HomeStandard Blog Whole Post (Page 154)

Nieznani sprawcy odsunęli płyty nagrobne i wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły, w której spoczywali dwaj polscy żołnierze, polegli podczas wojny polsko-bolszewickiej oraz zabity 15 lipca 1944 roku żołnierz Armii Krajowej Adam Pacenko.

Zbezczeszczone groby żołnierzy polskich w Jodkiewiczach

Oba groby znajdują się  w polu nieopodal miejscowości Jodkiewicze w rejonie brzostowickim przed  ogrodzoną murowaną kapliczką. Oba pochówki były chronione przez leżące na nich betonowe płyty z inskrypcjami. Jedna z nich głosiła „ŚP. OBROŃCOM OJCZYZNY 1918-20 r.” Na tej płycie widnieje też data ufundowania upamiętnienia: „15 VIII-1989 r.” oznaczająca, że powstało jeszcze w czasach ZSRR staraniami najprawdopodobniej miejscowej ludności polskiej. Drugą płytę wandale, którzy zbezcześcili miejsce pamięci, gdzieś zabrali, a  leżała ona na grobie żołnierza Armii Krajowej Adama Pacenki, o którym inskrypcja informowała że „Adam Pacenko/ur. 1902/ZAGINOŁ OD RĘKI WROGA/15.VII. 1944”.

Stan grobów i upamiętnień przed dewastacją, zarejestrowany przez Mariusza Proskienia, znanego dokumentatora kresowych upamiętnień:

Kapliczka i zbiorowa mogiła żołnierzy w polu nieopodal Jodkiewicz

O zbezczeszczeniu mogił  żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Krajowej dowiedzieliśmy się od naszego Czytelnika, twierdzącego, że zwyrodnialcy, którzy tego się dopuścili, powykopywali z mogił kości żołnierzy, a jedną nagrobną płytę, upamiętniającą żołnierzy poległych w 1920 roku odsunęli, pozostawiając otwarty grób. Płytę żołnierza AK natomiast zwyrodnialcy zabrali w nieznane miejsce.

Nasz Czytelnik udokumentował następstwa działalności zwyrodnialców, robiąc zdjęcie, które publikujemy wraz ze zdjęciami zrobionymi w tym miejscu pamięci w latach poprzednich, kiedy było ono doglądane i porządkowane przez miejscowych Polaków.

Znadniemna.pl

Nieznani sprawcy odsunęli płyty nagrobne i wykopali zwłoki ze zbiorowej mogiły, w której spoczywali dwaj polscy żołnierze, polegli podczas wojny polsko-bolszewickiej oraz zabity 15 lipca 1944 roku żołnierz Armii Krajowej Adam Pacenko. [caption id="attachment_56862" align="alignnone" width="1024"] Zbezczeszczone groby żołnierzy polskich w Jodkiewiczach[/caption] Oba groby znajdują się  w

Bazylika Wniebowzięcia Matki Bożej w Budsławiu została otwarta dla wiernych bez uroczystości w piątek, 24 czerwca br. Świątynia była ponad rok zamknięta po pożarze, który zniszczył dach i osłabił konstrukcję ścian. Wierni zebrali na odbudowę prawie półtora miliona rubli (2 mln złotych).

O tym, że sanktuarium zostało ponownie otwarte poinformował kanał „Odbudujemy Budsław razem” w komunikatorze Telegram.

Pieniądze na odbudowę katolickiego sanktuarium narodowego Białorusi są dalej zbierane na stronie budslau.by. Do tej pory wierni przekazali prawie dwa miliony złotych. Potrzebne są jednak jeszcze środki na odnowienie malowideł naściennych.

Bazylika Wniebowzięcia Matki Bożej w Budsławiu to kościół parafialny, zabytek architektury o krajowym znaczeniu, nazywany jednym z „siedmiu cudów Białorusi”. Budynek w stylu późnego baroku został postawiony w 1783 roku, a pierwsza wzmianka o katolickiej kaplicy w tym miejscu pochodzi z 1504 roku.

11 maja 2021 roku na poddaszu sanktuarium pojawił się ogień. Pożar udało się ugasić – strażacy i mieszkańcy uratowali też największy skarb świątyni – obraz Matki Bożej Budsławskiej, do której co roku pielgrzymują tysiące wiernych. Jednak dach świątyni doszczętnie spłonął i musiał zostać rozebrany, a użyta przez strażaków woda naruszyła konstrukcję budynku. W dniu pożaru ogłoszono zbiórkę na odbudowę zabytku. Przy okazji budowla została zinwentaryzowana i zbadana przez konserwatorów zabytków. W pracach porządkowych i odbudowie pomagali także wolontariusze.

W dniach 1-2 lipca sanktuarium będzie gościć Budsławski Fest – najważniejszy odpust katolicki na Białorusi, który gromadzi pielgrzymów z całego kraju.

Budsławski Fest (Festyn Budsławski), czyli pielgrzymka i uroczystości religijne organizowane co roku w Sanktuarium Matki Boskiej Budsławskiej na Białorusi, został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Znadniemna.pl/belsat.eu

Bazylika Wniebowzięcia Matki Bożej w Budsławiu została otwarta dla wiernych bez uroczystości w piątek, 24 czerwca br. Świątynia była ponad rok zamknięta po pożarze, który zniszczył dach i osłabił konstrukcję ścian. Wierni zebrali na odbudowę prawie półtora miliona rubli (2 mln złotych). O tym, że sanktuarium

27 czerwca 1973 roku w Warszawie zmarł Stanisław Jasiukiewicz, aktor, żołnierz Armii Krajowej; wystąpił w filmach „Wolne miasto”, „Lunatycy”, „Krzyżacy”, „Matka Joanna od Aniołów”, „Hrabina Cosel”, „W pustyni i w puszczy”, „Potop”, a także w serialu „Czterej pancerni i pies”.

Stanisław Jasiukiewicz urodził się 14 maja 1921 roku w Postawach. Był synem Jana Jasiukiewicza i Michaliny z Sienkiewiczów. W 1928-39 uczęszczał do szkoły w Postawach.

Jako 18-latek zgłosił się do wojska i w 1939 roku wziął udział w kampanii wrześniowej. W czasie gdy przyszły aktor znajdował się w ogniu walki, jego rodzinne miasto zajęli Litwini. Później przejęli je Sowieci, a po 1941 roku Niemcy. Obecnie miejscowość Postawy znajduje się na terenach Białorusi.
Po powrocie do domu Jasiukiewicz imał się różnych zajęć, raz był robotnikiem, innym razem pracował w urzędzie. Niezmiennie działał jednak w Armii Krajowej, za co w 1944 roku został zesłany do Kaługi. Półtora roku później udało mu się dostać do Torunia.

Jasiukiewicz rozpoczął tam studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, ale szybko przeniósł się na wydział aktorski do Łodzi, gdzie znajdowała się wówczas filia warszawskiej PWST. Karierę zaczynał w teatrach, ale popularność przyniosły mu dopiero występy na wielkim ekranie.

Stanisław Jasiukiewicz był „przystojny, miał melancholijne spojrzenie, wyrazistą – trochę smutną twarz oraz piękną barwę głosu; kreował romantycznych bohaterów, a grając walecznych żołnierzy porywał widza swoją siłą i żarliwością”.

Jasiukiewicz grywał w Teatrze Dramatycznym we Wrocławiu i był związany z Teatrem Polskim w Warszawie. Pojawiał się najczęściej w repertuarze klasycznym. Wcielał się m.in. w Gustawa-Konrada w „Dziadach”, Don Juana w sztuce Moliera i Dymitra w „Braciach Karamazow” Dostojewskiego.
Szerokiej publiczności Jasiukiewicz jest jednak znany z ponad sześćdziesięciu ról telewizyjnych oraz kilkudziesięciu filmowych. Debiutował w „Celulozie” (1953) Jerzego Kawalerowicza, osiem lat później zagrał też w jego „Matce Joannie od Aniołów” (1961).

Do jego najważniejszych ról należą także występy w filmie „Jak daleko stąd, jak blisko” (1971) Tadeusza Konwickiego i w serialu „Czterej pancerni i pies”, który od czasu premiery nadal cieszy się ogromną popularnością.

Jasiukiewicza odznaczono m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski(1959) i Odznaką Zasłużonego Działacza Kultury (1968). Za jego największą rolę, obok niezapomnianej kreacji w „Krzyżakach”, uznaje się postać przeora Jasnej Góry ojca Augustyna Kordeckiego w „Potopie” (1974) Jerzego Hoffmana.

W celu wejścia w świat kreowanej przez siebie postaci, Jasiukiewicz zdecydował się na iście zakonne życie – zamieszkał w klasztornej celi, jadał z mnichami i uczestniczył w ich modlitwach.

Jasnogórski ojciec Eustachy Rakoczy, który opiekował się aktorem w trakcie jego przygotowań do roli, twierdzi, że Jasiukiewicz przeżył wielką przemianę w klasztorze. Spędził całą noc pod chórem, dzięki czemu zrozumiał ducha klasztoru i fenomen pielgrzymowania do obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

Życiowa tragedia gwiazdy „Krzyżaków”

Zanim Jasiukiewicz zdążył zagrać kolejną niezapomnianą rolę w swoim życiu – Bogumiła Niechcica w „Nocach i dniach” (film obejrzało w kinach 22 mln widzów) – wykryto u niego raka trzustki.

W roli głównej Jerzy Antczak obsadził więc Jerzego Bińczyckiego. Jasiukiewicz nie mógł sobie poradzić z wizją przedwczesnego odejścia, ale nie udawał, że życie stoi przed nim otworem.

W swojej książce Antczak wspomina, że „niezwykła prawość i lojalność kazały Jasiukiewiczowi ustrzec go przed katastrofą, bo przecież mógłby odejść w czasie realizacji filmu […] podczas kręcenia ślubu Bogumiła i Barbary (Jasiukiewicz – przyp. red.) przyszedł do kościoła Wizytek. Stał cicho w nawie bocznej i płakał. Pamiętam, jak łzy płynęły mu po policzkach.”

Wielki aktor zmarł 27 czerwca 1973 roku. Miał 52 lata.

Grób Stanisława Jasiukiewicza na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie/Fot:wikipedia.org

Do dziś wspomina się, że „w jego artystycznych dokonaniach ważny był intelekt. Ceniono go za koleżeństwo, otwartość, urok osobisty i profesjonalizm. Stanisław Jasiukiewicz jak nikt inny potrafił przekazać tragizm granych przez siebie bohaterów”.

Znadniemna.pl/opr.IT-P/Fot.: Stanisław Jasiukiewicz ok. 1960 roku/wikipedia.org

27 czerwca 1973 roku w Warszawie zmarł Stanisław Jasiukiewicz, aktor, żołnierz Armii Krajowej; wystąpił w filmach „Wolne miasto”, „Lunatycy”, „Krzyżacy”, „Matka Joanna od Aniołów”, „Hrabina Cosel”, „W pustyni i w puszczy”, „Potop”, a także w serialu „Czterej pancerni i pies”. Stanisław Jasiukiewicz urodził się 14 maja

Polska złożyła protest w sprawie usunięcia flagi z cmentarza wojennego w Katyniu – poinformował w niedzielę doradca prezydenta Andrzeja Dudy Paweł Mucha. Podkreślił, że decyzja podjęta przez stronę rosyjską jest wymierzona w cały Zachód. Wcześniej o zdjęciu polskiej flagi poinformowały rosyjskie niezależne media, powołując się na wpis mera Smoleńska Andrieja Borisowa.

Rosyjskie media poinformowały o usunięciu polskiej flagi z cmentarza wojennego w Katyniu 24 czerwca. Przytoczyły wpis mera Smoleńska Andrieja Borisowa, który poinformował, że decyzję w tej sprawie podjęło ministerstwo kultury Rosji. „Na rosyjskich pomnikach nie może być polskich flag! A po otwartych antyrosyjskich wypowiedziach polskich polityków – tym bardziej. Myślę, że Ministerstwo Kultury Federacji Rosyjskiej podjęło jedyną słuszną decyzję – zdjęcie flagi Polski. Katyń to rosyjski pomnik, to rosyjska historia” – dowodził urzędnik na rosyjskim portalu społecznościowym VKontakte.

Borisow opublikował też zdjęcie dwóch masztów – jednego z flagą Rosji, drugiego – pustego, z podstawioną drabiną.

Zdjęcie masztów opublikowane przez Andrieja Borisowa, fot.: vk.com/wall-212312636_92

Również 24 czerwca rosyjskie media poinformowały, że polska flaga została zdjęta z cmentarza wojennego w miejscowości Miednoje (w obwodzie twerskim).

Szefowa Muzeum Współczesnej Historii Rosji Irina Wielikanowa, proszona przez portal RBK o opinię w tej sprawie, powiedziała, że decyzja o usunięciu polskich flag w Katyniu i Miednoje została spowodowana obecną sytuacją polityczną.

– Dwie flagi, rosyjska i polska, były symbolem przyjaźni między naszymi krajami. To, co się dzisiaj dzieje, nie ma nic wspólnego z przyjaźnią – dodała urzędniczka. Jak stwierdziła, statut muzeum (w Katyniu) i inne dokumenty nie reglamentują obowiązku umieszczania na pomnikach flag żadnego państwa, a obecność polskiej flagi była jedynie „gestem dobrej woli”. – W porozumieniu międzyrządowym z 1994 roku zagadnienie polskiej flagi na cmentarzach wojennych w Katyniu i Miednoje nie jest omawiane – dodała.

Reakcja Polski

26 czerwca doradca prezydenta Andrzeja Dudy Paweł Mucha powiedział w rozmowie z Polsat News, że Polska wyraziła protest w tej sprawie, a na miejscu był polski konsul. Mucha ocenił, tego typu działania wymierzone są w cały Zachód. – To są takie akty wrogości, które pokazują, że Rosjanie mają świadomość tego, że obrona Ukrainy nie byłaby możliwa w takim zakresie i w takim czasie, gdyby nie wsparcie Zachodu – powiedział.

25 czerwca wiceszef MSZ Marcin Przydacz przekazał w Polskim Radiu 24, że polski konsul w Smoleńsku potwierdził fakt zdjęcia polskiej flagi z memoriału w Katyniu. – Jednocześnie podjął interwencję u rosyjskich władz, u rosyjskich zarządców tego terenu, domagając się wyjaśnień i wskazując, że tego typu postępowanie jest absolutnie nieakceptowalne przez stronę polską, a jednocześnie świadczące o braku cywilizowanego podejścia do kwestii pamięci osób pomordowanych – powiedział Przydacz.

Dodał, że w Katyniu spoczywają polscy oficerowie pomordowani przez władze sowieckie, co zostało przyznane przez władze rosyjskie. – Obecność tam polskiej flagi, odpowiedni szacunek dla tego miejsca powinien być standardem cywilizacyjnym. Jeśli Rosja takiego standardu nie przestrzega, to tak naprawdę pokazuje to prawdziwe oblicze tej władzy – powiedział wiceszef MSZ.

Akt wrogości

„Usunięcie flag Polski z cmentarza w Katyniu i Miednoje to kolejny akt wrogości Federacji Rosyjskiej, a jednocześnie element antypolskiej kampanii, prowadzonej przez Kreml od wielu lat” – zareagował w rozmowie z PAP rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.

W jego ocenie decyzje władz Rosji dowodzą, że Polska słusznie diagnozuje działania rosyjskie jako politykę celowej konfrontacji z krajami Zachodu. – Nasi partnerzy z NATO dostali kolejny dowód na słuszność naszych ocen. Rosja pozostaje krajem zainteresowanym dalszą eskalacją relacji z Zachodem – podkreślił Żaryn. Przypomniał, że działania Kremla są od lat wymierzone w Polskę za naszą aktywną postawę przy ukazywaniu prawdziwych celów Rosji.

– Bazując na własnych doświadczeniach, analizach bieżącej sytuacji oraz diagnozie polityki Moskwy, przestrzegamy naszych partnerów przed zagrożeniami rosyjskimi, podejmując działania neutralizujące rosyjskie wpływy w Polsce i całej Europie – powiedział. – Kraj taki jak Rosja jest i pozostanie wrogi wobec Europy. Ten ostatni akt wrogości tylko potwierdza to rozpoznanie – stwierdził rzecznik.

Znadniemna.pl/PAP/tvn24.pl

Polska złożyła protest w sprawie usunięcia flagi z cmentarza wojennego w Katyniu - poinformował w niedzielę doradca prezydenta Andrzeja Dudy Paweł Mucha. Podkreślił, że decyzja podjęta przez stronę rosyjską jest wymierzona w cały Zachód. Wcześniej o zdjęciu polskiej flagi poinformowały rosyjskie niezależne media, powołując się

9,7 tysiąca rubli – tyle zapłacił mieszkaniec Mińska za siedzibę znanego polskiego malarza, powstańca styczniowego Alfreda Izydora Romera, który przez ostanie lata mieszkał i zmarł we wsi Karolinowo, leżącej obecnie w rejonie postawskim obwodu witebskiego.

Jak pisze portal Reform.by  nowy właściciel niszczejącej w ostatnich latach siedziby znanego polskiego artysty i bohatera zrywu niepodległościowego, zobowiązał się do jej odnowienia i planuje na bazie siedziby Romera rozwijać agro-eko-turystykę.

Parterowy dworek, w którym  przez ostatnie  lata żył i dokonał żywota Alfred Izydor Romer został wzniesiony w 1864 roku. Jest on obiektem, wpisanym na  białoruską listę zabytków kultury i historii. Ogólna powierzchnia znajdujących się w dworku pomieszczeń liczy  536 metrów kwadratowych. Po sowieckiej agresji 1939 roku na Kresy Wschodnie II rzeczypospolitej dworek został znacjonalizowany i służył najpierw jako schronisko dla mieszkańców spaloтej wioski, a potem jako szpital, a później – szkoła.

Poczynając od 2020 roku siedziba Romera była wystawiana na targi czterokrotnie z konsekwentnym obniżaniem ceny. 23 czerwca została wreszcie sprzedana za cenę o 80 procent niższą, niż cena wywoławcza.

Znadniemna.pl na podstawie Reform.by

 

9,7 tysiąca rubli – tyle zapłacił mieszkaniec Mińska za siedzibę znanego polskiego malarza, powstańca styczniowego Alfreda Izydora Romera, który przez ostanie lata mieszkał i zmarł we wsi Karolinowo, leżącej obecnie w rejonie postawskim obwodu witebskiego. Jak pisze portal Reform.by  nowy właściciel niszczejącej w ostatnich latach siedziby

204 lat temu, 23 czerwca 1818 roku, Tadeusz Kościuszko został pochowany na Wawelu. Naczelnik zmarł dziewięć miesięcy wcześniej w szwajcarskiej Solurze, gdzie odbył się też jego pierwszy pogrzeb.

Sarkofag Tadeusza Kościuszki w Krypcie św. Leonarda na Wawelu

Na początku czerwca 1817 roku Tadeusz Kościuszko dostał list od swojego przyjaciela Thomasa Jeffersona. Były prezydent USA zachęcał Naczelnika do przyjazdu do Ameryki, osiedlenia się tam. „Przyjedź do Monticello i bądź członkiem naszej rodziny. Kiedyś wszakże protestowałeś przeciwko temu, twierdząc, że naruszyłoby to twoją niezależność – chociaż to my bylibyśmy zależni od ciebie, zażywając szczęścia twojego towarzystwa. Ale jeśli tak będzie prościej, przyjedź i wybuduj albo wynajmij dom sobie dom, tak blisko, by co dzień z nami wieczerzać. Mamy tu zdrową okolicę i znakomite towarzystwo w sąsiedztwie” – zachęcał prezydent.

Istotnie Kościuszko w Monticello miałby sielskie życie. Jefferson był wówczas człowiekiem cokolwiek ekscentrycznym, spędzającym czas na badaniach archeologicznych, propagowaniu w USA architektury klasycystycznej, pisaniu książek na rozmaite tematy i prowadzeniu wystawnego życia, które doprowadziło go na skraj bankructwa. To ostatnie akurat nie było dla Kościuszki najlepszą informacją, Jefferson zarządzał mianowicie jego amerykańskim majątkiem: niezbyt wielkim, bo miał tam 250 ha ziemi i wypłacane mu było w ratach zaległe wynagrodzenie za prace inżynieryjne wykonane dla wojska, pozwalało mu ono jednak zachować sporą niezależność od kogokolwiek. Pomijając, że miał już wówczas siedemdziesiąt jeden lat i jego – ascetyczne nawet w młodości – potrzeby, teraz zanikły niemal zupełnie. Jak pisał historyk Bartłomiej Szyndler, w ostatnich latach życia Naczelnik chodził w „starym, pocerowanym surducie, a do jego klapy wkładał niekiedy dla ozdoby kwiatek”.

Ostatnie dni

Portret Tadeusza Kościuszki, namalowany przez Kazimierza Wojniakowskiego

Mieszkał wówczas w szwajcarskiej Solurze i nie zamierzał już się z niej ruszać, a już na pewno nie do Ameryki. Jeffersonowi odmówił ciekawym zdaniem. Stwierdził: „Jestem ostatnim Polakiem w Europie, wszystkich innych okoliczności uczyniły poddanymi różnych mocarstw”. Napisane było to w tonie żartobliwym, ale tak naprawdę nieźle oddawało i charakter Kościuszki, i jego ówczesną pozycję w Europie.

Nie był może jedynym, lecz istotnie jednym z nielicznych wówczas Polaków całkowicie niezależnych. Pozycja, jaką wypracował i wywalczył w poprzednich latach, na dwóch kontynentach, sprawiała, że był wówczas człowiekiem powszechnie znanym, jedną z największych „gwiazd” tamtych czasów, z którym znajomość chciały zawierać wszystkie koronowane głowy Europy, o co on nie zabiegał zupełnie. A to, że zawsze swoją polskość podkreślał, czyniło go jedynym liczącym się wówczas ambasadorem sprawy polskiej na europejskich salonach i dworach. Był przy okazji skromny. W Solurze zadowalał się całkowicie mieszkaniem w wynajętym pokoju w domu Franciszka Ksawerego Zeltnera, a także miejscowym towarzystwem, z którym regularnie grywał w szachy i wista. Jego najbliższymi wówczas kompanami byli: lekarz Schurer, ks. Smitch, kupiec Bettin oraz emerytowany oficer, płk Grimm.

Ale to, że nie zamierzał się ruszać ze Szwajcarii, nie oznacza, iż siedział na miejscu. Przeciwnie. Jak na siedemdziesięciolatka był człowiekiem bardzo zdrowym i aktywnym. Wiadomo, że bywał w Genewie, zjeździł też konno kantony szwajcarskie. O jego zdrowiu nieźle świadczy to, że podczas jednej z takich wycieczek spadł z konia i mocno się poturbował. Wystarczyło jednak wówczas kilka dni, by całkowicie doszedł do siebie. Zeltner, który czasem towarzyszył mu w podróżach, częściej jednak nie, powiedział potem, że „niewiele miał sposobności, by obcować ze swym znakomitym gościem”. Jak zauważał Feliks Koneczny, Kościuszko „dwa ostatnie lata życia spędził w podróży”.

Śmierć Naczelnika

Pomnik Tadeusza Kościuszki na Wawelu

„W samotności zamknął oczy Naczelnik w Solurze dnia 15 października 1817 r. Przytomny był do końca, mówiąc o Polsce. Niestety nie było przy nim żadnego rodaka w ostatnich dniach życia. Zgasł wśród Zeltnerów, których rodzina zapewniła mu przynajmniej ład i spokój powszedniego życia przez lat blisko siedemnaście, co niewątpliwie stanowi tytuł do wdzięcznego o niej wspomnienia” – tak widział śmierć Kościuszki Feliks Koneczny i w zasadzie się nie mylił, choć można dyskutować, czy rzeczywiście było to umieranie samotne, skoro był w otoczeniu najbliższych przyjaciół ostatnich lat życia.

Można za to stwierdzić, że Kościuszko zmarł nagle. Jeszcze wczesną jesienią był w Genewie, gdzie odwiedził synów ordynata Stanisława Kostki Zamoyskiego, Konstantego i Andrzeja. Nic nie wskazuje na to, by cokolwiek w jego zdrowiu wówczas szwankowało. Zaczęło, dopiero gdy 1 października wrócił do Solury. Od dłuższego czasu miał problemy z bezsennością, potem doszły do tego ostre bóle głowy, które sam opisał jako „oślepiające”, i nagła utrata sił. Jego stan pogarszał się gwałtownie. Wkrótce do wcześniejszych objawów dołączyła wysoka gorączka, powodująca drżenie. Leczył go Schurer, ale podawane przez niego środki przynosiły tylko chwilową ulgę. Przez dziesięć dni sytuacja nie ulegała zmianie, ale też jego stan nie pogarszał się. Nie tracił także przytomności. 10 października podyktował testament, w którym lwią część majątku przeznaczył dla córki Zeltnerów, swojej chrześnicy Emilii (jej przeznaczył również swoje serce) i gen. Franciszkowi Paszkowskiemu. Po złożeniu podpisu przeżył jeszcze pięć dni. 15 października około godz. 22.00 obudził się na chwilę i – jak przekonywał obecny przy tym płk Grimm – usiłował z nimi rozmawiać, choć było to już ciche i dość nieskładne. Podobno po prostu podał ręce obojgu Zeltnerom, uniósł się i po chwili opadł z powrotem na poduszkę. Już martwy. Przeprowadzona wkrótce sekcja wykazała wewnętrzny wylew. Zwłoki zabalsamowano, ubrano w czarną suknię i cztery dni później odbył się pogrzeb.

Mimo że chowano Naczelnika w niewielkiej przecież Solurze, pogrzeb odbył się z pompą. We wszystkich kościołach biły dzwony, wstrzymano ruch kołowy. Zgodnie z wolą zmarłego jego trumnę nieśli ubodzy, a odprowadzały ją sieroty, dla których również wyznaczył stosowną kwotę w testamencie. Dalej szli mieszkańcy Solury i okolicznych wiosek. Trumnę wniesiono do kościoła Najświętszej Marii Panny Niepokalanego Poczęcia. Po odprawieniu egzekwii ciało Kościuszki przełożono do cynowej trumny, którą umieszczono w większej, dębowej, a następnie spuszczono do piwnicy pod głównym ołtarzem.

Informacje o reakcjach Polaków na śmierć Naczelnika znamy dzięki Joachimowi Lelewelowi. Historyk, ale jednocześnie świadek wydarzeń pisał: „Wszędzie w Polsce, w Warszawie, w Poznaniu, w Krakowie, w Wilnie, w Królestwie i w guberniach polskich, wszystkie wyznania odprawiły żałobne nabożeństwo. Chrześcijanie wszelkiego obrządku, katolicy, luteranie, kalwiniści. Księża bernardyni w Wilnie stroili katafalk w kościele ewangelickim na ten obrządek. Również odprawiali żałobne nabożeństwo wyznawcy mojżeszowi, czyli Żydzi, i mahometanie”. Istotnie mułła Daniel Szabłowski mówi wówczas w meczecie na Łukiszkach: „Bracia muzułmanie, nieodrodni synowie tej ojczyzny, na której mieszkacie! Nie trzeba wam wyliczać nieskazitelnych cnót, męstwa i zasług wielkiego męża Tadeusza Kościuszki, bo będąc pod komendą jego, patrzyliście na to, z nim razem walczyliście za ojczyznę. A kiedy podobało się Bogu zawołać go do wieczności, znajdzie tam towarzyszów swoich i podkomendnych. My na tym świecie na moment pozostali, módlmy się za duszę jego i wszystkich tych, którzy w obronie ojczyzny na placu boju polegli”.

Ale nie tylko Polacy zareagowali na śmierć Kościuszki. Późniejszy prezydent USA William Henry Harrison mówił wówczas w Kongresie: „Kościuszko, męczennik wolności już nie żyje […] Sława jego trwać będzie, dopóki wolność panuje nad światem; dopóki na ołtarzu wolności jej obrońcy składać będą swe życie w ofierze, imię Kościuszki trwać będzie wśród nas”. W Paryżu nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele św. Rocha, a przemawiał m.in. gen. La Fayette.

Pogrzeb z przystankami

Pomysł sprowadzenia ciała Kościuszki do Polski pojawił się natychmiast po jego śmierci. Był to prawdopodobnie rodzaj naturalnego odruchu, bo właściwie nie da się ustalić, od kogo wyszedł i kto pierwszy zaczął go realizować. Był natomiast problem natury formalnej – na Wawelu chowano dotąd wyłącznie królów i książęta. Kościuszko mimo zupełnie niezwykłych zasług z pochodzenia był tylko szarym szlachcicem, któremu, z racji pochodzenia, magnaci odmawiali nawet zalotów do swych córek.

Precedensu dostarczył na szczęście niedawny, bo odbywający się latem 1817 r., pogrzeb księcia Józefa Poniatowskiego – zresztą bliskiego kolegi Kościuszki, który poległ cztery lata wcześniej w bitwie pod Lipskiem. Jeśli chodzi o cara, nie robił najmniejszych problemów. Zresztą trzeba pamiętać, że carowie traktowali Kościuszkę z zupełnie niezwykłą atencją. Kiedy uwięzionego przez Katarzynę II Naczelnika uwalniał Paweł I, przyszedł osobiście do jego celi, by mu to oznajmić. A kiedy Kościuszko zgodził się na uwolnienie wyłącznie ze wszystkimi pozostałymi polskimi jeńcami, a było ich dwanaście tysięcy, Paweł zgodził się. Mało tego. Sfinansował jeszcze wówczas podróż Kościuszki do USA. Teraz Aleksander I powtórzył gest ojca. Nie tylko wydał zgodę na pochówek na Wawelu, lecz osobiście wyłożył pieniądze na ekshumację Naczelnika i transport jego szczątków. W tym celu wysłał do Solury księcia Antoniego Jabłonowskiego i kondukt wyruszył ze Szwajcarii do Krakowa 28 marca 1818 r., dokąd dotarł 11 kwietnia.

Była to ceremonia dosłownie królewska. Zgodnie z rytuałem sięgającym czasów jagiellońskich ciało Kościuszki złożono najpierw w domu przedpogrzebowym, czyli w Pałacu Tarnowskich (wówczas Montelupich), następnie w kościele św. Floriana, wreszcie kondukt wyruszył na Wawel. Różnica polegała na tym, że przypadku Kościuszki wszystko to było bardzo rozciągnięte w czasie. Jeszcze jego podróż ze Szwajcarii do Krakowa odbyła się bardzo szybko – w kościele św. Floriana jego zwłoki spoczęły już na początku kwietnia. Kłopot w tym, że na Wawelu złożono je blisko trzy miesiące później. Istnieją różne próby wyjaśnienia tego opóźnienia. Najpopularniejsza głosi, że tyle czasu zajęło przygotowywanie stosownego sarkofagu projektu Feliksa Kossa i Adama Bojanowicza, ze zdobieniami Michała Stachowicza. Całkiem prawdopodobną teorię wysunął jednak również prof. Franciszek Ziejka, sugerując, że liczono na obecność Aleksandra I, który w marcu 1818 r. na kilka tygodni przyjechał do Warszawy, by wziąć udział w obradach Sejmu Królestwa Polskiego. Jakiekolwiek byłyby jednak przyczyny, faktem jest, że oficjalny pogrzeb na Wawelu odbył się 23 czerwca 1818 r. Opisał go później Konstantin Karl Falkenstein:

„W dniu 22 czerwca, w którym o godzinie siódmej wieczornej zwłoki Kościuszki do kościoła katedralnego prowadzone być miały, już od samego południa ulice napełnione były ludem pragnącym raz jeszcze ostatni oglądać martwe popioły ukochanego rodaka. Gdy cała parada uporządkowana została, spuścili z katafalku ozdobnie przybranego trumnę oficerowie milicji i dawnej gwardii miasta Krakowa i na ramionach swoich do wozów czarnym kirem okrytych zanieśli; na którym przy odgłosie dzwonów w całym mieście, nieustannym dział biciu i wśród żałobnej muzyki przerywanej smutnym duchowieństwa pieniem, uroczyście do katedralnego kościoła przeniesiona i tamże na ozdobnem katafalku złożona została. Katafalk wspomniany wystawiony był na kształt piedestału kolumny Trajana. Na wierzchnych gzymsach jego sześć białych orłów podpierały wschody, gdzie trumna na czterech działach byłą złożona […] Dnia 23 od samego rana odprawiało się nabożeństwo w kościele katedralnym. Biskup diecezjalny Woronicz, otoczony licznym duchowieństwem, udzieliwszy zebranemu ludowi błogosławieństwa, odprawił wielką mszę relikwialną, po której znajomy ze swej kaznodziejskiej wymowy prałat i proboszcz Panny Maryi Xiądz Scholastyk Wincenty Łańcucki miał mowę do ludu i wszystkich przytomnych do łez poruszył […] Na koniec nadszedł moment dopełnienia ostatniego obrzędu. Zanieśli przed grób czcigodne zwłoki oficerowie, przed ich samem w podziemne sklepienie spuszczeniem, pożegnał je biskup Woronicz po raz ostatni w duchu religijnym i błogosławił im na nieśmiertelności podróż. Wniesione do grobu, złożono obok popiołów Jana II i Xięcia Józefa Poniatowskiego”.

Na tym jednak nie skończyło się pośmiertne upamiętnianie Tadeusza Kościuszki. Dwa lata później, jesienią rozpoczęto usypywanie na Zwierzyńcu tzw. kopca Kościuszki. „Trzy lata pracowano nad tym dziełem, to jest od dnia 16 października 1820, aż do 16 października 1823, i dzisiaj mogiła Kościuszki na 300 stóp wysoko wznosi się naprzeciwko mogił Krakusa i Wandy” – wspominał Falkenstein, ale Maria Dąbrowska miała na ten temat więcej do przekazania:

Kopiec Kościuszki w Krakowie

„Było to w roku 1820. Cała ziemia polska została już podzielona między sąsiadów. A Kraków pozostał wolny. Było tu akurat tyle miejsca, by Tadeuszowi Kościuszce wystawić pomnik. Długo myśleli ludzie, jaki on powinien być, żeby biła z niego miłość narodu. Komu powierzyć to dzieło wielkie? Wreszcie postanowiono: Kto walczył o ojczystą ziemię, niech z ziemi ma pomnik. Rozniosła się ta wieść po całej Polsce. Niesłychana radość wstrząsnęła sercami wszystkich. Nie trzeba rzeźbiarza. Cały naród będzie rzeźbił pomnik Kościuszki.16 października wyznaczono termin sypania kopca. Na ten dzień zjechała do Krakowa cała Polska. Każdy chciał budować pomnik z ziemi. Każdy chciał grudką ziemi podpisać się, że gotów jest za przykładem Kościuszki walczyć o niepodległość Polski aż do śmierci. Snuły się po Krakowie tłumy ludzi. Wszystkie zajazdy były pełne. Wszystkie domy krakowskich mieszczan przyjęły gości z obu brzegów Wisły. Kto patrzył wtedy na Kraków myślał: Gdzież się podziały zabory i granice?”.

Znadniemna.pl/PAP

204 lat temu, 23 czerwca 1818 roku, Tadeusz Kościuszko został pochowany na Wawelu. Naczelnik zmarł dziewięć miesięcy wcześniej w szwajcarskiej Solurze, gdzie odbył się też jego pierwszy pogrzeb. [caption id="attachment_56826" align="alignnone" width="750"] Sarkofag Tadeusza Kościuszki w Krypcie św. Leonarda na Wawelu[/caption] Na początku czerwca 1817 roku Tadeusz

Andrzej Dziedziewicz, wieloletni działacz Związku Polaków na Białorusi i działającego przy ZPB Polskiego Klubu Sportowego „Sokół”, w niedzielę, 19 czerwca, triumfował na dystansie 10 kilometrów  podczas II Mistrzostw Świata w Nordic Walking, które gościła gmina Choczewo w województwie pomorskim na północy Polski. 

W ogólnoświatowych startach ludzi chodzących z kijkami wzięło udział blisko 1000 najlepszych chodziarzy z 14 krajów świata. Jednym z nich był nasz związkowy kolega, prezes Białoruskiej Federacji Nordic Walking, grodnianin Andrzej Dziedziewicz.

Nasz ziomek nie miał sobie równych na dystansie 10 kilometrów, które pokonał z czasem: 58 minut: 22.71 sekundy.

Andrzej Dziedziewicz z trofeami Mistrzostw Świata

„Chciałem napisać dużo, ale nie ma słów, żeby wszystko powiedzieć, co czuje. ZOSTAŁEM MISTRZEM ŚWIATA NA 10 km. Nawet nie mogłem sobie tego wyobrazić. Są tylko emocje!!!!!!!! Dziękuję wszystkim za wsparcie, pomoc i wiarę w moje siły!!!!!!” – napisał nowo upieczony Mistrz Świata na Facebooku.

Triumf w Mistrzostwach Świata jest życiowym osiągnięciem Andrzeja Dziedziewicza. Wcześniej zajmował I miejsce w Mistrzostwach Polski, a w 2016 roku w barwach KS Metraco Polkowice, grodnianin wywalczył Mistrzostwo Europy.

Patronem szczęśliwych dla Andrzeja Dziedziewicza II Mistrzostw Świata w Nordic Walking był legendarny polski lekkoatleta, chodziarz Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski, trzykrotny mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy, były rekordzista świata w chodzie sportowym, najbardziej utytułowany polski sportowiec pod względem zdobytych tytułów mistrza olimpijskiego.

Znadniemna.pl na podstawie facebook.com

Andrzej Dziedziewicz, wieloletni działacz Związku Polaków na Białorusi i działającego przy ZPB Polskiego Klubu Sportowego "Sokół", w niedzielę, 19 czerwca, triumfował na dystansie 10 kilometrów  podczas II Mistrzostw Świata w Nordic Walking, które gościła gmina Choczewo w województwie pomorskim na północy Polski.  W ogólnoświatowych startach ludzi

75 lat temu, 20 czerwca 1947 roku, w Rzymie ukazał się pierwszy numer „Kultury”, jednego z najważniejszych czasopism polskiej emigracji. Wyrażane na jego łamach idee miały ogromny wpływ na postawy niezależnych elit intelektualnych w PRL i do dziś kształtują polską politykę zagraniczną.

Zakończenie II wojny światowej postawiło przed żołnierzami 2. Korpusu Polskiego pytanie o powrót do kraju rządzonego przez komunistów. Dla wielu młodych intelektualistów, którzy przeszli szlak Armii Andersa, ta droga była zamknięta. Nastroje wśród wielu z nich były fatalne.

„Wchodzimy w jakiś nieprawdopodobny chaos. Kto wie, czy nie ma racji Wacek Zbyszewski [redaktor sekcji polskiej radia BBC – przyp. PAP], że to początek końca świata” — pisał w lutym 1946 roku przedwojenny publicysta sprzyjający sanacji, Jerzy Giedroyc, w liście do Zofii Hertz, współpracowniczki z redakcji „Orła Białego”.

Już w marcu Jerzy Giedroyc wraz z Józefem Czapskim, Gustawem Herlingiem-Grudzińskim oraz Zofią i Zygmuntem Hertzami założył w Rzymie Instytut Literacki. Wszyscy dysponowali doświadczeniem wydawniczym z Wydziału Prasy i Wydawnictw 2. Korpusu Polskiego oraz ogromnym talentem publicystycznym i literackim. Dzięki środkom przekazanym przez 2. Korpus udało się zakupić sprzęt drukarski. Budżet nowego wydawnictwa uzupełniały wysiłki Zygmunta Hertza, który handlował benzyną z zapasów wojskowych.

Wybór pierwszych dzieł wydanych w Rzymie nie był przypadkowy. Wśród nich były m.in. „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” Adama Mickiewicza. Był to sygnał, że skupione w Rzymie środowisko dąży do przemawiania w imieniu nowej polskiej wielkiej emigracji i stworzenia programu jej działalności. Wprowadzenie do „Ksiąg” napisał Herling-Grudziński. Apelował o wybranie dla romantycznych porywów nowych kierunków oraz o walkę o wolność prowadzoną przez „wszystkich ludzi żywych, którzy poczuli się dzięki tej wojnie prawdziwymi Europejczykami”.

Wątek jedności cywilizacji europejskiej pojawił się na łamach „Kultury” już w pierwszym jej numerze, opublikowanym pod datą 20 czerwca 1947 roku.

„Kultura chce szukać w świecie cywilizacji zachodniej tej woli życia, bez której Europejczyk umrze, tak jak umarły niegdyś kierownicze warstwy dawnych imperiów” — pisano we wprowadzeniu.

Na kolejnych stronach swoje głosy w dyskusji o przyszłości Europy publikowali wybitni intelektualiści – Paul Valéry, Benedetto Croce i Tymon Terlecki, a także niezwykle zdolni, lecz nieznani wówczas publicyści, tacy jak Andrzej Bobkowski i Józef Czapski.

Krytyce poddano nurty myśli europejskiej sprzyjające Sowietom, m.in. egzystencjalizm Sartre’a. W jego miejsce represjonowany przez włoskich faszystów Croce proponował postawę sprzeciwu wobec wszystkich totalitaryzmów, która „nie obniża pełni życia duchowego człowieka i odwraca się od kalekiej i nikczemnej zasady przeżycia za wszelką cenę”.

Jerzy Giedroyc

Przenosiny z Rzymu do Paryża

Nieprzypadkowo „Kultura” była znienawidzona przez włoskich komunistów jako ośrodek wrogi ich ideologii. Giedroyc doszedł do wniosku, że wydawnictwo należy przenieść do bardziej stabilnego politycznie kraju. W październiku grono Instytutu Literackiego dotarło do Paryża. Tam również zetknęli się z nienawiścią komunistów, m.in. skupionych w redakcji prosowieckiego dziennika „L’Humanité”. W 1949 roku Giedroyc wyjaśniał błyskawiczne zniknięcie pierwszego wydania „Na nieludzkiej ziemi” Czapskiego wykupieniem całego nakładu przez agenturę sowiecką. Z podobną wściekłością lewica zareagowała na opublikowanie „Zniewolonego umysłu” Czesława Miłosza. Po latach wybitny historyk Europy Środkowej Daniel Beauvois mówił, że w latach pięćdziesiątych paryskie środowisko intelektualne określało „Kulturę” jako pismo faszystowskie.

„Te bajki moskiewskie były u nas przyjmowane za dobrą monetę długo i dopiero interwencja w Czechosłowacji w 1968 roku zapoczątkowała przemianę myślenia” — wspominał.

Dopiero lektura „Kultury” sprawiła, że przedstawiana tam wizja Europy Środkowej wywarła decydujący wpływ na postrzeganie tej części kontynentu.

W 1954 roku siedzibą Instytutu Literackiego stała się willa w Maisons-Laffitte pod Paryżem. W pierwszych latach działalności we Francji Giedroyc ukształtował program swojego środowiska. Uznał, że „Kultura” nie może być bezpośrednim uczestnikiem sporów emigracyjnych, ale jej zadaniem jest inspirowanie polskiej polityki zarówno w kraju, jak i wśród emigrantów.

„Nie mam i nie miałem nigdy ambicji czysto literackich czy redaktorskich, jak na przykład Grydzewski (Mieczysław, redaktor londyńskich „Wiadomości” – przyp. PAP) […] „Kultura” jest jedynie narzędziem, a nie celem samym w sobie” — mówił w 1950 r. w rozmowie z jedną z działaczek emigracji w USA.

W wielu wypowiedziach dystansował się do sporów w coraz bardziej rozdrobnionym i podzielonym polskim Londynie. Od środowiska legalistów odróżniało paryską „Kulturę” także przekonanie o możliwości ewoluowania systemu komunistycznego w PRL w kierunku większej ulgi dla zniewolonego społeczeństwa. Dlatego Giedroyc i jego otoczenie z tak wielkimi nadziejami przyjęli odwilż października 1956 roku. Postawa Gomułki szybko ich rozczarowała, a więc po kilku latach upatrywali pewnych nadziei w środowisku rewizjonistów wierzących w „socjalizm z ludzką twarzą”. W 1971 roku Leszek Kołakowski w „Tezach o nadziei i beznadziejności” stwierdzał, że komunizm ze swojej natury jest niereformowalny, ale może zmieniać swój charakter pod wpływem nacisku społecznego. Jako przełom dla losów Polski przyjęto więc w Maisons-Laffitte powstanie w 1976 roku jawnej opozycji.

Giedroyc wielokrotnie podkreślał, że celem jego działalności jest nawiązywanie choćby jak najdrobniejszych nici porozumienia z krajem.

„To nic, że nie czytaliśmy każdego numeru „Kultury” i każdej książki Instytutu Literackiego. Z tych fragmentów, które do nas dotarły, nieuchronnie regenerowała się zamierzona całość” — pisał w 1987 roku Jan Józef Lipski.

Inna wizja polskiej polityki wschodniej

Do opozycji docierały również najważniejsze programowe artykuły dotyczące spraw wschodnich. W 1974 roku Juliusz Mieroszewski opublikował jeden ze swoich najważniejszych artykułów, zatytułowany „Rosyjski kompleks polski i obszar ULB”. Pod tym skrótem autor rozumiał obszar należący niegdyś do Rzeczypospolitej – Ukrainę, Litwę i Białoruś.

„Idea samostanowienia i wolności dla pobratymczych narodów oddzielających nas od Rosji, z równoczesnym szczerym zrzeczeniem się jakichkolwiek planów imperialistycznych, do których to planów zaliczyć należy nadzieję ułożenia się z Moskwą ponad głowami i kosztem owych narodów – tak pojęty program mógłby przywrócić polskiej polityce niepodległościowej wysoki motyw moralny” — wyjaśniał Mieroszewski.

Pojawienie się tekstu poświęconego polityce wobec ULB było szokiem dla londyńskich środowisk emigracyjnych, które bezkompromisowo stały na stanowisku trwania Polski w granicach wschodnich sprzed 17 września 1939 roku. Zwracano też uwagę na antypolskie resentymenty obecne wśród narodów żyjących między Polską a Rosją. W ujęciu Mieroszewskiego elity tych krajów powinny zmierzać do przełamywania barier leżących na przeszkodzie współpracy. Stawką miała być niezawisłość Polski i krajów ULB. Sam Giedroyc był zdania, że celem tak prowadzonej polityki musi być także budowanie pozycji tych narodów wśród państw Europy.

” Powinniśmy sobie uświadomić, że im mocniejsza będzie nasza pozycja na wschodzie, tym bardziej będziemy liczyli się w Europie Zachodniej” — zaznaczał.

Niezależnie od różnic politycznych i światopoglądowych Giedroyc i jego otoczenie byli doceniani za swoje poświęcenie.

„Utożsamił się ze swoją pracą do tego stopnia, że nie sposób wyobrazić go sobie bez niej. Bo też jest ona czymś więcej niż pracą. Bycie redaktorem jest dla Giedroycia sposobem istnienia i działania, postawą wobec Polski i wobec świata” — tak charakteryzował Giedroycia jego przyjaciel i współpracownik Krzysztof Pomian.

Słynny był dystans, jaki redaktor wytwarzał między sobą a otoczeniem; nawet z bliskimi współpracownikami przechodził na „ty” dopiero po latach znajomości. Przy drzwiach jego gabinetu wisiała tabliczka z wygrawerowaną łacińską sentencją „Cave hominem”, czyli „Strzeż się człowieka”. Giedroyc zachowywał swoje życie osobiste dla siebie. Publicznie twierdził nawet, że żadnego życia osobistego nie posiada.

Na łamach „Kultury” i w innych publikacjach Instytutu Literackiego wiele miejsca poświęcano historii, którą postrzegano jako klucz do zrozumienia teraźniejszości i przyszłości. W 1962 roku środowisko „Kultury” rozpoczęło publikację czasopisma poświęconego dziejom najnowszym – „Zeszytów Historycznych”. Celem ich powstania było nie tylko przedstawienie wizji dziejów wolnej od panującej w PRL cenzury, lecz zrozumienie celów sowieckiego imperium.

„Polityka w 70, a może nawet 80 procentach, jest dyskusją na temat historii. Nikt z nas dokładnie nie wie, o czym mówią w czasie tajnych narad członkowie biura politycznego na Kremlu. Nikt z nas nie wie, co na dnie duszy myśli i planuje Breżniew. Z historii jednak wiemy, co myśleli i planowali jego poprzednicy na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Wnioskujemy, że Breżniew myśli podobnie jak jego poprzednicy, ponieważ w gruncie rzeczy nic się nie zmienia” — pisał Mieroszewski.

„Maisons-Laffitte, 13 grudnia. Ani słowa. Prócz daty, ani słowa” — zapisał w swoim „Dzienniku pisanym nocą” Gustaw Herling-Grudziński.

Polska transformacja i schyłek działalności „Kultury”

Zdławienie ruchu legalnej „Solidarności” było dla „Kultury” zaskoczeniem, ale jako znacznie większe niebezpieczeństwo dla Polski Giedroyc oceniał możliwość zawarcia „zgniłego kompromisu” pomiędzy częścią „Solidarności” a reżimem. Bardzo krytycznie pisano o episkopacie, który w opinii Giedroycia mógłby być patronem takiego porozumienia. Pod koniec lat osiemdziesiątych w Maisons-Laffitte najbardziej krytycznie spoglądano na liderów opozycji, którzy zdaniem „Kultury” powinni ustąpić miejsca młodszym, bardziej radykalnym działaczom podziemia. Okrągły stół Giedroyc uznał za klęskę. Po kilku latach zrewidował swoją opinię, ale wciąż bardzo krytycznie spoglądał na polską transformację, szczególnie w okresie prezydentury Lecha Wałęsy, którą postrzegał jako okres zaprzepaszczonych szans.

Koniec XX stulecia to czas odchodzenia kolejnych twórców „Kultury”. W 1993 roku zmarł Józef Czapski, 4 lipca 2000 roku Herling-Grudziński. Zaledwie kilka miesięcy później, w nocy z 14 na 15 września 2000 roku, zmarł Giedroyc.

„Nostalgia za Polską wyśnioną, wyidealizowaną, prawie doskonałą, nasiliła się przy końcu życia Redaktora, gdy wydawało się, że cel jest blisko, a spełnienie możliwe. Stąd nuty jeremiaszowej goryczy, stąd ostra, niecierpliwa krytyka: marzenie pozostawało nadal i tylko marzeniem” — mówił w homilii podczas mszy pogrzebowej ks. Henryk Hoser.

Zgodnie z wolą Giedroycia kolejny numer „Kultury” był ostatnim. Na czele Instytutu Literackiego stanęła Zofia Hertz. Wciąż ukazywały się „Zeszyty Historyczne”. Ich redaktor naczelny Henryk Giedroyc w 2010 roku podjął decyzję o zamknięciu pisma. Brat Jerzego nie doczekał wydania ostatniego numeru – zmarł 21 marca 2010 roku w Maisons-Laffitte. Najważniejsi redaktorzy „Kultury” – Jerzy Giedroyc, wraz z żoną (do 1937) Tatianą Szwecow, Henryk Giedroyc, wraz z żoną Ledą Giedroyc, Zofia i Zygmunt Hertzowie, Józef Czapski, wraz z siostrą Marią – spoczywają na cmentarzu w Le Mesnil-le-Roi koło Paryża.

Znadniemna.pl/PAP/Fot.: Iness Todryk-Pisalnik 

75 lat temu, 20 czerwca 1947 roku, w Rzymie ukazał się pierwszy numer "Kultury", jednego z najważniejszych czasopism polskiej emigracji. Wyrażane na jego łamach idee miały ogromny wpływ na postawy niezależnych elit intelektualnych w PRL i do dziś kształtują polską politykę zagraniczną. Zakończenie II wojny światowej

W tym roku Siostry Salezjanki obchodzą 150 lat założenia swojego instytutu. Córki Maryi Wspomożycielki patrzą w przyszłość, nie zapominając o przeszłości. „Od początku naszą misją było formowanie dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli. W najbliższych dziesięcioleciach będziemy coraz bardziej międzynarodowe” – stwierdza w rozmowie z Radiem Watykańskim s. Grazia Loparco, historyk Kościoła.

Żeński instytut zakonny został założony przez św. Jana Bosko i św. Marię Dominikę Mazzarello w 1872 r. w Mornese, małym miasteczku w prowincji Alessandria. Jego charyzmatem od początku była chrześcijańska formacja młodzieży. Ponad 11 tys. sióstr pracuje w 97 krajach na pięciu kontynentach. W Polsce siostry są obecne od stu lat.

Bez strachu wobec zmian

Zgromadzenie powstało w czasach, gdy Kościół przechodził wiele zmian. Pod koniec XIX wieku utracił państwo papieskie, a proces zjednoczenia Włoch dobiegał końca. Zakonnice rozpoczęły działalność u progu nowoczesności. Także dziś siostry muszą mierzyć się z wyzwaniami.

„Oprócz przekazywania doktryny zawsze troszczyłyśmy się o nauczanie ludzi w taki sposób, aby mogli odnaleźć się w najróżniejszych kontekstach społecznych, w których żyli. Nie bałyśmy się zmian historyczno-kościelnych, które zachodziły w tym okresie, ale stawiałyśmy w centrum apostolstwo – mówi s. Loparco. – Nasza przyszłość będzie coraz bardziej międzynarodowa. W naszym instytucie obserwujemy już dziś zmiany: ubywa sióstr europejskich i amerykańskich, a przybywa z Azji, Afryki i Oceanii. Tam, gdzie rozwijają się społeczeństwa, pokazałyśmy, że wiemy, jak stanąć po stronie najsłabszych. W najbliższych latach będziemy także intensyfikować współpracę ze świeckimi. Będziemy coraz bardziej współpracować z instytucjami społecznymi, by zaradzić problemom na styku polityki i szkolnictwa”.

Znadniemna.pl za KAI

W tym roku Siostry Salezjanki obchodzą 150 lat założenia swojego instytutu. Córki Maryi Wspomożycielki patrzą w przyszłość, nie zapominając o przeszłości. „Od początku naszą misją było formowanie dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli. W najbliższych dziesięcioleciach będziemy coraz bardziej międzynarodowe” – stwierdza w rozmowie z Radiem

Dzisiaj, 20 czerwca, jest obchodzony Światowy Dzień Uchodźcy, który ustanowiony został dwadzieścia dwa lata temu przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, abyśmy pamiętali o tych ludziach, którzy z powodu wojen, prześladowań i przemocy zmuszeni zostali do opuszczenia swojego kraju.

Akcja protestu, jaka trwała od tygodnia na polsko-białoruskich przejściach granicznych w Bobrownikach i Kuźnicy Białostockiej. Fot.: Agnieszka Sadowska/Agencja Wyborcza.pl

Bycie uchodźcą wymaga odwagi. Najpierw – żeby ratować zagrożone życie swoje i swoich bliskich, potem – żeby rozpocząć je od nowa w nowym kraju i nieznanej kulturze.

W ostatnich miesiącach Białoruś odnotowuje ogromny wzrost emigracji. Białorusini szukają bezpiecznego miejsca w innych państwach – ocenił rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. Ludzie uciekają z kraju.

Uciekają przed coraz trudniejszą sytuacją kraju

– Skala migracji z Białorusi jest poważna. W 2020 roku według danych Eurostatu do krajów Unii Europejskiej przybyło ponad 60 tysięcy osób, które uciekły z Białorusi. Znacząca większość trafiła do Polski. Interesującymi dla Białorusinów krajami są również Litwa, Niemcy czy Czechy, a ostatnio również Gruzja – powiedział rzecznik.

W jego ocenie Białorusini uciekają przed coraz trudniejszą sytuacją w tym kraju, masowymi represjami reżimu i fatalnymi warunkami życia. – Obawiają się też udziału Białorusi w wojnie przeciwko Ukrainie – młodzi ludzie mają świadomość, w jaką stronę Łukaszenka pcha Białoruś oraz jak dalece uzależnił kraj od Rosji – stwierdził.

 

Problem widoczny dla władz w Mińsku

– Poborowi uciekają z obawy przed wojną, którą Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie, nie mają pewności, czy nie zostaną wysłani na front, jeśli Łukaszenka włączy się w rosyjską agresję – podkreślił.

W ocenie Żaryna skala emigracji sprawiła, że problem jest widoczny nawet dla władz w Mińsku.

– Reżim Łukaszenki oficjalnie bagatelizuje zjawisko i udaje, że go nie dostrzega, jednak władze białoruskie prowadzą działania obliczone na utrudnianie wyjazdu swoim obywatelom. Młodzi ludzie w czasie edukacji są przymuszani do podpisywania „lojalek” zapewniających, że nie wyjadą z kraju – powiedział PAP rzecznik.

Władza „zaniepokojona” skalą wyjazdów

Do kontroli emigracji kierowane są służby specjalne – wyłapują i zatrzymują osoby ze specjalistycznym wykształceniem, czy dużym doświadczeniem, które mogą chcieć uciec z Białorusi.

Według rzecznika prasowego ministra koordynatora służb specjalnych zachowanie reżimu Łukaszenki wskazuje, że władza na Białorusi jest coraz bardziej zaniepokojona skalą wyjazdów z kraju.

– Nic dziwnego. Wiele państw Zachodu jest zainteresowanych pomocą białoruskiemu społeczeństwu, które szukało w ostatnich latach miejsca do bezpiecznego życia, uciekając przed represjami – wskazał.

„Władze w Mińsku są przerażone masowym exodusem”

Przypomniał, że takim miejscem jest m.in. Polska, która prowadzi wciąż specjalny program ułatwiający osobom z Białorusi przenoszenie biznesu do Polski.

– Reżim Łukaszenki wie, że Białoruś krwawi, tracąc rok do roku tysiące obywateli. Skala tego zjawiska sprawia, że władze w Mińsku są przerażone masowym exodusem. Odpowiedzią białoruskiego despoty jest jednak dalsze wzmocnienie represji i próba siłowego zatrzymania obywateli, co dodatkowo będzie powodowało zwiększenie emigracji – ocenił w rozmowie Żaryn.

Znadniemna.pl/PAP/Fot.: Agnieszka Sadowska/Agencja Wyborcza.pl

Dzisiaj, 20 czerwca, jest obchodzony Światowy Dzień Uchodźcy, który ustanowiony został dwadzieścia dwa lata temu przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, abyśmy pamiętali o tych ludziach, którzy z powodu wojen, prześladowań i przemocy zmuszeni zostali do opuszczenia swojego kraju. [caption id="attachment_56785" align="alignnone" width="1024"] Akcja protestu, jaka trwała od tygodnia

Przejdź do treści