HomeStandard Blog Whole Post (Page 104)

Na dzisiaj przypada 185 rocznica urodzin bohatera narodowego Polski, Litwy i Białorusi, powstańca styczniowego Wincentego Konstantego Kalinowskiego – komisarza powstańczego Rządu Narodowego na Litwę i Białoruś.

Wincenty Konstanty Kalinowski urodził się 2 lutego 1838 r. w wiosce Mostowlany – dziś w województwie podlaskim na terytorium Polski. Ukończył prawo w Petersburgu, a po powrocie na Białoruś w 1861 r. założył w Grodnie organizację rewolucyjną, która zaczęła wydawać „Mużycką Prawdę”, gazetę przygotowującą grunt pod powstanie wśród chłopstwa. Organizacja wkrótce przeobraziła się w Prowincjonalny Komitet Litewski, który zaczął szykować zryw na Białorusi i Litwie.

„Kiedy wybuchło powstanie w Warszawie 22 stycznia, jego przywódcy nie uprzedzili litewsko-białoruskiego kierownictwa. Kalinowski przez jakiś czas wahał się, czy je poprzeć, był bowiem świadom, że powstanie na Białorusi jest nieprzygotowane. Ale 1 lutego wydaje manifest i Białoruś oraz Litwa dołączają do powstania” – twierdzi  historyk z Grodna Aleksander Smalanczuk.

Kalinowski był jednym z czołowych przedstawicieli partii „czerwonych”, którzy dążyli do nadania powstaniu w większym stopniu charakteru społecznego i przyciągnięcia do udziału w nim mas chłopskich. „Cel był taki sam w przypadku „białych” i „czerwonych”: odrodzenie Rzeczypospolitej oraz przywrócenie wolności i niezależności. Wybrali tylko inne drogi” – podkreśla Smalanczuk.

Kalinowski stoi na czele powstania na Białorusi i Litwie do swojej śmierci, choć już na początku lata 1863 r. staje się jasne, że na Białorusi zryw skończy się niepowodzeniem, gdyż wystąpiła przeciw niemu większość chłopstwa. W styczniu 1864 r. zostaje aresztowany, a 10 marca publicznie powieszony w Wilnie.

Środowiska niezależne na Białorusi uznają Kalinowskiego za bohatera narodowego, wskazując, że walczył o niepodległość i o język białoruski. Wydawane przez niego pismo „Mużyckaja Prawda” ukazywało się bowiem po białorusku, choć pisane było nie cyrylicą, ale w alfabecie łacińskim.

„Kalinowski to bohater, który jest ważny dla naszej historii, bo walczył o to, o co trzeba walczyć także dzisiaj: o wolność i niepodległość” – uważa opozycyjny kandydat na prezydenta Białorusi w wyborach 2006 roku Aleksander Milinkiewicz. Opozycjonista szczyci się tym, że jego pradziadek i prapradziadek uczestniczyli w powstaniu styczniowym i uważa, że właśnie ten zryw narodowy nauczył Białorusinów, „że nikt za nas nie będzie walczyć o prawo do bycia narodem i samodzielnego istnienia, że sami musimy to robić”.

Smalanczuk przyznaje, że Kalinowski starał się wykazać, że Białoruś i Litwa różnią się od Polski i dlatego powinny cieszyć się pewną niezależnością czy autonomią. Zastrzega jednak: „Kiedy dziś mówi się na Białorusi, że występował za niezależnością Białorusi, jest to pewne wyolbrzymienie.(…) Idea niezależności wykształciła się dopiero na początku XX w. i nie mogła być w żaden sposób związana bezpośrednio z Kalinowskim, bo powstanie było już wówczas sprawą przeszłości”.

Reżim Łukaszenki ignoruje temat Kalinowskiego. Środowiska niezależne z kolei wybierają go na patrona najbardziej zauważalnych inicjatyw patriotycznych. Na Ukrainie, na przykład, walczy z rosyjskim imperializmem pułk białoruskich ochotników, noszący imię Konstantego Kalinowskiego, co bardzo  drażni białoruskiego dyktatora, obawiającego się, że ten walczący w składzie Ukraińskich Sił Zbrojnych oddział po zwycięstwie Ukrainy nad Rosją przekształci się w zbrojne ramię białoruskiej opozycji i wyruszy z wyzwoleńczym marszem na Mińsk.

„Żadna władza nie lubi rewolucjonistów, tym bardziej tak autorytarna jak nasza – tłumaczy  niechęć do Kalinowskiego ze strony reżimu Łukaszenki Aleksander Milinkiewicz. – Po drugie, próbuje się nas znów powiązać wyłącznie z rosyjską historią.(…) Ciągle nam się wmawia, że Kalinowski to Polak, który chciał spolonizować Białorusinów i dołączyć do starej Rzeczypospolitej”.

Milinkiewicz podkreśla, że w białoruskich szkołach jest bardzo mało informacji o Kalinowskim. Około 10-cu lat temu Radio Swaboda przeprowadziło małą sondę wśród uczniów 4. klasy szkoły im. Kalinowskiego w Świsłoczy. Żaden z uczniów nie potrafił powiedzieć, kim był bohater narodowy, a jeden odparł, że był bajkopisarzem.

Znadniemna.pl na podstawie PAP

Na dzisiaj przypada 185 rocznica urodzin bohatera narodowego Polski, Litwy i Białorusi, powstańca styczniowego Wincentego Konstantego Kalinowskiego - komisarza powstańczego Rządu Narodowego na Litwę i Białoruś. Wincenty Konstanty Kalinowski urodził się 2 lutego 1838 r. w wiosce Mostowlany – dziś w województwie podlaskim na terytorium Polski.

Kraje bałtyckie i Polska we wtorek poparły wniosek Ukrainy o całkowite wykluczenie wszystkich rosyjskich i białoruskich sportowców z igrzysk olimpijskich 2024 w Paryżu, uznając plan MKOL o ich dopuszczeniu pod neutralną flagą za niemoralny i błędny.

„Decyzja o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów do udziału w następnych igrzyskach jest niemoralna i błędna” – napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Łotwy Edgars Edgars Rinkevics na marginesie spotkania ze swoimi polskimi, estońskimi i litewskimi odpowiednikami.

Łotewski Komitet Olimpijski już zagroził bojkotem igrzysk: „Łotwa nie weźmie udziału w igrzyskach razem z krajem agresorem”, oświadczył. Łotwa przyłączyła się do stanowiska Kijowa, który stanowczo zaprotestował, gdy MKOl (Międzynarodowy Komitet Olimpijski) zaproponował w ubiegłą środę plan mający na celu plan powrotu sportowców z Rosji i Białorusi pod neutralną flagą pod warunkiem, że nie będą oni „aktywnie wspierali wojny w Ukrainie”, napisała francuska Agence France-Presse (AFP).

Front odmowy Rosji i Białorusi w ostatnich dniach oficjalnie się poszerzył, pisze AFP, trzy państwa bałtyckie (Łotwa, Litwa, Estonia, wcielone siłą do ZSRR w 1944 r. i niepodległe dopiero po jego rozpadzie w 1990 r.) oraz Polska (podlegająca reżimowi komunistycznemu Moskwy do 1989 r.) opowiadają się przeciwko obecności Rosjan i Białorusinów na Igrzyskach Olimpijskich.

W ubiegłym tygodniu polski minister sportu Kamil Bortniczuk powiedział, że „nie wyobraża sobie” możliwości udziału Rosjan i Białorusinów w igrzyskach olimpijskich, przypomina AFP.

W Estonii premier Kaja Kallas powiedziała w poniedziałek, że dopuszczenie Rosjan do rywalizacji „byłoby kpiną z Ukraińców i dziesiątek tysięcy z nich, którzy stracili życie w największej europejskiej zbrodni przeciwko ludzkości od czasów drugiej wojny światowej”.

Litewska minister edukacji, która ma spotkać się ze swoimi łotewskimi i estońskimi odpowiednikami ds. sportu, zasygnalizowała, że będzie nakłaniać ich do złożenia wniosku o wyłączenie Rosjan i Białorusinów z Igrzysk Olimpijskich.

 Znadniemna.pl za PAP, fot.: sport-olimpijski.pl

Kraje bałtyckie i Polska we wtorek poparły wniosek Ukrainy o całkowite wykluczenie wszystkich rosyjskich i białoruskich sportowców z igrzysk olimpijskich 2024 w Paryżu, uznając plan MKOL o ich dopuszczeniu pod neutralną flagą za niemoralny i błędny. "Decyzja o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów do udziału w następnych

31 stycznia Kościół Katolicki wspomina św. Jana Bosko, twórcę Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego, czyli salezjanów.

Jan Bosko, wł. Giovanni Melchiorre Bosco urodził się 16 sierpnia 1815 roku w Becchi. W wieku dwóch lat i pięciu miesięcy stracił ojca i od tej pory wychowywała go tylko matka. Miał dwóch starszych braci: Józefa i Antoniego.

Na przełomie roku 1824/1825 rozpoczął naukę – początkowo u mieszkańców wsi, później u księdza. 26 marca 1826 roku przyjął Pierwszą Komunię Świętą w kościele parafialnym w Castelnuovo. W lutym 1827 roku musiał opuścić dom, gdyż jego brat Antoni wywoływał awantury ze względu na jego naukę – uważał, że nie była ona Jankowi potrzebna. Znalazł zatrudnienie jako chłopiec stajenny u rodziny Moglia. W listopadzie 1829 roku wrócił do domu. Od tej pory uczył się u księdza Calosso, który mieszkał w Morialdo. W listopadzie 1830 roku ksiądz zmarł. Jan ponownie podjął naukę w grudniu 1831 roku w szkole powszechnej księcia Emanuela Virano w Castelnuovo. Zmiana nauczyciela, na dobrze znanego księdza Moglia, spowodowała, że Jan Bosko postanowił pójść w listopadzie 1831 roku do szkoły w Chieri. Nauczył się szyć, robić likiery, był szewcem oraz sprzedawał w kawiarni.

18 kwietnia 1834 roku Jan Bosko spełniał wszystkie warunki i mógł zostać przyjęty do zakonu franciszkańskiego. Był na to zdecydowany, jednak pewien sen zmienił jego zdanie na ten temat. Poradził się księdza Cafasso, który zasugerował mu, by został klerykiem. W seminarium spotkał Alojzego Comollo, którego uznał za wzorowego kleryka. Umówili się, że ten, który umrze pierwszy, przyjdzie w nocy do drugiego i powie czy jest zbawiony. Pierwszy umarł, po chorobie, Alojzy, który odwiedził seminarium i powiedział Jankowi, że jest w Królestwie Niebieskim. Sytuacja ta jest bardzo często wspominana. Św. Jan Bosko posługę kapłańską rozpoczyna 5 czerwca 1841 roku.

Swoją posługę kapłańską wykonywał przede wszystkim wśród więźniów i chorych. Dzień 8 grudnia 1841 roku (Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny) uznaje się za początek jego apostolstwa wśród młodzieży i Oratorium. Pomagał chłopcom znajdować pracę, a także zabierał ich na wycieczki i organizował zabawy. Odprawiał dla nich Msze św. i nabożeństwa oraz spowiadał. 12 października 1844 r. ksiądz Bosko otworzył swoje pierwsze oratorium dla młodzieży, które znajdowało się na Valdocco, na przedmieściach Turynu. Było to miejsce zabawy i nauki, które z czasem zostało rozbudowywane. Siedziba oratorium była wielokrotnie przenoszona, aż 5 kwietnia 1846 roku wreszcie znaleziono stałe miejsce w małej szopie należącej do Franciszka Pinardiego, od którego odkupiono później cały dom (19 lutego 1851 roku). Kolejne oratorium otwarto 8 grudnia 1847 roku. W 1852 roku Bosko zbudował kościół dla swoich podopiecznych, a rok później rozbudowano oratorium. Później otworzył dla swoich wychowanków zakłady pracy, a całe dzieło rozrastało się w szybkim tempie przez następne lata.

W dniu 26 stycznia 1854 roku ksiądz Bosko zapowiedział utworzenie Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego. Nazwa została wzięta od św. Franciszka Salezego – biskupa i doktora Kościoła, którego kult polecił Janowi Bosko ks. Cafasso. Rok później 25 marca zostało ono oficjalnie założone, a pierwszym salezjaninem został Michał Rua, późniejszy następca Jana Bosko. 11 listopada 1872 roku Bosko założył Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych. Dwa lata później Zgromadzenie wysłało pierwszych misjonarzy do Ameryki. W międzyczasie w całej Europie powstawały kolejne domy salezjańskie. Jan Bosko był też twórcą Rodziny Salezjańskiej. Rodzina Salezjańska św. Jana Bosko jest zjednoczeniem wspólnot, instytutów zakonnych i świeckich oraz grup apostolskich, które żyją tym samym duchem salezjańskim i pełnią podobną funkcję ewangelizacji i pracy z młodzieżą.

Ks. Jan Bosko umarł 31 stycznia 1888 roku o świcie. Umierając, ks. Jan Bosko zostawił zakon umocniony i posiadający 65 domów. Pierwszym następcą św. Jana Bosko został Michał Rua. Na misjach kardynałem został ks. Jan Cagliero. Do Polski salezjanie przybyli 10 lat po śmierci założyciela, a salezjanki – 24 lata później.

Św. Jan Bosko odnowił kult Maryi Wspomożycielki Wiernych. Na Valdocco wybudowano też dla uczniów ks. Bosko kościół pod Jej wezwaniem. Ten kult rozszerzał się później, czego przykładem są salezjanki – Córki Maryi Wspomożycielki Wiernych. Dzisiaj liczne parafie salezjańskie mają wezwanie MB Wspomożenia Wiernych. W niektórych miejscach mają też miejsca cuda za wstawiennictwem Maryi Wspomożycielki np. w Rumi, gdzie obraz w tamtejszej parafii został ukoronowany koronami biskupimi, której to koronacji dokonał ks. abp Sławoj Leszek Głódź – metropolita gdański.

Jan Bosko wprowadził w swoich domach system prewencyjny. Opiera się on w całości na rozumie, religii i miłości wychowawczej; natomiast zakazuje wszelkiego rodzaju kar cielesnych. Wprowadza zasadę, że wychowawca stara się być dla wychowanka przyjacielem, a nie osobą, która go nadzoruje i wymierza odpowiednie kary.

Jest patronem m.in. młodzieży, uczniów i studentów. W dniu 15 sierpnia 2013 św. Jan Bosko został patronem miasta Oświęcim.

W ikonografii święty przedstawiany jest przy łóżku chorego w szpitalu lub prowadzący dwóch uśmiechniętych, patrzących na niego chłopców.

Kościoły pod wezwaniem św. Jana Bosko obecne są na całym świecie, w tym na Białorusi. Spotkać je można przede wszystkim na terenach pracy salezjanów, salezjanek, grup Rodziny Salezjańskiej.

Święty Jan Bosko został beatyfikowany 2 czerwca 1929 r. i kanonizowany 1 kwietnia 1934 r. przez Piusa XI. Kanonizowany został w dzień Wielkanocy, który to dzień sprawił, że „Rzym był naprawdę salezjański”.

Znadniemna.pl/l24.lt

31 stycznia Kościół Katolicki wspomina św. Jana Bosko, twórcę Towarzystwa Świętego Franciszka Salezego, czyli salezjanów. Jan Bosko, wł. Giovanni Melchiorre Bosco urodził się 16 sierpnia 1815 roku w Becchi. W wieku dwóch lat i pięciu miesięcy stracił ojca i od tej pory wychowywała go tylko matka.

W tym tygodniu wznowiły się rozprawy w procesie działacza polskiej mniejszości na Białorusi i dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Dzisiejsza, poniedziałkowa, rozprawa rozpoczęła się o godzinie 9:15 czasu białoruskiego, kolejna jest planowana na wtorek, a ostatnie w tym tygodniu posiedzenie sądu w sprawie Polaka planowane jest na środę 1 lutego.

„Planowane są rozprawy dzisiaj, jutro i w środę. Dalsze plany będą znane później” – powiedziano PAP telefonicznie w grodzieńskim sądzie. Proces toczy się przed sądem obwodowym, jednak posiedzenia sądu odbywają się w sądzie dzielnicy Oktiabrskiej ze względu, jak wyjaśniono, na brak wolnych sal w budynku. W ubiegłym tygodniu rozprawy odbyły się w środę, czwartek i piątek – taką informację podała kancelaria sądu.

Władze Białorusi utajniły proces

Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami, co oznacza, że ani bliscy, ani media, nie mogą mu się przyglądać. Adwokaci  z kolei nie mogą udzielać informacji na temat przebiegu postępowania. Według danych z minionego piątku proces ma się odbywać codziennie w dni robocze. Potwierdziła to również rodzina. Żona Poczobuta, Oksana, otrzymała od męża list, napisany w przerwie pierwszego dnia procesu – 16 stycznia. Poczobut napisał w nim, że rozprawy będą się najpewniej odbywać w różnych sądach, a on sam nie będzie miał możliwości wysyłania listów, ponieważ w ciągu dnia będzie przebywać poza celą. Innych informacji oprócz terminów rozpraw i ich miejsca sąd nie udziela.

Decyzją sędziego Dzmitryja Bubienczyka proces został utajniony podczas pierwszego posiedzenia 16 stycznia. Wnioskował o to prokurator. Poczobut – członek zarządu zdelegalizowanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi i znany dziennikarz, współpracujący m.in. z Gazetą Wyborczą i TVP Polonia, od 25 marca 2021 r., przebywa w białoruskim areszcie. Jest oskarżony z dwóch artykułów kodeksu karnego Białorusi o „wzniecanie nienawiści” oraz wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. Grozi mu kara do 12 lat pozbawienia wolności.

Absurdalne oskarżenia białoruskiego reżimu

W październiku działacz polskiej mniejszości został przewieziony do grodzieńskiego aresztu przy więzieniu nr 1. Wcześniej Poczobut przebywał w aresztach w Żodzinie i w Mińsku. Działacz Związku Polaków na Białorusi został początkowo oskarżony o „podżeganie do nienawiści”, w tym „rehabilitację nazizmu”, a potem także o wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. W październiku 2022 r. został przez władze wpisany na białoruską listę „osób zaangażowanych w działalność terrorystyczną”. Jak pisze centrum praw człowieka Wiasna, według prokuratury „przewiny” Poczobuta miały polegać na tym, że nazwał agresją napaść ZSRR na Polskę w 1939 r., pisał artykuły o protestach na Białorusi i działaczach polskiego podziemia w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu, występował w obronie polskiej mniejszości w tym kraju.

MSZ interweniuje

Proces Poczobuta był dwukrotnie przenoszony. Początkowo miał się rozpocząć 28 listopada, potem – 9 stycznia, ostatecznie ruszył 16 stycznia. Po rozpoczęciu procesu polskie MSZ po raz kolejny zaapelowało o uwolnienie Poczobuta i powtórzyło, że jest on niewinny, a prowadzone przeciwko niemu postępowanie jest motywowane polityczne. „Ministerstwo Spraw Zagranicznych z rozczarowaniem przyjmuje informację o rozpoczęciu procesu Andrzeja Poczobuta przed białoruskim sądem w dniu 16 stycznia br. Andrzej Poczobut przebywa w areszcie od marca 2021 r., a zarzuty formułowane wobec niego są nieprawdziwe i motywowane politycznie” – podano w komunikacie MSZ.

Portal Znadniemna.pl apeluje do wszystkich nieobojętnych wobec losu Andrzeja Poczobuta o szerokie rozpowszechnianie informacji o niesprawiedliwym prześladowaniu naszego kolegi, a także pobieranie i udostępnianie wystawy pt. „Andrzej Poczobut. Prześladowany za POLSKOŚĆ!”

Wystawa w pliku PDF, gotowa między innymi do wydruku, jest dostępna TUTAJ.

Znadniemna.pl na podstawie PAP/IAR, fot.: BELTA.BY

W tym tygodniu wznowiły się rozprawy w procesie działacza polskiej mniejszości na Białorusi i dziennikarza Andrzeja Poczobuta. Dzisiejsza, poniedziałkowa, rozprawa rozpoczęła się o godzinie 9:15 czasu białoruskiego, kolejna jest planowana na wtorek, a ostatnie w tym tygodniu posiedzenie sądu w sprawie Polaka planowane jest na

Władze Grodna wystawiły na sprzedaż budynek przy ul. Zamkowej 5 znany jako kamienica Massalskich. Kamienica jest pomnikiem chronionym przez państwo, a jej cena wywoławcza na aukcji wyniesie zaledwie 2 mln. 41 tys. 561 rubli, co w przeliczeniu na złotówki stanowi kwotę, wynoszącą prawie 3,5 miliona złotych.

Kamienica Massalskich – widok od podwórza, fot.: s13.ru

Dawni właściciele kamienicy to książęcy ród Massalskich, wywodzący się od czernichowskiej gałęzi dynastii Rurykowiczów. Część rodu, która osiadła na Litwie, w okolicach Grodna, z czasem rozszczepiła się na kilka gałęzi. Do największego znaczenia doszła linia „na Olekszycach”, której wybitnym przedstawicielem był Fiedor, marszałek dworu książęcego w 1582 r. W XVIII wieku linia ta wydała kilka wybitnych postaci, które zasłużyły się w dziejach kraju, a wśród nich, Michała Józefa Massalskiego (zm. w 1768), hetmana wielkiego litewskiego, kasztelana wileńskiego i hetmana polnego litewskiego od 1744 roku, marszałka Trybunału Wielkiego Księstwa Litewskiego w 1741 roku, marszałka sejmu konwokacyjnego 1733 roku w Warszawie, starosty radoszkowickiego i grodzieńskiego, pułkownika powiatu grodzieńskiego w 1733 roku.

Drugi znany przedstawiciel tego rodu książę Antoni Stanisław Massalski (ur. 1821 w latach 40. XIX w. był sekretarzem gubernialnym w Grodnie. Za udział w Powstaniu Styczniowym Antoni Stanisław został pozbawiony majątku Masalany i zesłany do Chełmogór w obwodzie archangielskim. Żona Helena wraz z dziećmi podążyła za nim. Książę Antoni Stanisław Massalski spędził na zesłaniu 30 lat, wrócił do Polski dopiero w 1893 roku. Po powrocie, jeszcze na kilka miesięcy, w kajdanach zesłańczych osadzono go w Cytadeli. Umarł dwa lata po zwolnieniu.

Antoni Stanisław Massalski, fot.: ngp.westsidegroup.pl

Massalscy mieli w mieście dwa pałace oznaczone na planie Grodna z 1753 roku.

Od lat 70. w kamienicy mieścił się akademik Uniwersytetu Medycznego aż do 2020 roku, kiedy lokatorzy opuścili budynek z powodu jego złego stanu. Karta obiektu zawiera informację o tym, że kamienica została wybudowana w 1882 roku, lecz prawdopodobnie to jest data jednej z przebudów. Niektórzy historycy uważają, że kamienica Massalskich mogła powstać obok pałacu Massalskich w pierwszej połowie XVIII w., a może i wcześniej – w 1643 roku.

Aukcja odbędzie się 16 lutego. To będzie już trzecia aukcja w ciągu ostatniego półtora roku. W porównaniu z poprzednią aukcją cena jest niższa o 30%. Kamienica Massalskich znajduje się pod ochroną państwa, więc właściciel ma obowiązek w ciągu dwóch lat uchwalić projekt rekonstrukcji, która ma się skończyć cztery lata po kupnie kamienicy.

Marta Tyszkiewicz

Władze Grodna wystawiły na sprzedaż budynek przy ul. Zamkowej 5 znany jako kamienica Massalskich. Kamienica jest pomnikiem chronionym przez państwo, a jej cena wywoławcza na aukcji wyniesie zaledwie 2 mln. 41 tys. 561 rubli, co w przeliczeniu na złotówki stanowi kwotę, wynoszącą prawie 3,5 miliona

„Andrzej Poczobut. Prześladowany za POLSKOŚĆ” – to tytuł wystawy, którą od wczoraj można oglądać w Sejmie. Ekspozycja została przygotowana przez redaktorów gazety „Głos znad Niemna na uchodźstwie” Iness Todryk-Pisalnik oraz portalu Znadniemna.pl Andrzeja Pisalnika we współpracy z Fundacją Wolność i Demokracja.

Przemawia Lilia Luboniewicz, prezes Fundacji Wolność i Demokracja

Organizator wydarzenia, wicemarszałek Sejmu Małgorzata Maria Gosiewska (PiS) w swoim wystąpieniu podkreśliła, że wystawa przypomina o działaniach polskiego  dziennikarza, działacza Związku Polaków na Białorusi oraz opozycyjnego i wiernego Strażnika Pamięci.

Przemawia wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Maria Gosiewska

– Ta wystawa stanowi przede wszystkim wyraz naszego poparcia i naszej solidarności z głównym jej Bohaterem – Andrzejem, którego reżim białoruski od prawie dwóch lat bezpodstawnie więzi, zarzucając mu „podżeganie do nienawiści”, „rehabilitację nazizmu” oraz „działalność terrorystyczną” – zaznaczyła wicemarszałek Gosiewska.

Według niej w ten sposób należy zdefiniować złe warunki, w jakich przebywa dziennikarz oraz brak możliwości kontaktów z otoczeniem, m.in. rodziną, co negatywnie wpływa na zdrowie Andrzeja Poczobuta.

– To współczesny Żołnierz Niezłomny, którego my wszyscy, a zwłaszcza młode pokolenie powinno naśladować – oświadczyła wicemarszałek Gosiewska, apelując o utworzenie tzw. „Listy Poczobuta”, która będzie dokumentować oprawców i prześladowców naszego rodaka oraz wszystkich, którzy walczą z prorosyjskim reżimem Aleksandra Łukaszenki.

Wystawa „Andrzej Poczobut. Prześladowany za POLSKOŚĆ” obrazuje działalność dziennikarza

Małgorzata Gosiewska poinformowała, że ekspozycja składa się ze zdjęć, które przypominają jego działalność i zaangażowanie bohatera wystawy w odkrywanie historii Polski oraz w walkę o prawdę historyczną i zachowanie miejsc pamięci.

Wystawę „Andrzej Poczobut. Prześladowany za POLSKOŚĆ” można obejrzeć także online.

W wernisażu wystawy „Andrzej Poczobut. Prześladowany za POLSKOŚĆ” udział wzięli przedstawiciele kręgów demokratycznych Białorusi na czele z liderką opozycji demokratycznej tego kraju Swiatłaną Cichanouską, która nazwala Andrzeja Poczobuta „wspólnym bohaterem Polaków i Białorusinów, jakich było wielu w historii obu narodów”.

Przemawia Swiatłana Cichanouska, liderka białoruskiej opozycji demokratycznej

Obecni byli także polscy politycy reprezentujący różne obozy polityczne. Obok inicjatorki wydarzenia wicemarszałek Sejmu RP Małgorzaty Gosiewskiej, wystawę otwierali:  minister-członek Rady Ministrów Michał Dworczyk, pełnomocnik Rządu do spraw Polonii i Polaków za Granicą Jan Dziedziczak, poseł na Sejm RP od Platformy Obywatelskiej Robert Tyszkiewicz i inni politycy oraz działacze społeczni.

Przemawia minister Rady Ministrów Michał Dworczyk

Przemawia Jan Dziedziczak, pełnomocnik Rządu do spraw Polonii i Polaków za Granicą

Przemawia Robert Tyszkiewicz, przewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą

Współautor wystawy Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu Znadniemna.pl

Ceremonię otwarcia wystawy poprowadziła Lilia Luboniewicz, prezes Fundacji „Wolność i Demokracja” w ramach działalności której wystawa powstała.

 

W Warszawie wernisaż wystawy, w Grodnie – kolejny dzień procesu bohatera

W dniu otwarcia wystawy o Andrzeju Poczobucie w Sejmie RP, w Grodnie rozpoczęła się kolejna rozprawa sądowa w sprawie dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi. Według doniesień prasowych sąd w Grodnie przystąpił do przesłuchiwania tzw. świadków  w sprawie. Niestety nie wiadomo, kto został przesłuchany, gdyż kompromitujący władze białoruskie proces został utajniony i toczy się za zamkniętymi drzwiami.

Decyzję o utajnieniu procesu podjął sędzia podczas pierwszego posiedzenia, 16 stycznia; wnioskował o to prokurator. W związku z tym na salę ani do sądu nie mogą wchodzić osoby, które nie uczestniczą w procesie, a więc ani bliscy Poczobuta, ani media. Adwokat pod groźbą utraty prawa do uprawiania zawodu nie może wypowiadać się na temat toczącej się rozprawy.

Proces Andrzeja Poczobuta rozpoczął się 16 stycznia i – jak wynika z informacji PAP – środowa rozprawa jest drugą z kolei. Poczobut – członek zarządu zdelegalizowanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi (ZPB) i znany dziennikarz współpracujący m.in. z „Gazetą Wyborczą” i TVP Polonia – przebywa od 25 marca 2021 roku w białoruskim areszcie.

Jest oskarżony z dwóch artykułów kodeksu karnego Białorusi o „wzniecanie nienawiści” oraz wzywanie do sankcji i działań na szkodę Białorusi. Grozi mu kara do 12 lat pozbawienia wolności. W październiku 2022 roku został przez władze wpisany na białoruską listę „osób zaangażowanych w działalność terrorystyczną”.

Proces Poczobuta był dwukrotnie przenoszony. Początkowo miał się rozpocząć 28 listopada, potem – 9 stycznia, a w końcu wyznaczono jego datę na 16 stycznia.

Po rozpoczęciu procesu polskie MSZ po raz kolejny zaapelowało o uwolnienie Poczobuta i powtórzyło, że jest on niewinny, a prowadzone przeciwko niemu postępowanie jest motywowane politycznie.

„Ministerstwo Spraw Zagranicznych z rozczarowaniem przyjmuje informację o rozpoczęciu procesu Andrzeja Poczobuta przed białoruskim sądem w dniu 16 stycznia br. Andrzej Poczobut przebywa w areszcie od marca 2021 roku, a zarzuty formułowane wobec niego są nieprawdziwe i motywowane politycznie” – podano w komunikacie MSZ.

Znadniemna.pl

"Andrzej Poczobut. Prześladowany za POLSKOŚĆ" - to tytuł wystawy, którą od wczoraj można oglądać w Sejmie. Ekspozycja została przygotowana przez redaktorów gazety "Głos znad Niemna na uchodźstwie" Iness Todryk-Pisalnik oraz portalu Znadniemna.pl Andrzeja Pisalnika we współpracy z Fundacją Wolność i Demokracja. [caption id="attachment_59646" align="alignnone" width="480"] Przemawia

20 stycznia w Starym Zamku w Grodnie otwarto trzy nowe sale XVI w.: Kaplicę, Królewską Łaźnię oraz Pokój Sekretarza Króla. W marcu dobiegnie końca pierwszy etap kontrowersyjnej rekonstrukcji zabytkowego obiektu.

Odrestaurowana kaplica zamkowa

Łaźnia Królewska

Pokój Sekretarza Króla

Stary Zamek w Grodnie jest unikatowym zabytkiem architektury i historii.  Został wzniesiony dla króla Stefana Batorego w XVI w. na miejscu starożytnego Zamku Górnego z czasów Wielkiego Księcia Witolda. W XVII wieku pałac nadal pełnił funkcję rezydencji królewskiej oraz stał się miejscem przeprowadzenia sejmów walnych Rzeczypospolitej, które odbywały się tutaj w latach 1678, 1688 i 1699.

Otwarcie dla zwiedzających nowych sal zamkowych kończy pierwszy etap rekonstrukcji zabytkowego obiektu. Formalnie zostanie zakończony w marcu, wraz z planowanym przez władze otwarciem „Sali Alabastrowej”.

Rozpoczęta w 2017 roku rekonstrukcja Starego Zamku budzi mieszane uczucia wśród zwiedzających i jest krytykowana przez ekspertów. Mikałaj Wołkau, historyk z Białoruskiej Narodowej Akademii Nauk i autor pracy naukowej o Starym Zamku, zwraca uwagę na niedoskonałość realizowanego projektu renowacji i powierzchowne podejście do niego ze strony władz. Zdaniem eksperta projekt w znacznej mierze jest oparty na fantazji jego autorów i w żaden sposób nie przyczyni się do rzetelnego odrestaurowania zamku.

Największe kontrowersje budzi kształt kopuły nad wieżą wejściową. Realizujący projekt rekonstrukcji specjaliści, podobnie jak władze nie uwzględniają jednak głosów krytyki, a przy realizacji założeń dążą  do celu bez względu na koszty i nie przyznają się do błędów.

Podobnie wyglądała renowacja Zamku Radziwiłłów w Nieświeżu oraz prace restauracyjne w Czerwonym Kościele w Mińsku.

Historycy uważają,  że rekonstrukcja Starego Zamku powinna zostać wstrzymana, gdyż groźba nieodwracalnego zniszczenia pierwotnego wyglądu zabytku znacznie przewyższa korzyści płynące z prowadzonych prac. Andrej Czerniakiewicz, znany grodzieński historyk i doktor nauk historycznych, opisuje wyniki pierwszego etapu renowacji jako „zamek z bajki, będący owocem wyobraźni współczesnych architektów”.

Marta Tyszkiewicz, zdjęcia: facebook.com

20 stycznia w Starym Zamku w Grodnie otwarto trzy nowe sale XVI w.: Kaplicę, Królewską Łaźnię oraz Pokój Sekretarza Króla. W marcu dobiegnie końca pierwszy etap kontrowersyjnej rekonstrukcji zabytkowego obiektu. [caption id="attachment_59638" align="alignnone" width="480"] Odrestaurowana kaplica zamkowa[/caption] [caption id="attachment_59639" align="alignnone" width="480"] Łaźnia Królewska[/caption] [caption id="attachment_59640" align="alignnone" width="480"] Pokój

Z ogromnym smutkiem informujemy, że odeszła do Pana jedna z najwybitniejszych działaczek polonijnych współczesności – Honorowa Prezydent Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych Helena Miziniak.

Śp. Helena Miziniak była rodowitą wilnianką. Urodziła się w Wilnie w 1939 roku. Jej życie zawodowe oraz aktywność społeczna były związane jednak z Polonią brytyjską. W Wielkiej Brytanii Helena Miziniak przez wiele lat pełniła funkcję Prezesa Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.

„Znana i  rozpoznawana na całym świecie. Posiadała nie tylko ogromną wiedzę, ale też potrafiła doskonale ją wykorzystać w swojej pracy. Zawsze pomocna i oddana. Będzie nam bardzo brakowało Jej obecności wśród nas” – napisała na facebooku jedna z działaczek tej organizacji Monika Tkaczyk, żegnając legendę środowiska polonijnego Wielkiej Brytanii, którego mentorem i dobrym duchem Helena Miziniak była do ostatnich dni życia.

Oprócz Polonii brytyjskiej śp. Helena Miziniak niezwykle dużo robiła także dla rodaków, rozsianych po Europie i całym globie. W latach 2000-2003, 2003-2006 i 2012-2015 pełniła funkcję Prezydenta Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych (EUWP).  A  w 2006 roku, podczas odbywającego się w jej rodzinnym Wilnie VI Zjazdu EUWP, została wyróżniona tytułem Prezydenta Honorowego tej organizacji, zrzeszającej największe zjednoczenia polonijne w Europie, w tym Związek Polaków na Białorusi.

Śp. Helena Miziniak doskonale znała problemy z którymi musieli się mierzyć Polacy na Białorusi. W  2009 roku była osobiście obecna na VII Zjeździe ZPB w Grodnie. Był to zjazd, odbywający się atmosferze prześladowań Polaków przez reżim dyktatorski Aleksandra Łukaszenki. Ta okoliczność nie przeszkodziła jednak ówczesnej Prezydent EUWP przybyć na najważniejsze forum organizacji członkowskiej Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych.

2009 rok. Prezydent EUWP Helena Miziniak i prezes ZPB Andżelika Borys na VII Zjeździe ZPB w Grodnie

2009 rok. Prezes ZPB Andżelika Borys i goście VII Zjazdu ZPB śp. Maciej Płażyński oraz śp. Helena Miziniak

2009 rok. Prezes ZPB Andżelika Borys w otoczeniu gości VII Zjazdu ZPB śp. Zbigniewa Romaszewskiego, śp. Macieja Płażyńskiego oraz śp. Heleny Miziniak

Wybitne dokonania śp. Heleny Miziniak na rzecz Polonii i Polaków za granica zostały docenione przez władze Rzeczypospolitej Polskiej. Wśród nadanych jej odznaczeń warto wymienić Złoty Krzyż Zasługi RP, którym działaczka została odznaczona jeszcze w 1978 roku przez władze RP na uchodźstwie, Krzyż Kawalerski (2004) i Krzyż Oficerski (2011) Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.

Redakcje portalu Znadniemna.pl i gazety „Glos znad Niemna na uchodźstwie” łączą się w bólu z bliskimi i przyjaciółmi śp. Heleny Miziniak.

Cześć Jej Pamięci!

Znadniemna.pl

Z ogromnym smutkiem informujemy, że odeszła do Pana jedna z najwybitniejszych działaczek polonijnych współczesności - Honorowa Prezydent Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych Helena Miziniak. Śp. Helena Miziniak była rodowitą wilnianką. Urodziła się w Wilnie w 1939 roku. Jej życie zawodowe oraz aktywność społeczna były związane jednak z

Mistrz reportażu literackiego i najwybitniejszy pisarz wśród reporterów – mówiono o Ryszardzie Kapuścińskim. Był podróżnikiem, reporterem, pisarzem, w latach 1958-72 dziennikarzem i korespondentem Polskiej Agencji Prasowej. Kapuściński zmarł 23 stycznia 2007 roku.

Ryszard Kapuściński, który w swoich książkach podniósł reportaż do rangi gatunku literackiego, mawiał, że pisanie to „straszna, fizyczna praca”. Pytany, dlaczego wybrał ten właśnie zawód, odpowiadał zazwyczaj, że powodem była ciekawość. – Pasjonowali mnie ludzie, życie, świat. Myślę, że warunkiem bycia dziennikarzem jest po prostu pasja i ciekawość innych i innego – podkreślał. – Obowiązkiem reportera jest być tam, gdzie dzieje się coś ważnego i zdawać z tego relację – dodawał.

Jak wyliczył sam Kapuściński, w swojej karierze reportera był świadkiem 27 rewolucji, 4 razy omal nie został rozstrzelany, przebywał na frontach 12 wojen. „W dziennikarstwie, które ja uprawiam, potrzebne są pewne predyspozycje. Nie można być nadmiernie wrażliwym, bo to uniemożliwiałoby obserwację wydarzeń, ale jednocześnie trzeba mieć pewną dozę wrażliwości, żeby przejąć się cudzym losem i odpowiednio zareagować” – pisał.

Urodzony i wychowany w błotnej krainie

Pińsk

Ryszard Kapuściński urodził się w Pińsku 4 marca 1932 roku. Wówczas miasto liczyło około 35 tysięcy mieszkańców, z których aż 73 proc. stanowili obywatele pochodzenia żydowskiego. Nie było wtedy tak licznie zamieszkałego przez obywateli żydowskich miasta na świecie. Mieszkało tu również wielu Niemców, a Polacy stanowili tylko 10 proc. „mniejszość” mimo, że po odzyskaniu niepodległości tereny te przypadły Polsce.

Pińsk i czasy wojny nie dały przyszłemu podróżnikowi żadnych perspektyw, żadnej możliwości rozwoju intelektualnego. Dały mu gorzkie doświadczenie nieszczęścia i upokorzenia. W Lapidariach Kapuściński wspomina, że zimą w czasie wojny nie miał butów: kosztowały 400 złotych, czyli o 400 za dużo jak na możliwości rodziców. Musiał więc, głodny i spłakany dziesięcioletni chłopiec, sprzedać 400 kostek mydła po złotówce, aby zarobić na drewniaki. Mało kogo w tych czasach stać było na luksus mydła, więc handel ciągnął się bez końca. Wreszcie buty zostały spłacone.

Rodzice

Rodzice przyszłego pisarza przyjechali na Polesie w ramach narodowej akcji zasiedlania tych ziem i wprowadzania polskiej kultury. Ojciec, Józef Kapuściński zapisał się do Seminarium Nauczycielskiego w Prużanie, by po jego zakończeniu pracować w Unieńcu, a potem w Pińsku. Tam prawdopodobnie poznał swoją przyszłą żonę, Marię, która jako młoda dziewczyna przyjechała na Polesie z rodzinnej Bochni. Na katolickim cmentarzu pochowana jest, zmarła w 1928 roku babka ze strony matki, Maria Bobek. Zadbana płyta nagrobkowa położona jest w lewej części, w połowie cmentarza. Przed wojną ten żydowsko-katolicki cmentarz znajdował się już poza miastem, obecnie zajmuje jego centralną cześć.

Ul. Błotna nr 43

Dom przy ul. Suworowa 43, w którym urodził się Ryszard Kapuściński

Młodemu małżeństwu wkrótce narodził się syn, a w następnym roku córka. Kapuściński przyszedł na świat na ulicy Błotnej nr 43, w drewnianym domku, w którym rodzice wynajmowali skromny pokój na piętrze. Dom znajdowała się tuż przy głównej drodze wyjazdowej z miasta na północ – ulicy Pierwszego Maja. Wkrótce ulicę przemianowano na Pereca, a w 1950r. nadano jej imię Suworowa, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Po tym jak państwo Kapuścińscy opuścili Pińsk w 1940 roku, dom był częściowo zamieszkały, a w latach osiemdziesiątych całkowicie opustoszał i popadł w ruinę. W połowie zniszczony i zdewastowany, po którego gruzach chodziły koty – takim widział go Kapuściński, gdy odwiedził miasto w 1997 roku.

„Na dawnej ulicy Błotnej, obecnie Suworowa, pod 43 jest dom, w którym Ryszard urodził się i przez kilka lat mieszkał z rodziną. Jest czy był? Właśnie postanowiono go zburzyć. Niewielka polska wspólnota chciała, ze względów symbolicznych, zachować ten dom. Centralne władze w Mińsku chciały zachować go jako obiekt zabytkowy. A jednak władze Pińska postanowiły, także z powodów symbolicznych, że dom ma zniknąć: ślady po tym, co polskie, należy usuwać. Dom Kapuścińskiego popadł w ruinę i obecnie zamieszkują go koty. Stoi pośrodku uczęszczanego skrzyżowania, pełnego samochodów, autobusów i przechodniów zmierzających we wszystkich kierunkach. Mijająca nas kobieta odwraca się i woła: „Na co się tak gapicie?” „Ja się tu urodziłem” – odpowiada Ryszard.”

Tylko dzięki staraniom miejscowych Polaków zrzeszonych w Związku Polaków w Pińsku, dom został ostatecznie odremontowany i przywrócony do dawnej świetności w 2001 roku. Na ścianie frontowej umieszczono tylko tablicę informującą, że budynek stanowi zabytek architektury z drugiej połowy XIX i początku XX wieku. Niestety żadnej informacji kto się w nim urodził – oby nie na długo.

Kiedyś ten dom stał wśród dzielnicy podobnych niewielkich parterowych lub jednopiętrowych drewnianych domków. Teraz jest jak samotna, bezbronna wyspa wśród wysokich, szpetnych betonowych blokowisk, które całkowicie zagłuszają i tłamszą niską zabudowę tego regionu miasta.

Ul. Północna

Nie jest wiadomo, a niestety świadkowie tamtych czasów już nie żyją, w jakich okolicznościach i kiedy rodzina przeniosła się do kolejnego mieszkania, tym razem na ulice Północną, róg Teodorowskiej (obecnie Sowietskaja 50/Gogola). Wynajmowali niewielki pokoik z ciemną kuchnią od mieszczanki Anny Wierbanowicz-Kindler. Była to jedna z niewielu osób, która pamiętała tego małego chłopca i jego rodziców. W czasie swoich pobytów w Pińsku Ryszard Kapuściński zawsze się z nią spotykał.

Ul .Wesoła

Ostatnie kilkanaście miesięcy w Pińsku rodzinie przyszło zamieszkać jeszcze w innym miejscu – w skromnym drewnianym domku u państwa Kwasowki na ulicy Wesołej. Były to same peryferie miasta, dzielnica prawie wyłącznie zamieszkała przez społeczność żydowską. Była to niewielka, niebrukowana błotnista uliczka zabudowana parterowymi chałupinkami ze strzechą, na której mieszkali w „małym domku wrośniętym w ziemię”. To właśnie w tym domu mama stała w oknie nieruchoma oczekując zapewne nieuchronnego najścia NKWD i wywózki.

Niestety dom ten nie zachował się, został zburzony wraz z kilkoma sąsiednimi, a na ich miejsce postawiono sklep i wieżowiec. Jednak zachował się na szczęście początkowy fragment uliczki, na której stoją jeszcze domki z czasów przedwojennych.

Publiczna Szkoła Podstawowa Nr 5

Oboje rodzice pracowali najpierw jako wiejscy nauczyciele, by potem przenieść się do szkoły w mieście. Była to, cytuje ze świadectwa szkolnego „Siedmioklasowa Publiczna Szkoła Podstawowa Nr 5 w Pińsku przy ulicy Kościuszki 8”. Obecnie to ulica Lenina i jak przed wojną jest główną ulicą zabytkowej części miasta. Ojciec uczył rysunku a mama muzyki. Być może dlatego, że pracowali tam obydwoje rodzice a chłopiec umiał już wczytać i pisać, we wrześniu Kapuściński 1938 roku poszedł od razu do drugiej klasy.

Przed szkołą znajdował się duży plac, miejsce zbiórek i apeli ale również boisko gimnastyczne. Widoczne na zdjęciu drzewa oczywiście posadzono już po wojnie. Szkoła zajmowała duży piętrowy budynek z czerwonej cegły. Dopiero niedawno budynek ten otynkowano, ale pomalować już nie zdążono, dlatego tynk zszarzał i miejscami już odpada odsłaniając lica starych cegieł. Z jej okien rozpościerał się widok na pobliską rzekę – Pinę oraz na ogromny dwuprzęsłowy moc przerzucony przez nią i łączący miasto z południem.

Po wojnie w budynku szkoły mieściło się biuro KGB, a obecnie zajmuje je państwowe biuro paszportowe i posterunek milicji.

Kolegium i kościół jezuitów na pocztówce z lat 30 XX w.

Ale przede wszystkim nad szkołą górowały ogromny kościół Jezuitów wraz z budynkiem klasztoru. Jego wysokie wieże z dzwonami było widać w promieniu nawet 50 kilometrów od miasta, znad bezkresnych obszarów błot zalegających na południe od miasta. Ten znak wiekowej polskości bardzo kłuł w oczy nowej władzy. Po zajęciu przez Armię Czerwoną miasta, zamordowano polskich marynarzy, a następnie pijany żołnierz rozpoczął ostrzeliwanie wież kościoła Jezuitów. Stąd właśnie padały pierwsze strzały polskich obrońców miasta. A takie wytłumaczenie można znaleźć w „Imperium”:

„W klasie rozumowaliśmy tak: kiedy bolszewicy szli do nas, to nim zobaczyli Polskę i nim zobaczyli nasze miasto, musieli najpierw dostrzec wieże pińskiego kościoła. One są takie wysokie. To ich widocznie bardzo zdenerwowało. Dlaczego? Na to pytanie nie umieliśmy sobie odpowiedzieć. Natomiast o samym fakcie zdenerwowania wnioskowaliśmy stąd, że kiedy tylko Rosjanie weszli do miasta, nim jeszcze odsapnęli, nim się rozejrzeli, gdzie jaka ulica, nim podjedli i nim zaciągnęli się machorką, już prędko ustawili na placu armatę, przywieźli amunicji i zaczęli strzelać w kościół.”

Mimo, że nie był poważnie zniszczony podczas wojny – z wyjątkiem dzwonnic – kościół Jezuitów zburzono zaraz w 1945 roku zostawiając tylko kilkupiętrowy budynek klasztoru. Obecnie mieści się w nim muzeum ziemi poleskiej.

Lato 1939 

Ostatnie wakacje przed wojną rodzina spędziła na wsi u wujostwa w Rejowcu na Lubelszczyźnie. Tam zastał ich wybuch wojny i stamtąd musieli wracać pieszo bezdrożami do Pińska. Tą długą i ciężką drogę, pod prąd uciekającej w głąb kraju ludności, jeszcze bardziej utrudniał sparaliżowany dziadek na wozie.

„Wśród „ćwiczeń pamięci” zawartych w „Buszu po polsku” znajdujemy następujący opis:

„…Idę z siostrą obok furmanki, jest to prosty, drabiniasty wóz wyłożony sianem, wysoko na sianie, na lnianej płachcie leży mój dziadek. Leży, nie może się poruszyć, jest sparaliżowany. Kiedy zaczyna się nalot, cały cierpliwie wędrujący, a teraz nagle ogarnięty paniką tłum chroni się w rowach, zaszywa w krzakach, zapada w kartofliskach. Na opustoszałej, wymarłej drodze zostaje tylko furmanka, na której leży mój dziadek. Dziadek widzi lecące na niego samoloty, widzi, jak się gwałtownie zniżają, jak biorą na cel porzuconą na drodze furmankę, widzi ogień broni pokładowej, słyszy ryk przelatujących nad jego głową maszyn. Kiedy samoloty znikają, wracamy do furmanki i matka ociera dziadkowi spoconą twarz…”

Ucieczka

Ojciec, jako oficer rezerwy został powołany do wojska na wiosnę 1939 roku i wyjechał w głąb Polski. Walczył na froncie zachodnim, gdzie trafił do niewoli sowieckiej. Gnany w wielkiej kolumnie jenieckiej na wschód, w kierunku Katynia i Starobielska, ucieka wraz z kilkoma kolegami podczas przejścia przez las. W stroju poleskiego chłopa powrócił na krótko jesienią do zajętego już przez Rosjan Pińska, by zobaczyć się z żoną i dziećmi.

Równocześnie z wkroczeniem wojsk sowieckich na Polesie rozpoczęły się przygotowania do wywózki „wrogów klasowych”. Kierunek był jeden – Kazachstan, a kryterium do wywózki tylko jedno – posada państwowa w burżuazyjnej Polsce. Obojętnie czy było się dyrektorem banku, kierownikiem szkoły czy zwykłą sprzątaczka. Ponieważ oboje rodzice Kapuścińskiego byli nauczycielami, a ojciec dodatkowo żołnierzem wojska polskiego, podlegali nieuchronnej wywózce. Być może tylko dzięki panującemu bałaganowi i braku systematyczności, udało się tego uniknąć. Pierwszy transport z Polakami i Niemcami wyjechał z Pińska już kilka tygodni po zajęciu miasta. Wagony stojące na bocznicy dworca kolejowego, zapełniane coraz szybciej i sprawniej stanowiły nieuchronną zapowiedź zbliżającego się niebezpieczeństwa. W 1940 roku z Pińska zorganizowano trzy transporty: 10 lutego, 13 kwietnia i ostatni 22 kwietnia.

Mama Kapuścińskiego z dwójka małych dzieci wyjeżdża z Pińska latem 1940 roku jednym z ostatnich pociągów do Lwowa, skąd zamierza dostać się do pobliskiego Przemyśla. Podróż koleją przypomina losy Cezarego Baryki z „Przedwiośnia” – tutaj również kolejarze zatrzymują wielokrotnie pociąg w lasach, by od uchodźców zebrać zapłatę za dalszą jazdę. Jak wspomina sam pisarz, ludzie oddawali swoje obrączki, klejnoty i futra. Przez most graniczny w Przemyślu, a potem Kraków, który był pierwszym wielkim miastem jakie widział mały Kapuściński, rodzina udaje się w kierunku Warszawy. Matka chciała odszukać ojca, którego udaje się szczęśliwie spotkać na wiejskiej drodze niedaleko Izabelina pod Warszawą.

Jestem człowiekiem kresowym

Ostatni raz Ryszard Kapuściński był w swoim rodzinnym mieście w lipcu 1999 roku wspólnie z ekipą telewizji wrocławskiej realizującej film o nim.

Kapusciński w jednym z wywiadów mówił, że ukształtowało jego wszystko to, co kształtuje tak zwanego człowieka kresowego. – Człowiek kresowy zawsze i wszędzie jest człowiekiem międzykulturowym – człowiekiem „pomiędzy”. To człowiek, który od dzieciństwa, od zabawy na podwórzu, uczy się tego, że ludzie są różni i że inność jest po prostu cechą człowieka. Ten, który wychowuje się wśród różnych języków i zachowań. W Pińsku jeden dzieciak zabierał z domu śledzia, drugi kulebiak, a trzeci kawałek kotleta. Myśmy to wszystko razem zjadali i to był pierwszy wspólny stół. Kresowość to otwarcie na inne kultury, a nawet więcej – ludzie kresowi nie traktują innych kultur jako innych, ale jako część własnej kultury – podkreślał znany rodak.

Kapuściński o kresowym Pińsku

„Wspominam swój Pińsk jako bardzo dobre miejsce. To było miasteczko życzliwych ludzi i życzliwych ulic. Do czasu wybuchu wojny nie widziałem tam żadnego konfliktu. Miejsce bez ostentacji, bez zadęcia, miejsce skromnych, prostych ludzi. Moi rodzice jako nauczyciele też byli takimi ludźmi. Może dlatego dobrze się zawsze potem czułem w tak zwanym Trzecim Świecie, gdzie ludzi cechuje nie zamożność, ale gościnność, nie ostentacja, ale współpraca.

Ludzie żyli na Polesiu na skromną ludzką miarę, a Pińsk był jak arystotelesowska definicja miasta, w którym wszyscy się znają choćby z widzenia. To wyróżnia miasta kresowe, które stwarzały klimat przyjaźni. Wspomnienie Pińska do wybuchu wojny to wspomnienie przychylnego miejsca. Tego właśnie szukam po całym świecie” – pisał Ryszard Kapuściński.

Grób Ryszarda Kapuścińskiego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie

Znadniemna.pl na podst. Robert Nowacki/kapuscinski.info/Fot:Tablica pamiątkowa na bloku mieszkalnym przy ul. Pustola 16 w Warszawie, w którym w latach 1965−1988 mieszkał pisarz, wikipedia.org 

 

Mistrz reportażu literackiego i najwybitniejszy pisarz wśród reporterów - mówiono o Ryszardzie Kapuścińskim. Był podróżnikiem, reporterem, pisarzem, w latach 1958-72 dziennikarzem i korespondentem Polskiej Agencji Prasowej. Kapuściński zmarł 23 stycznia 2007 roku. Ryszard Kapuściński, który w swoich książkach podniósł reportaż do rangi gatunku literackiego, mawiał, że

W niedzielę, 22 stycznia, pod Pręgierzem na wrocławskim Rynku mieszkańcy Wrocławia manifestowali solidarność z Andrzejem Poczobutem, dziennikarzem i działaczem niezależnego Związku Polaków na Białorusi, a także innymi więźniami reżimu dyktatora Łukaszenki.

Organizatorami wydarzenia były: Stowarzyszenie Białoruski Związek Solidarności, Fundacja „Za Wolność Waszą i Naszą” oraz Gwardia Pomocy-Stowarzyszenie.

„Opinią publiczną wstrząsnęły zdjęcia z procesu Andrzeja Poczobuta. W areszcie przebywa od 25 marca 2021 roku. Proces był wielokrotnie przekładany. Najpierw rozprawę wyznaczono na 28 listopada, potem na 9 stycznia, w wyniku czego sprawa zaczęła się rozpatrywać 16 stycznia. Grozi mu do 12 lat więzienia. Mimo to Andrzej odmówił napisania prośby o ułaskawienie do Łukaszenki, ponieważ nie uważa się za winnego” – tymi słowami zaopatrzyła wpis na facebooku, nawołujący do wzięcia udziału w akcji solidarnościowej, Fundacja „Za Wolność Waszą i Naszą”.

Uczestnicy manifestacji  przynieśli ze sobą transparenty: „Wolność dla więźniów politycznych na Białorusi”, „Niech żyje Białoruś!”. Nie zabrakło także zdjęć represjonowanych przez reżim Łukaszenki, a także zakazanych przez białoruskiego dyktatora biało-czerwono-białych flag z Pogonią. Niektórzy wykorzystali akcję uliczną do wyrażenia solidarności z Ukrainą, co miały demonstrować obecne na akcji flagi w barwach Niebiesko-żółtych.

Działacz Stowarzyszenia Białoruski Związek Solidarności Franc Asłauski, przemawiając do licznie zgromadzonych na wrocławskim Rynku manifestantów przypomniał, że data manifestacji zbiegła się w czasie z 160. rocznicą wybuchu Powstania Styczniowego, które historycznie połączyło narody Białorusi, Polski, Ukrainy oraz Litwy. – Dobrze pamiętam jesień 2019 roku, kiedy w Wilnie odbył się pogrzeb odnalezionych szczątków bohaterów tamtego powstania. Myślę, że tamto wydarzenie obudziło świadomość wielu ludzi na Białorusi. Ale podobnie, jak po Powstaniu Styczniowym mamy obecnie ogromną liczbę  więźniów I to jest drugi powód naszego dzisiejszego spotkania – oznajmił Asłauski, dodając, że jest też powód trzeci. A jest nim wojna na Ukrainie. – Wśród walczących za ukraińską niepodległość są ludzie z Białorusi zrzeszeni w batalionie imienia bohatera Powstania Styczniowego Kastusia Kalinowskiego. Musimy ponownie walczyć z imperium rosyjskim. Musimy wrócić do naszych korzeni, stać razem i zwyciężyć zło. Nie chcemy, żeby Rosja deptała białoruską ziemię, żeby wsadzali ludzi do więzienia jak w czasach stalinowskich. Ludzie się boją wychodzić na ulicę, bo w każdym momencie mogą zapukać do drzwi i każdego mogą wsadzić do więzienia. Białoruski reżim wsadził do więzienia Andrzeja Poczobuta, noblistę Alesia Bialackiego. Nie możemy milczeć o tym wszystkim, musimy krzyczeć o tym na cały świat! – przemawiał działacz diaspory białoruskiej we Wrocławiu.

Andrzej Poczobut, będący jednym z głównych bohaterów akcji solidarności z białoruskimi więźniami politycznymi we Wrocławiu, został zatrzymany 25 marca 2021 roku w Grodnie, a jego proces, wielokrotnie przekładany, ruszył 16 stycznia 2023 roku. Wbrew początkowym informacjom, z których wynikało, że rozprawy będą odbywać się także w kolejnych dniach okazało się, że sąd w Grodnie ma inne plany. Polska Agencja Prasowa ustaliła, że po rozpoczęciu procesu 16 stycznia, drugie posiedzenie sądu się nie odbyło. Nie podano też daty wznowienia procesu.

Marta Tyszkiewicz z Wrocławia

W niedzielę, 22 stycznia, pod Pręgierzem na wrocławskim Rynku mieszkańcy Wrocławia manifestowali solidarność z Andrzejem Poczobutem, dziennikarzem i działaczem niezależnego Związku Polaków na Białorusi, a także innymi więźniami reżimu dyktatora Łukaszenki. Organizatorami wydarzenia były: Stowarzyszenie Białoruski Związek Solidarności, Fundacja "Za Wolność Waszą i Naszą" oraz Gwardia

Skip to content