HomeStandard Blog Whole Post (Page 101)

„Polskie serce pękło. Katyń 1940”. Konkurs o takiej nazwie już po raz czwarty ogłosiła Marszałek Sejmu RP Elżbieta Witek.

Zainteresowani udziałem w Konkursie „Polskie serce pękło. Katyń 1940” mają czas do 24 marca aby zgłosić pracę konkursową w jednej z czterech kategorii: Kategoria plastyczna, Kategoria literacka, Kategoria tekst piosenki oraz Kategoria scenariusz lekcji.

Marszałek Sejmu RP Elżbieta Witek, ogłaszając IV edycję Konkursu, opublikowała specjalny list, zachęcający do udziału w nim. Potrzebę kontynuowania konkursu o tematyce katyńskiej wytłumaczyła m.in. szerokim zainteresowaniem młodzieży szkolnej i studentów jego trzema poprzednimi edycjami.

Konkurs jest skierowany wprawdzie do młodzieży, pobierającej naukę w Polsce, ale w ostatnich latach w polskich liceach, gimnazjach, a także na wyższych uczelniach znacznie wzrosła liczba uczniów i studentów pochodzących z Kresów, m.in. z Białorusi i z Ukrainy.

Dlatego zachęcamy młodych kresowian, wypędzonych z Białorusi przez reżim Łukaszenki i z Ukrainy przez zbrodniczy reżim Putina, do wzięcia udziału w Konkursie „Polskie serce pękło. Katyń 1940”. Szczegółowy opis wszystkich kategorii konkursowych oraz aplikację, umożliwiającą zgłoszenie pracy konkursowej znajdziecie Państwo TUTAJ.

Znadniemna.pl na podstawie Sejm.gov.pl

"Polskie serce pękło. Katyń 1940". Konkurs o takiej nazwie już po raz czwarty ogłosiła Marszałek Sejmu RP Elżbieta Witek. Zainteresowani udziałem w Konkursie "Polskie serce pękło. Katyń 1940" mają czas do 24 marca aby zgłosić pracę konkursową w jednej z czterech kategorii: Kategoria plastyczna, Kategoria literacka,

Ponad 800 osób pobiegło w 5. Biegu Pamięci Sybiru, który odbył się w sobotę 11 lutego 2023 roku w Białymstoku. Nocny bieg na 5 km przypomina o ofiarach sowieckich deportacji, które zaczęły się 10 lutego 1940 roku.

Mimo niesprzyjającej pogody – zimna i mżawki – na linii startu w białostockim Lesie Turczyńskim stawiło się ponad 800 biegaczy, którzy chcieli uczcić pamięć ofiar sowieckich represji, a wielu z nich – także rozpocząć sezon biegowy.

Otwierając Bieg, Dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru prof. Wojciech Śleszyński zwrócił uwagę na datę: „Jest 11 lutego. Tego dnia 83 lata temu pociągi były już w drodze na wschód…”.

Tuż przed startem uczestnicy imprezy uczcili minutą ciszy zmarłego 8 lutego Tadeusza Chwiedzia, Sybiraka, wieloletniego prezesa Zarządu Głównego Związku Sybiraków oraz prezesa Oddziału Związku Sybiraków w Białymstoku. Chwilę potem wystartowała pierwsza grupa biegaczy. W lesie, na 5-kilometrowej trasie, czekały na nich aranżacje przygotowane przez Muzeum Pamięci Sybiru oraz instalacja artystyczna „Ślad Pamięciowy” autorstwa prof. Izabeli Łapińskiej. Biegacze powracający na linię mety podkreślali, jak silne wrażenie robiły na nich oświetlenie i wyświetlane obrazy. „Poczułem aż dreszcz, niesamowite przeżycie” – wspominał po biegu Marcin.

Liczni biegacze i biegaczki zdecydowali się na zadedykowanie swojego wysiłku pamięci konkretnej osoby lub rodziny. Na etapie zgłoszenia mogli wybrać Sybiraka lub Sybiraczkę z listy zaproponowanej przez Muzeum Pamięci Sybiru lub wpisać znaną sobie osobę doświadczoną dramatem deportacji. „Pobiegnę dla mojego prapradziadka, który zmarł w Republice Komi. To mój pierwszy Bieg Pamięci Sybiru. To w ogóle mój pierwszy bieg!” – mówił przed startem pan Zbigniew.

Wzruszenia nie ukrywali obecni na biegu Sybiracy: „To chwalebna inicjatywa, uczczenie pamięci nas wszystkich, którzy byliśmy wywiezieni. I to bardzo ciekawy sposób przekazania informacji i utrwalenia historii” – przyznaje sekretarz Oddziału Związku Sybiraków w Białymstoku, Jolanta Hryniewicka.

Bieg ukończyło 268 kobiet i 549 mężczyzn. Najlepsze wyniki wśród mężczyzn osiągnęli Andrzej Leończuk (17:50), Marek Olszyński (18:01) i Pavel Kulesh (18:20). Wśród kobiet najszybciej na metę przybiegły: Volha Kolb (21:40), Agnieszka Oksztul (22:56) i Joanna Cieśluk-Rusiłowicz (23:28).

Na białostockiej imprezie nie kończy się 5. Bieg Pamięci Sybiru, imprezy organizowanej przez Muzeum Pamięci Sybiru i Fundację Białystok Biega. Dokładnie za tydzień – w sobotę 18 lutego – odbędzie się wrocławska odsłona biegu, w Lesie Osobowickim. To pierwsza w historii impreza poza Białymstokiem. Równolegle od 11 do 28 lutego trwa bieg wirtualny, dzięki któremu w 5. Biegu Pamięci Sybiru mogą wziąć wszyscy zainteresowani, niezależnie od miejsca, w którym mieszkają, i od kondycji – wystarczy, że najpóźniej 28 lutego zgłoszą swój udział i przebiegną lub przejdą dystans przynajmniej 5 kilometrów. Poprzednie edycje wirtualnego biegu zgromadziły biegaczy i biegaczki z całego świata.

Uczestnicy wszystkich odsłon biegu otrzymują pamiątkowy medal. W tym roku przedstawia on skrzypce rodziny Jąkałów. Instrument ten został przez deportowanych zabrany z rodzinnego domu, towarzyszył im w niedoli i szczęśliwie powrócił do Polski ze swoimi właścicielami. Jest dziś jednym z eksponatów na wystawie stałej Muzeum Pamięci Sybiru.

Znadniemna.pl na podstawie materiałów prasowych organizatorów Biegu/Fot.: PAP/Artur Reszko / Muzeum Pamięci Sybiru

Ponad 800 osób pobiegło w 5. Biegu Pamięci Sybiru, który odbył się w sobotę 11 lutego 2023 roku w Białymstoku. Nocny bieg na 5 km przypomina o ofiarach sowieckich deportacji, które zaczęły się 10 lutego 1940 roku. Mimo niesprzyjającej pogody – zimna i mżawki – na

Napoleon Mateusz Tadeusz Orda urodził się 11 lutego 1807 roku w rodzinnym majątku Worocewicze na Polesiu Brzeskim. Pochodził ze średnioszlacheckiej rodziny, syn Michała i Józefy z Butrymowiczów, ojciec był marszałkiem powiatu kobryńskiego. Imię Napoleon otrzymał na cześć Napoleona Bonaparte.

Szkołę średnią ukończył w Świsłoczy. Od 1823 roku studiował matematykę na Uniwersytecie Wileńskim. Studiów nie ukończył z powodu aresztowania za działalność w nielegalnej organizacji studenckiej i więziony był przez ponad rok. Uczestnik powstania listopadowego. Za udział w nim został odznaczony Złotem Krzyżem Virtuti Militari i awansowany do stopnia kapitana.

W 1833 roku, zmuszony do emigracji, zamieszkał w Paryżu, gdzie dotarł pieszo po upadku powstania. Przyjaźnił się z Fryderykiem Chopinem. U niego oraz u Franciszka Liszta pobierał nauki gry na fortepianie i kompozycji. Komponował później, pozostając pod wyraźnym wpływem mistrza, dość konwencjonalne polonezy, mazurki, walce i nokturny. W 1833 roku rozpoczął również naukę rysunku u pejzażysty Pierre’a Girarda. Odbywał liczne podróże, podczas których malował i rysował weduty (pejzaże architektoniczne) miast i innych obiektów architektonicznych Francji, Anglii, Szkocji, Belgii, Holandii, Nadrenii, Hiszpanii, Portugalii i północnej Afryki.

Ożenił się z Francuzką Ireną Bougle. W Paryżu prowadził Dom Komisowy (Maison de Commission). Od 1847 roku był dyrektorem paryskiej Opery Włoskiej do czasu jej zamknięcia w okresie rewolucji lutowej (1848). Brał aktywny udział w życiu Wielkiej Emigracji. Od 1839 roku był członkiem Towarzystwa Historyczno – Literackiego, a od 1848 roku również Komitetu Emigracji Polskiej.

Gdy w 1856 roku car Aleksander II ogłosił amnestię dla powstańców, Napoleon Orda wrócił do rodzinnych Worocewicz. W 1862 roku zamieszkał w Wierzchowni na Ukrainie jako guwerner w domu generała Adama Rzewuskiego. W 1860 utrwalił na papierze rodzinne Worocewicze i od tej pory jego pasją stało się rysowanie polskich Kresów.

W 1872 roku zaczął realizować dzieło swego życia. Podczas corocznych, odbywanych w lecie podróży, systematycznie utrwalał zabytkowe miejsca. W latach 1872–1874 Wołynia, Podola i Ukrainy. W latach 1875–1877 Litwy, Żmudzi, Inflant i Białorusi. W latach 1878–1879 rysował zabytki Galicji, Poznańskiego, Prus Królewskich. W 1880 roku sportretował tereny Królestwa Polskiego. Jego przedstawiające zabytkowe miejsca na ziemiach polskich akwarele i rysunki są często jedynym źródłem dokumentującym wygląd setek rezydencji i innych budowli. Orda sygnował i opisywał swoje prace.

Wykształcił własny rozpoznawalny styl, oddający charakter polskich krajobrazów.

Za jego życia ukazało się osiem serii rysunków i akwarel w ramach albumu zatytułowanego Album widoków historycznych Polski poświęcony Rodakom. Zawierały one 260 litografowanych rysunków i akwarel spośród ponad tysiąca wykonanych przez autora.

Napoleon Orda zmarł 26 kwietnia 1883 roku w Warszawie. Został pochowany w Janowie koło Kobrynia. Znajduje się tam w kościele też własnoręcznie wykonany przez Ordę krzyż, odnaleziony w 1995 w podziemiach katedry pińskiej. Cmentarz w Janowie został doszczętnie zniszczony po 1980 roku przy budowie szkoły. Miejsce pochówku upamiętnia jedynie stara morwa, górna połowa płyty nagrobnej znajduje się w Muzeum Polesia w Pińsku. W 1997 na rynku w Janowie został odsłonięty pomnik Napoleona Ordy autorstwa Igora Gołubiewa przedstawiający artystę na pniu drzewa ze szkicownikiem, na rozstaju dróg do Worocewicz stanął zaś kamień z płaskorzeźbioną lirą i paletą.

Duża część jego prac przechowywana jest w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie i Krakowie.

Spójrzmy na nasze miasta i miejsca razem oczami Napoleona Ordy i fotografa Siergieja Plytkevicha, który je uchwycił, ale w XXI wieku, i porównajmy.

Zamek w Krewie

Zamek w Lidzie

Zamek w Nowogródku

Kościół św. Michała w Gnieźnie

Kościół Świętej Trójcy w Iszkoldi 

Cerkiew Borysa i Gleba na Kołoży w Grodnie

Kościół i klasztor bernardynów w Grodnie

Kościół katedralny św. Franciszka Ksawerego w Grodnie 

Witebsk

Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Sarze 

Kościół św. Piotra i Pawła w Borunie

Mir

Nieśwież

Pałac Sapegów w Rużanach

Znadniemna.pl/wilniuki.lt/Fot.: pl.planetabelarus.by

 

 

Napoleon Mateusz Tadeusz Orda urodził się 11 lutego 1807 roku w rodzinnym majątku Worocewicze na Polesiu Brzeskim. Pochodził ze średnioszlacheckiej rodziny, syn Michała i Józefy z Butrymowiczów, ojciec był marszałkiem powiatu kobryńskiego. Imię Napoleon otrzymał na cześć Napoleona Bonaparte. Szkołę średnią ukończył w Świsłoczy. Od 1823

Nasz Rodak Andrzej Ancuta (ps. Coeur lub Kier) był polskim reżyserem, operatorem filmowym i fotografem. Nakręcił jeden z pierwszych powojennych filmów polskich i był prorektorem Łódzkiej Filmówki.

Andrzej Ancuta urodził się w Mińsku Litewskim 10 lutego 1919 roku. Według rodzinnej legendy, niewiele brakowało, by poród odbył się w operze, którą małżeństwo Ancutów regularnie odwiedzało. Matka przyszłego operatora filmowego, Olimpia miała zamiłowanie do sztuki, była absolwentką Konserwatorium w Petersburgu (w klasie harfy), sztukę wokalną zaś kształciła w Mediolanie. Ojciec Eugeniusz po ukończeniu studiów w Kijowie powrócił na Białoruś i założył w Mińsku kancelarię adwokacką. Niestety nie pozostało żadnych wspomnień rodzinnych o życiu w czasach Białoruskiej Republiki Ludowej.

Ancuta to starodawny tatarski ród szlachecki, któremu to przywileje szlacheckie nadał sam król Władysław Jagiełło. Była to nagroda za udział w Bitwie pod Grunwaldem.  Protoplasta rodu, Leon Ancuta przybył do Wielkiego Księstwa Litewskiego na zaproszenie księcia Witolda. Matka Andrzeja pochodziła z innego znanego rodu – Baczyżmalskich, który posiadał liczne majątki ziemskie na Białorusi. Zresztą takie same panieńskie nazwisko miała matka wybitnego polskiego pisarza i dziennikarza Melchiora Wańkowicza, który to w swojej książce „Szczenięce lata” opisał zwyczaje i tradycje znajdujących się na Białorusi dworów kresowych. Jest tam fragment opisujący przygody stryja naszego bohatera o imieniu Lolo.

Ucieczka do Polski

Ancutom udało się uciec przed bolszewikami do Polski. Przez granicę przebijali się wozem drabiniastym, na który udało się załadować jedynie niewielką część posiadanych rzeczy. Później rodzice z uśmiechem wspominali, że przed wyjazdem w popłochu szukali kawałka plandeki, by przykryć „skarb”. Choć zamiast tego mogliby użyć do tego celu luksusowe dywany, które na zawsze pozostały w Mińsku…

W Warszawie Eugeniuszowi Ancucie przyszło rozpocząć wszystko od zera. Jednak adwokacki biznes szybko zaczął przynosić niezły dochód. Rodzina kupiła mieszkanie w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc w stolicy – u zbiegu ulicy Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich, wyposażając je w drogie meble oraz obrazy – autorami niektórych z nich byli renesansowi mistrzówie.  Mieszkanie było miejscem spotkań warszawskiej elity, które aranżowała pani Olimpia.

Powstańcy traktowali pracę operatorów jako zabawę…

Andrzej Ancuta podczas powstania warszawskiego. Źródło: wikipedia.pl

Nasz bohater  od dziecka fascynował się fotografią, jednak zdobył zawód architekta. W pierwszym roku wojny został wyprowadzony z domu i wywieziony do Oświęcimia. Dopiero po roku matce udało się go wykupić, sprzedając rodzinną biżuterię. Schorowany, chudy jak kościotrup po pewnym czasie jednak doszedł do siebie. I od razu przyłączył się do ruchu oporu przeciwko okupantom.

Jeszcze podczas wojny, wspólnie z przyjacielem Antonim Bohdziewiczem w Pałacu Staszica na Nowym Świecie otworzyli zakład fotograficzny, gdzie oprócz wykonania zwyczajnych zamówień, podrabiano dokumenty dla walczących z niemieckim okupantem działaczy podziemia.

Antoni Bohdziewicz był kierownikiem Referatu Filmowego w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związki Walki Zbrojnej – Armii Krajowej. To z jego namaszczenia Andrzej Ancuta został jednym z tych, kto uwiecznił na taśmie bezcenny materiał: przebieg  Powstania Warszawskiego.

Kadr z powstańczej kroniki filmowej Andrzeja Ancuta: Widok na Krakowskie Przedmieście z Pałacu Staszica pokazujący dwa niemieckie pojazdy pancerne asekurujące Goliata (SdKfz 301 – Borgward B IV). W lewym dolnym rogu fragment Pomnika Mikołaja Kopernika

Powstańcy nie byli jednak zachwyceni obecnością operatorów, praca których była traktowana w kategoriach zabawy. Dlatego zaczynać przyszło od kręcenia scenek z życia cywilów: pieczenia chleba, pracy zakładów naprawiających broń, ceremonii ślubu itd. I tu też pojawiały się protesty przedstawicielek płci pięknej, bo które nie chciały zostać uwiecznione w byle jakim ubraniu, bez fryzury i makijażu?!  Antoni Bohdziewicz kierował swymi podwładnymi z punktu dowodzenia w kawiarni przy ul. Szpitalnej.

Andrzej Ancuta później wspominał: „Nie było to łatwe, ponieważ nie można było przewidzieć rozwoju wydarzeń i nie zawsze udawało się dostać tam, gdzie działo się coś ciekawego”.

Zresztą Janina Ancuta (wówczas jeszcze Hryckiewicz) była łączniczką w powstaniu, jednak ze swoim przyszłym mężem wtedy się nie spotkała.

Egzaminował Romana Polańskiego

Po klęsce powstania Andrzej Ancuta trafił do obozu  jeńców wojennych w Austrii.  Po uwolnieniu przez wojska amerykańskie samolotem został przetransportowany do Włoch, gdzie dołączył do II Korpusu Polskiego Armii generała Andersa. Po wojnie wrócił do Polski i od 1950 do 1996 roku wykładał w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, gdzie był m.in. dziekanem i prorektorem.  W 1954 roku egzaminował Romana Polańskiego. Był też autorem podręczników sztuki operatorskiej. W 1998 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne osiągnięcia w działalności artystycznej i zasługi w pracy dydaktycznej.

Andrzej Ancuta nie mógł pamiętać życia na Białorusi . ”Coś go jednak tam ciągnęło”– mówi pani Janina Ancuta, która wśród papierów męża zobaczyła kiedyś wycinek z gazety i artykuł o tym, że na ziemiach należących kiedyś do rodziny Baczyżmalskich teraz jest Berezyński Park Narodowy.

Zmarł 14 lutego 2009 roku w Warszawie.

Znadniemna.pl/belsat.eu/filmpolski.pl

Nasz Rodak Andrzej Ancuta (ps. Coeur lub Kier) był polskim reżyserem, operatorem filmowym i fotografem. Nakręcił jeden z pierwszych powojennych filmów polskich i był prorektorem Łódzkiej Filmówki. Andrzej Ancuta urodził się w Mińsku Litewskim 10 lutego 1919 roku. Według rodzinnej legendy, niewiele brakowało, by poród odbył

W nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza z czterech masowych deportacji Polaków. Tego dnia w głąb Związku Radzieckiego wywieziono około 140 tysięcy obywateli polskich.  

Wielu zmarło w drodze, tysiące nie wróciły do kraju. Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników państwowych, pracowników służby leśnej i kolei ze wschodnich obszarów przedwojennej Polski. Następne wywózki Sowieci przeprowadzili w kwietniu i na przełomie czerwca i lipca 1940 roku oraz na przełomie maja i czerwca 1941-go. Ich celem była depolonizacja Kresów Wschodnich i sowietyzacja ludności mieszkającej na terenach zagarniętych Polsce we wrześniu 1939.

Pierwsza masowa deportacja odbyła się w warunkach, które dla wielu okazały się wyrokiem śmierci. Temperatura dochodziła do minus 40 stopni. Na spakowanie się wywożonym enkawudziści dawali od kilkunastu do kilkudziesięciu minut, a czasem nie pozwalali niczego zabrać. Ludzie byli transportowani wagonami towarowymi, w których mieściło się przeważnie 50 osób. Podróż trwała tygodniami. Warunki panujące w czasie transportu były przerażające, wiele osób umierało z zimna, głodu i wyczerpania. Po dotarciu na miejsce zesłańców czekała niewolnicza praca i nędza.

W pierwszej wywózce na Sybir deportowano około 140 tysięcy obywateli Rzeczpospolitej. Wśród nich najwięcej było Polaków – ponad 70 procent, pozostali to osoby narodowości ukraińskiej i białoruskiej. Według szacunków władz RP na emigracji, w wyniku deportacji w latach 1940-1941 do syberyjskich łagrów trafiło około miliona osób cywilnych. Dane z dokumentów sowieckich to 320 tysięcy wywiezionych. Historycy z Instytutu Pamięci Narodowej oceniają liczbę deportowanych na 800 tysięcy osób. Badający te zagadnienia podkreślają, że dokumenty NKWD nie uwzględniają osób skazanych w trybie doraźnym oraz tych, którzy nie zostali zarejestrowani.

Według szacunków, co trzeci deportowany nie przeżył zesłania. Niektórzy z deportowanych na wschód wydostali się z łagrów, dzięki formowanej na terenie ZSRR armii generała Władysława Andersa, po zawarciu 30 lipca 1941 roku układu Sikorski-Majski.

Znadniemna.pl/IAR

W nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza z czterech masowych deportacji Polaków. Tego dnia w głąb Związku Radzieckiego wywieziono około 140 tysięcy obywateli polskich.   Wielu zmarło w drodze, tysiące nie wróciły do kraju. Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników

Zarząd Fundacji Wolność i Demokracja wczoraj 9 lutego w związku z skazaniem Andrzeja Poczobuta wydał oświadczenie, które zamieszczamy poniżej.

OŚWIADCZENIE ZARZĄDU FUNDACJI WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA

Andrzej Poczobut, polski dziennikarz, aktywista, działacz polskiej mniejszości na Białorusi oraz przyjaciel Fundacji Wolność i Demokracja został skazany w politycznym procesie przez sąd w Grodnie na osiem lat więzienia o zaostrzonym rygorze. Fundacja Wolność i Demokracja odnosząc się do tego wydarzenia, stanowczo potępia praktyki białoruskiego reżimu kierowanego przez Aleksandra Łukaszenkę.

Działania władz Białorusi godzą w istotę demokracji i sprzeniewierzają się jednemu z naczelnych praw przynależnych człowiekowi – wolności. Tym samym godzą w fundamentalne idee, które stanowią o istocie naszej fundacji. Co zresztą wprost jest wyrażone w jej nazwie.

Trwający od 16 stycznia a zakończony 7 lutego proces, w którym niesłusznie został skazany Andrzej Poczobut, miał charakter jednoznacznie polityczny. W istocie był on kontynuacją trwających od dawna prześladowań polskiej mniejszości na Białorusi jak też samego Andrzeja Poczobuta. Polski działacz został oskarżony w sprawie karnej o „podżeganie do nienawiści”. W istocie naraził się białoruskiemu reżimowi poprzez głoszenie prawdy o niedemokratycznym i niejednokrotnie zbrodniczym systemie. Głosił ją poprzez swoje publikacje prasowe, książki, czy wystąpienia publiczne. Popularyzował także wiedzę historyczną o zbrodniczej względem Polaków i Białorusinów polityce władz dawnego ZSRR, do którego spuścizny jawnie odwołuje się Aleksander Łukaszenko.

Za  głoszenie prawdy Andrzej Poczobut spotkał się z zemstą ze strony reżimu. Fundacja Wolność i Demokracja stanowczo potępia działania władz Białorusi oraz niesłuszny wyrok sądu w Grodnie. Zarazem deklarujemy pełne wsparcie dla naszego rodaka i przyjaciela Andrzeja Poczobuta oraz wszystkich jego bliskich.

Andrzej był od zawsze przyjacielem Fundacji i osobą niejednokrotnie blisko powiązaną z naszymi działaniami. Towarzyszył nam w samych jej początkach. Rozbicie Związku Polaków na Białorusi w 2005 roku oraz zamknięcie polskich mediów stanowiły jedną z głównych motywacji do powołania naszej fundacji. Andrzej Poczobut od zawsze nas wspierał, my zaś wspieraliśmy jego oraz Związek Polaków na Białorusi. Dziś nie może być inaczej.

Wyrażamy wsparcie, ale także wdzięczność i uznanie wobec Andrzeja Poczobuta i jego dokonań. Redakcja czasopism polskich na uchodźctwie, praca w polskich mediach na Białorusi, tworzenie programu „Nad Niemnem” emitowanego w TV Polonia przygotowywanego przez naszą fundację, prowadzenie licznych projektów tożsamościowych czy kultywowanie miejsc pamięci na Białorusi – to tylko niektóre z długiej listy dokonań Andrzeja Poczobuta, z uwagi na które należy mu się największy szacunek. Przede wszystkim zaś z uwagi na wytrwałe i niezłomne głoszenie prawdy.

Nie ma i nie będzie naszej zgody na prześladowanie naszych rodaków przez białoruski reżim. A nasze wsparcie względem Polaków na Białorusi nigdy nie ustanie.

Zarząd Fundacji Wolność i Demokracja

Znadniemna.pl za wid.org.pl

Zarząd Fundacji Wolność i Demokracja wczoraj 9 lutego w związku z skazaniem Andrzeja Poczobuta wydał oświadczenie, które zamieszczamy poniżej. OŚWIADCZENIE ZARZĄDU FUNDACJI WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA Andrzej Poczobut, polski dziennikarz, aktywista, działacz polskiej mniejszości na Białorusi oraz przyjaciel Fundacji Wolność i Demokracja został skazany w politycznym procesie przez sąd

Polska nie wyklucza zamknięcia kolejnych przejść granicznych z Białorusią – powiedział 10 lutego w Brukseli premier Polski Mateusz Morawiecki. Decyzja o wstrzymaniu ruchu w Bobrownikach w województwie podlaskim, zapadła 9 lutego.

Po tym wydarzeniu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Mińsku wezwany został Marcin Wojciechowski, polski charge d’affaires. Dzisiaj był tam też ponownie – poinformował wcześniej na konferencji rzecznik resortu dyplomacji Łukasz Jasina. – Usłyszał zupełnie inne niż nasze zdanie strony białoruskiej o tym, co się dzieje na naszej granicy, o tym, co się działo na naszej granicy, o sprawie Andrzeja Poczobuta – przekazał.

Ruch w Bobrownikach został wstrzymany w piątek w południe, po wcześniejszej decyzji w tej sprawie ogłoszonej przez szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. Przekazał on w czwartek, 9 lutego, że decyzja została podjęta „z uwagi na ważny interes bezpieczeństwa państwa”.

Bobrowniki od ponad roku były jedynym w Podlaskiem działającym drogowym przejściem granicznym z Białorusią, gdzie odbywał się ruch towarowy i osobowy.

Pytany o działania wobec reżimu w Mińsku na konferencji prasowej w Brukseli Mateusz Morawiecki, na pytanie reportera o ruch granicznych, powiedział, że Polska „nie wyklucza zamknięcia kolejnych przejść granicznych” ze wschodnim sąsiadem. Powodem tego – jak wskazał – jest „rosnące napięcie”, związane z tym, że „Białoruś gra tak, jak zagra jej Kreml” i to zachowanie „staje się coraz bardziej niebezpieczne dla nas, dla Ukrainy i dla Europy”.

Charge d’affaires Marcin Wojciechowski dwukrotnie wzywany do MSZ w Mińsku

Przed południem rzecznik polskiego MSZ Łukasz Jasina był pytany przez dziennikarzy o powody zawieszenia od 10 lutego do odwołania ruchu na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Bobrownikach.

Jego zdaniem „wszyscy wiemy, co robi Białoruś i jakiej agresywnej polityki dopuszcza się wobec naszego państwa w ciągu ostatniego półtora roku”. – Mieliśmy to, co się stało 8 lutego – symboliczny wyrok wobec bohatera, dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Myślę, że ważne polskie względy bezpieczeństwa narodowego nakazują nam tak w tej chwili postępować – dodał. Zaznaczył, że nie jest to działanie skierowane przeciwko Polakom chcącym przekroczyć granicę czy przeciwko polskim przedsiębiorcom.

Przypomniał też, że „wczoraj był wzywany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Mińsku Marcin Wojciechowski, charge d’affaires”. – Dzisiaj był tam też ponownie – poinformował.

Jak mówił Jasina, Wojciechowski pojawił się w białoruskiej placówce wczoraj o godzinie 17.00 i dzisiaj o godzinie 9.00. – Usłyszał zupełnie inne niż nasze zdanie strony białoruskiej o tym, co się dzieje na naszej granicy, o tym, co się działo na naszej granicy, o sprawie Andrzeja Poczobuta – przekazał rzecznik.

Znadniemna.pl za TVN24, Reuters 

Polska nie wyklucza zamknięcia kolejnych przejść granicznych z Białorusią - powiedział 10 lutego w Brukseli premier Polski Mateusz Morawiecki. Decyzja o wstrzymaniu ruchu w Bobrownikach w województwie podlaskim, zapadła 9 lutego. Po tym wydarzeniu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Mińsku wezwany został Marcin Wojciechowski, polski

Andrzej Poczobut został skazany na osiem lat więzienia na Białorusi. Ponawiamy nasze wezwanie do białoruskich władz, by zakończyły brutalne represje społeczeństwa obywatelskiego – przekazał w oświadczeniu rzecznik Departamentu Stanu USA. W jego ocenie skazanie Andrzeja Poczobuta przez sąd w Grodnie jest kolejnym dowodem na „totalną pogardę praw człowieka” przez władze Białorusi.

„Mocno potępiamy politycznie motywowane skazanie dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Poczobut to renomowany dziennikarz, który z odwagą relacjonował protesty po wyborach prezydenckich 2020 roku i był kluczowym członkiem Związku Polaków na Białorusi, grupy reprezentującej dużą polską mniejszość na Białorusi, która była celem ataków białoruskich władz” – oznajmił przedstawiciel resortu w oświadczeniu przesłanym PAP.

Ponowienie apelu do reżimu w Mińsku

Jak dodał, wyrok na Poczobuta jest kolejnym dowodem na „totalną pogardę dla praw człowieka i fundamentalnych swobód osób na Białorusi”.

„Ponawiamy nasze wezwanie do białoruskich władz, by zakończyły brutalne represje społeczeństwa obywatelskiego i by natychmiast uwolniły ponad 1,4 tys. więźniów politycznych” – przekazał urzędnik.

Znadniemna.pl za PAP

Andrzej Poczobut został skazany na osiem lat więzienia na Białorusi. Ponawiamy nasze wezwanie do białoruskich władz, by zakończyły brutalne represje społeczeństwa obywatelskiego - przekazał w oświadczeniu rzecznik Departamentu Stanu USA. W jego ocenie skazanie Andrzeja Poczobuta przez sąd w Grodnie jest kolejnym dowodem na "totalną

Irena Biernacka członkini Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi wyrzucona przez reżim Łukaszenki do Polski po dwóch miesiącach  spędzonych w białoruskim więzieniu w środę, 8 lutego, w dniu ogłoszenia haniebnego dla Białorusi wyroku ośmiu lat łagru o zaostrzonym rygorze na dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi Andrzeja Poczobuta, wystąpiła na kolejnym posiedzeniu Klubu Inteligencji Katolickiej (KIK) w Białymstoku.

Polka z Białorusi opowiedziała o warunkach, jakie panują w białoruskich więzieniach i o tym przez jakie wypróbowania musiał przechodzić, czekając na pseudo proces, i jeszcze będzie przechodzić w łagrze o zaostrzonym rygorze jej niesprawiedliwie skazany kolega z ZPB.

Inicjatorką spotkania członków KIK z Polką z Białorusi była Maria Żeszko, honorowa członkini Związku Polaków na Białorusi i była prezes Podlaskiego Oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Pani Maria Żeszko spisała swoje wrażenia od wystąpienia Ireny Biernackiej i udostępniła je nam, a my z wdzięcznością do autorki udostępniamy je Państwu.

Maria Żeszko:

„Kto jest dzisiaj bohaterem? Niewątpliwie ten, kto nie sprzeniewierzył  się swoim ideałom pod wpływem wielu nacisków.

Andrzej Poczobut jest bohaterem. Postawił się reżimowi Łukaszenki pokazał czym jest niezłomność współczesnego Polaka. Piszę te słowa, ponieważ do tych przemyśleń skłoniło mnie spotkanie z Ireną Biernacką, członkinią Zarządu Głównego ZPB.

To ona 8.02.2023 roku w białostockim Klubie Inteligencji Katolickiej (KIK) uświadomiła mi co znosi Andrzej Poczobut oraz dlaczego Anna Paniszewa, Maria Tiszkowska, Andżelika Borys i Irena Biernacka tego nie wytrzymały.

Te kobiety są cichymi bohaterkami. Szczególnie te, które znalazły się w Polsce. Sponiewierane przez straszne traktowanie reżimu Łukaszenki, pozbawione domu i rodzin, tułające się w Polsce i zagubione w naszej rzeczywistości.

Irena Biernacka mówiła prosto: o upodleniu jako kobiety, o straszeniu psami, o zamykaniu z niebezpiecznymi przestępczyniami. To było przejmujące. Ale „łzy roniła” nad zniszczeniami polskich cmentarzy, tablic, pozostawioną młodzieżą.

A co robi w Polsce? Ciągle szuka miejsca i sposobu, aby mówić o Polakach na Białorusi, szuka pomocy i nie chce by to, co wielu robiło poszło w zapomnienie.

Dziękuję Pani Ireno, że nie porzuciła Pani swojej misji jako Zarząd Główny ZPB.

Prowadziłam Podlaski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” przez ponad dwadzieścia lat, znam metody nacisku stosowane przez białoruskie służby specjalne. Trzeba być odważną i niezłomną, by nadal działać i bronić Polaków.

Chwała Andrzejowi Poczobutowi i dzielnym Polkom z Białorusi!”

Maria Żeszko specjalnie dla Znadniemna.pl

Irena Biernacka członkini Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi wyrzucona przez reżim Łukaszenki do Polski po dwóch miesiącach  spędzonych w białoruskim więzieniu w środę, 8 lutego, w dniu ogłoszenia haniebnego dla Białorusi wyroku ośmiu lat łagru o zaostrzonym rygorze na dziennikarza i działacza polskiej mniejszości

Kary 12 lat więzienia dla  Alesia Bialackiego, szefa Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” i laureata Pokojowej Nagrody Nobla, zażądał w czwartek 9 lutego, prokurator na procesie działaczy „Wiasny”, trwającym w Mińsku.

Uwięzieni działacze Centrum Praw Człowieka „Wiasna”: Aleś Bialacki, i jego zastępcy: Walancin Stefanowicz i Uładzimir Łabkowicz fot: Fot: spring96.org

Wypowiedź prokuratora, o której poinformował portal Nasza Niwa oznacza, że oskarżenie domaga się maksymalnego wymiaru kary dla Bialackiego. Zarzuty, które mu postawiono grożą karą od 7 do 12 lat pozbawienia wolności.

Zaocznie na procesie sądzony jest także inny działacz „Wiasny”, Zmicier Sałaujeu, któremu udało się uciec z Białorusi. Prokurator zażądał dla niego 10 lat więzienia.

Ponadto zażądał kary grzywny dla każdego z działaczy w wysokości 185 tys. rubli (ponad 73,2 tys. USD).

Akta sprawy liczyły 283 tomy, po 300 stron każdy; jest to rekord w procesie politycznym działaczy „Wiasny”, podczas którego wyznaczono również około 100 świadków i przeprowadzono 120 rewizji w całym kraju – pisze Nasza Niwa.

60-letni dziś Bialacki założył Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” w 1996 roku. Organizacja została zdelegalizowana przez reżim Alaksandra Łukaszenki w 2003 roku, jednak nigdy nie przerwała działalności. Na fali represji po protestach powyborczych na Białorusi w 2010 roku Bialacki został skazany na 4,5 roku więzienia za rzekome niepłacenie podatków. W 2014 roku wyszedł na wolność w ramach amnestii.

W 2021 roku został umieszczony w areszcie pod sfingowanymi zarzutami. Początkowo władze oskarżały go o „niepłacenie podatków”. Potem zarzuty zmieniono na „kontrabandę” i „finansowanie protestów”.

W 2022 roku Bialacki został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla wraz z rosyjską organizacją badającą zbrodnie stalinowskie Stowarzyszeniem Memoriał i ukraińskim Centrum Wolności Obywatelskich.

Znadniemna.pl za PAP

Kary 12 lat więzienia dla  Alesia Bialackiego, szefa Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna" i laureata Pokojowej Nagrody Nobla, zażądał w czwartek 9 lutego, prokurator na procesie działaczy "Wiasny", trwającym w Mińsku. Prokurator Aleksander Karol zażądał także kary 11 lat więzienia dla współpracownika Bialackiego Walancina Stefanowicza i

Skip to content