Między 1 września 1939 r., gdy Polskę zaatakował Hitler, a 17 września 1939 r., gdy zrobił to Stalin, między Moskwą a Berlinem toczyła się intensywna gra dyplomatyczna. Führer zachęcał Generalissimusa do obiecanej akcji, ten czekał na dobre okazje do mistyfikacji.
Spotkanie żołnierzy niemieckich i radzieckich. Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wrzesień 1939 r.: „Niech takie drobiazgi nie stają na naszej drodze”
Ribbentrop i Mołotow w Moskwie w 1939 roku. Fot.: Wikipedia
Z tego fragmentu bardzo intensywnej korespondencji między niemieckim ministrem spraw zagranicznych Ribbentropem i ambasadorem Rzeszy w Moskwie Schulenburgiem jasno wynika, że Rosjanie wstrzymywali swoją akcję w Polsce we wrześniu 1939 r. Nie wydaje się, aby mieli wątpliwości co do jej słuszności, raczej czekali na określony splot wydarzeń, który uczyniłby ich akcję jak najbardziej bezpieczną.
Aby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Armia Czerwona wkroczyła na ziemie polskie 17 września, nie wystarczy odwołać się do radziecko-niemieckiego paktu o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r. i dołączonego do niego tajnego protokołu. Tym bardziej że – przypomnijmy – w dokumentach tych nie było słowa na temat niemieckiej czy radzieckiej akcji wojskowej, nie zawarto w nich żadnego zobowiązania, że po rozpoczęciu wojny Niemców z Polską Rosjanie ruszą na wschodzie. Nie padły w związku z tym daty tego typu akcji. Tajny protokół w ogólnikowy sposób mówił o linii rozgraniczenia stref interesów na wypadek zaistnienia zmian terytorialnych w Europie Środkowej. Działania Hitlera w Europie w 1938 r. i na początku 1939 r. niepokoiły nie tylko Zachód, który nie bardzo potrafił zapanować nad ekspansją III Rzeszy, ale też Związek Radziecki. Niepokój w Moskwie był – można powiedzieć – jeszcze bardziej oczywisty, gdyż od czasu przejęcia władzy przez Hitlera obydwa państwa traktowały siebie jako największych wrogów. Führer budował swoją polityczną pozycję na antybolszewizmie, a Stalin na antyfaszyzmie. Dlatego szef radzieckiej dyplomacji Maksim Litwinow forsował koncepcję zbiorowego bezpieczeństwa, która miała zablokować ekspansję Rzeszy.
Jednak po konferencji monachijskiej (1938 r.), na którą delegacji radzieckiej w ogóle nie zaproszono, i po zajęciu Czechosłowacji stało się jasne, że ze zbiorowego bezpieczeństwa nic nie wyjdzie i trzeba było szukać innej drogi. Litwinowa zastąpił Wiaczesław Mołotow i Rosjanie zaczęli prowadzić dość sprytną grę – utrzymywali dialog z Francją i Anglią, ale rozpoczęli w wielkiej tajemnicy rozmowy z Niemcami. Chcieli ustawić się w komfortowej sytuacji wyboru w ostatniej chwili korzystniejszego dla siebie wariantu. Dlaczego im się udało?
Niechętny początkowo dialogowi z Rosjanami Hitler spostrzegł, że pakt ze Stalinem rozwiązuje mu problem bezpiecznego ataku na Polskę. Założył, że Zachód odstąpi od udzielenia Polsce pomocy, jeśli on będzie miał układ ze Związkiem Radzieckim. Spieszyło mu się, gdyż ze względu na warunki atmosferyczne musiał rozpocząć Blitzkrieg w końcu sierpnia 1939 r., zaczął więc nalegać, by pakt ze Stalinem podpisać jak najszybciej.
Z kolei Stalin, widząc, że w rokowaniach z Anglią i Francją nie uzyska zbyt wiele, uznał, iż trafia mu się okazja odsunięcia niebezpieczeństwa ze strony Niemiec i zdobycia małym kosztem dużego terytorium w strefie interesów jego Imperium. I tak obaj dyktatorzy upoważnili swoich szefów dyplomacji, aby szybko uzgodnili treść porozumienia. 23 sierpnia 1939 r. Ribbentrop wyruszył do Moskwy.
Niemiecki samolot wylądował na moskiewskim lotnisku o godzinie 13.00. To co się wydarzyło od tej chwili, było swoistym rekordem świata, gdyż wizyta Ribbentropa w Moskwie, licząc od przylotu do zakończenia bankietu po uroczystym podpisaniu dokumentów, trwała zaledwie 13 godzin. Pakt o nieagresji wraz z tajnym protokołem odnoszącym się do podziału Polski wzdłuż rzek Pisa, Narew, Wisła i San, ale – jeszcze raz przypomnijmy – nie określający wprost żadnej wojskowej akcji ze strony radzieckiej, stał się faktem.
Warto zwrócić uwagę w tym miejscu na dwa elementy. Z bankietu po podpisaniu paktu zachowała się odręczna notatka z rozmów, jaką sporządził członek niemieckiej delegacji Andor Hencke. Wynika z niej, że Ribbentrop i Stalin dużo czasu poświęcili sprawie Japonii, z którą Związek Radziecki prowadził ograniczoną wojnę na Dalekim Wschodzie. Niemiecki minister obiecał, że naciśnie na japońskiego przyjaciela, a Stalin zapowiedział, że zamierza w bardziej zdecydowany sposób rozprawić się z armią japońską. To ważny moment w całej historii. Pakt z Hitlerem pozwalał Stalinowi na spokój w Europie i mógł on wysłać silne jednostki wojskowe na Daleki Wschód, w rejon granicy mongolskiej.
I drugi element. W niemieckiej ambasadzie w Moskwie pracował Hans von Herwarth, wówczas 35-letni dyplomata, który już od wiosny 1939 r. informował regularnie zachodnich dyplomatów w Moskwie o postępach tajnych negocjacji jego szefa Schulenburga z Mołotowem. Otóż von Herwarth już 24 sierpnia przekazał tekst tajnego protokołu Charlesowi Bohlenowi, pracownikowi ambasady amerykańskiej w Moskwie. Oznacza to, że Amerykanie od razu, a Francuzi i Anglicy w ciągu najwyżej dwóch dni o wszystkim wiedzieli i nie przesłali do Polski żadnego sygnału. Anglicy podpisując z Polską sojusz polityczno-wojskowy 26 sierpnia mogli znać zawartość tajnego protokołu. Nic nie wspomnieli o tym polskiemu sojusznikowi. Podobnie zachowali się Francuzi. Oznacza to, że już wtedy byli zdecydowani nie udzielać Polsce pomocy.
Oczywiście zarówno Hitler jak i Stalin stanęli przed problemem propagandowego uzasadnienia swoich poczynań. Ludzie przecież mogli pytać: jak to tak; nagle nasi najwięksi wrogowie są naszymi sojusznikami? Sam Stalin podczas pierwszego spotkania z Ribbentropem zwrócił uwagę na preambułę proponowaną przez Niemców, która pełna była pustych sloganów na temat przyjaźni radziecko-niemieckiej, że jest nie do przyjęcia. „Po sześciu latach wzajemnego oblewania się pomyjami – stwierdził – nie można oczekiwać, aby nasze narody uwierzyły, że wszystko zostało zapomniane i przebaczone”.
Zmiany w radzieckiej propagandzie dość trafnie ujął ambasador Schulenburg w kolejnej depeszy do Ribbentropa. Napisał w niej: „Rząd radziecki czyni wszystko co jest w jego mocy, aby zmienić stosunek ludności do Niemiec. Prasę jak gdyby zmieniono. Literaturę antyniemiecką wycofuje się z handlu księgarskiego. Podczas analizy tutejszych warunków należy wziąć pod uwagę, że poprzednio rząd radziecki zawsze umiejętnie wpływał w pożądanym dlań kierunku na swoją ludność i tym razem nie skąpi on również na niezbędną propagandę”.
Od 3 września, gdy Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Rzeszy, Hitler usiłował namówić Rosjan na akcję wojskową i marsz w stronę linii demarkacyjnej. Jednak Mołotow, oczywiście instruowany przez Stalina, albo mówił, że jeszcze nie nadszedł właściwy moment, albo dawał wymijające odpowiedzi. Dlaczego tak się działo?
Po pierwsze na Kremlu zdawano sobie sprawę, że słabo wyposażona i dotkliwie osłabiona czystkami Armia Czerwona nie nadaje się do operacji na większą skalę. Po drugie – Rosjanie nie mieli jeszcze pełnego zaufania do Niemców i nie wierzyli do końca, czy ich armie zatrzymają się na ustalonej linii, czy też może pójdą dalej. Poza tym czekali na jakiś zdecydowany ruch na Zachodzie. W wypadku otwarcia zachodniego frontu i załamania się niemieckich planów wojennych byli gotowi odciąć się od nowego sojusznika. Bardzo ważnym czynnikiem była też sytuacja na Dalekim Wschodzie. Pamiętamy, że po 20 sierpnia Rosjanie przerzucili znaczne siły na front dalekowschodni i przypuścili atak na Japończyków. Przyniósł on przewagę operacyjną wojsk radzieckich i chwałę gen. Żukowowi. 15 września podpisano rozejm z Japonią, który wszedł w życie dzień później i zapewnił spokój na radzieckich tyłach. Było to 16 września!
Wreszcie Stalin otrzymał kolejną wiadomość, która wpłynęła na jego decyzje. Prawdopodobnie od swoich szpiegów umieszczonych w strukturach brytyjskiego wywiadu dowiedział się o wynikach tajnej narady premierów i dowódców wojskowych Anglii i Francji, do której doszło 12 września we francuskim miasteczku Abbeville. Zdecydowano, że nie zostaną podjęte żadne poważniejsze działania w celu odciążenia samotnie walczącej Polski.
Teraz brakowało tylko jednego elementu: zajęcia przez Niemców Warszawy, co oznaczałoby upadek państwa polskiego. Stalin czekał na ten moment, gdyż w jego planie agresja w Polsce nie miała być wojną tylko akcją zaprowadzenia porządku, a także otoczenia opieką narodowych i klasowych pobratymców: Ukraińców i Białorusinów w chwili, gdy państwo polskie rzekomo rozpadło się i okazało się niezdolne do pełnienia tej roli.
Niemcy wiedzieli, że Stalin czeka na zajęcie Warszawy i robili wszystko, by zapewnić ich, że ten moment jest tuż-tuż. Jednak Warszawa broniła się, a irytacja Niemców sięgała zenitu. 15 września Ribbentrop wysłał telegram do Schulenburga, żeby oświadczył Mołotowowi, że jeśli Rosjanie nie ruszą, to powstanie próżnia polityczna na terenach niezajętych, co może spowodować powstanie nowych państw. W domyśle straszył powstaniem jakiejś formy państwa ukraińskiego, co miało zdopingować Rosjan.
Zresztą Ribbentrop nie tylko straszył słownie, ale i podjął konkretne działania. Uzyskał zgodę Hitlera, by zachęcić do działań ukraińskich nacjonalistów na wschodnich terenach Polski. Wśród nich Abwehra miała swoich agentów i Ribbentrop poinstruował szefa wywiadu Wilhelma Canarisa, że należy dać sygnał do rewolty. Dodał przy tym, że „Ukraińcy powinni postępować bezwzględnie – palić polskie gospodarstwa i mordować Żydów”. Słowa te zanotował adiutant Canarisa, Austriak Lahousen. Dodać jednak trzeba, że wielu Ukraińców walczyło w szeregach wojska polskiego dochowując lojalności Rzeczypospolitej.
17 września Armia Czerwona wtargnęła na ziemie polskie. Od samego początku starano się stworzyć wrażenie, że to nie jest agresja, ale gest przyjaźni. W ulotkach rozrzucanych na granicy podkreślano, że wojsko radzieckie niesie pracującym braterstwo i szczęśliwe życie. Ponieważ w oficjalnym uzasadnieniu radzieckiej interwencji było także domniemanie, że trzeba chronić braci przed zagrożeniem ze strony Niemiec, nie ma się co dziwić, że nowemu sojusznikowi nie przypadło to uzasadnienie do gustu. Schulenburg pisał w depeszy do Ribbentropa: „Mołotow zgodził się z tym, że planowany przez rząd radziecki pretekst zawierał nutę obrażającą uczucia Niemców, ale prosił, by, zważywszy na trudną dla rządu radzieckiego sytuację, nie pozwalać na to, aby takie drobiazgi stawały na naszej drodze”.
W październiku 1939 r. dokonał się ostatni akt tragedii Rzeczypospolitej. Trzecia Rzesza nie siliła się na jakiekolwiek pozory. Północne i zachodnie tereny Polski zostały decyzją Führera wcielone do państwa niemieckiego. Z terenów południowych i centralnych powstał dziwaczny twór – Generalne Gubernatorstwo. Stalin nie odmówił sobie kolejnej mistyfikacji. W atmosferze zastraszenia i nachalnej propagandy urządził na zajętych terenach parodię wyborów. Wyłonione 22 października Zgromadzenia Ludowe Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy podjęły decyzję o przyłączeniu ich do ZSRR.
Znadniemna.pl za Maciej Zakrocki/polityka.pl
Między 1 września 1939 r., gdy Polskę zaatakował Hitler, a 17 września 1939 r., gdy zrobił to Stalin, między Moskwą a Berlinem toczyła się intensywna gra dyplomatyczna. Führer zachęcał Generalissimusa do obiecanej akcji, ten czekał na dobre okazje do mistyfikacji.
[caption id="attachment_18675" align="alignnone" width="480"] Spotkanie żołnierzy