HomeStandard Blog Whole Post (Page 52)

Wyłudzenie polskiej wizy stało się powodem zatrzymania przez strażników granicznych ze Świecka Białorusina, wjeżdżającego z Niemiec do Polski.

W środę, 3 stycznia, podczas działań ukierunkowanych na kontrolę legalności pobytu cudzoziemców wspólny polsko-niemiecki patrol funkcjonariuszy Straży Granicznej ze Świecka skontrolował jadącego z Niemiec do Polski 31-letniego obywatela Białorusi. Legitymowany okazał do kontroli białoruski paszport wraz z ważną wizą, wydaną w celu wykonywania pracy w Polsce.

Nie podjął on jednak zatrudnienia zgodnie z wystawioną wizą, nie próbował także nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z pracodawcą. Z oświadczenia Białorusina wynikało, że od około miesiąca przebywał w Niemczech u swoich znajomych. Z uwagi na fakt, że cel pobytu Białorusina jest niezgodny z deklarowanym, funkcjonariusze SG zatrzymali cudzoziemca, unieważnili wizę oraz wydali decyzję zobowiązującą go w ciągu 8 dni do powrotu na Białoruś. W decyzji orzeczono także o zakazie ponownego wjazdu do Polski oraz innych państw obszaru Schengen przez okres 1 roku.

Straż Graniczna nie informuje, czy zatrzymanie Białorusina z „podejrzaną” polską wizą może mieć związek z tzw. „aferą wizową”, która wybuchła latem 2023 roku i dotyczyła nieprawidłowości w procesie wydawania wiz między innymi przez polskie placówki konsularne na Białorusi.

Kwestia „afery wizowej” była szczególnie mocno podnoszona w trakcie ubiegłorocznej kampanii wyborczej do polskiego parlamentu przez polityków ówczesnej opozycji.

Przedstawiciele rządzącej wówczas partii Prawo i Sprawiedliwość wskazywali, że skala nadużyć jest niewielka, a służby i prokuratura prowadzą w tej sprawie odpowiednie czynności, w tym aresztowania osób, które uczestniczyły w korupcyjnym procederze. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowało o wypowiedzeniu umów wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 roku powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych.

21 grudnia Sejm powołał członków komisji śledczej ds. afery wizowej. Komisja ta ma na celu „zbadanie legalności, prawidłowości oraz celowości działań, a także występowania nadużyć, zaniedbań i zaniechań w zakresie legalizacji pobytu cudzoziemców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w okresie od dnia 12 listopada 2019 r. do dnia 20 listopada 2023 r.”

 Znadniemna.pl na podstawie Nadodrzanski.strazgraniczna.pl, na zdjęciu: wspólny polsko-niemiecki patrol funkcjonariuszy Straży Granicznej fot.: Nadodrzanski.strazgraniczna.pl

 

Wyłudzenie polskiej wizy stało się powodem zatrzymania przez strażników granicznych ze Świecka Białorusina, wjeżdżającego z Niemiec do Polski. W środę, 3 stycznia, podczas działań ukierunkowanych na kontrolę legalności pobytu cudzoziemców wspólny polsko-niemiecki patrol funkcjonariuszy Straży Granicznej ze Świecka skontrolował jadącego z Niemiec do Polski 31-letniego obywatela

Grodzieński okres życia św. Maksymiliana Marii Kolbego, urodzonego w Zduńskiej Woli 8 stycznia 1894 roku jako Rajmund Kolbe, przypada na lata 1922-1927. To wówczas dzieło jego życia, jakim było czasopismo „ Rycerz Niepokalanej”, stało się jednym z najpoczytniejszych periodyków w Polsce, sięgając nakładu 80 tysięcy egzemplarzy.

Oprócz działalności wydawniczej o. Maksymilian sprawował w Grodnie tradycyjną dla księdza posługę duszpasterską:

Ochrzcił w grodzie nad Niemnem 58 osób, udzielił pięciu ślubów małżeńskich i odprawił 26 ceremonii pogrzebowych. Jednocześnie o. Maksymilian prowadził katechizację w szkole w Łosośnie koło Grodna – dzisiaj znajduje się tam parafia pw. Błogosławionej Marianny Biernackiej, na terenie której proboszcz ks. Jerzy Martinowicz wraz z wiernymi wznosi nową grodzieńską świątynie katolicką. Pisaliśmy, o niej prosząc w imieniu proboszcza i parafian o darowizny na ten szczytny cel.

Święty Maksymilian Maria Kolbe urodził się jako Rajmund Kolbe 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. W roku 1910 wstąpił do zakonu ojców Franciszkanów , gdzie przyjął imię Maksymilian Maria. Studiował w Rzymie, gdzie w 1917 roku założył stowarzyszenie „Rycerstwo Niepokalanej”.

Do Polski wrócił dwa lata później. W roku 1922 zaczął wydawać w Krakowie czasopismo „Rycerz Niepokalanej”, którego wydawanie przeniósł w październiku tegoż roku do Grodna, do którego został przeniesiony przez władze zakonne. W 1927 roku, opuszczając gród nad Niemnem ojciec Maksymilian założył we wsi Paprotnia pod Warszawą klasztor-wydawnictwo Niepokalanów.

Niepokalanów kontynuował wydawanie „Rycerza Niepokalanej” (periodyk ten, przeniesiony tutaj z Grodna 21 listopada 1927 roku, w 1939 roku osiągnął szczytowy nakład w swojej historii – około miliona egzemplarzy). Od 1935 roku do wybuchu II wojny światowej w wydawnictwie Niepokalanów ukazywał się także poczytny katolicki „Mały Dziennik”(szczytowy nakład wydań niedzielnych ok.230 tys. egzemplarzy). Oba pisma poruszały nie tylko tematy religijne, ale także społeczne, polityczne i kulturalne.

Ponadto w drukarni Niepokalanowa wydawano miesięczniki dla dzieci – „Rycerzyk Niepokalanej” (od 1933) i „Mały Rycerzyk Niepokalanej” (od 1938) oraz „Biuletyn Misyjny”.

W 1936 roku, po pobycie na misji w Japonii, ojciec Maksymilian wrócił do Niepokalanowa gdzie objął kierownictwo wydawnictwem i klasztorem, który stał się największym klasztorem katolickim na świecie.

Jednak nie spektakularne osiągnięcia na niwie katechizacji oraz głoszenia Słowa Bożego sprawiły, że franciszkanin został wyniesiony na ołtarze. Zadecydowała o tym męczeńska śmierć, poniesiona przez katolickiego wydawcę i zakonnika w imię ratowania życia bliźniego.

Niemcy po raz pierwszy aresztowali Kolbego i franciszkanów tuż po zajęciu Warszawy już we wrześniu 1939 roku. Duchowni odzyskali wolność w grudniu. 17 lutego 1941 roku ojca Maksymiliana aresztowano jednak powtórnie. Trafił na Pawiak, skąd 28 maja 1941 roku został przeniesiony do obozu śmierci Auschwitz. Pod koniec lipca 1941 roku z obozu uciekł więzień Zygmunt Pilawski. Za karę zastępca komendanta Karl Fritzsch wybrał dziesięciu więźniów skazując ich na śmierć głodową. Wśród skazanych znalazł się Franciszek Gajowniczek, schwytany przez Niemców sierżant Wojska Polskiego, będący ojcem dwóch niepełnoletnich synów. Franciszkanin wyraził chęć pójścia na śmierć za niego. Esesman zgodził się. O. Kolbe po dwóch tygodniach męki wciąż żył. 14 sierpnia 1941 roku został uśmiercony przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka, który wstrzyknął mu zabójczy fenol.

Kilka tygodni przed śmiercią Maksymilian miał powiedzieć do współwięźnia Józefa Stemlera: „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.

Franciszkanin został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 roku i kanonizowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II jedenaście lat później.

W październiku 2022 roku w Grodnie odbyły się uroczystości na cześć 100-lecia przybycia do grodu nad Niemnem jednego z najbardziej znanych męczenników XX stulecia i pierwszego po II wojnie światowej Polaka, wyniesionego na ołtarze.

Kościół pw. Matki Bożej Anielskiej (Franciszkański) w Grodnie. Tutaj w latach 1922 – 1927 posługiwał ojciec Maksymilian Maria Kolbe, fot.: Znadniemna.pl

Obchody organizowali grodzieńscy ojcowie franciszkanie w kościele pw. Matki Bożej Anielskiej (Franciszkańskim), w którym święty Maksymilian Maria Kolbe pełnił posługę duszpasterską.

Wczoraj, 7 stycznia, mieszkańcy Zduńskiej Woli, rodzinnej miejscowości świętego Maksymiliana Marii Kolbego, uroczyście obchodzili 130-lecie urodzin swojego wybitnego krajana, który jest patronem tego miasta powiatowego w województwie łódzkim.

 

Znadniemna.pl, źródło ilustracji: youtube.com

Grodzieński okres życia św. Maksymiliana Marii Kolbego, urodzonego w Zduńskiej Woli 8 stycznia 1894 roku jako Rajmund Kolbe, przypada na lata 1922-1927. To wówczas dzieło jego życia, jakim było czasopismo „ Rycerz Niepokalanej”, stało się jednym z najpoczytniejszych periodyków w Polsce, sięgając nakładu 80 tysięcy

Białoruskie przedstawicielstwo Studia Języka Polskiego PanProfesor opisało na Facebooku szczegóły prześladowania firmy przez białoruskie służby specjalne i zapewniło swoich uczniów, że ich dane nie trafią w niepożądane ręce.

We wpisie na Facebooku PanProfesor informuje, że dwa tygodnie temu przedstawiciele jakichś służb specjalnych „zawitali w gości” do jednego z pracowników szkoły w Mińsku, po czym przeprowadzili rewizję w miejscowym biurze placówki. Jak się później okazało tego dnia -21 grudnia 2023 roku – studio PanProfesor nie było jedynym ośrodkiem nauczania języka polskiego w stolicy Białorusi, w którym zdarzyło się coś podobnego. W innych firmach, prowadzących kursy języka polskiego, zatrzymano dyrektorów, współpracowników i nauczycieli, po czym niektórych z nich zmuszono do nagrania tzw. „wideo skruchy” (forma upokarzania mieszkańców Białorusi, zatrzymywanych za udział w protestach przeciwko reżimowi, a także za inną działalność opozycyjną. Polega na nagrywaniu i publikowaniu w Internecie filmików, w których zatrzymany, zwykle pod przymusem, przyznaje się przed kamerą wideo do popełnienia czynów, o które został oskarżony – red.). Oprócz już znanych Białorusinom oskarżeń zatrzymani nauczyciele języka polskiego musieli się dodatkowo kajać za to, że „uczyli języka polskiego” i brali udział w innej związanej z tym działalności.

Z wpisu studia PanProfesor wynika, że „towarzysze” ze służb już na samym wstępie oświadczyli, iż firma ta „dopuściła się mnóstwa naruszeń, że jest rzekomo zadłużona względem swoich uczniów (co jest absolutną nieprawdą) oraz, że wpłynęła jakaś anonimowa skarga (treści której naturalnie nikt nikomu nie przedstawił)”.

Kwintesencją wszystkiego, co się zdarzyło, było oświadczenie jednego z „funkcjonariuszy”, który zapoznał się ze statutem szkoły i inną szkolną dokumentacją. „Was tylko za to wszystkich można wsadzić na długo” – miał stwierdzić.

Przedstawiciele studia Pan Profesor ujawniają , że im „niedwuznacznie zaproponowano”:

  • Wstrzymać reklamę swoich usług;
  • Zamknąć biuro i zaprzestać prowadzenie zajęć (już w czasie wizyty „goście” zerwali z drzwi wejściowych szyld z nazwą szkoły „PanProfesor”);
  • Samodzielnie zlikwidować podmiot prawny, prowadzący działalność edukacyjną.

Wskutek powyższego szantażu kierownictwo studia PanProfesor podjęło decyzję o zamknięciu białoruskiego przedstawicielstwa firmy. W ten sposób zakończyła się prawie dziewięcioletnia praca edukacyjna realizowana na Białorusi pod marką PanProfesor. Wielu z zaangażowanych w pracę wykładowców mają 10-, 15- i nawet 20-letnie doświadczenie wykładania języka polskiego.

Z wpisu na facebooku dowiadujemy się, że uczniowie i wykładowcy studia PanProfesor brali udział w przygotowaniu:

  • wielu koncertów;
  • dni polskiej kultury w Mińsku, podczas których mieli własne stoisko z materiałami, opowiadającymi o działalności szkoły;
  • dwukrotnie, w latach 2017-2018 Pan Profesor brał udział w organizacji wspólnych z Ambasadą RP w Mińsku i Związkiem Polaków na Białorusi Świąt Wielkanocnych. Jak podkreślają autorzy wpisu dzięki tej aktywności setki, jeśli nie tysiące mieszkańców Białorusi mieli okazję poznać polską tradycję wielkanocną;
  • w ciągu kilku lat pracownicy studia PanProfesor świadczyli usługi tłumaczeniowe, towarzysząc delegacjom polskich filmowców podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Listopad” – największej tego typu imprezy na Białorusi;
  • setki absolwentów dostały się na wyższe studia w Polsce.

Kończąc wpis na Facebooku przedstawiciele studia PanProfesor oświadczają: „Jeszcze nie umarliśmy, ale nasze dziecko na Białorusi dogorywa. Próbując pozostawać wiernymi przede wszystkim samym sobie, podjęliśmy decyzję przynajmniej doprowadzić do końca naukę we wszystkich grupach w trybie online. Dziękujemy naszym uczniom, których większość zgodziła się na takie rozwiązanie. Za zakończenie nauczania odpowiada partnerskie przedstawicielstwo PANPROFESOR (Polska), dlatego śpieszymy się uspokoić zainteresowanych – żaden wyciek danych w związku z tą sytuację nie nastąpi, a zobowiązania dotyczące nauczania zostaną wykonane zgodnie z zawartą umową”.

Znadniemna.pl za Studio Języka Polskiego PanProfesor 

Białoruskie przedstawicielstwo Studia Języka Polskiego PanProfesor opisało na Facebooku szczegóły prześladowania firmy przez białoruskie służby specjalne i zapewniło swoich uczniów, że ich dane nie trafią w niepożądane ręce. We wpisie na Facebooku PanProfesor informuje, że dwa tygodnie temu przedstawiciele jakichś służb specjalnych „zawitali w gości” do

Andrzej Pisalnik, redagujący portal Polaków na Białorusi Znadniemna.pl, zdobył drugą nagrodę w Konkursie o Nagrodę Marszałka Senatu dla dziennikarzy polskich i polonijnych. Jury Konkursu doceniło opublikowany na naszym portalu 30 listopada 2023 roku reportaż pt. „Matczyny nakaz”, opowiadający o legendzie polskiego odrodzenia na Białorusi, założycielce i wieloletniej dyrektorce Społecznej Szkoły Polskiej im. Tadeusza Reytana w Baranowiczach – Elżbiecie Dołędze-Wrzosek.

Celem konkursu, który odbywał się pod hasłem „Polki poza Polską”, było pokazanie roli, jaką odegrały i odgrywają polskie kobiety poza granicami Polski dla podtrzymywania polskości i utrzymania więzi z krajem ojczystym.

Jury konkursu uznało pracę Andrzeja Pisalnika pt. „Matczyny nakaz” za interesującą opowieść o losach kobiety, które przeplatają się z historią odradzania się polskości na Białorusi.

W tym roku szkoła, którą założyła w Baranowiczach na Białorusi bohaterka reportażu obchodziłaby jubileusz 35-lecia, ale reżim Łukaszenki, zwalczający wszelkie przejawy polskości,  doprowadził do likwidacji placówki. Szkoła była wzorcowym przykładem tego, jak można uczyć języka polskiego i wychowywać młodzież w duchu polskości.

„Bohaterkę reportażu poznajemy, gdy ma 13 lat. Wówczas, w 1944 roku matkę ( łączniczkę z AK) zabierają Niemcy do obozu śmierci w Kołdyczewie. Żegnając się z córką, prosi ją, by pamiętała, że jest Polką i  żeby wszyscy w rodzinie mieli dobre wykształcenie. Temu nakazowi Elżbieta Dołęga-Wrzosek pozostaje wierna całe długie i trudne życie na Białorusi. W czasie wojny opiekuje się dwoma chłopcami – Żydem i Białorusinem. Wychowuje obu chłopców w duchu polskości, sama kończy Wyższą Szkołę Języków Obcych” – czytamy w streszczeniu nagrodzonego reportażu na stronie internetowej Senatu RP.

Tamże znajdujemy opinię jurorów Konkursu, którzy, oceniając pracę Andrzeja Pisalnika, uznali za rzecz niezwykle ważną aby pamiętać o takich kobietach, jaką jest bohaterka reportażu naszego redakcyjnego kolegi, „bo to m.in. dzięki nim Polacy na Białorusi odzyskali tożsamość i trwają przy polskości”.

Konkurs o Nagrodę Marszałka Senatu, odbywający w 2023 roku pod hasłem „Polski poza Polską” miał już osiemnastą edycję. Pierwszą nagrodę otrzymała w nim Marzena Wróbel-Szała z Polskiego Radia Zachód za reportaż radiowy w interesujący sposób przywracający pamięć o polskiej pisarce emigracyjnej Danucie Mostwin pt. „Portrecistka emigrantów.

Trzecia nagroda przypadła Dorocie Jaśkiewicz-Łebek za reportaż radiowy pt. „Nie tylko kołysanka”  o twórczych Polkach żyjących na emigracji w Berlinie, którym polskie korzenie dają napęd do działania. Reportaż wyemitowany został na stronach podcastowych.

Ponadto jury przyznało 4 wyróżnienia. Ich zdobywczynie to: Joanna Sikora z Polskiego Radia Białystok, Danuta Świątek z portalu DobraSzkołaNowyJork.com, Katarzyna Ziółkowska z  wydawanego w USA Tygodnika „Kurier Plus” – Polish Weekly Magazin oraz Ewa Trzcińska z portalu Polacy we Włoszech.

W opublikowanym na stronie Senatu RP podsumowaniu wyników 18. edycji Konkursu o Nagrodę Marszałka Senatu czytamy:

„Autorzy tegorocznych prac dotarli do niezwykłych kobiet. Opowiedzieli o ich losach,  życiu na obczyźnie, a także o ich związkach z Polską. Pokazali Polki wrażliwe, a jednak silne, zdeterminowane w dążeniu do celu, odnoszące sukcesy, potrafiące godzić życie rodzinne z zawodowym, co jest jeszcze trudniejsze poza granicami ojczystego kraju. Nie zabrakło przykładów kobiet – bohaterek, gotowych zapłacić i płacących wysoką cenę za zachowanie polskości.  Dotyczy to Polek, które znalazły się poza granicami ojczyzny na skutek powojennego przesunięcia granic. Bohaterki wywiadów, reportaży nie zapominają o swoich korzeniach, wracają do Polski, dbają o to, by ich dzieci mówiły po polsku. Pozostają wierne polskiej tradycji i kulturze i zależy im na zachowaniu związków z ojczyzną. Cieszy fakt, że duża część prac została zainspirowana konkursem, skłoniła dziennikarzy do poszukiwania interesujących Polek, które  z różnych powodów zdecydowały się swoje życie budować na obczyźnie, ale także do poszukiwania  w przeszłości takich kobiet, o których warto opowiedzieć i przywrócić je naszej pamięci”.

W tym roku najwięcej prac na konkurs nadesłano z Polski. Były też prace z Białorusi, Czech, Kanady, Litwy, Niemiec, Szwecji, Ukrainy, Włoch, Stanów Zjednoczonych.

Już w Nowym 2024 Roku laureaci 18. edycji Konkursu o Nagrodę Marszałka Senatu zostaną zaproszeni do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej na uroczystość wręczenia dyplomów.

 Znadniemna.pl na podstawie Senat.gov.pl 

 

 

Andrzej Pisalnik, redagujący portal Polaków na Białorusi Znadniemna.pl, zdobył drugą nagrodę w Konkursie o Nagrodę Marszałka Senatu dla dziennikarzy polskich i polonijnych. Jury Konkursu doceniło opublikowany na naszym portalu 30 listopada 2023 roku reportaż pt. „Matczyny nakaz”, opowiadający o legendzie polskiego odrodzenia na Białorusi, założycielce

„Nieznani sprawcy” zatarli herb powstańców styczniowych na Litwie i Białorusi wyryty na kamieniu, upamiętniającym proboszcza z Iszczołny, księdza Adama Falkowskiego w  miejscu jego męczeńskiej śmierci i wiecznego spoczynku w Lidzie – poinformował na Telegramie białoruski kanał Spadczyna (pol. dziedzictwo).

Tak wyglądał nagrobny kamień ks. Adama Falkowskiego przed interwencją wandali, fot.: t.me/spadczyna

Tak kamień nagrobny wygląda teraz, fot.: t.me/spadczyna

Śp. ks. Adam Falkowski, proboszcz w Iszczołnie dekanatu lidzkiego za przeczytanie manifestu Rządu Narodowego z ambony w kościele Iszczołna został przez władze carskie uwięziony i skazany na śmierć przez rozstrzelanie. Kaźń nastąpiła 24 czerwca 1863 roku w Lidzie, na placu, leżącym wówczas poza miastem, na tak zwanym „wygonie”. Dzisiaj to miejsce znajduje się w granicach Lidy. W 1919 roku jeszcze żyli ludzie pamiętający to tragiczne i krwawe wydarzenie. Na stronie parafii św. Andrzeja Apostoła w Wyszkach, skąd pochodził ks. Adam Falkowski, opublikowane zostało spisane świadectwo naocznych świadków męczeńskiej śmierci kapłana. Opowiadali oni, że o godz. 6 rano śp. ks. Adam Falkowski szedł na miejsce stracenia skupiony i odmawiał modlitwy z brewiarza. „Przyprowadzono Go z więzienia lidzkiego na miejsce, gdzie był wykopany dół i przygotowano wapno w dużej beczce. Przeczytany Mu został dekret śmierci, po czym przywiązano Go do słupa i zawiązano oczy. Następnie salwa z karabinów kozackich. Ksiądz obwisł jako już martwy, potem Go odwiązano i ciało wrzucone zostało bez trumny do dołu i zalane wapnem. Mogiła została zakopana, szwadron kozaków na koniach zatarł wszelki ślad mogiły” – czytamy w opublikowanym świadectwie świadków śmierci kapłana.


Policja kilkakrotnie usuwała kamienie, lecz miejscowi mieszkańcy niezmiennie  to miejsce oznaczali czworoboczną linią kamieni. Z czasem kamienie te zagłębiły się i mogiła już nie była widoczna na zewnątrz. Ale po odzyskaniu przez Polskę niepodległości – w 1919 roku, w miejscu pochówku ks. Falkowskiego postawiony został krzyż. Chrześcijański symbol upamiętniający miejsce pochówku zakatowanego księdza został zniszczony przez komunistyczne władze w 1940 roku.

Pamięć o księdzu, zamordowanym przez rosyjskich oprawców przetrwała jednak czasy komunizmu i w latach 90. Już w niepodległej Białorusi społeczność Lidy ufundowała na grobie kapłana, który znalazł się w miejskim Parku Kultury i Odpoczynku nowy krzyż. Po dojściu do władzy na Białorusi Aleksandra Łukaszenki, którego reżim czerpie z dziedzictwa ZSRR i Imperium Rosyjskiego, starając się zniekształcić pamięć Białorusinów o powstaniu styczniowym, krzyż z mogiły księdza postanowiono znów usunąć.

Dopiero w 2010 roku w sprawie upamiętnienia na grobie księdza Falkowskiego udało się osiągnąć kompromis i w 2011 roku członkowie Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej odsłonili kamień pamiątkowy z inskrypcjami w języku polskim i białoruskim oraz herbem Polski, Litwy i Rusi z okresu powstania styczniowego – zawierającym wizerunki Orła Białego, Pogoni oraz Michała Archanioła na trójdzielnej tarczy.

Pogoń z powstańczego herbu jest symbolem używanym na Białorusi od czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego, a obecnie zwalczanym przez reżim Łukaszenki jako znak opozycji. Nie wykluczone jest, że właśnie symbol Pogoni sprowokował do działania „nieznanych sprawców”, którzy, walcząc z opozycyjnym symbolem, zbezcześcili przy okazji grób bohatera Powstania Styczniowego.

Znadniemna.pl na podstawie T.me/s/spadczyna, Parafiawyszki.pl

"Nieznani sprawcy" zatarli herb powstańców styczniowych na Litwie i Białorusi wyryty na kamieniu, upamiętniającym proboszcza z Iszczołny, księdza Adama Falkowskiego w  miejscu jego męczeńskiej śmierci i wiecznego spoczynku w Lidzie – poinformował na Telegramie białoruski kanał Spadczyna (pol. dziedzictwo). [caption id="attachment_63474" align="alignnone" width="480"] Tak wyglądał nagrobny

Na sam początek stycznia Nowego 2024 Roku przypada 80. rocznica urodzin Teresy Torańskiej – urodzonej w Wołkowysku ikony polskiego dziennikarstwa, pisarki, autorki licznych wywiadów-rzek z wpływowymi polskimi działaczami komunistycznymi i opozycjonistami z czasów PRL, między innymi z generałem Wojciechem Jaruzelskim, któremu Torańska miała powiedzieć wprost, że go nienawidziła.

Teresa Torańska urodziła się 1 stycznia w 1944 roku w Wołkowysku. Jej ojciec w tym czasie przebywał w syberyjskim GUŁAG-u, do którego zesłali go Sowieci. Mama, żeby wyżywić rodzinę, sprzedawała karmelki, które smażyła na blacie węglowej kuchni. Do Polski wyjechały ostatnim transportem, bo do ostatniej chwili czekały na powrót ojca.

– Mama sprzedała dobytek, za fortepian dostała dwa kilogramy wełny owczej. Wywiozła nas, mimo że ojciec był na Syberii. To była jej najmądrzejsza decyzja w życiu. Granicę zamknięto – wspominała Teresa Torańska okoliczności, w których opuszczała ZSRR w rozmowie z Remigiuszem Grzelą, opublikowanej po śmierci dziennikarki w „Gazecie Wyborczej”.

Jej najwcześniejszym wspomnieniem z domu w Wołkowysku było sprężynowe łóżko z siennikiem. Wieczorami leżała na nim wraz z siostrą i mamą, która czytała dziewczynkom „Pana Tadeusza” i Czechowa, bo bajek nie lubiła.

Mama Teresy Torańskiej – Eleonora Torańska z domu Bernatowicz, urodziła się w 1915 roku w Wołkowysku. W okresie pierwszej wojny światowej, w caracie przenoszono całe instytucje i dziadek naszej bohaterki z pocztą, której był naczelnikiem, został przeniesiony do Smoleńska.

Paweł Bernatowicz, dziadek Teresy Torańskiej, fot.: archiwum rodzinne Jerzego Piotra Talagi, krewnego bohaterki

Mama Teresy była wówczas kilkumiesięcznym dzieckiem. Do Wołkowyska rodzina wróciła dopiero w 1923 roku, kiedy Ela miała osiem lat. Tam mieszkała dziesięć lat, zapisała się na romanistykę w Warszawie, zaczęła studia. Był czerwiec 1939 roku, gdy Eleonora pojechała na wakacje do domu. – Kiedy wybuchła wojna, wybrała się z moim ojcem pociągiem do Warszawy po książki, które tam zostały. Spakowała, m.in. encyklopedię Gutenberga, z której do dzisiaj korzystam, zwłaszcza kiedy szukam wiedzy o przedwojennej Polsce, dojechali do Małkini, dalej już nic nie kursowało, i pieszo wracali do Wołkowyska – opowiadała Teresa Torańska w wywiadzie, opublikowanym po śmierci dziennikarki. Według niej kiedy weszli Rosjanie, jej rodzice akurat przekraczali granicę, siedząc przez dwie doby na ziemi niczyjej, na której, podobnie tak jak oni, siedział tłum ludzi. – W Wołkowysku wówczas była już władza radziecka i mama, będąc osobą wykształconą, dostała nakaz pracy na polskiej wsi. Prowadziła białoruską szkołę w Janowiczach. Wołkowysk, gdzie i ja się urodziłam, jest naszą siedzibą – wspominała nasza bohaterka.

Rodzinny Wołkowysk Teresa Torańska odwiedziła dopiero pięć lat przed śmiercią. Spotkała tam wówczas starszych mieszkańców, pamiętających jej mamę, ojca, siostrę, a nawet ją samą. W Janowiczach, gdzie mama dziennikarki wykładała w szkole, córka spotkała jej byłą uczennicę, która pomagała matce przy wychowaniu jej i siostry.

Po wyjeździe z ZSRR do Polski Ludowej Teresa Torańska zdała maturę, a w 1966 roku ukończyła studia prawnicze na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Trzy lata później w 1969 roku otrzymała też dyplom ukończenia Studium Dziennikarskiego.

Po zdobyciu dyplomu dziennikarza w latach 70. kresowianka współpracowała z warszawskim tygodnikiem „Kultura”, a później także z emigracyjną „Kulturą” paryską. W 1985 roku wydała książkę pt. „Oni”, na którą złożyły się wywiady z byłymi komunistycznymi decydentami i dygnitarzami o ich roli w budowaniu PRL. Książka okazała się światowym bestsellerem, przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Praca ta weszła do kanonu obowiązujących lektur na wydziałach nauk społecznych i politycznych uniwersytetów wielu krajów.

Kontynuacją książki „Oni” był wydany w 1994 roku kolejny zbiór wywiadów pt. „My”. Złożyły się nań wywiady m.in. z Leszkiem Balcerowiczem, Janem Krzysztofem Bieleckim, Jackiem Merklem, Wiktorem Kulerskim, Jarosławem Kaczyńskim, Piotrem Szczepanikiem i Janem Rulewskim.

W 2006 roku ukazała się książka „Byli” – Torańska kontynuowała swoje rozmowy z komunistycznymi decydentami i dygnitarzami. Wśród jej rozmówców znaleźli się: generał Wojciech Jaruzelski, rzecznik rządu w latach 1981-1989 Jerzy Urban, minister kultury Józef Tejchma i szef Urzędu do spraw Wyznań Kazimierz Kąkol.

Jej kolejna książka – „Są” – to wydana w 2007 roku publikacja, w której namówiła do zwierzeń m.in. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Ewę Łętowską, Wandę Wiłkomirską, Michała Głowińskiego, Edmunda Wnuka-Lipińskiego. Rozmówcy opowiedzieli dziennikarce o osobistych, często tragicznych przejściach i o tym, jak sobie z nimi poradzili.

Rok później ukazała się książka „Jesteśmy. Rozstania ’68”, w której 40 lat po wydarzeniach marcowych 1968 roku ówcześni emigranci opowiadali o swoich doświadczeniach. Książka ta zawiera kilkadziesiąt rozmów autorki z osobami, które wyjechały z Polski. Są w niej noty o emigrantach, ich fotografie, często całych rodzin, a także kalendarium marcowych wydarzeń 1968 roku.

Torańska była również współautorką filmów dokumentalnych, m.in. obrazów „Dworzec gdański” i „Noc z generałem”, oba w reżyserii Marii Zmarz-Koczanowicz, „Było i już” w reżyserii Feliksa Falka oraz filmu dla BBC „Changing the Guard” w reżyserii Petera Bate, o początkach demokracji w Polsce.

W 2011 roku zdiagnozowano u dziennikarki raka płuca. Choroba nie nadawała się do operacji. Zdecydowano się na intensywną chemioterapię. Wyniki badań okazały się dobre – nowotwór został w większości zniszczony. Jednak w grudniu 2012 roku stan zdrowia Torańskiej pogorszył się gwałtownie, co doprowadziło do jej śmierci, dzień po 69. urodzinach, czyli – 2 stycznia 2013 roku.

Prezydent RP Bronisław Komorowski odznaczył pośmiertnie Teresę Torańską Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla rozwoju polskiego dziennikarstwa i szczególne osiągnięcia w pracy publicystycznej upowszechniającej wiedzę o najnowszej historii Polski”. Odznaczenie podczas uroczystości pogrzebowych na Powązkach odebrał z rąk prezydenta wdowiec po zmarłej, Leszek Sankowski.

Urodzona wołkowyszczanka Teresa Torańska została pochowana na Powązkach Wojskowych w Warszawie, kwatera F IV , rząd TUJE, grób 2.

Grób Teresy Torańskiej na Powązkach Wojskowych w Warszawie

Znadniemna.pl na podstawie Wyborcza.pl , Wikipedia.org, na zdjęciu: Teresa Torańska, Warszawa, maj 2005 roku, fot.: Wikipedia/Mariusz Kubik

Na sam początek stycznia Nowego 2024 Roku przypada 80. rocznica urodzin Teresy Torańskiej – urodzonej w Wołkowysku ikony polskiego dziennikarstwa, pisarki, autorki licznych wywiadów-rzek z wpływowymi polskimi działaczami komunistycznymi i opozycjonistami z czasów PRL, między innymi z generałem Wojciechem Jaruzelskim, któremu Torańska miała powiedzieć wprost,

29 grudnia, 35 lat temu, zmarła wspaniała aktorka Janina Żejmo. Widzowie pamiętają ją z głównej roli w radzieckim filmie „Kopciuszek”/ „Zolushka” (premiera – 1947r.), nakręconym na podstawie scenariusza wybitnego dramaturga Jewgenija Szwarca. Aktorka zaczęła karierę artystyczną w rodzinnej grupie cyrkowej Żejmo. W wieku piętnastu lat była już doświadczoną artystką areny i estrady. Absolwentka legendarnej szkoły aktorskiej FEKS. Znakomita aktorka. Jej tytułowa rola w ekranizacji Kopciuszka do dzisiaj w byłym ZSRR jest uznawana za kultową, chociaż zagrała tam 16-letnią dziewczynę mając… 38 lat. Jej los nie był zbyt bajkowy: musiała przetrwać wojnę, zdradę bliskich i pogodzić się z koniecznością rozłąki z ojczyzną, córką i wnuczką do końca swoich dni.

Dzieciństwo

Janina Żejmo ze starszą siostrą

Janina Żejmo ze starszą siostrą Elą

Janina Żejmo urodziła się w 1909 roku w Wołkowysku, w rodzinie cyrkowców, do tego zawodu była też od dzieciństwa przygotowywana. Jej ojciec Józef Bolesław Żejmo był Polakiem, a matka Rosjanką. Podobno Janina urodziła się zaraz po przedstawieniu, gdy jej matka wracała do domu po wykonaniu salta mortale. Dzieciństwo Janki było dość niebezpieczne. Omal nie umarła na błonicę, od śmierci uratował ją jej dziadek. Jako małe dziecko spadła z konia podczas wykonywania trudnej akrobatycznej sztuczki. W młodości chorowała także na tyfus.

Rodzina Żejmo: Janina, jej siostra Ela, wójek Paweł, matka Anna, dziadek Wacław i ojciec Bolesław, 1912 rok

W 1923 roku, kiedy Janina miała 14 lat, jej ojciec ciężko zachorował i zmarł, a matka po wygaśnięciu umowy pozostała sama z córkami w Petersburgu. Tam też rodzina Żejmo postanowiła podbić scenę. Razem z matką Janina i jej siostra Elia uczyły się gry na ksylofonie. Zorganizowały trupę „Trio Żejmo” i we trójkę przygotowały „ekscentryczny musical”, który odniósł wielki sukces w Piotrogrodzie. W wieku 14 lat z powodu zaburzeń hormonalnych Janina przestała rosnąć. 148cm wzrostu było do końca życia jej wielkim kompleksem, ubrania musiała szyć, a buty kupować w sklepach dla dzieci; buźka też pozostała dziecięca.

Janina Żejmo

Kariera aktorska

Świadomie lub nieświadomie, wykorzystała (być może był to łut szczęścia) swój wygląd w pracy aktorskiej, choć nie od razu, bo dopiero po … 20 latach. W wieku piętnastu lat, równolegle z pracą na scenie, Janina Żejmo w tajemnicy przed rodziną postanowiła udać się do Leningradu, aby uczyć się na aktorkę. Została przyjęta do „Fabryki Ekscentrycznego Aktora” (FEKS).

Janina Żejmo w filmie „Przyjaciółki”, 1935 rok, fot.: kino-teatr.ru

W latach 20-tych i 30-tych zauważono niewątpliwy talent dziewczyny . Zagrane przez nią role w filmach „Bracia”, „Przyjaciółki” itp. natychmiast przyniosły jej popularność. Po zagraniu roli marzycielki Asi w filmie „Przyjaciółki” Janina stała się szczególnie popularna, rozpoznawano ją na ulicach, dostawała wiele listów od swoich fanów, zwłaszcza od młodych dziewczyn i chłopców, których marzeniem było zostanie sławnymi aktorami. Z powodu tej popularności, mimo narodzin córki – Janiny Kostriczkinej, rozpadło się pierwsze małżeństwo Janiny z aktorem Andriejem Kostriczkinem, który nie mógł znieść, że żona staje się bardziej znana niż on sam.

W 1939 roku Janina Żejmo została odznaczona Orderem „Znak Honoru”, a tuż przed wojną na planie jednego z pierwszych filmów dźwiękowych „Moja ojczyzna” poznała reżysera Iosifa Chejfica, który wkrótce został drugim mężem aktorki. Janina urodziła mu syna Juliana (Julian Żejmo po latach został operatorem filmowym w Polsce).

Janina Żejmo z córką i synem. Fot.: biography-life.ru

Kiedy zaczęła się wojna, Iosif Chejfic wraz z dziećmi wyjechał do Taszkentu, a Janina została sama w oblężonym Leningradzie. Jej dom był otwarty dla przyjaciół nawet w tak strasznym i trudnym czasie. Pod koniec 1942 roku Janinę ewakuowano do Taszkentu, gdzie spotkała się z mężem. Ale spotkanie nie było radosne. Zanim pociąg ewakuacyjny dotarł do Azji Środkowej, Chejfica poinformowano, że Janina zginęła podczas bombardowania i w jego życiu pojawiła się inna kobieta. Janina nie wybaczyła mężowi, że tak szybko o niej zapomniał. Z rozpaczy doznała paraliżu i wydawało się, że już nie wróci na scenę. Wyleczył ją pewien mądry i przebiegły lekarz, który zaczął podawać pacjentce „pewne rzadkie zagraniczne lekarstwo”. Eh, ta wiara Rosjan i Polaków w skuteczność zagranicznych środków. W każdym razie pacjentka, pijąc gorącą wodę, cudownie ozdrowiała.

Janina Żejmo z mężem Leonem i synkiem

Po ozdrowieniu i poprzedzających chorobę gorzkich doświadczeniach małżeńskich Janina postanowiła nigdy już nie wychodzić za mąż, choć nigdy nie narzekała na brak adoratorów. Kobiety w typie dziecka zawsze mają powodzenie. Co z tego jednak, kiedy własne dzieci daleko.

I tu pojawił się polski trzeci mężczyzna w życiu naszej bohaterki, reżyser z francuskim nazwiskiem – Leon Jeannot (w rosyjskim brzmieniu – Żanno). Mężczyzna był urodzony jako Lejbele Katz i akurat walczył z depresją, a więc przebywał w podobnej co nasza Janina Żejmo sytuacji życiowej. Leon uciekł z Warszawy po wybuchu wojny do ZSRR, jak zrobiło to wówczas wielu przytomnych Żydów.

Ogromna popularność

I wtedy właśnie Janinie zaproponowano rolę Kopciuszka. Sama aktorka miała wielkie wątpliwości ze względu na wspomniany wyżej wiek głównej bohaterki. Jednak scenarzysta Jewgienij Szwarc w tej roli widział tylko Żejmo i się uparł, że to ona musi zagrać Kopciuszka. Nie chodziło mu o młodość, tylko o delikatność, czar, naiwność i talent do wzbudzenia w widzach nie tylko sympatii, ale i współczucia.

Film „Kopciuszek” stał się ukoronowaniem kariery Janiny Żejmo, choć, jak to zwykle bywa po tak charakterystycznych rolach, po tym filmie ciekawych propozycji w jej aktorskiej karierze zabrakło. Mąż również nie miał pracy i myślał o powrocie do Polski. Zdecydowali się na ten krok po tym, jak Julian, syn Janiny, został zrugany w szkole za to, że wpiął w klapę herb Warszawy.

Z Placu Czerwonego na Plac Zbawiciela

Janina Żejmo ze swoim trzecim mężem Leonem

Po powrocie do Polski Leon Jeannot zaczął wreszcie pracować w wyuczonym zawodzie reżysera, syn Janiny poszedł do szkoły filmowej, a ona sama została gospodynią domową. Prowadzili otwarty dom, w którym można było spotkać największe gwiazdy polskiego filmu, teatru, telewizji i estrady. Janina Żejmo była pasjonatką gry w pokera i kanastę. Jej córka Janina Kostriczkina została w ZSRR, więc matka na pewno nie mogła być w zupełności szczęśliwa. W Polsce mieszkała ostatnie 30 lat życia.

Janina Żejmo z wnukiem Piortem, Warszawa 1978 rok.

Najsławniejszy Kopciuszek w ZSRR i okazał się wspaniałą matką, przeciętną kucharką, prawdziwą duszą towarzystwa i namiętną palaczką. A także – utalentowaną pisarką.

Zmarła Janina Żejmo w Warszawie 29 grudnia 1987 roku.

Zgodnie z jej życzeniem, któremu nie należy się dziwić, została pochowana jednak w Moskwie, na Cmentarzu Wostriakowskim.

W Rosji o aktorce został nakręcony dokument telewizyjny z serii „Kak uchodili kumiry” (pol. „Jak odchodzili idole”).

Książka „Z Placu Czerwonego na Plac Zbawiciela. Wspomina Janina Żejmo”

Znadniemna.pl/kulturologia.ru/wikipedia.org

29 grudnia, 35 lat temu, zmarła wspaniała aktorka Janina Żejmo. Widzowie pamiętają ją z głównej roli w radzieckim filmie „Kopciuszek”/ "Zolushka" (premiera - 1947r.), nakręconym na podstawie scenariusza wybitnego dramaturga Jewgenija Szwarca. Aktorka zaczęła karierę artystyczną w rodzinnej grupie cyrkowej Żejmo. W wieku piętnastu lat

Szanowni Czytelnicy, kończy się kolejny rok funkcjonowania naszej redakcji na uchodźstwie.

Cieszy, że mimo trudności w komunikacji z Państwem, udaje nam się  tutaj w Polsce utrzymywać  kontakty ze środowiskiem Polaków z Białorusi. Chodzi zarówno o rodaków, którzy musieli opuścić kraj urodzenia, z uwagi na niebezpieczeństwo, grożące ze strony panującego na Białorusi dyktatorskiego reżimu, jak też o Polaków wciąż mieszkających w zniewolonym przez reżim kraju.

Nasza praca na rzecz informowania polskiej oraz polonijnej opinii publicznej o sytuacji Polaków na Białorusi oraz informowania Rodaków na Białorusi o tym, jak postrzegane są  ich problemy w Polsce i wśród Polonii świata, budzi złość i chęć zemsty ze strony wielbicieli rządzącej na Białorusi satrapii.

Niszcząc środowisko polskie na Białorusi i doprowadzając do ucieczki z kraju redakcji zdecydowanej większości niezależnych białoruskich mediów, w tym redakcji mediów polskiej mniejszości narodowej, reżim nie sądził, że przetrwamy chociażby przez rok w oderwaniu od swojego naturalnego środowiska – mieszkających na Białorusi Polaków.

Tymczasem udaje nam się nie tylko kontynuować działalność, lecz nawet reaktywować zakończone już projekty redakcyjne (w tym roku reaktywowaliśmy na przykład akcję „Dziadek w polskim mundurze” – red). Często jako pierwsi docieraliśmy do wiadomości z Białorusi, które odzywały się bólem w polskich sercach. Chodzi konsekwentne zawężanie przez władze przestrzeni nauczania języka ojczystego w środowisku polskiej mniejszości narodowej i de facto doprowadzenie do modelu zakładającego nauczanie języka ojczystego w rodzinie (jak miało to miejsce w czasach ZSRR – red.). Informowaliśmy niestety także o bezczeszczeniu przez białoruskie władze polskich miejsc pamięci narodowej, niszczeniu grobów polskich żołnierzy z okresu II wojny światowej, czy o nasilającym się ostatnio na Białorusi prześladowaniu księży katolickich, często postrzeganych jako agenci polskich wpływów, choć, jak zauważył rezolutnie oskarżany o „zdradę stanu” ksiądz Henryk Okołotowicz, nie są oni ani „agentami Warszawy”, ani „agentami Watykanu”, lecz, jeśli już, to „agentami Boga”.

Mrok dyktatury i represji na Białorusi nie mija, a czasami wydaje się, że zagęszcza, już ponad trzy lata. Na razie nic nie wskazuje na to, że sytuacja się rozjaśni i będziemy mogli bezpiecznie wrócić do swoich domów.

Historia uczy, iż w podobnych, beznadziejnych sytuacjach sens życiu człowieka nadaje wiara – wiara w to, że przeżywane cierpienia wpisane są w Zamysł Boży.

Pamiętajmy zatem o tym, że 2023 lata temu magiczna Noc Narodzin Jezusa przyniosła Światło i Zbawienie całemu Światu w postaci pojawienia się bezbronnego dzieciątka, pierwotnie wzgardzanego i lekceważonego przez większość, otaczających je ludzi.

Obecnie, kiedy nie dostrzegamy nawet promyku światełka na horyzoncie Nadziei, redakcja portalu Znadniemna.pl życzy  sobie i Państwu abyśmy w historii Narodzin Jezusa zaczerpnęli inspirację i powzięli siły do oczekiwania na nadejście zbawiennej dla nas wszystkich Zorzy.

Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia żyje własnym pięknem, a Nowy Rok obdaruje Państwo pomyślnością i szczęściem!

Spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, życzy swoim Czytelnikom

Redakcja portalu Znadniemna.pl

Szanowni Czytelnicy, kończy się kolejny rok funkcjonowania naszej redakcji na uchodźstwie. Cieszy, że mimo trudności w komunikacji z Państwem, udaje nam się  tutaj w Polsce utrzymywać  kontakty ze środowiskiem Polaków z Białorusi. Chodzi zarówno o rodaków, którzy musieli opuścić kraj urodzenia, z uwagi na niebezpieczeństwo, grożące

20 grudnia 2023 roku minęło 1000 dni, przetrzymywania w białoruskich aresztach i więzieniu Andrzeja Poczobuta. Szef polskiego MSZ Radosław Sikorski napisał z tej okazji w „Gazecie Wyborczej”, że  dziennikarz polskich mediów i działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi jest prześladowany „za to, że chce, by jego kraj był wolny”.

„Jest dla wszystkich symbolem niepodległego ducha i wiary w ideę wolności” – oznajmił szef polskiej dyplomacji na łamach gazety, której współpracownikiem jest dziennikarz, więziony przez reżim Łukaszenki.

„Andrzej – dziennikarz, prawnik, popularyzator Historii działacz Związku Polaków na Białorusi – siedzi w więzieniu za to, że chciał, by jego kraj był wolny. I stał się przez to osobistym wrogiem prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Za to został skazany na osiem lat zaostrzonej kolonii karnej” – napisał Sikorski w  tekście, który opublikowała w środę w „Gazeta Wyborcza”.

„Andrzej Poczobut to Polak na Białorusi – patriota swojego białoruskiego kraju, łączący w sobie to, co we wspólnym dziedzictwie najlepsze. Stal się dla nas wszystkich symbolem niepodległego ducha, wiary w ideę wolności. On jest wszak w więzieniu dlatego, że reżim Łukaszenki się go boi. Jest złośliwością autokratów, że ten wielbiciel kultury polskiej i białoruskiej, opiewający nasze splatające się dzieje, został skazany między innymi za podżeganie do waśni narodowościowych. Adam Michnik, redaktor naczelny +Gazety Wyborczej+, która drukowała artykuły Andrzeja Poczobuta, napisał, że patrzy z niego «dawnych Polaków duma i szlachetność». Ja bym dodał jeszcze słowo «niezłomność»” – podkreślił szef MSZ.

Sikorski przypomniał, że o uwolnienie Andrzeja Poczobuta apelowały polski Sejm i Senat, Parlament Europejski i instytucje Unii Europejskiej i że stara się o to polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. „Dotychczasowe wysiłki nie zwalniają polskiej dyplomacji, by czynić to jeszcze intensywniej i skuteczniej” – zaznaczył minister.

„Wierzymy, że Andrzej będzie niebawem wolny, bo jak sam stwierdził: «nie zrobił nic złego, nie złamał prawa, nie będzie uciekał i jest u siebie»” – dodał szef polskiej dyplomacji.

 Znadniemna.pl na podstawie Wyborcza.pl, fot.: Belta.by

20 grudnia 2023 roku minęło 1000 dni, przetrzymywania w białoruskich aresztach i więzieniu Andrzeja Poczobuta. Szef polskiego MSZ Radosław Sikorski napisał z tej okazji w „Gazecie Wyborczej”, że  dziennikarz polskich mediów i działacz polskiej mniejszości narodowej na Białorusi jest prześladowany „za to, że chce, by

Reżim Łukaszenki przeprowadził rewizję w domu opozycyjnego białoruskiego polityka, 76-letniego Aleksandra Milinkiewicza.

Jak podaje telewizja Biełsat, zostały opieczętowane drzwi domu polityka we wsi Berszty, w rejonie szczuczyńskim, gdzie w XIX wieku mieszkali jeszcze pradziadkowie polityka, wypędzeni ze swoich domów przez władze carskie. Sam zainteresowany nie wie o przyczynach przeszukania, nie ma też wiedzy, czy wszczęto przeciwko niemu sprawę karną.

W poświęconym incydentowi wpisie na Facebooku, Aleksander Milinkiewicz przeprowadził analogię z wydarzeniami sprzed 160 lat, kiedy generał-gubernator wileński Michaił Murawiow-wieszatiel za udział w Powstaniu Styczniowym wypędzał z gniazd rodzinnych jego prapradziadka Jerzego i pradziadka Kazimierza Milinkiewiczów oraz innych mieszkańców zaścianka Żubrowo spod Bersztów. „Mienie mieszkańców wsi podlegało wtedy konfiskacie, a ich domy i ziemię oddawano przesiedleńcom z Rosji, albo palono” – napisał Aleksander Milinkiewicz.

Polityk po rozpoczęciu bezprecedensowych represji reżimu Łukaszenki po wyborach 2020, przebywa za granicą.

Na emigracji stworzył Wolny Uniwersytet Białoruski, który ma kształcić kadrę kierowniczą dla przyszłej demokratycznej Białorusi.

Atak na mienie opozycyjnego polityka białoruskie władze przypuściły wówczas, kiedy na Białorusi odbyło się kilkadziesiąt przeszukań w mieszkaniach, należących do polityków opozycji, w większości przebywających na wymuszonej emigracji za granicą.

Fala przeszukań odbyła się w miejscu zameldowania na Białorusi opozycjonistów oraz u pozostających w kraju członków ich rodzin, w ostatnich dniach listopada. Z informacji MSW wynika, że przeprowadzono ponad 130 przeszukań i wydano 145 nakazów zajęcia mienia.

Komitet Śledczy podał, że w sprawie podejrzanych jest ponad 100 osób.

Białoruscy opozycjoniści są oskarżani najczęściej o „spisek lub inne działania mające na celu przejęcie władzy państwowej” (paragraf 1 art. 357) i „tworzenie formacji ekstremistycznej lub udział w niej” (paragraf 3 art. 361 ) Kodeksu Karnego Białorusi.

Nie wiadomo, czy rewizja w domu Aleksandra Milinkiewicza jest związana z ostatnią falą prześladowania opozycjonistów. Wiadomo za to, że reżim Łukaszenki od dawna oskarża polityka o ścisłe, z punktu widzenia władz – karygodne, związki z polskością oraz o to, że wyznaje on wartości cywilizacji zachodniej.

Potomek powstańców i współpracowników Janusza Korczaka

Aleksander Milinkiewicz pochodzi z mieszczańskiej rodziny nauczycielskiej. Jego rodzice przed II wojną światową mieszkali w Warszawie, pracowali w żoliborskim domu dziecka prowadzonym przez Janusza Korczaka. Jego pradziadek był represjonowany przez władze carskie za udział w Powstaniu Styczniowym. Dziadek zaś, w latach 20. XX wieku, był w II Rzeczypospolitej działaczem białoruskiej mniejszości narodowej na Grodzieńszczyźnie.

Po wojnie rodzice Milinkiewicza zamieszkali w rodzinnym Grodnie, gdzie urodził się ich syn. W 1965 roku ukończył z wyróżnieniem szkołę, w 1969 roku – Wydział Fizyczno-Matematyczny Grodzieńskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego. Pracował jako nauczyciel, wykładał w instytucie.

Praca w Grodzieńskim Ratuszu

W 1990 roku Milinkiewicz objął stanowisko wiceprzewodniczącego komitetu wykonawczego (wiceburmistrza) miasta Grodno.

Przez sześć lat zajmował się problematyką edukacji, kultury, ochrony zdrowia, młodzieży, sportu, mediów, religii, stosunków międzynarodowych oraz ochrony dziedzictwa historycznego. Koledzy i przyjaciele Milinkiewicza opowiedzieli portalowi Svaboda o jego osiągnięciach, które zasługują, by zapisano je na kartach historii Białorusi.

Pod rządami Milinkiewicza Grodno najszybciej spośród innych miast Białorusi zwracało swoje świątynie wiernym.

Oddawał wiernym świątynie i wspierał odrodzenie polskiej oświaty

Na początku lat 90., gdy Aleksander Milinkiewicz objął kierownictwo w grodzieńskim ratuszu nad sprawami kultury, edukacji i religii, na masową skalę zaczęto oddawać wiernym świątynie. Nie tylko kościoły katolickie i cerkwie. Choć w mieście było zaledwie 50 luteranów, również oni odzyskali swoją świątynię. Wiernym przekazana została także Wielka Synagoga.

To właśnie za czasów Milinkiewicza w Grodnie otwarto pierwsze katolickie seminarium na Białorusi. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie jego ogromne zaangażowanie w tę sprawę.

Przy udziale Milinkiewicza władze miasta podjęły decyzję, że wszystkie opuszczone lokale w centrum miasta zostaną przekazane nie na cele komercyjne, ale (po symbolicznych cenach) ludziom kultury i artystom.

W latach 90. grupa organizacji społecznych miasta Grodna postanowiła zorganizować festiwal podkreślający kulturową różnorodność miasta. Milinkiewicz absolutnie wsparł ich projekt i tak zapoczątkowano imprezę, która później przekształciła się w Festiwal Kultur Narodowych, który obecnie odbywa się corocznie.

Również przy aktywnym udziale Milinkiewicza w drugiej połowie lat 90. rozpoczął się w Grodnie festiwal muzyczny „Rock-Gubertalia”.

Zdaniem byłego prezesa Związku Polaków na Białorusi Tadeusza Gawina, nie byłoby możliwości otwarcia Polskiej Szkoły w Grodnie bez pomocy Milinkiewicza. Jego zasługi dla odrodzenia Polskości na Grodzieńszczyźnie zaowocowały przyznaniem Panu Aleksandrowi tytułu Honorowego Członka Związku Polaków na Białorusi.

Znalazł miejsce pochówku ostatniego króla Rzeczypospolitej

35 lat temu, jeszcze jako docent Uniwersytetu Państwowego im. Janka Kupały w Grodnie, Aleksander Milinkiewicz odwiedził Wołczyn, miejsce urodzenia oraz spoczynku Stanisława Augusta Poniatowskiego i dokonał niezwykłego odkrycia. W 2017 roku Aleksander Milinkiewicz opowiedział Radiu Svaboda, jak w krypcie kościoła pw. św. Trójcy w Wołczynie, wraz z przyjaciółmi odnalazł fragmenty królewskich szat i obuwia, dębowej trumny, szaty koronacyjnej z herbami królewskimi: orłem szytym w srebrno-złotym kolorze. Ale nie udało się znaleźć kości ostatniego króla Polski. Znaleziska przewieziono do Polski. W 1995 roku w uroczystości przeniesienia szczątków władcy do Katedry Jana Chrzciciela w Warszawie uczestniczyli prezydent Lech Wałęsa i arcybiskup Józef Glemp. Za to odkrycie Milinkiewicz został wyróżniony odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

„Dla Polaków to ostatni król, dla nas Białorusinów – ostatni wielki książę białorusko-litewskiego państwa. Syn ziemi brzeskiej, Stanisław Poniatowski pochodził ze znanego litewskiego rodu Czartoryskich i Sapiehów. Jednym słowem – z naszych, miejscowych, – cytuje słowa Aleksandra Milinkiewicza portal Svaboda.org.

Patriota Grodna i Białorusi

Do zasług Milinkiewicza w tamtych latach można dodać poszukiwanie miast partnerskich. Dzięki jego aktywnej pracy, miastami partnerskimi Grodna stało się francuskie Limoges, niemiecki Minden, a w Polsce Białystok.

Milinkiewicz odegrał kluczową rolę w procesie przywracania ulicom Grodna historycznych nazw. Za jego sprawą nazwę historyczną odzyskał Plac Tyzenhausa, ul. Stefana Batorego. Kierowana przez niego komisja toponimiczna podjęła nawet decyzję o niecelowości pomnika Lenina na centralnym placu miasta. Ale sam komitet wykonawczy miasta bał się zburzyć pomnik przywódcy bolszewików.

Dzięki lobbingowi Milinkiewicza, burmistrza Limoges, a także kilku wpływowych francuskich konserwatorów i firm restauracyjnych, UNESCO wydało fundusze na odbudowę cerkwi Świętych Borysa i Gleba (tzw. Kołożskiej) – najstarszej cerkwi prawosławnej w Grodnie. Powstał nawet projekt gruntownej restauracji cerkwi, jego realizację uniemożliwiło jednak dojście do władzy Łukaszenki.

Aleksander Milinkiewicz osobiście odwiedzał szkoły i przedszkola, aby przekonywać rodziców do przestawienia dzieci na białoruski język nauczania. Ale jako człowiek niezwykle skromny, Milinkiewicz zawsze podkreślał, że wszystkie jego osiągnięcia na stanowisku wiceburmistrza nie miałyby szans na realizację bez poparcia ówczesnego szefa obwodu grodzieńskiego i późniejszego oponenta Łukaszenki Siemiona Domasza.

Zegar, znajdujący się na wieży grodzieńskiej katedry, pochodzi z XIV wieku. Przestał działać w latach 50. XX wieku. Sowieckie władze twierdziły, że tykanie zegara zakłócało komunikację miejską. Mimo to, w 1987 roku, Milinkiewicz postanowił go odrestaurować. Koordynował wszystkie prace, zaprosił konsultantów-historyków i rzemieślników, nawet z petersburskiego Ermitażu Państwowego. Tylko czyszczenie starych kół i wałów zabytkowego mechanizmu trwało około tygodnia. A po trzech miesiącach zegar znów zaczął tykać.

Działacz społeczny i polityk

Na początku 1996 roku Aleksander Milinkiewicz zrezygnował z pracy we władzach lokalnych w proteście przeciwko niekonstytucyjnemu referendum Łukaszenki. Były urzędnik założył organizację publiczną „Ratusz”, która stała się ośrodkiem wsparcia dla trzeciego sektora. To tam kiełkowało białoruskie społeczeństwo obywatelskie. Warto zauważyć, że jego organizację aktywnie wspierali lokalni biznesmeni. W 2003 roku władze zdelegalizowały organizację.

W 2006 roku Milinkiewicz został laureatem Nagrody im. Sacharowa „Za wolność myśli”, przyznawanej przez Parlament Europejski. Na jej przykładzie Milinkiewicz ufundował na Białorusi podobną nagrodę – Nagrodę im. Wasyla Bykowa, na którą przeznaczył kwotę z nagrody pieniężnej przyznanej mu przez Parlament Europejski.

Będąc na wymuszonej emigracji po bezprecedensowej fali represji 2020 roku Aleksander Milinkiewicz stworzył Wolny Uniwersytet Białoruski (WUB). Nowoczesna uczelnia działa w trybie online. Jest już zarejestrowana w Polsce.

Wolny Uniwersytet Białoruski rozpoczął swoją działalność od studiów podyplomowych, później będą magisterskie i doktoranckie, w specjalnościach niezbędnych do transformacji gospodarczej, oraz społecznej w Republice Białorusi. Dyplomy dla Białorusinów mają wydawać polskie uczelnie partnerskie.

Znadniemna.pl na podstawie Kresy24.pl, Belsat.eu, fot.: Facebook.com/ales.milinkevich

 

Reżim Łukaszenki przeprowadził rewizję w domu opozycyjnego białoruskiego polityka, 76-letniego Aleksandra Milinkiewicza. Jak podaje telewizja Biełsat, zostały opieczętowane drzwi domu polityka we wsi Berszty, w rejonie szczuczyńskim, gdzie w XIX wieku mieszkali jeszcze pradziadkowie polityka, wypędzeni ze swoich domów przez władze carskie. Sam zainteresowany nie wie

Skip to content