HomeStandard Blog Whole Post (Page 59)

Z okazji Dnia Wszystkich Świętych i Dnia Niepodległości polscy dyplomaci odwiedzają polskie miejsca pamięci i cmentarze wojskowe w różnych regionach Białorusi – przekazała w rozmowie z PAP Ambasada RP w Mińsku.

„Jak co roku przed Zaduszkami i Świętem Niepodległości 11 listopada odwiedzamy polskie cmentarze wojskowe i miejsca pamięci narodowej” – poinformował PAP chargé d’affaires RP na Białorusi Marcin Wojciechowski.

W tym roku ambasada zaplanowała dziewięć tras na terenie Mińskiego Okręgu Konsularnego. Swoje objazdy organizują też Konsulaty Generalne RP w Brześciu i Grodnie.

We wtorek polscy dyplomaci odwiedzili Stołpce, Nowy Świerżeń, Nieśwież i Użankę. Druga grupa pojechała na północ Białorusi, w okolice Głębokiego, Brasławia, Mior i Widz. W miniony weekend dyplomaci porządkowali groby w Puszczy Nalibockiej.

Wojciechowski podkreślił, że „wyjazdy te są też okazją do spotkań z polską mniejszością i duchowieństwem”. „Staramy się podtrzymywać kontakt z tymi, którzy dbają o polskie miejsca pamięci na co dzień i podziękować im za to” – powiedział dyplomata.

Każdy polski cmentarz, czy miejsce pamięci na Białorusi ma swoją historię i specyfikę. Niektóre znajdują się w miejscowościach, inne na odludziu. Jedne miejsca pamięci pozostają zadbane i uporządkowane, innym grozi zapomnienie.

Pracownicy polskich placówek dyplomatycznych na Białorusi kilka razy do roku – przy okazji świąt narodowych i ważnych rocznic – starają się odwiedzać miejsca pamięci oraz związane z polską historią.

POMNIK NA GROBACH POLSKICH POLICJANTÓW POLEGŁYCH W OBRONIE MIASTA W 1924 ROKU W STOŁPCACH

Kwatera żołnierzy poległych podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku na cmentarzu w Użance koło Nieświeża

Kwatera żołnierzy poległych podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku na cmentarzu w Użance koło Nieświeża

Kwatera żołnierzy poległych w wojnie polsko-bolszewickiej w Nieświeżu

Kwatera policjantów w Nieświeżu

Lapidarium na cmentarzu w Nieświeżu

Nowy Świerżeń

Nowy Świerżeń. Cmentarze żołnierzy poległych w wojnie polsko-bolszewickiej

Znadniemna.pl/PAP

 

Z okazji Dnia Wszystkich Świętych i Dnia Niepodległości polscy dyplomaci odwiedzają polskie miejsca pamięci i cmentarze wojskowe w różnych regionach Białorusi – przekazała w rozmowie z PAP Ambasada RP w Mińsku. "Jak co roku przed Zaduszkami i Świętem Niepodległości 11 listopada odwiedzamy polskie cmentarze wojskowe i

Dyplomaci z Polski, krajów UE, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii upamiętnili w poniedziałek, 30 października, ofiary represji politycznych na mińskim uroczysku Kuropaty. Spoczywają tam  w masowych grobach ofiary zbrodni z czasów stalinowskich. Wizyta delegacji została w sposób prowokacyjny zaatakowana przez funkcjonariuszy reżimowych mediów propagandowych.

Kuropaty to uroczysko na obrzeżach Mińska. Jest ono symbolem zbrodni komunistycznych, dokonywanych na białoruskiej inteligencji. To właśnie tam Sowieci w latach 1937–1941 rozstrzelali według różnych szacunków od 100 tys. do 250 tys. osób. W Kuropatach zabijani byli również Polacy – ofiary operacji polskiej NKWD oraz Zbrodni Katyńskiej.

W poniedziałek Kuropaty odwiedzili dyplomaci z Polski, stałego przedstawicielstwa UE na Białorusi, poszczególnych krajów unijnych, a także z Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Co roku w przededniu Dziadów, czyli białoruskich Zaduszek, przedstawiciele zachodnich placówek oddają hołd ofiarom stalinowskich represji.

Niezależny białoruski portal Nasza Niwa poinformował, że na cmentarzu na zachodnią delegację czekała grupa przedstawicieli białoruskich mediów państwowych, którzy próbowali zakłócić uroczystość złożenia kwiatów.

Łukaszyści również w sposób uwłaczający intencjom dyplomatów z krajów Zachodu przedstawili dzisiejsze wydarzenie:

Wypełniając brudne rozkazy (…) z ponurymi twarzami i marnymi bukietami, przedstawiciele obcych państw w dalszym ciągu bezczelnie wykorzystują swój status. Akcja polityczna, bez względu na wszystko. Większość z nich nawet nie rozumiała, po co tam była [na cmentarzu w Kuropatach – przyp. red.]. W odpowiedzi na pytania dziennikarzy panuje kompletna cisza i spuszczone oczy – napisał portal propagandowej telewizji białoruskiej stolicy CTV.by.

Nasza Niwa relacjonuje, że dyplomaci starali się nie reagować na zaczepki propagandystów.

Dyplomaci w większości milczeli i nie reagowali na prowokacyjne zaczepki propagandystów. Część stanowczo odpowiedziała, że nie chce z nimi rozmawiać. „Chyba masz język, możesz odpowiedzieć?” – atakowali łukaszyści. „Przedstaw się! Po co tutaj jesteś? Wymień choć jedną z ofiar stalinowskiego terroru!” – nie odpuszczali białoruscy „dziennikarze” – czytamy.

W Kuropatach białoruska opozycja tradycyjnie obchodzi Dzień Pamięci Ofiar Represji Politycznych, nieuznawany przez oficjalne reżimowe władze. Upamiętnia on tzw. „Noc rozstrzelanych poetów” nazywaną tak dlatego, że w nocy z 29 na 30 października 1937 roku w piwnicach więzienia NKWD w Mińsku rozstrzelano ponad sto osób – naukowców, literatów, poetów, lekarzy, działaczy społecznych i innych przedstawicieli białoruskiej inteligencji.

 Znadniemna.pl na podstawie Nasza Niwa, i Niezalezna.pl

Dyplomaci z Polski, krajów UE, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii upamiętnili w poniedziałek, 30 października, ofiary represji politycznych na mińskim uroczysku Kuropaty. Spoczywają tam  w masowych grobach ofiary zbrodni z czasów stalinowskich. Wizyta delegacji została w sposób prowokacyjny zaatakowana przez funkcjonariuszy reżimowych mediów propagandowych. Kuropaty to uroczysko

30 października 1936 roku w majątku Bohdanów parafii Wiszniewskiej w dawnym powiecie oszmiańskim, zmarł Ferdynand Ruszczyc, herbu Lis – jeden z najwybitniejszych twórców okresu Młodej Polski reprezentujący symbolistyczny nurt sztuki modernizmu. Był autorem ilustracji, winiet i okładek książkowych. Projektował m.in. plakaty, ekslibrisy i znaczki.  Ponadto pisał i publikował artykuły o zabytkach Wileńszczyzny.

Artysta z Bohdanowa

Rodzice Ferdynanda Ruszczyca: ojciec – Edward Ruszczyc (30.10.1830 – 17.08.1910), matka – Alwina z Munchów Ruszczycowa (22.07 1837 – 7.06.1918). Pochowani na cmentarzu rodzinnym w Bohdanowie

Ferdynand Ruszczyc urodził się 10 grudnia 1870 roku w Bohdanowie. Majątek, położony w dawnym powiecie oszmiańskim na Wileńszczyźnie, w 1836 roku nabył dziadek malarza, również Ferdynand. Własnością rodziny Ruszczyców posiadłość pozostawała aż do II wojny światowej.

Zdjęcie dworu w Bohdanowie z początku XX wieku, fot.: Jan Bułhak

Ojciec przyszłego artysty, Edward Ruszczyc, wywodził się ze starego, ziemiańskiego rodu, zaś matka, Anna Margereta Alwina Munch była z pochodzenia Dunką.

Aleja prowadząca do dworu w Bohdanowie

Widok na stary i nowy dwór w Bohdanowie, fot.: Jan Bułhak

Rodzina Ruszczyców była dwuwyznaniowa – matka należała do wspólnoty ewangelicko-augsburskiej, a ojciec był wiernym Kościoła rzymskokatolickiego. Siostry Ferdynanda: Marię, Annę, Adelinę i Olgę -wychowywano więc w duchu matczynej religii, ich brat natomiast, po ojcu, był katolikiem. Ta dwuwyznaniowość domu rodzinnego nauczyła przyszłego artystę tolerancji i akceptacji inności, zarówno narodowościowej jak i religijnej. Tym bardziej, że dom  Ruszczyców był wielojęzyczny. Matka Ferdynanda wychowana została w kulturze niemieckiej, zatem ten język w sposób naturalny był jej bliski; ojciec był Polakiem, z konieczności posługujący się językiem rosyjskim. Rozwiąaniem kompromisowym dla rodziny było więc wykorzystywanie jako języka komunikacji w domu – języka  francuskiego. Paradoksalnie, późniejszy piewca polskości, w dzieciństwie właściwie nie mówił po polsku, znał za to doskonale języki niemiecki, francuski i rosyjski, o językach klasycznych – grece i łacinie – nie wspominając.

Ferdynand Ruszczyc ze swoim ojcem Edwardem Ruszczycem, fot.: wikipedia.org

Zdjęcie tzw. starego dworu, fot.: Jan Bułhak

Wnętrze starego dworu, fot.: Jan Bułhak

Po swoich skandynawskich przodkach Ferdynand odziedziczył bardzo jasną karnację i blond włosy. Po nich miał też w sobie wrodzoną pogodę ducha, podczas gdy ojciec wpoił mu niewzruszone zasady moralne. Hasło „tak trzeba, tak należy”, bo wymaga tego nie tyle godność rodowa, co godność porządnego człowieka, towarzyszyło późniejszemu malarzowi od najmłodszych lat.

Ferdynand Ruszczyc, 1885 rok, fot.: wikipedia.org

Fragment wnętrza w nowym dworze, fot.: Jan Bułhak

W wyniku represji, które nastąpiły po powstaniu styczniowym rodzina Ruszczyców zmuszona była przenieść się najpierw do Lipawy, a następnie do Mińska. W Mińsku, w latach 1883-1890, Ferdynand uczył się w państwowym gimnazjum typu klasycznego. Przez cały czas pobytu w szkole uczęszczał na lekcje rysunków. Jego nauczycielem był Rosjanin Kuźma Jermakow, wychowanek Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu.

Studia w Petersburgu

Portret Ferdynanda Ruszczyca, fot.: wikipedia.org

Po ukończeniu w 1890 roku gimnazjum w Mińsku ze złotym medalem, młody Ruszczyc jesienią tego roku na życzenie ojca wstąpił na Wydział Prawa Uniwersytetu w Petersburgu. Niezależnie od studiów uniwersyteckich w następnym roku akademickim uczęszczał jako wolny słuchacz na zajęcia w Akademii Sztuk Pięknych.

W 1892 roku opuścił uniwersytet i przeniósł się do Akademii. Był uczniem znanego malarza rosyjskiego Iwana Szyszkina, a potem Archipa Kuindżego. W czasie studiów nasz bohater odbył szereg wakacyjnych podróży artystycznych, m.in. na Krym. W 1896 roku po raz pierwszy wyjechał poza granice Imperium Rosyjskiego – na wyspę Rugia (Niemcy) i do Szwecji. Zwiedził również po raz pierwszy Berlin. Przebywał też na duńskiej wyspie Bornholm, gdzie spotkał się z rodziną matki, z pochodzenia – Dunki.

4 października 1897 roku Ruszczyc ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Petersburgu i otrzymał tytuł malarza. Syn artysty wspominał, że „na wystawę dyplomową zgłosił trzy duże obrazy: Gwiazda wieczorna, Trytony (w mitologii greckiej każda z istot o mieszanej budowie – pół człowiek, pół ryba – M.J.) i Wiosna. Ten obraz zakupił do swojej kolekcji kupiec Paweł Tretiakow (1834- 1898), założyciel Galerii Sztuk Pięknych w Moskwie, obecnie Muzeum Tretiakowskie. W 1898 roku inny rosyjski przedsiębiorca i kolekcjoner sztuki Sawwa Morozow (1862-1905) kupił obraz Młyn zimą. W tymże roku, dzięki sprzedanym obrazom, Ruszczyc mógł wyjechać na dwumiesięczny pobyt za granicą. Zwiedził wówczas Berlin, Drezno, Monachium, Kolonię, Paryż, Ostendę, Brukselę, Bazyleę. Lucernę, Mediolan, Weronę, Wenecję i Wiedeń”.

Powrót do rodowego gniazda

Kolejne lata Ferdynand Ruszczyc spędził głównie w Bohdanowie, gdzie stworzył wyjątkowo dużo obrazów. Być może dlatego, że w domu, w otoczeniu rodziny czuł się najbardziej komfortowo. Sądził wręcz, że tylko bliscy w pełni go rozumieją i wspierają w podejmowanych decyzjach. Szczególnie silna więź łączyła go z matką, którą uważał za najwnikliwszego krytyka swojej twórczości.

„Podziwiam trafność sądów Mamy o malarstwie. Uwagi jej są dla mnie nieoszacowane. Zastępuje mi mentora. (…) z uwag Jej czerpię wskazówki i zachętę do pracy.”

Nasz bohater inspiracji najchętniej szukał w najbliższym otoczeniu. Według jego własnych słów:

„Piękno jest wszędzie, gnieździ się w najbliższym i najprostszym, trzeba je tylko dostrzec. Fragmenty, które każdy może odnaleźć, bo nie są zmienione ani upiększone, proste, a tak wyszukane, jak motyw japoński.”

Motyw rodzinnego miasteczka stale powracał w twórczości Ruszczyca. Pejzaże tych okolic, widok rodzinnego domu czy parafialnego kościoła stanowiły dla artysty niewyczerpane źródło natchnienia. To wówczas powstał obraz Przed kościołem, a także jedno z najbardziej dziś znanych płócien artysty pt. „Ziemia”.

Wilno, Warszawa, Kraków

Pierwsza indywidualna wystawa prac malarskich naszego bohatera w Wilnie miała miejsce w 1899 roku w Ogrodzie Botanicznym. W 1900 roku Ruszczyc wstąpił do Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka”, z którym regularnie wystawiał. Wziął udział m.in. w wystawie zorganizowanej z okazji 500-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wówczas jego obraz „Balladyna” nabył Henryk Sienkiewicz. Swe prace prezentował też na dorocznych ekspozycjach adeptów Akademii Petersburskiej (do 1900), oraz w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych (od 1899).

W 1903 roku artysta zorganizował w Wilnie wystawę „Ars”. Od 1904 roku był profesorem Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie.

W spędzonych w Warszawie latach 1904-1907 współtworzył – wraz z Kazimierzem Stabrowskim, Xawerym Dunikowskim, Konradem Krzyżanowskim i Karolem Tichym – organizacyjne podwaliny Szkoły Sztuk Pięknych, w której objął posadę profesora. M.in. jego uczniem był Mikalojus Konstantinas Čiurlionis, wybitny przedstawiciel ówczesnej kultury litewskiej. W roku akademickim 1907/1908 prowadził katedrę pejzażu w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.

W 1908 roku Ruszczyc wraz z Józefem Mehofferem urządził wielką prezentację dzieł polskiej sztuki w Wiedniu.

Organizator, inicjator, wydawca

Po osiedleniu się w tymże roku w Wilnie, porzucił całkowicie malarstwo na rzecz intensywnej działalności pedagogicznej i organizacyjnej; zainicjował  też szereg istotnych dla kultury artystycznej Wilna wydarzeń. Uprawiał grafikę użytkową, projektował plakaty, szatę graficzną czasopism i książek oraz kostiumy teatralne. Wniósł istotny wkład w odrodzenie miejscowego teatru; inscenizował „Lillę Wenedę” Słowackiego (1909), „Orlątko” Rostanda (1912), „Warszawiankę” Wyspiańskiego (1913), „Cyda” Corneille’a (1924) i „Noc listopadową” Wyspiańskiego (1930).

W marcu 1911 roku nasz bohater zorganizował wystawę sztuk pięknych w Mińsku w lokalu polskiej organizacji „Ognisko Polskie”. W 1912 roku zainicjował utworzenie Miejskiego Archiwum Fotograficznego, które miało przeprowadzić inwentaryzację zabytków wileńskich.

Kierownikiem Archiwum został artysta fotografik Jan Bułhak, którego kolekcja fotografii, licząca przeszło 10 tys. pozycji, spłonęła w Wilnie w 1944 roku.

Ferdynand Ruszczyc w gabinecie przy pracy

Ruszczyc organizował także charytatywne bazary przemysłu artystycznego i sztuki ludowej, tworzył afisze i plakaty, wygłaszał odczyty. Był współorganizatorem Towarzystwa Miłośników Wilna, którego został prezesem. Wydawał ilustrowane czasopismo „Tygodnik Wileński”. Brał udział w pracach komisji konserwatorskich oraz w obradach Komitetu Budowy Pomnika Adama Mickiewicza w Wilnie.

Salon we dworze w Bohdanowie, przy fortepianie żona Ferdynanda – Regina

10 października 1913 roku 43-letni artysta zawarł związek małżeński z młodszą o 22 lata Reginą Rouck, córką Oscara Roucka, właściciela Porudomina, naczelnika wileńskiego oddziału Sankt Petersburskiego Towarzystwa Ubezpieczeń Ogniowych. Ślub odbył się w kościele św. Bartłomieja. Małżeństwo Ruszczyców doczekało się sześciorga dzieci. Były to córki: Janina (1914–1988), historyczka sztuki, kustosz w Muzeum Narodowym w Warszawie (MNW), monografistka twórczości ojca, Ewa (1922–1945) i Barbara (1928–2001), archeolożka, oraz synowie: Edward (1915–2003), inżyniera, Oskar (1917–1996), psycholog, profesor uniwersytecki w USA, i Andrzej (1926–1976), lekarz. Okupację niemiecką i bolszewicką (1915-1919) Ruszczyc z rodziną przeczekał w Bohdanowie.

Ferdynand Ruszczyc w mundurze Wojska Polskiego,1918 rok

Profesor Uniwersytetu Stefana Batorego

Autoportret artysty

Nasz bohater czynnie uczestniczył w walkach o Wileńszczyznę. 19 kwietnia 1919 roku wraz z oddziałem Wojska Polskiego Władysława Beliny-Prażmowskiego wkroczył do Wilna. 11 października 1919 roku został wskrzeszony Uniwersytet Stefana Batorego, a już następnego dnia otwarto Wydział Sztuk Pięknych. Jego siedziba mieściła się w klasztornych budynkach przy kościele oo. bernardynów. Ruszczyc został jego dziekanem. Był szanowany i lubiany przez studentów, zaszczepiał im miłość do Wilna.

Tak go wspominał student Widawski: „Dziekan uczył poznawać i kochać piękno Wilna. Sam to piękno tworzył, rozsiewał dokoła siebie, wypełniał sobą bez reszty mury uniwersytetu i miasta”.

W kwietniu 1921 roku wziął udział w otwarciu retrospektywnej Wystawy Sztuk Pięknych w Grand Palais w Paryżu. Po powrocie zaprojektował dekoracje i kostiumy do sztuk teatralnych, m.in. „Legionu”, „Cyda”, „Nocy Listopadowej”. Wykonał symboliczne klucze ze srebra do Wilna,  które wręczone zostały Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu 18 kwietnia 1922 roku podczas uroczystości przekazania władzy Rzeczypospolitej Polskiej nad Wileńszczyzną i 3. rocznicy zdobycia Wilna.

W 1931 roku uczestniczył w otwarciu grobów królewskich w katedrze wileńskiej, odnowił też Kaplicę Ostrobramską.

Pożegnajcie, grając Warszawiankę

Ferdynand Ruszczyc pod koniec życia, ze względu na problemy ze zdrowiem (w październiku 1932 roku uległ atakowi paraliżu, w wyniku którego stracił mowę i władzę w prawej ręce), wycofał się z intensywnej pracy i powrócił do Bohdanowa. Posługując się lewą ręką, tworzył jeszcze olejne szkice i rysunki, porządkował bogate zbiory i urządzał bibliotekę.

Ferdynand Ruszczyc zmarł 30 października 1936 roku, w wieku 66 lat, w Bohdanowie, a jego śmierć odbiła się żałobnym echem w całej Polsce. W przededniu uroczystości pogrzebowych Gina Ruszczycowa natrafiła na kartkę napisaną przez artystę: „Gdy będę musiał Was pożegnać, proszę byście mnie ułożyli w tę kochaną ziemię naszą bohdanowską, u stóp najdroższych rodziców. A że nie chciałbym rozstać się z umiłowanym moim Wilnem, niech mi wolno będzie cząsteczką w nim przebywać: ukryjcie w jednym z jego zakątków u świętego Bartłomieja na Zarzeczu jako wotum – serce moje. Wierzę w obcowanie dusz i dlatego wiem, że w godzinach trudnej walki będę z Wami. A gdy po szafirowym niebie wileńskim pomkną białe obłoki i będzie Wam wesoło – wówczas wspomnijcie mnie. Kupnych wieńców nie przynoście, ale jeżeli kto w ogródku zerwie garść kwiecia, niech je raz jeszcze obok siebie poczuję. A jeżeli zechcecie mnie pieśnią pożegnać, zagrajcie Warszawiankę, aby pod wiekiem trumny – po raz ostatni – oczy moje były wilgotne”.

Mogiła Ferdynanda Ruszczyca po pogrzebie w 1936 roku

Zdjęcie pośmiertne w Bohdanowie, 30 października 1936 rok

Życzenie naszego bohatera spełniono, został pochowany na miejscowym cmentarzu rodzinnym. Dziś jest to jedyny zachowany w Bohdanowie materialny ślad po Ruszczycu. Jego rodzinny majątek spłonął w 1944 roku, a z budynku pozostały jedynie resztki fundamentów.

Znadniemna.pl na podstawie culture.pl, ruszczyc.eu/fot.: instytutpolski.pl

30 października 1936 roku w majątku Bohdanów parafii Wiszniewskiej w dawnym powiecie oszmiańskim, zmarł Ferdynand Ruszczyc, herbu Lis - jeden z najwybitniejszych twórców okresu Młodej Polski reprezentujący symbolistyczny nurt sztuki modernizmu. Był autorem ilustracji, winiet i okładek książkowych. Projektował m.in. plakaty, ekslibrisy i znaczki.  Ponadto

W Wilnie zakończyło się spotkanie szefów MSW Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Norwegii i Ukrainy. Była to kontynuacja negocjacji ministrów spraw wewnętrznych Polski i państw bałtyckich, które odbyły się 28 sierpnia br. z inicjatywy strony polskiej. Ministrowie rozmawiali o scenariuszach, zakładających całkowite zamknięcie granicy z Białorusią.

Na zaproszenie strony litewskiej w spotkaniu uczestniczy również minister spraw wewnętrznych Ukrainy Ihor Kłymenko.

Minister spraw wewnętrznych Litwy Agnė Bilotaitė ogłosiła, że Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Finlandia i Norwegia uzgodniły przeprowadzenie wspólnych ćwiczeń regionalnych w celu przetestowania wypracowanych w Warszawie algorytmów postępowania w przypadku zamknięcia granicy z Białorusią;

– Te kryteria zostały już opracowane, potwierdziliśmy, że planujemy przeprowadzić  pewne ćwiczenia naszych resortów

– cytuje wypowiedź litewskiego ministra litewski dziennik „LRT” .

Według Bilotaitė szefowie ministerstw spraw wewnętrznych krajów europejskich potwierdzili dziś wspólny format działań

– Nasze wspólne działania są bardzo poważnym sygnałem przede wszystkim dla Białorusi i ona naprawdę to odczuła, że ​​jesteśmy naprawdę bardzo poważni i gotowi do wspólnego  działania w sposób skoordynowany

– podkreśliła Agne Bilotaite.

Sierpniowe negocjacje w Warszawie Ministerstw Spraw Wewnętrznych krajów UE graniczących z Białorusią i Rosją dotyczyły zagrożeń hybrydowych, ochrony granic i nielegalnej migracji. Uzgodniono wówczas procedurę zamknięcia granicy z Białorusią.

Znadniemna.pl za Kresy24.pl/Lrt.lt, na zdjęciu: uczestnicy spotkania w Wilnie, fot.: twitter.com/MSWiA_GOV_PL

W Wilnie zakończyło się spotkanie szefów MSW Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Norwegii i Ukrainy. Była to kontynuacja negocjacji ministrów spraw wewnętrznych Polski i państw bałtyckich, które odbyły się 28 sierpnia br. z inicjatywy strony polskiej. Ministrowie rozmawiali o scenariuszach, zakładających całkowite zamknięcie granicy z

Andrzej Poczobut, dziennikarz polskich mediów oraz działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, skazany przez reżim Łukaszenki na osiem lat pobytu w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze znalazł się wśród laureatów 20.  jubileuszowej edycji Nagrody im. Sergio Vieira de Mello, Wysokiego Komisarza NZ ds. Praw Człowieka w latach 2002-2003.

Naszemu koledze przyznana została Nagroda Honorowa, a wśród laureatów prestiżowego wyróżnienia znaleźli się w tym roku także:

W kategorii „Osoba” – dziennikarz Marcin Żyła, specjalizujący się w tematyce praw człowieka, pomocy humanitarnej oraz opisujący problemy współczesnej Europy.

W kategorii „Organizacja pozarządowa” natomiast nagroda przypadła Familias Unidas por Nuestros Desaparecidos en Jalisco (FUNDEJ), organizacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych osób w meksykańskim stanie Jalisco.

Podczas gali wręczenia Nagród która odbyła się w czwartek, 26 października, w Willi Decjusza w Krakowie laudację na cześć Andrzeja Poczobuta wygłosił Paweł Radomski, dyrektor Departamentu Narodów Zjadnoczonych i Praw Człowieka z Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. -Nie waham się nazwać postawy Andrzeja Poczobuta heroiczną. Mógł wyjść z więzienia, bo proponowano mu wolność w zamian za zwrócenie się do dyktatora z prośbą o ułaskawienie. Trzykrotnie odrzucał takie propozycje” – podkreślił dyplomata.

Według niego decyzja kapituły Nagrody im. Sergio Vieira de Mello o przyznaniu honorowej nagrody Andrzejowi Poczobutowi to nie tylko docenienie jego działalności, ale także wszystkich tych, którzy są więźniami reżimu Łukaszenki. „Wysyłamy w ten sposób silny sygnał, że pamiętamy o nich. Że świat się o nich upomina. Że mamy nadzieję, że pan Andrzej Poczobut, więźniowie reżimu i całe społeczeństwo białoruskie będą mogli w przyszłości żyć w kraju wolnym i demokratycznym” – zaznaczył przedstawiciel MSZ.

Jak poinformowali organizatorzy wydarzenia, w tym roku do Nagrody zgłoszono kilkanaście kandydatur. Wśród nominowanych znalazły się osoby i organizacje z różnych stron świata działające na rzecz pokoju, praw człowieka oraz dialogu religii i kultur.

Polska Nagroda im. Sérgio Vieira de Mello, wysokiego komisarza ds. praw człowieka ONZ przyznawana jest corocznie osobom i organizacjom pozarządowym za ich szczególne zasługi dla pokojowego współistnienia i współdziałania społeczeństw, religii i kultur. Patron nagrody – Brazylijczyk Sérgio Vieira de Mello – był m.in. wysokim komisarzem ds. praw człowieka. Urlopowany w maju 2003 r. pojechał do Iraku jako specjalny wysłannik sekretarza generalnego ONZ. Zginął 19 sierpnia 2003 r. w zamachu bombowym.

Wśród dotychczasowych laureatów nagrody znaleźli się m.in. Tadeusz Mazowiecki (Polska), Aleksander Milinkiewicz (Białoruś), Krystyna Pryjomko-Serafin (Wielka Brytania), Leyla Ynus (Azerbejdżan), Pietro Bartolo (Włochy), Basil Kerski (Polska), Tamila Tasheva (Ukraina) czy Serhij Żadan (Ukraina). Wśród uhonorowanych Nagrodą im. Sérgio Vieira de Mello znalazły się takie instytucje jak: Helsińska Fundacja Praw Człowieka (Polska), Stowarzyszenie Memoriał (Federacja Rosyjska), Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć (Polska), Fundacja przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu (Polska), Międzyreligijna Rada Albanii (Albania), Centrum Dialogu Międzyetnicznego i Tolerancji „Amalipe” (Bułgaria), Polska Miska Medyczna (Polska), Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” (Białoruś) czy Glencree Centrum Rekoncyliacji i Pokoju (Irlandia).

Znadniemna.pl za PAP, na zdjęciu: Nagroda im. Sérgio Vieira de Mello fot.: Instytut Kultury Willa Decjusza/Krakow.tvp.pl

Andrzej Poczobut, dziennikarz polskich mediów oraz działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi, skazany przez reżim Łukaszenki na osiem lat pobytu w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze znalazł się wśród laureatów 20.  jubileuszowej edycji Nagrody im. Sergio Vieira de Mello, Wysokiego Komisarza NZ ds. Praw Człowieka

W tym roku zmiana czasu z letniego na zimowy nastąpi w nocy z soboty 28 października na niedzielę 29 października. Zegary przesuniemy o godzinę do tyłu – z 3:00 na godzinę 2:00.

W całej Unii Europejskiej do czasu zimowego wraca się w ostatnią niedzielę października. Wskazówki zegarów należy przestawić z godziny 3.00 w nocy na 2:00, czyli o jedną godzinę do tyłu.

Po zmianie czasu dni będą wydawały się krótsze, a słońce będzie zachodzić znacznie wcześniej niż teraz.

Na czas letni Polska i kraje Unii Europejskiej powrócą w ostatnią niedzielę marca.

Niektórzy eksperci zwracają uwagę, że zmiana czasu może niekorzystnie wpływać na samopoczucie.

Komisja Europejska — na prośbę obywateli, po rezolucji Parlamentu Europejskiego, a także na podstawie szeregu badań naukowych — we wrześniu 2018 roku zaproponowała więc rezygnację z sezonowych zmian czasu. Prace nad odejściem od zmian czasu zostały zawieszone na szczeblu europejskim jeszcze przed pandemią.

Przez kolejnych pięć lat, o ile Komisja Europejska nie powróci do prac nad odejściem od zmian czasu, będzie obowiązywał czas zimowy i letni.

Znadniemna.pl

W tym roku zmiana czasu z letniego na zimowy nastąpi w nocy z soboty 28 października na niedzielę 29 października. Zegary przesuniemy o godzinę do tyłu – z 3:00 na godzinę 2:00. W całej Unii Europejskiej do czasu zimowego wraca się w ostatnią niedzielę października. Wskazówki

Aleksander Łukaszenka podpisał wczoraj, 26 października, dekret zaostrzający warunki przyjęcia do służby dyplomatycznej. Kandydaci i członkowie ich rodzin nie mogą mieć jakichkolwiek dokumentów wydanych przez inne państwa – takich jak zezwolenie na pobyt czy poświadczenie przynależności narodowej (np. Karta Polaka); wiarygodność ich oświadczeń będzie weryfikowana wykrywaczem kłamstw.

Na dekret podpisany przez Łukaszenkę zwrócił uwagę niezależny portal Nasza Niwa. Zwrócono uwagę, że wcześniej przeszkodą do zostania dyplomatą było zagraniczne obywatelstwo żony lub męża. Obecnie o stanowisko nie mogą ubiegać się osoby, których współmałżonkowie posiadają zagraniczne zezwolenie na pobyt lub inny dokument uprawniający do stałego pobytu za granicą lub świadczeń tam przysługujących ze względu na poglądy polityczne, religijne lub narodowość. Dotyczy to także rodzeństwa, rodziców (w tym przybranych) i dzieci (w tym adoptowanych) – czytamy w dekrecie nieuznawanego przez społeczność międzynarodową białoruskiego przywódcy.

Portal Nasza Niwa przypomniał, że już wcześniej Białorusini, którzy otrzymali zezwolenie na pobyt lub Kartę Polaka, byli zobowiązani do poinformowania o tym białoruskich władz. Znane są przypadki, gdy pracownicy z Kartami Polaka byli wzywani do kierownictwa przedsiębiorstw i zmuszani do oddania dokumentu dającego prawo do życia za granicą.

Znadniemna.pl/PAP

Aleksander Łukaszenka podpisał wczoraj, 26 października, dekret zaostrzający warunki przyjęcia do służby dyplomatycznej. Kandydaci i członkowie ich rodzin nie mogą mieć jakichkolwiek dokumentów wydanych przez inne państwa - takich jak zezwolenie na pobyt czy poświadczenie przynależności narodowej (np. Karta Polaka); wiarygodność ich oświadczeń będzie weryfikowana

Była żoną, matką, babcią i zakonnicą. Założyła zgromadzenie sióstr zmartwychwstanek. Wiele lat po śmierci przyczyniła się do uzdrowienia swego pra, pra, pra… wnuka.

Urodziła się 29 października 1833 roku w szlacheckiej rodzinie Chludzińskich – na Kresach Rzeczypospolitej, w Antowilu koło Orszy. Jej rodzicami byli Ignacy Chludziński herbu Dołęga i Klementyna z Kossowów Chludzińska. Miała siostrę i brata, a rodzina bardzo się kochała, zapewniając jej wszystko, co potrzeba, aby była szczęśliwa. Jako młodziutka Celina chciała zostać zakonnicą i pragnęła wstąpić do klasztoru wizytek w Wilnie.

Młoda Celina

Laskowicze – miejsce dorastania Celiny

Żona, matka, babcia…

Celina Rozalia Leonarda Chludzińska-Borzęcka

Mąż Celiny – Józef Borzęcki

Celina Borzęcka z córką Jadwigą

Dwór Borzęckich w Obrębszczyźnie

Wolą rodziców okazało się jednak jej zamążpójście, więc w wieku dwudziestu lat wyszła za mąż za – o 12 lat starszego – Józefa Borzęckiego, herbu Półkozic, właściciela majątku Obrębszczyzna koło Grodna. Przez 20 lat była bardzo oddaną i dobrą żoną, tworzyli szczęśliwe małżeństwo. Celina była oddaną żoną i matką. Urodziła czworo dzieci. Jako młoda mężatka przeżyła śmierć pierworodnego syna Kazimierza. Niedługo po urodzeniu zmarła także córeczka Maria. Mocno przeżyła ból po stracie matki i siostry… To wszystko zdarzyło się w pierwszych latach małżeństwa. Za pomoc udzielaną powstańcom styczniowym w 1863 roku znalazła się w rosyjskim więzieniu w Grodnie – wraz z kilkumiesięczną córeczką Jadwigą, najmłodszym powstańczym więźniem…

Czasem próby dla Celiny była ciężka choroba męża. W 1869 roku Józef Borzęcki, dotknięty paraliżem, stracił władzę w nogach. Celina wraz z córkami i chorym mężem wyruszyła do Wiednia, w poszukiwaniu dla niego skutecznej kuracji. Troskliwie się nim opiekowała przez pięć lat choroby. Józef zmarł w 1874 roku. Celina poświęciła się wychowaniu córek. Szanowała ich wolę, kiedy wybierały życiowe powołania: do życia małżeńskiego i zakonnego. Starszej – Celinie towarzyszyła, kiedy rodziły się jej dzieci. A potem, mimo licznych zakonnych obowiązków, była dobrą babcią dla swoich pięciorga wnucząt.

Założycielka sióstr zmartwychwstanek

Ks. Piotr Semenenko

Po śmierci męża Celina Borzęcka wróciła do młodzieńczych marzeń o zakonie. Poznała w tym czasie ks. Piotra Semenenkę, generała zmartwychwstańców, który stał się jej spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Pod jego wpływem wraz z 28-letnią córką Jadwigą postanowiła założyć żeńskie Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Utworzenie nowego zgromadzenia nie przyszło łatwo i bez trudu. Ostatecznie jednak Celina i jej córka Jadwiga złożyły śluby wieczyste 6 stycznia 1891 roku i ten dzień uważa się za początek zakonu. Zmartwychwstanki zostały zatwierdzone jako zgromadzenie kontemplacyjno-czynne, a ich misją było nauczanie i chrześcijańskie wychowanie dziewcząt. Siostry dążyły, aby przez ich pracę w parafiach, szkołach, a potem też w szpitalach, mogło nastąpić odrodzenie moralno-religijne społeczeństwa.

Wybrała Kęty dla zmartwychwstanek

Klasztor Zmartwychwstanek w Kętach

W mieście św. Jana Kantego Celina Borzęcka ulokowała w 1891 roku pierwszą w Polsce placówkę zmartwychwstanek. W skromnej starej chacie najpierw założyła szkołę dla dziewcząt i nowicjat. Początki były trudne, a siostrom i ich wychowankom doskwierała bieda. Cztery lata później stanął w Kętach klasztor. Matka Celina sama zaprojektowała kaplicę, z Matką Bożą Ostrobramską w ołtarzu i patronami Polski, Litwy i Rusi na witrażach. Tu też zmartwychwstanki wybudowały szkołę i ochronkę dla dzieci. Stąd też wyruszyły do kolejnych placówek – w Częstochowie, Warszawie.

Jadwiga w stroju zakonnym

Celina w stroju zakonnym

Budynek klasztoru otacza piękny park. Rosną w nim drzewa sadzone i szczepione przez założycielkę. Wymownym dowodem jej kobiecej zaradności są zachowane niepowtarzalne szaty liturgiczne: alby, uszyte z koronkowej sukni ślubnej matki Celiny, z jej dawnego stroju balowego…

W 1906 roku nagle zmarła jej córka Jadwiga. Siedem lat później, na cmentarzu w Kętach, obok niej została pochowana matka Celina. Zmarła 26 października 1913 roku. W 1937 roku szczątki Celiny i Jadwigi Borzęckich przeniesiono do krypty w klasztornej kaplicy. Od 2001 roku znajdują się w kęckim kościele parafialnym pw. Świętych Małgorzaty i Katarzyny.

Kiedy matka Celina umierała, istniało 18 domów, w których pracowało 214 sióstr zmartwychwstanek, i 16 związanych z duchowością zgromadzenia świeckich apostołek Zmartwychwstania. W roku jej beatyfikacji w 54 domach w Polsce, Anglii, Argentynie, Australii, Kanadzie, Tanzanii, Stanach Zjednoczonych, we Włoszech i na Białorusi pracuje 512 sióstr oraz 322 apostołki. Siostry pracują jako nauczycielki, wychowawczynie, katechetki, zakrystianki, organistki, animatorki oazowe, pielęgniarki.

Proces beatyfikacyjny

Beatyfikacja Celiny Borzęckiej

Starania o beatyfikację swojej założycielki zmartwychwstanki rozpoczęły w 1944 roku. W 2002 r. watykańska kongregacja uznała cud, który wydarzył się za jej przyczyną. Po modlitwach za wstawiennictwem matki Celiny, w niewyjaśniony sposób zdrowie odzyskał ciężko ranny w wypadku Andrzej Mecherzyński-Wiktor, jej prawnuk w piątym pokoleniu. 27 października 2007 roku w rzymskiej Bazylice św. Jana na Lateranie matka Celina Borzęcka została ogłoszona błogosławioną.

Grób Celiny i Jadwigi Borzęckich w Kętach

Przykład błogosławionej Celiny pokazuje, że Bóg prowadzi ludzi do świętości przez różne koleje losu i że każde powołanie może służyć uświęceniu i apostolstwu.

Znadniemna.pl na podstawie wiara.pl

Była żoną, matką, babcią i zakonnicą. Założyła zgromadzenie sióstr zmartwychwstanek. Wiele lat po śmierci przyczyniła się do uzdrowienia swego pra, pra, pra

Mija 31 miesięcy od aresztowania przez reżim Łukaszenki naszego kolegi Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej na Białorusi. Już ponad cztery miesiące Andrzej odbywa drakoński wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w jednym z najcięższych na Białorusi łagrów w Nowopołocku. W Polsce nie ustają protesty przeciwko bezpodstawnemu uwięzieniu dziennikarza i działacza społecznego.

Dzisiaj, w kolejną miesięcznicę jego aresztowania, mieszkający w Białymstoku Polacy i Białorusini, jak co miesiąc solidaryzują się z Andrzejem, gromadząc się pod pomnikiem błogosławionego Kościoła Katolickiego księdza Jerzego Popiełuszki.

Postanowiliśmy uczcić smutną miesięcznicę uwięzienia kolegi publikacją o więzieniu, w którym Andrzej odbywa niesprawiedliwy wyrok.

„Największe laboratorium chemiczne” albo „gigantyczny destylator”

Kolonia Karna nr 1 w Nowopołocku na północnym wschodzie Białorusi, gdzie odbywa wyrok 8 lat pozbawienia wolności Andrzej Poczobut to miejsce owiane złą sławą najcięższego łagru w całej Białorusi.

Pomimo panującego w tym zakładzie karnym bezprawia jest to miejsce mocno skażone chemicznie. Otoczone jest przez ogromne zakłady przemysłowe – rafinerię „Naftan” oraz przedsiębiorstwo chemiczne „Polimir”. Sąsiedztwo to sprawia, iż kolonia otoczona jest rurami oraz hałdami odpadów z „Naftanu” i „Polimiru”.

Ci, którzy byli więźniami tej kolonii, bądź odwiedzali w niej swoich bliskich twierdzą, że nad całą okolicą unoszą się toksyczne wyziewy.

„Powiem z własnego doświadczenia: nie da się tam długo siedzieć! Nawet milicjanci nie dają rady. Zastanawiałem się, jak miejscowa ludność tam przeżywa, bo – mówiąc obrazowo, wieczorem idziesz spać – wydaje się, że jest dobrze, ale rano się budzisz i nie możesz iść prosto. Mózg wywrócony do góry nogami, oczy biegają w różnych kierunkach” – relacjonował w reportażu Telewizji Biełsat swój pobyt w kolonii w Nowopołocku jeden z jej byłych więźniów.

Matka byłego więźnia politycznego Nikity Lachowida, który odbywał w Nowopołocku karę za udział w protestach po wyborach prezydenckich 2010 roku, opowiadała z kolei, że jej syn porównywał widok, otwierający się za ogrodzeniem zakładu karnego do gigantycznego destylatora. „Nigdy takiego czegoś nie widziałam – mówiła matka więźnia. – Około dziesięciu minut jechaliśmy tylko wzdłuż zakładów, obserwując jakieś rury, ogromne pojemniki i znowu – rury. W powietrzu czuć było nieprzyjemny zapach, spowodowany koncentracją kwasów bądź innej chemii”.

Matka innego więźnia politycznego, Igora Oliniewicza, opowiadała o kolonii karnej w Nowopołocku tak:

„Jest to największe w kraju laboratorium chemiczne. „Nie rosną tam ani trawa ani drzewa. Ludzie, pracujący w otaczających zakład karny przedsiębiorstwach z powodu skażenia środowiska, w którym pracują, wychodzą na wcześniejszą emeryturę. I otrzymują dodatek do pensji. Zasadniczo należy zabronić przetrzymywania na tym terenie ludzi. Skazańcy zostali pozbawieni wolności, ale nie powinni być poddawani ryzyku powolnego umierania. Powietrze tam jest takie, że nawet ludzie przyjeżdżający na widzenie z więźniami, prawie od razu zaczynają kaszleć. Można sobie wyobrazić co dzieje się tam z ludźmi, którzy przebywają w tym skażonym środowisku przez wiele lat. Z powodu niezdrowego żywienia i braku witamin więźniom wypadają zęby, a nabywanie przez skazańców lepszego jedzenia jest ograniczane przez administrację łagru. To, co się dzieje w tej kolonii karnej jest splanowanym, perfidnym ludobójstwem”.

Do karceru z byle powodu

Byli więźniowie kolonii karnej w Nowopołocku opowiadają, że do karceru w niej można trafić z byle powodu, a czasami i bez powodu.

Panujące w łagrze zasady administracja więzienna ustala zasady według własnego uznania.

„Karę za naruszenie otrzymuje się tam bardzo łatwo. Powodem może być byle błahostka. Właściwie nikomu nie udaje się uniknąć naruszeń… Minutowe spóźnienie na apel jest powodem do stwierdzenia naruszenia” – cytują opowieści byłych więźniów łagru w Nowopołocku białoruscy obrońcy praw człowieka.

Według nich administracja sztucznie ogranicza więźniom możliwość utrzymywania kontaktów z bliskimi. Zamiast gwarantowanych przez prawo czterech rozmów telefonicznych z bliskimi na miesiąc, więźniom pozwala się na wykonanie zaledwie dwóch telefonów miesięcznie, pod warunkiem braku stwierdzonych przez administrację naruszeń.

Andrzej Poczobut został ukarany w nowopołockiej kolonii karcerem od razu po przybyciu do niej.

„Przyszedł list. 30 dób Andrzej Poczobut był w karcerze, gdzie trafił prosto z kwarantanny. Mimo lata było tam tak chłodno, że budził się z zimna” – pisała w sierpniu na Facebooku Oksana Poczobut, małżonka działacza polskiej mniejszości narodowej na Białorusi.

Niedługo wyjściu z karceru Andrzejowi wymierzono kolejną karę. Na pół roku trafił do tak zwanej celi typu więziennego, w której będzie przebywał do lutego przyszłego roku.

Andrzej Poczobut przebywa w łukaszenkowskiej niewoli już trzydzieści jeden miesiąc – od 25 marca 2021 roku. Ponad cztery miesiące spędził już w Kolonii Karnej nr 1 w Nowopołocku.

Został skazany za rzekome „nawoływanie do działań skierowanych na wymierzenie szkody bezpieczeństwu narodowemu Białorusi” oraz za „podżeganie do wrogości narodowej, religijnej i innej”.

Sędzia grodzieńskiego Sądu Obwodowego Dzmitryj Bubieńczyk skazał dziennikarza na 8 lat pobytu w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, a Sąd Najwyższy Białorusi uprawomocnił ten wyrok.

Znadniemna.pl na podstawie The-village.me oraz Spring96.org

Mija 31 miesięcy od aresztowania przez reżim Łukaszenki naszego kolegi Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej na Białorusi. Już ponad cztery miesiące Andrzej odbywa drakoński wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w jednym z najcięższych na Białorusi łagrów w Nowopołocku. W

 

280 lat temu, 24 października 1743 roku, pod Pińskiem na Polesiu urodził się Rafał Józef Czerwiakowski, wybitny chirurg, położnik i anatom. Dzięki swoim zasługom na polu tworzenia nauki chirurgii w Polsce został nazwany ojcem chirurgii polskiej.

Zakonnik, chirurg, filozof

Na świat przyszedł na Polesiu, pod Pińskiem, gdzie jego ojciec był administratorem majątków ziemskich. Tam też pobierał nauki w szkole pijarów, zakonu, do którego wstąpił w wieku 19 lat, a śluby złożył trzy lata później w 1765 roku. To otworzyło mu drogę dalszego kształcenia, bo już jako zakonnik został wysłany na studia do Rzymu w 1771 roku, gdzie pięć lat później został doktorem medycyny i filozofii. Zanim jednak wrócił do kraju, pogłębiał jeszcze swoją wiedzę w Paryżu – chirurgia i w Berlinie – położnictwo. Po trzyletnich praktykach w Szpitalu św. Ducha w Rzymie wrócił w 1779 do Polski i osiadł w Krakowie, który na tamte czasy okazał się najlepszym ośrodkiem do rozwijania wiedzy medycznej i budowania właściwego zaplecza klinicznego.

Lekarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego

Od tego też czas, właśnie za sprawą Czerwiakowskiego, następuje szybki rozwój tej nauki medycznej w Polsce. W roku 1780 lekarz i profesor medycyny Andrzej Badurski zakłada pierwszy szpital kliniczny w Krakowie. Wybór padł na solidne i przestronne pojezuickie Kolegium św. Barbary, położone przy Małym Rynku. Tutaj Czerwiakowski rozpoczyna swoje praktyki związane z nauczaniem sztuki chirurgii, które to nauki kontynuuje w Akademii Krakowskiej, zreformowanej przez Hugona Kołłątaja (Uniwersytet Jagielloński). Tam też jako profesor naucza anatomii, chirurgii i położnictwa. Trzeba dodać, że była to pierwsza w Polsce uniwersytecka Katedra Chirurgii i Położnictwa. Dość powiedzieć, że w 1785 roku w uznaniu zasług został mianowany „nadwornym konsyliarzem” przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W tym czasie też papież zwolnił go ze ślubów zakonnych, co miało wymiernie wpłynąć na swobodę działań naukowych.

Autor pierwszego podręcznika chirurgii

Nie były to jedyne zaszczyty tego wybitnego lekarza. Pełnił on zaszczytną i odpowiedzialną funkcję naczelnego chirurga wojsk polskich w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Kilka lat później, z powodu choroby opuszcza akademicką katedrę i poświęca się pracy pisarskiej, przygotowując pierwszy podręcznik chirurgii teoretycznej i praktycznej w języku polskim – „Narząd opatrzenia chirurgicznego”. Opracowuje specjalne plansze poglądowe, zastanawia się i wynajduje specjalistyczne narzędzia chirurgiczne. Mimowolnie staje się również specjalistą ortopedii, której określany jest mianem prekursora na ziemiach polskich. To wtedy już mówiono o nim, że jest „ojcem chirurgii polskiej”.

Działalność dobroczynna

Nigdy nie zapomniał o swoim pochodzeniu i szansie, jaką otrzymał od pijarów. Jego działalność dobroczynna była szeroko znana szczególnie wśród studentów Akademii Krakowskiej, gdyż tych najuboższych leczył bezpłatnie. Często też udzielał darmowych porad w szczególnych przypadkach medycznych. Natomiast bogate zbiory książek, prac naukowych i specjalistycznych narzędzi chirurgicznych i ortopedycznych zapisał w testamencie Uniwersytetowi. Można je obecnie oglądać w Muzeum Historii Medycyny Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.

Czerwiakowski zmarł w sierpniu 1816 roku i pochowany został, jako jeden z pierwszych, na nowo wybudowanym cmentarzu Rakowickim. Warto zapamiętać tę postać choćby z uwagi na jego zasługi dla rozwoju podstawowych dziedzin współczesnej medycyny w Polsce.

Na zdjęciu: Rafał Józef Czerwiakowski – portret, fot.: wikipedia.org

Znadniemna.pl/Polskie Radio

  280 lat temu, 24 października 1743 roku, pod Pińskiem na Polesiu urodził się Rafał Józef Czerwiakowski, wybitny chirurg, położnik i anatom. Dzięki swoim zasługom na polu tworzenia nauki chirurgii w Polsce został nazwany ojcem chirurgii polskiej. Zakonnik, chirurg, filozof Na świat przyszedł na Polesiu, pod Pińskiem, gdzie

Skip to content