HomeStandard Blog Whole Post (Page 394)

Ostatnie tygodnie zimy dla działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich są tradycyjnie okresem organizowania pierwszej w roku wystawy zbiorowej. W tym roku data wernisażu wystawy zbiegła się z Dniem Świętego Walentego, obchodzonego jako Święto Zakochanych.

Na wernisażu była obecna przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo i autorzy prezentowanych obrazów

Miłości zostały więc poświęcone dzieła malarskie, które członkowie TPP przy ZPB wystawili 14 lutego w grodzieńskiej galerii „Tyzenhauz”.

Tytułowe „refleksje o miłości” w przypadku różnych twórców, sądząc po wystawionych obrazach, często bardzo się różnią od siebie Na płótnach można dostrzec przykłady miłości subtelnej, dowcipnej, kruchej i ulotnej, groteskowej, a nawet brutalnej.

Mimo różnorodności przedstawionych na wystawie rodzajów miłości, wszystkie prace łączy jednak odwaga i szczerość formułowanego przez twórców przekazu. Na obrazach widzimy dużo erotyki i cielesności. W przypadku różnych twórców przejawia się ona w różnych formach i niesie różny ładunek emocjonalny. Każdy z autorów używa odmiennego, właściwego tylko jemu języka symboli, języka malarskiej ekspresji oraz refleksji artystycznej.

Każdy z twórców prowadzi swoistą grę z wykorzystaniem atrybutów kobiecości.

Wystawa „Refleksje o miłości ”na pewno będzie budziła emocje wśród odwiedzających galerię „Tyzenhauz”.

Śpiewa Tatiana Sołowiowa

Otwarcie wystawy krótkim koncertem uświetniła grodzieńska śpiewaczka i autorka romantycznych pieśni Tatiana Sołowiowa z zespołem.

Na wernisaż do galerii „Tyzenhauz” przybyli 14 lutego także twórcy obrazów na czele z prezesem Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB Gennadiuszem Picko, miłośnicy twórczości grodzieńskich malarzy, zrzeszonych w TPP oraz reprezentanci władz Związku Polaków na Białorusi: przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Andżelika Orechwo oraz członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut.

Walery Stratowicz

Kuratorami wystawy z ramienia TPP przy ZPB są: malarz Walery Stratowicz i kulturoznawca Alicja Matuk.

Wystawę „Refleksje o miłości” w galerii „Tyzenhauz” można oglądać do 8 marca.

Alicja Matuk dla Znadniemna.pl

Ostatnie tygodnie zimy dla działającego przy Związku Polaków na Białorusi Towarzystwa Plastyków Polskich są tradycyjnie okresem organizowania pierwszej w roku wystawy zbiorowej. W tym roku data wernisażu wystawy zbiegła się z Dniem Świętego Walentego, obchodzonego jako Święto Zakochanych. [caption id="attachment_21139" align="alignnone" width="480"] Na wernisażu była obecna

Temat partyzantki sowieckiej na Białorusi jest zagadnieniem złożonym. Częściowo ze względu na odczuwalny brak obiektywnych danych dotyczących jej organizacji i działalności, częściowo zaś z powodu mitologizacji tego ruchu, rozpropagowania opinii o Białorusinach jako narodzie-partyzancie.

Mit o ogólnonarodowym zmaganiu, który uzupełniono wyjaskrawieniem roli partii, stał się częścią oficjalnej historiografii sowieckiej. Nikt z sowieckich i postsowieckich «urzędowych» historyków nie mógł i nie może odstąpić od tego dogmatu. Lansowana przez nich i podtrzymywana przez władze państwowe wyłączna, a nawet obowiązkowa, koncepcja przedstawia obraz oddolnego masowego ruchu partyzanckiego, jego powszechnego poparcia ze strony ludności cywilnej.

O bohaterskich czynach partyzantów w literaturze sowieckiej powiedziano wiele i są one dobrze znane. W obfitej na ten temat historiografii białoruskiej ruch partyzancki przedstawiano w samych superlatywach, a jego uczestników prawie wyłącznie jako «gierojów». Nie zamierzam kwestionować ich wkładu w walkę z najeźdź- cą, dobrze opisanego w licznych apologetycznych publikacjach sowieckich, starannie unikających zresztą jakichkolwiek wzmianek, mogących przyćmić mit o sprawiedliwych i bezinteresownych mścicielach ludowych.

„Białoruska partyzantka” to mit – nie istniała. Była tylko sowiecka

Zwłaszcza «niepożądanych» napomknień o skomplikowanych relacjach z ludnością wiejską i zaistniałych na tym tle konfliktach, w tym też narodowościowych. Jednakże rzeczywisty obraz sytuacji wyglądał nie tak sielankowo, jak ją prezentuje tradycja sowiecka. Z ujawnionych ostatnio dokumentów archiwalnych i relacji świadków wydarzeń wyłania się nieco inny obraz, odtwarzany na tle zaskakujących splotów wojennych wydarzeń i powikłań losów ludzkich.

Skupmy się więc na faktach, o których nie wspomina się ze względów cenzuralnych bądź z uwagi na tzw. poprawność polityczną. Decyzje, dotyczące organizacji partyzantki sowieckiej na zajętych przez Niemców terytoriach, zapadły w Moskwie. Na jej polecenie już 26 czerwca 1941 roku kierownictwo Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (BSRR) wydało rozporządzenie dotyczące formowania oddziałów partyzanckich, składających się wyłącznie z funkcjonariuszy NKGB, NKWD i wojskowych armii czerwonej.

W celu prowadzenia pracy dywersyjnej na tyłach Niemców w lipcu 1941 roku powołano specjalny («czwarty») zarząd NKWD, kierownikiem którego mianowano zawodowego mordercę i szpiega, zastępcę naczelnika działu wywiadu NKWD Pawła Sudopłatowa. W 1941 roku 90 procent oddziałów partyzanckich, grup dywersyjnych, jednostek specjalnych przeszkoliły i przerzuciły na tyły wroga organa NKWD – NKGB, które też nimi kierowały. Jak się okazało na próżno, bo ostatecznie próby zorganizowania masowej partyzantki w 1941 r. spełzły na niczym.

W maju 1942 roku powołano Centralny Sztab Ruchu Partyzanckiego (CSRP) przy Kwaterze Głównej Dowódcy Naczelnego, na czele którego stanął pierwszy sekretarz KC KP(b)B Pantielejmon Ponomarienko. Kilka miesięcy później wyodrębniono z niego osobny Białoruski Sztab Ruchu Partyzanckiego (BSRP), szefem którego został sekretarz KP(b)B Piotr Kalinin. Struktury te były organami wojskowymi, które bezpośrednio z Moskwy kierowały ruchem partyzanckim na Białorusi. A więc ruch ten nie był spontaniczną reakcją ludności cywilnej, jak twierdzili sowieccy propagandziści.

Organizowaniem grup partyzanckich zajmowały się NKWD i wojsko, pod kontrolą organów partyjnych. W czerwcu-wrześniu 1941 roku miliony żołnierzy sowieckich zostały odcięte od swojej armii linią frontu. Większość z nich dostała się do niewoli niemieckiej. Pozostali chowali się po wsiach lub ukrywali w lasach, gdzie zbijali się w grupy dla samoobrony i zdobywania żywności. Według ocen niemieckich, w lipcu 1942 roku odcięci od swych jednostek wojskowi i jeńcy-uciekinierzy stanowili 60 procent partyzantów sowieckich. Na terenie Białorusi w okrążeniu znaleźli się dziesiątki tysięcy żołnierzy Armii Czerwonej, którzy nie dostali się do niewoli niemieckiej lub uciekli z obozów jenieckich.

Z braku możliwości przekroczenia linii frontu i dołączenia do regularnych wojsk sowieckich, wielu z tych żołnierzy samodzielnie podejmowało walkę z przeciwnikiem. Właśnie żołnierze i oficerowie Armii Czerwonej od wiosny 1942 roku stanowili trzon sowieckiego ruchu oporu na Białorusi. W początkowym okresie wojny ich liczba wynosiła nieraz połowę albo nawet większość składu osobowego oddziałów partyzanckich, w których z reguły zajmowali stanowiska naczelne. Mający doświadczenie wojskowe i utrzymujący dyscyplinę tworzyli hufce, będące siłą militarną, z którą się liczono.

W krótkim czasie do tych luźno zorganizowanych grup zaczęli dołączać kolejni uciekinierzy z obozów jenieckich, a czasami też Żydzi, dla których ucieczka do lasu była często jedynym ratunkiem przed eksterminacją. Grupy te prawie całkowicie pochłonięte były problemem przetrwania, a celem ich ataków na osady było zdobycie żywności. «Byliśmy niby prawdziwymi partyzantami, ale nie białoruskimi» – wspominał jeden z nich. «Chowając się po białoruskich lasach, zmagaliśmy się za Ojczyznę, partię, za Lenina-Stalina, za jedną i niepodzielną (Rosję – J.W.). Myśmy chłopów nie rabowali.

Po prostu zabieraliśmy im, bo któż będzie się sprzeciwiał, jak mu wymachuje przed nosem pistoletem lub karabinem». Stopniowo liczba partyzantów wzrastała, ale szacowano ją raczej w przybliżeniu. Iluż ich było? Co do tego wśród badaczy nie ma zgodności. Strona sowiecka podawała, że przed rozpoczęciem ofensywy Armii Czerwonej latem 1944 roku ogólna liczba partyzantów sowieckich wynosiła ponad 200 tysięcy bojowników, w tym w zachodnich obwodach republiki około 40 tysięcy. By zwiększyć tę liczbę, dodano do niej ludzi, tak czy owak związanych z ruchem partyzanckim. Toteż ostatecznie doliczono się 360–370 tysięcy.

Współcześni autorzy białoruscy niewiele nowego wnieśli do wyjaśnienia tej kwestii, powtarzając oficjalne dane sowieckie. Trzeba również zaznaczyć, iż miejscowa ludność polska w porównywalnie niewielkim stopniu wspierała partyzantkę sowiecką, w zdecydowanej większości dopomagając Armii Krajowej i polskiemu podziemiu. Autorzy zachodni są zdania, że nawet jeśli na początku wojny na Białorusi działała jakaś zorganizowana partyzantka sowiecka, była bardzo nieliczna i skazana na niepowodzenie. Jej rozwój rozpoczął się dopiero po ofensywie Armii Czerwonej pod Moskwą, w grudniu 1941 roku. Powołując się na dane uzyskane w archiwach rosyjskich, historycy ci dochodzą do wniosku, że w czerwcu 1944 roku na Białorusi działało od 120 do 140 tysięcy partyzantów, stanowiących 65 procent ogólnej liczby partyzantów sowieckich.

«Waleczne» uczynki

Historiografia sowiecka twierdziła, że partyzanci na Białorusi zniszczyli 500 tysięcy hitlerowców. Zabicie przez nich pół miliona żołnierzy niemieckich oznaczałoby faktycznie unicestwienie prawie całej Grupy Armii «Środek». W rzeczywistości zaś, jak uważają niektórzy badacze, straty te nie przekraczały 30–50 tysięcy osób, z których spora część nie była żołnierzami niemieckimi. Nie licząc miejscowych kolaborantów, straty Niemców szacuje się w granicach 6–7 tys. zabitych.

Z powodu starć najbardziej cierpiała ludność wiejska, ponieważ partyzanci swymi działaniami prowokowali niemieckie akcje pacyfikacyjne. W miarę szerzenia się ruchu partyzanckiego ze strony okupantów nasilały się reakcje «zemsty» na cywilnej ludności Białorusi. Kiedy 22 września 1943 roku mińskie podziemie dokonało zamachu na szefa zarządu cywilnego Okręgu Generalnego Białoruś Wilhelma Kubego, rozstrzelano i powieszono tysiąc mieszkańców Mińska. Po całej Białorusi przetoczyła się fala krwawych represji, wyniszczająca całe wsie, które znajdowały się w obrębie lub pobliżu stref partyzanckich.

Warto także zauważyć, że nie wszystkie działania partyzantów wynikały z konieczności walki z okupantem. Niszczono wiejskie młyny, spichrze, zlewnie mleka i maślarnie. Niemcy z tego powodu zbytnio nie ucierpieli, ale ludność cywilna owszem. «Czasem wychodziliśmy z lasu – wspominał sowiecki partyzant – i stawialiśmy miny na kolei, niemającej żadnego znaczenia strategicznego, przy której w ogóle nie było patroli. Gdy czyniliśmy to kilkakrotnie, Niemcy przychodzili i palili wieś razem z jej mieszkańcami».

W 1942 roku jeden z gebietkomisarzy Okręgu Generalnego Białoruś oświadczył, że straty wśród ludności cywilnej sześciokrotnie przewyższyły straty partyzantów, poniesione na skutek karnych akcji niemieckich. Odwetowe akcje pacyfikacyjne pozbawiały życia setki tysięcy ludzi, z czego Sowieci w pełni zdawali sobie sprawę. Świadczy o tym charakterystyczny epizod przypomniany przez jednego z redaktorów. Otóż, niektórzy współpracownicy KC KPB wyrażali kategoryczny sprzeciw wobec umieszczenia w wydawanej w latach 70.

«Białoruskiej Encyklopedii Sowieckiej» informacji, dotyczących niemieckich operacji karnych przeciwko partyzantom i ludności cywilnej. Motywowano to w następujący sposób: nie ma czym się chwalić, gdyż partyzanckie czyny bohaterskie i zwycięstwa były skromne, natomiast ofiary, zwłaszcza wśród ludności cywilnej, olbrzymie. Zrównano z ziemią wraz z ludźmi setki wiosek, nie mówiąc już o zaściankach i chutorach. Sowieccy partyzanci rzadko atakowali niemieckie wojenne i policyjne obiekty. Starali się unikać ryzykownych i wymagających większego wysiłku operacji, oraz poważniejszych starć i akcji, preferując ataki na słabo uzbrojone i kiepsko przeszkolone jednostki białoruskiej policji, samoobrony, przedstawicieli lokalnej administracji: sołtysów, burmistrzów, urzędników oraz członków ich rodzin. Rzeź, jaką partyzanci urządzili we wsi Iwoncewicze, niedaleko Wilejki i Kurzeńca, gdzie zabito całą rodzinę policjanta – rodziców, dziadków i dzieci, bynajmniej nie należała do nadzwyczajnych wydarzeń.

Na równi z instytucjami władzy okupacyjnej traktowane były przez Sowietów szkoły, nagminnie przez nich palone. Budynki większości miejscowych szkół zostały zniszczone pod pretekstem, że dzieci sowieckie nie powinny się uczyć w «szkołach faszystowskich». Był to zdecydowanie mniej groźny przeciwnik, niż dobrze wyszkolona i uzbrojona policja niemiecka, niemieckie garnizony, a tym bardziej wojskowe formacje frontowe. O wiele częściej rujnowano i palono polskie majątki, niż atakowano duże siły wojskowe.

W sierpniu 1942 roku przedstawiciel Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w rejonie Witebsk – Połock – Orsza donosił P. Ponomarience, że dowódcy oddziałów partyzanckich boją się atakować niemieckie garnizony w obawie przed dużymi stratami. Konstatując, że faktycznie partyzanci stawiają sobie za najpilniejszy cel walkę z kolaborantami, przedstawiciel Centralnego Sztabu podkreślał, iż głównym i pierwszoplanowym zadaniem «jest walka z niemieckim okupantem, a tu jest na odwrót». Próbowano także zdezorganizować rolnictwo, by w ten sposób zakłócić zaopatrzenie Niemców w żywność.

W początkowym okresie okupacji za kolaborantów uznawano nawet pracujących w polu chłopów. W 1942 roku mieszkanka jednej z wsi informowała żandarmerię w Lachowiczach, że partyzanci spalili w jej wiosce trzy domy i rozstrzelali 20 mieszkańców. W powiecie horodziszczeńskim spalono całą wieś – 38 domów; w mirskim – 14 domów i 7 spichrzów, wypełnionych zbożem, budynek gminnej rady, szkołę, cerkiew. Chłopów, zatrudnionych przez Niemców, mocno zbito i grożono im rozstrzelaniem. Podobne epizody były raczej regułą, niż wyjątkiem. Obie strony dążyły do zawładnięcia tym samym mieniem, ale ponieważ dla partyzantów stanowiło ono jedyne źródło utrzymania się przy życiu, wypadom po żywność nadawano szczególne znaczenie.

Grabieże na szerszą skalę stawały się rzeczą zwyczajną. Towarzyszyły im często akcje krwawej i bezlitosnej zemsty, zwłaszcza gdy kogoś podejrzewano o współpracę z Niemcami lub napotykano bierny chłopski opór. Ruch partyzancki na Białorusi, mimo jego sporej liczebności i wpływów, miał nader skromne osiągnięcia wojenne, zaś skala zmagań zbrojnych miała dość ograniczony zasięg w porównaniu do dużej liczby wciągniętych do nich ludzi. Jednak sam fakt zaistnienia takiego ruchu miał pokazywać, że władza sowiecka nie przestała istnieć. Nawet gdy straty Niemców i ich pomagierów nie były jak na skalę tamtej wojny zbyt wielkie, partyzanci spowodowali duże straty niszcząc środki transportu i tabor kolejowy, co wpłynęło na rozwój wydarzeń na froncie wschodnim.

Bez względu jednak na skuteczność działań partyzanckich pociągały one często tragiczne następstwa dla ludności cywilnej. Mający wgląd do akt sowieckiej bezpieki archiwista KGB Wasilij Mitrochin podawał, że według zawartych w nich statystyk podczas wojny NKWD zorganizowało na tyłach wroga 2222 «operacyjne grupy bojowe». Nie znalazł jednak żadnych ocen skuteczności działań partyzanckich. Twierdził również, iż wbrew informacjom, podawanym w powojennych publikacjach sowieckich, grupy te rzadko wiązały liczniejsze od siebie siły niemieckie. «Partyzanci» ci byli bardzo nieufnie traktowani przez miejscową ludność, od której pomocy zależeli.

Ponieważ zaś enkawudziści i aparatczycy partyjni stanowili, jego zdaniem, ponad połowę oddziałów partyzanckich, w terenie nie darzono zaufaniem całego ruchu partyzanckiego. W miarę odnoszonych przez Armię Czerwoną sukcesów na froncie i zmniejszania się zagrożenia dla istnienia systemu sowieckiego ważniejszymi dla partyzantów stawały się cele polityczne. Przede wszystkim już samą swą obecnością stale przypominali ludności o istnieniu reżimu sowieckiego, nadszarpywali ufności w zdolność Niemców do podtrzymywania porządku i spokoju. Jednocześnie występowali jako mściciele na kolaborantach, przeciwstawiając się współpracy ludności z Niemcami. Swymi działaniami często prowokowali terror niemiecki, dobitnie przekonujący ludność co do nieludzkiego oblicza okupanta. cdn…

Jerzy Waszkiewicz

Znadniemna.pl za Magazyn Polski nr 1 (133) styczeń 2017

Temat partyzantki sowieckiej na Białorusi jest zagadnieniem złożonym. Częściowo ze względu na odczuwalny brak obiektywnych danych dotyczących jej organizacji i działalności, częściowo zaś z powodu mitologizacji tego ruchu, rozpropagowania opinii o Białorusinach jako narodzie-partyzancie. Mit o ogólnonarodowym zmaganiu, który uzupełniono wyjaskrawieniem roli partii, stał się częścią

Białoruski MSZ rozważa możliwość wjazdu i pobytu na terytorium Białorusi przez okres 12 – 14 dni, bez konieczności posiadania wizy, – zapowiedział rzecznik resortu spraw zagranicznych Dmitrij Mironczyk. Dodał, że pięciodniowy „bez wiz”, obowiązujący od 12 lutego został wprowadzony na próbę, a MSZ od początku opowiadał się za dłuższym okresem pobytu obcokrajowców na Białorusi.

Mironczyk zapowiedział, że jeśli rząd uzna, iż zaistniała potrzeba wydłużenia okresu bezwizowego pobytu cudzoziemców na Białorusi, to będzie musiał się pochylić nad zmianą przepisów, ale decyzję i tak podejmie „parlament”, a to znaczy, że nie stanie się to szybko.

„Decyzja w sprawie ruchu bezwizowego jest już i tak spóźniona, ale zdecydowaliśmy się zrobić chociaż pół kroku, żeby ocenić jej efekty”- przyznał rzecznik MSZ.

Na razie oficjalny Mińsk przeanalizuje efekty gospodarcze, sytuację w dziedzinie bezpieczeństwa, egzekwowania prawa, a także inne czynniki, a wtedy może się zdecydować na dalsze udogodnienia w ruchu bezwizowym – oraz o przedłużenia czasu jego obowiązywania.

Przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych zauważył, że argumentem przemawiającym „za”, jest leczenie uzdrowiskowe w białoruskich sanatoriach;

„Leczenie uzdrowiskowe, to perełka Białorusi. Standardowa długość turnusu w sanatorium wynosi 12 lub 24 dni. Dlatego logicznym krokiem będzie wydłużenie w tym zakresie ruchu bezwizowego do 12 lub 14 dni – czyli dwóch tygodni. Ale mówić o tym jeszcze za wcześnie”,- powiedział.

Od 12 lutego na Białoruś można polecieć bez wizy! Ale mogą z takiego udogodnienia skorzystać wyłącznie obcokrajowcy, którzy przekraczają granicę przez przejście graniczne „Port Lotniczy Mińsk-2”, a więc dotrą do Mińska samolotem. Obywatele 80 krajów świata mogą przebywać na Białorusi bez wizy nie dłużej niż przez 5 dni.

Aby skorzystać z trybu bezwizowego, trzeba mieć ważny paszport lub inny dokument upoważniający do podróży za granicę, gotówkę (na każdy dzień pobytu sumę w walucie obcej lub rublach białoruskich, równoważnej dwóm jednostkom bazowym), ubezpieczenie medyczne na kwotę nie mniej niż 10 tys. euro.

Procedura ustanowiona dla ruchu bezwizowego nie ma zastosowania wobec osób przybywających na Białoruś samolotem rejsowym z Rosji, a także zamierzającej lecieć na jedno z lotnisk w Rosji (rejsy te traktowane są jako rejsy wewnętrzne, kontrole graniczne nie są na nich prowadzone).

Według danych na 15 lutego – godz. 9.00, z przejścia granicznego na międzynarodowym lotnisku w Mińsku skorzystało 465 obcokrajowców. Wśród nich 82 obywateli Polski, tyle samo Niemiec, 48 Włochów, 32 obywateli Litwy, 21 – Francuzów i 20 Brytyjczyków.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl

Białoruski MSZ rozważa możliwość wjazdu i pobytu na terytorium Białorusi przez okres 12 – 14 dni, bez konieczności posiadania wizy, – zapowiedział rzecznik resortu spraw zagranicznych Dmitrij Mironczyk. Dodał, że pięciodniowy „bez wiz”, obowiązujący od 12 lutego został wprowadzony na próbę, a MSZ od początku

Tematyka walentynkowa zdominowała zebranie wtorkowe w Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Grodnie, które odbyło się 14 lutego. Niestety nie obeszło się bez potrzeby omawiania spraw, przykrych dla ZPB, a mianowicie złodziejskich poczynań byłego prezesa organizacji Mieczysława Jaśkiewicza.

W koncercie, przygotowanym przez Zarząd Oddziału ZPB w Grodnie wspólnie z Zarządem Głównym ZPB oraz z działającym przy organizacji Uniwersytetem Trzeciego Wieku, wystąpili artyści znani i doświadczeni oraz dopiero próbujący swoich sił na scenie.

Zespół z Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy ZPB

Gwiazdą wieczoru był wieloletni przyjaciel Związku Polaków na Białorusi jeden z najbardziej znanych białoruskich bardów Wiktor Szałkiewicz, któremu towarzyszył podczas występu grodzieński kompozytor Anatol Kandyba, grający na harmonii.

Śpiewa Wiktor Szałkiewicz

Wiceprezes ZPB ds. kultury Renata Dziemiańczuk dziekuje Wiktorowi Szałkiewiczowi i Anatolowi Kandybie

Dla działaczy ZPB, zgromadzonych na zebraniu wtorkowym, Wiktor Szałkiewicz zaśpiewał zarówno znane przeboje, na przykład piosenkę „Dziewczyna z Górnej Palestyny”, jak też piosenki rzadziej wykonywane przez artystę na koncertach, między innymi – „Wieczór na redzie”, muzykę do której napisał rosyjski i sowiecki kompozytor Wasilij Sołowiow-Siedoj, a w Polsce spopularyzował między innymi Chór Czejanda, śpiewający polskojęzyczną wersję tej piosenki, do której tekst ułożył Wiktor Woroszylski, urodzony grodnianin, znany polski poeta, prozaik, tłumacz i recenzent filmowy.

Aleksandra Gwozdowska

Po koncercie Wiktora Szałkiewicza na scenę wychodzili artyści amatorzy, działający w Oddziale ZPB w Grodnie. Wiersze poświęcone Świętu Zakochanych zarecytowała młoda działaczka polska z Grodna Aleksandra Gwozdowska. Kilka żartobliwych piosenek o miłości zaśpiewał chór Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy ZPB, kierowany przez Halinę Gawrus.

Renata Dziemiańczuk, wiceprezes ZPB ds. kultury

Członkowie Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy ZPB

Janina Murina recytuje wiersz Leona Podlacha

Halina Gawrus, prezes Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy ZPB

W przerwie między występami do zgromadzonych na sali przemówiła obecna na koncercie walentynkowym prezes ZPB Andżelika Borys. Przypomniała ona, że dzień 14 lutego jest nie tylko Dniem Świętego Walentego. W tym dniu, dokładnie 75 lat temu, w 1942 roku Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych generał Władysław Sikorski wydał rozkaz o powołaniu Armii Krajowej w miejsce działającego na terenach polskich, okupowanych przez Niemców konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej.

Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi

Andżelika Borys przypomniała, iż Związek Polaków na Białorusi konsekwentnie walczy z wciąż zakłamanym na Białorusi wizerunkiem Armii Krajowej, opiekuje się miejscami pamięci o działalności AK. Prezes ZPB opowiedziała, że właśnie po publikacji w 2005 roku przez gazetę ZPB „Głos znad Niemna” informacji o walce Armii Krajowej z niemieckim i sowieckim okupantem w czasie II wojny światowej, została ona wezwana do Komitetu ds. Religii i Narodowości Republiki Białoruś, gdzie jej zarzucili, iż na Białorusi żadna gazeta, również gazeta ZPB nie powinna pisać pozytywnie o Armii Krajowej. – Musiałam wówczas odpowiedzieć, że Armia Krajowa i jej walka, to ważny fragment polskiej historii, którego nie możemy przemilczeć, a tym bardziej dopuścić się fałszowania faktów historycznych dotyczących AK. – mówiła Andżelika Borys, dodając, iż właśnie po tej rozmowie o Armii Krajowej została ona przez władze białoruskie być postrzegana jako osoba, wciągająca ZPB do polityki.

Andrzej Raczkowski, konsul RP w Grodnie

Za przypomnienie o rocznicy powstania Armii Krajowej podziękował prezes ZPB, zabierając głos przed publicznością, obecny na wieczorze walentynkowym w ZPB, konsul w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie Andrzej Raczkowski. Dyplomata podkreślił, że to dzięki działaczom ZPB miejsca pamięci o Armii Krajowej na Białorusi wyglądają zadbanie, a w święta narodowe i rocznice, związane z walką AK, na grobach akowców zapalane są znicze.

Dr Tadeusz Gawin, honorowy prezes Związku Polaków na Białorusi

Zakończenie wieczoru nie było już niestety związane, ani ze Świętem Zakochanych, ani z 75. rocznicą powstania Armii Krajowej. Rzecz w tym, iż 13 lutego, na dzień przed wieczorem walentynkowym, podczas próby chóru Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy ZPB, w pomieszczeniu ZPB miał miejsce incydent z udziałem byłego prezesa organizacji Mieczysława Jaśkiewicza.

Chórzyści opowiedzieli, iż Mieczysław Jaśkiewicz wszedł do pomieszczenia ZPB w asyście krzepkiego mężczyzny i nie witając się z działaczami zaczął wynosić z pomieszczenia mienie związkowe, między innymi generator benzynowy, zakupiony dla potrzeb ZPB ze środków, ofiarowanych Polakom na Białorusi przez polskiego podatnika.

 

Zrobione telefonem komórkowym zdjęcia kradzieży mienia ZPB, dokonanej 13 lutego przez byłego prezesa organizacji Mieczysława Jaśkiewicza

Prezes ZPB Andżelika Borys musiała wytłumaczyć zgromadzonym na zebraniu wtorkowym Oddziału ZPB w Grodnie działaczom, że były prezes dopuścił się nie tylko kradzieży związkowego generatora. W minioną niedzielę, 12 lutego, sprzeciwił się woli Rady Naczelnej ZPB i łamiąc Statut organizacji przywłaszczył sobie mienie związkowe w postaci spółki „Kresowia”, stworzonej przez działaczy ZPB jako zaplecze gospodarcze Związku Polaków na Białorusi.

Z ostatniej chwili!

Jak poinformował na Facebooku prezes Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB Gennadiusz Picko – 13 lutego dyrektor  spółki „Kresowia” M. Jaśkiewicz wyniósł z pomieszczenia ZPB także ponton, podarowany Związkowi Polaków na Białorusi przez Urząd Miasta Sopotu i prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego.

Znadniemna.pl

Tematyka walentynkowa zdominowała zebranie wtorkowe w Oddziale Związku Polaków na Białorusi w Grodnie, które odbyło się 14 lutego. Niestety nie obeszło się bez potrzeby omawiania spraw, przykrych dla ZPB, a mianowicie złodziejskich poczynań byłego prezesa organizacji Mieczysława Jaśkiewicza. W koncercie, przygotowanym przez Zarząd Oddziału ZPB w

Grupa polskich przedszkolaków z Grodna przyjechała w sobotę, 11 lutego, do swoich rówieśników z Supraśla. Dzieci uczestniczą w programie wymiany „Weekendowe przedszkole”, realizowanym przez Związek Polaków na Białorusi, przedsiębiorstwo EKOprojekt z Sokółki oraz samorządy gmin i powiatów województwa podlaskiego.

Przemawia burmistrz Supraśla Radosław Dobrowolski

– Takie sobotnie wymiany dzieci są dla najmłodszych bardzo ważne – mówiła w rozmowie z Polskim Radiem Białystok, kierowniczka projektu z ramienia Związku Polaków na Białorusi, przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Andżelika Orechwo. Jak podkreśliła wyjazdy te są organizowane, „aby dzieci miały możliwość rozmawiania w języku polskim, miały możliwość obcowania z dziećmi w tym samym wieku i by poznawały kraj, o którym mówią, że to kraj ich przodków, o którym opowiadają im rodzice, do którego wyjeżdżają tak często, który jest tak blisko”.

Występ dzieci z przedszkola z Oddziałami Integracyjnymi im. Jana Pawła II w Supraślu

– Już od kilku lat język polski jest w białoruskich szkołach sprowadzany na margines” – ujawniła działaczka ZPB – „Jest nauczany w ramach zajęć fakultatywnych, albo kółek. W Grodnie została zlikwidowana ostatnia polska grupa przedszkolna. Szykuje się nowelizacja ustawy o oświacie, według której szkoły polskie przestaną już być szkołami polskimi. Nauka przedmiotów ścisłych i egzaminy będą w jednym z języków państwowych.”

Dyrektor placówki oświatowej Beata Grochowska-Surowiec wita dzieciaków z Białorusi

Nie jest to pierwszy wyjazd najmłodszych przedstawicieli polskiej mniejszości na Białorusi. Przedszkolaki w ramach „Weekendowego przedszkola” były już w Sokółce, Augustowie i Dąbrowie Białostockiej.

Zajęcia plastyczne

Drugi od lewej: burmistrz Supraśla Radosław Dobrowolski, przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo i Jerzy Pławsiuk, szef i właściciel przedsiębiorstwa EKOprojekt z Sokółki

Przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo dziękuje Beacie Grochowskiej-Surowiec, dyrektor przedszkola z Oddziałami Integracyjnymi im. Jana Pawła II w Supraślu

„Dzieci miło je wspominają, a jednocześnie mają żywy kontakt z rówieśnikami i językiem, a to jest najważniejsze” – zaznacza Jerzy Pławsiuk, szef i właściciel przedsiębiorstwa EKOprojekt z Sokółki, będący jednym z organizatorów projektu „Weekendowe przedszkole”. Mówi, że za każdym razem wyjazdy są organizowane przy dużym wsparciu podlaskich samorządów.

Największą atrakcją dla dzieci był kulig

Po przejażdżce po lesie na saniach ciągniętych przez konie było ognisko, kiełbaski i dobra zabawa

Burmistrz Supraśla Radosław Dobrowolski i przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB Anżelika Orechwo udzielają wywiadu mediom

Z kolei burmistrz Supraśla Radosław Dobrowolski deklaruje, że czeka na kolejne takie inicjatywy:

Dzieci odwiedzili Muzeum Ikon, znajdujące się przy Monasterze Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Podczas zwiedzania można było obejrzeć setki ikon, pochodzących głównie z XIX wieku, ale też i znacznie starszych

Przewodnik w ciekawy sposób przedstawiła eksponaty muzeum, ukazane na ikonach postacie oraz kanon, w jakim zostały napisane

„Bardzo się cieszę, że doszło do zorganizowania takiego spotkania. To nie tylko zabawa dzieci, ale też wspieranie się we wspólnej naszej polskości. Ponad granicami, bo należymy do jednego narodu, który nie jest przecięty jedną granicą, a wieloma.”

Smaczny obiad w restauracja „Dzika Róża” w hotelu Borowinowy Zdrój

Znadniemna.pl za radio.bialystok.pl

Grupa polskich przedszkolaków z Grodna przyjechała w sobotę, 11 lutego, do swoich rówieśników z Supraśla. Dzieci uczestniczą w programie wymiany „Weekendowe przedszkole”, realizowanym przez Związek Polaków na Białorusi, przedsiębiorstwo EKOprojekt z Sokółki oraz samorządy gmin i powiatów województwa podlaskiego. [caption id="attachment_21068" align="alignnone" width="480"] Przemawia burmistrz Supraśla

75 lat temu, 14 lutego 1942 r. Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski wydał rozkaz o przekształceniu Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową. Utworzona przed 70 laty AK jest uważana za największe i najlepiej zorganizowane podziemne wojsko działające w okupowanej Europie.

Członkowie Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi pozują do zdjęcia pamiątkowego ze swoim kapelanem księdzem Andrzejem Radziewiczem

Armia Krajowa była kontynuacją zawiązanej w nocy z 26 na 27 września 1939 roku przez grupę wyższych oficerów z gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim, przy współudziale prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, konspiracyjnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski. Stała się ona zalążkiem Polskiego Państwa Podziemnego.

Utworzona 27 września 1939 roku SZP została przekształcona najpierw w 1940 roku w Związek Walki Zbrojnej, a następnie rozkazem Naczelnego Wodza w Armię Krajową, w skład której weszło ok. 200 organizacji wojskowych, zarówno spod okupacji niemieckiej jak i sowieckiej.

Decyzja o powstaniu AK była podyktowana koniecznością scalenia polskich konspiracyjnych oddziałów zbrojnych i podporządkowania ich rządowi RP w Londynie, któremu podlegały Siły Zbrojne RP. W zamierzeniach rządu miała być organizacją ogólnonarodową, ponadpartyjną, a jej Komendant Główny jedynym, upełnomocnionym przez rząd dowódcą krajowej siły zbrojnej. Głównym zadaniem AK było prowadzenie walki o odzyskanie niepodległości przez organizowanie i prowadzenie samoobrony i przygotowanie armii podziemnej na okres powstania, które miało wybuchnąć na ziemiach polskich w okresie militarnego załamania Niemiec.

Kolejnymi dowódcami AK byli generałowie: Stefan Rowecki ps. Grot – do 30 czerwca 1943 roku, Tadeusz Komorowski ps. Bór – do 2 października 1944 roku, Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek – do 19 stycznia 1945 roku.

Komendant Główny AK podlegał Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych. Organem dowodzenia AK była Komenda Główna (KG), w której skład wchodziły oddziały, piony organizacyjne i samodzielne służby – oddziały: I Organizacyjny, II Informacyjno-Wywiadowczy, III Operacyjno-Szkoleniowy, IV Kwatermistrzostwa, V Łączności Operacyjnej, VI Biura Informacji i Propagandy oraz VII Finansów i Kontroli, a także Kierownictwo Dywersji.

Terenowa struktura organizacyjna AK odpowiadała zasadniczo przedwojennemu podziałowi administracyjnemu kraju. Na terenie województw tworzono okręgi, w powiatach – obwody, w gminie lub kilku gminach – placówki. Tworzone były także obszary będące jednostkami strukturalnymi, obejmującymi kilka okręgów. Na początku 1944 roku Komendzie Głównej AK podlegały cztery obszary i osiem samodzielnych okręgów. W skład AK wchodziły także jednostki strukturalne, działające poza granicami kraju: Samodzielny Wydział do Spraw Kraju Sztabu Naczelnego Wodza oraz Oddziały AK na Węgrzech („Liszt”) i w Niemczech (Komenda Okręgu Berlin „Blok”).

AK od początku była organizacją masową, zwiększającą szeregi przez werbunek ochotników i kontynuowanie akcji scaleniowej, rozpoczętej przez Związek Walki Zbrojnej. W latach 1940-1944 do AK przystąpiły m.in.: Tajna Armia Polska, Polska Organizacja Zbrojna „Znak”, Gwardia Ludowa PPS-WRN, Tajna Organizacja Wojskowa, Konfederacja Zbrojna, Socjalistyczna Organizacja Bojowa, Polski Związek Wolności oraz częściowo Narodowa Organizacja Wojskowa, Bataliony Chłopskie i Narodowe Siły Zbrojne.

Liczba zaprzysiężonych żołnierzy AK wynosiła na początku 1942 roku ok. 100 tys., zaś w lecie 1944 roku już ok. 380 tys., w tym: ok. 10,8 tys. oficerów, 7,5 tys. podchorążych i 87,9 tys. podoficerów. Kadra AK rekrutowała się z oficerów i podoficerów armii przedwrześniowej oraz z absolwentów tajnych Zastępczych Kursów Szkoły Podchorążych Rezerwy i Zastępczych Kursów Podoficerów Piechoty, a także przerzucanych do kraju oficerów, tzw. cichociemnych. Od 1943 roku w jednostkach podporządkowanych Komendzie Głównej AK tworzono kompanie i bataliony, od 1944 roku – pułki, brygady, dywizje, zgrupowania pułkowe i dywizyjne.

Potrzeby finansowe, materiałowo-sprzętowe i w zakresie uzbrojenia były zabezpieczane przez rząd RP i uzupełniane w drodze akcji bojowych i innych działań, mających na celu zaopatrzenie w broń, mundury, sprzęt i środki finansowe (m.in. zakupy broni i własna, tajna produkcja broni strzeleckiej: pistoletów maszynowych, granatów i materiałów wybuchowych).

AK realizowała swe cele poprzez prowadzenie walki bieżącej i przygotowywanie powstania powszechnego. Walka bieżąca prowadzona była głównie przez akcje małego sabotażu, akcje sabotażowo-dywersyjne, bojowe i bitwy partyzanckie z siłami policyjnymi oraz regularnym wojskiem niemieckim. Specjalne miejsce w działalności bojowej AK zajmowały akcje odwetowe i represyjne w stosunku do SS i policji oraz zdrajców i prowokatorów.

Przygotowaniem i wykonaniem akcji sabotażowo-dywersyjnych i specjalnych zajmowały się autonomiczne piony wydzielone z KG AK: Związek Odwetu, „Wachlarz” i Kierownictwo Dywersji, pod nadzorem Kierownictwa Walki Konspiracyjnej, a następnie Kierownictwa Walki Podziemnej. Innymi formami walki bieżącej były: organizowana na szeroką skalę akcja propagandowa wśród społeczeństwa polskiego (prowadzona przez Biuro Informacji i Propagandy), wydawanie prasy, np. „Biuletynu Informacyjnego”, szerzenie dezinformacji wśród Niemców (akcja „N”) oraz wywiad wojskowy.

Kulminacją wysiłku zbrojnego AK było Powstanie Warszawskie. Po jego klęsce jednostki AK na terenach zajętych przez Armię Czerwoną zostały zdemobilizowane. 19 stycznia 1945 roku Komendant Główny gen. Okulicki wydał rozkaz o rozwiązaniu AK. Straty AK wyniosły ok. 100 tys. poległych i zamordowanych żołnierzy, ok. 50 tys. zostało wywiezionych do ZSRS i uwięzionych. Do moskiewskiego więzienia trafił m.in. gen. Okulicki, sądzony w procesie szesnastu przywódców Państwa Podziemnego.

Wobec represji sowieckich i polskich służb bezpieczeństwa nie wszystkie oddziały AK podporządkowały się rozkazowi o demobilizacji. Powstały nowe organizacje konspiracyjne m.in.: Ruch Oporu Armii Krajowej i Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”.

Żołnierze AK byli prześladowani przez władze komunistyczne, zwłaszcza w okresie stalinizmu, wielu z nich skazano na karę śmierci lub wieloletniego więzienia.

Znadniemna.pl za PAP

75 lat temu, 14 lutego 1942 r. Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski wydał rozkaz o przekształceniu Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową. Utworzona przed 70 laty AK jest uważana za największe i najlepiej zorganizowane podziemne wojsko działające w okupowanej Europie. [caption id="attachment_20036" align="alignnone" width="480"] Członkowie Stowarzyszenia

10 lutego, w 77. rocznicę pierwszej deportacji w głąb Sowieckiej Rosji ludności polskiej z okupowanych przez ZSRR Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej, Związek Polaków na Białorusi zorganizował w Grodnie szereg przedsięwzięć upamiętniających ofiary tych tragicznych wydarzeń.

Uroczystości rozpoczęły się od Mszy św. w kościele pobrygidzkim Grodna. Na nabożeństwo licznie przybyli grodzieńscy Polacy, w tym członkowie działającego przy ZPB Stowarzyszenia Polaków – ofiar represji politycznych, na czele z prezes Haliną Jakołcewicz. Na Mszy obecni także byli członkowie Zarządu Głównego ZPB na czele z prezes Andżeliką Borys, a także przedstawiciele Konsulatu Generalnego RP w Grodnie na czele z szefem placówki Jarosławem Książkiem, który przybył do kościoła z małżonką Elżbietą.

Po modlitwie za dusze ofiar tragicznych wydarzeń sprzed 77. lat uczestnicy uroczystości rocznicowych udali się do grodzieńskiego Domu Polskiego, na którym jeszcze w latach 90. minionego stulecia z inicjatywy ZPB zawieszona została tablica pamiątkowa z napisem: „Pamięci Polaków wysiedlonych pomordowanych zmarłych w łagrach w latach terroru stalinowskiego”.

Przy tablicy zgromadziło się około stu Polaków Grodna. Byli wśród nich działacze ZPB, w tym potomkowie ofiar deportacji ludności polskiej na Sybir nie tylko z Grodna, lecz także z Lidy.

Zgromadzeni, oddając cześć pamięci Rodaków, którzy 77 lat temu musieli opuścić własne domy, aby w bydlęcych wagonach wyruszyć w nieznane, często na spotkanie ze śmiercią, zapalili znicze pod tablicą pamiątkową ofiar stalinowskich zbrodni i odmówili za ich dusze modlitwę „Anioł Pański”.

Przed modlitwą do zgromadzonych z przypomnieniem tragicznych wydarzeń sprzed 77 lat zwróciła się prezes ZPB Andżelika Borys oraz jeden z inicjatorów zawieszenia tablicy pamiątkowej na Domu Polskim, zasłużony działacz ZPB Tadeusz Malewicz.

Przemawiający przypomnieli, że dokładnie 77 lat temu 10 lutego 1940 roku na wschód wyruszył pierwszy transport z Polakami, Ukraińcami, Białorusinami i obywatelami II RP innych narodowości, których okupacyjna władza sowiecka uznała za „wrogów ludu” i postanowiła wywieźć z ich domostw w stepy Kazachstanu i na ciężkie roboty w łagrach na Syberii oraz Północy Rosji. Według szacunków historyków tylko w pierwszej wywózce Sowieci deportowali z Kresów Wschodnich II RP około 140 tysięcy ludzi.

Po krótkim wiecu obok tablicy pamiątkowej wszyscy zgromadzeni udali się do pomieszczenia ZPB, w którym odbyła się uroczysta akademia, przygotowana przez młodzież z Lidy i Grodna, przypominająca o losach Polaków, którzy w XX stuleciu ucierpieli z rąk stalinowskich oprawców tylko za to, że byli Polakami i nie chcieli wyrzec się swojej narodowości i wpajanych od dziecka wartości.

Andżelika Borys, prezes ZPB

Halina Jakołcewicz, prezes Stowarzyszenia Sybiraków – Ofiar Represji Politycznych przy ZPB

Helena Giebień, prezes Oddziału Stowarzyszenia Sybiraków – Ofiar Represji Politycznych w Lidzie

Występ młodzieży był przeplatany wspomnieniami żywych świadków deportacji Polaków na Sybir i do Kazachstanu. Głos zabierali między innymi Halina Jakołcewicz, prezes Stowarzyszenia Sybiraków – Ofiar Represji Politycznych przy ZPB, Helena Giebień, prezes Oddziału Stowarzyszenia Sybiraków – Ofiar Represji Politycznych w Lidzie.

Wzruszający wiersz pt. „Kresowi bandyci”, przypominający o martyrologii Polaków i krzywdach, wyrządzonych im przez rosyjskich i sowieckich oprawców, zarecytował działacz ZPB z Lidy, poeta Zenon Bieńko.

Zenon Bieńko

Na wieczorze wspomnień, kończącym grodzieńskie uroczystości, upamiętniające 77. rocznice deportacji Polaków na Sybir obecna była reprezentacja Konsulatu Generalnego RP w Grodnie w składzie: konsul Violetta Sobierańska oraz konsul Anna Pustuł.

Konsul RP Violetta Sobierańska

Znadniemna.pl

10 lutego, w 77. rocznicę pierwszej deportacji w głąb Sowieckiej Rosji ludności polskiej z okupowanych przez ZSRR Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej, Związek Polaków na Białorusi zorganizował w Grodnie szereg przedsięwzięć upamiętniających ofiary tych tragicznych wydarzeń. Uroczystości rozpoczęły się od Mszy św. w kościele pobrygidzkim Grodna.

Zawieszeniem w prawach członków Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi byłego prezesa Mieczysława Jaśkiewicza oraz jego zastępczyni Heleny Dubowskiej, a także odwołaniem tej ostatniej z funkcji dyrektora Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Grodnie, zakończyło się posiedzenie Rady Naczelnej ZPB.

Posiedzienie prowadzi Anżelika Orechwo, przewodnicząca Rady Naczelnej ZPB

Rada Naczelna ZPB zebrała się w Grodnie 12 lutego. Obecni na posiedzeniu byli przedstawiciele polskiej dyplomacji, między innymi, charge d’affaires w Ambasadzie RP w Mińsku Michał Chabros, rzecznik Ambasady RP w Mińsku Marcin Wojciechowski, konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek, a także delegacja najważniejszej organizacji partnerskiej ZPB w Polsce – Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” (SWP), w składzie: Hanna Gałązka, p.o. obowiązki prezesa SWP, Anna Kietlińska, prezes Podlaskiego Oddziału SWP oraz Maria Żeszko, prezes honorowa Podlaskiego Oddziału SWP.

Maria Żeszko, prezes honorowa Podlaskiego Oddziału SWP, Anna Kietlińska, prezes Podlaskiego Oddziału SWP, konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek, charge d’affaires w Ambasadzie RP w Mińsku Michał Chabros i rzecznik Ambasady RP w Mińsku Marcin Wojciechowski

Goście Rady Naczelnej stali się świadkami zdrady interesów Związku Polaków na Białorusi przez byłego prezesa, dyrektora spółki „Kresowia” Mieczysława Jaśkiewicza i jego zastępczynię Helenę Dubowską. Byli kierownicy ZPB wbrew Statutowi organizacji i woli delegatów IX Zjazdu ZPB postanowili przywłaszczyć mienie ZPB w postaci spółki „Kresowia”, stanowiącej zaplecze gospodarcze Związku Polaków na Białorusi.

Mieczysław Jaśkiewicz

Dyrektor „Kresowii”, pytany przez członków Rady Naczelnej ZPB o motywy jego postępowania wbrew interesom Związku Polaków, mówił, że chciał przekazać spółkę „Kresowia” kierownictwu organizacji, wybranemu na IX Zjeździe ZPB 10 grudnia 2016 roku, ale nie zrobił tego, gdyż nowy Zarząd Główny ZPB oskarżył go o łamanie prawa, za które grozi odpowiedzialność karna.

Helena Dubowska

Zarząd Główny ZPB rzeczywiście postawił byłemu prezesowi organizacji zarzuty, dotyczące fikcyjnego zatrudnienia pracowników w firmie „Kresowia”, między innymi zatrudnienia mieszkającej na stałe w Polsce rodzonej córki i pobierania naliczonej jej bezprawnie pensji.

Na Białorusi fikcyjne zatrudnianie pracowników jest przestępstwem, ściganym z urzędu, więc pierwsza lepsza kontrola skarbowa w spółce „Kresowia” mogłaby wykryć ten fakt, co naraziłoby na groźbę sankcji nie tylko kierownictwo spółki, lecz także samą spółkę.

Wobec ujawnienia faktu fikcyjnego zatrudnienia córki w spółce „Kresowia”, Mieczysław Jaśkiewicz zachowywał się tak, jakby posiadał gwarancję, iż za ten uczynek nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

Kto dał gwarancje nietykalności prezesowi nielegalnego w świetle białoruskiego prawa Związku Polaków na Białorusi, pełniącemu jednocześnie funkcje dyrektora „Kresowii” i pozwolił mu na fikcyjne zatrudnianie członków rodziny?

Odpowiedzi na to pytanie członkowie Rady Naczelnej nie usłyszeli. Pośrednio o przyczynach pobłażliwego traktowania ze strony władz białoruskich powiedział sam były prezes ZPB. Ujawnił on, że w ostatnim okresie kierowania ZPB dążył on do zalegalizowania organizacji. Przypomnijmy, że temat zalegalizowania działalności ZPB jest przedmiotem rozmów polsko-białoruskich, podczas których strona białoruska proponuje model połączenia demokratycznie rządzonego ZPB z organizacją o tej samej nazwie, kontrolowanej i sterowanej przez białoruskie służby specjalne.

Andżelika Borys, prezes ZPB

Przemawia Lucyna Pietrulewicz z Mińska

Jeśli Mieczysław Jaśkiewicz dążył do zalegalizowania działalności ZPB, to musiał robić to w tajemnicy od swojego Zarządu Głównego i Rady Naczelnej ZPB poprzedniej kadencji, a także w tajemnicy przed delegatami IX Zjazdu ZPB, gdyż działań na rzecz legalizacji ZPB nie ujawniał podczas posiedzenia żadnego z tych gremiów.

Podczas głosowania

W minioną niedzielę, 12 lutego, członkowie Rady Naczelnej ZPB ocenili działalność Mieczysława Jaśkiewicza i jego zastępczyni Heleny Dubowskiej, jako działalność zdradliwą i szkodliwą dla Związku Polaków na Białorusi. Postanowili więc zawiesić ich w prawach członków Zarządu Głównego ZPB.

Helena Dubowska, która, podobnie jak Mieczysław Jaśkiewicz, blokowała przejęcie kontroli nad spółką „Kresowia” przez nowy Zarząd Główny ZPB, została ponadto odwołana z funkcji dyrektora Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB. Tę funkcję członkowie Rady Naczelnej postanowili powierzyć przewodniczącej Rady Naczelnej ZPB Anżelice Orechwo.

Hanna Gałązka, p.o. obowiązki prezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”

Na samym końcu posiedzenia podejrzewany przez członków Rady Naczelnej o współprace z KGB Białorusi były prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz oznajmił, że ma w organizacji zwolenników, z którymi na bazie zawłaszczonej przez niego spółki „Kresowia” założy nową organizację, która uzyska legalną rejestrację na Białorusi.

Maria Żeszko, prezes honorowa Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i członek honorowy Związku Polaków na Białorusi

Anna Kietlińska, prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”

Nie można wykluczyć, że nowa organizacja Mieczysława Jaśkiewicza, będzie próbowała prezentować się jako spadkobierca demokratycznie rządzonego ZPB i już podczas marcowego zjazdu ZPB, kontrolowanego przez KGB Białorusi, połączy się z tą organizacją.

Znadniemna.pl

Zawieszeniem w prawach członków Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi byłego prezesa Mieczysława Jaśkiewicza oraz jego zastępczyni Heleny Dubowskiej, a także odwołaniem tej ostatniej z funkcji dyrektora Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Grodnie, zakończyło się posiedzenie Rady Naczelnej ZPB. [caption id="attachment_21026" align="alignnone" width="480"] Posiedzienie prowadzi

Dzisiaj mamy wyjątkowy odcinek rubryki „Dziadek w polskim mundurze”. Jej bohaterem będzie bowiem nie dziadek, lecz babcia naszej czytelniczki Ireny Chodykinej – wojskowa pielęgniarka Maria Natalia Fiszer z domu Sikorska.

Jest to pierwszy przypadek w kilkuletniej historii naszej akcji, że opisujemy postać kobiety, a nie mężczyzny. Kobiety, która w wojsku wykonywała funkcję może najbardziej cenioną i szanowaną przez żołnierzy, zwłaszcza tych, których na polu walki spotkała kontuzja.

Nasza dzisiejsza bohaterka zamiast, jak to się zdarza na wojnie – zabijać, ratowała życia żołnierzy.

Nie mamy jej zdjęcia w mundurze, jak tego wymagają zasady naszej rubryki. Wnuczka Marii Natalii Fiszer (Sikorskiej) w rodzinnym archiwum odnalazła jednak zdjęcie babci w polskiej czapce wojskowej i z medalami na piersi. Stwierdziliśmy, że w ten sposób Irena Chodykina spełniła kryteria naszej rubryki. Chętnie zgodziliśmy się więc w ramach akcji opisać historię dzielnej kobiety, pielęgniarki wojskowej z okresu I wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej i kampanii wrześniowej 1939 roku – Marii Natalii Fiszer (Sikorskiej).

Opisujemy historię życia naszej dzisiejszej bohaterki na podstawie ustnej relacji jej wnuczki, a także na podstawie udostępnionych dokumentów babci z okresu I wojny światowej. Jest to zatem pierwsza publikowana wersja biografii Marii Natalii Fiszer (Sikorskiej). Nasza relacja może „grzeszyć” niedokładnościami, gdyż wielu podanych przez naszą czytelniczkę faktów nie udało nam się potwierdzić w niezależnych źródłach.

Tym nie mniej zapraszamy do zapoznania się z historią tej niezwykłej kobiety:

Maria Natalia Fiszer z domu Sikorska

MARIA NATALIA FISZER (SIKORSKA) urodziła się w rodzinie inteligenckiej w 1895 roku na Ukrainie, w miejscowości Biała Cerkiew niedaleko Kijowa (współcześnie drugie co do wielkości miasto w obwodzie kijowskim). Ojciec Marii Natalii Stanisław Sikorski był adwokatem, a jej mama – nauczycielka muzyki. Dziewczynka musiała więc zdobywać dobre wykształcenie i obcować z rówieśnikami, pochodzącymi z rodzin elity miasta, w którym mieszkała.

Z chwilą wybuchu I wojny światowej, jako panienka z dobrego domu Maria Natalia Sikorska zapisała się do Damskiego Kółka Niesienia Pomocy Rannym i Chorym Żołnierzom w mieście Biała Cerkiew. Jako członkini Damskiego Kółka Maria Natalia Sikorska zgłosiła się na ochotniczkę do pełnienia pracy siostry miłosierdzia przy Rosyjskim Towarzystwie Czerwonego Krzyża i już w czerwcu 1915 roku otrzymała legitymację siostry miłosierdzia Czerwonego Krzyża oraz została uprawniona do noszenia imiennej naramiennej opaski Czerwonego Krzyża.

Obowiązki siostry miłosierdzia Rosyjskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża Maria Natalia Sikorska pełniła w szpitalach wojennych na terenie wasilkowskiego ujezda Imperium Rosyjskiego, w skład którego wchodziła rodzinna miejscowość Marii Natalii – Biała Cerkiew.

O tym, jak Maria Natalia pełniła obowiązki siostry miłosierdzia czytamy w dokumentach z okresu I wojny światowej, które wystawiali naszej bohaterce jej przełożeni z Rosyjskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża.

Zaświadczenie o wyróżnieniu Marii Sikorskiej złotym medalem z inskrypcją „za gorliwość” do noszenia na piersi na wstędze Anińskiej (oryginał)

W jednym z takich dokumentów czytamy, że rozkazem nr 400 dla Armii Frontu Południowo-Zachodniego z dnia 17 marca 1916 roku Maria Sikorska została odznaczona złotym medalem z inskrypcją „za gorliwość” do noszenia na piersi na wstędze Anińskiej. Wyróżnienie to nasza bohaterka otrzymała „za wzorowo gorliwą służbę i wysiłek, podejmowany podczas działań wojennych przy wykonywaniu obowiązków siostry miłosierdzia w lazarecie Kółka Damskiego”.

O tym, że Maria Natalia Sikorska była wzorową, gorliwą i kompetentną pielęgniarką świadczą także inne liczne zaświadczenia wystawiane przez jej przełożonych z Czerwonego Krzyżu i przez kierowników szpitali, w których pracowała.

Zaświadczenie o pracy w szpitalu polowym (kopia)

Zaświadczenie o pracy w Klinice Doktora Ornatskiego (kopia)

Kariera siostry miłosierdzia w rosyjskich szpitalach wojennych skończyła się w przypadku naszej bohaterki w roku 1918, kiedy to los zaprowadził ją do Warszawy. Tu młoda pielęgniarka poznała w jednym ze szpitali lekarza wojskowego Adama Fiszera.

Adam Fiszer był wojskowym lekarzem w Legionach Polskich. Biorąc ślub z Marią Natalią Sikorską pozyskał nie tylko małżonkę życia dla siebie, lecz także zawodową pielęgniarkę dla Legionów i przyszłego Wojska Polskiego.

Małżeństwo Fiszerów ratowało zdrowie i życie polskich żołnierzy w okresie wojny polsko-bolszewickiej(za którą nasza bohaterka została odznaczona prawdopodobnie „Medalem za wojnę 1918-1921”) i w okresie pokoju. Zgodnie z rozkazami dowództwa Fiszerowie przenosili się ze szpitala do szpitala. Na początku lat 20. minionego stulecia otrzymali przydział do szpitala wojskowego w Białymstoku. Tutaj Maria Natalia urodziła Adamowi Fiszerowi dwóch synów, w 1922 roku – Eugeniusza, a dwa lata później – Tadeusza. Ogółem małżeństwo Fiszerów miało czwórkę dzieci – dwóch synów Eugeniusza i Tadeusza oraz dwie córki – Halinę (ur. W 1926 roku) i Danutę (ur. W 1929 roku).

Przed wybuchem I wojny światowej Fiszerowie pracowali w szpitalu wojskowym w Grodnie i tutaj mieszkali ze wszystkimi dziećmi. Chłopaki Eugeniusz i Tadeusz mieli zdolności muzyczne, wiec grali w wojskowej orkiestrze. Mieli nawet specjalnie uszyte dla nich mundury, które możemy zobaczyć na publikowanym przez nas zdjęciu.

Grodno, lata 30. XX stulecia.Tadeusz i Eugeniusz Fiszerowie, w specjalnie uszytych dla nich mundurach, aby mogli grać w orkiestrze wojskowej

W Grodnie Fiszerów zastał wybuch II wojny światowej, która spowodowała rozstanie naszej bohaterki z mężem i starszym synem. Zarówno Adam Fiszer, jak i jego 17-letni syn Eugeniusz poszli walczyć z Niemcami.

Nie wiadomo, jaki los spotkał Adama Fiszera. Nasza bohaterka opowiadała swojej wnuczce tylko, że po wojnie dowiedziała się o śmierci męża z listu, który otrzymała zza granicy. Niewykluczone, że był to list z Londynu. Mógł informować, że Adam Fiszer zginął na froncie, walcząc na przykład w szeregach Armii Andersa. Przyjmujemy taką wersję, gdyż według Marii Natalii Fiszer (Sikorskiej) po tym, jak otrzymała list zza granicy, wzywano ja do NKWD w celu wyjaśnienia, jaki los spotkał jej męża.

Nie wiemy gdzie na wojnie trafił starszy syn Marii Natalii i Adama Fiszerów – Eugeniusz Fiszer. Wiadomo tylko, że z wojny do domu, do Grodna, wrócił w roku 1942. Był wówczas chory na tyfus, który przebiegał z powikłaniami i Eugeniusz Fiszer zmarł niedługo po powrocie do domu w wieku 20 lat. Jest pochowany na cmentarzu pobernardyńskim w Grodnie.

Więcej szczęścia w życiu miał młodszy syn małżeństwa Fiszerów – Tadeusz.

Zaświadczenie o tym, że Tadeusz Fiszer, młodszy syn Marii Natalii Fiszer (Sikorskiej), od 4 września 1944 roku służy w szeregach Armii Polskiej

Na wojnę poszedł dopiero w jej drugiej połowie. Trafił do walczącej obok Armii Czerwonej 1. Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Szlak wojenny Tadeusza Fiszera zakończył się w Gorzowie Wielkopolskim, pod którym został ranny i tam trafił do szpitala. Po wyjściu ze szpitala Tadeusz postanowił nie wracać do Grodna i osiedlił się w Gorzowie Wielkopolskim. W Polsce Ludowej został zawodowym żołnierzem. Tadeusz Fiszer przeszedł w stan spoczynku w stopniu pułkownika. Zmarł na zawał serca w 1979 roku.

W tym samym 1979 roku w Grodnie zmarła skromna emerytka, była pielęgniarka w Grodzieńskim Szpitalu Zakaźnym Maria Stanisławowna Fiszer, czyli Maria Natalia Fiszer z domu Sikorska – była pielęgniarka wojskowa, odznaczona nagrodami państwowymi Imperium Rosyjskiego i II Rzeczypospolitej Polskiej za poświęcenie i oddaną pracę na rzecz ratowania życia żołnierzy podczas wojen, które przetaczały się przez Polskę, Białoruś, Ukrainę i Rosję w pierwszej połowie XX wieku.

Cześć Jej Pamięci!

Znadniemna.pl na podstawie relacji i dokumentów, udostępnionych przez wnuczkę bohaterki Irenę Chodykiną

Dzisiaj mamy wyjątkowy odcinek rubryki „Dziadek w polskim mundurze”. Jej bohaterem będzie bowiem nie dziadek, lecz babcia naszej czytelniczki Ireny Chodykinej – wojskowa pielęgniarka Maria Natalia Fiszer z domu Sikorska. Jest to pierwszy przypadek w kilkuletniej historii naszej akcji, że opisujemy postać kobiety, a nie mężczyzny.

Utratą premii i miesięcznej dopłaty do pensji zakończyła się dla woźnej Małobrzostowickiej Szkoły Średniej wizyta prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys w tej placówce oświatowej. Dla wicedyrektorki szkoły wydarzenie to zakończyło się naganą, a nauczycielka języka polskiego musiała pisać notatkę wyjaśniającą obecność w szkole szefowej ZPB.

Andżelika Borys odwiedziła dzieci, uczących się języka polskiego w Małobrzostowickiej Szkole Średniej 1 lutego na zaproszenie Alicji Biełobłockiej, prezes Oddziału ZPB w Brzostowicy Małej.

Polska działaczka zaprosiła Andżelikę Borys na otwartą lekcję, poświęconą dziadkom i babciom, na prośbę samych dzieci, które chciały pochwalić się prezes ZPB swoimi sukcesami w nauce języka polskiego.

To Andżelika Borys właśnie wysyłała te dzieci minionego lata na obozy edukacyjne do Polski, organizowała dla nich na początku roku szkolnego wizytę w Pałacu Prezydenckim w Warszawie u Pierwszej Damy RP Agaty Kornhauser-Dudy oraz wspierała nauczanie języka polskiego w Małobrzostowickiej Szkole Średniej między innymi podręcznikami.

Andżelika Borys podczas pobytu Małobrzostowickiej Szkole Średniej miała okazję nie tylko przyjrzeć się otwartej lekcji języka polskiego, ale również przypomnieć o tym, że z zawodu jest nauczycielką i poprowadzić z dziećmi zabawę językową.

Na zakończenie lekcji prezes ZPB wręczyła każdemu z ponad trzydziestu obecnych na lekcji uczniów słodki prezent i zapewniła ich, iż podczas wakacji letnich znowu mogą liczyć na jej pomoc w organizacji wyjazdu na obóz wypoczynkowo-edukacyjny w Polsce.

Tydzień po wizycie Andżeliki Borys w Małobrzostowickiej Szkole Średniej prezes ZPB dowiedziała się o przykrych konsekwencjach jej wizyty dla pracowników szkoły. Z posiadanych przez nas informacji wynika, że o wizycie w szkole prezes ZPB złożono donos do Brzostowickiego Rejonowego Komitetu Wykonawczego. Władze rejonowe nakazały dyrektorce Małobrzostowickiej Szkoły Średniej Nadzieja Sićko, aby ukarała wszystkich, kto miał związek z wizytą w szkole Andżeliki Borys, którą w Brzostowickim Rejonowym Wydziale Edukacji nazwano „białoruską opozycjonistką”.

Dyrektorka Małobrzostowickiej Szkoły Średniej, wykonując polecenie władz rejonowych, postanowiła ukarać woźną szkoły potrąceniem premii i miesięcznej dopłaty do pensji. Swoją zastępczynię ds. nauki Nadzieja Sićko ukarała naganą. Nie znany jest na razie środek dyscyplinarny, jaki wymierzony zostanie nauczycielce języka polskiego w Małobrzostowickiej Szkole Średniej. Na razie dyrektorka kazała jej napisać notatkę wyjaśniającą dlaczego na przygotowanej przez nią otwartej lekcji języka polskiego pojawiła się „białoruska opozycjonistka” Andżelika Borys.

Andżelika Borys oświadczyła w rozmowie z portalem Znadniemna.pl, że tak po prostu sprawy karania ludzi z jej powodu nie zostawi. – Będę interweniowała w kuratorium oświaty, aby nałożone na pracowników szkoły kary zostały cofnięte. Jeśli to się nie uda – znajdę sposób, aby im zrekompensować krzywdę, wyrządzoną przez władze udające otwarcie i chęć współpracy z Polską na wysokim szczeblu, a w praktyce, na szczeblu niższym, stosujące te same metody dyskryminacji Polaków i polskiej oświaty, które stosowano w okresie tzw. ochłodzenia stosunków polsko-białoruskich – mówi Andżelika Borys.

Znadniemna.pl

Utratą premii i miesięcznej dopłaty do pensji zakończyła się dla woźnej Małobrzostowickiej Szkoły Średniej wizyta prezes Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys w tej placówce oświatowej. Dla wicedyrektorki szkoły wydarzenie to zakończyło się naganą, a nauczycielka języka polskiego musiała pisać notatkę wyjaśniającą obecność w szkole

Skip to content