HomeStandard Blog Whole Post (Page 254)

Informuje o tym „Dziennik Gazeta Prawna”.

Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego, wiceprezes Rady Ministrów RP, fot.: polsl.pl

Według gazety ogólna liczba studentów na wyższych uczelniach publicznych w Polsce spada, ale w ostatnich latach rośnie liczba uczących się w wyższych szkołach prywatnych. Placówki zawdzięczają wzrost liczby studentów podejmującej w nich naukę  młodzieży zza granicy – przede wszystkim z Ukrainy i Białorusi.

W ciągu ostatnich lat liczba chętnych do pobierania nauki na uczelniach prywatnych spadała. Poczynając od roku 2005 liczba studentów spadła niemal dwukrotnie. Jednak w dwóch ostatnich latach ta tendencja się odwróciła i zainteresowanie nauką na prywatnych uczelniach wzrosło. Autorka artykułu w  „Dzienniku Gazecie Prawnej” Klara Klinger pisze, że tendencja spadkowa, jeśli chodzi o liczbę studentów, zachowuje się w sektorze wyższego nauczania publicznego.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w roku 2016 na wyższych uczelniach w Polsce studiowało ogółem 1 milion, 34 tysiące studentów. W roku 2017 ta liczba spadła do 969 tysięcy uczących się, a w roku minionym ten wskaźnik wynosił 901 tysięcy studentów.

Tymczasem dynamika liczby studiujących na wyższych szkołach prywatnych wygląda odwrotnie. Trzy lata temu  miały one 314 tysięcy uczących się, a rok temu studiowało na nich prawie 328,5 tysiąca młodych ludzi.

Kierownictwo prywatnych uczelni przyznaje, że odnotowany sukces te placówki zawdzięczają głównie rekrutacji studentów zza granicy. Ich liczba w Polsce stopniowo rośnie z roku na rok.  W roku 2015 w Polsce studiowało 57 obywateli innych krajów, a w roku akademickim 2018/2019 było ich już ponad 78 tysięcy. Prawie połowa z nich studiowała na uczelniach prywatnych.

Największą grupę studentów zagranicznych  w Polsce stanowią obywatele Ukrainy – jest ich ponad 39 tysięcy. Tuż za nimi w rankingu studiujących w Polsce obcokrajowców plasują się obywatele Białorusi. Zamykają podium mieszkańcy Indii, a tuż za nimi plasują się Hiszpanie i Turcy.

Popularność studiów w Polsce wśród obcokrajowców tłumaczy się m.in. tym, że wiele uczelni zwiększa liczbę wydziałów, na których językiem nauczania jest język angielski.

Znadniemna.pl na podstawie Klara Klinger/Gazetaprawna.pl

Informuje o tym „Dziennik Gazeta Prawna”. [caption id="attachment_42762" align="alignnone" width="500"] Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego, wiceprezes Rady Ministrów RP, fot.: polsl.pl[/caption] Według gazety ogólna liczba studentów na wyższych uczelniach publicznych w Polsce spada, ale w ostatnich latach rośnie liczba uczących się w wyższych szkołach prywatnych.

Po raz pierwszy w trzech miastach jednocześnie – Orszy, Witebsku, Homlu – w Dniu Zadusznym (w tradycji białoruskiej zwanym „Dziady” – red.) działacze społeczni i potomkowie ofiar NKWD zjednoczyli się, żeby wygłosić publicznie imiona osób, które zostały rozstrzelane w czasach represji stalinowskich.

Modlitwa na Cmentarzu Nowobielickim w Homlu

W dniu, kiedy Białorusini wspominają swoich przodków, udało się wygłosić tylko imiona tych ofiar, które udało się zidentyfikować w danej chwili. Tak się, niestety, składa, że listy ofiar represji, przechowywane w Archiwum Narodowym Białorusi oraz w archiwach KGB, do tej pory nie zostały upublicznione.

Podczas wspólnej akcji, upamiętniającej  ofiary represji politycznych w Homlu, na Cmentarzu Nowobielickim, odbyła się procesja, po której proboszcz cerkwi pw. męczennika Aleksego Lelczyckiego ojciec Cyryl Łajewski celebrował żałobne nabożeństwo.

Na Cmentarzu Nowobielickim w Homlu

Członkowie prawosławnej wspólnoty św. Zofii, parafianie z parafii ojca Cyryla oraz nieobojętni mieszkańcy Homla uporządkowali stare nagrobki i odczytali imiona ofiar Wielkiego Terroru. Nazajutrz, 3 listopada, w malej sali Homelskiej Biblioteki Obwodowej odbył się Dzień Pamięci Ofiar Wielkiego Terroru.

W Witebsku, na terenie ludowego memoriału  we wsi Chajsy, katolicki biskup witebski Oleg Butkiewicz, modlił się za mieszkańców Białorusi, rozstrzelanych w latach represji stalinowskich. Podczas tej uroczystości wspominano zamordowanych w witebskim więzieniu NKWD, m.in. ofiarę narodowości łotewskiej Olgę Aleksandrownę Dancyt – nauczycielkę szkoły nr 30 w Witebsku. Zidentyfikować 28-letnią nauczycielkę udało się dzięki temu, że podczas wykopalisk we wsi Chajsy znaleziono należący do niej grzebień z nakreślonym na nim imieniem ofiary. Niedawno w miejscu znaleziska postawiono pomnik ku czci Olgi Dancyt i 41 Łotyszy, zgładzonych tej samej nocy, co zidentyfikowana ofiara – 30 kwietnia 1938 roku.

Na uroczystości żałobne do wsi Chajsy przybył biskup witebski Oleg Butkiewicz (po prawej)

Chajsy. Modlitwa za dusze ofiar terroru

Przemawia koordynator inicjatywy „Chajsy – witebskie Kuropaty” Jan Dzierżawcew

Koordynator inicjatywy społecznej „Chajsy – witebskie Kuropaty” Jan Dzierżawcew wygłosił podczas żałobnej uroczystości imiona rozstrzelanych w Witebsku malarzy.

W Orszy na Kobylackiej Górze, zgromadzili się zjednoczeni wokół inicjatywy „Kobylaki. Rozstrzelaniu w Orszy” działacze społeczni oraz potomkowie ofiar zgładzonych w tym miejscu smutku i zadumy. Niektórzy z potomków odwiedzili to miejsce po raz pierwszy, żeby na własne oczy zobaczyć doły w których grzebano ofiary rozstrzeliwań i oddać hołd swoim niewinnie zabitym bliskim.

Podczas żałobnej uroczystości na Kobylackiej Górze pod Orszą

Niektórzy potomkowie opowiadali o swoich przodkach, a jedna z miejscowych mieszkanek podzieliła się wspomnieniem o tym, jak w 1982 roku, podczas budowy torów kolejowych, na Kobylackiej Górze znaleziono ludzkie szczątki: czaszki, kości oraz rzeczy osobiste ofiar. Dzieciaki z okolicznych wsi Griaziłowka i Andrejewszczyna zabrały wówczas niektóre czaszki do domu. Kiedy ich rodzice dowiedzieli się o tym, to zabronili swoim pociechom chodzić w to miejsce i opowiadać o tym, co tam znaleźli. Powołano wówczas komisję państwową, która uznała pochowanych na Kobylackiej Górze za ofiary represji stalinowskich.

Uczestnicy akcji upamiętniającej ofiary represji uporządkowali teren memoriału i odczytali imiona ofiar, zabitych tu przez NKWD. Obecny na uroczystościach kapłan prawosławny, ojciec Aleksander, wygłosił litanię za dusze ofiar i odczytał imiona 18 rozstrzelanych w Orszy prawosławnych duchownych.

Prawosławny duchowny, ojciec Aleksander, okadza pomnik ofiar represji stalinowskich na Kobylackiej Górze

W dniu dzisiejszym znane są nazwiska około 2 tysięcy osób, rozstrzelanych przez NKWD w Orszy. Według badaczy, liczba ofiar jest o wiele większa. Sięgnięcie po listy ofiar terroru na Białorusini, przechowywane w Archiwum Narodowym i archiwach KGB, nie jest na razie możliwe. Archiwa te do dzisiaj są objęte klauzulą tajności i nie są dostępne dla badaczy i potomków ofiar.

 Igor Stankiewicz z Orszy

Po raz pierwszy w trzech miastach jednocześnie – Orszy, Witebsku, Homlu – w Dniu Zadusznym (w tradycji białoruskiej zwanym „Dziady” – red.) działacze społeczni i potomkowie ofiar NKWD zjednoczyli się, żeby wygłosić publicznie imiona osób, które zostały rozstrzelane w czasach represji stalinowskich. [caption id="attachment_42749" align="alignnone" width="500"]

Z sześciodniową wizytą przebywała w dniach 20-25 października w województwie małopolskim grupa nauczycieli i działaczy kultury ze Związku Polaków na Białorusi.

Zdjęcie pamiątkowe delegacji ZPB w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego z Jerzym Fedorowiczem (czwarty od prawej w pierwszym rzędzie), przewodniczącym Komisji ds. Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą

Polscy działacze z Białorusi na czele z wiceprezes ZPB ds. kultury Renatą Dziemiańczuk, odwiedzali instytucje samorządowe, religijne, oświatowe i kulturalne w Krakowie, Zakopanem oraz Tyńcu. Do udziału w wizycie studyjnej zgłosili się pedagodzy oraz kierownicy zespołów artystycznych z Mozyrza, Mińska, Lidy, Mołodeczna, Grodna, Ostrowca i Borysowa.

W drugim dniu wizyty goście z Białorusi zostali przyjęci  w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego przez przewodniczącego Komisji ds. Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą Sejmiku Województwa Małopolskiego Jerzego Fedorowicza. Samorządowiec żywo interesował się u gości sytuacją Polaków na Białorusi, a także opowiedział o możliwościach współpracy między samorządami Małopolski, a Związkiem Polaków na Białorusi, zwłaszcza w zakresie wymiany kulturalnej oraz edukacji animatorów kultury polskiej, działających na terenie Białorusi.

O systemie edukacji w Polsce i na terenie Małopolski opowiedział polskim działaczom z Białorusi dyrektor Departamentu Edukacji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego Dariusz Styrna.

O polskim systemie edukacji opowiedział polskim działaczom z Białorusi dyrektor Departamentu Edukacji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego Dariusz Styrna

Z realizowanymi na terenie województwa projektami kulturalnymi i działającymi w Małopolsce ośrodkami kultury zapoznał gości z kolei kierownik Zespołu ds. Przestrzeni Kulturowych Departamentu Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Promocji  w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego Tomasz Krzaczyński.

Kierownik Zespołu ds. Przestrzeni Kulturowych Departamentu Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Promocji  w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego Tomasz Krzaczyński

W kolejnych dniach pobytu Polacy z Białorusi mieli okazję odwiedzić niektóre ośrodki edukacyjne i kulturalne, o których usłyszeli podczas spotkania w Urzędzie Marszałkowskim w Krakowie.

Jednym z takich ośrodków była siedziba Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego im. Stanisława Marusarza w Zakopanem. W sportowym ośrodku edukacyjnym, wśród absolwentów którego jest cała plejada polskich sportowców, będących Mistrzami Olimpijskimi, Świata i Europy w sportach zimowych, delegację z Białorusi powitał osobiście dyrektor tej placówki Dawid Szeliga. Doświadczony administrator i pedagog sportowy opowiedział gościom o osiągnięciach sportowych wychowanków szkoły, do których należą m.in. zdobywczyni pięciu medali olimpijskich, w tym dwóch złotych, w biegach narciarskich – legenda polskiego sportu Justyna Kowalczyk oraz dwukrotny Mistrz Olimpijski w skokach narciarskich Kamil Stoch.

Dyrektor Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego im. Stanisława Marusarza w Zakopanem Dawid Szeliga

Ogółem absolwenci Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem zdobyli 14 medali Zimowych Igrzysk Olimpijskich i kilkadziesiąt krążków różnej wartości na Mistrzostwach Świata Juniorów i Seniorów.

W Mistrzostwach Polski  we wszystkich kategoriach wiekowych wychowankowie szkoły zdobyli aż 3598 medali!

Zdjęcie pamiątkowe delegacji ZPB przy internacie Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem

W kolejnych dniach pobytu delegacja z Białorusi odwiedziła m.in. Opactwo Benedyktynów w Tyńcu i Szkołę Społeczną nr 4 w tymże mieście, w której odbyło się spotkanie z wieloletnią prezes miejscowego Towarzystwa Oświatowego Anną Okońską.

Podczas zwiedzania Opactwa Benedyktynów w Tyńcu

W Krakowie działacze ZPB mieli okazję zwiedzić Teatr im. Juliusza Słowackiego, odbyli też niezwykle poznawcze spotkanie w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora – CRICOTECE.

Podczas spotkania w CRICOTECE

– Spotkania z małopolskimi samorządowcami a także wizyty w rozmaitych instytucjach oraz ośrodkach edukacyjnych i kulturalnych pozwoliły członkom naszej delegacji nie tylko zdobyć wiedzę o tym, jak są  zarządzane i prowadzone odwiedzane przez nas obiekty. Spotkania z działającymi w Małopolsce ludźmi kultury i edukacji pozwoliły nawiązać liczne kontakty, które w przyszłości mają zaowocować wspólnymi projektami, realizowanymi zarówno na poziomie Zarządu Głównego ZPB, jak i na poziomie oddzielnych struktur naszej organizacji – podsumowała w rozmowie z portalem Znadniemna.pl wizytę studyjną działaczy ZPB w Małopolsce, jej współorganizator z ramienia Zarządu Głównego ZPB Renata Dziemiańczuk.

 Znadniemna.pl

Z sześciodniową wizytą przebywała w dniach 20-25 października w województwie małopolskim grupa nauczycieli i działaczy kultury ze Związku Polaków na Białorusi. [caption id="attachment_42695" align="alignnone" width="500"] Zdjęcie pamiątkowe delegacji ZPB w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego z Jerzym Fedorowiczem (czwarty od prawej w pierwszym rzędzie), przewodniczącym Komisji ds.

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska oceniła, że współorganizowana przez Związek Polaków na Białorusi III doroczna konferencja w Grodnie pt. „Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XXI wieku” jest wyjątkowa, ponieważ to jedyna stała i cykliczna konferencja naukowa poświęcona historii Polaków na Białorusi. Reprezentantka Prezydium Sejmu RP gościła w Grodnie w dniach 29-30 października.

Przemawia konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska

– Chyba nie ma obecnie i nie było wcześniej takiej konferencji, która w sposób zorganizowany, stały i cykliczny zajmowałaby się tym ważnym tematem – historią Polaków na Białorusi – powiedziała wicemarszałek podczas zakończenia obrad historyków z Polski i Białorusi w Grodnie.
Gosiewska wskazała, że jej trwająca od wtorku wizyta w Grodnie odbywa się „przede wszystkim z powodów politycznych”. – Odbyłam spotkanie z gubernatorem obwodu grodzieńskiego Uładzimirem Krawcowem, z przedstawicielem parlamentu Białorusi Leanidem Kaczyną, który jest współprzewodniczącym polsko-białoruskiej grupy parlamentarnej – mówiła.

Jak oceniła wicemarszałek, są to „ważne spotkania, ponieważ Sejm RP uznaje potrzebę utrzymywania kontaktów parlamentarnych ze stroną białoruską”.

– Z panem gubernatorem rozmawialiśmy zarówno o sprawach przyjemnych, jak np. ta konferencja, ale także o sprawach trudnych, dotyczących nauczania języka polskiego, przyjmowania dzieci do szkół z językiem polskim, jak również o obecnej sytuacji i przyszłości Związku Polaków na Białorusi, co zostało w sposób bardzo twardy i jednoznaczny w czasie tego spotkania powiedziane – podkreśliła Gosiewska.

Kierowany obecnie przez Andżelikę Borys ZPB to organizacja uznawana przez Polskę, jednak nie przez władze w Mińsku, które zdelegalizowały ją w 2005 roku. ZPB i władze RP od lat zabiegają o jej ponowną rejestrację.

Rozmowa z gubernatorem dotyczyła także konferencji historyków. Wicemarszałek i jej organizatorzy wręczyli szefowi władz obwodowych tom „przedkonferencyjny” wydany przez Studium Europy Wschodniej UW, zawierający wszystkie wystąpienia naukowców. Rozmawiano również o tym, by kolejne konferencje zorganizować np. na uniwersytecie grodzieńskim.

Jak powiedziała wicemarszałek Gosiewska, o „nadzwyczajnym charakterze” konferencji zadecydowało kilka względów. – Tematem Polaków na Białorusi zajmują się znakomici badacze z obu stron, z Polski i Białorusi. W sprawach politycznych można się spierać, ale badacze pokazują, że nauka to obszar, w którym można prowadzić dyskusję, mając różne zdania, i nie jest to powód do konfliktu – wskazała.

Jak oceniła, „w tematyce historycznej potrzebne są różne punkty widzenia, a polityka nie powinna wkraczać w ten obszar, bo to nie jest zadanie dla polityków”.

– Przedkonferencyjne publikacje naukowe, zawierające wszystkie referaty w obu językach, trafiają do obiegu naukowego w obu krajach, co sprawia, że po tych dyskusjach pozostaje konkrety ślad – zaznaczyła Gosiewska.

Wicemarszałek Sejmu RP dziękowała też za organizację konferencji konsulatowi generalnemu RP w Grodnie. – Normalnie placówki dyplomatyczne nie zajmują się organizacją konferencji naukowych, ale Grodno i pod tym względem jest obszarem wyjątkowym. Żyją tu dziesiątki tysięcy naszych rodaków i zajmowanie się tym tematem ma naprawdę specjalny sens – oceniła.

Organizatorami konferencji są: Konsulat Generalny w Grodnie, Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i Związek Polaków na Białorusi. Wicemarszałek dziękowała konsulowi generalnemu Jarosławowi Książkowi, dyrektorowi Studium Europy Wschodniej UW Janowi Malickiemu i Tadeuszowi Gawinowi, honorowemu prezesowi ZPB, który odpowiadał za merytoryczne i koncepcyjne przygotowanie konferencji.

Tematem tegorocznej konferencji są dążenia niepodległościowe Polaków i Białorusinów. – Polsce udało się odzyskać niepodległość w 1918 r., Białorusinom nie. Białoruska Republika Ludowa przetrwała niedługi czas i ten projekt niepodległości białoruskiej upadł, pokonany przez wersję sowiecką – mówił Malicki. Jak powiedział, organizatorzy chcieliby, by za rok głównym tematem konferencji była wojna polska-bolszewicka i jej konsekwencje, m.in. podpisany w 2021 roku traktat ryski.

– Przy okazji odnieśliśmy sukces konsularny” – zauważył z kolei konsul Książek, nawiązując do obecności na konferencji konsul generalnej Białorusi w Białymstoku Ałły Fiodorowej.

W czasie swojego pobytu w Grodnie wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska wspólnie z działaczami ZPB zapaliła znicze na grobach Polaków, zasłużonych dla Grodna i Polski. A przy grobie wybitnej grodnianki, powieściopisarki Elizy Orzeszkowej wicemarszałek wspólnie z towarzyszącymi jej rodakami odśpiewała hymn ZPB – „Rotę”.

Przemawia dyrektor Studium Europy Wschodniej UW Jan Malicki

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska

Przemawia dr Tadeusz Gawin, honorowy prezes ZPB

Podczas spotkania z gubernatorem obwodu grodzieńskiego Uładzimirem Krawcowem

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska i gubernator obwodu grodzieńskiego Uładzimir Krawcow

Przy Krzyżu Katyńskim w Grodnie

Przy symbolicznym pomniku Tadka Jasińskiego, 13-letnigo obrońcy Grodna

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska i prezes ZPB Andżelika Borys

Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl/PAP/Justyna Prus

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska oceniła, że współorganizowana przez Związek Polaków na Białorusi III doroczna konferencja w Grodnie pt. „Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XXI wieku” jest wyjątkowa, ponieważ to jedyna stała i cykliczna konferencja naukowa poświęcona historii Polaków na Białorusi.

Medycy z Białorusi i Ukrainy mają rozwiązać kryzys kadrowy w polskiej służbie zdrowia.

Zdj. ilustracyjne

Polskie Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzić nowe zasady zatrudniania lekarzy spoza Unii Europejskiej. Jak informuje białoruska sekcja Polskiego Radia dla Zagranicy, odpowiedni projekt ustawy został już przedłożony w parlamencie.

Nowelizacja ustawy zakłada, że lekarze spoza UE nie będą musieli poddawać się trudnej i długotrwałej procedurze nostryfikacji dyplomu. Autorzy zmian mają nadzieję, że przyciągną one do Polski tych lekarzy, którzy chcieliby zostać w Polsce na stałe.

Warunkiem nabycia prawa do pracy zawodowej w Polsce byłoby zdanie przez lekarza egzaminu w jednym z polskich szpitali. Pozytywny wynik byłby przepustką do pracy w polskiej służbie zdrowia na okres pięciu lat – w określonej placówce służby zdrowia. Ostateczną decyzję o zatrudnieniu podejmie Okręgowa Izba Lekarska – regionalny organ samorządu medycznego.

Według ekspertów zmiany dotyczą przede wszystkim lekarzy z Białorusi i Ukrainy.

Aby wdrożyć inicjatywę, konieczne są zmiany w ustawie o zawodach lekarza i dentysty. Projekt zmian dotarł już do polskiego Sejmu, nadal jednak nie wiadomo, kiedy posłowie je rozważą.

Białoruskie media, komentując doniesienia o planach polskiego resortu zdrowia, piszą, że lekarze w Polsce są jedną z kategorii zawodowych o najwyższych zarobkach: „Płace polskich lekarzy na poziomie 3-4 tys. euro (w przeliczeniu na złote) są standardem”.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/polskieradio.pl

Medycy z Białorusi i Ukrainy mają rozwiązać kryzys kadrowy w polskiej służbie zdrowia. [caption id="attachment_42683" align="alignnone" width="500"] Zdj. ilustracyjne[/caption] Polskie Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzić nowe zasady zatrudniania lekarzy spoza Unii Europejskiej. Jak informuje białoruska sekcja Polskiego Radia dla Zagranicy, odpowiedni projekt ustawy został już przedłożony w parlamencie. Nowelizacja

Z głębokim smutkiem informujemy o niepowetowanej stracie dla środowiska artystycznego Grodna i całej społeczności polskiej na Białorusi – śmierci znanego grodzieńskiego artysty-malarza, współzałożyciela działającego przy ZPB Towarzystwa Plastyków Polskich, gorliwego polskiego Patrioty – Ryszarda Dalkiewicza.

Śp. Ryszard Dalkiewicz

Pan powołał do siebie legendę środowiska malarskiego Grodna, 28 października 2019 roku, kiedy artysta miał 85 ukończonych lat życia.

Skromny, ale do ostatnich dni życia niezwykle witalny, inicjatywny działacz środowiska polskiego w Grodnie, Ryszard Dalkiewicz w ostatnich latach aktywnie działał w Uniwersytecie Trzeciego Wieku przy ZPB, rekompensując tą aktywnością nieco mniejszy, w siłę wieku malarza, impet twórczy na polu artystycznym.

Obszerną rozmowę o życiu, twórczości i polskości przeprowadziła z Ryszardem Dalkiewiczem w roku 2006 dla „Magazynu Polskiego na uchodźstwie” nasza redakcyjna koleżanka Iness Todryk-Pisalnik.

Dzisiaj, ogarnięci smutkiem po zmarłym, pragniemy Państwu przypomnieć słowa Artysty sprzed prawie czternastu lat:

Ocala świat, którego my szukamy

Rozmowa z artystą malarzem Ryszardem Dalkiewiczem

Gdy pytam malarzy o początki, zwykle słyszę, że zaczynali prawie od kołyski, a w przedszkolu już na pewno wiedzieli, że zostaną artystami.

– Urodziłem się w 1934r. Moja rodzina z dziada pradziada pochodzi z Grodna. Mieszkaliśmy na Przedmieściu przy ul. Żurawiej, za polskim cmentarzem. Wokół nas mieszkało wiele rodzin żydowskich, z którymi żyliśmy w zgodzie. Zawsze można było pójść do sklepu żydowskiego, których było bardzo wiele, i dostać na tzw. «kreskę» czy na «krzyżyk» bułeczkę, cukierki i lody. Mój ojciec pracował jako flisak, często brał mnie ze sobą w rejsy. Spławialiśmy drewno tratwami po Niemnie, Szczarze, Kotrze, Berezynie. Piękna przyroda nadniemieńska, urwiste brzegi i skarpy utkwiły na zawsze w mojej pamięci. I właśnie te krajobrazy sprawiły, że wybrałem zawód malarza.

Kiedy więc nastąpił przełom?

–  Myślę, że wszelka autentyczna twórczość rodzi się z wewnętrznej potrzeby, która jest głównym motorem także i w moim malarstwie. Jest to, z całą pewnością, też kwestia jakiejś intuicji, która się uzewnętrznia już w młodym wieku. W moim przypadku była to dziewczyna, którą poznałem, odbywając służbę wojskową na Uralu. Będąc zauroczony, namalowałem parę zakochanych stojących na moście – siebie w mundurze wojskowym i moją dziewczynę. Nie było farb, więc malowałem ołówkiem. Właśnie ten obraz spowodował, że po wojsku pojechałem po tę dziewczynę, która została moją żoną.

Urodził się Pan przed wojną…

– Byłem najstarszy, a więc musiałem pomagać rodzicom. Pewnego razu, kiedy pasłem krowy, byłem świadkiem rozstrzelania polskich żołnierzy. To było straszne przeżycie. Był nawet wypadek, gdy jednego rannego udało się nam ocalić. Podczas wojny ojciec był saperem w Wojsku Polskim. Za Niemców ukończyłem potajemnie trzy klasy przy Kościele Pobernardyńskim. W 1945r. poszedłem do Batorówki, gdzie ukończyłem 4 klasę, a w szkole im. Królowej Jadwigi ukończyłem 5-7 klasę. W 1948r. polską szkołę zamknęli i przekształcili na rosyjską, więc zrezygnowałem z nauki. Przez dwa lata uczęszczałem do szkoły wieczorowej. Kiedy byłem w ostatniej klasie, zabrali mnie do wojska na Ural, gdzie ukończyłem 10 klasę. Na Syberię zawsze zabierali Polaków, żeby byli jak najdalej od domu.

Jak Pana traktowali?

– Przed wojskiem pracowałem jako kolorysta w poligrafii. Potrafiłem dobrze dobierać kolory, barwy, a za czasów Związku Radzieckiego drukowaliśmy przeważnie portrety Stalina i Lenina. W ciągu tych trzech lat dostałem najwyższy stopień w poligrafii, czyli siódmy. Grałem również w piłkę nożną za drużynę naszego miasta «Lokomotyw». Gdy dowódcy dowiedzieli się, że jestem dobrym fachowcem i sportowcem, traktowali mnie nawet nieźle. Najbardziej dokuczał mi klimat, mrozy syberyjskie. To policzek odmrożę, to nos… Po wojsku dostałem się na studia na Akademię Sztuk Pięknych w Leningradzie.

Studiowali w niej liczni Polacy: Henryk Siemiradzki, Walenty Wańkowicz, Wojciech Gerson, Antoni Oleszczyński, Konrad Krzyżanowski, Kazimierz Stabrowski, Ferdynand Ruszczyc, Jan Ciągliński i Henryk Weyssenhorf. Dlatego właśnie na tej uczelni chciał Pan doskonalić swój warsztat artystyczny?

– To przede wszystkim jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Świetny ośrodek kultury i nauki. Mekka rosyjskiej kultury i architektury, która zachwyca swym pięknem i ogromem bogactwa, jakie zostawili po sobie rosyjscy imperatorzy. Słynna kolekcja Ermitażu – to 3 mln. eksponatów i 400 sal. Dzieła Leonarda da Vinci, Rafaela, Rembrandta, Michała Anioła, impresjonistów i setek innych wielkich twórców. Nie zostać artystą w takim mieście byłoby przestępstwem. Akademia wykształciła całą plejadę talentów, m.in. i Ilię Riepina. Na początku studiowałem na wydziale grafiki. Jeszcze w wojsku malowałem różne dekoracje i plakaty. Byłem zafascynowany polskim plakatem, który był znany w całym świecie. Później przeniosłem się na wydział malarstwa. Po ukończeniu wróciłem do rodzinnego miasta, gdzie w tamtych czasach nie było specjalisty. Zaproponowano mi pracę nauczyciela w czterech szkołach. Pracowałem również w Instytucie Pedagogicznym oraz w szkole o ukierunkowaniu plastycznym.

Czy rodzice chcieli, żeby został Pan malarzem?

– A skąd. Mama chciała, żebym został szewcem albo księdzem. Podejrzewam, że jeżelibym nie został malarzem, pracowałbym jako leśniczy. Lubię być w ciągłym kontakcie z przyrodą, móc ją podziwiać, oglądać…

Co jest tą siłą, która sprawia, że chwyta Pan za pędzel?

– Na pewno jest to sposób spędzania wolnego czasu. Maluję to, co fascynuje mnie w danej chwili. Czasem jest to jakieś wydarzenie, osoba, krajobraz, który mnie urzekł…

Jak wygląda proces powstawania obrazu, nazwijmy to «technologią»?

– Najpierw powstaje idea. Czasem nawet zapominam wysiąść na swoim przystanku autobusowym. Wyłączam się, ale nie próbuję przed czymś uciekać, tylko staram się skoncentrować i zobaczyć swoją wizję obrazu. Podstawą jest oczywiście szkic węglem, później nakładanie farb i wykańczanie. Bywa, oczywiście, że niby obraz gotowy, a jednak coś nie gra. Zamalowuję go i zaczynam jeszcze raz.

Zdarzyło się Panu malować na zamówienie?

– Nawet dosyć często. Zwykle latem, gdy wyjeżdżamy na plenery, w których biorę aktywny udział. Np. na jednym z ostatnich plenerów Uniwersytet Wrocławski zamówił kilka portretów m.in. Bronisława Piłsudskiego, Benedykta Dybowskiego i inne, które namalowałem.

Co daje uprawianie malarstwa poza gotowym produktem – obrazem?

– Zadowolenie i satysfakcję. Zawsze staram się wkładać w swój obraz dużo wysiłku i oczywiście umiejętności. Uważam, że tak jak i przy każdej innej pracy trzeba ją wykonywać dobrze. Tak, by dawała satysfakcję i dobrze świadczyła o autorze. W jakimś sensie wkładam w każdy obraz trochę siebie, swojej osobowości, a to powoduje, że podchodzę do tego emocjonalnie. Można powiedzieć, że maluję emocjami, ponieważ w moich obrazach doskonale odzwierciedlają się moje nastroje.

Ostatnie lata Pańskiej pracy malarskiej charakteryzuje bogactwo rozwiązań barwnych. Nowe obrazy mają jakby więcej witalności, pogody ducha, zgody na świat i radości z życia. Należy sądzić, że jest Pan spełnionym artystą i szczęśliwym człowiekiem. Czy tak właśnie jest?

– Co dotyczy spełnienia mnie jako artysty – chyba nie. Biedny jest ten malarz, któremu wypadło w życiu wykładać na uczelni. Jest on nieszczęśliwą osobą, ale innego wyjścia nie ma, żeby zarobić na chleb. Niestety, w naszej rzeczywistości z samego malarstwa się nie utrzymasz. Po drugie, w tamtych czasach trzeba było malować pod dyktando władz, np. pochody majowe, portrety Stalina i Lenina itd. A więc dopiero na emeryturze mam czas, żeby podejść do malowania obrazów poważnie. A szczęśliwym człowiekiem, myślę, że jestem. Mam kochającą żonę, dwóch synów, wnuka i dwie wnuczki. Przez całe życie zawsze mi sprzyjał los. Kiedyś marzyłem wejść na Kasprowy Wierch i dwa lata temu zdobyłem go. Mam wielu przyjaciół zarówno na Białorusi, jak i w wielu miastach Polski, większość z których to grodnianie. Poznałem ich dzięki plenerom malarskim oraz podczas licznych podróży po Związku Radzieckim, kiedy pracowałem jako pilot polskich grup i jako tłumacz.

Czym charakteryzuje się Pana twórczość?

– Każdy malarz powinien w sposób jak najbardziej indywidualny i prawdziwy robić to, co mu dyktuje serce, co mu później dyktuje rozum. Ale na pierwszym miejscu powinna być autentyczność, niepowtarzalność i szczerość. Dopiero z tego się wyłaniają kolejne elementy, a więc sprawy warsztatowe.

Wśród Pana obrazów znajduje się kilka ciekawych portretów, np. «Adam Mickiewicz», «Józef Piłsudski», «Jan Paweł II», «Pożegnanie z Ojczyzną» i inne, które wskazują na niepowtarzalność ich artystycznego piękna. Twarze są poważne, pełne skupienia i jakby pełne pewnego smutku czy zamyślenia…

– Zaczęło się od obrazu «Pożegnanie z Ojczyzną». Główną siłą napędową były moje przeżycia z 1939r., kiedy to byłem świadkiem niezwykle smutnej historii. Paliło się moje kochane Grodno. Ze Wschodu nacierali bolszewicy. Zobaczyłem małą dziewczynkę ze skrzypcami, która się zgubiła i była tak samotna (…) Jeden z bolszewików rozdeptał jej smyczek, ale ona i tak usiłowała grać. Ta scena do dziś pozostała w mojej pamięci, a więc odzwierciedliłem ją na płótnie. Uważam ten obraz za moment kulminacyjny w mojej twórczości.

Pana pejzaże są liryczne i radosne. Czy to jest Pana romantyczne widzenie otaczającego świata czy wyrażenie nastroju?

– Nie wszystkie moje prace są radosne, są i smutne. Moimi ulubionymi miejscami są wieś, las, przestrzeń pól, łąk, jezior, rzek (…), które staram się przenieść na płótno. Każdy artysta pragnie być niepowtarzalnym i maluje to, co jest dla niego najcenniejsze. Przede wszystkim maluję barwy mojej ziemi – ziemi kresowej. Ona jest jak wciąż nieprzeczytana książka, z której można wiele się dowiedzieć o tych, którzy na niej mieszkają. Nasza ziemia ukształtowana została dzięki wielowiekowej pracy ludzi. Dzięki niej jest pełna barw, tchnie ciepłem i miłością jak matka.

W Pana obrazach obecna jest również tematyka sakralna. Czy ona jest możliwością urozmaicenia Pana obrazów czy za nią stoją jakieś bardziej głębokie uczucia?

– Rzeczywiście za moimi obrazami związanymi z tematyką sakralną stoją głębokie uczucia osoby wierzącej. Myślę, że wiara jest rzeczą intymną każdego człowieka, a więc nie jest tematem głośnych rozmów. Każdy ma ją w sercu. Niech o mojej wierze powiedzą moje obrazy i tak będzie najlepiej.

Były zapewne w Pana życiu okresy, kiedy mimo wyboru czuł się Pan odosobniony?

– Nie lubię malować obrazów i wkładać do szuflady. Artystę nie stać na to, żeby swobodnie uprawiać twórczość. Na Białorusi niestety plenery są rzadkością. Mamy to szczęście, że jako Towarzystwo Plastyków Polskich mamy możliwość wyjazdu na plenery do naszej Macierzy. Również regularnie uczestniczymy w zbiorowych wystawach w Polsce. Co dotyczy kryzysu duchowego, zawsze jestem optymistą. Życie nauczyło mnie nie zwieszać nosa na kwintę, dlatego nigdy nie pokazuję po sobie, że coś u mnie nie gra. A moim hasłem są słowa z piosenki: «O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam…»

Jak się nie maluje, to…

– Przez cały rok wędkuję. A gdy latem przyjeżdża polska grupa kajakarzy, razem z nimi uczestniczę w rajdach. Bardzo dobrze znam nurty Niemna od jego początku aż do Kowna. Już mam na swoim koncie ponad pięć tysięcy kilometrów.

Czy widzi Pan perspektywy rozwoju twórczości malarskiej na Białorusi? Często słyszę, że kultura w kraju schodzi na psy. Co Pan o tym myśli?

– Zazwyczaj nasi malarze tworzą swoje obrazy «dla chleba». Nienormalna jest sytuacja, gdy dzieło sztuki jest jakby innym towarem, który trzeba sprzedać po jak najlepszej cenie. Dlatego nie zależy mi na tym, żeby moje obrazy zgodne były z aktualną modą. Niektórzy dobierają sobie obrazy do koloru tapet. Niestety ludzie nie zawsze mają dobry gust. Uważam, że sztuka nie powinna być dzisiejsza ani jutrzejsza – powinna być wieczna. Prawdziwy artysta nie marzy o tanim poklasku, lecz o tym, aby jego twórczość przetrwała próbę czasu.

Jakie jest według Pana znaczenie współczesnego malarstwa w naszym życiu?

– Myślę, że współczesne malarstwo nic nie znaczy dla większości ludzi i cieszy się i uznaniem wśród ograniczonego kręgu koneserów. Zresztą ja mówię o oryginalnej, prawdziwej sztuce, przecież są jeszcze i twórczy «oryginalnego malarstwa rodzajowego», które jest zdolne przyciągnąć i zainteresować rzeszę ludzi.

 Jakie kierunki w malarstwie są ciekawe dla Pana?

– Z ciekawości studiowałem różne – dadaizm, kubizm itd. Ogólnie rzecz biorąc nie akceptuję współczesnego rozumienia sztuki, chociaż zaimponował mi impresjonizm. Próbowałem nawet naśladować symbolizm. Co dotyczy geometrycznego podejścia do sztuki, to np. rozumiem malarza impresjonistycznego Władysława Podkowińskiego, natomiast Kazimierza Malewicza z jego «Czarnym kwadratem» – nie. Akceptuję natomiast przedstawiciela abstrakcjonizmu Wassilego Kandinskiego i jego koncepcje filozoficznego podejścia do koloru.

A jacy malarze pozostawili ślad w Pana życiu?

– Z polskich – wybitny pejzażysta-kolorysta Leon Wyczółkowski i jego pejzaże impresjonistyczne, Andrzej Pawłowski – pionier polskiego wzornictwa artystycznego oraz Henryk Siemiradzki, który tematykę swoich dzieł czerpał z antyku. A z rosyjskich – Michał Wrubel i jego pejzaże z postaciami mitycznymi i portrety, Walentyn Sierow, którego uważam za jednego z najwybitniejszych malarzy rosyjskich, wspaniały kolorysta i autor słynnych portretów np. «Dziewczynka z brzoskwiniami» i pejzaży, a także Ilia Riepin, wspaniały przedstawiciel realizmu i jego słynne tematy rodzajowe np. «Burłacy na Wołdze», historyczne – «Zaporożcy piszący list do sułtana tureckiego» i portrety.

Gdzie powstają Pana obrazy?

– Jeszcze dwa lata temu mieliśmy swoją pracownię w centrum miasta. Było to bardzo wygodne. Każdy z nas miał swój kącik, mogliśmy spotykać się i pracować. Niestety zrezygnowaliśmy. Podnieśli nam opłatę za pomieszczenie, która wyniosła ok. 150 euro, a moja emerytura wynosi 90 euro. Teraz maluję na swojej działce, która znajduje się nad brzegiem Niemna, czasami na balkonie w bloku. A żeby farba olejna nie dawała zapachu, zacząłem malować akrylami.

Pamięta Pan może pierwszą swoją wystawę? Gdzie się odbyła?

– Do 1990r., niestety, takiej możliwości nie miałem, ponieważ pracowałem jako wykładowca i nie miałem czasu na malowanie obrazów. Dopiero gdy powstała placówka konsularna w Grodnie i Konsulem Generalnym był Mariusz Maszkiewicz, który nam bardzo pomagał, m.in. jako pierwszy zaproponował zrobić zbiorową wystawę w Ambasadzie RP w Mińsku. Później dostawaliśmy wiele zaproszeń z Polski na plenery i wystawy, co zmobilizowało mnie do aktywnego działania. A ponieważ tych doświadczeń, refleksji oraz tragicznych wydarzeń z dzieciństwa było tak wiele…

A więc większość wystaw i plenerów odbywa się w Polsce. Dlaczego nic nie organizuje się na Białorusi?

– Na Białorusi jest bardzo ciężko coś zorganizować. Np. w ubiegłym roku planowaliśmy zorganizować plener im. Czesława Niemena. Niestety nie udało się, przyczyny są znane. W tym roku planujemy zrealizować ten projekt. Już mamy sponsorów, robimy scenariusz tego przedsięwzięcia, zamierzamy zaprosić naszych kolegów malarzy z Litwy, Łotwy, Polski itd.

Jak daleko pada jabłko od jabłoni? Zazwyczaj nie ma reguły. Niekiedy bardzo blisko, a jak się mają sprawy w Pana rodzinie?

– Z Leningradu przywiozłem dużą bibliotekę. Moje dzieci miały dostęp do książek: anatomii plastycznej, albumów, aktów, pejzaży, może właśnie to ich stymulowało. Starszy syn, Igor, chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Leningradzie. Próbowałem go odmówić. Mówiłem, że starczy już jednego takiego tułacza, który jeden garnitur nosi przez kilkanaście lat. Namawiałem go, żeby zdawał na wydział kartografii lub topografii. Ukończył studia, dostał dyplom inżyniera-kartografa, a jednak i tak został malarzem. Czasem nawet zazdroszczę mu jego pomysłów. Igor maluje bardzo piękne pejzaże oraz obrazy o tematyce sakralnej. Natomiast najmłodszy syn, Oleg, interesuje się tematyką wędkarską. Po ukończeniu Politechniki w Mińsku pracuje jako konstruktor w Zakładach Azotowych. Bardzo dobrze włada techniką kreślarską oraz grafiką komputerową.

Ryszard Dalkiewicz ze swoim synem Igorem Dalkiewiczem

Chciałabym zapytać Pana jako nauczyciela, w jaki sposób można i należy uczyć się malarstwa?

– Im wcześniej rodzice ukierunkowują dzieci, tym lepiej. Wtedy tylko można uzyskać najlepszy wynik. Każde dziecko można nauczyć malować. Może nie tworzyć, ile rozumieć to, co już zostało stworzone. Przecież nie wszyscy rozumieją twórczość malarzy renesansu, a to przecież jest klasyką.

Zajęcia plastyczne w szkole są najczęściej traktowane jako strata czasu i zawracanie głowy. Czym się różniły zajęcia prowadzone przez Pana?

– Nie traktowałem dzieci instrumentalnie. Starałem się do każdego podejść indywidualnie. Tu nie można tak jak np. w matematyce czy angielskim «nauczyć czegoś». Trzeba uchwycić to, w czym ten mały artysta się dobrze czuje i wzmacniać w nim ten talent. Najważniejsze jest pielęgnowanie ich twórczej intencji. Np. rzeźbienie pozwala rozwijać orientację w przestrzeni, malowanie jest sprawą kolorów, wrażliwości na barwy. Zajęcia plastyczne wzbogacają je o wrażliwość i rozwijają intelektualnie

Ryszard Dalkiewicz ze swoimi kolegami Stanisławem Kiczko i Wasylem Martyńczukiem

Jaki będzie następny obraz? Nad czym Pan pracuje?

– W zasadzie w kręgu malarskim nie mówi się i nie zdradza swoich pomysłów. Natomiast ja zdradzę. Zbieram już materiał i planuję namalować moich kolegów. Nie tylko malarzy, ale i tych, którzy pomogli mi w ciężkich czasach stanąć na nogi. Będzie ich około trzynastu osób. Nawet mam już nazwę – «Koledzy po duchu». Życzę Panu dalszego pogłębienia warsztatu i ciekawych tematów, których artystyczną realizacją będzie mógł Pan zaskoczyć miłośników swojego talentu.

Rozmawiała Iness Todryk-Pisalnik/Magazyn Polski/2006 rok

 

Żegnamy Cię Kolego, Nauczycielu, wierny Przyjacielu!

Na zawsze pozostaniesz w naszej Pamięci taki, jaki byłeś do końca swoich dni – witalny, ciekawy świata i ludzi, doświadczony i mądry, ale przede wszystkim bardzo bliski każdemu z nas!

Zarząd Główny Związku Polaków na Białorusi i redakcja portalu Znadniemna.pl

Z głębokim smutkiem informujemy o niepowetowanej stracie dla środowiska artystycznego Grodna i całej społeczności polskiej na Białorusi – śmierci znanego grodzieńskiego artysty-malarza, współzałożyciela działającego przy ZPB Towarzystwa Plastyków Polskich, gorliwego polskiego Patrioty – Ryszarda Dalkiewicza. [caption id="attachment_42628" align="alignnone" width="480"] Śp. Ryszard Dalkiewicz[/caption] Pan powołał do siebie legendę

Kolejny nabór uczniów pierwszych klas Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach („Rejtanówki”) złożył przysięgę uczniowską 27 października. Wyprawki i słodkie upominki dla „pierwszaków” ufundował Zarząd Główny Związku Polaków na Białorusi i Konsulat Generalny RP w Brześciu.

„Pierwszaki” baranowickiej „Rejtanówki”

Społeczna Szkoła Polska im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach jest najstarszą polską placówką oświatową na Białorusi i uczy dzieci od klasy pierwszej do maturalnej, po czym większość absolwentów placówki trafia na wymarzone studia wyższe w Polsce.

Szkoła ta uczy nie tylko języka polskiego, lecz także zaszczepia swoim uczniom poczucie polskiego patriotyzmu, uczy polskiej kultury i historii. O tym, że kolejne pokolenie uczniów „Rejtanówki” nie okaże się gorsze, niż ich starsi koledzy, goście uroczystości mogli się przekonać oglądając w wykonaniu „pierwszaków” przepiękny program artystyczny, w którym maluchy recytowały polskie wierszyki i śpiewały polskie piosenki. Występy „pierwszaków” wsparli uczniowie klas maturalnych, a także działające przy szkole zespoły „Słoneczko” i „Dlaczego”.

Program artystyczny wsparli maturzyści „Rejtanówki”

Na scenie szkolny zespół wokalny „Słoneczko”

Następnie przy szkolnym sztandarze odbyło się uroczyste ślubowanie, podczas którego dzieciaki obiecały „być dobrymi Polakami, dbać o dobre imię swojej klasy i szkoły, swym zachowaniem i nauką sprawiać radość rodzicom i nauczycielom”.

Konsul Agnieszka Fijałkowska pasuje na uczniów nowych wychowanków „Rejtanówki”

Konsul w Konsulacie Generalnym RP w Brześciu Agnieszka Fijałkowska wręcza „pierwszakom” tornistry z wyprawkami

Po złożeniu przysięgi obecna na uroczystości konsul w Konsulacie Generalnym RP w Brześciu Agnieszka Fijałkowska poprzez dotknięcie ramienia dużym ołówkiem dokonała pasowania każdego „pierwszaka” na ucznia „Rejtanówki”.

Znadniemna.pl na podstawie www.facebook.com/Społeczna-Szkoła-Polska-im-T-Reytana-w-Baranowiczach

Kolejny nabór uczniów pierwszych klas Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Rejtana w Baranowiczach ("Rejtanówki") złożył przysięgę uczniowską 27 października. Wyprawki i słodkie upominki dla „pierwszaków” ufundował Zarząd Główny Związku Polaków na Białorusi i Konsulat Generalny RP w Brześciu. [caption id="attachment_42548" align="alignnone" width="500"] "Pierwszaki" baranowickiej "Rejtanówki"[/caption] Społeczna Szkoła

Trzydzieści lat temu, na fali odrodzenia narodowego zaczęły powstawać liczne oddziały Związku Polaków na Białorusi. Jednym z nich był Oddział ZPB w Raduniu, który w niedzielę, 27 października, uroczyście obchodził Jubileusz 30-lecia swojego istnienia.

Uroczystość swoją obecnością zaszczycili liczni goście: ośmioosobowa delegacja samorządowców ze Świdnika na czele ze Stanisławem Kubińcem, prezesem Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Świdniku, delegacja Zarządu Głównego ZPB na czele z prezes ZPB Andżeliką Borys, prezes działającego przy ZPB Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej Weronika Sebastianowicz oraz konsulowie z Konsulatu Generalnego RP w Grodnie Marzena i Jan Demczukowie.

Uroczystości rozpoczęły się od Mszy św. w kościele pw. Matki Boskiej Szkaplerznej w Raduniu. Po nabożeństwie, goście oraz miejscowi działacze ZPB udali się na cmentarz, gdzie przy zbiorowej mogile żołnierzy Armii Krajowej z oddziału Franciszka Weramowicza „Kuny” złożyli wieńce i zapalili znicze.

Następnie, w jednej z kawiarni, odbył się koncert, który otworzyła prezes Oddziału ZPB w Raduniu Halina Żegzdryń. W swoim przemówieniu przypomniała ona początki powstania Związku Polaków na ziemi raduńskiej.

– Związek jest, był i pozostaje mocną, zwartą i zjednoczoną organizacją, mającą ponad 100 struktur na całej Białorusi. Każda z nich działa w innych warunkach, ale dla wszystkich sprawa polska, sprawa ogółu jest bardzo ważna i każda struktura wnosi swoją cegiełkę do budowania zorganizowanej polskiej społeczności na Białorusi – powiedziała, witając zgromadzonych na uroczystości, prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys.

Prezes ZPB podziękowała wszystkim zgromadzonym za trwanie przy polskości, za przekazywanie jej kolejnym pokoleniom Polaków na ziemi raduńskiej. Osobiste podziękowania Andżelika Borys złożyła prezes Oddziału ZPB w Raduniu Halinie Żegzdryń, podkreślając, że polska działaczka zorganizowała nauczanie języka polskiego dla miejscowych dzieci w swoim domu prywatnym.

Po powitaniach i okolicznościowych przemówieniach zgromadzeni na świętowaniu Jubileuszu Oddziału ZPB w Raduniu mieli okazję wysłuchać koncertu, przygotowanego przez miejscowych, artystycznie uzdolnionych działaczy ZPB oraz uczniów szkółki sobotnio-niedzielnej, prowadzonej przez Halinę Żegzdryń.

Po koncercie Andżelika Borys życzyła wszystkim członkom Oddziału ZPB w Raduniu, aby nadal mocno trwali w polskiej kulturze, miłości do Polski i pieczołowicie pielęgnowali język polski.

– 30 lat istnienia Oddziału ZPB w Raduniu to jest niezwykły sukces. Nie każda organizacja społeczna potrafi funkcjonować przez tyle lat – mówił do zgromadzonych prezes Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Świdniku Stanisław Kubiniec. Przypomniał przy tym, że w tym okresie Polacy z Radunia zrealizowali wiele wspólnych projektów ze Świdnikiem, będącym miastem partnerskim tego oddziału ZPB. Podkreślił też, że współpraca ta nie byłaby możliwa bez aktywnej postawy Haliny Żegzdryń.

Konsulowie RP Marzena i Jan Demczukowie przekazali jubilatom pozdrowienia w imieniu konsula generalnego RP w Grodnie Jarosława Książka i życzyli raduńskiemu oddziałowi ZPB długich owocnych lat pracy, kolejnych sukcesów i pięknych jubileuszy.

Podczas uroczystości najbardziej aktywni działacze Oddziału ZPB w Raduniu otrzymali od Zarządu Głównego organizacji Dyplomy Uznania i upominki.

Zapraszamy do obejrzenia fotoreportażu z wydarzenia:

Kazanie wygłasza ks. Stanisław Pacyna, proboszcz parafii w Raduniu

Przemawia prezes Oddziału ZPB w Raduniu Halina Żegzdryń

Śpiewa zespół „Przyjaciółka”, działający przy oddziale

Zespół „Raduńskie gwiazdeczki”

Prezes ZPB Andżelika Borys i konsul RP Jan Demczuk

Przemawia prezes ZPB Andżelika Borys

Przemawia Jan Demczuk, konsul RP w Grodnie

 

Z upominkiem od Konsulatu Generalnego RP w Grodnie prezes Oddziału ZPB w Raduniu Halina Żegzdryń

Życzenia składa Stanisław Kubiniec, prezes Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Świdniku

Płk Weronika Sebastianowicz, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy ZPB

 

Znadniemna.pl

Trzydzieści lat temu, na fali odrodzenia narodowego zaczęły powstawać liczne oddziały Związku Polaków na Białorusi. Jednym z nich był Oddział ZPB w Raduniu, który w niedzielę, 27 października, uroczyście obchodził Jubileusz 30-lecia swojego istnienia. Uroczystość swoją obecnością zaszczycili liczni goście: ośmioosobowa delegacja samorządowców ze Świdnika na

Wystawa „Dziadek w polskim mundurze”, połączona z prezentacją albumu z biogramami bohaterów akcji o tej samej nazwie, odbyła się we wtorek w Grodnie w siedzibie Związku Polaków na Białorusi (ZPB). W uroczystości wzięła udział wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Gosiewska, uczestnicy odbywającej się w tych dniach w Grodnie III edycji konferencji naukowej pt. „Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XXI wieku”, a także potomkowie bohaterów akcji „Dziadek w polskim mundurze”, którą od pięciu lat prowadzą redaktorzy mediów ZPB: szefowa „Głosu znad Niemna na uchodźstwie” Iness Todryk-Pisalnik i jej małżonek, redagujący portal Znadniemna.pl, Andrzej Pisalnik.

Inicjatorzy akcji „Dziadek w polskim mundurze” Iness Todryk-Pisalnik i Andrzej Pisalnik

– To wystawa, która bardzo mocno nas łączy, łączy nas z przeszłością, buduje naród – mówiła podczas otwarcia wystawy wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska. – Mam nadzieję, że zachęci ona kolejnych młodych ludzi do szukania swoich korzeni – dodała.

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska

– To naprawdę wielkie dzieło, bo pokazuje wspaniałą historię na konkretnych przykładach – podkreśliła, dziękując twórcom wystawy i jej organizatorowi, konsulowi generalnemu RP w Grodnie Jarosławowi Książkowi.

Konsul generalny RP w Grodnie Jarosław Książek

Redaktorami książki „Dziadek w polskim mundurze” i twórcami koncepcji wystawy o tym samym tytule są redaktorzy portalu Związku Polaków na Białorusi Znadniemna.pl i gazety „Głos znad Niemna na uchodźstwie” – Andrzej Pisalnik i Iness Todryk-Pisalnik.

Od pięciu lat prowadzą oni na łamach gazety i portalu cykl, poświęcony żołnierzom różnych polskich formacji mundurowych, którzy byli związani z terenami dzisiejszej Białorusi i ogólnie Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej.

– Pomysł na „Dziadka w polskim mundurze” zrodził się, można powiedzieć, z pobudek egoistycznych – opowiadał PAP Pisalnik. – Uczyłem się w sowieckiej szkole na Białorusi, gdzie dowiedziałem się, że wojna rozpoczęła się w 1941 roku. Natomiast od babci wiedziałem, że dziadek walczył w 1939 roku, w jakiejś „dziwnej wojnie”, która według sowieckiej historiografii nie istniała – dodał.

– Gdy już dorosłem i udało mi się poznać prawdę historyczną, rosła we mnie chęć „pochwalenia się” swoim dziadkiem. Wspólnie z moją małżonką i redakcyjną koleżanką Iness uznaliśmy, że opublikujemy zdjęcie dziadka, jeśli taką samą możliwość stworzymy dla każdego, kto miał „dziadka w mundurze” i posiada jego zdjęcie – wskazał Pisalnik.

Czytelnicy Znadniemna.pl rozpoczęli poszukiwania w rodzinnych archiwach i w efekcie zgromadzono już ponad 70 historii dziadków i pradziadków, którzy w różnym okresie walczyli w różnych polskich formacjach zbrojnych.

– Warunkiem było jedynie posiadanie zdjęcia w mundurze. Mamy w naszej książce bohaterów, którzy walczyli w powstaniu styczniowym, na różnych etapach walki o niepodległość w czasach Imperium Rosyjskiego, w wojnie polsko-bolszewickiej, w różnych polskich formacjach z okresu II RP, w końcu – w Armii Krajowej i Armii Andersa” – powiedział Pisalnik.

Podczas otwarcia wystawy Pisalnik dziękował zebranym na sali potomkom bohaterów akcji, których określił jako „współautorów książki”. – Jesteście potomkami swoich „dziadków w polskim mundurze” i to dzięki wam powstała książka i wystawa” – powiedział.

Przemawia ojciec Georgij Roj, proboszcz prawosławnej katedry w Grodnie

– Mój pradziadek, który był stuprocentowym Białorusinem, nosił polski mundur, bo w czasie II RP odbywał służbę zasadniczą w polskiej armii – powiedział obecny na spotkaniu ojciec Georgijj Roj, proboszcz prawosławnej katedry w Grodnie. -Nie zawsze wybieramy, jaki mundur nosimy, ale to jest nasza wspólna historia, którą szanuję. Pamiętajmy ją! – dodał.

– Na naszej wystawie są oficerowie, ale większość stanowią szeregowi. Są to historie zwykłych ludzi, takich jak ci, którzy siedzą dzisiaj na sali. Życie postawiło przed nimi trudne wyzwania, a tym, czym się kierowali, było zachowanie ludzkiej godności – powiedział Pisalnik.

Jednym z bohaterów był mieszkaniec wsi z okolic Sopoćkiń, który do łagrów stalinowskich trafił za przestępstwo pospolite – pędzenie bimbru. – Już w łagrach, kiedy usłyszał, że generał Anders formuje II Korpus Polski, zgłosił się i został żołnierzem, ostatecznie chyba nawet podoficerem. Z Andersem przeszedł cały szlak bojowy – dodał.

Przemawia prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys

– Ta wystawa dokumentuje pamięć o zwykłych ludziach, którzy oddali swoje życie w obronie Polski – powiedziała podczas otwarcia wystawy prezes ZPB Andżelika Borys. Dodała, że wydarzenie to zyskuje szczególny wydźwięk przez to, że odbywa się na krótko przed Dniem Zadusznym.

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska gratuluje pomysłodawcom akcji „Dziadek w polskim mundurze”

Organizację wystawy wsparł Konsulat Generalny RP w Grodnie, a książkę „Dziadek w polskim mundurze” wydała Fundacja Wolność i Demokracja ze środków Senatu RP.

Przemawia płk Weronika Sebastianowicz

Wystawa jest częścią trwającej od poniedziałku w Grodnie III konferencji historyków z Polski i Białorusi „Polacy na Białorusi od końca XIX do początku XXI wieku. Niepodległość 1918-2018: polskie i białoruskie idee niepodległościowe”, której organizatorami są Konsulat Generalny w Grodnie, Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i ZPB.

Płk Weronika Sebastianowicz, synowa bohatera akcji Antoniego Sebastianowicza

Maryna Sumiec, wnuczka bohatera akcji Edwarda Baranowskiego

Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska powiedziała mediom, że oprócz udziału w wystawie i konferencji planuje odbyć rozmowy z przedstawicielami białoruskich władz. -To też jest ważny element mojej wizyty – oświadczyła.

– Historycy rozmawiają, prowadzą dialog, a my, politycy, przyglądamy się ich pracy. Politycy powinni tego typu dialog wspierać, bo to wzmacnia nasze relacje. To są kroki w kierunku ciągłej poprawy relacji polsko-białoruskich, a w efekcie także sytuacji polskiej mniejszości, Polaków, którzy tutaj mieszkają – oceniła Gosiewska. – Rozmawiamy także ze sobą. Ten dialog (polityczny z władzami Białorusi – PAP) jest coraz bardziej ścisły, chyba coraz lepszy – powiedziała Małgorzata Gosiewska.

W konferencji biorą udział przedstawiciele oficjalnej strony białoruskiej – konsul generalna Białorusi w Białymstoku Ałła Fiodorowa i deputowany do białoruskiego parlamentu Leanid Kaczyna, współprzewodniczący polsko-białoruskiej grupy parlamentarnej.

Znadniemna.pl na podstawie Dzieje.pl/PAP/Justyna Prus

Wystawa „Dziadek w polskim mundurze”, połączona z prezentacją albumu z biogramami bohaterów akcji o tej samej nazwie, odbyła się we wtorek w Grodnie w siedzibie Związku Polaków na Białorusi (ZPB). W uroczystości wzięła udział wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Gosiewska, uczestnicy odbywającej się w tych dniach

Odsłonięcie i poświęcenie pomnika ku czci Polaków, rozstrzelanych przez NKWD w okolicach Orszy w latach 30. minionego stulecia odbyło się 27 października na Kobylackiej Górze – miejscu masowych mordów, dokonanych przez NKWD na obywatelach Białorusi Radzieckiej.

W uroczystościach, upamiętniających niewinne ofiary zbrodniczego reżimu komunistycznego, wzięli udział potomkowie ofiar represji, działacze Związku Polaków na Białorusi oraz zastępca Ambasadora RP na Białorusi, radca Ambasady RP w Mińsku Marcin Wojciechowski.

Uroczystości zainaugurowała żałobna Msza św. w intencji ofiar represji, które straciły życie w Orszy i jej okolicach. Po nabożeństwie, które odbyło się w orszańskim kościele pw. św. Józefa, zgromadzeni w świątyni uczestnicy uroczystości przeszli procesją w jedno z miejsc masowych straceń – Kobylacką Górę. Tutaj, dzięki wysiłkom potomków ofiar, działających w ramach inicjatywy społecznej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy” i Związkowi Polaków na Białorusi, powstało upamiętnienie Polaków, którzy stali się ofiarami zbrodni, dokonywanych na obywatelach ZSRR przez zbrodniczy reżim stalinowski. Proboszcz kościoła św. Józefa ks. Wadim Mizer zainicjował modlitwę za duszę niewinnych ofiar i poświęcił wzniesione ku ich czci upamiętnienie. Biorący udział w uroczystościach chór „Liber Cante” (kierownik – Katarzyna Michał) wykonał wiązankę polskich pieśni patriotycznych.

Po wprowadzeniu przez artystów zgromadzonych przy pomniku w nastrój zadumy i refleksji przemówili goście uroczystości.

– Pamiętamy o represjach. W Polsce można często usłyszeć, że ci, którzy pamiętają o przeszłości, mają przed sobą przyszłość. Po to właśnie powinniśmy pamiętać o przeszłości, nawet tej najbardziej tragicznej. Kobylaki są miejscem, w którym stracono ludzi różnych narodowości. Nie dzielimy ich pod tym względem, lecz modlimy się w intencji wszystkich ofiar. Dajemy w ten sposób świadectwo pamięci, które otwiera nam perspektywę lepszej przyszłości. Nie możemy zmienić tego, co już się wydarzyło, możemy tylko się modlić zarówno za ofiary, jak i za oprawców. Robimy to, żeby wydarzenia, które przypominamy nigdy się więcej nie powtórzyły – mówił do zgromadzonych radca Ambasady RP w Mińsku Marcin Wojciechowski, składając wieniec pod pomnikiem rozstrzelanych w Orszy Polaków.

Po oficjalnych przemówieniach przyszła kolej na refleksje i opowieści przybyłych na uroczystość potomków ofiar. Maryna Szibko opowiedziała o swoim dziadku i dwóch jego braciach z rejonu dzierżyńskiego, których rozstrzelano w Orszy. – Przyjechałam na Kobylaki, aby uszanować pamięć mojego dziadka Józefa Skorobohatego oraz dwóch jego braci, Włodzimierza i Janka, którzy zostali rozstrzelani w jednym dniu – 17 grudnia 1937 roku. Szkoda, nie doczekała się mama, która wierzyła wszakże, że prawda kiedyś zostanie ujawniona. Dziękuję polskiej ambasadzie, że powstało to upamiętnienie Polaków na Białorusi, których rozstrzelano pod Orszą. Rozstrzelano tylko za to, że byli Polakami. Moich dziadków rozstrzelano za rzekome szpiegostwo na rzecz Polski. Powinniśmy głośno krzyczeć o tym, żeby wszyscy o tym wiedzieli, i żeby nie nastąpiły czasy, w których ludzie ginęliby za to, że są Białorusinami – przemówiła potomkini rozstrzelanych. O tym, że jej dziadek został zabity pod Orszą dowiedziała się niedawno. Przed tym rodzina uważała, że zmarł w więzieniu. Wiele lat temu babcia pani Maryny otrzymała zaświadczenie, że jej mąż – Józef Skorobohaty – zmarł w 1943 roku na marskość wątroby.

Dziadek Wadima Pawłowskiego – Polak, mieszkał w rejonie zasławskim. Aresztowany został w 1937 roku za nielegalne przekroczenie granicy z Polską, po tym, jak odwiedził rodzinę. Po powrocie pod jego dom zajechała czarna „suka” i Franciszek Szabłowski został aresztowany. – Rodzina nie wiedziała, jaki był jego dalszy los. Babci doradzono, aby złożyła podanie na alimenty, żeby się dowiedzieć o mężu. Otrzymała odpowiedź, że został skazany na 10 lat bez prawa do prowadzenia korespondencji. Wtedy babcia zrozumiała, że nigdy już męża nie zobaczy – opowiedział Wadim Pawłowski. Jego dziadek został rozstrzelany w Orszy 29 września 1937 roku.

– Mój pradziadek mieszkał we wsi Gajnowka w rejonie łogojskim. Miał troje dzieci, jednym z których był mój dziadek, mający w chwili aresztowania ojca cztery lata. Jego tata został aresztowany w sierpniu 1937 roku, a już w grudniu rozstrzelano go w Orszy – opowiedział prawnuk Stanisława Kuźmickiego Oleg Kuźmicki, który przywiózł na Kobylaki tabliczkę pamiątkową z imieniem i nazwiskiem pradziadka napisanym po polsku. Tabliczki, upamiętniające ofiary są przytwierdzane do pni drzew, rosnących na Kobylackiej Górze.

Rok temu na żądanie potomków ofiar represji miejscowe władze zamieściły na kobylackim głazie, będącym centralnym punktem memoriału, tablicę z napisem „Miejsce pamięci i żalu” w czterech językach: białoruskim, rosyjskim, hebrajskim oraz angielskim. Czwartym językiem, zamiast angielskiego, w opinii potomków ofiar, miał być język polski, gdyż właśnie te cztery języki w latach 1920-1930 były w Białoruskiej SRR językami państwowymi. Ponadto, wyniki badań danych osobowych 1750-ciu rozstrzelanych w Orszy, których udało się zidentyfikować na podstawie otwartych źródeł, świadczą, że około 1140 zidentyfikowanych ofiar NKWD byli Białorusinami, a Polacy stanowili drugą, co do liczebności, grupę narodowościową – ponad 500 osób (29 procent). Władze jednak postanowiły na tablicy zastąpić język polski angielskim, chociaż w Orszy nie rozstrzelano żadnego Anglika, czy Amerykanina.

Badacz sowieckich represji w latach 1920-1950, Igor Kuzniecow przypomina, że na terenie BSRR w latach 1937-1938 realizowano tzw. „operację polską”, istotą której była likwidacja każdego, kto miał jakiekolwiek związki z Polską i polskością. Jeśli na początku organy karne zwracały uwagę na narodowość, to później na listach do egzekucji zaczęli się pojawiać nazwiska, przypominające brzmieniem nazwiska polskie. Wielu ludzi oskarżono wówczas o szpiegostwo na rzecz Polski i rozstrzelano. W ten sposób w całym ZSRR w ramach „operacji polskiej” rozstrzelano 111 tysięcy Polaków, co stanowiło 80 procent od ogólnej liczby represjonowanych obywateli tej narodowości. Na Białorusi NKWD rozstrzelał 19250 obywateli narodowości polskiej, przy czym Polaków etnicznych było wśród nich około 11,5 tysięcy, reszta to byli Białorusini, Ukraińcy, Żydzi i Rosjanie. – Oprawcy musieli wykonać plan rozstrzeliwań, więc wybierali ofiary, nie zważając na pochodzenie – podkreśla historyk. Nawet te liczby zdaniem Igora Kuzniecowa nie ujawniają skali dokonanej przez NKWD zbrodni. Jest przekonany, że liczba ofiar została zaniżona dwukrotnie. Z perspektywy praktyki międzynarodowej zabijanie obywateli określonej narodowości na tak masową skalę mają wszelkie oznaki zbrodni ludobójstwa.

– Władza radziecka była antyludzka. Wszystkie zbrodnie, które popełniała przeciwko własnemu narodowi, powinny być definiowane i rozliczane, jako zbrodnie przeciwko ludzkości. Niestety, tak się nie stało i Norymberga-2 się nie odbyła. Wciąż działa Partia Komunistyczna. Jest wciąż aktywna i robi wszystko, żebyśmy nie poznali imion ofiar. Myślę jednak, że nadejdzie czas, kiedy nie tylko nazwiemy imiona ofiar, lecz ustalimy także imiona oprawców. Wówczas działalność i istota partii, będącej organizatorem terroru, który odebrał życie setkom tysięcy ludzi, otrzyma należną ocenę prawną – podkreśla Igor Kuzniecow.

O ludobójstwie dokonanym na polskiej ludności powiedział podczas uroczystości odsłonięcia i poświęcenia pomnika ku czci Polaków, rozstrzelanych przez NKWD także kierownik inicjatywy społecznej „Chajsy – witebskie Kuropaty” Jan Dzierżawcew. Kierowana przez niego inicjatywa tworzy ludowy memoriał w jednym z miejsc masowych egzekucji w rejonie witebskim niedaleko wsi Chajsy. Według Dzierżawcewa pod Witebskiem również rozstrzelanych zostało kilkaset obywateli radzieckich polskiej narodowości.

Specjalnie dla Znadniemna.pl – Igor Stankiewicz, działacz ZPB i jeden z inicjatorów upamiętnienia Polaków w miejscu masowych rozstrzeliwań na Kobylackiej Górze pod Orszą/ Fot.: Dmitryja Ostrowskiego

Odsłonięcie i poświęcenie pomnika ku czci Polaków, rozstrzelanych przez NKWD w okolicach Orszy w latach 30. minionego stulecia odbyło się 27 października na Kobylackiej Górze – miejscu masowych mordów, dokonanych przez NKWD na obywatelach Białorusi Radzieckiej. W uroczystościach, upamiętniających niewinne ofiary zbrodniczego reżimu komunistycznego, wzięli udział

Skip to content