HomeStandard Blog Whole Post (Page 98)

Powstanie ogrodu zoologicznego w Grodnie związane jest z postacią Jana Stanisława Kochanowskiego, profesora miejscowego Państwowego Gimnazjum im. Adama Mickiewicza, wielkiego miłośnika i znawcy przyrody. W 1926 roku po dość żmudnych pracach przygotowawczych założył on przy gimnazjum ogród botaniczny, który zajmował obszar 30 arów. Dwa lata później było w min 830 gatunków różnych roślin, krzewów i drzew. Ogród służył jako pomoc w nauczaniu przyrodoznawstwa w gimnazjum i innych szkołach miasta.

Znajdował się on na terenie dawnego Królewskiego Ogrodu Botanicznego, którego organizatorem był znany francuski lekarz i botanik Jan Emanuel Gilibert. W roku 1778 było w nim ponad dwa tysiące gatunków roślin i jak ocenił go sam jego twórca: „rozmaitością, rzadkością, wielkością ziół i roślin nie ustępował żadnemu ogrodowi botanicznemu w Europie”. Po wyjeździe Giliberta do Wilna „Ogród Królewski” zaczął podupadać, by w latach późniejszych ulec zupełnemu zaniedbaniu. Tak więc założony przez profesora Kochanowskiego ogród botaniczny stanowił niejako odrodzenie ogrodu osiemnastowiecznego, chociaż oczywiście nie dorównywał mu świetności.

W opublikowanym w specjalnej broszurze sprawozdaniu Gimnazjum im. Adama Mickiewicza za rok szkolny 1928/1929 znalazł się artykuł Jana Kochanowskiego pt. „Szkolny Ogród Botaniczny w Grodnie”. Taki tytuł był uzasadniony, gdyż wówczas w ogrodzie botanicznym powstał już nowy dział – zoologiczny. Między grządkami, krzewami i inspektami z roślinami, a także w korytarzach szkoły znalazły się pierwsze klatki ze zwierzętami, ptakami oraz akwaria z rybami. W wymienionym artykule była zamieszczona podana niżej tablica, obrazująca rozwój ogrodu w pierwszych latach jego istnienia.

L.p Treść 1926 rok 1927 rok 1928 rok
1. Wykonano prace na przestrzeni 1908 m2 4450 m2 30775 m2
2. Ilość gatunków wyhodowanych roślin 309 523 726
3. Ilość gatunków posadzonych drzew i krzewów 36 104
4. Ilość gatunków hodowanych zwierząt 17
5. Ile szkolnych wycieczek odbyło się 51 67 109
6. Ilość dzieci ze szkół, które korzystały z Ogrodu Biologicznego 1364 1832 3385

 

Towarzystwo Miłośników Przyrody pod którego zarządem znajdował się ogród borykało się ciągle z trudnościami materialnymi. „Co się tyczy strony finansowej ogrodu – pisał Kochanowski – niestety, takowa pozostaje w bardzo opłakanym stanie. Największej pomocy finansowej obecnie udziela nam Magistrat naszego miasta. Dyrekcje poszczególnych szkół średnich i inspektorat, aczkolwiek zobowiązały się do wpłacenia po 100 złotych rocznie, dotychczas wywiązują się z tego bardzo ospale, a niektóre wcale nie chcą płacić.”

Organizator ogrodu znany był nie tylko w Grodnie, lecz również w okolicy. Myśliwi, nauczyciele, miłośnicy przyrody starali się mi pomóc – jedni materialnie, inni dostarczaniem eksponatów. Na przykład na początku czerwca 1929 roku nauczycielka ze szkoły w Łunnie M.Rejnhardtówna zawiadomiła telefonicznie, że nad rzeką Niemen znaleziono zranionego bobra. Kochanowski natychmiast pojechał do Łunny i w ten sposób ogród uzupełniono jeszcze jednym, dość rzadkim okazem miejscowej fauny – czarnym bobrem.

Czarny bóbr jako pierwszy w ZOO

Tak wiec pomimo trudności, dział zoologiczny w Szkolnym Ogrodzie Biologicznym rozwinął się i wkrótce liczba zwierząt przekroczyła istniejące możliwości organizacyjne: nie starczało terenu, środków na jego utrzymanie, wystąpiły trudności w doglądaniu zwierząt.

Tor kolarski

Wówczas Kochanowski wysunął projekt utworzenia na bazie działu zoologicznego miejskiego ZOO. Poparty on został przez Towarzystwo Miłośników Przyrody. Zwrócono się więc do magistratu z prośbą o przekazanie na ten cel istniejącego wzdłuż ulicy Stanisławowskiej toru kolarskiego. 2 września 1929 roku Rada Miejska pozytywnie ustosunkowała się do tej prośby, przyznając ponadto subsydium w wysokości 550 złotych na reperację ogrodzenia oraz koszty związane z przeniesieniem ogrodu zoologicznego w inne miejsce.

Dyrektorem ZOO został mianowany pułkownik rezerwy Adamowicz, lecz częstym jego gościem był Jan Kochanowski, który interesował się nowymi nabytkami, udzielał rad. Nie zachowały się materiały archiwalne związane z działalnością ogrodu zoologicznego przed rokiem 1939. Była ona jednak bardzo owocna, skoro tak oceniano ją w wydanej w 1936 roku książce pt. „Grodno”: „Ogród Zoologiczny zajmuje trzecie po Warszawie i Poznaniu miejsce w Polsce, słusznie uchodzi na chlubę Grodna, gdyż jest zaopatrzony w liczne i rzadkie gatunki zwierząt (tygrys, lwy, niedźwiedzi, lamparty, ryś, żubry itd.). Okazów jest tu przeszło 400, nie licząc ptaków.”

Było to możliwe dzięki życzliwemu poparciu władz miejskich. Przekonuje o tym choćby stosunek do prośby Towarzystwa Miłośników Przyrody, które latem 1937 roku wystąpiło o sfinansowanie zakupu działki około 0,4 ha przy ulicy Jagiellońskiej, należącej do księcia Jana Marii Druckiego-Lubeckiego, w celu powiększenia ZOO. Choć początkowo wniosek odrzucono, to ostatecznie rozstrzygnięto go pozytywnie, kupując wspomnianą działkę za niebagatelną sumę 13 tysięcy złotych.

Jesienią 1939 roku po włączeniu Grodna do Białoruskiej SRR tamtejsze ZOO zostało upaństwowione. W 1941 roku znajdowały się w nim prawie wszystkie gatunki zwierząt żyjących na obszarze ZSRR, a także wiele z innych kontynentów. Okres okupacji hitlerowskiej przyniósł zagładę ogrodu – został on zniszczony, a większość cennych, rzadkich ptaków i zwierząt została wywieziona do Królewca. Po wypędzeniu z Grodna przez Armię Czerwoną okupanta niemieckiego i powrocie władzy sowieckiej, w końcu 1944 roku podjęta została decyzja o odbudowie ZOO. Pierwszymi nabytymi okazami były dwa osły.

O twórcy ZOO Janie Kochanowskim

Jan Stanisław Kochanowski

Jan Stanisław Kochanowski urodził się w Grodnie 16 lutego 1894 r. Rodzina wywodziła się ze szlachty pieczętującej się herbem Korwin. Ojciec Józef pochodzący z wioski Głowacze Grodnieńskiego Ujazdu był dzierżawcą rolnym i sekretarzem szlachty grodzieńskiej. Matka Józefa opiekowała się domem. Jan był najmłodszym z rodzeństwa, miał jeszcze brata i siostrę. Wszystkie dzieci otrzymały gruntowne wykształcenie. Jan jeszcze przed I wojną światową, w 1913 roku, zdążył ukończyć rosyjskie Grodzieńskie Gimnazjum Męskie. Aby zostać inżynierem agronomem, wstąpił na Akademię Rolniczą w Taborze (w Czechach). Z uwagi na wybuch wojny zmuszony był przenieść się na Wydział Rolniczy Uniwersytetu w Dorpacie. Jednak i tam nie dokończył studiów. W 1918 r. wrócił do rodzinnego Grodna. Studia zakończył dopiero w 1925 roku w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie z tytułem inżyniera, specjalisty w ekonomice rolnictwa.

Jan Kochanowski (drugi rząd, trzeci z lewej) w gronie nauczycieli gimnazjum w 1919 roku

Jednak znacznie wcześniej, bo jeszcze przed zakończeniem studiów – 15 października 1919 r. – Jan Kochanowski został profesorem gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej w Grodnie z pensją miesięczną w wysokości 1000 marek. Od tego czasu, aż do wybuchu II wojny światowej Kochanowski pracował w Grodnie niemal nieprzerwanie. Do 1931 roku zamieszkiwał w domu przy ulicy Jerozolimskiej 6 (obecnie ul. Budionnego), później przeniósł się na ulicę 11 Listopada 42 (obecnie ul. 17 Września).

Jan Kochanowski z uczniami gimnazjum, lata 30. XX wieku

Wojna pod postacią Armii Radzieckiej i sowieckich służb bezpieczeństwa zastała Kochanowskiego również w rodzinnym mieście. Bardzo szybko stał się on obiektem ich zainteresowania podobnie jak i inni przedstawiciele inteligencji. Początkowo bardzo brutalna sowiecka polityka po klęsce Francji nieco złagodniała i władze radzieckie zaproponowały Kochanowskiemu, jako znanemu w Grodnie przyrodnikowi, wyjazd do Miczurińska w celu zapoznania się z osiągnięciami radzieckiej nauki. Nie wywarły jednak one na przyrodniku specjalnego wrażenia, bowiem po powrocie zamiast „piać z zachwytu”, co zapewne było celem władz sowieckich, Kochanowski dość lekceważąco wyrażał się o tym co zobaczył. To zapewne stało się powodem jego aresztowania. Oskarżono go też o przynależność do kontrrewolucyjnej organizacji „Tajna Rada Pedagogiczna”. Jednak mimo usilnych starań oprawców nie udało się wybić na Kochanowskim przyznania się do uczestnictwa w tej fikcyjnej organizacji. W więzieniu siedział do czasu napaści III Rzeszy na swego niedawnego sojusznika, ZSRR. Kochanowskiemu udało się nie podzielić losu dziesiątek tysięcy więźniów z kresowych więzień, którzy w dniu napaści Niemiec na ZSRR zostali w nich brutalnie wymordowani przez NKWD. Uciekł z więzienia zaraz po tym jak zostało zbombardowane przez Niemców.

Jan Kochanowski na obozie wypoczynkowym z uczniami w Jeziorach

Życie pod kolejnym z okupantów wcale nie było lżejsze. W 1942 r. po zabiciu niemieckiego żandarma przez działaczy podziemia szef grodzieńskiego gestapo From rozkazał zaaresztować i rozstrzelać 100 zakładników. Byli to przedstawiciele miejscowej inteligencji oraz mieszkańcy okolicznych wiosek. W grupie tej znalazł się także Jan Kochanowski. Po długich negocjacjach z Niemcami liczbę przeznaczonych na rozstrzelanie zmniejszono do 25. W grupie „ułaskawionych” był Kochanowski. I w tym momencie dokonuje się ostatni akt ziemskiego życia grodzieńskiego pedagoga i przyrodnika. Odważa się on na czyn, którego ponad rok wcześniej dokonał w KL Auschwitz jego rówieśnik, dziś już święty Kościoła Katolickiego o. Maksymiliana Maria Kolbe. Zgłosił się na ochotnika do grupy przeznaczonych do rozstrzelania w zamian za swego kolegę, dyrektora jednej z grodzieńskich szkół, Józefa Wiewiórskiego. Wiewiórski był ojcem sześciorga dzieci, Jan zaś kawalerem. 20 października 1942 r. Jan Kochanowski, grodzieński pedagog, przyrodnik, społecznik, krajoznawca i obrońca przyrody został rozstrzelany przez Niemców w forcie Naumowicze pod Grodnem wraz z 24 współtowarzyszami niedoli. Jego zwłoki w ukryciu przywieziono do miasta i pochowano na cmentarzu katolickim. Uratowany przez niego Józef Wiewiórski cieszył się życiem tylko rok – został ponownie aresztowany przez Niemców i stracony za prowadzenie tajnego nauczania.

Znadniemna.pl/dr Fiodor Ignatowicz/dzikiezycie.pl

Powstanie ogrodu zoologicznego w Grodnie związane jest z postacią Jana Stanisława Kochanowskiego, profesora miejscowego Państwowego Gimnazjum im. Adama Mickiewicza, wielkiego miłośnika i znawcy przyrody. W 1926 roku po dość żmudnych pracach przygotowawczych założył on przy gimnazjum ogród botaniczny, który zajmował obszar 30 arów. Dwa lata

Grupa „Katolicy Białorusi”, licząca ponad 4 tysiąca użytkowników, została zablokowana przez administrację rosyjskiego serwisu społecznościowego „Odnokłassniki” (odpowiednik popularnego niegdyś wśród Polaków serwisu „Nasza klasa”- red.) – poinformował białoruski portal katolicki Katolik.life.

Administratorzy „Odnokłassnikow” nie tłumaczą przyczyn podjęcia decyzji, nieprzyjaznej białoruskim katolikom. Wskazują jedynie na to, że „Katolicy Białorusi” złamali regulamin rosyjskiej platformy społecznościowej. Katolik.life zwraca uwagę na to, że regulamin „Odnokłassnikow” zawiera dużo ograniczeń, jedno z których głosi, iż zamieszczane w serwisie treści powinny być zgodne z prawem Federacji Rosyjskiej.

Członkowie grupy „Katolicy Białorusi” udostępniali w niej linki na publikacje, które ukazywały się w mediach katolickich, publikowali ilustracje o tematyce chrześcijańskiej oraz modlitwy. Która z tych aktywności, typowych dla chrześcijańskich społeczności, została uznana za niezgodną z prawem Federacji Rosyjskiej?

Pierwsze, co przychodzi do głowy, to absurdalne wymogi władz Rosji, dotyczące na przykład zakazu nazywania „wojną” agresywnych działań zbrojnych tego kraju na Ukrainie. Karana jest w Rosji także krytyka walczącej z Ukraińcami rosyjskiej armii, zwłaszcza krytyka popełnianych przez rosyjskich żołnierzy na Ukrainie zbrodni wojennych.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life, na zdjęciu: rosyjski władca Władimir Putin i papież Franciszek podczas wizyty rosyjskiego polityka w Watykanie, 2019 rok, fot.: Vaticannews.va 

Grupa „Katolicy Białorusi”, licząca ponad 4 tysiąca użytkowników, została zablokowana przez administrację rosyjskiego serwisu społecznościowego „Odnokłassniki” (odpowiednik popularnego niegdyś wśród Polaków serwisu „Nasza klasa”- red.) – poinformował białoruski portal katolicki Katolik.life. Administratorzy „Odnokłassnikow” nie tłumaczą przyczyn podjęcia decyzji, nieprzyjaznej białoruskim katolikom. Wskazują jedynie na to, że

Polski Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Szkolnictwo wyższe w roku akademickim 2022/2023”. Wynika z niego, że młodzież z Białorusi jest drugą pod względem liczebności grupą zagranicznych studentów polskich uczelni wyższych po kolegach z Ukrainy.

Ogólna liczba studentów w Polsce wynosi 1,21 miliona młodych ludzi. Z nich ponad 105 tysięcy przybyło do kraju nad Wisłą zza granicy. Najliczniejsza grupa zagranicznej młodzieży studenckiej to przybysze z Ukrainy, kraju prowadzącego wojnę z agresorem rosyjskim. Ich liczba wynosi 48 100 osób, czyli 45,6 procent od ogółu zagranicznych studentów. Na drugim miejscu pod względem liczebności plasują się studenci, legitymujący się paszportem obywatela Republiki Białorusi. Jest ich w Polsce około 12 tysięcy, co daje 11,4 procent od ogółu studiujących cudzoziemców.

Trójkę krajów o najliczniejszej reprezentacji studenckiej na polskich uczelniach zamyka Turcja, mająca w Polsce 3 800 (3,6 proc.) studiujących obywateli.

W stosunku do ubiegłego roku akademickiego liczba studiujących w Polsce cudzoziemców wzrosła o 17,9 procent.

Z danych statystycznych wynika, że większość studentów zagranicznych wybiera w Polsce jako język nauczania – język polski. Odsetek potencjalnie gotowych do podjęcia pracy w Polsce absolwentów wyższych uczelni stanowi aż 60 procent od ogółu studiujących cudzoziemców. Spora grupa, bo aż 37 procent, woli w Polsce studiować po angielsku, a reszta znalazła nad Wisłą możliwość studiowania w innym języku.

Z analizy Ośrodka Przetwarzania Informacji Państwowego Instytutu Badawczego (OPI BIP) wynika, że studenci z zagranicy chętnie wybierają w Polsce takie kierunki jak medycyna, w tym stomatologia, psychologia, a także informatyka oraz kierunki biznesowe.

Znadniemna.pl na podstawie raportu „Szkolnictwo wyższe w roku akademickim 2022/2023” – GUS oraz analizy „Cudzoziemcy na uczelniach w Polsce” – OPI PIB, na zdjęciu: Brama Głowna Uniwersytetu Warszawskiego, fot.: Wikimedia Commons, CC

Polski Główny Urząd Statystyczny (GUS) opublikował raport pt. „Szkolnictwo wyższe w roku akademickim 2022/2023”. Wynika z niego, że młodzież z Białorusi jest drugą pod względem liczebności grupą zagranicznych studentów polskich uczelni wyższych po kolegach z Ukrainy. Ogólna liczba studentów w Polsce wynosi 1,21 miliona młodych ludzi.

Białoruscy milicjanci zatrzymali kolejnego katolickiego duchownego. Jak informuje Telegram kanał „Crześcijańska Wizja”, tym razem na celowniku reżimu Łukaszenki znalazł się proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Lidzie, ksiądz Andrej Znoska. Dziennikarze Biełsatu dowiedzieli się natomiast o pobiciu w miniony weekend księży w głównej katolickiej świątyni Mińska.

Ksiądz Znoska jest konsultantem Konferencji Katolickich Biskupów Białorusi w kwestiach prawnych, a także ekspertem w prawie kanonicznym.

Do jego zatrzymania miało dojść 19 lipca. Nie wiadomo, jaki był powód ujęcia duchownego i gdzie został osadzony.

Wierni i znajomi księdza obawiają się, że  mundurowi mogą użyć wobec niego przemoc.

Obawy te nie są bezpodstawne, zwłaszcza w świetle nowych informacji, dotyczących niedawnej rewizji w mińskiej Archikatedrze Imienia Najświętszej Maryi Panny.

Jak dowiedziała się Telewizja Biełsat, w trakcie przeszukania pomieszczeń mieszkalnych na plebanii archikatedry, niektórzy obecni podczas rewizji księża zostali mocno pobici przez mundurowych.

Zwierzchnicy Kościoła Katolickiego na Białorusi czują się do takiego stopnia zastraszeni przez białoruskie organa przemocy państwowej, że woleli nie ujawniać faktów pobicia księży z archikatedry  przed opinią publiczną, żeby nie prowokować mundurowych do kolejnych działań, nieprzyjaznych katolikom.

Znadniemna.pl na podstawie  T.me/s/christianvision, Belsat.eu, na zdjęciu: ks. Andrej Znoska, fot.: T.me/s/christianvision

Białoruscy milicjanci zatrzymali kolejnego katolickiego duchownego. Jak informuje Telegram kanał „Crześcijańska Wizja”, tym razem na celowniku reżimu Łukaszenki znalazł się proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Lidzie, ksiądz Andrej Znoska. Dziennikarze Biełsatu dowiedzieli się natomiast o pobiciu w miniony weekend księży w głównej katolickiej świątyni Mińska. Ksiądz

Na dzisiaj, 21 lipca, przypada 80. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych działaczy kulturalnych polskiej społeczności na Białorusi po rozpadzie ZSRR, nieodżałowanej pamięci Stanisława Kiczko, współzałożyciela Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi.

Wybitny badacz dziejów Polaków na ziemiach dawnych Kresów prof. Zdzisław Julian Winnicki w publikowanym na naszym portalu artykule pt. „Życie dla Piękna”  nazwał dzisiejszego Jubilata jednym z „Trzech Wspaniałych Muszkieterów Pędzla”, wokół których kiełkowało twórcze życie Polaków Grodna i okolic jeszcze na początku lat 90. minionego stulecia.

Stanisław Kiczko podczas obchodów 20-lecia Towarzystwa Plastyków Polskich

Trudno powiedzieć komu w zastosowanej przez prof. Winnickiego metaforze, przypada rola którego z bohaterów Aleksandra Dumasa. Wiadomo tylko, że w trójce „muszkieterów pędzla” (obok śp. Wacława Danowskiego i śp. Ryszarda Dalkiewicza – red.) nasz dzisiejszy Jubilat odgrywał rolę kluczową i bez jego udziału nie byłaby możliwa realizacja żadnego z większych przedsięwzięć, zrealizowanych przez serdecznych przyjaciół. Dzisiaj, z okazji Jubileuszu grodzieńskiego, nazwimy go, „d’Artagniana pędzla i palety” pragniemy przypomnieć Państwu twórczy dorobek wybitnego artysty i opublikować fotografie prac Stanisława Kiczki, których większość w dniu dzisiejszym znajduje się w prywatnych zbiorach i nie jest dostępna do podziwiania przez szerokie kręgi miłośników sztuki malarskiej.

Przy okazji Jubileuszu Urodzin nieodżałowanej pamięci Mistrza przypomnijmy pokrótce jego biografię:

Stanisław Kiczko urodził się 21 lipca 1943 roku we wsi Świrydy na Grodzieńszczyźnie. Po ukończeniu szkoły średniej wstąpił do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Witebsku na wydział „malarstwo i grafika”. Po ukończeniu studiów tamże w Witebsku w 1968 roku odbyła się pierwsza wystawa młodego malarza. Realia sowieckie nie sprzyjały robieniu przez artystów szybkiej kariery, więc Stanisław Kiczko musiał się utrzymywać z pracy nauczyciela plastyki, którą podjął w jednej ze szkół średnich Grodna. Pracując w szkole artysta regularnie wystawiał swoje prace. Można było je zobaczyć w galeriach Grodna, Mińska, Moskwy, Leningradu oraz innych miast ZSRR.

W 1987 roku, czyli w czasach Pieriestrojki, jako doświadczony artysta o znacznym dorobku, Stanisław Kiczko został przyjęty do Związku Plastyków ZSRR. W tym samym okresie na Białorusi zaczął kiełkować białoruski, ale też polski ruch odrodzeniowy. Stanisław Kiczko w porozumieniu z przyjaciółmi malarzami o polskich korzeniach – Wacławem Danowskim, Ryszardem Dalkiewiczem oraz innymi – postanowił zjednoczyć artystów plastyków polskiego pochodzenia w jednej organizacji. Takie były początki Towarzystwa Plastyków Polskich, które w 1991 roku po upadku ZSRR zaczęło działać jako struktura założonego właśnie Związku Polaków na Białorusi. Stanisław Kiczko był pierwszym i niezmiennym do samej śmierci prezesem Towarzystwa Plastyków Polskich przy ZPB. Oto jak wspominał po latach wkład kolegi w sprawę powstania Towarzystwa Plastyków Polskich jeden z „trzech muszkieterów pędzla” Ryszard Dalkiewicz: „Stasiowi nigdy nie zależało na własnej promocji. Cały czas i energię poświęcał dobru naszej malarskiej wspólnoty i gdyby nie on, to nigdy byśmy się nie zorganizowali w żadne towarzystwo” – mówił współzałożyciel organizacji polskich malarzy na Białorusi.

Twórczość Stanisława Kiczki była przesiąknięta tematyką sakralną. Nawet ostatnia, pośmiertna wystawa artysty nosiła tytuł „Pod opieką ”. Jego prace można zobaczyć w zbiorach Państwowego Muzeum Religii, a także w Muzeum Historyczno-Archeologicznym w Grodnie, w zbiorach państwowych i kolekcjach prywatnych zarówno na Białorusi, jak i w Polsce, Niemczech, Austrii, Holandii, Belgii, USA oraz w Watykanie.

Stanisław Kiczko jest współautorem i bezpośrednim wykonawcą koncepcji muzeów Grodna, odtwarzał wnętrza domu Adama Mickiewicza w Nowogródku. W 2005 roku został odznaczony medalem „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

Znadniemna.pl

Na dzisiaj, 21 lipca, przypada 80. rocznica urodzin jednego z najwybitniejszych działaczy kulturalnych polskiej społeczności na Białorusi po rozpadzie ZSRR, nieodżałowanej pamięci Stanisława Kiczko, współzałożyciela Towarzystwa Plastyków Polskich przy Związku Polaków na Białorusi. Wybitny badacz dziejów Polaków na ziemiach dawnych Kresów prof. Zdzisław Julian Winnicki w

W najbliższą sobotę, 22 lipca, wyruszy z Warszawy do Kodnia pielgrzymka Białorusinów mieszkających w Polsce. Organizuje ją po raz drugi katolickie duszpasterstwo białoruskie, działające od dwóch lat w Warszawie. Hasło tegorocznej pielgrzymki brzmi: „Z Bogiem na Białoruś”.

– Zmierzamy w kierunku Białorusi w wymiarze geograficznym, ale także duchowym. Pielgrzymujemy do sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia, które leży nad Bugiem, przy granicy z Białorusią. W sensie duchowym, dzięki modlitwie i rozważaniu Ewangelii chcemy budować naszą Ojczyznę na fundamentach słowa Bożego, prawdy i sprawiedliwości – mówi duszpasterz Białorusinów w Warszawie ks. Wiaczesław Barok, który poprowadzi pątników.

Kapłan podkreśla, że w tym roku zapisało się 40 osób, czyli dwa razy więcej osób niż w roku ubiegłym, kiedy to zorganizowano ją po raz pierwszy. Wezmą w niej udział Białorusini z całej Polski. Do przejścia będą mieli ok. 210 km.

W drodze poza tradycyjnymi nabożeństwami, takimi jak poranne Godzinki ku czci Najświętszej Maryi Panny, różaniec (z refleksjami kard. Kazimierza Świątka) czy koronka do Miłosierdzia Bożego, pielgrzymi wysłuchają rozważań nad słowem Bożym przygotowanych przez kapłana, ale też i wiernych. Ks. Wiaczesław Barok przygotował także cykl katechez poświęconych katolickiej nauce społecznej Kościoła. Nie zabraknie codziennej modlitwy Matki Bożej Budsławskiej, Patronki Białorusi; zaplanowano też w ciągu dnia dwa razy tzw. Godzinę ciszy.

Do Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia pielgrzymi dotrą po siedmiu dniach, w piątek, 28 lipca. Następnego dnia nawiedzą Sanktuarium Unitów Podlaskich w Kostomłotach.

***

Duszpasterstwo dla Białorusinów katolików w Warszawie powstało we wrześniu 2021 roku przy kościele św. Aleksandra na Pl. Trzech Krzyży. Od samego początku prowadzi je ks. Wiaczesław Barok. Msze w języku białoruskim są sprawowane w niedzielę i dni świąteczne w dolnym kościele o godz. 11.30 i 18.00. 

Znadniemna.pl/KAI/Fot.: Duszpasterstwo Białoruskie w Warszawie

 

W najbliższą sobotę, 22 lipca, wyruszy z Warszawy do Kodnia pielgrzymka Białorusinów mieszkających w Polsce. Organizuje ją po raz drugi katolickie duszpasterstwo białoruskie, działające od dwóch lat w Warszawie. Hasło tegorocznej pielgrzymki brzmi: „Z Bogiem na Białoruś”. – Zmierzamy w kierunku Białorusi w wymiarze geograficznym, ale

O zniknięciu wykonanej z dębu rzeźby z napisem „1863”, umieszczonej pod kutym metalicznym daszkiem, zwieńczonym krzyżem litewskim z półksiężycem u nasady – poinformowali grodzieńscy niezależni dziennikarze na Telegramie.

Według nich zniknięcie upamiętnienia powstańców styczniowych, które było miejscem rocznicowych obchodów zrywu narodowego, zwanego na Białorusi Powstaniem Kalinowskiego (od nazwiska  Konstantego Kalinowskiego, przywódcy powstania styczniowego na Litwie – red.), może się wiązać z aktywnością znanej w Grodnie apologetki „ruskiego miru” Olgi Bondariewej. Jest to kobieta aktywnie uprawiająca donosicielstwo (które ona sama charakteryzuje mianem „infokazaczestwa”- red.) na przejawy białoruskiego oraz polskiego patriotyzmu mieszkańców Grodzieńszczyzny.

O wersji, wskazującej na udział apologetów „ruskiego miru” oraz sowieckiej spuścizny w zacieraniu pamięci o powstańcach styczniowych, którzy wciąż inspirują Białorusinów do stawiania oporu rosyjskiemu imperializmowi, świadczy fakt, że w miejscu upamiętnienia powstańców Kalinowskiego pojawiła się tablica poświęcona sowieckim partyzantom z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, którzy mieli działać na stacji Grodno w latach 1941-1944.

Usunięte z dworca kolejowego w Grodnie upamiętnienie powstańców styczniowych było dziełem znanego grodzieńskiego rzeźbiarza Władimira Pantelejewa. Jego rzeźba przypominała grodnianom oraz przyjezdnym o tym, jak po wybuchu na Litwie powstania 1863 roku, grodzieńscy kolejarze, będący w większości poddanymi Francji, a także uczestnikami, bądź potomkami powstańców listopadowych z lat 1830-1831, wystąpili przeciwko Rosjanom, proponując nowym insurgentom wykorzystanie kolei żelaznej do transportu powstańczych oddziałów.

Styczeń 2015 roku. Ówczesny konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz oddaje hołd powstańcom styczniowym przy upamiętnieniu na ich cześć na dworcu kolejowym w Grodnie

Dedykacja powstańcom styczniowym na usuniętym upamiętnieniu informuje o tym, że insurgenci stoczyli na stacji bój z carskim wojskiem

Wieczorem 14 marca przy dworcu kolejowym w Grodnie odbył się wiec z udziałem mieszkańców pragnących wesprzeć powstanie. Uczestnicy manifestacji nawet podjęli zbrojną (staczając bój z wojskową ochroną dworca) próbę porwania pociągu, który miał sprowadzić posiłki powstańcze z pobliskiego Porzecza, gdzie stacjonował oddział Ludwika Narbuta. Celem akcji miało być opanowanie Grodna i przejęcie przez powstańców władzy w mieście. Spontaniczny zamysł ostatecznie się nie powiódł, gdyż w zamieszaniu w kierunku Porzecza ze stacji wyruszyła jedynie lokomotywa, pozostawiając na peronie skład wagonowy z siedzącymi w przedziałach uzbrojonymi grodnianami.

Po nieudanej akcji z pociągiem carska policja aresztowała 73 niedoszłych porywaczy. Pół roku później, z woli generał-gubernatora wileńskiego Michaiła Murawiowa „Wieszatiela”, 25-ciu z aresztowanych w marcu porywaczy pociągu wysłano na Syberię.

Próba opanowania Grodna przez powstańców z wykorzystaniem kolei nie zakończyła się całkowitym fiaskiem. Do Porzecza dotarł wówczas zawiadowca stacji Grodno Leon Kulczycki z kilkoma towarzyszami. Uciekinierzy zdołali zabrać ze sobą z kasy stacyjnej 10 tysięcy rubli, które zasiliły kasę powstańczą.

Oto jak akcja Leona Kulczyckiego została opisana w książce „Bitwy i potyczki 1863-1864” autorstwa S. Zielińskiego:

Dnia 14.3.1863 wieczorem Leon Kulczycki, b.kapitan moskiewski, później zawiadowca stacji w Grodnie, na czele kilkudziesięciu młodzieży grodzieńskiej zajął gotowy do wyjazdu pociąg na stacji grodzieńskiej, celem odjazdu do oddziału Narbuta, i wyruszył rzeczywiście w kierunku Porzecza, lecz tylko z jednym towarzyszem na lokomotywie, którą maszynista podstępnie odczepił od reszty wagonów. Rota stojąca na dworcu uderzyła na pozostałą młodzież, która straciwszy dwóch rannych i dwóch wziętych do niewoli na miejscu: Samulińskeigo i Tołłoczkę, rozpierzchła się po mieście i w ciągu nocy została prawie w komplecie wychwytana.

 Znadniemna.pl na podstawie T.me/hrodna1127, na zdjęciu: po lewej – usunięte upamiętnienie powstańców styczniowych, po prawej – wiszący obecnie szyld, upamiętniający sowieckich partyzantów, fot.: T.me/hrodna1127

O zniknięciu wykonanej z dębu rzeźby z napisem „1863”, umieszczonej pod kutym metalicznym daszkiem, zwieńczonym krzyżem litewskim z półksiężycem u nasady - poinformowali grodzieńscy niezależni dziennikarze na Telegramie. Według nich zniknięcie upamiętnienia powstańców styczniowych, które było miejscem rocznicowych obchodów zrywu narodowego, zwanego na Białorusi Powstaniem Kalinowskiego

Instytut Pamięci Narodowej po raz piąty przyznaje Nagrody „Semper Fidelis”. Wyróżnienie to corocznie otrzymują osoby, instytucje i organizacje społeczne za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu dziedzictwa Kresów Wschodnich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz poza jej granicami. Wśród laureatów poprzednich edycji są również Polacy z Białorusi – płk Weronika Sebastianowicz (2019) i małżeństwo dziennikarzy z Grodna Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik (2020).

Laureatów wyłania Kapituła Nagrody, której przewodniczącym jest Prezes IPN. Nagroda ma charakter honorowy. Jedna z przyznawanych nagród może zostać nadana pośmiertnie. W czasie uroczystości wręczenia nagród laureat otrzymuje pamiątkową statuetkę oraz dyplom.

Wśród laureatów nagrody znajdują się działacze społeczni, badacze i ludzie kultury zabiegający o ocalenie pomników polskiej kultury, które w wyniku rozbiorów i II wojny światowej znalazły się poza granicami Rzeczypospolitej. Nagradzamy organizacje i osoby pielęgnujące i promujące historię i kulturę kresów w kraju, jak i te działające na rzecz Polaków wciąż mieszkających na Wschodzie. Rokrocznie Kapituła przyznać może do pięciu nagród w tym jedną pośmiertną.

W ubiegłym roku nagrodzeni zostali: wileńska dziennikarka, publicystka, tłumaczka Alwida Antonina Bajor, Jarosław Górecki, Wiesław Kapel, Mirosław Rowicki (pośmiertnie) i Stowarzyszenie Rodzina Ponarska. Wyróżnienie Prezesa IPN otrzymał prof. Włodzimierz Bolecki.

Kandydatów można zgłaszać do 16 sierpnia 2023 r., wysyłając wniosek za pomocą formularza elektronicznego:

WNIOSEK O PRZYZNANIE NAGRODY „SEMPER FIDELIS”

„Uhonorowanie tych, którzy poświęcają swe życie ratowaniu polskich śladów i pielęgnowaniu pamięci o historii Kresów Wschodnich jest naszym obowiązkiem i wyrazem wdzięczności za ich trud i wierność ideałom Rzeczypospolitej” – podkreśla IPN.

Dodatkowych informacji udziela:

Mateusz Niegowski
22 544 57 37
e-mail: [email protected]

Znadniemna.pl za ipn.gov.pl

Instytut Pamięci Narodowej po raz piąty przyznaje Nagrody „Semper Fidelis”. Wyróżnienie to corocznie otrzymują osoby, instytucje i organizacje społeczne za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu dziedzictwa Kresów Wschodnich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz poza jej granicami. Wśród laureatów poprzednich edycji są również Polacy z Białorusi

Jana Szostak, 30-letnia Polka z Grodna, artystka intermedialna, znana z aktywizmu na rzecz pomagania ofiarom dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki, zapowiedziała swój udział w jesiennych wyborach do Sejmu RP. W polskim parlamencie kresowianka chce się zajmować polityką migracyjną oraz integracyjną, a także być głosem uchodźców z Białorusi.

Swój start w wyborach do polskiego parlamentu Jana zapowiedziała w miniony weekend podczas Festiwalu Przebudzonych Białorusinów „Tutaka”, który odbył się w uroczysku Boryk koło podlaskiego Gródka, gdzie w latach 1990-2019 odbywał się kultowy Festiwal Muzyki Młodej Białorusi „Basowiszcza”.

Polka z Kresów będzie kandydowała do Sejmu RP z list opozycyjnej Koalicji Obywatelskiej. Jest rekomendowana przez jednego z koalicjantów – partię Zieloni – na podlaską listę KO. – Chciałabym w Sejmie zajmować się polityką migracyjną i integracyjną – cytuje opozycyjną aktywistkę „Gazeta Wyborcza”.

Jana Szostak, jest Polką, urodzona w 1993 roku w Grodnie na Białorusi. Od 17 roku życia, kiedy zdała maturę w działającej wówczas przy Związku Polaków na Białorusi Polskiej Szkole Społecznej, mieszka w Polsce i ma polskie obywatelstwo.

Jest polsko-białoruska aktywistką, artystką intermedialną. Mieszka i pracuje w Warszawie. W swojej praktyce artystycznej skupia się na działaniach aktywizujących/hakujących społeczności poza obrębem świata sztuki.

Jej najbardziej znana akcja to „Krzyk dla Białorusi”. Polegała na tym, że artystka codziennie o godz. 18:00 przychodziła pod przedstawicielstwo Unii Europejskiej przy ul. Jasnej w Warszawie i krzyczała, zwracając tym samym uwagę na łamanie praw człowieka w kraju z którego pochodzi.

Za aktywizm na rzecz pomocy ofiarom reżimu Łukaszenki Jana Szostak została laureatką prestiżowej polskiej nagrody kulturalnej – Paszportu „Polityki”.

Jana Szostak w sukni z tkaniny zdobionej podobiznami więźniów politycznych na Białorusi podczas Gali Paszportów Polityki 2021, fot.: Leszek Zych/Polityka

— Chcę angażować się w politykę integracyjną i migracyjną w Polsce, być głosem przyjezdnych. Żeby ktoś mógł bronić ich praw, a najlepiej to robić z poziomu Sejmu – tłumaczyła aktywistka portalowi Mostmedia.io. Zapewniła, że doskonale wie, „jakie problemy mają obcokrajowcy w Polsce”, zwłaszcza Białorusini, którzy znaleźli nad Wisłą schronienie, uciekając przed dyktaturą, bądź przed wojną, toczącą się na Ukrainie, będącej dla wielu Białorusinów pierwszym krajem, w którym się schronili po wyborach prezydenckich 2020 roku i rozpętanych przez reżim Łukaszenki masowych represjach przeciwko niezadowolonych dyktatorskimi rządami. – Chcę być głosem mniejszości białoruskiej, a także białoruskich uchodźców z Białorusi, Ukrainy i innych krajów – powiedziała portalowi mostmedia.io Jana Szostak.

Znadniemna.pl na podstawie Mostmedia.io, Wyborcza.pl

Jana Szostak, 30-letnia Polka z Grodna, artystka intermedialna, znana z aktywizmu na rzecz pomagania ofiarom dyktatorskiego reżimu Aleksandra Łukaszenki, zapowiedziała swój udział w jesiennych wyborach do Sejmu RP. W polskim parlamencie kresowianka chce się zajmować polityką migracyjną oraz integracyjną, a także być głosem uchodźców z

Już pisaliśmy o VI edycji Polonijnego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. W przerwach między występami udało nam się porozmawiać z laureatką Festiwalu Bożeną Worono z Lidy.

Przed rozmową młoda artystka serdecznie podziękowała Czytelnikom Znadniemna.pl za wsparcie podczas jej udziału w popularnym telewizyjnym talent show „Szansa na sukces”, a potem poprosiła o zadanie pierwszego pytania:

Bożena Worono śpiewa piosenkę „Listopady”. Akompaniuje Michał Krywonosow

To był już szósty Polonijny Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, a który on był dla Pani?

-Trzeci.

Czym tegoroczna edycja różniła się od poprzednich?

– Dla mnie na pewno różniła się tym, że w tym roku przyjechałam do Opola nie sama, tylko z moim klawiszowcem Michałem Krywonosowem.

To właśnie autor utworu „Listopady”, który Pani wykonywała podczas koncertu laureatów w Filharmonii Opolskiej i z którym wygrała nagrodę Marszałka Województwa Opolskiego?

– Tak,  jest autorem muzyki do utworu na wiersz Władysława Broniewskiego.

Skąd pochodzi Michał Krywonosow?

– Z Mińska. Jego matka Łarysa Krywonosowa była przez kilka lat dyrektorką Polskiej Szkoły Społecznej przy ZPB w Mińsku. Michał przez dwadzieścia lat śpiewał w chórach („Archanioł” i „Głos Duszy”, przy kościele św. Szymona i Heleny w Mińsku – aut.), skończył szkołę muzyczną w Mińsku, dlatego klawisze są dla niego powiedzmy instrumentem od dzieciństwa. Teraz Michał mieszka w Warszawie. Druga piosenka, z którą wystartowaliśmy w konkursie, „Dwie świece w mroku nocy” (piosenką pochodzi z musicalu „List z Warszawy”, którego autorami są Gary Guthman, światowej sławy muzyk jazzowy, trębacz, i Doman Nowakowski, polski scenarzysta, reżyser i dziennikarz – red.). Piosenka jest na tyle ciężka, pod względem emocjonalnym, bo to jest taki  hymn o Holokauście: kobieta śpiewa o stracie rodziny, i te dwie świece symbolizują jej rodziców i wszystkich, którzy zginęli. To była dla mnie najcięższa piosenka, którą w ogóle kiedykolwiek śpiewałam, jest ciężka muzycznie, psychologicznie też, bo żeby ją zaśpiewać, przeżyć coś takiego, trzeba mieć emocjonalną dojrzałość.

Bożena Worono i Michaił Krywonosow

Pamiętam Pani występ w II edycji organizowanego przez Związek Polaków na Białorusi Konkursu Piosenek Agnieszki Osieckiej w Mińsku. Wtedy zdobyła Pani Grand Prix i były to zupełnie inne piosenki i inne emocje. Wtedy wykonanie takiej trudnej piosenki byłoby chyba niemożliwe.

– Teraz udało się dzięki Michałowi, który mnie bardzo wspierał muzycznie, tak naprawdę współgramy z nim, on czuje, kiedy trzeba ściszyć, kiedy nagłośnić, to skarb dla artystki – taki partner na scenie.

A kto wybierał piosenki?

– Wybór piosenek był mój. Najpierw planowałam przyjechać tu sama, ale tak się szczęśliwie ułożyło, że przyjechaliśmy razem.

Według regulaminu musiała Pani nagrać trzy piosenki. Jaka była trzecia?

– To piosenka na słowa mojej ulubionej Agnieszki Osieckiej „Siedzieliśmy jak w kinie”, to piosenka rozrywkowa, ale nie chciałam w tym roku w to iść, bo wszyscy mnie kojarzą z zeszłego roku i dwa lata temu z piosenką też na słowa Agnieszki Osieckiej „Mówiłam żartem”, zaśpiewałam ją w Opolu w pierwszym dniu festiwalowym podczas koncertu powitalnego 06 lipca w koncertowej sali Państwowej Muzycznej Szkoły im F.Chopina. Z tą piosenką kilka lat temu wygrałam konkurs w Wiedniu i zostałam zaproszona po raz pierwszy na Polonijny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Wszyscy myśleli, że w tym roku też będzie repertuar rozrywkowy.

A  Pani kardynalnie zmieniła repertuar.

– Tak. I nawet „Listopady” na słowa Władysława Broniewskiego, który kojarzy się raczej z poezją patriotyczną, to piosenka refleksyjna, filozoficzna, bardzo blisko mi leży, i ta melodia Michała, sprzyja temu, że to, co siedzi wewnątrz, wychodzi: „Przelatują, wieją przeze mnie listopady chwil, których nie ma…”

Pani dziś, na scenie Filharmonii Opolskiej, występowała boso, jak Leszek Możdżer. A skąd taki ciekawy pomysł?

– Wczoraj podczas koncertu konkursowego w Miejskim Domu Kultury w Korfantowie piosenka „Dwie świece w mroku nocy” też była śpiewana na boso. Dziś przed koncertem czułam taką lekkość, miałam kapelusz i nie czułam, że ta scena pasuje do butów na obcasie, i też udało się zatańczyć.

I powstał cudowny mini-spektakl. Słyszałam, że w tym roku prowadzono warsztaty dla uczestników.

– Tak, byłam na tych warsztatach, świetny pomysł, ale niestety przez to, że musiałam otwierać koncert powitalny, nie mogłam być na nich do końca.

Czy jest coś jeszcze, co wyróżnia tegoroczny festiwal?

– Widzę, że środowisko jest trochę inne, trochę inaczej spędzamy czas wolny, ale i tak trudno jest nam się rozstać, zbieramy się i śpiewamy do białego rana. Niestety nie czuję, że jest młodzież, i ubolewam, że nie przyjeżdżają młodzi artyści, brakuje ich. Zachęcam wszystkich do składania formularzy i przyjazdu tutaj, bo to jest świetna możliwość poznać Polaków z całego świata. Dzięki festiwalowi poznałam cudownych ludzi, do dziś mam z nimi kontakt, byłam w Belgii, Austrii u uczestników festiwalu, wszyscy zapraszają, bardzo rodzinnie. Nawet Michał, który jest tu po raz pierwszy, zauważył, że wszyscy mówią do mnie „kochana”, jak w rodzinie, taka polonijna rodzina w Opolu.

Czy zamierza Pani w przyszłości przyjeżdżać do Opola?

Mam nadzieję, że będzie taka możliwość i że będę tutaj gościć. Cieszę się, bo to są wspólne chwile, które nigdy się nie powtórzą, a życie przemyka się szybko, wydaje się, że dopiero wczoraj żegnałam się z niektórymi i płakaliśmy nawzajem, a tu rok już minął. Później tylko wspomnienia nam zostaną.

Pani jest studentką. Na którym roku?

– Ostatni rok studiów magisterskich kryminalistyki, już zdałam wszystkie egzaminy, pozostało tylko obronić pracę magisterską, albo w październiku, albo w grudniu. Ale nie zamierzam rezygnować z muzyki i sceny, może coś z Michałem wymyślimy i może usłyszycie nas gdzieś w Polsce. To będzie taki duet ze wschodu.

Mam nadzieję że się uda. Życzę dużo powodzenia!

***

Jeszcze jedną reprezentantką Białorusi na VI. Polonijnym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu była Katarzyna Mikhal. Zdobyła ona nagrodę jako solistka, wykonując bardzo trudny utwór z repertuaru Łucji Prus – „Walc szczęścia”, oraz piosenki patriotyczne „Rozkwitały pąki białych róż” i śląską „A drugiego maja rano”.  Zespół „Liber Cante”, którego pani Katarzyna kierownikiem, występował gościnnie, jako laureat poprzedniej edycji Festiwalu, ale z nowym ambitnym repertuarem w opracowaniach i aranżacjach Katarzyny Mikhał. Wykonał śląską piosenkę patriotyczną „Znam ja jeden śliczny zamek”, „Biały krzyż” z repertuaru „Czerwonych gitar” oraz piosenkę z filmu „Czterej pancerni i pies”. Żeby trafić na scenę w Opolu zespół musiał pokonać wiele trudności, spędzić ponad dobę w drodze. Wszyscy ocenili poziom artystyczny zespołu jako bardzo wysoki. Polscy artyści z Białorusi udowodnili, że dobrze znają piosenki będące kanwą polskiego dziedzictwa muzyczno-wokalnego.

Katarzyna Mikhał, laureatka Festiwalu i kierownik zespołu „Liber Cante”

Polonijny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu to nie tylko morze muzyki i dobrego nastroju, to także ciekawe wycieczki do ważnych dla Polaków miejsc. W tym roku w ostatnim dniu festiwalu uczestnicy i goście odwiedzili Zamek-Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu, a potem odbył się koncert Polonijna Plejada Gwiazd w Brzeskiem Centrum Kultury.

Śpiewa zespół „Liber Cante”

VI  edycja  muzycznego forum polonijnego pokazała, że Polonijny Festiwal Polskiej Piosenki organizowany przez Opolski Oddział Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i jego pani prezes Halinę Nabrdalik ma przyszłość. Ponownie zintegrował wykonawców polonijnych, działających w ogromnym rozproszeniu. Komitet organizacyjny festiwalu dba także o pamięć – liczne relacje z Festiwalu można obejrzeć na portalach społecznościowych.

Skończyć wspomnienie o Festiwalu chciałabym cytując Janusza Wójcika, Burmistrza miasta Korfantowa, w którym odbywał się konkurs: „Patriotyzm uczestników zachwyca. Czuje się w nich tęsknota za Polską, która powoduje, że wysławiają to w formie śpiewanej piosenki, poezji. Nasi mieszkańcy są pod wrażeniem, jak pięknie ci ludzie mówią po polsku i śpiewają po polsku. To prawdziwa nauka patriotyzmu.”

Marta Tyszkiewicz z Opola, zdjęcia autorki

 

Już pisaliśmy o VI edycji Polonijnego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. W przerwach między występami udało nam się porozmawiać z laureatką Festiwalu Bożeną Worono z Lidy. Przed rozmową młoda artystka serdecznie podziękowała Czytelnikom Znadniemna.pl za wsparcie podczas jej udziału w popularnym telewizyjnym talent show „Szansa

Przejdź do treści