HomeStandard Blog Whole Post (Page 54)

Parafia pod wezwaniem świętych apostołów Piotra i Pawła w Iwiu ma ponad 500-letnią historię, która jednak wciąż nie została do końca zbadana i, niestety, najczęściej nie jest znana miejscowym wyznawcom wiary katolickiej. Niewielu mieszkańców Iwia pamięta o proboszczu parafii z lat 1930-1944 księdzu Ildefonsie Bobiczu, katolickim uczonym teologu, kaznodziei i katechecie, który wniósł znaczny wkład w zbadanie i udokumentowanie dziejów parafii w Iwiu i samego kresowego miasta.

Na początku czerwca próbę naprawienia niesprawiedliwości dziejowej i upamiętnienia ks. Ildelfonsa Bobicza podjęła wiejska parafia świętych apostołów Piotra i Pawła we współpracy z miejscowym Muzeum Kultur Narodowych.

Pomysł założenia muzeum parafialnego w Iwiu należy do wieloletniego proboszcza miejscowego kościoła św. apostołów Piotra i Pawła, nieodżałowanej pamięci księdza Jana Gaweckiego, zmarłego 20 lutego tego roku.

To w znacznej mierze dzięki pracy badawczej śp. księdza Jana Gaweckiego parafialny komitet kościelny jest w posiadaniu wielu artefaktów, eksponatów, historycznych i krajoznawczych opracowań, stanowiących bogactwo zbiorów otwartego na początku czerwca muzeum parafialnego.

Zapoczątkowane przez księdza Jana dokumentowanie dziejów parafii oraz zbieranie, zabezpieczanie i konserwowanie eksponatów do przyszłego muzeum parafii realizowali konsekwentnie, również po zsyłce wieloletniego proboszcza z Iwia do odległej parafii w podgrodzieńskiej Przewałce, iwiejscy historycy, krajoznawcy oraz tak zwani „prości parafianie”, stający się z dnia na dzień pasjonatami lokalnej historii.

Otwarte w pierwszych dniach czerwca tego roku muzeum parafialne mieści się w jednym z pomieszczeń dawnego klasztoru Bernardynów. To tutaj w latach 30. minionego stulecia mieściła się kancelaria parafialna, w której pracował ówczesny proboszcz – ksiądz Ildefons Bobicz piszący tutaj m.in. monografię o dziejach miejscowej parafii oraz wygłaszane w miejscowym kościele kazania, zaliczane do wybitnych dzieł katolickiej literatury katechetycznej.

Muzeum parafialne mieści się w pomieszczeniu dawnego klasztoru Bernardynów, fot.: Grodnensis.by

Tematyka muzeum będzie bardzo bogata. W ekspozycji znalazły się przedmioty liturgiczne (ornaty, kielich, trybularz, świeczniki itp.), elementy wyposażenia wnętrz z XVIII stulecia, a także unikatowe fotografie, księgi metrykalne z okresu międzywojennego oraz powojennego.

Fragment listu do Komitetu Centralnego KPZR, fot.: Grodnensis.by

Potwierdzenie przekazania listu od iwiejskich parafian do Wydziału Ogólnego KC KPZR, fot.: Grodnensis.by

Znaczna część ekspozycji muzeum parafialnego w Iwiu będzie poświęcona księdzu Ildefonsowi Bobiczowi. Przedwojenny proboszcz iwiejskii był nie tylko utalentowanym pisarzem, tłumaczem i teologiem, mającym tytuł naukowy doktora filozofii. Był on także gorliwym zwolennikiem wprowadzania do kościoła języka białoruskiego, na który tłumaczył swoje prace teologiczne i katechetyczne, które wydawał w formie książkowej. Rękopisy i książki autorstwa ks. Ildefonsa Bobicza stanowią znaczną część zbiorów parafialnego muzeum oraz muzealnej ekspozycji.

Zdjęcie ks. Ildefonsa Bobicza (po lewej) z parafianami, fot.: Grodnensis.by

Zwiedzający muzeum mogą zobaczyć zdjęcia przedstawiające wygląd klasztoru sprzed blisko 200 lat, a także zdjęcia kapliczek, które, niestety, nie przetrwały.

W ekspozycji muzealnej znalazły swoje miejsce dokumenty komitetu kościelnego z czasów sowieckich: pisma do lokalnych organizacji, komitetu wykonawczego, a nawet Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej ZSRR m.in. z prośbą o podłączeniu prądu, naprawy budynku świątyni i powołaniu księdza.

Wszystkie te materiały przybliżają historię poprzedzając dzieje parafii sprzed ostatnich 40 lat, kiedy do parafii w Iwiu przybył pierwszy proboszcz po okresie wojującego sowieckiego ateizmu – ksiądz Leonid Nieściuk. Od momentu odrodzenia się życia parafialnego kroniki parafii wypełniły się wieloma wydarzeniami, których dokumentacja uzupełnia muzealne zbiory dla przyszłych pokoleń.

Pomieszczenie, w którym rozmieściła się ekspozycja muzeum parafialnego w Iwiu jest, niestety, ograniczona. Dlatego na wieku eksponatach, mających bogatą historię, rozmieszczony został kod QR. Po jego zeskanowaniu na smartfona, zwiedzający może dowiedzieć się więcej na temat interesującego go eksponatu. Dotyczy to zarówno historii życia ks. Bobicza, jak też opisu kaplic kościoła parafialnego oraz kapliczek, które nie zachowały się do naszych dni.

Ks. Ildefons Bobicz

Ks. Ildefons Bobicz, fot.: Catholic.by

Najbardziej znanym proboszczem w dziejach parafii pw. apostołów Piotra i Pawła w Iwiu, był ksiądz Ildefons Bobicz, uczony teolog i filozof, a także wybitny kaznodzieja i katecheta.

Proboszczem w Iwiu i dziekanem wiszniewskim został w 1930 roku. Podczas II wojny światowej był represjonowany najpierw przez Sowietów, później przez Niemców, którzy aresztowali go w 1942 roku podczas akcji zatrzymań polskiej inteligencji. Zwolniony został prawdopodobnie na początku 1943 roku po czym mógł być ponownie więziony. Nie odzyskawszy po uwięzieniu zdrowia, zmarł w 1944 roku.

Grób ks. Idelfonsa Bobicza na cmentarzu parafialnym w Iwiu, fot.: Westki.info

Znadniemna.pl na podstawie Grodnensis.by

Parafia pod wezwaniem świętych apostołów Piotra i Pawła w Iwiu ma ponad 500-letnią historię, która jednak wciąż nie została do końca zbadana i, niestety, najczęściej nie jest znana miejscowym wyznawcom wiary katolickiej. Niewielu mieszkańców Iwia pamięta o proboszczu parafii z lat 1930-1944 księdzu Ildefonsie Bobiczu,

13 czerwca 1999 roku papież Jan Paweł II beatyfikował w Warszawie, podczas podróży apostolskiej do Polski, 108. polskich męczenników, zamordowanych w czasie II wojny światowej z nienawiści do wiary. Wśród wyniesionych na ołtarze znalazła się Marianna Biernacka – męczennica z Naumowicz koło Grodna, której kult rozwija na Grodzieńszczyźnie m.in. ksiądz redaktor Jerzy Martinowicz, rzecznik prasowy Diecezji Grodzieńskiej i redaktor naczelny diecezjalnej gazety „Słowo Życia”.

Ksiądz Jerzy Martinowicz jest ponadto proboszczem grodzieńskiej parafii, której patronką jest błogosławiona Marianna Biernacka.

Parafianie na czele z proboszczem budują w grodzie nad Niemnem pierwszy w świecie kościół parafialny pod wezwaniem patronki teściowych i życia nienarodzonego. W prowizorycznym namiocie wzniesionym na placu budowli świątyni odbyła się 12 czerwca z okazji 25-lecia beatyfikacji Marianny Biernackiej, parafialna uroczystość odpustowa, której przewodniczył sam biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz.

Mszę świętą odpustową celebrował w parafii pw. błogosławionej Marianny Biernackiej sam biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz (drugi od prawej), fot.: Facebook.com

Podczas odpustowej Mszy świętej parafianie modlili się w intencji szczęśliwego zakończenia budowy kościoła pw. błogosławionej Marianny Biernackiej, prosząc Boga o łaski dla wszystkich, kto wspiera wspólnotę parafialną pracą, datkami oraz modlitwą.

Wierni parafii pw. błogosławionej Marianny Biernackiej licznie zgromadzeni na uroczystości odpustowej, fot.: Facebook.com

„Niech patronka naszej parafii zawsze pomaga nam prowadzić takie życie, w którym znaczenie ma jeszcze ktoś oprócz nas samych i ten ktoś niech będzie nawet ważniejszy od nas samych” – napisał na Facebooku, we wpisie z okazji rocznicy beatyfikacji Marianny Biernackiej, ksiądz proboszcz Jerzy Martinowicz.

Ksiądz Jerzy prowadzi na platformie internetowej Zrzutka.pl zbiórkę datków na budowę pierwszej w świecie świątyni, której patronuje błogosławiona Marianna Biernacka.

Tak ma wyglądać budowany obecnie w Grodnie kościół pw. błogosławionej Marianny Biernackiej, fot.: Zrzutka.pl

Datki na budowę kościoła można wpłacać, po kliknięciu na ten LINK.

W 25. rocznicę beatyfikacji błogosławionej Marianny Biernackiej pragniemy przypomnieć historię życia i męczeńskiej śmierci patronki teściowych i nienarodzonego życia:

Błogosławiona Marianna Biernacka, fot. Wikipedia.org

Marianna Biernacka z domu Czokało urodziła się w 1888 roku w Lipsku nad Biebrzą. Jej rodzina osiedlona tam od pokoleń najprawdopodobniej była wyznania grekokatolickiego. Nie zachowała się metryka chrztu błogosławionej, ale w tym czasie wielu unitów było chrzczonych bez kapłana i nie sporządzano przy tym stosownej dokumentacji. O tym, że Marianna była ochrzczona i wierząca świadczy fakt zawarcia przez nią sakramentu małżeństwa w kościele katolickim w Krasnymborze. Wyszła za mąż za miejscowego chłopa Ludwika Biernackiego.

Marianna i Ludwik byli jedną z bogatszych rodzin w okolicy. Mieli prawie 20 hektarów dobrej, urodzajnej ziemi, hodowali bydło. Doczekali się sześciorga dzieci, ale przeżyło tylko dwoje z nich. Gdy dzieci dorośli, Biernaccy podzielili gospodarstwo na pół. Tak, by i córka i syn mieli z czego żyć.

Marianna, po śmierci męża, zamieszkała u syna Stanisława. Ten ożenił się z Anną, młodą dziewczyną, pochodzącą z lipskiej kolonii.

– Żyliśmy bardzo skromnie, jedliśmy z jednej miski, ale nigdy nie kłóciliśmy się – wspominała nieżyjąca już Anna. – Teściowa była bardzo religijną kobietą, dużo się modliła.

Rodzinną sielankę przerwały wojenne zawieruchy. Za czasów sowieckiej okupacji Stanisław był oskarżony, na podstawie zeznań sąsiada, o nielegalny wywóz drewna. Na próżno tłumaczył, że zabrał je ze swego lasu i tylko tyle, co było można. Stanisława skazano na dwa lata robót w głębi Rosji. Przed wywózką uratowała go Marianna. Kobieta zebrała i oddała niemal wszystkie oszczędności dla sowieckiego adwokata, błagając, by ratował syna. Było warto. Stanisław wrócił do domu.

Epizod ze skazaniem Stanisława Biernackiego nie był najtragiczniejszym wydarzeniem, jakie napotkało jego rodzinę.

Pierwszego lipca 1943 roku w Lipsku nad Biebrzą Niemcy rozpoczęli aresztowania ludności cywilnej według wcześniej przygotowanej listy. Był to odwet za działalność partyzantów w Puszczy Augustowskiej i zabicie przez nich niemieckiego policjanta. Na liście widniało nazwisko syna i synowej Marianny Biernackiej.

Gdy z rana Niemcy zaczęli się dobijać do drzwi rodziny Biernackich, synowa Marianny, Anna, będąca w zaawansowanej ciąży, tuliła dwuletnią córeczkę. Syn Stanisław próbował bezskutecznie uciec przez okno. Podczas aresztowania Marianna padła do nóg esesmana i błagała go, aby pozwolił jej pójść do więzienia zamiast ciężarnej synowej: „Panie, a gdzie ona pójdzie? Ulitujcie się, tu jedno dziecko, a drugie za dwa tygodnie na świat ma przyjść – pójdę za nią”.

Niemiec zgodził się na tę zamianę. Wszystkich aresztowanych, wśród których był również syn Marianny Stanisław, załadowano do ciężarówek i wywieziono do więzienia w Grodnie.

Marianna przekazała z więzienia zaszyty w rękawie list, w którym prosiła, aby przysłać jej poduszkę i różaniec. Nie wiadomo, czy ta przesyłka do niej trafiła; córka Marianny próbowała się zobaczyć z bratem i matką w więzieniu, ale jej się to nie udało.

W dniu 13 lipca 1943 roku Niemcy rozstrzelali Mariannę Biernacką i jej syna Stanisława razem z pozostałymi 48 mieszkańcami Lipska, wyznaczonymi na zagładę w ramach odwetu za śmierć policjanta. Egzekucji dokonano na fortach za wsią Naumowicze pod Grodnem. Córka Leokadia, która wraz z towarzyszką udała się, aby odnaleźć miejsce kaźni, stała się mimowolnym świadkiem kolejnych niemieckich zbrodni. Ukryte w zbożu, widziały wyprowadzanych z ciężarówek więźniów, mordowanych później pojedynczym strzałem.

Historia męczeńskiej śmierci poniesionej za synową i jej nienarodzone dziecko, stała się znana Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, który w 1999 roku wyniósł Mariannę Biernacką, na ołtarze, ogłaszając błogosławioną męczennicą Kościoła Katolickiego.

Ojciec Święty, w homilii wygłoszonej podczas uroczystości beatyfikacyjnej w Warszawie, mówił: „Świętujemy zwycięstwo tych, którzy w naszym stuleciu oddali życie dla Chrystusa, oddali życie doczesne, aby posiąść je na wieki w Jego chwale. Słusznie zatem prosimy, abyśmy za ich przykładem wiernie podążali za Chrystusem”.

Beatyfikacja przyniosła wzrost zainteresowania jej życiem nie tylko w diecezji ełckiej, ale także w całej Polsce i poza jej granicami. Coraz więcej kobiet, zwłaszcza wdów, teściowych i synowych, zwraca się do niej, jako do swej patronki i orędowniczki.

Kult Marianny Biernackiej już dawno wyszedł poza jej rodzinną miejscowość – Lipsk nad Biebrzą, a nawet poza diecezję ełcką, która od kilku lat organizuje w lipcu, w rocznice śmierci Błogosławionej Marianny Biernackiej, w jej rodzinnej miejscowości diecezjalny zjazd teściowych. Od końca 2019 roku w Grodnie na Białorusi działa parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej, której proboszcz ksiądz Jerzy Martinowicz zbiera na platformie internetowej Zrzutka.pl datki na budowę pierwszej w świecie świątyni, której patronuje błogosławiona Marianna Biernacka.

Znadniemna.pl na podstawie Facebook.com oraz Parafia.lipsk.pl, Na zdjęciu: biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz demonstruje portret błogosławionej Marianny Biernackiej, namalowany przez najmłodszych wiernych parafii, której patronuje błogosławiona męczennica, fot.: Facebook.com

13 czerwca 1999 roku papież Jan Paweł II beatyfikował w Warszawie, podczas podróży apostolskiej do Polski, 108. polskich męczenników, zamordowanych w czasie II wojny światowej z nienawiści do wiary. Wśród wyniesionych na ołtarze znalazła się Marianna Biernacka – męczennica z Naumowicz koło Grodna, której kult

W Poznaniu 8 czerwca br. uczczono pamięć zmarłego przed stu laty w tym mieście naszego krajana Konstantego Antoniego Gorskiego (1859–1924), polskiego skrzypka, kompozytora, dyrygenta i pedagoga. Uroczystości zorganizowało warszawskie Towarzystwo Muzyczne im. Konstantego Gorskiego.

Obchody rozpoczęła Msza święta w intencji kompozytora odprawiona przez księdza prałata Eugeniusza Antkowiaka w kościele pw. Matki Boskiej Bolesnej.

Fot: Facebook.com/Towarzystwo Muzyczne im. Konstantego Gorskiego

Oprawę muzyczną nabożeństwa przygotowali uczniowie Poznańskiej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Mieczysława Karłowicza: Łucja Tyran – sopran, Amelia Zemska – sopran, Karol Balcer – organy, pod kierunkiem Magdaleny Nowackiej-Kleban (solistki) i Roberta Hauptmanna (organista), który także wykonał kilka utworów organowych. Podczas uroczystości zabrzmiała m.in. Fantazja organowa f-moll Konstantego Gorskiego w wykonaniu Karola Balcera.

Po Mszy Świętej, na Cmentarzu Górczyńskim, na którym sto lat temu, 3 czerwca 1924 roku, został pochowany nasz bohater, dokonano odsłonięcia i poświęcenia cenotafu – symbolicznego nagrobka Konstantego Gorskiego.  Grób kompozytora niestety się nie zachował.

Fot: Facebook.com/Towarzystwo Muzyczne im. Konstantego Gorskiego

Fot: Facebook.com/Towarzystwo Muzyczne im. Konstantego Gorskiego

Fot: Facebook.com/Towarzystwo Muzyczne im. Konstantego Gorskiego

Dlatego  właśnie sto lat po Jego śmierci członkowie Towarzystwa Muzycznego im. Konstantego Gorskiego postanowili w symboliczny sposób utrwalić pamięć o swoim Patronie, uważając – jak pisał Edward Wrocki – że „ta jasna i piękna dusza Konstantego Gorskiego, która dla wszystkich promieniowała stokroć zasłużyła nie tylko na dobre wspomnienie, lecz i na widomy pomnik trwały, z którego pielgrzym odczytałby, jak trzeba kochać Kraj i Świętą Sztukę”.

Tablica upamiętniająca Konstantego Gorskiego, która została odsłonięta w 2009 roku w Poznaniu na kamienicy przy ul. Niegolewskich 24, w której mieszkał nasz bohater w latach 1922–1924

Podczas uroczystrości rocznicowych głos zabrali także prezes Towarzystwa Muzycznego im. Konstantego Gorskiego Grzegorz Seroczyński, prorektor Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu prof. Sławomir Kamiński oraz wiceprezes Towarzystwa Wydawców Książek Olcha Sikorska-Wierzbowska.

Patronat medialny nad wydarzeniem objęło Polskie Centrum Informacji Muzycznej POLMIC.

Postać niezasłużenie zapomniana

Konstanty Antoni Gorski urodził się 13 czerwca 1859 roku w rodzinie Cypriana i Emilii z Szyrwińskich, mieszkających wówczas w Lidzie – niewielkim, małoznaczącym mieście guberni wileńskiej. Lida, a właściwie nieodległy majątek Nadrzecze stał się dla przyszłego kompozytora krajem lat dziecinnych. Z tego okresu nasz bohater zachował w pamięci urok i wyjątkowość tych stron, ich kultury i historii. Wiele lat po opuszczeniu rodzinnego domu w przepięknej kompozycji „Souvenir de Nadrzecze” Konstanty Gorski wyraził wszystkie uczucia, jakimi darzył to miejsce.

Dom rodzinny, panująca w nim atmosfera, wywarły wielki wpływ na przyszłość kompozytora. Cyprian Gorski dbał, by wszystkie jego dzieci otrzymały staranne wykształcenie muzyczne. Dlatego cała rodzina Gorskich muzykowała. Starszy brat Konstantego – Jan grał na wiolonczeli (w przyszłości z sukcesami koncertował m.in. w Ameryce, a także z młodszym bratem w Rosji), a siostra Jadwiga wykonywała partie fortepianowe.

Jednak najbardziej utalentowany okazał się Konstanty. Dlatego, po ukończeniu  przez niego Pierwszego Gimnazjum Filologicznego, rodzice posłali syna do Warszawy, by tu pod okiem znakomitego skrzypka, ucznia Niccolò Paganiniego i dyrektora założonego przez siebie Instytutu Muzycznego – Apolinarego Kątskiego (1825-1879), młody człowiek kształcił swój warsztat muzyczny. Niewiele wiadomo na temat tego okresu w życiu młodego Gorskiego. Z jego własnych słów wynika, że lekcje gry na skrzypcach u Kątskiego przypadły na ostatnie dwa lata życia tego wybitnego pedagoga i kompozytora.

Po jego śmierci, nie znalazłszy w Warszawie profesora tej klasy co Kątski, dwudziestoletni Gorski udał się do stolicy Imperium Rosyjskiego, by rozpocząć studia w Petersburskim Konserwatorium w klasie skrzypiec, prowadzonej wówczas przez Leopolda Auera (1845-1930), węgierskiego skrzypka i pedagoga, twórcy tzw. rosyjskiej szkoły skrzypcowej, który objął tę posadę po Henryku Wieniawskim.

O talencie i pracowitości naszego bohatera świadczy fakt, że zakończył on tę uczelnię w ciągu zaledwie dwóch lat, otrzymując wyróżnienie w postaci wielkiego srebrnego medalu (wcześniej taką nagrodą wyróżniony został m.in. Piotr Czajkowski).

Konserwatorium Petersburskie pozwoliło Konstantemu Gorskiemu nie tylko rozwinąć wirtuozerię gry na skrzypcach, ale także uzyskać gruntowne wykształcenie kompozytorskie, dzięki kursowi kompozycji i instrumentacji, który ukończył w 1882 roku w klasie największego ówczesnego autorytetu muzycznego Rosji, Nikołaja Rimskiego-Korsakowa (1844-1908).

Lata nauki u najwybitniejszych pedagogów zaowocowały wszechstronnością Gorskiego-skrzypka. Solidne przygotowanie i niewątpliwy talent pozwalały mu na wirtuozowskie wykonywanie partii solowych, a także  na pełnienie obowiązków koncertmistrza w orkiestrach symfonicznych, często także w roli dyrygenta. Niewątpliwy talent pedagogiczny sprawił, że dyrektorzy szkół muzycznych, które powstawały z inicjatywy Rosyjskiego Towarzystwa Muzycznego zabiegali o Gorskiego-profesora, tym cenniejszego, że potrafił łączyć karierę skrzypka z obowiązkami nauczyciela.

Pierwszą swoją klasę skrzypiec Gorski poprowadził w Oddziale Imperatorskiego Rosyjskiego Towarzystwa Muzycznego w Penzie, skąd przeniósł się do Tyflisu.

Lata spędzone w stolicy Gruzji, znajdującej się wówczas pod panowaniem Imperium Rosyjskiego, zaowocowały nie tylko pierwszymi kompozycjami. Właśnie w tym mieście Konstanty Gorski poznał Piotra Czajkowskiego. Nie ma informacji, czy niespełna trzydziestoletni Gorski odważył się pokazać mistrzowi swoje kompozycje. Nadużyciem byłoby również stwierdzenie, że Piotr Czajkowski polecił młodego kompozytora niemieckiemu wydawcy, u którego sam publikował swoje utwory. Wiadomo jedynie, że Gorski-skrzypek zrobił na Czajkowskim olbrzymie wrażenie, o czym dowiadujemy się m.in. z korespondencji z M. Ippolitowem-Iwanowem.

W 1890 roku po ośmioletniej podróży po Rosji i Gruzji, przez Penzę, Tyflis i Saratów Konstanty Gorski przybył do Charkowa, by zostać tu na najbliższe dwadzieścia dziewięć lat. Ten okres w życiu kompozytora – to czas aktywnej działalności w Konserwatorium Charkowskim,  w charakterze działacza społecznego, dyrygenta orkiestry symfonicznej, a także uwielbianego przez publiczność skrzypka.

Pisząc o Gorskim, nie można pominąć tematu jego współpracy z kościołem. Jako starosta parafii rzymsko-katolickiej w Charkowie, założyciel i dyrygent Chóru Polskiego i Kościelnego organizował on spotkania i koncerty dobroczynne, z których dochody przeznaczane były na pomoc potrzebującym. W czasie organizowanych przez Konstantego Gorskiego koncertów wykonywano znane utwory wybitnych kompozytorów, a także kompozycje samego Gorskiego do tekstów religijnych: „Ave Maria”, „Salve Regina”, msze Es-dur i a-moll i przepiękną prawosławną pieśń żałobną na chór a cappella pt. „Зряще мя безгласна”, stanowiącą ewenement w twórczości tego kompozytora, świadczącą jednak zarazem o wielkim talencie muzycznym.

Konstanty Gorski był nie tylko żarliwym katolikiem, czego dawał wyraz w swoich kompozycjach religijnych, ale także gorliwym polskim patriotą. Wśród jego utworów przeważają pieśni do tekstów polskich poetów: Marii Konopnickiej, Władysława Syrokomli, Zdzisława Dębickiego i innych, a także większe kompozycje – poematy symfoniczne: „Na Olimpie” wg noweli Henryka Sienkiewicza, „Zaczarowane koło” wg baśni Lucjana Rydla, opera „Margier” wg poematu Władysława Syrokomli.

W 1915 roku Gorski obchodził jubileusz swojej działalności artystycznej i pedagogicznej. Wielki koncert kwartetu Gorskiego w nowym składzie: jubilat – pierwsze skrzypce, Wacław Bieganowski – drugie skrzypce, Stanisław Pichor, profesor Filharmonii Krakowskiej – altówka, Julian Sirnyszewski, koncertmistrz orkiestry symfonicznej w Kijowie – wiolonczela, miał bardzo uroczysty charakter. Recenzje, jakie ukazały się w prasie charkowskiej mogłyby być podsumowaniem całego charkowskiego okresu życia kompozytora.

Zmiany polityczne i ekonomiczne na Ukrainie i w Charkowie, głównie wybuch rewolucji październikowej w 1917 roku, w znaczący sposób wpłynęły na życie Konstantego Gorskiego. Nie bez znaczenia było ogłoszenie przez Polskę niepodległości. Już w lutym 1919 roku Gorski wrócił do wolnej Ojczyzny. Najpierw do Warszawy, a następnie do Poznania, gdzie objął stanowisko koncertmistrza orkiestry Teatru Wielkiego, które zajmował do końca życia.

Zmarł nasz wybitny krajan w Poznaniu 31 maja 1924 roku.

Już trzy lata po śmierci kompozytora w 1927 roku na deskach opery poznańskiej wystawiono (7 razy) jego operę „Margier”. W okresie międzywojennym wykonywane były również inne jego utwory, m.in. Missa Solemnis Es-dur (śpiewana również przez Koło Śpiewu im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu), poemat symfoniczny „Zaczarowane koło” i Fantazja organowa f-moll (po raz pierwszy wykonał ją w 1920 roku Antoni Karnaszewski w Filharmonii Warszawskiej, a trzy lata później, w czasie obchodów kopernikowskich na Uniwersytecie Poznańskim, Feliks Nowowiejski).

Fantazja organowa f-moll Konstantego Gorskiego wykonywana jest do dziś z niesłabnącym powodzeniem, a przez specjalistów uważana jest za jeden z najlepszych utworów w polskiej późnoromantycznej literaturze organowej. Utwór ten oceniany jest jako „godny, a może nawet przewyższający najlepsze dzieła Mieczysława Surzyńskiego i Feliksa Nowowiejskiego”.

Znadniemna.pl na podstawie polmic.pl oraz strony Towarzystwa Muzycznego im. Konstantego Gorskiego 

W Poznaniu 8 czerwca br. uczczono pamięć zmarłego przed stu laty w tym mieście naszego krajana Konstantego Antoniego Gorskiego (1859–1924), polskiego skrzypka, kompozytora, dyrygenta i pedagoga. Uroczystości zorganizowało warszawskie Towarzystwo Muzyczne im. Konstantego Gorskiego. Obchody rozpoczęła Msza święta w intencji kompozytora odprawiona przez księdza prałata

Dziś w Kościele obchodzimy wspomnienie św. Antoniego z Padwy – znanego szczególnie jako patrona ludzi i rzeczy zagubionych. Był gorliwym chrześcijaninem i świetnym kaznodzieją. Pozostawił po sobie wezwanie do życia Ewangelią i troski o innych.

Święty Antoni żył na przełomie dwunastego i trzynastego stulecia (urodził się w 1195 roku w Lizbonie). Nazywał się Ferdynand Bullone. Miał piętnaście lat, gdy wstąpił do klasztoru. Nie był to jednak klasztor franciszkański, lecz kanoników regularnych. W tym zakonie zdobył wykształcenie teologiczne, zwłaszcza gruntowną znajomość Pisma Świętego, nie przyjął jednak święceń kapłańskich. Do franciszkanów wstąpił dopiero w 1220 roku, na wieść o męczeńskiej śmierci pięciu braci mniejszych w Afryce. Dopiero wtedy przyjął imię, pod którym jest dzisiaj czczony – Antoni.

Chciał zostać misjonarzem i rzeczywiście został wysłany do Maroka. Wkrótce jednak z powodu choroby musiał wrócić do Europy. Początkowo współbracia nie bardzo wiedzieli, co z nim zrobić. Przez jakiś czas prowadził pustelniczy tryb życia w Monte Paolo koło Forli. Tam przyjął święcenia kapłańskie. Podczas uroczystości wygłosił kazanie. Wtedy dopiero franciszkanie zauważyli, jakim znakomitym mówcą jest Antoni i jak głęboką posiadł wiedzę.

Został wędrownym kaznodzieją. Przez kilka lat głosił Słowo Boże i zwalczał błędy w północnych Włoszech i południowej Francji. Został też wykładowcą teologii. Przez trzy lata był prowincjałem Romanii, ale zrezygnował z tego urzędu.

W 1230 roku udał się do Padwy. Spośród kazań, które tam wygłosił, najsłynniejsze są te wygłoszone w Wielkim Poście 1231 roku. Wyczerpany pracą udał się do Camposampiero, franciszkańskiego klasztoru w pobliżu Padwy. W czerwcu postanowił wrócić do Padwy. Zmarł w drodze do miasta 13 czerwca 1231 roku.

Już za życia czynił cuda. Założył się z pewnym niedowiarkiem, że jego osioł uklęknie przed Najświętszym Sakramentem, i wygrał. W Rzymie, gdy podczas ulewy głosił kazanie w amfiteatrze, jego słuchacze znaleźli się jakby pod wielkim niewidocznym parasolem. Z pewnym benedyktynem, który doświadczał wielkich pokus, zamienił się na habity i zakonnik został od nich uwolniony. Święty Antoni z Padwy często przedstawiany jest z Dzieciątkiem Jezus na rękach.

Ludzie zapamiętali cuda czynione przez św. Antoniego za życia. Wiele cudów czynił też po śmierci. Pięćdziesiąt trzy z nich zostały zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Wśród nich znalazło się 19 uzdrowień kalek, 5 sparaliżowanych, 2 epileptyków, a nawet 2 wskrzeszenia zmarłych.

Święty Antoni kanonizowany został przez Papieża Grzegorza IX niespełna rok po śmierci, 30 maja 1232 roku. Siedem wieków później, 16 stycznia 1949 roku, Pius XII ogłosił go doktorem Kościoła.

Bardzo szybko zaczęto uważać św. Antoniego za patrona pomocnego przy odnajdywaniu zagubionych rzeczy. Jest także obrońcą przed szatanem, patronem narzeczonych i małżeństw. Jego wstawiennictwa szukano, prosząc o szczęśliwy poród lub uleczenie z niepłodności.

Trudno wyjaśnić, skąd wzięło się przekonanie, że św. Antoni wysłuchuje próśb w zamian za coś. Być może ma ono związek z takimi wydarzeniami z życia świętego, jak wspomniany wyżej zakład w sprawie osła, lub zrodziło się w związku z zainicjowanym w roku 1890 przez Ludwikę Buouffier w Tulonie zwyczajem składania ofiar na „chleb świętego Antoniego” połączonych z uzyskaniem wstawiennictwa świętego. Dziś w niemal wszystkich kościołach katolickich można spotkać skarbonki z napisem: „Chleb świętego Antoniego”. Wierni wrzucają do nich datki wraz z karteczkami zawierającymi prośby lub podziękowania. Prośby wrzucane są również do grobu św. Antoniego w Padwie.

Znadniemna.pl

 

 

Dziś w Kościele obchodzimy wspomnienie św. Antoniego z Padwy – znanego szczególnie jako patrona ludzi i rzeczy zagubionych. Był gorliwym chrześcijaninem i świetnym kaznodzieją. Pozostawił po sobie wezwanie do życia Ewangelią i troski o innych. Święty Antoni żył na przełomie dwunastego i trzynastego stulecia (urodził się w

Dominik Żych, jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku i przedstawicielem młodego pokolenia polskich artystów o kresowych korzeniach, odnoszących sukcesy zarówno w Polsce, jak też w wymiarze międzynarodowym.

Dominik Żych

Dominik jest laureatem wielu konkursów, m.in. zdobywcą Grand Prix na międzynarodowym konkursie muzycznym online „World Open Online Music Competition” (2021); I nagrody w kategorii kameralnej i wyróżnienia w kategorii solistów na Ogólnopolskim Konkursie Online ,,AkordeOnline” (2022); wyróżnienia na międzynarodowym konkursie online w Ostrawie w kategorii solistów (2021); wyróżnienia na XX Konfrontacjach Akordeonowych w Gorlicach w kategorii solistów (2023).

Uczestniczył w lekcjach mistrzowskich z wieloma znakomitymi akordeonistami jak Raimondas Sviackievicius, Giorgio Dellarole, Mikko Luoma, Ezio Ghibaudo, Predrag Jankovic i José Valente. Ma w repertuarze dzieła muzyczne literatury akordeonowej polskiej i zagranicznej, ale również wykonuje różnego rodzaju transkrypcje i aranżacje muzyki fortepianowej, organowej lub orkiestrowej.

Pochodzi z miasta Smorgonie na Białorusi, w którym w latach 2009-2016 uczył się gry na akordeonie, w klasie, którą w miejscowej szkole muzycznej prowadził jego ojciec Czesław Żych.

Czesław Żych

Spotkaliśmy Dominika na jednym z jego licznych koncertów w Trójmieście, a po zakończeniu występu zadaliśmy utalentowanemu muzykowi kilka pytań:

Opowiedz, jak zaczęła się Twoja przygoda z akordeonem? Od którego roku życia grasz na tym instrumencie?

– Na akordeonie od 8-9 roku życia. Wcześniej próbowałem grać na skrzypcach, flecie, a także na perkusji. Wyboru na rzecz akordeonu dokonałem pod wpływem taty, który jest nie tylko znakomitym akordeonistą i kompozytorem, ale także moim pierwszym nauczycielem. Tata dużo ze mną pracował, inspirował swoim przykładem, dużo ćwiczyliśmy. W ten sposób tata obudził we mnie większą pasję właśnie do akordeonu.

Akordeon jest dosyć ciężkim instrumentem. W jakim wieku go udźwignąłeś?

– Akordeon dla dorosłych może ważyć nawet 17 kilogramów. Ale zaczynałem, oczywiście, od instrumentów lżejszych – przeznaczonych dla dzieci.

Akordeon to instrument, który wielu kojarzy się z muzyką francuską, na przykład, z twórczością Edith Piaf. Nie sądzisz, że dla współczesnego młodego człowieka taka inspiracja wygląda dziwnie?

– Może i tak, ale dla mnie akordeon to przede wszystkim Argentyna i argentyński twórca Astor Piazzolla. Utwór jego pamięci, napisany przez mojego tatę, gram na swoich koncertach. Mój tata bardzo lubi tego kompozytora. Na pewno każdy słyszał takie utwory, jak Libertango, Oblivion, czy Adios Nonino. Właśnie one zainspirowały mojego tatę do skomponowania wykonywanej przeze mnie etiudy, która nie polega na cytowaniu pierwowzoru, ale przypomina kompozycje Mistrza.

Czy sam już komponujesz muzykę?

– Czasem coś próbuję, ale w świat to jakoś nie idzie. Być może jeszcze dojrzeję do komponowania muzyki. Pod tym względem bardziej zdolny jest mój młodszy brat Marek – pisze muzykę elektroniczną, która nawet cieszy się wzięciem. Co się tyczy mnie, to ja realizuję się twórczo, grając koncerty. Ostatnio mam całkiem sporo propozycji. Wspiera mnie w tym ojciec, mama i moja siostra Jana.

Wygląda na to, że w Twojej rodzinie zdolności muzyczne to norma, a muzykowanie jest rodzinną tradycją. Jak się czujesz, jako przedstawiciel młodszego pokolenia muzykującej rodziny Żychów, znanej przecież szerokiej publiczności jeszcze z udziału w kilku edycjach Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie?

– Kiedy byłem dzieckiem, nie czułem, że jestem artystą. Zawsze wydawało mi się, że jest to czymś normalnym, kiedy rodzice mówili, że za chwile wyjdziemy na scenę i zagramy. Nie było tremy, być może dlatego, że nie wychodziłem sam. Będąc członkiem rodziny i mając przy sobie bliskich, czułem komfort i swobodę.

Koncertujesz indywidualnie i jako członek zespołu. Która forma występów bardziej Ci odpowiada?

– Bywa różnie. Teraz przeważnie koncertuje solo. Zdarzają się też występy z innymi instrumentalistami. Ale częściej miewam solowe występy. Mam nadzieję, że kiedyś uda się nam zebrać całą rodziną i zagrać koncert, jako zespół rodzinny.

Dominik Żych podczas koncertu w Sopocie, kwiecień 2024 roku

Kończysz już studia…

– W tym roku kończę studia magisterskie na Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku.

Jakie sukcesy twórcze masz już w swojej karierze artystycznej?

– Tej wiosny w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej grałem koncert na akordeon z orkiestrą symfoniczną jako solista w ramach koncertu najlepszych dyplomantów Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Orkiestrą dyrygował sam Przemysław Neumann. Dla mnie była to niesamowita przygoda, która pozostanie w pamięci na zawsze.

Wielu muzyków marzy o tym, żeby mieć koncert w jakimś kultowym miejscu. Występ w jakim miejscu jest Twoim marzeniem?

– Dziękuję za pytanie, ale szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad tym. Niech więc będzie to najbardziej prestiżowa na świecie sala Carnegie Hall na Manhattanie w Nowym Jorku.

Czy któremuś z akordeonistów to się udało?

– Tak, kilku osiągnęło taki sukces. Ale jest ich bardzo niewielu. Akordeonistom trudno jest przebić się w świecie muzyki klasycznej, gdyż nie są traktowani poważnie.

Jakiej muzyki słuchasz w wolnym czasie?

– Może jest to dziwne, ale słucham dużo muzyki akordeonowej, którą powszechnie uznaje się za specyficzną. Słuchając odnotowuję sobie różne utwory, które mogłyby się znaleźć w moim repertuarze. Interesuje się tym bardzo mocno, gdyż pragnę znaleźć się w gronie najlepszych wykonawców. Kocham muzykę klasyczną. Nie przepadam za muzyką popularną. Uwielbiam natomiast muzykę, którą komponuje mój brat Marek. Wspieram go i myślę, że jest bardzo utalentowanym człowiekiem, który mnie na swój sposób inspiruje.

Czego chciałbyś życzyć sam sobie?

– Chciałbym zostać profesorem na Akademii Muzycznej i grać koncerty solowe. Ale przede wszystkim chciałbym zostać artystą, którego ludzie potrzebują, potrafić otwierać ludziom świat muzyki, który mam w sobie, pokazywać piękno, które czuję sam. Uważam to za bardzo istotne i za główną zasadę kultury i sztuki.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów

Rodzina muzykująca Żych w Korowodzie ulicami miasta podczas Festiwalu Kultury Kresowej w Mrągowie, sierpień 2008 rok

Występ Rodziny Żych podczas Kaziuków w Grodnie w 2017 roku

Festiwal Kultury Kresowej w Mrągowie w 2018 roku

Znadniemna.pl/fot.: Archiwum Redakcji i Facebook.com

Dominik Żych, jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku i przedstawicielem młodego pokolenia polskich artystów o kresowych korzeniach, odnoszących sukcesy zarówno w Polsce, jak też w wymiarze międzynarodowym. [caption id="attachment_64944" align="alignnone" width="480"] Dominik Żych[/caption] Dominik jest laureatem wielu konkursów, m.in. zdobywcą Grand Prix na międzynarodowym

Absolwenci szkół średnich z Białorusi już mogą potwierdzać swoje szkolne świadectwa w Polsce w drodze procedury administracyjnej, czyli bez udziału władz w Mińsku.  

Nowe regulacje zaczęły obowiązywać po podpisaniu przez prezydenta RP Andrzeja Dudę znowelizowanej Ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa.

Jedna z poprawek uchwalonych w tej ustawie przewiduje, iż świadectwo o ukończeniu szkoły średniej, otrzymane w kraju, który zerwał porozumienie z Polską o wzajemnym uznawaniu dokumentów o edukacji, można potwierdzić na terenie Rzeczypospolitej Polskiej w drodze procedury administracyjnej, czyli bez udziału władz białoruskich. Nowa regulacja dotyczy dokumentów, potwierdzających otrzymanie edukacji podstawowej, średniej (matury), w tym nieukończonej średniej, a także dyplomów o ukończeniu szkoły zawodowej.

Do tej pory potwierdzenie zdobytej edukacji w trybie procedury administracyjnej było w Polsce dostępne jedynie osobom, mającym status uchodźcy, objętym ochroną uzupełniającą oraz członkom ich rodzin, a także ofiarom konfliktów zbrojnych, klęsk żywiołowych i innych kryzysów humanitarnych.

W sytuacji bez wyjścia, jeśli chodzi o potwierdzenie swojej edukacji, znaleźli się natomiast obywatele Białorusi, niepasujący do żadnej z wymienionych kategorii. Tymczasem 25 października 2022 roku Republika Białoruś zerwała wykonywanie  dwustronnego porozumienia z Rzecząpospolitą Polską o współpracy w dziedzinie edukacji i wzajemnym uznawaniu dyplomów. W ten sposób zaistniała potrzeba wniesienia odpowiednich poprawek do polskiego prawa w interesach obywateli białoruskich, którym reżim w Mińsku stara się maksymalnie uprzykrzyć życie na emigracji, czyniąc wszelakie przeszkody, również związane z potwierdzeniem poziomu edukacji i kwalifikacji zdobytych w dotychczasowym życiu.

Osobom zainteresowanym w uzyskaniu szczegółowych informacji, dotyczących procedury administracyjnej w zakresie skompletowania dokumentacji przebiegu kształcenia za granicą, zalecany jest kontakt z kuratorium oświaty, właściwym dla miejsca zamieszkania lub siedziby szkoły, uczelni bądź instytucji, w której zainteresowany ma zamiar przedstawić zaświadczenie, otrzymane w drodze wspomnianej procedury.

Więcej informacji na ten temat znajdziecie państwo na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej RP.

Znadniemna.pl na podstawie Euroradio.fm /Prezydent.pl/Gov.pl

Absolwenci szkół średnich z Białorusi już mogą potwierdzać swoje szkolne świadectwa w Polsce w drodze procedury administracyjnej, czyli bez udziału władz w Mińsku.   Nowe regulacje zaczęły obowiązywać po podpisaniu przez prezydenta RP Andrzeja Dudę znowelizowanej Ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym

Miesiąc po aresztowaniu, które miało miejsce 8 maja, proboszcz parafii rzymskokatolickiej i sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie ks. Andrzej Juchniewicz OMI nie został zwolniony z aresztu. Oznacza to, że po raz trzeci z rzędu skazano go na areszt administracyjny. Poprzednio odsiedział dwa wyroki po 15 dni aresztu – pisze Katolik.life.

Nowy termin aresztu oraz zarzuty, podobnie jak zarzuty z drugiego protokołu, z którego został skazany duchowny, pozostają nieznane.

Po raz pierwszy skazano księdza Juchniewicza na areszt za „nieuprawnione pikiety” (naruszenie porządku organizowania lub przeprowadzania imprez masowych). Jak czytamy w orzeczeniu opublikowanym w Banku Orzeczeń Sądowych, popełnione przez księdza wykroczenie miało polegać na tym ,że opublikował na swoim profilu w serwisie społecznościowym kilka obrazków profilowych z flagą Ukrainy, które milicja i sąd uznały za niedozwoloną pikietę. Proboszcz sanktuarium został skazany wówczas na maksymalny możliwy termin aresztu administracyjnego – 15 dni.

Zdjęcie profilowe ze wspomnianymi obrazkami i doklejoną na nich flagą Ukrainy zostało zamieszczone przez księdza ponad dwa lata temu. Tego samego dnia, 26 lutego 2022 roku, kiedy na zdjęciu profilowym duchownego pojawił się obrazek z flagą Ukrainy, ksiądz zastąpił je na wizerunek gołębicy pokoju. Ani oskarżenie ani sąd nie wzięły jednak tego pod uwagę, jako okoliczność łagodzącą.

Za podobne „wykroczenie” popełnione w Internecie i na podstawie podobnego artykułu skazany został 8 maja także wikariusz parafii i sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie o. Paweł Lemiech, który po dwóch procesach i odbyciu podwójnej kary aresztu wyszedł na wolność i wrócił do posługi w diecezjalnym sanktuarium.

Ojciec Andrzej Juchniewicz jest przewodniczącym Rady Grupy Koordynacyjnej Wyższych Przełożonych, Delegatów i Przedstawicieli Męskich i Żeńskich Instytutów oraz Stowarzyszeń Życia Apostolskiego na Białorusi. Jest to organ ustanowiony przez Stolicę Apostolską. Jego przewodniczący odpowiada za koordynację współpracę między wspólnotami zakonnymi, a także reprezentuje je przed Watykanem oraz przed Konferencją Katolickich Biskupów Białorusi.

Znadniemna.pl za Katolik.life

Miesiąc po aresztowaniu, które miało miejsce 8 maja, proboszcz parafii rzymskokatolickiej i sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie ks. Andrzej Juchniewicz OMI nie został zwolniony z aresztu. Oznacza to, że po raz trzeci z rzędu skazano go na areszt administracyjny. Poprzednio odsiedział dwa wyroki po

Urodzony w Wilnie i spędzający dzieciństwo w białoruskim Mołodecznie  pisarz Zbigniew Żakiewicz był związany z Gdańskiem od lat 60. minionego stulecia. Mieszkał w gdańskiej dzielnicy Wrzeszcz, a jego postać na trwałe wpisała się w pamięć stolicy polskiego Pomorza. Aby podkreślić związki Zbigniewa Żakiewicza z Gdańskiem oraz upowszechniać wśród mieszkańców i turystów wiedzę o pisarzu, 6 czerwca – w 91. rocznicę jego urodzin – na ścianie kamienicy przy ul. Kościuszki 26 w Gdańsku Wrzeszczu uroczyście odsłonięto pamiątkową tablicę.

Inicjatorem upamiętnienia Zbigniewa Żakiewicza w Gdańsku jest jego syn Maciej Żakiewicz.

Przemawia inicjator upamiętnienia Maciej Żakiewicz, syn pisarza, fot.: Przemysław Kozłowski / www.gdansk.pl

Przemawiając do zgromadzonych na uroczystości potomek pisarza powiedział:

– Dzisiejsza uroczystość odsłonięcia pamiątkowej tablicy jest bezpośrednim nawiązaniem do ludzi, którzy tworzyli powojenną kulturę Gdańska i Polski. Z całego serca zapraszam do sięgnięcia po twórczość ojca i gości, którzy odwiedzali ongiś progi tego domu. A byli tam miedzy innymi Wiktor Woroszylski, Julian Przyboś, Zbigniew Herbert, Anna Kamieńska, Aleksander Jurewicz, Ryszard Stryjec, ojciec dominikanin Jan Góra i ostatnio zmarły, nieodżałowany Paweł Huelle – mówił Maciej Żakiewicz, będący pierwowzorem jednego z bohaterów książek dla dzieci, napisanych przez swego tatę – chłopca z zielonym beretem z „Krainy 105 tajemnicy”.

Zbigniew Żakiewicz był pisarzem, któremu udało utrwalić nie tylko piękno rodzinnej Wileńszczyzny. Pochodzący z Ziemi Wileńskiej i wychowany w kulcie Matki Bożej Ostrobramskiej, zwanej Matką Miłosierdzia, sam stał się piewcą Miłosierdzia Bożego. Tak nazwał go we wspomnieniowym artykule o pisarzu ksiądz redaktor Wiesław Lauer, redagujący czasopismo Kurii Metropolitalnej Gdańskiej „Gwiazda Morza”.

Wspomniany fakt znalazł odbicie w tekście, który znalazł się na tablicy pamiątkowej, przytwierdzonej do ściany kamienicy przy ul. Kościuszki 26 w Gdańsku Wrzeszczu:

„W tym budynku w latach 1967-2010 żył i pracował Zbigniew Żakiewicz, wileńsko-gdański pisarz z Doliny Hortensji, publicysta, wykładowca akademicki, kronikarz życia kulturalnego miasta i piewca Miłosierdzia Bożego” – napisano ku pamięci potomnych.

W uroczystości odsłonięcia tablicy wzięli udział m.in. żona pisarza Dominika Żakiewicz; syn Maciej; profesor Uniwersytetu Gdańskiego Bogusław Żyłko, aktor Jerzy Kiszkis oraz honorowy obywatel Miasta Gdańska, ks. Zbigniew Cichon, który poświęcił tablicę. Uroczystość uświetnił także poczet sztandarowy z II Liceum Ogólnokształcącego we Wrzeszczu.

Przy wejściu do kamienicy – poczet sztandarowy II Liceum Ogólnokształcącego we Wrzeszczu, fot.: Przemysław Kozłowski / www.gdansk.pl

Zbigniew Żakiewicz (1932- 2010)

Pisarz, prozaik, eseista, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego urodził się 6 czerwca 1932 roku w Wilnie. Dzieciństwo spędził w Mołodecznie (wschodnie krańce Wileńszczyzny, obecnie w obwodzie mińskim na Białorusi), gdzie w dworku Tyszkiewiczów rodzice zajmowali służbowe mieszkanie. Uczył się w białoruskiej szkole w Lenkowszczyźnie (wieś pod Mińskiem).

W 1946 roku, w rok po śmierci ojca, w ramach repatriacji wyjechał z matką z Białorusi do Łodzi. W 1953 roku ukończył Technikum Przemysłu Włókienniczego Ministerstwa Przemysłu Lekkiego i rozpoczął studia na Wydziale Chemii Wyższej Szkoły Pedagogicznej (WSP) w Łodzi. Zrezygnował po miesiącu, rozpoczynając studia na filologii rosyjskiej w WSP we Wrocławiu. Po przeniesieniu wrocławskiej WSP do Opola w 1957 roku ukończył tam studia i do roku 1966 był asystentem w Katedrze Literatury Rosyjskiej Wydziału Filologiczno-Historycznego. Od 1966 roku – doktor na podstawie rozprawy pt. „Literatura rosyjska lat 1894-1914 w kręgu Młodej Polski” (promotor doc. Zbigniew Barański).

Od 1 października 1966 roku adiunkt w Katedrze Filologii Rosyjskiej Wydziału Humanistycznego Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku, przez pierwszy rok dojeżdżał na zajęcia z Opola, następnie zamieszkał w Gdańsku przy ul. Kościuszki. W latach 1970–1998 pracownik UG, od 1984 roku na stanowisku starszego wykładowcy, od września 1998 na emeryturze.

Od 1964 roku należał do Związku Literatów Polskich (ZLP), był członkiem zarządu oddziału w Opolu, w latach 1969–1971 sekretarzem oddziału gdańskiego ZLP, od 1989 roku członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, od 1990 roku – PEN Clubu. Od 1979 roku – członek Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, w latach 1980–1994 należał do NSZZ „Solidarność”. Był przewodniczącym jury Ogólnopolskiego Konkursu Prozatorskiego im. Jana Drzeżdżona, a od 2002 roku przewodniczył jury Konkursu Literackiego Uniwersytetu Gdańskiego.

W początkach lat 50. XX wieku pisywał do „Świata Przygód” (późniejszy „Świat Młodych”), publikował we Wrocławskim Tygodniku Katolików (WTK). W 1962 roku opublikował zbiór opowiadań Chłopiec o lisiej twarzy, w 1967 roku wydał kolejny zbiór „Liście”, w 1968 roku powieść o tematyce kresowej „Ród Abaczów”, stanowiącą pierwszą część Tryptyku Wileńskiego”, który uzupełniły powieści „Dolina Hortensji” (1975) i „Wilcze łąki” (1992).

W 2020 roku „Tryptyk Wileński” Zbigniewa Żakiewicza doczekał się wydania w tłumaczeniu na język białoruski.

Białoruskojęzyczne wydanie „Tryptyku Wileńskiego”, fot.: Znadniemna.pl

W latach 1971–1972 Żakiewicz publikował m.in. cykl „Półgłosem” w „Dzienniku Bałtyckim”, w 1973 roku – cykl „Z notesu” w „Głosie Wybrzeża”. Po wprowadzeniu stanu wojennego (13 grudnia 1981 roku) publikował głównie w prasie katolickiej (m.in. w „Gwieździe Morza”, „W drodze”, „Tygodniku Powszechnym”), a także w piśmie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego „Pomerania”. W latach 1984–2004 w „Gwieździe Morza” opublikował cykl pt. „Z dziennika”.

Oprócz prac naukowych był także autorem m.in. takich utworów jak: „Biały karzeł” (1970), „Wilio”, „W głębokościach morza” (1993), „Gorycz i sól morza”, „Gdańskie Smorgonie” (2000), utworów dla dzieci, między innymi „Kraina 105 tajemnicy” (1972) i „Latarnia dziadka Utopka” (1986). Na podstawie książki „Dwaj dzielni z Plimplańskiego lasu” w latach 1987–1990 Studio Małych Form Filmowych Se-Ma-For wyprodukowało serial „Lalkowy Maurycy i Hawranek”.

Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi (1976), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1989), Medalem Komisji Edukacji Narodowej (1998), Medalem 25-lecia Solidarności (2005). W 1971 roku został laureatem Nagrody Fundacji im. Kościeleckich, w latach 1988, 1992 i 1994 – laureatem Nagrody Artystycznej  Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki, w latach 1999  i 2003 otrzymał  Nagrodę Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury, a w 2000 roku został odznaczony Medalem Księcia Mściwoja II.

Zmarł 24 czerwca 2010 roku w Gdańsku. Pochowany został na cmentarzu Srebrzysko.

Znadniemna.pl na podstawie Gdańsk.pl, fot.: Przemysław Kozłowski / www.gdansk.pl

 

Urodzony w Wilnie i spędzający dzieciństwo w białoruskim Mołodecznie  pisarz Zbigniew Żakiewicz był związany z Gdańskiem od lat 60. minionego stulecia. Mieszkał w gdańskiej dzielnicy Wrzeszcz, a jego postać na trwałe wpisała się w pamięć stolicy polskiego Pomorza. Aby podkreślić związki Zbigniewa Żakiewicza z Gdańskiem

Wydarzenie miało miejsce 3 czerwca w Gdańsku-Oliwie, w auli św. Jana Pawła II i było objęte patronatem Metropolity Gdańskiego arcybiskupa Tadeusza Wojdy. Organizatorem konferencji była Fundacja Pomorskich Kresowian.

Okazją do spotkania i rozmowy stała się obchodzona w czerwcu tego roku 90. rocznica namalowania przez Eugeniusza Kazimirowskiego, według wskazań siostry Faustyny, pierwszego obrazu Jezusa Miłosiernego. Malarz miał rozpocząć pracę nad obrazem w styczniu 1934 roku i zakończył obraz tegoż roku w czerwcu.

Obraz „Jezu, ufam Tobie”, to chyba najbardziej znany w całej historii Kościoła oraz we współczesnym świecie wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, który powstał, za pośrednictwem św. Faustyny, według wskazań samego Zbawcy.

Zanim mikrofon przejął pierwszy prelegent konferencji, licznie przybyłą publiczność przywitał – w imieniu organizatora – prezes Fundacji Pomorskich Kresowian Michał Rzepiak, a także biskup pomocniczy gdański Piotr Przyborek.

Uczestników konferencji wita organizator, prezes Fundacji Pomorskich Kresowian Michał Rzepiak

– Życzę wam, aby Jezus, poprzez różne świadectwa, poprzez badania naukowe dotyczące czy to obrazu, czy też w ogóle Bożego Miłosierdzia, którego kult tak bardzo rozprzestrzenił się pod koniec XX w., zaczął dokonywać cudu swojego miłosierdzia w naszym życiu – mówił reprezentant Archidiecezji Gdańskiej i patrona wydarzenia arcybiskupa Tadeusza Wojdy.

 

Biskup pomocniczy Archidiecezji Gdańskiej Piotr Przyborek

– Życzę również, aby każdego z was dotknęło to przesłanie o Bożym Miłosierdziu, także pozwólcie, że pobłogosławię was oraz wszystkich prelegentów, żeby to Boże działanie poprzez tę konferencję mogło rozlać się w naszych sercach – dodał biskup Przyborek.

Wśród prelegentów było wiele wybitnych nazwisk: siostra dr Teresa Szałkowska ZSJM, ksiądz dr Piotr Szweda MS, konserwatorka zabytków Edyta Hankowska-Czerwińska, będąca ostatnią restauratorką cudownego obrazu, kierownik Zakładu Antropologii Obrazu na Uniwersytecie Gdańskim prof. dr hab. Zbigniew Treppa oraz adwokat, nauczyciel akademicki, poeta i publicysta dr nauk prawnych Tomasz Snarski.

Ksiądz dr Piotr Szweda MS

Prelegenci w trwających po pół godziny wystąpieniach poruszyli tematy związane z historią i przesłaniem obrazu Jezusa Miłosiernego, spojrzeli na nowo na biografię Eugeniusza Kazimirowskiego, przybliżyli, na czym polega wyjątkowość obrazu powstałego na podstawie objawień św. Faustyny.

Prof. dr hab. Zbigniew Treppa

Malarz Eugeniusz Kazimirowski, autor pierwszego obrazu Jezusa Miłosiernego, napisanego za pośrednictwem s. Faustyny wedle wskazówek samego Zbawcy

Przez historię obrazu bardzo szczegółowo przeprowadziła uczestników siostra Teresa Szałkowska. Oprócz wielu ciekawostek przygotowała w swojej prezentacji kilka unikatowych zdjęć. – W tym obrazie nie chodzi tylko o samo malowidło, ale o spotkanie z Bogiem. On wychodzi do nas, chce się z nami spotkać, wejść w nasze życie – mówiła prelegentka.

Siostra dr Teresa Szałkowska ze Zjednoczenia Sióstr Jezusa Miłosiernego

Siostra Teresa Szałkowska wspomniała o zmarłej niedawno śp. siostrze Cecylii Obuchowskiej, która potajemnie przed władzami komunistycznymi ukryła i wywiozła obraz Jezusa Miłosiernego z Nowej Rudy do Wilna

Jeden z bohaterów akcji ratowania cudownego obrazu – biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz, w latach 1981-1991 posługujący w parafii Świętego Ducha w Wilnie jako proboszcz

 

Zakonnica wyjaśniła okoliczności powstania wizerunku Chrystusa, rolę ks. Michała Sopoćki, zaangażowanie Eugeniusza Kazimirowskiego, a także przybliżyła życiorysy osób, które zatroszczyły się o to, aby obraz bezpiecznie przetrwał zawieruchę wojenną. Zwróciła również uwagę na to, jak poprzednie, nieudane zabiegi konserwatorskie, zniszczyły obraz.

– Zniekształcona została cała kompozycja i dopiero bardzo dobra i wnikliwa praca Edyty Hankowskiej-Czerwińskiej uratowała wizerunek Jezusa. Za co bardzo dziękuję – zaznaczyła siostra Szałkowska.

Słuchacze mieli także wyjątkową okazję posłuchać o pracach nad konserwacją obrazu, przeprowadzonych przez wspomnianą Edytę Hankowską-Czerwińską. Konserwatorka wyznała, na przykład, że na padające czasem pytanie o przeżyciach religijnych, które miała podczas pracy nad odnowieniem obrazu Kazimirowskiego, odpowiada: „nie miałam żadnych”.

Konserwatorka obrazu Jezusa Miłosiernego Edyta Hankowska-Czerwińska

Edyta Hankowska-Czerwińska podczas prac nad obrazem Jezusa Miłosiernego

– Gdybym myślała, że pracuję z cudownym obrazem, nie mogłabym przeprowadzić konserwacji. Tak, jak lekarz onkolog nie płacze z pacjentami, tylko szuka sposobu, aby ich wyleczyć, tak samo ja mam do wykonania zadanie, które ma przynieść konkretny efekt – tłumaczyła konserwatorka, która podczas prac restauracyjnych nad obrazem Jezusa Miłosiernego zdążyła urodzić w Wilnie córkę, obecną na gdańskiej konferencji i przywitaną przez publiczność brawami .

Edyta Hankowska-Czerwińska pracuje nad przywróceniem obrazowi Jezusa Miłosiernego pierwotnego wyglądu

Tak zmieniało się oblicze Zbawcy w trakcie prac restauracyjnych

Obraz przed i po konserwacji

Dr Tomasz Snarski z kolei wprowadził zgromadzonych w auli św. Jana Pawła II w tematykę, związaną z zagadnieniami oscylującymi wokół prawa i miłosierdzia.

Dr Tomasz Snarski

W swoich rozważaniach o obecności pojęcia miłosierdzia w prawie i życiu społecznym prelegent nawiązał między innymi do nauczania świętego Jana Pawła II, który problematyce Bożego Miłosierdzia poświęcił swoją drugą encyklikę pt. „Dives in misericordia”.

Konferencja zgromadziła wielu zainteresowanych historią  pierwszego i jedynego w dziejach portretu Boga, napisanego wedle wskazówek samego Zbawcy za pośrednictwem świętej Faustyny Kowalskiej

Co mówił Chrystus

Obraz Jezusa Miłosiernego z podyktowanym przez samego Zbawcę podpisem „Jezu, ufam Tobie” nie powstałby bez udziału świętej Faustyny Kowalskiej, której Pan Jezus objawił się po raz pierwszy 22 lutego 1931 roku w klasztorze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Płocku.

Święta Faustyna Kowalska, fot.: Wikimedia commons/domena publiczna

To wydarzenie siostra Faustyna opisała w swoim „Dzienniczku”, pisanym w latach 1934-1938”:

„Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie: jeden czerwony, a drugi blady (…). Po chwili powiedział mi Jezus: wymaluj obraz według rysunku, który widzisz z podpisem: „Jezu, ufam Tobie”. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie”.

Siostra Faustyna spełniła polecenie Jezusa. Po złożeniu w Krakowie ślubów wieczystych (1 maja 1933 roku) została skierowana do domu zakonnego w Wilnie. Przebywała tam z przerwami do 1936 roku. Tam poznała też swego spowiednika i kierownika duchowego bł. ks. Michała Sopoćkę, który pomógł jej zrealizować polecenie Pana Jezusa. Poprosił malarza Eugeniusza Kazimirowskiego o namalowanie wizerunku Jezusa Miłosiernego, sugerując się wskazówkami s. Faustyny. Prace nad obrazem trwały około pół roku i zakończyły się w czerwcu roku 1934.

Według relacji świętej, wizerunek nie oddawał piękna postaci widzianej w wizjach. W 1935 roku obraz przez trzy dni był wystawiony w krużgankach Kaplicy Ostrobramskiej, z okazji 1900. rocznicy męczeńskiej śmierci Chrystusa. Dziś obraz jest przechowywany w wileńskim Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Na świecie rozpowszechnił się jednak inny obraz Jezusa Miłosiernego, namalowany w 1943 roku przez krakowskiego malarza Adolfa Hyłę. Wizerunek ten nie był jednak weryfikowany przez siostrę Faustynę Kowalską, gdyż powstał pięć lat po jej śmierci.

Na prośbę ks. Michała Sopoćki, swojego spowiednika i późniejszego błogosławionego, siostra Faustyna rozpoczęła notowanie mistycznych przeżyć. Zapiski te znane są jako „Dzienniczek” pisany był w Wilnie i Krakowie w latach 1934-1938 na polecenie samego Jezusa.

To w Wilnie podczas objawień 13-14 września 1935 roku Pan Jezus podyktował dla siostry Faustyny słynną koronkę do Miłosierdzia Bożego, która ma być ratunkiem dla świata i grzeszników. Miała także wpływ na ustanowienie Święta Miłosierdzia Bożego.

W domu na Antokolu, w którym św. Faustyna mieszkała podczas swoich pobytów w Wilnie (w roku 1929 i w latach 1933-1936), obecnie znajduje się muzeum, poświęcone Świętej.

Znadniemna.pl na podstawie Diecezja.gda.pl / L24.lt

Wydarzenie miało miejsce 3 czerwca w Gdańsku-Oliwie, w auli św. Jana Pawła II i było objęte patronatem Metropolity Gdańskiego arcybiskupa Tadeusza Wojdy. Organizatorem konferencji była Fundacja Pomorskich Kresowian. Okazją do spotkania i rozmowy stała się obchodzona w czerwcu tego roku 90. rocznica namalowania przez Eugeniusza Kazimirowskiego,

Lidzianka Bożena Worono, która zakwalifikowała do finału tegorocznego Konkursu Miss Polonia, podczas zaplanowanej na 28 czerwca gali finałowej wystąpi z numerem 11. Oznacza to, że wielbiciele kresowej urody i licznych talentów ślicznej lidzianki mogą już głosować na nią, wysyłając SMS-y.

W lakonicznym opisie naszej krajanki na oficjalnej stronie pretendentki do tytułu Miss Polonia 2024 na Instagramie czytamy, że „jest śpiewaczką, prowadzącą i recytatorką, uzyskała licencjat na Wydziale Dziennikarstwa UW”. Organizatorzy podają też że młoda piękność kontynuuje naukę na studiach magisterskich na kierunku „Kryminalistyka”.

Spieszymy poinformować, że ta ostatnia informacja od kilku dni jest już nieaktualna – Bożena obroniła pracę magisterską z kryminalistyki i uzyskała stopień magistra w tej dziedzinie nauki, bez której nie da się wyobrazić skutecznego  ścigania przestępców.

Bożena Worono, jako absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego i magister kryminalistyki, fot.: Facebook.com

Z całego serca gratulujemy naszej krajance kolejnego życiowego sukcesu i zachęcamy naszych Czytelników, zwłaszcza tych sympatyzujących Polakom z Kresów, o wzięcie udziału w głosowaniu SMS-owym na Miss Polonia Social Media!

Jeśli chcecie Państwo, by to Bożena zdobyła ten tytuł, wyślijcie SMS o treści MISSPOLONIA.11 na numer 73601 (koszt 3,69zł z VAT / SMS).

Oficjalne zdjęcie pretendentki do tytułu Miss Polonia 2024 – Bożeny Worono, fot.: Facebook.com

Głosowanie SMS-owe potrwa do 27 czerwca, a dzień później, 28 czerwca, głos na Bożenę można będzie oddać także podczas wielkiego finału najstarszego i najbardziej prestiżowego konkursu piękności w Polsce – MISS POLONIA 2024.

Gala odbędzie się w Warszawie i będzie połączona z obchodami jubileuszu 95-lecia Konkursu.

Transmisja na żywo o godzinie 20:10 na antenie TVP2 i TVP Polonia!

Miłośnicy konkursów piękności, którzy planują pod koniec czerwca pobyt w Warszawie jeszcze mają szansę na bezpośrednie obejrzenie finału Konkursu Miss Polonia 2024. Bilety na show dostępne są na stronie https://www.eventim.pl/artist/final-miss-polonia

Znadniemna.pl, zdjęcia: Facebook.com/Instagram/Magdalena Michalak

Lidzianka Bożena Worono, która zakwalifikowała do finału tegorocznego Konkursu Miss Polonia, podczas zaplanowanej na 28 czerwca gali finałowej wystąpi z numerem 11. Oznacza to, że wielbiciele kresowej urody i licznych talentów ślicznej lidzianki mogą już głosować na nią, wysyłając SMS-y. W lakonicznym opisie naszej krajanki na

Przejdź do treści