HomeStandard Blog Whole Post (Page 308)

Zebranie założycielskie nowej struktury terenowej Związku Polaków na Białorusi odbyło się 6 października w Kobryniu w obwodzie brzeskim.

Aleksander Jarmoszuk, prezes Oddziału ZPB w Kobryniu

Nowy oddział liczy 20 członków, a na jego prezesa wybrany został miejscowy Polak Aleksander Jarmoszuk. Zebraniu założycielskiemu Oddziału ZPB w Kobryniu przyglądała się osobiście prezes ZPB Andżelika Borys.

– Pan Aleksander skontaktował się ze mną jeszcze około roku temu. Opowiedział, że mają w Kobryniu środowisko Polaków, którzy opiekują się miejscowym cmentarzem katolickim, spotykają się z okazji świąt  kościelnych, polskich świąt narodowych i chcieliby działać w sposób bardziej zorganizowany, a najlepiej jako struktura Związku Polaków na Białorusi – opowiada nam o inicjatywie kobryńskich Polaków Andżelika Borys. Prezes ZPB podkreśla, że po pierwszym kontakcie z Aleksandrem Jarmoszukiem spotykała się z nim jeszcze kilkakrotnie przy okazji organizowanych przez ZPB objazdów polskich miejsc pamięci w obwodzie brzeskim i przekonała się, że środowisko kobryńskich Polaków rzeczywiście opiekuje się w tym mieście polskimi miejscami pamięci.

Rok po zgłoszeniu przez Polaków Kobrynia chęci założenia przy ZPB oddziału terenowego, stał się swoistym okresem próbnym, który według Andżeliki Borys minął dla kobryńskich Polaków pomyślnie i zasłużyli oni na przystąpienie do organizacji.

Głosowanie podczas wyboru prezesa Oddziału ZPB w Kobryniu

– Podczas zebrania założycielskiego Oddziału ZPB w Kobryniu członkowie nowej struktury omawiali perspektywy rozwoju jej działalności. Zaplanowali m.in. zorganizowanie przy oddziale nauczania języka polskiego. W tym celu będą rozglądać się za osobą, która mogłaby poprowadzić zajęcia zarówno z dorosłymi, jak i z dziećmi – opowiedziała nam Andżelika Borys o przebiegu zebrania założycielskiego nowej struktury związkowej.

 Znadniemna.pl, zdjęcia: facebook.com

Zebranie założycielskie nowej struktury terenowej Związku Polaków na Białorusi odbyło się 6 października w Kobryniu w obwodzie brzeskim. [caption id="attachment_33775" align="alignnone" width="500"] Aleksander Jarmoszuk, prezes Oddziału ZPB w Kobryniu[/caption] Nowy oddział liczy 20 członków, a na jego prezesa wybrany został miejscowy Polak Aleksander Jarmoszuk. Zebraniu założycielskiemu Oddziału

Szanowni Czytelnicy, nasza z Państwem akcja „Dziadek w polskim mundurze” została zauważona przez telewizję!

1947 rok.Mikołaj Buczniew w Szkocji w mundurze sierżanta. Pod paskami baretek, otrzymanych odznaczeń wojennych, w tym – między innymi Gwiazdy Monte Cassino, widzimy odznakę pamiątkową 2. grupy Artylerii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie

Reportaż o akcji ukazał się na antenach TV Belsat i TV Polonia w programie „Nad Niemnem”.

Dla nas i dla Was oznacza to, że pochwalenie się swoimi przodkami, którzy kiedykolwiek przywdzieli jakikolwiek mundur polski ma nie tylko sens osobisty (dla siebie i rodziny), lecz także ma wartość historyczną, jako udokumentowanie  faktu przynależności Waszego przodka do polskiej formacji mundurowej  i udokumentowanie świadectwa Jego wyczynu, dokonanego zgodnie ze złożoną przysięgą.

Zapraszając do obejrzenia poniższego odcinka programu „Nad Niemnem” zachęcamy Państwa do nadsyłania (przynoszenia) do redakcji portalu Znadniemna.pl biogramów, zdjęć i dokumentów Waszych bohaterskich przodków.

Adres e-mailowy redakcji portalu Znadniemna.pl i gazety „Głos znad Niemna na uchodźstwie”: pisalnik@gmail. com.

Napiszmy ( i opublikujmy) historie naszych przodków wspólnie!

Oto odcinek  programu „Nad Niemnem” z reportażem o naszej z Wami wspólnej akcji:

http://belsat.eu/pl/programs/dziadek-w-polskim-mundurze-nad-niemnem/

Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, nasza z Państwem akcja "Dziadek w polskim mundurze" została zauważona przez telewizję! [caption id="attachment_18266" align="alignnone" width="500"] 1947 rok.Mikołaj Buczniew w Szkocji w mundurze sierżanta. Pod paskami baretek, otrzymanych odznaczeń wojennych, w tym - między innymi Gwiazdy Monte Cassino, widzimy odznakę pamiątkową 2. grupy Artylerii Polskich

Zaledwie kilkudziesięciu punktów  zabrakło Polskiemu Klubowi Sportowemu „Sokół”, działającemu przy Związku Polaków na Białorusi, do zdobycia trzeciego miejsca drużynowego w zakończonym 6 października sezonie startów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking.

Reprezentacja PKS „Sokół” na końcowym etapie Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking

O najcenniejsze trofea Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking chodziarze z kijkami z ZPB  rywalizowali na trzech etapach zawodów z reprezentantami 36 klubów sportowych z Białorusi, Polski, Rosji, Ukrainy, a nawet z Francji.

Przed III końcowym etapem  Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking, który odbył się pod Grodnem, w ośrodku rekreacji i wypoczynku „Prival”, PKS „Sokół” brakowało do rywali z baranowickiego Klubu „Lokomotyw”, zajmującego trzecie miejsce drużynowe, nieco ponad trzysta punktów.  Z kolei najbliższemu prześladowcy „Sokoła” – Klubowi „Kroki” z Mołodeczna –  brakowało  do naszej reprezentacji tylko 25 punktów drużynowych.

Zadaniem maksimum dla chodziarzy z ZPB było zatem doścignięcie rywali z Baranowicz, a zadaniem minimum – utrzymanie prestiżowego czwartego miejsca i zachowanie bądź powiększenie  przewagi nad  chodziarzami z Mołodeczna.

Na końcowym etapie zawodów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking rozegrano miejsca na podium na dwóch dystansach – 10 i 5 kilometrów.  Czas kobiet i mężczyzn był mierzony osobno w kilkunastu kategoriach wiekowych i jednej sprawnościowej (inwalidzi). Ogółem rozegrano w ten sposób  kilkadziesiąt kompletów statuetek, którymi premiowane były trzy pierwsze miejsca w każdej kategorii.

Dzięki indywidualnym sukcesom zawodników „Sokoła” w różnych kategoriach na dystansie zarówno 5-ciu, jak 10-ciu kilometrów, naszej drużynie w końcowej klasyfikacji punktowej udało się prawie doścignąć  drużynę „Lokomotyw” z Baranowicz (do trzeciego drużynowego miejsca zabrakło zaledwie  kilkadziesiąt punktów) i odpowiednio zwiększyć do kilkuset punktów przewagę nad „Krokami” z Mołodeczna.

Najwięcej punktów do drużynowej skarbonki przynieśli indywidualni zwycięzcy w swoich kategoriach, zdobywcy miejsc na podium, a także zawodnicy ze zbliżonymi do podium wynikami (wg regulaminu zawodów I miejsce było premiowane 100-ma punktami, a kolejne odpowiednio 80-ma, 70., 60., 50., 45.,40., 35. I tak dalej).

Za najskuteczniejszą i najbardziej korzystną dla drużyny zawodniczkę reprezentacji PKS „Sokół” należy uznać Alesię Gutnik z Brześcia, która w kategorii kobiet w wieku od 30-tu do 39-ciu lat triumfowała zarówno na dystansie 10-ciu, jak i 5-ciu kilometrów, przynosząc drużynie maksymalnie możliwą do zdobycia liczbę punktów – 200.  Drugą pod względem korzyści dla drużyny zawodniczką „ Sokoła”, okazała się reprezentantka z Lidy Weronika Piuta (kategoria wiekowa 30-39 lat). Na dystansie 10 kilometrów wywalczyła ona II miejsce i 80 punktów, a na dystansie 5-ciu kilometrów finiszowała jako ósma, dodając 35 punktów drużynowych i gromadząc ich razem 115.

Na dystansie 10 kilometrów w kategorii wiekowej 30-39 lat II miejsce zajęła Weronika Piuta (pierwsza od lewej) , a I miejsce – Alesia Gutnik (pośrodku)

Wśród mężczyzn najkorzystniejszymi dla drużyny zawodnikami byli chodziarze z Wołkowyska: Walery Stiepaszychin (kategoria wiekowa 30-39 lat) i Jerzy Czupreta (kategoria wiekowa 40-49 lat). Jerzy Czupreta, walcząc na dystansie 10-ciu kilometrów zdobył najniższy stopień podium i położył do drużynowej skarbonki 70 punktów. Natomiast startując na 5 kilometrów Czupreta okazał się, niestety, tuż za podium, ale przyniósł drużynie kolejne 60 punktów, zdobywając ich ogółem 130.  O 10 punktów więcej wywalczył z kolei Walery Stiepaszychin (za II miejsce na 5 kilometrów zdobył 80 punktów, dodając je do 60-ciu punktów zdobytych za IV miejsce na dystansie 10 kilometrów).

Jerzy Czupreta (pierwszy od prawej) – zdobywca III miejsca na dystansie 10 kilometrów

Walery Stiepaszychin (pierwszy od lewej) – zdobywca III miejsca na dystansie 5 kilometrów i największej liczby punktów dla „Sokoła” wśród mężczyzn

Alesia Gutnik, Weronika Piuta, a także Walery Stiepaszychin i Jerzy Czupreta to jedyni reprezentanci „Sokoła”, którzy zgłosili się do startu na obu dystansach, rozgrywanych na III etapie Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking.

Najliczniej obsadzonym przez naszych reprezentantów dystansem okazała się trasa pięciokilometrowa Zawodnicy „Sokoła” świętowali tutaj triumfy w pięciu kategoriach wiekowych, a także wśród osób niepełnosprawnych. Oto imiona naszych triumfatorów:

Karolina Chobian z Grodna (kat. Inwalidzi);

Lilia Gincewicz  z Grodna (kat. lat 60-64);

Helena Sirocz  z Brześcia (kat. 50-54);

Natalia Wojciechowska z Wołkowyska (kat. lat 40-44);

Alesia Gutnik  z Brześcia (kat. lat 30-39);

Tatiana Sirocz z Brześcia (kat. lat 18-29).

Poza tym chodziarzom z kijkami z „Sokoła” na dystansie 5-ciu kilometrów udało się zdobyć  trzy drugie i pięć trzecich miejsc na podium.

Najstarszym zawodnikiem naszej drużyny na zawodach był 82-letni Stefan Fiedosiewicz, który sięgnął po czwarty wynik w kategorii wiekowej 70+ i położył do drużynowej skarbonki 60 punktów.

Ogółem w kategorii seniorów i seniorek  „Sokół” wystawił na zawody cztery osoby – dwie panie i dwóch panów. Była to najliczniejsza drużynowa reprezentacja w najstarszej kategorii chodziarzy z kijkami. Ogółem seniorzy przynieśli drużynie  jedno drugie miejsce – Anna Urbanowicz, oraz dwa miejsca trzecie Weroniki Wołczkiewicz i Kazimierza Łokicia, co – razem z punktami, zdobytymi przez Stefana Fiedosiewicza – przyniosło drużynie PKS „Sokół” 280 punktów.

Marek Zaniewski, prezes PKS „Sokół” i wiceprezes ZPB

O ocenę wyników startu drużyny „Sokoła” w Otwartym Pucharze Białorusi w Nordic Walking  poprosiliśmy prezesa PKS „Sokół” i wiceprezesa ZPB Marka Zaniewskiego. – Z trzech etapów, rozegranych w ramach Pucharu Białorusi, na drugim etapie musieliśmy wystawić mocno okrojony skład reprezentacji, gdyż etap ten przypadł na dni, kiedy odbywały się obchody 30-lecia ZPB, w których organizację byli zaangażowani nasi sportowcy, będący jednocześnie aktywnymi działaczami Związku Polaków. Gdyby nie ten zbieg okoliczności moglibyśmy walczyć o zdobycie w zakończonym sezonie pierwszego bądź drugiego miejsca na drużynowym podium. Trzeci i ostatni etap, według moich szacunków, pozwolił nam do minimum skrócić dystans do trzeciego miejsca i zdobyć dużą, kilkusetpunktową, przewagę nad naszymi prześladowcami. Oznacza to, że w przyszłorocznym sezonie mamy szansę powalczyć o drużynowe mistrzostwo. Indywidualne wyniki naszych reprezentantów pozwalają przypuszczać, iż wśród drużyn i klubów, uprawiających Nordic Walking na Białorusi, PKS „Sokół” przy ZPB  i jego zawodnicy będą traktowani jako faworyci – powiedział Marek Zaniewski.

Znadniemna.pl

Zaledwie kilkudziesięciu punktów  zabrakło Polskiemu Klubowi Sportowemu „Sokół”, działającemu przy Związku Polaków na Białorusi, do zdobycia trzeciego miejsca drużynowego w zakończonym 6 października sezonie startów w ramach Otwartego Pucharu Białorusi w Nordic Walking. [caption id="attachment_33760" align="alignnone" width="500"] Reprezentacja PKS "Sokół" na końcowym etapie Otwartego Pucharu Białorusi

Dlaczego z tablicy pamiątkowej w miejscu masowych rozstrzeliwań na Kobylackiej Górze pod Orszą zniknął język polski.

Pomnik na Kobylackiej Górze pod Orszą

Pod koniec września bez zbytniej fety i bez informowania potomków Orszański Rejonowy Komitet Wykonawczy odnowił w jednym z miejsc dokonywanych przez NKWD masowych egzekucji – na Kobylackiej Górze pod Orszą – skradzioną wiele lat temu tablicę pamiątkową. Widnieje na niej napis „Miejsce pamięci i smutku” w czterech językach: rosyjskim, białoruskim, angielskim i hebrajskim.

Tablica wykonana i przytwierdzona do pomnika przez władze rejonu orszańskiego

Potomkowie rozstrzelanych w Orszy obywateli radzieckich mogą mówić o częściowym sukcesie. Z jednej strony udało im się wymusić na władzach uznanie faktu, że Kobylacka Góra była miejscem masowych egzekucji. Z drugiej jednak strony tekst napisu na tablicy pamiątkowej nie jest taki, o jaki oni prosili. Potomkowie ofiar proponowali napisać na tablicy inskrypcję następującej treści: „Pamięci ofiar politycznych represji” – w językach białoruskim, rosyjskim, polskim i hebrajskim. Wynik starań potomków rozczarowuje, gdyż tablica zawiera tekst wypaczony, a na dodatek język polski został na niej zastąpiony językiem angielskim.

Inicjator zmian językowych i treści tekstu na tablicy – były szef rejonowego komitetu wykonawczego Aleksander Pozniak – tłumaczył swoją decyzję tym, że język angielski jest bardziej rozpowszechniony niż język polski, a Polacy, jeśli nawet przyjadą na Kobylacką Górę, i tak zrozumieją, co jest napisane na tablicy. Kierując się logiką Aleksandra Pozniaka z tablicy należałoby usunąć także język hebrajski, który na Białorusi i w świecie jest jeszcze mniej rozpowszechniony, niż język polski.

Potomkowie represjonowanych dysponują danymi personalnymi 1740-tu osób rozstrzelanych w Orszy. To jest minimalny szacunek liczby ofiar. Bardziej prawdopodobne jest, że  prawdziwa liczba rozstrzelanych jest o wiele większa. Najbardziej represjonowaną grupą narodowościową wśród ofiar, których udało się zidentyfikować  – 1129 osób – byli Białorusini. Drudzy pod względem liczby rozstrzelanych są Polacy – 503 zidentyfikowane osoby.  Trzecie miejsce na tym tragicznym „podium” zajmują Żydzi – 38 osób. Od 10 do 15 zidentyfikowanych ofiar zapisanych było Litwinami, Łotyszami, Rosjanami bądź Ukraińcami.

Antoni Korzeniewski – Polak rozstrzelany w Orszy 10 listopada 1937 roku

Stanisław Filipowicz – Polak rozstrzelany w Orszy 17 stycznia 1938 roku

Klim Ciechański – Polak rozstrzelany w Orszy 19 stycznia 1938 roku

 

Antoni Matelski – Polak rozstrzelany w Orszy 28 stycznia 1938 roku

Według historyka Igora Kuzniecowa, odsetek Polaków rozstrzelanych w Orszy (29 proc.) jest znacznie wyższy, niż odsetek Polaków, rozstrzelanych w skali całej Białorusi (22 proc.), a nawet w samym Mińsku (25 proc.). Już tylko ten fakt świadczy o tym, że język polski powinien się znaleźć na tablicy, upamiętniającej ofiary NKWD w Orszy.  – 29 procent ofiar polskiej narodowości urzędnicy po prostu wykreślili z pamięci – uważa historyk Kuzniecow.

Warto przypomnieć, że do roku 1936 oficjalniymi językami w Białoruskiej Socjalistycznej Sowieckiej Republice były: białoruski, rosyjski, polski oraz jidysz. Wygląda na to, że urzędnicy nie znają historii kraju, w którym urzędują. Przy czym na listach rozstrzelanych w Orszy jak dotąd nie udało się zidentyfikować żadnego Anglika. Dlaczego więc zamiast napisu po polsku na tablicy znalazł się napis po angielsku?

Wersja nr 1. Strach przed przełożonym

W 2012 roku, kiedy historycy odnaleźli w rosyjskich archiwach informacje o istnieniu tak zwanej „białoruskiej listy katyńskiej”, prezydent Aleksander Łukaszenko oświadczył bezapelacyjnie, że żaden Polak w tamtych czasach nie został na Białorusi rozstrzelany. – Przeszukaliśmy wszystkie archiwa, nie tylko KGB, ale wszystkich struktur państwowych. Tak, jak obiecałem. U nas na terytorium Białorusi nie został rozstrzelany ani jeden Polak. Były tylko punkty przesyłowe. Polacy, którzy tam trafiali, byli wysyłani głównie do Federacji Rosyjskiej i być może na Ukrainę – powiedział Łukaszenko. – Znaleźliśmy dokumenty, list szefów NKWD, że na terytorium Białorusi nie rozstrzelano ani jednego Polaka – dodał.

Igor Kuzniecow uważa, że urzędnikom w Orszy usunięcie napisu po polsku nakazał instynkt samozachowawczy. Nie chcieli uznać nawet oczywistych świadectw, byleby nie zaprzeczyć stanowisku, zajętemu przez kierownika państwa.

Wersja nr 2. Próba ukrycia śladu „katyńskiego”

Historycy polscy, rosyjscy i białoruscy już od wielu lat próbują odnaleźć na Białorusi miejsca masowych rozstrzeliwań oraz tak zwaną „białoruską listę katyńską” z nazwiskami obywateli polskich – internowanych i wziętych do niewoli oficerów, policjantów i osadników –  którzy zostali masowo zgładzeni przez NKWD w 1940 roku na terenie Białorusi. Jeżeli część listy – 1996 imion i nazwisk z co najmniej 3870-ciu – udało się odnaleźć w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym, to ustalenie miejsc egzekucji wciąż stanowi problem.

Przypuszczalnie większość obywateli przedwojennej Polski, figurujących na „białoruskiej liście katyńskiej”, została rozstrzelana w Mińsku. Czasem historycy natrafiają też na informacje, wskazujące na to, że miejscem rozstrzeliwań polskich oficerów mogła być Kobylacka Góra, a także znajdujące się 30 kilometrów od niej  w rejonie orszańskim zakłady wydobycia i przetwórstwa torfu w miejscowości Osintorf.

Historyk Igor Kuzniecow opowiada, że w Osintorfie znajdował się obóz pracy, w którym pracowali polscy jeńcy wojenni. Według niego dokumentacja z obozu w Osintrorfie niestety się nie zachowała. Udało się zarejestrować jedynie relacje naocznych świadków. Według tych świadectw w Osintorfie ktoś z jeńców umierał  w wyniku choroby, a kogoś rozstrzeliwano. Pytanie – gdzie dokonywane były egzekucje? Czy nie koło Orszy?

W 2001 roku białoruska gazeta „Nasza Niwa” opublikowała list mieszkańca Orszy Alesia Siarożkina. Oświadczył on, że Polaków rozstrzeliwano w okolicach Kobylackiej Góry, niedaleko wsi Osintorf, w której, jak opowiadali mu żyjący w tamtych czasach świadkowie, w latach 1939-1940 pracowali wzięci do niewoli polscy oficerowie.

Siarożkin pisał, że podczas budowy toru kolejowego przez Kobylacką Górę na początku lat 80. minionego stulecia natrafiono na dwa pochówki z dużą ilością ludzkich szczątków. Nieliczni świadkowie, którzy widzieli te szczątki, twierdzili, że były to szczątki wojskowych. W wykrytych dołach szczątki zbierali żołnierze Wojsk Wewnętrznych ZSRR. „Być może tam właśnie pogrzebani byli polscy oficerowie, którzy pracowali w Osintorfie. Przecież to całkiem blisko” – zastanawiał się Siarożkin.

Dziennikarz i badacz represji, dokonywanych na terenie rejonu orszańskiego, Jurek Koptik w swoim czasie zgromadził dużo świadectw o zbrodniach bolszewików, ale o rozstrzeliwaniach polskich oficerów na Kobylackiej Górze i w Osintorfie niczego nie słyszał.

W akcie, sporządzonym przez przedstawicieli sowieckich organów administracyjnych, które badały znalezioną na Kobylackiej Górze mogiłę zbiorową, jest mowa o szczątkach 50-ciu osób, mających charakterystyczny otwór po wystrzale w tył czaszki. W dole śmierci znaleziono wówczas „obuwie w dobrym stanie, w którym można było rozpoznać skórzane buty z cholewami, mające nałożone kalosze, pantofle z nałożonymi na nie kaloszami i inne rodzaje modelowego obuwia, mającego dobrze widoczne pieczęcie producentów – leningradzkiej fabryki obuwia „Czerwony Trójkąt” oraz zakładów, produkujących obuwie gumowe. Na gumiakach zachowały się czytelne stemple z rokiem produkcji – 1936-1937 (biała pieczęć w kształcie trójkąta)”. W dokumencie brak jakichkolwiek wzmianek o wojskowych pasach, czy koalicyjkach. Niestety nie jest nam dostępny wykaz znalezionych w mogile rzeczy. Co się tyczy butów z cholewami, mogli je nosić zarówno cywile, jak i oficerowie Czerwonej Armii, bądź funkcjonariusze NKWD. W ujawnionym przez potomków ofiar spisie rozstrzelanych są zresztą przedstawiciele NKWD.

Jak by nie było, dzisiaj tablica pamiątkowa na Kobylackim głazie-pomniku została odnowiona. Badacz Jurek Koptik jest przekonany, że na niej powinien znaleźć się napis, nie tylko w językach białoruskim, rosyjskim i hebrajskim, lecz także – obowiązkowo – w języku polskim. Przecież w tym miejscu rozstrzelano wielu Polaków, będących obywatelami ZSRR. Rozstrzelano również Litwinów, Łotyszy i Ukraińców, dlatego, przekonuje Koptik, na tablicy powinny pojawić się napisy także w językach tych narodowości.

Cóż, tablicę na pomnik udało się przywrócić. Teraz wypadałoby powalczyć o zamieszczenie na niej odpowiedniej inskrypcji.

Igor Stankiewicz z Orszy

Dlaczego z tablicy pamiątkowej w miejscu masowych rozstrzeliwań na Kobylackiej Górze pod Orszą zniknął język polski. [caption id="attachment_33745" align="alignnone" width="500"] Pomnik na Kobylackiej Górze pod Orszą[/caption] Pod koniec września bez zbytniej fety i bez informowania potomków Orszański Rejonowy Komitet Wykonawczy odnowił w jednym z miejsc dokonywanych przez

W poniedziałek, 1 października, ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę śp. Julianowi Bortko na ręce wnuka odznaczonego Denisa Krawczenki.

Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręcza Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski Denisowi Krawczence, wnukowi odznaczonego śp. Juliana Bortko

Po wręczeniu odznaczenia doszło do krótkiej kurtuazyjnej rozmowy, w czasie której Denis Krawczenko przypomniał losy swojego dziadka, zwłaszcza okres jego służby w Korpusie Ochrony Pogranicza w okolicach Głębokiego oraz udział w kampanii wrześniowej 1939 r.

Więcej o losach Juliana Bortko w odcinku akcji „Dziadek w polskim mundurze” poświęconym Bohaterowi

Znadniemna.pl za minsk.msz.gov.pl/zdjęcia Marcina Wojciechowskiego

W poniedziałek, 1 października, ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręczył Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyznany pośmiertnie przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę śp. Julianowi Bortko na ręce wnuka odznaczonego Denisa Krawczenki. [caption id="attachment_33733" align="alignnone" width="480"] Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski wręcza Krzyż Kawalerski Orderu

Trzecia edycja dorocznego Festiwalu Kultury Polskiej odbyła się 29 września w miejscowości Niedźwiedzica w rejonie lachowickim obwodu brzeskiego. Repertuar zespołów i solistów, biorących udział w wydarzeniu, nawiązywał do obchodzonego w tym roku 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości.

„Niepodległościowa” edycja Festiwalu Kultury Polskiej w Niedźwiedzicy ściągnęła do tej miejscowości nie tylko artystów z rejonu lachowickiego i ziemi brzeskiej, przyjechały również zespoły z Lidy oraz z Mińska.

W przeprowadzonym w ramach festiwalu konkursie udział wzięły: chóry „Kraj rodzinny” i „Dlaczego” z Baranowicz, chór „Lidziejka” i zespół „Brawo” z Lidy, chór „Polonez” z Mińska, zespoły „Przyjaciółka” z Niedźwiedzicy i „Credo” z Brześcia oraz zespoły „Srebrny kamerton”, „Majowe kwiaty”, a także „Lachowickie stroje” z Lachowicz.

Na festiwal do Niedźwiedzicy przybyli liczni goście, wśród których byli: Jerzy Grymanowski, konsul w Konsulacie Generalnym RP w Brześciu, Renata Dziemiańczuk, wiceprezes Związku Polaków na Białorusi ds. Kultury oraz liczni kierownicy struktur ZPB z obwodu brzeskiego: Elżbieta Gołosunowa, prezes Oddziału ZPB w Baranowiczach, Eugeniusz Lickiewicz, prezes Oddziału ZPB w Prużanie i członek Rady Naczelnej ZPB, Elita Michajłowa, wiceprezes ds. Kultury Brzeskiego Obwodowego Oddziału ZPB. Zoreganizował festiwal, jak co roku, Oddział ZPB w Lachowiczach, przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Brześciu.

Przed rozpoczęciem festiwalu jego goście i uczestnicy złożyli kwiaty i zapalili zniczy na grobie śp. ks. Wacława Piątkowskiego, byłego proboszcza parafii w Niedźwiedzicy, który, pracując tutaj od 1948 roku, nauczał miejscowe dzieci religii, języka polskiego, a także podstaw polskiej tradycji i kultury. Za „działalność antysowiecką” duchowny został w 1950 roku aresztowany i skazany na 10 lat łagrów. Po odbyciu kary wrócił do swoich parafian i kontynuował nauczanie dzieci, nie tylko w Niedźwiedzicy, lecz także w pobliskich Lachowiczach i okolicznych miejscowościach. Na zajęcia do śp. ks. Piątkowskiego uczęszczała wraz z rodzeństwem m.in. organizatorka festiwalu -prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach Janina Prudnikowa. To ten niezwykle zasłużony dla okolicznej społeczności kapłan w ścisłej tajemnicy przed władzami przygotowywał panią Janinę, jako małą dziewczynkę, a także jej rówieśników do przystąpienia do pierwszej Komunii świętej. Kapłan potajemnie prowadził też zajęcia z młodymi ludźmi, którzy czuli w sobie powołanie do zostania księżmi.

Grób byłego proboszcza w Niedźwiedzicy ks. Wacława Piątkowskiego

Po oddaniu hołdu legendarnemu kapłanowi, o którym pamięć jest wciąż żywa w sercach miejscowych Polaków, goście i uczestnicy festiwalu udali się do kościoła parafialnego w Niedźwiedzicy, w którym odbyła się inaugurująca wydarzenie Msza św., celebrowana przez księdza proboszcza Jerzego Moduszewskiego, księdza dziekana Bogdana Kryńskiego z Baranowicz oraz duchownego z Lachowicz – ks. Stanisława Maleńkiego.

Modlitwa przy grobie ks. Wacława Piątkowskiego

Otwierając program festiwalu jego organizator Janina Prudnikowa powiedziała: „Pragnieniem naszym i głównym celem jest zachowanie polskiej kultury i tożsamości, ducha polskiego w małych ojczyznach, szkółkach i parafiach, możliwość kultywowania tradycji ojców, przekazywanie odwiecznych wartości”. Lokalizację Festiwalu we wsi Niedźwiedzica prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach wytłumaczyła tym, że „Niedźwiedzica jest wsią wyjątkową”. – Zawsze była to wieś opolska, katolicka i niezłomna. O dzielnych mieszkańcach tej wsi, o ich postawach w okresie zaborów i w czasach sowieckich pamiętają do dziś mieszkańcy zarówno pobliskich Lachowicz i sąsiadujących z rejonem lachowickim Baranowicz. Tutaj, niedaleko Niedźwiedzicy, urodziła się Krystyna Krahelska, słynna warszawska „Syrenka” – zaznaczyła Janina Prudnikowa.

Przemawia Janina Prudnikowa, prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach

Po uroczystym otwarciu festiwalu rozpoczął się muzyczny program konkursowy. Nagrody rozdano w dwóch nominacjach – dziecięcej i dorosłej.

W tej pierwszej jurorzy oddali I miejsce lachowickiemu zespołowi dziecięcemu „Srebrny kamerton”. Miejsce II ex aequo podzieliły lachowickie „Majowe kwiaty” oraz chór „Dlaczego” z Baranowicz.

Chór „Srebrny kamerton” z Lachowicz

Zespół „Dlaczego” z Baranowicz

Wśród dorosłych I miejsce przyznano ex aequo chórowi „Kraj rodzinny” z Baranowicz oraz chórowi kościelnemu z Niedźwiedzicy „Przyjaciółka”. Również II miejsce w dorosłej kategorii przypadło od razu dwom zespołom: „Lidziejce” z Lidy oraz zespołowi „Lachowickie stroje” z Lachowicz.

Chór „Kraj rodzinny” z Baranowicz

W ramach festiwalu oprócz konkursu muzycznego odbyła się także wystawa rękodzieła, na którą złożyły się prace twórców ludowych: Natalii Książek, Julii Andrusiewicz, Żanny Sołoniewicz, Katarzyny Chodor, Heleny Macul i Tatiany Nagornej. Gospodynie wiejskie Maria Wojtul i Irena Swirepo, z kolei, zaprosiły uczestników i gości festiwalu do degustacji potraw regionalnych ziemi lachowickiej.

Wystawa rękodzieła

Znadniemna.pl na podstawie Anna Godunowa/Polesie.org

Trzecia edycja dorocznego Festiwalu Kultury Polskiej odbyła się 29 września w miejscowości Niedźwiedzica w rejonie lachowickim obwodu brzeskiego. Repertuar zespołów i solistów, biorących udział w wydarzeniu, nawiązywał do obchodzonego w tym roku 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości. „Niepodległościowa” edycja Festiwalu Kultury Polskiej w Niedźwiedzicy ściągnęła do

Jak co roku, 18 września, we wsi Zapurwie, niedaleko Porzecza, odbyła się lokalna uroczystość żałobna, upamiętniająca ofiary masowego mordu, dokonanego 75 lat temu przez hitlerowców na miejscowych mieszkańcach, w większości – Polakach.

Pomnik i kapliczka na zbiorowej mogile mieszkańców Zapurwia

Na wspólnej modlitwie przy pomniku ustanowionym na zbiorowej mogile ofiar niemieckiej zbrodni, w każdą rocznicę masowego mordu, gromadzą się potomkowie ofiar i członkowie ich rodzin.

Potomkowie zamordowanych mieszkańców Zapurwia

Tak było i w tym roku. W 75. rocznicę masowego mordu potomkowie zabitych przez Niemców mieszkańców Zapurwia modlili się za dusze swoich przodków podczas Mszy polowej, odprawionej przez proboszcza parafii w Porzeczu ks. Romana Cieślaka. W trakcie nabożeństwa kapłan i parafianie wspominali tragiczne wydarzenia sprzed 75-ciu lat i prosili Boga o łaskę dla niewinnych ofiar masowego mordu.

Ks. Roman Cieślak udziela komunii świętej podczas Mszy polowej

Do tragedii w Zapurwiu doszło po tym, jak na kilka dni przed 18 września 1943 roku przez nieznanych sprawców został zabity niemiecki gajowy Folkier, którego okoliczna ludność nazywała „mordobiciel” za to, że miewał niepohamowane ataki agresji i mógł pobić dowolnego człowieka bez żadnego powodu.

Niemieccy okupanci podejrzewali, że Folkiera zabili ludzie, noszący nazwiska Bura i Cierebiej. Akurat te nazwiska mieli mieszkańcy Zapurwia. Niemcy postanowili zastosować zasadę odpowiedzialności zbiorowej i w odwecie za zabójstwo Folkiera dokonać egzekucji na mieszkańcach Zapurwia, noszących „podejrzane” nazwiska.

18 września do Zapurwia przybył oddział niemieckich żołnierzy. Wszystkich mieszkańców wsi – starych i młodych, kobiety i dzieci – ogółem 50 osób, okupanci spędzili na pobliską leśną polanę. Dowodzący oddziałem oprawców niemiecki oficer usiadł na taborecie u zaczął pytać każdego po kolei, jakie nosi nazwisko. Tylko dwie dziewczynki, będący w Zapurwiu w gościnie, miały nazwiska nie „podejrzane”, bo ich matki wyszły za mąż do innej wsi i wzięły nazwiska mężów. Dziewczynki te Niemcy puścili wolno. Reszta Zapurwian – 48 osób – według niemieckiego oficera podlegała rozstrzelaniu.

Jedna z uwolnionych dziewczynek – pani Stanisława Świokło – wspominała podczas żałobnej uroczystości, jak razem z koleżanką schowały się za zarośniętym krzakami pagórkiem na skraju lasu i obserwowały, co się będzie działo. Tymczasem Niemcy kazali mężczyznom kopać duży dół. Po czym odbyła się egzekucja. Rozstrzelani zostali wszyscy pozostający na polanie mieszkańcy Zapurwia. Małe dzieci Niemcy żywcem rzucali do wspólnej mogiły. Niektórzy rozstrzelani dorośli także jeszcze dawali oznaki życia, ale Niemcy nikogo nie oszczędzili i zasypali dół. Dookoła miejsca egzekucji oprawcy wystawili wartę, aby nikt z mieszkańców sąsiednich wsi nie mógł uratować żadnego zapurwianina, wrzuconego do zbiorowej mogiły. Stanisława Świokło wspomina, że ziemia na miejscu zbiorowej mogiły ruszała się jeszcze długo po tym jak została ona zasypana, a woda w pobliskiej studni stała się czerwona od krwi zabitych. Najmłodsze zabite przez niemieckich oprawców dziecko miało zaledwie trzy miesiące.

Ufundowana przez ZPB kapliczka na zbiorowej mogile mieszkańców Zapurwia

Pomnik na zbiorowej mogile mieszkańców wsi Zapurwie został ustanowiony przez miejscowy kołchoz już po wojnie, a Związek Polaków na Białorusi w latach 90. minionego stulecia ufundował obok pomnika kapliczkę z figurką Matki Boskiej.

Aleksandra Korec z Zapurwia

Jak co roku, 18 września, we wsi Zapurwie, niedaleko Porzecza, odbyła się lokalna uroczystość żałobna, upamiętniająca ofiary masowego mordu, dokonanego 75 lat temu przez hitlerowców na miejscowych mieszkańcach, w większości - Polakach. [caption id="attachment_33714" align="alignnone" width="500"] Pomnik i kapliczka na zbiorowej mogile mieszkańców Zapurwia[/caption] Na wspólnej modlitwie

W sobotę, 29 września, w Dziale Literatury dla Dzieci i Młodzieży Obwodowej Biblioteki im. M. Gorkiego w Brześciu odbyło się pierwsze spotkanie w ramach projektu „Polskie soboty w bibliotece”. Spotkanie zostało poprowadzone przez gościa z Polski – Karolinę Suską, bibliotekarkę z powołania z Łazisk w województwie lubelskim.

Konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz podzielił się z uczestnikami ciekawostkami o swoim rodzinnym mieście Krakowie i zachęcił młodzież do pogłębienia swojej wiedzy na temat kultury sąsiedniego kraju.

Przemawia konsul generalny RP w Brześciu Piotr Kozakiewicz

Karolina Suska nie tylko zapoznała uczestników z najważniejszymi symbolami polskiej kultury, ale także poczęstowała tradycyjnymi polskimi smakołykami. Zadowolona młodzież, ucząca się języka polskiego w różnych ośrodkach językowych Brześcia, narysowała swoje mapy Polski, na których pojawiły się zarówno gdański Neptun i lubelski koziołek, jak i cebularz z oscypkiem.

Karolina Suska

Z pewnością można stwierdzić, że uczestnicy spotkania teraz wiedzą i jak Polska wygląda, i jak smakuje! Najbardziej kreatywni kartografowie otrzymali upominki od Konsulatu Generalnego RP w Brześciu, a wszyscy uczestnicy – słodkie prezenty.

Przypominamy, że 6, 13 i 20 października odbędą się kolejne spotkania w ramach projektu „Polskie soboty w bibliotece”.

Znadniemna.pl za konsulat generalny RP w Brześciu

W sobotę, 29 września, w Dziale Literatury dla Dzieci i Młodzieży Obwodowej Biblioteki im. M. Gorkiego w Brześciu odbyło się pierwsze spotkanie w ramach projektu „Polskie soboty w bibliotece”. Spotkanie zostało poprowadzone przez gościa z Polski – Karolinę Suską, bibliotekarkę z powołania z Łazisk w

Konferencja pt. „Generał Józef Dowbor-Muśnicki i I Korpus Polski. Rola i znaczenie w historii Polski i Białorusi” odbyła się w sobotę, 29 września, w siedzibie Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Mińsku. Organizatorem konferencji był Związek Polaków na Białorusi.

Uczestników i gości konferencji powitała prezes ZPB Andżelika Borys, przedstawiając publiczności historyków, przybyłych na spotkanie z Grodna, Warszawy i Poznania.

Prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys

Po niej do zgromadzonych przemówił ambasador RP na Białorusi Artur Michalski. Dyplomata, odnosząc się do tematu konferencji, podkreślił, że działalność I Korpusu Polskiego jest niezwykle istotną kartą historii zarówno Polski, jak i Białorusi.

Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski

O historii powstania formacji wojskowej, będącej tematem konferencji, opowiedział pracownik naukowy w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie Wojciech Muszyński. Zajmujący się okresem początku XX stulecia historyk zwrócił uwagę na to, że I Korpus Polski, do którego wstępowali służący w Armii Imperium Rosyjskiego żołnierze i oficerowie polskiego pochodzenia, nie miał łatwego startu. Polacy w wojsku rosyjskim musieli bowiem zmagać się z nieufnością ze strony rosyjskich sfer politycznych i czynników wojskowych. Początkowo zabraniano im używania polskich symboli narodowych. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych, kiedy to wyżsi dowódcy rosyjscy, nie uznając narodowego charakteru, składających się z Polaków wojskowych stowarzyszeń i zgromadzeń, nazywali te zgromadzenia nie „polskimi”, lecz „poleskimi”. Polacy w szeregach Armii Rosyjskiej walczyli jednak dzielnie i ofiarnie na frontach I wojny światowej. Powszechne było wówczas przekonanie, że Niemcy stanowią dla sprawy odrodzenia się Polski zagrożenie większe, niż Rosjanie. Białe Legiony, jak nazywano potocznie, poczynając od 1914 roku, polskie oddziały w wojsku rosyjskim miały wiele szczęścia do kadry dowódczej: zawodowi i dobrze wyszkoleni oficerowie, kierowani przez rosyjskie sztaby do dowodzenia „polskimi” jednostkami, najczęściej okazywali się nie tylko doskonałymi dowódcami, lecz przede wszystkim byli szczerymi Polakami i oddanymi patriotami sprawy polskiej. Powstały w wyniku scalenia polskich jednostek I Korpus Polski stał się w rosyjskiej armii de facto samodzielną armią, która posiadała prawie wszystkie charakterystyczne dla tamtych czasów rodzaje wojska. I Korpus Polski miał nawet własne lotnictwo. Była to armia o tyle jeszcze unikalna, że składając się z polskich patriotów, okazała się całkowicie odporna na agitację bolszewicką.

Wojciech Muszyński, pracownik naukowy w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie

Wojciech Muszyński podczas dyskusji

O formacjach, z których w 1917 roku utworzono I Korpus Polski w Rosji opowiada zaprezentowany podczas konferencji i wydany z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości album, autorstwa Wojciecha Muszyńskiego. Autor jeden z przywiezionych przez niego egzemplarzy albumu podarował ambasadorowi RP na Białorusi, a drugi przekazał w darze Oddziałowi ZPB w Mińsku, przekazując prezent na ręce prezes oddziału Heleny Marczukiewicz.

Wojciech Muszyński wręcza album Helenie Marczukiewicz, prezes Oddziału ZPB w Mińsku

Przemawia Helena Marczukiewicz, prezes Oddziału ZPB w Mińsku

Jednym z uczestników konferencji w Mińsku był pracownik IPN w Poznaniu, historyk Rafał Siechura. Jest on potomkiem jednego z oficerów I Korpusu Polskiego, który sto lat temu walczył o Niepodległą Polskę na terenie współczesnej Białorusi. Rafał Siechura wygłosił referat pt. „Gen. Józef Dowbor-Muśnicki, przyczółek do biografii”. W swoim wystąpieniu autor referatu przedstawił generała, będącego dowódcą polskiej armii, powstałej na terenie Rosji, jako postać wyjątkową.

Rafał Siechura, historyk, pracownik IPN w Poznaniu

Spragnionemu zdobywania wiedzy wojskowej przyszłemu twórcy I Korpusu Polskiego, udało się dostać na Akademię Sztabu Generalnego w Sankt-Petersburgu. Biorąc pod uwagę fakt, że po powstaniu styczniowym Polaków i katolików niechętnie przyjmowano do wyższych uczelni wojskowych, okazało się, że Józef Dowbór-Muśnicki był jednym z zaledwie trzech Polaków, którym to się udało. Przytaczając ciekawe fakty z biografii generała, opowiadając o jego rodzinie (m.in. o córce generała – porucznik Janinie Lewandowskiej, pilocie Wojska Polskiego i jedynej kobiecie, będącej ofiarą zbrodni katyńskiej), przedstawiając poglądy i wartości, które wyznawał gen. Józef Dowbor-Muśnicki, prelegent podkreślił, że jeden z największych bohaterów polskiego odrodzenia okazał się niezasłużenie zapomniany. – Za życia nie otrzymał żadnego polskiego odznaczenia państwowego – mówił Rafał Siechura, informując, że dopiero pośmiertnie w roku 1998 postanowieniem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego „w uznaniu wybitnych zasług dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej” generał został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. W roku 2015 z kolei bohater po raz pierwszy został upamiętniony pomnikiem, który ustanowiono w Lusowie (woj. wielkopolskie, gdzie generał na zlecenie Marszałka Józefa Piłsudskiego, po rozwiązaniu I Koprusu Polskiego, dowodził Powstaniem Wielkopolskim. W Lusowie generał zamieszkał po wojnie 1920 roku i mieszkał aż do śmierci w 1937 roku. Tam też został pochowany na miejscowym cmentarzu – red.). W listopadzie bieżącego roku, w ramach obchodów 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, kolejny pomnik generała Józefa Dowbor-Muśnickiego ma zostać odsłonięty w Międzyrzeczu (województwo lubuskie). W grudniu bieżącego roku z kolei IPN wyda okolicznościowy album, opowiadający o twórcy I Korpusu Polskiego.

O tym, jak układały się relacje między Dowborczykami (potoczna nazwa żołnierzy I Korpusu Polskiego, pochodząca od pierwszego członu nazwiska dowódcy – red.), a proklamowaną w 1918 roku Białoruską Republiką Ludową opowiedział podczas konferencji grodzieński historyk Andrej Czerniakiewicz. Prelegent w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę na to, że stosunki między Dowborczykami, a Białorusinami nie były jednoznaczne. Czasem polscy żołnierze zachowywali się wobec Białorusinów przyjaźnie, ale zdarzały się z ich strony także antybiałoruskie nastroje i zachowania.

Przemawia Andrej Czerniakiewicz, historyk z Grodna

Biorący udział w konferencji polski historyk i publicysta Michał Wołłejko wygłosił referat pt. „Kadra Oficerska I Korpusu Polskiego i jej rola w walkach o niepodległość Polski. Wybrane postacie”. Z wystąpienia prelegenta uczestnicy spotkania dowiedzieli się m.in., że generał Józef Dowbor-Muśnicki wyszkolił w dowodzonej przez siebie formacji mnóstwo późniejszych oficerów Wojska Polskiego. I Korpus Polski stał się więc prawdziwą kolebką przyszłych polskich dowódców wojskowych. Wywodziło się z niego 36-ciu generałów Wojska Polskiego, m.in.: gen. Władysław Anders, gen. Wacław Iwaszkiewicz, gen. Józef Leśniewski i wielu innych wybitnych dowódców.

Przemawia polski historyk i publicysta Michał Wołłejko

Referat pt. „Bitwa pod Krasnem i próby jej upamiętnienia, podejmowane w czasach II RP” wygłosił w ramach konferencji dziennikarz i publicysta, członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut. Działacz polski przypomniał o uroczystościach, zorganizowanych przez ZPB na początku bieżącego roku w miejscowości Krasne niedaleko Mołodeczna, gdzie zachowały się pozostałości po pomniku na zbiorowej mogile Dowborczyków, poległych w styczniu 1918 roku w boju z bolszewikami.

Andrzej Poczobut, dziennikarz i publicysta, członek Zarządu Głównego ZPB

Według Andrzeja Poczobuta przedwojenne upamiętnienie na zbiorowym grobie Dowborczyków zostało zdewastowane przez komunistów w 1940 roku i powinno zostać odnowione, aby „szczątki bohaterów spoczywały godnie”.

Po wygłoszeniu wszystkich zaplanowanych referatów w ramach konferencji odbył się panel dyskusyjny z udziałem publiczności. Zgromadzeni próbowali odnaleźć odpowiedź na pytanie: Czy historia I Korpusu Polskiego dzieli Polaków i Białorusinów, czy też odwrotnie? Dyskusja okazała się burzliwa, ale jej uczestnicy doszli do wspólnego wniosku, że I Korpus Polski był na pewno zauważalnym zjawiskiem w historii zarówno Polski, jak i Białorusi, a więc, mimo niemożności wypracowania wspólnej jego oceny, zarówno Polacy, jak i Białorusini, w imię zachowania prawdy historycznej i przekazywania jej kolejnym pokoleniom, powinni pamiętać, że taka formacja wojskowa na terytorium współczesnej Białorusi istniała i że jej żołnierze zasługują na szacunek oraz godne upamiętnienia, gdyż dzielnie walczyli o wartości nie tylko narodowe, ale też takie, które są wartościami uniwersalnymi.

Paulina Juckiewicz z Mińska

Konferencja pt. „Generał Józef Dowbor-Muśnicki i I Korpus Polski. Rola i znaczenie w historii Polski i Białorusi” odbyła się w sobotę, 29 września, w siedzibie Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Mińsku. Organizatorem konferencji był Związek Polaków na Białorusi. Uczestników i gości konferencji powitała prezes ZPB

NIK o przyznawaniu Karty Polaka osobom zamieszkałym za wschodnią granicą RP.

Polskie urzędy konsularne na Wschodzie miały poważne trudności z obsługą rosnącej liczby wniosków o wydanie Karty Polaka. Niewystarczająca obsada kadrowa konsulatów, brak szkoleń i sprzętu do wykrywania sfałszowanych dokumentów powodowało, że sprawy załatwiane były z opóźnieniem i licznymi błędami. W skrajnych przypadkach zainteresowani otrzymaniem karty na rozmowę z konsulem czekali ponad rok.

Wprowadzona w 2007 r. Karta Polaka miała pomóc rodakom zamieszkałym za wschodnią granicą w zachowaniu ich związków z narodowym dziedzictwem kulturalnym oraz wesprzeć ich starania o zachowanie języka polskiego. Od strony praktycznej Karta Polaka daje rodakom ze Wschodu przyjeżdżającym do Polski możliwość korzystania z takich samych praw, jakie mają obywatele naszego kraju. Na przykład z tym dokumentem można za darmo studiować na polskich uczelniach, swobodnie przekraczać polską granicę, czy korzystać ze zniżek na komunikację. W ostatnich latach większość rodaków ze Wschodu ubiegało się o Kartę Polaka głównie z pobudek ekonomicznych.

W latach 2015 – 2017 polskie urzędy konsularne na Wschodzie (m.in. w Armenii, Estonii, Gruzji, na Białorusi, Ukrainie, Litwie, Łotwie, w Kazachstanie, Uzbekistanie) odnotowały wzrost liczby wniosków o przyznanie Karty Polaka. W 2015 r. złożono ponad 24 tys. wniosków, a w 2016 r. jeszcze więcej – blisko 27,5 tys.

Wśród blisko 77 tys. wszystkich wniosków, które w latach 2015 – 2017 trafiły do polskich placówek konsularnych na Wschodzie, najwięcej złożono na Białorusi (ponad 50 proc. ogółu wniosków) oraz na Ukrainie (ponad 43 proc.).

NIK zauważa, że urzędy konsularne miały trudności z obsługą rosnącej liczby wniosków. Jak ustaliła Izba w kontrolowanych placówkach (Wydział Konsularny Ambasady RP w Astanie, Konsulaty Generalne RP w Grodnie, Łucku, Winnicy i Lwowie) problemem był niedobór kadry oraz duża rotacja urzędników konsularnych. Niejednokrotnie kierowani byli oni do urzędów w trybie tzw. pomocy doraźnej. Rażącym przykładem był Wydział Konsularny Ambasady RP w Astanie, gdzie do zadań związanych z przyznawaniem Karty Polaka angażowano osoby z personelu pomocniczego, nieposiadające obywatelstwa polskiego. W Wydziale tym przez prawie dwa lata pracował tylko jeden konsul (kierownik Wydziału), który oprócz zadań związanych z Kartą Polaka miał również inne obowiązki.

Dodatkowo NIK zwraca uwagę, że urzędnicy zajmujący się zagadnieniami karty nie byli odpowiednio przeszkoleni. W 2015 r. i do jesieni 2016 r. szkolenia urzędników mających wyjechać do pracy w konsulatach, nie przewidywały wyodrębnionego bloku tematycznego związanego z Kartą Polaka. Dopiero od jesieni 2016 r. zagadnienia dotyczące tej tematyki uwzględniono w przedwyjazdowych szkoleniach konsularnych.

Polskie urzędy konsularne na Wschodzie nie posiadały jednolitego, wspartego informatycznie systemu organizacyjnego, umożliwiającego skrócenie czasu oczekiwania osób ubiegających się o Kartę Polaka na rozmowę z konsulem. Każda z placówek, we własnym zakresie, tworzyła odrębne koncepcje, według których przyjmowano dokumenty i umawiano wnioskodawców na wizyty.

Problemy kadrowe i nie w pełni wydajna  organizacja pracy spowodowały, że w dwóch z pięciu kontrolowanych placówek (w Astanie i Winnicy) znacząco spadła liczba przyjętych i rozpatrzonych wniosków – w Winnicy nawet o ponad 50 proc.

Po złożeniu dokumentów, aby otrzymać Kartę Polaka niezbędna jest osobista rozmowa z konsulem. Średni czas oczekiwania na spotkanie z nim wynosił 120 dni. Najkrótszy był w konsulacie we Lwowie 14 dni, a najdłuższy w Grodnie – aż 380 dni.

Aby ułatwić otrzymanie Karty Polaka konsulaty powinny organizować dyżury konsularne w terenie, głównie w miejscach, gdzie są duże skupiska polonii. Robiono to sporadycznie lub wcale. W trzech spośród pięciu kontrolowanych urzędów zaprzestano lub w ogóle nie organizowano dyżurów konsularnych. W jednej z placówek takie dyżury odbywały się raz na 2 – 3 miesiące. Brak spotkań w miejscach zamieszkania wnioskodawców istotnie ograniczał możliwość ich kontaktu z konsulem, zwłaszcza, że odległość od polonijnych środowisk do siedziby konsulatu w niektórych ze skontrolowanych urzędów wynosiła nawet 700 km. W ten sposób dla niektórych urząd stawał się praktycznie niedostępny, a uzyskanie karty niemożliwe.

Na podjęcie decyzji w sprawie przyznania karty urzędy mają 30 dni. Często termin ten był przekraczany – od 32 do 283 dni. Średnio aż 49 proc. zbadanych decyzji odmownych i 2,5 proc. tych o przyznaniu Karty Polaka załatwiono po terminie. Poza tym zwykle nie informowano osób ubiegających się o kartę o okolicznościach powodujących przedłużenie terminu i wyznaczeniu nowej daty załatwienia sprawy. Nieuzasadniona przewlekłość w wydawaniu decyzji o przyznaniu lub odmowie przyznania Karty Polaka, nie dość, że naruszała przepisy, to także nie budowała wśród oczekujących na decyzję, przeświadczenia, że urząd działał w sposób profesjonalny i rzetelnie traktował wnioskodawców.

Nieterminowe załatwianie spraw z zakresu Karty Polaka

Dodatkowo we wszystkich skontrolowanych placówkach konsularnych wystąpiły przypadki błędów formalnych popełnianych przez konsulów. Na przykład w decyzjach nie wskazywano okresu, na jaki przyznano Kartę lub przedłużono jej ważność. W ten sposób jej posiadacze nie wiedzieli dokładnie, kiedy kończy się termin ważności karty. Średnio w 37 proc. zbadanych decyzji przywołano niewłaściwą lub niepełną podstawę prawną. Ponadto 27 proc. decyzji nie zawierało pouczenia o prawie odwołania się do Rady do Spraw Polaków na Wschodzie. Sytuacja ta wskazuje na to, że urzędnicy konsularni nie znali obowiązujących przepisów prawa dotyczących przyznawania Karty Polaka bądź nierzetelnie realizowali obowiązki.

We wszystkich skontrolowanych urzędach konsularnych wystąpiły nieprawidłowości związane z funkcjonowaniem i prowadzeniem Centralnego Rejestru Przyznanych i Unieważnionych Kart Polaka (CRKP). Stosowana od 1 stycznia 2017 r. wersja 2.0 systemu była niedopracowana, przez co generowała błędy przy drukowaniu blankietów. W części przypadków błędy przy wprowadzaniu danych popełniali sami urzędnicy, a niektórzy w ogóle nie uzupełniali rejestrów.

W latach 2015 – 2017 w kontrolowanych placówkach wydano łącznie 562 decyzje o odmowie przyznania Karty Polaka, co stanowiło 1,3 proc. wszystkich decyzji. Liczba odmów rośnie – w 2017 r. było ich trzykrotnie więcej niż w 2015 r.

Największym wyzwaniem związanym z wydawaniem Kart Polaka dla polskich urzędów konsularnych jest sposób i skuteczność weryfikacji prawdziwości przedstawianych przez wnioskodawców dokumentów. Starający się o karty powinni przedstawić dokumenty świadczące o ich polskim pochodzeniu np. potwierdzające deportację na Wschód dziadków, czy pradziadków. W przypadku braku takich dokumentów niezbędne jest zaświadczenie wystawione przez organizacje polonijne działające na wschodzie potwierdzające zaangażowanie wnioskodawcy w kultywowanie i działanie na rzecz kultury polskiej.

Tymczasem urzędy konsularne, mimo zaleceń MSZ, nie zostały wyposażone w odpowiednie urządzenia, które w sposób profesjonalny pozwoliłyby wykrywać podrobione lub przerobione dokumenty. Posiadane przez placówki urządzenia były bezużyteczne. Nie umożliwiały one wykrycia fałszerstw starych, archiwalnych dokumentów, dołączanych do wniosków o kartę.

Dodatkowo w trzech (z pięciu) urzędów pracownicy zajmujący się Kartami Polaka nie przeszli szkoleń odnośnie rozpoznawania fałszywych dokumentów, oceny autentyczności zabezpieczeń i metod działania przestępców. Ponadto MSZ nie przekazało placówkom zagranicznym zamówionego przez siebie i opracowanego przez specjalistę zewnętrznego materiału szkoleniowego, dotyczącego sprawdzania znajomości języka i polskich tradycji oraz zwyczajów.

Tymczasem kontrola NIK wykazała, że problem fałszerstw był bardzo poważny. Konsulowie skontrolowanych urzędów w latach 2015 – 2017 odkryli łącznie aż 151 prób wyłudzania Karty Polaka za pomocą podrobionych i przerobionych dokumentów. Jednak w większości przypadków (89 proc. spraw), niezgodnie z prawem, do czerwca 2017 r., nie poinformowali o tym organów ścigania. Zaniechanie to obniżało autorytet polskich placówek konsularnych. Cudzoziemcy przedkładający sfałszowane dokumenty, w związku z brakiem odpowiednej reakcji, mogli mieć poczucie bezkarności.

Tymczasem wątpliwości, co do prawdziwości  mogą budzić nie tylko stare dokumenty, lecz także zaświadczenia wystawiane przez organizacje polonijne. Konsulowie z Astany i Winnicy informowali MSZ o przypadkach wskazujących na to, że w niektórych organizacjach polonijnych można kupić takie zaświadczenia za określoną kwotę. Niejednokrotnie takie informacje pojawiały się na forach internetowych.

Gdy kierownik wydziału konsularnego w Astanie jednej z osób ubiegających się o Kartę Polaka zwrócił uwagę, że jej zaświadczenie jest niezgodne z przepisami, ta wprost przyznała się, że „wzmocniła” działalność organizacji polonijnej datkiem ok. 1,5 tys. dolarów i została zapewniona, że to wystarczające zasługi, aby otrzymać zaświadczenie. Innym razem zaświadczenie o działalności na rzecz polonii w Kazachstanie otrzymał od prezesa tamtejszego stowarzyszenia, Ukrainiec, który nie mieszka w Kazachstanie. Na pytanie, jak może on działać na rzecz Polonii Kazachstańskiej, prezes stowarzyszenia odpowiedział, że pomaga im finansowo. Pomoc wyniosła 1,5 tys. dolarów. Jednocześnie prezes dodał, że na Ukrainie, taka pomoc, aby otrzymać zaświadczenie, musi być dużo wyższa – ok 5 tys. dolarów, więc Ukraińcom bardziej opłacało się pomagać Polonii Kazachstańskiej.

Te przykłady wskazują, iż niezbędne jest monitorowanie przez urzędy konsularne wszelkich aspektów wystawiania zaświadczeń przez organizacje polonijne. Proceder kupowania zaświadczeń może się nasilić zwłaszcza w państwach, w których jest coraz gorsza sytuacja wewnętrzna, np. na Ukrainie.

To, czy przypadki oszustw zostaną wyłapane wiele zależy od samego konsula i jego urzędników, którzy przeprowadzają rozmowę z wnioskodawcą i analizują przedstawione dokumenty.

Tymczasem kontrola NIK wykazała przypadki nierzetelnego działania urzędników konsularnych. Na przykład w ambasadzie w Astanie stwierdzono, że w pięciu spośród 11 analizowanych przypadków, konsul przy przyznawaniu Karty Polaka uwzględnił zaświadczenia wydane przez organizacje polonijne, których treść nie potwierdzała realnego zaangażowania na rzecz języka i kultury polskiej. W tym samym konsulacie w trzech przypadkach wnioskodawcy uzyskali Kartę Polaka, mimo braku dokumentów niezbędnych do jej wydania. Ta sama placówka wystąpiła do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o konsultacje (pod względem obronności bezpieczeństwa i ochrony porządku publicznego państwa oraz ewentualne działania wnioskodawcy na szkodę interesów RP), w odniesieniu do … dwuletniego dziecka.

Przykładem na opieszałość w działaniu konsulatów może być sprawa sześciu studentów, posiadaczy Karty Polaka, którzy zachowywali się w sposób uwłaczający Rzeczpospolitej Polskiej – sfotografowali się z flagą Ukraińskiej Powstańczej Armii, a zdjęcia zamieścili w Internecie. Konsulat Generalny RP w Winnicy, który informację o zachowaniu studentów otrzymał od rektora Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu, przez ponad 1,5 roku zwlekał z decyzją o unieważnieniu Karty Polaka dla tych osób. W tym czasie dwóch, z sześciu posiadaczy tego dokumentu zdążyło otrzymać zezwolenie na pobyt stały w Polsce. Podjęte działania konsulatu zmierzające do odebrania karty pozostałym czterem osobom okazały się skuteczne w przypadku tylko dwóch osób. Z powodu błędów proceduralnych popełnionych przez konsula, decyzje dotyczące dwóch następnych studentów zostały uchylone przez Radę do Spraw Polaków na Wschodzie.

Wnioski

Do Ministra Spraw Zagranicznych o:

  • podjęcie działań zapewniających adekwatną do skali potrzeb obsadę personelu urzędników konsularnych oraz doposażenie placówek w sprzęt ułatwiający badanie dokumentów pod kątem wykrywania i eliminacji fałszerstw;
  • zwiększenie nadzoru nad przebiegiem rozpatrywania wniosków o przyznanie Karty Polaka oraz specjalistycznych szkoleń urzędników konsularnych;
  • wprowadzenie niezbędnych usprawnień w systemach Wiza – Konsul i CRKP w celu efektywniejszego wykorzystania możliwości technicznych tych systemów;
  • przeprowadzenie pogłębionej analizy procederu fałszowania dokumentów przez osoby ubiegające się o przyznanie Karty Polaka, umożliwiającej ocenę rzeczywistej skali problemu oraz podjęcie właściwych działań minimalizujących związane z tym ryzyko.

Do Konsulów Generalnych RP o:

  • informowanie krajowych organów ścigania, w tym prokuratury, o ujawnionych przypadkach fałszerstw dokumentów podczas ubiegania się o Kartę Polaka;
  • wskazywanie w treści decyzji o przyznaniu lub przedłużeniu ważności Karty Polaka okresu, na jaki jest ona wydawana oraz okresu ważności karty;
  • zwiększenie liczby dyżurów konsularnych, związanych z przyznawaniem Karty Polaka;
  • skrócenie czasu oczekiwania na spotkanie z konsulem w związku z przyznawaniem Karty Polaka.

Znadniemna.pl za nik.gov.pl

 

NIK o przyznawaniu Karty Polaka osobom zamieszkałym za wschodnią granicą RP. Polskie urzędy konsularne na Wschodzie miały poważne trudności z obsługą rosnącej liczby wniosków o wydanie Karty Polaka. Niewystarczająca obsada kadrowa konsulatów, brak szkoleń i sprzętu do wykrywania sfałszowanych dokumentów powodowało, że sprawy załatwiane były z

Skip to content