HomeStandard Blog Whole Post (Page 8)

W Węgorzewie (warmińsko-mazurskie) 6 września otwarto XXIX edycję Regat Memoriału Braci Ejsmontów. Patroni zawodów to Piotr i Mieczysław Ejsmontowie, urodzeni w Grodnie, legendarni żeglarze i lokalni bohaterowie.

Uczestnicy uroczystości otwarcia XXIX Memoriału Braci Ejsmontów, fot.: facebook.com

Memoriał Braci Ejsmontów jest co roku rozgrywany na Jeziorach Mamry i Święcajty. Organizatorami wydarzenia są: Klub Morski LOK Węgorzewo, Port Keja oraz Burmistrz Węgorzewa, który obejmuje imprezę honorowym patronatem. Memoriał tradycyjnie gromadzi dziesiątki załóg z całej Polski – od amatorów po doświadczonych sterników, którzy rywalizują w następujących kategoriach jachtów:

  • jachty turystyczne kabinowe do 7,50 m
  • jachty turystyczne kabinowe powyżej 7,51 m
  • jachty wyczynowe w grupie „open”.

Uczestnicy XXIX Memoriału Braci Ejsmontów oddają hołd bohaterom przy ich pomniku w Węgorzewie, fot.: facebook.com

Otwarcie XXIX edycji Regat Memoriału Braci Ejsmontów jest doskonałą okazją, aby przypomnieć historię życia naszych krajanów – bliźniaków Piotra i Mieczysława Ejsmontów, którzy na trwałe wpisali swoje imiona w historię polskiego żeglarstwa, Węgorzewa oraz Warmii i Mazur.

Z Grodna do Węgorzewa

Bliźniacy Piotr i Mieczysław Ejsmontowie urodzili się 3 listopada 1940 roku w Grodnie, w rodzinie o szlacheckich korzeniach. Po II wojnie światowej ich rodzina została przesiedlona do Kętrzyna, a w 1953 roku osiedliła się w Węgorzewie – mieście, które na zawsze związało się z ich historią. Już jako chłopcy bliźniacy wykazywali niezwykłą pasję do żeglarstwa. Wymykali się z lekcji, by pływać po jeziorach mazurskich, a ich determinacja i ciekawość świata szybko przerodziły się w życiową misję.

Przed domem rodzinnym w Grodnie, bracia bliźniacy z ciocią Teresą Noniewicz i mama Jadwigą, Grodno 1941 r. Fotografia ze zbiorów Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie/Ciekawostkihistoryczne.pl

Edukacja i pierwsze rejsy

Bracia uczęszczali do Technikum Rybołówstwa Morskiego w Giżycku, gdzie zdobywali wiedzę o nawigacji i pracy na morzu. Wkrótce zaczęli pływać na słynnych jachtach „Zawisza Czarny” i „Henryk Rutkowski”, zdobywając doświadczenie na Bałtyku. Ich niezależność i odwaga wyróżniały ich w środowisku żeglarskim, ale też budziły niepokój władz PRL.

 

Rejs na Bornholm i proces

W 1959 roku, mając zaledwie 19 lat, bracia wypożyczyli niewielki jacht „Powiew” i wypłynęli z Węgorzewa na Bałtyk. Ich celem był Bornholm – duńska wyspa, do której dotarli po kilku dniach żeglugi. Nie prosili o azyl, chcieli jedynie uzupełnić zapasy. Duńskie władze odesłały ich do polskiej ambasady, skąd zostali przetransportowani do kraju. Tam czekał ich areszt i proces sądowy – oskarżono ich o uprowadzenie jachtu i nielegalne przekroczenie granicy. Po pięciu miesiącach sąd umorzył sprawę, uznając, że czyn ma „znikomą szkodliwość społeczną”.

Ucieczka z PRL

Po odbyciu służby wojskowej w Marynarce Wojennej, Piotr i Mieczysław pracowali jako bosmani na jachtach „Polonia” i „Wielkopolska”. W 1965 roku, dzięki sprytowi i determinacji bliźniaków, oba jachty znalazły się jednocześnie w Kopenhadze. Tam bracia poprosili o azyl polityczny i zostali przyjęci przez władze duńskie. Ich ucieczka była szeroko komentowana w mediach, a w Polsce uznana za zdradę.

Bracia bliźniacy Piotr i Mieczysław Ejsmontowie, na jachcie „John I”, Kopenhaga, 12 września 1967 r. Fotografia ze zbiorów historycznych Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie/Ciekawostkihistoryczne.pl

Tajemnicze zniknięcie

W 1969 roku bracia Ejsmontowie wyruszyli w rejs po południowym Atlantyku. W niewyjaśnionych okolicznościach zaginęli – ich jacht nie dotarł do celu, a żadnych śladów nie odnaleziono. Do dziś ich los pozostaje tajemnicą, a ich historia owiana jest legendą.

Pamięć w Węgorzewie

Choć ich życie zakończyło się tragicznie, pamięć o braciach Ejsmontach jest wciąż żywa – zwłaszcza w Węgorzewie. Co roku odbywa się Memoriał Braci Ejsmontów – regaty żeglarskie, które gromadzą miłośników żeglarstwa z całej Polski. Ich imieniem nazwano ulicę, rondo oraz postawiono pomnik, który przypomina o ich odwadze i pasji. Ich siostra, Wanda Śmiechowicz, mieszkająca w Kanadzie, regularnie odwiedza Węgorzewo, by uczestniczyć w wydarzeniach upamiętniających braci.

Bracia bliźniacy – Piotr i Mieczysław Ejsmontowie zostali upamiętnieni także nad Zalewem Sokólskim w Sokółce, fot.: Ciekawostkihistoryczne.pl

Symbole wolności

Piotr i Mieczysław Ejsmontowie to nie tylko żeglarze – to symbole niezależności, odwagi i marzeń o wolności. Ich historia pokazuje, że nawet w czasach opresji można podążać za głosem serca i żeglować ku własnej prawdzie. Węgorzewo, ich duchowa przystań, nie zapomina o swoich bohaterach.

Pomnik braci Ejsmontów w Węgorzewie, fot.: facebook.com

Opr. Walery Kowalewski/Znadniemna.pl, na zdjęciu tytułowym: Błogosławieństwo o. Herkulana Wróbla franciszkanina z Martin Coronado dla Wojtka Dąbrowskiego, Piotra i Mieczysława Ejsmontów, 23 listopada 1969 r. Fotografia ze zbiorów historycznych Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie/Ciekawostkihistoryczne.pl

W Węgorzewie (warmińsko-mazurskie) 6 września otwarto XXIX edycję Regat Memoriału Braci Ejsmontów. Patroni zawodów to Piotr i Mieczysław Ejsmontowie, urodzeni w Grodnie, legendarni żeglarze i lokalni bohaterowie. [caption id="attachment_69963" align="alignnone" width="480"] Uczestnicy uroczystości otwarcia XXIX Memoriału Braci Ejsmontów, fot.: facebook.com[/caption] Memoriał Braci Ejsmontów jest co roku rozgrywany

W pierwszy weekend września w całej Polsce i za granicą odbywa się kolejna edycja Narodowego Czytania — ogólnopolskiej akcji promującej klasykę polskiej literatury. W tym roku Para Prezydencka Karol i Marta Nawroccy zaprosiła Polaków do wspólnego odkrywania twórczości Jana Kochanowskiego, jednego z najwybitniejszych poetów epoki renesansu.

W ponad sześciu tysiącach miejsc — od bibliotek i szkół po parki, domy kultury i placówki dyplomatyczne — rozbrzmiewają strofy „Trenów”, „Pieśni” i „Fraszek”. Wydarzenie ma charakter wspólnotowy i edukacyjny, angażując zarówno młodzież, jak i seniorów. W wielu miastach organizowane są także inscenizacje, warsztaty kaligrafii oraz spotkania z literatami.

Prezydencki minister Wojciech Kolarski podkreślił w rozmowie z Polsat News, że Narodowe Czytanie to „największa kampania społeczna w obszarze kultury”, która nieprzerwanie od 2012 roku buduje poczucie tożsamości narodowej i dumy z polskiego dziedzictwa literackiego.

Tegoroczna odsłona akcji pokazuje, że poezja Kochanowskiego — choć pisana przed wiekami — wciąż porusza serca i skłania do refleksji nad losem człowieka, wartością rodziny i siłą ojczystego języka.

Transmisja na żywo Narodowego Czytania z udziałem Pary Prezydenckiej z Ogrodu Saskiego: kliknij w LINK.

Znadniemna.pl na podstawie Prezydent.pl,facebook.com, fot.: Alicja Stefaniuk/KPRP

W pierwszy weekend września w całej Polsce i za granicą odbywa się kolejna edycja Narodowego Czytania — ogólnopolskiej akcji promującej klasykę polskiej literatury. W tym roku Para Prezydencka Karol i Marta Nawroccy zaprosiła Polaków do wspólnego odkrywania twórczości Jana Kochanowskiego, jednego z najwybitniejszych poetów epoki

W miejscowości Lepel, na północnym wschodzie Białorusi, tamtejsze służby specjalne zatrzymały obywatela Polski, 27-letniego Grzegorza G. – brata Zakonu Karmelitów. Według białoruskiej telewizji państwowej, duchowny miał rzekomo zbierać informacje objęte klauzulą tajności dotyczące zbliżających się manewrów wojskowych „Zapad-2025”. Zatrzymania dokonało KGB, które opublikowało materiał wideo przedstawiający moment aresztowania.

Władze Białorusi oskarżają Grzegorza G. o działalność szpiegowską na rzecz polskich służb specjalnych. W jego rzeczach osobistych miały znajdować się m.in. kserokopie dokumentów wojskowych, karta SIM zarejestrowana na inną osobę oraz przedmioty religijne, takie jak różaniec i ikony.

Polska strona stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom. Premier Donald Tusk określił zarzuty jako „brednie” i zapowiedział zdecydowaną reakcję dyplomatyczną. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski podkreślił, że sprawa nie zostanie bez odpowiedzi, a rzecznik koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński zaznaczył, że „polskie służby nie wykorzystują zakonników do działań wywiadowczych”.

Podczas konferencji prasowej w czwartek wieczorem Sikorski komentował sprawę tak:

„Wiemy, jaki to jest reżim, wiemy, czego się po nim spodziewać. Mamy już polskich więźniów w białoruskich więzieniach, w tym Andrzeja Poczobuta. Jesteśmy już w konsultacjach wewnątrzrządowych. Jestem przekonany, że sprawa nie zostanie bez odpowiedzi”.

Sikorski podkreślił, że polski rząd traktuje zatrzymanie jako prowokację reżimu Łukaszenki i zapowiedział działania dyplomatyczne oraz polityczne w odpowiedzi na ten incydent.

Grzegorz G. do niedawna przebywał w klasztorze karmelitów w Krakowie, a pod koniec sierpnia został skierowany do wspólnoty w Trutowie (kujawsko-pomorskie). Na początku lipca obronił pracę magisterską z teologii duchowości.

Sprawa zatrzymania Grzegorza G. może stać się kolejnym punktem zapalnym w relacjach polsko-białoruskich, szczególnie w kontekście zbliżających się ćwiczeń wojskowych o charakterze antynatowskim.

„Będzie zakładnikiem, jak Poczobut”

Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce i jeden z liderów białoruskiej opozycji, ostro skrytykował działania reżimu Aleksandra Łukaszenki w związku z zatrzymaniem polskiego zakonnika Grzegorza G. przez białoruskie służby KGB. W jego ocenie, zatrzymany zostanie zakładnikiem, podobnie jak wcześniej Andrzej Poczobut, a Łukaszenka będzie próbował wykorzystać go w politycznej grze z Zachodem. Łatuszka podkreślił, że reżim białoruski już teraz handluje losem Poczobuta, czekając na reakcję międzynarodową, i że podobny scenariusz może spotkać Grzegorza G.

Zatrzymanie zakonnika wpisuje się według Łatuszki w szerszą strategię propagandową Mińska, inspirowaną przez Moskwę. Kilka dni przed rozpoczęciem manewrów wojskowych Zapad-2025, reżim Łukaszenki chce wysłać sygnał, że Polska i Zachód są wrogami, przygotowującymi się do agresji. To działanie ma na celu nie tylko zastraszenie społeczeństwa, ale również wzmocnienie narracji antyzachodniej w regionie.

Łatuszka zwrócił również uwagę na fakt, że reżim Łukaszenki od lat uderza w Kościół katolicki. Przypomniał, że w więzieniu przebywa ksiądz Henryk Okołotowicz, skazany na 11 lat za rzekomą zdradę ojczyzny. Jego zdaniem, zatrzymanie Grzegorza G. to kolejny akt represji wobec duchowieństwa i próba osłabienia relacji Białorusi z Watykanem.

Wypowiedzi Łatuszki rzucają światło na polityczne tło zatrzymania polskiego zakonnika i wskazują, że sprawa ma wymiar znacznie szerszy niż tylko lokalny incydent. To element gry dyplomatycznej, w której ludzkie losy stają się narzędziem w rękach autorytarnego reżimu.

Znadniemna.pl na podstawie Wp.pl/Nashaniva.com/Wprost.pl/Fakt.pl, Na zdjęciu: moment zatrzymania Grzegorza G., źródło ilustracji: zrzut ekranu z nagrania KGB, wyemitowanego przez Telewizję Białoruską

W miejscowości Lepel, na północnym wschodzie Białorusi, tamtejsze służby specjalne zatrzymały obywatela Polski, 27-letniego Grzegorza G. - brata Zakonu Karmelitów. Według białoruskiej telewizji państwowej, duchowny miał rzekomo zbierać informacje objęte klauzulą tajności dotyczące zbliżających się manewrów wojskowych „Zapad-2025”. Zatrzymania dokonało KGB, które opublikowało materiał wideo

Ignacy Dominik Downar-Zapolski – gitarzysta, fotograf i spiskowiec z południowej Mińszczyzny – to jedna z tych postaci, które zbyt szybko zniknęły z pamięci zbiorowej. Choć żył zaledwie 35 lat, zdążył zostawić trwały ślad w kulturze Kresów i w historii Suwałk, gdzie założył jeden z pierwszych zakładów fotograficznych. Oto jego niezwykła historia.

Nasz bohater urodził się 4 września 1829 roku we wsi Tołkaczewicze, w południowo-zachodniej części powiatu mińskiego, w rodzinie szlacheckiej ale bez majątku, z ojca Hilarego i matki Urszuli z Chodasewiczów. Uczył się w mińskim gimnazjum, a po jego ukończeniu rozpoczął pracę jako urzędnik Izby Dóbr Państwowych. Wydawało się, że czeka go stabilna kariera urzędnicza. Jednak dusza artysty i serce patrioty nie pozwoliły mu trwać w biurokratycznym rytmie codzienności.

W 1848 roku, mając zaledwie 19 lat, wraz z przyjacielem Michałem Bokim współtworzył organizację spiskową, która szybko związała się z wileńskim Związkiem Bratnim Młodzieży Litewskiej (polska organizacja spiskowa istniejąca w latach 1846–1849, kierowana przez Franciszka i Aleksandra Dalewskich – red.). Spisek został jednak wykryty, a Downar-Zapolski aresztowany.

Zesłanie, które przyniosło pasję

Zamiast surowego wyroku sąd skazał go na wieloletnią służbę wojskową w stopniu szeregowego w odległym Orenburgu na południowo-wschodnich kresach Imperium Rosyjskiego. To właśnie tam, w trudnych warunkach wojskowego zesłania, Ignacy nauczył się grać na gitarze – instrumencie, który z czasem stał się jego znakiem rozpoznawczym.

Po ośmiu latach, pod koniec 1856 roku, został zwolniony z armii i wrócił do kraju. Nie wrócił jednak do urzędnictwa – zamiast tego postanowił żyć z muzyki. Koncertował w Moskwie, Witebsku, Mińsku, Wilnie, Grodnie, Kownie, Białymstoku, Lublinie, Płocku, Busku, Solcu, Warszawie, Łomży i Suwałkach. W recenzjach podkreślano, że znawcy, którzy słyszeli jego grę oddają mu wielkie pochwały. Sposób traktowania gitary stosował do metody Sokołowskiego, któremu niemal dorównał w doskonałości wykonania. Po raz ostatni wystąpił publicznie 8 lipca 1860 roku w Warszawie. Powodem zerwania z działalnością estradową było założenie rodziny.

Styl gry na gitarze Downara-Zapolskiego, opisywany jako pełen melancholii i elegancji, zyskiwał uznanie publiczności. Na jednym z koncertów poznał poetę Władysława Syrokomlę, z którym połączyła go krótka, ale intensywna przyjaźń.

Od sceny do ciemni fotograficznej

W 1860 roku Ignacy Downar-Zapolski osiadł w Suwałkach, gdzie poślubił Annę Konstancję Żdżarską (zmarła w 1888 roku), córkę Augustyna, poety i prozaika, profesora gimnazjum suwalskiego, a siostrę Stanisława Żdżarskiego, współtowarzysza syberyjskiej niedoli. Małżeństwo oznaczało koniec koncertowej wędrówki, ale nie był to koniec artystycznej drogi naszego bohatera.

Z tego związku w 1862 roku narodził się Adam Stefan Józef . W Suwałkach nasz bohater całkowicie poświęcił się fotografii, która wówczas dopiero zdobywała popularność na ziemiach polskich.

Już wcześniej uczył się fotografii – najpewniej u znanego fotografa Gejslera, działającego m.in. w Łomży. W Suwałkach otworzył własny zakład fotograficzny przy ul. Kościuszki 43, gdzie stworzył przestrzeń nie tylko funkcjonalną, ale i komfortową dla klientów – m.in. z oszkloną altaną do portretów, chroniącą przed zimnem i zbyt ostrym światłem.

Pionier suwalskiej fotografii

W czasach, gdy fotografia była procesem żmudnym i technicznie wymagającym, Downar-Zapolski potrafił uczynić ją przystępną i atrakcyjną. Choć w Suwałkach działały także inne atelier (m.in. Lichtensztejna), to właśnie on zdobył największe uznanie i zaufanie lokalnej społeczności.

Jego zdjęcia – głównie portrety mieszkańców Suwałk i okolicznej szlachty – wyróżniały się starannością kompozycji, światłem i wyczuciem formy. Niestety, do naszych czasów przetrwało bardzo niewiele sygnowanych fotografii jego autorstwa. Te, które się zachowały, mają dziś dużą wartość historyczną i muzealną.

Oprócz Suwałk Downar-Zapolski miał atelier fotograficzne także w innych miastach, m.in. w Grodnie. Świadectwo gubernialnego urzędu administracyjnego zezwalające na prowadzenie zakładu fotograficznego otrzymał 10 marca 1863 roku, tym samym stając się jednym z pierwszych fotografów w historii Grodna.

Niedokończony album i przedwczesna śmierć

Z czasem Ignacy zaczął planować album fotograficzny przedstawiający zabytki i widoki guberni augustowskiej. W jego ramach powstały m.in. zdjęcia kościoła w Suwałkach i zamku w Dowspudzie, które były wykorzystywane jako materiał źródłowy do ilustracji w „Tygodniku Ilustrowanym”.

Ambitny projekt nie został ukończony – Ignacy Dominik Downar-Zapolski zmarł nagle 5 lutego 1865 roku na gruźlicę, mając zaledwie 35 lat. Pozostawił po sobie nie tylko wdowę i niedokończony album, ale przede wszystkim dziedzictwo pioniera suwalskiej fotografii i artysty, który w życiu zdążył przejść przez zesłanie, scenę koncertową i ciemnię fotograficzną.

Ślad w cieniu, pamięć w świetle

Po jego śmierci zakład fotograficzny kontynuowała jego żona Anna wraz z nowym mężem Antonim Sadowskim. Mieścił się w nieistniejącej dziś drewnianej oficynie kamienicy przy ulicy Tadeusza Kościuszki 43. Powodzenie swoje zakład zawdzięczał tej dogodności, że jeszcze ś. p. Zapolski wystawił oszklona, altanę, w której osoby przebywające nie są wystawione na zimno, lub rażące światło – przeszkody nie lada w operacjach fotograficznych. Sam Downar-Zapolski na długie lata został zapomniany, choć jego praca miała charakter pionierski nie tylko w Suwałkach, ale i w historii wczesnej fotografii polskiej.

Dziś jego postać – gitarzysty, romantyka, patrioty i fotografa – powoli wraca do pamięci lokalnej. Dzięki pasjonatom historii i badaczom kultury kresowej, Ignacy Dominik Downar-Zapolski odzyskuje swoje miejsce wśród tych, którzy swoją twórczością budowali narodową i lokalną tożsamość – nawet wtedy, gdy nie można było mówić o Polsce, a jedynie ją cicho dokumentować.

Waleria Brażuk/Znadniemna.pl

Ignacy Dominik Downar-Zapolski – gitarzysta, fotograf i spiskowiec z południowej Mińszczyzny – to jedna z tych postaci, które zbyt szybko zniknęły z pamięci zbiorowej. Choć żył zaledwie 35 lat, zdążył zostawić trwały ślad w kulturze Kresów i w historii Suwałk, gdzie założył jeden z pierwszych

W obwodzie grodzieńskim posiadacze Karty Polaka powyżej 55. roku życia mogą ubiegać się o wizę bez wcześniejszego umawiania się na wizytę. O zmianach informuje oficjalny przedstawiciel Centrów Wizowych VFS Global.

Od 1 września 2025 roku mieszkańcy obwodu grodzieńskiego posiadający Kartę Polaka i ukończyli 55 lat mogą ubiegać się o wizy krajowe w polskich centrach wizowych w Grodnie i Lidzie bez wcześniejszej rejestracji.

Należy pamiętać, że planując wizytę do centrum wizowego i składając w nim wniosek, należy uwzględniać jurysdykcję terytorialną konsulatów. Oznacza to, że dokumenty należy składać zgodnie z miejscem zamieszkania i zameldowania.

Znadniemna.pl za Visa.vfsglobal.com, fot.: shoppingpl.com

W obwodzie grodzieńskim posiadacze Karty Polaka powyżej 55. roku życia mogą ubiegać się o wizę bez wcześniejszego umawiania się na wizytę. O zmianach informuje oficjalny przedstawiciel Centrów Wizowych VFS Global. Od 1 września 2025 roku mieszkańcy obwodu grodzieńskiego posiadający Kartę Polaka i ukończyli 55 lat mogą ubiegać

Z kalwińskiego dworu na katolicką ambonę, z pola bitwy pod Kesselsdorf do pałaców Petersburga — życie urodzonego 294 lata temu arcybiskupa Stanisława Bohusza-Siestrzeńcewicza to opowieść o duchowej przemianie, politycznej zręczności i intelektualnej pasji.

Jako pierwszy arcybiskup mohylewski nasz dzisiejszy bohater stworzył fundamenty Kościoła Katolickiego w Imperium Rosyjskim, balansując między lojalnością wobec caratu a troską o wiernych. Kim był duchowny, który zyskał zaufanie Katarzyny II, a jednocześnie budził kontrowersje wśród polskich elit?

Od kalwinisty do katolickiego hierarchy

Stanisław Jan Bohusz-Siestrzeńcewicz urodził się 3 września 1731 roku w Zańkach (rejon świsłocki, obwodu grodzieńskiego na terenie dzisiejszej Białorusi), w rodzinie kalwińskiej, jako syn Jana, starosty starodubowskiego (Starodub – miasto w Rosji, niedaleko Smoleńska) i Kornelii z Odyńców. Jego droga duchowa była pełna zwrotów — od protestanckiego wychowania, przez studia teologiczne w Berlinie i Królewcu, aż po konwersję na katolicyzm. W liście do przyjaciela pisał: „Nie z przymusu, lecz z głębokiego przekonania przyjąłem wiarę rzymską — bo tylko ona daje mi pokój sumienia i jasność prawdy.”

Po przyjęciu święceń kapłańskich w 1763 roku szybko awansował w hierarchii kościelnej. Jego erudycja i dyplomatyczne zdolności zwróciły uwagę władz rosyjskich. Katarzyna II miała o nim powiedzieć:

„To duchowny, który zna granice wiary i rozumu — i nie przekracza żadnej z nich bez potrzeby.”

Jego nominacja na biskupa tytularnego Mallus i koadiutora wileńskiego była początkiem nowej epoki dla Kościoła Katolickiego w Rosji. Współczesny mu duchowny, ks. Franciszek Naruszewicz, zanotował: „Siestrzeńcewicz to człowiek, który potrafi mówić językiem filozofa, a słuchać jak spowiednik.”

Arcybiskup imperium i reformator Kościoła

W 1783 roku został mianowany pierwszym arcybiskupem mohylewskim — najwyższym zwierzchnikiem katolików w Imperium Rosyjskim. Jego działalność administracyjna była energiczna i podporządkowana interesom państwa. W jednym z listów do Świętej Kongregacji pisał: „Kościół w Rosji nie może być twierdzą oporu, lecz latarnią rozsądku i zgody.”

Jego lojalność wobec caratu budziła kontrowersje. Polski historyk Joachim Lelewel oceniał go surowo:

„Zbyt blisko tronu, zbyt daleko od ołtarza — tak można by streścić jego misję.”

Z kolei rosyjski minister spraw duchownych, Aleksander Bezborodko, chwalił go za pragmatyzm: „Arcybiskup Mohylewski nie modli się o cud — on go organizuje.”

Siestrzeńcewicz był też przeciwnikiem obrządku unickiego, co wywołało napięte relacje z duchowieństwem greckokatolickim. W kazaniu wygłoszonym w Petersburgu mówił: „Jedność Kościoła nie polega na mnogości rytów, lecz na zgodności serc i rozumu.”

Literat, tłumacz, człowiek epoki

Poza działalnością duszpasterską był aktywnym pisarzem i tłumaczem. Jego „Historia Taurycka” oraz poezje i dramaty były czytane zarówno w Wilnie, jak i Petersburgu. W przedmowie do jednego z tomów pisał:

„Niech moje słowa będą jak most — między Wschodem a Zachodem, między uczonym a prostym człowiekiem.”

Członek Akademii Rosyjskiej, Mikołaj Karamzin, tak oceniał jego styl: „Siestrzeńcewicz pisze jak duchowny, który zna duszę — ale też jak filozof, który zna świat.”

Zmarł arcybiskup Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz 13 grudnia 1826 roku w Petersburgu. Wspomnienie pośmiertne o nim w „Kurierze Petersburskim” głosiło:

„Odszedł człowiek, który nie bał się myśleć w Kościele i nie bał się wierzyć w państwie.”

Opr. Adolf Gorzkowski, na portrecie: abp Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz, źródło: Wikipedia

Z kalwińskiego dworu na katolicką ambonę, z pola bitwy pod Kesselsdorf do pałaców Petersburga — życie urodzonego 294 lata temu arcybiskupa Stanisława Bohusza-Siestrzeńcewicza to opowieść o duchowej przemianie, politycznej zręczności i intelektualnej pasji. Jako pierwszy arcybiskup mohylewski nasz dzisiejszy bohater stworzył fundamenty Kościoła Katolickiego w Imperium

Prezydent Karol Nawrocki w środę w Białym Domu spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. W związku z tą wizytą polscy i białoruscy dziennikarze wystosowali list do Karola Nawrockiego, w którym zaapelowali, by upomniał się u Donalda Trumpa o los więźniów politycznych na Białorusi – więzionego od 4 lat Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i jednego z liderów polskiej mniejszości na Białorusi, oraz 11 pracowników telewizji Biełsat.

W czerwcu reżim Łukaszenki na wniosek USA uwolnił 14 więźniów politycznych, wśród których znajdowało się 3 obywateli Polski, o których zwolnienie zabiegały władze Rzeczypospolitej.

Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce 7 maja bieżącego roku. Wówczas ułaskawiono 42 więźniów politycznych.

Publikujemy treść listu skierowanego do prezydenta RP w całości (za portalem pl.belsat.eu):

„My, niżej podpisani dziennikarze z Polski i Białorusi, zwracamy się do Pana z apelem, który uważamy za nasz moralny obowiązek. Prosimy, aby w czasie nadchodzącej rozmowy z Prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem upomniał się Pan o uwolnienie Andrzeja Poczobuta oraz jedenastu dziennikarzy telewizji Biełsat, wciąż więzionych przez reżim Alaksandra Łukaszenki.

Andrzej Poczobut – dziennikarz, działacz Związku Polaków na Białorusi, człowiek ogromnej odwagi i prawości – jest symbolem walki o wolność słowa i prawa mniejszości polskiej w naszym regionie. To również gorący patriota, oddany Polsce i swojej małej ojczyźnie – Grodzieńszczyźnie. Władze w Mińsku zamknęły go w więzieniu za to, że mówił i pisał prawdę o skomplikowanej historii polskich kresów i regionu. Oskarżono go o wzniecanie waśni narodowościowych i ekstremizm, choć zajmował się historią i pisał m.in. o losach Armii Krajowej na Grodzieńszczyźnie i o sowieckiej agresji na Polskę w 1939 r. Podobny los dotknął jedenastu naszych koleżanek i kolegów z Biełsatu, którzy za swoją uczciwą pracę dziennikarską zostali osadzeni w białoruskich więzieniach.

Biełsat, 18 lat temu założony właśnie w Polsce, od początku swojego istnienia był głosem prawdy, wolności i godności dla milionów Białorusinów, pozbawionych dostępu do niezależnych mediów w swoim kraju. Nasi uwięzieni współpracownicy nie dopuścili się żadnego przestępstwa – dokumentowali represje, pokazywali pokojowe protesty, oddawali głos tym, których władza próbowała uciszyć. Za kamerą, mikrofonem czy komputerem wykonywali tę samą pracę, którą wykonują dziennikarze na całym świecie: rzetelnie informowali. Ich jedyną „winą” było to, że nie poddali się cenzurze i kłamstwom propagandy.

Wielu z nich spędza długie miesiące w izolacji, w trudnych warunkach, bez możliwości kontaktu z rodzinami. Są pozbawieni prawa do obrony, dostępu do lekarzy i wsparcia bliskich. Każdy kolejny dzień w więzieniu to dla nich cierpienie, ale także dramat ich rodzin i środowiska dziennikarskiego.

Sytuacja ta jest nie tylko dramatem osobistym i rodzinnym uwięzionych, lecz także ciosem w fundamenty demokracji, które Polska – jako sąsiad i przyjaciel wolnej Białorusi – ma moralny obowiązek wspierać. Wspólny głos Polski i Stanów Zjednoczonych w tej sprawie mógłby stać się ważnym gestem solidarności i wsparcia, tak potrzebnym dziś białoruskiemu społeczeństwu obywatelskiemu.

Szanowny Panie Prezydencie, wierzymy, że podejmie Pan ten temat z należytą mocą i determinacją. Wierzymy również, że głos Polski – kraju, który sam tak dobrze zna cenę wolności – zabrzmi głośno i jednoznacznie w obronie uwięzionych dziennikarzy”.

List podpisali: Alina Kouszyk, redaktorka naczelna Belsat TV, Michał Kacewicz, redaktor naczelny portalu Belsat.pl, Arleta Bojke, dziennikarka Kanału Zero, Jacek Karnowski, redaktor naczelny telewizji wPolsce24, Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, Agnieszka Romaszewska, była dyrektorka Belsat TV, Siarhei Pulsza, redaktor naczelny „Nowego czasu”, Wiktar Marczuk, redaktor naczelny portalu BGmedia, Piotr Pogorzelski, wicedyrektor Polskiego Radia dla Zagranicy, Joanna Pinkwart, dziennikarka Kanału Zero, Fiodar Pauluczenka, redaktor naczelny Reform.news, Agnieszka Lichnerowicz, dziennikarka TOK FM, Alaksandr Jaraszewicz, współzałożyciel Buro Media, Nastazja Rouda, dyrektorka portalu Nasza Niwa, Maria Stepan, dziennikarka Kanału Zero, Stanisłau Iwaszkiewicz, założyciel Belarusian Investigative Center.

 Znadniemna.pl za Wilno.tvp.pl/Belsat.eu, fot.: facebook.com

Prezydent Karol Nawrocki w środę w Białym Domu spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. W związku z tą wizytą polscy i białoruscy dziennikarze wystosowali list do Karola Nawrockiego, w którym zaapelowali, by upomniał się u Donalda Trumpa o los więźniów politycznych na Białorusi – więzionego

Wprowadzone w ostatnich miesiącach zmiany w polskim prawie migracyjnym wywołały falę krytyki ze strony organizacji pozarządowych i ekspertów. Szczególnie dotknięci są migranci z Białorusi, którzy napotykają nowe bariery w legalizacji pobytu i uzyskaniu obywatelstwa.

Od 30 lipca 2025 r. urzędy wojewódzkie odmawiają przyjmowania dokumentów z Białorusi bez apostille wydanego przez tamtejsze MSZ. Dotyczy to m.in. aktów urodzenia, małżeństwa czy dyplomów. Jak zauważa Helsińska Fundacja Praw Człowieka:

„Wymóg apostille na dokumentach z Białorusi jest nieproporcjonalny i w praktyce uniemożliwia wielu osobom legalizację pobytu. Często nie mogą wrócić do kraju po pieczęć, bo grozi im represja” — mówi Anna Dąbrowska, ekspertka ds. migracji z HFPC.

Rząd zapowiedział również wydłużenie okresu pobytu wymaganego do uzyskania obywatelstwa z 3 do 10 lat. Dodatkowo, wprowadzono test z wiedzy o polskiej kulturze i normach społecznych jako nowy warunek formalny.

Znadniemna.pl na podstawie Dudkowiak.pl/Interwencjaprawna.pl, na zdjęciu: paszport obywatela Białorusi, fot.: tut.by

Wprowadzone w ostatnich miesiącach zmiany w polskim prawie migracyjnym wywołały falę krytyki ze strony organizacji pozarządowych i ekspertów. Szczególnie dotknięci są migranci z Białorusi, którzy napotykają nowe bariery w legalizacji pobytu i uzyskaniu obywatelstwa. Od 30 lipca 2025 r. urzędy wojewódzkie odmawiają przyjmowania dokumentów z Białorusi

Władze Białorusi wzmacniają ideologiczną indoktrynację młodego pokolenia Białorusinów w duchu sowieckim. Zgodnie z najnowszym dokumentem Ministerstwa Edukacji, rok szkolny 2025/2026 ma być poświęcony „pracy socjalno-edukacyjnej i ideologicznej”, której celem jest zaszczepienie patriotyzmu, lojalności wobec państwa i przywiązania do symboliki ZSRR.

Wśród zaleceń znalazły się obowiązkowe apele z podnoszeniem flagi państwowej, śpiewanie hymnu, pisanie listów do przyszłych pokoleń pionierów i komsomolców, a także celebracja kontrowersyjnych rocznic, takich jak 17 września – dzień sowieckiej agresji na Polskę – obchodzony jako „Dzień Jedności Narodowej”.

Szczególną uwagę poświęcono „edukacji patriotycznej”, w tym lekcjom poświęconym rzekomemu „ludobójstwu narodu białoruskiego” podczas II wojny światowej. Narracja ta opiera się na materiałach Prokuratury Generalnej, które za „faszystów” uznają m.in. Armię Krajową i antykomunistyczną partyzantkę. To właśnie za „gloryfikację” tych formacji na osiem lat kolonii karnej został skazany nasz kolega – dziennikarz Andrzej Poczobut.

Szkoły organizują wystawy poświęcone Komsomołowi, a uczniowie mają badać „nierozerwalne więzi komunistów, komsomolców i pionierów”. Władze promują obraz Białorusi jako państwa samowystarczalnego, w którym nie brakuje podstawowych produktów, a nawet czekolady „Prezydent Exclusive”.

Wprowadzane są także środki kontroli – uczniowie mają obowiązek oddawania smartfonów na początku dnia, a w szkołach instalowane są kamery, nawet w toaletach. Choć niektóre placówki zrezygnowały z tego pomysłu po protestach rodziców, trend pozostaje niepokojący.

Historycy i eksperci wskazują, że ideologizacja młodzieży opiera się na martwych rytuałach, które nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości. Młodzież traktuje je z dystansem, a niektórzy uczniowie planują przynieść do szkoły stare aparaty telefoniczne, jako formę protestu przeciwko odbieraniu smartfonów.

Znadniemna.pl na podstawie Belsat.eu, na zdjęciu: Wystawa „To młodość Twoja i moja. Komsomoł” z okazji 105. rocznicy założenia Wszechrosyjskiego Leninowskiego Komunistycznego Związku Młodzieży (Komsomołu) w szkole nr 22 w Mińsku. 13 października 2023 r. Fot.: Minsknews.by

Władze Białorusi wzmacniają ideologiczną indoktrynację młodego pokolenia Białorusinów w duchu sowieckim. Zgodnie z najnowszym dokumentem Ministerstwa Edukacji, rok szkolny 2025/2026 ma być poświęcony „pracy socjalno-edukacyjnej i ideologicznej”, której celem jest zaszczepienie patriotyzmu, lojalności wobec państwa i przywiązania do symboliki ZSRR. Wśród zaleceń znalazły się obowiązkowe apele

Dziś, w 211. rocznicę śmierci Jeana Emmanuela Giliberta — francuskiego lekarza, botanika i pioniera oświecenia na ziemiach Rzeczypospolitej — przypominamy jego niezwykły grodzieński epizod. To właśnie tu, na kresach dawnej Litwy, Gilibert zasiał ziarna nowoczesnej nauki, tworząc pierwszą akademię medyczną i ogród botaniczny, które na długo odmieniły oblicze regionu.

Zaproszenie od króla i podróż w nieznane

W drugiej połowie XVIII wieku Grodno stało się sceną niezwykłego eksperymentu naukowego i edukacyjnego. Jean Emmanuel Gilibert, francuski lekarz i przyrodnik, przybył tu na zaproszenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który marzył o stworzeniu nowoczesnej szkoły medycznej i ogrodu botanicznego. Gilibert, znany już w Europie ze swoich badań botanicznych, przyjął propozycję z entuzjazmem, widząc w niej szansę na realizację swoich naukowych ambicji.

W liście do króla pisał:

„Niech Wasza Królewska Mość pozwoli mi służyć nauce i krajowi, który pragnie rozumu bardziej niż wojny.”

To zdanie oddaje ducha oświecenia, który Gilibert wniósł na ziemie litewskie. Jego przybycie do Grodna w październiku 1775 roku było początkiem jednego z najważniejszych etapów jego życia — pełnego pracy, odkryć i głębokiego zaangażowania w rozwój nauki.

Akademia Medyczna i narodziny ogrodu botanicznego

W Grodnie Gilibert założył Akademię Medyczną, która szybko stała się centrum edukacji medycznej w regionie. Jej program nauczania opierał się na najnowszych osiągnięciach europejskiej medycyny i przyrodoznawstwa. Gilibert nie tylko wykładał historię naturalną, ale także praktykował jako lekarz, zyskując uznanie wśród lokalnej społeczności.

W swoim dziele Flora Lithuanica pisał:

„Rośliny są jak litery alfabetu natury — kto je zna, ten czyta w księdze stworzenia.”

Równolegle z działalnością akademicką stworzył ogród botaniczny, który zgromadził ponad 2000 gatunków roślin z różnych zakątków świata. Ogród był nie tylko miejscem badań, ale też przestrzenią, w której mieszkańcy Grodna mogli zetknąć się z nauką w praktyce.

Przyjaźń z królem i życie rodzinne

Relacja Giliberta z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim była wyjątkowa. Monarcha, zafascynowany ideami oświecenia, wspierał uczonego nie tylko finansowo, ale i duchowo. W jednym z listów do Giliberta pisał:

„Pańska wiedza jest światłem, którego blasku potrzebuje nasza Rzeczpospolita.”

Ich przyjaźń była tak bliska, że król został ojcem chrzestnym syna Giliberta, urodzonego w Grodnie w 1780 roku.

Gilibert założył rodzinę i prowadził życie społeczne, angażując się w lokalne inicjatywy. W swoich zapiskach wyrażał sympatię do miejscowych mieszkańców:

„Lud tutejszy jest prosty, lecz pełen godności; ich serca są jak gleba — żyzne, jeśli tylko zasieje się w nich wiedzę.”

Dziedzictwo i wpływ na naukę

Grodzieński okres życia Giliberta trwał osiem lat, ale jego wpływ na rozwój nauki w regionie był długotrwały. Akademia Medyczna, którą stworzył, stała się wzorem dla późniejszych instytucji edukacyjnych, a ogród botaniczny — źródłem inspiracji dla kolejnych pokoleń przyrodników.

W jednym z późniejszych listów do uczniów Francuz, który stał się jednym z najbardziej znanych i zasłużonych grodnian w dziejach, pisał:

„Niech nauka będzie waszym kompasem, a przyroda — mapą. W Grodnie nauczyłem się, że nawet na krańcach Europy można budować Ateny rozumu.”

Po opuszczeniu Grodna kontynuował działalność naukową w Wilnie, a później wrócił do Francji. Jednak to właśnie lata spędzone na kresach Rzeczypospolitej były dla niego okresem największej aktywności i twórczości.

Opr. Emilia Kuklewska, na zdjęciu: pomnik Jeana Emmanuela Giliberta w Grodnie, fot.: Wikipedia

Dziś, w 211. rocznicę śmierci Jeana Emmanuela Giliberta — francuskiego lekarza, botanika i pioniera oświecenia na ziemiach Rzeczypospolitej — przypominamy jego niezwykły grodzieński epizod. To właśnie tu, na kresach dawnej Litwy, Gilibert zasiał ziarna nowoczesnej nauki, tworząc pierwszą akademię medyczną i ogród botaniczny, które na

Przejdź do treści