HomeStandard Blog Whole Post (Page 109)

„Drodzy Polacy z Białorusi, przy wigilijnym stole nabierzmy radości z Bożego Narodzenia, nabierzmy pokoju i mocy. One pozwolą nam przetrwać trudne czasy. Macie prawo czuć się tym, kim czuli się Wasi przodkowie. Bóg się rodzi, moc truchleje” – napisał na Twitterze Ambasador RP na Białorusi Artur Michalski.

Dyplomata zamieścił też nagranie wideo ze słowami zwróconymi zarówno do Polaków, jak też naszych braci – Białorusinów.

Znadniemna.pl za Twitter.com

"Drodzy Polacy z Białorusi, przy wigilijnym stole nabierzmy radości z Bożego Narodzenia, nabierzmy pokoju i mocy. One pozwolą nam przetrwać trudne czasy. Macie prawo czuć się tym, kim czuli się Wasi przodkowie. Bóg się rodzi, moc truchleje" - napisał na Twitterze Ambasador RP na Białorusi

Szanowni Czytelnicy, kończy się kolejny rok – trudny rok dla Polaków na Białorusi.

Siły zła postanowiły zniszczyć na naszej pięknej Ojczyźnie wszelkie ślady polskości, wzbogacające  naszą wspólną z braćmi Białorusinami spuściznę historyczną, kulturalną oraz cywilizacyjną Niepodległej Białorusi.

Będzie banałem przypominanie, że nawet po najciemniejszej  i najdłuższej nocy nadchodzi świt. Dla wielu z nas oczekiwanie w mroku wydaje się nieznośne nawet przez kilka chwil. Tym bardziej, że nie znamy dnia ani godziny, kiedy zorza Prawdy i Dobra ten mrok rozjaśni.

Magiczna Noc narodzin Jezusa 2022 lat temu przyniosła Światło i Zbawienie całemu Światu w postaci bezbronnego dzieciątka, wzgardzanego i lekceważonego przez otaczających go ludzi.

Obecnie, kiedy nie dostrzegamy nawet promyku światełka na horyzoncie Nadziei, redakcja portalu Znadniemna.pl życzy Państwu abyście w historii narodzin Jezusa zaczerpnęli inspirację i powzięli siły do oczekiwania na nadejście zbawiennej dla nas wszystkich Zorzy, która rozjaśni najciemniejsze zakamarki w zbłąkanych duszach ciemiężycieli Prawdy i sprawi, iż siły zła te dusze opuszczą i zginą w zbawiennym świetle.

Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia żyje własnym pięknem, a Nowy Rok obdaruje Państwa pomyślnością i szczęściem.

Najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia, życzy swoim Czytelnikom

Redakcja portalu Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, kończy się kolejny rok - trudny rok dla Polaków na Białorusi. Siły zła postanowiły zniszczyć na naszej pięknej Ojczyźnie wszelkie ślady polskości, wzbogacające  naszą wspólną z braćmi Białorusinami spuściznę historyczną, kulturalną oraz cywilizacyjną Niepodległej Białorusi. Będzie banałem przypominanie, że nawet po najciemniejszej  i najdłuższej

Nasz kolega Andrzej Poczobut już drugie Święta Bożego Narodzenia z rzędu spędzi w celi więziennej.

Rok temu z inicjatywy pełnomocnika Rządu RP ds. Polonii i Polaków za Granicą Jana Dziedziczaka  wspominaliśmy o Andrzeju, a także o więzionej wówczas jeszcze i wypuszczonej z celi w marcu 2022 roku prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelice Borys, biorąc udział w akcji facebookowej pt. „Wigilijny talerz dla Andżeliki i Andrzeja”.

W tym roku Andrzej Poczobut pozostaje ostatnim działaczem polskiej mniejszości narodowej na Białorusi pozbawionym możliwości dzielenia się opłatkiem z rodziną i bliskimi.  Wciąż nieznana jest data jego procesu, co jest jedną z form znęcania się nad aresztowanym. Tak się dzieje w przypadku Andrzeja już drugi rok z rzędu.

Aby przypomnieć o Andrzeju w te świąteczne dni gazeta „Głos znad Niemna na uchodźstwie” postanowiła zadedykować tradycyjny kalendarz  „Głosu” na kolejny 2023  rok  właśnie Andrzejowi Poczobutowi.

Zamieszczając w Kalendarzu „Głosu” na 2023 rok zdjęcie Andrzeja Poczobuta redakcja przypomina o bohaterze następującymi słowami:

Andrzej Poczobut – dziennikarz i działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, oskarżony w sprawie karnej o podżeganie do nienawiści oraz nawoływanie do sankcji przeciwko panującej na Białorusi dyktaturze Aleksandra Łukaszenki. Andrzej Poczobut naraził się autokratycznej władzy tym, że w swoich publicznych wystąpieniach, publikacjach prasowych i książkach głosił prawdę o panującym na Białorusi reżimie. Ponadto popularyzował wiedzę historyczną o zbrodniczej względem Polaków, ale także i Białorusinów, polityce władz dawnego ZSRR, do którego spuścizny i wartości odwołuje się w narzucanej Białorusinom ideologii państwowej Aleksander Łukaszenko.

Andrzej skutecznie i przekonująco upowszechniał wiedzę o dokonaniach i bohaterstwie polskiego podziemia niepodległościowego. Pisał między innymi o polskich partyzantach, którzy w czasach II wojny światowej działali na terenach Białorusi, walcząc z dwoma najokrutniejszymi i najbardziej zbrodniczymi reżimami politycznymi XX stulecia – hitlerowskimi Niemcami oraz stalinowską Rosją.

W warunkach dyktatury Aleksandra Łukaszenki każda publiczna krytyka sowieckiego dziedzictwa jest postrzegana i traktowana jako myślozbrodnia, za którą panujący na Białorusi reżim karze ze szczególnym okrucieństwem i perfidią.

Ofiarą takiego prześladowania stał się nasz kolega – Andrzej Poczobut.

Kalendarz „Głosu” na 2023  rok jest do pobrania pod niniejszym LINKIEM.

Każdy, kto ma dostęp do odpowiedniego sprzętu poligraficznego może sobie ten kalendarz wydrukować i zamieścić w miejscu, w którym będzie on przypominał o naszym uwięzionym koledze. Zachęcamy zatem do wzięcia udziału w akcji pt.

„Pobierz i wydrukuj Kalendarz z Bohaterem!”

Na razie z Andrzejem Poczobutem można korespondować, kierując listy i kartki pod adres:

Тюрьма № 1, 230023, Гродно, улица Кирова, 1, Андрей Станиславович Почобут.

Znadniemna.pl i „Głos znad Niemna na uchodźstwie”

 

Nasz kolega Andrzej Poczobut już drugie Święta Bożego Narodzenia z rzędu spędzi w celi więziennej. Rok temu z inicjatywy pełnomocnika Rządu RP ds. Polonii i Polaków za Granicą Jana Dziedziczaka  wspominaliśmy o Andrzeju, a także o więzionej wówczas jeszcze i wypuszczonej z celi w marcu

Znana z głoszenia obelg pod adresem Polski i Polaków propagandystka Ksenia Lebiediewa zażądała na antenie tuby propagandowej Łukaszenki  – kanału telewizyjnego „Belarus 1” – zniszczenia fresku „Cud nad Wisłą” zdobiącego wnętrze kościoła Matki Bożej Różańcowej w miejscowości Soły na północy obwodu grodzieńskiego w rejonie smorgońskim.

Sługuska reżimu zaatakowała też miejscowego proboszcza, księdza Leonarda Stankowskiego, broniącego fresku, który powstał w świątyni  w okresie międzywojennym z woli parafian Sół, jako świadectwo wdzięczności dla Bożej Opatrzności za zwycięstwo Wojska Polskiego nad ateistycznymi hordami bolszewików, do którego doszło pod Warszawą w 1920 roku w Święto Zaśnięcia i Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

Łukaszenkowskim spadkobiercom tradycji i wartości sowieckiego bolszewizmu nie dają spokoju wciąż liczne na Grodzieńszczyźnie ślady obecności na tych ziemiach Państwa Polskiego. Dlatego żądają oni unicestwienia fresku, stanowiącego wartość historyczną oraz duchową, którego nie udało się zlikwidować nawet władzom komunistycznym w czasach ZSRR.

Kościół Matki Bożej Różańcowej w Sołach, którego wnętrze zdobi fresk „Cud nad Wisłą”

Namalowany w latach 20. minionego stulecia obraz przedstawia scenę rozgromienia bolszewików przez Wojsko Polskie pod Ossowem 15 sierpnia 1920 roku. W centrum kompozycji jest przedstawiona postać księdza Ignacego Skorupki, który poległ w tej bitwie.

Po II wojnie światowej fresk został zamalowany, ale po upadku Związku Sowieckiego odrestaurowano go i  poświęcono.

„Odnowienie fresku pobłogosławił i poświęcił biskup, kto więc go teraz dotknie? Ja, na przykład, się boje” – mówił łukaszenkowskiej propagandystce nagrywany przez nią z ukrycia ksiądz Leonard Stankowski.

Opór proboszcza wobec perspektywy zniszczenia poświęconego fresku wywołał oburzenie Lebiediewej, która na potrzeby reportażu nagrała obelżywe opinie o kapłanie, wypowiedziane przez uprzednio poinstruowanych mieszkańców Sół. Jeden z bohaterów propagandowej agitki, twierdzący, że „za polskim czasem jego przodkowie przymierali głodem”, czytał z kartki podsunięty mu tekst z obelgami pod adresem księdza i Polaków.

Na podstawie tego typu „świadectw” miejscowych mieszkańców łukaszenkowska propagandystka doszła do konkluzji, iż  fresk upamiętniający Cud nad Wisłą „nawołuje do podżegania do nienawiści narodowej i religijnej”, a jego obecność w kościele sugeruje, że „poszczególnym duchownym nie zależy na ratowaniu duszy, lecz na zwróceniu zachodniej części Białorusi Polsce”.

Ksenia Lebiediewa zagroziła na antenie reżimowej telewizji łukaszenkowskiej, że skieruje skargę na księdza Leonarda Stankowskiego do jego kościelnych zwierzchników, między innymi do Nuncjatury Watykanu na Białorusi oraz do Stolicy Apostolskiej.

Znadniemna.pl na podstawie Katolik.life, fot.: katolik-gomel.by

Znana z głoszenia obelg pod adresem Polski i Polaków propagandystka Ksenia Lebiediewa zażądała na antenie tuby propagandowej Łukaszenki  - kanału telewizyjnego „Belarus 1” - zniszczenia fresku „Cud nad Wisłą” zdobiącego wnętrze kościoła Matki Bożej Różańcowej w miejscowości Soły na północy obwodu grodzieńskiego w rejonie smorgońskim. Sługuska

Tomasz Zan, urodził się 21 grudnia 1796 roku w Miasocie (dzi­siej­sza Bia­ło­ruś). Ta wielka i zasłużona dla naszej ojczyzny postać, zmarła w dniu 19 lipca 1855 roku w Kochaczynie. Od swojego ojca Karola, nauczył się szczególnego umiłowania dla ojczystej ziemi oraz poczucia sprawiedliwości.

Pierwsze nauki pobierał on w Mińsku, a następnie studiował w Wilnie. Na studia zarabiał mieszkając u Kazimierza Kontyra, któremu przepisywał książki podatkowe oraz uczył jego syna. Na egzaminach wstępnych na Uniwersytet Wileński poznał Adama Mickiewicza. Mimo tego, że jego pasją były nauki humanistyczne, zmuszony on był do studiowania na wydziale matematycznym.

Tomasz Zan

Zan, był współzałożycielem Towarzystwa Filomatów, Związku Promienistych, Zgromadzenia Filaretów oraz członkiem Towarzystwa Szubrawców. Stowarzyszenia te miały na celu podsycanie miłości do współrodaków, krzewienie wśród ludzi poczucia sprawiedliwości i walki o wspólne dobro.

Za podżeganie kolegów do krwawych wystąpień, celem których miały być zbrojne zrywy patriotyczne, w latach 1812- 1837 Tomasz Zan przebywał na zesłaniu. Skazano go na więzienie w Orenburgu. Ale i tam przebywając, Zan nawiązał liczące się kontakty. W roku 1829, został on asystentem Aleksandra von Humbolta, pod kierunkiem którego, Zan wykonywał pomiary meteorologiczne. Z czasem założył on w Orenburgu muzeum historyczno-przyrodnicze z kolekcją eksponatów geologicznych.

W 1831 roku, na zlecenie władz zorganizował wyprawę naukową na Ural. Znalazł tam pola złotonośne po wschodniej stronie gór. Sporządzona przez Zana mapa geologiczna i prace o złożach minerałów pozostały jako cenne rękopisy w archiwach Orenburga.

W latach 1837-1841, przebywał w Petersburgu, gdzie pracował w Instytucie Geologicznym jako bibliotekarz. W 1841 roku, powrócił do Wilna by tam podjąć pracę w Głównym Urzędzie Korpusu Inżynierów Górniczych. Pięć lat później, ożenił się z Brygidą Świętorzecką, z którą miał czterech synów: Wiktora, Abdona, Klemensa i Stanisława. Aldon, został zastrzelony w niewyjaśnionych okolicznościach na grobie ojca.

Tomasz Zan, zmarł na zapalenie opon rdzeniowo-mózgowych w Kochaczynie, a pochowany został w Smolanach, gdzie spoczywa również jego żona oraz synowie Abdon i Stanisław.

Jego prawnukami byli: literatka Helena Stankiewicz, Tomasz Zan, konspirator i żołnierz AK. Zaś jego wnuczką była znana polska poetka, Kazimiera Iłłakowiczówna.

Ewa Mochałowska Walkiewicz

 

Tomasz Zan, urodził się 21 grudnia 1796 roku w Miasocie (dzi­siej­sza Bia­ło­ruś). Ta wielka i zasłużona dla naszej ojczyzny postać, zmarła w dniu 19 lipca 1855 roku w Kochaczynie. Od swojego ojca Karola, nauczył się szczególnego umiłowania dla ojczystej ziemi oraz poczucia sprawiedliwości. Pierwsze nauki pobierał

Do wjeżdżających na Białoruś autokarów  pasażerskich z Polski na przejściu granicznym podczas odprawy paszportowej jak taksówki podjeżdżają samochody z funkcjonariuszami OMON-u, którzy aresztują pasażerów prosto w strefie kontroli paszportowej – informuje witryna brzeskiej filii Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”.

Milicjanci zatrzymują wracających z Polski Białorusinów pod pretekstem tego, że tamci uczestniczyli w swoim kraju w akcjach protestacyjnych. Znane są przypadki zatrzymań za to, że pasażerowie obcowali na terenie Polski „z niepożądanymi osobami”. Niektórym zarzucają nawet nieprawomyślne wpisy oraz komentarze w mediach społecznościowych.

Najliczniejsza łapanka na przejściu granicznym odbyła się w nocy z 19 na 20 grudnia. OMON-owcy z jednego tylko autokaru „zdjęli” około dziesięciu pasażerów, zabierając ich „dokąd trzeba”.

Z relacji naocznych świadków wynika, że proceder wygląda tak, iż po zebraniu przez białoruskiego pogranicznika paszportów, ten melduje przez telefon o wjeżdżających do kraju osobach odpowiednim służbom, a te wysyłają ekipę OMON-u, aresztującą podejrzanych.

Sceny zatrzymań wjeżdżających na Białoruś pasażerów obserwowano nie tylko w przypadku odprawy autokarów, lecz także w przypadku odprawy tzw. „marszrutek”, czyli mniejszych busów, realizujących przewozy pasażerskie z Polski na Białoruś.

Obrońcy praw człowieka ostrzegają w związku z zatrzymaniami, że Białorusinom stęsknionym za domem warto dziesięć razy się zastanowić przed podjęciem decyzji o powrocie, gdyż tęsknić za domem lepiej w  komfortowych warunkach na terenie Polski niż w łukaszenkowskich katowniach.

Znadniemna.pl za brestspring.org

Do wjeżdżających na Białoruś autokarów  pasażerskich z Polski na przejściu granicznym podczas odprawy paszportowej jak taksówki podjeżdżają samochody z funkcjonariuszami OMON-u, którzy aresztują pasażerów prosto w strefie kontroli paszportowej – informuje witryna brzeskiej filii Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”. Milicjanci zatrzymują wracających z Polski Białorusinów pod

Dokładnie 54 lata temu, 20 grudnia 1968 roku, płyta długogrająca Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat” jako pierwsze polskie wydawnictwo muzyczne otrzymała status Złotej Płyty za sprzedaż 160 tys. egzemplarzy.

Longplay został nagrany i wydany 1967 roku – wtedy też, 25 czerwca, Niemen odniósł ogromny sukces na festiwalu w Opolu, występując właśnie z tytułową piosenką. Nagrody i uznanie z pewnością przyczyniły się do tak dużej sprzedaży płyty. Największy jednak udział w powodzeniu albumu miał tekst tytułowej pieśni. Szybko stała się ona najbardziej rozpoznawalnym i najczęściej odtwarzanym polskim protest songiem, swoistym hymnem końca lat 60.

By uzyskać status Złotej Płyty trzeba spełnić określone warunki sprzedaży danego wydawnictwa. Inne są dla płyt długogrających, a inne dla singli. Pierwszy raz tego typu nagrody pojawiły się w Stanach Zjednoczonych i najpierw brały pod uwagę wolumin sprzedaży. Pierwszy raz miało to miejsce w 1942 roku w przypadku singla i w 1957 roku za album długogrający. W następnych latach, w związku z rozrastaniem się rynku muzycznego, wprowadzono tytuły płyty platynowej i diamentowej – za odpowiednio większą sprzedaż.

W Polsce, jak w wielu innych krajach Europy, tytuł ten został wprowadzony nieco później. Kryteria też były nieco inne jeśli chodzi o liczbę sprzedanych płyt. Wszystko zależało od populacji danego kraju – bo niemożliwe wydaje się być sprzedanie w Polsce ponad 500 tysięcy egzemplarzy – a tyle było wymagane w USA.

Niemen i Akwarele sprzedali swoją płytę w liczbie 160 tysięcy. Pierwszy tytuł został przyznany przez wytwórnie płytową Polskie Nagrania „Muza”. Od 1995 roku Złote Płyty w Polsce przyznaje stowarzyszenie Związek Producentów Audio-Video (ZPAV). Określone są też jasne kryteria w liczbach sprzedanych egzemplarzy w repertuarze krajowym i w zagranicznym. Obecnie Złota Płyta przysługuje za sprzedanie 15 tysięcy egzemplarzy repertuaru krajowego, platynowa 30 tysięcy, a diamentowa 150 tysięcy egzemplarzy.

Jak widać, obecnie Niemen otrzymałby Diamentową Płytę. Jego sukces z 1968 roku jest nie do powtórzenia współcześnie. Wpływ na to mają choćby: ogromne bogactwo rynku muzycznego, polskiego i światowego, nieskrępowany dostęp do utworów i płyt w formie elektronicznej, różnorodność form zapisu i odtwarzania… kiedyś trudno było sobie wyobrazić stworzenie „pirata” z płyty winylowej. Po pojawieniu się łatwo dostępnych magnetofonów kasetowych sytuacja ta zaczęła się zmieniać, a liczba sprzedanych płyt spadać.

A Niemen? Nikt w Polsce na pewno nie zadaje sobie tego pytania – „kto to taki?”. Urodzony na kresach wschodnich (W Starych Wasiliszkach – obecnie na Białorusi) w 1939 roku, trafił do Polski wraz z ostatnią falą przesiedleń w 1958 roku. Rodzina zdecydowała się na repatriację głównie po to, by młody Czesław Wydrzycki nie trafił do Armii Radzieckiej. Zamieszkali na Pomorzu.

Młody Czesław już od najwcześniejszych lat przejawiał nieprzeciętny talent muzyczny, zarówno jako instrumentalista i wykonawca – wokalista. Za namową przyjaciół do nazwiska, trudne w wymowie, szczególnie dla obcokrajowców, dorzucił „Niemen” – od nazwy rzeki, która płynęła niedaleko jego rodzinnego domu z dzieciństwa. Inaczej jednak odmieniał swój pseudonim. Z czasem pozostał już tylko sam Niemen razem z imieniem. Niemen grał dosłownie wszystko i na wszystkim i trzeba dodać, że grał „wszędzie” – w klubach, na koncertach, festiwalach, w pięknych i znanych salach estradowych (choćby paryska Olimpia), grał w Polsce i w całej Europie. Występował też przed takimi gwiazdami jak Marlena Dietrich (warszawska Sala Kongresowa, 1964), która w tym samym roku nagrała własną wersję jego przeboju „Czy mnie jeszcze pamiętasz”.

Wrażliwość poetycka Niemena pozwalała mu na wspaniałe muzyczne interpretacje znanych wierszy. Wrażliwość ta pozwalała mu tworzyć niepowtarzalne teksty, komponować kapitalną muzykę, trafiać do ludzi młodych w języku polskim… A „Dziwny jest ten świat”? – wystarczy posłuchać, by zrozumieć dlaczego…

Znadniemna.pl za polskieradio.pl

Dokładnie 54 lata temu, 20 grudnia 1968 roku, płyta długogrająca Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat” jako pierwsze polskie wydawnictwo muzyczne otrzymała status Złotej Płyty za sprzedaż 160 tys. egzemplarzy. Longplay został nagrany i wydany 1967 roku – wtedy też, 25 czerwca, Niemen odniósł ogromny sukces

W minioną sobotę w Japonii w wieku 70 lat zmarł Kazuyasu Kimura – wnuk Bronisława Piłsudskiego, wybitnego etnografa, badacza ludów Dalekiego Wschodu i starszego brata marszałka Józefa Piłsudskiego. Kimura utrzymywał kontakty z Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, którego zbiory tworzył jego dziadek.

O śmierci Kazuyasu Kimury poinformowało Muzeum Tatrzańskie, którego wielokrotnym gościem był japoński wnuk Piłsudskiego.

Kazuyasu Kimura dbał o pamięć po swoim dziadku Bronisławie Piłsudskim. Kiedy odwiedzał Zakopane, wędrował na jego symboliczny grób na Pęksowym Brzyzku. Utrzymywał stałe relacje z Muzeum Tatrzańskim – skierował do nas list okolicznościowy na 100-lecie istnienia placówki – powiedziała szefowa działu etnografii Muzeum Tatrzańskiego Anna Kozak.

Losy brata marszałka

Bronisław Piłsudski urodził się 2 listopada 1866 roku w Zułowie na Litwie, zmarł 17 maja 1918 roku w Paryżu. Był o rok starszy od Józefa Piłsudskiego.

Brat marszałka w 1887 roku za udział w spisku mającym na celu zamach na cara Aleksandra III został skazany na 15 lat ciężkich prac i trafił na Sachalin. Tam zetknął się z ludem Ajnów, a po 10 latach zesłania kara została zamieniona na nakaz osiedlenia się na Dalekim Wschodzie. Bronisław Piłsudski zajął się badaniami nad tamtejszymi ludami, dzięki czemu ocalała ich kultura. Dokonał m.in. w 1903 r. nagrań mowy Ajnów na woskowych wałkach Edisona.

Bronisław Piłsudski ożenił się z krewną wodza Ajnów Shinhinchou, z którą miał dwoje dzieci: syna o imieniu Sukezo i córkę Kyou.

W 1906 roku brat marszałka uciekając przed wcieleniem do armii rosyjskiej po wybuchu wojny japońsko-rosyjskiej uciekł za granicę – podróżując przez Stany Zjednoczone i Europę Zachodnią dotarł do Krakowa, tam zamieszkał. Później przeprowadził się do Zakopanego i w latach 1906-1914 pracował nad zbiorami etnograficznymi dla Muzeum Tatrzańskiego.

Bronisław Piłsudski po wybuchu I wojny światowej wyjechał do Szwajcarii, a pod koniec 1917 wyjechał do Paryża. W 1918 r. popełnił samobójstwo.

Brat marszałka jest w Japonii wysoko cenionym uczonym. W 2013 r. w muzeum Ajnów w japońskim mieście Shiraoi na wyspie Hokkaido odsłonięto jego pomnik.

Kim był Kazuyasu Kimura?

Kazuyasu Kimura dowiedział się o swoim dziadku dopiero w latach 80., dziesięć lat przed śmiercią swojego ojca Sukezo. Kimura odwiedził Zakopane kilka razy. Pod Giewontem był obecny m.in. na otwarciu wystawy w Muzeum Tatrzańskim w 2016 r., poświęconej jego dziadkowi Bronisławowi. Na ekspozycji można było wówczas oglądać Piłsudskiego wśród Ajnów.

Ostatni raz Kimura gościł w Zakopanem cztery lata temu. Był m.in. na Kasprowym Wierchu.

Znadniemna.pl za PAP/rmf24.pl, na zdjęciu: Kazuyasu Kimura, fot.: PAP/Grzegorz Momot

W minioną sobotę w Japonii w wieku 70 lat zmarł Kazuyasu Kimura – wnuk Bronisława Piłsudskiego, wybitnego etnografa, badacza ludów Dalekiego Wschodu i starszego brata marszałka Józefa Piłsudskiego. Kimura utrzymywał kontakty z Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, którego zbiory tworzył jego dziadek. O śmierci Kazuyasu Kimury poinformowało Muzeum

Nie żyje przewodniczący Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Aleh Hułak. Zmarł w wieku 55 lat.

O śmierci Hułaka poinformował  wczoraj, 16 grudnia, Andrej Striżak, współzałożyciel Białoruskiej Fundacji Solidarności (BYSOL), pomagającej ofiarom represji na Białorusi.

Jak informuje dziennikarz Radia Swaboda Dzmitryj Hurniewicz, jeszcze tydzień temu Hułak był obecny na ceremonii wręczenia Pokojowej Nagrody Nobla w Oslo. Jednym z wyróżnionych był więziony przez reżim Alaksandra Łukaszenki Aleś Bialacki, dyrektor Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”.

Aleh Hułak działał w Białoruskim Komitecie Helsińskim od 1996 roku. W 2008 roku został przewodniczącym organizacji. Z racji zajmowanego stanowiska brał udział w setkach procesów sądowych i akcji publicznych w obronie praw ofiar naruszeń praw człowieka na Białorusi. W 2016 roku Aleh Hułak otrzymał nagrodę za obronę praw człowieka i praworządności od francuskiego i niemieckiego ministerstw spraw zagranicznych – przypomina Biełsat.

Komitet został zlikwidowany przez białoruskie władze w 2021 roku na fali represji po uznanych za sfałszowane wyborach prezydenckich. Podobny los spotkał inne organizacje społeczeństwa obywatelskiego. W związku z sytuacją polityczną na Białorusi Hułak przebywał na emigracji.

 Znadniemna.pl za TVP.INFO/Biełsat, fot.: Białoruski Komitet Helsiński

Nie żyje przewodniczący Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Aleh Hułak. Zmarł w wieku 55 lat. O śmierci Hułaka poinformował  wczoraj, 16 grudnia, Andrej Striżak, współzałożyciel Białoruskiej Fundacji Solidarności (BYSOL), pomagającej ofiarom represji na Białorusi. Jak informuje dziennikarz Radia Swaboda Dzmitryj Hurniewicz, jeszcze tydzień temu Hułak był obecny na ceremonii

Gdyby nie Kresowiacy, Wrocław nie wyglądałby tak jak dziś. To mieszkańcy polskich Kresów Wschodnich odbudowali po wojnie to miasto ze zniszczeń i można powiedzieć, że stworzyli je na nowo. Panorama Racławicka, Ossolineum czy pomnik Fredry to najbardziej znane ikony łączące Wrocław z przedwojennymi Kresami. Był taki żart: „Pan z Wrocławia? Bo ja też ze Lwowa”. Prawie to samo mogłaby powiedzieć o sobie Bożena Słupska, z którą rozmawiamy o historii jej rodziny.

Rodzice Bożeny Słupskiej – Tomasz i Halina Ostrowscy

Skąd pochodzi Pani ojciec?

Mój ojciec, Tomasz Ostrowski, herbu Korczak, urodził się w Kijowie. Rodzice ojca mieli majątek Szepetówka, ale większość czasu rodzina spędzała w Kijowie, bo dzieci chodziły do polskiego gimnazjum. Dwaj starsi bracia ojca zginęli podczas wojny polsko-bolszewickiej. Ojciec też wtedy wstąpił do wojska, mimo to, że miał 16 lat. Od dziecka jeździł konno, więc zabrał konia. Jak skończyła się wojna, to uczył się w szkole kadetów we Lwowie, a potem poszedł do Państwowej Szkoły dla Leśniczych w Białowieży i został leśniczym w nadleśnictwie Czartorysk na Wołyniu, leśniczówka Zarzecze, którą sam wybudował w 1936 roku.

Tomasz Ostrowski jako leśniczy, lata 30. XX wieku

Matka Pani też pochodzi z Kresów?

Mama urodziła się w Rewlu. Jej rodzice pochodzą z Polesia, z okolic Siehniewicz koło Berezy. Mój pradziadek Michał Łukaszewicz był zesłany na Syberię za udział w powstaniu styczniowym. Babcia, Waleria Łukaszewicz (herbu Łuk), wyszła za mąż za Jana Mireckiego (herbu Szeliga), zamieszkali w posiadłości babci – Jarówce. Mieli trzech synów i córkę, moją mamę. Dziadek najpierw pracował w Pińsku, a potem w Rewlu, na fabryce salonek, takich luksusowych wagonów, tam byli do zakończenia pierwszej wojny światowej. Szkołę podstawową mama ukończyła w Kobryniu, a do gimnazjum chodziła w Prużanie.

Halina Ostrowska, lata 30. XX wieku

Dwoje kresowiaków musiało się na Kresach zapoznać?

Ojciec poznał moją mamę na balu karnawałowym w Twierdzy Brzeskiej, brat mamy Kazimierz Mirecki był tam kierownikiem szkoły dla dzieci wojskowych. Mama wspominała, że tańczył fatalnie i ciągle nadeptał na jej balowe pantofelki. Ale chyba mimo to spodobał się mamie (śmieje się). Pobrali się 15 sierpnia 1935 roku i zamieszkali w leśniczówce Zarzecze. Ojciec był miłośnikiem koni, psów, strzelb, lubił polowanie, przejazdy parostatkiem. Miał motocykl.

Tomasz Ostrowski był miłośnikiem koni i psów

Na zdjęciach mama Pani wygląda bardzo atrakcyjnie, modnie.

Ponieważ mieszkali gdzie świat zabity deskami, w lesie, ojcu zależało, żeby mama miała piękne modne ubrania, jeździli od czasu do czasu do Lwowa, do księgarni, kupowali książki, do modystki po kapelusze, do krawcowej. Czasami się jeździło do Brześcia, do Warszawy.

Uczennice gimnazjum w Prużanie

Na zdjęciach rodzice Pani są bardzo szczęśliwi.

Nasze szczęśliwe życie skończyło się w 1939 roku, kiedy Sowieci wkroczyły na tereny Polski. Ojca od razu aresztowali. Po dwóch tygodniach uciekł, ukrywał się, lecz aresztowali go ponownie i wywieźli do Charkowa. Właśnie stąd napisał do mamy list z prośbą wysłać konia na stację, bo będzie wracał na Wielkanoc. Mama tak i zrobiła. Woźnica wrócił bez ojca. Wkrótce jakiś posłaniec przyniósł mamie od ojca karteczkę z takimi słowami: „Niektórych z nas mają wysłać w dalekie lasy. Cokolwiek by się stało, pamiętaj, że masz dzieci wychować na dobrych Polaków”. Nie żalił się nad sobą, a myślał o wychowaniu dzieci.

Czy karteczka była podpisana?

Nie, nie było ani podpisu, ani adresu, to było bardzo niebezpieczne. Nie chciał narażać nas. Mama poznała charakter pisma ojca.

Widziała Pani tę karteczkę?

A skąd! Którejś nocy gajowy, który trzymał straż wokół domu nocą, zobaczył, że nadjeżdżają NKWD-ziści. Obudził mamę, podała mu przez okno mojego starszego trzyletniego brata, sama wzięła mnie, miałam wtedy roczek, i w koszuli nocnej uciekła z leśniczówki. Więcej domu nie zobaczyliśmy. Potem przez wiele lat była tułaczka, Lwów, Warszawa, na Rzeszowszczyźnie, u różnych ludzi. Jak faszyści wkroczyli na teren ZSRR, jakiś czas mieszkaliśmy u siostry ojca w Stryju pod Lwowem, w oficynie, a za szafą w tej samej oficynie ukrywała się rodzina Żydów – Braunowie, lekarze.

Ale jak się udało przechować te wszystkie unikatowe rodzinne zdjęcia?

We Lwowie był głód, i mama zdecydowała się wrócić do leśniczówki na Wołyniu, żeby zabrać trochę żywności, ukryte kosztowności – parę pierścionków. Dom był splądrowany, ale zdjęcia nie były nikomu potrzebne, nawet w albumach były, stąd mam je.

Tomasz Ostrowski, zdjęcie przedwojenne

Obok koni i psów pasją ojca Pani Bożeny była broń

Jak rodzina Pani okazała się tu, na zachodzie?

Ostatni rok wojny spędziliśmy u krewnych w Krakowie. Ja przez głód byłam bardzo słaba i często chorowałam. Mama obawiała się, że mogę mieć gruźlicę, i jakiś lekarz poradził jej pojechać na zachód, na Ziemie Odzyskane, w góry, zmienić klimat. Tak nasza rodzina okazała się w Szklarskiej Porębie.

Czy mama Pani wiedziała, że mąż nie żyje?

W czasie wojny mama szukała ojca przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, pisała do Szwajcarii, ale cały czas dostawała odpowiedź: brak wieści. Łudziła się, że mąż przebywa w łagrze. Nauczyła nas z bratem pacierza w którym były takie słowa: „Boże, spraw, żeby nasz tatuś prędzej do nas wrócił”. Odmawialiśmy z bratem ten pacierz co wieczór. Dopiero na studiach przestałam.

Bo dowiedziała się Pani, że ojciec nie żyje?

Już po śmierci Stalina mama napisała do Moskwy, też do Czerwonego Krzyża, i dostała odpowiedź, że Tomasz Ostrowski zmarł (!) w 1942 roku na terenie ZSRR, ale gdzie? Mama pracowała kierownikiem w kilku ośrodkach wczasowych na Dolnym Śląsku. W 1955-56 Fundusz Wczasów Pracowniczych oddelegował ją do Domu Wczasowego „Krokus”, w którym byli Polacy wypuszczeni z łagrów stalinowskich – kierowano ich najpierw do szpitali, a potem do domów wczasowych. Mama zorganizowała dla nich pierwszą Wigilię na ojczystej ziemi. Wszyscy płakali ze wzruszenia. Byłam tam. Do dziś pamiętam oczy tamtych ludzi.

Życie po wojnie było spokojne?

Nie zawsze. Mama dużo pracowała, lubiła swoją pracę. Ale w pewnym momencie zaproponowali jej zapisać się do partii komunistycznej. Odmówiła kategorycznie. „Jeśli Pani chce nadal pracować kierowniczką, niech Pani zapisze się przynajmniej do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”. Powiedziała: „Najpierw oddajcie mi mojego męża, a dopiero potem możemy porozmawiać na ten temat”. Zwolnili ją. Ale mama nigdy nie żałowała. Poradziliśmy sobie.

Czy mama wspominała Polesie?

Przez całe życie mama miała wielki sentyment do Kresów. Pamiętam, jak śpiewała swoją ulubioną piosenkę – „Polesia czar”.

Odwiedzała Pani strony, w których mieszkali rodzice?

Od 2000  roku dziewięć razy byłam na Kresach – i na Ukrainie, i na Białorusi. Chciałam zobaczyć leśniczówkę, w której rodzice byli szczęśliwi, lecz dowiedziałam się, że nie ma śladu od domu wybudowanego dla nas przez ojca w 1936 roku.

Tomasz Ostrowski z kuzynkami, lata 30. XX wieku

Czasami rozmyślam nad swoim życiem. Było ono trudne, ale bardzo ciekawe. Los jak wiatr, jak wicher historii, przeniósł moją rodzinę od kresów wschodnich na kresy zachodnie. Niemowlęciem dowiedziałam się, czym jest stalinizm i faszyzm. Mogłam nie przeżyć. Spotkałam na swojej drodze cudownych ludzi. Byłam szczęśliwa działając na rzecz „Solidarności” i później, kiedy przez dwadzieścia lat zajmowałam się organizacją Festiwali Kultury Kresowej. Zawsze staram się pomagać ludziom. Bo tak nauczyła mnie moja mama, kresowianka z Polesia, Halina Ostrowska z domu Mirecka.

Rozmawiała we Wrocławiu Marta Tyszkiewicz, zdjęcia z archiwum Bożeny Słupskiej

 

 

Gdyby nie Kresowiacy, Wrocław nie wyglądałby tak jak dziś. To mieszkańcy polskich Kresów Wschodnich odbudowali po wojnie to miasto ze zniszczeń i można powiedzieć, że stworzyli je na nowo. Panorama Racławicka, Ossolineum czy pomnik Fredry to najbardziej znane ikony łączące Wrocław z przedwojennymi Kresami. Był

Skip to content