28 września Białoruski Niezależny „Teatr Cz” rozpocznie sezon od premiery sztuki pod nazwą „Co robić z tygrysem?” na podstawie utworów Sławomira Mrożka. Przed premierą nasza korespondent porozmawiała z reżyserem spektaklu Dariuszem Jezierskim.
Dariusz Jezierski
— Zajmuję sie teatrem długo, aczkolwiek nie całe życie. To była taka decyzja, wynikająca z potrzeby serca i rozumu, i okazało sie, żę to była najlepsza z decyzji, które w życiu podejmowałem. Teatr, do którego doszedłem, troszeczkę różni się od innych. Nazwałbym go teatrem mobilnym. To znaczy, że odzwierciedla to wszystko, co wokół nas się dzieje: tempo, szybko zmieniającą się sytuacje wokół nas, reaguje na problemy, które spadają na nas nagle… Wszystkie sytuacje, z którymi styka się człowiek, wywołują jakąś artystyczną reakcję, i stąd wzięły się poszukiwania w kierunku absurdu, który przez wiele lat stanowi centrum mojego zainteresowania. A dzieje się tak dlatego, że absurd jest wyjątkowo sposobnym tworzywem do pracy artystycznej. (Teatr absurdu – nowatorski nurt w dramacie współczesnym, którego charakterystyczną cechą jest widzenie świata, polegające na godzeniu sprzeczności, tragizm staje się nośnikiem treści komicznych, a komizm – tragicznych. Głównymi tematami w dramacie absurdu jest niepewność prawdziwości wszystkiego, co otacza współczesnego człowieka — przyp. aut.)
— Na czym polega i czemu służy teatr absurdu?
—Absurd spada na człowieka zawsze nagle, nieoczekiwanie. Spotyka nas za rogiem ulicy, spada na nas „cegłą” jakiegoś zachowania. My natomiast reagujemy na absurd czasami w sposób całkowicie nieracjonalny. Nasza nieracjonalna reakcja to reakcją człowieka absolutnie zaskoczonego, nieprzygotowanego, a jednak spadający na człowieka absurd musi on jakoś przetworzyć. Nie może nie zareagować. Bardzo zależy mi na tym, żeby tak samo z absurdem zderzali się na scenie aktorzy. Nie mówimy tu o wewnętrznym, psychologicznym, opartym na jakimś mimetyzmie, przygotowaniu roli w systemie klasycznym. Mają to być reakcje bardziej intuicyjne. W pracy z aktorem zawsze szuka się zatem takiej pierwszej reakcji, która zawiera w sobie ziarno prawdy, z którego potem próbujemy stworzyć konstrukcję. Czemu to służy? Oswojeniu absurdu. Rozumiemy, że są w życiu sytuacje nie do rozstrzygnięcia, ale absurd był zawsze i teatr może być dla człowieka szczepionką maleńkiej porcji absurdu, która pozwoli nam się z nim oswoić i w pewnym sensie – uodpornić. Polski teatr absurdu jest postawiony na mocnej pozycji: od utworów Witkacego do mojego ulubionego Mrożka. Wierzę, że Solidarność, przemiany, które zaszły w Polsce, wzięły się to z tego, że nas – Polaków ten absurd nie przytłoczył, potrafiliśmy go przetworzyć, z nim współżyć i oswoić go.
Kim lub czym jest tytułowy tygrys?
— Właśnie absurd, który trzeba oswoić, nazwałem tygrysem. Rozróżniamy dwa rodzaje absurdu. Ten, który spada na nas zawsze z góry (w kraju, domu, rodzinie), nie jest przez nas konstruowany, ale doświadczamy jego działania, i to jest ten tygrys, który dopada nas z wanny (w „Męczeństwie Piotra Oheya” Mrożka w nudne życie bohatera wkraczają nowe, często abstrakcyjne, postacie, które burzą jego porządek. Sprawcą całego wydarzenia jest tygrys, który zadomowił się w łazience Oheya, co powoduje lawinę nieprzewidywalnych wydarzeń). Ale jest jeszcze drugi absurd, groźniejszy, to jest absurd z późniejszej sztuki Mrożka, którą jest „Letni dzień” (to historia Uda – człowieka, któremu wszystko się udaje – i Nieuda. Los harmonizuje, ustawia ich życie tak, by toczyło się według odwiecznego planu. Kobieta, która pojawia się w życiu bohaterów, budzi w nich obu uczucie miłości. Stają się rywalami, a walka zaczyna toczyć się tym samym o to, co jest nieprzewidywalne – o serce Damy…). Utwór ten, mówiący o abstrakcjach, prowadzi do niemożności roztrzygnięcia wydawałoby się prostych zadań życiowych – „kocham”, „jestem”, „umieram”. Nie potrafimy sobie z tym poradzić, pogodzić, i czasami zalęga się w nas tygrys wewnętrzny – jakaś głęboka metafizyczna rana, i z tym tygrysem też musimy sobie poradzić, bo może on doprowadzić nas do samobójstwa, do chorób psychicznych i tak dalej.
Więc to są dwa rodzaje absurdu, z którym musimy w tym świecie się stykać i, moim zdaniem, teatr jest idealnym miejscem, żeby nam o tym opowiadać. Spektakl, który robimy jest nieco ryzykowny, dlatego, że łączymy w dwa akty dwa utwory, połączone postacią głównego bohatera (zagra go Gienadź Gatowczyc), który tak naprawdę nie jest głównym bohaterem. Gienadź Gatowczyc to jedyny aktor, który gra w obu aktach. Gra i Piotra Oheya i Nieuda, będących jednym człowiekiem, który doświadcza obu absurdów i płaci rachunki.
Do Pana należy pomysł połączenia tych dwóch sztuk?
— Tak, to ja zaproponowałem „Teatrowi Cz” połączyć te dwie sztuki, bo wiem, że ten teatr to potrafi. Potrafi dlatego, że ma możliwość skombinowania składu z doskonałych aktorów, z różnych scen, mających różne doświadczenie. Oparcie się na zespole jednego teatru jest ryzykowne, zwłaszcza, jeżeli nie zna się tego zespołu. Zdecydowanie łatwiejsze jest pogodzenie różnych osób we wspólnym poszukiwaniu rozwiązania. Z dwóch sztuk zrobiliśmy sztukę, składającą się z dwóch aktów. Są w niej duże skróty. Mrożek zawsze pisał adekwatnie o tym, co obserwował. Trzeba było zatem „oczyścić” te teksty od pewnych naleciałości, wynikających z tego, że powstały dosyć dawno, zaadaptować je do teraźniejszości, zrobić tak, aby stały się aktualne. To, że teksty udało się skorygować w sposób, jaki sobie wymyśliliśmy, świadczy o sile i wielkości dramaturgii Mrożka. Jest to coś, co będzie trwało jescze długo, bo te tygrysy szaleją i będą szaleć. Ale życie bez absurdu byłoby bardzo nudne i bardzo szare, stąd ta aktualność Mrożka.
Spektakl, który wystawiamy jest pewnym ryzykiem, ale ja i aktorzy podejmujemy go świadomie. Nie wiem, jaki okaże się odbiór tej sztuki, zwłaszcza, że są różne spojrzenia na Mrożka. Nie boję się jednak tego eksperymentu. W półtorej godziny udało nam się zamknąć wszystko to, co dla nas jest ważne.
Jak Panu – Polakowi pracowało w nieznajomym Panu języku – języku białoruskim?
— Dla mnie praca w języku białoruskim była bardzo ciekawą, przyjemną robotą. Czasami pokonywałem drogę do białoruskiego z polskiego przez rosyjski (reżyser świetnie zna język rosyjski i w nim rozmawia – przyp. aut.), była to więc także lingwistyczna przygoda, którą odbieram bardzo pozytywnie, tak samo jak doświadczenie pracy z aktorami zajętymi w sztuce. Wierzę w język teatru. Wiadomo, że łatwo wejśc w zniecierpliwienie, kiedy pracujemy w pewnym natężeniu i nagle brakuje mi jakiegoś słowa, zasobu słow do oddania jakiegoś niuansu, ale język białoruski okazał się mi bardzo bliski. To była dość spokojna praca. Delikatnie wchodziliśmy w temat. Teatr absurdu tym się też różni, że konstrukcja spektaklu jest w ciągłym ruchu, coś się zmienia, szukamy wyjścia w trakcie pracy. Nie liczymy czasu z sekundnikiem. Jeśli mówimy na scenie prawdę, to ona może się różnić w zależności od naszego aktualnego nastroju. Prawda wewnętrznego rytmu, prawda reakcji i odpowiedzi, prawda bólu, który widzimy na scenie – to są efekty naszej pracy. Nie możemy tylko grać, mamy przeżywać sytuacje. Interesuje mnie praca z żywym aktorem, który codziennie przeżywa te czy inne sytuacje inaczej. Nie zdziwię się więc, jeśli za kilka tygodni stwierdzi, że widzi już tę czy inną scenę inaczej i zagra ją inaczej. Jeśli tak się stanie – będę bardzo zadowolony.
Pan po raz pierwszy jest na Białorusi?
— Jest to moja szósta wizyta. Praca nad spektaklem trwa miesiąc. Jestem tu już 40 dni, z króciutka przerwa. Byłem na Białorusi wiele razy, pokazywałem swoje spektakle na festiwalach, byłem jurorem na festiwalu „Teatralny kufar”, prowadziłem warsztaty aktorskie, aż wreszcie zachciało mi się wyreżyserować tu sztukę.
Jestem bardzo dumny, że przy okazji tego projektu udało mi się przysłużyć językowi białoruskiemu, który wciąż walczy o przetrwanie, że dwie ciekawe pozycje z naszej literatury zostały przetłumaczone na ten język (tłumaczem utworów jest Sierż Minskiewicz).
Lubię Białoruś, choć nie ukrywam, że ten spektakl jest także moją reakcją na absurd, który tu postrzegam, reakcją na różne jego odmiany. Zachodzą na Białorusi pewne procesy i sytuacje, na które nie sposób nie reagować, chciałem więc kilka słów od siebie na ich temat dorzucić. To jest moja odpowiedź na Białoruś. Ciepła! Nie ma w niej żadnej złośliwości. Jest to bardzo przyjazne podejście, i stąd ta dobra atmosfera w mojej pracy z aktorami. Bardzo jestem ciekaw reakcji białoruskiego widza na naszą pracę.
— Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na spektaklu!
Rozmawiała w Mińsku Ludmiła Burlewicz, zdjęcia autorki oraz z prywatnych zasobów Dariusza Jezierskiego
28 września Białoruski Niezależny „Teatr Cz” rozpocznie sezon od premiery sztuki pod nazwą „Co robić z tygrysem?” na podstawie utworów Sławomira Mrożka. Przed premierą nasza korespondent porozmawiała z reżyserem spektaklu Dariuszem Jezierskim.
[caption id="attachment_11934" align="alignnone" width="480"] Dariusz Jezierski[/caption]
— Zajmuję sie teatrem długo, aczkolwiek nie całe życie.