HomeStandard Blog Whole Post (Page 100)

Prezydent Polski Andrzej Duda, tuż po powrocie z Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, odniósł się do polsko-białoruskich relacji. Pytany o zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach, przekonywał, że w razie „agresywnego” zachowania, sąsiedzi muszą się spodziewać „twardej odpowiedzi”.

Prezydent podczas konferencji prasowej po powrocie z Monachium został zapytany o kwestię zamknięcia przejścia granicznego w Bobrownikach. – My mieliśmy wobec Białorusi zawsze uczciwe zamiary. Myśmy nie prześladowali białoruskiej mniejszości w Polsce. To Polacy mieszkający na Białorusi, obywatele Białorusi, dla których to jest ziemia ojczysta, byli i są tam prześladowani – stwierdził.

Andrzej Duda: „Poczobuta skazano za to, że chciał żyć w wolnym kraju”

Prezydent przypomniał, że białoruski sąd w Grodnie skazał działacza polskiej mniejszości i dziennikarza Andrzeja Poczobuta na kuriozalną karę ośmiu lat kolonii karnej. Zdaniem Dudy, Poczobut został skazany za to, że „chciał żyć w wolnym kraju, być wolnym obywatelem wolnego państwa”.

Prezydent podkreślał, że Polska ma „uczciwe i dobre zamiary, i chce dobrze żyć z sąsiadami”. – Ale jeżeli ktoś jest wobec nas agresywny, to może się spodziewać twardej odpowiedzi z naszej strony – zaznaczył Duda.

„Białoruski reżim pastwi się nad ludźmi i hybrydowo atakuje sąsiadów”

– To po prostu urąga wszelkim standardom. Tak naprawdę, to reżim białoruski prześladuje ludzi, pastwi się nad nimi, niewoli własny naród i atakuje sąsiadów. Mówię z całą odpowiedzialnością, że atakuje sąsiadów, bo to my przeżyliśmy atak hybrydowy na naszą granicę, to zostało udokumentowane na filmach, że to nikt inny, tylko funkcjonariusze służb białoruskich pchali migrantów z Bliskiego Wschodu na linię graniczną między naszymi państwami i wywołali w związku z tym zamieszki – powiedział.

Prezydent, w rozmowie z dziennikarzami, podsumował też samą Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa. – Wszyscy sojusznicy, jak jeden mąż, zgadzają się absolutnie z tym, że musimy wspierać Ukrainę. Tutaj jest absolutna jedność wśród wszystkich rozmówców – mówił.

Znadniemna.pl na podstawie PAP, fot.: PAP/Leszek Szymański

Prezydent Polski Andrzej Duda, tuż po powrocie z Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, odniósł się do polsko-białoruskich relacji. Pytany o zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach, przekonywał, że w razie "agresywnego" zachowania, sąsiedzi muszą się spodziewać "twardej odpowiedzi". Prezydent podczas konferencji prasowej po powrocie z Monachium został zapytany

Rosja i Białoruś tak, jak wcześniej ZSRR, twierdzą, że 17 września 1939 r. nie było żadnej agresji, a jedynie „bratnia pomoc” dla narodu białoruskiego i ukraińskiego. Zapewniają, że jest na to dowód: polskie wojsko się nie broniło. Tymczasem walki trwały. W Wilnie nasi żołnierze zniszczyli kilkanaście czołgów wroga.

Walki o Wilno mają zostać pokazane w filmie, realizowanym przez Fundację Joachima Lelewela przy współpracy z Telewizją Polską. Powstaje godzinny, fabularyzowany dokument o roboczym tytule „Wilno 1939”.

Obrona miasta  nad Wilią miała miejsce 18-19 września. Po stronie polskiej walczyły siły równe trzem pułkom piechoty z kilkunastoma działami oraz pociągiem pancernym; po stronie sowieckiej – trzy brygady pancerne i dwie dywizje kawalerii. Potem polskie oddziały wycofały się na Litwę, a część trafiła do Grodna, które walczyło trzy dni – od 20 do 22 września.

Film pokaże, jakie było Wilno we wrześniu 1939 r., i unaoczni tragedię miasta i stacjonującego w nim Wojska Polskiego, gdy okazało się, że obrona przed dwoma wrogami nie ma szans. Zarazem będzie świadectwem postępowania Litwinów we wrześniu 1939 r. – wbrew naciskom Berlina kraj ten pozostał neutralny, a wszystkie relacje mówią o życzliwym przyjęciu polskich żołnierzy i dobrych warunkach internowania.

Fundacja Joachima Lelewela, dzięki wsparciu rządowego programu „Niepodległa”, zorganizowała we wrześniu ub.r. widowisko historyczne – rekonstrukcję „Wilno 1939 w Suwałkach”. Dała ona przedsmak tego, co pojawi się w filmie. Uczestniczyło w niej 40 rekonstruktorów (także Litwini i Polacy z Litwy), samochód pancerny, samochód „Łazik” i działo. Film będzie realizowany w Polsce i oczywiście też w Wilnie, a partnerem po litewskiej stronie jest polski portal Wilnoteka.

Wciąż brakuje środków, organizatorzy bardzo więc proszą o wpłaty, choćby niewielkie https://zrzutka.pl/uad5za.

Znadniemna.pl na podst. Piotr Kościński/ Idziemy.pl, fot.: producenci filmu „Wilno 1939”

Rosja i Białoruś tak, jak wcześniej ZSRR, twierdzą, że 17 września 1939 r. nie było żadnej agresji, a jedynie „bratnia pomoc” dla narodu białoruskiego i ukraińskiego. Zapewniają, że jest na to dowód: polskie wojsko się nie broniło. Tymczasem walki trwały. W Wilnie nasi żołnierze zniszczyli

MSZ Białorusi poinformowało polskiego chargé d’affaires w Mińsku o odpowiedzi na zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach. Wprowadzone zostaną ograniczenia dla polskich przewoźników; kraj ma opuścić oficer łącznikowy Straży Granicznej.

MSZ poinformowało również w komunikacie, że „liczba pracowników Konsulatu Generalnego Polski w Grodnie powinna zostać zrównana z liczbą pracowników Konsulatu Generalnego Białorusi w Białymstoku”.

Polscy przewoźnicy będą mogli wjeżdżać na Białoruś i wyjeżdżać przez dowolne przejścia graniczne dla samochodów ciężarowych, ale tylko „na polsko-białoruskim odcinku granicy”. Oznacza to, że nie będą oni mogli korzystać z przejść granicznych Białorusi z Litwą i Łotwą.

Białoruskie władze „nie widzą również sensu dalszego przebywania na swoim terytorium oficera łącznikowego Straży Granicznej RP”.

W komunikacie opublikowanym po wezwaniu do MSZ Białorusi polskiego chargé d’affaires Krzysztofa Ożanny napisano, że kroki władz białoruskich zostały „poczynione w odpowiedzi” na działania Polski, a Białoruś „zastrzega sobie prawo do „poważniejszych kroków” w przypadku „destruktywnych działań” ze strony Polski.

9 lutego Polska zapowiedziała zamknięcie „z uwagi na interes bezpieczeństwa państwa” przejścia granicznego w Bobrownikach, ostatniego działającego w obwodzie grodzieńskim. Dzień wcześniej białoruski sąd w Grodnie skazał na 8 lat kolonii karnej działacza polskiej mniejszości i dziennikarza Andrzeja Poczobuta.

Bobrowniki od ponad roku były jedynym w Podlaskiem działającym drogowym przejściem granicznym z Białorusią, gdzie odbywał się ruch towarowy i osobowy. Obecnie w Podlaskiem nie ma już ani jednego czynnego drogowego przejścia granicznego z Białorusią. 9 listopada 2022 r. w związku z kryzysem migracyjnym zamknięto do odwołania największe przejście drogowe z Białorusią – w Kuźnicy. Nieczynne jest też przejście w Połowcach.

Również po stronie białoruskiej, po zamknięciu przejść w Kuźnicy i Bobrownikach, nie ma czynnego przejścia granicznego z Polską. Otwarte dla ruchu osobowego jest przejście Terespol-Brześć. Działa również przejście towarowe Kukuryki-Kozłowicze (obwód brzeski).

 Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP

 

MSZ Białorusi poinformowało polskiego chargé d’affaires w Mińsku o odpowiedzi na zamknięcie przejścia granicznego w Bobrownikach. Wprowadzone zostaną ograniczenia dla polskich przewoźników; kraj ma opuścić oficer łącznikowy Straży Granicznej. MSZ poinformowało również w komunikacie, że „liczba pracowników Konsulatu Generalnego Polski w Grodnie powinna zostać zrównana z

Po politycznym wyroku białoruskiego sądu z 8 lutego dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut pozostaje na razie w areszcie w Grodnie. Od daty ogłoszenia wyroku ma dziesięć dni na złożenie odwołania, a decyzja, do której kolonii karnej ma trafić, zapadnie dopiero po rozpatrzeniu apelacji – powiedział Barys Harecki ze zlikwidowanego przez władze Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ).

Rozmówca PAP powiedział, że Andrzej Poczobut po ogłoszeniu wyroku skazującego przebywa w dalszym ciągu w areszcie i ma dziesięć dni na odwołanie się od wyroku. Apelację będzie rozpatrywał Sąd Najwyższy. Cała procedura zajmie prawdopodobnie kilka miesięcy.

– Jeśli sąd odrzuci apelację i utrzyma wyrok niższej instancji, to dokumenty zostaną przekazane do MSW, do departamentu penitencjarnego. To ta struktura podejmuje decyzję, do jakiej kolonii trafia dana osoba – wyjaśnia Barys Harecki.

Jak dodaje, zazwyczaj są to ośrodki karne oddalone od miejsca zamieszkania, od rodziny, chociaż formalnie rodzina ma możliwość zwrócenia się z prośbą, by było to bliżej.

– Andrzej może teoretycznie trafić do kolonii w obwodzie homelskim, mohylewskim, witebskim czy brzeskim, nie ma żadnej reguły dotyczącej takich decyzji – mówi Harecki.

Na Białorusi jest kilkanaście kolonii karnych, zwanych też łagrami.

Poczobut ma odbyć wyrok w kolonii o zaostrzonym rygorze.

– W jednej kolonii mogą przebywać osoby o różnym statusie – z rygorem ogólnym, zaostrzonym. Ich sytuacja różni się uprawnieniami – liczbą możliwych przesyłek, w tym pieniężnych, widzeń, itd. – tłumaczy przedstawiciel BAŻ.

Ogółem za więźniów politycznych organizacje praw człowieka uznały 1438 osób. Część z nich przebywa w aresztach w oczekiwaniu na proces.

Z białoruskich przepisów wynika, że w przypadku „zaostrzonego rygoru” więzień może wydać w ciągu miesiąca (w specjalnym „sklepie”) do 185 rubli białoruskich (ok. 330 zł), odbyć dwa krótkie i dwa długie spotkania w ciągu roku, a także otrzymać trzy paczki do 20 kg i dwie – do 2 kg.

Te „przywileje” mogą zostać ograniczone decyzją władz kolonii, a z informacji obrońców praw człowieka i relacji byłych więźniów politycznych wynika, że takie kary są często stosowane.

– Dziennikarz Radia Swaboda Ałeh Hruzdziłowicz był kilkukrotnie „karany” przez umieszczenie w tzw. izolatorze karnym – mówi Harecki.

Władze więzienia mają też możliwość umieszczania skazanych w karcerze. Różni się on od izolatora.

– Karcer jest lżejszy i on może być w areszcie. A w kolonii – izolator. W karcerze dają ci materac, pościel, śpisz w normalnych warunkach. W dzień to jest zabierane i łóżko jest składane; cały dzień jesteś na nogach. W izolatorze śpi się na gołych deskach, które rozkładane są o godz. 21.00, a składane o 5.00 rano. Trzeba szybko wstać i cały dzień chodzić. Jest tam jeszcze taka ławeczka, ale na niej nie da się spać. Patrzą na ciebie cały czas przez wizjer. Jak zamkniesz oczy, to mogą dodać jeszcze 10 dni – opowiadał sam Hruzdziłowicz.

W białoruskich koloniach karnych więźniowie mają obowiązek pracy. Może to być różna praca – produkcja mebli, prace remontowe, czasem nawet w męskich koloniach są szwalnie (w żeńskich koloniach głównie szyje się mundury i innego rodzaju stroje robocze).

Normą jest, że więźniowie polityczni mają w więzieniach żółte naszywki. Jakoby byli skłonni do ucieczki.

Wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze dla Andrzeja Poczobuta ogłosił 8 lutego sędzia Grodzieńskiego Sądu Obwodowego Dzmitryj Bubieńczyk.

W uznanym za politycznym procesie, który trwał od 16 stycznia, władze zarzuciły Poczobutowi, obywatelowi Białorusi i działaczowi polskiej mniejszości „podżeganie do nienawiści”, a jego działaniom – polegającym na kultywowaniu polskości i publikowaniu artykułów w mediach, przypisano znamiona „rehabilitacji nazizmu”. Poczobut był również oskarżony o wzywanie do działań na szkodę Białorusi. Groziła mu kara do 12 lat więzienia.

Organizacje praw człowieka uznają Poczobuta za więźnia politycznego, a postępowanie wobec niego – za motywowane politycznie. Władze Polski oraz społeczność międzynarodowa apelują do władz Białorusi o uwolnienie aktywisty oraz zaprzestanie represji przedstawicieli mniejszości. MSZ RP twierdzi, że niedemokratyczne władze Białorusi przetrzymują Poczobuta jako „zakładnika relacji polsko-białoruskich”, a wyrok na niego nazwało „haniebnym”. Polska dyplomacja zapewnia, że podejmuje działania – jawne i niepubliczne – na rzecz uwolnienia Poczobuta.

Znadniemna.pl za belsat.eu wg PAP 

Po politycznym wyroku białoruskiego sądu z 8 lutego dziennikarz i działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut pozostaje na razie w areszcie w Grodnie. Od daty ogłoszenia wyroku ma dziesięć dni na złożenie odwołania, a decyzja, do której kolonii karnej ma trafić, zapadnie dopiero po rozpatrzeniu apelacji

W zimowy, mroźny dzień, 16 lutego 1939 roku, w niewielkiej białoruskiej wiosce na należącej wtenczas do Polski Grodzieńszczyźnie, urodził się chłopiec, który na stałe zapisał się w historii europejskiej muzyki. Śpiewał i grał przez całe życie. Odszedł na zawsze 17 stycznia 2004 roku w Warszawie.

Czesław Juliusz Wydrzycki, później znany jako Niemen, urodził się we wsi Stare Wasiliszki niedaleko Lidy i Szczuczyna, pobliżu Grodna. Jego ojciec, Antoni, miał, jak twierdzą ludzie jeszcze pamiętający go, przysłowiowe złote ręce. Umiał nastroić fortepian, organy, potrafił naprawić maszynę do pisania, rower czy nawet zegarek. Pan Antoni Wydrzycki był organistą w miejscowym kościele, śpiewał. To właśnie on, żołnierz Armii Krajowej, zaszczepił młodemu Cześkowi zainteresowanie muzyką, które pielęgnowała w nim także matka, Anna z Markiewiczów, śpiewająca w kościelnym chórze.

W domu państwa Wydrzyckich stał fortepian, patefon, stale rozbrzmiewała muzyka. A ich syn pierwsze bardziej profesjonalne kroki stawiał w szkole muzycznej w Grodnie. Później uczył się już w gdańskiej szkole muzycznej w klasie fagotu.

Niedługo po skończeniu 19 lat, w maju 1958 roku, Czesław Wydrzycki ożenił się z Maria Klauzunik z tychże Wasiliszek, z zawodu pielęgniarką. W ramach masowych przesiedleń Polaków z Kresów Wschodnich rodzina Wydrzyckich wyjechała w tym samym roku z Białorusi. Powodem, może nawet głównym, był oczekujący Czesława pobór w szeregi Armii Czerwonej, jak również zaproszenie byłego przywódcy polskich socjalistów Władysława Gomułki do osiedlania się w nowej ojczyźnie.

Młode małżeństwo zamieszkało najpierw w Świebodzinie, a następnie przeniosło się do Białogardu i Kołobrzegu. Wydrzyccy osiedli w Sopocie i tu w 1960 roku przyszła na świat córeczka Maria, którą tata nazywał Misią. Rodzice Misi rozwiedli się jednak w 1971 roku.

Czesław, gdy miał tylko możliwość, odwiedzał rodzinną wieś, choć niezbyt często. Po śmierci pana Antoniego i jego żony Anny, ich dom w Starych Wasiliszkach pozostawał niezamieszkany. Starsza o 13 lat siostra Czesława – Jadwiga, po wyjściu za mąż też wyjechała z rodzinnej miejscowości. Taki stan rzeczy trwał aż do śmierci wielkiego artysty. Dopiero potem lokalna społeczność postanowiła ocalić od zapomnienia ten stary drewniany dom. W miejscowym kościele pojawiła się tablica pamiątkowa ku czci sławnego mieszkańca Wasiliszek.

Na początku 2011 roku w rodzinnym domu Czesława Niemena otworzone zostało niewielkie muzeum. Są tam właściwie tylko trzy małe pomieszczenia. Dwa pokoje i malutka kuchnia. Wystrój wnętrz pozostaje taki, jak wtedy, gdy mieszkali w nich jeszcze rodzice Czesława. Czuje się tam atmosferę lat 60-70. ubiegłego stulecia. A po pomieszczeniach oprowadza i opowiada o nich pan Władimir, emerytowany urzędnik z Nowych Wasiliszek, który osobiście znał autora „Snu o Warszawie”.

Ale przede wszystkim wspomina on tego, z którym, według wielu kochających Niemena, pod względem popularności w tamtych czasach można porównywać tylko zespół „The Beatles”. Na ścianach, na meblach mnóstwo fotografii z różnych okresów życia Niemena i jego bliskich, ale przede wszystkim z czasów jego pobytu jeszcze w Starych Wasiliszkach. Na szafie wysłużony akordeon, na etażerce takaż sama gitara, na których grał Czesiek, na stole patefon z winilowymi płytami. Stół, przy którym siadał, krzesła, jego łóżko, przedmioty codziennego użytku, posłania. No i wszędzie dużo płyt najsłynniejszego mieszkańca Wasiliszek, książek o nim.

W 1963 roku w okresie występów w paryskiej Olympii Czesław Wydrzycki, za radą krytyków muzycznych, zaczął używać artystycznego pseudonimu Niemen, jako bardziej atrakcyjnego marketingowo i łatwiejszego do wymówienia przez cudzoziemców. Po pewnym czasie artysta oficjalnie już zmienił nazwisko na Niemen-Wydrzycki.

– Za każdym razem – wspomina pan Władimir Siniuta – jak tylko Niemen występował w Związku Radzieckim, a później w Rosji – czy to w Moskwie, czy w byłym Leningradzie – zamawiał taksówkę i przyjeżdżał do nas setki kilometrów. Rozmawiał, śpiewał, spacerował po okolicy. Gdy żyła jeszcze jego pierwsza żona, też tu przyjeżdżała wraz z córką. Teraz bywa u nas, choć rzadko, już tylko Misia, czyli Maria Gutowska. Przyjeżdża do dalszej rodziny matki.

– Mamy nadzieję – konkluduje znajomy autora „Pod papugami” – że zawita kiedyś do nas także wnuczka Niemena, Julia Balczunas, która uczy się w tej samej, co i jej dziadek, szkole muzycznej w Gdańsku. Czesiek świetnie znał język rosyjski, a oprócz muzyki, pasjonował się malarstwem, pisał poezje, artykuły krytyczne poświęcone współczesnej muzyce. Grał na wielu instrumentach, a nawet na czymkolwiek, co wcale instrumentu nie przypominało. On do końca był oddany muzyce…

Największym przebojem Czesława Niemena bez wątpienia jest „Dziwny jest ten świat”.

Niemen wystąpił z tą piosenką na 5. KFPP w Opolu. Dostał za nią nagrodę Polskiego Radia. W grudniu 1968 roku odebrał złotą płytę.

Drugim wielkim przebojem Niemena jest „Sen o Warszawie”. Piosenka od 2004 roku jest nieoficjalnym hymnem kibiców Legii Warszawa. Słowa do hitu napisał Marek Gaszyński, niedawno zmarły dziennikarz muzyczny.

W 1975 roku Czesław Niemen poślubił Małgorzatę Krzewińską. Miał dwie córki –  Natalię i Eleonorę. Latem 1976 roku odebrał Złoty Krzyż Zasługi. Z pierwszego małżeństwa z Marią Klauzunik, Niemen miał córkę Marię. W latach 70 przeszedł na wegetarianizm.

Czesław Niemen zmarł 17 stycznia 2004 roku w Warszawie. Miał nowotwór układu chłonnego i długo walczył o życie. Będąc już w szpitalu, przeszedł zapalenie płuc. Został pochowany na cmentarzu Powązkowskim.

Leszek Mikrut

Znadniemna.pl za lublin.naszemiasto.pl/culture.pl

W zimowy, mroźny dzień, 16 lutego 1939 roku, w niewielkiej białoruskiej wiosce na należącej wtenczas do Polski Grodzieńszczyźnie, urodził się chłopiec, który na stałe zapisał się w historii europejskiej muzyki. Śpiewał i grał przez całe życie. Odszedł na zawsze 17 stycznia 2004 roku w Warszawie. Czesław

W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat represji wobec opozycji białoruskiej, w tym Andrzeja Poczobuta. – Białoruś Łukaszenki to podręcznikowa dyktatura. Dysydenci są wrogami państwa, należy ich zniszczyć – mówił litewski eurodeputowany Petras Austrevicius. Europosłanka PiS Anna Fotyga podkreśliła, że „to nie czas na negocjacje z Łukaszenką”. – Trzeba wzmocnić sankcje – dodała.

Deputowana Europejskiej Partii Ludowej Sandra Kalniete przekonywała, że „wszystkie sankcje dotykające Rosję, powinny dotknąć też Białoruś”. – Izolacja polityczna i dyplomatyczna Rosji powinna zostać rozszerzona o Białoruś. Wszelkie dochodzenia i sprawy przeciwko Rosji w trybunałach międzynarodowych powinny też uwzględnić rolę Białorusi – powiedziała Łotyszka.

– Białoruś Łukaszenki to podręcznikowa dyktatura. Dysydenci są wrogami państwa, należy ich zniszczyć. W przeciwnym razie niezależne i krytyczne głosy stają się zagrożeniem dla monopolu władzy – powiedział Petras Austrevicius, litewski deputowany frakcji Renew Europe.

Eurodeputowana Zielonych Viola von Cramon-Taubadel wymieniła białoruskich opozycjonistów, w tym Alesia Bialackiego oraz Andrzeja Poczobuta. – Oni walczą o inną Białoruś, o demokratyczną Białoruś. Każde złe imperium kiedyś upada, a każdy dyktator poniesie konsekwencje tego, co zrobił – dodała.

Anna Fotyga z PiS zaznaczyła, że „społeczeństwo Białorusi kocha pokój, wolność i demokrację”. – To nie czas na negocjacje z Łukaszenką. Trzeba wzmocnić sankcje – dodała.

Dyktatorzy Rosji i Białorusi: Władimir Putin i Aleksander Łukaszenka, fot.: kremlin.ru

– Andrzej Poczobut to wieloletni symbol walki o prawa Polaków na Białorusi, prześladowanych od wielu lat przez reżim. Wolność dla Poczobuta, to walka o przyszłość Europy, dlatego ważne jest, aby presja polityczna i gospodarcza Unii Europejskiej wobec reżimów Łukaszenki i Putina była nieugięta – ocenił europoseł PO Tomasz Frankowski.

Andrzej Poczobut skazany

W środę 8 lutego sąd obwodowy w Grodnie skazał Poczobuta, działacza niezależnego Związku Polaków na Białorusi i dziennikarza, na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Polskie MSZ ten polityczny wyrok nazwało „haniebnym”.

Andrzej Poczobut w czasie sfingowanego procesu sądowego, fot.: belta.by

Zgodnie z białoruską praktyką w przypadku zaskarżenia wyroku, a do niego najpewniej dojdzie, Poczobut pozostanie do czasu rozpatrzenia apelacji w areszcie przy więzieniu nr 1 w Grodnie, swoim rodzinnym mieście. Przebywa tam od października. Wcześniej był przetrzymywany w aresztach w Żodzinie i w Mińsku. Za kratami spędził już niemal dwa lata – od zatrzymania w marcu 2021 roku. Ponieważ proces toczył się przed sądem obwodowym, instancją apelacyjną jest białoruski Sąd Najwyższy.

Przez ponad 660 dni przebywania w areszcie Poczobut ani razu nie miał możliwości spotkania z bliskimi i mógł się spotykać jedynie z adwokatami. 16 stycznia przez kilkanaście minut pierwszej rozprawy (później proces został utajniony) mogła go zobaczyć na sali sądowej najbliższa rodzina – żona Oksana oraz rodzice. Pozostałe osoby, które przyszły do sądu, mogły jedynie zajrzeć do sali przez uchylone na krótko drzwi, gdy ktoś wchodził lub wychodził.

Ogłoszenie wyroku było drugą możliwością zobaczenia Poczobuta. Tym razem na salę sądową wpuszczono żonę i córkę oraz rodziców Andrzeja Poczobuta. Nieliczne miejsca w pomieszczeniu zajęli dziennikarze państwowych mediów. W czasie śledztwa i procesu bliscy aktywisty nie otrzymali ani jednej zgody na widzenie. Teraz, po ogłoszeniu wyroku, sąd powinien wydać zgodę na takie spotkanie, do którego dojdzie na terenie aresztu.

Organizacje praw człowieka uznają Poczobuta za więźnia politycznego, a postępowanie wobec niego za motywowane politycznie. Władze Polski oraz społeczność międzynarodowa apelują do władz Białorusi o uwolnienie aktywisty oraz zaprzestanie represji przedstawicieli mniejszości.

Polski MSZ twierdzi, że niedemokratyczne władze Białorusi przetrzymują Poczobuta jako „zakładnika relacji polsko-białoruskich”. Polski resort dyplomacji zapewnia, że podejmuje działania – jawne i niepubliczne – na rzecz jego uwolnienia.

Znadniemna.pl na podstawie TVN24, PAP

W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat represji wobec opozycji białoruskiej, w tym Andrzeja Poczobuta. - Białoruś Łukaszenki to podręcznikowa dyktatura. Dysydenci są wrogami państwa, należy ich zniszczyć - mówił litewski eurodeputowany Petras Austrevicius. Europosłanka PiS Anna Fotyga podkreśliła, że "to nie czas na

Od 16 lutego Litwa wstrzymuje ruch pociągów towarowych przez przejście kolejowe z Białorusią Stasiły-Bieniakonie. Zostanie tu zainstalowany stacjonarny system kontroli rentgenowskiej, co ma usprawnić walkę z przemytem – informuje Państwowa Służba Graniczna (VSAT).

Od jutra ruch pociągów towarowych z Białorusi będzie organizowany wyłącznie przez kolejowe przejście graniczne w Kienie, które jest już wyposażone w system kontroli rentgenowskiej.

Ruch pociągów towarowych przez przejście graniczne w Stasiłach zostanie wznowiony po zainstalowaniu tu takiego samego systemu, który ma usprawnić walkę z przemytem – planuje się to zrobić do końca 2024 roku.

Jak podano w komunikacie, środki te są podejmowane ze względu na duże potoki kontrabandy, przewożonej koleją z Białorusi, i wynikające z tego zwiększone zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Litwy.

Według VSAT, w ostatnich latach znacznie wzrosła ilość przemytu, przewożonego z Białorusi w wagonach towarowych przez kolejowe przejście graniczne Staniły-Bieniakonie. W 2022 roku odnotowano 28 przypadków przemytu papierosów, przechwycono 2 540 669 paczek. Stanowi to 87,6 proc. ogółu przechwyconych w ubiegłym roku papierosów, przewożonych koleją.

Średnio w ciągu doby z Białorusi przez kolejowe przejście graniczne Staniły-Bieniakonie wjeżdżały na Litwę dwa pociągi towarowe.

Od czasu wprowadzenia w Kienie systemu kontroli rentgenowskiej przemytnicy zaczęli unikać przewożenia przez ten punkt nielegalnych towarów.

Podobne systemy kontroli rentgenowskiej wkrótce pojawią się na kolejowych przejściach granicznych w Stasiłach i Kibartach.

Znadniemna.pl za L24.lt, fot. BNS/ Kęstutis Vanagas

Od 16 lutego Litwa wstrzymuje ruch pociągów towarowych przez przejście kolejowe z Białorusią Stasiły-Bieniakonie. Zostanie tu zainstalowany stacjonarny system kontroli rentgenowskiej, co ma usprawnić walkę z przemytem – informuje Państwowa Służba Graniczna (VSAT). Od jutra ruch pociągów towarowych z Białorusi będzie organizowany wyłącznie przez kolejowe przejście

Redakcje zrzeszone w Federacji Mediów Polskich na Wschodzie stanowczo potępiają wyrok wydany 8 lutego 2023 r. przez sąd w Grodnie wobec Andrzeja Poczobuta, polskiego i białoruskiego dziennikarza, który został skazany na osiem lat więzienia pod fikcyjnymi zarzutami „rozniecania nienawiści” i „działania na szkodę państwa”.

Zarówno proces, jak i wyrok skazujący są elementami terroru reżimu Aleksandra Łukaszenki, wymierzonego w wolność słowa, dziennikarstwo oraz polską mniejszość narodową. Proces Andrzeja Poczobuta ma charakter polityczny, jest pokazową rozprawą z człowiekiem, którego reżim poddaje praktykom, uznawanym za tortury.

Andrzej Poczobut przebywa w areszcie od 25 marca 2021 r., gdzie znacząco pogorszył się jego stan zdrowia. Uniemożliwia mu się kontakt z bliskimi, a w trakcie procesu, który trwał za zamkniętymi drzwiami, pozbawiono go możliwości publicznej obrony przed stawianymi absurdalnymi zarzutami, dziennikarze nie mieli wstępu na salę rozpraw.

Równocześnie reżim Aleksandra Łukaszenki prowadzi szeroką kampanię eksterminacji polskiej kultury na Białorusi — zamknął polskie szkoły i znacjonalizował domy polskiej kultury, buldożerami zrównał z ziemią historyczne polskie cmentarze. Uwięziona jest również prezes Związku Polaków na Białorusi, Andżelika Borys. Zwalczani są także niezależni dziennikarze, dziesiątki których przebywają w uwięzieniu.

FMPnW wyraża protest przeciw skazaniu Andrzeja Poczobuta i apeluje do władz Białorusi o jego niezwłoczne uwolnienie. Apelujemy także do społeczności międzynarodowej o podjęcie wszelkich możliwych kroków na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta i innych więźniów sumienia, a także ukrócenia łamania praw człowieka i prześladowania polskiej mniejszości narodowej na Białorusi.

Znadniemna.pl, redakcja zrzeszona w Federacji Mediów Polskich na Wschodzie

 

Redakcje zrzeszone w Federacji Mediów Polskich na Wschodzie stanowczo potępiają wyrok wydany 8 lutego 2023 r. przez sąd w Grodnie wobec Andrzeja Poczobuta, polskiego i białoruskiego dziennikarza, który został skazany na osiem lat więzienia pod fikcyjnymi zarzutami „rozniecania nienawiści” i „działania na szkodę państwa”. Zarówno proces,

Dziś mija 224 rocznica urodzin Walentego Wilhelma Wańkowicza, herbu Lis, polskiego malarza, twórcy znanego portretu Adama Mickiewicza, przedstawiciela klasycyzmu i romamtyzmu, członka wileńskiej szkoły malarskiej.

Przyszedł na świat 14 lutego 1799 roku w majątku Kałużyce koło Ihumenia (gub. mińska, obecnie Białoruś), jako syn zamożnego ziemianina i przedstawiciela dobrze znanego na Litwie szlacheckiego rodu, sędziego mińskiego Melchiora. Jego matką była wojszczanka wileńska Scholastyka z Goreckich, siostra poety i bajkopisarza Antoniego Goreckiego (1787–1861), teścia Marii Mickiewiczówny (1835–1922), córki poety Adama (1798–1855). Brat Walentego, Karol (ur. 1800), był dziadkiem Melchiora Wańkowicza (1892–1974), znanego powieściopisarza i reportażysty. Młodsza siostra, Stanisława Wańkowiczówna, wyszła za Wincentego Hornowskiego, właściciela Lewidan pod Wilnem.

Dzieciństwo spędził Wańkowicz w rodowych Kałużycach i Ślepiance pod Mińskiem. W 1811 roku został wysłany do kolegium jezuickiego w Połocku, gdzie miał się zainteresować sztuką, poznając szkolną kolekcję obrazów, wśród których znajdował się m.in. zbiór płócien pędzla Szymona Czechowicza (1689–1775).

W 1817 roku uczestniczył wraz z ojcem i braćmi w sejmiku elekcyjnym w Mińsku, na którym wybierano urzędników lokalnego samorządu szlacheckiego. Nie miał jednak zamiaru poświęcać się życiu ziemiańskiemu czy urzędniczemu i już w kolejnym roku wstąpił (zapewne za zgodą rodziny) na oddział literatury i sztuk wyzwolonych na Uniwersytecie Wileńskim, gdzie znajdowała się katedra malarstwa, sztycharstwa i rzeźby. Tam należał do grona uczniów Jana Rustema (1762–1835), następcy Franciszka Smuglewicza (1745–1807). Ponadto studiował również nauki przyrodnicze. Miał ponoć zachwycić Rustema poziomem rysunków, które wykonywał na samym początku studiów. Swoim talentem pozyskał przychylność profesora, który pozwolił mu – jak i reszcie swoich najzdolniejszych uczniów – malować w swojej pracowni. Tam m.in. kopiował dzieła Rustema, poznał również dobrze technikę malarstwa olejnego, co pozwoliło mu malować z natury (z początku portrety krewnych i bliskich znajomych). Wańkowicz miał wiele czasu poświęcać nie tylko na doskonalenie się w warsztacie malarskim, ale i na edukację poszerzającą jego horyzonty intelektualne. W 1820 roku za wyniki na studiach otrzymał nagrodę w wysokości 100 rub. srebrnych.

Należał do Towarzystwa Filaretów i zapewne właśnie w tym środowisku zetknął się po raz pierwszy bliżej z Adamem Mickiewiczem – w roku 1821 powstał jego rysowany kredką portret w mundurze nauczyciela, a w 1823 roku kolejny, który poeta sprezentował przyjacielowi, późniejszemu szwagrowi Franciszkowi Malewskiemu (1800–1870). W latach 20. XIX w. portretował Mickiewicza jeszcze kilkakrotnie.

Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale – portret olejny Adama Mickiewicza namalowany przez Walentego Wańkowicza w latach 1827–1828; od 1925 obraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie

Studia malarskie w Wilnie Wańkowicz ukończył w 1822 roku. Zanim to jednak nastąpiło, jeszcze jako student wziął udział w wystawie publicznej i zdobył pierwszą nagrodę w konkursie na olejną kompozycję Filoktet i Neoptolemon na wyspie Lemnos – temat zadany przez dziekana oddziału literatury i sztuk pięknych, filologa klasycznego Godfryda Ernesta Groddecka (1762–1825). Jego płótno spotkało się również z pozytywnymi ocenami krytyki. Ten sukces z pewnością pomógł w wyjednaniu dla Wańkowicza stypendium uniwersyteckiego na studia w petersburskiej ASP, o które Rustem poczynił starania dwa lata później. Warunkiem było przesyłanie co roku po jednej kopii jakiegoś słynnego obrazu (dzieła miały wzbogacić galerię uniwersytecką), jak również, już po powrocie, podjęcie minimum sześcioletniej pracy na Uniwersytecie. Do nowej uczelni udał się w roku 1825. Tam już na samym początku miał pozyskać sobie względy profesorów – Aleksieja J. Jegorowa (ok. 1776–1851) i Wasilija K. Szebujewa (1777–1855) – którzy, widząc jego rysunki, od razu zaproponowali, aby malował wprost z natury. Już na pierwszym roku studiów Wańkowicz za jedną ze swoich prac otrzymał srebrny medal drugiego stopnia (2 maja 1825). W następnym zaś roku (2 października) uzyskał srebrny medal pierwszego stopnia. W kolejnym (1827) wyróżniono go aż dwoma srebrnymi medalami, jak również małym złotym medalem (14 września), który Wańkowicz zdobył wspólnie ze starszym kolegą z Wilna, Wincentym (?) Smokowskim (1797–1876), za pracę na konkursowy temat Czyn młodego Kijowianina.

Portret pianistki Marii Szymanowskiej, 1828

Znany ze swojej pracowitości młody malarz miał bardzo dużo czasu poświęcać na pracę malarską, raczej stroniąc od zbyt intensywnego życia towarzyskiego w stolicy Rosji. Mieszkając na Wyspie Wasiljewskiej, gdzie miał też pracownię, często bywał u Aleksandra Orłowskiego (1777–1832) i u zaprzyjaźnionego z nim Kaspra (Gaspara) Żelwietra (ok. 1780–1856), jak również utrzymywał znajomość z innymi polskimi artystami, m.in. Ksawerym Janem Kaniewskim (1805–1867). Znał także czołowych petersburskich literatów: Wasilija A. Żukowskiego (1783–1852), księcia Piotra A. Wiaziemskiego (1792–1878) i Aleksandra S. Puszkina (1799–1837), którego sportretował (portret w Ślepiance, zaginął po 1863 roku w wyniku popowstaniowej konfiskaty dóbr jego syna – Jana Edwarda). Tam też miała się rozwinąć w Wańkowiczu skłonność ku mistycyzmowi, pod wpływem bliskiej znajomości z lekarzem Ferdynandem Guttem (1790–1871), mistykiem, z którym miał już kontakt w Wilnie – przez niego poznał Andrzeja Towiańskiego (1799–1878), późniejszego przywódcę i ideologa Koła Sprawy Bożej. Czytał wówczas prace osiemnastowiecznego francuskiego filozofa Louisa Claude’a de Saint Martina (1743–1803), interesował się również współczesnymi teoriami socjalistycznymi Henri de Saint-Simona (1760–1825) i Charles’a Fouriera (1772–1837). W tym czasie powstał bodaj najbardziej znany obraz Wańkowicza – Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale (MNW), który został zaprezentowany na wystawie akademii petersburskiej w 1828 roku, spotykając się z bardzo pozytywnym odbiorem. W okresie petersburskim Wańkowicz portretował ponadto m.in. pianistkę Marię Szymanowską (1789–1831), w której salonie często bywał, oraz polskiego oficera armii rosyjskiej (późniejszego generała) Stanisława Chomińskiego (1804–1886). Ze względu na duże postępy akademia petersburska zdecydowała się w 1829 roku wysłać go na stypendium do Włoch (po raz pierwszy myślano już ponoć o tym dwa lata wcześniej). Do jego wyjazdu jednak nie doszło.

Portret Andrzeja Towiańskiego, około 1830

Kobieta kładąca pasjansa, 1829

Zapewne jeszcze przed wyjazdem do Petersburga malarz ożenił się z Anielą Rostocką, panną z ziemiańskiej rodziny, blisko skoligaconą z zamożnymi rodzinami Krasickich i Skirmuntów, a także najprawdopodobniej krewną Medarda Rostockiego, którego Mickiewicz był wychowankiem. W czasie pobytu Wańkowicza w Petersburgu, w październiku 1827 roku na Litwie urodził mu się syn Adam Wincenty (zm. 1895) – w latach 1831 i 1834 przyszli na świat jeszcze dwaj kolejni: Kazimierz Adam (zm. 1891), później żonaty z Karoliną Ortyńską (1860–1945), i Jan Edward (1838–1899), uczestnik powstania 1863 roku. Według Heleny Szymanowskiej (1811–1861) Franciszkowej Malewskiej oprócz mieszkania na Wyspie Wasiljewskiej rodzina Wańkowiczów posiadała też letnią daczę w podmiejskim wówczas Pargołowie nad Zatoką Fińską.

Portret Wojciecha Pusłowskiego, przed 1833

Po wybuchu powstania listopadowego w 1830 roku Wańkowicz zdecydował się wrócić na Litwę, być może w celu przyłączenia się do walczących. Od tego pomysłu miał go jednak odciągnąć sam Towiański, który skierował jego myśli w kierunku rozwoju duchowego. W 1832 roku Wańkowicz pomagał Towiańskiemu w nieudanym pozyskaniu dla jego działalności znanego ze swojej przychylności wobec Polaków gubernatora wojennego mińskiego Siergieja S. Stroganowa (1794–1882) – w tym celu namalował wizerunek Chrystusa, który Towiański podarował Stroganowowi. W tym samym roku petersburska ASP rozpatrywała kandydaturę Wańkowicza na jej członka. Malarz mieszkał już wówczas w majątku Ślepianka Mała pod Mińskiem, oraz w samym Mińsku, gdzie miał pracownię. Zajmował się tam malowaniem obrazów alegorycznych, zwłaszcza tych inspirowanych przez Gutta i Towiańskiego. Pozostawał w bliskich stosunkach towarzyskich z mieszkającym w Mińsku malarzem Janem Damelem (1780–1840), a także z młodym Stanisławem Moniuszką (1819–1872) – rodziny Wańkowiczów i Moniuszków były spowinowacone. Bywał również często w Wilnie, gdzie odwiedzał Towiańskiego – zapewne właśnie z tego okresu pochodzi znany portret tego ostatniego.

Napoleon przy ognisku, 1834

Około 1840 roku Wańkowicz zdecydował się przeprowadzić do Paryża, zapewne pod wpływem Towiańskiego, który wyjechał mniej więcej w tym samym czasie. Jak domyślała się badaczka życiorysu malarza, Zofia Ciechanowska, ważną rolę odgrywała tutaj również chęć poszerzenia horyzontów artystycznych, choć może do pewnego stopnia także względy rodzinne (na emigracji popowstaniowej przebywał chociażby brat matki A. Gorecki). Na Litwie zostawił Wańkowicz dobrze zabezpieczone pod względem materialnym żonę i dzieci. Po drodze zatrzymał się na rok w Dreźnie, gdzie często odwiedzał Galerię Drezdeńską i intensywnie zajmował się kopiowaniem dzieł dawnych mistrzów. Był również w Berlinie i Monachium. W Paryżu szybko wszedł w konflikt z wujem Goreckim, ze względu na jego negatywny stosunek do Towiańskiego. Zamieszkał wówczas u Mickiewicza przy rue d’Amsterdam 1, pracował już jednak mało ze względu na zły stan zdrowia fizycznego i (co było w znacznej mierze winą jego duchowego „mistrza”) psychicznego. Z tego okresu pochodzi m.in. słynny wizerunek Napoleona I (1769–1821) nad rozdartą mapą „w welonie i kirasjerskich butach” (wg słów Zygmunta Krasińskiego), jak również kopia obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, która zawisła w paryskim kościele Saint Severin, stanowiąc przedmiot adoracji towiańczyków. W grudniu 1841 roku do chorego Wańkowicza zgłosił się ks. Aleksander Jełowicki (1804–1877) z prośbą o pośrednictwo w kontakcie z Towiańskim.

Malarz zmarł z powodu „choroby płucowej” 12 maja 1842 roku w paryskim mieszkaniu Mickiewicza. Jego ostatnią wolę spisał sam poeta, którego uczynił jednym ze spadkobierców (oprócz żony z dziećmi i Towiańskiego). Jego ciało, „złożone”, jak pisano w jednym z nekrologów, w „obcej, lecz przyjaznej ziemi”, pochowano 14 maja na cmentarzu Montmartre, po czym w 1846 roku przeniesiono do jednego grobu z działaczem emigracyjnym Ludwikiem Zambrzyckim (1803–1834), mężem ciotki Rozalii z Goreckich. To ona najpewniej wzniosła istniejący do dziś pomnik nagrobny w kształcie wysokiego obelisku.

W 2000 roku w Mińsku na Białorusi otwarto muzeum malarza, które znajduje się w jego dawnym domu, przy obecnej ul. Internacjonalnej 33a. Obok znajduje się również jego pomnik.

Wańkowicz wywodził się z kręgu wileńskich klasycystów, choć w jego pracach widać wyraźnie wpływ stylistyki romantycznej, dającej o sobie znać zarówno w portretach, jak i scenach alegorycznych. Pod względem ilościowym był przede wszystkim portrecistą, zwłaszcza w najdłuższym okresie litewskim. Jako przedstawiciel zamożnego ziemiaństwa odznaczał się swoim społecznym pochodzeniem wśród artystów tego czasu, którzy należeli z reguły do zdeklasowanej szlachty albo mieszczaństwa. Nie traktował zresztą malarstwa jako źródła utrzymania – był pod tym względem przede wszystkim właścicielem majątku ziemskiego. Uczniem malarza miał być jego brat cioteczny Tadeusz Gorecki (1825–1868), zięć Mickiewicza.

Znadniemna.pl za Mikołaj Getka-Kenig/polskipetersburg.pl

Dziś mija 224 rocznica urodzin Walentego Wilhelma Wańkowicza, herbu Lis, polskiego malarza, twórcy znanego portretu Adama Mickiewicza, przedstawiciela klasycyzmu i romamtyzmu, członka wileńskiej szkoły malarskiej. Przyszedł na świat 14 lutego 1799 roku w majątku Kałużyce koło Ihumenia (gub. mińska, obecnie Białoruś), jako syn zamożnego ziemianina i

Na wniosek eurodeputowanej Anny Fotygi więźniowie polityczni reżimu Łukaszenki znajdą się w centrum uwagi deputowanych do Parlamentu Europejskiego w najbliższą środę 15 lutego.

Debata w Parlamencie Europejskim będzie dotyczyła także naszego kolegi – dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej Andrzeja Poczobuta, skazanego przez reżim Łukaszenki na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.

O debatę, której uwieńczeniem stanie się uchwalenie w przyszłym miesiącu przez PE odpowiedniej rezolucji, wnioskowała polska eurodeputowana Anna Fotyga.

– W trakcie zbrodniczej agresji wojennej przeciwko Ukrainie, rozpętanej przez Federację Rosyjską, dyktator Białorusi Aleksander Łukaszenka rozpoczął kolejną falę okrucieństw przeciwko społeczeństwu, w szczególności skazując bardzo ważnego przedstawiciela opozycji i wybitnego dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Usłyszał on wyrok po 690 dniach pobytu w więzieniu – argumentowała wniosek o debatę i rezolucję polska deputowana.

Anna Fotyga wspomniała też o trwającym w Mińsku procesie sądowym białoruskiego noblisty Alesia Białackiego. Prokuratura zażądała dla niego kary 12 lat łagru o zaostrzonym rygorze. Dla jego trzech kolegów z Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” oskarżyciel zażądał kar od 9 do 11 lat łagru. Wszyscy zostali aresztowani latem 2021 roku.

Znadniemna.pl na podstawie PAP/polskieradio24.pl

 

Na wniosek eurodeputowanej Anny Fotygi więźniowie polityczni reżimu Łukaszenki znajdą się w centrum uwagi deputowanych do Parlamentu Europejskiego w najbliższą środę 15 lutego. Debata w Parlamencie Europejskim będzie dotyczyła także naszego kolegi - dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej Andrzeja Poczobuta, skazanego przez reżim Łukaszenki

Skip to content