HomeStandard Blog Whole Post (Page 173)

W sobotę, 26 lutego, Plac Przyjaciół Sopotu zamienił się w plac przyjaciół Ukrainy – w wiecu wsparcia dla objętego wojną sąsiada uczestniczyło kilkaset osób. Pełnym emocji wystąpieniom Ukrainek i Ukraińców towarzyszyła rada dla chcących pomóc – najlepiej zwrócić wysiłki wsparcia do samorządowych akcji Gdańska, Gdyni lub Sopotu. W manifestacji poparcia dla Ukraińców, walczących o swoją ojczyznę, wzięli udział Białorusini z Trójmiasta, a także mieszkający w Sopocie działacze Związku Polaków na Białorusi.

W popołudniowym zgromadzeniu na Placu Przyjaciół Sopotu uczestniczyło kilkaset osób. W tłumie powiewały flagi Ukrainy, Polski i Unii Europejskiej. Odśpiewano hymny Ukrainy i Polski, a hasła nawoływały do europejskiej solidarności z Ukrainą bądź wyrażały dobitny sprzeciw wobec agresji Putina i Federacji Rosyjskiej.

Wiec otworzył prezydent Sopotu Jacek Karnowski, ale to przede wszystkim Ukraińcom oddano trybunę, zgodnie z założeniami organizatorów wydarzenia.

– Wykazujemy wielką solidarność wobec ludzi zdradziecko napadniętych w niepodległym kraju, w Europie, w XXI wieku – mówił Jacek Karnowski. – Tak jak my byliśmy napadnięci w 1939 roku przez sowiecką Rosję Stalina, tak teraz Ukraińcy zostali napadnięci przez sowiecką Rosję Putina. Jesteśmy z Wami i będziemy z Wami wedle zwykłego ludzkiego poszanowania dla wolności. Możecie być pewni, że wszystkie polskie miasta są dziś waszym domem, ale mamy nadzieję, że tymczasowym, że wróci wolna Ukraina i Białoruś.

– Sława ukraińskiemu wojsku. Oni bronią teraz nas wszystkich, granic Europy aż po wschodnie granice Ukrainy. Nie poddamy się, zwalczymy tę barbarzyńską napaść – mówił mieszkający od kilku lat w Trójmieście pan Wołodymyr.

Dziękuję, że jesteście z nami. Przez te ostatnie dni odczułam bardzo dużą miłość i wsparcie ze strony Polaków. Bardzo to doceniamy. Wierzę, że zwalczymy to zło wspólną mocą. Kochamy was – dodała pani Iwanka.

Głos zabrała także pani Natalia, psycholożka z Sopockiego Centrum Integracji i Wsparcia Cudzoziemców: – Mieszkam w Polsce już trzy lata, jak i trzy miliony Ukraińców wspierających polską gospodarkę. Teraz nasza ojczyzna jest brutalnie atakowana, zrzucają bomby na domy, gdzie są dzieci, kobiety, mężczyźni i zwierzęta, bo tak chce ich dowódca Putin, który od dawna pokazuje twarz psychopaty – mówiła pełnym emocji głosem. – Ten atak na Ukrainę nie zaczął się w czwartek (24 lutego – red.), on idzie od 2013 roku, więc nasi mężczyźni są przygotowani i walczą jak bohaterowie, skutecznie walczą. Putinizm jest straszny, brudny i fałszywy.(….) Zwracajcie uwagę na putinowską propagandę. Trolle w Internecie będą teraz odwracać uwagę od prawdy.

Na zakończenie Ukrainka poprosiła o chwilę milczenia dla bohaterów i bohaterek.

– To przejmująca sytuacja dla każdego. Wszyscy zadajemy sobie pytanie, co ja mogę zrobić dla drugiego człowieka – mówił Piotr Charka z Sopockiego Centrum Wolontariatu, który przedstawił się jako Polak i Ukrainiec urodzony w warmińsko-mazurskim. – To, że tu jesteście to wielki gest, znak solidarności z tymi, którzy walczą i mieszkają na Ukrainie, ale z drugiej strony trzeba się szykować na to, że przyjadą tu do nas. Szukajmy kontaktu i wsparcia w samorządach, które się genialnie spisują: Sopot, Gdynia, Gdańsk. W Trójmieście czekają miejsca noclegowe, organizowana jest pomoc psychologiczna, ale jeżeli sytuacja zmieni się w stopniu dramatycznym, będziemy potrzebowali osób rozmawiających po ukraińsku i rosyjsku. Każda myśl, gest solidarności i rozmowa są bardzo ważne, także flagi na Facebooku, na działanie przyjdzie jeszcze czas – zapewniał Piotr Charka.

W trakcie wiecu odczytano także apel polskich organizacji pozarządowych, które podpisali już przedstawiciele 150-ciu podmiotów z całego kraju. “W tej strasznej godzinie próby nie jesteście sami, jako przedstawiciele polskich organizacji społecznych deklarujemy gotowość do niesienia pomocy dotkniętym wojną, zapewniamy o naszej przyjaźni i solidarności wspólnotę ukraińską w Polsce, jesteśmy gotowi wspierać działające w Polsce ukraińskie organizacje społeczne ze zdwojoną siłą” – napisano m.in. w dokumencie.

W Sopocie nie zabrakło także głosu białoruskiego – Andrzeja Pisalnika ze Związku Polaków na Białorusi: – Wyrażam poparcie dla braci Ukraińców cierpiących za nas wszystkich. Dziś dziennikarz jednej ze stacji radiowych w Polsce zapytał mnie, jaka jest szansa na wypuszczenie Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta na wolność. Odpowiedziałem, że jest taka, jak zwycięstwa Ukrainy. Więc jeśli Ukraina zwycięży Rosję, będzie szansa na uwolnienie naszych kolegów, więźniów politycznych na Białorusi.

Zdjęcia z wiecu na  Placu Przyjaciół Sopotu:

Znadniemna.pl za Izabela Biała/Gdańsk.pl

W sobotę, 26 lutego, Plac Przyjaciół Sopotu zamienił się w plac przyjaciół Ukrainy - w wiecu wsparcia dla objętego wojną sąsiada uczestniczyło kilkaset osób. Pełnym emocji wystąpieniom Ukrainek i Ukraińców towarzyszyła rada dla chcących pomóc - najlepiej zwrócić wysiłki wsparcia do samorządowych akcji Gdańska, Gdyni

W sobotnie południe, 26 lutego, ponad sto osób zebrało się przed Konsulatem Generalnym Federacji Rosyjskiej w Gdańsku, by zaprotestować przeciwko agresji Rosji na Ukrainę i więzieniu przez reżim Aleksandra Łukaszenki Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Pikietę zorganizowała Fundacja Łączy Nas Polska  i jej prezes Natalia Nitek-Płażyńska we współpracy z mieszkającymi w Sopocie redaktorami mediów Związku Polaków na Białorusi.

Manifestujący mieli m.in. transparenty z hasłami: „Andżelika Borys, Andrzej Poczobut. Siedzą, bo są Polakami”, „Achtung Russia”, „Putin zbrodniarz” czy „Wolna Ukraina”. Na początku pikiety zebrani odśpiewali hymn Polski.

Prezes Fundacji Łączy Nas Polska, Natalia Nitek-Płażyńska powiedziała do zebranych, że Borys i Poczobut są więzieni, bo są Polakami.

– Putin poszedł dalej, Putin terrorysta morduje ludzi na Ukrainie. Morduje tylko po to, żeby napełniać swoją kabzę i rozdymać swoje ego. Jesteśmy tu dzisiaj żeby wyrazić swój sprzeciw. Precz z Putinem – mówiła do zebranych. Manifestujący skandowali: „Precz z Putinem”, „Putin won”, „Kijów, Warszawa – jedna sprawa”.

Do zebranych przemówił też przedstawiciel Związku Polaków na Białorusi, redaktor portalu Znadniemna.pl Andrzej Pisalnik, będący kolega z Zarządu Głównego prezes ZPB Andżeliki Borys i członka zarządu Andrzeja Poczobuta, więzionych od 11 miesięcy przez podległy Putinowi marionetkowy reżim Łukaszenki.

– Pochodzę z kraju, który znajduje się pod okupacją Władimira Putina i putinowskiej Rosji już od wielu lat. Dzisiaj, w trzecim dniu wojny, wojny gorącej, wojny totalnej prowadzonej przez Rosję przeciwko Ukrainie nasi koledzy Andrzej Poczobut, Andżelika Borys chyba zmienili status, bo przedtem byli zakładnikami Łukaszenki, a teraz stali się jeńcami wojennymi Putina, i tak należy to odbierać – mówił Andrzej Pisalnik, który, uciekając przed łukaszenkowskim więzieniem, wprowadził się do Trójmiasta i zamieszkał z rodziną w Sopocie.

Przypomniał też, że na Białorusi pozostaje ok. 300 tysięcy Polaków.

– To, że Putin wtargnął na Ukrainę z terenu Białorusi, nie jest winą społeczeństwa białoruskiego, nie jest winą Białorusinów, jest winą Putina i jego marionetki – Łukaszenki – podkreślił Pisalnik.

Do zebranych przemawiali też lokalni radni Prawa i Sprawiedliwości, którzy wspominali, że z uwagi na atak Rosjan na Ukrainę matki muszą teraz rodzić dzieci w skandalicznych warunkach, a wśród ofiar wojny są niewinni cywile.

– Domagamy się uwolnienia Polaków, którzy są więzieni od wielu lat na Białorusi, którzy chcą żyć w normalnym kraju, chcą kultywować tradycje polskości, to co powinno być normalnością w każdym kraju, ale przez tego terrorystę Putina nie jest. I musimy dzisiaj głośno powiedzieć, że tak samo, jak Białoruś tak samo Ukraina, kraje te muszą być wolne od terroryzmu rosyjskiego, putinowskiego, sowieckiego – mówił radny Przemysław Majewski.

– Frekwencja jest najlepszym dowodem na to, że nie pozwolimy żeby Polacy na Białorusi byli gnębieni, ale nie pozwolimy też na to, żeby suwerenne państwo, którym jest Ukraina, było atakowane przez człowieka niespełna rozumu, bandytę, zbrodniarza wojennego, którym jest Władimir Putin – dodawał radny Andrzej Skiba.

Radni PiS zapowiedzieli jednocześnie, że zwrócą się do władz samorządowych Gdańska i Elbląga z apelem o zerwanie współpracy z miastami partnerskimi z Federacji Rosyjskiej: Bałtijskiem, Kaliningradem oraz Sankt Petersburgiem.

W tym samym czasie, w którym w Gdańsku odbywała się pikieta o uwolnienie więzionych na Białorusi Polaków i przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainie, z podobnymi hasłami wyszli do placówek rosyjskich zrzeszeni w Klubach Gazety Polskiej Rodacy w Warszawie,  Berlinie (Niemcy), Chicago i Filadelfii (USA) oraz w Sydney (Australia).

Dzień wcześniej, 25 lutego, o jedenastej miesięcznicy uwięzienia Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta przypomnieli, wychodząc z żądaniami ich uwolnienia, mieszkańcy Białegostoku.

Fotorelacja z Gdańska:

 

Znadniemna.pl

 

W sobotnie południe, 26 lutego, ponad sto osób zebrało się przed Konsulatem Generalnym Federacji Rosyjskiej w Gdańsku, by zaprotestować przeciwko agresji Rosji na Ukrainę i więzieniu przez reżim Aleksandra Łukaszenki Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta. Pikietę zorganizowała Fundacja Łączy Nas Polska  i jej prezes Natalia

Drodzy koledzy, dziennikarze mediów polskich na Ukrainie,

Spotykając się na Zjazdach Federacji Mediów Polskich na Wschodzie, rozmawiając o wspólnych problemach i planach nikt z nas nie przypuszczał, że kierownictwo Rosji i Putin okażą się w swoich chorych pomysłach i zamiarach gorsi od Łukaszenki i jego świty.

To Łukaszenka, tępiący w swoim kraju wszystko, co polskie i białoruskie, był dla nas symbolem władcy w najgorszym wydaniu, wariatem, utrzymującym władzę wbrew niepodległościowym i demokratycznym aspiracjom obywateli rządzonego przez siebie kraju.

Parafrazując Stanisława Jerzego Leca – Putin okazał się tym, kto zapukał od spodu, kiedy myśleliśmy, że znosząc władzę  Łukaszenki, sięgnęliśmy dna.

Drodzy koledzy – dziennikarze polscy na Ukrainie, jako dziennikarze z Białorusi, pracujący do niedawna (czyli do momentu wymuszonej ucieczki do Polski) w warunkach zamordystycznej dyktatury Łukaszenki i pełzającej okupacji Białorusi przez reżim Putina, zawsze odczuwaliśmy solidarność i poparcie z Waszej strony.

Dzisiaj odczuwamy ból, obserwując jak niszczony jest Wasz piękny Kraj, którego rozwoju w kierunku demokracji i poszanowania praw człowieka zazdrościliśmy, będąc obywatelami zniewolonej przez Łukaszenkę i Putina Białorusi.

Dzisiaj obaj dyktatorzy Putin i Łukaszenka połączyli siły, aby zniweczyć Wasze osiągnięcia, aby cofnąć Wasz rozwój do poziomu swoich zniewolonych krajów i ich społeczeństw.

Nie mamy wielkiego wpływu na sytuację, gdyż sami znajdujemy się pod groźbą prześladowań ze strony sterowanego przez Putina reżimu Łukaszenki w kraju swojego urodzenia i – do niedawna – zamieszkania, czyli na Białorusi.

Tym nie mniej pragniemy wyrazić pełną solidarność z Wami i oznajmić, że w każdej sytuacji będziemy opowiadać się za wolną, niepodległą Ukrainą, która przy wsparciu społeczności międzynarodowej po prostu musi spełnić historyczną misję:

zwyciężyć i uwolnić od zamordystycznych, psychopatycznych reżimów dyktatorskich bratnie, ciemiężone narody białoruski oraz rosyjski!

 Chwała Ukrainie!

Iness Todryk-Pisalnik, redaktor naczelna „Głosu znad Niemna na uchodźstwie”,

Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

Drodzy koledzy, dziennikarze mediów polskich na Ukrainie, Spotykając się na Zjazdach Federacji Mediów Polskich na Wschodzie, rozmawiając o wspólnych problemach i planach nikt z nas nie przypuszczał, że kierownictwo Rosji i Putin okażą się w swoich chorych pomysłach i zamiarach gorsi od Łukaszenki i jego

Kolejna, jedenasta już, miesięcznica uwięzienia prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i jej kolegi z zarządu ZPB Andrzeja Poczobuta przez reżim Łukaszenki po raz pierwszy będzie miała wymiar międzynarodowy.

W najbliższą sobotę, 26 lutego, adresatami akcji na rzecz uwolnienia więzionych na Białorusi Polaków staną się rosyjskie placówki w Warszawie, Sydney, Chicago, Berlinie i Gdańsku.

Wszystkie manifestacje rozpoczną się o  godzinie 12:00 miejscowego czasu, a ich uczestnicy zażądają uwolnienia  Polaków, prześladowanych na Białorusi przez reżim Aleksandra Łukaszenki, który jest wspierany przez rosyjskiego przywódcę Wladimira Putina. Stąd wybór miejsc do przeprowadzenia pikiet – placówki rosyjskie.

Międzynarodowy wymiar przypominania o losie Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta w 11. miesięcznicę ich uwięzienia  stał się możliwy za sprawą Fundacji Łączy nas Polska, współpracującej z mieszkającymi w Sopocie redaktorami mediów ZPB. Działaczom Fundacji udało się przekonać  do udziału w szlachetnej idei przypominania o tragicznym losie, więzionych na Białorusi Polaków  środowiska polonijne, zjednoczone wokół Klubów Gazety Polskiej w: Stanach Zjednoczonych Ameryki (Chicago), Australii (Sydney) i  Niemczech (Berlin). Ponadto pikietę na rzecz uwolnienia  Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta zorganizuje w Warszawie stołeczny Klub Gazety Polskiej.

Organizowana przez Fundację Łączy nas Polska pikieta rozpocznie się w najbliższą sobotę o godz. 12:00 przy Konsulacie Generalnym Federacji Rosyjskiej w Gdańsku, który znajduje się  w Gdańsku-Wrzeszczu przy ul. Stefana Batorego 15.

 Obejrzyj wideo zapowiedź wydarzenia:

„Andżelika Borys i Andrzej Poczobut od 11. miesięcy są więzieni przez reżim Łukaszenki za to, że są Polakami. Ci dzielni ludzie płacą ogromną cenę za swoje przywiązanie do polskości i do wolności. Są w więzieniu, bo bronią języka swoich przodków, naszej kultury, chwalebnej historii. Są wiezieni, bo kochają wolność” – czytamy w publikacji, anonsującej obchody 11. miesięcznicy uwięzienia Polaków na Białorusi na stronie Fundacji Łączy nas Polska .

Znadniemna.pl na podstawie polskalaczy.pl

Kolejna, jedenasta już, miesięcznica uwięzienia prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys i jej kolegi z zarządu ZPB Andrzeja Poczobuta przez reżim Łukaszenki po raz pierwszy będzie miała wymiar międzynarodowy. W najbliższą sobotę, 26 lutego, adresatami akcji na rzecz uwolnienia więzionych na Białorusi Polaków staną się

Smutne wiadomości dochodzą do nas z Lidy. Dwóch tygodni nie dożył do 94. rocznicy swoich urodzin. Jako znanemu w Lidzie polskiemu patriocie społeczność polska Lidy zadbała, aby trumna  śp. Kazimierza Szukiela w czasie pogrzebu była nakryta biało-czerwoną flagą.

Kazimierz Szukiel urodził się 2 marca 1928 roku w powiecie święciańskim, województwa wileńskiego II Rzeczypospolitej. Do wybuchu II wojny światowej i okupowaniu wschodnich Kresów II Rzeczpospolitej przez  ZSRR 11-letni Kazik ukończył 4 klasy szkoły powszechnej.

Po tym, kiedy Hitler w 1941 roku zaatakował swojego sojusznika Stalina trzynastoletni wówczas Kazik zauważył, że jego starszy brat zaczął znikać z domu na dłuższe chwile. Okazało się, że przystąpił do polskiej konspiracji zbrojnej, która z czasem przekształciła się w Armię Krajową. W Armii Krajowej brat Kazimierza pełnił funkcję łącznika, a mały Kazik często pomagał mu w doręczaniu wiadomości uczestnikom siatki konspiracyjnej.

Przynależność braci Szukielów do AK nie została wykryta, ani przez Niemców, ani przez Sowietów po wypędzeniu przez tych drugich niemieckiego okupanta w 1944 roku. Kazimierz tymczasem dorastał do wieku poborowego. Władze sowieckie ludność z zajętych terenów polskich traktowały jednak z nieufnością i zamiast do Armii Czerwonej kierowały młodych mężczyzn w wieku poborowym na roboty przymusowe.

Kazimierz Szukiel trafił do kopalni węgla na Donbasie. Nie pracował tam jednak długo i uciekł. Został schwytany i postawiony przed sądem za uchylanie się od odbywania służby wojskowej. Wyrok sądu brzmiał: 5 lat łagrów. Z nich Kazimierz Szukiel odsiedział półtora roku, pracując przy wyrębie lasu, na tartaku i wykonując inne prace. Więzienna wędrówka zaprowadziła Kazimierza Szukiela aż do Kazachstanu, skąd po wypuszczeniu z więzienia wrócił on do rodzinnych stron, które zostały już zupełnie opanowane przez nową władzę, a mieszkańcy zostali zapędzeni do kołchozów.

Kazimierz Szukiel zauważył, że wielu z jego znajomych przestało przyznawać się do polskiej narodowości i zaczęło mówić o sobie, jako o Białorusinach. Urzędnicy sowieccy zapisali jako Białorusina także Kazimierza Szukiela. Na nic się zdały protesty, że czuje się Polakiem, a polskie pochodzenie potwierdza m.in. świadectwo urodzenia, w którym oboje rodzice są zapisani jako Polacy. Kazimierz Szukiel walczył z sowieckimi urzędami o wpisanie do paszportu narodowości polskiej do 1958 roku. Skutecznie.

Po upadku  władzy ludowej w Polsce i rozpadzie ZSRR 63-letni emeryt Kazimierz Szukiel poinformował o swoich przygodach wojennych, związanych z pomaganiem Armii Krajowej oraz o  więziennej tułaczce odpowiednie urzędy w odrodzonej demokratycznej Polsce. Zostało mu przyznane prawo do otrzymywania świadczeń sybirackich, a sam Kazimierz Szukiel wstąpił do działającego przy Związku Polaków na Białorusi  Stowarzyszenia Polaków – Ofiar Represji Politycznych (Sybiraków).

Jako działacz ZPB i Sybirak Kazimierz Szukiel brał aktywny udział w życiu Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie. Był też aktywny, jako członek katolickiej wspólnoty parafialnej, w której udzielał się przez wiele lat śpiewając  w kościelnym chórze.

W ostatnich latach  życia Kazimierz Szukiel mógł poruszać się tylko o kulach. Tym nie mniej starał się  być obecny na większości uroczystości poświęconych upamiętnianiu Sybiraków i żołnierzy Armii Krajowej.

O drodze życiowej  śp. Kazimierza Szukiela wiemy z jego własnych wspomnień, którymi się podzielił m.in. w maju 2014 roku podczas pobytu w Ośrodku Wypoczynkowo-Rekreacyjnym „Skowronek” w Głuchołazach na Opolszczyźnie.

17 lutego 2022 roku serce Kazimierza Szukiela, działacza miejscowego oddziału ZPB, znanego w Lidzie polskiego patrioty, przestało bić…

Cześć Jego Pamięci!

Znadniemna.pl

Smutne wiadomości dochodzą do nas z Lidy. Dwóch tygodni nie dożył do 94. rocznicy swoich urodzin. Jako znanemu w Lidzie polskiemu patriocie społeczność polska Lidy zadbała, aby trumna  śp. Kazimierza Szukiela w czasie pogrzebu była nakryta biało-czerwoną flagą. Kazimierz Szukiel urodził się 2 marca 1928 roku

Minister spraw zagranicznych Białorusi Władimir Makiej tłumaczy, dlaczego reżim w Mińsku więzi liderów Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta i Andżelikę Borys. Jak przekonywał na konferencji prasowej, władze białoruskie chciały uwolnić Polaków, ale zawiniła Polska.

Andżelika Borys, przewodnicząca zdelegalizowanej przez reżim organizacji Polaków z Białorusi, i szef Rady Naczelnej ZPB, dziennikarz Andrzej Poczobut, od 25 marca 2021 roku przebywają w więzieniu. Są oskarżeni o „podżeganie do waśni na tle narodowościowym” i „rehabilitację nazizmu”. Przetrzymywani są w areszcie śledczym w Żodzino, gdzie panują nieznośne warunki.

Jak powiedział 16 lutego na konferencji prasowej Makiej, dotarły do niego niepokojące sygnały o stanie zdrowia uwięzionych Polaków, ale organy ścigania zapewniły go, że zdrowie Borys i Poczobuta nie jest zagrożone.

Odnosząc się do kwestii uwolnienia liderów polskiej mniejszości, minister oświadczył, że na istniały pewne umowy na lini służb specjalnych dotyczące przedstawicieli mniejszości polskiej, zatrzymanych za rzekome naruszenie prawa.

Szef białoruskiego MSZ przypomniał, że zwolniono trzy kobiety – Irenę Biernacką, Annę Paniszewą, Marię Tiszkowską, i były plany, że w ten sam sposób zapadnie decyzja o losach Borys i Poczobuta.

„Jednak strona polska postanowiła wykorzystać to jako okazję informacyjną i szeroko reklamowała w mediach uwolnienie tych osób i starała się to wykorzystać dla swoich celów ideowych” – powiedział szef białoruskiej dyplomacji.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/svaboda.org

Minister spraw zagranicznych Białorusi Władimir Makiej tłumaczy, dlaczego reżim w Mińsku więzi liderów Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta i Andżelikę Borys. Jak przekonywał na konferencji prasowej, władze białoruskie chciały uwolnić Polaków, ale zawiniła Polska. Andżelika Borys, przewodnicząca zdelegalizowanej przez reżim organizacji Polaków z Białorusi, i

Protokół o popełnieniu wykroczenia administracyjnego, polegającego na nielegalnej organizacji w Grodnie imprezy dla słuchaczy działającego przy ZPB Uniwersytetu Trzeciego Wieku, spisali przeciwko wiceprezes ZPB Renacie Dziemiańczuk grodzieńscy milicjanci, którzy dzisiaj porwali polską działaczkę spod klatki schodowej bloku, w którym mieszka.

O zatrzymaniu  wiceprezes ZPB zaalarmowali nas działacze ZPB z Grodna. Oni też poinformowali o wypuszczeniu Renaty Dziemiańczuk i o tym, że teraz grozi jej rozprawa sądowa albo za organizację jeszcze jesienią ubiegłego roku dla seniorów z ZPB gry intelektualnej pt. „Co? Gdzie? Kiedy?”, albo za prowadzenie działalności, jako organizacja, niemająca państwowej rejestracji.

Mamy też dobrą wiadomość, dotyczącą działacza ZPB z Mołodeczna Aleksandra Kapuckiego. Wypuszczono go dzisiaj z aresztu administracyjnego w Mołodecznie po 60-ciu dniach odsiadki.

Zakładnikami reżimu Łukaszenki wciąż pozostają więzieni od prawie jedenastu miesięcy i przebywający w więzieniu śledczym w Żodzinie prezes ZPB Andżelika Borys i jej kolega z Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut.

Znadniemna.pl

Protokół o popełnieniu wykroczenia administracyjnego, polegającego na nielegalnej organizacji w Grodnie imprezy dla słuchaczy działającego przy ZPB Uniwersytetu Trzeciego Wieku, spisali przeciwko wiceprezes ZPB Renacie Dziemiańczuk grodzieńscy milicjanci, którzy dzisiaj porwali polską działaczkę spod klatki schodowej bloku, w którym mieszka. O zatrzymaniu  wiceprezes ZPB zaalarmowali nas

Wiceprezes Związku Polaków na Białorusi Renata Dziemiańczuk została schwytana w Grodnie przez funkcjonariuszy nieznanej formacji mundurowej.

W tej chwili Renata Dziemiańczuk jest czwartym, ze znanych nam działaczy ZPB, znajdującym się w niewoli Łukaszenki obok więzionych od prawie 11 miesięcy prezes ZPB Andżeliki Borys i członka Zarządu Głównego ZPB Andrzeja Poczobuta oraz przetrzymywanego od grudnia minionego roku w areszcie administracyjnym Mołodeczna działacza miejscowego Oddziału ZPB Aleksandra Kapuckiego.

Według naocznych świadków zatrzymania Renaty Dziemiańczuk, wśród których byli działacze ZPB, wiceprezes organizacji została schwytana dzisiaj ok. godz. 18:300 czasu białoruskiego przy klatce schodowej bloku, w którym mieszka. Zatrzymania dokonywali mężczyźni, ubrani w mundury bliżej nieznanej formacji mundurowej, którzy wciągnęli polską działaczkę do nieoznakowanego busa.

 Znadniemna.pl

Wiceprezes Związku Polaków na Białorusi Renata Dziemiańczuk została schwytana w Grodnie przez funkcjonariuszy nieznanej formacji mundurowej. W tej chwili Renata Dziemiańczuk jest czwartym, ze znanych nam działaczy ZPB, znajdującym się w niewoli Łukaszenki obok więzionych od prawie 11 miesięcy prezes ZPB Andżeliki Borys i członka Zarządu

Papierowe, kartonowe, styropianowe serduszka z cytatami na temat miłości, adresowanymi więzionym przez reżim Aleksandra Łukaszenkę liderom polskiej mniejszości narodowej na Białorusi Andżelice Borys, Andrzejowi Poczobutowi oraz innym więźniom politycznym na Białorusi…

Takie walentynki robili swoimi rękami do obchodzonego dzisiaj Święta Zakochanych polskie dzieci i młodzież z Lidy, a także wszyscy chętni, którzy dowiedzieli się o akcji walentynkowej, zainicjowanej przez członkinię Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi Irenę Biernacką.

Wśród skrzydlatych fraz poświęconych miłości, które na walentynkach  zamieścili ich autorzy przeważają cytaty polskich świętych i błogosławionych męczenników Kościoła Katolickiego, m.in. św. Jana Pawła II, św. Faustyny Kowalskiej i bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Trafiają się też sentencje wypowiedziane, napisane, bądź wyśpiewane przez literatów, działaczy społecznych, myślicieli oraz muzyków, m.in. Adama Mickiewicza, Alberta Camusa, czy popularny w latach 80. minionego stulecia polski zespół rockowy Chłopcy z Placu Broni.

Wszystkie wykonane w ramach akcji walentynkowej serduszka zostały przez ich autorów włożone do kopert i wysłane do wybranych więźniów politycznych, których aktualne adresy znajdziecie Państwo pod NINIEJSZYM LINKIEM.

Wybrane walentynki, wykonane w ramach akcji na rzecz więźniów politycznych:

Znadniemna.pl

Papierowe, kartonowe, styropianowe serduszka z cytatami na temat miłości, adresowanymi więzionym przez reżim Aleksandra Łukaszenkę liderom polskiej mniejszości narodowej na Białorusi Andżelice Borys, Andrzejowi Poczobutowi oraz innym więźniom politycznym na Białorusi

Kwiaty i płonące znicze pojawiły się 2 lutego na Cmentarzu Lotników w Lidzie – na symbolicznym grobie  ppor. Jerzego Bokłażca, dowódcy kompanii w IV batalionie 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej i zastępcy legendarnego akowskiego dowódcy ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera”.

Na drugi dzień lutego przypadła 77. rocznica publicznej kaźni przez powieszenie polskiego patrioty, syna Ziemi Lidzkiej Jerzego Bokłażca, który jako młody człowiek po wybuchu II wojny światowej przystąpił do polskiej konspiracji, aby zostać żołnierzem Armii Krajowej przyjąć pseudonim „Pazurkiewicz” i wraz z legendarnym ppor. Czesławem Zajączkowskim „Ragnerem” organizować pod Lidą w okolicach kolonii Falkowicze oddział partyzancki, który latem 1944 roku, przed wymarszem na Wilno w ramach operacji „Ostra Brama”, osiągnął siłę batalionu i stał się mocną jednostką, podległą dowództwu 77. Pułku Piechoty AK.

Dowodzonemu przez „Ragnera” IV Batalionowi 77. Pułku Piechoty AK, w którym Jerzy Bokłażec dowodził jedną z kompanii, nie było pisane dotrzeć do Wilna. W czasie marszu jednostka została rozproszona przez przeważające wojska  sowieckie, intensywnie zajmujące tereny Kresów Wschodnich II Rzeczpospolitej, wobec czego „Ragner” z „Pazurkiewiczem” postanowili wracać do lidzkich lasów, aby podjąć walkę zbrojną z nowym okupantem.

W walce tej chodziło głównie o obronę sterroryzowanych przez Sowietów mieszkańców polskich wsi. Nękana przez polskich partyzantów nowa władza okupacyjna nie miała spokoju ani w dzień ani w nocy, co powodowało ciągłe obławy i zasadzki rozstawiane na akowców przez speców z NKWD, SMIERSZ-a i innych sowieckich formacji zbrojnych, powołanych do walki z ludnością sprzeciwiającą się instalowaniu na terenach zajmowanych przez Armię Czerwoną sowieckiej władzy.

W grudniu 1944 roku w okolicach chutoru Jeremicze pod Niecieczą został osaczony i poległ  w boju dowódca IV Batalionu, ppor. Czesław Zajączkowski „Ragner”. W tym samym czasie NKWD wpadło na trop „Pazurkiewicza”. Został okrążony w domu teściów, w Filukowiczach koło Taboły. Usiłował bronić się, ale ze względu na bezpieczeństwo rodziny (u teściów gościła jego żona wraz z dzieckiem) zaniechał tego i się poddał.

Osadzony został w więzieniu w Lidzie, aby 2 lutego 1945 roku zostać straconym poprzez powieszenie na oczach spędzonych przez Sowietów mieszkańców Lidy, którzy oglądając śmierć swojego obrońcy mieli się przekonać, iż sprzeciw wobec nowej władzy jest bezsensowny.

Młode lidzianki palą znicze na symbolicznym grobie Jerzego Bokłażca „Pazurkiewicza”

Tablica na symbolicznym grobie ppor. Jerzego Bokłażca „Pazurkiewicza” na Cmentarzu Lotników w Lidzie

Cmentarz Lotników w Lidzie – luty 2022 rok

Cmentarz Lotników w Lidzie – luty 2022 rok

Oto, jak na podstawie wspomnień naocznych świadków egzekucji opisali tę scenę lidzcy krajoznawcy Aleksander Kołyszko i śp. Aleksander Siemionow:

Streszczenie wspomnień, opracowane przez śp. Aleksandra Siemionowa:

„Sowieci uczynili wszystko, by lidzianie dowiedzieli się o kaźni i byli obecni na niej. Miała mieć ona efekt propagandowy – bolszewicy chcieli złamać opór lidzkich Polaków którzy mieli zrozumieć, kto jest teraz panem i nowym gospodarzem na Ziemi Lidzkiej. Szubienica została postawiona prawie w samym centrum miasta – na skrzyżowaniu ulic 3-go Maja i Ks. Falkowskiego (obecne ulice Łomonosowa i Leninskaja). Mieszkańcy Lidy od rana zbierali się w pobliżu szubienicy. O godzinie dziesiątej pojawili się NKWD-ziści z psami, którzy otoczyli cały teren. Przybyło również wielu żołnierzy i milicjantów. Ogółem, zgromadziło się blisko 1500 osób. Ludzie wiedzieli, że w tłumie znajdują się agenci NKWD, dlatego też przykładając palec do ust, zwracali uwagę znajomym, by milczeli. O godzinie jedenastej, pod szubienicę podjechała ciężarówka. Stał na niej w otoczeniu funkcjonariuszy NKWD Jerzy Bokłażec. Był w swoim polskim mundurze, bez czapki. Zmarnowana twarz, zsiniała dodatkowo od mrozu. Samochód podjechał pod samą szubienicę. Wszedł na niego sędzia wojskowy i odczytał wyrok. W tym czasie kaci trzymali pod ręce oskarżonego. Władze sowieckie zarzucały „Pazurkiewiczowi” współpracę z Niemcami i walkę przeciwko nowej władzy. Zarzucanie Bokłażcowi działalności agenturalnej było oczywistym kłamstwem. Po odczytaniu wyroku, gdy zaczęto mu zakładać na szyję sznur, spojrzał z pogardą na katów, wyprężył się i krzyknął: „Niech żyje Polska!”. Słowa „Polska” już nie dokończył. Jeden z katów uderzył go w twarz, a drugi wybił stołek, na którym stał „Pazurkiewicz”. Jerzy Bokłażec zawisł na szubienicy. Ludzie bezsilnie płakali, żegnali się i szeptali słowa modlitwy. Stało się to w dniu 2 lutego 1945 r., w święto Matki Boskiej Gromnicznej.

Po pewnym czasie NKWD-ziści odeszli, pozostawiając jednego strażnika. Ludzie podeszli bliżej szubienicy. Był wśród nich jeden z żołnierzy „Pazurkiewicza”, kapral Jan Szurmiej – „Struś”. Dłonią objął but swojego dowódcy. Tak samo pożegnali się z nim inni jego podkomendni, którzy wiedząc o kaźni swojego dowódcy, przyszli pożegnać się. Jerzy Bokłażec z pewnością widział ich w tłumie, stojąc na ciężarówce pod szubienicą. Oprócz „Niech żyje Pol…” nie mógł nic im powiedzieć na pożegnanie.

Nocą, Sowieci zdjęli z powieszonego buty. Szubienica z ciałem „Pazurkiewicza” stała w centrum Lidy przez trzy dni. Potem, zwłoki zdjęto i spalono. Gdzie zakopano szczątki Jerzego Bokłażca, nie wiadomo do dzisiaj. Obawiam się, że już nigdy tego nie dowiemy się. Mimo, że nie znamy grobu naszego krajana, pozostaje on w naszych sercach i pamięci”.

Lidzianin, Mieczysław Pujdak, w czasie wojny również żołnierz AK, noszący pseudonim „Krak”, poświęcił ppor. Jerzemu Bakłażcowi „Pazurkiewiczowi” jeden ze swoich wierszy:

Pokazano Go jeszcze ludowi przed kaźnią,

Pokazano Go miastu, znajomym ulicom,

Gdy wstępował na deski odważnie,

Wtedy patrzy na sznur szubienicy.

 

Widział w gruzach, rozwalone domy,

Widział ludzi w smutku pogrążonych.

Jak bandytę żołnierza sądzono,

Lecz jak Polak postanowi skonać.

 

Nie drgnął, czując, jak powróz oplata

Szyję, która nigdy się nie zgięła

Przed najeźdźcą i wykrzyknął światu

Słowa: „Jeszcze Polska nie zginęła!”

 

Zakołysał się trup Bohatera,

Który nie legł w otwartej potyczce,

Lecz podstępnie schwytany umiera

Nad deskami zwykłej szubienicy.

Streszczenie wspomnienia, opracowanego przez Aleksandra Kołyszkę:

Stracenie „Pazurkiewicza”

(Wspomnienie pani Łucji Boboryk)

„Był to luty, Gromnica, czwartek – dzień targowy w Lidzie. Mama wraz z sąsiadem pojechała  do Lidy sprzedać cielaka. Przyjeżdżają do miasta, a tu ulice pełne Sowietów, łapunów (pewnie  chodzi o tajniaków, którzy wyłapywali w tłumie podejrzane osoby – red.), jak ich u nas nazywali.

Nie pozwolili im dojechać do rynku. Mama zsiadła z sań i pomyślała, że albo odbiorą cielaka, albo zabiorą konia. Nie wiadomo co się dzieje. Kazano im iść na rynek. Przychodzi mama z sąsiadem na rynek, a tu moc ludu i taka cisza. Nikt nie rozmawia i nic się nie sprzedaje. Jedna kobieta powiedziała po polsku „Będą wieszać naszych partyzantów”. Patrzy mama, a dalej szubienica stoi, niejedna, a trzy. Zaraz też podjechał wielki czarny samochód i przywiózł trzech chłopców. Wszyscy młodzi, wygoleni, czyściutcy. NKWD-ziści gadali, każdy co chciał. Mówili, że ten „Pazurkiewicz” dużo szkody dla Sowietów zrobił i dlatego musi być powieszony. Ludzie milczeli, kobiety płakały, mężczyźni palili, kto co miał, wszyscy patrzyli w ziemię. A na samochodzie-platformie stało trzech młodych mężczyzn. Dwóch jednak NKWD-ziści zabrali, został tylko „Pazurkiewicz”. Miał związane z tyłu ręce. Odczytali wyrok, że został skazany na powieszenie. Włożyli linę na szyję i powiedzieli, że może powiedzieć ostatnie zdanie. I ten bardzo ładny, przystojny mężczyzna, mający 24-25 lat, krzyknął nie więcej jak: „Niech żyje Polska i Umieram za nią!” Maszyna ruszyła, a on zawisł. Widok był straszny.

Dla wielu to było, jak ukrzyżowanie Pana Jezusa. Biedny, miał ciężką śmierć, bo długo męczył się, nie od razu skonał. Kręcił się w kółko, nogi to podkurczał, to wyprostowywał. Miał czyściutkie skarpetki, bielutki sweterek. Czy to tylko jej się tak zdawało, że tak długo żył. Kilka razy zamykała oczy, modliła się, a on ciągle żył i żył… Gdy skonał, rozkazano wszystkim się rozejść.

Mama wróciła do domu bardzo zdenerwowana. Cały dzień płakała i opowiadała mi, nie mogła zapomnieć o tym strasznym dniu do końca życia. Sama pamiętam każdy szczegół jej opowiadania, jakbym sama tam była.

Tej samej nocy powieszono dziesięciu sowietów (tak mówili ludzie) i na każdym pozostawiono taki napis „Za Pazurkiewicza. Jeżeli będziecie wieszać naszych, to za jednego naszego będzie zawsze dziesięciu waszych. Nas jest więcej. Nie będą Sowieci wieszać Polaków, jak Niemcy Żydów”. Chociaż na rynku mówiono, że w następny czwartek będą wieszać drugiego, a w kolejny trzeciego, to jednak „Pazurkiewicz” był jedynym, którego Sowieci stracili publicznie w Lidzie.”

 Znadniemna.pl

Kwiaty i płonące znicze pojawiły się 2 lutego na Cmentarzu Lotników w Lidzie - na symbolicznym grobie  ppor. Jerzego Bokłażca, dowódcy kompanii w IV batalionie 77. Pułku Piechoty Armii Krajowej i zastępcy legendarnego akowskiego dowódcy ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera”. Na drugi dzień lutego przypadła 77. rocznica

Przejdź do treści