HomeStandard Blog Whole Post (Page 423)

Wernisaż wystawy plakatów Ryszarda Kaji, polskiego malarza, grafika i scenografa, odbył się 1 czerwca w białoruskiej stolicy, w Narodowym Centrum Sztuki Współczesnej Republiki Białoruś.

Afisz wystawy

Afisz wystawy

Wystawa nosi nazwę „Plakaty bardzo polskie”, a złożyły się na nią pracę artysty z serii „Polska”.

Plakaty z serii "Polska"

Plakaty z serii „Polska”

W imieniu organizatorów wystawy – Instytutu Polskiego w Mińsku – na wernisażu przemówił szef placówki Tomasz Adamski. Wyraził on nadzieję na to, że publiczność po zapoznaniu się z pracami Ryszarda Kaji „lepiej pozna i zrozumie co to jest Polska”.

Przemawia Tomasz Adamski, szef Instytutu Polskiego w Mińsku

Przemawia Tomasz Adamski, szef Instytutu Polskiego w Mińsku

Obecny na otwarciu wystawy swoich prac był także sam artysta. Dziękując obecnym za przybycie na wernisaż Ryszard Kaja przemawiał w dwóch językach – po rosyjsku i po polsku. „Jestem zaszczycony tym, że znalazłem się tutaj. Naprawdę zakochałem się w Białorusi… Zauważyłem, że ludzie tutaj interesują się kulturą i sztuką. W Polsce bowiem, która obecnie przechodzi przez ekonomiczne szaleństwo, ludzie bardziej niż tu gonią za pieniądzem. Musimy więc siebie zmuszać do tego, aby przypominać, że sztuka jest rzeczą bardzo ważną w życiu” – mówił artysta.

Ryszard Kaja

Ryszard Kaja

Ryszard Kaja zgodził się porozmawiać z naszą korespondent w Mińsku, która na wstępie zapytała artystę:

Skąd wzięło się u Pana zamiłowanie do sztuki, zwłaszcza sztuki plastycznej?

– Wychowałem się w domu pełnym kolorów. Mój ojciec był scenografem i plakacistą, a moja matka malowała i była ceramiczką, ale z tego też powodu nigdy nie uważałem, że sztuka jest czymś extra. Uważałem ją za coś prostego, coś takiego jak obiad, który po prostu trzeba przygotować. Malowanie obrazu postrzegałem jako czynność zupełnie zwyczajną. Może dlatego nie lubię w dzisiejszej sztuce pretensjonalności i staram się postrzegać to, co robię, jako rzecz zwyczajną. Tak więc – zwykłe obrazki tworze…

Czy Pan pamięta swój «pierwszy zwykły obrazek»?

– Pierwszy plakat zrobiłem dla chórów rosyjskich, potem zrobiłem Kopciuszka, ale te prace są brzydkie i nikomu je nie pokazuję…

Jak powstają plakaty w serii «Polska»?

– Było tak, że Galeria Plakatu Polskiego zamówiła u mnie jeden plakat, ale pomyślałem sobie, że jeśli to jest galeria, to warto zrobić całą galerię plakatów, które coś powiedzą o Polsce. Z uwagi na to, że bardzo nie lubię propagandy, stwierdziłem, że będę opowiadał o moich miejscach. Są to miejsca, do których nie jeżdżę specjalnie. Są to miejsca, które już znam, mam związane z nimi jakieś przeżycia, doświadczenia. Oczywiście często wybieram miejsca bardziej znane, ale czasami też – zupełnie nieznane, ale takie, które bardzo lubię. Mam wolną rękę w tym co robię, więc robię, co chcę. Tych plakatów jest już prawie 100 i jeszcze dwadzieścia planuję zrobić.

W jakiej technice robi Pan swoje plakaty?

Te, o których mówimy, dotyczą Polski, a więc wykorzystuję różne gatunki. Jak się je odpowiednio ułoży, to można z nich wyczytać historię plakatu polskiego. Są malowane ręcznie z wykorzystaniem konstruktywizmu, minimalizmu, art-deco, kaligrafii i innych stylów. W tej serii jeszcze nie ma Warszawy, jest tylko złośliwa Warszafka, nie ma Krakowa, nie ma Mazur…

Czy planuje Pan namalować coś po pobycie w Mińsku?

– Na pewno tak. Już od 15 lat prowadzę swoisty dziennik, w którym codziennie robię jeden obrazek i maluje, co było w tym dniu. A więc – będą kartki z Mińska, bo jestem w Mińsku. Jestem nim zachwycony. Monumentalna architektura, strasznie szerokie ulice, czasem mnie się to podoba, czasem nie, ale cały czas spotykam tu bardzo miłych ludzi. Nie będę ukrywał, że czasami w Polsce mamy inny obraz Białorusi. Mówią, że to całkiem dziki kraj, że to czarna dziura. Tymczasem jest tu bardzo czysto. Niezwykle uprzejmi ludzie! Na pewno też macie dużo chamów, ale nie są tu tak widoczni, jak na Zachodzie Europy… No i jeszcze coś – zjadłem tu najlepszą sałatkę na świecie…

zwiedzanie

zwiedzanie_1

zwiedzanie_2

zwiedzanie_3

Ryszard Kaja (z kieliszkiem) zrobił zdjęcie pamiątkowe z nowymi przyjaciółmi z Mińska

Ryszard Kaja (z kieliszkiem) zrobił zdjęcie pamiątkowe z nowymi przyjaciółmi z Mińska

Ryszard Kaja urodził się w 1962 roku w Poznaniu – polski malarz, grafik i scenograf. Studiował w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu (dzisiejsza ASP), w 1984 uzyskał dyplom z malarstwa. Pracował jako główny scenograf Teatrze Wielkim w Łodzi, potem jako scenograf w Operze i Operetce w Szczecinie, a w latach 1995-2000 jako główny scenograf w Teatrze Wielkim w Poznaniu. W 1998 został uhonorowany Medalem Młodej Sztuki. Jego ojcem był Zbigniew Kaja, grafik, scenograf, plakacista, matka – Stefania Kaja była ceramiczką i malarką. Ryszard Kaja jest twórcą ponad 150 scenografii do spektakli teatralnych, baletowych, operowych i telewizyjnych oraz kilku filmów. Projektował scenografię (kostiumy i dekoracje)… W teatrach dramatycznych projektował scenografie i kostiumy. Za swe realizacje był wielokrotnie nagradzany nagrodą Złotej Maski. Od 2000 roku zdecydował się odejść z teatru i poświęcić się plakatowi , ta przygoda trwa do dzisiaj . Większość jego plakatów dotyczy wydarzeń kulturalnych , festiwali , spektakli , wystaw ale od kilku lat jest także twórca ogromnej serii , ponad stu dwudziestu plakatów turystycznych „Polska”. Plakaty te są nie tylko przewodnikiem po kraju ale także po jego kulturze, są przeglądem historii estetyki plakatu polskiego oraz zakodowaną historią prywatnych wspomnień autora. Jego scenografie były zawsze bardzo malarskie, plakaty oparte na rysunku, a grafiki i obrazy – teatralne. To przenikanie sie wszystkiego staję się charakterystyczną cechą jego twórczości.

Odwiedzić wystawę Ryszarda Kaji można do 26 czerwca 2016 r. w Mińsku pod adresem: Narodowe Centrum Sztuki Współczesnej Republiki Białoruś, ul. Niezawisimosti 47.

Ludmiła Burlewicz z Mińska, foto autorki

 

Wernisaż wystawy plakatów Ryszarda Kaji, polskiego malarza, grafika i scenografa, odbył się 1 czerwca w białoruskiej stolicy, w Narodowym Centrum Sztuki Współczesnej Republiki Białoruś. [caption id="attachment_16729" align="alignnone" width="500"] Afisz wystawy[/caption] Wystawa nosi nazwę „Plakaty bardzo polskie”, a złożyły się na nią pracę artysty z serii „Polska”. [caption id="attachment_16732"

W kolejnym odcinku naszej akcji proponujemy Pańśtwu niezwykle ciekawą i barwną historię życia kolejnego Kresowiaka – żołnierza 2. Pułku Zapasowego 2. Armii Wojska Polskiego, sapera Feliksa Żyłki.

Feliks Żyłko jako żołnierz 2. Pułku Zapasowego 2. Armii Wojska Polskiego

Feliks Żyłko jako żołnierz 2. Pułku Zapasowego 2. Armii Wojska Polskiego

Przygoda wojenna naszego dzisiejszego bohatera nie była długa, ale jego życie, opisane przez niego samego we wspomnieniach, które odziedziczył wnuk Feliksa Żyłki – Piotr Żyłko, jest bardzo cennym świadectwem tego, jak żyli Polacy na Kresach w XX stuleciu, jakie mieli możliwości do samorealizacji, jak tragiczne wydarzenia, związane z II wojną światową i okupacją sowiecką wpływały na losy Polaków. Jest to też kolejne świadectwo tego, jak nasza tożsamość narodowa i przywiązanie do polskości pomaga zachować to, co w życiu człowieka najważniejsze – ludzką godność oraz dbanie o swoich najbliższych.

Wspomnienia Feliksa Żyłki opracował, zgłaszając swojego dziadka do akcji „Dziadek w polskim mundurze”, nasz czytelnik z Gdańska – Piotr Żyłko. Od redakcji dodaliśmy tylko śródtytuły.

Dziękujemy naszemu czytelnikowi za ten niezwykle ciekawy i cenny materiał i zapraszamy do lektury:

Mój Dziadek – FELIKS ŻYŁKO – urodził się 16 maja 1904 roku w Sauguciewie (w majątku nabytym w 1900 roku przez mojego Prapradziadka Jerzego Żyłko i Franciszka Żyłko oraz rodzinę Rożko – położonym w gminie Żodziskiej, Powiatu Wilejskiego. Sam majątek został nabyty od pana Zenona Cywińskiego). Pradziadek Józef Żyłko pracował w Guberni Astrachańskiej, przy budowie kolei żelaznej – początkowo jako zwykły robotnik, potem awansował na brygadzistę. Po zakończeniu budowy drogi kolejowej, zaproponowano Pradziadkowi, aby pozostał nadal przy kolei na stanowisku starszego majstra. Moją Prababcią była Józefa Żyłko z domu Kurczewska. Jerzy Żyłko przed nabyciem Sauguciewa miał gospodarstwo we wsi Sławczynięta, w sąsiedniej gminie wiszniewskiej.

Dzieciństwo i edukacja domowa

Dzieciństwo Dziadek spędził w Sauguciewie oraz Żodziszkach. Ze względu na zawieruchę wojenną (lata I wojny światowej oraz wojny o granicę wschodnią wraz z wojną polsko – bolszewicką) Dziadek nie otrzymał żadnego państwowego wykształcenia – więc postanowił (z pomocą swoich Rodziców i Rodzeństwa) sam się nauczyć pisać i czytać po polsku: „przed pierwszą wojną światową w moich stronach na wsiach było mało szkół, a te, które były, były małe, rosyjskie, 3 oddziałowe. Do szkoły chodziło niewiele dzieci, nie było miejsca dla wszystkich, gdyż mieściły się w zwykłych wiejskich chatach, nieodpowiednich do tego celu. Na wsiach najczęściej uczono dzieci czytać po polsku z książek do nabożeństwa. Taki uczeń najlepiej czytał z książki, z której się uczył, bo znał ją na pamięć. W naszej rodzinie pod tym względem było lepiej. Ojciec znał dobrze język rosyjski i polski. Matka też umiała czytać i pisać po polsku. W domu mieliśmy polskie elementarze, które dostawaliśmy z Wilna, a także inne książki, pamiętam książkowe kalendarze z ilustracjami. Bardzo lubiłem je oglądać, prosiłem matkę, żeby mi opowiadała, co one oznaczają. Otrzymywałem krótkie objaśnienia i zachętę, żebym się starannie uczył czytać. Moja siostra Anna uczyła się w domu czytania i pisania, pod kierunkiem matki. Ja przyglądałem się i słuchałem. Po jakimś czasie znałem litery, nauczyłem się po polsku pisać i czytać. Litery przepisywałem z wzorów znajdujących się w Elementarzu. (…). Gdy skończyłem 7 lat, uczyłem się, pod kierunkiem ojca, pisać i czytać po rosyjsku. Ojciec chciał, żebym szybko ukończył III klasową szkołę, najbliższa była we wsi Andrzejewce, odległej od Sauguciewa o przeszło 3 wiorsty, (3 kilometry)”.

W późniejszym okresie domowej edukacji – Dziadkowi pomagał pewien nauczyciel spod Żodziszek, spotkany przez niego po raz pierwszy w 1919 roku i – jak dalej Dziadek wspomina – „u mnie zawsze była chęć uczyć się, ale cóż poradzić na to, że wojna pomieszała wszystkie moje szyki i do szkoły nie było możności uczęszczać. Początków historii polskiej dowiadywałem się z powieści Kraszewskiego. Chciałem koniecznie dostać historię Polski, żeby wiadomości o Polsce powiązać w pewną całość.”

Pełnoletni już w wolnej Polsce

Po wojnie polsko-bolszewickiej Dziadek powrócił do pracy w gospodarstwie, ale także zaczął się mocno interesować lokalnym życiem społeczno-politycznym swojej gminy. Jak pisze: „Dnia 8 stycznia 1922 roku odbyło się głosowanie (do sejmu w Wilnie), w ogromnej większości ludność brała w nim udział. W dniu głosowania policja nie pokazywała się, porządku doglądała milicja obywatelska, wyznaczona na dzień głosowania z mieszkańców, którzy nie mieli żadnego uzbrojenia, tylko biało – czerwone opaski na rękawach. Wybrani posłowie 20 lutego 1922 roku podjęli uchwałę o przyłączeniu naszych stron do Polski, byliśmy z tego bardzo uradowani. Nasze marzenia o Polsce spełniły się i nawet nie żałowaliśmy strat poniesionych w czasie wojny, bo z tej pożogi wojennej powstała oczekiwana przez kilka pokoleń wolna i niepodległa Polska.”

W maju 1922 roku Dziadek ukończył 18 lat, a więc stał się pełnoletni w wolnej już Polsce.

W późniejszych latach w gminie Żodziskiej, „po wojennych zniszczeniach ludność wielkim wysiłkiem i pracą odbudowała zniszczone zabudowania, uprawiała pola, znikały odłogi powojenne. (…) W 1926 roku założono Spółdzielnię Mleczarską. Na zebraniu założycielskim, które odbyło się w majątku Tupalszczyzna, zostały wybrane Zarząd i Rada Nadzorcza Spółdzielni”. Dziadka wybrano na członka zarządu i kasjera tejże Spółdzielni. Była to pierwsza mleczarnia w powiecie wilejskim.

W 1929 roku Dziadek ożenił się z Anną Damuć. Dnia 27 września ks. Romuald Dronicz udzielił ślubu, a wesele odbyło się u rodziców panny młodej w folwarku Pracuty.
W listopadzie 1929 roku odbyły się wybory do Rady Gminy, gdzie Dziadek został wybrany radnym, a w grudniu wybrano go na zastępcę wójta. Wójtem został Aleksander Gaillard, porucznik rezerwy z folwarku Piłowojcie z gminy Żodziszki. W listopadzie 1933 roku wójt Aleksander Gaillard zrezygnował ze stanowiska wójta. Do czasu nowych wyborów Dziadek pełnił obowiązki wójta. Za staraniem pana Aleksandra został nabyty przez gminę w 1926 roku od Bokszańskich były klasztor pojezuicki, w którym umieszczono Urząd Gminy, Agencję Pocztową, siedmioklasową Szkołę Podstawową i Przychodnię Lekarską, aczkolwiek „jako wójt też lubił pójść na szeroką stopę, na koszt gminy zakupił parę dobrych koni, sprawił bryczkę na okres letni i sanie na zimowe rozjazdy oraz fornala stałego. Samo utrzymanie tego wynosiło dla gminy jakie 4500 zł rocznie, co na owe czasy kryzysowe stanowiło poważny koszt…”

Najmłodszy wójt II Rzeczypospolitej

W lutym 1934 roku zarządzono wybory do Rad Gminnych i na wójtów, ich zastępców i członków zarządów gminnych. Wybory miały się odbyć w marcu tego roku. Na odprawie powiatowej poinformowano Dziadka, że przy wyborach samorządowych wiek kandydata na wójta i na radnego został podniesiony do 30 lat, przedtem obowiązywał 25 lat. Po zakończonej odprawie obecny na zebraniu starosta powiatowy powiedział, aby wójt gminy Żodziskiej wstąpił do jego gabinetu. Dziadek zameldował się więc u starosty. Zaraz na początku starosta zapytał, czy ma ukończone 30 lat. Dziadek powiedział, że ukończy 30 lat 16 maja. Starosta spytał Dziadka, czy zamierza kandydować, bo chociaż on nie ma nic przeciwko niemu, to będzie miał trudności przy zatwierdzaniu jego wybrania. Dziadek odpowiedział: „Panie Starosto, ja pełnię obecnie obowiązki wójta i jeśli w marcu będę wybrany, to pan starosta zatwierdzi mnie w maju, kiedy ukończę 30 lat, a do tego czasu nadal będę pełnił obowiązki wójta.” Starosta pomyślał i powiedział: „W porządku, sprawa załatwiona”.

Feliks_Zylko_w_pracy

Feliks Żyłko w pracy – jako najmłodszy w II Rzeczypospolitej Wójt Gminy Żodziszki

Wybory odbyły się w tajnym głosowaniu. Radnych było osiemnastu. Każdy radny wypisywał na kartce swoich kandydatów i składał kartkę do pudełka. Po podliczeniu głosów wynik był następujący: Feliks Żyłko – 14 głosów, Anatol Bokszański – 4 głosy, podwójci i ławnik zostali wybrani jednogłośnie. Tym sposobem Dziadek został najmłodszym wójtem II Rzeczpospolitej a sam urząd sprawował aż do wybuchu II wojny światowej. Starosta też dotrzymał słowa i w końcu maja 1934 roku Dziadek dostał ze starostwa zatwierdzenie na stanowisko wójta gminy.

Obelisk na cmentarzu w Żodziszkach

Feliks_Zylko_wnukowie_przy_pomniku

Feliks Żyłko, już po wojnie zawiózł swoich wnuków, w tym Piotra Żyłkę, do Żodziszek, gdzie wnukowie sfotografowali się przy Obelisku, który jeszcze przed wojną został wzniesiony staraniami ich Dziadka

Zbiorowa mogiła 8 nieznanych żołnierzy WP w Żodziszkach

Pomnikiem, wzniesionym staraniami Feliksa Żyłki na cmentarzu w Żodziszkach, wciąż opiekują się miejscowi Polacy. Zdjęcie pochodzi z sierpnia 2013 roku. Na nim: konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz,  w asyście prezesa ZPB Mieczysława Jaśkiewicza i obecności miejscowej polskiej ludności, składa wieniec przy Obelisku

Godnymi odnotowania są także okoliczności wzniesienia Obelisku ku czci poległych polskich żołnierzy na cmentarzu w Żodziszkach. W tym przypadku również posłużę się fragmentem wspomnień Dziadka: „Na terenie naszej gminy znajdowały się mogiłki polskich żołnierzy, poległych w 1920 roku. W porozumieniu z księdzem Droniczem postanowiliśmy szczątki tych żołnierzy przenieść na cmentarz parafialny w Żodziszkach i postawić pomnik dla uczczenia ich pamięci. Proboszcz ogłosił z ambony, że będą zbierane ofiary na budowę pomnika. Odpowiedni pomnik zgodził się zrobić mieszkaniec wsi Martyszki, Żuromski. Na ten cel miał upatrzony duży głaz, z którego można wyciosać pomnik przekraczający 3 metry wysokości. Pomnik miał kosztować 500 zł. W sierpniu pogrzebano na cmentarzu ekshumowanych żołnierzy, i odprawiono mszę w ich intencji. Salwę honorową oddała miejscowa policja, wartę honorową pełnili strzelcy z Żodziszek. Zimą 1936 roku specjalnie przygotowanymi saniami, do których wprzęgnięto 12 koni, przetransportowano głaz z oddalonego o 10 km pola na cmentarz. Głaz z trzech stron był ociosany, frontowa strona była wyszlifowana, napisano na niej złoconymi literami, kto tam spoczywa. W górnej części pomnika umieszczono tarczę metalową z białym orłem na czerwonym tle. Tarczę ofiarowali dwaj dyrektorzy fabryk ze Śląska, którzy tego lata przebywali na wakacjach w majątku Tupalszczyzna. Odsłonięcie i poświęcenie pomnika odbyło się w sierpniu tego roku. Pomnik ten przetrwał okupację hitlerowską i inne zmiany zaszłe po II wojnie światowej. Gdy odwiedziłem moje rodzinne strony w 1974 roku, byłem też na cmentarzu w Żodziszkach, gdzie leżą moi rodzice i z zadowoleniem zobaczyłem pomnik. Wyglądał, jakby był niedawno postawiony, był starannie zadbany.” I dalej można wyczytać, że „..znane są tylko 2 nazwiska poległych: Cenkera Leon i Sobczak Wawrzyniec”.

Budowa szkoły im. Józefa Piłsudskiego

Kolejnym przedsięwzięciem była budowa szkoły imienia Józefa Piłsudskiego i tutaj również posłużę się cytatem: „Dla uczczenia pamięci i w dowód wdzięczności Marszałkowi za jego walkę i starania, aby nasze ziemie były wolne, przedstawiciele społeczeństwa województwa wileńskiego i władze wojewódzkie postanowili, aby na terenie województwa wybudować 100 siedmio oddziałowych szkół podstawowych imienia Józefa Piłsudskiego. W naszej gminie wypadło wybudować jedną taka szkołę. Dobrze, że mieliśmy odpowiednie sumy na PKO tak, że bez większego kłopotu mogliśmy dokonać tego dzieła. Uzgodniliśmy z Inspektoratem Szkolnym, że szkoła ma być wybudowana we wsi Horodzinięta, bo tamte okolice były położone najdalej od Żodziszek, gdzie już taka szkoła była. Jesienią 1937 roku oddano do użytku szkołę i mieszkania dla nauczycieli. 90% kosztów, tj. około 15000 zł pokryto z oszczędności gminnych, resztę dało województwo. Miejscowa ludność przyczyniła się, aby budowa szkoły była tańsza: bezpłatnie przywożono drzewo z lasu a także kamienie i żwir na fundamenty, w formie notarialnej darowizny gospodarze z tej wsi przekazali 1,5 ha ziemi pod budowę szkoły.”

W dniu 31 grudnia 1938 roku w Wilejce Dziadek otrzymał z rąk pana starosty Henszela, Srebrny Krzyż Zasługi. Dyplomy o nadaniu podpisał ówczesny premier, gen. Sławoj – Składkowski.

Wybuch wojny

Wybuch drugiej wojny światowej zastał Dziadka w pracy: „W dniu 1 września przybyłem do gminy jak zwykle o godz. 8–mej. Nowych wiadomości i zarządzeń ze starostwa nie było. O napaści Hitlera na Polskę dowiedzieliśmy się z radia. O 10–tej rano radio podało orędzie prezydenta Ignacego Mościckiego. Wiadomość o napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę stała się powszechnie wiadoma. Rezerwiści szli do wojska bez żadnych wykrętów, nie było potrzeby używać przymusu policyjnego.(…) Ludność stała się bardziej zdyscyplinowana, wszelkie zarządzenia władz administracyjnych były wykonywane. Gdy zostało wydane zarządzenie o wykupie zboża na cele wojskowe, więksi posiadacze sami zgłosili się do gminy i dostarczyli wymaganą ilość zboża, nie trzeba było wyznaczać kontyngentów poszczególnym gospodarzom”.

Dalej zaczyna się już wojenna tułaczka Dziadka – ucieczka do Wilna, powrót do Sauguciewa, okupacja sowiecka – później niemiecka i znów sowiecka, działania partyzantki radzieckiej i aktywność naszej Armii Krajowej w rejonie Żodziszek i Sauguciewa ale to zupełnie inna historia i o niej może kiedy indziej.

„Chcę służyć w Wojsku Polskim”

W lipcu 1944 roku na tereny dawnej gminy Żodziskiej wkroczyła Armia Czerwona, która z miejsca zaczęła pobór do wojska wśród miejscowej ludności. Dziadek stawił się do poboru wyznaczonego na 7.10.1944 roku i postanowił pójść z innymi poborowymi do Świra, skąd mieli być odesłani do armii. W czasie transportu doszło już do pierwszych incydentów: „Zastanawialiśmy się, w jakim kierunku powiezie nas parowóz, na wschód czy na zachód. Baliśmy się, że wbrew temu, co podawaliśmy, zapisano nas jako Białorusinów. Takie wymiany myśli robiliśmy między sobą przy krótkich odpoczynkach. Na nocleg zatrzymaliśmy się we wsi Świnka. Ustaliliśmy wtedy, że jutro, przed wyjściem w dalszą drogę, zażądamy od konwojentów, żeby pokazali nam listy, chcieliśmy sprawdzić, czy zostaliśmy wpisani jako Polacy. Po pewnych przetargach pokazali nam listy i okazało się, że są sporządzone wykrętnie. Tylko przy kilku pierwszych napisano polską narodowość, następni byli zapisani jako Białorusini. Zażądaliśmy, aby ponownie zapytano ludzi o narodowość i zapisano to. Dopiero, gdy spełniono nasze żądanie, ruszyliśmy w dalszą drogę do Smorgoń”.

Ze Smorgoń Dziadek trafił do obozu szkoleniowego pod Mińskiem, gdzie otrzymał przydział i mundur. Później się okazało, że był to ośrodek szkoleniowy wojsk saperskich (zorganizowany przez Armię Czerwoną ale szkolącą na potrzeby Ludowego Wojska Polskiego). Jak wspomina Dziadek „do majsterkowania z minami czułem wprost odrazę. Gdy zostaliśmy trochę uświadomieni o budowie min, umieliśmy maszerować po wojskowemu, zaczęto nas wyprowadzać poza zonę i tam uczono, jak zakładać miny i jak je wykrywać”.

Feliks Żyłko z towarzyszem broni jako żołnierze Ludowego Wojska Polskiego

Feliks Żyłko (po prawej) z towarzyszem broni jako żołnierze Ludowego Wojska Polskiego

W połowie grudnia 1944 roku doszło do incydentu z przysięgą i znowu posłużę się cytatem: ”Gdy już byliśmy trochę przeszkoleni, zaczęli nas uczyć roty przysięgi wojskowej, jaką składali żołnierze sowieccy. My, skoro kazano nam się uczyć treści przysięgi, to się uczyliśmy, ale było między nami ciche uzgodnienie, że jak naprawdę zażądają, abyśmy składali przysięgę jako obywatele Związku Radzieckiego, wtedy będziemy mówić, iż my nie wyrzekamy się obywatelstwa polskiego i prosimy, aby nas skierowano do wojska polskiego i tam złożymy przysięgę. Pod koniec grudnia kazano nam plutonami zbierać się w „lenkomnacie”, tam, po wstępnych przemówieniach naszych dowódców i politruka, zaczęli nas pojedynczo wywoływać, kazali brać karabin do ręki i składać wyuczoną rotę przysięgi. Każdy wywołany, bez różnicy, czy był katolikiem czy prawosławnym wymawiał się, iż nie może składać przysięgi, bo chce pozostać obywatelem polskim i służyć w wojsku polskim.” Całe zdarzenie zakończyło się nocną wizytą u dowódcy jednostki ale jakoś Dziadkowi udało się wywinąć z opresji i uniknął aresztu. W późniejszym okresie już nie żądano składania przysięgi. W styczniu 1945 roku nadszedł rozkaz wyjazdu do Polski.

Spod Mińska Dziadek trafił do Jarosławia i przydzielony został do 2. Pułku Zapasowego 2. Armii Wojska Polskiego skąd dalej został przydzielony do Kompanii Transportowej przy szkole oficerskiej w Przemyślu.

Powrót do domu

Po zakończeniu wojny Dziadek postanowił ściągnąć rodzinę do Polski: „W połowie września zaczęto zwalniać z wojska. Powstał problem, czy wracać do rodziny, czy szukać w Polsce jakiegoś zajęcia i sprowadzić ich tutaj. Po zastanowieniu się, powiedziałem przy załatwianiu formalności demobilizacyjnych, że zostaję w Polsce, a w Białymstoku będę czekał na rodzinę. Jadąc do Białegostoku wysiadłem z innymi żołnierzami w Warszawie, bo się dowiedziałem, że w Urzędzie Repatriacyjnym mogę załatwić dokumenty dla rodziny na przyjazd do Polski, postanowiłem też, że po nich pojadę i razem wrócimy. Czekając na dokumenty, przez kilka dni włóczyłem się po Warszawie. Spotkałem wtedy Rymszę, pseudonim „Maks”, członka brygady „Łupaszki”. W czasie wojny był on w polskiej partyzantce, zachodził do mnie do domu, stąd go znałem. Rymsza mówił, że wciąż są w brygadzie „Łupaszki” i nie maja zamiaru się ujawniać, że chcieliby wrócić na wileńszczyznę i tam walczyć z sowietami”.

Ostatecznie Dziadek powrócił przez Wilno do rodzinnego Sauguciewa. Na miejscu zdecydował, że będzie się „ociągał” z repatriacją bo jak sam przyznawał był przekonany, że tak nie powinno pozostać, że powinni wypowiedzieć się w referendum mieszkańcy tych terenów, czy chcą być w Polsce czy w Związku Radzieckim. Do referendum jak wiadomo nigdy nie doszło. Ponadto Dziadek wymógł na radzieckich urzędnikach wpisanie polskiej narodowości w swoich dokumentach.

Później było już tylko gorzej.

10 lat łagrów, bo jesteś „kułakiem”

Wraz z nastaniem władzy radzieckiej zaczęła się przymusowa kolektywizacja wsi. Dziadkowi wraz z Babcią początkowo jakoś udawało się utrzymać gospodarstwo, ale zaczęto nakładać wysokie podatki, których już nie byli w stanie zapłacić. W pewnym momencie Dziadek musiał opuścić swoje gospodarstwo i zacząć się ukrywać. W dniu 13 czerwca 1951 roku został aresztowany przez NKWD – ukrywał się u Wincentego Żyłko i został odprowadzony do aresztu w Świrze. Dziadek opisuje to zdarzenie następująco: „Od Wincentego, z Sauguciewa, prowadzili mnie do Rady Wiejskiej w Serwatkach. Idąc, rozglądałem się na strony, myślałem, że może zobaczę kogoś ze swoich sąsiadów. Żegnałem też swoje najbliższe sercu okolice, bo byłem pewny, że pojadę w nieznaną dal. Po sobie nie okazywałem dużego zmartwienia, zachowywałem się dość swobodnie, jakbym był na przechadzce. Eskortujący pytali mnie, czy coś wypiłem, bo wyglądam dość wesoło. Odpowiedziałem, że ukrywać się nie było przyjemnie, teraz jestem pod ich opieką i jakoś to będzie, nie ma czego żałować. Całe moje zmartwienie, to żeby mojej rodzinie jakoś dało się urządzić. Enkawudziści zachowywali się poprawnie, proponowali mi papierosa, związali mi ręce „kulturniej”, powyżej łokci za plecami, tak, że mogłem zapalić. Po drodze do Serwatek przechodziliśmy przez Postarzynie zwane przez miejscowych „Żołudzie”. Przechodziliśmy też koło mojego gospodarstwa, mogłem pożegnać wzrokiem swoje zabudowania, ogród owocowy i drzewa, które sadziłem, gdy przenosiliśmy swoje zabudowania po komasacji gruntów w 1930 roku. Czułem, że rozstaję się ze swoją rodziną i swoimi stronami na dłuższy czas, ale nie traciłem nadziei, że jeszcze kiedyś zobaczę moje najdroższe miejsca, gdzie się urodziłem”.

Rano, dnia 1 sierpnia 1951 roku, zawieziono Dziadka do Sądu do Świra. Na sali sądowej był tylko Dziadek i paru milicjantów, Babci też pozwolono wejść. Potem przybył sędzia, dwóch ławników ludowych i sekretarka. Sędzia zadawał pytania i stawiał zarzuty podobne jak wcześniej prokurator. Ławnicy żadnych pytań nie stawiali. Nie było oskarżyciela, świadków ani przeciwko Dziadkowi jak i za nim. Sąd odbył się w pustej sali.

Feliks_Zylko_wyrok

Wyrok sądowy wydany na Feliksa Żyłkę w imieniu Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej

Wyrok, który odczytał sędzia, był następujący: „W imieniu Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Dnia 1 sierpnia 1951 roku. Rejonowy Sąd Ludowy w Świrsku, obwodu Mołodeczno, w składzie: Przewodniczący Gramowicz, ławnicy ludowi: Szyłowicz i Popow, w obecności sekretarki Połazowskiej rozpoznał na jawnym posiedzeniu sądowym sprawę karna przeciwko oskarżonemu Feliksowi Żyłko, synu Józefa, urodzonemu w 1904 roku, zamieszkałemu we wsi Sauguciewo, wiejskiej rady Wyholinięta, rejonu Swirskiego, obwodu Mołodeczno, BSRR, bezpartyjnemu, piśmiennemu, nie sądzonemu, Polakowi, żonatemu, z art.93 pkt b, cz u kk BSRR ustanowił, że Żyłce, jako właścicielowi gospodarstwa kułackiego, w 1948 roku został naliczony do zapłaty podatek rolny z narzutem procentowym w kwocie 15776 rubli z ostatecznym terminem zapłaty do dnia 1.12.1948 roku. Żyłko zapłacił 10423 ruble, 5353 ruble stanowi zaległość. Oskarżony wyjaśnił, że nie miał możności zapłacić i swojej winy nie neguje. U Żyłko pracowały sezonowo osoby podczas letnich prac polowych. Od jesieni 1948 roku Żyłko mieszkał na zasadzie nielegalnej. W oparciu o art. 319,320 KPK BSRR orzeka Feliksa Żyłko syna Józefa, na podstawie art 93 pkt b KK cz II KK BSRR poddać karze pozbawienia wolności w wychowawczych obozach pracy na okres 10 lat z konfiskata całego majątku, z wysiedleniem poza granice BSRR i pozbawieniu praw wyborczych po odbyciu kary na 5 lat. Środek prewencyjny oskarżonemu Żyłko pozostawić dotychczasowy, trzymanie pod strażą. Termin odbywania kary obliczać od 13 czerwca 1951 roku. Wyrok może być zaskarżony w Obwodowym Sądzie w Mołodecznie w ciągu 5 dni, za pośrednictwem Sądu Rejonowego w Świrsku”.

Dalej zaczęło się zesłanie Dziadka, a później także i Babci wraz z moim Tatą i dwoma Ciotkami oraz ich przymusowy pobyt w Kazachstanie, ale to także osobna opowieść.

Na koniec tylko dodam, że Dziadek i Babcia wraz z moim Tatą oraz Ciotkami wrócili z zesłania do Polski w sierpniu 1956 roku i osiedlili się w Nowem nad Wisłą, gdzie oboje dożyli sędziwego wieku.

Karta repatriacyjna Feliksa Żyłki

Karta repatriacyjna Feliksa Żyłki

Feliks_Zylko_karta_zony

Karta Repatriacyjna Anny Żyłko – żony Feliksa Żyłki

 

Cześć Ich Pamięci!

Piotr Żyłko z Gdańska – dla Znadniemna.pl

W kolejnym odcinku naszej akcji proponujemy Pańśtwu niezwykle ciekawą i barwną historię życia kolejnego Kresowiaka - żołnierza 2. Pułku Zapasowego 2. Armii Wojska Polskiego, sapera Feliksa Żyłki. [caption id="attachment_16718" align="alignnone" width="500"] Feliks Żyłko jako żołnierz 2. Pułku Zapasowego 2. Armii Wojska Polskiego[/caption] Przygoda wojenna naszego dzisiejszego bohatera

Polne kwiaty, drzewo za mgłą, sennie płynący strumyk, gdzieś w oddali przelatujący ptak. Sielskość, cisza, spokój. Zarysów miasta nie widać nawet w oddali – Wacław Romaszko pokazał w Białymstoku swoje pejzaże.

Waclaw_Romaszko_publicznosc4

Podczas otwarcia wystawy

Waclaw_Romaszko_publicznosc6

Wernisaż wystawy grodzieńskiego malarza, należącego do Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi, odbył się wczoraj, 2 czerwca, w Bibliotece Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, mieszczącej się w Pałacu Branickich.

Waclaw_Romaszko_publicznosc5

Wacław Romaszko

– Błękity, trochę różu, turkusy, jeżeli jest mgła to sporo szarości. To nie są obrazy ekspresyjne, pochłaniające obserwatora swoimi krzykliwymi kolorami. Tworzą one klimat przestrzeni, zachęcają widza, by do nich podszedł i dopiero wtedy go wciągają – opisała twórczość Romaszki Alicja Matuk, historyk sztuki.

Waclaw_Romaszko_obrazy1

Waclaw_Romaszko_obrazy

Romaszko zaprezentował w Białymstoku obrazy, które powstały w ostatnim półroczu. – Barwne kwiaty, kwitnące drzewa owocowe w sadach, leśne strumienie, poranki i zmierzchy nad łąkami. Z tych prac emanuje spokój, cisza. – Romaszko nie jest malarzem miejskim – podkreśliła Matuk.

Waclaw_Romaszko_publicznosc7

Wacław Romaszko i Weronika Szarejko

Na wernisaż wystawy Wacława Romaszki, licznie przybyli do stolicy Podlasia koledzy artysty z TPP przy ZPB, między innymi wiceprezes Towarzystwa Gennadiusz Picko i inni malarze. Obecna była też kierownik Działu Kultury ZPB Weronika Szarejko.

Waclaw_Romaszko_Picko

Przemawia Gennadiusz Picko

Gennadiusz Picko, zabierając głos przed licznie zgromadzoną na wernisażu publicznością, tak oto żartobliwie scharakteryzował swojego przyjaciela: „Wacek jest jak kałasznikow – jest niezawodny i nigdy się nie zacina”. Mówiąc o walorach artystycznych warsztatu kolegi Picko podkreślił, że jego zdaniem Wacław Romaszko jest najlepszym pejzażystą w Grodnie. – Szkoda, że nie mam jeszcze na własność żadnego jego obrazu – z żalem wyznał Picko.

Waclaw_Romaszko_publicznosc2

Waclaw_Romaszko_publicznosc1

Miłośnicy malarstwa pejzażowego z Białegostoku mają okazję na własne oczy przekonać się o prawdomówności Gennadiusza Picki i innych znawców sztuki, ceniących Romaszkę za doskonały warsztat malarski, odwiedzając wystawę w Pałacu Branickich do 4 lipca.

Waclaw_Romaszko_ogolne

Wojciech Więcko z Białegostoku

Polne kwiaty, drzewo za mgłą, sennie płynący strumyk, gdzieś w oddali przelatujący ptak. Sielskość, cisza, spokój. Zarysów miasta nie widać nawet w oddali – Wacław Romaszko pokazał w Białymstoku swoje pejzaże. [caption id="attachment_16704" align="alignnone" width="480"] Podczas otwarcia wystawy[/caption] Wernisaż wystawy grodzieńskiego malarza, należącego do Towarzystwa Plastyków Polskich

„O Polsce nowocześnie – nowe technologie komunikacyjne (ICT) w pracy z młodzieżą” – projekt o takiej nazwie, współfinansowany przez Senat RP w ramach sprawowania opieki nad Polonią i Polakami za Granicą, realizuje warszawska Fundacja Autokreacja.

Autokreacja_logo

Jak wynika z nazwy projektu, jego uczestnicy zostaną zapoznani ze sposobami wykorzystywania popularnych narzędzi komunikacyjnych w pracy z młodzieżą. Realizację projektu koordynuje współpracownik Fundacji Autokreacja, działacz Związku Polaków na Białorusi Aleksander Kisiel. Według niego uczestnicy projektu nauczą się wykorzystywać funkcje popularnych narzędzi komunikacyjnych do pracy zwłaszcza z młodym pokoleniem działaczy polonijnych i polskich, mieszkających poza granicami Polski. Zdobyte umiejętności pozwolą uczestnikom projektu po jego zakończeniu utrzymywać kontakty   z młodzieżowym środowiskiem, mobilizować je i pobudzać do działań.

Najważniejszym etapem projektu będzie spotkanie w Polsce w dniach  18 – 28 lipca 2016 roku.

Osoby zainteresowane udziałem w projekcie są proszeni do wypełnienia i przesłania na adres e-mailowy Fundacji Autokreacja wypełnionych Kwestionariuszy Rekrutacyjnych, które są do pobrania w załączniku do niniejszej publikacji.

Szczegółowych informacji na temat projektu „O Polsce nowocześnie – nowe technologie komunikacyjne (ICT) w pracy z młodzieżą” udziela Fundacja Autokreacja, której dane kontaktowe znajdziecie Państwo TUTAJ.

Znadniemna.pl

Kwestionariusz

„O Polsce nowocześnie – nowe technologie komunikacyjne (ICT) w pracy z młodzieżą” – projekt o takiej nazwie, współfinansowany przez Senat RP w ramach sprawowania opieki nad Polonią i Polakami za Granicą, realizuje warszawska Fundacja Autokreacja. Jak wynika z nazwy projektu, jego uczestnicy zostaną zapoznani ze sposobami

W Dniu Dziecka, 1 czerwca, w Grodnie odbyła się wzruszająca uroczystość z udziałem polskich dzieci specjalnej troski z Lidy i członków, działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich. Spotkanie dzieci niepełnosprawnych z malarzami stało się podsumowaniem rozpoczętej rok temu akcji charytatywnej pod nazwą „Połączmy siły – razem możemy więcej!”, zainicjowaną przez plastyków polskich z ZPB.

Wystawa_dzieci_z_Lidy9

Zdjęcie pamiątkowe organizatorów i uczestników akcji

Wystawa_dzieci_z_Lidy2

Wystawa_dzieci_z_Lidy24

Wystawa_dzieci_z_Lidy4

Wystawa_dzieci_z_Lidy3

Wystawa_dzieci_z_Lidy5

Wystawa_dzieci_z_Lidy28

Wystawa_dzieci_z_Lidy27

Wystawa_dzieci_z_Lidy21

Wystawa_dzieci_z_Lidy8

Wystawa_dzieci_z_Lidy10

Wystawa_dzieci_z_Lidy26

Wystawa_dzieci_z_Lidy22

Wystawa_dzieci_z_Lidy29

Celem akcji jest wspieranie dzieci niepełnosprawnych, posiadających zdolności plastyczne i motywowanie ich do rozwoju tychże zdolności. Grupą takich dzieci, pochodzących z rodzin polskich opiekuje się Oddział ZPB w Lidzie, na czele z prezes Ireną Biernacką. W ciągu roku malarze z TPP przy ZPB spotykali się z dziećmi, które objęli swoim patronatem zaopatrywali je w pędzle, farby oraz inne, niezbędne do pracy twórczej, akcesoria plastyczne i obiecali niespodziankę w postaci spotkania w Grodnie w Dniu Dziecka na podsumowaniu akcji. W ramach tego spotkania dla młodych artystów zorganizowano wystawę ich prac plastycznych.

Wystawa_dzieci_z_Lidy23

Wczoraj mali artyści wraz z rodzicami i opiekunami zostali przywiezieni przez prezes Biernacką do Grodna, gdzie zostali ciepło powitani przez starszych kolegów i przyjaciół – działaczy TPP przy ZPB. Na spotkanie przybyli też działacze ZPB z Grodna, między innymi – prezes organizacji Mieczysław Jaśkiewicz, kierowniczka Działu Kultury ZPB Weronika Szarejko, a także członkowie zarządu TPP: prezes Janina Pilnik, wiceprezes Gennadiusz Picko, Walentyna Brysacz, Andrzej Filipowicz,  Sergiusz Osopryłko i inni.

Wystawa_dzieci_z_Lidy20

Przemawia Weronika Szarejko, kierownik Działu Kultury ZPB

– Dla najzdolniejszych, zdaniem naszych malarzy, dzieciaków artyści z TPP przy ZPB ufundowali prezenty i upominki. Zostały one zakupione ze środków, które dorośli malarze uzyskali od sprzedaży swoich obrazów – opowiada Weronika Szarejko.

Wystawa_dzieci_z_Lidy18

Przemawia Mieczysław Jaśkiewicz, prezes Związku Polaków na Białorusi

Jak ogłosiła ze sceny prezes Oddziału ZPB w Lidzie Irena Biernacka, niestety, nie wszystkie dzieci miały możliwość przyjechać do Grodna na spotkanie z malarzami. – Niektóre z nich są przykute do wózków inwalidzkich i nie mogły być tutaj przetransportowane. Razem grupa, którą się opiekujemy, liczy ponad dwadzieścia dzieciaków – mówiła Biernacka.

Dzieci, którym udało się przybyć na spotkanie z malarzami, przygotowały dla nich niespodziankę w postaci niedużego koncertu, podczas którego recytowały wiersze polskich poetów i śpiewały polskie piosenki dziecięce.

Wystawa_dzieci_z_Lidy13

Wystawa_dzieci_z_Lidy15

Wystawa_dzieci_z_Lidy16

Wystawa_dzieci_z_Lidy25

Wystawa_dzieci_z_Lidy14

Wzruszeni tym występem gospodarze uroczystości dziękowali swoim małym kolegom za codzienny wysiłek, który wkładają w pracę twórczą i doskonalenie umiejętności plastycznych. Wyrazili też przekonanie, iż za rok, podczas podsumowania kolejnej edycji akcji „Połączmy siły – razem możemy więcej!” prace młodych artystów zostaną wystawione w jednej z grodzieńskich galerii plastycznych. – Obiecuję wam, że zrobię wszystko, co tylko w moich siłach, aby tak się stało – mówił Gennadiusz Picko.

Wystawa_dzieci_z_Lidy17

Gennadiusz Picko, wiceprezes Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB

Dziękując malarzom za troskę i wsparcie dzieci pokrzywdzonych przez los Irena Biernacka zauważyła, że same dzieci, kiedy mówią o nich, że są niepełnosprawne, nabrały ostatnio odwagi i pewności siebie i swój status społeczny zaczęły określać tak: „Nie jesteśmy niepełnosprawne! Jesteśmy – artystami!”

Wystawa_dzieci_z_Lidy12

Przemawia Irena Biernacka, prezes Oddziału ZPB w Lidzie

Wystawa_dzieci_z_Lidy19

Po tej replice sala wybuchła brawami aprobaty dla celnego samookreślenia, które wymyśliły sobie dzieciaki. Potem zaś nastąpił czas na rozdawanie prezentów i robienie zdjęć pamiątkowych ze spotkania, które młodzi artyści z Lidy będą pamiętać, przez co najmniej rok, kiedy nastąpi podsumowanie kolejnej edycji akcji TPP przy ZPB dla dzieci specjalnej troski „Połączmy siły – razem możemy więcej!”

Wystawa_dzieci_z_Lidy11

Znadniemna.pl

W Dniu Dziecka, 1 czerwca, w Grodnie odbyła się wzruszająca uroczystość z udziałem polskich dzieci specjalnej troski z Lidy i członków, działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich. Spotkanie dzieci niepełnosprawnych z malarzami stało się podsumowaniem rozpoczętej rok temu akcji charytatywnej pod nazwą „Połączmy

Wczoraj, 31 maja, w Zespole Szkół im. Gen. Sulika w Dąbrowie Białostockiej odbyła się III Edycja Międzynarodowego Konkursu Piosenki Anglojęzycznej pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Podlaskiego oraz Starosty Sokólskiego Piotra Rećko.

Festiwal_w_Dabrowie4

Przed publicznością zaprezentowało się 16 uczniów ze szkół w Dąbrowie Białostockiej, Sokółce, Augustowie, Sztabinie, Suchowoli i Nowym Dworze, a także dwie młode artystki z Białorusi i jedna z Litwy.

Festiwal_w_Dabrowie3

Przemawia Jerzy Tomzik, przewodniczący jury

– Pomysł organizacji konkursu zrodził się z inicjatywy nauczycieli języka angielskiego – mówi Jarosław Budnik, dyrektor ZS w Dąbrowie Białostockiej. – Mamy w tej edycji aż 16 osób, są to uczniowie naszych lokalnych szkół. Dwie osoby wystawił także Związek Polaków na Białorusi i jedną Gimnazjum w Kalwarii na Litwie. Obsada jest więc międzynarodowa i o to właśnie nam chodziło. Cieszy nas to, że nasi sąsiedzi biorą udział w tym konkursie. Mam nadzieję, że ta idea będzie się rozszerzać.

Festiwal_w_Dabrowie5

Śpiewa Daria Jemieliańczyk

Festiwal_w_Dabrowie2

Śpiewa Roksana Brodowicz

Jury jednogłośnie zdecydowało o zwycięstwie Darii Jemieliańczyk ze Związku Polaków na Białorusi. II miejsce zajęła Paulina Leonaviciute z Gimnazjum w Kalwarii, natomiast III miejsce przypadło Annie Stasiulewicz z Gimnazjum w Nowym Dworze.

Festiwal_w_Dabrowie

Wyróżnienia otrzymały: Martyna Kułak z Sokółki, Julia Milanowska z Augustowa, Katarzyna Krzywicka z Dąbrowy Białostockiej, Ewa Horosz z Nowego Dworu, Katarzyna Chlebińska z Suchowoli i Roksana Brodowicz z Białorusi.

Festiwal_w_Dabrowie1

Roksana Brodowicz i Daria Jemieliańczyk

Laureatki konkursu zostały nagrodzone przez organizatorów dyplomami oraz upominkami. Głównym sponsorem nagród był Urząd Miejski w Dąbrowie Białostockiej i Starostwo Powiatowe w Sokółce.

Znadniemna.pl/ isokolka.eu, zdjęcia Renaty Dziemiańczuk

Wczoraj, 31 maja, w Zespole Szkół im. Gen. Sulika w Dąbrowie Białostockiej odbyła się III Edycja Międzynarodowego Konkursu Piosenki Anglojęzycznej pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Podlaskiego oraz Starosty Sokólskiego Piotra Rećko. Przed publicznością zaprezentowało się 16 uczniów ze szkół w Dąbrowie Białostockiej, Sokółce, Augustowie, Sztabinie, Suchowoli

Działacze Oddziału ZPB w Wołkowysku przekazali uczniom miejscowej Polskiej Szkoły słodki poczęstunek i gratulacje z okazji zakończenia roku szkolnego od Rady Naczelnej ZPB.

Zakonczenie_roku_szkolnego_w_Wolkowysku4

Ostatni dzwonek podczas apelu z okazji zakończenia roku szkolnego w Polskiej Szkole w Wołkowysku

W Polskiej Szkole w Wołkowysku, podobnie, jak w Grodnie działacze Związku Polaków na Białorusi nie są mile widzianymi gośćmi. Administracje szkół dbają o to, aby zminimalizować kontakty uczniów i nauczycieli z działaczami organizacji, zepchniętej przez władze Białorusi do podziemia za upominanie się o prawa polskiej mniejszości narodowej.

Zakonczenie_roku_szkolnego_w_Wolkowysku5

Apel szkolny, poświęcony zakończeniu roku szkolnego, odbył się 30 maja w Polskiej Szkole w Wołkowysku nie w murach szkoły, lecz na szkolnym dziedzińcu. Pozwoliło to uczniom szkoły po apelu podejść do działaczy miejscowego oddziału ZPB na czele z prezes Marią Tiszkowską, aby usłyszeć słowa gratulacji z okazji zakończenia roku szkolnego i otrzymać drobne słodkie prezenty, przekazane uczniom przez przewodniczącą Rady Naczelnej ZPB Andżelikę Borys.

Zakonczenie_roku_szkolnego_w_Wolkowysku2

Prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku Maria Tiszkowska wręcza słodkie prezenty

Zakonczenie_roku_szkolnego_w_Wolkowysku3

Maria Tiszkowska mówi, że na uroczysty Apel Szkolny do Polskiej Szkoły w Wołkowysku w charakterze gości honorowych przybyli między innymi szefowa rejonowego Kuratorium Oświaty w Wołkowysku Tatiana Gazizowa oraz konsul RP w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie Krzysztof Adam Zieliński.

Zakonczenie_roku_szkolnego_w_Wolkowysku1

– Gdyby dzieci nie podeszły do mnie, musiałabym składać im gratulacje i prezenty od Rady Naczelnej ZPB w sposób bardziej dyskretny. Byłam zaskoczona, że uczniowie poznali mnie i obdarowując kwiatami z wdzięcznością przyjęli słodkie prezenty i słowa gratulacji od pani Andżeliki Borys – mówi prezes Tiszkowska.

Zakonczenie_roku_szkolnego_w_Wolkowysku

Wspólne zdjęcie maturzystów z Marią Tiszkowską, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku

Znadniemna.pl, zdjęcia Jerzego Czuprety

Działacze Oddziału ZPB w Wołkowysku przekazali uczniom miejscowej Polskiej Szkoły słodki poczęstunek i gratulacje z okazji zakończenia roku szkolnego od Rady Naczelnej ZPB. [caption id="attachment_16640" align="alignnone" width="480"] Ostatni dzwonek podczas apelu z okazji zakończenia roku szkolnego w Polskiej Szkole w Wołkowysku[/caption] W Polskiej Szkole w Wołkowysku, podobnie,

Książka w języku białoruskim pt. „Moje miasteczko Łuna-Wola” autorstwa krajoznawcy, kolekcjonera działacza społecznego i prezesa Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Łunnie – Leona Karpowicza ukazała się dzięki niezależnej inicjatywie wydawniczej „Biblioteka Grodzieńska”.

Leon_Karpowicz_ksiazka

Leon Karpowicz

Książka działacza ZPB zainaugurowała nowy cykl wydawniczy „Biblioteki Grodzieńskiej” pt. „Krajoznawcy Białorusi”.

Tomik napisany przez Leona Karpowicza liczy 274 stron, na których czytelnik może zobaczyć niepublikowane dotąd zdjęcia, dotyczące historii miasteczka Łunna. W książce autor zebrał szereg ciekawych opisów wydarzeń i legend zarówno z niedalekiej, jak i dalszej przeszłości Łunny i okolic.

Leon_Karpowicz_ksiazka1

Zostały one przez autora umiejętnie wplecione w szerszy kontekst historyczny, który pozwala czytelnikowi na porównanie przeszłości i teraźniejszości, a także oceny perspektyw rozwoju nie tylko Łunny i rejonu mostowskiego, w którym leży miasteczko, lecz także Grodzieńszczyzny, a nawet całej Białorusi.

Leon Karpowicz, poza tym, że jest prezesem Oddziału ZPB w Łunnie, znany jest w kręgach inteligencji białoruskiej i polskiej jako krajoznawca-erudyta, wnikliwy badacz przeszłości, kolekcjoner, publicysta, działacz społeczno-polityczny, ale przede wszystkim – jako patriota i uczciwy człowiek.

W imieniu czytelników i władz ZPB składamy naszemu związkowemu koledze Leonowi Karpowiczowi serdeczne gratulacje z okazji ukazania się książki jego autorstwa i życzymy dalszych sukcesów w jego różnorodnej działalności, która jest niezwykle potrzebna wszystkim mieszkańcom Białorusi, zarówno Polakom, jak i Białorusinom!

Znadniemna.pl, fot.: harodniaspring.org

Książka w języku białoruskim pt. „Moje miasteczko Łuna-Wola” autorstwa krajoznawcy, kolekcjonera działacza społecznego i prezesa Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Łunnie - Leona Karpowicza ukazała się dzięki niezależnej inicjatywie wydawniczej „Biblioteka Grodzieńska”. [caption id="attachment_16635" align="alignnone" width="480"] Leon Karpowicz[/caption] Książka działacza ZPB zainaugurowała nowy cykl wydawniczy „Biblioteki

W ostatnich dniach w mediach za rozgłośnią Radio Racja rozpowszechniona została informacja o uszkodzeniu przez „nieznanych sprawców” krzyża na grobie nieznanego z imienia i nazwiska kapelana Wojska Polskiego, którego szczątki spoczywają na cmentarzu w Porozowie – miasteczku w rejonie świsłockim obwodu grodzieńskiego.

Porozowo_wandalizm

Ksiądz kapelan został zamordowany koło wsi Terespol (około 12 km od Porozowa) przez skomunizowaną bandę z Nowego Dworu, którą dowodził niejaki Kasiński. Kapelan został pochowany przez miejscową ludność na skraju lasu. Informację o jego mogile i dokonanej zbrodni do redakcji gazety „Głos znad Niemna” wysłała osoba nie podając swego nazwiska. Ekshumacji dokonano w kwietniu 1999r. Szczątki przeniesiono na cmentarz parafialny w Porozowie. Organizatorem ekshumacji i pochówku był Oddział Związku Polaków w Porozowie na czele z ówczesnym prezesem Janem Sokołowskim. Fot.: racyja.com

Uszkodzenie zauważył miejscowy działacz Związku Polaków na Białorusi Jan Sokołowski. Polak poinformował media o fakcie wandalizmu, gdyż na Białorusi wcześniej zdarzały się przypadki bezczeszczenia polskich upamiętnień żołnierskich ze strony tzw. „nieznanych sprawców”.

Porozowo_wandalizm_1

Fot.: racyja.com

Jak dowiedzieliśmy się od prezes Oddziału ZPB w Porozowie Anny Szałkiewicz – grób kapelana Wojska Polskiego na cmentarzu w Porozowie nigdy nie został zbezczeszczony. – Tabliczka na krzyżu była w opłakanym stanie, odkleiła się i spadła jeszcze w zimie – opowiada nam miejscowa Polka. – Kiedy to zauważyłam – zabrałam ją do domu, aby jakoś odświeżyć i nadać godny wygląd.

Porozowo_wandalizm_2

Fot.: racyja.com

Dosłownie kilka dni temu Anna Szałkiewicz przy pomocy syna odnowioną tabliczkę, upamiętniającą nieznanego kapelana Wojska Polskiego, przytwierdziła z powrotem do krzyża. – Teraz grób wygląda w miarę przyzwoicie, bo zanim tabliczka spadła – trzymała się na drucie i wyglądało to niechlujnie – zapewnia Anna Szałkiewicz.

Znadniemna.pl

W ostatnich dniach w mediach za rozgłośnią Radio Racja rozpowszechniona została informacja o uszkodzeniu przez „nieznanych sprawców” krzyża na grobie nieznanego z imienia i nazwiska kapelana Wojska Polskiego, którego szczątki spoczywają na cmentarzu w Porozowie – miasteczku w rejonie świsłockim obwodu grodzieńskiego. [caption id="attachment_16626" align="alignnone" width="480"]

Zespół „Szachraj” z Miejskiego Ośrodka Kultury w podwarszawskim Legionowie wziął udział w Międzynarodowym Święcie Kultury Tradycyjnej „Brasławskie Zarnice 2016” w Brasławiu.

Braslawskie_zarnicy_6

Podczas Mszy świętej w Sanktuarium Narodzenia Najświętszej Marii Panny

Braslawskie_zarnicy_8

Święto Kultury Tradycyjnej „Brasławskie Zarnice” to odbywające się w Brasławiu, co roku od czterdziestu lat wydarzenie kulturalne, organizowane przez miejscowe władze. Od sześciu lat, kiedy na festyn zaczęli regularnie przyjeżdżać goście z Polski, festyn ma status międzynarodowego. Podobnie, jak co roku inicjatorami wyjazdu do Brasławia byli członkowie działającego w Polsce Krajowego Stowarzyszenia Brasławian, na czele z prezesem Władysławem Krawczukiem. Do małej ojczyzny swoich przodków Brasławianie z Polski przywieźli w tym roku nie tylko zespół piosenki i tańca „Szachraj» z Legionowa, lecz także przedstawicieli Starostwa Powiatu Legionowskiego.

Braslawskie_zarnicy_2

Braslawskie_zarnicy_3

Samorządowcy z Legionowa mieli okazję spotkać się między innymi z przedstawicielami władz rejonu brasławskiego i omówić z nimi możliwości rozwoju współpracy.

Braslawskie_zarnicy_1

Przemawia Władysław Krawczuk, prezes Krajowego Stowarzyszenia Brasławian w Polsce

Przeżyciem dla gości z Polski i miejscowych mieszkańców był wspólny udział w niedzielnej Mszy świętej w miejscowym Sanktuarium Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Po modlitwie przed obrazem Matki Bożej Władczyni Jezior parafianie i goście z Polski mogli razem podziwiać przygotowany na tę okazję występ zespołu „Szachraj”, którego pełny skład liczy aż 60 dzieciaków i młodych ludzi w wieku od 6 do 16 lat, którymi kierują doświadczeni instruktorzy śpiewu i tańca: Barbara Jankowska, Krzysztof Bernard i Michał Jankowski.

Braslawskie_zarnicy

Braslawskie_zarnicy_7

W ramach Międzynarodowego Święta Kultury Tradycyjnej „Brasławskie Zarnice 2016” delegacja z Polski miała okazję zobaczyć Święto Kultury Średniowiecznej „Miecz Brasławia”, które odbyło się na miejscowej Górze Zamkowej.

Braslawskie_zarnicy_5

Obowiązkowym punktem zwiedzania Brasławia przez gości z Polski jest także nawiedzanie miejskiego cmentarza, na którym zachowały się groby żołnierzy Legionów Polskich z 1920 roku.

Ludmiła Burlewicz i Irena Gajdamowicz z Brasławia, zdjęcia Ireny Gajdamowicz

Zespół „Szachraj” z Miejskiego Ośrodka Kultury w podwarszawskim Legionowie wziął udział w Międzynarodowym Święcie Kultury Tradycyjnej „Brasławskie Zarnice 2016” w Brasławiu. [caption id="attachment_16615" align="alignnone" width="480"] Podczas Mszy świętej w Sanktuarium Narodzenia Najświętszej Marii Panny[/caption] Święto Kultury Tradycyjnej „Brasławskie Zarnice” to odbywające się w Brasławiu, co roku od

Skip to content