HomeStandard Blog Whole Post (Page 72)

Taniec polonez został wpisany na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO – poinformowało ministerstwo spraw zagranicznych. Międzyrządowy Komitet do spraw Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO podczas odbywającej się w Botswanie 18. sesji zaakceptował wniosek Polski. – Ten taniec jest charakterystycznym elementem polskiej kultury, odzwierciedla wiele naszych cech narodowych – mówi PAP dyrektor Teatru Tańca UW „Warszawianka” Jan Łosakiewicz.

Ogłoszenie wpisu nastąpiło podczas 18. sesji Komitetu Międzyrządowego ds. Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa, która odbywa się w Kasane w Botswanie. – Myśl wpisania poloneza na listę UNESCO towarzyszyła środowiskom tanecznym od lat. Prowadzone były w tym zakresie rozmowy nawet jeszcze przed ratyfikacją przez Polskę Konwencji UNESCO 2003 w sprawie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego – powiedziała PAP radca z Departamentu Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego Joanna Cicha-Kuczyńska.

– Warunkiem koniecznym do ubiegania się o wpis na Listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości jest wpisanie elementu do krajowego rejestru niematerialnego dziedzictwa kulturowego danego kraju. W przypadku Polski rejestr ten nosi nazwę Krajowa lista niematerialnego dziedzictwa kulturowego, prowadzona przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obecnie na tej liście znajduje się 85 elementów. Polonez wraz z innymi polskimi tańcami narodowymi został wpisany do krajowego inwentarza w roku 2015, a jako odrębny element w roku 2019 – wyjaśniła. Dodała, że prace nad wnioskiem do UNESCO trwały dwa lata – został złożony do Sekretariatu Konwencji w roku 2022.

Polonez to taniec grupowy o podniosłym, a jednocześnie radosnym charakterze. Grupa tańcząca poloneza może liczyć od kilku do nawet kilkuset osób. Uczestnicy tańczą w parach, które jedna za drugą maszerują w rytmie, tworząc korowód. Rodowód poloneza sięga XVI wieku – był wówczas zwany „chodzonym”, zaś pod nazwą polonez występuje od wieku XVIII.

Jak zwrócił uwagę Łosakiewicz, przewodniczący Polskiej Sekcji Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej, „polonez jest jednym z polskich tańców narodowych i jednym z najstarszych polskich tańców w ogóle”. – Pochodzenia tego tańca można szukać w dwóch źródłach. Z jednej strony wywodzi się on z regionalnych tańców chodzonych, z drugiej zaś strony nawiązuje do tradycji tańców dworskich – powiedział. – Salonową formułę oraz europejski sznyt otrzymał dzięki baletmistrzom i choreografom, zwłaszcza francuskim – dodał.

Nasze cechy narodowe

– Ten taniec jest charakterystycznym elementem polskiej kultury. Co więcej, odzwierciedla – zarówno w warstwie muzycznej, jak i w ruchu czy zachowaniu tancerzy – wiele naszych cech narodowych – podkreślił Łosakiewicz. – Jest to duma zarówno narodowa, ale także i duma jednostki – wyjaśnił. – Ale polonez oddaje również szarmanckość i opiekuńczość. Tancerz adoruje swoją partnerkę, ale także stara się pokazać ją światu, podzielić z innymi jej pięknem, kunsztem i urodą – powiedział.

Polonez odegrał istotną rolę w czasach, kiedy zachowanie polskości było zagrożone. – W czasie zaborów pozwolił nam przetrwać. Również w późniejszych czasach, już w XX wieku, towarzyszył Polakom niezależnie od sytuacji czy okoliczności. Siłą tego tańca jest to, że przetrwał zawirowania historii. Dzisiaj, głównie dzięki młodzieży, która tańczy go w czasie studniówek, cieszy się coraz większą popularnością – dodał Łosakiewicz.

Cicha-Kuczyńska przypomniała, że Lista reprezentatywna niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości, na którą właśnie został wpisany polonez „to jeden ze środków ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego”. – Lista promuje zjawiska z zakresu niematerialnego dziedzictwa kulturowego, ukazuje bogactwo tradycji poszczególnych krajów i regionów świata. Pozwala na zwiększenie poszanowania dla niematerialnego dziedzictwa kulturowego, do którego zobowiązuje Państwa-Strony Konwencja UNESCO 2003 – wyjaśniła.

Polonez jest szóstą polską tradycją wpisaną na listę UNESCO. W poprzednich latach wpisem wyróżnione zostały: szopkarstwo krakowskie (2018), kultura bartnicza (2020), sokolnictwo (2021), tradycja dywanów kwiatowych na procesje Bożego Ciała (2021) i flisactwo (2022).

Znadniemna.pl/PAP/Fot.: Studniówka 2013 w Baranowiczach

Taniec polonez został wpisany na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO – poinformowało ministerstwo spraw zagranicznych. Międzyrządowy Komitet do spraw Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO podczas odbywającej się w Botswanie 18. sesji zaakceptował wniosek Polski. – Ten taniec jest charakterystycznym elementem polskiej kultury, odzwierciedla

Przemianowanie Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy, noszącego od końca lat 80. minionego stulecia imię przywódcy powstania styczniowego na Litwie Konstantego Kalinowskiego, nastąpiło 1 grudnia bieżącego roku. Właśnie z nadejściem grudnia z nazwy szkoły na jej stronie internetowej zniknęło imię dotychczasowego patrona.

Zamiast imienia Konstantego Kalinowskiego szkoła nosi obecnie imię Paszy Wasilenki, komsomołki, zamordowanej przez Niemców w czasie II wojny światowej za współpracę z sowiecką partyzantką.

Nowa patronka Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy Pasza Wasilenko (po lewej) z przyjaciółką, rok 1940, fot.: Volkovysk.by

Zmiana patrona Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy nastąpiła bez większego rozgłosu. Według informacji niezależnej białoruskiej gazety internetowej „Nasza Niwa” przemianowanie szkoły mogła wymusić na władzach oświatowych Grodzieńszczyzny znana w obwodzie grodzieńskim antybiałoruska i antypolska aktywistka, apologetka „ruskiego miru” Olga Bondariewa.

Kierownictwo gimnazjum tłumaczy potrzebę zmiany patrona tym, że postać Konstantego Kalinowskiego przestała być popularna wśród lokalnych mieszkańców, a na dodatek państwowe dokumenty, regulujące nadawanie szkołom imion znanych osób, oddają priorytet bohaterom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wyborowi na patronkę szkoły zamordowanej przez Niemców komsomołki sprzyjało także to, że krewni Paszy Wasilenki zgodzili się z nadaniem jej imienia szkole w Świsłoczy.

Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy od 1987roku do 1 grudnia 2023 roku było jedyną na Białorusi szkołą, która nosiła imię bohatera, czczonego przez narody Polski, Litwy oraz przez Białorusinów, wciąż walczących o niepodległość swojego kraju od Rosji.

Za swoją, liczącą ponad 200 lat historię, placówka wypuściła wielu wybitnych absolwentów. Oprócz Konstantego Kalinowskiego, który uczył się w Świsłoczy w latach 1847-1852, gimnazjum ukończyli między innymi: artyści malarze Lucjan Kraszewski i Napoleon Orda, a także ostatni dyktator powstania styczniowego, generał Romuald Traugutt.

Do kryzysu, spowodowanego represjami reżimu Łukaszenki przeciwko obywatelom, protestującym przeciwko dyktatorskim rządom, gimnazjum w Świsłoczy było celem wielu wycieczek szkolnych z Polski. Działało tutaj Muzeum, opowiadające o życiu i dokonaniach patrona placówki, a także o powstaniu styczniowym, któremu Kalinowski przewodził.

Obecnie Muzeum Kalinowskiego jest likwidowane, a w jego miejscu powstanie prawdopodobnie upamiętnienie nowej patronki świsłockiej placówki edukacyjnej – Paszy Wasilenki, komsomołki ze wsi Dobrowola koło Świsłoczy, która w czasie okupacji niemieckiej pomagała sowieckim partyzantom i wraz z ojcem oraz braćmi została powieszona przez niemieckich nazistów w centrum rodzinnej wsi.

Znadniemna.pl na podstawie Nashaniva.com, Zerkalo.io

Przemianowanie Gimnazjum nr 1 w Świsłoczy, noszącego od końca lat 80. minionego stulecia imię przywódcy powstania styczniowego na Litwie Konstantego Kalinowskiego, nastąpiło 1 grudnia bieżącego roku. Właśnie z nadejściem grudnia z nazwy szkoły na jej stronie internetowej zniknęło imię dotychczasowego patrona. Zamiast imienia Konstantego Kalinowskiego szkoła

Na dzisiaj, 6 grudnia, przypada 70. rocznica śmierci Janusza Dziewońskiego wybitnego polskiego aktora teatralnego oraz kina niemego czasów międzywojnia, posługującego się pseudonimem scenicznym „Powalski”.

Janusz Dziewoński urodził się 12 sierpnia 1890 roku w Mohylewie, mieście królewskim, które już po pierwszym rozbiorze Polski zostało włączone w skład Imperium Rosyjskiego i stało się stolicą guberni mohylewskiej. Janusz Dziewoński podobnie, jak wielu Polaków, urodzonych w rosyjskim zaborze, starał się zdobyć wykształcenie najlepsze z możliwych w carskiej Rosji.

W wieku 18 lat nasz bohater podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Moskiewiskim. Nie chciał jednak zostać prawnikiem, gdyż marzył o scenie teatralnej. Równolegle z zajęciami na wydziale prawa Janusz Dziewoński pobierał więc lekcje aktorskiego rzemiosła u wybitnych przedstawicieli tego zawodu. Był między innymi uczniem Ryszarda Bolesławskiego, aktora o polskich korzeniach, grającego w Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym, Osipa Prawdina, będącego gwiazdą Imperatorskiego Moskiewskiego Małego Teatru i innych wybitnych postaci rosyjskiej sceny teatralnej.

Zafascynowany sceną student prawa przybrał pseudonim Powalski i wszedł w skład trupy działającego w Moskwie akademickiego teatru „Lutnia”, z którym był związany do odzyskania niepodległości przez Polskę.

Po powrocie do kraju w 1921 roku Janusz Dziewoński podjął współpracy z objazdowymi zespołami teatralnymi. Brał udział między innymi w pracach zespołu eksperymentalnego teatru Reduta oraz uczestniczył w kilku objazdach ze Stefanem Jaraczem. W roku 1924 nasz bohater podjął współpracę z warszawskim teatrem Stańczyk, w sezonie 1925/26 należał do zespołu teatru Rybałt pod kierownictwem Stanisławy Wysockiej. Potem przeniósł się na deski Teatru Miejskiego w Kaliszu, ale bawił tam niedługo i w 1927 roku wrócił do Warszawy, podejmując współpracę z Teatrem Letnim. W kolejnym sezonie wyruszył w objazd ze znanym mu już Stefanem Jaraczem, aż wreszcie podjął współpracę z Teatrem Praskim, po którym na dwa sezony zatrudnił się w Teatrze Polskim.

Kolejny etap kariery naszego bohatera wiąże się z pełnieniem przez niego funkcji współdyrektora (wraz ze Stefanem Jaraczem i Zygmuntem Chmielewskim) w teatrze Ateneum.

Od roku 1932 i do wybuchu II wojny światowej Janusz Dziewoński współpracował z teatrem Reduta i innymi zespołami objazdowymi.

W latach 1939–1941 występował w Teatrze Polskim w Wilnie, przekazanym przez Sowietów Litwinom, a potem okupowanym. W 1942 roku, po agresji Niemiec na ZSRR, Janusz Dziewoński został aresztowany i więziony na Pawiaku oraz w niemieckich obozach koncentracyjnych na Majdanku i Auschwitz-Birkenau.

Z tej opresji udało mu się wyjść żywym.

Po wojnie Janusz Dziewoński zamieszkał w Warszawie. Występował w teatrach Dramatycznym, Powszechnym i Ateneum, oraz reżyserował sztuki teatralne m.in. „Świerszcz za kominem” (1947).

W swojej bogatej karierze aktorskiej Janusz Dziewoński zaliczył także role w kilku filmach , między innymi w takich produkcjach, jak „Huragan” (1928), „Głos Pustyni” (1932), czy „Sprawa do załatwienia” (1953).

Zmarł Janusz Dziewoński w wieku 63 lat, 6 grudnia 1953 roku i został pochowany na Starych Powązkach w Warszawie.

Znadniemna.pl na podstawie Encyklopedia Teatru Polskiego, Wikipedia.org, Na zdjęciu: Janusz Dziewoński jako Lisiewicz w sztuce Fredry „Pan Geldhab”, wystawianej w Teatrze Powszechnym w Warszawie w 1950 roku fot.: Hartwig Edward/Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na dzisiaj, 6 grudnia, przypada 70. rocznica śmierci Janusza Dziewońskiego wybitnego polskiego aktora teatralnego oraz kina niemego czasów międzywojnia, posługującego się pseudonimem scenicznym „Powalski”. Janusz Dziewoński urodził się 12 sierpnia 1890 roku w Mohylewie, mieście królewskim, które już po pierwszym rozbiorze Polski zostało włączone w skład

Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca (IFRC) ogłosiła 1 grudnia zawieszenie członkostwa białoruskiego przedstawicielstwa w tej organizacji. Odpowiedni komunikat opublikowała  oficjalna strona internetowa Towarzystwa.

W komunikacie podano, że członkostwo zostaje zawieszone w związku z niezastosowaniem się Białoruskiego Czerwonego Krzyża do żądania odwołania Dmitrija Szewcowa, sekretarza generalnego białoruskiego Stowarzyszenia Czerwonego Krzyża

Jest to następstwem decyzji Rady Gubernatorów IFRC z dnia 3 października 2023 r. w sprawie zbadania zarzutów wobec Sekretarza Generalnego Białoruskiego Czerwonego Krzyża za jego oświadczenia, między innymi tego, dotyczącego broni nuklearnej oraz przekazywania dzieci (ukraińskich – red.) na Białoruś, jak też za wizytę w Ługańsku i Doniecku” – czytamy w komunikacie.

Od tej chwili białoruskie przedstawicielstwo Czerwonego Krzyża utraci prawa członka IFRC, a także wstrzymane zostaną wszelkie nowe źródła finansowania białoruskiej organizacji. Ponadto Białoruski Czerwony Krzyż nie będzie mógł uczestniczyć w Walnym Zgromadzeniu MFOCK i KP, a także głosować ani być wybieranym na żadnych zgromadzeniach statutowych.

Jednocześnie działalność przedstawicielstwa może zostać wznowiona, ale dopiero po wykonaniu decyzji i zalecenia społeczności międzynarodowej.

Jak podała agencja Ukrinform, na początku października Międzynarodowy Czerwony Krzyż wezwał do usunięcia ze stanowiska szefa Białoruskiego Czerwonego Krzyża Dmitrija Szewcowa, który twierdził, że aktywnie przewoził ukraińskie dzieci z okupowanych przez Rosję terenów Ukrainy.

Szef Białoruskiego Czerwonego Krzyża Dmitrij Szewcow w rozmowie z białoruską agencją BiełTA  nazwał decyzję IFRC o zawieszeniu podległej mu organizacji w prawach członka międzynarodowej wspólnoty stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Półksiężyca, decyzją polityczną. Wyraził także zdumienie z powodu tego, że wśród wersji językowych, w których została, opublikowana niekorzystna dla niego decyzja, znalazła się wersja białoruskojęzyczna, ale zabrakło tekstu w języku rosyjskim.

 Znadniemna.pl na podstawie Ukrinform.net, fot.: ifrc.org

Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca (IFRC) ogłosiła 1 grudnia zawieszenie członkostwa białoruskiego przedstawicielstwa w tej organizacji. Odpowiedni komunikat opublikowała  oficjalna strona internetowa Towarzystwa. W komunikacie podano, że członkostwo zostaje zawieszone w związku z niezastosowaniem się Białoruskiego Czerwonego Krzyża do żądania odwołania Dmitrija Szewcowa,

Reżim Aleksandra Łukaszenki wprowadził nowe, znacznie surowsze niż dotychczas, ograniczenia działalności organizacji religijnych na Białorusi. Działające w kraju kościoły i związki wyznaniowe w przypadku niezastosowania się do nowych przepisów mogą zostać zdelegalizowane.

Nowelizację ustawy „O wolności sumienia i organizacjach religijnych” w drugim, a więc ostatecznym, czytaniu, uchwaliła 29 listopada Izba Reprezentantów, czyli niższa izba Zgromadzenia Narodowego (parlamentu) Republiki Białorusi. Nowe prawo wprowadza szereg zakazów, a zarazem rozszerza wykaz przypadków, w których działające w kraju kościoły i wspólnoty religijne mogą być likwidowane.

Przegłosowany projekt wnosi szereg zmian do Kodeksu Cywilnego Białorusi. Po wejściu nowego prawa  w życie organizacje religijne nie będą mogły używać w miejscach nabożeństw jakiejkolwiek symboliki poza religijną, ani rozmieszczać tekstów i wyobrażeń zmierzających do rozpalania sporów i wrogości religijnej, nie będą mogły prowadzić działań „przeciw suwerenności Białorusi, jej ustrojowi konstytucyjnemu i zgodzie obywatelskiej”, zajmować się działalnością polityczną ani działać w partiach politycznych.

Podstawą do likwidacji wspólnot religijnych może posłużyć: niezgodność ich działalności z podstawowymi kierunkami wewnętrznej i zagranicznej polityki kraju, dyskredytacja władzy państwowej, propagowanie wojny, wrogości społecznej, narodowej, religijnej i rasowej oraz ekstremizmu, poniżanie czci i godności narodowej, szkodzenie zdrowiu i moralności obywateli, przeszkadzanie w uzyskaniu obowiązkowego wykształcenia ogólnego, a także inne czynniki.

Nowe przepisy zmieniają także tryb rejestrowania przez państwo organizacji religijnych, ograniczają działalność misyjną i pielgrzymkową, przewidują możliwość zakładania przez te organizacje osobnych podmiotów prawnych i jednostek strukturalnych w celu świadczenia usług społecznych i prowadzenia  domów dziecka na przykład przy klasztorach. Zadania i porządek działalności takich placówek będzie określać Ministerstwo Oświaty.

W ramach poprzedzających procedowanie nowej ustawy konsultacji społecznych, szereg krytycznych uwag do jej projektu zgłosił Kościół Katolicki na Białorusi oraz niezależni eksperci w zakresie religioznawstwa.

Ci ostatni wskazywali na przykład, że nowe przepisy są zbyt represyjne i wchodzą w sprzeczność ze standardami międzynarodowymi w zakresie wolności sumienia oraz swobód religijnych. Największej krytyce eksperci poddali wprowadzenie przez nowe prawo wzmożonej kontroli administracyjnej względem organizacji religijnych, a także rozszerzenie możliwości odmowy ich rejestracji oraz  likwidowania przez panujący w kraju reżim.

Zanim nową ustawę podpisze białoruska głowa państwa, zostanie ona zatwierdzona przez izbę wyższą białoruskiego parlamentu, czyli – Radę Republiki Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi.

Po podpisaniu nowego prawa przez Łukaszenkę i wejściu ustawy w życie wszystkie działające na Białorusi kościoły, związki wyznaniowe oraz organizacje religijne będą musiały przejść procedurę ponownej rejestracji. W jej trakcie działalność niektórych wspólnot może zostać zdelegalizowana, a więc zostaną one zmuszone do prowadzenia działalności w podziemiu.

 Znadniemna.pl na podstawie Belarus2020.churchby.info, na zdjęciu: Nabożeństwo prześladowanej przez władze protestanckiej wspólnoty religijnej „Nowe Życie” w Mińsku, fot.: facebook.com/newlifeminsk

Reżim Aleksandra Łukaszenki wprowadził nowe, znacznie surowsze niż dotychczas, ograniczenia działalności organizacji religijnych na Białorusi. Działające w kraju kościoły i związki wyznaniowe w przypadku niezastosowania się do nowych przepisów mogą zostać zdelegalizowane. Nowelizację ustawy „O wolności sumienia i organizacjach religijnych” w drugim, a więc ostatecznym, czytaniu,

Jest to okres przygotowania do uroczystości Bożego Narodzenia. Od kilkunastu lat akcentowany jest aspekt radosnego oczekiwania. Jako pomoc w odnowie duchowej w parafiach organizowane są m.in. rekolekcje i dni skupienia.

Słowo adwent pochodzi od łacińskiego adventus, które oznacza przyjście. Dla starożytnych Rzymian oznaczało oficjalny przyjazd cezara. We wczesnym chrześcijaństwie odnosiło się do podwójnego przyjścia Chrystusa: jako człowieka i jako sędziego na końcu świata.

W tym roku, pierwsza niedziela adwentu przypada 3 grudnia, a ostatnim dniem tego okresu jest zawsze Wigilia Bożego Narodzenia – 24 grudnia.

W ciągu tych trzech tygodni szaty liturgiczne księży odprawiających msze św. będą w kolorze fioletowym. Wyjątkiem jest trzecia niedziela – niedziela gaudete, czyli niedziela radości, kiedy szaty są w kolorze różowym. Nazwa niedzieli pochodzi od słów antyfony na wejście: „Gaudete in Domino” – „Radujcie się zawsze w Panu”. Teksty liturgii tej niedzieli przepełnione są radością z zapowiadanego przyjścia Chrystusa i z odkupienia, jakie przynosi.

W Hiszpanii pierwsze wzmianki o przygotowaniu do obchodu Narodzenia Pańskiego, choć nieokreślane mianem adwentu, pochodzą z roku 380. Kanon 4 synodu w Saragossie, który odbył się w tym roku, poleca wiernym, aby od 17 grudnia do Epifanii, czyli do 6 stycznia +gorliwie gromadzili się w kościele, nie opuszczając ani jednego dnia – wskazuje liturgia godzin (brewiarz).

W tradycji gallikańskiej adwent miał charakter pokutny i ascetyczny, a więc związany był z praktykami postnymi, abstynencją, czasem skupienia, co wspomina św. Hilary.

W V wieku biskup Tours, Perpetuus, wprowadził w Galii obowiązek postu w poniedziałki, środy i piątki w okresie od św. Marcina – 11 listopada – do Narodzenia Pańskiego.

W Rzymie okres przygotowania do Narodzenia Pańskiego został wprowadzony dopiero w drugiej połowie VI wieku. Tam adwent miał charakter liturgicznego przygotowania na radosne święta Narodzenia Pańskiego, ze śpiewem „Alleluja, Te Deum laudamus”, z odpowiednim doborem czytań i formularzy, bez praktyk pokutnych.

W VI wieku papież Grzegorz Wielki skodyfikował kanon rzymski, wprowadzając m.in. do liturgii mszy odmawianie modlitwy „Ojcze nasz” zaraz po kanonie eucharystycznym. Ujednolicił jednocześnie zalecenia liturgiczne dotyczące adwentu. Od tego czasu adwent trwa w Kościele katolickim cztery niedziele i stał się okresem oczekiwania na uroczystość Bożego Narodzenia.

Od kilkunastu lat nie ma w Kościele zakazu urządzania hucznych zabaw. Akcentowany jest raczej aspekt radosnego oczekiwania.

W czasie całego adwentu, poza niedzielami, codziennie odprawiane są roraty – msze św. poświęcone Matce Bożej, którą symbolizuje specjalna biała świeca zapalona podczas liturgii. Jest ona przewiązana białą lub niebieską wstęgą.

Kiedy msze św. były sprawowane po łacinie, na początku liturgii śpiewało się „rorate cali desuper” (spuśćcie rosę niebiosa), opartą na księdze proroka Izajasza, która mówi o tęsknocie człowieka za Zbawicielem. Zgodnie z tradycją, msza roratnia sprawowana jest o świcie. Jest to wyraz oczekiwania na Jezusa Chrystusa, nazywanego w Ewangelii św. Łukasza „Z wysoka wschodzącym Słońcem”.

Msza roratnia rozpoczyna się w ciemnym kościele, który rozświetlają jedynie lampiony przyniesione przez wiernych.

Jednym z elementów tradycji adwentowych jest także wieniec adwentowy wykonany z gałązek drzewa iglastego z czterema świecami, które zapala się kolejno w każdą niedzielę. Początkowo zwyczaj kultywowany był na ziemiach polskich w rodzinach ewangelickich. W latach 20. XX wieku przyjął się także w rodzinach katolickich. Obecnie wieńce są częścią wystroju ołtarza, a kolejne zapalone świece przypominają o upływającym czasie i zbliżającej się uroczystości.

W Kościele adwent rozpoczyna nowy rok liturgiczny. W Polsce jest to także początek nowego roku duszpasterskiego 2023/2024, który przebiega pod hasłem „Uczestniczę we wspólnocie Kościoła”.

Celem programu jest uzmysłowienie wszystkim ochrzczonym, że są podmiotem we wspólnocie Kościoła, a więc kimś ważnym. To oznacza, że jest się także odpowiedzialnym za całą wspólnotę – tą, która jest tu i teraz, ale także tą, jaka będzie w przyszłości – powiedział PAP bp Waldemar Musioł, biskup pomocniczy opolski, sekretarz Komisji Duszpasterstwa KEP.

Znadniemna.pl/PAP

Jest to okres przygotowania do uroczystości Bożego Narodzenia. Od kilkunastu lat akcentowany jest aspekt radosnego oczekiwania. Jako pomoc w odnowie duchowej w parafiach organizowane są m.in. rekolekcje i dni skupienia. Słowo adwent pochodzi od łacińskiego adventus, które oznacza przyjście. Dla starożytnych Rzymian oznaczało oficjalny przyjazd cezara.

W ponad trzydziestoletniej historii polskiego odrodzenia na Białorusi po upadku ZSRR było kilka inicjatyw, z których może być dumna polska społeczność w tym kraju. Zanim panujący na Białorusi reżim uznał aktywność polskiej mniejszości narodowej za „szkodzącą interesom państwowym”. Polakom udało się zademonstrować potencjał i osiągnięcia, których mogłaby pozazdrościć niejedna instytucja kulturalna bądź oświatowa, szczodrze finansowana przez państwo.

W sferze kulturalno-artystycznej do najbardziej spektakularnych osiągnięć trzydziestolecia polskiego odrodzenia na Białorusi, stało się niewątpliwie wyreżyserowanie oraz kilkakrotne zagranie dla publiczności Grodna oraz Mińska widowiska aktorsko-muzycznego na podstawie kantaty „Widma” Stanisława Moniuszki, skomponowanej do drugiej części „Dziadów” Adama Mickiewicza.

Scena z Robertem Dymowskim w roli Guślarza i wywołanymi przez niego „duszyczkami”

Przedstawienie operowe zostało wyreżyserowane i przygotowane przez wybitnych grodzieńskich pedagogów muzycznych Alicję Binert i jej śp. męża Andrzeja Binerta, założycieli dziecięcego zespołu muzycznego „Grodzieńskie Słowiki”.

To właśnie orkiestra kameralna „Grodzieńskich Słowików” wspólnie z chórem dziesięć lat temu po raz pierwszy wykonała pod batutą Alicji Binert napisane przez jej małżonka aranżacje moniuszkowskiej kantaty. Wokalem operowym wsparli wówczas przedsięwzięcie soliści Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie, m.in.: Robert Dymowski, który wcielił się w rolę Guślarza, Ryszard Wróblewski (Zły Pan), czy Bogumiła Dziel-Wawrowska (Zosia).

Orkiestrą kameralną „Grodzieńskich Słowików” dyryguje Alicja Binert

– Dziękuję za możliwość współpracy z tak doskonałą orkiestrą i chórem, jakimi są „Grodzieńskie Słowiki, które dały z siebie wszystko pod nieomylną batutą pani Alicji Binert i doskonałym wsparciu Andrzeja Binerta – z tymi słowami zwrócił się Robert Dymowski do publiczności, wiwatującej na stojąco artystom po zakończeniu premierowego przedstawienia „Widm” w kościele na „Dziewiatówce”.

Solista Opery Narodowej w Warszawie Robert Dymowski w roli Guślarza

Gwiazdy polskiej Opery Narodowej chętnie zaangażowały się do udziału w projekcie, zrealizowanym przez prowincjonalnych kresowych muzyków. Wysoko oceniali też muzyczny warsztat twórców i kierowników grodzieńskiego zespołu – państwa Binertów.

Robert Dymowski (Guślarz) i Czesław Gałka (Starzec Pielgrzym)

Bogumiła Dziel-Wawrowska w roli Zosi

Ryszard Wróblewski jako Zły Pan

Dziękująca na stojąco artystom publiczność

Śp. Andrzej Binert i Alicja Binert, twórcy i kierownicy zespołu „Grodzieńskie Słowiki” oraz autorzy jednego z największych sukcesów polskiej społeczności na Białorusi w sferze kultury

Świadczy o tym fakt, iż operowi śpiewacy znajdywali w swoim napiętym grafiku koncertowym czas, aby po premierze w Grodnie zagrać wraz ze „Słowikami” w „Widmach” także przed publicznością w białoruskiej stolicy – Mińsku oraz dwa lata później, już po śmierci współtwórcy sukcesu „Widm” śp. Andrzeja Binerta – na 25-leciu „Grodzieńskich Słowików” w Grodzieńskim Domu Kultury.

Znadniemna.pl

W ponad trzydziestoletniej historii polskiego odrodzenia na Białorusi po upadku ZSRR było kilka inicjatyw, z których może być dumna polska społeczność w tym kraju. Zanim panujący na Białorusi reżim uznał aktywność polskiej mniejszości narodowej za „szkodzącą interesom państwowym”. Polakom udało się zademonstrować potencjał i osiągnięcia,

Białorusini skupieni w katolickim duszpasterstwie działającym w kościele św. Aleksandra przy pl. Trzech Krzyży w Warszawie organizują 2 grudnia dzień wdzięczności Kościołowi w Polsce. Na Mszę świętą, której przewodniczyć będzie bp Krzysztof Zadarko, przyjadą delegacje Białorusinów z całej Polski.

Z okazji corocznego Dnia modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie, obchodzonego w II niedzielę Adwentu (w tym roku przypada na  10 grudnia) duszpasterstwo Białorusinów w Warszawie organizuje dzień wdzięczności Kościołowi w Polsce.

2 grudnia o godzinie 11.00 w kościele św. Aleksandra przy Placu Trzech Krzyży w Warszawie, gdzie od dwóch lat działa duszpasterstwo białoruskie, bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, odprawi Mszę świętą dla wspólnoty białoruskiej.

Po nabożeństwie bp Krzysztof Zadarko, odpowiedzialny z ramienia Episkopatu za rozwój duszpasterstwa obcojęzycznego w Polsce, poprowadzi spotkanie, w którym wezmą udział przedstawiciele białoruskojęzycznych duszpasterstw z różnych miast Polski.

Punktem końcowym programu będzie wspólny posiłek w domu parafialnym, na który są zaproszeni wszyscy uczestnicy. Białorusini poczęstują bigosem. – To typowe polskie danie jest symbolem integracji Białorusinów w polskim społeczeństwie, gdyż ważną rzeczą jest dla nas nie poddawać się asymilacji i zarazem nie tworzyć „zamkniętych gett” w Kościele, lecz iść drogą integracji – mówią organizatorzy.

Białorusini stanowią drugą pod względem liczebności grupę narodowościową (po grupie ukraińskiej), która w ostatnich latach przyjechała do Polski. Wielu z nich opuściło swoją Ojczyznę ze względu na grożące im represje po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku, inni nie chcieli żyć w państwie zniewolonym przez reżim, ale jest też spora grupa, którą do emigracji zmusiły pogarszające się warunki ekonomiczne.

Duszpasterstwa dla Białorusinów-katolików, w których regularnie jest sprawowana Msza święta po białorusku, znajdują się w dużych miastach, m.in.: w Białymstoku, Gdańsku, Krakowie, Łodzi, Lublinie i Wrocławiu.

Organizatorem Mszy św. z modlitwą wdzięczności dla Kościoła w Polsce jest wspólnota białoruska w Warszawie i jej duszpasterz ks. Wiaczesław Barok.

Znadniemna.pl za Ekai.pl, na zdjęciu: Nabożeństwo białoruskie w kościele św. Aleksandra przy pl. Trzech Krzyży w Warszawie, fot,: Duszpasterstwo białoruskie w Warszawie

 

Białorusini skupieni w katolickim duszpasterstwie działającym w kościele św. Aleksandra przy pl. Trzech Krzyży w Warszawie organizują 2 grudnia dzień wdzięczności Kościołowi w Polsce. Na Mszę świętą, której przewodniczyć będzie bp Krzysztof Zadarko, przyjadą delegacje Białorusinów z całej Polski. Z okazji corocznego Dnia modlitwy i pomocy

W tym roku swoje 35-lecia mogła obchodzić najstarsza i chyba najlepsza na Białorusi polska placówka oświatowa – Społeczna Szkoła Polska im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Jubileusz się nie odbył. Reżim Łukaszenki, zwalczający na Białorusi wszelkie przejawy polskiej aktywności, zwłaszcza w dziedzinie oświaty, doprowadził bowiem do likwidacji instytucji, będącej wzorowym przykładem tego, jak może być organizowane nauczanie języka polskiego i wychowanie w duchu polskości w środowisku naszych rodaków poza granicami Polski.

„Córeńko, pamiętaj…”

Założycielką i wieloletnią dyrektor Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach jest legenda polskiego odrodzenia na Białorusi Elżbieta Dołęga-Wrzosek. Właśnie Jej z okazji Jubileuszu dzieła jej życia dedykujemy niniejszą publikację, życząc 93-letniej Pani Elżbiecie dwustu lat życia w zdrowiu, nieustającej opieki ze strony bliskich, a także dużo radości z sukcesów setek , a nawet tysięcy Jej wychowanków – absolwentów prestiżowych uczelni w Polsce, na Białorusi, a nawet w innych krajach Europy i świata.

Teresa Dołęga-Wrzosek z małą Elą. Początek lat 30. XX wieku. Fot: Archiwum Rodzinne

„Córeńko, pamiętaj, i to najważniejsze, żeś Polka, że masz tych dwóch chłopców, o których musisz dbać, i pamiętaj, że w naszej rodzinie wszyscy zawsze mieli dobre wykształcenie” – tymi słowami żegnała w 1944 roku w Stołowiczach koło Baranowicz trzynastoletnią córkę Elżbietę, Teresa Dołęga-Wrzosek, łączniczka Armii Krajowej, którą niemieccy okupanci zabierali do obozu śmierci w Kołdyczewie.

Ela Dołęga-Wrzosek w dzieciństwie. Fot.: Archiwum Rodzinne

Ela Dołęga-Wrzosek jako nastolatka. Fot.: Archiwum Rodzinne

Mała Ela, zostawała w domu z nianią, uratowanym przez jej mamę po likwidacji miejscowego getta żydowskim chłopczykiem Ryśkiem Wagnerem i znalezionym przez nią samą przy polnej drodze białoruskim sierotą, któremu dziewczynka nadała imię Jurek, oznajmiając, że znajda zostanie jej braciszkiem. Pożegnalne słowa matki kilkunastoletnia córka przyjęła głęboko do serca jako imperatyw bezwzględny i wypełniła w stu procentach.

Rysiek Wagner. Fot.: Archiwum Rodzinne

Jurek, przybrany brat Elżbiety. Fot.: Archiwum Rodzinne

Rysiek Wagner, jako jedyny z rodziny Wagnerów, przeżył wojnę. Wychowywany najpierw przez Teresę Dołęgę-Wrzosek, a potem przez jej córkę Elżbietę, w polskiej tradycji, zdobył wykształcenie i, jako dorosły mężczyzna, wyemigrował do Izraela, gdzie założył rodzinę, zostawiając po sobie potomstwo i kontynuując ród, który miał być skazany na niebyt.

Podczas ceremonii nadania tytułu Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata przez Instytut Jad Waszem. Fot.: Archiwum Rodzinne

Uratowany z Holokaustu Richard Wagner dał świadectwo bohaterskiej postawie swoich zbawicielek, czego skutkiem stało się nadanie Teresie Dołędze-Wrzosek pośmiertnie w 1994 roku przez Instytut Jad Waszem tytułu Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata. Pięć lat później państwo Izrael uhonorowało za uratowanie Ryśka także jej córkę Elżbietę.

Elżbieta Dołęga-Wrzosek, spełniając testament mamy, zadbała także o to, by porządne wykształcenie zdobył jej przybrany braciszek Jurek.

Życie Elżbiety Dołęgi-Wrzosek jest przykładem tego, jak polskość, wpajana od dzieciństwa, potrafi ukształtować osobę, potrafiącą stawić czoło obcym destrukcyjnym wpływom nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach.

Urodzona w podwarszawskiej Mławie we wrześniu 1930 roku Elżbieta Dołęga-Wrzosek pomimo sędziwego wieku doskonale pamięta lata swojego beztroskiego dzieciństwa w wolnej Polsce.

Dwanaście lat temu, kiedy pisałem dla dziennika „Rzeczpospolita” z Białorusi korespondencję o tym, jak miejscowi Polacy obchodzą święta Bożego Narodzenia, spotkałem się z nią w jej skromnym mieszkaniu w Baranowiczach.

Zawsze pogodna, uśmiechnięta i uczynna, już wówczas 81-letnia legenda polskiego odrodzenia na Białorusi opowiedziała mi, że zapamiętała święta swojego wczesnego dzieciństwa jako najlepsze w życiu, „pełne tajemniczych szeptów dorosłych, chowających przed dziećmi świąteczne prezenty”.

Rodzice Eli Dołegi-Wrzosek: Roman i Teresa Wrzoskowie. Fot.: Archiwum Rodzinne

Przed 1939 rokiem kilkuletnia wówczas Ela mieszkała z rodzicami w Warszawie. – Wtedy wierzyłam jeszcze w Świętego Mikołaja – wyznała mi wówczas.

Mała Ela. Fot.: Archiwum Rodzinne

Roman Wrzosek herbu Dołęga – „polski pan i wyzyskiwacz”

Utraciła tę wiarę niedługo po wybuchu wojny. Tata Eli, Roman Dołęga-Wrzosek, został wcielony do wojska, a do Warszawy zbliżali się Niemcy.

Rodzice zdążyli się umówić podczas rozstania, że przedostaną się na Ukrainę do Równego (w powiecie wołyńskim II RP – aut.), bo w tamtej okolicy rodzice Romana, pochodzącego ze szlacheckiego rodu, posługującego się herbem Dołęga (stąd pierwszy człon rodowego nazwiska), mieli majątek. Do Równego udało się dotrzeć jednak tylko ojcu Elżbiety. Gdy po 17 września 1939 roku na Wołyniu pojawili się Sowieci, Roman Dołęga-Wrzosek jako „polski pan i wyzyskiwacz ludzi pracujących” został zabity przez miejscowych chłopów.

Elżbieta Dołęga-Wrzosek przed domem w Stołowiczach, w którym mieszkała jej rodzina podczas wojny. Fot.: Echa Polesia

Jego żona z małą Elą dotarła tylko w okolice Baranowicz i stwierdziła, że nie ma szans na dalszą podróż. Zamieszkały we wsi Stołowicze, która wskutek sowieckiej agresji na Polskę znalazła się na terenie ZSRR.

Teresa Dołęga-Wrzosek miała wykształcenie muzyczne, ale żeby móc uczyć dzieci musiała podjąć w Baranowiczach kursy nauczycielskie. Zapisując się na kursy Teresa ukryła pierwszy człon nazwiska, które miała po mężu. Uczyła się bardzo dobrze, więc dostawała stalinowskie stypendium, dzięki któremu przez okres nauki mogła utrzymać siebie i córkę. Gdyby władze wiedziały, że studentka Teresa Wrzosek w Stołowiczach była zameldowana jako Teresa Dołęga, cała rodzina nie uniknęłaby zesłania do łagru. Ukrywaniu szlacheckiego pochodzenia, wskazującego na polskie korzenie, nauczyła kobietę sytuacja, która wcześniej zdarzyła się w Stołowiczach. Tam matka Elżbiety nie dostała pracy w miejscowej szkole za to, że władze zorientowały się, iż jest Polką. NKWD na dodatek dowiedziało się, że Teresa to wdowa po zamordowanym przez ukraińskich chłopów „wrogu ludu” Romanie Dołędze-Wrzosku. Pozbycie się pierwszego członu podwójnego nazwiska pomogło Teresie ukryć się na studiach w Baranowiczach. Władze w Stołowiczach, co jakiś czas nachodziły jej dom, w którym mała Ela, poinstruowana odpowiednio przez mamę, odpowiadała, że „mamy nie ma w domu, bo gdzieś wyjechała”.

Po ukończeniu kursów nauczycielskich Teresa Wrzosek wróciła do wykładania w szkole w Stołowiczach, jako nauczycielka muzyki. Zarobki były marne, więc kobieta wraz z córką dorabiała robieniem na drutach ciepłych skarpet, za które można było na bazarze dostać nawet pół kilo masła.

Nastolatka głową rodziny

Lata okupacji niemieckiej wiązały się dla Teresy z codziennym narażeniem życia swojego i córki. Kobieta nie dość, że współpracowała z polską partyzantką, jako łączniczka, ukrywała także przed Niemcami żydowskie dzieci: Richarda – syna Żyda, znajomego jeszcze z czasów życia w przedwojennej Warszawie oraz córki miejscowego rabina – Gity. Gita, niestety, nie przeżyła okupacji. Wskutek donosu sąsiadów Gita została namierzona przez Niemców i zastrzelona na oczach Teresy i jej córki. Wkrótce potem okupanci przyszli po Teresę, zabierając ją do obozu zagłady w Kołdyczewie.

Elżbieta Dołęga-Wrzosek przy zbiorowym grobie więźniów getta w Stołowiczach. Fot.: Echa Polesia

Osierocona już zupełnie Elżbieta z dnia na dzień stała się starszą siostrą i jedyną opiekunką dwóch chłopców, będących dla niej młodszymi braćmi – Ryśka oraz Jurka, którego przygarnęła porzuconego w polu, zbierając pewnego dnia szczaw. Kilkunastoletniej sierocie pozostała w spadku tylko cytowany na wstępie niniejszego opracowania ostatni nakaz matki.

O tym, że względem swoich podopiecznych Elżbieta matczyne polecenie wykonała wzorowo już wspomnieliśmy. – Brat Jurek, którego znalazłam w czasie wojny w rowie, nosił moje nazwisko i też był Polakiem, także jego dzieci. Ich rodzina mieszka w Moskwie, on sam rok temu zmarł – opowiadała w 2019 roku w jednym z wywiadów Elżbieta Dołęga-Wrzosek. Jej drugi brat Rysiek mieszka w Netanji w Izraelu. Wciąż utrzymuje kontakt z córką swojej zbawicielki i uznaje ją za najbliższą osobę, swoją siostrę.

Wedle matczynego nakazu nastolatka, która stała się głową rodziny, starała się ułożyć również swoje własne życie.

Najlepsze studia w BSRR

Po zakończeniu wojny Polka, będąca już obywatelką Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (BSRR), postanowiła podjąć studia na najlepszej wówczas w BSRR uczelni – Państwowej Wyższej Szkołę Języków Obcych w Mińsku. Ukończyła tutaj germanistykę i romanistykę, utrzymując w czasie studiów kontakty ze studentami, mającymi polskie pochodzenie, o czym świadczy zdjęcie datowane 1952 rokiem z rodzinnego archiwum naszej bohaterki. Utrwalona jest na nim ona sama wśród polskich studentów wyższych uczelni Mińska, którzy spotkali się przy okazji koncertującego wówczas w stolicy Białorusi Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Dla Polaków mieszkających w ZSRR kontakt z dozwoloną przez władze polską kulturą był jednym z niewielu sposobów manifestowania polskości. Poza tym Elżbieta nie mogła postępować wbrew matczynemu nakazowi: „Córeńko, pamiętaj, i to najważniejsze, żeś Polka…”.

Polscy studenci uczelni wyższych w Mińsku po koncercie Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”, który gastrolował w Mińsku w 1952 roku. Elżbieta Dołęga-Wrzosek – druga od prawej w górnym rzędzie. Fot.: Archiwum Rodzinne

Los sprawił, że własną rodzinę Elżbieta założyła ze świeżo wykształconym i doskonale zapowiadającym się inżynierem budownictwa, Białorusinem Eugeniuszem Sieliwończykiem.

Warunek: „rozmawiamy po polsku”

Eugeniusz Sieliwończyk i jego wybranka Elżbieta Dołęga-Wrzosek. Fot.: Archiwum Rodzinne

Wychodząc za mąż, Elżbieta postawiła narzeczonemu tylko jeden warunek, że w domu będą rozmawiali po polsku i przestrzegali polskich tradycji. Eugeniusz Sieliwończyk musiał mocno kochać swoją wybrankę, gdyż nie zgłosił sprzeciwu.

W małżeństwie Eugeniusza Sieliwończyka i Elżbiety Dołęgi-Wrzosek urodziło się dwoje dzieci – pierworodna, nieodżałowana śp. Teresa (nazwana tak na cześć matki Elżbiety – aut.) i Jerzy. Mimo białoruskiego pochodzenia ojca, oboje zostali wychowani na Polaków – patriotów.

Teresa Sieliwończyk, córka Elżbiety Dołęgi-Wrzosek i Eugeniusza Sieliwończyka. Fot.: Archiwum Rodzinne

Jerzy Sieliwończyk, syn Elżbiety Dołęgi-Wrzosek i Eugeniusza Sieliwończyka. Fot.: Archiwum Rodzinne

Teresa Sieliwończyk zmarła po ciężkiej wieloletniej chorobie w 2020 roku. Za życia była niekwestionowanym liderem polskiej społeczności Baranowicz, dyrektorem miejscowego Domu Polskiego, wiceprezesem Związku Polaków na Białorusi i wspólnie z mamą Elżbietą prekursorką odrodzenia na Białorusi polskiej oświaty.
Niemożliwe jest przecenienie wkładu rodziny Elżbiety Dołęgi-Wrzosek i Eugeniusza Sieliwończyka w sprawę odrodzenia się polskości na Białorusi.

Teresa Sieliwończyk (pierwsza od lewej) podczas spotkania z konsulem generalnym RP w Grodnie Mariuszem Maszkiewiczem. Grodno, 1995 rok. Fot.: Archiwum Redakcji

2009 rok. Studniówka w Społecznej Szkole Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Przemawia Teresa Sieliwończyk. Fot.: Archiwum Redakcji

Baranowicze nie są najbardziej polskim miastem na Białorusi (Polacy stanowią tutaj zaledwie 5 proc. ludności -aut.), ale to właśnie dzięki temu, że mieszka w nich Elżbieta Dołęga-Wrzosek mianowicie w tym mieście rejonowym w obwodzie brzeskim funkcjonowała do niedawna najlepsza w kraju i pierwsza po wojnie na Białorusi Społeczna Szkoła Polska.

„Naucz polskiego nasze dzieci…”

Początki tej placówki, noszącej imię legendarnego polskiego patrioty, posła ziemi nowogródzkiej Tadeusza Rejtana, sięgają schyłkowego okresu istnienia ZSRR.
To wtedy, w 1987 roku, Elżbieta Dołęga-Wrzosek zaczęła wykładać język polski dzieciom miejscowych Polaków we własnym domu.

Zaczęło się po Mszy świętej w kościele. „Na progu kościoła stały moje koleżanki, może trochę starsze. Powiedziały do mnie: «Ty dobrze mówisz po polsku, naucz nasze dzieci»” – tak wspominała w 2018 roku, podczas Jubileuszu 30-lecia Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach jej założycielka Elżbieta Dołęga-Wrzosek podjęcie się misji, będącej kontynuacją spełnienia matczynego nakazu „bycia Polką i dbania o dobre wykształcenie bliskich”.

Dzieci baranowickich Polaków stając się jej uczniami, stawały się dla pani Elżbiety także członkami jej rodziny. Zajęcia z polskiego nauczycielka zaczęła prowadzić bowiem we własnym mieszkaniu, obejmując nauczaniem także własnych wnuków.

Pierwsza grupa uczniów liczyła 18 dzieci.

Rozkwit szkoły i innych aktywności baranowickich Polaków

Baranowicze, 29 czerwca 1993 roku. Prezydent RP Lech Wałęsa podczas spotkania z Polakami rozmawia z Elżbietą Dołęgą-Wrzosek, dyrektor Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Fot.: Archiwum Redakcji

W 1988 roku, uważanym za rok założenia placówki, akces do nauki języka ojczystego u nauczycielki, która zyskiwała coraz większą renomę i popularność wśród miejscowych Polaków, zgłosiło się trzydziestu dzieciaków oraz piętnastu dorosłych.

Skromne mieszkanie nie nadawało się na przyjmowanie w nim tak dużej liczby uczniów. Na szczęście, córka pani Elżbiety Teresa Sieliwończyk pracowała w miejscowym Domu Kultury Budowlanych. Przypomnijmy, że w branży budownictwa pracował też mąż pani Elżbiety Eugeniusz Sieliwończyk.

Wówczas był on cenionym i zasłużonym w skali całej Białorusi, a nawet ZSRR, specjalistą w dziedzinie budownictwa, a więc między innymi dzięki jego protekcji baranowiccy Polacy otrzymali kilka pomieszczeń w miejscowym Domu Kultury Budowlanych, gdzie mogli organizować nauczanie języka polskiego na większą niż dotąd skalę.

Elżbieta Dołęga-Wrzosek, chcąc rozwijać dążenie rodaków do odrodzenia się w ich rodzinach znajomości języka ojczystego, jeździła po doświadczenie do liczniejszych niż baranowickie, polskich środowisk na Białorusi. Podpatrywała, jak obudzone gorbaczowowską Pieriestrojką odrodzenie polskości i oświaty polskiej wygląda w Lidzie oraz w Grodnie. Odwiedzała też polskie szkoły na graniczącej z Białorusią Litwie.

Skupione wokół nauczania języka polskiego środowisko Polaków Baranowicz postanowiło zarejestrować własną organizację społeczną. Tak pod przewodnictwem Teresy Sieliwończyk powstał w Baranowiczach Klub Polski, przy którym oprócz nauki języka polskiego zaczął działać chór, nazwany „Rota”, ale wkrótce przemianowany na „Kraj Rodzinny” – od nazwy piosenki, będącej „wizytówką” zespołu.

Na początku lat 90. XX wieku Klub Polski w Baranowiczach pragnął rozwijać także inne aktywności swoich członków. Rosła też liczba uczniów w Szkole Rejtana. Pomieszczenia Klubu Kultury Budowlanych stawały się za ciasne.

„Zasłużony Budowniczy Białorusi” sprzyja budowie Domu Polskiego

Z pomocą Polakom znowu przyszedł Eugeniusz Sieliwończyk, mąż pani Elżbiety. Odznaczony tytułem „Zasłużony Budowniczy Białorusi” i cieszący się powszechnym szacunkiem w branży oraz wśród urzędników państwowych specjalista sprzyjał udostępnieniu przez władze działki, a także zatwierdzeniu przez nie projektu budowy w Baranowiczach Domu Polskiego, a potem też pomagał w organizacji logistyki całego przedsięwzięcia oraz zabezpieczeniu polskiej firmy, wykonującej inwestycję na zlecenie i za środki Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, uzyskane m.in. od Senatu RP, w niezbędne materiały budowlane oraz sprzęt.

Budowa i wykończenie wymarzonej przez miejscowych Polaków własnej siedziby trwały dwa lata. Uroczyste otwarcie Domu Polskiego przy ulicy Caruka 43 w centrum Baranowicz nastąpiło w 1994 roku.

Październik 1994 roku. Otwarcie Domu Polskiego w Baranowiczach. Prof. Andrzej Stelmachowski, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” i Ambasador RP w Mińsku Elżbieta Smułkowa przecinają wstęgę. Fot.: Archiwum Redakcji

Wzniesiony obiekt o powierzchni 800 metrów kwadratowych, został kompleksowo wyposażony i stał się siedzibą powstałego na bazie Klubu Polskiego Baranowickiego Miejskiego Oddziału Związku Polaków na Białorusi i Społecznej Szkoły Polskiej im Tadeusza Rejtana.

Październik 1994 roku. Święcenie pomieszczeń Domu Polskiego w Baranowiczach. Fot.: Archiwum Redakcji

Od tej pory Dom Polski stał się miejscem spotkań baranowickich Polaków – zarówno tych najmłodszych, uczęszczających do Szkoły im. Tadeusza Rejtana, zwanej potocznie „Rejtanówką”, działających przy szkole dziecięcych zespołów artystycznych „Dlaczego” i „Słoneczka”, a także ośrodkiem służącym dorosłym, zrzeszonym w Klubie Inteligencji Polskiej, chórze „Kraj Rodzinny”, czy Baranowickim Polskim Towarzystwie Lekarskim.

Dziecięcy Zespół „Słoneczko”. Fot.: Archiwum Redakcji

Chór „Kraj Rodzinny”. Fot.: Archiwum Redakcji

Ośrodek był otwarty także na potrzeby Polaków z mniejszych miejscowości w okolicach Baranowicz (m.in.: Stołowicz, Iszkołdzi, Połoneczki, Połonki, Poczapowa, Nowej Myszy). Na uroczystościach poświęconych obchodom polskich świąt narodowych gromadziły się w siedzibie baranowickich Polaków setki osób, a sama organizacja liczyła około tysiąca stałych członków.

Matura uznawana w Polsce

Dom Polski w Baranowiczach. Fot.: Archiwum Redakcji

Naukę w pierwszej po wojnie na Białorusi Społecznej Szkole Polskiej im. Tadeusza Rejtana pobierało blisko 800 dzieci. Przy czym dyrektor placówki Elżbieta Dołęga-Wrzosek wprowadziła w szkole system nauczania, który zakładał kształcenie przez okres dziesięciu lat, czyli równoległy ze szkołą średnią, działającą w państwowym systemie edukacji Białorusi. Sprzyjało to nie tylko wieloletniej integracji uczniowskiego środowiska na płaszczyźnie przynależności do polskiej placówki oświatowej, zdobywającej z każdym rokiem renomę jednej z najbardziej elitarnych w całym regionie. Pozwalało również na zdobywanie solidnego wykształcenia, kończącego się otrzymywaniem Świadectwa Maturalnego, które dzięki wysokiemu poziomowi nauczania, było honorowane przez polskie uczelnie wyższe na równi ze świadectwami maturalnymi, wystawianymi przez ośrodki edukacyjne w Polsce.

Poświęcenie sztandaru Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Fot. Archiwum Redakcji

Wzorowy, elitarny wręcz, poziom nauczania, jaki zapewniała swoim uczniom „Rejtanówka” był zasługą pani dyrektor, która w organizacji pracy szkoły i kształtowaniu kadry nauczycielskiej wdrażała najwyższe standardy, czerpane przez nią dzięki rozległym znajomościom i kontaktom w Polsce oraz wśród światowej Polonii.

Baranowicze, 2009 rok. Elżbieta Dołęga-Wrzosek składa życzenia maturzystom podczas Studniówki. Fot.: Archiwum Redakcji

Mińsk, 2011 rok. Elżbieta Dołęga-Wrzosek przemawia podczas Forum Oświaty Polskiej na Białorusi. Fot. Archiwum Redakcji

Baranowicze, 2011 rok. Uroczystość z okazji Święta Niepodległości Polski. Fot.: Archiwum Redakcji

Baranowicze, 2013 rok. Polonez w wykonaniu maturzystów. Fot.: Archiwum Redakcji

Baranowicze, 2015 rok. Grono pedagogiczne Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana. Fot.: Archiwum Redakcji

Baranowicze, 2018 rok. Występ pierwszaków SSP im. Tadeusza Rejtana. Fot.: Archiwum Redakcji

30-lecie Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Fot.: Archiwum Redakcji

Senator RP Andrzej Pająk składa życzenia z okazji Jubileuszu szkoły Jej założycielce i wieloletniej dyrektor Elżbiecie Dołędze-Wrzosek. Fot.: Archiwum Redakcji

Uczące się w szkole polskie dzieci z Baranowicz i okolic, były traktowane przez panią dyrektor z matczyną troską i odpowiedzialnością za ich los, a więc to również ich dotyczyła zasada: „Pamiętaj, że w naszej rodzinie wszyscy zawsze mieli dobre wykształcenie”, którą kierowała się w życiu twórczyni tej instytucji edukacyjnej, będącej unikatową w skali Białorusi, a być może i całej światowej Polonii.

Dwie tragedie życia

Elżbieta Dołęga-Wrzosek pomimo spektakularnych osiągnięć, doświadczyła w życiu najgorszych tragedii, jakie mogły się przytrafić matce i pedagogowi.

Trzy pokolenia: Elżbieta Dołęga-Wrzosek ze swoją córką Teresą Sieliwończyk i prawnukiem Marcinem Sieliwończykiem Fot.: Archiwum Redakcji

W 2020 roku pani Elżbieta pochowała własną córkę Teresę Sieliwończyk, polską patriotkę, wieloletnią dyrektor Domu Polskiego w Baranowiczach, wybitną działaczkę środowiska Polaków w skali całej Białorusi i organizatorkę życia polskiej społeczności Baranowicz.

Dwa lata później natomiast władze Białorusi, na fali niszczenia przejawów polskości w kraju, doprowadziły do likwidacji dzieła życia pani Elżbiety – Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana. W skonfiskowanym Polakom Baranowicz budynku Domu Polskiego rozmieszczono państwową Dziecięcą Szkołę Plastyczną.

Andrzej Pisalnik/Znadniemna.pl

W tym roku swoje 35-lecia mogła obchodzić najstarsza i chyba najlepsza na Białorusi polska placówka oświatowa – Społeczna Szkoła Polska im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach. Jubileusz się nie odbył. Reżim Łukaszenki, zwalczający na Białorusi wszelkie przejawy polskiej aktywności, zwłaszcza w dziedzinie oświaty, doprowadził bowiem do

W związku z doniesieniami o zakrojonych na szeroką skalę rewizjach i zatrzymaniach trwających w ostatnich dniach na Białorusi, MSZ Rzeczypospolitej Polskiej po raz kolejny stanowczo potępia wszelkie formy represji stosowane przez władze w Mińsku wobec własnego społeczeństwa.

Ostatnia fala masowych przeszukań, zaboru mienia, przesłuchań i zatrzymań jest wyraźnie wymierzona w emigracyjne elity polityczne i powołane przez nie instytucje. Bezprawne działania reżimu wobec polityków opozycyjnych, a także wobec osób im bliskich potwierdzają jego bezwzględny i brutalny charakter. Działania te stanowią kolejny akt bezwzględnej strategii całkowitego zdławienia demokracji na Białorusi. Od czasu sfałszowanych wyborów prezydenckich w 2020 roku do więzień trafiło wiele tysięcy osób, a obecnie wciąż pozostaje w nich co najmniej 1500 więźniów politycznych. Od dłuższego czasu los wielu z nich jest nieznany rodzinom i bliskim. Prześladowania zataczają coraz szersze kręgi, wymierzone są również w duchownych.

Zaostrzając politykę konfrontacji wobec własnego społeczeństwa reżim demonstruje lęk i bezradność wobec niezgody Białorusinów na dyktaturę i wyrażaną wolę demokratycznych zmian. Potęgowanie atmosfery strachu i dokonywanie pacyfikacji wszelkich przejawów wolności to droga prowadząca do dalszej izolacji i delegitymizacji władz w Mińsku, a w konsekwencji do dalszego poważnego osłabienia suwerenności państwa białoruskiego.

Niezmiennie wzywamy władze w Mińsku do zwolnienia wszystkich więźniów politycznych i zaprzestania represji wobec własnego społeczeństwa. Tylko takie działanie może doprowadzić do zmiany polityki RP oraz rodziny państw demokratycznych wobec Białorusi.

Znadniemna.pl za Gov.pl

W związku z doniesieniami o zakrojonych na szeroką skalę rewizjach i zatrzymaniach trwających w ostatnich dniach na Białorusi, MSZ Rzeczypospolitej Polskiej po raz kolejny stanowczo potępia wszelkie formy represji stosowane przez władze w Mińsku wobec własnego społeczeństwa. Ostatnia fala masowych przeszukań, zaboru mienia, przesłuchań i zatrzymań

Przejdź do treści