HomeStandard Blog Whole Post (Page 259)

Wczoraj, 27 września, małżeństwo nauczycieli języka polskiego z Polski Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie przed uroczystością pasowania swoich wychowanków klas pierwszych na uczniów musieli opuścić terytorium Białorusi. Oddział Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego miasta Grodna odmówił nauczycielom prawa do dalszego pobytu na Białorusi.

Tomasz i Małgorzata Banaszkiewiczowie

Małżeństwo nauczycieli Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie zostali skierowani do Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą.

– Wczoraj dla naszej szkoły był bardzo smutny dzień: dwóch wspaniałych nauczycieli musiało opuścić kraj… Byli to ludzie, którzy chcieli i umieli pracować z młodzieżą. Jest mi, jako dyrektor tej placówki, niezmiernie przykro, z drugiej zaś strony jestem OBURZONA takim zachowaniem władz białoruskich! Dla mnie czy to w klasie, czy w to w szkole najważniejszy jest UCZEŃ i dlatego dołożę wszelkich starań, by Uczniowie otrzymali u nas to, po co przyszli – Miłość i Wiedzę – skomentowała na Facebooku Danuta Karpowicz, dyrektor Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego przy ZPB w Grodnie.

Prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys żegna się z nauczycielami

Z kolei członek Zarządu Głównego ZPB Andrzej Poczobut na swoim profilu facebookowym napisał, że Białoruś jest jedynym krajem na świecie, który tak zawzięcie zwalcza język polski.

– W tym roku 11 dzieci nie zostało przyjętych do państwowej Szkoły Polskiej w Grodnie, a w całym szeregu państwowych szkół zlikwidowano fakultatywne lekcje języka polskiego. Teraz przyszła kolej na oświatę społeczną. Nieoficjalnie wiemy, że w następnym tygodniu kolejni nauczyciele skierowani na Białoruś przez ORPEG podlegający Ministerstwu Edukacji Narodowej RP będą wydalenia z Bialorusi. Jak to się mowi: na Wschodzie bez zmian – skomentował Andrzej Poczobut.

Znadniemna.pl

Wczoraj, 27 września, małżeństwo nauczycieli języka polskiego z Polski Małgorzata i Tomasz Banaszkiewiczowie przed uroczystością pasowania swoich wychowanków klas pierwszych na uczniów musieli opuścić terytorium Białorusi. Oddział Spraw Wewnętrznych Administracji Rejonu Leninowskiego miasta Grodna odmówił nauczycielom prawa do dalszego pobytu na Białorusi. [caption id="attachment_41813" align="alignnone" width="480"]

Odkąd ustawa o Karcie Polaka w 2008 r. weszła w życie, dokument otrzymało ponad 137 tys. obywateli Białorusi.

W odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej” Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że w okresie od 2008 r. do 24 września 2019 r. w placówkach dyplomatycznych na Białorusi przyznano 131 770 Kart Polaka. Z kolei ponad 1,5 tys. wniosków jest w trakcie rozpatrywania.

Oznacza to, że w ciągu ostatnich trzech lat dokument otrzymało na Białorusi ponad 55 tys. osób. Liczbę można oszacować, ponieważ w czerwcu 2016 r. ówczesny ambasador RP w Mińsku Konrad Pawlik mówił o 75 tys. przyznanych kart. Obywatele Białorusi wciąż stanowią największą grupę wśród ich posiadaczy (na drugim miejscu jest Ukraina).

Od października 2017 r. wnioski o przyznanie kart przyznaje również Wojewoda Podlaski. W piątek Podlaski Urząd Wojewódzki w Białymstoku poinformował „Rzeczpospolitą”, że od 14 października 2017 roku do 30 sierpnia 2019 roku wydano 5376 Kart Polaka.

Egzamin z polskości

Otrzymanie karty nie jest jednak ani szybkie, ani proste. Cały proces może trwać nawet kilkanaście miesięcy, a samo polskie pochodzenia i znajomość języka nie wystarczą. Ostatecznie o wszystkim decyduje rozmowa z polskim konsulem (lub pracownikiem urzędu w Białymstoku). To nie jest zwykła rozmowa, ponieważ konsul zadaje pytania dotyczące historii, kultury i tradycji polskiej, które często nie należą do najłatwiejszych.

Na Białorusi nawet powstała płatna aplikacja Karta Polaka, która ma ułatwić naukę przygotowującym się do takiej rozmowy. Zgromadzono tam pytania, który wcześniej były już zadawane. Wśród nich jest np. prośba o opowiedzenie „legendy o powstaniu Wisły” czy wymienienie „polskich zabytków na liście UNESCO”.

Mieszkający w Polsce szef Fundacji Młode Kresy Mirosław Kapcewicz (organizacja zrzesza Polaków pochodzących z Białorusi, Litwy i Ukrainy) powiedział jednak, że otrzymanie Karty Polaka w 2010 r. nie było dla niego kłopotem. – Miałem styczność z językiem polskim w rodzinnym domu. Interesowałem się historią Polski, więc pytania tego typu też nie były dla mnie trudne – mówi „Rzeczpospolitej”. Od kilku dni prowadzi na Białorusi akcję „Pamiętam, kim jestem”, którą opisywaliśmy na naszych łamach. – Karta Polaka dała mi przede wszystkim poczucie, że państwo polskie dba o swoich rodaków na Kresach – dodaje.

Mińsk pozostaje krytyczny

Odkąd w 2016 r. znowelizowano ustawę o Karcie Polaka, jej posiadacze mogą otrzymać niemal od ręki bezpłatną kartę stałego pobytu, a po roku mieszkania w kraju – obywatelstwo polskie. Mogą też starać się o pomoc finansową, która jest wypłacana przez dziewięć miesięcy. To znacząco zmieniło znaczenie Karty Polaka, gdyż wcześniej na jej podstawie nie można dostać nawet zgody na czasowy pobyt, a jedynie bezpłatną wizę. Po ostatniej nowelizacji ustawy w czerwcu Karta Polaka objęła także rodaków na całym świecie, a nie tylko w państwach byłego ZSRR.

– Gdy powstawała ustawa o karcie w 2005 r., chodziło przede wszystkim o ułatwienie kontaktu z ojczyzną rodakom, którzy nadal chcą pozostać w miejscu zamieszkania. W 2016 r. sytuacja się zmieniła. Zobaczyliśmy, że repatriacja nie działa. Stworzono więc warunki do przeprowadzenia się i osiedlenia się w Polsce posiadaczom kart. Po prostu zmieniła się koncepcja – tłumaczy szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, który był jednym z inicjatorów wprowadzenia Karty Polaka.

Niezmienny natomiast pozostaje stosunek do karty władz w Mińsku. Posiadając ją, nie można liczyć na awans w sektorze państwowym. Od 2011 r. obowiązuje odpowiednia ustawa, która zakazuje posiadanie tego dokumentu urzędnikom czy pracownikom służb mundurowych.

– Słusznie, ponieważ obywatel nie może być lojalny wobec dwóch krajów jednocześnie – mówi „Rzeczpospolitej” Walery Waraniecki, szef komisji zagranicznej niższej izby białoruskiego parlamentu. – To godzi w nasze interesy i negatywnie odbija się na naszych relacjach z Warszawą – twierdzi.

Znadniemna.pl za Rusłan Szoszyn/rp.pl

Odkąd ustawa o Karcie Polaka w 2008 r. weszła w życie, dokument otrzymało ponad 137 tys. obywateli Białorusi. W odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej" Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że w okresie od 2008 r. do 24 września 2019 r. w placówkach dyplomatycznych na Białorusi przyznano 131 770

Przedstawiciele białoruskiej inteligencji napisali list otwarty do rządu Litwy. Proszą o pochowanie przywódcy powstania styczniowego Wincentego Konstantego Kalinowskiego nie w Wilnie, ale na Białorusi.

Wincenty Konstanty Kalinowski, przywódca powstania styczniowego na ziemiach dzisiejszych Litwy i Białorusi

– Wiadomość o odnalezieniu i identyfikacji szczątków powstańców lat 1863-1864 na Górze Zamkowej w Wilnie przyjęliśmy z wielkim poruszeniem. 155 lat, które minęło od czasu powstania, potwierdziło: ofiara mężnych bojowników o wolność nie poszła na marne. Suwerenność Białorusi, Litwy i Polski są świadectwem historycznej sprawiedliwości, zdobytej krwią naszych bohaterów narodowych – rozpoczynają swój list przedstawiciele białoruskiej społeczności twórczej.

Dalej przekonują oni, że Wincenty Konstanty Kalinowski jest białoruskim bohaterem narodowym, który oddał życie za wolność i godność Białorusinów. Dziękują jednocześnie, że Litwa postanowiła godnie uczcić jego pamięć i pochować go w panteonie bohaterów na Starej Rossie w Wilnie.

– Takie miejsce potrzebne jest też nam, Białorusinom. Uważamy, że naszego bohatera narodowego Konstantego Kalinowskiego należy pochować na Białorusi i prosimy naród litewski o rozpatrzenie tej możliwości. Naród białoruski przeżywa teraz trudne chwile, istnieje wiele zagrożeń dla niepodległości jego państwa. Pochowanie Kalinowskiego na Białorusi byłoby symbolem przypominającym Białorusinom, jak należy kochać swoją Ojczyznę, swój naród i jak należy o nie walczyć – czytamy w liście do władz Litwy.

Przedstawiciele białoruskiej inteligencji podkreślają, że taki gest ze strony Litwy jeszcze bardziej zbliżył by oba narody, które przez stulecia pokojowo współistniały „we wspólnym potężnym państwie” – najpierw w Wielkim Księstwie Litewskim, a potem w Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

– Za wolność naszą i waszą! – kończy swój list Białorusini.

Wśród 79 sygnatariuszy listu do władz Litwy znaleźć możemy najwybitniejszych przedstawicieli białoruskiej kultury, nauki, sportu, jak też znanych działaczy społecznych i politycznych. Listę otwiera noblistka Swietłana Aleksiejewicz. List podpisał także zastępca dyrektora Telewizji Biełsat Alaksiej Dzikawicki. Pełen tekst listu i lista sygnatariuszy dostępna jest TUTAJ.

Wincenty Konstanty Kalinowski (nazywany na Białorusi Kastusiem Kalinowskim) jest uznawany za bohatera narodowego Polski, Litwy i Białorusi. Dowodził on powstaniem styczniowym na terenie zajętego przez Rosję Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ten pochodzący ze stanu szlacheckiego społecznik przed powstaniem i w jego trakcie był wydawcą pierwszej białoruskojęzycznej gazety, w której wzywał Białorusinów do buntu przeciwko caratowi.

W marcu 1864 roku został stracony w Wilnie wraz z 20 powstańcami, a ich ciała Rosjanie pogrzebali w tajemnicy. W 2017 roku litewscy archeolodzy odkryli szczątki powstańców na zboczu Góry Zamkowej. Jesienią br. podczas wspólnej polsko-litewskiej uroczystości powstańcy mają spocząć w odnowionej kaplicy na wileńskiej Starej Rossie. Staraniem białoruskich działaczy, inskrypcja na sarkofagu będzie sporządzona w trzech językach: litewskim, polskim i białoruskim.

Białoruskie władze państwowe uznają Kalinowskiego za ważną postać historyczną. Nie oddają mu jednak czci jako bohaterowi narodowemu – jako powstaniec walczący z caratem jest dla nich zbyt antyrosyjski.

Znadniemna.pl za belsat.eu

Przedstawiciele białoruskiej inteligencji napisali list otwarty do rządu Litwy. Proszą o pochowanie przywódcy powstania styczniowego Wincentego Konstantego Kalinowskiego nie w Wilnie, ale na Białorusi. [caption id="attachment_41767" align="alignnone" width="480"] Wincenty Konstanty Kalinowski, przywódca powstania styczniowego na ziemiach dzisiejszych Litwy i Białorusi[/caption] – Wiadomość o odnalezieniu i identyfikacji szczątków

Pokaz filmu pt. „Krew na bruku. Grodno 1939”, opowiadający o bohaterskiej obronie Grodna przez Armią Czerwoną w dniach 20-22 września 1939 roku zorganizował 24 września na swoim tradycyjnym zebraniu wtorkowym Oddział Miejski Związku Polaków na Białorusi w Grodnie.

Janina Sołowicz, prezes Miejskiego Oddziału ZPB w Grodnie rozpoczyna zebranie wtorkowe

Film, który został nakręcony pięć lat temu przez warszawską Fundację Joachima Lelewela i firmę producencką LunarSIX przy wsparciu Związku Polaków na Białorusi, działaczom Oddziału ZPB w Grodnie zaprezentował nasz redakcyjny kolega, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl Andrzej Pisalnik. Dziennikarz przypomniał, że na potrzeby nakręcenia filmu o obronie Grodna przed Sowietami działacze ZPB zebrali, w ramach specjalnie prowadzonej zbiórki pieniężnej, ponad 9 tysięcy złotych, co stanowiło prawie 20 procent całego budżetu filmu i było największą darowizną złożoną na powstanie filmu przez jakikolwiek z wspierających jego produkcję podmiotów.

Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

– Wasz wkład jest rekordowy – mówił w lipcu 2014 roku, odbierając zebrane przez działaczy ZPB na potrzeby filmu pieniądze, prezes Fundacji Joachima Lelewela Piotr Kościński. Wyznał wówczas, że wielkość związkowej „cegiełki” jest porównywalna z darowiznami, otrzymanymi przez twórców filmu od instytucji o wiele zamożniejszych od Polaków na Białorusi.

Po emisji filmu, w ramach zebrania wtorkowego Oddziału Miejskiego ZPB w Grodnie, odbyło się omówienie przedstawionych w filmie dramatycznych wydarzeń sprzed 80-ciu lat. Wieloletni działacz ZPB Tadeusz Malewicz, będący prezesem Komitetu Ochrony Zabytków i Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB, podzielił się m.in. takim wspomnieniem: – W latach 90. minionego stulecia byłem w składzie delegacji ZPB, która odwiedziła w Warszawie jedną z największych bohaterek obrony Grodna we wrześniu 1939 roku śp. Grażynę Lipińską, która opisała bohaterską i niezłomną postawę grodnian w obliczu agresji sowieckiej w książce – dokumencie pt. „Jeśli zapomnę o nich …” – opowiedział Tadeusz Malewicz. Dodał, że przy okazji wizyty u Grażyny Lipińskiej działacze ZPB przekazali jej decyzję władz Związku Polaków na Białorusi o nadaniu jej honorowego członkostwa w ZPB.

Tadeusz Malewicz, prezes Komitetu Ochrony Zabytków i Miejsc Pamięci Narodowej przy ZPB

To właśnie dzięki świadectwu Grażyny Lipińskiej świat dowiedział się o najtragiczniejszym epizodzie wydarzeń grodzieńskich sprzed 80-ciu lat – tragicznej śmierci 13-letniego obrońcy Grodna Tadeusza Jasińskiego, którego Sowieci, rannego, spływającego krwią, przywiązali do pancerza czołgu, aby wykorzystać dziecko jako żywą tarczę w walce z obrońcami polskiego Grodna.

Znadniemna.pl

Pokaz filmu pt. „Krew na bruku. Grodno 1939”, opowiadający o bohaterskiej obronie Grodna przez Armią Czerwoną w dniach 20-22 września 1939 roku zorganizował 24 września na swoim tradycyjnym zebraniu wtorkowym Oddział Miejski Związku Polaków na Białorusi w Grodnie. [caption id="attachment_41757" align="alignnone" width="480"] Janina Sołowicz, prezes Miejskiego

Uroczystość poświęcenia kaplicy w Czombrowie pod Nowogródkiem, gdzie znajdował się kiedyś majątek rodziny Karpowiczów, uważany za pierwowzór Soplicowa w „Panu Tadeuszu”, odbyła się we wtorek, 24 września, z udziałem gości z Polski i Białorusi.

Kaplica Karpowiczów po renowacji, fot.: www.facebook.com/andrzej.poczobut.9

Nowogródek, w którym urodził się i dorastał Adam Mickiewicz, znajduje się dzisiaj na terytorium Białorusi.

„Dla mnie osobiście to oszałamiający moment, finał wielu lat starań o upamiętnienie tego miejsca, które związane jest z życiem i twórczością Adama Mickiewicza i historią mojej rodziny” – powiedziała PAP Joanna Puchalska, pochodząca z rodziny Karpowiczów, która od lat bada i opisuje historie rodziny i rodzinnego majątku.

Tak wyglądała kaplica Karpowiczów przed renowacją, fot.: globus.tut.by

W książce „Dziedziczki Soplicowa” Puchalska opisała historię Czombrowa i jego kolejnych właścicielek. Sięgając do rodzinnych dokumentów udowadniała, że Czombrów to prototyp Soplicowa. Jej badania były na tyle przekonujące, że środowisko naukowe uznało dawny majątek w Czombrowie, którego właścicielką była w czasach Mickiewicza jego matka chrzestna Aniela Uzłowska, za pierwowzór dworu opisanego w „Panu Tadeuszu”.

Jak powiedziała Puchalska, w swojej pracy badawczej porównywała różne elementy życia w majątku w Czombrowie z tymi opisanymi w „Panu Tadeuszu”. „Zbieżne jest wiele elementów, jak np. rodzaje upraw czy historie stosunków damsko-męskich. Najważniejsza jednak jest analogia pomiędzy zajazdem opisanym przez Mickiewicza i trzema zajazdami, które miały miejsce w Czombrowie” – wskazała pisarka. „W jednym z nich na czele +armii Czombrowa+ stał Mateusz Majewski, dziad Mickiewicza, zarządca majątku dziedzica Uzłowskiego. Skąd poeta mógł się dowiedzieć o tych wydarzeniach? Oczywiście – od dziadka” – przekonywała badaczka.

Kaplica w Czombrowie powstała już wiele lat po Mickiewiczu, ale jest jedynym zachowanym elementem dworu w Czombrowie, spalonego w 1943 r. przez Sowietów. „To miejsce, gdzie Mickiewicz mógł bywać, choć sama kapliczka jeszcze wtedy nie istniała” – wskazała Puchalska. Przez wiele lat budowla popadała w ruinę, jednak udało się ją odremontować.

Oprócz Puchalskiej we wtorkowej uroczystości brali udział inni potomkowie związanych z tym miejscem rodów Karpowiczów i Bułhaków, między innymi Bogdan Bułhak, wnuk Jana, wybitnego fotografa, który na swoich zdjęciach udokumentował wiele regionów II RP, w tym tereny Nowogródczyzny i Wileńszczyzny.

„To wzruszająca chwila” – mówił podczas uroczystości konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek, który był jednym z inicjatorów renowacji kaplicy. Podkreślił, że działając wspólnie ze stroną białoruską udało się odtworzyć miejsce związane ze stronami rodzinnymi polskiego wieszcza, „symboliczne dla wszystkich Polaków” i ważne dla Białorusinów.

W uroczystości uczestniczyli polscy dyplomaci z Grodna i z Mińska, władze Polskiej Fundacji Narodowej – która sfinansowała rekonstrukcję kaplicy – i mieszkających na Białorusi Polaków. Obecni byli również przedstawiciele polskiego MSZ, urzędu marszałkowskiego województwa podlaskiego i władz rejonu nowogródzkiego.

Cezary Jurkiewicz, członek zarządu Polskiej Fundacji Narodowej, podkreślił, że wspólne z władzami białoruskimi odbudowanie kaplicy jest niezwykle ważnym wydarzeniem. „Dla mnie osobiście jest to niebywałe przeżycie” – mówił, dodając, że „w tle tego wszystkiego jest perspektywa nieba, Chrystusa”. Wskazał, że wieńcząca kaplicę figura Chrystusa niosącego krzyż jest symbolem cierpień, którego doświadczyły narody Polski i Białorusi.

Banery fundatorów renowacji – Polskiej Fundacji Narodowej i Konsulatu Generalnego RP w Grodnie, fot.: www.facebook.com/andrzej.poczobut.9

Przedstawiciele strony białoruskiej dziękowali za wsparcie Polski w odbudowie kaplicy, która, jak przekonywali, „jest także elementem białoruskiego dziedzictwa”.

Jak powiedział PAP Siarhiej Fiedczanka, przewodniczący nowogródzkich władz rejonowych, kaplica zostanie włączona w skład znajdującego się na terenie Nowogródczyzny turystycznego „szlaku mickiewiczowskiego”. Jak dodał, muzeum Mickiewicza w Nowogródku odwiedza rocznie ok. 30 tys. turystów, w tym bardzo wielu Polaków, jednak władzom zależy na tym, by ta liczba była jeszcze większa.

W czasie uroczystości odczytano listy sekretarza stanu w kancelarii prezydenta Adama Kwiatkowskiego i wiceministra spraw zagranicznych Szymona Szynkowskiego vel Sęka.

Znadniemna.pl za Justyna Prus/PAP

Uroczystość poświęcenia kaplicy w Czombrowie pod Nowogródkiem, gdzie znajdował się kiedyś majątek rodziny Karpowiczów, uważany za pierwowzór Soplicowa w „Panu Tadeuszu”, odbyła się we wtorek, 24 września, z udziałem gości z Polski i Białorusi. [caption id="attachment_41747" align="alignnone" width="500"] Kaplica Karpowiczów po renowacji, fot.: www.facebook.com/andrzej.poczobut.9[/caption] Nowogródek, w którym

Polacy mobilizują się przed powszechnym spisem ludności na Białorusi. Chcą pokazać, ilu ich na prawdę jest.

– Do naszych drzwi zapukają rachmistrzowie, by zadać nam różne pytania. Dla nas, Polaków na Białorusi, jedną z najważniejszych rubryk jest pytanie o narodowość i język ojczysty. Nie jesteśmy na Białorusi emigrantami, jesteśmy u siebie – zwraca się do Polaków na Białorusi działająca w Polsce Fundacja Młode Kresy, która zrzesza Polaków pochodzących z Białorusi, Litwy i Ukrainy. Fundacja symbolicznie rozpoczęła 17 września kampanię „Pamiętam, kim jestem”, w 80. rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. Rozpoczęta w sieci akcja szybko przeniosła się na przystanki autobusowe i słupy reklamowe.

W ten sposób kobieta ze słynnego amerykańskiego plakatu propagandowego „We Can Do It!” (mobilizowała pracowników amerykańskich fabryk w czasie II wojny światowej) dostała biało-czerwoną naszywkę i apeluje do Polaków w wielu miastach Grodzieńszczyzny, by deklarowali swą narodowość.

Zniknęło sto tysięcy

Wszystko z powodu spisu powszechnego, który na Białorusi rusza 4 października i potrwa do końca miesiąca. W 2009 r. – podczas poprzedniego – w powietrzu rozpłynęło się ponad 100 tys. Polaków. Z jego danych wynika, że narodowość polską zadeklarowało niespełna 295 tys. osób. Tymczasem w 1999 białoruski urząd statystyczny odnotowywał niemal 400 tys. mieszkających na Białorusi Polaków. – Nie ufam rezultatom poprzednich spisów powszechnych. Urzędnicy celowo zaniżają ilość Polaków mieszkających na Białorusi. Tak samo jak to robili ich komunistyczni poprzednicy. Komunistom w czasach ZSRR, jak i postkomunistom teraz przeszkadzają proeuropejskie, wolnościowe nastroje Polaków, nie podoba im się nasza wizja historii. Właśnie dlatego traktują nas jako element obcy, który należy jak najszybciej wynarodowić i zrusyfikować – mówi „Rzeczpospolitej” mieszkający w Warszawie szef Fundacji Młode Kresy Mirosław Kapcewicz. Pochodzi z Lidy, leżącej nieco ponad 100 km na północny wschód od Grodna.

Mówi o problemach mieszkających na Białorusi Polaków, o których mówi się od co najmniej kilkunastu lat. – Brak szkół oraz przedszkoli z polskim językiem nauczania – to jest najważniejszy problem dla Polaków na Białorusi. Mamy kilka miast i miasteczek na zachodniej Białorusi, gdzie Polacy stanowią większość, aczkolwiek nie ma tam żadnej szkoły państwowej z językiem polskim jako wykładowym – mówi.

Usuwanie polskości

Przypomina też o Związku Polaków Białorusi (ZPB), który od 2005 r. działa w warunkach nieuznawalności przez władze w Mińsku. Wtedy organizacji odebrano wszystkie 16 Domów Polskich, wybudowanych za pieniądze polskich podatników. Dzisiaj wykorzystywane są do celów komercyjnych przez rządowy Związek.

Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi

Szefowa ZPB Andżelika Borys popiera akcję „Pamiętam, kim jestem”, ale nie wierzy, że to jakoś przełoży się na liczby, które ostatecznie poda białoruski urząd statystyczny. – Myślę, że zostaną one zaniżone tak jak poprzednio. W ten sposób władze będą uzasadniać wypychanie języka polskiego z systemu edukacji państwowej. A na Białorusi mieszka o wiele więcej niż 300 tys. Polaków – mówi „Rzeczpospolitej” Borys.

Piękne obietnice

Polscy politycy od kilku lat podróżują do Mińska, do Warszawy przyjeżdżają stamtąd urzędnicy i parlamentarzyści. Mińsk ciągle zapewnia, że „wszystkie problemy da się rozwiązać”. Warszawa pokornie czeka na ich rozwiązanie, a tymczasem sytuacja Polaków na Białorusi jest coraz gorsza. Tak mniej więcej wyglądają obecnie polsko-białoruskie relacje. Szef MEN Dariusz Piontkowski odwiedził 16 września białoruską stolicę i spotkał się ze swoim białoruskim odpowiednikiem. – Jeśli uda się protokół uzgodnić w komisji roboczej, to wówczas w Warszawie podpisalibyśmy umowę. Jest to kwestia głównie otwierania klas z językiem polskim tam, gdzie pojawią się chętni oraz pozostawienia tego elementu, w którym Polacy mogą zdawać maturę w języku polskim, tak jak to było dotąd – mówił wtedy Piontkowski, cytowany przez Polskie Radio. Na pytanie „Rzeczpospolitej” w sprawie postępów rozmów, MEN nie odpowiedział. Nieoficjalnie „Rzeczpospolita” się dowiedziała, że do podpisania umowy edukacyjnej z Białorusią droga jest jeszcze bardzo daleka.

– W tym roku po raz kolejny do polskiej szkoły w Grodnie nie zostali przyjęci wszyscy chętni, masowo likwiduje się nauczanie języka polskiego w szkołach. Jeszcze kilka lat temu języka polskiego uczyło się 2 tys. uczniów, teraz pozostało 400. Władze mówią, że nie ma chętnych, ale we wspieranych przez ZPB szkołach społecznych i na komercyjnych kursach językowych polskiego uczy się aż 6 tys. uczniów – mówi Borys.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Andrzej Poczobut, Polski dziennikarz z Grodna i wieloletni działacz Związku Polaków na Białorusi

Andrzej Poczobut, członek Zarządu Głównego ZPB, dziennikarz

Władze w Mińsku obrały wobec Warszawy taką taktykę: ciągle obiecywać i szybko o tych obietnicach zapominać. Nie robią żadnych postępów.

Panuje tu przekonanie, że Polaków na Białorusi nie ma, są jedynie „spolonizowani Białorusini”. Co ciekawie, taką opinię od lat wygłaszają i rozpowszechniają zarówno władze w Mińsku, jak i część środowisk opozycyjnych. Każdy ruch w kierunku polskości, bądź to Karta Polaka czy obrona nauki języka polskiego, jest postrzegany negatywnie. Dowolne nagłośnienie jakiejkolwiek polskiej sprawy wywołuje na Białorusi masę negatywnych komentarzy i często bardzo nerwowe reakcje.

W 80. rocznicę sowieckiej agresji na Polskę niektórzy publicyści ze środowisk niezależnych na Białorusi zaczęli opowiadać się za tym, by 17 września był świętem państwowym (obecnie na Białorusi nie jest w żaden sposób oficjalnie obchodzone – red.). Ich zdaniem doszło wtedy do „wyzwolenia i zjednoczenia Białorusi”. Takie twierdzenie wpisuje się w to, o czym mówią rosyjscy zwolennicy Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Jeden z białoruskich dziennikarzy śledczych doszedł nawet ostatnio do wniosku, że część środowisk niezależnych znalazła się pod wpływem Kremla. Nie wiem, czy tak jest, nie mam na to dowodów. Na Ukrainie czy na Litwie znani tamtejsi publicyści nie twierdzą, że 17 września powinien być świętem. To można zaobserwować jedynie na Białorusi, bo tu wpływy rosyjskie są najmocniejsze.

Znadniemna.pl za Rusłan Szoszyn/rp.pl

Polacy mobilizują się przed powszechnym spisem ludności na Białorusi. Chcą pokazać, ilu ich na prawdę jest. – Do naszych drzwi zapukają rachmistrzowie, by zadać nam różne pytania. Dla nas, Polaków na Białorusi, jedną z najważniejszych rubryk jest pytanie o narodowość i język ojczysty. Nie jesteśmy na

Dwustu trzydziestu uczestników zgromadziła w dniu 21 września w Niedźwiedzicy IV edycja  dorocznego Festiwalu Kultury Polskiej. Wydarzenie tradycyjnie zostało zorganizowane przez Oddział Związku Polaków na Białorusi w Lachowiczach przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Brześciu oraz Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB.

Śpiewa chór „Marzenie” z Mińska

W Festiwalu, który gościły mury niedźwiedzickiego kościoła pw. św. Piotra i Pawła, udział wzięli artyści i zespoły z obwodów brzeskiego, mińskiego, grodzieńskiego i homelskiego, co sprawiło, że IV Festiwal Kultury Polskiej w Niedźwiedzicy przybrał status wydarzenia ogólnokrajowego.

Wśród przybyłych na Festiwal gości honorowych byli: Edyta Wodzińska, konsul RP w Brześciu, Alina Jaroszewicz, prezes Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB i  redaktor naczelna kwartalnika „Echa Polesia”, Elita Michajłowa, wiceprezes Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB ds. kultury, Eugeniusz Lickiewicz, prezes Oddziału ZPB w Prużanie, będący także członkiem Rady Naczelnej ZPB, Elżbieta Gołosunowa, prezes Oddziału ZPB w Baranowiczach, Maria Okołotowicz, prezes Oddziału ZPB  w Nowej Myszy, Eleonora Raczkowska–Jarmolicz, dyrektor Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Reytana w Baranowiczach , Jana Ukraincewa, prezes Oddziału ZPB w Stołpcach oraz prezes Oddziału ZPB w Juszkiewiczach Dymitr Burec.

Chór „Liber Cante” z Mińska

Festiwal zainaugurowała uroczysta Msza święta, którą celebrował ksiądz proboszcz Wincenty Sewruk. Oprawę muzyczną nabożeństwu zapewnił chór „Przyszłość” z Nowej Myszy. Po wspólnej modlitwie przed ołtarzem pojawili się uczniowie, działającego przy Oddziale ZPB w Lachowiczach ośrodka nauczania języka polskiego, którzy poprowadzili program festiwalowy: Wiktoria Andrusiewicz, Eugenia Kapcewicz, Emilia Falitar oraz Zachar Czura.

W programie koncertowym IV Festiwalu Kultury Polskiej w Niedźwiedzicy wystąpiły chóry dziecięce „Słoneczko” z Baranowicz, „Marzenie” z Mińska, „Srebrny Kamerton” z Lachowicz, a także dziecięce grupy wokalne z Lachowicz i  Mozyrza. Wśród chórów dorosłych i mieszanych, biorących udział w wydarzeniu były:  „Liber Cante”  z Mińska, „Bona Voluntas” z Brześcia, „Kraj Rodzinny” z Baranowicz, „Przyszłość” z Nowej Myszy. Wystąpiły też zespoły wokalne: „Przyjaźń” z Lachowicz, „Przyjaciółka” z Niedźwiedzicy, „Wspomnienie” z Hajnina oraz zespoły ze Stołpców i Iwia. Co się tyczy występujących w koncercie solistów, publiczność miała okazję podziwiać występy Bożeny Worono z Lidy, Uliany Krak z Lachowicz, Włodzimierza Dorożki z Mozyrza, Liny Browienko i Denisa Masłowskiego z Lachowicz.

Bożena Worono z Lidy

W ramach Festiwalu odbyła się wystawa wyrobów rękodzieła, na którą złożyły się prace, udostępnione przez: Katarzynę Chodor, Marię Wojtuł, Zofię Soroko, Helenę Macul, Reginę Piwowarczyk, Natalię Książyk, Katarzynę i Annę Szalik, Tatianę Nagorną, Sergiusza Minieca, Irenę Swirepo oraz Józefę Buszejko.

Organizator Festiwalu – prezes Oddziału ZPB w Lachowiczach Janina Prudnikowa – w słowie wstępnym przedstawiła zgromadzonej w niedźwiedzickiej świątyni publiczności zarys historyczny Niedźwiedzicy i okolic. Przypomniała m.in., że w Niedźwiedzicy urodziła się poetka Krystyna Krachelska – bohaterka Powstania Warszawskiego, której twarz posłużyła wzorem dla rzeźbiarza, który wykonał posąg  „Warszawskiej Syrenki”. Janina Prudnikowa przybliżyła obecnym na Festiwalu postać niezwykle zasłużonego dla niedźwiedzickiej społeczności katolickiej śp. księdza Wacława Piątkowskiego, dzięki któremu w Niedźwiedzicy przetrwała po wojnie wiara katolicka i mowa ojczysta miejscowych Polaków.

Alina Jaroszewicz, prezes Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB

Z prelekcją o znaczeniu pielęgnowania polskiej kultury muzycznej dla odzyskania przez Polskę Niepodległości  i przetrwania polskości poza jej granicami wystąpiła przed festiwalową publicznością Alina Jaroszewicz.

Anna Jurkowska z Niedźwiedzicy, zdjęcia Eugeniusza Lickiewicza

Dwustu trzydziestu uczestników zgromadziła w dniu 21 września w Niedźwiedzicy IV edycja  dorocznego Festiwalu Kultury Polskiej. Wydarzenie tradycyjnie zostało zorganizowane przez Oddział Związku Polaków na Białorusi w Lachowiczach przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Brześciu oraz Brzeskiego Oddziału Obwodowego ZPB. [caption id="attachment_41737" align="alignnone" width="500"] Śpiewa chór "Marzenie"

Najlepszy wynik indywidualny oraz wysyp medali w różnych kategoriach wiekowych i nagroda dla najlepszej drużyny – takie są osiągnięcia reprezentacji, działającego przy Związku Polaków na Białorusi Polskiego Klubu Sportowego „Sokół”, na międzynarodowych zawodach nordic walking „Beskidy 2019”, które odbyły się 21 września w Czechach.

Reprezentacja PKS „Sokół”

Oprócz chodziarzy z Czech i Białorusi w zmaganiach na 3-kilometrowej trasie po górskich ścieżkach czeskiego Zaolzia wzięli udział  zawodnicy z Węgier.

Zawodnicy na starcie

Nasza drużyna, w której znaleźli się chodziarze z Grodna, Lidy, Wołkowyska i Brześcia, okazała się nie tylko jedną z najliczniejszych na starcie zawodów, lecz także najbardziej doświadczoną i reprezentującą najlepszą formę sportową. Ogółem w różnych kategoriach wiekowych panie i panowie z PKS „Sokół” przy ZPB zdobyli sześć złotych, pięć srebrnych oraz trzy brązowe krążki.

Trasa przebiegała po malowniczych górskich ścieżkach

Byli to, wśród panów:

W kategorii wiekowej do 18 lat – Oleg Żytiniec (I miejsce) i Timur Wołczok (II miejsce);

W kategorii do 35 lat – Oleg Argüelles (I miejsce);

W kategorii do 50 lat – Andrzej Dziedziewicz (I miejsce), Roman Wołczok (II miejsce) oraz Sergiusz Karabacz (III miejsce);

W kategorii seniorów do 65 lat brązowy medal za III miejsce do drużynowej skarbonki wywalczył Edward Sawoniaka.

Nie gorszej od panów spisały się nasze panie, zdobywając:

W kategorii wiekowej do 35 lat wszystkie premiowane miejsca – Alesia Krupinicz (I miejsce), Weronika Piuta (II miejsce) oraz Helena Sazon (III miejsce);

W kategorii do 50 lat triumfowały – Natalia Wojciechowska (I miejsce) oraz Irena Lebiediewa (II miejsce).

Także wśród seniorek w kategorii 60+ nie okazało się równych naszym zawodniczkom Marii Urbanowicz (I miejsce) i Annie Urbanowicz (II miejsce).

Najszybciej  pokonał trzykilometrową górską trasę mistrz Polski w nordic walking, prezes Białoruskiej Federacji Nordic Walking i działacz PKS „Sokół” Andrzej Dziedziewicz.  Pokonanie trasy zajęło mu 18 minut i 22 sekundy.

Andrzej Dziedziewicz, jako najbardziej doświadczony i osławiony uczestnik zawodów, podczas odprawy przed ich rozpoczęciem przeprowadził ze sportowcami instruktarz z techniki  chodzenia z kijkami oraz opowiedział historię powstania nordic walking i wytłumaczył jakie korzyści dla zachowania dobrego samopoczucia i zdrowia daje człowiekowi uprawianie tej dyscypliny sportowej.

Andrzej Dziedziewicz (po lewej) odbiera nagrodę dla najlepszej drużyny zawodów – posąg beskidzkiego górala

Organizatorem międzynarodowych zawodów  nordic walking na Zaolziu było Polskie Towarzystwo Turystyczno-Sportowe w Republice Czeskiej „Beskid Śląski”.

 Znadniemna.pl

Najlepszy wynik indywidualny oraz wysyp medali w różnych kategoriach wiekowych i nagroda dla najlepszej drużyny – takie są osiągnięcia reprezentacji, działającego przy Związku Polaków na Białorusi Polskiego Klubu Sportowego „Sokół”, na międzynarodowych zawodach nordic walking „Beskidy 2019”, które odbyły się 21 września w Czechach. [caption id="attachment_41730"

Już niebawem obywatele krajów Unii Europejskiej będą mogli przebywać na terytorium Białorusi 180 dni w ciągu roku. Przewiduje to umowa, która ma zostać podpisana przez Białoruś oraz Unię Europejską.

Jak poinformowało białoruskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, dokument pozwoli uprościć procedury związane z wydawaniem wiz dla wiz dla obywateli krajów UE, którzy od tej pory będą mogli przebywać na terytorium Białorusi nie 90, a 180 dni w ciągu roku.

Ponadto cena wizy dla mieszkańców UE zmaleje do 35 euro, poszerzą się także możliwości uzyskania bezpłatnych wiz do celów niekomercyjnych. Po przeprowadzeniu wszystkich procedur wewnętrznych również 35 euro wiza będzie kosztować Białorusinów do strefy Schengen (obecnie kosztuje 80 euro). Ponadto jej uzyskanie będzie łatwiejsze.

Mińsk i Bruksela ostatnie kilka lat rozważały podpisanie takiego dokumentu, a w ubiegłym tygodniu Aleksandr Łukaszenko upoważnił białoruski MSZ do prowadzenia negocjacji i podpisania z UE umowy o uproszczeniu procedur związanych z wydawaniem wiz na Białoruś.

Znadniemna.pl za belsat.eu wg l24.lt

Już niebawem obywatele krajów Unii Europejskiej będą mogli przebywać na terytorium Białorusi 180 dni w ciągu roku. Przewiduje to umowa, która ma zostać podpisana przez Białoruś oraz Unię Europejską. Jak poinformowało białoruskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, dokument pozwoli uprościć procedury związane z wydawaniem wiz dla wiz dla

Pomnik w hołdzie ofiarom obławy augustowskiej z lipca 1945 roku został  odsłonięty w Augustowie (Podlaskie) 23 września. Obława augustowska, to największa zbrodnia dokonana na Polakach po II wojnie światowej. Wciąż nie wiadomo, ile dokładnie osób zginęło i gdzie są ich groby.

Augustów, 23.09.2019. Uroczystość odsłonięcia pomnika w hołdzie Ofiarom Obławy Augustowskiej. Fot. PAP/A. Reszko

Pomysł budowy pomnika zrealizował i sfinansował Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej 1945 roku. Pomnik stoi na Rondzie Solidarności, które znajduje się przy wjeździe do Augustowa od strony Białegostoku. Umieszczono go na granitowym postumencie, z którego wyłaniają się dwie skrępowane drutem kolczastym dłonie trzymające znak Polski Walczącej.

Pomnik poświęcił ks. Stanisław Wysocki, przewodniczący Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej 1945 roku. Ksiądz Wysocki jest świadkiem tamtych wydarzeń, w której zginął jego ojciec oraz dwie siostry. Duchowny chce, by jak najwięcej osób zobaczyło pomniki i dowiedziało się więcej o tej zbrodni na żołnierzach polskiego podziemia.

Na temat pamięci o zaginionych w obławie mówił podczas uroczystości burmistrz Augustowa Mirosław Karolczuk. „Zgodnie, jako dumni augustowianie stajemy razem, aby oddać hołd naszym przodkom i wspólnie pochylić głowy przed historią, która jest naszym dziedzictwem. Augustów pamięta i będzie pamiętał, ale zadbamy również o to, aby pamiętała cała Polska, Europa i świat. Historyczna prawda o obławie augustowskiej zasługuje na pamięć” – powiedział Karolczuk.

Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński przypomniał, że w 2015 roku Sejm RP uchwalił dzień 12 lipca Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej z lipca 1945 roku. Dodał, że były opory, by przyjąć taką ustawę. Przypomniał też, że prawda o obławie była zatajana w okresie PRL, ale także po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku, kiedy „nie było woli”, by ujawnić i dociekać prawdy o obławie.

„Modlimy się o zbawienie, o spokój duszy tych, którzy zostali pomordowani dlatego, że byli Polakami, dlatego że nie pogodzili się po zakończeniu drugiej wojny światowej z koncesjonowaną, upozorowaną niepodległością. Chcieli prawdziwej niepodległości Polski i nie złożyli broni” – powiedział Zieliński.

Jarosław Schabieński z białostockiego oddziału IPN zauważył, że operacja nazywana obławą augustowską była wykonana przez Sowietów z „wyjątkowym rozmachem”. Uczestniczyło w niej kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. „Wyjątkowe było również to, że została przeprowadzona przez wojska obcego mocarstwa na ziemiach teoretycznie niepodległego państwa” – powiedział Schabieński. Dodał, że raport o jej wynikach został przedstawiony osobiście Józefowi Stalinowi.

Obława augustowska uważana jest za największą, niewyjaśnioną zbrodnię popełnioną na Polakach po II wojnie światowej. Prowadzone od kilku lat śledztwo prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej ma za zadanie przede wszystkim ustalić liczbę ofiar i miejsca ich pochówku. Obecnie przyjmuje się, że były to ok. 600 osób. Zatrzymali je żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego „SMIERSZ” III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii WP.

Wciąż nie wiadomo jednak, czy to liczba ostateczna (w niektórych publikacjach jest mowa nawet o kilku tysiącach) oraz gdzie są groby ofiar.

W ramach śledztwa IPN biegli z zakresu kartografii, którzy analizowali powojenne zdjęcia lotnicze, wskazali ponad 60 miejsc na terytorium Białorusi – większość w okolicach miejscowości Kalety, które mogą być potencjalnie jamami grobowymi. We wniosku o pomoc prawną w 2016r. Instytut zwracał się do strony białoruskiej o przeprowadzenie przez nią prac archeologicznych, we wskazanych miejscach w rejonie wsi Kalety i leśniczówki Giedź. Otrzymał jednak odpowiedź odmowną.

Publikacje IPN z okazji 65. rocznicy obławy augustowskiej

IPN kierował też już kilka wniosków o pomoc prawną m.in. do strony rosyjskiej. Wiosną tego roku dostał odpowiedź Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej, że w rosyjskich archiwach nie zostały znalezione materiały interesujące stronę polską. Instytut liczył na informacje m.in. o miejscu egzekucji osób zatrzymanych w lipcu 1945 roku.

W 2016 r. historycy białostockiego oddziału IPN odkryli na rosyjskich portalach materiały z archiwów ministerstwa obrony Rosji związane z obławą, a dotyczące działalności 50. Armii III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. Pokazują one przebieg i skalę akcji, nazywanej w tych dokumentach „operacją przeczesywania lasów”, skierowaną przeciwko Armii Krajowej, a także podziemiu litewskiemu. Objęła ona teren o powierzchni blisko 3,5 tys. km kw., a w działaniach sowieckich wzięło udział ok. 40 tys. żołnierzy. Materiały te zostały tłumaczone dla potrzeb śledztwa na język polski.

Jak poinformował PAP szef pionu śledczego oddziału IPN w Białymstoku prok. Janusz Romańczuk, wciąż prowadzone są kwerendy w archiwach w poszukiwaniu danych związanych ze sprawą. Np. planowane są takie kwerendy w Archiwum Państwowym w Suwałkach. „W przechowywanych tam aktach sądowych dotyczących uznania osób za zmarłe mogą być dane o osobach zaginionych podczas obławy augustowskiej, które nie figurują dotychczas na liście ofiar ustalonej w toku niniejszego śledztwa” – powiedział prok. Romańczuk. Pozwoliłoby to uzupełnić listę ofiar. Ponadto tłumaczone są na język polski archiwalia związane z działalnością NKWD na Litwie, również pod kątem wiedzy o obławie augustowskiej.

Do odrębnego postępowania wyłączane są sukcesywnie materiały wątków nie związanych z przedmiotem śledztwa. Ostatnio były to np. materiały w sprawach znęcania się przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego nad – pozbawionymi wolności – członkami organizacji niepodległościowych, zatrzymanymi i osadzonymi w Urzędach Bezpieczeństwa i rozstrzelania przez Armię Czerwoną polskich żołnierzy, wziętych do niewoli w 1939 roku w Kaletach, czy przesiedlenia mieszkańców Augustowa na teren byłego ZSRR.

Kalety. Zbiorowa mogiła ekshumowanych w 1989 roku 38. żołnierzy Wojska Polskiego poległych w okolicach Kalet we wrześniu 1939 roku

Znadniemna.pl za dzieje.pl/PAP

Pomnik w hołdzie ofiarom obławy augustowskiej z lipca 1945 roku został  odsłonięty w Augustowie (Podlaskie) 23 września. Obława augustowska, to największa zbrodnia dokonana na Polakach po II wojnie światowej. Wciąż nie wiadomo, ile dokładnie osób zginęło i gdzie są ich groby. [caption id="attachment_41722" align="alignnone" width="480"] Augustów,

Skip to content