nie oddanym.

Wiceprezes ZPB Marek Zaniewski

Kolejnym tematem posiedzenia Rady Naczelnej ZPB była sytuacja z opiniowaniem kandydatów do otrzymania Karty Polaka. Temat ten zreferował wiceprezes ZPB Marek Zaniewski. Powiedział m.in., że w pierwszym półroczu ZPB musiał się koncentrować na opiniowaniu kończących naukę w szkołach średnich maturzystów, którym Karta Polaka jest potrzebna do podjęcia studiów wyższych w Polsce. – W drugim półroczu postaramy się zadowolić w tym zakresie oczekiwania działaczy z oddziałów terenowych – zapewnił wiceprezes ZPB.

Renata Dziemiańczuk, wiceprezes ZPB ds. Kultury

O przedsięwzięciach kulturalnych, konkursach, festiwalach i innych inicjatywach opowiedziała członkom Rady Naczelnej wiceprezes ZPB ds. Kultury Renata Dziemiańczuk. Działaczka szczegółowo opowiedziała o tym, co już udało się zorganizować, a także zachęciła do aktywnego udziału w organizowanych przez ZPB przedsięwzięciach kulturalnych, które zaplanowane są na drugie półrocze.

Członkini Zarządu Głównego ZPB Maria Tiszkowska, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku

Kolejnym sprawozdawcą posiedzenia Rady Naczelnej była prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku, członkini Zarządu Głównego ZPB Maria Tiszkowska. Działaczka, odnosząc się do tematu wyborów prezesów w strukturach terenowych organizacji, omawianego na poprzednim posiedzeniu Rady Naczelnej, poinformowała, że w regionie wołkowyskim odbyły się zebrania sprawozdawczo-wyborcze w oddziałach w Porozowie (prezesem na kolejne dwa lata została Anna Szałkiewicz), Wołpie (prezes – Jadwiga Olchowik), Rosi (prezes – Stanisława Chomczukowa), Repli (prezes – Zofia Kochańska) i Szydłowicach (prezes – Anna Szurchan).

Ostatnim, niezwykle ważnym tematem, omówionym przez członków Rady Naczelnej stała się rozpoczęta niedawno rekrutacja do Szkół Polskich w Grodnie i Wołkowysku.

Członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut

Referujący temat członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut poinformował, że wbrew obietnicy, złożonej przez szefa Rady Republiki Zgromadzenia Narodowego Białorusi (wyższej izby białoruskiego parlamentu – red.) Michaiła Miasnikowicza marszałkowi Senatu RP Stanisławowi Karczewskiemu, że wszystkie chętne dzieci zostaną w tym roku przyjęte do pierwszych klas szkół Polskich w Grodnie i Wołkowysku, Szkoła Polska w Grodnie zamknęła listę pierwszoklasistów już po pierwszym dniu rekrutacji, trwającej oficjalnie do końca sierpnia.

Przemawia członkini Zarządu Głównego ZPB Helena Marczukiewicz, prezes Oddziału ZPB w Mińsku

W związku ze skandalicznym nie wywiązywaniem się władz białoruskich ze swoich obietnic, składanych stronie polskiej, Rada Naczelna ZPB uchwaliła Oświadczenie, w którym wyraziła oburzenie dyskryminacyjnymi praktykami, stosowanymi od 4 lat przez władze Białorusi wobec Szkół Polskich w Grodnie i Wołkowysku. „Biorąc pod uwagę, że te szkoły są jedyną możliwością realizacji przez polskie dzieci swojego prawa do pobierania edukacji w języku ojczystym domagamy się: wykonania obietnic, składanych przez władze Białorusi władzom Polski i przyjęcia wszystkich chętnych do klas pierwszych w Szkole Średniej nr 36 w Grodnie oraz Szkole Średniej nr 8 w Wołkowysku” – napisali w przyjętym jednogłośnie Oświadczeniu członkowie Rady Naczelnej ZPB.

Znadniemna.pl

Kilka ważnych decyzji podjęła 15 czerwca na swoim drugim posiedzeniu w tym roku Rada Naczelna Związku Polaków na Białorusi. [caption id="attachment_39744" align="alignnone" width="480"] Posiedzenie prowadzi przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo[/caption] W posiedzeniu, które odbyło się w poszerzonym składzie, czyli z udziałem prezesów oddziałów terenowych ZPB, wzięło

75 lat temu, 16 czerwca 1944 r., w Jewłaszach nad Niemnem w walce z Niemcami zginął Jan Piwnik „Ponury” – cichociemny, szef Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK; legendarny dowódca partyzanckich zgrupowań w Górach Świętokrzyskich i oddziału dywersyjnego na Nowogródczyźnie.

Jan Piwnik „Ponury”

W opinii Wojciecha Koenigsberga, autora książki „Droga +Ponurego+. Rys biograficzny majora Jana Piwnika”, legendarny partyzant był jedną z najbarwniejszych postaci polskiego podziemia niepodległościowego w czasie II wojny światowej.

„Osoba +Ponurego+ już za życia otoczona została nimbem legendy porównywalnej z Hubalową. Dla społeczeństwa Kielecczyzny oraz Nowogródczyzny stała się symbolem niestrudzonej walki ze znienawidzonym okupantem” – pisał o „Ponurym” Koenigsberg.

Jan Piwnik urodził 31 sierpnia 1912 r. w rodzinie chłopskiej w Janowicach niedaleko Opatowa. Po maturze wstąpił do Szkoły Podchorążych Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Ukończył ją w 1933 r. W latach 1935-1939 był funkcjonariuszem policji. Skończył Szkołę Oficerów Policji Państwowej w Mostach Wielkich.

W wojnie obronnej 1939 r. uczestniczył jako dowódca kompanii w zmotoryzowanym batalionie polowym policji.

Internowany na Węgrzech, zdołał uciec i dotrzeć do Francji, gdzie w 1940 r. służył w 4. Pułku Artylerii Ciężkiej. Po klęsce Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii. W listopadzie 1941 r., jako jeden z pierwszych cichociemnych, został zrzucony do kraju. Początkowo otrzymał przydział do V Oddziału Komendy Głównej AK, zajmującego się zrzutami lotniczymi.

Od maja 1942 r. wchodził w skład „Wachlarza” – elitarnej organizacji ZWZ-AK działającej głównie na terenach położonych poza wschodnią granicą Rzeczypospolitej, która zajmowała się wywiadem i dywersją. W czerwcu 1942 roku objął w niej dowództwo II odcinka w Równem. Aresztowany przez Niemców w Zwiahlu, zdołał uciec z więzienia i przedostać się do Warszawy. 18 stycznia 1943 r. wsławił się brawurową akcją rozbicia więzienia w Pińsku, skąd uwolnił m.in. cichociemnego – Alfreda Paczkowskiego „Wanię”.

Od czerwca 1943 r. pełnił funkcję szefa Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK, gdzie został dowódcą Zgrupowań Partyzanckich, które przybrały jego pseudonim „Ponury”. To właśnie on założył partyzanckie obozowisko na Wykusie w Górach Świętokrzyskich. Dowodzone przez niego zgrupowanie było wówczas największą zwartą jednostką Armii Krajowej.

W lutym 1944 r. „Ponury” został przeniesiony na obszar Nowogródzkiego Okręgu AK, gdzie w maju 1944 r. powierzono mu dowództwo VII batalionu 77 pułku piechoty AK. Poległ 16 czerwca 1944 r. pod Jewłaszami nad Niemnem w ataku na niemieckie bunkry. Został pochowany na wiejskim cmentarzu we wsi Wawiórka. Jego mogiłą opiekowała się miejscowa ludność polska.

O „Ponurym” nie można było mówić i pisać przez wiele lat po wojnie. Nawet po 1956 r. nie brakowało takich, którzy starali się nie dopuścić do popularyzacji tej postaci. Byli żołnierze „Ponurego” przez długi czas daremnie zabiegali o sprowadzenie jego prochów z Białorusi do kraju i godne ich pochowanie na ojczystej ziemi. Udało się to dopiero w 1987 r. Prochy „Ponurego” ekshumowano z cmentarza w Wawiórce i złożono w klasztorze w Wąchocku.

Uroczysty pogrzeb jednego z najsłynniejszych polskich partyzantów odbył się między 10 a 12 czerwca 1988 r. Urna z jego prochami została najpierw przewieziona z klasztoru w Wąchocku do rodzinnej wioski Janowice. Potem trafiła do wioski Michniów, która w latach wojny była bazą oddziałów partyzanckich. Za pomoc udzielaną żołnierzom „Ponurego” Niemcy doszczętnie ją spalili, a ponad 200 jej mieszkańców zamordowali (12-13 lipca 1943 r.).

W pogrzebie prochów „Ponurego” uczestniczyli jego dawni podkomendni, a także byli żołnierze Armii Krajowej z innych części Rzeczypospolitej. Stawiło się wtedy 70 pocztów sztandarowych różnych formacji AK. Urna ze szczątkami legendarnego dowódcy, umieszczona została na chłopskim wozie wymoszczonym jedliną, przykryta czerwono-czarną tradycyjną zapaską świętokrzyską i przewieziona na Wykus, w samo serce Puszczy Jodłowej, gdzie znajduje się sanktuarium partyzanckich oddziałów Armii Krajowej.

12 czerwca 1988 r. umieszczono prochy Jana Piwnika w murach średniowiecznego klasztoru cystersów w Wąchocku. Jan Piwnik „Ponury” odznaczony był Orderem Virtuti Militari kl. V oraz dwukrotnie Krzyżem Walecznych.

W 2012 r., w związku z obchodami 100-lecia urodzin „Ponurego” minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak awansował go do stopnia pułkownika. Z tej samej okazji prezydent Bronisław Komorowski nadał pośmiertnie legendarnemu partyzantowi Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski.

Znadniemna.pl za PAP

75 lat temu, 16 czerwca 1944 r., w Jewłaszach nad Niemnem w walce z Niemcami zginął Jan Piwnik „Ponury” – cichociemny, szef Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK; legendarny dowódca partyzanckich zgrupowań w Górach Świętokrzyskich i oddziału dywersyjnego na Nowogródczyźnie. [caption id="attachment_39741" align="alignnone" width="480"] Jan Piwnik „Ponury”[/caption] W opinii

Narodowe Centrum Kultury w Warszawie ogłasza nabór do XIX edycji (na rok 2020) Programu Stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP „Gaude Polonia”.

Program „Gaude Polonia” przeznaczony jest dla młodych twórców i tłumaczy z literatury polskiej z krajów Środkowo-Wschodniej Europy, w pierwszej kolejności z Białorusi i Ukrainy.

Pobyt stypendialny w Polsce będzie trwać od 1 lutego do 31 lipca 2020 roku. Nabór odbywa się na drodze konkursu. Od kandydatów wymagana jest znajomość języka polskiego przynajmniej na poziomie podstawowym. Termin zgłoszeń do udziału w programie upływa 15 października 2019 roku.

Wymagane dokumenty:
– wniosek o przyznanie stypendium;
– minimum 2 rekomendacje od twórców uznanych w wybranej przez kandydata dziedzinie;
– portfolio w wariancie papierowym lub na CD/DVD.

Wnioski o stypendium można składać w Instytucie Polskim w Mińsku (ul. Wołodarskiego 6, 220030 Mińsk) lub bezpośrednio w Narodowym Centrum Kultury w Warszawie (ul. Płocka 13, 01-231 Warszawa).

Szczegółowy regulamin programu można znaleźć na stronie Narodowego Centrum Kultury.

Dodatkowe informacje o programie można uzyskać w Narodowym Centrum Kultury w Warszawie (tel. 48-22-350-95-30, e-mail: [email protected]).

Znadniemna.pl za www.facebook.com/KulturaPolskawMinsku

Narodowe Centrum Kultury w Warszawie ogłasza nabór do XIX edycji (na rok 2020) Programu Stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP „Gaude Polonia”. Program „Gaude Polonia” przeznaczony jest dla młodych twórców i tłumaczy z literatury polskiej z krajów Środkowo-Wschodniej Europy, w pierwszej kolejności z Białorusi i

Apel do władz Grodna z prośbą o upamiętnienie w grodzie nad Niemnem królowej Polski i wielkiej księżny litewskiej Bony Sforzy pojawił się na portalu internetowym, specjalizującym się w zbieraniu podpisów pod petycjami obywateli do władz – informuje grodzieński portal Hrodna.life.

Bona Sforza

Tekst petycji ułożyli i opublikowali grodzieński bloger Jauhien Asnareuski oraz dziennikarka Iryna Nowik. Zdaniem autorów petycji, liczne zasługi królowej i wielkiej księżny są warte upamiętnienia w Grodnie, często nazywanym królewskim miastem. Podpisy pod petycją można składać do 22 czerwca, po czym dokument z podpisami zostanie skierowany do władz miasta Grodna.

– Za czasów Bony Sforzy w mieście powstawały brukowane ulice, budowano wodociąg, czyszczono studnie. Troszczyła się ona także o sprawną pracę miejskiego zegara i kontrolowała remont Fary Witoldowej. To właśnie dzięki królowej i wielkiej księżnej Bonie Sforzy Grodno otrzymało herb – przypuszczalnie z wizerunkiem jelenia św. Huberta, czyli ten sam, który do dzisiaj jest herbem miasta. Nawet połowy wymienionych zasług wystarczy, aby postawić królowej pomnik. A przecież to właśnie ona wybudowała kościół i klasztor pw. Ducha Świętego, który wykorzystywano jako szpital i przytułek dla ubogich – mówi Jauhien Asnareuski. – Budynek klasztoru zachował się do dzisiaj, chociaż mało kto o tym wie – dodaje Gloger.

Dziennikarka Iryna Nowik zaznacza z kolei, że historia zachowała zbyt mało kobiecych imion. – Kobiety zazwyczaj pozostawały w cieniu swoich mężów, którzy decydowali o losach świata. Trzeba było stać się rzeczywiście wybitną osobą i działaczką, żeby zostawić swój ślad w historii.  Z pomnikami, posągami miejskimi i innymi upamiętnieniami kobiecych postaci sytuacja wygląda podobnie. Jedyna kobiet, która została upamiętniona w centralnej części miasta to Eliza Orzeszkowa. Pomnik jeszcze jednej wybitnej osoby, Bony Sforzy, stałby się nie tylko upiększeniem miasta, lecz także uwypukliłby rolę kobiet w historii – podkreśla Iryna Nowik.

Według Jauhiena Asnareuskiego zasługi Bony Sforzy dla Grodna są całkiem porównywalne do zasług Stefana Batorego.

– Przy tym imię Batorego jakoś jednak zostało upamiętnione w mieście, chociaż w stopniu absolutnie niewystarczającym, natomiast imię królowej Bony – nie jest upamiętnione wcale. Chcemy zwrócić na ten fakt  uwagę grodnian i władz, żeby w miarę możliwości naprawić tę niesprawiedliwość – uzasadnia Asnareuski.

Podpisanie petycji ws. upamiętnienia królowej Bony Sforzy jest możliwe do 22 czerwca, po czym petycja zostanie skierowana do władz Grodna.

Znadniemna.pl za Hrodna.life

Apel do władz Grodna z prośbą o upamiętnienie w grodzie nad Niemnem królowej Polski i wielkiej księżny litewskiej Bony Sforzy pojawił się na portalu internetowym, specjalizującym się w zbieraniu podpisów pod petycjami obywateli do władz – informuje grodzieński portal Hrodna.life. [caption id="attachment_39733" align="alignnone" width="500"] Bona Sforza[/caption] Tekst

Prezentacją talentów artystycznych swoich uczniów zakończyła 10 czerwca rok szkolny Polska Szkółka Społeczna, działająca przy Oddziale ZPB w Raduniu.

Ośrodek edukacyjny w Raduniu jest jednym z najmniejszych wśród szkół społecznych, prowadzonych przez Związek Polaków na Białorusi w różnych miejscowościach i regionach kraju. Z uwagi na brak możliwości wynajęcia przez ZPB pomieszczenia w Raduniu, szkółka społeczna w tym miasteczku działa w domu prywatnym prezes miejscowego oddziału ZPB Haliny Żegzdryń.

Ofiarność polskiej działaczki, udostępniającej do realizacji celów oświatowych prywatną przestrzeń, postanowili przy okazji zakończenia roku szkolnego docenić wysocy goście. Na uroczystość zakończenia roku szkolnego w Polskiej Szkółce Społecznej w Raduniu do domu Haliny Żegzdryń przybył osobiście konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek z małżonką Elżbietą. Na uroczystości obecna była także wiceprezes ZPB ds. Kultury Renata Dziemiańczuk.

Przygotowany przez uczniów szkółki koncert zrobił na gościach uroczystości bardzo dobre wrażenie. Renata Dziemiańczuk nie kryła zaskoczenia z powodu liczby utalentowanych dzieciaków, mieszkających w miejscowości, której większość mieszkańców (ok. 80 procent) stanowią Polacy. – Widać, że te dzieci znajomość języka polskiego wyniosły z rodzin, a nauka w szkółce społecznej pomaga im opanować umiejętność pisania i rozmawiania po polsku – powiedziała nam wiceprezes ZPB.

Renata Dziemiańczuk bardzo chwaliła występy młodych radunian, zwłaszcza poprawną wymowę polską podczas recytowania polskiej poezji. Jako koneserka sztuki teatralnej wiceprezes ZPB ds. Kultury wysoko oceniła także przedstawiony przez raduńskich dzieciaków występ teatralizowany. Wśród uczniów raduńskiej szkółki nie brakuje też dzieciaków uzdolnionych muzycznie, o czym mogli się przekonać obecni na zakończeniu roku szkolnego goście, słuchając popisy instrumentalne młodych raduńskich akordeonistów oraz śpiew małych wokalistów.

Znadniemna.pl

Prezentacją talentów artystycznych swoich uczniów zakończyła 10 czerwca rok szkolny Polska Szkółka Społeczna, działająca przy Oddziale ZPB w Raduniu. Ośrodek edukacyjny w Raduniu jest jednym z najmniejszych wśród szkół społecznych, prowadzonych przez Związek Polaków na Białorusi w różnych miejscowościach i regionach kraju. Z uwagi na brak

Grupa młodzieży i nauczycieli z Liceum Plastycznego im. Artura Grottgera w Supraślu w dniach 2-8 czerwca przebywała na ziemi mohylewskiej. Pobyt podlaskiej młodzieży na Białorusi odbył się w ramach kilkuletniej już współpracy Liceum Grottgera ze Szkołą Średnią nr 2 w Mohylewie.

Partnerstwo między szkołami zaczęło się w 2016 roku od podpisania przez kierowników placówek edukacyjnych umowy o współpracy. Porozumienie to zaowocowało wzajemnymi wizytami nauczycieli oraz plenerami z udziałem szkolnej młodzieży.

W roku 2018 przy wsparciu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i Ministerstwa Edukacji Narodowej RP partnerskie placówki z Supraśla i Mohylewa włączyły się w realizację projektu „Razem dla Edukacji”. W październiku tegoż roku młodzież ze szkoły w Mohylewie gościła na plenerze w Supraślu, uczestnicząc przy okazji w przedsięwzięciu pt. „Niepodległa w obiektywie”, który był realizowany w ramach obchodów 100-lecia Niepodległości Polski.

Kolejna odsłona realizacji projektu „Razem dla Edukacji” nastąpiła w pierwszej dekadzie czerwca bieżącego roku. Tym razem nauczycielki w Średniej Szkole nr 2 w Mohylewie Anastazja Hakiri i Tatiana Jakowlewa przygotowały plener akwarelowy, na który zaprosiły młodzież z Liceum Plastycznego im. Artura Grottgera w Supraślu. Plenerowi towarzyszył bogaty program krajoznawczo-historyczny, dzięki któremu podlaska młodzież miała okazję poznać historię i przyrodę ziemi mohylewskiej.

Prowadzony przez Tatianę Jakowlewą plener akwarelowy oparty był na współpracy ze znanymi artystkami plastykami z Mohylewa Heleną Rogaczową i Ireną Krywicką, które specjalizują się w technice malowania akwarelą.

Pod opieką doświadczonych twórców z Mohylewa młodzież z Supraśla malowała kwiaty, ptaki i pejzaże w rożnych miejscach Mohylewa i okolicach miasta, m.in. w ekologiczno-turystycznym gospodarstwie „Stawy Mikołaja” oraz w Zdrawniewie, miejscowości leżącej obok położonego nad rzeką Dźwiną dworu-muzeum wybitnego rosyjskiego pejzażysty Ilji Jefimowicza Riepina.

Podczas licznych wycieczek młodzież z Supraśla poznawała miejsca związane z życiem Polaków na ziemi mohylewskiej oraz z życiem wybitnych białoruskich artystów. W samym Mohylewie młodzi artyści z Podlasia podziwiali m.in. kościół św. Stanisława, odwiedzili Muzeum Witolda Kajetanowicza Białynickiego-Biruli.

Duże wrażenie zrobiła na uczestnikach pleneru historia życia i twórczości Mikołaja Newrewa, którą mieli okazję poznać w muzeum artysty, mieszczącym się w gospodarstwie agroturystycznym „Stawy Mikołaja”.

Ciekawym doświadczeniem dla młodzieży z Polski stało się zwiedzenie Muzeum ZSRR, w którym wystawione są przedmioty użytku codziennego pokolenia rodziców i dziadków współczesnej młodzieży.

Niezapomniane dla młodych artystów stało się zwiedzanie Muzeum Historii Witebskiej Ludowej Szkoły Artystycznej i odczytany przy tej okazji przez dyrektora tej placówki wykład na temat suprematyzmu oraz relacjami między Markiem Chagallem i Kazimierzem Malewiczem, a także grupą artystów UNOWIS, głoszących zasady Nowej Sztuki. Szczegóły życia Marca Chagalla młodzież miała okazję poznać w domu-muzeum artysty.

Zakończył się plener akwarelowy nad Dźwiną poplenerową wystawą prac młodych artystów z Supraśla. Wernisaż wystawy miał miejsce 8 czerwca w Galerii Szkoły Średniej nr 2 w Mohylewie.

Przedsięwzięcie edukacyjno-artystyczne, jakim stał się pobyt młodzieży z Liceum Plastycznego im. Artura Grottgera w Supraślu na ziemi mohylewskiej zostało zorganizowane przez wiceprezes Stowarzyszenia Nauczycieli Polskich przy Związku Polaków na Białorusi Anastazję Hakiri, nauczycielkę Średniej Szkoły nr 2 w Mohylewie Tatianę Jakowlewą i dyrektor tej placówki Ludmiłę Abramuk przy wsparciu Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Białymstoku.

Zapraszamy do obejrzenie fotorelacji z pobytu młodzieży z Supraśla na ziemi mohylewskiej:

Dla Znadniemna.pl Elżbieta Suchocka i Barbara Sieńczuk z Mohylewa

Grupa młodzieży i nauczycieli z Liceum Plastycznego im. Artura Grottgera w Supraślu w dniach 2-8 czerwca przebywała na ziemi mohylewskiej. Pobyt podlaskiej młodzieży na Białorusi odbył się w ramach kilkuletniej już współpracy Liceum Grottgera ze Szkołą Średnią nr 2 w Mohylewie. Partnerstwo między szkołami zaczęło się

Skip to content