HomeStandard Blog Whole Post (Page 86)

Ksiądz Krzysztof Pożarski, kapłan z Polski, od wielu lat posługujący na terenach byłego Związku Sowieckiego, „odkrył” niedawno w katolickim kościele pw. św. Jana Chrzciciel, w białoruskiej wsi Wołkołata (diecezja witebska ) dwa szkice obrazu Jezusa Miłosiernego, wykonane przez Eugeniusza Kazimirowskiego, autora znanego na całym świecie wizerunku Pana Jezusa, będącego najbardziej rozpoznawalną Jego ikoną.

Znalezione w wiosce Wołkołata szkice różnią się między sobą. Zdaniem ich odkrywcy stanowiły one swego rodzaju projekty robocze przyszłej ostatecznej wersji obrazu, wykonanego dla św. Faustyny Kowalskiej i bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie.

W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną (KAI) ks. Pożarski wyznał, że o istnieniu obu obrazów dowiedział się od arcybiskupa-seniora mińsko-mohylewskiego Tadeusza Kondrusiewicza, gdy w pierwszą sobotę lipca zeszłego roku jechał z nim do sanktuarium maryjnego w Budsławiu. Arcybiskup powiedział wówczas, że w Wołkołacie w rejonie dokszyckim znajduje się pierwszy szkic Jezusa Miłosiernego, wykonany przez Kazimirowskiego, ale namalowane na nim oblicze Pana Jezusa, jak wiemy z Dzienniczka siostry Faustyny, nie spodobało się jej, gdyż nie oddawało piękna jej wizji.

Kapłan przyznaje, że był „wręcz oszołomiony” tą po raz pierwszy usłyszaną historią. Zdziwił się, że fakt ten nie jest szeroko znany czcicielom Miłosierdzia Bożego na całym świecie. Sam ksiądz również nie znał historii przechowywanych w Wołkołacie szkiców, choć w latach 1990-92 pracował w parafii w Duniłowiczach, leżących 20 km od Wołkołaty, a od ponad 40 lat jest wiernym czcicielem i propagatorem kultu Miłosierdzia Bożego.

Nieco oszołomiony wiadomościami zasłyszanymi od arcybiskupa Kondrusiewicza ksiądz Pożarski postanowił jak najszybciej pojechać do kościoła św. Jana Chrzciciela w Wołkolacie, aby na miejscu zbadać sprawę szkiców. Sukces osiągnął dopiero 8 maja br. Pod nieobecność proboszcza, ale za jego zgodą jedna z parafianek otworzyła ks. Pożarskiemu świątynię. Zaraz po wejściu do niej duchowny zobaczył na słupie z lewej strony obraz Jezusa Miłosiernego, podobny do tego, jaki jest w Wilnie, ale znacznie mniejszy, i znany mu wcześniej ze zdjęcia znalezionego w Internecie.

Okazało się jednak, że nie jest to ten obraz, który nie spodobał się siostrze Faustynie i po prawej stronie ołtarza głównego na galerii wisiał właściwy wizerunek. Kapłan próbował poznać dzieje obu obrazów, ale ani jego przewodniczka, ani druga zawołana do kościoła parafianka, niewiele mogły mu powiedzieć.

Kaplan dowiedział się jedynie rzeczy znanej wiernym w tej parafii. Przekazywana z ust do ust od czasów wojny opowieść głosiła, że obraz, który nie spodobał się siostrze Faustynie, przywiózł do Wołkołaty ks. Romuald Dronicz, będący tutaj proboszczem w latach 1938-42.

Niektóre starsze osoby pamiętały z dzieciństwa tamtą chwilę, nie potrafiły jednak powiedzieć, w którym dokładnie roku to nastąpiło. Co się tyczy drugiego obrazu, zawieszonego z lewej strony na słupie kościoła, obie kobiety w ogóle nic o nim nie wiedziały.

Ks. Pożarski po drabinie wszedł na galerię, sfotografował tam i wymierzył pierwszy obraz w drewnianej ramie. Ma on wymiary: 1650 na 900 mm, z czego szerokość samej ramy wynosi 100 mm. Okazało się, że dzieło wymaga natychmiastowej odnowy, gdyż widać na nim różne plamy i zanieczyszczenia po ptakach.

Drugi obraz – o wymiarach 1390 x 740 mm, w tym szerokość drewnianej ramy 60 mm – okazał się w znacznie lepszym stanie, ale też wymagał gruntownej renowacji. Jest to zapewne drugi obraz pędzla Kazimirowskiego. Gdy siostrze Faustynie nie spodobała się twarz Jezusa na pierwszym obrazie, artysta namalował drugi wizerunek z nieco zmienionym Jego obliczem, które nieznacznie, ale różniło się od tego, które znamy z płótna wileńskiego.

Powszechnie wiadomo, że aby namalować duży obraz, potrzebna jest jego mniejsza kopia – szkic, aby zamawiający mógł odnieść się do propozycji artysty. Można przyjąć zatem, że na słupie w kościele w Wołkołacie wisi drugi obraz Jezusa Miłosiernego, na którego podstawie powstał duży wizerunek, znajdujący się obecnie w kościele Świętej Trójcy w Wilnie – w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego.

Według rozmówcy KAI oba obrazy Jezusa Miłosiernego przywiózł z Wilna do parafii w Wołkołacie jej nowy wówczas proboszcz, wspomniany ks. Romuald Dronicz. Mógł to być rok 1938 lub 1939, gdyż później nastała okupacja sowiecka, a po niej niemiecka i podróżowanie do Wilna oddalonego o ok. 160 km stało się niebezpieczne. 4 lipca 1942 roku ksiądz Dronicz wraz z czterema innymi kapłanami poniósł męczeńską śmierć z rąk niemieckich okupantów, którzy rozstrzelali duchownych w więzieniu w Berezweczu k. Głębokiego na Białorusi.

Ksiądz Romuald Dronicz był bardzo ciekawą osobowością, gdyż był szperaczem i zbieraczem, m.in. posiadał ciekawy zbiór starych i cennych druków. To jemu jako swemu przyjacielowi ks. Michał Sopoćko podarował dwa pierwsze obrazy-szkice Jezusa Miłosiernego, namalowane przez Kazimirskiego. Uczynił tak zapewne dlatego, że chciał, aby został tylko jeden wizerunek Miłosiernego Zbawcy. Jednocześnie nie chciał zniszczyć dwóch pierwszych obrazów, dlatego przekazał je do kościoła, położonego na skraju archidiecezji wileńskiej, niejako w głuszy, z dala od głównych dróg.

Wiadomo również, że bł. Michał Sopoćko postarał się później o namalowanie obrazu Jezusa Miłosiernego w setkach kopii, nigdy jednak nie wspominał o tych płótnach, które wysłał do Wołkołaty. Ksiądz Pożarski uważa, że mamy do czynienia z „przedziwną tajemnica Opatrzności Bożej, która dopiero dzisiaj się odkrywa, dzięki czemu trzeba będzie trochę uzupełnić historię kultu Miłosierdzia Bożego”. Duchowny dodaje, że „dla Kościoła na Białorusi jest to prawdziwy ukryty skarb, który trzeba wydobyć z ziemi albo też drogocenna perła, którą trzeba «kupić»”. Jego zdaniem warto byłoby poświęcić tej historii jakąś konferencję czy spotkanie.

Polski kapłan zwraca uwagę na to, że zmarła w 1938 roku święta Faustyna swoimi modlitwami do Jezusa Miłosiernego ocaliła od zniszczenia w czasie II wojny światowej kilka miast, w których mieszkała: Wilno, Płock i Kraków. Natomiast grzeszna Warszawa została całkowicie zniszczona za swoje grzechy. Kościół św. Jana Chrzciciela w Wołkołacie ocalał w czasach sowieckich, kiedy władza masowo niszczyła świątynie bądź zamieniała je na przykład w magazyny czy kluby taneczne. W Wołkołacie kościół przez cały czas był czynny i niemal codziennie sprawowano w nim Msze święte. „Czyż nie jest to przejaw Bożego Miłosierdzia za przyczyną Jezusa Miłosiernego i św. Faustyny? Jezu ufam Tobie!” – zakończył swe rozważania w rozmowie z KAI ks. Krzysztof Pożarski.

Znadniemna.pl na podstawie Ekai.pl, fot.: © Mazur / episkopat.pl

Ksiądz Krzysztof Pożarski, kapłan z Polski, od wielu lat posługujący na terenach byłego Związku Sowieckiego, „odkrył” niedawno w katolickim kościele pw. św. Jana Chrzciciel, w białoruskiej wsi Wołkołata (diecezja witebska ) dwa szkice obrazu Jezusa Miłosiernego, wykonane przez Eugeniusza Kazimirowskiego, autora znanego na całym świecie

W dniach 5-9 lipca 2023 r. w Warszawie odbędzie się I Światowy Kongres Edukacji i Nauki Polskiej za Granicą pod honorowym patronatem Małżonki Prezydenta RP Agaty Kornhauser-Dudy.

Głównym organizatorem Kongresu jest Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego. Współorganizatorami wydarzenia są: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwo Edukacji i Nauki, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą oraz Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej.

Program Kongresu będzie się składał z części merytoryczno-szkoleniowej i kulturalno-edukacyjnej. Przewidziano m. in. panele dyskusyjne, wykłady popularnonaukowe, warsztaty dydaktyczne i szkolenia metodyczne. Odbędą się również spotkania z naukowcami, dydaktykami i ekspertami działającymi na rzecz rozwoju nauki polskiej za granicą i popularyzacji edukacji polskiej i polonijnej w świecie.

Wartością I Światowego Kongresu Edukacji i Nauki Polskiej za Granicą będzie budowanie polskiej wspólnoty oświatowej w świecie, integracja środowisk polonijnych i polskich za granicą, wymiana doświadczeń nauczycieli i naukowców pracujących poza granicami Polski, a także wypracowanie merytorycznych propozycji rozwiązań systemowych, które zostaną przedłożone Ministrowi Edukacji i Nauki.

Do uczestnictwa w Kongresie zapraszamy osoby działające na rzecz edukacji i nauki polskiej za granicą: nauczycieli, liderów i przedstawicieli organizacji polonijnych, rodziców uczniów oświatowych placówek polonijnych, wolontariuszy, przedstawicieli uczelni poza granicami Polski, w strukturach których prowadzone są zajęcia z języka polskiego lub w języku polskim, stypendystów i lektorów.

Patronem medialnym wydarzenia jest Telewizja Polska (TVP S.A.).

Osoby zainteresowane udziałem w I Światowym Kongresie Edukacji i Nauki Polskiej za Granicą są proszone o rejestrację za pośrednictwem formularza on-line.

Kontakt do organizatora

e-mail: [email protected]
Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego
ul. Nowogrodzka 50/54, 00-695 Warszawa
www.irjp.gov.pl

Informacje o organizatorze

Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego powstał 15 grudnia 2022 r. z inicjatywy Ministerstwa Edukacji i Nauki. Celem działalności instytutu jest wspieranie rozwoju języka polskiego za granicą. Współpracuje ze szkołami, uczelniami, instytucjami publicznymi, stowarzyszeniami, fundacjami, organizacjami i innymi podmiotami działającymi w Rzeczypospolitej Polskiej i za granicą na rzecz rozwoju języka polskiego.

Znadniemna.pl

W dniach 5-9 lipca 2023 r. w Warszawie odbędzie się I Światowy Kongres Edukacji i Nauki Polskiej za Granicą pod honorowym patronatem Małżonki Prezydenta RP Agaty Kornhauser-Dudy. Głównym organizatorem Kongresu jest Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego. Współorganizatorami wydarzenia są: Kancelaria Prezesa Rady

Dzisiaj w Warszawie odbyły się obchody 88. rocznicy śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego oraz 100-lecia powołania instytutu jego imienia. Potrafił wybudzić Polaków z niemocy po upadku Powstania Styczniowego. Przelewał wiarę w zwycięstwo w serca i umysły współczesnych mu – powiedział szef UdSKiOR min. Jan Józef Kasprzyk.

Obchody rozpoczęły się w Bazylice Archikatedralnej p.w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela, gdzie na grobach Gabriela Narutowicza, Ignacego Mościckiego, Ignacego Jana Paderewskiego i Kazimierza Sosnkowskiego oraz pod popiersiem Naczelnika Państwa złożono kwiaty, po czym odprawiona została uroczysta msza święta.

„Podczas uroczystości pogrzebowych marszałka Piłsudskiego prezydent RP, prof. Ignacy Mościcki powiedział o nim: +dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek+. W tym jednym zdaniu zamyka się droga życiowa Józefa Piłsudskiego wiodąca od podwileńskiego Zułowa, przez zesłanie na Sybir, przez konspirację, legiony, Wojsko Polskie i przez najważniejsze funkcje pełnione w odrodzonym państwie, które jako wolne i niepodległe było jego największym marzeniem” – przypomniał szef UdSKiOR Jan Józef Kasprzyk podczas uroczystości na placu marsz. Piłsudskiego w Warszawie.

„Był Józef Piłsudski tym, który potrafił wybudzić nas z niemocy, która była udziałem polskiego społeczeństwa pod moskiewskim butem po upadku Powstania Styczniowego. To on przelewał wiarę w zwycięstwo w serca i umysły współczesnych mu, tych którzy mieli okazję spotkać go na swej drodze życia. Swoim życiem i przykładem udowadniał, że +chcieć to móc+, że trzeba sobie stawiać cele, które na pierwszy rzut oka wydają się nie do osiągnięcia. Tak było w 1914 r. Tak było także w roku 1920, gdy jako Naczelny Wódz poprowadził nas ku zwycięstwu nad bolszewicką Rosją. Potrafił wiarę w Polskę i zwycięstwo przelewać w serca i umysły obywateli. Pozostawił nam wielki testament i nakaz, abyśmy budowali silną Polskę, bo jak wielokrotnie powtarzał +w tym miejscu Europy Polska nie może sobie pozwolić na małość i słabość, bo wtedy zniknie+. +Skazywał nas na wielkość+, jak ujął to poetycko Kazimierz Wierzyński” – wskazał.

„Marzeniem Piłsudskiego była taka Polska, która wzbudzała szacunek wśród, tych, którzy jej dobrze życzą, ale i strach u tych, którzy pragnęli, by na zawsze była złożona do grobu. Ten testament marszałka musimy współcześnie realizować, pamiętając o jego wskazaniu i przestrodze, które wypowiedział w 1927 r. +Podczas kryzysów strzeżcie się agentur! Idźcie swoją drogą, służąc tylko Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym!+. Nawiązując do jego wskazań przed nami staje wielkie zadanie i retoryczne pytanie: czy mamy być państwem silnym czy słabym, które wymaga opieki możnych z zewnątrz? Odpowiadał on wprost: +Musimy być silnym państwem! Takie państwo musimy budować i takie państwo musimy przekazać w darze następnym pokoleniom” – dodał.

„Józef Piłsudski odegrał ogromną rolę w naszej historii. Był architektem naszej niepodległości i wychowawcą kilku pokoleń Polaków. Jego przesłanie i testament ma charakter ponadczasowy. To, że pamiętamy o nim 88 lat po jego śmierci i 100 lat po powołaniu instytutu jego imienia świadczy o tym, że to przesłanie jest nadal aktualne. Chciał budować Polskę wewnętrznie i zewnętrznie silnej. Był nie tylko politykiem, ale także człowiekiem niezwykle przenikliwym. Szczególnie dziś, gdy trwa wojna na Ukrainie możemy docenić jego słowa o agresywnej roli Rosji. Gdyby wówczas udało się ją odizolować, dzieje Polski i całej Europy Środkowo-Wschodniej wyglądałyby inaczej. Piłsudskiemu bardzo zależało, by w tej części świata powstał silny blok współpracujących ze sobą państw, który odepchnie jak najdalej na wschód zakusy moskiewskiego imperium” – powiedział PAP szef UdSKiOR.

Uroczystości kontynuowano przed Domem Polonii na Krakowskim Przedmieściu, gdzie odsłonięto plenerową wystawę poświęconą Józefowi Piłsudskiemu i powołanemu z jego inicjatywy instytutowi, którą przygotowało Archiwum Akt Nowych. Na kilkunastu planszach zaprezentowano dorobek IJP w okresie przedwojennym oraz w czasach współczesnych.

Instytut Józefa Piłsudskiego jest jedną z najstarszych polskich placówek naukowych zachowujących ciągłość organizacyjną i łączących Polaków w kraju i za granicą Powstał w 1923 r. z inicjatywy marszałka Józefa Piłsudskiego jako Instytut Badania Najnowszej Historii Polski w Warszawie. Po jego śmierci placówka została nazwana jego imieniem. Jednym z założycieli instytutu i jego sekretarzem generalnym był gen. Julian Stachiewicz (1880-1934). Innym z założycieli był poseł Antoni Anusz(1884-1935). Po rozpoczęciu II wojny światowej zawieszono działanie placówki na terenie Polski. Nie kontynuowano jej także w PRL.

Pierwszy z dwóch działających na emigracji Instytutów Józefa Piłsudskiego powstał 4 lipca 1943 r. w Nowym Jorku. Wśród założycieli, prócz znanych działaczy polonijnych, takich jak: Franciszek Januszewski, Maksymilian Węgrzynek i Lucjan Kupferwasser znaleźli się polscy uchodźcy wojenni, którzy w II Rzeczypospolitej zajmowali ważne stanowiska państwowe m.in. Ignacy Matuszewski – były minister skarbu, Henryk Floyar-Rajchman – minister przemysłu i handlu oraz były minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wacław Jędrzejewicz. Instytut nawiązywał do tradycji utworzonego w 1923 r. i był depozytariuszem pochodzącego z Instytutu w Warszawie tzw. Archiwum Belwederskiego uratowanego z płonącej Warszawy w 1939 r.

Drugi działający na emigracji Instytut Józefa Piłsudskiego powstał w 1947 r. w Londynie.

W 1999 r. Instytut przywrócony został w Polsce, najpierw jako Towarzystwo Przyjaciół Instytutów Józefa Piłsudskiego Zagranicą, a od 2003 r. jako Instytut Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Warszawski instytut wspólnie z nowojorskim i londyńskim wydaje czasopismo naukowe „Niepodległość”.

Na zdjęciu: Złożenie kwiatów przed pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Warszawa, 12.05.2023. Fot.: PAP/P. Supernak

Znadniemna.pl/Maciej Replewicz/PAP

 

 

Dzisiaj w Warszawie odbyły się obchody 88. rocznicy śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego oraz 100-lecia powołania instytutu jego imienia. Potrafił wybudzić Polaków z niemocy po upadku Powstania Styczniowego. Przelewał wiarę w zwycięstwo w serca i umysły współczesnych mu – powiedział szef UdSKiOR min. Jan Józef Kasprzyk. Obchody

Dzisiaj, 12 maja, w Sejnach (woj. podlaskie) zostało otwarte Muzeum Kresów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Uroczystość zaszczycił obecnością wicepremier, minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński.

Przemawiając do zgromadzonych na uroczystości, polityk podkreślił, że podlegające kierowanemu przez niego resortowi „instytucje pamięci są także częścią Rzeczypospolitej, która musi być Rzecząpospolitą silną, mocną, z perspektywami rozwojowymi dla kolejnych pokoleń”. – Dlatego te instytucje tworzymy  – wyjaśnił Piotr Gliński

-To jest Muzeum Kresów. Pierwsze nowo zbudowane w Polsce – można powiedzieć, że zbudowane, bo to nie było tylko odnowienie. To było coś więcej, niż remont generalny. Byłem tutaj dwa lata temu i muszę powiedzieć, że i wierzyłem i nie wierzyłem. Ksiądz prałat ma chyba jakieś specjalne układy z Górą i zdążyliście to zrobić. Bo to wy zrobiliście – ksiądz prałat, jego ekipa, wykonawcy, ksiądz biskup, jeden z parlamentarzystów szczególnie – Jarosław Zieliński. Gdyby nie ty, było by ciężko, ale wszyscy popierali – mówił na otwarciu  instytucji muzealnej  Piotr Gliński.

Ocenił, że „to naprawdę było wielkie zamierzenie”. „Stan tego budynku był bardzo opłakany i było też trudno wymyśleć funkcję, która by wszystkich łączyła, która by była przez wszystkich akceptowana i możliwa do zrealizowana. To zostało zrealizowane” – podkreślił minister kultury. Wicepremier zaznaczył, że w Polsce powstają równolegle dwa inne muzea, także poświęcone  Kresom.

Minister Gliński przypomniał, że w Polsce podobne instytucje zaczęły powstawać niedawno. Należy do nich m.in. Muzeum Sybiru w Białymstoku, które powstało dzięki inicjatywie i współpracy państwa polskiego z lokalnym samorządem.

– Nie było Muzeum Żołnierzy Wyklętych, nie było także wielu innych muzeów, jak chociażby Muzeum Obławy Augustowskiej, a takie też powstaje przecież w Augustowie – wyliczał minister dodając, że dwa inne muzea Kresów  powstają: w Lublinie, gdzie resort kultury zakupił Pałac Lubomirskich na ten cel i planuje otworzyć nową placówkę za dwa lata, a także w Brzegu, tam gdzie wielu Kresowiaków zostało wywiezionych na Dolny Śląsk do Opolszczyzny.

Piotr Gliński wskazał, że „łącznie w ostatnim czasie powstało ponad 300 instytucji muzealnych – nowych, często współprowadzeń, różnych rozwiązań administracyjno-prawnych, żeby można było te poważne instytucje muzealne budować”.

Według wicepremiera w okresie 7 ostatnich lat państwo polskie zbudowało „6 tys. 272 poważnych instytucji w obszarze kultury”. -Tyle inicjatyw udało nam się zmaterializować, albo są  onew tej chwili realizowane. Muzea to jest tylko część, ale mamy bardzo wiele także osiągnieć w tym obszarze. Bardzo za to dziękuję wszystkim Polakom, bo to naród polski zdecydował o pewnych kierunkach rozwojowych i dzięki temu budżet mojego resortu zostać zwiększony o ponad 100 proc. – zwrócił uwagę  obecnych minister Gliński.

Uroczyście otwarte dzisiaj Muzeum Kresów Rzeczypospolitej Obojga Narodów w Sejnach  powstało na terenie Podominikańskiego Klasztoru.

W okresie międzywojennym w budynkach klasztoru mieściło się Gimnazjum Biskupie im. św. Kazimierza. Potem przyszła wojna, a po niej – jak przypomniał ks. kanonik Zbigniew Bzdak, proboszcz parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Sejnach – to państwo zagarnęło klasztor i przeznaczyło je na własne cele. Była tam szkoła zawodowa, dom kultury czy nawet biblioteka miejska.

– Oddano go parafii w 1989 roku. Klasztor był w opłakanym stanie – zniszczony i zdewastowany z zapadniętym dachem. Uległ on niesamowitej degradacji. Dzięki staraniom ówczesnego proboszcza i grupy zapaleńców dało się uporządkować go tak, żeby można było do niego wejść. Dzięki dotacji państwowej naprawiono dach i przez wiele lat dbaliśmy o to, żeby ten obiekt był udostępniony, zachowany na tyle, żeby można było do niego wejść i – na ile to możliwe – zwiedzać, ale ciągle był zamysł, co dalej zrobić, skąd znaleźć środki na to, żeby odrestaurować godny swojej historii klasztor – Muzeum Kresów Rzeczpospolitej Obojga Narodów powstało za środki z budżetu państwa, ale swój udział w inwestycji miał także instytucja kościelna.

– Udało się nam zdobyć dofinansowanie na remont naszego klasztoru i utworzenie Muzeum Kresów. Pozyskaliśmy na ten cel 17 mln i dołożyliśmy 3 mln wkładu własnego, na co wzięliśmy kredyt z banku. Obecnie starliśmy się o pozyskanie większych środków z uwagi na sytuację związaną z pandemią, a później wojną.  W tej chwili koszt inwestycji wynosi 23 mln złotych,  w tym 15 proc. wkładu własnego parafii – zaznaczył  proboszcz parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Sejnach.

 Znadniemna.pl na podstawie PAP i Radiomaryja.pl, źródło ilustracji: Muzeumkresow.sejny.pl

Dzisiaj, 12 maja, w Sejnach (woj. podlaskie) zostało otwarte Muzeum Kresów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Uroczystość zaszczycił obecnością wicepremier, minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński. Przemawiając do zgromadzonych na uroczystości, polityk podkreślił, że podlegające kierowanemu przez niego resortowi „instytucje pamięci są także częścią Rzeczypospolitej, która musi

3 maja, w Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, na Jasnej Górze odbyło się poświęcenie kopii Jasnogórskiego Obrazu Matki Bożej. Replika świętego wizerunku dołączyła do pielgrzymujących 14 kopii obrazów Matki Bożej, czczonych w sanktuariach na Białorusi.

Pielgrzymujące ikony na Jasnej Górze, fot.: Catholic.by

Wraz z Ikoną Jasnogórską wyjątkowa „pielgrzymka” liczy razem już 15 najsłynniejszych wizerunków Maryi, które są czczone przez wiernych katolickich na Białorusi.

– Teraz Matka Boża Częstochowska wyruszy dalej w drogę, po naszych parafiach po Białorusi – powiedział  tuż po poświęceniu jasnogórskiego wizerunku Najświętszej Dziewicy ks. Stanisław Staniewski, redemptorysta, proboszcz parafii św. Łukasza i Marcina w Mińsku na Białorusi.

Z kolei ks. Michał Bubień, proboszcz parafii św. Piotra i Pawła w Szkłowie na Białorusi, podkreślił, że bardzo ważne jest, by „pokazać, że pomimo, że mamy dzisiaj różne państwa, jest jednak coś, co nas łączy, czyli pobożność maryjna i dziedzictwo duchowe. Ono jest wspólne i nie da się go rozdzielić. Chcemy modlić się, bo jest to bardzo ważne, abyśmy zachowali ten wielki dar pobożności maryjnej”.

Pomysł pielgrzymki Maryi po ziemi białoruskiej w cudownych wizerunkach narodził się w czasie pandemii w odebranym przez władze białoruskie wiernym kościele św. Szymona i Heleny, tzw. czerwonym kościele w Mińsku z inicjatywy ówczesnego proboszcza tej świątyni ks. Władysława Zawalniuka. – Jeśli nie można pielgrzymować do Maryi, to Maryja sama wyruszy w peregrynację po ziemi białoruskiej – mówił duchowny, uzasadniając niezwykłą inicjatywę. Wtedy też ks. Zawalniuk zlecił artystce Jadwidze Sieńko namalowanie kopii wizerunków Maryi, które są  czczone w białoruskich sanktuariach.

Ikony najpierw wędrowały po sanktuariach, a później zaczęły peregrynować od parafii do parafii.

Wszystkie okopie obrazów wykonano w jednym rozmiarze i umieszczono w jednorodnych owalnych ramach, ze specjalnymi uchwytami do przenoszenia w procesji, a nawet – przewożenia na dachach samochodu.

W czasie pielgrzymki ikony mogą być przewożone na dachach samochodów, fot.: Catholic.by

Kopie zostały poświęcone 6 czerwca 2021 roku przez nuncjusza apostolskiego abp. Ante Jozicza, a następnie wyruszyły w drogę wzdłuż granic Białorusi z intencją o ustanie pandemii i o jedność narodu białoruskiego. Była to wielka akcja modlitewna, podczas której wierni, wraz z rozwojem sytuacji, dołączali inne ważne intencje, przede wszystkim po wybuchu wojny na Ukrainie, o pokój, o szybkie odrestaurowanie spalonego sanktuarium narodowego w Budsławiu, które spłonęło w maju 2021 roku, za rodziny i młodzież, o powołania.

Znadniemna.pl na podstawie Ekai.pl, fot.: Catholic.by

3 maja, w Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, na Jasnej Górze odbyło się poświęcenie kopii Jasnogórskiego Obrazu Matki Bożej. Replika świętego wizerunku dołączyła do pielgrzymujących 14 kopii obrazów Matki Bożej, czczonych w sanktuariach na Białorusi. [caption id="attachment_61018" align="alignnone" width="480"] Pielgrzymujące ikony na Jasnej Górze, fot.:

Ojciec Święty mianował Jego Ekscelencję abp. Claudio Gugerottiego, prefekta Dykasterii do spraw Kościołów Wschodnich, swoim specjalnym wysłannikiem na obchody 25-lecia koronacji obrazu Matki Bożej w Budsławiu, zaplanowane w Narodowym Sanktuarium Maryjnym na 30 czerwca i 1 lipca 2023 roku – poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

W 2001 roku Jan Paweł II mianował go arcybiskupem i nuncjuszem apostolskim w Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie. Kontynuując służbę dyplomatyczną był kolejno przedstawicielem Papieża na Białorusi w latach 2011-2015, później na Ukrainie i od 2020 roku w Wielkiej Brytanii.

Sanktuarium narodowe w Budsławie ma znaczenie narodowe dla całej Białorusi, zwłaszcza dla tamtejszych katolików jest tym, czym Jasna Góra dla Polaków.

Historia Sanktuarium

Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Fot.: imhoclub.by

Cudowny obraz Matki Bożej Budsławskiej pojawił się w kościele w 1613 r. W 1598 r. obraz zaczął być własnością wojewody mińskiego Jana Paca, który szczególnie czcił malowidło i zabierał je wszędzie ze sobą. Fot.: katolik-gomel.by

Klasztor bernardynów w Budsławiu został ufundowany przez Aleksandra Jagiellończyka w 1504 roku. Początkowo w kompleksie klasztornym istniał jedynie kościół drewniany. Kolejna, tym razem murowana świątynia, powstała w latach 1633-1643 z fundacji hetmana wielkiego litewskiego, wojewody połockiego Janusza Kiszki i łowczego litewskiego Mikołaja Isakowskiego.

Obecnie istniejący monumentalny późnobarokowy kościół powstał w latach 1767-1783, autorem jego projektu był Józef Fontana. Konsekracji świątyni dokonał biskup sufragan trocki Franciszek Alojzy Gzowski. Starszy kościół wkomponowano w znacznie większą bryłę nowej świątyni jako przylegającą do prezbiterium kaplicę św. Barbary. Równocześnie z kościołem wzniesiono nowe zabudowania klasztorne oraz szkołę prowadzoną przez zakonników.

W 1787 roku przy sanktuarium erygowano parafię. W 1790 roku przy klasztorze założono szpital, a w 1793 roku – szkołę elementarną. W latach 1731–1797 w klasztorze mieściło się studium teologii moralnej i retoryki.

Klasztor bernardyński działał do 1858 roku, gdy został zlikwidowany na polecenie władz carskich. W 1864 roku dawne budynki klasztorne przejęło wojsko rosyjskie. W końcu XIX wieku obiekty te zostały całkowicie rozebrane. Kościół pobernardyński pozostawał nieprzerwanie czynny. Był ośrodkiem kultu wizerunku Matki Boskiej Budsławskiej, który pozostawał silny także w dwudziestoleciu międzywojennym.

Po 17 września 1939 roku, w okresie pierwszej sowieckiej okupacji, kiedy wojska niemieckie podchodziły pod Budsław, Sowieci chcieli wysadzić w powietrze kościół i klasztor. Był już podłożony ładunek, na szczęście niemieckie wojska doszły błyskawicznie i nie zdążono go odpalić. Niemcy zamalowali kościół na zielono, bo jako ogromna biała bryła był znakomitym celem i punktem rozpoznawczym. Sowieci po 1944 roku, kiedy ponownie zajęli te tereny już nie niszczyli kościoła. Był czas, że sowiecka władza go zamykała, zwłaszcza na 2 lipca, kiedy tutaj był odpust, ale ludzie przyjeżdżali i modlili się pod kościołem. W 1992 roku został zwrócony katolikom.

W dniu 11 maja 2021 roku z niewiadomych przyczyn na poddaszu kościoła wybuchł pożar, w wyniku którego spłonął cały dach, lecz dzięki sprawnej akcji strażaków uratowano sklepienie i ściany. Dach odbudowano ze środków zgromadzonych w ramach ogólnokrajowej zbiórki.

Na zdjęciu: Abp Claudio Gugerotti spotykający się z Papieżem Franciszkiem w 2019 r., kiedy był jeszcze nuncjuszem na Ukrainie. Fot.:www.vaticannews.va

Znadniemna.pl/KAI

Ojciec Święty mianował Jego Ekscelencję abp. Claudio Gugerottiego, prefekta Dykasterii do spraw Kościołów Wschodnich, swoim specjalnym wysłannikiem na obchody 25-lecia koronacji obrazu Matki Bożej w Budsławiu, zaplanowane w Narodowym Sanktuarium Maryjnym na 30 czerwca i 1 lipca 2023 roku – poinformowało Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej. W

Polska powinna rozważyć wypowiedzenie umowy z Białorusią o pomocy prawnej z 1994 roku w zakresie spraw karnych – uważa rzecznik praw obywatelskich (RPO) Marcin Wiącek.

Piszący o inicjatywie portal rp.pl  informuje, że Marcin Wiącek już wystąpił w sprawie wypowiedzenia polsko-białoruskiej umowy do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Autor publikacji wyjaśnia, że  chodzi o ewentualne zaproponowanie przez Zbigniewa Ziobrę odpowiednich działań Ministrowi Spraw Zagranicznych.

Z analiz Biura Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że na Białorusi stale pogarsza się poziom ochrony praw i podstawowych wolności człowieka. „Władze tego kraju m.in. nadużywają instytucji ekstradycji do prób sprowadzania przeciwników politycznych” – czytamy w artykule.

RPO uściśla z kolei, że praktyka ostatnich lat pokazuje, iż współpraca międzynarodowa z Białorusią obarczona jest coraz większą dozą ryzyka. Jego zdaniem rozważenia wymaga, czy umowa bilateralna powinna zostać przez Polskę wypowiedziana, przynajmniej w zakresie pomocy prawnej w sprawach karnych. Marcin Wiącek przypomina, że zgodnie z art. 107 polsko-białoruskiej umowy, odnoszącym się do jej wypowiedzenia, jest to możliwe co 5 lat, na drodze notyfikacji złożonej z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem.

„Nowa sytuacja geopolityczna, związana z wojną na Ukrainie, kryzysem imigracyjnym na granicy polsko-białoruskiej, czy ogólniej – w relacjach dwustronnych Polski i Białorusi – powinna wymuszać zmianę aksjologiczną (aksjologia – nauka o wartościach -red.) w stosowaniu prawa, w tym umowy międzynarodowej” – wskazuje RPO. Podkreśla przy tym, że „chodzi przede wszystkim o wywiązywanie się polskich władz z obowiązku poszanowania aksjologii naszego systemu prawnego i zawartych w nim standardów ochrony praw człowieka i obywatela”.

Znadniemna.pl na podstawie rp.pl, na zdjęciu: Manifestacja na rzecz wolnej Białorusi, fot.: facebook.com/BiuroRPO

Polska powinna rozważyć wypowiedzenie umowy z Białorusią o pomocy prawnej z 1994 roku w zakresie spraw karnych - uważa rzecznik praw obywatelskich (RPO) Marcin Wiącek. Piszący o inicjatywie portal rp.pl  informuje, że Marcin Wiącek już wystąpił w sprawie wypowiedzenia polsko-białoruskiej umowy do ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego

Wykład o białoruskiej idei narodowej wygłosił 30  kwietnia w auli Wydziału Biologii Uniwersytetu Wrocławskiego jeden z ojców białoruskiego odrodzenia narodowego, lider Ruchu Narodowo-Wyzwoleńczego „Wolna Białoruś” Zianon Paźniak.

Z uwagi na to, że spotkanie odbywało się kilka dni po 37. rocznicy katastrofy, spowodowanej przez awarię na elektrowni atomowej w Czarnobylu, polityk dużo uwagi poświęcił w swoim wystąpieniu kwestii odczuwanych do dzisiaj przez naród białoruski następstw tragedii.

Nawet w niedzielę studenci licznie wypełnili aulę Wydziału Biologii Uniwersytetu Wrocławskiego, żeby posłuchać jednego z ojców białoruskiej niepodległości Zianona Paźniaka. fot.: Marta Tyszkiewicz

W opinii mówcy panujący na Białorusi reżim Łukaszenki, podobnie jak władze sowieckie, ukrywają przed społeczeństwem prawdziwą skalę negatywnych następstw katastrofy w Czarnobylu dla zdrowia ludzi i kłamią w kwestii przydatności do wykorzystania w ekonomice kraju, w tym w rolnictwie, gruntów, skażonych przez promieniowanie.

– Warto przypominać o tej tragedii całej ludzkości – apelował polityk do zgromadzonej na wykładzie młodzieży. Jego zdaniem dwulicowość reżimu Łukaszenki i jego gotowość ofiarować zdrowie współobywateli w celu osiągnięcia doraźnych celów politycznych, powinna uświadomić ludziom na świecie, jak niebezpieczne konsekwencje może mieć, oczekiwane przekazanie przez Rosję części swojego arsenału nuklearnego Łukaszence. Dyktator jest człowiekiem głęboko zaburzonym, a jako polityk – zupełnie nieprzewidywalnym, czyli bardzo niebezpiecznym.

Rozważając o sytuacji geopolitycznej Białorusi i jej miejscu w Europie opozycyjny polityk musiał przyznać, że kraj z którego pochodzi przeżywa de facto katastrofę narodową, a od początku 2022 roku jest po prostu okupowany przez imperialną Rosję. Według niego właśnie bliskie relacje zbrodniczego reżimu Łukaszenki z takim samym zbrodniczym reżimem Putina są przyczyną zakrojonych na bezprecedensową skalę prześladowań Białorusinów, którzy, ratując się przed represjami, szukają schronienia za granicą, najczęściej w Polsce.

– Myślę, że większość z was nie planowała mieszkać za granicą. Ale tak się złożyło, że nie ma nas na Białorusi, która znalazła się w niebezpieczeństwie. Panujący reżim prawie doszczętnie zniszczył w naszym kraju wspólnotę obywatelską, a najlepsza część społeczeństwa musiała opuścić ojczyznę – konstatował polityk.

W trakcie prawie trzygodzinnego wykładu Zianon Paźniak opowiadał słuchaczom o przyczynach, które doprowadziły do tak trudnej sytuacji na Białorusi, przywoływał historię Wielkiego Księstwa Litewskiego, jako państwa będącego dawną formą białoruskiej państwowości, o czym nie wolno było nawet wspominać w czasach ZSRR. Prelegent opowiadał o geopolityce, prowadzonej przez Związek Radziecki i jego spadkobierców zbrodniczej ideologii komunistycznej, której uosobieniem są bliźniacze reżimy Łukaszenki i Putina, panujące odpowiednio na Białorusi i w Rosji. To właśnie ci, na kim starają się wzorować współcześni dyktatorzy, sprawili, że całe pokolenia Białorusinów żyły w kłamstwie, nawet nie zdając sobie sprawy ze skali zbrodni popełnianych na współobywatelach przez komunistyczną władzę. Jednym z białoruskich symboli tych zbrodni są masowe groby ofiar NKWD, odkryte w Kuropatach pod Mińskiem przez Zianona Paźniaka w 1988 roku.

– W tych masowych grobach spoczywają ofiary egzekucji dokonywanych przez NKWD. Liczba niewinnych ofiar komunistycznych zbrodni, spoczywających w Kuropatach, może się wahać w przedziale od 100 do 250 tysięcy. Są wśród nich zarówno Białorusini, jak też Polacy – oznajmił demaskator komunistycznych zbrodni na Białorusi.

Tematem, który nie mógł zostać pominięty przez prelegenta była tocząca się już drugi rok wojna na Ukrainie. Białoruski polityk w zimie odwiedził linię frontu w ukraińskim Bachmucie, gdzie spotkał się z żołnierzami Pułku Kalinowskiego – jednostki składającej się z Białorusinów, walczących po stronie Ukrainy.

Oceniając przebieg wojny, prowadzonej przez Ukraińców, Zianon Paźniak stwierdził, że Naród ukraiński wykazuje w tym konflikcie ogromne męstwo. – W Ukrainie de facto toczy się obecnie III wojna światowa – oznajmił prelegent. Podkreślił, że wielu Białorusinów zaciąga się do jednostek ukraińskich po to, aby walczyć przeciwko Rosji.

– Białorusini rozumieją bowiem, że od wyniku tej wojny zależy także los ich kraju. Kiedy Rosja tę wojnę przegra pojawi się szansa na wyzwolenie Białorusi spod reżimu Łukaszenki, który jest marionetkowy względem reżimu putinowskiego – podsumował Zianon Paźniak.

Po zakończeniu wystąpienia, polityk, będący postacią kultową w kręgach białoruskich nacjonalistów, odpowiedział na pytania z sali.

Jedno z nich dotyczyło stosunków polsko-białoruskich. Ku zaskoczeniu i rozczarowaniu zwolenników teorii, że Białorusini historycznie byli narodem wyzyskiwanym przez Polaków i mogą mieć wiele pretensji do zachodniego sąsiada, Zianon Paźniak wolał mówić o wielowiekowej przyjaźni między Polakami i Białorusinami:

– Polacy i Białorusini mają wspólną historię, zawsze razem walczyli przeciwko Moskwie. – oznajmił polityk, będący ikoną białoruskich nacjonalistów, i dodał, że „obecnie żaden kraj nie pomaga tak obywatelom Białorusi, jak robi to Polska”. – Jako historyk powiem, że Wielkie Księstwo Litewskie i Polska nigdy nie prowadziły między sobą wojny. Stosunki polsko-białoruskie można określić jako historię wielowiekowej przyjaźni – zapewnił prelegent.

Podczas spotkania z opozycyjnym politykiem białoruskim padło też pytanie dotyczące prześladowań przez reżim Łukaszenki polskiej, a ostatnio także litewskiej, mniejszości narodowych

Według Zianona Paźniaka  Łukaszenka prześladując Polaków i Litwinów w swoim kraju realizuje politykę, wymuszaną na nim przez Moskwę, która wyznaczyła na swoich wrogów nie tylko Ukrainę i Ukrainców, lecz także Polskę i Litwę, a zatem – odpowiednio Polaków i Litwinów.

– Prowadząc w ten sposób politykę Moskwy Łukaszenka niszczy w swoim kraju demokrację, która jest zagrożeniem dla jego opresyjnej dyktatury. Prawa mniejszości narodowych są pojęciami ze słownika państwa demokratycznego, a więc podlegają niszczeniu przez reżim – tłumaczył jeden z ojców białoruskiego odrodzenia narodowego po rozpadzie ZSRR .

– Za co siedzi Poczobut? – retorycznie zapytał zgromadzonych Zianon Paźniak natychmiast dając jedyną możliwą odpowiedź na zadane pytanie: – Nie zrobił nic złego, nie złamał prawa. Ale będzie siedział. Trzeba rozumieć, że mamy do czynienia z polityką ciągłej prowokacji, polityką sztucznego wywoływania konfliktów i napięcia. To jest polityka agresora, w której rola Łukaszenki sprowadza się głownie do wykonywania rozkazów Moskwy.

Marta Tyszkiewicz z Wrocławia

Wykład o białoruskiej idei narodowej wygłosił 30  kwietnia w auli Wydziału Biologii Uniwersytetu Wrocławskiego jeden z ojców białoruskiego odrodzenia narodowego, lider Ruchu Narodowo-Wyzwoleńczego „Wolna Białoruś” Zianon Paźniak. Z uwagi na to, że spotkanie odbywało się kilka dni po 37. rocznicy katastrofy, spowodowanej przez awarię na elektrowni

Rzecznik MSZ Łukasz Jasina był w piątek, 5 maja, gościem radia RMF FM, które zapytało go o stan zdrowia Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi,  przebywającego w areszcie w Grodnie.

– Andrzej Poczobut jest w nienajlepszym stanie zdrowia, cierpi w więzieniu, ale jest bardzo dzielnym człowiekiem. Nasza dyplomacja ma niestety bardzo ograniczony kontakt z nim z uwagi na wykorzystywanie przez władze białoruskie bardzo ściśle tamtejszego prawa, czyli przypominanie, że jest on jednak białoruskim obywatelem – odpowiedział na zadane pytanie rzecznik MSZ.

Dyplomata przypomniał,  że jego resort robi wszystko w sprawie wyzwolenia uwięzionego Polaka, „ale to jest ciągle za mało, bo nie jesteśmy w stanie go z tego więzienia wydobyć.” Według Jasiny to właśnie dla Andrzeja Poczobuta Polska nie zamyka kanałów kontaktowych z Mińskiem.

– Mówimy o nim bardzo dużo na arenie międzynarodowej. Trochę ciężej jest szkodzić komuś, o kim wie cały świat, kto nie jest zapomniany w więzieniu – wytłumaczył Jasina powody rozgłosu wokół  sytuacji więźnia politycznego

Dopytywany, czy MSZ spodziewa się, że w jakiś sposób może powtórzyć się scenariusz, który władze Białorusi zastosowały w przypadku Andżeliki Borys (chodzi o dość nagłe jej uwolnienie i oczyszczenie z zarzutów) rzecznik resortu spraw zagranicznych odparł, że „w przypadku Andżeliki Borys, nie zdradzając żadnych tajemnic, to był trochę dłuższy proces”.

– Natomiast nie chciałbym nikomu tutaj w tym momencie budować zbędnych nadziei w przypadku Andrzeja Poczobuta. Wolę, aby jego ewentualne uwolnienie zostało zakomunikowane dopiero wtedy, kiedy nastąpi, bo powiększanie tych nadziei byłoby taką trochę też zdradą Andrzeja Poczobuta i krzywdzeniem jego bliskich – zaznaczył  rozmówca RMF FM.

W lutym białoruskie władze w procesie politycznym zarzuciły Poczobutowi „wzniecanie nienawiści” i  „nawoływanie do sankcji”, skazując na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.

Czekając na rozprawę w sądzie Poczobut był namawiany do zwrócenia się do Aleksandra Łukaszenki z prośbą o ułaskawienie, jednak kategorycznie tego odmówił. Obecnie dziennikarz przebywa w areszcie więzienia nr 1 w Grodnie, gdzie oczekuje na rozpatrzenie skargi apelacyjnej od wyroku, ogłoszonego 8 lutego. Sąd Najwyższy Białorusi wyznaczył termin rozpatrzenia apelacji na 26 maja.

Strona polska domaga się uwolnienia Poczobuta i zdjęcia z niego politycznie motywowanych, nieprawdziwych zarzutów. W dzień po skazaniu Polaka władze RP podjęły decyzję o zamknięciu przejścia granicznego w Bobrownikach ze względu „na ważny interes bezpieczeństwa państwa”, później wprowadzono kolejne ograniczenia na granicy z Białorusią.

MSWiA oświadczyło następnie, że jeśli Poczobut zostanie uwolniony, to przejścia zostaną otwarte. MSZ zapewnia, że stale prowadzi działania na rzecz uwolnienia Poczobuta.

Znadniemna.pl na podstawie rmf.fm/PAP, fot.: belta.by

Rzecznik MSZ Łukasz Jasina był w piątek, 5 maja, gościem radia RMF FM, które zapytało go o stan zdrowia Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi,  przebywającego w areszcie w Grodnie. - Andrzej Poczobut jest w nienajlepszym stanie zdrowia, cierpi w więzieniu, ale jest

„Dulce est pro patria mori” (O jak słodko umierać za Ojczyznę) – z tymi słowami na ustach  skonał 4 maja 1963 roku śmiertelnie ranny w bitwie pod Dubiczami Ludwik Narbutt, najwaleczniejszy z walecznych i najodważniejszy z odważnych. Był jednym z głównych bohaterów powstania styczniowego na Litwie, który swe niedługie życie złożył w ofierze Ojczyźnie.

Ludwik Narbutt urodził się w 26 sierpnia 1832 roku w majątku Szawry w powiecie lidzkim. Jego ojciec – Teodor Narbutt – był znanym i cenionym historykiem. Wywodził się z bardzo starego wielkoksiążęcego rodu litewskiego Dowszprungów. Matką była Krystyna, z domu Podewska. Ludwik był pierwszym synem, małżeństwa Narbuttów, potem w rodzinie pojawiło się jeszcze kilkoro dzieci.

Teodor Narbutt wszystkim synom dawał wychowanie staranne, na Ludwika jednak zwracał pilniejszą uwagę. Działo się tak przyczyny tego, że rodzice kochali pierwszego syna najbardziej, widząc w nim przyczynę swego domowego szczęścia.

 Staropolskie wychowanie

Wychowanie  w rodzinie było ściśle staropolskie, ponieważ stary historyk był rozmiłowany w naszej przeszłości i podnosił do ideału polityczne zasady Rzeczypospolitej, nad wszystko ubóstwiając obyczajową stronę dawnego bytu. Rygor zatem  był w domu bardzo wielki, dziatki musiały nie tylko dla rodzeństwa, lecz i dla starszych należny okazać szacunek, i nawykać niewolniczo do dawnych zwyczajów i obyczajów.  Z nauk w domu Narbuttów uczono: religii, łaciny, historii krajowej, prawa polskiego oraz języka narodowego. Sam stary historyk z największym zapałem opowiadał dziatwie żywoty bohaterów starożytności, malując w przesadnych obrazach ich olbrzymie postacie, i świetnie dokonywane czyny. W ten sposób, mniemał, iż wznieca w potomstwie żarliwą chęć do naśladowania wielkości. W nauce Teodor Narbutt wymagał ze zbytnią może surowością gruntownej znajomości przedmiotu.

Tak kształciło się potomstwo, aż Ludwik począł wchodzić w lata, gdy pora było pomyśleć o szkolnej nauce i torowaniu drogi w dorosły świat.

Tajny Związek „Orzeł i Krzyż”

Do szkoły Ludwik Narbutt uczęszczał w Lidzie. Była to szkoła popijarska. W domu, tak jak większość młodzieży, wychowywany był w duchu patriotycznym. Następstwem tego była podjęta  przez Ludwika próba założenia w 1850 roku w swojej klasie – oczywiście tajnego – związku patriotycznego. Młody konspirator nazwał tajną organizację „Orzeł i Krzyż”. Związek nie przetrwał długo – zaledwie kilka miesięcy – do wiosny 1851 roku. Wtedy to Narbutt po raz pierwszy w swoim życiu został zdradzony. O działalności patriotycznej związku donieśli władzom carskim jego dwaj koledzy. Podczas rewizji znaleziono u Narbutta obciążające go dowody. Został aresztowany. Podczas przesłuchania przyznał się do winy i tym samym umożliwił wybronienie się swoim współtowarzyszom ze związku. Wyznaczoną młodzieńcowi karą za działalność spiskową była publiczna chłosta. Na oczach kolegów z klasy i sprowadzonych rodziców wymierzono mu 25 rózeg. Władze carskie nie pozwoliły Ludwikowi na dalszą naukę w szkole. Został karnie wcielony do wojska.

W sołdaty został wzięty prosto z gimnazjum. Do rodzinnych Szawrów nasz bohater wrócił z wojska na początku kwietnia 1860 roku już będąc wypróbowanym bojownikiem w stopniu oficera. Rok później Ludwik ożenił się z młodą wdową Amelią z Kuncewiczów Siedlikowską i osiadł na roli swej żony w Sierbieniszkach, niedaleko rodzinnych Szawr. Tutaj oddał się pracy ideowej, patriotycznej . Z wielkim zasobem wiedzy i doświadczenia, zdobywał szacunek i podziw wśród sąsiadów oraz okolicznych włościan. Niedługo jednak trwał ten szczęśliwy i beztroski wypoczynek.

Wybuch powstania i założenie partii

Na wieść o wybuchu powstania, Ludwik Narbutt, jeden z pierwszych na ziemi lidzkiej natychmiast zorganizował partię. Wraz z młodszym bratem Bolesławem i sześcioma włościanami z najbliższych swoich sąsiadów, dnia 14 lutego 1863 roku wyruszył z majątku Sierbieniszki do lasów w okolicach Ejszyszek. Tegoż dnia, po drodze przyłączył się do niego Leon Kraiński z kilkunastu ludźmi. Był to początek partii Narbutta. Zwiększała się ona bardzo szybko. Bo imię Ludwika było niezwykle popularne wśród zwykłego ludu. Idąc od wsi do wsi, nocując w dworach lub okolicach szlacheckich, Ludwik Narbutt ogłaszał ludowi wiejskiemu manifest Rządu Narodowego i werbował do partii coraz to nowych ochotników.

W Ejszyszkach przyłączył się do partii Narbutta dość znaczny oddział księdza Horbaczewskiego, wikariusza partii ejszyskiej, który pozostał przy Ludwiku w charakterze kapelana jego partii. Nieco później do formacji przybyło kilkudziesięciu ochotników z młodzieży wileńskiej pod dowództwem znanego artysty-malarza Andriollego.

Tak powstała pierwsza w powiecie lidzkim partia powstańcza, na czele której Ludwik Narbutt rozpoczął nierówną walkę z rosyjskim zaborcą. Oddział liczył około 300 ludzi. Uzbrojeni byli przeważnie w broń myśliwską, w kosy oraz w niewielką ilość zakupionych, a później zdobytych sztucerów oraz karabinów wojskowych. Partia Ludwika Narbutta była jednym z najsławniejszych i najlepiej zorganizowanych oddziałów powstańczych na Litwie.

Prowadzeni przez doskonałego znawcę walk partyzanckich powstańcy zadawali dotkliwe porażki gwardii rosyjskiej, której kilka batalionów przybyło na teren powiatu lidzkiego, specjalnie do stłumienia „buntowszczyków”.

Postrach wojsk moskiewskich

Narbutt był wodzem niezwykle energicznym. Jego nieugięta wola, wiara i zapał połączone z szaloną odwagą, porywały serca powstańców. W chwilach niebezpiecznych  wódz umiał błyskawicznie się orientować. Posiadał ponadto nadzwyczajne zdolności organizacyjne i wybitną znajomość spraw wojskowych, którą posiadł podczas walk z czerkiesami. Rzuty jego oddziału były zawsze szybkie i celowe, czujne i zręczne. Nie mając taboru, oddział mógł szybko przenosić się z miejsca na miejsce. Dobrze oznajmiony z terenem zajmował Narbutt w lesie miejsca trudno dostępne. Prócz tego zawsze pilnie przestrzegał zasadę zacierania za sobą śladów. W celu zmylenia pościgu cofał się nieraz, bądź też używał innych forteli znanych mu z walk kaukaskich. Poza karnością wojskową w partii Narbutta dbano o dobrą organizację dostaw żywności i amunicji, a także o utrzymywanie stałej łączności z cywilnymi władzami powstania.

Czynności te najbardziej czynnie załatwiała siostra wodza – Teodora Monczuńska, która z męską odwagą w różnych przebraniach, narażając się na wielkie nieraz niebezpieczeństwa, przemycała różne rozkazy i informacje,  żywność i ubrania, a nawet i amunicję. W ciągu trzech miesięcy partia Ludwika Narbutta była prawdziwym postrachem wojsk moskiewskich, których dowódcy niejednokrotnie po prostu wpadali w rozpacz od bezsilności i niemożności podjęcia skutecznej walki z powstańcami. Narbutt tymczasem, gdzie tylko mógł, tam starał się szkodzić wrogowi. Przytrzymywał urzędników, po drogach odbijał partie rekrutów, zatrzymywał poczty, wieszał zdrajców sprawy narodowej, zbierał broń u leśników itp. Przy zetknięciu się z większymi oddziałami moskiewskimi zawsze starał się ich rozbić.

Z większych bitew zwycięskich nad moskalami Narbutt stoczył dziewięć, z których najbardziej znanymi są boje: pod Rudnikami, nad Mereczanką, potem w puszczy grodzieńskiej, pod Dubiczami, pod Piłownią i wreszcie pod Kowalkami (uroczysko Laksztuć) nad jeziorem Dumbla.

Odnoszone przez Narbutta zwycięstwa spowodowały, że generał-gubernator Nazimów wydał specjalny rozkaz ściągnięcia silnych oddziałów lejb-gwardii pułku pawłowskiego z trzech pozycji naraz: z Wilna, Grodna i Lidy. Oddziały te otrzymały rozkaz otoczenia i rozbicia za wszelką cenę nieuchwytnego dotąd „buntowszczyka” Narbutta i jego towarzyszów.

Zdrada Bazylewicza

Ostatnią walkę z moskalami stoczył Ludwik Narbutt dnia 5 maja w puszczy koło miasteczka Dubicze, gdzie zdrajca, miejscowy włościanin Bazylewicz, znany w okolicy pod przezwiskiem „Saładuszka” naprowadził wroga na obozowisko powstańców. W dniu tym przybył z Lidy do Dubicz silny oddział gwardii wraz z kozakami pod ogólnym dowództwem kapitana Timofiejewa. Na skutek zdrady Bazylewicza moskale dokładnie zapoznali się z rozmieszczeniem i pozycją, oraz siłą oddziału powstańczego. Gdy Narbutt w ostatniej chwili dowiedział się o tak bliskiej obecności wroga, w celu zmylenia nieprzyjaciela, rozkazał wzniecić ognisko w upozorowanym miejscu obozu, sam zaś niezwłocznie przystąpił do przeprowadzenia oddziału w bezpieczniejsze miejsce. Kapitan Timofiejew zawiadomiony przez swego szpiega o manewrze Narbutta, zaatakował powstańców z przeciwnej strony. Wówczas Narbutt starał się przeprowadzić swój oddział do pobliskiego brzeźniaka, ale w czasie gdy powstańcy przechodzili przez trzęsawiska, poczęły ich razić kule nieprzyjaciół, którzy okrążywszy powstańców dokoła siedzieli zaczajeni w zaroślach.

Śmierć patrioty: „Dulce est pro patria mori”

Bój był zażarty. Narbutt,  ciężko ranny w nogę i  podtrzymywany przez sześciu wiernych towarzyszy, kierował bitwą do ostatniej chwili i nie tracąc równowagi, zagrzewał powstańców słowami: „Tylko z godnością panowie”. Ugodzony powtórnie kulą w pierś – zawołał: „zostawcie mnie, już umieram, ratujcie się kto może!”. W tym czasie po raz trzeci śmiertelnie ugodzony kulą w szyję usunął się na ręce Leona Kraińskiego, który też tu zginął od kuli wroga.

Krwią zbroczony wódz zaczął tracić przytomność. Złożony na mchu leśnym skonał ze słowami na ustach: „Dulce est pro patria mori” (O jak słodko umierać za Ojczyznę).

 Znadniemna.pl na podstawie Pawet.net/ Szlakiemnarbutta.pl, ilustracja: Litografia pt. „Śmierć Ludwika Narbutta w Dubiczach” autorstwa walczącego u boku Ludwika Narbutta malarza Michała Elwiro Andriollego, źródło: Wikipedia.org

„Dulce est pro patria mori” (O jak słodko umierać za Ojczyznę) – z tymi słowami na ustach  skonał 4 maja 1963 roku śmiertelnie ranny w bitwie pod Dubiczami Ludwik Narbutt, najwaleczniejszy z walecznych i najodważniejszy z odważnych. Był jednym z głównych bohaterów powstania styczniowego na

Skip to content